01:26 / 13.04.2004 link komentarz (5) | Swieta....
ktorych nie bylo i juz po swietach. W sobote wyciagnelam I. na hiking i wydawalo mi sie, ze bylo ok.... okazalo sie, ze nie do konca. Krecenie nosem osiagnelo apogeum po obiedzie i przybralo rozmiary burzy z gradobiciem. Nie, zadne wrzaski, czy cos z tych rzeczy. Po prostu grobowe milczenie a potem piorunujacy wzrok i odwrocilam sie na piecie i.... juz.
Gdyby nie A. i A. to nie wiem, co bym zrobila.
Potem przepraszajace maile, tlumaczenie... wreszcie rozmowa i jakos przeszlo. Oboje obiecalismy w sobie pewne rzeczy zmienic,a przynajmniej sprobowac... dobrze, ze obojgu nam sie ciagle chce.
W niedziele oficjalny proszony obiad u rodzicow przyjaciolki I. Troche sie dziwnie czulam - oni tam sie wszyscy znali, witali rzucajac w objecia... a ja tak jakos nie z tej bajki zupelnie, nie z tej...
Potem wieczor przeciagnal sie u I. i wrocilam jak zwykle rano do domu. Moglo byc gorzej, bo po sobotnim spieciu nie spodziewalam sie wcale takich awanasow, a tu prosze... |