07:45 / 22.09.2005 link komentarz (2) | Ufff!
Problemy kompatybilnosci przewalczone, dzieki wydatnej pomocy dwoch bliskich znajomych (juz oni wiedza, o kogo chodzi :) - dzieki serdeczne.
Co sie czlek nadenerwuje, to sie nadenerwuje... zwlaszcza, ze robienie prywaty z pracy, na laptopie stojacym na biurku, kiedy tabuny wala korytarzem i gapia sie w ekran, to proszenie sie o klopoty.
No ale oj tam.
Teraz walcze z glossary dostarczonym przez pracownika rzeczonej
firmy.
Okolo tysiaca slow i terminow, z czego jakies 30% ma sens i jest
przetlumaczone wedle zasad polskiej gramatyki i slowotworstwa, a
reszta to szajs nieziemski.
Na przyklad: slyszal ktos o takim slowie jak "licytant"???? Powinno byc
licytujacy, prawda? A nie jest.
No i ja mam kierowac sie takim glossary. Boje sie, ze z powodu malej
ilosci czasu polece "z glowy" tj. bede tlumaczyc tak jak wydaje mi sie
za sluszne, a nie szukac ich durnych koslawych terminow... i sie wyloze.
Bo jednym z punktow, wedle ktorych beda mnie oceniac to wlasnie zdolnosc podazania za ich stylem i slownictwem.
Matko.
Niech ktos powystrzela durnych tlumaczy ktorzy nie wiedza, co czynia.
Jesli mi starczy czasu to rzecz jasna bede rabac w nawiasach uwagi typu "podazam za terminami z glossary, ale w/g mnie lepszym tlumaczeniem byloby x.." itd.
O budowie zdan nie wspomne.. spuscmy zaslone milczenia.
Tak, wiem, to co tutaj prezentuje na blogu tez nie do konca jest poprawne, ale na boga - to nie jest oficjalne tlumaczenie ani tekst.
Zreszta, dawno juz zauwazylam ze pisanie notek z pracy powoduje
powstawanie jakichs koszmarnych gniotow i urywkow mysli odjalowionych...
Z tematow osobistych: w sobote sie wybieram gdzies z T. - jak raz ma wolny czas, a as oswiadczyl ze bedzie wtedy zajety, wiec....
Musze tylko jeszcze jakas bajeczke wymyslec na piatek do pracy zeby
usprawiedliwic nieobecnosc przez pol dnia.
No i tak to. |