rozpizd // odwiedzony 14539 razy // [nlog/last day/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (76 sztuk)
22:32 / 27.05.2005
link
komentarz (2)
Na nic Marta biedna nie ma ostatnio czasu. Uczelnia, życie towarzyskie, życie intymne, książek czytanie, muzyki słuchanie, świń karmienie, dzieci usypianie i takie tam.. Nawet notki nie miałam kiedy napisać. Teraz powinnam planowo pisać sprawozdania na zajęcia, bo mam ich 7 zaległych, ale tak tego nienawidzę, że już wolałam trochę poblogować.
Wczoraj odwiedziłam mą babcię w szpitalu. Przez całe jej dłuuuugie życie jest w placówce zdrowia bardziej zaawansowanej technicznie niż wiejska przychodnia pierwszy raz i z tego też powodu przeżywa stres ogromny. Przez 2 godziny odwiedzin słyszałam z 50 razy, że teraz to już pewnie umrze w ciągu tygodnia, że ma kilkadziesiąt guzów na wszystkich najważniejszych organach, tylko lekarze nie potrafią ich wykryć, że nawet racje żywnościowe dostaje takie jak dla umierających. Jakoś tłumaczenia, że poszła tam tylko i wyłącznie w celu przeprowadzenia badań, kompletnie do niej nie docierają. Jest w szpitalu od soboty, a wypytywała mnie o wszelkie aspekty życia, jakbyśmy się pół roku nie widzieli. Nie potrafi docenić tego, że może bez konsekwencji przez tydzień poleżeć i kompletnie nic nie sama bym się chętnie trochę wyszpitalowała. No jakby oczywiście inaczej karmili, bo jak zobaczyłam salceson jaki dostała na kolację to niemal uwierzyłam że chcą ich tym żarciem wykończyć. Jakoś gdy widzę salcesony to mój żołądek automatycznie chce się wywinąć na drugą stronę. Tak samo mam z flakami i cynaderkami.. Na pożegnanie babcia się popłakała, powiedziała, że pewnie się już nigdy nie zobaczymy, i że chce byś skremowana i rozrzucona na polach wioski rodzinnej. Już się nie mogę doczekać wizyty jutrzejszej...



12:29 / 22.05.2005
link
komentarz (0)
Ma niesamowita kuracja mająca uwolnić mnie od nadmiarów warstwy lipidowej zaczyna w końcu przynosić widoczne efekty. W sobote będąc przez matulę mą kochaną męczona na wspólnych zakupach prawie zgubiłam spodnie, a koleżanka z LO mnie nie poznała. Rodzicielka wyczytała chyba w wyborczej ostatnio, że jeśli kobieta się odchudza to na 100% jest anorektyczką lub bulimiczką i chce mnie wysłać do psychologa, a najchętniej to na zamknięte leczenie kliniczne w Lublińcu, tudzież do Tworek.
Po raz kolejny przekonałam się, że w kategorii informacji nikt mojej babci nie jest w stanie pobić. To, że potrafi przedstawić drzewo genealogiczne wszystkich mieszkańców mojego miasta (Poznań) do trzech pokoleń wstecz to nic. To, że wie gdzie kto pracuje, ile zarabia, kiedy bierze wolne, z kim chodzi na piwo, jakie lubi perfumy, gdzie ma kochankę/kochanka to nic. W sobotę, wyraźnie wbrew mojemu zakazowi, powiedziała swojej przyjaciółce w ogromnym sekrecie, że dostałam się na drugi kierunek i jest ze mnie straszliwie dumna, że prawdopodobnie nikt z mojej mieściny tego nie studiuje i tego typu duperele. Jadąc autobusem 5 osób już mi pogratulowało.. Następnym razem każę jej przekazać, że mam ich wszystkich głęboko w dupie..


18:45 / 21.05.2005
link
komentarz (0)
Plan przeniesienia mnie na własne śmieci jest bardzo ambitnie wprowadzany w życie. Dwa tygodnie spędziłam na podróżach do różnistych sklepów budowlanych i wyszukiwaniu artykułów niezbędnych. Gdybym jeździła sama zajęłoby mi to maksymalnie 5 godzin, ale że jeździłam z matką moją, oraz jej matką, to same kafelki wybieraliśmy 10 dni. Niektóre kobiety to jednak dziwne stworzenia.. Do rzeczy ważnych, jak np. rozpoczęcie sezonu skoków narciarskich nie zauważają, a drobiazgami takimi jak odcień kafelków, po których i tak będę deptała i pokryje je centymetrowa warstwa błota, przejmują się jakby od tego ich życie zależało. Na szczęście udało się nam w końcu skompletować wszelkie potrzebne materiały. Kafelki będą różowe i będę się czuła w łazience jak w burdelu, w kuchni będą białe, dzięki czemu poczuję się jak w szpitalu, a salo(o)n za pomysłem mej matki będzie trawiasto-groszkowy, dzięki czemu poczuję się jak krowa. Na szczęście kolor sypialni pozwolono mi wybrać samodzielnie i będę mogła w oczojebnym pomarańczu odpocząć. Za najważniejszy zakup uważam wielką, pentagonalną, co najmniej dwuosobową kabinę prysznicową. Wprawdzie na razie nie mam komu myć pleców, ale w końcu trzeba dmuchać na zimne i być na wszystko gotowym.
Pisząc ta notke odkryłam przyczyny mego niezwykle wyskiego ostatnimi czasy powinowadztwa do słodkości. Ciągłe kłótnie o najmniejszy szczegół wystroju mego gniazdka z matką, chwilę później z babką, a dwie chwile później między nimi dwiema, podniosły mi na tyle poziom adrenaliny i stan psychiczny podkopały, że tylko słodycze mogły mi pomóc. Już wiem, komu będę wypominała, to że się w spodnie nowe nie zmieszę.
Jutro przychodzą fachowcy od wprawiania okien oraz drzwi. Jako, że są to dwie ekipy działające niezależnie, pewny jest kilkugodzinny przeciąg. Oczywiście do pilnowania monterów, coby czegoś nie spartolili, oddelegowana zostałam ja. Chyba wyjątkowo wieczorem zmówię paciorek w inencji jutrzejszego braku opadów.



21:45 / 20.05.2005
link
komentarz (1)
Cóż za przyjemność napisać znów coś do mych jakże przecudnych czytaczy, a raczej tych, którzy mają niezmierzone pokłady cierpliwości do mnie i jakoś jeszcze nie postawili na mnie krzyżyka. Jako, że czas na pisanie mam skrajnie ograniczony postaram się, aby stosunek przekazanych informacji do użytych słów był jak najniższy.
Ostatnimi dniami dzieje się ze mną coś dziwnego i zaczynam się o własne zdrowie niepokoić. Tak, jak całe życie nienawidziłam słodyczy, a na sam widok czekolady miałam mdłości, tak teraz aż mnie ściska jak pomyślę, że wszystko, co w mieszkanku mym sacharozę/glukozę/fruktozę/galaktozę/laktozę/mannozę tudzież inny cukier niespecjalnie złożony zawierało już zżarłam. Aktem desperacji było wczoraj ssanie kostek cukru. Wpadłam w ciąg, jestem rozdrażniona, a najgorsze jest to, że nie mam funduszy, aby głód ów zaspokoić. Już wiem, że wszelkie stracone gramy wrócą z przyjaciółmi, ale mam to w dupie. Chcę czekolady !!!!!
15:23 / 20.05.2005
link
komentarz (1)
Chyba pierwszy raz w życiu zdarza mi się, z powodu deficytu czasowego cierpieć tak odczuwalnie. Nie mam kiedy pisać, nie mam kiedy czytać, nie mam czasu na gg i na ukochanych settlersów. A wszystko przez to, że pierwszy raz w życiu postanowiłam być dobrą uczennicą/studentką. Tzn postanowiłam to milion razy, ale jakoś nigdy mi się nie chciało. Teraz tez mi się nie chce, ale się uparłam i jak na razie mam same piątki, dla odmiany czasem czwórki. Jeszcze trochę i rektor będzie chciał się ze mną spotkać, bo już teraz część wykładowców podejrzewa, że coś biorę.
A teraz w telegraficznym skrócie opis dni minionych, kiedy to komputera nie miałam czasu włączyć.
- Codziennie ćwiczę po 2 godziny na pianinie i z tego właśnie powodu nawet najmilsi sąsiedzi przestali mi odpowiadać na dzień dobry. Czekam kiedy dostanę paczkę ze zdechłą rybą.
- Przez 3 dni chodziła plotka, że mój rok na uczelni będzie rozwiązany, dlatego też w ekspresowym tempie załatwiałam sobie przeniesienie do jakże umiłowanego przeze mnie Wrocławia. Plotki okazały się nieprawdziwe, przeniesienie okazało się niemożliwe, jedyne co się nie zmieniło to ubytek gotówki w mej kieszeni, bo jeszcze nie potrafię za darmo podróżować do grodu Wrocka.
- Okazało się, że jestem lunatyczką, bo pewnej nocy pięknej obudziłam się w kuchni, grzebiąc w szufladzie ze sztućcami. Ktoś wie czy da się to jakoś wytłumaczyć? Zaznaczam, że sztućce srebrne trzymam gdzie indziej, więc nie chodziło mi pewnie o zastawienie ich w lombardzie.
- Akcja „pozbywanie się nadmiarów warstwy lipidowej za pomocą głodzenia” przestała przynosić skutki i zastanawiam się co z tym fantem zrobić. Możliwe, że rozwiązanie pojawi się samo, ale o tym w jednym z następnych punktów.
- Pogoda, jaką ostatnimi dniami mamy za oknem, zaczyna mnie już wkurzać. Jest chlodno i nie mogę pochwalić się moimi, ślicznymi, bombowymi, modnymi, rzucającymi na kolana sandałkami.
- Właśnie przed chwilą (między podpunktem 3 i 4) dowiedziałam się, że niedlugo jest moja impreza imieninowa i ja jestem jej główną organizatorką. Podobno jest już gotowa lista gości, jest wybrane miejsce imprezy (jakaś zabita wiocha pod Poznaniem) oraz jej ogólny zarys. Fajnie, że powiedziano mi o niej wczesniej.. Mam jeszcze czas żeby przygotować kreację
- Wiadomość o imieninach nie była dla mnie praktycznie żadnym zaskoczeniem, bo dzienny limit zszokowania wyczerpałam już rano. Babcia ma ukochana postanowiła, ze w przyszłym miesiącu się wyprowadzam i będę na swoim. Marzyłam o tym od lat, a teraz jak ma się zrealizować, to jakoś się boję, bo a) umrę z głodu (powiązanie z powrotem do lat świetności z punktu wyżej) b) umrę z brudu c) zaimprezuję się na śmierć d) umrę z przepracowania podczas sprzątania.
Póki co jestem dobrej myśli, może być fajnie.
10:50 / 16.05.2005
link
komentarz (1)
Dziś ukazać miała się inna notka, ale z przyczyn subiektywnych została przeniesiona na termin późniejszy. Przyczyny owe subiektywne to dzisiejszy bezprecedensowy atak na moją skromną osobę, który wzburzył mnie niezmiernie i będąc wciąż pod wpływem tej emocyji notkę niniejszą popełniam.
Pierwszy raz od 3 miesięcy (no dobra przyznaję się – trzeci) wstałam o godzinie 6, czyli przed kurami oraz pozostałym drobiem, dokonałam obperfumownia, na śniadanie spożyłam 150ml mleka z płatkami owsianymi i posiłkiem owym energetycznie naładowana udałam się na uczelnię mą umiłowaną. W szczegóły pobytu zagłębiać się nie mam zamiaru, bo mam zamiar dokończyć pisanie, a nie usnąć z głową na klawiaturze. W każdym razie egzamin zdałam na 4+, z czego jestem dumna niesamowicie, bo jeszcze nigdy nie udało mi się nic ściągnąć z tak fantastycznym wynikiem. Pozałatwiałam jeszcze kilka spraw w dziekanacie, gdzie jak zwykle Sabinka Dziekenatowa zrugała mnie wzdłuż i wszerz, ustaliłam sobie fantastyczny plan zajęć (czwartki i piątki wolne) i ruszyłam w drogę na dworzec. I tu właśnie doszło do wspomnianego na początku zdarzenia, wciąż jeszcze ciśnienie tętnicze mi podnoszącego. Idąc sobie spokojnie chodnikiem wzdłuż ulicy spłoszone przez samochód gołębie (możliwe, że były to sinogarlice – nie miałam czasu się przyglądać) ruszyły w moim kierunku i jeden z nich, ten o najmniej wyćwiczonym błędniku pewnie, pierdolnął prosto w środek mego czoła. Ponieważ doznałam chwilowego zaćmienia, a jak już minęło, to nastąpiło zaciemnienie wskutek zalania oczu mych zielonych krwią mą czerwoną, nie potrafię podać rysopisu sprawcy. Ptaszek jakoś szybciej się otrząsnął i prysnął na dach. Na szczęście w momencie uderzenia moim interlokutorem a jednocześnie współzmierzającym na dworzec był posiadacz certyfikatu PCK drugiego stopnia, więc po szybkiej pomocy medycznej amatorskiej, zostałam dotransportowana do najbliższej stacji pogotowia ratunkowego, gdzie założono mi ogromny opatrunek na pół głowy. Nie do końca rozumiem czemu mam zasłonięte prawe ucho, a z tyłu wyglądam jak mumia, skoro mam tylko na czole małą dziurkę (przez pierwszą godzinę miałam wrażenie że wyciekła nią połowa mej istoty szarej wraz z białą, ale dziwnym trafem czacha okazała się mocniejsza od dzioba tego potwora). Mam nadzieję, że go sobie połamał i musi nosić gips. Zostaje mi się tylko cieszyć, że nie był to bocian..
Wypadek ów uzmysłowił mi, że jestem jedyną osobą, którą znam, notorycznie ulegającą kontuzjom, zwykłym zjadaczom bułek nigdy się nie przytrafiającym. Jeszcze nie zdążyłam wyleczyć się z bolesności krzyżowych grzmotnięciem o schody spowodowanych, a już mam kolejną ranę. Dla odmiany kłutą. Ufam, że nie zadziała prawo serii i w czasie najbliższym nie wzbogacę się w ranę ciętą. No, ale dość tego użalania się nad sobą, poużalam się za 20 lat jak już będę stara, ślepa, głucha, bez nogi oraz zębów i jeszcze brzydsza niż obecnie.
Od dwóch dni namiętnie słucham „Jasnej strony” Pudelsów. Matula moja zakupiła ją do swej prywatnej kolekcji, ale wyczaiłam, że coś przede mną ukrywa i sztuczkami mi tylko znanymi, posiadłam krążek na własność. Płyta oczywiście oryginalna nie jest, bo rodzicielka nie wie gdzie jest jakikolwiek sklep muzyczny, za to często robi zakupy na targowisku osiedlowym, dlatego też sporo czasu zajęło mi odkrycie, która piosenka jest którą, bo nagrywający postanowił klientom dołączyć gratis zagadkę logiczną pt. „Która to melodia” i wymieszał kolejność utworów, jednocześnie ich nie podpisując. Ale co to za problem dla studentki 4. roku kierunku humanistycznego w problemach podobnych wprawionej.
Ołkej, wracam do pianina, bo moja pani pianistka zadała mi do opracowania miesięczną produkcję utworową J.S.Bacha, a jakoś mi się od uderzenia w łeb palce wyjątkowo dziś plączą. Cmokam moich wiernych fanów w samo serce (dokładnie w lewą komorę), a czytaczy niewiernych w prawy płatek usznej małżowiny.
19:33 / 15.05.2005
link
komentarz (2)
Tak, wiem. Już dawno powrót mój wielki zapowiadałam, alem słowa, jak widać, nie dotrzymała. Ot, taki kaprys rozpuszczonej jedynaczki. Com wyczyniała opisywać nie mam zamiaru, bo nawet mój ekshibicjonizm ma swoje granice.
Miło mi niezmiernie, że mimo upływu ośmiu pełnych cyklów księżycowych, wciąż moi, jakże kochani, czytacze tutaj zaglądają. Niechaj brak ich zwątpienia w celowość takowego działania, zmobilizuje mnie do intensywnej, systematycznej pracy nad ortografią, składnią, gramatyką i stylistyką wypocin tu upublicznianych.

Po dłuższym namyśle postanowiłam jednak streszczenie ostatnich miesięcy tu zamieścić, żebyście nie myśleli, że nuda mnie zżerała.
1. Dostałam się do wymarzonej szkoły, tzn studium, w którym swe talenta muzyczne rozwijać będę. Nie wiedzieć czemu sąsiedzi mi nie pogratulowali.
2. Poznałam masę fajnych ludzi (niefajnych poznałam dwie masy, ale jeż im w dupę i szkło w oko)
3. Chyba pogodziłam się z matką na dłużej niż od Teleexpressu do Faktów, a to sukces niebywały.
4. W czasie mojej dlugiej nieobecnosci nic sobie (innym także) nie złamałam, zwichnęłam, skręciłam, naderwałam, stłukłam, wykręciłam, wybiłam. (Informacja ta może być nieaktualna - w piątek wykonałam na schodach w Poznaniu klasycznego orła i grzmotnęłam plerami o stopnie, czego skutki zaczynam coraz dotkliwiej odczuwać)
5. Zaangażowałam się w działalność społeczną, i świadomość, że mogę zrobić coś pożytecznego mnie uskrzydla.
6. Rozpoczęłam drastyczną dietę i ćwiczenia. Efekty na razie pozostają niezauważalne, ale jestem twarda i się nie poddam. Wciąż nowych doświadczeń nabieram - przekonałam się na przykład, że można jeść dziennie 300 kcal i nie umrzeć. Jako, że akcja ta planowana jest jako długoterminowa - aż do zadowolenia mego zmysłu estetycznego - mam nadzieję w bliżej nieokreślonym czasie przyszłym, urzeczywistnić choć jeden człon nicka mojego - będę piękny i uroczy. Na Marte pozostaje mi czekać do przyszłej inkarnacji.
7. Wyrzekłam się alkoholu pod każdą postacią (poza jogurtami), ponieważ z dobrze poinformowanego źródła dowiedziałam się, że całą rację etanolu przewidzianą na tą dekadę mojej egzystencji już spożyłam.

Bóg (dowolny) zapłać żeśmy wspólnie do końca dotrwali.

02:02 / 14.09.2004
link
komentarz (2)
Chyba kończę z akcją Kobietą Być. Za słaba na to jestem psychicznie, tu trzeba baby z jajami ;-)
No bo kupiłam sobie dzisiaj takie Cosmo. Naiwna myślę sobie: "O, może coś sensownego będzie". A kij im w oko! Nie było sensu, jedynie przeplatały się namiętnie obrazy:
- dziewczyna, 185 wzrostu, 60-90-60, 50 kg
- ciasteczka dla powyższej dziewczyny: jakieś takie niesmaczne, czy ja wiem, na oko sporych rozmiarów bomba kaloryczna, ale nic to... ja nie wiem, czy one mają nadkwasotę żołądka?
- rubryka typu: we dwoje, poczytałam sobie o tym, że w sumie kobieta to jest tylko narzędzie do zaspokojania przyjemności samców, i przynieś, podaj, pozmiataj i Bóg wie co jeszcze.
I fajnie. I wiecie co? Miałam kolegę, który kiedy tylko widział na ulicy taką 60-90-60 mówił: "Ale pasztet". On to się cholera znał na urodzie. Namiętnie oglądał Fashion TV.

Ogólnie dzien ni przypiął ni wypiął.


17:33 / 02.09.2004
link
komentarz (2)
W ramach realizacji hasła Kobietą Być udałam się dziś do kuchni i zapragnęłam coś ugotować. Jednocześnie odrzuciłam dogmat kobiety wyzwolonej i znalazłam się w rzeczywistości, gdzie nie trzeba było skalpować sobie nóg, żeby czuć się dobrze ( teraz mnie tylko w plecach łamie od tego lepienia na stojąco... jak to nic w życiu nie przychodzi bezboleśnie... ). Dawno już czułam, że potrafię, że chociaż tu potrafię się zrealizować, dokonać aktu kreacji i jeszcze owoc tego aktu zjeść.
No i ulepiłam pierogi z jagodami :-) Pierwszy raz samodzielnie podjęłam się tego niebezpiecznego zadania, zdemolowałam przy okazji całą kuchnię i teraz nie chce mi się sprzątać, ale pierogów mam 37 ( bylo 41 ale zjadłam cztery na miejscu ).
Pierogi są jadalne. Nawet bardzo. Cholera - są świetne i ja, Marta, oznajmiam wszem i wobec, że jestem ich autorką.

Kto reflektuje na pieroga? :-)))


01:18 / 30.08.2004
link
komentarz (1)
Wszystkie znaki na niebie i ziemi mowią mi, że nastały ciężkie czasy... w tym roku jesień przyszła wyjątkowo szybko. W związku z zaistniałą sytuacją postanowiłam trochę pobrykać :-)
I co przyszło mi do głowy?
Postaniowłam Być Kobietą. Nie żadnym tam marudzącym strzępem, tylko kobietą.
Na początek wyciapałam się jakimiś kremami na celulitis i innym świństwem, znalazłam też przypadkowo pomadkę ochronną NIVEA cherry.
A potem wpadłam na pomysł, żeby odkurzyć maszynkę "Satinelle".
No i na tym trzeba było poprzestać.
Na odkurzeniu...
Kobietą być, cholera jasna!
Nie lubię być kobietą właśnie z tych względów! Bo nie lubię zadawać sobie bólu fizycznego, w związku z czym wyglądam jak pomiotło.
Ale jak mi się czasem zachce być piękną, to od razu mi się odechciewa. Nigdy niepotrafię się doprowadzić do ostatecznej perfekcji. Bo kto normalny by się głodził, kaleczył i wciskał w przyciasne ciuchy tylko po to, żeby ładnie wygladać?
Kobiety. Właśnie kobiety.
Ja już rozumiem dlaczego mężczyźni uważają, że kobiety są od nich znacznie głupsze. Bo mimo tego, że powszechnie znany jest fakt, jak wielką cenę płaci się za wygląd, wiele kobiet tak robi.
A faceci tylko się śmieją i podsycają paranoję kręcąc nosem jak im się coś nie podoba.


00:44 / 29.08.2004
link
komentarz (0)
Kompletne,
masakryczne,
koszmarne,
dobijające,
centralne,
żenujące,
deszczowe...

NICNIECHCENIE!

A jeśli idzie sie do pasmanterii i kupuje komplet 24 szpulek nici, bo wyglądają uroczo tak razem zebrane z tymi wszystkimi kolorami, to argument, że jest się BABĄ to za mało. Wtedy jest się Pogrążoną W Nicniechceniu Babą. O!



20:33 / 23.08.2004
link
komentarz (2)
Siedzę spokojnie przed komputerem z głęboko oczyszczającą zieloną breją na twarzy i maluję paznokcie.
Dzwoni telefon.

-słucham
-to ja kurwa słucham! gdzie ty jesteś do chuja?!?!?!
-słucham???
-ile ja mam tu kurwa czekać?!?! pojebało cię??? gdzieś ty polazła z tym wąsatym chujem?!?!?!
-yyyyyyyy... ale...
-no co kurwa, głupia ruro?! stoję tu jak ostatnia pizda!
-to stój jak pierwsza*. i nie głupia. to chyba pomyłka. nie wiem za bardzo z kim rozmawiam.
-...
-halo
-ania?
-nie, marta
-jak to?!
-normalnie
-a chuj ci w dupę!

piiiip... piiiip... piiiip...

jego kobieta to prawdziwa szczęściara!

*to z jakiegoś filmu


05:50 / 19.07.2004
link
komentarz (1)
Jakoś tak mnie dziś naszło na przemyślenia mej marnej egzystencji na tym ziemskim padole. Niby wszystko jest u mnie ok, mam rodzinę, znajomych, uczę się, a jednak czegoś mi brakuje. Nawet nie czegoś, bo dokładnie wiem czego.. tej drugiej połówki jabłka, bez której nikt nie może normalnie żyć. Trzeba mieć kogoś z kim można porozmawiać o wszystkim, przytulić się, zawsze mieć w nim oparcie i jego zrozumienie. Ale trzeba szukać dalej. Brak mi także celu w życiu.. uczę się, ale nie wiem po co.. Nie mam żadnego pomysłu na moją przyszłość. Może przyjdzie z czasem.

Ale życie to przecież ciągłe poszukiwanie, jak już znajdziemy to czego szukaliśmy, zaraz pojawi się nowa rzecz nad którą musimy się skupić i wszystko zaczyna się od nowa..

Jakoś tak mnie dizś naszło na refleksje.. To chyba pierwsza notka tego rodzaju u mnie, ale chyba będą się one pojawiały częściej.. Ważne jest że to była pierwsza notka pisana przeze mnie tylko dla mnie, nie pod publiczkę, nie dla zabawy, ale żeby zrzucić z siebie trochę tego co na barkach noszę..




08:36 / 17.07.2004
link
komentarz (5)
Zakochaliście się kiedyś trzymająć łyżeczkę w ręku i ucierająć żółtko z cukrem?
Bo mnie sie właśnie zdarzyło. Dziwne to dla mnie bardzo - tym bardziej, że koglo - moglowy wybraniec za trzy miesiące przyjmuje święcenia diakonatu...


17:46 / 16.07.2004
link
komentarz (1)
Jako, że w mym życiu nic ciekawego się nie dzieje, postanowiłam dziś pobawić się w skojarzenia. Każdy psycholog, nawet amator, będzie mógł bez problemu dzięki nim łatwo rozpoznać wszelakie me zaburzenia emocjonalne i psychiczne. Miłej zabawy. Słowem wyjściowym będzie: koagulacja.

Koagulacja - żel
żel - wazelina
wazelina - Karolina F. z pierwszej ławki na poetyce
Karolina F. - płaska deska
deska - trociny
trociny - gorący sex
sex - erekcja
erekcja - homo erectus
homo erectus - owłosienie
owłosienie - sąsiad
sąsiad - wiertarka
wiertarka - borowanie
borowanie - morderstwo dentysty
morderstwo - zbiorowa cela
cela - klasztor
klasztor - pedofilia
pedofilia - zoofilia
zoofilia - koń
koń - *ocenzurowano*
*ocenzurowano* - prawiczek
prawiczek - dziewica
dziewica - dinozaury
dinozaury - szewczyk Dratewka
Dratewka - baran
baran - Szaranowicz
Szaranowicz - śmierć w męczarniach
śmierć w męczarniach - widowisko
widowisko - walki w kisielu
walki w kisielu - katar
katar - koperta (w kieszeni lekarza)
koperta - egzamin na prawojazdy
egzamin na prawojazdy - koperta
koperta - e-mail
e-mail - reklama o przedłużaniu męskości
przedłużanie męskości - skalpel
skalpel - kastracja
kastracja - samobójstwo
samobósjtwa - samogwałt
samogwałt - ksiądz
ksiądz - najnowsze BMW
BMW - czerwone ferrari
ferrari - goła laska
laska - złamana noga
złamana noga - gips
gips - CaSO4 * 2H2O
CaSO4 * 2H2O - laboratorium
laboratorium - eksplozja
eksplozja - orgazm
orgazm - sperma
sperma - białko
białko - koagulacja

I w ten sposób pętla się zamyka. Miłego dnia.


08:57 / 16.07.2004
link
komentarz (3)
Żyję. Tak mi się przynajmniej wydaje. Mam już net, działa gg, a chęci do pisania chyba przez ten czas ciągle kopulowały, bo strasznie ich mam teraz dużo. Jako że przez miesiąc mego blogowego niebytu, wydarzyło się u mnie tyle, co u Esmeraldy w ciągu 3 odcinków, więc miłości, zdrady, zabójstwa, trzygodzinne trzymanie się za rękę, a ojciec chrzestny okazał się żoną stryja teścia mojego psa lubiącym grać w ping-ponga na bosaka i w gorsecie z cekinami, śpieszę ze skróconą relacją tych pięknych dni.

1. Przeżyłam romans. Ze służbą zdrowia. Znów miałam przyjemność skręcić nogę schodząc po schodach. Było miło póki sąsiad nie postanowił mi jej nastawić. Na szczęście był profesjonalistą i stopę nadal mam zwróconą przed siebie . Pieniądze z ubezpieczenia, które znając PZU otrzymam w lipcu 2006, wstępnie przeznaczyłam na hedonistyczne rozrywki w jednym z większych polskich miast.
2. Amor, na którego czekam od tak dawna, w końcu mnie znalazł i ustrzelił. Niestety chyba nie trafił w ma kamienne serce, tylko nieco poniżej pępka, w miejscu gdzie tułów w naturalny sposób dzieli się na pół, tworząc kończyny dolne. Uczucie było gorące, namiętne, szalone i krótkie, i jakoś specjalnie nie żałuję, że minęło.
3. Babcie me kochane, dbając o dobro ich kochanej Matrtusi zafundowały jej pielgrzymkę do Częstochowy. Choć zafundowały to za dużo powiedziane, bo szoferem i sponsorem wysokiej jakości benzyny bezołowiowej z 98 oktanami byłam ja sama. Będąc niepokorną wnusią nie poszłam ukorzyć się przed obrazem Najświętszej Panienki i czekałam w kruchcie. W czasie gdy obie me dobroczynki (nie potrafię znaleźć odpowiedniego rodzaju żeńskiego od dobroczyńcy) sukniami swemi froterowały podłogę bazyliki na Jeleniej Górze, ja zastanawiałam się czy tynki budowli mają kolor beżowy, czy może raczej wpadają w delikatny łososiowy z subtelną nutką szafranowego. Jak już wspominałam te głębokie me refleksje w świętym miejscu okazały się bardzo owocne.
4. Z powodu hulaszczego trybu życia, mam kieszenie totalnie wypłukane z gotówki, przez co wszelkie me plany wakacyjne stoją pod znakiem zapytania. Nawet jeżdżąc stopem, trzeba mieć jakiś bilon na bułkę. Niniejszym więc oświadczam, że lipiec najprawdopodobniej spędzę w miejscu zamieszkania (moim), za to w sierpniu za to co odłożę planuję wycieczkę do Amsterdamu, gdzie mam zapewnione już noclegi i wyżywienie. W chwili desperacji miałam ochotę oferować swe młode i aseksualne ciało bogatym mezczyznom w średnim wieku, od pomysłu tego odwiodła mnie jednak moja kobieca intuicja.

Ponieważ pies mój przeuroczy domaga się wyjścia na dwór (tłumaczenie dla centusiów: na pole) w celu opróżnienia pęcherza z produktów przemiany związków azotowych, przerywam punktowanie i się odmeldowuję.



14:18 / 16.06.2004
link
komentarz (0)
Myślę ostatnio poważnie nad wyjazdem do Australii. Piękny kraj, mili ludzie, no i tak pusto, że australijskie władze chętnie mnie przyjmą. Zawsze chciałam paść owce gdzieś na prerii, pośród grzechotników, kangurów i stad dzikich królików. Jedyne czego mi brakuje to znajomość choć mizerna języka Szekspira. Cóż ja na to poradzę, że tak jak w innych dziedzinach wiedzy nie mam zazwyczaj żadnych problemów z przyswojeniem nowych informacji, tak zdolności językowych nie posiadam żadnych i śmiało można mnie nazwać poligloimbecylem. Przez 15 lat mej edukacji opanowałam jedynie język niemiecki.
W podstawówce co roku miałam zmienianą nauczycielkę z tego przedmiotu. Łatwo policzyć że było ich pięć. Z czego cztery potrafiły się tylko przedstawić. Nigdy nie zapomnę, kiedy koleżanka, która w BRD mieszkała, napisała na kartce : „Przeszłam rano na drugą stronę ulicy” a Frau S. przetłumaczyła to jako „Napadnięto mnie na ulicy”. Oczywiście gdy ją wyśmialiśmy, spędziłam następne 30 minut na dywaniku u pani dyrektor. Za to Frau N., która język Goethe`go opanowała w takim samym stopniu co poprzedniczka, umiłowała sobie wpisywanie uwag na końcu zeszytu. Ja uzbierałam ich przez 2 semestry 74 i byłam niekwestionowaną liderką pod tym względem. Ale jak zwykle odeszłam od tematu..
Po takich doświadczeniach, zdecydowałam się na klasę LO o poszerzonym niemieckim, nie wiedząc jaki sobie los gotuję. Przez 4 lata miałam po 14 godzin niemieckiego tygodniowo. I to była chyba jedyna metoda nauki języka jaka na mnie działa: osłuchanie. W trzeciej klasie rzadko zdarzało mi się, gdy zostałam zaskoczona, odpowiedzieć na pytanie po polsku. W domu nawet matula moja, która jest poliglotką, ale szwabskiego nienawidzi i nie znała, zaczęła się nim sprawnie posługiwać. A przekleństwa to zna chyba cała moja klatka.. Zabawa ta zakończyła się tak, że na pytania maturalne z niemieckiego odpowiedziałam w minut 7, a pozostały czas poświęciłam na opowiadanie sobie z moimi Frauen kawałów. Żal było mi jedynie pani wicedyrektor, która nie w ząb nie rozumiała czemu się śmiejemy i co chwilę wzywała nas do zachowania powagi, bo to przecież egzamin dojrzałości, a dojrzałości w nas ni krzty.
Miałam w LO oczywiście także język drugi, czyli angielski, ale jego lekcje polegały na włączeniu płyty z muzyką śpiewaną w odpowiednim języku. Najczęściej Metallicy + w okresach świątecznych angielskich kolęd. Do końca życia zostanie w mej pamięci obraz pani S. śpiewającej Yesterday. Podejrzewam, że nawet oryginalni wykonawcy razem wzięci tak tego nie przeżywali. Cóż.. miała kobiety wrażliwość jakiej mi brak. Na świadectwie maturalnym otrzymałam ocenę dobrą, więc na studiach trafiłem do grupy, w której tylko ja nie posiadałam jakiegoś certyfikatu, a prowadząca na pierwszych zajęciach kazała przygotować 3 „spicze”. Zum Glueck przepisałem się do grupy początkującej, i nauczyłam się dokładnie tyle ile w LO. A już niedługo pisanie magisterki na podstawie hamerykańskich arcydzieł naukowych..
Kompletnie nie wiem po co to wszystko pisałam, jest to nudne i długie. Nawet nie mam ochoty czytać tego przed wciśnięciem „dodaj”.. Ale w końcu musi być jakiś odnośnik. Teraz dopiero docenicie moje poprzednie notki. Obiecuję, że następnym razem już natchnienie znajdę i nie będę pisała o niczym.
Ciao



21:24 / 24.05.2004
link
komentarz (0)
III woja światowa

Miejsce akcji: aula instytutu polinistyki.
Czas: 24 maja 2004 godzina 15:00
Okoliczności: wybieranie promotorów i tematów prac magisterskich.

W końcu mogłam zobaczyć ile osób zostało u mnie na roku z tych 120, z którymi zaczynałam. Wykładowcy mogą być z siebie dumni. Zostało nas około 45, z czego co najmniej połowa na warunku, lub awansem. Tematy prac podano nam wcześniej i jak się można było spodziewać wzięcie miało tylko kilka prac. Aby profesorowie mieli większą frajdę, przydzielanie tematów polega na rzuceniu listy na stół w auli, dziekan mówi „do startu, gotowi, START!!” i wszyscy rzucają się, bo obowiązuje zasada kto pierwszy ten lepszy. Trzy osoby podczas próby wydostania się z ławek znalazły się na posadzce i prawie je stratowano, jedna lista została rozerwana na dwie części, gdy dwie panny chciały wpisać się jednocześnie, a pan profesor całkiem przypadkowo dostał z łokcie między żebra, bo stał za blisko. O siniakach, guzach i zadrapaniach nie wspominam. Ale w użyciu były pięści, łokcie, szpony, no i oczywiście języki. Takich wiązanek uczelnia od lat chyba nie słyszała. Przypominało mi to cosemestralne układanie planu zajęć. Jako że miejsce zajełam do startu wprost idealne dostałam ten temat, o który walczyłam. Wprawdzie kompletnie go nie rozumiem, ale chociaż promotora mam fajnego. Cała uczelnia się go boi. A ja jestem jedyną osobą na roku, którą lubi i zawsze ze mną żartuje. Już teraz więc wiem, że następne dwa lata, które poświęcę na pisanie pracy, spędzę dobrze się bawiąc.

Ponieważ czeka mnie dziś niepowtarzalna noc, męcząca, owocna w dalekoidące konsekwencje i pełna napięcia, notka niniejsza właśnie się kończy.
Ps. Dla osób ze zbyt wybujałą wyobraźnią: Będę dziś pisała w nocy dwa referaty :P

00:21 / 23.05.2004
link
komentarz (2)
Popadłam w nocy nałóg. Nawet się nie spodziewałam, że można się tak szybko i tak mocno uzależnić. Ciągle miewam kłopoty z netem, z gadem, aby więc się nie nudzić zaczełam grać w sapera. I mnie wciągnęło tak, że się oderwać nie mogę. Prosta gra, praktycznie bez grafiki, dźwięku i efektów specjalnych. Ale wczoraj grałam w nią cała noc, za każdym razem obiecując sobie, że to już ostatnia partia. Teraz jestem uzależniona podwójnie.. od internetu – jak jest, a jak ni ma, to od sapera. Bardzo źle to wróży zbliżającej się sesji. Ale w końcu głupi ma zawsze szczęście, więc może i tym razem się uda.
Wczoraj w autobusie czułam się jak jeden wielki obiekt pożądania. Wszyscy którzy się do mnie zbliżyli, natychmiast zaczynali się ślinić. Nie powiem, żeby było mi z tym źle. Ot, taka odmiana. A wszystko to wina mej niezdarności. Wylałam sobie na spodnie bezwodnik benzoesowy i emitowałam zapach olejku migdałowego. Baaaardzo intensywny. Teraz wiem jak czuje się wielkie ciacho. Dobrze tylko, że nikt nie zechciał spróbować.. A może szkoda ?
Wczoraj także zaczełam planowanie mych wakacyjnych wojaży. Jak co roku mam chęć na objazdówkę po kraju naszym ukochanym. Stopem oczywiście. Na razie mam na liście 8 miast, ale wciąż zbieram zamówienia. Ktoś chętny ? Mam nadzieję że w tym roku nie zdarzy mi się jakiś kierowca podwożący:
a,0) słuchający Radyja na cały regulator
b,0) opowiadający przez 5 godzin o swoich kłopotach z kręgosłupem
c,0) żądający na końcu podróży zapłaty
d,0) 70-letnia pani kierowca, praktycznie ślepa, za to uwielbiająca szybką jazdę.
Teraz narzekam, ale w końcu mam ze stopem związane wspaniałe wspomnienia. Każdy powinien choć raz się wybrać w takie krążenie po Polsce.
W poniedzialek planuję niespodziewany wyjazd do Wrocka na piwo. W planach: ucieczka po godzinie z 5-gdzinnych zajęć, piwo na Rynku w miłym towarzystwie, powrót do domu
a,0) w niedziele wieczorem
b,0) w poniedzialek.
Wybór opcji zależy od rozkręcenia się imprezy. No i oczywiście spacerek po Ostrowie Tumskim bo tego nigdy nie odpuszczę. A teraz idę się zrobić na bóstwo więc miłego dnia życzę..

Ps. Z tym bóstwem żartowałam, w moim przypadku to całkowicie wykluczone. Z próżnego i Salomon..


18:47 / 16.05.2004
link
komentarz (0)
Postanowiłam, że raz na jakiś czas muszę moją antytrendowatość (anty-trendy, a nie antytrąd,0) przełamać i zrobić coś co gawiedzi się spodoba, nowych czytelników ściągnie, a starych zatrzyma. Zastanawiałam się co też napisać mogę, abym wyszła na super modną. No i wymyśliłam. Dziś pobawimy się alfabetem.
Tak więc moje abecadło :

A – jak alkohole. Związki organiczne posiadające charakterystyczne grupy funkcyjne –OH. Prywatnie jestem amatorką różnych produktów zawierających etanol, poza winem, które wywołuje nieprzewidywalne reakcje obronne mego organizmu.
B – jak branie. Nigdy go nie mam.
C – jak czereśnie. Najlepsze obok gruszek owoce. Zawsze zżeram ich ogromne ilości, razem z pestkami i wkładką mięsną.
D – jak dupa. Ładne słowo i je lubię. D to także dentysta. Nienawidzę !!!
E – jak eunuch. Czytałam o nich wczoraj artykuł i wciąż mi ich żal.
F – jak flądra, czyli szatniarka w moim instytucie. Zawsze śmierdzi od niej rybami.
G – jak głupota. Towarzyszy mi całe życie i nie chce mnie opuścić.
H – nie umiem nic na tą literkę wymyślić.
I – jak irytacja. 80% ludzi, którzy znają mnie na żywo, reaguje nią na mój widok. I z wzajemnością. I to także indeks. Ja mój oddaję zawsze duużo po czasie.
J – jak jaguar. Kiedyś go posiądę (wiem że to dwuznaczne, wątek zoofilski odrzućcie,0).
K – jak kawa. Nienawidzę jej !!! Kherbaty też.
L – jak lody. Jedyny deser jaki jadam.
Ł – jak łagodność. Jestem jej uosobieniem, póki mnie ktoś nie wkurzy.
M – jak miłość. Nie znam..
N – jak nuty. Tyle ich w życiu napisałam a ciągle nie mam dość.
O – jak „o kurwa”. Ulubione zawołanie Polaków, przeze mnie nigdy nie używane.
P – jak penis. Każdy facet nim myśli. Tylko niektórzy mniej od pozostałych.
Q – jak ql (cool,0). Taka nigdy nie byłam, nie jestem I nie będę.
R – jak rodzina. Jestem anty.
S – jak sex. Chyba mnie nie lubi.
T – jak twaróg. Codzienny składnik mego śniadania. T to także telefon – najbardziej znienawidzone przeze mnie urządzenie techniczne.
U – jak umiejętności. Posiadam w bardzo ograniczonej wersji.
W – jak warcaby. Zawsze ze sobą wygrywam.
X – jak xero. Bez niego zakończyłabym edukację na 1. klasie LO.
Y – jak itr. Masa atomowa 88,9. Y wygląda też jak proca. Ileż to okien za jej pomocą powybijałam...
Z – jak zapomniałem.. Coś miałam na tą literkę ale wypadło mi z głowy. To wina mej sklerozy zaawansowanej.
Ż – jak Żywiec. Ulubione piwo. Miasto też lubię.
Ź – jak źle. Wszystko tak robię.