11:38 / 23.02.2005 link komentarz (3) | Gdyby nie ten przeklęty remont, który od kilku dni spędza sen z mych powiek, to bym wczoraj nie wybrał się na pojeżdżenie autobusami. A tak, to pojechałem spotkać się i pojeździć z wujkiem na 195.
Na Hucie cisza i spokój zaledwie przez kilka minut. Wujek poszedł do dyspozytorni, a ja sam zostałem w wozie za fajerą. Wtem słyszę odgłosy żulerskie - w lusterku widzę gromadę szalikowców Legii, którzy po kolei zapalają papierosy i otwierają piwa, po czym jak jeden mąż ładują się do wozu. Zajmują tył autobusu i chlają i palą. Ja sam, więc odczuwam niepokój. A wujek zagadany przegapia czas odjazdu. Z tyłu dobiegają do mnie odgłosy: "O którem odjeżdża? 21 po. Ty, to k... jest już 21. Czemu on k... stoi?". Z obawy, że pójdą na przód i każą mi jechać, wyskakuję z kabiny i grzeję do dyspozytorni. "Wujek, ty gaduło, jest już po czasie!" - wołam z progu. "Oj, tak tak" - wujek urywa gadkę ze znajomymi i pędzi ze mną do wozu.
Startujemy, a ja cicho relacjonuję przebieg wydarzeń. Wujek raz po raz zgląda w wewnętrzne lusterko, czy chuligani nie niszczą wozu. Na szczęście jest w porządku, żule wyłażą kilka przystanków dalej, a my jedziemy na pętlę "Natolin Północny". Ledwie z czasem wyrabiamy, a jedziemy jak burza - te rozkłady projektują jacyś idioci.
Na krańcu wujek idzie podbić kartę, a ja znów zasiadam za kółkiem. Silnik pracuje, więc czuję się jak kierowca, który zaraz odjeżdża. Jakiś szofer z naszej zajezdni macha do mnie - pewnie myśli, że ja to kierowca. Wreszcie jedziemy do zajezdni i tam niespodzianka - ochrona na bramie mnie nie wpuszcza, bo mieli ostatnio inspektorów, którzy wyniuchali nieprawidłowości w zakładzie i kilka osób straciło przez to pracę. W takim razie nie chce mi się czekać samemu na wujka pół godziny i zabieram się z innym kierowcą, który podczas jazdy opowiada mi ciekawe historie. Zmówiłem się z nim na dziś (8/503), bo w domu nie mam zamiaru słuchać wiertarek i młotków.
____________________________________________________________________________________ | 12:52 / 22.02.2005 link komentarz (0) | W poniedziałek tylko jeden autobus i tylko dwa przystanki.
Po południu wsiadłem spod plastyczniaka na Smoczej w przegubowego Ikara 157. Rzuciłem mimowolnie okiem na przód i szybko wyłowiłem napis na kabinie szofera - "Linię obsługuje zakład pogrzebowy". Czyżby jakaś nowa zajezdnia?? Myślałem, że mnie ze śmiechu wywróci. Ale numer boczny busa (5660) wyraźnie mówi mi, że wóz jest z Redutowej. W starszych wozach trzecia cyfra oznacza numer zajezdni - 6 to jest "R-6 Redutowa". Podchodzę wręcz bliżej i moim oczom ukazuje się drobny napisik na tej naklejce - VLEPTEAM. Aha, to jest tak zwana vlepka, czyli produkt młodych ludzi, którzy w ten sposób chcą umilić ludziom podróż autobusem. Zwykle jednak vlepki są na samym końcu autobusu, a tu taka niespodzianka.
Do wieczora już spokojne w 'cztery oczy' gadu gadu z ciocią, która jak zwykle ma sporo do powiedzenia...
_______________________________________________________________________________________ | 13:06 / 21.02.2005 link komentarz (0) | W niedzielę, po pracy wsiadłem w 522. Niestety, trafił mi się chełmski, przegubowy Jelcz o numerze 7991. Klekotał i trzeszczał na warszawskich dziurach, jakby lada chwila miał się rozpaść na milion kawałków. Dojechałem nim na Bankowy. Tam tylko kilka minut poczekałem na wujkowe 524. I znów przejechałem się z nim, ciągle gadając, do pętli na Bokserskiej i z powrotem na przystanek "Ratusz". Przy okazji dałem wujkowi kartkę ze swoim wierszem o autobusach, by umieścił go na swojej stronie.
Uch, nastałem się w ziąbie prawie kwadrans, zanim przyjechało 111. I tym razem przegubowy Jelcz, ale z zajezdni Redutowa. Ten jednak nie klekotał, ale za to bardzo bujał, bo musiał mieć już zużyte zawieszenie (miechy pneumatyczne). W tym busie spotkałem fajną dziewczynę imieniem Kasia - moją starą znajomą z podstawówki.
________________________________________________________________________________________ | 12:18 / 20.02.2005 link komentarz (0) | W sobotę zaliczyłem kilka busów. Na początek 522 obsługiwane przez Redutowego Mana, którego kierowca jechał nadzwyczajnie ostrożnie, jakby ten wóz kupił za swoje pieniądze. Przez tory tramwajowe przejeżdżał chyba 15 na godzinę - chyba on musi kochać ten autobus. Tym wozem dojechałem na Plac Bankowy, gdzie czekałem już na 524 mojego wujka.
Na przystanku zapytałem ludzi, czy było już 524 - dostałem odpowiedź, że zaraz będzie. Faktycznie, zaraz przyjechał przegubowy Ikarus brygady szóstej. Kobiety, których pytałem, zrobiły wielkie oczy, gdy nie wsiadłem w ten autobus ("No jak to, pyta się kiedy 524, a jak przyjeżdża, to nie wsiada.."). Pokrótce wytłumaczyłem, że czekam na kogoś z rodziny.
I wreszcie, po kilkunastu minutach, zajechał na przystanek znany przeze mnie Solaris o numerze bocznym 8736. Wsiadłem pierwszymi drzwiami i od razu wujek otworzył mi drzwi do swojej kabiny. I tak w stronę pętli Bródno-Podgrodzie sobie z nim rozmawiałem i śmiałem się z jego dowcipów. Ludzi w wozie było dość sporo - w sobotę, a tak samo jak w zwykły dzień. Na pętli piętnaście minut postoju, które wypełniłem przeglądaniem pisma komputerowego, jakie wujek zawsze kupuje (jest on maniakiem komputerów). Przejechałem się z nim spowrotem do Placu Bankowego. Przy okazji dał mi swoją starą kurtkę (dostał z przydziału nową).
Z Bankowego wróciłem Connex'owym 171, które zawsze jest zapchane - obojętnie, czy zwykły dzień czy weekendowy. Dlatego też tylko jeden przystanek, a tesztę już na piechotę.
W domu pochwaliłem się kurtką, która jest dla mnie nieco za obszerna, ale wyglądam jak kierowca, hehe...
____________________________________________________________________________________ | 13:13 / 18.02.2005 link komentarz (0) | Wczoraj zaliczyłem przejażdżkę ze swoim wujkiem na linii 710. Wujek jest już od prawie trzydziestu lat kierowcą w MZA. Do niedawna jeszcze jeździł Neoplanem 6774, ale po ostatnich przenosinach wozów do innych zajezdni otrzymał on Solarisa 8736.
Wczorajszą jazdę można spokojnie zaliczyć do ekstremalnych, gdyż z powodu ciągłych opadów śniegu na niektórych trasach utworzyły się solidne zaspy. W przypadku linii 710, która kursuje z Wilanowskiej do Piaseczna przez Konstancin, oznacza to pokonywanie różnych mało uczęszczanych dróg, a jak wiadomo to tylko w Warszawie służby miejskie starają się by drogi na czas (aczkolwiek nie zawsze im się to udaje) odśnieżyć i posypać solą. Dlatego też wczoraj na niektórych odcinkach trudno było wyjechać z zatoczki przystankowej lub podjechać pod górę, a na ostrych łukach wóz stawał bokiem. Po drodze natknęliśmy się na sporą liczbę kolizji drogowych.
Kurs zjazdowy do zajezdni został przemianowany z 710 na 709, które ma prostą trasę po Puławskiej. Razem z wujkiem wjechałem na zajezdnię, gdzie żaden cywilny pasażer nie ma wstępu, ale jako że jestem z rodziny kierowcy, to mam swoje przywileje (w zajezdni prawie wszyscy z obsługi mnie znają). Procedura obsługi wozu po wjechaniu na zakład jest następująca:
1. Zajeżdża się na stację paliw i tankuje do pełna autobus, by zmiennik na pierwszej zmianie mógł od razu wyruszyć na trasę;
2. Po zatankowaniu jedzie się na myjnię;
3. Kolejny punkt to hala serwisowa, gdzie dokonywany jest podstawowy przegląd techniczny pojazdu. Kierowca musi też powiedzieć o ewentualnych usterkach;
4. Autobus odstawia się na wyznaczone miejsce parkingowe;
5. Dokumenty pojazdu oraz tablice kierunkowe zdaje się w dyspozytorni.
Czasem to wszystko zajmuje niecałe pół godziny, czasem nawet półtorej godziny. Wszystko zależy od pory, kiedy zjeżdża się do zajezdni. Najdłużej to wszystko trwa, gdy ma się zjazd koło północy, bo wtedy najwięcej wozów zjeżdża jednocześnie i są długie kolejki do zatankowania, mycia i przeglądu.
_________________________________________________________________________________________ | 14:38 / 17.02.2005 link komentarz (2) | Heh, to mój pierwszy wpis i warto coś powiedzieć o tym, co tu będzie pisane.
Jestem miłośnikiem komunikacji miejskiej w Warszawie, dużo jeżdżę busami i zawsze coś się dzieje, co warto opisać. A więc dlaczego miałbym nie popisać.
|
|