21:18 / 20.12.2004 link komentarz (3) | W sobote
poszlismy z I. na krismasowe party do jego znajomego. Zaczelo sie nudnie jak cholera - byla jego siostra (w osmym miesiacu ciazy) z mezem, jakies znajome. Dretwa rozmowa, mjuzak krismasowy (nic tylko sie pozrzygac) i zarcie calkiem ok - niestety, przybylismy juz po obiedzie, nauczeni doswiadczeniem z poprzednich imprez u S. u ktorego nigdy zarcia nie mozna bylo uswiadczyc.
Po jakims czasie zaproponowalam I. zeby kopsnac sie do samochodu i przyniesc jego kompakty. Najpierw zaoponowal - bo to nie jego party, bo nie bedziemy sie szarogesic..
Po jakims czasie jednak zmiekl i.. zaczela sie zabawa! Ludzie predziutko odsuneli stol, zrobili miejsce i zaczeli tanczyc. Niesamowite, jak na S. party - gdzie nikt przedtem nie tanczyl. Z drugiej strony jak mozna bylo sie bawic do muzyki z lat osiemdziesiatych, takiego zajobnego disco? S. tylko takiej slucha i nikt nie smial jakos tego zmieniac.
Ja osobiscie mialam przyjemnosc wytanczyc sie z ... murzynem :)
Matko, ostatni raz tak smigalam w szkole sredniej, kiedy jeszcze przynalezalam do klubu tanca. Facet byl po prostu niesamowity. Obracal mna na wszystkie strony, podrzucal, przekrecal - zaliczylismy chyba wszelakie ewolucje. Jego towarzyszka, z ktora przyszedl, obrazila sie na niego - bo caly czas tanczyl ze mna. Hihih :)
Dobrze, ze I. bardziej tolerancyjny. Powiedzial, ze jakby byl murzynem to tez by tak tanczyl... |