breaking_good // odwiedzony 30783 razy // [nlog/Prozac/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (151 sztuk)
05:20 / 14.06.2016
link
komentarz (0)
Kiciuś wybudzał mnie z głębokiego snu bardzo długo i uporczywie. Nie mogę już zasnąć, nie zasnę dopóki tego nie napiszę.
Wciąż wracam do Rynku. Jakoś dziwnie często znajduję się pod starym mieszkaniem - jak na kogoś czekam, jak chcę przystanąć z zakupami.. Chcę do domu. Kurewsko starałam się przyjąć na klatę wyprowadzkę, która spadła na mnie w momencie, gdy byłam najsłabsza tuż po odwyku. Starałam się jakoś mieszkać na wynajętym, ale od lata tylko czekałam, aż to się skończy i znów będę na własnym, będę mogła zadomowić się, zrobić coś po swojemu. No i jestem tu, po wielkich trudach remontowo-przeprowadzkowych. Zrobiłam wszystko ze swoim nastawieniem, aby przyjąć tę "nowość" pozytywnie do serduszka. Mówiłam: "Jest dobrze", "zrobi się", patrzyłam na jasne strony i uwypuklałam je, nie traciłam dobrego ducha i zapału. Ale czuję, że nie mam siły już sama siebie oszukiwać. Odejmuje całego sensu to, że mieszkanie nie jest ani moje, ani kredyt spłacony. Duszę się tutaj - brakuje przestrzeni, brakuje pomieszczeń i drzwi do nich. Jestem za stara na taki regres. Myślałam, że nie, ale jestem. Nie mogłam tego wiedzieć wcześniej. Starałam się dostosować, jak mówię, szukać pozytywów i mieć pozytywne nastawienie. Staję pod oknem i jestem zarazem w sypialni, w "salonie", w kuchni i przedpokoju i patrzę na drzwi wejściowe. Duszę się i czuję, że nie mam gdzie iść. Nie mogę teraz iść do drugiego pokoju, gdy on śpi, bo nie ma drugiego pokoju, jest tylko ta jebana ścianka. Oboje zachowujemy się nienaturalnie cicho, kiedy drugie śpi. Ani muzyki, ani sprzątać, ani telewizji, ani pograć. Nie ma gdzie zjeść, ani gdzie położyć laptopa, bo nie ma stołu. Nie mówię już o stole normalnym, mówię o stoliku kawowym - nie ma. Boję się taki wstawić, bo zabierze miejsce i będą na nim RZECZY, kolejny bałagan jak na tym jebanym blacie. Nie ma gdzie chować tych rzeczy. Brakuje mebli kuchennych i komody z szufladami i szafkami. Strach wstawić większą komodę z tego samego względu, z którego strach wstawić stolik. No tak, mogłam wybrać większe mieszkanie z dala od centrum. Łatwo mówić, gdy nie trzeba codziennie na piechotę wszędzie zapierdalać. Z resztą rok mieszkaliśmy dalej od centrum - z moją "przypadłością" zabunkrowałam się w końcu w mieszkaniu, mimo, że zabiegałam o to, by się tak nie stało. A zrobienie większych zakupów wiązało się z nadludzkim wysiłkiem lub zamawianiem taksówki, tudzież proszeniu obcych o doniesienie zakupów pod blok. I codziennie zapierdalać z tymi ciężkimi siatami - wybierając mieszkanie musiałam brać pod poważną uwagę odległość Biedronki od mieszkania. I czasami przyłapuję się, że w myślach rozpaczliwie krzyczę: "niech to się już skończy! chcę do domu!".. Niewygodnie mi, źle mi, od półtora roku staram się umościć, znaleźć sobie miejsce - nie umiem! Jestem zmęczona. Jak to przekuć na coś dobrego? Ta sytuacja mobilizuje mnie do działania, żeby posiąść wreszcie własny dom, w którym mogłabym się poczuć komfortowo, wygodnie i bezpiecznie. Gdzie mogłabym odpocząć. Jak tam.