mlody_werter // odwiedzony 3579 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (8 sztuk)
23:36 / 10.07.2005
link
komentarz (2)
Chyba z miesiąc nic nie pisałem.
Jeśli chodzi o uczelnię, to 2 egzaminy do tyłu, z czego do jednego w ogóle nie przystąpiłem, bo...pomyliłem godziny. Przyszedłem na 12:00, a zaczął się o 10:00 - szczyt głupoty! Zna ktoś bardziej roztrzepanego ode mnie? Jeszcze bardziej się zezłościłem, gdy koleżanka powiedziała mi, jakie był pytania - zalkę miałbym bez problemu, a tak został wrzesień...Chyba nigdy nie uda mi się zamknąć sesji w czerwcu i mieć 3-miesięczne wakacje:(

Co do tych ostatnich, to na razie bardzo kiepsko. Oprócz jednego bardzo udanego wyjazdu nad jeziorko na weekend, siedzę w tym Wrocku i nic nie robią. Tzn. usilnie poszukuję pracy, ale jakoś bezskutecznie. No bo kto chciałby pracować za 3,50zł? A może to ja jestem zbyt wymagający? Ale nawet myśl o spędzeniu 2 tygodni nad morzem z K., nie jest wystarczającą motywacją, aby harować jak wół od rana do wieczora i dostać potem 600zł...W dodatku moje kolana są w opłakanym stanie, dlatego po 2 dniach pracy w Praktikerze dałem sobie z tym spokój.

Z K. jest tak sobie, a dokładniej precyzując to nie z Nią, bo wygrzewa się teraz w gorącej Tunezji, lecz z moimi uczuciami do Niej...Ostatnio sytuacja bardzo się skomplikowała i jeszcze O. mój dobry przyjaciel, rozgrywa jakąś partię za moimi plecami. Co raz bardziej mnie to denerwuje i boję się, że to wszystko się źle skończy.

Dziadek już ponad tydzień leży w szpitalu. Polska służba zdrowia to totalne dno-nic nie potrafią zrobić, nic nie wiedzą, nic im się nie chce. Tragedia! Ktoś w końcu powinien zrobić z tym porządek!!!

Jutro u babci zaczynam prace remontowe. Na pierwszy rzut idzie płot, który musze postawić. Mam nadzieję, że jakoś to wyjdzie:)
00:32 / 07.06.2005
link
komentarz (7)
Uczelnia, czerwiec, sesja...
Jak zwykle gorący okres.

Ja już chyba nie potrafię się uczyć. Siedzę i czytam, siedzę i kuję, i nic mi do głowy nie wchodzi.
Dziś nie poszedłem na koło z zarządzania, bo nie zdążyłem się nauczyć. We wtorek są konsultacje - kiepsko to widzę...

Zapowiada się wrzesień. Chiałem choć raz zamknąć indeks przed wakacjami. Chyba znów nie tym razem:(

Mam ochotę pójść do teatru. Może "Mayday"?
Przydałoby mi się trochę relaksu, przyjemności i czystego, gromkiego śmiechu. Takie małe katharsis.

Mam wahania nastroju. Bardzo mi się to nie podoba. Wręcz pirytujące to jest i bardzo mi przeszkadza.
Raz śmiech, a za chwilę w oczach łzy i wrażenie bezsensu...

Trzeba wziąć się w garść!

01:26 / 05.06.2005
link
komentarz (8)
Byłem u K. Wstawiłem nasze wspólne zdjęcie w ramkę, okrasiłem to pięknymi słowami, zaopatrzyłem się w czerwoną różyczkę i udałem się do Niej. Mam wrażenie, że Jej mama bardzo mnie polubiła. Tatę dopiero dziś poznałem...Wydaje się być dość surowym człowiekiem, ale chyba zaprezentowałem się z dobrej strony. Ze starszymi ludźmi chyba potrafię się bardzo dobrze porozumieć i odbierają mnie pozytywnie. K. oczywiście nie wiedziała co to za okazja, ale nie było to dla mnie jakieś bolesne...W sumie ja też uświadomiłem sobie to dopiero nad ranem - wydawało mi się, że to miało miejsce 6-ego...


Wczoraj minął rok...Dokładnie tyle czasu temu odebrałem telefon od mojego przyjaciela, który zaprosił mnie na koncert. Nie zastanawiając się długo zgodziłem się, bo impreza w dobrym gronie i obietnica poznania kilku fajnych dziewczyn, była nie do odrzucenia. Pamiętam ten dzień jak dziś...

Wszystko zaczęło się zupełnie inaczej w stosunku do sytuacji obecnej. Była E. która urzekła mnie gracją z jaką wymiotowała pod stół i która skradła mi serce na wiele miesięcy...Czy były zmarnowane? Trudno stwierdzić. Chyba tak naprawdę w głębi duszy wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Mój przyjaciel powiedział mi, że jestem typem człowieka, który lubi walczyć o coś, czego zdobyć się nie da - taki don Kichot. Nie liczy się dla mnie osiągnięcie celu, a sama walka o niego...Chyba jest w tym sporo prawdy a zarazem duża dawka ascetyzmu i sadomacho...Czyż nie?


Była też K. i Jej pierwsze pamiętne słowa wypowiedziane do mnie (poza oficjalnym zapoznaniem się): "I co tam ciekawego powiesz". Moja odpiwedź była krótka: "Proszę, tylko nie do mnie z takim tekstem dziewczyno". Nienawidzę takich pytań...Po pierwsze kojarzą mi się z M. a po drugie...nie wiem, wydają mi się takie...puste. I załapała mega minusa. Więcej rozmowy nie było.

A teraz? Jest moją najlepszą przyajciółką, najbliższą mi dziewczyną, która zachwyca mnie i zaskakuje co chwila. Mimo swojego wieku nie jest jak inne nastolatki, ma swoje zasady, które bardzo mi się podobają, jest piękna, inteligentna, pracowita, ma zapał i siłę do osiągania celów, które sobie wyznacza...Ma chyba wszystkie te cechy, które tak bardzo cenię u ludzi. I jest wyjątkiem w moim życiu. Zazwyczaj bywa tak, że jak poznaje dziewczynę i mi się podoba, to ją idealizuję i dopiero po jakimś czasie moje zmysły dopuszczają do siebie prawdę, która wcale nie jest tak piękna, jakby się wydawać mogło.


A z K. było właśnie na odwrót. Na początku ta niechęć, którą do Niej poczułem. Świetna uczennica, snobka, mająca bardzo wysokie mniemanie o sobie...I dopiero gdy zacząłem Ją bliżej poznawać, przekonałem się, że i te wyobrażenia były mylne, że wcale nie miałem racji, tak Ją osądzając. Nasza znajomość rozwijała się gdzieś tam w tle mojego zauroczenia E. Wiele razy mówiłem K. o moich uczuciach, Ona starała się mnie od tego odwieźć twierdząc, że E. nie jest dziewczyną dla mnie...I gdzieś w trakcie tego wszystkiego zauważyłem, ze K. jest naprawdę kimś wyjątkowym, kimś na kim mogę polegać, kto zawsze wprowadza mnie w dobry humor, kimś z kim uwielbiam przebywać i że zawsze dobrze czuję się w Jej towarzystwie...

Nigdy nie byłem zwolennikiem bycia z kimś kogo się nie zna. Szkoda czasu i nerwów. Po co tracić czas na kogoś , kto po miesiącu może okazać się kimś innym, niż sobie wyobrażaliśmy, dlatego zawsze wyobrażałem sobie, ze najpierw musze daną osobę trochę bliżej poznać i dopiero wtedy ocenić, czy warto się angażować czy nie...Ale z K. to było ładnych pare miesięcy nim dotarło do mnie to, że chcę, aby była Ona dla mnie kimś bliższym niż przyjaciółką. I teraz pojawia się problem. Czy warto zaryzykować i dać Jej do zrozumienia, że zależy mi na Niej nie tylko jako na powierniczce, ale również interesuje mnie jako partnerka? Boję się strasznie, że takie posunięcie, w razie jego niepowodzenia, mogłoby spowodować powstanie jakiegoś muru między nami, a tego bym nie chciał...Bardzo pragnę z Nią być, bo nigdy nie spotkałem tak wyjątkowej osoby jak Ona, ale z drugiej strony boję się utracić to, co do tej pory wspólnie zbudowaliśmy...
00:22 / 05.06.2005
link
komentarz (0)
Przedwczoraj poszliśmy ze znajomymi na miasto potańczyć. Była tam oczywiście K., którą sam zaprosiłem. Na początku jakoś imprezka nie była zbyt przyjemna, czego świadectwem jest fakt, że w pewnym momencie chiałem się udać do domu, zostawiając wszystkich bez pożegnania. Szczęsliwie jednak jakoś się powstrzymałem. Jakoś to spotkanie nabrało życia i potańczyliśmy sobie troszkę...Na koniec część ekipy udałą się taksówką, część zaginęła gdzieś w klubie i zostałem sam z K. Musiało się to skończyć tak jak zwykle. Jako, że powrót do domu w środku nocy nie jest zbyt prosty, przez te wszystkie nocne autobusy, spędziliśy sporo czasu na dworcu PKS, czekając na transport w Jej kierunku - nie mogłem Jej przecież puścić samej w środku nocy. Po pierwsze jest to niebezpieczna, a po drugie uwielbiam spędzać z Nią czas sam na sam, a takie nocne spacery są doskonałym sposobem na to.I w takich momentach nie liczy się to, że później muszę iść na piechotę ładnych pare kilometrów, aby dotrzeć do siebie do domu. Wkalkulowane jest to w koszty. Nie oszukujmy się przechadzka pod rozgwieżdżonytm niebem z taką dziewczyną jak Ona, jest naprawdę wiele warta...
22:08 / 17.05.2005
link
komentarz (5)
No i na co mi ten log skoro nic na nim nie pisze?

Zbyt wiele rzeczy się dzieje i nie nadążam z tym wszystkim. Postaram się jednak być bardziej systematyczny, bo tylko wtedy będzie to miało jakikolwiek sens.

Najważniejsze, że załatwiłem sprawy na uczelni i z powrotem jestem legalnym studentem! Cieszy mnie to niezmiernie, bo znów odzyskałem zapał do nauki, a tej nie brak. Zbliża się sesja, mnóstwo kół zaliczeniowych, więc trzeba siedzieć nad książkami. Ostatnio moją ulubioną lekturą jest Kodeks Spółek Handlowych - w piątek mam z tego test...Kiepsko to widzę, ale nadzieję trzeba mieć.

Jeśli chodzi o K. to jakoś powoli leci. W długi weekend majowy wyszalłem się z Nią w klubie - Jej koleżanki robiły urodziny, więc zskorzystałem z tego, aby spędzić z Nią trochę czasu. Teraz będzie trudniej, bo za rózno Ona jak i ja mamy go niewiele. Jest to tak duży problem, że nawet nie bardzo mam kiedy pójść z Nią na piwko (wygrałem kilka talonów na Ekonomaliach). Czas na wykorzystanie ich jest do czwartku, a dziś już wtorek. Ona ma jutro zaliczenie z fizyki, więc dziś się uczyła, ja z kolei mam jutro kurs z anglika, no i musze się uczyć an to cholerne prawo gospodarcze. Nie wiem co z tego będzie...

Jednego jestem pewien - uwielbiam spędzać z Nią czas i ciężko mi na sercu, gdy przez kilka dni Jej nie widzę. A to chyba oznacza coś więcej niż tylko zwykłą przyjaźń. Takie odnoszę wrażenie.


To wszystko chyba źle się skończy...
00:20 / 06.05.2005
link
komentarz (1)
Zaległości spore.
Brak czasu i ochoty na ich uzupełnienie.
Jedno jest chyba pewne.




Kocham K.
23:54 / 21.04.2005
link
komentarz (4)
Wczoraj

Angielski z E. Kurs powoli dobiega końca. Pozstały jeszcze 3 tygodnie, a biorąc pod uwagę długi weekend, to jeszcze mniej. Ostatnio prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Dalej czuję do niej urazę za to, że najechała na mnie za coś, czego nie zrobiłem. Nie powiedziała nawet o o chodzi i od kogo to wyszło. Tak najłatwiej. Oskarżyć kogoś nie mówiąc o co i nie podając argumentów, bo przecież ja nie mam prawa się bronić...Tego dnia straciła wiele w moich oczach. może to i dobrze, bo łatwiej jest mi żyć z myslą, że nigdy ni będziemy razem.

Poznaję Ją z drugiej strony, tej gorszej i choć fizycznie zawsze będzie mi się bardzo podobała, to ta część Jej osobowości powoduje, że wydaje się Ona być mniej cenną, niż uważałem, a dzięki temu łatwiej pogodzić się z Jej stratą.

Wczoraj wracaliśmy sami we dwoje i rozmowa jakoś się potoczyła. Planujemy jakiś prezent dla naszych lektoró. Optuję za czymś własnej roboty, bo takie upominki są najbardziej wartościowe. E. zaproponowała wspólne zdjęcia z jakąś dedykacją. Niegłupi pomysł...

******************************************************

Dziś

Drugi dzień wagarów. Na uczelnię nie chce się chodzić, a przecież powinno. Ale od poniedziałku biorę się za siebie. Wkrótce maj, czyli juwenalaia, ekonomalia i inne tego typu imprezy i uczyć będzie się niezmiernie ciężko....A przecież trzeba.

Najważniejsze.
Wiadomość od K. na GG:
"Dziś idę zrezygnować. Chciałabym strasznie z Tobą pogadać"

Wsiadłem w autobus i pojechałem. Wiedziałem gdzie Jej szukać, ale w drodze zadzwoniła do mnie, że jest już w domu i czy możemy się spotkać...
Przytuliłem Ją, a Ona zaczęła płakać w moich ramionach.
Łzy bliskich mi ludzi, bolą mnie bardziej niż moje własne...
Oczywiście było to bardzo przykre doświadczenie, ale także bardzo intymne i jestem wdzięczny, że ma do mnie takie zaufanie.

Wiem, jak ciężka była to dla Niej decyzja. Kosz był do tej pory olbrzymią częścią Jej życia i ciężko tak nagle zrezygnować z tego i zacząć nowe życie. Wiedziałem, że cokolwiek zrobi, będzie to słuszne. To Jej wola, Jej suwerenna decyzja, choć bardzo trudna. Będę Ją wpsierał, na ile tylko potrafię. Na pewno nie będzie Jej łatwo. Nie będzie codziennych treningów, weekendowych meczów. Wszystko się zmieni. Obiecałem Jej, że będę przy Niej. Musi sobie wypełnić teraz wolny czas innymi zajęciami, żeby nie mysleć o tym wszystkim. Mam nadzieję, że przy mojej skromnej pomocy, Jej się to uda.

I jeszcze ta trenerka...Jak ona śmiała stweirdzić, że się zawiodła na K. i że przez Nią rozpadnie się zespół. Chyba nie ma prawa decydować o Jej życiu i obarczać winą za wszystkie nieszczęścia?! Ładne mi pożegnanie...Dobrze, że chociaż trener jest z Nią. Jego zachowanie przypadło mi do gustu i K. jest też dzięki temu dużo lżej.

A ja już teraz na 100% wiem, że K. jest wyjątkową osobą i zrobiłbym naprawdę wiele, aby tylko była szczęśliwa. Tylko czy mam taką moc...?
14:26 / 19.04.2005
link
komentarz (4)
K.
Poznałem Ją kilka miesięcy temu. Wyjątkowa dziewczyna. Wiedziałem to od początku. Nie wiem czy to przez brak pewności siebie, wiarę we własną wartość, czy przez co, ale byłem przekonany, że nie mam najmniejszych szans na bycie z Nią. Poza tym w ten sam dzień, na tej samej imprezie poznałem E.

Wybrałem tę drugą jako obiekt westchnień a K. miała zostać moją przyjaciółką. I tak też się stało. Tylko że E. jest już przeszłością. Tzn. spotykamy się, bo razem chodzimy na kurs, ale już mi powiedziała, że między nami nie będzie nic więcej, jak zwykłe koleżeństwo. Jak to Ona określiła...? Aha! "Tak to już jest. Czasem jest na tak, czasem jest na nie." O dziwo nie bolało to aż tak bardzo...

Problem jednak w tym, że teraz, kiedy już to wiem, muszę obdarzyć uczuciem kogoś innego. Tak już mam. Sfera uczuciowa jest dla mnie chyba najważniejszą częścią mojej egzystencji. Muszę mieć kogoś, na kim mi zależy, o kogo się staram, dla kogo byłym w stanie zrobić naprawdę wiele. Inaczej moje życie jest puste i traci sens. K. byłaby do tego celu idealna. Uwielbiam Ją, znam dość dobrze, cudownie czuję się w Jej obecności, wiem, że mogę na Nią zawsze liczyć. Nie przeszkadza mi to, że nie ma czasu. Szkoła, sport. Pomagam Jej, jak tylko mogę. Wspieram, dopinguję, motywuję...To ja sam wytyczyłem granicę. Obiecałem sobie, że nie mogę się w Niej zakochać. Przez wiele miesięcy mi się to udawało. W tej chwili jest o wiele ciężej. Najlepiej byłoby o tym porozmawiać. Ten jeden temat zawsze był jak gdyby tabu. Chyba oboje dopasowaliśmy się do układu jaki panował. Ja kochałem E. mimo, że nie byłem z Nią, walczyłem jak mogłem, to ona była celem i sensem. K. miała faceta. Ja dostałem kosza, a Ona rozstała się z chłopakiem. Ciężko mi jest, bo cholernie się boję. Jestem przerażony swoim uczuciem. Odnoszę wrażenie, że ono było we mnie od zawsze. Schowane głęboko, w cieniu i wilgoci, zamknięte na klucz. A jednak, mimo ciężkich warunków egzystencjalnych, wielu barier i przeszkód, udało mu się nie tylko przetrwać, ale wręcz rozwinąć.

"Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?"

Nie chcę stracić Jej przyjaźni, tego co do tej pory z takim mozołem budowaliśmy. Ostatnio moja koleżanka wspierała drugą w problemach sercowych. Byłem świadkiem tej rozmowy i zapadły mi w pamięci takie słowa:"Niepotrzebne zauroczenie popsuło już wiele przyjaźni." Czy tym razem też miałoby to miejsce? Co mam począć? Czuję się taki zagubiony:(