więc tak. wreszcie mogę się zalogować. nie wiem komu mam dziękować. w każdym razie przez jakiś czas nie mogłem i w tym czasie powstał nowy blog i chyba tam zostanę (tak wiem, skusiły mnie wszystkie te bajery, których tutaj nie ma). czasem się pewnie i tu zaloguje, żeby sprawdzić co słychać, ale generalnie, jeżeli chcesz nadal czytać moje wypociny to sprawdzaj kamils1989.wordpress.com
Oprócz braku wódki w barze, wkurza brak "wprost" w kiosku. normalnie czuję się jak obywatel polski D. Chroniczne braki w dostawach jak za komuny. Co więc robić? Walcze o kondycje fizyczną. Dużo pływam i jeżdże rowerem. Jak w zeszłym roku. Tylko zamierzam być bardziej konsekwentny. Jutro chyba skocze do Skwierzyny po prase, a we Wrocławiu, jak pojade po rzeczy to zakupie pare książek. Myśle o "Samozwańcu tom.II" Komudy (to na bank) i jeszcze o "Krwawym południku" Cormaca McCarthy'ego. Bo na miejscową biblioteke też ciężko liczyć. Polecisz ktoś coś jeszcze?
Aha. Miałem coś o "Lodzie" napisać jak skończe. Zatem. Ponad 1000 stron, drukiem raczej z tych drobnych. Dla ludzi, którzy bardzo lubią czytać i mają sporo czasu. To nie jest książka, którą można poczytać po kilkanaście minut dziennie do snu. Długie wywody, przemyślenia, teorie, akcja niezbyt wartka przez większość czasu. Ale ta wizja świata wciąga, bo jest bardzo konsekwentna i mocno rozbudowana. Ogólnie polecam. Ale jeżeli naprawde masz czas np. często jezdzisz pociągami na długie trasy.
a na koniec. troche obrazków związanych z dzisiejszą trasą. 25km.
A więc wrociłem do domu. A tu wiadomo. Atrakcji jest niewiele. W sumie dwie. Jezioro i Bar. Dużo jezior i dwa słuszne bary. Tylko, że wczoraj źle wybraliśmy i w barze brakło wódki. Czaisz takie rzeczy? W barze brak wódki?
mam, kurwa dość. jeszcze pare dni temu wkurzałem się, że nie mam na nic czasu. Teraz już rzygam tym wolnym czasem. zrobiłbym coś. cokolwiek. ale nie ma nic, bo większość znajomych jeszcze głeboko w dupie z sesją. żyje od meczu do meczu. rano poszliśmy grać w piłkę, ale za mało nas przylazło i kopaliśmy sobie z takimi łebkami co nam do pasa sięgali. nienawidze grać, kiedy musze patrzeć pod nogi. tym bardziej, że miałem nastrój na ostre trzeszczenie piszczeli, żeby się wyładować. ogólnie mam jakiś taki bitewny nastrój. przez to nic nie robienie i nudę jakieś stresy mam i depresje.
Sesja zamknięta od dwóch dni. Pozostało uzbierać pare wpisów i opijać. Co też robie od paru dni. Wyspa Słodowa jest opcją non stop graną.
Trzeba uważać, bo ziomek ostatnio w tramwaju zarobił w pysk od 5 dresów za to, że nie znał Jacka. Więc dobra rada: "na Krzykach lepiej znać Jacka". Choć ja na ten przykład dwa dni temu na Wyspie właśnie trafiłem na demonstracje (happening??? - może to trudne słowo lepiej tu pasuje) z okazji Dnia Przytulania. Różnie ludzie ze szczęściem mają:P
Mundial. Italia pojechała do domu. Ale może to Lippiemu wjedzie na ambicje i jakby Del Neriemu nie wyszło z Juve i wróci do Turynu. A włoska kadra wyglądała troche jak Milan, mocno geriatryczna mafia z paroma młodymi w rodzaju Marchisio, który grał na nie swojej pozycji:/ Wogole dziwny ten mundial, ale przez to ciekawy. Niby impreza na Czarnym Lądzie, a poza Ghana (większa tu zasługa nieporadności serbów z Australią i ich zamiłowania do siatkówki w poprzednich meczach) nikt się nie wyczołgał z grupy. Pozostaje mi kibicować druzynom z Ameryki Południowej i Środkowej (Argentyna, Urugwaj, Chile i Meksyk).
a hasłem ostatnich dni: "Ja już nic nie muszę, piłka po twojej stronie".
siedze sobie i słucham fragmentów kawałków rootsów z nowej płyty. nie jestem z tych ortodoksów, którzy czekają na całą płytę. może i strace coś z magii pierwszego odsłuchu, ale mówi się trudno. a zdradze, że jest grubo.
Sesja powoli na finiszu. chwilowo relaksuje się w domu, i w niedziele lub poniedziałek ruszam na podobój Wrocławia znowu. chyba jednak za chwile, znaczy po meczu porzeźbie coś z algebry. po dzisiaj robiłem wszystko, żeby tego nie robić. pojechałem nad jezioro (woda zimna, ale pływa się dobrze). porąbałem drewno. pojechałem nawet na trening naszego lokalnego klubu. a teraz jestem fizycznie wypruty, wiec chyba mogę się troche psychicznie jeszcze pomęczyć.
jutro kolejny egzam. dzisiaj był pierwszy. i pierwszy sprint w garniturze, bo oczywiście tramwaje przestały z niewiadomego powodu jezdzić i ledwo co zdarzyłem. jednak się przydało zacząc biegać. co do biegania w końcu kupiłem sobie odtwarzać mp3. skończy się wymówka, że samemu bez muzyki tak do dupy. choć chętniej pograłbym w piłke. ale w niedziele mnie nie będzie we wrocławiu, a w tygodniu ciężko zmobilizować ekipe. też masz tak jak obejrzysz mecz w tv, to chce ci się grać? (wiem, że niektorzy chcą zagrać w PES-a lub FIFA, w takich to czasach żyjemy, pokolenie internetu).
menda z algebry nie chce mi dopisać 0,5 pkt. usłyszałem "przyjdzie pan na poprawe". Co jej zależy. zwłaszcza, gdy skala jest prawie na 50 pkt?? raptem 1%.
spać mi się tak chce, że kawa nie pomaga. chyba pójdę po tigera i biore się za aerodynamike z meczem w tle. elo.
I znowu jestem long distance runner niczym Promoe. Co prawda nie wiem ile przebieglismy, bo to dopiero Troyan ma policzyc ile to było. ale myślę, że coś koło 8km.
a teraz dalej nauka. udało mi się skończyć z programowaniem. jestem dumny z mojego programu do tworzenia baz danych. naprawde, sporo czasu mu poświęciłem. i teraz mnie duma rozpiera jak Vienia bodajże.
niestety na mała szklanke z rumem nie mogę sobie pozwolić i raczej to mocna czarna kawa będzie. bo trzeba coś tam wieczorem, a raczej nocą jeszcze porzeźbić. a potem jeszcze mam zamiar odcinek ekipy sobie obejrzeć. w ramach nadrabiania zaległości w polskiej kinematografii. która po zeszłorocznej zwyżce podobno znowu dołek zalicza, taplając się w jakimś pseudoartyzmie. tak przynajmniej czytałem. ale ogólnie to nie wiem nie oglądałem, parafrazując kabaret Limo i ich "Janka Muzykanta".
widzę, że dawno mnie tu nie było. wiesz dlaczego piszę? tak masz rację. robię wszystko, żeby się nie uczyć. nie mam siły, ale muszę. wczoraj i dzisiaj spędziłem wiele godzin nad wytrzymałością konstrukcji lotniczych. rzygam tym i dlatego też chyba nie spojrze na algebre dzisiaj. wezmę się za wstęp do mechatroniki.
chciałem iść na browar, ale wszyscy albo już mają zajęty wieczór, albo się uczą, a tylko on byłby mnie chyba w stanie uleczyć. w każdym razie w ramach rekompensaty zjadam maliny ze słoika, który przywiozłem z domu. też poprawiają samopoczucie. (słucham tego najnowszego TPWC. jak ja nienawidze elektronicznych bitów:( pewnie nie dam rady do końca. dygresja taka).
a co się działo, jak mnie nie było. w sumie pewnie sporo, ale niewiele jestem w stanie teraz sobie przypomnieć, zatem nie zdarzyło się nic naprawde istotnego. choć parę anegdotek będzie.
jeżeli jesteś ekologiem/nad wyraz wrażliwy na punkcie zwierząt itd. nie czytaj:P
3 tyg temu w piwnicy pod garażem zauważyłem mysz. pułapka przez ten czas nie rozwiązała problemu. zatem z tatą postanowiliśmy przetestować naszego sznaucera w tym do czego ta rasa była hodowana. i okazał się nad wyraz skuteczny. problem rozwiązał błyskawicznie. szegółów oszczędze, ale było efektownie.
juwenalia były. \"wszędzie błoto, a studenci chleją...\". cytując klasyka. ot, wszystkie refleksje na ten temat. pogoda była tak bulwersująca jak koszulka matteraziego w finale LM. mam nadzieje, że po wakacjach nie będzie mu tak do śmiechu.
Jakiś czas temu pisałem tutaj, że chętnie bym na jakiś czas wybrał się do Kanady. i, wiesz co? nasz wydział ma podpisać umowę o współpracy z uczelnia bodaj z Ottawy. może rzeczywiście się uda:)
miałem dzisiaj Wawrów przed oczami. Bez kitu. (dla nowych czytelników: nie kojarzyć z zakładem odosobnienia znajdującym się tam, a z miejscem gdzie złamałem nogę). Graliśmy sobie od tak luźny meczyk o puchar dziekana (a raczej już nie o puchar, bo ani my ani oni szans już nie mamy). no i miałem starcie z bramkarzem. typowy gracz "pierdoła". a jak wiadomo na takich trzeba uważać najbardziej. a ja o tym zapomniałem. no i ten wyszedł z bramki na dzika i przewiózł mnie po piszczelach wyprostowanymi nogami. na szczęście cały jestem, a za pare dni wygoje to, bo przez pare dni to starcie czuł będę.
a tak poza tym to w końcu zacząłem ogarniać programowanie, z którym mam spore zaległości. weekend szykuje się w miare spokojny, więc myśle, że spoko powoli wszystko ogarne, co mam do ogarnięcia. a teraz chilloutuje się przy pani Badu. przeczytam coś z metrologii i idę spać.
Kamil, spal te gałęzie, co lężą za płotem. Tylko wiesz, nie przesadzaj z ogniem...
po chwili wesoło trzaskały 2-metrowe płomienie. A co się będę rozdrabniał. Ze mnie to jest kawał piromana jednak. Lubię patrzeć na ogień i chce mieć dom z kominkiem. Do tego trawe skosiłem, więc prace porządkowe w pełnym zakresie. Co prawda Wankz chciał palić system. ale i na niego przyjdzie czas.
a wieczorem czillen am grillen i opowieści przy piwie rodziców i ich znajomych, jak to za ich czasów było na studiach. znalazłbym pare historii, które mogłyby im dorównać, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze mnie finansują wolałem sobie odpuścić. Za parę lat przyjdzie czas:P
Wtorek był mocno niefajnym dniem. Znaczy nie stało się nic ciekawego, tylko ciśnienie atmosferyczne jakieś niedobre było i mnie przybijało. Jednak mimo wszystko jakoś tam dzień na uczelni mijał. Do czasu... Dopóki mój ziomek nie dotarł na ostatnie zajęcia. W sumie jeden z moich najlepszych kumpli. Tylko typ ma kilka cech, które w połączeniu z bólem głowy działaja na mnie strasznie. Mianowicie Michał uwielbia pierdolić od rzeczy. Najczęstszym tematem ostatnio jest to, że nie zda jakiegoś przedmiotu, z byle powodu tak twierdzi (cecha powodująca u mnie wkurwienie do potęgi przed kolokwium) i temat numer dwa brak koleżanek i ogólnie życia towarzyskiego...
kilka razy próbowałem mu wyłożyć, gdzie leży jego problem, ale niestety typ jakby słabo słuchał, albo myślał, że żartuje. Otóż Michał jest nadaktywny. Ma zawsze mnóstwo zajęć, i zawsze dokłada sobie następne, cały czas ma coś do załatwienia. czasem mu zazdroszcze zorganizowania i tej pracowitości, ale on zwyczajnie przesadza. bo praktycznie nie ma czasu wolnego. a później marudzi, że nic z życia nie ma.
i własnie w taki wtorek, z dupy wziętym ciśnieniem atmosferycznym, Michał, w zwyczajny dla siebie sposób (mocno ekspresyjny, mocno podnieconym głosem) wylewa swoje żale, a potem się pyta dlaczego wygladam na wkurwionego. jakoś się tam wykręciłem, bo dłuższa rozkmina zapewne spowodowalaby eksplozje mojej głowy. i teraz myśle, że znowu siedzi we mnie jakiś socjopatyczny skurwiel.
Wiesz..dziwne jest to, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego,że warto zatrzymać sie na moment.
Wszyscy są zmęczeni ale nikt nie ma ochoty odpocząć a warto.
Warto wyjąć słuchawki z uszu, odetchnąć, posłuchać po cichutku płyt, które latami były utaplane w kurzu.
Odciąć sie.. odciąć sie od tego betonowego, brudnego buszu
Zająć się sobą, spojrzeć na siebie w ciszy, w spokoju pośród zwykłych, szarych, tradycyjnych dni..
ja muszę co jakiś czas odpoczywać. to pomaga. naprawde. nie zawsze trzeba wszędzie gonić i nie zawsze trzeba wszędzie zdąrzyć. czasem lepiej usiąść w parku i pocieszyć się spokojem i cieniem w ciepły dzień. lubie cień jak laikike1, i dlatego też przesiaduje życie w parkach.
Dobry weekend panno Magdaleno czy nie dobry? bo moim zdaniem jak najbardziej dobry. półmetek mocno kameralny był, bo z 3 kierunków uzbierało się ledwie kilkadziesiąt osób, ale to chyba nawet dobrze. więcej rozwodził się na ten temat chyba nie będę:)
i dopiero jak panne Magdalene na pociąg odprowadziłem miała miejsce jedna śmieszno-nieciekawa sytuacja (jakimś talizmanem jest ona?). Typ, tak na oko rumun jakiś (wiem rasista ze mnie), ze 23 lata, może z 4 razy na siłowni był, podbija do mnie czy go poratuje 2 zł. Z reguły nie daje, ale myśle niech mu będzie, a ten mi z tekstem, że chce wszystkie drobne. Mówie mu, że mowy nie ma, i ten z tekstem, że telefon mi skroi. Naprawde się zdziwił jak usłyszał krótkie \"spierdalaj\", po którym poszedłem sobie bezstresowo dalej. Nie wiem, czy myślał, że się przestrasze??? W środku dnia? na ruchliwej ulicy, typa niewiele szerszego ode mnie i o głowe niższego?
no, ale dalej znowu było spoko w tą niedziele (co była końcem weekendu), bo w końcu napompowałem piłkę, którą z domu przywiozłem i poszliśmy pograć z ziomkami z mieszkania. a że nas mało było (czterech dokładnie) to graliśmy w różne takie gierki na jedna bramkę co się za małolata grało, no i normalnie poczułem się jak w \'98:) wiesz, cudowne dzieciństwo w latach 90. parafrazując eldoke.
a dzisiaj? dzisiaj spędziłem pół dnia na uczelni. potem basen, a teraz od jakiejś 18 uskuteczniam pełen relaks. Jazz, książka, \"Pacyfic\". czaisz?
wiem, że trochę późno, częsci już przeszło. ale jakoś nie miałem się kiedy zebrać do tej notki, a chyba warto to jakoś tu upamiętnić. bo sobotni poranek był straszny. gdy kumpel wszedł do mieszkania i rzucił, że ludzie na ulicy mówią, że prezydent nie żyje, i chwile potem już czytamy listę osób, które prawdopodobnie były na pokładzie samolotu. nogi się uginały, i umysł powtarzał, że przecież takie rzeczy sie nie zdarzają. a jednak. żenującego sporu o miejsce pochówku nie chce mi się nawet komentować.
a co poza tym? spoko i do przodu wszystko generalnie. od pierwszego semestru nie byłem w takiej sytuacji, że nie miałem prawie żadnych zaległości na uczelni na tym etapie semestru. zaledwie pare prostych zadań z programowania, które mógłbym zrobić, ale oddać musze na koniec semestru. więc spoko. nawet ta nieszczęsna algebra poszła nad wyraz dobrze. 11/10 (nawet jakis punkt bonusowy sie zgarneło).
ogólnie świat jakby lepszy. wysypiam się, dobrze się czuje. i żyje na luzie (tu jest follow up do dinali). myśle, że to ogólnie kwestia tego, że zacząłem więcej spać, lepiej jeść (nie, na łeb nie padłem i z mięcha nei zrezygnowałem, ale owoce i warzywa zaczęło odgrywać ważna kwestie w jadłospisie), no i basen. naprawde jak dostane ostro w kość na tym basenie to sie od razu lepiej czuje, no i piłka w czwartki, choć w planach jest częsciej.
a w piątek półmetek, czyli też dobra impreza się szykuje. i jak tu nie mieć zajebistego nastroju.
Jak ja dawno nie zacząłem żadnego wpisu od "ja pierdole".
Więc uwaga!!! Ten wpis zaczyna się linijkę niżej.
JA PIERDOLE!!! Czas na pierwszą od dawna emo notkę. dawno nie było, ale mam nastrój depresyjny, że ja pierdole. Od paru dni słucham jakiś emo rapów (w tym miejscu jak każdy zrzucam winę na Ukiego, znanego fana emo rapu). I gdyby nie to, że mi wejście słuchawkowe przy laptopie umarło, a współlokator czegoś tam słucha (Kazika chyba), to pewnie teraz też bym słuchał. Gres, Mroku, jakieś Sekaku plus Slug.
Bo wiesz, wiosna przyszła, ulice pełne psich gówien, a w bramach stoją dresy. Sama radość. Stare sypiące się kamienice, swe sypanie się dopiero teraz pokazują w pełnej krasie. O tej porze roku i dnia, kamienice w okolicach trójkąta wyjątkowo wpływaja na samopoczucie (nie, nie mieszkam na trójkącie, do kumpla polazłem w poszukiwaniu zagubionego zeszytu, ale tam go nie było).
Do tego wracam na chatę. Odpalam kompa, wchodze na nk i co?! Kolejna koleżanka ma już inne nazwisko (3 już, z czego 2 w ciagu ostatnich dni zmieniła). Druga z liceum, pierwsza była z gim. Ta zrobiła to z hukiem, bo są i zdjęcia ze ślubu są, i na głównym wszystko spoko, korzystne ujęcie, że tak powiem. Dopiero dalsze jest z profilu i widać powód pośpiechu.
No i co się z nami stało?
Mało depresyjnie? W piątek wieczorem koło z algebry. Przestrzenie liniowe, a ja nie wiem jak gościówa co to wykłada wygląda, bo mi zajęcia kolidują ze sobą. Coś czuję w kościach, że to będzie ten pierwszy raz. Pierwszy przedmiot, który upierdole, bo ni cholery nie mam siły się za to zabrać. Będę musiał zapić po tym kole. Przynajmniej dzięki temu, że esdeka sprzedał mój numer telefonu Monice będę miał z kim. Co prawda jak się idzie do obcych to nie wypada zalać się w trupa, ale pare piw wypije to może mi przejdzie.
Aha, a jutro na 7.30 ćwiczenia z automatyki. Ogólna kwintesencja dołu skali. Jak gra Juventusu w ostatnich meczach. Co nawiasem mówiąc też mnie wpędza w depresje.
w końcu w domu. i już wiem czego nie zabrałem. wziąłem notatki z algebry, ale niestety zapomniałem wziąć jakiegokolwiek podręcznika. co prawda mam coś na dysku, ale to nie to samo. nie lubie czytać z pdf.
pociąg strasznie zatłoczony, ale w Poznaniu udało mi się usiaść. okazało się, że tym samym pociągiem jechała Lola (koleżanka z Bledzewa), ale okazało się na stacji w Zbąszynku. No, ale przynajmniej zabrała się z nami do domu.
Jutro chyba pojadę do Zielonej Góry (brat ma wizytę u ortopedy, zerwał sobię więzadła krzyżowe na meczu). Poszwędać się trochę. Poodzwiedzać stare kąty. Lubie klimat tego miasta, mniejszego od Wrocławia, takiego przytulniejszego, mniej przytłaczającego. Bo Wrocław momentami przytłacza. Choć lubie to miasto i to nawet bardzo, powoli chyba w nie wrosłem. We wrocławskie mosty i bruk. Ogólnie szybko przyzwyczajam się do miejsc, w których spędziłem trochę czasu i chętnie tam wracam. Powłóczyć się, tak bez celu i powspominać stare, choć trzeba przyznać nie zawsze dobre czasy. Co prawda Lotnika nie zamieniłbym na żadną inną szkołe, ale parę rzeczy czasem boli i wkurwia.
Posprzątaliśmy nasze mieszkanie (przy nieocenionej pomocy Luizy i Kamili, pozdro dla nich). Posprzątaliśmy, bo nas zmusiły do tego okoliczność. Regularnie zalewaliśmy sąsiadke i spółdzielnia stwierdziła, że to na bank musi być jakiś problem z rurami. Rozgrzebali cała łazienke, coś tam naprawili i zostawili po sobie pełno syfu. Za czysto w tym domu to nigdy nie było, ale to była przesada. Ni o stwierdziliśmy, że nie ma co się rozdrabniać, jak musimy to ogarnąć to ogarnijmy wszystko. Efekt jest oszałamiający, naprawde. Mieszkanie wogole zrobiły się jakieś większe i przyjemniejsze. Przy okazji pozbyliśmy się około 100 butelek i bliżej nieokreślonej liczby puszek. Naprawde duma mnie rozpierdala.
a potem poszedłem sobie na browara do koleżanki. trochę bardzo się z ziomkiem spoźniliśmy i część ludzi zebrała się do klubu jakiegoś i minęliśmy się w drzwiach. No i tu okazało się, że moja sława mnie wyprzedza, bo wchodząc słyszę rozmowe dwóch zupełnie nieznanych mi dziewczyn "o patrz, ten bezczelny przyszedł, nie miał też kiedy przyjść". Naprawde się zdziwiłem.
Odbyłem dzisiaj bardzo smutną rozmowe z pewną koleżanką studiująca politologie. Zaczęło się od pewnej foty na znanym portalu społecznościowym, którą wkleiła. Z Radkiem Sikorskim. I wśród osób na tym zdjęciu był pewien mój znajomy z liceum. Bardzo charakterystyczna postać. Za czasów liceum chciał być bardziej czarny od murzynów. Mega szerokie spodnie, murzyńskie koszulki i nie odłączny łańcuch. Jednak jak ostatnio zauważyłem zmieniły się zapatrywania ostatnio (chyba powinienem napisać moda). Ostatnio działa w różnych lewicowych organizacjach, zafascynowany "Krytyką Polityczną". Wojownik tolernacji, pogromca krwiożerczego kapitalizmu. I tutaj lans przy Radku Sikorskim. Wiadomo, że nasz szef MSZ mocno zjechał ostatnio do środka sceny, ale i tak raczej średnio mi to pasowało. No i piszę do niej na gg i dostałem ostrą zjebkę. Co to ja sobie wogóle myśle...
Okazało się, że Kasia (przed pójściem na studia w sumie to nie miała poglądów) też się zachłysnęła tamtym "środowiskiem". Ogólnie jestem zły i straszny, a próba jakiejkolwiek dyskusji to już agresja. Wiadomo, że bym do gazu wysyłał wszystkich tych, z którymi się nie zgadzam (oczywiście jak poprosiłem o cytat, to stwierdziła, że to się rozumie same przez się, z kontekstu). A tak naprawde to w ogole nie powinienem się wypowiadać, bo studiuje na politechnice, i polityka to nie moja działka. Słuszność moich poglądów bardzo szybko ustawiła przez stosunek do parytetu, jak jesteś przeciw, to nie masz wogole racji. Jak odpowiedziałem, że wszystkie tego typu rzeczy powinny być uregulowane prostym zapisem "wszyscy ludzie są równi wobec prawa" to usłyszałem, że "równość nie jest sprawiedliwa". Mocno. Na zakończenie jeszcze wiązanka o chorobliwej nienawiści do lewicowców było, i że odmawiam im prawa do inteligencji, choć to ja cały czas się czułem, jakby mi ktoś odmawiał tego prawa, ale i ten strzał chybił celu, na studniówce byłem z osobą o poglądach wybitnie lewicowych, i w życiu bym nie powiedział, że to nie jest osobą inteligentna. Bo z lewicowcami lubię podyskutować, tylko, że niestety z większością się nie da. Są tak tolerancyjni, że aż nie tolerują poglądów innych od własnych. Ale ogólnie smutno mi się zrobiło. "wariuje świat, który mnie wychował..."
Jak to już wiele razy pisałem, miałem to napisać wczoraj, ale piszę dziś. miałem, bo obiecałem wiernej czytelniczce:P, ale coż. aerodynamika próbowała mnie zabić, cały wieczór nad nią spędziłem i jak już skończyłem to jedyne na co miałem ochotę to iść spać. ale za to mam stamina +100. Już drugie w tym tygodniu. Pierwsze zarobiłem w o wiele przyjemniejszy sposób, bo na basenie. To co typ wymyślił podchodziło już pod znęcanie się, ale to w sumie dobrze. Bo dobry wpierdol na w-f/treningu nie jest zły, euforia biegacza, wiesz?
Tylko pogoda masakra, znaczy dzisiaj już spoko. chyba, bo nie wiem jak jest teraz za oknem, a nie chce mi się sprawdzać. ale w niedziele to jakaś rzeź była, tymbardziej, że do wrocławia podróżowałem autem, no i jak zwykle drogowców zima zaskoczyła. no ale jakoś dotarłem. dlatego cenie sobie pociągi. spoźniają się, syf totalny, ale pogodę można mieć w dupie, no i można spokojnie nogi rozprostować.
co do podróży pociągiem. to ostatnio miałem ciekawą, choć krótką rozmowę z konduktorem. kilka razy przechodził obok mnie i w końcu nie wytrzymał i spytał się ile książka, która czytam ma stron, wyszło trochę ponad 1000, w ciężkim szoku był. ale takie czasy, że ludzie boją się grubych książek.
zaraz chyba skorzystam z innej książki, którą ostatnio kupiłem "obliczenia z podstaw konstrukcji maszyn" i zaczne kminić nad zadaniem na pkm. bo mam ochotę na jakiś luźniejszy weekend. planów brak, ale nie chce mi się zdychać nad tym, tylko chce się wyspać. dzisiaj z 3h w dzień pospałem, co mi poprawiło humor strasznie. obejrzałem house\'a, wypiłem kawę, a za godzinę LM. proste przyjemności, wiesz...
właśnie ostatnio sobie "sensi" odświeżyłem, więc tak na zakończenie, tej jakże chaotycznej notki: