sarah // odwiedzony 276040 razy // [technics1200 szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (856 sztuk)
03:03 / 30.03.2005
link
komentarz (2)
Politycznie znow

Skad sie tylu ludziom w Polsce bierze przekonanie, ze
zrobienie edukacji odplatnej rozwiaze wszystkie jej bolaczki? Owszem, przyklady szkol prywatnych i spolczenych, slono platnych, pokazuja, ze ich poziom
jest znacznie wyzszy od panstwowych - przynajmniej
na etapie edukacji podstawowej i sredniej.
To prawda, ze nauczycielom panstwowym sie z przeproszeniem gowno placi i podniesienie ich pensji
pozwoli zatrzymac/przyciagnac najlepszych. Tylko
czy aby napewno?

Znacznie wieksza zakala - zwlaszcza na poziomie uniwersyteckim - jest brak jasnych i przejrzystych przepisow dotyczacych weryfikacji kadry. Iluz to pseudoprofesorow i docentow sie tam kisi, ludzi ktorzy nie robia praktycznie nic - no moze od czasu do czasu napisza jakis artykulik, zeby ich nie wyrzucono...
Ale trwaja, bo maja znajomosci i sa w ukladzie.
Ci spoza ukladu - won.

Nie, to nie jest teoria spiskowa. Kazdy kto mial do czynienia z kadra naukowa na panstwowej (i nie tylko) uczelni moze to potwierdzic.

Tylko co da zrobienie platnej edukacji na skale calego kraju? W duzym stopniu efekty mozna obserwowac w USA.
Kilkanascie prestizowych, najlepszych uniwersytetow, ktorych ukonczenie z dobra lokata w zasadzie gwarantuje ciekawa prace, w wiekszosci tez dobrze platna. Absolwenci sa odlawiani przez pracodawcow zaraz po uzyskaniu dyplomu a nawet wczesniej, podczas internship.
Semestr na takiej uczelni (Stanford, Princeton, Harvard) kosztuje niebotyczne pieniadze - kilkadziesiat tysiecy dolarow. Na taki wydatek edukacyjny stac tylko dzieci z najbogatszych rodzin i to one stanowia tam 95% (jak nie wiecej) studentow.
Odsetek tych, co ciagna na stypendiach jest na tyle znikomy, ze w zasadzie pomijalny. Zreszta takie stypendium pokrywa tylko czesc kosztow, a trzeba jeszcze zaplacic reszte plus jakos sie utrzymac.
Dzieci z biednych rodzin nie maja absolutnie szans. Z trudem przychodzi im nawet zaplacenie za uniwersytet stanowy, najczesciej laduja w tz. community college, ktore to szkoly oferuja tylko stopien "associate" - cos jak dwuletnia szkola pomaturalna w Polsce. Tyle, ze przy odpowiedniej gimnastyce i spelnieniu okreslonych wymagan mozna sie potem transferowac na uniwersytet (znow, tylko na wyznaczone a nie na kazdy).

Dzieci bidakow, ktorzy utrzymuja sie z dorywczej pracy fizycznej platnej pare dolcow na godzine nie koncza zadnych szkol, bo ich na to nie stac. Zaczynaja pracowac jako nastolatki tak samo jak ich rodzice i tak wlasnie koncza.

Przepasc pomiedzy biednymi a wyzsza klasa srednia sie poglebia.
Czy warto takie rozwiazania kopiowac w Polsce?