jedenascie_minut // odwiedzony 20484 razy // [królestwo2 nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (77 sztuk)
00:24 / 20.03.2006
link
komentarz (0)
opaleznizna dawno już wyblakła, ale my nadal jesteśmy pełni ciepła.
za to mamy mnóstwo zdjęć z Rhodos.

Kot na szkoleniu w mieście stolicznym, a ja jestem tęskniącą dżu. nadal i wciąż.



00:08 / 06.09.2005
link
komentarz (0)
Kot reinkarnuje się w łazience...efekt jest ciekawy.hihi

mamy już walizki, czas najwyższy, by je zapełnić niezbędnymi fatałaszkami w stylu sukienka-nic i bermudy. wakacje już w czwartek przywitają nas morską bryzą. jejejej. to już tak blisko.

jutro jest the last day w pracy. może coś specjalnego?
nooo pewnie wypłata. sysys.

mamy wreszcie cyfrówkę, więc może jakieś fotki z wakacji albo inne przyjemne sprawy się tu pojawią...

już nie moge się doczekać naszej złotej opalenizny. mrrauk.
23:50 / 25.08.2005
link
komentarz (0)
niusy z ostatnich tygodni...

pies zazdrosny kiedy siadam Kotu na kolanach...jak cudownie nas zaczepia...ach ach.

moja praca w knajpie właściwie dobiega końca. szkoda. bo ekipa jest niesamowiarygodna. ale już 9 września otwarcie nowej knajpy na Kazimierzu...zapraszam. oj będzie się działo.
ze źródła wiem, że to będzie coś genialnego.

czy ja już wspominałam że we wrześniu wybywam na wyczekiwane wakacja marzeń? o tak. Kot, słońce, plaża, kolorowe drinki z palemką...all inclusive? yeah.

a poza tym od dzis mamy aparacik cyfrowy i jedno przez drugie chce robic zdjęcia. no to spadam popstrykać parę fotek.

radośnie nadawałam ja.

13:22 / 09.07.2005
link
komentarz (0)
jestem z moim kotem. właściwie to siedzi obok..i mrruczy.

ubóstwiam Go. i bezgranicznie się w nim zatapiam.

a tak w ogóle to pracuję i jest mi z tym dobrze. no i Kot mi pomaga...nie znajdziecie takiego drugiego. bo któremu facetowi chciałoby się odwozić i przywozić z pracy albo pomagać w niej? no który?
i obiadki mi gotuje! o takiego mam Kota, ha!

aha. i polecam Wojnę Światów [spielberga]- zwłaszcza o północy.

no to dżu.
23:16 / 06.06.2005
link
komentarz (0)
żyjemy.
oczywiście razem choć czasem osobno, ale nie w odosobnieniu. zawsze w kontakcie. z sercem gotującym się do słowotoku.

dziś znów kupiłam jogurty z rokitnikiem. pani na stoisku mówiła, że nie idą, a to przecież takie smaczne i zdrowe!
mam też truskawki. soczyste i aromatyczne. pamiętasz jak się pytałam Ciebie o to po ile są truskawki w Krakowie? porównywałam je do sterczących sutków. takie kształtne i jędrne. można w nicha zatopić ząbki. a oblane jogurtem wyglądają nieco perwersyjnie.

pomiędzy lekturą jakże absorbujących teorii wielorakich spędzam czas na jedzeniu i spaniu. bo Kot daleko...
jedzenie wychodzi mi nadzwyczaj skutecznie. a potrafię i lubię się rozpieszczać. nie przystaję do szablonowego studenta. a powiedzenie 'dziękuję, nie jestem głodna' nie jest w moim przypadku kłamstwem. często miewam pełny brzuszek. ale żeby nie było, że należę do rodziny opasłych morświnek -regularny basen = zgrabna sylwetka, prawda Kocie?

no to heffa:]
a ja wracam do lektury
23:05 / 06.06.2005
link
komentarz (0)
Pora trochę posprzątać, odkurzyć... nie tylko dziennik. Mimo, że wiosna minęła, ja w wirze porządków. Ogródek obsiewam, balustrady impregnuję, żywopłot przycinam. Za chwilę ocieplanie i malowanie. Muszę przygotować rezydencję dla mojego Kociątka.

Moja Iskierka w ferworze sesji... zauczona po uszy. Ale idzie jej bardzo dobrze. Pękam z dumy, takiego oto Kota jam ci przygarnął do serca.

Kupuje rower. Dość jeżdzenia na zgrzytającym, czerwonym trupie. Teraz będę śmigał... Teraz tylko wytrwać do 23.06, i słodkie życie z moją ukochaną "Magdą' :))

A w piątek znowu mruczanka do uszka... Dla Ciebie mój dżudżański Kocie.
14:51 / 06.04.2005
link
komentarz (2)
za oknem błekitne niebo poprzetykane białymi obłokami nadziei
słońce świeci nadal, mówiąc, że świat wcale się nie skończył, może tylko trochę posmutniał..?
pytanie tylko do kiedy?
do piątku? soboty?
a potem każdy wróci do przekopywania ogródków, okradania staruszek i ukrywanej zawiści.
ja takie coś pieprzę.

niestety nikt nie jest wieczny i to było jak najbardziej do przewidzenia.
nagle cały naród zrobił się nadzwyczajnie religijny, te wszystkie flagi, fotografie, tasiemki...wypełnione kościoły, ale tylko przeciętnie raz na 27 lat. to jakaś paranoiczna hipokryzja.

przecież nagle tłumy nie odnalazły ściezki życia, nie oszukujmy się. wielu ludzi jest konformistami i obnosi się na czarno/biało, by przypodobać się innym, by nie zostać okrzykniętym bezbożnikiem.

podobną sprawą będą teraz przepychanki w Watykanie. każdy człowiek jest tylko i aż człowiekiem i od niego zależy jak będzie postępował, a Watykan to polityka, tyle że pod soba maja całe tłumy 'wiernych'.

smunte jest to, że mało która osoba zrozumie co Jan Paweł II chciał nam przekazać.
i mnie teraz smutno nie jest. będzie potem, jak moje przypuszczenia się sprawdzą.


Umarł...
mam nadzieję, że tam gdzie jest teraz jest Mu lepiej.

a my... musimy zmądrzeć.


***
Kocie dziękuję Ci za każdy dzień
23:19 / 30.03.2005
link
komentarz (1)
chodzi o to, żeby było miło.
a nie było.

Kocie...nie chciałam, by tak wyszło. byłam zupełnie nieświadoma i w związku z tym nie poczuwałam się do odpowiedzialności. błąd, bo powinnam mieć choć odrobinę wyobraźni.
przecież jest koniec miesiąca, a ja...jak gdyby nigdy nic poszłam po musli i jogurt.
i nie dałam znaku użyteczność.

przykro mi. i wstyd jednocześnie. a tak mieszanka to zła mieszanka bo może prowadzić do frustracji. a mnie się należało.

po cichu wierzę, że w piątek będzie lepiej. w końcu to piątek, prawda? i będzie dżudżańsko.

tak bardzo bym chciała...

11:54 / 15.03.2005
link
komentarz (0)
miauk...

wreszcie wysunełam pyszczek z pościeli, od piątku sie w niej wygrzewałam. dzięki aspiynie i innych środkach wspomagaących organizm w walce z chorobą. ale jak zawsze czuwał nade mną mój troskliwy i opiekuńczy przyszły mąż. to złoty człowiek o pięknym sercu. dzięki Jego miłości mogę sobie teraz tu pobuszować.

..owszem - znów jestem w moim natchnionym mieście, miała być dobra impreza ze znajomymi, ale gorączka okazała się silniejsza. teraz tylko czasem wydam z siebie bliżej krtaniowe, nieartykułowane dźwięki i miarowe pociągnięcia nosem. o tak pociągająca to ja jestem.

i wczoraj też byłam...

lubimy gorsety i pończochy, prawda? sysysy

a najlepsze są średnie biusty, o! takie... 'w dłoń'.

wiem, że jesteś dziś zarobiony, tyle godzin w pracy. tak sobie myślałam - wiem, że musisz i trzeba itd, ale..no ja się o Ciebie martwię. z miłości. chyba wiesz o co mi chodzi.
a ja jutro muszę wracać, choć przyznam, że wcale to nie jest to, co H. lubią najbardziej. a przede mną jeszcze ten straszny weekend. trochę się obawiam, ale Ty dajesz mi siłę. będę się starać być dużą dziewczynką.

to Ty sobie pracuj a ja tu sobie potęsknię za Tobą, dobrze?


*******************************************************
ps. a dolina śniegiem płynąca to www.jasna.sk
22:52 / 27.02.2005
link
komentarz (0)
Witajcie ... Towarzysze, pewnie myślicie: powrócił syn marnotrawny.

Nie pisze, nie dzwoni... znaczy nie kocha. Ależ skąd. Kocha, kocha. Swojego Kota.

Upojny weekend, zmysłowy, leniwy, spełniony i pełen uczuć. W piątek wierciłem się juz od rana. Ledwo wysiedziałem w pracy. Ciężko sie skupić, mając w umyśle wizję wspólnie spędzonego czasu. A koniec miesiąca bywa ciężki.

Potem jeszcze obiad, długa trasa i jej rozesmiane oczy. Mój ukochany Kot ma już 2 z przodu, jest załamany... nie wiem dlaczego. Mimo to postanowiłem uczcić jej urodziny kilkoma drobiazgami od serca.

Jej reakcja upewniła mnie, że serce włożone w rękodzieło droższe jest od brylantów. Koledzy, dobra rada: róbcie sami prezenty dla swoich Kotów. Efekt murowany.

Potem drinki, muzyka i burza zmysłów, ognisty taniec ciał, zmysłowy pomruk podniecenia i gorąc rozpalonych pocałunków.

A w sobotę spaliśmy do 13. Cudownie jest spać ze świadomością braku kary. Za późne wstawanie oczywiście. Spacery, wspólne oglądanie filmów pod kocem (babskich..hihihihi).

Oczywiście, żeby nie było. Bo kultura psiamać musi być... byl i teatr. Toksyczne toksyny. Kolega Sambor Czarnota. Gwiazda do tej pory przeze mnie nie doceniana. Myliłem się. Przyznaję. Zwracam honor. A wszystkim rekomenduję. Lektura obowiazkowa!!!!!!!

A jutro wyjeżdzam. Kupiłem Twixa dla Kota. Ja też będę bardzo tęsknił. Ups... muszę uciekać.

Kocie, już lecę... tylko zgaszę światło....
17:49 / 20.02.2005
link
komentarz (0)
wczoraj o 22:40 zawitałam pod dom. wracałąm z krainy śniegiem płynącej [fortunniej jednak byłoby napisać leżącej, bo śniegu było tyle, że w polsce ogłosiliby stan klęski], a tu niespodziewanie ku moim oczom ukazały się półmetrowe zaspy. ładnie ładnie, będzie się przez co przedzierać.

moje 3 tygodnie odpoczynku od zajęć spędziłam bardzo niepożytecznie aczkolwiek w pierwszej części niezwykle przyjemnie - byłam z Kotem. i to wszystko tłumaczy. 10 niezapomnianych dni, któe uciekały szybko. za szybko. [w końcu co miłe wkrótce się kończy] wróciłam do siebie i nastał czas tęsknoty. wszystko było bo jeszcze do zniesienia, gdybym A). włączyła roaming B). nie zapomniałą pinu w telefonie. ogólnie telefon zupełnie niemarzł [w przeciwieństwie do właścicielki na szczycie chopoku] i cichutko, wręcz bezszelestnie leżał na dnie torby.

a Kot jawił mi sie po nocach i dniach. smutno mi było, że nie ma Go przy mnie...ale za 5 dni - uśmiecham sie do tej myśli.

***

kto to jest Hefalump?

***
dżu dżu.
01:29 / 20.01.2005
link
komentarz (2)
20 styczeń 2005 - najszczęśliwszy dzień w moim życiu...

zapytał...

...odpowiedziałam
14:41 / 17.01.2005
link
komentarz (0)
mój Kot poszedł dziś do szpitala...czekał na to dobrych kilka miesięcy, bo pokończyły się limity [bo to polska nie elegancja francja]. miał być już w tamten czwartek, ale oczywiście coś im wypadło, tzn znalazł się ktoś kto musiał szybciej, ew. dał śliczną białą kopertę komu trzeba, nie wnikam.
okazało się, że nawet nie będzie nocował w szpitalu, bo to właściwie zabieg [super, to dlaczego na takie zabiegi tyle się czeka? w końcu to tylko machnięcie skalpelem wyjecie czego trzeba i użycie igły, na dobrą sprawę w domowych pieleszach też możnaby było pobawić się w dobromira]. nikt Kota nie poinformował, że nie musi brać wyprawki, więc...no skarpeteczki raczej się nie przydadzą. kilo kiełbasy też [kidding].
ale by było zabawniej a właściwie tragiczniej to był karambol na drodze i mój Kot teraz musi się zmagać w kolejce z tzw. przypadkami nagłymi, a owych nagłych przypadków jest co najmniej 50 [bo tyle zderzyło się autek..'nie lubię poniedziałków'].
mimo wszystko bardzo się ciesze, że mój Kot dziś będzie już 'zrobiony' i nie będzie musiał obijać się na szpitalnych kozetkach, ani żaden bezzębny emeryt nie bedzie go prosił o umycie sztucznej szczęki.
irytuje mnie natomiast brak organizacji i czynnika życzliwego w całym tym majdanie. można to załatwić lepiej, ale prawda jest taka, że nikomu się nie chce, a jeśli nawet chce, to inicjatywa 'popierana' jest karcącowilczym spojrzeniem, a w najlepszym przypadku intencjonalnym wzruszeniem ramion, które mówi samo za siebie 'rób co chcesz, ale wiedz, że jesteś sam'. no i pacjent przez to też jest sam.

pocieszeniem jest jednak to, że przynajmniej pielęgniarki są zgrabne. no.

***
mam 5 dni do egzaminów...czuję to w moczu.
mam się nie dać i yć pozytywnie nastawiona do świata, bo tylko to gwarantuje sukces. yeah.
20:17 / 12.01.2005
link
komentarz (2)
Ciężki dzień i frustrujący. Czy uwierzycie, że aby dostać odszkodowanie za śmierć członka rodziny (a rzecz rozchodzi się o 500 PLN) trzeba dostarczyć do banku kartę zgonu. Podkreślam kartę zgonu... nie akt zgonu. Karta jest w szpitalu i tutaj ciekawostka. szpital jej nie wyda, jedynie na wniosek banku lub sądu.

Wiecie dlaczego? Ja podejrzewam. Mając kartę zgonu, mogę zakwestionować, czy lekarz zrobił wszystko, aby uratować człowieka. I wnieść sprawę do sądu. Więc szpital i lekarze się zabezpieczają. Nie wydają.

Co to ma być, do cholery. Jakaś masońska loża szyderców? Przecież mam prawo wglądu w dokumenty zwiazane z pobytem w szpitalu i śmiercą najbliższej rodziny.

To ma być państwo? To ma być służba zdrowia? Zaczynam podejrzewać, że lekarze to coś jak notariusze, adwokaci albo radcy prawni. Żeby byc uratowanym lub ratowanym, trzeba będzie niedługo mieć znajomości.

Nie mówiąc już o fakcie, że bank zapewne dobrze wiedział, czego zarządać, aby nie wypłacić odszkodowania. Ale ja ich przechytrzyłem. Wystarczyło pójśc do USC i odebrać poświadczony odpis Karty Zgonu, którą musiałem tam zanieść, żeby otrzymać akt zgonu. 5 godzin załatwiania, zwiedziłem 3 pokoje. Ale mam. Mam cholerę i zaśmieję im się w twarz.

Mógłbym odpuścić. Przeżyję bez tych 500 zł. Ale tu chodzi o coś innego. Zobrazuję cytatem z psów:

"... W imię zasad, skurwysynu..."

Przepraszam za brzydkie słowo.

Kocie... jestes tam? Kobieto moich marzeń... dziękuję, że zechciałaś zostać moją przyszłą żoną.

I nigdy nie nazwę imieniem samochodu sysysysys.
23:41 / 10.01.2005
link
komentarz (1)
dziś coś nowego. po wielu miesiącach samotnej wieczornej udręki mam Internet. a to oznacza jedno, że bede mogła rozkoszować się rozmową z moim Kotem. to całkiem przyjemna opcja [ choć i tak było mi smutno jak wyjechałeś i zjadłam tego twixa...]

prócz zmiany designu nloga ja też zmieniłam swój. za namową mojego Kota. podobam się sobie, a nic nie poprawia kobiecie humoru jak wizyta w pewnym miejscu. Kot zachwycony i o to chodziło.

ten weekend...cudownie jest budzić się rano w ramionach Ukochanego, zrobić mu kanapki na drogę, musnąć ustami policzek z lekkim zarostem, poczuć tę podniecającą szorstkość. a potem wrócić do łóżeczka budząc się na dźwięk telefonu. to było rozkoszne usłyszeć Twój głos. mrrr

a tymczasem...cynamonowej pikanterii
21:55 / 05.01.2005
link
komentarz (0)
Nie strachajcie się... mała zmiana wizerunku. Każdej marce przyda się od czasu do czasu odświeżenie wizerunku. Nawet tak popularnej sysysys.

Czy ktoś z Was był, jest lub będzie przełożonym swojej byłej? Posłuchajcie dobrej rady: nie polecam. Choć czasem życie bywa przewrotne.

Kraków uczcił tsunami opóźnionym o 3 minuty hejnałem. Jakież to wzruszające, aż się łezka w oku kręci. Każdy pomilczał od 12 do 12.03 i odszedł w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. A nawet tacy kosmopolici jak USA wyasygnowali 350 mln bucksów. Polska wyasygnowała biegłych sądowych do identyfikacji corpus delicti w postaci zwłok. Muszą być sporo warci ci biegli. No ale jeśli konsultant poniżej 250 tys. $ rocznie to marny konsultat, to może 5 biegłych wartych jest na oko 1/10 amerykańskiej pomocy.

Dla mojego Kota zaś szykuję niespodziankę... ale o tym w następnym odcinku.

P.S. Zauważyliście, że częściej piszę?
23:15 / 02.01.2005
link
komentarz (2)
Minął kolejny roczek... nie był zbyt udany. Przynajmniej dla mnie. Chociaż zdażyła się jedna dobra rzecz, wspaniała... przygarnąłem Kota do serca.

Ale do rzeczy i po kolei. Sylwester w Krakowie. Jak zwykle tłumy. W końcu to stolica kulturalna i najwiekszy rynek w EU. 160 tys. świętujących i wiwatujących, 4,5 tony fajerwerków. Mnóstwo śmieci. I ja tam byłem (znaczy w mieście, bo nie na Rynku).

Miałem swojego Sylwestra. Prawie w stylu hawajskim, choć nie udało się zrealizować 1 pomysła... wrrrrrr. Zły jestem trochę, bo był przedni... ale zwyciężył głos rozsądku i to bynajmniej nie mój.

No pocieszenie był poncz, potrawka z kurczaka po hawajsku (z awokado i ananasem - mój przepis) oraz zapiekanki z melonem. W domu bibułowa namiastka dżungli.

Ale było coś jeszcze... mnóstwo miłości. Mój skarb, moja miłość, kobieta moich marzeń i moja przyszła żona była razem ze mną. Pierwszy wspólny Sylwester, wyjazd na deskę, wieczory przy dobrych filmach, poranki w ramionach ukochanej osoby. Zakochani wiedzą, o czym mówię. Kto nie wie, cały rok 2005 przed nim... radzę spróbować.

I tak upojeni zapomnieliśmy zrobić zdjęcia... sysysys. Będzie jeszcze okazja. Kocie - miasto płakało, kroplami deszczu i szarówką wyrażając emocje. Smutne jak jeden mieszkaniec... ale tylko do soboty.

Do zobaczenia. Moc cynamonowych snów dla Ciebie. Na zawsze Twój.
23:37 / 24.12.2004
link
komentarz (0)
dziś Wigilia Świąt Bożego Narodzenia. oboje ją odchodzimy. razem ale osobno. to dlatego jest mi pusto.
wiesz Kocie...Twoje marzenie jest też moim.chciałabym, by za rok się spełniło.

dopiero wczoraj po południu wróciłam do domu. rano jeszcze zajęcia na uczelni.ma się powodzenie u prowadzących. a co.
świątek piątek a me must be on zajęcia.

ferwor zakupów, sprzątania i gotowania już za mną. ostatni goście poszli godzinę temu, jedzonko w lodówce, bo przecież nigdy nie przejem przydziału dla kompanii [albo kampanii. sysys], prezenty rozpakowane i prawdziwa radość spełnienia zagościła na twarzy...
właśnie skończyliśmy rozmawiać. i poczułam się świątecznie.

ściskam gorąco Kocie.
16:35 / 26.11.2004
link
komentarz (3)
Gdyby był ranek, zakrzyknąłbym:

Gooooood morning nlog!!!!!!

Ale jest piątek po południu, o dziwo nie jestem w pracy (i nikt nie dzwoni za mną na komórkę). Mój Kot jest na zajęciach jakieś 280 km od Krakowa. Uczy się pilnie wieczory i ranki, ze swej studenckiej kolejnej czytanki.

Trochę mi smutno, że ten weekend spędzimy osobno Kocie. Nie lubię tego. Ale w końcu (jak zauważyłaś), czasem rodzince też się należy.

Każę kuzynowi w sobotę wypić nasze zdrowie no i oczywiście pokażę mu Twoje zdjęcia. Niech chłopak patrzy i zazdrości... hehehe. A za towarek i tak ma przechlapane (...wiemy, o co chodzi).

Andrzejki się zbliżają... może powróżę sobie z fusów. Ostatnio chyba wszyscy wkoło to robią. A póxniej płacz i zgrzytanie zębami.

Ze szpitala nie dzwonią, ciekawym jak długo jeszcze będę służył za antenę. Poza tym jestem już znudzony ciągłym piszczeniem bramek. To bardzo frustrujące na każdych zakupach.

UWAGA!!! Mam komunikat. Jeżeli jesteście chorzy na grypę, toksoplazmozę, kiłę i inne wirusowe paskudztwa, lepiej sie dobrze wykurujcie. Bo może się okazać, że już jesteście szaleni. Jedno z drugim wg najnowszych badań ma bezpośredni związek. Więc może szalone krowy tak naprawdę mają katar :)))))

Zaraz się zbieram na basen. Popływam sobie, spalę trochę sadełka. Zaczynam się mieścić w moje spodnie wzorcowe. Kocie, będziesz zadowolona...

A tymczasem żegnam się. Fair well, my friends!
11:26 / 12.11.2004
link
komentarz (0)
hmm... Kocie, siedzisz w pracy, a ja otulona w Twój brązowy golf grzeję się przy monitorze...naciskam na Twoją czarną klawiaturę i...wyobrażam sobie Twoje piękne dłonie, któe muskają jej klawisze. jest mi dobrze...zaraz pójdę na górę zaparzyć sobie herbaty, którą dziś uzupełnialiśmy z Twoim Tatą.

za oknem mgła, ordobinę mniej gęsta niż o 6:30, gdy budzik poinformował Nas o Twoim wyjściu. wsłuchuję się w szepty Naszego domu, gdzieś na górze leży kochane psisko, które próbowało dziś ode mnie wyprosić kanapkę i jogurt...
..tak bardzo tęskniłam za Domem, za Krakowem. teraz jestem szczęśliwa.

właściwie to jestem tu 3 raz, jednak czuję, jakbym tu mieszkała od zawsze. dzięki Tobie.

wczorajsze spotkanie ze znajomymi, spacer po Rynku. brakowało mi tego. jak powietrza. tu mogę odetchnąć zamknąć oczy i rozkoszować się namacalną bliskością.
i dziękuję za sweter, czuję jakbyś to Ty mnie otulał swoim ciepłem.

siedzę w przepastnym fotelu i próbuję sobie wyobrazić Ciebie kilka miesięcy temu, gdy ograniczeni odległością, wiązaliśmy się na całę życie. próbuję zobaczyć, jak zmęczony po pracy, po spacerze z psem i kolacji zaiadaleś do klawiatury... długie godziny rozmów. za każdym razem nie potrafiliśmy się rozstać do snu. nigdy wcześniej nie miałąm problemów z zakończeniem rozmowy, wirtualnej tym bardziej. ale Nasze rozmowy nie był zwykłe, a wirtualne tylko dlatego, bo słowa wyświetlały się na ekranie. każda z Naszych rozmów była i jest metafizyczna. wtedy nie potrafiłam jeszcze dokładnie zdefiniować, dlaczego tak się dzieje.

lubię przy tobie zasypiać i otwierać oczy rankiem, witając Cię muśnięciem warg. lubię Twój odech na karku i splecione dłonie.


powiedz, jak podobała Ci się moja mała prowokacja, zanim wyszedłeś? wyglądałeś bardzo zmysłowo i elegancko. a ja najchętniej zdarłabym z Ciebie te spodnie wymuskane na kant, krawat i zaciągnęła z powrotem na atłasowe prześcieradło, byś ogrzał je choć troszkę.
nie chcę już spać samotnie. nie chcę. coraz trudniej mi się zasypia bez Ciebie obok...

jeszcze 3.5 godziny zanim Cię ujrzę. tęsknię.