hmnnnn, w pracy pusto i cicho ale stercze jak przykazano i z nudow czytam co tu kiedyś wypisywalam, skonczywszy na ostatnich 3 notkach. i stwierdzam ze takie krotkie wpisy to jakies nieporozumienie wiec pisze to co teraz pisze , zeby bylo troche wiecej do poczytania. hmnnn, no to moze jeszcze co u mnie? pozmienialo sie, tzn jak spytasz co slychac to odpowiem to co zawsze -zwlaszcza jak pamietasz historie mojego zmagania z dyplomem. ale tak poza tym to sie uspokoilam ponad norme i po tych wszystkich moich fiksach dyrdach uwaga moja poswieca sie mimowolnie pracy i popracy. marze o wlasnym kacie (yyy kącie)(jednokącie)(a raczej czworokącie, w sensie ze nie trojkącie)i o jakiejs mini Polci albo miniaturowym Michlku troliku. jaram tyle co nic i mam alkofobie kt objawia sie panicznym strachem przed najebaniem. zielska nie pale nic a nic, a inne takie rzeczy to juz nawet nie pamietam jak sie nazywaja. wiec w sumie o czym tu pisac? 8|
wkurwilam sie. pierdole to wszystko. pierdole gierki. sa zabawne do pewnego momentu. byly zabawne do tego momentu. zyje w balaganie, na kanapkach, budze sie w nocy i mysle kogo poprosic o przewiezienie mebli no i gdzie je przewiezc wogle. uzeram sie na zmiane z wlascicielami mieszkania i rodzicami i najchetniej zapadlabym sie pod ziemie. zajmuje sie nie tym czym powinnam. a tu jeszcze takie, nie wiem czy to ja jestem zjebana czy kto? ok ja.
bezsens absolutny brakuje slow do sklepania tego w jedna kupe. wieloplaszczyznowy absurd dajacy zludzenie jakiegos odgornego porzadku. moge to napisac na sto sposobow. zimno, emocjonalnie, tlumaczac sie, obwiniajac, krytykujac, podziwiajac, bojac sie, cieszac sie, moge rozwinac filozoficzne wywody, analizy psychologiczne,moga byc suche fakty ale tylko tak suche jak ja bede chiala. o czyms napisze a o czyms nie i po suchosci zostaje mokra plama.
z tego wszystkiego chyba wybieram strach. tylko przed czym. przed osadzaniem. przed podsumowywaniem, splycaniem, zglebianiem, uogolnianiem, selekcjonowaniem, nazywaniem po imieniu rzeczy bez imion, rozmowami miedzy wierszami, zludzeniami, przed rowna walka, utrata zludzen, strach przed strachem. matematycznie: jesli nie wychodzisz z zadnego zalozenia to nie popelnisz zadnej pomylki, prawda czy falsz?
za duzo mysli zeby wyciagnac jakies sedno. dopadl mnie jakis wirus ktory powoduje ze jestem lekkomyslna, nie dziala mi rozum, nie przejmuje sie niczym, jestem szczesliwa, nie mam zmartwien, otaczaja mnie wspaniali ludzie a o jednym mysle bezmyslnie 24h na dobe i snie i rozpowiadam o tym komu popadnie. z takiej sytuacji nie ma zlego wyjscia. mam jedno zycie. jestem glupia.
Powrot slomianej wdowy.
wiec siedze w pracy, szef w koln a jego prawa lapa ma wolne. wczoraj zapierdol a dzisiaj laba i mysie harce. wieczorem jakis stressout najchetniej. wiadomosc z ostatniej: dawida noga przeszla do historii w czasopismie deep skin. hmmm... co teraz? cos tam posciemniam, spakuje prezesowska kochanice do samochodu i postaram sie przezyc pol h stresu z para spod maski. dziecieca wyprawka zzarlaby mniej siana niz plyn do chlodnicy w tym gracie. trzeba sie dzis rozerwac koniecznie. za tydzien nie ma likendu albowiem pakujemy trucka, balon, namiot i gadzety, wdziewamy firmowe laszki i pedzimy na 3 dni sterczenia pod hala ludowa... ale ze tak se palne: chuj na to klade bo i tak damy rade.
p.s. kocham pania srode :DDDD
Jest slabo. Tzn zle nie jest ale nie widac zadnego zwiastuna ze mogloby byc troche lepiej. szukam pracy. bylam na najokropniejszej rozmowie w moim zyciu. zostalam mega kulturalnie pojechana za hmmm no wiec nie wiem za co. Za to ze nie mam 17 lat tylko 27, tzn rocznikowo, bo realnie w czerwcu. Jak spytalam: can I leave now? uslyszalam: You behave like 17, you're a grown-up you can do anything, I'm not your lover, you don't have to ask me. if you want to leave say: i'll leave now. Zostalam pojechana za spolegliwosc na to wychodzi. siedzial i czekal az powiem cos co on chce uslyszec nie zadajac zadnego pytania a jak zaczynalam mowic wyczynial dziwaczne rzeczy typu obracanie sie, odwracanie wzroku i wogle nagle wiercenie po tym jak sztywno gapil mi sie ze wzajemnoscia w oczy z mina dobrego wujcia. kurwa. ale mam nerwa. mam wrazenie ze chcial zebym mu pojechala. teraz juz mam to w dupie. prawie. wogle jakos tak sie czyje jakby wszystko co dobre skonczylo sie jak jakis chujowy film bez happy endu, hehhehe. przesladuja mnie mlode matki, programy o noworodkach, wogle powinszowania dla smietmamy :) no a ja jak bym chciala miec dziecko to nawet nie pojde na urlop macierzynski bo nie pracuje, Dawid pewnie pojechalby spowrotem do londynu zeby nachapac mamony a ja utopilabym malucha z zalamki we wlasnych lzach. wogle panika. znowu mam lęki a mowilam ze juz nie pamietam jak to jest. dyplom stanal w miejscu. tzn usiadl na kanapie. nienawidze siebie za to siedemnastolectwo ktore mi wytknal nadziany manipulator, za nieodpowiedzialnosc za wlasne poczynania, za uzaleznienie od innych i za przyczynianie sie do zjebactwa swiata. i za zerowa wole. panienka z plasteliny. nie obiecuje ze mi kiedys nie odjebie i nie zaczne mordowac przypadkowych ludzi. kiedys mi sie snilo ze wbilam widelec w plery facetowi kt szedl przede mna chodnikiem. dobra, koniec farmazonow bo znowu mi ktos pojedzie ze ze mnie dupa wolowa np, ze sie uzalam nad soba, ze o rzeczach oczywistych sie nie rozmawia. to ostatnie to jakis fenomen. dla mnie wsztysko jest oczywiste. to ze jestem raczej felernym produktem tez ale juz kwestia samoleczenia ogromnej wady wzroku pana zakladajacego kablowke juz nie. wiec z panem rozmawiam, a o sobie mysle ze nie dam rady sama sie naprawic. i tak dalej i tak glebiej. zreszta co to kogo obchodzi. kazdy ma jakies swoje jazdy a jak nie to wystarczy ze mna pogadac. nudzi mi sie. do czwartku. ale moze raczej na wiemcosoczymtyitd bo nie mam zamiarow przezywac tygodniowego milczenia z obrazy na skutek zatajenia czegokolwiek co jest gorsze niz cokolwiek i dlatego tak zajebiscie czesto i skutecznie sie sprawdza.
bardzo fajnie. dawid wlasnie sie obudzil najebany i nacpany. nie, nie ze mna. w knajpie z ktorej wyszlam o polnocy. wiec ja musze kierowac, bo sie biedak slabo czuje. wymyslil ze zabierzemy jego bratanka ze soba. choc dzieciak jak sie dowiedzial zrobil wielkie oczy i mowi: dobra, dawid. ale PO CO? ja tez pytam po co. idiotyczne pomysly o ktorych sie dowiaduje jako ostatnia. kurwa ale mam nerwa. chcialabym sie nie przejmowac ale nie potrafie. boje sie odzywac. to co mowie nie rozni sie od tego co tu pisze. ale jakis sens ma pisanie, za to mowienie czegos dawidowi nie ma zadnego. czuje sie glupia i bezsilna. sprawia czuje ze przywiazuje wage wylacznie do idiotycznych rzeczy. czuje sie winna ze potrzebuje do zycia innych ludzi. czuje jak wszystko co mi sie podobalo jak bylam sama zaczyna tracic urok i zostawia po sobie wielka niczym nie wypelniona luke. wszystko co mowie zaczyna brzmiec jak pijacki belkot. nie ma sensu czegos chwalic kogos lubic. moge sie za to jarac w nieskonczonosc tym co on robi, moge go rysowac, mu gotowac, po nim sprzatac, za niego myslec. bardzo chcialabym byc soba.
siedze w mediatece i rozsylam cv. poza tym rzygam filmami, x boxem, traktorem i abletonem. trawa, winem, browarami. niech mnie ktos kurwa odwiedzi bo zdziczeje. nas. nara.
od ostatniego wpisu zmienilo sie tyle ze Dawid wynajal mieszkanie i w niedziele rano sie dowiedzialam ze jest przeprowadzka. czyli targanie mebli na 4 pietro. jestem twarda babka wiec sama tachalam co lzejsze fotele hehe. wogle po drodze zapalilismy cobie male co nieco wiec humory na poczatku dopisywaly bardzo. szczegolnie rozsmieszajaca rzecza byla tajemnicza skrzynka. Dawida smieszyla bo wiedzial co w niej jest, mnie bo wiedzialam ze to nie moze byc to co on mowi ze w niej jest, a kumpla zwanego ponurym okniarzem smieszyla chyba dlatego ze jeszcze nie wiedzial co w niej jest :D wiec chwytam za wiertarke zaraz na poczatku tachania a ona ani drgnie. odstawilam ja tzn Dawid odstawil i po jakims czasie zostaja 3 rzeczy ja biore jedna Dawid druga a naczelnik mieczyslaw chwyta za wiertarke. wnosil wiertarke na gore stawiajac ja na kazdym polpietrze i odpoczywajac a w mieszkaniu nie wytrzymal i mowi, kuuuurrrrrwa musze zobaczyc co jest w srodku. a tam Dawida hantle hahhahaha 40 kilo zelaztwa :D mieszkanko spoko. zwlaszcza ze w centrum, bo ja jestem uczulona na mpk i robie sie socjopatką, a tak to w nocy z impry na piechote jest 10 minut max. a dyplomik poczeka do czerwca bo na razie hurtem wysylam cv... lece pakowac i kombinowac. moze jeszcze nie dzisiaj ale jutro na bank znikne z sieci. choc znikanie odbedzie sie dzisiaj. czyli dzisiaj. baaaajjjjjjjjj :D
Dzisiaj pol dnia nie bylo pradu wiec radocha potrojna bo raz ze nie ma pradu a ja jestem za tym zeby nie bylo nieczego, dwa ze nie musialam pisac ani kreslic a trzy ze to wszystko z czystym sumieniem bo nie z mojej winy. choc nie jestem pewna bo podobno jestem genialna w krakaniu. jakby sie kiedys tak stalo ze nie ma pradu raz na zawsze to to moze byc moja wina. zostane wtedy rolnikiem i to takim co wlasnymi lapami doi krowy lub prowadzi plug za koniem. ale znowu sie zagalopowalam w swoich idyllicznych fantazjach hahha. no wiec nie bylo ale przyszedl i reszta dnia uplynela na opisywaniu zalozenia folwarcznego. tak troche w temacie wiec nie chwalac sie popchnelam robote do przodu ale tez troche w bok bo tylko tekst. wkrotce powrot do serca 71. jutro Dawid jedzie znalezc mieszkanie w ktorym po dwoch latach rozlaki bedziemy godzic ze soba na nowo nasze odchyly. fajnie. poza tym w niedziele koncert Bianki w grawitacji i mam nadzieje sie tam zjawic. choc sama raczej nie pojade bo musialabym wrocic w nocy a D nie ma ochoty sie przekonac jak sie bawilam jak on przekonany ze tyra na nasza swietlana przyszlosc wciagal koks po squotach. ale chcemy byc ze soba i teraz zobaczymy jak nas na nowo poustawia wspolne zycie .
dzisiaj mialabym co pisac ale dalej mam ochote rowna zeru. wspomne tylko ze wracajac z rodzicami z wro stwierdzilismy ze koleda nie nie nie i wstapilismy po drodze do babci coby posiedziec i miec pewnosc ze ksiadz juz minal nasz dom :> ale babci niet bo pojechala do wro na jakis zabieg. no wiec siedzimy z dziadkiem i toczy sie gadka ze w sumie o 16 juz bylo po zabiegu wiec powinny (babcia z ciotka) juz byc spowrotem ale nic. jestesmy w domu i dzwoni usmiana babcia ze zobaczyly samochod i myslaly ze to taki jeden typ zajechal wiec uciekly do sasiada i czekaly az odjedzie :D juz wiem skad moje matacko wymigawcze geny ;)