20:24 / 10.02.2005 link komentarz (0) | Amerykanski styl zycia
Powoli dojrzewam do zmiany samochodu. Gdybym nie jezdzila
po autostradach (czyego tutaj uniknac sie nie da, zreszta
tak jest szybciej), moze nie przeszkadzaloby mi az tak bardzo ze Kojota przy wiekszych predkosciach zachowuje sie wysoce niestabilnie. A tak.... nie moge prowadzic
jedna reka, bo po prostu sie nie da, nie mowiac juz
o odebraniu telefonu podczas jazdy.
Teoretycznie rzecz biorac moglabym wydac pieniadze na
wheel alignment i wheel balance, ale nie ma to wiekszego
sensu w wypadku samochodu, ktory kosztowal mnie $2500.
Po czesci zaczynam rozumiec Amerykanow i ich obsesje na
punkcie nowych, duzych i sprawnych samochodow.
Z powodu braku komunikacji publicznej i horrendalnych cen
nieruchomosci wiekszosc normalnie zarabiajacych ludzi
(czytaj: nie milionerow) mieszka z dala od centrow miast i swojej pracy.
Chcac nie chca skazani sa na spedzanie znaczacej czesci
swojego zycia w samochodzie.
Nie dziwota wiec, ze chca miec przyzwoite samochody, ktore zapewnia w miare znosny komfort jazdy.
Na to naklada sie jeszcze problem manifestowania
swojego statusu za pomoca samochodu. Kwestia dyskusjna, ale faktem jest ze tak cie oceniaja (wiekszosc) jak cie
widza - czyli po samochodzie i ubraniu...
W wypadku pracy reprezentacyjnej, gdzie trzeba jezdzic
po klientach, ma to ogromne znaczenie. Ogolnie przyjeta
praktyka jest taka, ze firma zwraca za eksploatacje samochodu i benzyne - do rzadkosci nalezy fundowanie
firmowych samochodow (po co, skoro kazdy i tak ma wlasny?) |