|
|
Wiedział, że kiedyś,...
... wcześniej lub później jest mu to pisane. Wiedział, że był dobry, najlepszy, jedyny, najbardziej godny.
Przemiana zaczęła się od nieznacznych zgrubień w okolicy łopatek. Zgrubienia przeszły w pulsujące bólem guzy. Tego się nie spodziewał... Nie podejrzewał, że był to dopiero wstęp do męczarni, które miał przejść. Ból zaczął promieniować na całe plecy i ramiona. Guzy powiększały się, napinając skórę... Jednak świadomość jaki wynik przyniesie transformacja pozwalała znosic mu cierpienia... Aż którejś nocy [gdy ustał ostatecznie jego oddech] skóra na plecach pękła, odsłaniając wilgotne jeszcze, ociekające krwią skrzydła. Skrojone z tej samej materii co sny i nadzieja... Nie musiał uczyć się ich używać, od zawsze miał tę umiejętność ukrytą głęboko w nieużywanym zakamarku mózgu. Nim wyschły, wzbił się w wieczorne niebo... coraz wyżej... oglądał świat z perspektywy Świadomości... wyżej... już niemalże stoi u bram... wyżej... ledwo dotknął stopą swego wyśnionego raju... N i e ! Dlaczego, o Panie, dlaczego?!?
Wszystkie jego słowa, czyny, którymi przebili mu duszę... nie mógł się ich wyprzeć, nie mógł zaprzeczyć... Przeczuwał, że będzie długo spadał... Zachował skrzydła, jednak teraz skrojone były z grzechu i cierpienia... Czuł też już kolejną transformację... Dwa niepozorne zgrubienia na czole...
[...you have seen hell... but try to live for our paradise...]
|
|
|