noproste // odwiedzony 10995 razy // [p_s_d szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (72 sztuk)
02:17 / 28.03.2006
link
komentarz (1)
Aśka, Zuza, Kaśka, Karolina, Magda?
22:59 / 06.03.2006
link
komentarz (0)
O rety! Dzwoni do mnie w srodku nocy i recytuje Kofte. Dokladnie ten wiersz, ktory przepisalem jej kilka miesiecy temu na kawalku niechlujnie wyrwanego brulionu. DokladnIe ten... W tym momencie jest juz czescia historii, czescia naszej historii, elementem zwyciestwa, sukcesu. I szepce mi czy to wszystko ma sens? Usmiecham sie, niby cicho gdzies w srodku, a tak naprawde spazmatyczny ruch endorfin przemienia sie w barbarzynski taniec rodem z wyspy Bora Bora. To byl nokaut, jest cudowna.
U mnie Maria Peszek i Łobaszewska, bo przeciez to ona wygrala ostatni weekend.
00:18 / 21.01.2006
link
komentarz (1)
Smieszne to troche. Przed chwila byla w tym pokoju. Ona chce, ja nie wiem, znaczy sie niebardzo. Odpowiada mi uklad "bez zobowiazan". Bo 20 lat, bo nikogo konkretnego nie ma na horyzoncie. Kiedys kobiety byly inne, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Co u mnie? Czytam Cycerona, slucham Bargrooves, w wakacje Dublin a od wrzesnia, jak Bog da, Praha. Trzymaj kciuki (Adam, uda sie!).
02:17 / 23.12.2005
link
komentarz (0)
Chyba osiagnalem taki stan, ze do szczescia nie potrzeba mi duzo wiecej. Wszystko z jednej strony wzglednie poukladane, a z drugiej nieludzko czesto zachowuje sie jak dziecko (tez to lubisz, zero chronologii, podupadajaca odpowiedzialnosc). Dobrze mi z tym. Hedonista. Egocentryk. Jedynak. thanks
14:22 / 17.07.2005
link
komentarz (1)
"Ronald wzruszył ramionami i puścił Freda Waringa; spoza straszliwego skrzeczenia wyłonił się nagle temat, który zachwycił Oliveirę, bezimienna trąbka, a potem fortepian, wszystko we mgle złego gramofonu, nędznego nagrania, orkiestry z czasów nijako poprzedzających jazz; przecież właśnie z tych starych płyt, ze statków komediantów w dzielnicy Storyville narodziła się jedyna uniwersalna muzyka tego wieku, coś, co zbliża do siebie ludzi bardziej niż esperanto, niż UNESCO, niż linie lotnicze, muzyka wystarczająco prymitywna, aby stała się powszechną, i wystarczająco dobra, aby stworzyć swoją własną historię, swoje schizmy, herezje, swego charlestona, swego black bottoma, swoje shimmy, swego fokstrota, swego bluesa, etykiety i klasyfikacje, takie i inne style, swing, bebop, cool, nawroty i upadki romantyzmu, klasycyzmu, hot i intelektualny jazz, muzyka humanistyczna, muzyka posiadająca swoją własną historię w odróżnianiu od głupiej, zwierzęcej muzyki tanecznej, polki, walca, samby, muzyka, którą można było rozpoznać zarówno w Kopenhadze, jak i Mendozie, czy też w Capetown, muzyka, która zbliżała do siebie młodych z płytami pod pachą, która ofiarowywała im nazwiska i melodie niby hasła, ażeby mogli się rozróżnić, zetknąć, czuć mniej samotni w biurach, wśród rodzin, wśród nieskończonych goryczy miłości, muzyka, która pozwala na wszystko, zarówno wyobraźni, jak gustom, 78-obrotowa kolekcja instrumentalistów z Freddym Keppardem czy Bunkiem Johnsonem, reakcyjna wyłączność dixielandu, akademicka specjalizacja w stylu Biksa Beiderbecka, albo skok ku wielkiej przygodzieTheloniussa Monka, Horace Silvera albo Thada Jonesa, mieszczaństwo Errola Garnera lub Arta Tatuma, żale i przysięgi, predylekcje do małych zespołów, tajemnicze nagrania pod pseudonimami i tytułami, narzucane przez wytwórnie płyt lub chwilowe kaprysy, całe to wolnomularstwo sobotnich nocy w studencjkich pokoikach lub w jakiejś piwnicy, z dziewczynami, które wolą tańczyć, niż słuchać Stardurst lub When your man is going to put you down i które pachną łagodnie i słodko perfumami, i skórą, i upałem, i dają się całować, kiedy o późnej godzinie ktoś nastawi The blues with a feeling i prawie się nie tańczy, tylko stoi, kołysząc"
12:48 / 09.07.2005
link
komentarz (0)
Jeżeli jeszcze kilka dni temu myślałem o nas dialog roztańczonych źrenic, to stan obecny mogę porównać z zezem rozbieżnym i sporym astygmatyzmem. Zez polega na tym, że jedno oko patrzy na Warszawę, a drugie mocno obraca sięw kierunku Wrocławia. Tak, niestety, pasuję.
11:03 / 08.07.2005
link
komentarz (2)
Opcja jest taka, że robię najlepsze naleśniki na wschód od Renu. Nie pytaj o przepis, bo i tak nie dam.
23:54 / 03.07.2005
link
komentarz (0)
Wspólny wypad do Małego na "Rzeźnię" w/g Mrożka i zimny Żywiec w Bordo (nie lubię tego miejsca). Malajkat zgarnia wszelkie laury za dyrektora filharmonii a ja nadal nic nie wiem, wszystko stoi w miejscu, uśmiecham się pod nosem.
Pete Philly & Perquisite nie dość, że nagrali najlepszą płytę, to nie są czarnuchami! Jeszcze kilka dni temu dałbym sobie odrąbać 3 kończyny za to, że nie są biali i nie z Holandii.
Kapryśnie, chimerycznie [generalnie].
23:30 / 01.07.2005
link
komentarz (2)
Ona mówi, że nasz ogród nad morzem będzie pachniał słodkim groszkiem, a ja chowam głowę w zmęczone dłonie i ciągle myślę o tym, jaka jest cudowna. Jest tylko kilka pytań, na które odpowiedzi powinny się pojawić w ciągu najbliższych dni.
Wyjazd do Wrocławia był bezsprzecznym zwycięstwem, rynek, Stare Miasto, czarno-białe zdjęcia i noc na Ostrowie Tumskim. Różowe Carlo Rossi i chyba już wystarczy tych słodkości.
No a tak obdiegając od tematu, to płyta zaczęła się materializować, więc czekaj wytrwale. Są wakacje, mentalność zawiesiłem gdzieś pomiędzy LA a Miami.
14:57 / 05.06.2005
link
komentarz (1)
Ej no "Socjologia" Sztompki jest taka, że wciągam najwyżej 80 stron dziennie, a biorąc pod uwagę moje hardkorowe limity czasu oznacza to klapę. Poza tym mam najnudniejszą pracę na świecie i jedynym ciekawym akcentem jest przyjazd szanownych panów ochroniarzy, jak zjebię coś przy wpisywaniu kodu w alarmie (są już 3 dzień z rzędu i znamy się coraz lepiej). No a tak poza tym już w ogóle, to po siódmym sobie powiedzieliśmy, że różowe koszulki polo, dywany na wierzch, megamodne okulary i piajempi [buehehe].
18:37 / 22.04.2005
link
komentarz (1)
Wokół mnie walają się puste wkłady do parkera, dziesiątki chaotycznie porozrzucanych kartek z kilometrami mojego charakteru pisma, "Półwiecze" Roszkowskiego, które już nie straszy i puste pudełka po pizzy. Wracając wczoraj do domu mijałem dworzec, z którego zawsze wyjeżdżam na południe, względnie na zachód. W głowie znowu pojawił się widok Strasnic,zaniedbanych ale bardzo stylowych willi z okresu dwudziestolecia, najlepszej knajpy U Kladiva, gdzie barman porzychodził tylko po to, by dopisać kolejne kreski do naszego rachunku, leżącego na stole. W głowie Maro i ciekawość co u niego, czy w końcu poukładał sobie życie, czy jest szczęśliwy. Potem przeleciały mecze Sparty na Letnej, piwo Gambrinus i parki v rohliku z masakryczną ilością ostrej musztardy. Tak, było najlepiej.

***

I chyba wiem co mi się w niej tak bardzo podobało... To było niesamowite połączenie dwóch płaszczyzn, niesamowicie naturalne połączenie dwóch światów - nieprzeciętnej inteligencji i po prostu zwykłej "normalności".
Teraz uczę się pokazywać pazury, bo wiem, że jak na razie kiepsko mi to wychodziło. No właśnie, uczę się. Od nowa.
23:45 / 21.04.2005
link
komentarz (1)
Ej no nie wiem, ale może znowu zacznę konfrontować swoje myśli z tymi pieprzonymi elektronami, pędzącymi z zawrotną prędkością w moim kineskopie.
01:34 / 04.04.2005
link
komentarz (0)
Blue in green, Bye bye blackbird, 'round midnight i znowu odpływam.
Dobra, wracam do łóżka, pjona.
22:46 / 02.04.2005
link
komentarz (0)
Nie żyje.
Inna lillahi wa inna ilejhi rażi-auum.
01:26 / 01.04.2005
link
komentarz (0)
Dzisiaj były grane opowieści spod mchu i paprotki. Zajebiste towarzystwo, telefon od właścicielki najfajniejszych kolczyków na świecie i w ogóle mistrz. Otrzymałem taką dawkę funku, że wystarczy mi na kilka najbliższych dni. A Grzesiek i tak wygrał na parkiecie - "skumaj te kocie ruchy, bejbe".
19:03 / 30.03.2005
link
komentarz (2)
St. Germain - "Sure thing"
01:29 / 30.03.2005
link
komentarz (0)
Liczy się tylko wygodne łóżko, liczy się Miles, niezniszczalne "It never entered my mind" i odpływam daleko, poza horyzont.
23:55 / 29.03.2005
link
komentarz (6)
Basen i sauna sprawiły, że teraz czuję się jak nowonarodzony bóg. Wracając latarnie wprowadzają mnie w stan zblizony do hipnozy. Teraz siedzę, piję zimną herbatę, na która tradycyjnie nie starczyło mi czasu kiedyś tam, wpieprzam najlepszą mleczną czekoladę z orzechami a z głośników powolutku sączy się Lizz Fields. Jutro tata jedzie z Eckhardem do Mikołajek i to znaczy, że w weekend wszyscy teleportują się na Kamczatkę. Dużo i bardzo [zawszespoko].
19:35 / 27.03.2005
link
komentarz (0)
"Znow przycisnal palce do oczu. Wreszcie napisal wszystko, ale wcale mu nie ulzylo. Terapia nie odniosla skutku. Wciaz mial ochote wrzeszczec i klac na cale gardlo"
23:19 / 26.03.2005
link
komentarz (0)
To czysta prawda, a Ty szeptem do mnie, szeptem mów...