mariposa // odwiedzony 185612 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (610 sztuk)
07:21 / 11.10.2004
link
komentarz (3)
Jezusiczku. Trzeci raz w mojej karierze mam przeczytac Kronike zapowiedzianej smierci. Nie dosc, ze to akurat ta ksiazka Marqueza,ktora najmniej lubie, to jeszcze profesor znany jest z upierdliwego detalizmu. Mnie tam takie czepiactwo podcina skrzydla, zdecydowanie.
Do tego dzisiaj zadzwonila pani z uczelni (co ona tam robila w niedziele???)i powiedziala, ze jeden z przedmiotow, ktore zaliczylam w Hiszpanii nie moze sie liczyc bo costam. Czyli w plecy, jakzemikurwamilo. Obliczylam sobie, ze jesli mam skonczyc przed czasem, to musze sie poprostu zarznac. Nastepne dwa semestry to bedzie koszmar z ulicy Elmridge.
Dzisiaj indyk vel dziekczynienie. Dowiedzialam sie,od 9-letniej i szcerbatej kuzynki, jaka jest geneza tego swieta: otoz jacys tam biali zgubili sie kiedys w USA, ktore wtedy jeszcze nie bylo USA i bliscy byli smierci glodowej. Napotkali ich sympatyczni Indianie i poczestowali indykiem. Nie wiem, jak historia sie konczy, ale przypuszczac moge, ze biali-nawpierdzielawszy sie az milo-wystrzelali hojnych Indian i przywlaszczyli sobie ich ogrodki oraz wisiorki z piorek. Tak wiec zjadlam obiad przeogromny w towarzystwie Polakow, ktorzy swietowali, iz Indianie byli zbyt glupi, zeby wyciac kilku Amerykanow w pien, zanim oni wycieli ich. A indyka nigdy nie lubilam, bo bywa suchy i wlazi w zeby.