Wpis który komentujesz: | któregoś dnia wyszłam z mojego życia zostawiając jedzenie w lodówce i otwarte okna. wyszłam tylko na chwilę,wzięłam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i przekręciłam klucz w zamku. chyba nawet nie zgasiłam światła pod szafkami w kuchni,bo w końcu wyszłam tylko na moment,dosłownie na kilka dni. a potem ktoś mądry powiedział,że mogłam już nigdy do niego nie wrócić. miałam zacząć od piasku we włosach i złotej od słońca skóry,a potem dodać do tego jointy na plaży,wschody słońca i upalne popołudnia. i nagle zostałam wyrwana z życia bez znieczulenia. wysłana w kosmos bez treningu. miałam zacząć od tego,że minęły już dwa tygodnie w kosmosie. poprosiłam nawet o notes i długopis. a potem minęły trzy. i sześć. i osiem. tutaj jestem zupełnie wyjątkowa. jestem inna niż wszyscy. jestem interesującym przypadkiem naukowym. intrygującą historią do opowiedzenia. jestem jak Ziggy Stardust w pidżamie i kapciach. jestem kolorowa. jestem zdecydowanie za młoda i za delikatna,żeby tu być. jestem tu przypadkiem. jestem przypadkiem. jestem przypadkiem rzadko spotykanym. jestem zupełnie inna. zupełnie tu nie pasuję. jestem zupełnie sama. codziennie ktoś siada przy łóżku i trzyma mnie za rękę,a ja jestem cholernie sama jak liczba pojedyncza. jakby mój statek rozpieprzył się na jakimś totalnym,międzyplanetarnym zadupiu. tylko gniew jest naprawdę. odwagę można udawać. można udawać optymizm. w porywach nawet entuzjazm. gniewu się nie udaje. i wiesz,ten gniew nie jest skierowany nawet w nikogo ani nic konkretnego. nawet do siebie samego nie możesz mieć pretensji. przecież to nie twoja wina. ten gniew wybucha tylko wtedy,kiedy ktoś znowu mówi,że nie możesz się bać. wtedy masz ochotę krzyczeć. albo przywalić mu wieszakiem na kroplówkę. albo spytać,czy on by się nie bał. tylko idiota by się nie bał. można więc spytać,czy jest idiotą. no bo spróbuj to sobie wyobrazić. któregoś dnia budzi cię telefon z wiadomością,której nie chcesz usłyszeć. mówi,że to się praktycznie nie zdarza,bardzo mu przykro. mówi,że tego się w sumie nie spotyka,naprawdę mu przykro. po pięciu tygodniach wśród wenflonów,rozruszników,odparzeń od elektrod i zawałów myślisz,że to najodleglejsza planeta,na jakiej mogłeś wylądować i chyba czas się zbierać do domu. kiedy jesteś już gotowy,żeby wracać,wytrenowany,gruntowanie przygotowany do powrotu i myślisz,że to koniec,słyszysz,że naprawdę jest im wszystkim przykro. że mieli nadzieję,a teraz jest im bardzo przykro. a potem budzisz się w sali pełnej monitorów,w której wszystko wydaje się wydawać jakiś dźwięk,nawet twoje własne żyły. powieki masz ciężkie jak ołów,a dłonie jak odlane z betonu. jest ci chyba gorąco. chyba cię boli. twoje ciało jest chyba jeszcze kompletnie bezwładne. i chyba właśnie udało ci się przeżyć połowę najtrudniejszej doby w swoim życiu. znów możesz spokojnie zasnąć. dopiero kiedy budzisz się drugi raz,zaczyna do ciebie docierać,co się stało. uświadamiasz sobie,że jeszcze oddycha za ciebie maszyna,a z ciała wystają ci dreny i przewody. tętnice masz podłączone do monitora,a w szyi igły i kable. najgorsze są jednak te otwarte przez kilkanaście godzin usta,których nie możesz zamknąć,bo pełno w nich karbowanych rur. i chce ci się pić. i woda w plastikowym kubku jest najlepszą wodą na świecie. i boli. i już na pewno jest ci gorąco. i sto kabli krępuje każdy twój ruch. i przy każdym ruchu monitor nad głową drze się jak opętany. i przy każdym ruchu boli,jakbyś przez ostatnie kilkanaście godzin był okładany kijem baseballowym. jeszcze niedawno twoja krew krążyła poza twoim ciałem. przez kilka godzin po prostu cię nie było. teraz odzyskujesz świadomość z Etch-A-Sketch wyczyszczonym do ostatniej kropki. to naprawdę boli,kiedy zaczyna się życie zupełnie od nowa. to naprawdę duża rzecz,kiedy zaczyna się życie zupełnie od nowa. to naprawdę wielkie szczęście,że na początku zupełnie nowego życia możesz poprosić o morfinę. robi się miękko. robi się dobrze. i jakoś łatwiej zacząć życie zupełnie od nowa. to była trudna lekcja pokory i jeszcze trudniejsza lekcja odwagi,po której zostanie tylko blizna. nie każdy może się taką pochwalić. ktoś dotknął mojego serca,ktoś inny w nie zajrzał,a jeszcze inny je zszył. i to wcale nie są metafory. Howling Bells - Broken Bones. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
bezcukru | 2010.09.30 22:21:35 oj siostro. serce dziwne narzędzie. balsam | 2010.09.30 16:10:42 poka_poka - o patrz,w piątkowe popołudnie akurat się zastanawiałam,co tam u Ciebie - to co tam u Ciebie? kls - spoko,poklęczysz za karę w kącie na grochu przez tydzień i zapomnimy o całej sprawie ;) szukając_siebie - ja też się cieszę,nawet nie wiesz,jak bardzo :) Zawa - nie powinieneś,ale już nic nie chciałam mówić,żeby Ci przykro nie było :D bocianek - w ramach kształtowania własnego stylu postanowiłam rzucić przenośnie. poka_poka | 2010.09.24 23:28:04 Wpadłaś mi do głowy na trasie Bydgoszcz Kraków przypadkiem w Łodzi. kls | 2010.09.24 11:06:31 a ja głupi myślałem, że to problem z logowaniem. shame on a nigga... pozostaje mi zauważyć, że to bardzo fajnie i miło Cię znów słyszeć ;) szukajac_siebie | 2010.09.23 00:22:29 najważniejsze że jesteś! reszta byłaby banalem thevisualiza | 2010.09.22 21:42:10 ewidentnie nie powiniem pisac napruty :) bocianek | 2010.09.22 12:47:08 drugie życie. już nie przenośnią. balsam | 2010.09.22 10:30:49 Zawa - to też taki trochę kac,tylko dłuższy ;) Nash - i to Jagna v.2.0 - może w końcu zrobię się milsza :D Beyourself - nie marudzimy,uczymy się na błędach! :) beyourself | 2010.09.22 06:28:03 skorzystaj z tej szansy. ja nie umiałem. nashinson | 2010.09.22 02:32:43 grunt że Jagna is back ;) thevisualiza | 2010.09.22 02:26:38 oooooooo kurwa! nie że jakiś kolaż litości czy mozaika współczuc, bo to banalne ale wczuwajac sie w akcje (kopie w banie, oj) i samemu bedac po weekendowym przywaleniu metaforycznym w czajnik aka wszystko sie zmieniło to powiem Ci tak (ale ciezko tak cos napisac i nie spłycic :/) jestem w szoku, w szoku i mocno podziwiam... |