metal_riders // odwiedzony 4419 razy // [królestwo2 nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (14 sztuk)
14:03 / 17.06.2008
link
komentarz (1)
13

Dochodziła czwarta.
Graliśmy w najlepsze i nic nie wskazywało na to, że nie będę miał dzisiaj miłego powrotu do domu. Około szóstej pożegnałem resztę kolegów i wraz z Karoliną pojechałem na osiedle.
- Możesz i dzisiaj u mnie zostać? Pogramy sobie i prześpimy się - zachęcałem swoją dziewczynę.
- Oki, chętnie. Tylko najpierw zadzwonię do mamy i jej powiem.
W tym czasie wszedłem do sklepu koło bloku Tomasa, gdzie kupiłem cztery Strongi i dwie paczki L&M-ów.
- Super! Mogę z tobą zostać aż do poniedziałku . Powiedziałam mamie, że jedziemy razem nad jezioro Sytniewskie i będziemy tam mieszkać w domku. Co ty na to? - Karolina promieniała.
- No... nie wiem co powiedzieć - zawiesił mi się system - Hurra! Marzyłem już o tym od dawna!
Karolina roześmiała się na ten mój wybuch radości i chwyciła mnie pod rękę. Razem spacerkiem poszliśmy do mnie do domu.
Ledwo co przekręciłem klucz w zamku i Karolina poszła do mojego pokoju, jak od razu usłyszałem poddenerwowany głos matki wzywający mnie do pokoju rodziców.
- Krzysztof! Mam z tobą do pomówienia.
- Słucham mamo? - domyślałem się o co chodzi.
- Była tu pani Adamowska i skarżyła się, że za głośno grasz.
- Przepraszam mamo, ale nie wiedziałem...
- Owszem, wiedziałeś - przerwała mi - Robert, chodź no tutaj i powiedz, o co ci chodzi.
- Mamo, on ciągle każe mi wyłączać sprzęt, kiedy tylko przychodzą do niego chłopaki - brat gorączkowo się tłumaczył.
- No i co ty na to? - padło w moją stronę pytanie.
- Dobrze mamo, postaram się być ciszej, ale do Roberta też przychodzą i głośno grają - odciąłem się.
- Jednak Roberta nikt nie słyszy, a ciebie tak - skwitowała mama.
Nie chciałem już nic mówić, tylko przeprosiłem brata za wywalenie jego kumpla z chaty.
- Jak ty wyglądasz? Jesteś pijany - mama tylko z politowaniem pokiwała głową.
Nic nie mówiąc zawinąłem się i zamknąłem w swoim pokoju.
- No cóż kochanie, ale nie będziemy już dzisiaj grać. Słyszałaś to wszystko?
- Tak, słyszałam - nieco smutnym głosem Karolina mi przytaknęła.

c.d.n.
13:21 / 10.06.2008
link
komentarz (0)
12

Podałem mu paczkę, a sam wziąłem potężny łyk browca. Zanim zdążyłem dopalić swego fajka zadzwonił telefon. To była Kaśka. Pytała, czy może przyjść do mnie, bo wprost umiera z nudów. Odparłem, że mamy akurat próbę, ale będzie weselej, jak wpadnie. Ucieszyła się niezmiernie.
Po chwili zaterkotał dzwonek domofonu.
Myślałem, że to Bartek, ale to tylko mój brat ze swoimi kolesiami. Ledwo co mu otworzyłem drzwi, jak domofon zabrzęczał znowu. Tym razem Bartek z Kaśką i Ramirezem. Uchyliłem więc drzwi i z fajkiem w zębach stanąłem na progu. Po krótkim oczekiwaniu z windy wywaliła się gromada ludzi. Czterech skejtów oraz trójka metali. Wszyscy wtoczyli się do mieszkania. Usłyszałem jakieś chichoty kolesi Roberta, ale olałem to i zaprosiłem swoich towarzyszy do metalowego królestwa.
Tymczasem w pokoju obok.
- Znowu banda tych idiotów przyszła do twojego brata?
Zza ściany jakby w odpowiedzi załomotały kotły i zabrzęczały talerze.
- Tak jak słyszycie. Nawet hip-hopu nie da się w spokoju posłuchać, bo jak tylko podgłośnię, to mi się dostaje.
Zadrżało od dudnienia gitary basowej Bartka i niemalże jednocześnie piekielnie zazgrzytała gitara elektryczna.
- W mordę, tego się nie da słuchać. Jak ty to wytrzymujesz? - spytał Roberta wysoki blondyn w koszulce z deskorolką.
- Używam walkmana.
- Kurde, ja bym nie wyrobił i wypieprzył takiego brata z chaty.
- Mogę o tym tylko pomarzyć - odpowiedział mu Robert i zgłośnił wieżę.
My zaś ostro dawaliśmy czadu i nam to nie przeszkadzało, dopóki nie przerwaliśmy.
- Wrr, znowu gra! - skwitowałem poczynania brata i wylazłem z pokoju. Wściekle zabębniłem w drzwi obok.
- Czego? - po uchyleniu ich wylazł dryblasowaty blondyn.
- Scisz to! - wycedziłem.
- A bo co? Coś ci się nie podoba?
Zagotowało się we mnie.
- Nie prowokuj mnie, bo się przekonasz.
- Już się ciebie boję, ha ha - buchnął śmiechem blondynek.
- Tego już za wiele! - wkurzyłem się - Wypad z mojego domu!
Za mną stanęli Bartek, Ramirez i Deathrow. Blondynek szybko uciekł na klatkę, a drzwi od mieszkania zamknęły się za nim z hukiem.
- A ty Robert ścisz to cholerstwo i więcej on ma tu nie przychodzić.
Rap od razu zamilkł i można było grać dalej.
Dochodziła pierwsza, gdy skończyliśmy nagrywanie wspólnego utworu. Wtedy to Kaśka wyciągnęła z plecaka sześciopak żywieckiego portera i każdy z nas z wielką przyjemnością ugasił swe pragnienie.
Przed drugą wyszliśmy na dwór. Wpierw powędrowaliśmy do sklepu po fajki i piwo, a później na forty Kamienna. Rozsiedliśmy się wygodnie na trawce pod drzewem i zaczęliśmy odreagowywać wszelkie stresy piwem i grą w AD&D.
W tym samym czasie rodzice wrócili z pracy. Od razu Robert poskarżył się na mnie. Jego koledzy również. Ojciec nie był tym specjalnie zainteresowany, w przeciwieństwie do mamy, która się nielicho zdenerwowała. Na domiar złego przyszła sąsiadka z góry i powiedziała, że od lat nie miała tak uciążliwych sąsiadów.

c.d.n.
16:00 / 04.06.2008
link
komentarz (0)
11

Z ochotą otworzyłem butelkę mocnego Okocimia, zapaliłem fajka i wrzuciłem do wieży płytkę "Midian" zespołu "Aion". Uporządkowałem też swój pokój, by Deathrow nie zasłabł przypadkiem i glebnąłem się wygodnie na tapczan. Zatopiłem się w miękkich, gotyckich dźwiękach i... ach, co za rozkosz, te zimne strumienie złocistego płynu cudownie działały na moje samopoczucie. Do tego kółeczka błękitnego dymu wolno rozpływające się w powietrzu...
No i Deathrow przyszedł i przyniósł ze sobą kasetę z kilkoma kawałkami swojego zespołu "Ascorosy".
- O, masz nowe gary! - powiedział oglądając mój sprzęt do perkusji.
- Ano tak, tamte mi się rozwaliły i musiałem postarać się o nowe. Pół roku bez przyjemności, ale jest za to czym dalej wnerwiać sąsiadów.
- He he, moi też nie mają spokoju, ale się przyzwyczaili i nie robią mi już wontów. Oki, przejdźmy do rzeczy - Deathrow podał mi kasetę i poprosił, bym włożył ją do swojej wieży.
Krótkie spokojne brzmienia stopniowo przerodziły się w ostry death metalowy wrzask, zgrzyt gitar i epileptyczne walenie w kotły i talerze. Jednym słowem czad. Dokonania "Ascorosy" powaliły mnie na glebę - to było genialne. Po pierwszym utworze Deathrow zapytał mnie, jak mi się podoba jego kapela.
- Chłopie, to jest arcydzieło. W porównaniu z pierwszą płytą tutaj to kopara z hukiem spada na ziemię.
- Dzięki za krytykę. A może byśmy tak wspólnie coś zrobili?
- No jeśli do czegoś się nadaję...
- Wskakuj przed kotły i nadawaj, a ja wezmę mikrofon i gitarę.
- A bas?
- O to się nie martw. Może do ciebie wpaść Bartek ze swoją basówką?
- Nie ma sprawy, niech wpada.
Deathrow chwycił za komórkę i przekręcił do swojego basisty.
- Siemka, tu Deathrow.
- O co biega?
- Jestem u Krzyśka i mamy grać, a potrzebny bas. Wpadniesz?
- Oki. Będę za dziesięć minut.
- Thanks. Tylko gitary nie zapomnij.
- Spoko, cześć! - rozłączył się - Bartek zaraz będzie.
- Luzik - ucieszyłem się - Zapalisz?

c.d.n.
19:16 / 29.05.2008
link
komentarz (0)
10

- Zadzwoń do mamy i spytaj, czy możesz zostać u mnie na noc - podałem Karolinie komórkę.
Po rozmowie w stylu "ależ mamo, bez przesady" otrzymałem odpowiedź, że Karolina musi być jutro o jedenastej. Wszystko szło po mojej linii. Jeśli Karola może u mnie zostać, to gramy do oporu.
Oporem stała się godzina po drugiej minut dziesięć, kiedy to nie byliśmy już w stanie cokolwiek robić. Wskoczyliśmy do łóżka i w objęciach zasnęliśmy.

16 lipca

Jak zwykle terkot budzika wyrwał nas ze snu. I jak zwykle kiepskie samopoczucie. No nie tak kiepskie, jak się jest samemu, ale...
Tym razem nie było nic do picia; no wiecie, nie zawsze da się od starszych załatwić. Chwila czułości z Karolinką, ale czas jest nieubłagany i idzie wciąż do przodu. Co by to było, gdyby można go zatrzymać. Karolina się ubrała, ja też, no i pora wywalać się z chaty.
Odprowadziłem ją na przystanek, pogadaliśmy i zapaliliśmy po fajku. Po jej odjeździe wskoczyłem do sklepu po browar i szlugi, po czym spowrotem do domu. Usiadłem na tapczanie i zacząłem rozmyślać, co by tu dalej robić. Chwyciłem wiosełko w dłonie i z nudy wygrywałem różne melodie. Nuda, nuda, nuda...
Wtem telefon przerwał moją udrękę.
- Halo? - przepitym z lekka głosem zapytałem.
- Cześć, tu Deathrow. Co u ciebie słychać, bo jakoś od pewnego czasu nie mogę ciebie dorwać?
- Aaa... jest spoko. Ciągle się bujam po mieście i piję.
- Masz teraz trochę czasu?
- Owszem, wpadnij do mnie - w mojej duszy rozbłysła iskierka nadziei, że nie będę się już dalej nudził.
- Będę za pół godziny. A tak przy okazji, to mam nasz nowy materiał na drugą płytę.
- Luz, posłuchamy. Streszczaj się! - odłożyłem słuchawkę.
Deathrow to mój dobry kumpel, którego poznałem jeszcze w szkole podstawowej. Od trzech lat gra w kapeli o nazwie "Ascorosy". W poprzednim roku wydali swoją pierwszą płytę. Klimaty doom/death. Wtedy to jeszcze grałem u nich na perkusji. Ostatnio nie widujemy się zbyt często, bo od jego starszej dostałem ochrzan za chlanie. Także dlatego, że cały czas poświęcam na włóczenie się z ludźmi z osiedla, granie i na miłość ze swoją dziewczyną.

c.d.n.
16:23 / 27.05.2008
link
komentarz (0)
9

- Tu nie wypaliło, więc jedziemy do bunkrów przy Legionowej. Dwunastką zajedziemy do Równej, a tam przesiądziemy się w siódemkę - wyjaśnił Ramirez.
- Mam nadzieję, że nie ma tam satanistów - powiedziała Anathema.
- Tam to nie przyjdą, bo by ich roznieśli na strzępy - Ramirez liczył fajki w paczce - 14, oki - mruknął do siebie i dodał do reszty:
- To teren, gdzie przychodzą punki i starzy rockersi. Anathemo, nie masz się czego obawiać.
- Tak już lepiej - mruknęła w odpowiedzi.
Piętnaście minut później.
Sorry, była już siódemka? - Sylwan zapytał metalowca stojącego na przystanku z papierosem w ręku.
- No była, tak jakieś trzy minuty temu - odpowiedział metalowiec - A wy dokąd?
- Na Legionową grać w Cybera.
- Spoko, ja też tam jadę. Siódemka mi spieprzyła, nawet nie zdążyłem dobiec, jak cwel odjechał - koleś nie krył swego zdenerwowania - A tak przypadkiem, to z jakiego osiedla jesteście, bo ja z Twardych?
- My wszyscy z osiedla Młodych. Ja czyli Ramirez, a ze mną Tomas, Krzysiek, Anathema i Sylwan - Ramirez po kolei nas przedstawiał.
- A ja się zwę Anastas. Miło mi poznać bratnie dusze - przywitał się z nami - A jakie klimaty?
- Ja to od gotyku poprzez heavy po black i death - rzekłem.
- Gotyk - Anathema przedstawiła swoje upodobania muzyczne - A najbardziej lubię Anathemę.
- I stąd ksywka? - roześmiał się Anastas.
- Tak.
- Ja hardcore i heavy - dodał Tomas.
- A ja death - wrzucił Ramirez.
- No to ja to co Tomas - to była odpowiedź Sylwana.
- Spoko. Pozwólcie, że wam powiem, co mnie kręci - Anastas wyjął z kieszeni kasetę - Gotyk i nic innego.
- No to witaj w klubie - powiedziałem prezentując z nieukrywaną dumą mu swoją kostkę z masą gotyckich napisów i naszywek.
Nadjechała wreszcie ta siódemka i pojechaliśmy. Bunkry, o których mówił Ramirez, to po prostu forty Kamienna.
Dochodząc zauważyłem całe grupki postaci w czarnych ubraniach. Większość siedziała, gadała i piła alpagi, tylko nieliczni grali w RPG.
Poszliśmy na sam koniec i tam, pod drzewem przy kamieniu, znaleźliśmy wygodne miejsce. Wyciągnęliśmy z plecaków napoje oraz fajki.
- Ooo... Wisienka. Tu wszyscy to piją - Anastas wyjął swoją butelkę, tyle że to była wódka Absolwent.
- Ja tylko to piję.
- A my przeważnie piwo - podnieśliśmy butelki do góry (za wyjątkiem mnie).
- Wolę Wisienkę - powiedziałem.
Graliśmy gdzieś do czwartej. Wcieliłem się w postać najemnika.
Godzina czwarta piętnaście.
- Sorki, ale muszę spadać - oznajmiłem.
- Już lecisz? - spytał Tomas.
- Niestety, jestem umówiony - spakowałem swoje akcesoria wraz z podręcznikiem do kostki, po czym pożegnałem się z ludźmi i poszedłem na przystanek.
W domu byłem tuż przed piątą. Zdążyłem się odświeżyć zanim przyszła Karolina.
- Cześć skarbie! - powitałem ją.
- Gdzie byłeś?
- Ooo... to długa historia - powiedziałem i zacząłem opowiadać jej wszystko po kolei.
- Ano widzisz, miałam rację, że tam przychodzą sataniści - przerwała mi - Ja już tam więcej nie pojadę.
- Ja również.
- W domu lub na fortach jest najlepiej.
Zza ściany dochodziły chroboty oraz nikłe odgłosy rapu.
- Jest niestety mój nieznośny braciszek, więc lepiej zamknę od środka - przekręciłem klucz w zamku - Tak dla pewności, bo z tym draniem nigdy nic nie wiadomo.
- Współczuję ci takiego brata. Mój cały dzień pracuje, a później siedzi i czyta książki.
- Tak, ale twój jest nieco starszy i nie jest skejtem. A ten to kompletny debil.
- Nie mów tak o swoim bratu - mruknęła Karolina i mocno mnie przytuliła.
- Łatwo ci to mówić, ale teraz wreszcie jesteśmy sami - szepnąłem i zabrałem się do dzieła.
Od pieszczot doszliśmy do szczytu. Wyłem z rozkoszy, jakby zapominając o siedzącym za ścianą Robercie. Mówiąc krótko, miałem go w dupie. Tylko by spróbował coś pisnąć swoim kolesiom to będzie miał cieplutko.
Po miłosnych igraszkach zabraliśmy się za granie. Jak zwykle gotyk. Tym razem dopracowywaliśmy kawałki "Blask księżyca", "Tylko ty" i "Mrok". Graliśmy do późnego wieczora.

c.d.n.
17:41 / 21.05.2008
link
komentarz (0)
8

15 LIPCA

Natarczywy brzęczyk budzika brutalnie wdarł się w moją korę mózgową powodując nagłe wyrwanie się z objęć snu. A taki fajny sen miałem. Śniło mi się, że spotkałem Karolinę na mieście i że od razu poszliśmy do niej do domu. Kochaliśmy się, a nasze dusze tańczyły na ścianie... Głupi budzik wszystko zepsuł. Powinienem mu młotem przyłożyć, żeby się zamknął...
Jak zwykle samopoczucie trochę zbełtane po wczorajszej mieszance winopiwnej. Ale co, jeden ruch ręki za łóżko i oto trzymam puchę piwa, które zabrałem staremu z lodówki. Gul, gul, gul i od razu lepiej. Do tego spalić szluga i jest fest.
Sięgnąłem po pilota, wybrałem płytkę Crematory i zapuściłem, by sąsiedzi przypadkiem nie polubili ciszy. Starszyzny jak zwykle nie było - w pracy, a młodszy braciszek, który i tak nie ma wstępu do mojego pokoju, pewnie gdzieś jeździł na tej swojej deskorolce. Co do brata, to on ma swój pokój, cały oklejony plakatami z pism skejtowych, a do tego jescze graffiti nad łóżkiem, za co dostał baty od ojca. Do mnie nie ma wstępu po tym, jak zaczął się bawić moją gitarą Fendera i zerwał dwie struny, a tego dnia (to była niedziela) miałem mieć próbę w poprzednim zespole. Myślałem, że go oskalpuję. Od tamtej pory zawsze gdy wychodzę zamykam swoje królestwo na klucz.
Ziewając i przeciągając się wygramoliłem swoje ciało spod koca i polazłem pod prysznic. Długo stałem pod strumieniem chłodnej wody zanim nabrałem ochoty do życia.
Zjadłem smaczną zupę mleczną z płatkami i jeszcze zagrałem na gitarze "Noce Syberii" przy podkładzie perkusyjnym z kasety.
Było po dziesiątej. Ubrałem się i skoczyłem do Anity na 12 piętro, by oddać jej kasetę Theriona. Przy okazji napiłem się u niej piwa i chwilkę pogadałem. Pożyczyłem sobie Lake Of Tears. Anita wyszła razem ze mną, bo gdzieś się spieszyła. Ja zaś jeszcze na chwilę do siebie. Po przekroczeniu progu zalała mnie kaskada dźwięków wydobywających się ze sprzętu w pokoju brata.
- Wrr! - wkurzyłem się - Znowu ten debilny rap.
Cichaczem, by Robert (tak ma na imię mój brat) nie usłyszał, przemknąłem się do swojej siedziby i zasiadłem przy perkusji. Włączyłem grane niedawno podkłady gitarowe w stylu death metal i zacząłem napieprzać w bębny i talerze. Po minucie cichuteńko za ścianą. Wylazłem więc z pokoju i zastukałem do drzwi. Wrota się lekko uchyliły i ujrzałem pucołowatą twarz braciszka.
- Robert! - wrzasnąłem na niego - Ile razy ci mówiłem, żebyś ciszej puszczał ten syf!
- Ty też! - odciął się brat.
- Ja nie, bo ja jestem starszy od ciebie i ja tu rządzę! - zagrzmiałem, po czym chwyciłem swoją bogato zdobioną naszywkami i napisami kostkę i załadowałem do niej jabole oraz podręcznik do Cyberpunka. Wyłączyłem też swoje sprzęty i wychodząc zamknąłem pokój na klucz.
Pod sklepem byli już Ramirez i Tomas oraz Sylwan i Anathema - znajomi z osiedla.
- Myśleliśmy, że już nie przyjdziesz. Zanim pojedziemy na ruiny, musimy się zaopatrzyć w coś do picia.
Ja nie musiałem, bo w kostce pobrzękiwały dwie butelki wiśni, ale podkusiło mnie i kupiłem dwie Warki Strong i Marlboro.
Prosto ze sklepu pojechaliśmy na ruiny. Już po drodze omawialiśmy scenariusz do naszej gry. Droga tuż przed ruinami była mniej podmokła niż wczoraj, ale i tak się na błotku ślizgaliśmy. Wchodząc do pałacyku Ramirez chwilowo zaniemówił. Drżącą ręką wskazał na ciemno-czerwone zaschnięte plamy krwi prowadzące na dół, do podziemi. Przemagając w sobie strach ostrożnie zeszliśmy ze świecami na dół. Im niżej, tym więcej krwi. Tuż przed ołtarzem leżały resztki czegoś futrzanego. Po dokładniejszym przyjrzeniu się ze zgrozą stwierdziliśmy, że był to pies. Został okrutnie zamordowany przez tych, którzy zrobili sobie w tych podziemiach siedzibę. Anathemie zrobiło się niedobrze i wybiegła na zewnątrz. Byliśmy wstrząśnięci. Zanim się stamtąd wynieśliśmy, zdążyłem zabrać leżącą na wierzchu niewielką księgę w twardej czarnej oprawie i schować do kostki.
- Ja już tu więcej nie przyjadę - rzekł zszokowany Tomas.
- Ja również - dodał Sylwan.
W drodze na przystanek cały czas mieliśmy w pamięci to makabryczne przeżycie.
W autobusie.
- To gdzie zagramy? - Sylwan przeglądał podręcznik do Cyberpunka.

c.d.n.
15:22 / 20.05.2008
link
komentarz (0)
7

- Masz tu elektryka, a ja zasiadam przy perkusji - podałem jej lśniącego Fendera usadawiając się na stołku przy bębnach.
Podłączyliśmy jeszcze wszystkie potrzebne kable do sprzętów, no i zaczęło się wkurzanie sąsiadów.
- To co zagramy? - zapytałem po krótkiej rozgrzewce.
- No nie wiem - zamyśliła się Karolina drapiąc się po szyi - Może "Noce Syberii"?
- Dobra, bardzo fajny kawałek, może go wreszcie dokończymy - przymierzałem się do zagrania.
Utwór rzeczywiście fajny, bardzo spokojny, gotycki. Aż miło posłuchać. Tekst wymyślony przeze mnie o nocach na Syberii śpiewała Karolina.
- Wiesz co, do tego by się przydał syntezator - poddała mi pomysł - Warto by tu dołożyć jakiś podkład.
- Hmmm... Niezła myśl - pochwaliłem - Zadzwonię do Norberta, żeby wpadł jutro po południu ze swoimi klawiszami. Mam nadzieję, że masz o tej porze trochę czasu?
- Oczywiście że tak, ale wtedy nie będę mogła rano być z wami.
- Trudno, Ramirez jakoś to przeżyje. Zadzwonię dzisiaj do niego. To jak, łykniemy sobie teraz przed pożegnaniem się?
- Ano oczywiście, że tak - Karolina otworzyła butelkę, a ja wyjąłem też szlugi.
Przy piwku rozmawialiśmy sobie o planach naszego zespołu. Przygrywała nam do tego Lacrimosa z mojego sprzętu hi-fi. Czas szybko zleciał - dochodziła ósma.
- No chyba będę musiała się powoli zbierać - oznajmiła mi zawiązując buty.
- Dobra, a o której się jutro umawiamy?
- Na piątą.
- Luzik, pasuje. Poczekaj, odprowadzę cię - zatrzymałem ją i szybko wlazłem w krótkie glany.
Przed wyjściem się jeszcze przytuliliśmy, po czym opuściliśmy mieszkanie.
Na przystanku krótka pogawędka zanim przyjechał autobus linii 12, którym Karolina pojechała do domu.
Wracając wstąpiłem jeszcze do monopolowego, w którym zakupiłem Sobieskie i dwie Wisienki.
Późnym wieczorem wypiłem ostatnie piwo oraz zadzwoniłem do Ramireza, by go poinformować, że Karoliny jutro nie będzie. Przed snem nastawiłem budzik na dziewiątą i rzuciłem się na łóżko patrząc w mroku na swoją gitarę przy biurku oraz na stojącą w kącie przy szafie perkusję. Szybko zasnąłem.

c.d.n.
16:01 / 19.05.2008
link
komentarz (0)
6

Tym razem zostaliśmy na parterze, bo na piętrze było mokro jak diabli. Skończyliśmy wino, trochę jeszcze pogadaliśmy, wykończyliśmy fajki, no i czas wracać. Kostki na plecy, gitary na ramiona. Tylko jak, gdy tu takie bajora? Nie było niestety innej drogi. Jako że mamy solidne buty, to jakoś tam powolutku przebrnęliśmy. Zanim doszliśmy na pętlę, każdy z nas miał buty mniej lub bardziej uwalane w błocie. No cóż, najwyżej spędzi się te trochę czasu na ich wyczyszczenie, ale i tak było super.
Autobus zaraz przyjechał, trochę postał. Ludzi nie było, więc się wygodnie usadowiliśmy
- To na kiedy się umawiamy?
- Proponuję się spotkać o jutro jedenastej - odpowiedział na moje pytanie Ramirez - Pod blokiem Tomasa przy sklepie. Tylko weźcie ze sobą Cyberpunka, to zagramy.
- Niestety nie mogę, bo jadę na działkę - powiedziała Kaśka.
- Trudno się mówi, a reszta?
Zgodziłem się, a ze mną Karolina i Tomas.
- Spoko, we czwórkę będzie całkiem nieźle - Ramirez był zadowolony.
- A gdzie zagramy? - odezwał się Tomas.
- Jeśli będzie sucho, to na ruinach, a jeśli nie, to w bunkrach przy Legionowej - Ramirez finalizował - Tylko postarajcie się nie spóźnić.
- Karolinko! - odezwałem się.
- Słucham, o co chodzi?
- Masz jeszcze dzisiaj trochę czasu, to byśmy pograli na gitarze?
Było piętnaście po szóstej.
- Dobra, ale do ósmej, bo w domu mam być przed dziewiątą - Karola się uśmiechnęła.
Gdy dojechaliśmy na osiedle chwilę jeszcze pogadaliśmy, po czym każdy się pożegnał i poszedł w swoją mańkę, tylko ja wraz z Karoliną zajrzeliśmy do sklepu.
- Chcesz jakieś piwo? - spytałem.
- Jakbyś mógł, to kup mi Stronga.
Kupiłem więc jej tego Stronga, a sobie dwa Okocimie (czarne oczywiście) i Sobieskie, bo na takie starczyło, po czym poszliśmy do mojej chaty.
- Fajnie, nie ma starych - ucieszyłem się otwierając drzwi i wchodząc do środka.

c.d.n.
18:07 / 17.05.2008
link
komentarz (1)
5

- Na razie musimy tu zostać, dopóki burza nie minie - odpowiedziałem otwierając ostatniego Okocimia - Później pójdziemy, jeśli jeszcze będzie wcześnie, spowrotem na górę.
- No jeśli już tak uważasz... - Karolina nie była zbytnio zadowolona faktem zostania w miejscu, gdzie scodzą się czciciele Diabła, by odprawiać swe mroczne rytuały.
- Nie musisz się obawiać - uspokoiłem ją - Jest dopiero dwadzieścia po czwartej.
- Do nocy jeszcze daleko - dodała Kaśka.
Rozsiedliśmy się ponownie na kamiennej podłodze w kręgu wokół trzech świec po środku i na przemian piliśmy i graliśmy obozowe kawałki. Cały czas z góry dobiegało do nas stukanie kropel deszczu i wstrząsające całym budynkiem pioruny. W pewnym momencie tak grzmotnęło, że aż posypał się piasek z góry.
- Ludzie, jest jeszcze coś do picia? - spytała Kaśka.
Rozejrzeliśmy się. Piwa się skończyły. Ramirez też już skończył swoje Warki. Jedynie Tomas miał w swoim plecaku ostatnie, zaczęte już wino. Otworzył je i każdy z nas pił po łyku, by starczyło na dłużej.
- Przestało padać! - krzyknęła z góry Karolina.
- Uff, jak dobrze - westchnął Tomas, a my wraz z nim.
Z trudem, bo alkohol szumiał nam już w głowach, podnieśliśmy się z miejsca i rozprostowawszy kości wyszliśmy na powierzchnię.
Droga, którą tu doszliśmy, była pełna głębokich kałuż i rozlewisk, ale najbardziej rzuciło się nam w oczy potężne drzewo stojące obok ruin. Podczas burzy któryś z piorunów w nie trafił, bo większa część leżała połamana na ziemi, a w niebo sterczał kawałek pnia.
Na niebie znowu bezchmurnie, gdzieś tam w oddali uciekające chmury i odległe błyski. Słońce ostro grzało, a z ziemi unosiła się para.

c.d.n.
13:45 / 15.05.2008
link
komentarz (1)
4

Podeszliśmy do dziury po niegdyś będącym w tym miejscu oknie. Ujrzeliśmy pędzące w naszą stronę ciemne zwały chmur, które zdążyły już zasłonić słońce. Jak na komendę zerwał się też silny wiatr. Raz po raz błyskało się i dochodziły do nas coraz to głośniejsze grzmoty. Wtem poczuliśmy na sobie grube krople deszczu i zorientowaliśmy się, że nie ma tu dachu. Nie zwlekając ani chwili chwyciliśmy gitary, resztę alkoholu i pospiesznie zeszliśmy na parter. Tam było sucho, ale za to przeraźliwie wiało.
- Ludzie, chodźcie do podziemi! - zawołałem.
- Krzysiek, masz świece? - spytała mnie Kaśka.
Pogrzebałem chwilę w kieszeniach oraz kostce i oznajmiłem:
- Niestety nie.
Na szczęście Ramirez miał w swoim plecaku trzy dość duże kawałki. Kuląc się z zimna zeszliśmy po stromych i wąskich schodkach do niezbyt dużego podziemia. Zewsząd dało się wyczuć woń stęchlizny. No i jeszcze ta ciemność. Nic nie było widać. Gdzieś koło siebie usłyszałem grzechot i trzask zapalanej zapałki. W nikłym płomyku ujrzałem Ramireza zapalającego świece. Wtedy to naszym oczom ukazał się stół nakryty białym materiałem, a na ścianie przed nim namalowano duży pentagram i dwa odwrócone krzyże po obu stronach.
- Jasny gwint! - Tomas stanął jak wryty - Jesteśmy w satanistycznej świątyni.
Trzymając jedną ze świec uważnie rozejrzałem się po niewielkim pomieszczeniu. W kącie stała nieduża skrzynia zamknięta na solidnie wyglądającą kłódkę, a nad wyjściem wisiał prawie półmetrowej wysokości odwrócony krzyż.
- To co robimy? - spytała Kaśka.

c.d.n.
18:43 / 14.05.2008
link
komentarz (1)
3

Karolina zdążyła i jak tylko drzwi się otworzyły, to od razu rzuciła się w moje ramiona.
- Daleko jedziemy? - zapytała.
- Do końca, a potem jescze kawałek z buta - odpowiedział jej Ramirez.
Gdy dojechaliśmy na miejsce naszym oczom ukazało się wiejskie zadupie. Pola, łąki, trochę drzew i w oddali kilka chałup. Ramirez przodem, my posłusznie za nim. Kawałek szliśmy polną drogą pełną gór i dołów, ale to nic w porównaniu z następnym odcinkiem trasy. Pokrzywy do pasa, wystające korzenie i straszne dziury, w które ciągle wpadaliśmy. Karolinka kurczowo trzymała się mojej ręki, żeby się nie wywalić. Wreszcie, po przejściu przez mały lasek, ujrzeliśmy ruiny starego pałacyku.
Niemal wszystkie ściany były bez tynku; czerwone cegły przypominały średniowieczny zamek. Od razu zaczęliśmy łazić po wszystkich pomieszczeniach. Nic nie wskazywało na to, by ktoś tam przychodził. Ściany bez żadnych napisów, kamienne podłogi bez czyichkolwiek śladów. W podziemiach to nie wiadomo, bo było zbyt ciemno, by móc coś dostrzec. Jako idealne miejsce na posiedzenie wybraliśmy duży salon na piętrze. Rozsiedliśmy się wygodnie i zaczęliśmy popijać. Zacząłem najpierw od piwa.
- Idę się odlać - oznajmił nam Ramirez podnosząc się z miejsca i schodząc w dół.
- Uważaj, bo cię duchy zjedzą! - krzyknąłem do niego.
- Nie zalewaj - usłyszeliśmy gdzieś z dołu i rypnęliśmy śmiechem.
Brzdąkając na gitarach popijaliśmy i nie wiadomo skąd ściemniło się, a z oddali rozległ się złowieszczy pomruk.
c.d.n.
15:28 / 13.05.2008
link
komentarz (0)
2

- Chłopaki, poczekajcie chwilkę. Skoczę do domu i zostawię tą skórę - powiedział Tomas, gdy przechodziliśmy koło jego domu.
- Dobra, tylko się streszczaj! - odpowiedziałem i walnąłem do Ramireza - Jak myślisz, kupić jakieś browarki?
- Owszem, przydałyby się. Kup mi trzy Warki Strong - Ramirez wygrzebał z kieszeni dychę i przekazał w moje ręce.
Kopsnąłem się do sklepu w bloku Tomasa.
- Poproszę trzy Warki Strong i trzy czarne Okocimie.
Sprzedawca, taki koleś w techno stylu postawił piwa na ladzie i wystukiwał kwotę.
- Jeszcze Marlboro.
- Które? - padło pytanie.
- Zwykłe.
- Do zapłaty 24 złote - odpowiedział sprzedawca.
Chwilę pogrzebałem w kieszeni i wysypałem garść drobniaków. Sprzedawca spiorunował mnie wzrokiem i zaczął liczyć. Zwrócił złotówkę, bo było za dużo. Załadowałem browary do kostki i wyszedłem. W tym momencie pewnym krokiem przyszedł Tomas.
- Co to, jeszcze piwo kupiliście?- spytał widząc mnie podającego piwa Ramirezowi.
- Dwie alpagi na trzech to nie wystarczą.
- To wasz wybór, ale gdzie się wybieramy?
- Na bardzo czadowe ruiny - odparłem.
Poszliśmy na przystanek obciążeni nie tylko alkoholem, ale i też gitarami. Jak na złość uciekł nam autobus, więc przez ten czas popijaliśmy winko i rozmawialiśmy.
- Cześć chłopaki! - nie wiadomo skąd się wzięła Kaśka, kumpela z osiedla - Gdzie jedziecie?
- Ramirez zna miejsce, gdzie można w spokoju pograć i wypić, a co najważniejsze nie ma tam dresów - w skrócie wyjaśniłem.
- A mogę z wami jechać? - spytała.
- Oczywiście, będzie lepiej - ucieszyliśmy się, a ja w tym czasie wyjąłem komórkę z kieszeni i zadzwoniłem do swojej dziewczyny. Po krótkiej rozmowie oznajmiłem - Karolina będzie za dziesięć minut na przystanku przy Skalistej.
- Bus jest o dwunastej czterdzieści sześć, więc nie wiem czy zdąży.
- Mam nadzieję - mruknąłem sącząc wino.
Autobus, nie dość że był pełny, to jeszcze się spóźnił. Załadowaliśmy się na koniec i czytaliśmy naklejki przy tylnej szybie.
c.d.n.
18:27 / 12.05.2008
link
komentarz (0)
I

14 lipca

Poranek. Słoneczko świeci. Zapowiada się cieplutko, bez deszczu. Przeciągam się na wyrku, w głowie resztki kaca po wczorajszym grzaniu w barze.
Na zegarku jedenasta za pięć. Pora wywalać, bo za pół haka przyjdzie Tomas. Krótkie przeciąganie gnatów, wędrówka do sprzęta i już jak miło. Melodyjne gotyckie brzęczenie rozwiewa ślady po złym samopoczuciu. Skok pod prysznic i jeszcze lepiej. Długie minuty mijają na rozczesywaniu swoich włochów, chwilę później jazda maszynką po brodzie. Spojrzenie w lustro. Jest git. Teraz jazda do kuchni. Toster rozpoczyna swą pracę. Świeżutkie tosty aż chrupią.
Dzwonek do drzwi. Wciągam szybko czarne sztany i grzeję do przedpokoju.
- Siemka Ramirez! - witam niezbyt wysokiego metalowca w podkoszulce Vadera.
- No witka chłopie. Jest Tomas?
- Nie, jeszcze nie przylazł. Czekamy na niego?
- Wypadałoby - Ramirez rozsiadł się na sofie - Wiesz gdzie się dzisiaj kopsniemy?
- No właśnie gdzie?
- Parę dni temu odkryłem fajne ruiny niedaleko stąd. Pusto, żadnych drechów. Warto by se tam pograć i obalić jabolka. Co ty na to?
- Zajebiście, nie ma sprawy.
W tym momencie znowu dzwonek do drzwi.
- No wreszcie jesteś - mówię do blond włosego gościa w skórze - Czeka na ciebie Ramirez.
- Sorki, że tak późno, ale stara mnie wywaliła po zakupy. Przy okazji patrzcie, co mam - Tomas wyciągnął z plecaka dwie wiśnie.
- Genialnie chłopie! - Ramirez podniósł butelki do góry - Mamy zaopatrzenie.
- To jak, idziemy? - Wciągałem glany na nogi.
- Spoko.
- Ciepło? - spytałem nie wiedząc, co włożyć.
- Ze 25 to będzie - odpowiedział Tomas, oglądając jedno z moich pism - Za ciepło się ubrałem.
Na zewnątrz uderzyło w nas gorące powietrze. Zero wiatru.
c.d.n.
22:49 / 05.05.2008
link
komentarz (0)
Zamierzam tutaj wpisywać odcinki kultowej w naszych klimatach powieści rock-metal! Co o tym sądzicie?