|
mumik // n-log home |
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca | wszystkie |
Co kilka lat sieci powiązań i znajomości przetasowują się nieomal w 100%. Znajomości z kolejnych szkół, kolejnych miejsc pracy, kolejnych związków, kolejnych serwisów internetowych wygasają i zostają zastąpione przez nowe.
Raz na jakiś czas w kimś się sentyment obudzi i próbuje defibrylować stare sieci powiązań, tak jak pan LANcaster już po raz drugi próbuje reanimować #rzeczpospolitą. Za pierwszym razem nawet przez chwilę działała, chociaż głównie zasilana nowymi osobami. Teraz to bardziej alternatywa do rozmowy GG z LANcasterem, bo rzadko się zdarza, żeby oprócz niego można było trafić tam na kogoś do rozmowy. Na Facebooku i na inne sposoby (np. przypadkowe spotkanie na osiedlu) spotyka się czasami znajomych z różnych etapów życia, z podstawówki nawet, ale to są już blade cienie dawnych przyjaźni. Zastanawiam się, czy ta tendencja do pełnej wymiany otoczenia wygasa z wiekiem i w końcu ustala się jakaś stała grupa, czy też rotacja trwa aż do starczego zgonu. Może ktoś starszy miałby coś do powiedzenia na ten temat?
Jakiś taki mam blogowstręt. Czytam czyjekolwiek wpisy, nawet swoje i mnie odrzuca od razu. Chyba przez obecność na Facebooku odzwyczaiłem się od przekazywania przez ludzi treści.
Ale pisać mogę. Zawsze to jakieś, chociaż symboliczne, pozbywanie się treści. Treść żołądka, treść przemyśleń - nie ma takiej znów dużej różnicy. Mogliby opracować takie pijawki, które będzie się na mózg przykładać, żeby wysysały myśli. To w ramach takiego zabiegu kosmetycznego, jak ostatnio modne lewatywy. Przyjemnie byłoby zdurnieć na pół godziny. Może nawet w pakietach socjalnych dawanych przez firmy były by bony na takie zabiegi odmóżdżania.
Dawno tu nie zaglądałem. Ciekawe, czy ktoś ze znajomych jeszcze tu zagląda?
No i dopadło mnie jakieś choróbsko.
Byłem na koncercie Marii Peszek. Niepowtarzalne wrażenia :)
W związku z beznadziejnym pogorszeniem serwisu Grono.net przenoszę się znowu na nlog.
Nocna wachta. Noc z niedzieli na poniedziałek jest najbardziej pracowitym okresem w tygodniu. Jeśli ktoś ma podobnie to zapraszam na 818619 na GG FM.
Zamiast podziału na białych i kolorowych, na gejów i hetero, na żydów i katolików proponuję nowy rodzaj ksenofobii - na lewobrzeżnych i prawobrzeżnych. Przynajmniej znacznie łatwiej będzie określić, kogo bić ;)
Ostatnio moja siostra (i kilka innych osób) dostała pocztą wielki kolorowy album - ok. 1000 stron A3 w kolorze na papierze kredowym, z twardą okładką, wart co najmniej kilkaset złotych. Ta cegła jest napisanym przez jakiegoś nawiedzonego Turka rzekomym dowodem, dlaczego ewolucja jest nieprawdziwa, a wszystko, co żyje zostało stworzone przez Boga. Pokazuje np. skamienieliny sprzed kilkuset milionów lat i ich bieżące odpowiedniki, z czego wnioskuje, że gatunki się nie zmieniają. Ciekawe w takim razie, jak działają hodowle eksperymentalne uzyskujące nowe gatunki i odmiany zwierząt i roślin. Autor pokazuje ilustracje niedźwiedzia zmieniającego się w orkę w ten sposób, że najpierw zamiast ogona ma płetwę grzbietową, potem zamiast pyska, ma rybią głowę, a na koniec stwierdza, że coś takiego jest niemożliwe i dlatego ewolucja nie miała nigdy miejsca. Pozostawię to bez komentarza, bo chyba każdy człowiek, który wie, jak działa ewolucja, zrozumie, jaka to pokrętna bzdura. Autor próbował też wmawiać, że gdyby ewolucja miała miejsce, to ludzie mogliby mieć po kilka czaszek, czy kilka kręgosłupów. Nie wiem, jak głupim trzeba być, żeby dać się przekonać czemuś takiemu.
Zastanawialiśmy się już nawet, czy przypadkiem książka nie jest zatruta (tak jak w filmie o królowej Margot), ale póki co żyjemy. Jeśli już ktoś chce bronić wiary, to niech lepiej, zamiast pisać bzdury, pogodzi kreacjonizm z ewolucjonizmem - przecież prawdziwie mądry i potężny Bóg nie stworzyłby świata siedząc i lepiąc z gliny stwory, a potem ożywiając je jakąś magiczną sztuczką, tylko posłużyłby się metodami znacznie bardziej wyrafinowanymi, np. właśnie ewolucją. A to że w religijnych pismach jest o lepieniu z gliny i 6 dniach tworzenia świata wynika z tego, że ludzie starożytni mieli za małą wiedzę, żeby zrozumieć genetykę i pojąć rozumem okres milionów lat.
sustain
Nie ma teraźniejszości, jest tylko przeszłość i przyszłość. Można się o tym przekonać biorąc coraz mniejsze odstępy czasu: miniona godzina, minuta sekunda, jedna milionowa sekundy. Analogicznie z przyszłością. Nie ma żadnego odcinka czasu, którego nie można by zakwalifikować do przeszłości, przyszłości, lub podzielić na dwa odcinki przynależne do przyszłości i przeszłości.
Zarazem przyszłości jeszcze nie ma, a przeszłości już nie ma. Tak więc nie ma nic oprócz ciągłego przemieniania się przyszłości w przeszłość. To tak jak ze strukturą materii - jeśli odpowiednio dokładnie się jej przyjrzymy, to się okazuje, że nic tam nie ma - jedynie olbrzymie przestrzenie pomiędzy zawirowaniami przestrzeni.
Ewolucja jest kluczową teorią dotyczącą ludzi. Takie jest moje przekonanie.
Mężczyzna nabierający pewności siebie jest jak żagiel wypełniający się wiatrem - zaczyna mieć sens.
Fascynuje mnie rosyjska literatura S-F. I to nie tylko ta najnowsza, ale także ta z okresu ZSRR. Niezmiennie pełno w niej ożywczego pozytywistycznego optymizmu i zdroworozsądkowego podejścia do świata. Wciąga i dobrze nastraja. Bułhakow też się wpisuje w ten nurt, chociaż „Mistrz i Małgorzata” jest raczej fantastyką religijną, niż naukową, ale nastrój jest podobny.
Wczoraj było obchodzone dziesięciolecie matury. Dziewczyny nic się nie zmieniły, ale faceci owszem. A ja czuję coraz bardziej piętno czasu.
A w ogóle, tak jak bogobojni muzułmanie mają siną plamkę na czole od uderzania głową w dywanik modlitewny, tak polskich młodych przedsiębiorców można poznać po sinych półksiężycach pod oczami.
Wczoraj wieczorem przyszedł doktor. Jednak będę żył, ale muszę się postarać.
Jakby się ktoś pytał, to chwilowo nie żyję.
Pod koniec lutego jakiś durny złodziej myślał, że mam w samochodzie schowane radio i wyrąbał mi klamkę z zamkiem. Radia nie mam, bo słucham w samochodzie radia z telefonu komórkowego.
12 marca na ten sam samochód upadło drzewo. W bezwietrzny dzień, koło południa, na podwórzu sobie stało i zostało przygniecione. Niedawno odebrałem zrobione z warsztatu, jeszcze mi z OC gminy nie przelali pieniędzy. Dziś stałem sobie spokojnie przed skrzyżowaniem na zielonym świetle, czekając aż ci, którzy mają skręcić w lewo, skręcą w lewo. I jakaś pani postanowiła skasować cały przód swojego TICO o mój tylny zderzak. Gdybym wierzył w opatrzność, to bym pomyślał, że chce mi powiedzieć, żebym nie jeździł samochodem. Faktycznie od marca trochę schudłem podróżując tylko tramwajami i na piechotę.
Ci, co nie czytają książek, to nawet nie są ludzie, tylko jakieś zmutowane warzywa.
O wiele za dużo śpię. Powinienem wstawać o szóstej, a nie o jedenastej. W efekcie na pracę zostaje tylko 13 godzin. :/
|