Nawigacja: wszystkie notki ostatnie 20 ostatni miesiąc 

2003.10.02 14:07:07 link

Nie wyspalem sie z nocy, nie wyspalem sie pewnie dlatego, ze prawie w ogole nic nie spalem. Nie moglem zasnac, dziwne mysli chodzilo mi po glowie, szumiaca cisze przerywal ten dzwiek, ten dzwiek ktory ostatnio czesto slysze, kap, kap. Zawsze dwa razy, kap kap i cisza, pare minut i znowu kap kap. Pies sie obudzil, wszedl do pokoju, ziewnal i podszedl do skraju lozka, mimo iz bylo ciemno patrzyl na mnie, poglaskalem go po glowie i zaczal machac ogonem. Siedzial przed lozkiem, mimo iz go juz nie glaskalem a on dalej siedzial, od czasu do czasu machal ogonem poniewaz byla slychac szelest psiego ogona na dywanie. Minuty przeskakiwaly powoli, czas dluzyl sie i dluzyl, a on siedzial, siedzial chyba z z dobre 10 minut, w koncu sie polozyl, o dziwo kolo lozka, nigdy tego nie robil, a tu prosze, polozyl sie i westchnal sobie. Nie zasnal, bo nie slyszalem by spal, zawsze gdy spi, albo piszczy albo warczy przez sen, albo oddycha jakos nie naturalnie, a on poprostu lezal i czuwal. Nie pamietam o ktorej zasnalem, pamietam tylko, ze o 8.30 zachcialo mi sie pic, gdy sie obudzilem i chcialem zejsc z lozka prawie go nadepnalem, bo on dalej lezal, heh nigdy nie lezal kolo mojego lozka, nigdy, a tu prosze. Pobieglem szybko do kuchni sie napic, on tylko uniosl glowe i popatrz na mnie, nie poszedl ze mna, tak jakby wiedzial, ze za chwile spowrotem wroce do lozka. W domu bylo zimno, kaloryfery wciaz zimne, wiec sprintem sie napilem i sprintem wrocilem do lozka, on popatrzyl, pomachal ogonem pare razy, w pokoju mozna bylo uslyszec puk puk psiego ogona o parkiet. Polozylem sie i jakos juz zasnalem, zasnalem bez problemu. Nie pamietam zbytnio o czym snilem, pamietam jedynie, ze szedlem ulica, pusta ulica posrodku jakis pol badz lak, szelem ulica, mimo iz byl chodnik, zadnego samochodu zadnego czlowieka, tylko ja. Szosa ktora szedlem byla pokryta czarnym nowym asfaltem, a na niej byly wymalowane jakies znaki, ale nie byly to takie zwykle znaki jakie mozna spotkac na ulicy, nie byly tez one koloru bialego. Znaki cos przedstawialy, byly to jakies symbole, ktore za cholere nie przedstawiwaly znakow drogowych, wszystko bylo wymalowane czerwono-krwista swiecaca sie w blasku slonca farba. Szedlem przed siebie dosc dlugo, nie ogladalem sie do tylu, szedlem przed siebie ale przede mna nic nie bylo, jedynie ta szosa i ciagle jakies wymalowana na niej, kompletnie dla mnie nie zrozumiale znaki. Krok za krokiem, tak jak przed snem uplywajaca minuta po minucie, ten spacer ta szosa wydawal mi sie bardzo dlugi, mimo iz pamietam tylko urywek snu, obudzilem sie, nie wiem dokad owa szosa prowadzila, nie wiem co bylo na jej koncu. To tak jak z zyciem, idziesz, dzien za dnien, godzina za godzina, ciagle przed siebie, robisz rozne rzeczy i nigdy nie wiesz co bedzie, co sie stanie, dokad zaprowadzi Cie droga ktora idziesz, co bedzie na jej koncu, czy w ogole cos bedzie, czy tylko pustka otoaczajaca nas do okola? Czy moze na drodze spotkasz kogos kto bedzie towarzyszyl Ci w tej pieszej wycieczce do nikad, czy moze caly czas bedzie to samotna i dluga wyprawa, niby gdzies do jakiegos lepszego jutra. Zbyt duzo nie wiadomych, zbyt duzo niejasnosci, zbyt wiele znakow na drodze, ktore jak to znaki powinny o czyms mowic, powinny wyznaczac jakies kierunki, moze trzeba czasu by zrozumiec niektore rzeczy, moze kiedys nauczymy sie czytac owe znaki ale gdy pojawi sie mysl by zawrocic i odczytac te znaki, ktore sie juz minelo to moze byc za pozno, byc moze nie bedzie mozliwosci zawrocenia. Musze juz isc... jestem spozniony, a w tym konkretnym wypadku ktos na mnie czeka...