desperatka // odwiedzony 47859 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (162 sztuk)
23:54 / 22.07.2009
link
komentarz (0)
Kiedyś napiszę książkę. Jeśli wplotę w nią perypetie związane z moimi poszukiwaniami pracy, nieuczciwymi pracodawcami, mnogością przeprowadzek i historią życia na walizkach niczym beduin, będzie to kryminalna komedia z milionem zwrotów akcji. Ciągle mam nadzieję, że również z happy endem....
Jak na razie, ciągle na walizkach, w zawieszeniu i strachu, kątem u najróżniejszych ludzi czekam na swój kawałek podłogi.. Jest źle chociaż nie dramatycznie...
Finansowo jest i źle i dramatycznie i przerażająco i cholernie mocno poniżej zera...
Wnioski do Państwowej Inspekcji Pracy wysłane.. może nawet w końcu kiedyś uda mi się odzyskać moje zaległe wynagrodzenia...
W miłości? :) :) :) :)
Motylki w brzuszku i czekanie.. na weekend przyjeżdża moje Kochanie :)
Przestałam być tajemnicą... stałam się prywatną osobistą kobietą :)
Lęku i obaw wcale nie jest mniej, ale pojawiła się iskierka nadziei, że spróbujemy podjąć z nimi walkę.. Trudno wierzyć w zakończenia " i żyli długo i szczęśliwie" w momencie kiedy żadne z nas nie zna nikogo, komu się udało.. Problemów dnia codziennego piętrzy się bez liku, ale im trudniej jest nam je ogarniać tym bardziej lgniemy do siebie, dajemy sobie wsparcie i zrozumienie, dzielimy się siłą, łzami i strachem, małymi radościami, tęsknotą i pragnieniami...
Wiem, że przed nami jeszcze długa droga, może nawet dłuższa od tej którą pokonywaliśmy z przerwami przez niemal 3 lata... Ale myślę, że w końcu oboje tego pragniemy i oboje dołożymy wszelkich starań, żeby dać sobie nawzajem szczęście, spokój i miłość...
Małymi kroczkami...cierpliwie i stopniowo, bez pośpiechu...
Kocham Cię Skarbie..
21:36 / 07.06.2009
link
komentarz (4)
I'm just a little girl lost in the moment
I'm so scared, but I can't show it...


Po raz kolejny w ciągu pół roku zmieniam pracę. Nie na własne życzenie na dodatek.. Jakby ktoś lub coś cholernie mocno się uparło, żeby nie pozwolić mi osiągnąć spokoju. Ciągła walka, szarpanina, przede mną kolejna przeprowadzka.. nawet jeszcze nie wiem dokąd..
Czuje się bezdomna, bezrobotna, niczyja.. nikomu niepotrzebna. Wpadam w histerię i zaczyna do mnie docierać, że wszyscy już jej mają serdecznie dość..
I walczę o miłość...
Walczę o najlepszego człowieka jakiego w życiu spotkałam.
Żeby nie było za prosto, człowieka pełnego lęku, obaw, strachu... prawie pustelnika, który z jednej strony bardzo mnie chce, nie wyobraża sobie życia bez mojej w nim obecności, a z drugiej strony jeszcze bardziej nie wyobraża sobie życia ze mną przy boku częściej niż raz na jakiś czas...
Nigdy nie wybieram łatwych dróg, prawda? Desperatki już tak mają. Jeśli tylko coś można skomplikować, to na pewno to zrobią..
Kocham... I wiem że jestem kochana... Tylko nie mam pewności, czy oboje mamy na tyle siły by przemóc swoje lęki....
Bo budowanie życia na jeden czasem jest cholernie trudne, a na dwoje.. to już tylko babka wróżyła :)

Desperatka jest już starą dupą po trzydziestce..
I zdecydowanie nie powinna powracać do tego bloga, bo to ją tylko uświadomiło, że wcale nie dorasta, że nie zmienia się, że ciągle boryka się z tymi samymi problemami, nie ma swojego miejsca na świecie i pomysłu na jutro..
Jutro jedzie na rozmowę w sprawie pracy. Z przerażeniem myśli o opuszczeniu swojego mieszkanka, w którym w końcu po kilku miesiącach poczuła się jak w domu.. Mdli ją na myśl o pakowaniu swojego życia w kartony i przenoszeniu go w inne miejsce...
Może tym razem lepsze...? Szczęśliwsze....?
Tak bardzo chciałabym wierzyć, że to wszystko co mnie spotyka jest tylko takim etapem pośrednim w drodze ku radości... Że to co najlepsze ciągle gdzieś na mnie czeka, że za którymś zakrętem skończą się problemy, cierpienia i samotność...
Bo jeśli ciągle mam bić się z życiem na gołe klaty, to w końcu naprawdę zabraknie mi sił....




23:50 / 02.06.2007
link
komentarz (1)
Nieprzytomna ze zmęczenia desperatka postanowiła uczcić weekend, po cholernie trudnym tygodniu, malutkim wpisem.
Desperatka jest coraz mądrzejsza i podnosi swoje kwalifikacje. Dzięki uprzejmości kierowniczki i jej urlopowi w Portugalii, nieboże pracuje po 12 godzin codziennie, na dodatek pierwszy raz w jej karierze zawodowej spadła na nią wątpliwa przyjemność zamknięcia miesiąca, przekazania rachunków refundacyjnych i kilku ton papierologii do księgowości. O zaszczycie wprowadzenia korekt do przecen, w ilości sztuk 156 nawet nie wspomni. Uprzejmie warczy na przedstawicieli i wszelkich interesantów, mówiąc im prosto w oczy, że jej nie ma.
W skrócie - ma serdecznie dosyć, a przed nią jeszcze dwa tygodnie maratonu i jedna nocka. Żyć nie umierać.

Desperatka podjęła też kilka ważnych decyzji życiowych.
Musi kupić lub zbudować dom. To nic, że nie ma na niego nawet jednego złamanego grosza. Musi. Po prostu musi.
Dla Mamy.
Żeby miała kwiatki, do których będzie mogła mówić, żeby mogła wyjść z czterech ścian i nacieszyć się słonkiem.
Bo z Mamunią źle się dzieje... i tak naprawdę nie wiadomo, jak długo będzie jeszcze mogła się Ona czymkolwiek świadomie cieszyć...

Nie mam sił.. nie mam znikąd wsparcia.. znikąd pomocy, sama z problemami, strachem... może powinnam dziękować, że mogę uciec w pracę i nie mieć siły czuć....
Zmęczona tym, że ciągle to ja muszę być silna, że to ja muszę wiedzieć, podejmować decyzje, planować i przewidywać.
Wczoraj był Dzień Dziecka, a ja uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nigdy nie miałam beztroskiego dzieciństwa. Zawsze odpowiedzialna, silna, każdego dnia stająca twarzą w twarz z dorosłym życiem i jego problemami..
Teraz znowu nie wolno mi myśleć o sobie.
Muszę zatroszczyć się o Mamę, której życie też nigdy nie oszczędzało, a lata strachu, bólu i cierpienia w końcu zaowocowały wojną ciała z umysłem.. Boję się, że niewiele Jej zostało... że Jej organizm tak samo pragnie beztroski i spokoju jak ja i że w końcu całkowicie odbierze Jej zdolność trzeźwego myślenia...
Mam tylko nadzieję, że wcześniej Mami nie spali mi mieszkania, albo nie zgubi się na spacerze....
00:08 / 10.04.2007
link
komentarz (7)
Tak naprawdę zdałąm sobie ostatnio sprawę, że moje życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść.. przeplatanych szarą i smutną codziennością....
Przeraża mnie to, każdego dnia bardziej, kazdego kolejnego dnia czuję się coraz bardziej zmęczona, zniechęcona... czasami próbuję walczyć, rzucam się jak ryba, którą ktoś wyciągnął na brzeg i porzucił.. pozwalając jej konać i widzieć to wszystko, czego tak bardzo potrzebuje... wody.. oddechu.. życia...

Wpadam w paranoje.. nie mogę sobie znaleźć miejsca.. i nawet nie mogę zagłuszyć bólu istnienia pracą.
Bo tym razem przerosłam samą siebie.
Jak wiele osób potrafi wyjść rano do pracy, przejść kilkanaście metrów... i resztę dnia spędzić w szpitalu na Izbie przyjęć? Zaliczając wcześniej elegancką jazdę, jedna z najlepszych karetek w mieście?
To był dzień, który postanowiłam przeżyć z uśmiechem na ustach, na przekór całemu światu, nawet na przekór samej sobie. Postarałam się. Wstałam wcześniej, uczesałam, umalowałam, założyłam ładne ciuszki i uśmiechnęłam się do słonka leniwie zaczynającego swój dzień. Skręcenie kostki na przejściu dla pieszych, upadek, uderzenie w głowe, utrata przytomności, policja, pogotowie, milion badań, tomografia....
Tydzień temu zapalanie krtani, oskrzeli i zatok ( na TK wyszło, że te ostatnie wcale nie są jeszcze wyleczone)... pewnie do tego wszystkiego czeka mnie jeszcze utrata pracy, jak szef w końcu znudzi się moimi problemami.
A ten rok miał być już dobry... w zeszłym przeżyłam tyle, że spokojnie mogłabym rywalizować z plagami egipskimi o skuteczność działania...
Naprawdę nie mam już sił... nie mam już nawet łez...
Może i lepiej.. bo nawet nie miałabym ich komu wypłakać w mankiet...
Tak bardzo chciałąbym, żeby ktoś mnie przytulił.. pogłaskał po głowie, powiedział że będzie dobrze, ukochał..
tak bardzo chciałabym wierzyć, że kiedyś będę jeszcze się śmiać, że to pasmo nieszczęść się wreszcie skończy.. że w końcu ktoś przyzna i mi prawo do szcześcia... że kiedyś przestanę beczeć na filmach i reklamach, na których zobaczę uśmiechniętych ludzi....że przypomnę sobie jak to jest.....
A na razie.. zostaje mi tylko przytulenie podusi....
I wsłuchiwanie się w cisze... i pustkę w moim życiu...


21:00 / 29.11.2006
link
komentarz (9)
Desperatka po ciężkim dniu, w którym prawie (chyba??) udało jej sie nic nie popsuć w nowej pracy, zasiadła przy swoim ukochanym komputerku i zerknęła na nie mniej wielbione, mimo zżerającej je,ciężkiej choroby debetowej, INTELIGO.
Jakież było jej zdziwienie, gdy na własnym uczciwym koncie, znalazła... mało własną kwotę wynagrodzenia. Się chyba pani księgowa pomyliła i naliczyła desperatce pieniążki według nieistniejącej jeszcze umowy dla zastępcy kierownika... Oj będzie bolało, jeśli w przyszłym miesiącu mi to odetną.... :( Oj będzie...
21:55 / 24.11.2006
link
komentarz (3)
Dziwny dzień...
Po raz kolejny w ciągu zaledwie kilku miesięcy zmieniam pracę. Dziś "pakowałam" wszystkie swoje skarby. Herbatki, ukochany kubeczek, milion rzeczy, który nie wiadomo został przytargany i zmagazynowany, ubranko, klapki. Wychodziłam z worem wielkim jak u Mikołaja..
I takie mieszane uczucia. Z jednej strony nie cierpiałam ani tych ludzi, ani tego miejsca, pierwszy raz w życiu spotkałam się z tak chorymi układami, ze spiskami, kablowaniem na siebie, obrabianiem tyłka za plecami i przedszkolnym obrażaniem się na siebie. Z drugiej.. lepszy swój wróg niż obcy... I żal mi było młodej, stażystki którą przez kilka miesięcy ostatnich szkoliłam, która chodziła za mną jak cień. Zjedzą ją ci wredni ludzie, chyba że będzie miała siłę żeby się postawić..
Zaskoczyło mnie też, jak wielu ludzi, z którymi spotykałam się w pracy, częściej lub rzadziej, wyrażało autentyczny żal, gdy dowiadywało się, że więcej już mnie tu nie będzie. Od jednej pani dostałam nawet śliczną herbacianą różyczkę.. Ktoś inny powiedział, że pójdzie z petycją do szefa, że ja mam tu zostać. Tak naprawdę wielu tych ludzi regularnie przychodziło do mnie porozmawiać sobie od ponad 3 lat. Pamiętają mnie jeszcze z poprzedniego miejsca pracy, oddalonego zaledwie o kilkaset metrów. Jak znaleźli mnie tu, wielu się ucieszyło. A teraz znowu pani magister ucieka gdzieś dalej... To miłe, naprawdę podnoszące na duchu, że ktoś zauważył i docenił moją pracę..
Niby awans.. a ja czuję się tak, jakbym miała iść na zesłanie. Zamieniam miejsce, w którym non stop wrzało, wiecznie się coś działo, setki ludzi, spraw, problemów.. na taką cichą przystań, o której jeszcze niedawno marzyłam, a teraz przeraża mnie ten spokój.
Chociaż znając życie to przynajmniej na początku o spokoju będę mogła tylko pomarzyć. Już widzę regularny opierdol, za to co będę robiła źle, bo nikt mi nie pokazał jak to zrobić dobrze...
Ale dam rade.. prawda? W końcu nie takie rzeczy już się robilo w życiu.
A jak nie to rzucę wszystko w cholerę i nauczę się haftować albo robić kosze z wikliny.. albo... shit wie co...
Tym optymistycznym akcentem.. oddalam się na spoczynek.
To mówiłam ja, desperatka
22:08 / 22.11.2006
link
komentarz (2)
Desperatka dostała awans w pracy.
Ów awans spadł na nią jak z pieca na łeb, zupełnie bez cienia nawet przygotowania. Jednego dnia późnym wieczorem została powinformowana, że jest proszona o stawienie się w innym miejscu pracy, w zastępstwie za chorego pracownika, a po kilku godzinach dowiedziała się, że już tu zostanie. Z większą pensją, tytułem zastępcy kierownia i milionem obowiązków.. o których nie ma bladego pojęcia.
Więc teraz desperatka się uczy. Uczy się namiętne. Płacząc i kląc po cholerę się zgodziła. Niestety uczy się w obecności swojego ulubionego, prawie już byłego, kierownika, który ma dziką rozkosz w oczach, gdy doprowadza biedną desperatkę niemal do łez. Zarzuca ją tysiącem informacji na sekunde, uważając że to wszystko jest oczywiste...
W ramach awansu nieszczęsny niedoszły jeszcze zastępca kierownika pracuje po 12 godzin, żygając ze zmęczenia...
Jutro dzień próby. Nie ma to jak wykonywać czynności, które widziało się pół raza i to pokazane w tempie błyskawicy...
Esh.. i jeszcze wszystko w tak niefortunnym momencie...
Nie wiem co z moją pupą, czy będzie operacja czy nie... wczoraj doktor nie miał dla mnie dobrych wiadomości, i skrzywdził mnie mocno... na dodatek jeszcze odezwały mi się moje migreny...miałam spokój tyle lat, a przez ten stres ciągle boli mnie główka...
Marudze... wiem... po prostu zmęczona jestem i to chyba nie jest dobry czas na podejmowanie wyzwań...
Zobaczymy.... czy wrócę z tarcza czy na niej...
Trzymać kciuki prosze.


23:04 / 15.11.2006
link
komentarz (1)
Zapadam w sen zimowy....
Mogę spać w dzień, w nocy, w pracy na siedząco, na stojąco w autobusie....
Tylko sobie gdzieś umieścić legowisko i przeczekać do wiosny.. może przebudziłabym się w okolicach lutego, żeby przewrócić się na drugi bok...
Genialny pomysł, na pozbycie się paru problemów....

Namiętny ziew.. i wracam do łóżka, które opuściłam ledwie pare chwil temu, po poobiedniej drzemce przeciągniętej leciutko do prawie nocy...
Branoc
23:00 / 13.11.2006
link
komentarz (1)
Ja wysiadam...
Mam dosyć... naprawdę.. albo zacznę ćpać, albo .. sama już nie wiem co..
Miałam dziś okropny dzień w pracy. Pełen awantur, nieporozumień, złości... same złe emocje. Wyszłam z niej prawie płacząc.. z bezsilności, zmęczenia. Na dworze przywitał mnie lodowaty deszcz, wiatr przenikający na wskroś. Stałam na przystanku autobusowym, przemoczona, jak jedno wielkie nieszczęście. Oczywiście autobus nie przyjechał.. jak w końcu poddałam się i stwierdziłam, że pójdę na piechotę.. przyjechał, 10 minut spóźniony... a ja byłam już w drodze, za daleko by wrócić.
Zaklęłam w duchu i dziarsko ruszyłam do przodu.. bo co innego mi pozostalo. Próbowałam odreagować cały ten parszywy dzień, uspokoić się..
Ale to było za mało... niewystarczająco dostałam w kość...
Byłam już prawie pod domkiem...Pisk opon, głuche stuknięcie, krzyk...zbiegowisko ludzi R-ka pędząca na sygnale pod prąd... rozjechana parasolka na przejściu dla pieszych.... i ciało....leżące nieruchomo prawie 20 metrów dalej....
Ciągle jeszcze nie moge dojść do siebie..
Jestem wstrząśnięta.. przerażona...
Tak bardzo zmęczona..
Tak bardzo potrzebuję odrobiny ciepła.. odrobiny dobra...chociaż cienia uśmiechu.....
23:35 / 08.11.2006
link
komentarz (7)
Motylki umierają w ciszy...

Dziś rano w swojej własnej domowej łazience desperatka znalazła... motylka.... Slicznego paź królowej...
Był tak samo zagubiony i przerażony jak ona, zupełnie w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Nie mając pojęcia skąd się wziął, gdzie się uchował żeby zagościć w jej skromnych progach zaczęła się zastanawiać co z biedakiem począć. Niemrawy taki, przysiadł na lustrze, sennie raz na jakiś czas ruszając skrzydełkami. Ciepły podmuch powietrza z suszarki widać sprawiał mu nawet przyjemność i nie skłonił do zmiany miejsca przebywania. Targana sprzecznymi uczuciami w pierwszym momencie desperatka chciała wypuścić go na dwór, lecz gdy wzięła pod uwagę panującą za oknem temperaturę, zwątpiła w słuszność tej decyzji. Przysiadła w kąciku i z milczeniem przyglądała sie temu niespodziewanemu gościowi. Koniec końców i tak wkrótce pewnie dopełni swego życia... albo w chlodzie listopadowego powietrza... albo w jej łazience. Zastanowiła się też, czy nie ulżyć jego losowi... Na pewno jest zmęczony, głodny, przemarznięty...może chory.. sam jak palec... nie grzeje swoich skrzydełek w promieniach słońca, nie otula go zapach kwiatów... nie ma niczego co należy się jego motylkowemu istnieniu...

Gdybym była takim motylkiem, chciałabym żeby ktoś mnie uwolnił od takiego życia...
Ale nie jestem motylkiem.. i nikt nie zdejmie z moich barków bólu i nieszczęść..
Nikt nie podzieli się też ze mną swoją siłą... a tak bardzo jej potrzebuję....
Jutro zaczynam po raz kolejny batalię o swoją pupę...
Okazało się, że wystąpiły pewne.. komplikacje pooperacyjne.. mój doktor wyglądał na zachwyconego, bo dzieki mnie jego praca ciągle go zaskakuje.. po raz kolejny mam coś, czego nigdy wcześniej nie widział..
Najprawdopodobniej czeka mnie druga operacja... a na początek kilka prób i pomysłów na poradzenie sobie z tym..
Nie mam już siły... nie chce już walczyć.. nie chce wiecej bólu... chciałabym tylko przestać cierpieć...

00:26 / 15.10.2006
link
komentarz (7)
Żyję..
Staram się wygoić... wytrzymać w pracy, nie wydać całej kasy na allegro, zrobić na wcześniej wspomnianym pierwszy milion (na sexownej bieliźnie dla grubasek), walczę z krawcową, żeby sie nie ociągała, walczę z depresją.. i czasem szwędam się po Waszych blogach...tak w skrócie..
Się nie niepokoić proszę.
Desperatki co nie zabije, to z czasem pewnie wzmocni... albo doprowadzi ją stopniowo do śmierci... czas pokaże.

16:48 / 08.07.2006
link
komentarz (9)
Ból...
Upokorzenie...
Żebranie o pomoc przy codziennych czynnościach...
Łzy Matki, która po ponad dwudziestu latach znowu ogląda kilka razy dziennie moją pupę...
Zmęczenie...
I wstyd.. że rozczulam się nad sobą... przecież to tylko przejściowe... że w przeciwieństwie do niektórych, ja ciągle mam jeszcze szansę i nadzieję na to, że wszystko z czasem się wygoi...
I za dużo czasu ma myślenie...
Staram się trzymać fason, ale i tak są momenty, że zachowuję się jak idiotka...
Durny telefon do przyjaciela, z wyrzutami, żalami, pretensjami, absurdalnymi oskarżeniami... I Jego cichy, spokojny komentarz:
- Ja rozumiem. Naprawdę. Że jesteś w złej kondycji fizycznej.. ta kontuzjowana pupa... i to się odbija na psychice... Naprawdę rozumiem. No uśmiechnij się do mnie...



Czas nas uczy pogody...

Widziałam wiatr o siwych włosach, roznosił spokój wśród pól,
W ciepłe babie lato kości grzał.
A innym razem lasy kosił, spadał ostrzem z gór,
Młody był, bogiem był i gnał wolny tak.

Wiele dni, wiele lat czas nas uczy pogody,
Zaplącze drogi, pomyli prawdy, nim zboże oddzieli od trawy.
Bronisz się, siejesz wiatr, myślisz: jestem tak młody,
Czas nas uczy pogody, tak od lat, tak od lat.

Ilu ludzi czas wyleczył z ran,
Zamienił w spokój burzę krwi.
Pewnie kiedyś nam, pod jesień tak,
też czoło wypogodzi i wygładzi brwi.

Widziałam dni w muzeach sennych o wnętrzach zimnych jak lód,
Starsi ludzie w rogach wielkich sal.
Księgi pięknych myśli pełne pokrył gruby kurz,
Herbaty smak, kapci miękkich sznur, spokój serc.



Ciągle wracam myślami do tego kawałeczka.
Gdy leżałam na stole operacyjnym, w pozycji generalnie niewymownej... z żałośnie rozłożonymi nogami.. bez czucia.. z milionem myśli... I dotarły do mnie słowa chirurga, który tłumaczył, ze jednak jest tak źle jak się spodziewał, że przede mna kilka miesięcy rekonwalescencji... zakręciły mi się łzy, pani anestezjolog podeszła mnie przytulić.. a z radia popłynęła ta piosenka...
Będę dzielna... kolejny raz....
Obiecuję...
16:13 / 24.06.2006
link
komentarz (6)
Demony przeszłości...
Krzyk, płacz, gdybym mogła tłukłabym piąstkami w Jego klatkę...
W końcu tylko cichutki szloch... żal...smutek... i relfeksja.... bo w tym wszystkim to tak naprawdę nie ja jestem ofiarą....
Ale i ukojenie...
Wiem, że mnie kochałeś...
Słowa, na które czekałam tak długo...

Żegnaj Pawełku...
22:06 / 20.06.2006
link
komentarz (0)
Naćpana środkami uspokajającymi, wyryczana do cna...
Jeszcze tylko dla formalnośći prawie dwa tysiące złotych i 3 lipca operacja...
Isnieje cień szansy, że nie zostanę po niej kaleką do końca życia..
09:55 / 12.05.2006
link
komentarz (5)
Nocny kryzys...bezsenność, wspomnienia, głośny szloch tłumiony poduszką, samotność i pustka wylewająća się z pękniętego serca...
Sińce zamaskowane korektorem, przyklejony uśmiech na twarzy i udawana pogoda ducha... kolejny bezsensowny dzień...
23:36 / 10.05.2006
link
komentarz (12)
Kolejne samotne urodziny...
Dwa bezosobowe maile z życzeniami z jakiś dziwnych portali, gdzie kiedyś dawno temu podałam datę urodzin....
I niepamięć bliskich....
20:49 / 07.05.2006
link
komentarz (5)
Pogrążona w smutku i goryczy, przemęczona i ostatnio ciągle zestresowana nagle zdałam sobie sprawę, że coś mi znowu umknęło...
Wczoraj w ramach "obowiązków służbowych", zaszantażowana przez nową szefową, w ramach integrowania sie ze współpracownikami zostałam znuszona do pojawienia się na imprezie firmowej.
Generalnie było drętwo, ciągle nie czuję się dobrze z tymi ludźmi, nie mam z nimi o czym rozmawiać i w zasadzie nie wiem po co ja im tam byłam. Ale mus to mus.. Wyobcowanie, samotność w tłumie i duże ilości alkoholu... Wspomnienia i roztkliwianie się nad sobą... ALe z każdym kolejnym drinkiem przychodził spokój i pogodzenie z losem. Nad ranem prawie było mi dobrze. Prawdziwe ukojenie jednak przyniósł długi spacer do domu. Bardzo nierozsądny wprawdzie, ale rozsądek to coś, co zanika w miarę przyrostu ilości promili we krwi...
I nagle mnie olśnilo, że w samozadręczaniu i obnoszeniu się w swoim cierpieniu nie zauważyłam, że przyszła wiosna... Zdumiała mnie miękka, zielona trawa pod stopami, listki na drzewach, śpiew ptaków czekających na kolejny wschód słońca...
Nie przyjmowałam chyba do wiadomośći, że życie toczy się dalej. Ciągle zakotwiczona myslami w zimowej scenerii nad morzem, w cieplutkim pokoiku na poddaszu, z widokiem na zamarznięte jezioro...

Przede mną jeszcze długa droga... Droga na którą potrzebuję dużo siły... To również taki moment w moim życiu, który wymaga podejmowania ważnych decyzji, wyzwań...
Będzie dobrze....
Na pewno....


00:15 / 06.04.2006
link
komentarz (10)
Bóg chyba najbardziej skrzywdził blondynkę obdarzając ją wolną wolą.... Przez to sama, dokonując "świadomych" wyborów zawsze pakuje się w problemy...
Niestety, zabrakło dla niej umiejętności wyciągania wniosków i uczenia się na własnych błędach....
Mało tego....
Dostała nieograniczone zasoby głupiutkiej naiwności i zaufania... Przekonania, że każdy człowiek jest z założenia dobry i uczciwy...
Otrzymała też ogromny potencjał miłości...
Zupełnie niepotrzebnie...

A teraz siedzi i myśli.. zadaje sobie pytanie..."dlaczego????"....
Niestety nigdy już nie otrzyma na to pytanie odpowiedzi... Ktoś komu chciałaby je zadać, po prostu uniemożliwił ze sobą jakikolwiek kontakt... łącznie ze zmianą numerów telefonów....
Czy blondynka coś zrozumie? Czy ta lekcja czegoś ją nauczy..?
Jeśli uważasz, że tak, przejdź na lewą stronę ekranu, jeśli twierdzisz, że nie... zapraszamy na prawą...


Jestem zmęczona własnym debilizmem... I tym, że wiecznie sama sobie robię krzywdę... I tym, że ciagle czekam... wpatruję się jak idiotka w telefon i wmawiam sobie, że to wszystko się jakoś wyjaśni...

Tak bardzo chciałam wierzyć, że w końcu ktoś mnie pokochał....
O naiwna!!!


23:25 / 26.03.2006
link
komentarz (7)
Mam ochotę na truskawki....
I na słoneczko...
I żeby mnie ktoś przytulił...

A najbardziej to chciałabym po prostu zasnąć i się już nigdy więcej nie obudzić... i śnić jakiś piękny, dobry, ciepły sen...
10:37 / 25.03.2006
link
komentarz (8)
A jednak odszedł...
Bez słowa wyjaśńienia... Zostawiając mnie z niepokojem, milionem pytań i przeświadczeniem, że byłam chwilową zabawką...
Mimo, że w głębi duszy spodziewałam się tego, bo to wszystko było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe... miałam jednak nadzieję, że dostanę chociaż odrobinkę więcej czasu...
Powinnam dostać Nobla za umiejętność ładowania się w sytuacje beznadziejne, bez cienia szansy na coś dobrego..
Tak żałośnie potrzebowałam uwierzyć, że jestem dla kogoś ważna, że zupełnie zatraciłam instynkt samozachowawczy...
Bogatsza o nowe doświadczenie? Wyciągnięta lekcja z bólu i łez? Czas pokaże.... Niestety obawiam się, że ja się niczego w życiu nie nauczę...


W moim życiu ostatnio wszystko stanęło na głowie. W ciągu tygodnia straciłam pracę, z dnia na dzień dostałąm wypowiedzenie z zaleceniem zabrania swoich zabawek, wpadłam w panikę,że jestem bezrobotna, wydałam siostrę za mąż, zadzwoniła do mnie żona mężczyzny, którego zaczęłam już prawie kochać... on sam natomiast uparcie milczy... no i podjęłam nową pracę...
Najlepsze z tego wszystkiego jest to ostatnie.
Praca jest.. okropna... Atmosfera fatalna, roboty od cholery, tak że w porywach zapominam jak się nazywam i co ja tam właściwie robię. Mimo, że wykańcza mnie fizycznie, w jakimś stopniu daje ukojenie...
Nie mam ani czasu ani siły myśleć. Przychodzę do domu padnięta jak pies i po prostu idę spać. Czasem tylko przez chwilkę przed snem pochlipię w poduszkę..
Jestem zmęczona...
Pracą, życiem, moją głupotą.... i tym, że wiecznie pakuje się w problemy...
Samotnością...
Tym, że w każdej wolnej chwili zaczynam marzyć o uldze, wytchnieniu...spokoju i ....to idiotyzm, ale marzę o tym, żeby mnie nie było...

Czy kiedyś w życiu spotka mnie coś dobrego....?
Czy naaprawdę na to nie zasłużyłam...?