Szczelniej owinął się płaszczem, jakby...
... chciał ochronić się przed chłodem. Cala jego postura wyrażała skrajną arogancję i lekceważenie... Nisko pochylona głowa prawie nie pozwalała dojrzeć błąkającego się na wargach uśmiechu. Chude ciało wydawało się pochodzić spod ręki niewprawnego karykaturzysty... i jeszcze te ciemne okulary... w środku nocy? Dłoń mierzącego w niego policjanta nieznacznie drgnęła... raz... drugi... Niedorzeczność; spotkał już szaleńców nakręcających się własną pewną śmiercią. Ale ten był inny - zachowywał się tak jakby to go nie dotyczyło. Postać w płaszczu bacznie obserwowała drgnięcia lufy, wydawało się, że każde z nich minimalnie poszerza jej rekini uśmiech. Nagle szybkim ruchem uniosła rękę. To wystarczyło, by nerwy funkcjonariusza przeszły do automatycznego wykonywania wyuczonych odruchów. Huknął strzał, potem drugi, po którym powinna nastąpić fontanna krwi, kości, mózgu... zamiast tego z obezwładniającym przerażeniem obserwował stale zbliżający się, coraz szerszy krwiożerczy uśmiech...