08:26 / 28.12.2004 link komentarz (2) | Ponurosc
mnie jakas zdjela i nic mi sie nie chce. To wszystko nie bez powodu, rzecz jasna.
Kolejny kryzys zwiazku z I. Zbieralo mu sie, zbieralo az sie ulalo, ze tak powiem. Poszlo dokladnie o to samo co zawsze.
Ja mu tolkuje do lba, ze to niedobrze jak sie ludzie utozsamiaja z roznymi przedmiotami, opiniami i pogladami. Bo potem sie powie cos krytykanckiego na temat np. samochodu (np. hond w ogolnosci), pogladu politycznego czy czego tam - i zaraz problem gotowy. Bo to obrazliwe, ktos sie czuje urazony etc.
No i ja ponoc ciagle takie rzeczy mowie i go tym ranie i obrazam. Ze mowie, to sie zgadzam - mam wlasna opinie na temat wszystkiego i zykle sie z tym nie kryje. Tylko, ze nie sadze, zeby bylo w tym cos niewlasciwego.
On sie upiera, ze w tej kulturze (tj. w USA) ludzie nie sa tacy szorstcy, prostolinijni i ja w zwiazku z tym powinnam sie dopasowac.
A ja nie mam ochoty sie dopasowac. Nie sadze, zeby to byla wlasciwa postawa. Dzis postawilam wszystko na ostrzu noza i to I. mnie prosil, zeby nie rozpieprzac tego wszystkiego i ze on chce dalej ze mna byc.
Jezu, nic mi sie nie chce.
Ze tez takie gowna to sie zdarzac musza w okresie swiat. Ze tez nie moga kiedy indziej. |