w_kawiarni_z_alexandrem // odwiedzony 2732 razy // [nlog/Świat momentami jest piękny/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (9 sztuk)
13:11 / 19.04.2006
link
komentarz (4)



delikatnie mowiac, alexandra miala mnie za smiecia. mozna sie ze mnie ponabijac, porobic blazna - zywa zabawka, za ktora nie trzeba placic. tak bylo u nas w klasie w jej towarzystwie.(podobnie zreszta traktowano alexandra, ale on zupelnie tego nie widzial i dostarczal tym sposobem mniej radosci. )mialam nadzieje, ze ona w tym projekcie nie wezmie udzialu, ze sie zbuntuje, postawi swojego ojca, itp. ale, niestety, cos sie stalo takiego, ze przyszla do mojego domu. bula wprawdzie tylko 1 dzien na poczatku i 2 dni pod koniec tygodnia.

i wlasnie ostatniego dnia zastalam ja w takiej, a nie innej pozycji pod zlewem. stanelam wiec przy czajniku i spytalam:

- moze herbaty?
- nie, dziekuje.
- mam nadzieje, ze milo spedzilas czas w moich skromnych progach? nie jest to, niestety, palac...
- nie bylo zle. chociaz liczylam na bardziej mistyczne doswiadczenia w tej przestrzeni...

w tym momencie zgrzytnelo. glownym powodem traktowania mnie jak efektownej zabawki bylo moje przekonanie/ z ktorym sie nie krylam/ o istnieniu sfery duchowej czlowieka i mozliwosci osiagniecia duchowego spelnienia przez kazda jednostke. w swiecie takich ludzi jak alexandra sfera duchowa byla abstrakcja, tematem tabu, ktory robil z czlowieka osobe nawiedzona. w zwiazku z niezrozumieniem tematu byl to pretekst do kolejnego obsmiewania mojej osoby i wbijania w zwiazku z tym szpilek przy kazdej nadarzajacej sie sposobnosci. tak sie stalo i tym razem. moglam powiedziec:" no coz, prawdziwi mistycy mieszkali w norach, itd.", ale to tylkoby potwierdzilo wyrobione o mnie zdanie. tylko sie wiec krzywo usmiechnelam, zalalam herbate i wyszlam z kuchni.


20:38 / 06.03.2006
link
komentarz (2)


alexandra pochodzila z rodziny ktorej czlonkowie nigdy nie kupowali ciuchow na stadionie, dzieci nigdy nie bawily sie na osiedlowym trzepaku, a cena bielizny kupowanej w jej domu nigdy nie schodzila ponizej kilkuset zlotych. jej ojciec kierowal swietnie prosperujaca kancelaria prawnicza i ta szkola byla jej pierwsza szkola publiczna. bynajmniej, jej status spoleczny nie swiadczyl o jej dobrym wychowaniu i klasie jako czlowieka. odwieczny problem: miec czy byc rozwiazywala wybierajac bycie mieniem: najbardziej luksusowym towarem konsumpcjonizmu, droga metka postindustrialnej epoki. jej policzki caly czas byly wzdete ironia, a twarz odbijala tempote ograniczonych umyslow, ktore przesiakniete intelektualizmem i naladowane pieniedzmi wcale nie wyrazaly prawdy i dobra medrcow platonskich.
***
swoja droga, ilekroc widze takich ludzi, zastanawiam sie nad sensem stwierdzenia, ze to intelekt powinien rzadzic swiatem.
***
alexandra byla wiec skutkiem ubocznym odwiecznego dozenia do szczescia bez gleboko zakorzenionej moralnosci w umyslach.
***
nigdy nie zapomne jak pod koniec jej pobytu w moim domu, ktory nie obfitowal czesta wymiana zdan, zastalam ja siedzaca w rogu mojej malenkiej kuchni pod zlewem. przemknelo mi przez glowe, ze jest to bardzo osobliwe doswiadczenie dla niej, porownywalne do wbijania gwozdzi w kolek dla dzieci amerykanskich biznesmenow, ktore potem cale zycie wspominaja anegdotycznie ten swoj moment zejscia do plebsu.

09:28 / 20.05.2005
link
komentarz (1)
no wiec, pelna werwy psycholog, liczac na to, iz proba integracji klasy przed matura zmniejszy stres maturalny uczniow , wprowadzila ten cudowny projekt. z poczatku wszyscy myslelismy, ze to jest jakis zart, pomijajac to, ze do mnie to wogole nie docieralo.

___________________________________________


i tak skorzystano z okazji, lokując u mnie w domu alexandre i alexandra.
15:14 / 14.03.2005
link
komentarz (0)
naprawde, nie wiem od czego mam zaczac moja opowiesc o alexandrze. moze zaczne od tego co wywarlo na mnie bardzo dziwne wrazenie.
mianowicie, gdy alexander sie do mnie wprowadzil, na drzwiach pokoju ,w ktorym mial mieszkac, wywiesil kartke z napisem:

"jesli masz jakies watpliwosci, to nie zglaszaj ich do mnie"

dosyc flegmatycznie, ospale i obojetnie podchodzilam do pomyslu umieszczenia alexandra i alexandry u mnie w domu. pomysl integracji uczniow w klasie maturalnej poprzez zmuszenie ich zamieszkania grupkami w domach poszczegolnych z nich byl tak samo sensowny jak proba nauczenia slimaka latac. pozwolcie, ze pomine moj komentarz milczeniem.












...
(koniec komentarza)
21:49 / 24.02.2005
link
komentarz (0)


***
mala pileczka odbijala sie dzisiaj od sciany raz - dwa, raz - dwa. pisalam cos bardzo waznego, wiec staralam sie nie zwracac uwagi na ten monotonny dzwiek. ale alexander intensywnie myslal. nie przerywajac ruchu pileczki, stwierdzil:

- jestes zwykla.
- ?
- piszesz o swoim slubie i o swoich rodzicach tak, jakbys wkladala uduchowione skarpetki.
- ?
- dlaczego on przerwal slub?
- poprosilam go o to.
- to znaczy, ze byl tak bardzo w porzadku.
- tak. ale inni nie byli juz tak w porzadku. nie rozumieli mojego zauroczenia jego idealnoscia, kobieco-meskoscia. dla nich byla to milosc. nie bylo stanow posrednich - innej mozliwosci. a on, ta swoja zgoda na odwolanie, tak naprawde wpisal sie w nurt pozostalych. potwierdzil, ze do nich nalezy, potwierdzajac teorie o swojej idealnosci.

to nie bylo tak, ze mi na nim nie zalezalo. ale, wedlug mnie, to za malo, aby byc czyjas zona.
- teoria pierwszego poruszyciela.
- co ma wspolnego teoria pierwszego poruszyciela z moja sprawa?
- poznalas go. na wczesnym etapie jego idealizm byl ci na reke. spotykalas sie z nim, co powodowalo ego zaangazowanie. ani ty, ani on sie nad tym nie zastanawialiscie. w koncu , w miare roznacego zaangazowania , zaczely wzrastac oczekiwania spoleczne. ludzie otaczajacy was zaczeli wywierac na was presje, coraz silniejsza i bardziej artykuowana. dla niego bylo to naturalne i oczywiste. ty w ostatniej chwili przejrzalas.

pileczka, ktora na chwile zatrzymala swoj ruch, wznowila swoje dzialanie, tym razem w kuchni, na konstrukcji z talerzy, garnkow i patelni. ten osobliwy twor architektoniczny stal sie od paru godzin chluba alexandra. trudno - nie bedzie dzisiaj kolacji.
***



15:19 / 23.02.2005
link
komentarz (4)


tak placzac sie po domu, podeszlam do matki, prasujacej niedoszyte spodnie. ona rowniez sie do mnie nieodzywala.

-mamo...

nic.

-mamo.
- czego ty teraz ode mnie chcesz.
- teraz?
- po tym wszystkim!
- a co ja takiego zrobilam?!
- skompromitowalas siebie i nas.
- to mialam wyjsc za kogos, za kogo czulam, ze nie moge?
- myslalam, ze jestes dojrzala. jak mialas 12 lat zachowywalas sie jak 60-latka. wierzylam, ze po takim czasie znajomosci z TAKIM czlowiekiem , twoj wiek nie ma znaczenia.
- 1,5 roku znajomosci to duzo? 18 lat to wiek wystarczajacy?
- trzeba bylo myslec wczesniej.
- przeciez puki nie dojdzie do slubu zawsze sie mozna wycofac.
- teoretycznie.
- to znaczy?
- nie wtedy, gdy wszystko jest juz rzgloszone, zaplacone. myslalam, ze jestes bardziej rozsadna.
- nastepnym razem zorganizujesz cichy slub.
- o nie! nie bedzie nastepnego razu. przynajmniej z udzialem moim i ojca.

- nie liczy sie dla was moje szczescie? - chcialam jeszcze zapytac, ale uznalam, ze jest to zbyt banalne i nie ma sensu.

skonczylo to nieudany watek slubu w moim zyciu i rozpoczelo przygnebiajaca gehenne. do czasu.



20:33 / 22.02.2005
link
komentarz (2)


platalam sie po szarym od deszczu domu jak jakas wodnica - strzyga. ojciec udawal, ze jestem powietrzem i przegladal stare plyty w pokoju rodzicow podobnym do ciemnego grobowca. Wiedziałam, o co chodzi. Przerwalam lancuch „samotoczacego się przeznaczenia” . a to nie było tak, tak bezmyślnie. Imponowalo mi, ze tak wspanialy człowiek zakochal się we mnie. Mialam tak niskie poczucie wlasnej wartości, ze nawet wtedy nie bylam w stanie w to uwierzyc. Gdy mi się oświadczył bylam tak bardzo szczesliwa. Gdy mnie przytulal, dotykal to było to dla mnie jak … tak. Potrzebowałam go. Ale to nie była milosc. Mimo tego, ze był nieskazitelny – bez zarzutu.

(w tym momencie opowieści musze przerwac, bo Aleksander, wychylając się nadmiernie przez okno, probuje swój ogromny bumerang, wieszając na nim swoje buty rozmaru 46, chcac sprawdzic czy wyrzucony wroci z obuwiem)


10:12 / 22.02.2005
link
komentarz (0)


byl to swiezy poranek konczacego sie sierpnia. pastelowe refleksy sloneczne obudzily mnie bardzo wczesnie, jakby wiedzac, ze dzisiaj bede robic glupstwa. bialo-przykrotka sukienka do pollydki lezala juz gotowa na krzesle, a obok niej bukiecik obrzydliwie slubnych kwiatkow z bardzo flegmatyczno-romantyczno-lakoniczna notatka :o 9.00. byla dopiero 7.00, wiec mialam troche czasu. rzeskosc powietrza wymogla na mnie szybkie wskoczenie w sukienke. wygladalam jak wyrosnieta dziewczynka komunijna. plaskie czulenka sprawialy wrazenie jakbym szla na piknik, a nie... do kosciola bylo blisko. wyszlam jednak wczesniej aby spokojnie porozkoszowac się świergotem, swistem, szumem Saskiej K.. Szlam luznym krokiem, czasem biegnac , czasem skacząc, jakby był to jeszcze jeden z szeregu tych ambitnych dni, gdy człowiek o niczym nie mysli.

Do kościoła dotarlam o 8.45. wszyscy już byli :moja rodzina, jego rodzina, rodzina rodziny, przyjaciele, przyjaciele przyjaciol, etc. Kościół był caly przystrojony girlandami kwiatow, girlandkami, sztucznym zlotem i innym wspaniałym kiczem – jak nie-kosciol. No tak - pomyślałam - kościół jest im potrzebny do ślubów, ewentualnie do chrzcin. Jakie to mile, ze chociaz przy tych okazjach przypominaja sobie o istnieniu czegos takiego. Bo w niedziele już sa problemy z pamięcią ( nie mówiąc już o codzienności).

Zobaczyłam wtedy, jak on stal pochylony nad jedna z pierwszych lawek i załatwiał ostatnie sprawy na 10 minut przed slubem. Ideal. Idealny umysl w idealnym ciele, a cialo w idealnym garniturze. Malam wrazenie, ze laczy w sobie cala nature kobieca z calkowita natura meska. Tak, ze czasem był kobieta, a czasem mezczyzna. I w tej chwili uderzyla mnie tragiczna prawda, jak obuchem w glowe. Nie mogę za niego wyjsc. Oszukuje siebie, jego, wszystkich. Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Teraz ich presja - ich wszystkich- napierala na mnie i, tak jakby atmosfera mówiła – musisz wyjsc teraz za niego. Oczekujemy tego. Za duzo nas to kosztowalo. Nie możesz się wycofac. Nie, nie, nie! Podbieglam, przez wszystkie lawki, do niego. Odciagnielam na sile na bok i rozdartym glosem zaczelam na niego cicho krzyczec:

- odwolaj slub!
- ale dlaczego? Nie mogę.
- odwolaj! Masz odwołać
-uspokoj się
-odwolaj!

Próbował mnie objac, szeptal mi , ze tu mi się oswadczyl. Wszystko było takie teatralne. Jego idealna uroda, idealność.

- nie, nie mogę.
- dobrze. Odwolam.

Poczulam ulge. Jednak wiedziałam, ze teraz dopiero się zacznie droga przez meke.



23:21 / 20.02.2005
link
komentarz (1)


siedzieliśmy tego dnia w kawiarni sącząc przez słomki złocisto-miodowe mącące napoje. alexander, ku uciesze gapiów przechodzących zakurzonym apetycznym Krak-Przedmieściem, kiwał palcem w bucie, co wprawiało go w ten niezwykły samozachwyt, kiedy to nawet bąbelki puszczane przez ulicznego wytwórcę baniek mydlanych nie są w stanie go wyrwać z tak błogiej zadumy. i gdy ja również powoli zaczęłam się rozpływać w tym rozmydleniu, zlipcowieniu, kiedy lepki kurz W-wki zaczął mnie pętlić i zapętlać, jak kubeł lodu rzucony na gorące ciało, zaskoczył mnie równy, nadspodziewany głos alexandra:

- mogłabyś o tym wszystkim napisać.
- no i o czym?
-tak o mnie, o tobie...
o królikach, skarpetkach i.. o mnie
- tak. szczególnie o tobie - miauknęłam.
a zresztą - kto chciałby to czytać?
- ja - nieskromnie odrzekł alexander.

no więc dobrze, alexandrze. opiszę to dla ciebie.