Papieros wolno dopalał się...
... tkwiąc bezużytecznie pomiędzy jego palcami. Od dłuższego czasu siedział w całkowitym bezruchu, o czym świadczył coraz dłuższy słupek popiołu... Siedział na brzegu niezaścielonego łóżka, w obskórnym pokoju, w którym każdy z niewielu przedmiotów pokryty był patyną rys świadczącą o długim i intensywnym użytkowaniu. Szafka, łóżko, obtłuczone lustro, zdewastowana łazienka, kalekie krzesło... Na początku był rozczarowany - nie spodziewał się, że tu będzie tak... tak zwyczajnie. Potem był wściekły, bo okazało się, że prawie wszystko tu jest niemożliwie statyczne i ograniczone. Krzesło bez jednej nogi dawało się przesunąc, nie wiedzieć czemu, tylko o parę centymetów w lewo, zaścielenie łóżka było niemożliwe (pościel w nieładzie, ale jakby była przynitowana,0), a przejście przez dwoje drzwi zawsze prowadziło do punktu wyjscia. Stracił rachubę czasu, stawał się dokładnie taki jak otoczenie... Papieros poparzył mu palce. Ze złością rzucił go na podłogę, wykonujac przy tym pierwszy od dłuższego czasu energiczny ruch. Nie był w stanie znosić tego dłużej... Położył sie na beznadziejnie niewygodnej, zesztywniałej pościeli, zacisnął mocno powieki i wraz z ostatnim wdechem zatęchłego powietrza wyobraził sobie rzeczywistość...