usmiechnieta_buzia // odwiedzony 5008 razy // [znowu_cyan nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (5 sztuk)
14:28 / 14.03.2002
link
komentarz (0)
Zdecydowanym ruchem zakrylam cale okno czarnymi zaslonami. Slonce, ktore usilowalo sie wedrzec do pokoju przez otwarty balkon, takze mi przypominalo o Krzysztofie. A ja tak bardzo chcialam zapomniec.
Gdy w pokoju znow zrobilo sie ciemno, odetchnelam. Spojrzalam na zegarek. Byla prawie osma. Jejku, osma! Musze isc do pracy!, pomyslalam szybko.
Pobieglam natychmiast do lazienki, zeby sie szykowac.
Spojrzalam w lustro. Mialam bardzo zmeczona twarz. Jakas byla inna. Nie bylo w niej codziennego smutku. Tego dnia byla w niej pustka. W oczach tez. Nagle zrobily sie takie glebokie... Jak studnia. Bez dna.


21:35 / 12.03.2002
link
komentarz (0)
To bylo ladnych kilka lat temu. Swiecilo slonce. Ale swiecilo tak ladnie, ze nie moglam sie opanowac, by nie zrobic czegos szalonego. Chcialam poczuc kontakt z przyroda. Chcialam czuc na sobie slonce. Chcialam sie kąpac w jego promieniach. Chcialam stac sie czescia tego cudownego, cieplego dnia. Zespolic sie z nim i nie rozlaczac, az do zmroku.
I tuz przed wejsciem do szkoly zawrocilam w strone dworca. Postanowilam spedzic wagary gdzies poza miastem, z dala od zgielku, od ludzi, od zadymionego powietrza. Nie zamierzalam jechac daleko. Ale gdzies, gdzie bedzie chociaz namiastka przyrody: łąka, las, woda. I slonce.

Przedzial by dosc zatloczony, ale znalazlo sie miejsce i dla mnie. W dodatku przy oknie.
Obok mnie siedziala brzydka, gruba, spocona kobieta. Miala tluste wlosy pare dni temu zakrecone na walki. W spracowanych dloniach trzymala torebke- stara, brudna i calkiem juz niemodna. Oddychala glosno i kaszlala co jakis czas.
Obok niej siedzialy jej corki. Byly to blizniaczki, rownie brzydkie jak ona.
Po drugiej stronie, naprzeciwko dziewczynek, wlasnie rozsiadl sie pewien mięśniak. Byl bardzo wysoki. Tak, ze musial sie schylic, zeby wsiasc do przedzialu. Poza tym byl napakowany jak dwoch Schwarzeneggerow i srednio przystojny. Ale pachnial woda kolonska "Brutal", wiec myslal, ze rządzi. Najpierw rzucil grozne "dzien dobry", po czym usadowil swoje umiesnione cztery litery obok siwego pana z laska.
Pan mial na glowie kowbojski kapelusz, flanelowa koszule i jeansy i byl jakby nie z tego swiata. Mial pogodna twarz o delikatnych zmarszczkach i duze, siwe wąsy. Co jakis czas spogladal cieplym wzrokiem na swoja zone, siedzaca obok, i chwytal ja za reke. Momenatmi wygladali jaka para nastolatkow na pierwszej randce.
Na wprost mnie, takze przy oknie, siedzial chlopak. Byl sporo starszy ode mnie- niewinnego podlotka. Mial na twarzy zarost. Madre, spokojne oczy spogladaly na mnie ukradkiem co jakis czas, a ksztaltne usta ukladaly sie w delikatny usmiech.
Na ramionach tajemniczego nieznajomego dostojnie spoczywaly jego dlugie, czarne jak heban, wlosy. Lsnily w sloncu i delikatnie poruszaly sie na wietrze.
To byl magiczny dzien.
Przez otwarte okno wplywal do pociagu zapach polnych kwiatow. Pan z siwymi wąsami snul opowiesci o swoich dalekich podrozach, a dwie brzydkie blizniaczki wpatrywaly sie w niego zasluchane i co chwila pytaly o rozne szczegoly, chichoczac przy tym ciuchutko. Nawet pachnacy "Brutalem" miesniak odwracal co i raz z zainteresowaniem glowe w strone siwego gawedziarza. Ja takze go sluchalam, chociaz niewiele na niego patrzylam. Nie moglam oderwac oczu od tajemniczego nieznajomego, ktory siedzial naprzeciwko.
Nasze spojrzenie w pewnym momencie polaczylo sie. To bylo jak trans. Ach, te oczy... Nigdy nie zapomne ich koloru. Byly szafirowe, a chwilami zupelnie blekitne. Ksztaltem przypominaly duze migdaly. Byly szczere i dobre, choc momentami troche tajemnicze. Pamietam je dokladnie. Jego oczy. I melodie glosu starego kowboja. I zapach kwiatow...

Pociag Zatrzymal sie z piskiem.
Wysiadlam. Rozejrzalam sie. Slonce nadal swiecilo mocno. Powietrze bylo gorace tak bardzo, ze az ciezko bylo oddychac. Przeszlam sie wzdluz peronu. Nagle dostrzeglam w jednym z okien pociagu tajemniczego nieznajomego. Usmiechal sie teraz szeroko i przyjaznie. Tez sie do niego usmiechnelam, bo bylo to bardzo zarazliwe. Za chwile jednak odwrocilam glowe i zaczelam isc. Gdy spojrzalam za siebie, tajemniczy nieznajomy szedl za mna. Byl dosc daleko, ale wcale sie nie spieszyl, nie staral sie mnie dogonic. Po prostu sobie szedl. Tak, jakby byl pewien, ze sama sie zatrzymam i poczekam na niego. Ja jednak szlam dalej.
Droga byla piaszczysta. Po obu jej stronach rozposcieraly sie ogromne pola.
Tajemniczy nieznajomy szedl dalej za mna. Postanowilam sie zatrzymac i zobaczyc, co sie stanie.
Im blizej byl ten intrygujacy chlopak, tym lepiej widzialam na jego twarzy usmiech. Wreszcie stanal przede mna i popatrzyl na mnie uwaznie. Nie bylo w tym spojrzeniu fascynacji ani pożądania, nie bylo milosci od pierwszego wejrzenia ani zachwytu, nie bylo takze typowo samczej proby oceny kazdego milimetra mojego ciala. W jego oczach bylo cieplo.
Patrzac tak na siebie nawiazala sie miedzy nami malutka nic porozumienia. Usmiechnelismy sie znow do siebie i ruszylismy dalej droga.

Upatrzylismy sobie miejsce prawie nad samym jeziorem. Polozylismy sie na trawie i zaczelismy obserwowac chmury. Przesuwaly sie leniwie po niebie, ale dosyc czesto zmienialy ksztalt.
Bylo mi dobrze. Mialam tego dnia wielka ochote na samotnosc i na milczenie. I w zasadzie obie rzeczy sie spelnily, bo, choc przebywalam z tajemniczym nieznajomym, nie musielismy rozmawiac, nie musielismy narzucac- jedno drugiemu- swojego towarzystwa. Bylismy samotni razem. I razem milczelismy.
Z nikim nigdy nie czulam sie tak dobrze. Nikt tak dobrze mnie rozumial. Jak on. Zachowywal sie tak, jakby znal wszystkie moje mysli i pragnienia, jakby wiedzial, ze nie mam ochoty nic mowic, jakby wiedzial, ze nie chce sie mu przedstawiac, jakby wiedzial, o czym marze i czego potrzebuje.
Wdychalam intensywny zapach fiolkow, ktore rosly niedaleko. Pachnialo dla mnie wszystko. Trawa, maki, kaczence, a nawet woda i mokry piasek. Wszedzie widzialam przepiekne kolory, wszedzie bylo jasno i wiosennie. Tak, bylam Przyroda. Stopilam sie z nia na chwile i delektowalam sie tym.

Po kilku godzinach blogiego milczenia i cieszenia sie dniem tajemniczy nieznajomy usiadl. Spojrzalam w jego strone, po czym uczynilam to samo. I siedzielismy tak naprzeciw siebie, patrzac sobie w oczy. Bylismy tak blisko...
Nagle tajemniczy nieznajomy wyciagnal w moim kierunku dlon i delikatnie przesunal nia po mojej twarzy. Pozniej po wlosach.
- Jestes piekna- powiedzial i wtedy po raz pierwszy uslyszalam jego glos. Niepowtarzalny, obledny i cieply. Mialam wrazenie, ze uniosl sie do gory, wraz z wiatrem, zawirowal wokol mojej glowy i zniknal. Rozplynal sie w powietrzu, pozostawiajac za soba cichutkie echo.
- Ty mnie rozumiesz- wyszeptal.
Usmiechnelam sie.
- Tak wiele mamy wspolnego- dodal.
Na pierwszy rzut moze to zabrzmiec faktycznie dziwnie. Ale ja bylam wiecej niz pewna, ze on mowi szczerze. Zreszta, spedzilismy razem wiele godzin. Mial prawo tak sądzic. Co z tego, ze nie rozmawialismy? Z rozmowy nie zawsze cos wynika. A z milczenia- wszystko. Czasem lepiej usiasc i pomilczec. Wtedy od razu wiadomo, co tak naprawde laczy ludzi. Wszystko widac na twarzy, w oczach, w usmiechu. Nie bez powodu istnieje przyslowie, ze mowa jest srebrem, a milczenie zlotem.
Tajemniczy nieznajomy chwycil moja reke i polozyl sobie na piersi.
- Czujesz, jak bije moje serce?- spytal.
Kiwnelam glowa.
Nieznajomy zblizyl sie jeszcze bardziej i pocalowal mnie w czolo. Mial bardzo miekkie, delikatne usta. Przeszyl mnie dreszcz.
Kolejny pocalunek trafil sie moim oczom, pozniej nosowi, policzkom i brodzie.
Wreszcie nieznajomy spojrzal mi w oczy z bardzo bliska, po czym zblizyl swa twarz, zatrzymujac sie ustami na moich ustach. Calowal mnie delikatnie, lekko, basniowo. Bylo w tym mnostwo magii. Bylo pieknie. Gdy odsunal glowe powiedzial:
- Moje serce niedlugo przestanie bic. Ale poki bije, niech bije dla ciebie.
Wstalam.
- Robi sie pozno- oznajmilam. - Wracajmy.
Nieznajomy podniosl sie szybko, ale na jego twarzy malowalo sie duze zaklopotanie. Usmiechnelam sie wiec cieplo i wzielam go za reke.
- Dobrze mi sie z toba milczalo- powiedzialam.
- Mnie z toba tez- odparl bez namyslu.

I ruszylismy. W droge powrotna na dworzec.


17:44 / 12.03.2002
link
komentarz (0)
Zamknelam balkon, gdyz w mieszkaniu zaczelo sie robic chlodno.
Byl srodek wiosny. Wszystko kwitlo, a slonce swiecilo kazdego dnia. Niestety tylko za oknem. I za zaslonami. Czarnymi koniecznie.
Od smierci Krzysztofa czulam dlawiacy bol w piersiach. Kazde wspomnienie bylo jak wielki gwozdz przebijajacy moje serce na wylot. Postanowilam zapomniec. Zapomniec Nas. Wiedzialam, ze to niemozliwe, poniewaz Krzysztof byl calym moim zyciem. On nie byl czescia mnie. On BYL mna. A ja nim. Bylismy jedna istota w dwoch cialach. Jedna dusza, jednym sercem, jednym umyslem. To nie tak, ze my siebie potrzebowalismy. To nie byla taka zwykla potrzeba. To byl warunek, dzieki ktoremu istnielismy. To byla scisla symbioza, dajaca nam zycie.
Ale Krzysztof byl bardzo chory. Zawsze o tym wiedzialam, gdyz nie ukrywal niczego przede mna. Z dniem, kiedy po raz pierwszy mnie pocalowal, dowiedzialam sie, ze umiera. Na szczescie (a moze nieszczescie?,0) umieral dlugo, wiec mialam czas go poznac i dac mu nadzieje. A takze dac ja sobie.


22:16 / 11.03.2002
link
komentarz (5)
Wiatr polnocno- wschodni brutalnym ruchem otworzyl moj balkon. Podrzucil do gory firanke, popchnal zaslone i wdarl sie do pokoju. A za nim promienie porannego slonca. Odtanczyly na scianie dziki taniec. W pokoju zrobilo sie jasniej. Ale ja nadal spalam. Promienie zaczely wiec zlosliwie odbijac sie od wszystkich lusterek, malujac wszedzie swoim swiatlem przedziwne wzory. Wreszcie, wyprowadzone z rownowagi moim zachowaniem, zapukaly mi glosno w powieki.
Pukanie bylo coraz bardziej natarczywe i glosne.
Zmarszczylam brwi, poczulam ogromny bol w skroniach. Nie otwierajac oczu podnioslam sie z lozka. Tajemnicze i natretne dobijanie sie do moich powiek nagle okazalo sie byc dobijaniem do drzwi. Poczlapam wiec w tamtym kierunku.
Zdziwilam sie bardzo, gdyz drzwi nie byly zamkniete na zamek. Nacisnelam klamke. Po drugiej stronie stal pizza boy. Mial na sobie, jak to zwykle tacy chlopcy, czerwony kubraczek i czerwona czapeczke. W wyjatkowo ogromnych lapskach dzierzyl dumnie kwadratowe, plaskie pudlo.
- To dla pani- wymamrotal niezwykle zachrypnietym glosem.
Podrapalam sie po glowie i z zagubieniem zaczelam przypatrywac sie framudze, usilujac sobie przypomniec, co zaszlo na moment przed tym, jak sie obudzilam. Nie wymyslilam jednak nic madrego, wiec odparlam niepewnie:
- Ale ja nie zamawialam zadnej pizzy...
Pizza boy podniosl glowe i teraz dopiero ujrzalam jego twarz, skrytą przed chwila pod daszkiem czerwonej czapeczki. Chlopak mial szczupla, pociagla twarz z haczykowatym nosem. Oczy zasloniete byly obrzydliwymi lenonkami przeciwslonecznymi. W nich odbijala sie moja twarz, ale jakos nie bardzo wygladala na moja. Zaczelam sie przygladac swemu odbiciu w okraglych okularach. Nagle za soba, w lustrzanych szklach, dostrzeglam przemykajaca po moim pokoju postac. Odwrocilam sie gwaltownie, ale za mna definitywnie nikogo nie bylo.
- To dla pani- powtorzyl pizza boy, identycznym tonem jak poprzednio.
- Juz mowilam, ze nie zamawialam zadnej pizzy...- przypomnialam mu uprzejmie.
Chlopak bez slowa podal mi pudelko.
- Nie zaplace- ostrzeglam. - Nie zamawialam zadnej pizzy.
Czulam sie lekko zirytowana.
- To dla pani- uslyszalam w odpowiedzi glos automatu w czerwonym kubraczku.
Przez chwile zdawalo mi sie, ze pizza boy lekko sie usmiechnal, ale bylo to chyba zludzenie.
Za chwile odszedl. A ja zostalam sama. Z tajemniczym pudelkiem.



01:32 / 11.03.2002
link
komentarz (6)
Zamknelam oczy. Rzeczywistosc zdecydowanie mnie przerastala. A pod powiekami przynajmniej bylo cicho, cieplo i bezpiecznie. Z poczatku ogarnela mnie czern. Z niej powoli wylanialy sie niesymetryczne ksztalty. Na poczatku byly to fioletowe plamy, gdyz przez dluzszy czas patrzylam w lampe. Ale pozniej moja wyobraznia podsunela mi duzo ciekawsze obrazy. Widok zaczal sie krystalizowac. Dostrzeglam w oddali jakas ciemna postac. Byla tak ciemna i mroczna, ze czern ogarniajaca mnie wokol wydala sie nagle byc swiatlem. Postac stala sobie, dosc daleko. Wokol byly drzewa. Duzo drzew. Miliony drzew doslownie. A jednak czulo sie w tym miejscu pustke. I przeszywajacy wiatr.
Uslyszalam plusk wody i zorientowalam sie, ze stoje w rzece. Woda byla zimna, ale nie lodowata. Jej poziom sie podnosil. A ja stalam w miejscu.
Ciezko mi sie oddychalo. Nade mna wisialo czerwone niebo. Przytlaczalo mnie. A w dodatku woda juz dawno zakryla moje ramiona. Chcialam krzyknac "Pomocy!", ale otworzylam usta i jedyne, co wydalam z siebie to nienaturalne jekniecie.
Ciemna postac powolnym krokiem podeszla do brzegu, ale nawet z bliska nie dostrzeglam jej twarzy- wrecz wydala mi sie jeszcze bardziej mroczna i makabryczna. Znow probowalam cos krzyknac, ale tym razem juz zaden dzwiek nie wydobyl sie z mojej krtani, natomiast poczulam w ustach metaliczny smak wody.
Zaraz, zaraz... metaliczny smak wody? Zadrzalam z przerazenia na widok rzeki krwi, w ktorej wlasnie tonelam.
Ciemna postac wyciagnela do mnie reke, ale stala na tyle daleko, ze nie dosieglam jej dloni nawet, gdybym bardzo chciala. Zreszta.... i tak nie moglam sie w zaden sposob ruszyc.
Zamrugalam szybko, bo krew nagle wplynela mi do oczu. Dusilam sie i odruchowo zlapalam gleboki oddech.

Wszystko nagle zniklo, znow ogarnela mnie czern.


Obudzilam sie zlana zimnym potem.