21:29 / 20.12.2004 link komentarz (3) | Tak poza tym
to szalenstwo zakupow swiatecznych sie zaczelo na dobre. Ten weekend byl ostatni przed bozym narodzeniem. Pojechalismy do zajobnej wielkosci malla (tak tutaj nazywaja sie centra handlowe w stylu warszawskiej galerii mlotow), bo tam znajdowal sie najblizszy Apple Store.
Boze. Dzikie tlumy, cale rodziny, bahory wrzeszczace na wozkach, na rekach, dziki obled w oczach, kolejki do kas - no makarbra po prostu.
I, ktory ma srednio zaawansowana klaustrofobie malo tam nie zeszedl. Streszczalam sie jak moglam, facet obslugujacy kase pomylil sie dwa razy...
Wychodzilismy juz prawie biegiem, I. z panika w oczach i mina jakby zaraz mial sie udusic. Ja jestem bardziej odporna na tlumy, ale ta mieszanka krismasowego miuzaka, wrzeszczacych bahorow, wrzeszczacych rodzicow, grajacych zabawek, komunikatow przez megafony i halasu wszelakiego podzialala jak mlot pneumatyczny o 4 nad ranem.
W domu okazalo sie, ze I. nie ma kabla ethernetowego. Dal mi crossover, ja mu mowie, ze to nie to, alemusialam podlaczyc i pokazac, ze nie dziala, zeby uwierzyl. W lokalnym office depot mieli i kable i ladne damskie torby na laptopy. Cudo! Moglabym nawet taka torbe nosic zamiast mojego plecaka... tyle, ze ciezka jak cholera z tym laptopem w srodku...
Sama maszynka jest boska. Nie moglam sie od niej odkleic. Zakupilam sobie
ten
model. Jeszcze tylko dokupic wiecej pamieci i bedzie git :) |