merculiar // odwiedzony 2166 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (6 sztuk)
17:40 / 08.05.2010
link
komentarz (0)
>Hurra! Już 6 dni jestem czysta, jestem inna, udaje mi się, im więcej dni za mną tym większa motywacja, żeby tego nie zepsuć. Przynajmniej ta jedna rzecz w życiu zaczyna mi wychodzić. Cieszę się jak dziecko! Moja radość byłaby większa, gdybym mogła podzielić się z kimś moim sukcesem, ale na chwilę obecną jestem sama na polu bitwy :) Pierwsze dni były naprawdę okropne, strasznie chciało mi się jeść, już pół godziny po zjedzeniu posiłku byłam głodna. Tragedia, musiałam strasznie się kontrolować, że by nie ulec głodowi i trzymać się wyznaczonych godzin i porcji posiłków. Pod koniec dnia czułam się jak beczka, mój brzuch stawał się ogromny, gdyż żołądek przez wiele lat nie trawił całkowicie pokarmu, lecz tylko chwilowo go przechowywał. To było straszne. Teraz pomału wracam do normalności. Zdaję sobie sprawę, że bulimia może ponownie nawrócić nawet po roku, ale wiem też jedno- TO JA WYGRAM walkę z tą chorobą. Skoro udało mi się nie wymiotować przez 6 dni to z dalszym takim nastawieniem uda się następne 6 dni, potem miesiąc, 2 miesiące, pół roku, roku i w końcu się od tego uwolnię. stwierdziłam, że teraz skupię się na utrzymaniu regularnych posiłków, bez względu czy przytyję czy nie. Jest mi to obojętnę, potem jeśli wszystko pójdzie ok to zacznę biegać, żeby poprawić swoją formę i kondycję.
Bałam się, że jak będę u znajomych to za dużo zjem bo sobie poluzuję, ale na szczęści wszytsko było pod kontrolą. Nawet to, że wypiłam dwa piwa i czułam się obrzydliwie przepełnionia nie skłoniło mnie do zwymiotowania. Dzisiaj idę na koncert i mam zamiar się dobrze bawić i nie myśleć o mym zarzyganym życiu!
22:20 / 04.05.2010
link
komentarz (0)
Wyciszam się.....
20:34 / 04.05.2010
link
komentarz (0)
Czuję się jak beczka. Pomimo tego, że zjadłam lekkie śniadanie i zupę na obiad mój brzuch wygląda jakbym była w 6 miesiącu ciąży. Mam uczucie, że całe to jedzenie pęcznieje we mnie a ja robię się coraz większa. Mam nieustanny odruch wymiotny, chciałabym się tego wszystkiego pozbyć. Jednak nie poddaję się. Wiem, że mój organizm a dokładnie żołądek musi na nowo przyzwyczaić się do trawienia. Do tej pory traktowałam żołądek jak śmietnik, w którym chwilowo przechowywałam niepotrzebny nadmiar jedzenia. Moja głupota doprowadziła mnie do tego stanu. Jednak nie mogę się tak łatwo poddać. Dlatego piszę bo to pomaga mi uwolnić się od tych wszystkich myśli. Muszę wygrać walkę o swoje życie!! Jest mi ciężko, gdyż jestem z tym problemem zupełnie sama. Wstyd nie pozwala mi zwrócić się do kogolwiek o pomoc. Jak mówi mój kochany Tata: " Córuś, kto nie da rady ale Ty na pewno sobie poradzisz!" Cały czas powtarzam sobie jego słowa, widzę jego twarz i nie poddam się chociażby dla Niego! Nie jestem w stanie obarczyć go tym problemem, On na to nie zasługuje dlatego mobilizuję wszystkie swoje siły, żeby osiągnąć sukces.
16:26 / 04.05.2010
link
komentarz (0)
Jestem przygnębiona, chce mi się płakać, tak po prostu beczeć... Przebywanie z samą sobą uświadomiło mi wiele rzeczy, chyba nie ogarniam tego wszystkiego. Patrzę na swoje życie z całkiem innej perpektywy i widzę inną siebie. Do tego dochodzą jeszcze różnego rodzaju nakazy moralne, jak teraz mam żyć. Chcę być twarda, a jednak mam w końcu ochotę stać się małą Kasią, która nigdy w dzieciństwie nie miała okazji się porządnie wypłakać, nie mogła powiedzieć, że coś jej nie wychodzi, nie mogła być słaba. To zawsze była mądra Katarzyna. Teraz to widzę: to ciągłe dotrzymywanie kroku wymaganiom dorosłych. Jeśli za coś mnie chwalili, to były to oceny w szkole, więc porażką byłoby mieć średnią poniżej 5.0. Nigdy nikt nie mówił mi, że ładnie wyglądam albo co pwinnam zrobić, żeby wyglądać lepiej. Kuzynki, córki koleżanek mamy- to one były zawsze zgrabne, ładne i modnie ubrane. Ja byłam, tą co się tylko dobrze uczy. Łzy spływają mi po policzku, gdy to piszę. Jejku, jakie brutalne jest stawianie czoła własnej przeszłości. Czuję się jakby coś rozdzierało mnie od wewnątrz, smutek wypełnia mnie po brzegi, czuję ból psychiczny i w tym przypadku łzy są ukojeniem i oczyszczeniem. Pomimo tego, że całe to wspominanie jest bardzo bolesne muszę się z tym uporać, bo wiem że bulimia ma głebokie podstawy psychiczne. Wydaje mi się, że przynajmniej jedną już znalazłam. Tak, jestem na dobrej drodze- muszę rozprawić się z moją przeszłością, spojrzeć na nią nie jak wroga tylko jak na zakmnięty rozdział w moim życiu, który stanie się czerwonym światłem ostrzegawczym w przyszłości. Pierwszy wniosek z tego jest taki, że nie mogę skupiać całe swojego życia na moim wyglądzie fizycznym. Ciało jest bytem ulotnym, zmiennym, nietrwałym. A ja nie chcę być 60 letnim pomarszczonym, schorowanym ciałem- ja kiedyś chce być dojrzała 60 letnią kobietą, która z dumą będzie podziwiać swoje zmarszczki, obwisłe piersi, którymi wykarmiła swoje dzieci, pomarczone dłonie a jej zielone oczy wciąż będą napełnione chęcią życia. Bo to właśnie moje oczy nigdy się nie ze starzeją, a to co zobaczyły w swoim życiu, przekazą młodszym pokoleniom.
Kiedy już uda mi się wyjść z tej choroby, wydrukuję wszytskie moje wpisy z tego bloga i dam do przeczytania mojej mamie, żeby dowiedziała się przez co przeszła jej córka. Córka, która dzięki ogromnej wytrwałości stała się szczęśliwą kobietą...
00:30 / 04.05.2010
link
komentarz (2)
Dzień zaczął się całkiem ok. Zjadłam siadanie: kanapkę z pastą twarożkowo-chrzanową z pomidorkiem, wypiłam sobie kawkę. Jednak już po krótkim czasie czułam się głodna, wyobrażałam sobie, co mogłabym zjeść, żeby się po prostu zapchać. Jednak zwyciężyłam to pragnienie, poburczało mi trochę w brzuszku i tyle. Najważniejsze, że nie zjadłam tych dodatkowych kilku kanapek, które z pewnością spłuknęłabym w toalecie. Jak dla mnie to wielki sukces. Jestem z siebie dumna. Po 3 godzinach pozwoliłam sobie na jabłko. Zjadłam je bez wyrzutów sumienia, bo wiem że jest zdrowe i niezbyt kaloryczne. Przed chwilą przyszła pora na obiad: zupa pomidorowa z ryżem. Postanowiłam, że muszę się trzymać ustalonych zasad i nie jeść częściej niż co 3-4 godziny. A jeśli już coś zjem to będzie to normalna porcja. Bo kiedy jem bez umiaru to nie przejmuję się tym ile zjadam, bo wiem że i tak to z siebie wyrzucę. Koniec z tym błednym kołem. Ja naprawdę chcę zmienić swoje życie, chcę wyzdrowieć i cieszyć się jedzeniem! Muszę to zrobić dla swojego szczęścia i dla mojej rodziny. Kilka dni temu przeczytałam artykuł na temat bulimiczki, która zmarła na zawał serca w wieku 19 lat. Była moją rówieśniczką. Ja nie chcę teraz umierać. Pomimo tego, że wielokrotnie narzekam na swoje życie, na jakieś przyziemne błahostki itd. to jednak bardzo cenię to, że żyję. Jeszcze żyję.....Nie mogę dłużej funkcjonować na granicy życia i śmierci, nie chcę żeby za rok wypadły mi zęby, nie chcę zachorować na wrzody żołądka czy przełyku, nie chcę umrzeć na zawał, jeszcze nie teraz! Nie chcę się pogrążyć i odejść z tego świata na własne życzenie! Ja chcę normalnie żyć i zrobię wszystko, żeby to osiągnąć!!!
Dochodzi 23.00, ogłaszam że dzień zakończony sukcesem, pomimo że czuję się wyczerpana jak po całodniowym bieganiu czy chodzeniu po górach to satysfakcja ze swojej wytrwałości wynagradza cały ten ból fizyczno-psychiczny. Wiem, że potrafię a to znak, że mogę w końcu zwyciężyć tę chorobę.
Od jutra zaczynam stosować metodę behawioralno-poznawczą: zakładam dzienniczek, w którym będę notować co i kiedy zjadłam, mam nadzieję że to pomoże uregulować moje posiłki i pokaże ile tak naprawdę zjadam oraz ile z tego jedzenia jest dla mnie wystrczające aby zdrowo funkcjonować i nie mieć wyrzutów sumienia, że za dużo zjadłam:)
A teraz idę się kąpać, wejdę bez strachu do łazienki bo wiem, że moja \"przyjaźń\" z toaletą już się zakończyła.
22:11 / 02.05.2010
link
komentarz (1)
Nadszedł czas na stawienie czoła własnej przeszłości, która niesutannie dotyka mej teraźniejszości. Jest to dla mnie bardzo trudne, jednak postanowiłam, że małymi kroczkami zmienię swoje życie, zmienię je na lepsze bo zmienię siebie. Jakkolwiek kolokwialnie to brzmi mam zamiar być szczęśliwa.
Stracie pierwsze: tak, jestem bulimiczką. Nie wiem, jak długo już to trwa- może 4 a może 5 lat. W tej chwili nie jestem w stanie określić tego precyzyjnie, nie pamiętam kiedy zaczęłam niszczyć siebie.
To że o tym piszę jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. Przez początkowe lata mojej choroby nawet w myślach nie używałam słowa \"bulimia\". Był to dla mnie mentalny temat tabu. Jednak po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że jestem chora. Już nie pomagały wymówki, że to nic takiego, że to tylko chwilowe oszukiwanie organizmu, że to pomoże mi nie przytyć itd. W myślach brutalnie wykrzyczałam sobie w twarz, że jestem staczającą się na dno bulimiczką. Co mi to dało? Po pierwsze, świadomość tego, że bulimia nie jest tylko bulimią, że to Ja jestem bulimiczką, a choroba ta może doprowadzić nawet do śmierci. Po drugie, ta brutalna prawda skłoniła mnie do podjęcia walki z tą chorobą. Jednak niestety wszytskie te próby okazały się porażką, Chyba nie ma sensu podliczać moich działań w kierunku porzucenia mego uzależnienia. Do dzisiaj z tym walczę. Walczę nieustannie i nieskutecznie.
Od dzisiaj postanawiam, że zrobię wszystko aby wyzdrowieć. Nie chcę, że moje starania poszły na marne po 2 tygodniach, dlatego zaczynam pisać. Muszę mieć jakiegoś \"strażnika\", który będzie wiedział o wszytskim co robię. Na chwilę obecną nie jestem zbyt silna aby otwarcie powiedzieć komukolwiek, że jestem bulimiczką. Jest mi wstyd. Wiem, że żadna choroba nie powinna być wstydem i w syuacji zagrożenia życia powinno prosić się o pomoc. Jednak bulimia, ma to do siebie, że człowiek staje się zerem dla siebie samego, a wg niego samego jest jeszcze większym zerem dla otoczenia.
Ta krótka historia to moje życie. Życie, które pragnę uczynić lepszym.
Pewnego dnia zjem śniadanie, potem obiad, po południu deser a wieczorem kolację. Zjem- to słowo znaczy dla mnie wiele. Zjem i będę z tego powodu zadowolona, że nie musiałam tego delikatnie mówiąc zwrócić.