|
|
|
Nawigacja:
wszystkie
notki
ostatnie 20
ostatni
miesiąc
|
2015.06.02 22:18:42
link
|
Eee działa to to ;)
|
2014.09.07 01:15:14
link
|
Żyję... ależ ten czas zapierdziela ;)
|
2011.02.04 02:05:32
link
|
Od 18-stego grudnia wszystko się zmieniło. Tusio nie wytrzymał i postanowił przyjść na świat jeszcze w grudniu. Przez chwilę miałem nadzieję, że zrobi mi niespodziankę i urodzi się w dniu moich urodzin, jednak spóźnił się synek od dwa dni. Sam poród szybki ale nerwowy, chwile niepewności które mino iż trwały krótko to wydawały się trwać wiecznie. Wojtuś to zdrowy i silnik chłopczyk, po porodzie leżał chwilkę w inkubatorze ale szybciutko doszedł do siebie. W wigilie Tusio wraz z Leną wrócili ze szpitala do domku, Tusiek jeszcze przez parę dni miał żółtaczkę ale i z nią szybko się uporał. W zasadzie wszystko było OK. do sylwestra kiedy to Lena się lekko posypała. Więc niestety 2011 rok rozpoczęliśmy chorobą. Niestety be choróbsko od Leny dopadło też i mnie. Więc były antybiotyki, gorączka, spuchnięta twarz, ale choróbsko tak jak szybko przyszło tak i szybko poszło.
Narodziny dziecka wywracają życie o 180 stopni. Dobrze, że miałem 28 dni zaległego urlopu za 2010 r. więc cały styczeń spędziłem w domu z Leną i Wojtusiem. Gdybym miał chodzić do pracy to Lenie byłoby dość ciężko wszystko samej ogarnąć, ale teraz gdy zdrowieje to wracam do normalnych domowych rytuałów, do których teraz będzie też musiała dodać opiekę nad Tusiem.
Wcześniej jakoś nie byłem w stanie zrozumieć ile radości daje w życiu dziecko. Każdy tylko mówi, że to problemy, itp. No owszem, opieka nad dzieckiem to nie jest bułka z masłem, ale tak czy inaczej daje olbrzymią satysfakcję.
|
2010.11.20 22:35:00
link
|
Dawno mnie tu nie było. Sporo się wydarzyło od czerwca. Wakacje spędziliśmy z żonką i Wojtkiem u teściów. 1.5 miesiąca mieszkania z teściami było dość przełomowym wyzwaniem z moim życiu ale poszło gładko. Jedyne miałem problem by znaleźć sobie własny kąt, a cała reszta była OK.
Remont zakończył się na przełomie sierpnia i września. Od zera wyremontowaliśmy łazienkę, kuchnię i odświeżyliśmy przedpokój. Za dwa tygodnie jeszcze czeka mnie mała zmiana layoutu w sypialni, gdzie za jakieś 2 tygodnie stanie Wojtkowe łóżeczko ;)
Wojtek ma przyjść na świat gdzieś między Bożym Narodzeniem, a Sylwestrem. Jednak mam jakieś dziwne przeczucie, że Wojtek będzie już z nami na święta. Trochę jestem przerażony, bo nawet nie wiem jak dziecko podnieść. Z racji takiego a nie innego stanu Leny, musieliśmy odpuścić sobie szkołę rodzenia.
W pracy średni klimat. Openspace coraz bardziej mnie irytuje. Zmiany korpo raczej w najbliższym czasie nie planuję zmiany pracy ale wpadłem na dość ciekawy pomysł i postanowiłem że to chyba właściwy moment na założenie własnej firmy.
|
2010.06.08 12:32:59
link
|
Kurcze spać mi się strasznie dziś chce. Żona zrobiła mi pobudkę przed 3-cią w nocy, alarmując o tym, że ktoś wyje pod oknem. Oczywiście owym ktosiem okazał się biało-czarny kot. Otworzyłem więc okno i jak człowiek z człowiekiem pogadałem z nim i powiedziałem by se polazł co ów też raczył uczynić. Problem był gdy zakończyłem procedurę come back’u do łóżka, gdyż ciężko mi było kontynuować proces „sen”. No i w taki sposób określiłem bezpośrednią przyczynę źródłową mojego dzisiejszego niewyspania się.
W ogóle to po porannych dialogach z żoną stwierdzam, że chyba zbyt prostym człowiekiem jestem. Wiadomo jak typowy przedstawiciel brzydszej płci rozwiązuje problemy analogowo w systemie binarnym. Jeśli jest problem to trzeba go rozwiązać natychmiast i jak najprostszą drogą. Nie myślę co i jakie problemy będę miał za kilka, kilkanaście miesięcy, a tu widać że chyba powinienem, wtedy życie jest jakby ciekawsze, człowiek nie nudzi się i nie narzeka na brak zajęć ;) Wydaja mi się z drugiej strony, że takie zadręczanie się problemami musi być chyba bardzo męczące. Tak sobie myślę, że gdybym dzisiaj zaczął się zadręczać tym, że do weekendu jeszcze 3 dni i dodatkowo czeka mnie podróż służbowa, to chyba mógłbym się tak zmęczyć owym zadręczaniem się, że byłbym zmuszony w piątkowy poranek wziąć urlop na żądanie. Pytanie tylko czy jest w tym jakiś sens, no oczywiście prócz posiadania jednego dnia wolnego od pracy ;)
Dziwny okres w mym życiu nastał, jestem przytłoczony i czuje się kompletnie bezradny. W pracy dziś zapytano mnie czemu jestem smutny i czemu się nie cieszę z życia. Trochę mnie to zastanowiło gdyż w zasadzie patrząc na to z boku można powiedzieć, że nie ma żadnej tragedii, a jednak coś jakby nie trybi tak jak trybić powinno.
Drążony odpowiedziałem, że cieszę się z błahych rzeczy: rozwiązany problem w pracy, ciekawa przejażdżka na rowerze, …
|
2010.05.16 23:26:57
link
|
Pogoda za oknem jesienna, a nie wiosenno-letnia jak powinna być z końcem maja. Weekend trochę przesiedziany w domu, z wyjątkiem wypadku wczoraj na noc muzeów.
|
2010.05.09 02:04:10
link
|
Czas chyba nadrobić zaległości logowe. Dawno nic nie pisałem na nlogu bo jakoś tak czasu niezbyt dużo. Skupiam się teraz w ciągu tygodnia na notatkach na AutomotiveBlog.pl. W sumie to z każdym miesiącem pojawiają się jakieś nowe motokontakty i nowe moto możliwości :) Zobaczymy jak to się wszystko dalej potoczy ale jestem dobrej myśli.
W połowie marca powróciłem do pracy po ponad 8 tygodniach zwolnienia lekarskiego. Umiem już chodzić, noga w której skręciłem kolano odzyskała już pełny zakres ruchu ale jeszcze mi trochę ono doskwiera więc w dalszym ciągu ćwiczę i chodzę na rehabilitację. Dobrze, że już przynajmniej Aviva wypłaciła kasę z ubezpieczenia.
W pracy raz lepiej raz gorzej, są dni spokojnie i totalnie zakręcone ale podsumowując można rzecz, że jest względny spokój. Trochę mnie irytuje, że teraz mam jakby 3 szefów i w sumie nie wiem które z pracy z kim załatwiać. Poza tym nieco irytuje mnie, że moją prace ocenia ktoś kto nie wie co robię i czym się zajmuje na co dzień. Mój szef z Niemiec nie wie o 70% moich obowiązków co jest trochę chore. Kolejny szef z Niemiec praktycznie w ogóle nie wie czym się zajmuje i co mam przysłowiowo na tapecie. Szef lokalny wie o wszystkim ale mnie nie ocenia.
A tak poza tym to ciągłe zmiany, no i remont kuchni i łazienki od czerwca się szykuje ;) Na czas remontu przeniesiemy się na ponad miesiąc do teściów ;)
|
2010.02.04 12:13:58
link
|
Opuściłem się ostatnio w pisaniu na nlogu. Chyba brak weny twórczej, bo na brak wolnego czasu to raczej nie mam co narzekać. Po wypoczynku sylwestrowym w górach, na początku stycznia wybrałem się ze swoją małżonką na ślub do koleżanki. Po ślubie był pyszny obiadek w knajpce, a wieczorem była zaplanowana imprezka weselna u państwa młodych w domu, na którą też się niestety wybrałem. Napisać musiałem niestety gdyż imprezka skończyła się dla mnie niezbyt dobrze i wcale nie chodzi tutaj o ilość spożytego alkoholu, to akurat było w normie. Na imprezce małżonka ma, wyciągnęła mnie koło północy do tańca, no bo wiadomo wesele to i tańczyć trzeba. No i podczas tańców ni stąd ni z owąd wylądowałem na podłodze czując dziwny ból w kolanie. Ani na na nie upadłem, ani w nic nie uderzyłem więc od razu pomyślałem sobie, że chyba coś nie ten teges. Znajoma odwiozła nas do domu, małżonka nasmarowała kolano altacetem, zawinęła bandażem i poszliśmy lulu. Noc była ciężka, więc po przebudzeniu w niedzielny poranek zdecydowałem, że konieczna jest wizyta u lekarza. Jakoś udało mi się dostać na izbę przyjęć, gdzie urocza recepcjonistka poprosiła o książeczkę ubezpieczeniową, której oczywiście nie miałem ;) Tak czy inaczej lekarz przyjął, zrobił RTG, stwierdził zwichnięcie rzepki lewego kolana, kazał nogę dać do gipsu ale stanowczo zaprotestowałem więc była tylko gipsowa szyna usztywniająca i skierowanie do przychodni ortopedycznej. Dostałem też zastrzyki na rozrzedzenie krwi, które przyjmuje się w brzuch i aplikuje się je samodzielnie, więc już było uroczo ;) Szyna gipsowa ciążyła mi okropnie, poza tym miałem ją tak nałożoną, ze leżenie na boku było mega niekomfortowe gdyż kostka wżynała się w ostra krawędź szyny. Jakoś przeleżałem poniedziałek i wtorek, zastrzyków sam sobie zrobić nie potrafiłem, więc teść służył pomocą. Małżonka bardzo się garnęła do robienia zastrzyków, wszakże miała niecodzienną możliwość usprawiedliwionego poznęcania się nade mną ;)
W środę wizyta w poradni ortopedycznej, gdzie usłyszałem, że do końca stycznia będę miał zwolnienie L4, że te zastrzyki to bez sensu, że trzeba robić punkcję kolana by ściągnąć krew no i że trzeba konieczne do gipsu od kostki do uda. Na szczęście zamiast gipsu mam stabilizator orteze, która jest lżejsza, bardziej wygodna i łatwo zdejmowalna. Punkcji miałem już chyba z 6, okazało się z końcem stycznia że L4 zostaje przedłużone do blisko połowy lutego, a dodatkowo lekarz zapisał zastrzyki w kolano. I takie mam oto przygody ortopedyczne. A najgorsze to stanie w kolejce do przychodni, dobrze że mama ma znajomości i nie czekam wchodząc bez kolejki, co prawda później reszta kolejkowiczów chce mnie zabić wzrokiem, ale nie rozumiem dlaczego w tym kraju służba zdrowia jest tak porąbana, że każe pacjentowi czekać z 3-4 godzin an jedne głupi zastrzyk, który lekarzowi zajmuje z 2-3 minuty. Idiotyzm do kwadratu.
No i takim oto sposobem w najbliższą niedziele miną 4 tygodnie odkąd jestem uziemiony. Na szczęście kolano raczej nie boli, bardziej noga i skórcze zastanych mięśni, jakieś nerwobóle czy coś w ten deseń. Zastrzyków oczywiście się boje bo jakżeby inaczej. Po zastrzyku kolano boli przez jakieś pół dnia, chociaż muszę przyznać, że tak jak boli dziś to chyba tylko na samym początku bolało. Trochę pracuje z domu, by nie mieć zaległości w pracy. Czas szybko leci, jedyne co mnie irytuje to uzależnienie od innych osób. Bardziej to leżenie w domu męczy mnie psychicznie niż fizycznie, czuje się jakiś wymięty i wypluty, gdzieś zniknęła umiejętność radzenia sobie ze stresem i z dziwnymi sytuacjami. Czuje się bardzo rozdrażniony i rozbity, dlatego też nie mogę się już doczekać powrotu do codziennych obowiązków w pracy. Przez to leżenie i uzależnienie od innych osób, zniknęła gdzieś moja pewność siebie i hart ducha, trochę przykro gdyż czuję się jakbym swój stan emocjonalny przeniósł wstecz o jakieś 12 lat.
|
2009.12.16 23:52:51
link
|
54 dni temu opublikowałem ostatni wpis na blogu. 54 dni to blisko 2 miesiące przez które wiele się wydarzyło, zmieniło.
19-stego października pisałem o tym, że jesień w pełni, teraz musiałbym napisać, że po jesieni już ani śladu, a za oknem widać początek zimy.
W pracy spore zmiany organizacyjne, moja ukochana korporacja stwierdziła, że przysłowiowo za pięć dwunasta jeśli chodzi o moment uruchomienia dwóch ważnych projektów (Astra IV oraz nowa Meriva) zamiesza ostro w kotle i zmieni praktycznie całkowicie strukturę działu. Jak można się było spodziewać ze zmian organizacyjnych nie wyszło nic dobrego prócz zamieszania. Przez blisko dwa tygodnie ważyły się moje losy, ale w końcu trafiłem do teamu, w którym z czysto logicznego punktu widzenia znaleźć się powinienem. Oczywiście wszechwiedzące kierownictwo widziało mnie w całkiem innym teamie gdzie miałbym współpracować z nieznanymi mi dostawcami oraz procesami produkcyjnymi. Na szczęście zdrowy rozsądek jakimś dziwnym cudem zwyciężył. Jako ciekawostka: w teamie do którego na całe szczęście nie trafiłem miałbym się „opiekować” dostawca z Bułgarii, który jest oddalony o 50 km od granicy z Grecją. Pięknie po prostu pięknie, podróż samochodem to blisko 3000 km i zajęłaby mi pewnie z 2-3 dni łącznie z czasem spędzonym na promie.
Poza tym w pracy jak zwykle, mały młyn z chińskim akcentem w tle.
Jeśli chodzi o prywatne sprawy to też spora rewolucja, bo zmiana to jakieś takie określenie, którego kaliber nie bardzo mi pasuje do obecnej sytuacji. Dużo zastanawiania się, dużo rozważań, rozmyślań, planów, problemów. Potrzebuje odpoczynku, miał być wyjazd na sylwestra w góry, jest on co prawda w dalszym ciągu w planach ale obawiam się, że mogą wystąpić pewne problemy.
Wiem, że na niektóre nurtujące mnie pytania i kwestie do końca życia nie poznam odpowiedzi i nie zrozumiem niektórych sytuacji. Szkoda… ale co zrobić, życie bywa zagmatwane i zaskakujące. Jedynie co mogę zrobić to przeanalizować wydarzenia z przeszłości tak aby nie popełnić podobnych błędów w swoim życiu.
|
2009.10.19 23:31:39
link
|
Jesień już w pełni. Parę dni urlopu sprawiło, że lekko się rozleniwiłem. Zresztą urlopu jeszcze mam dość sporo w tym roku bo blisko 24 dni.
W pracy jak zawsze, lekki młyn czasami więcej pracy czasami trochę mniej, ale ostatnio chyba najwięcej to irytacji.
Poza tym jak zawsze problemy nie tylko w pracy...
|
2009.09.29 00:55:31
link
|
Dawno nic nie pisałem. Chwytałem ostatnie chwile lata i ciężko pracowałem. Ostatni weekend minął tak szybko, że nawet nie spostrzegłem kiedy, to pewnie dlatego że weekend spędziłem częściowo u dostawcy. Ehh ciągłe problemy w pracy, nachodząca jesień, coraz to szybciej robi się ciemno za oknem, dni coraz to chłodniejsze.
Jestem totalnie zmęczony, ale już za parę dni kilka dni wolnych.
|
2009.09.05 01:31:06
link
|
Flashlights, nightmares and sudden explosions...
|
2009.08.25 19:45:47
link
|
Czas znowu za szybko mi leci. Praktycznie nie zauważyłem kiedy minął sierpień. Jeszcze parę tygodni i zacznie się jesień. Znowu będzie się coraz szybciej ściemniać, znowu będzie plucha za oknem no i znowu będzie się robiło ciemno coraz to wcześniej.
Sierpień dość aktywny, było parę dni urlopu na początku sierpinia, był długi weekend, był wypad w góry. Było też jak to zawsze bywa trochę stresu i nerwów.
Poza tym taka moja zabawka: AutomotiveBlog.pl
|
2009.07.29 22:13:46
link
|
Już środek tygodnia, do weekendu tylko dwa dni. Na ten weekend zaplanowaliśmy ze znajomymi dość nietypowo, w niedziele pójdziemy na mecz Piast Gliwice - Lech Poznań. Ostatni raz na takim prawdziwnym meczu oglądanym z trybun stadionu byłem chyba z 20-ścia lat temu. Pamiętam, że z dziadkiem poszedłem na zrujowany już dziś stadion XX-sto lecia. Nie pamiętam kto grał, ale pamiętam trybuny pełne kibiców dopingujących swoje drużyny.
W pracy czas biegnie bez większych problemów, dobrze że nie ma upału więc bezproblemowo można siedzieć w biurze.
Ostatnio jestem jakiś apatyczny, zniechęcony, bez planów. Nie poznaje siebie, nigdy taki nie byłem ale jak to mówią górnolotnie "człowiek zmienia się przez całe życie". Więc i ja pod wpływem otoczenia też się pewnie zmieniam.
|
2009.07.27 21:34:58
link
|
Weekend był aktywny, aż chyba za bardzo aktywny bo nawet nie miałem zbyt czasu wypocząć. Piątek piwo, sobota zakupy i przeprowadzka znajomych, w niedziele giełda staroci i eksploracja.
W pracy zaczął się tydzień shutdownu więc tak wszystko jakby wolniej się kreci. Jutro wizyta u dostawcy w Bielsku-Białej, reszta tygodnia raczej na miejscu w bazie.
Tomek pożyczył mi w sobotę książkę p.t. „W pogoni za cieniem” Roberta Kursona. Książka mnie wciągnęła, jednej nocy przeczytałem prawie 1/3. Dziś może część dalsza.
W Przekroju (29/3343 z 23/07/2009) ukazał się artykuł o początkach Internetu w Polsce oraz pojawiła się lista 33 blogów wartych uwagi. Może najpierw komentarz odnośnie Internetu, nie wiem z ilu zaglądających tutaj czytelników pamięta takie strony www jak ahoj.pl, arena.pl, początki wp.pl, onet.pl czy Interia.pl. Ja pamiętam początek przygody z Internetem w roku 1999 r., wtedy najbardziej powszechną metodą dostępu do Internetu był numer dostępowy TPSY 0-20-21-22, potem pojawiły się jeszcze inne numery dostępowe. Szczytem marzeń było stałe łącze w postaci SDI. Sieci osiedlowe rozwijały się dość szybko, chociaż pamiętam amatorskie sieci łączące 5-10 kompów, gdzie punktem wyjściowym w świat Internetu było owe SDI o dość marnej przepustowości. Teraz mówi się coraz to więcej o szerokopasmowym dostępie do sieci i mamy niestety coraz to więcej użytkowników pokolenia neostrady, gg i od zeszłego roku naszej-klasy.pl. Dawniej było trzeba pokopać trochę w Internecie by znaleźć namiar na jakiś serwer FTP z którego można było zassać mp3 czy jakieś gierki. Do ściągania mp3 używało się napstera, potem pojawił się eMule i torrenty. Ahh to były czasy, nie było GG ale było ICQ i nieśmiertelny IRC. Były grupy dyskusyjne o których obecnie zaczynający przygodę z Internetem userzy, nie mają w ogóle pojęcia.
Odnośnie blogów to ponoć najbardziej popularnym polskim bloggerem jest kominek (lub też kominek.tv). Teraz już chyba nuezbyt wiele osób albo prawie nikt nie pamięta początków blogowania w Polsce, które zapoczątkowane zostało przez takich ludzi na przykład jak Jędrek Kostecki, Piotr Chlipalski. Przekrój nie publikuje linka do kominka bo ten mu podpadł, ale w sumie kominek pojawić się powinien :)
|
2009.07.23 22:46:35
link
|
Wizyta u dostawcy na godzinę 16:00, sweet... powrót do domu po 19:00... poprostu uwielbiam takie sytuacje.
Za oknem koszmarny upał, po godzinie 12:00 rozpływam się w pracy, a mój umysł pracuje na mocno zwolnionych obrotach.
Mimo ciężkiego i dość męczącego dnia, są też plusy, oficjalnie zamknięty TOP FOCUS oraz wypad na Pławniowice :) Był dziś pomysł w pracy aby jutro zbirowo wziąć urlop na rządanie i spotkać się na kąpielisku. Pomysł ciekawy i godny realizacji ale coś mi się wydaje, że jednak nie dojdzie do skutku, a szkoda...
|
2009.07.22 23:37:28
link
|
Dzień aktywny. Dwie wizyty u dostawców, a po południu wypad na piwko. Dzień męczący ale jutro nie będzie napewno lżejszy.
|
2009.07.21 23:29:10
link
|
Wtorkowy dzień:
- dziś doświadczyłem małego show - zrozumiałem jak można być upierdliwym ale też aroganckim i pewnym siebie. Pytanie tylko po co jak można inaczej...
- u fryzjera zobaczyłem trzy klientki kosmitki z czymś srebrnym na głowie.
- poza tym codzienność...
|
2009.07.20 22:30:22
link
|
Dziś pojebałek, czyli pierwszy dzień po weekendzie. Ostatni weekend należał do dość aktywnych, piątek to impreza u kolegi z pracy, a potem nocne Goszyce Cinema Village. Powrót do domu zaliczyliśmy późno bo około 2:00, zbyt późno bym powiedział. Sobotni wieczór również poza domem, miał być grill u znajomych ale z powodu deszczu kiełbaski, szaszłyki i kurczaczek był upieczony w piekarniku, ale i tak było mniam mniam :) W sobotę dodatkowo były zakupy, chciałem sobie kupić dwie lniane koszule z krótkim rękawem ale niestety wizyta w dwóch centrach handlowych zakończyła się wynikiem failed. Niedziela znowu taka ni jaka, trochę w domu, trochę poza domem.
Świat wokół mnie zwariował chyba. Słuchając rozmów, obserwując otoczenie dochodzę do wniosku, ze chyba teraz dla młodych ludzi najważniejsze w życiu to imprezy (gdzie i z kim wypić w piątek) oraz zakupy. Odnośnie imprez to najlepiej na imprezę w najbliższy weekend umawiać się w poniedziałek rano, a jakże przecież w ciągu całego tygodnia pracy trzeba mieć jakiś cel, a co jest bardziej zajebistym celem niżeli praca przez cały tydzień aby móc imprezować w weekend? Drugi cel życia, oczywiście zaraz po tym pierwszym wyżej wspomnianym to zakupy i chwalenie sie nimi, najlepiej też od razu w poniedziałek rano. Teraz to trzeba sie chwalić zakupami od razu, natychmiast po przyjściu do pracy. Za rok pewnie trzeba sie będzie chwalić zakupami przed przyjściem do pracy, a za dwa lata to prognozuję, że bezpośrednio po wstaniu z łóżka, a jeszcze przed wizytą w toalecie. Dobrze, że jeszcze nie ma jakiegoś rankingu kto i gdzie jak imprezował plus ile wydal na zakupy w ciągu weekendu. Jeśli takich ranking powstanie to sugerowałbym dodanie +10 punktów za slogany typu „słuchaj kochana, nie uwierzysz …”.
Praca mnie lekko irytuje, potrzebny mi chyba jakiś dłuższy urlop. Poza tym mam katar, tłumaczę to sobie alergią, jak dotąd myślałem, że to alergia na jakieś pyłki ale to chyba inny rodzaj alergii, mam alergię na idiotyczne zagrywki w pracy i na niekompetencje niektórych osób.
Odczuwam dziwną presję z którą nie daje sobie rady. Zadałbym pytanie dlaczego, ale przecież nie warto zadawać pytań na które zna się odpowiedź. Jestem zmęczony, dodatkowo ta alergia też daje mi się we znaki, chciałbym móc wyjść.
Plusy pojebałkowego dnia to załatwiony hosting i porządek w akwariumie :)
|
2009.07.09 21:33:30
link
|
Ten tydzień bez wyjazdów, chociaż pewnie w następnym tygodniu powoli znowu zaczną się podróże. W pracy wiele plotek, ale też i sporo zmian się szykuje. Zmiany to w zasadzie więcej obowiązków gdyż team trochę nam się kurczy, a nowych osób raczej zbyt szybko nie uświadczymy.
Weekend zgodnie z wcześniejszymi planami spędzony ze znajomymi na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. Weekend bardzo udany, pogoda dopisała, humory też, jedyny zonk to zbita butelka Bolsa i tym samym zalane telefony.
Ostatnio miałem okazję skosztować nieco nietypowych piw, miałem dostawy Czerwonego i Czarnego Smoka z Browaru Fortuna, kolega z Czech przywiózł mały zapas piw produkcji czeskiej z takimi pozycjami jak: Budejovicky Budvar, Velkopopovický Kozel (světlý oraz černý, mam nadzieje, że już wkrótce spróbuję też Premium), Louny světlý ležák, ale te wszystkie piwka pobił niepasteryzowany nasz rodzimy Ciechan miodowy z browaru w Ciechanowie.
Żonce przeszkadza dziwny stworek żyjący koło naszego bloku, który co noc wydobywa z siebie dziwny dźwięk w odstępie co 2-3 sekundy. Dziś kolega w pracy pomógł mi zidentyfikować te dźwięki i typ padł na sowę uszatkę. Spróbuję ją namierzyć jakoś w najbliższym czasie.
Jutro już piątunio, planów na weekend niestety brak ale zobaczymy na co pogoda pozwoli.
|
|
|
|