lissan_algaib // odwiedzony 22967 razy // [nlog_dog szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (63 sztuk)
22:31 / 13.12.2002
link
komentarz (1)
Troszkę się wkurwiłem. A to dlatego, że:
a,0) ząb trzeba jeszcze leczyć, zmiany zapalne nie ustąpiły, jest poprawa, ale jeszcze trzeba podleczyć – co wyszło dopiero na rtg (chyba 30 w tym roku,0),
b,0) na tymże rtg wyszło też, że w jednym z kanałów zostało trochę narzędzia... Kurwa, tyle tygodni leczenia, świdrowania, dłubania, czyszczenia i teraz trzeba będzie ząb zaplombować razem z tym żelastwem, ba! już tylko jednym kanałem da się aplikować lekarstwo...
c,0) właśnie przed chwila się obudziłem po czterogodzinnej „godzinnej” drzemce...
d,0) mam jutro test z angielskiego, z całych trzech unitów, rzesz w mordę jeża, a ja ledwie przejrzałem materiał,
e,0) jest po 22.

Na całe szczęście, licząc od jutra, mam 16 dni wolnego! Zazdroszczę sam sobie! :-,0)


12:01 / 12.12.2002
link
komentarz (0)
Wniosek podpisany. Od soboty mam więc dwa tygodnie leniuchowania, trochę mniej na pobuszowanie po sklepach celem nabycia prezentów do worka Św. Mikołaja i imprezowania bez limitów czasowych. Za dużo nie będę sobie planował na te dwa tygodnie, bo potem i tak się okaże, że nic mi się nie chce. Trochę popiszę może. Dwa tematy czekają na bliższe przyjrzenie się, a właściwie trzy. Po pierwsze, khem, seksualność wampirów, po drugie Podziemny Krąg Orgii, a po trzecie – mit przemiany. A i jeszcze jeden, który można roboczo nazwać „na początku było Słowo”. Ostatnio za bardzo skupiłem się na sprawach szaro-przyziemno-życiowych, zaniedbując aspekt publicystyczny.

Co jeszcze chciałbym robić? Imprezować. Klub Nemo odwiedzę zapewne kilka razy. Poza standardowymi już Hardcore Party i Emerald Night, chciałbym się wybrać na piątkową imprezę house’ową. Zaciekawiła mnie ta selekcja na bramce... Muszę pogadać z ochroniarzem. Jednodniowa zmiana klimatu powinna wpłynąć na mnie ożywczo. Poza tym trza pochodzić po sklepach. Prezenty prezentami, ale czas rozejrzeć się za jakimiś nowymi ciuchami. Korci mnie sztruksowa marynarka, ale przede wszystkim chciałbym kupić coś nie-biurowego.

Szkoda trochę, że będzie to urlop na zasadzie „zima w mieście”, ale przyznam się, że nie przejawiam ochoty na zimowe wojaże. Jeżeli gdziekolwiek bym się wybrał, to do Zakopanego na puchar świata w skokach. Jedynie perspektywa stania od 4 rano na mrozie studzi mój zapał. Moje starawe kości mogłyby tego wytrzymać...


22:43 / 11.12.2002
link
komentarz (3)
Będę trochę narzekać. A mam po temu powody. Owszem wychowałem się wsi, no na przedmieściach Wawy, ale jeszcze dziesięć lat temu na okolicznych łąkach pasły się krówki, a starsze Panie zbierały pieczołowicie placki, celem nawożenia plantacji marchewki, sałaty, pietruszki i wszystkich innych warzyw. O kurach, gęsiach, kaczkach, indykach, świniach, koniach wspominać nawet nie będę. Jedną z rozlicznych zalet mieszkania na przedmieściach było czyste powietrze. Latem. Bo zimą śnieg czerniał po dwóch dniach, a to dzięki największej w Europie i drugiej w świecie (przynajmniej kiedyś,0) elektrociepłowni – Siekierek. Od 12 lat przyzwyczajam się intensywnie do spalin i smrodu miasta. Z całkiem niezłym skutkiem. Ale smog to mały pikuś w obliczu tego, co się dzieje na moim osiedlu, gdy wiatr zaczyna wiać z północy... Wygląda na niewinną mgłę. Ale to tylko pozory. To dym z kominów. Problemy w oddychaniu pojawiły się już po godzinie od powrotu do domu. Gardło drapie jak jasna cholera, a całe usta, język, podniebienie mam wyschnięte na wiór. I ten smród dymu. Niecałe półtora roku temu miałem okazję zawitać na Śląsk, przejeżdżałem przez Katowice. Nie wyczułem nic, co by chociaż odrobinkę przypominało to, co dziś się dzieje u mnie. Może dlatego, że był wtedy czerwiec. Koszmar.

Miałem zabiegany dzień. Zwolniłem się wcześniej, żeby pójść do dentysty. Pan Doktor Pokiwał Bardzo Groźnie Palcem, ale wyczyścił i stwierdził, że JESZCZE nic się złego nie stało. W piątek będzie wypełnianie kanałów i plombowanie krateru. No i zacznie czyścić kanały w drugim. Już chcę znieczulenie... Tak pozbyłem się pierwszej tego dnia stówki. Na wydanie następnych nie trzeba było długo czekać. 2 rata OC – przy zerowej zniżce. Na szczęście mój samochodzik ma tylko 1,1 pojemności. Potem dostałem jeszcze „liścik miłosny” z Plusa – z ostatnim rachunkiem... Jedynym pocieszeniem pozostał wynik poniedziałkowego teściku – 10 na 10. A nawet do tego nie zajrzałem. Żeby jeszcze tylko jutro Dyrekcja podpisała wniosek urlopowy.


20:16 / 10.12.2002
link
komentarz (2)
Dzięki gumie Orbit bez cukru o smaku jabłkowym wylądowałem dziś u dentysty. Wzięła mnie z zaskoczenia, w drodze powrotnej do domu. Zaraz po wejściu do autobusu poczułem jak żujka odkleja fleczer. I wbrew pozorom to nie wina źle założonego fleczera. Miał wytrzymać tydzień – wytrzymał 2 i pół miesiąca... No ale jak miałem pójść do dentysty, gdy jak nie katar to kaszel albo jeszcze inna SUPER-HIPER-WAŻNA-PRZYCZYNA nagle się pojawiała... No, będąc szczerym, to faktycznie częściowo chorowałem, ale częściowo to odkładałem wizytę na zasadzie – eee, w przyszłym tygodniu to już na pewno zadzwonię umówić się na wizytę. A dziś taka niespodzianka. Po drodze wstąpiłem do dentysty, a właściwie dentystki, żeby mi czymś to zaklajstrowała. No i się umówiłem na wizytę – jutro. Pan Doktor URWIE MI GŁOWĘ PRZY SAMEJ DUPIE. Tego jestem pewien. A potem wyleczy. Tego jestem ciut mniej pewien, bo po takim zaniedbaniu, nie wiem czy coś da się jeszcze zrobić. Muszę dopisać ze 300 zeta miesięcznie do rubryki wydatków stałych... Grrr! Ciekawe czy mi coś będzie z pensji zostawać (celem przeznaczenia na wydatki konieczne, bo imprezowe,0)? Mam poważne wątpliwości...

A dla spragnionych bonusa postanowiłem zacytować kilka, co ciekawszych, imho, fragmentów:

[Sobota:] Wpadłem w jakąś melancholiję. Tak sobie rozmyślam. (...,0) O straconych szansach, o zamkniętych bardzo szeroko oczach (...,0) I tak się snuję po pustkowiach mojego czerepu. (...,0) Zaczęło się od snu o Beacie. Zupełnie tak, jakby nie zdarzył się 15 lipca 1998 i grudzień 2001. (...,0) Paskudnie realistyczny sen. (...,0) Żal mam do systemu, za to, że nie promował pasji w życiu, wciskając nam zupełnie niepotrzebne bzdety o czarnym złocie i inne takie. Za to, że obciął skrzydła mojej mamuśce. (...,0) Być może najważniejsze jeszcze przede mną. Nie wolno się poddawać. Nie wolno składać broni. (...,0)
[Niedziela:] – imieniny mamuśki. Goście pobili rekord w swym daleko posuniętym kretynizmie. Przyszli o 13, idioci. Miałem ochotę ich pozabijać. Melancholija przerodziła się w furię. Wieczorem mogłem już tylko jedno – wyjść. Oczywiście „poczłapałem” do Nemo. (...,0)
[Reasumpcja:] I tak to wyglądał ostatni weekend. A wszystko przez ten parszywy sen. Bo to tak, jakby mi podświadomość splunęła w twarz i rzekła, żem sobie [co bardziej wrażliwi – zamykają teraz oczka] spierdolił życie. (...,0)


11:59 / 10.12.2002
link
komentarz (4)
Robal. Jak nic, tylko robal. Taki co to się bierze i wgryza bezpardonowo w serducho. Choć mam wrażenie, że mnie zjadają dwa robale. Nie pamiętam jaki był trzeci, więc na dwóch robalach poprzestanę. Flet z madragory czytałem setki lat świetlnych temu. A w moim psychicznie zaawansowanym wieku, mam prawo do małej sklerozy. O! A ten drugi to się do mózgu dobiera.

A było to tak... Napisałem sobie notkę w niedzielę rano. No i się nie mogłem połączyć, co by ją wstawić. No to w poniedziałek zabrałem się za napisanie nowej. Zdążyłem wklepać trzy linijki i stwierdziłem, że ja nie mam czasu na dalsze pisanie, bo zaraz ludziska przyjdą i się będę musiał w egzaminatora bawić. No to wstawiłem, co miałem pod ręką, dając znak życia, bo na pewno wszyscy już się zamartwiali czemu nie piszę.

Do domciu wróciłem lekko tylko strzaskany mrozikiem, bo żem sobie ostatnio uzupełnił olejum w głowie i ubrałem się jak następuje: ciepłe bokserki, kalesony, ciepłe skarpety, ciepły podkoszulek, koszula, wełniany sweter, czapka, wełniane rękawice i kożuch. No więc Mróz mógł sobie trzaskać do woli. Zastanawiam się tylko, w co się ubiorę, gdy będzie –30?

A w ramach masochizmu nabytego uznałem ostatnio, że kilka tygodni takich mrozów by się zdecydowanie przydało. Może by wytłukło robale?

Zjadłem i zaopatrzywszy się we wrzącą herbatę z cytryną, postanowiłem napisać notkę z kronikarskiego, psia jego mać, obowiązku, co by jednak po tym weekendzie ślad jakiś pozostał, a stara wydała mi się zbyt melanchlijno-wspominkowa. No to zacząłem stukać w te klawisze. Tak sobie stukałem i stukałem. Prawie stronę wystukałem. Zadowolony z siebie, kliknąłem „Połącz”. I dupa blada. Znowu Sieć nie osiągalna. Może to i lepiej, bo byście potonęli w powodzi żalów, smutków i wściekłości. Tak więc, dwie długie notki szlag trafił, tzn. są zapisane, ale pozostaną w trzewiach mojego kompa do czasu, aż ktoś odkryje mój talent i zechce książkowo wydać mojego nloga. Wtedy dodam je w ramach bonusa ;-,0)


08:24 / 09.12.2002
link
komentarz (0)
Połamane kwiaty || które żyją samotnie
Każdego z nas || wiatr kiedyś dotknie


Mimo to, trzeba się wziąć w garść.


13:43 / 07.12.2002
link
komentarz (5)
Apogeum choroby minęło. Mam dwa dni na pozbycie się resztek. A będą to dwa bardzo pracowite dni. Jedynie angielski na tym ucierpi. Nie byłem w stanie przygotować się do testu i normalnych zajęć. Zdarza się. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, jak mawiają starożytni górale. Jak zatem wyglądają plany na weekend (poza wyzdrowieniem,0): postukać na poniedziałkowy test (teraz będę miał co tydzień, pierwszy zaliczyłem – na ledwie 64%, drugi na 85%, ale był zdecydowanie łatwiejszy,0), postukać trochę na dzisiejszy test (będę go musiał zaliczyć za tydzień,0), obstukać się z jednego programu (metoda: na sucho, czyli mam tylko instrukcję...,0), przygotować ostateczną wersję sprawdzianu na poniedziałek (o tym za chwilę,0), obejrzeć Małysza, poczytać książkę.

W poniedziałek muszę zjawić się w biurze już przed ósmą, grrrr. Trzeba przygotować gabinet do odpytywania tuzina ludziów. Nie jest to jakieś zupełnie nowe doświadczenie, ale tuzina jeszcze nie odpytywałem. A mam na to ledwie 2,5 godziny, czyli na osobę wypada 12,5 minuty. Dlatego konieczne było przygotowanie kilku sensownych zadań / ćwiczeń. Choć może dla nich będą bezsensowne, bo sprawdzę li tylko pewne podstawowe umiejętności. I tak dowiem się w tym czasie wszystkiego, czego chcę się o nich dowiedzieć. Wczoraj opracowałem 8 ćwiczeń. Wychodząc, wpadłem na pomysł dziewiątego. Szefowa stwierdziła, że jestem złośliwy. No cóż, zadania są proste dla tych, którzy posiadają wymagane umiejętności. A ja mam to właśnie sprawdzić. Troszkę to niewdzięczne, ale ludzie już takie bzdury wypisują w swoich CV, że można doznać niezłego szoku. Ostatnio pewna panienka wpisała umiejętność bezwzrokowego pisania. Sprawdziłem. Wzrok wlepiła w klawiaturę i pisała dwoma palcami, szukając odpowiednich klawiszy...

Muszę przyznać, że w życiu spotkałem ledwie kilka osób, które posiadły tę umiejętność. Ja sam dopiero ostatnio wpadłem na pomysł, że wskazane byłoby się tego nauczyć. Piszę dość szybko. Trzy lata temu, jak złożyłem aplikację do jednej z firm pośrednictwa pracy czasowej, sprawdzili moje rozmaite umiejętności – w teście na szybkość pisania (tekst był po angielsku,0), załapałem się na poziom asystencki – 21 słów na minutę. Teraz, gdy dzień w dzień po kilka godzin stukam w klawiaturę, zapewne idzie mi to kilka razy szybciej. Jednak główka ciągle zwraca się w stronę klawiszy. Fajnie byłoby wyzbyć się tego nawyku. Ale traktuję to raczej jako ciekawostkę. Ten wpis – w ramach treningu – jest pisany (prawie,0) bezwzrokowo. Ciekawe uczucie. Mimo że znam rozkład klawiszy na pamięć, to jednak czasami odruchowo kieruję wzrok w poszukiwaniu kombinacji klawiszy i odpowiedniego ułożenia dłoni.


22:21 / 06.12.2002
link
komentarz (0)
Ja nie gawar’iu charaszo pa ruski. No, znaczit’, ja niemnożko panimaju, no nie wsio. Eta krasiwyj jazyk i ja padumał szto mnie nada jewo pauczit’... No własnie. Kak ja skazał – ja nie panimaju charaszo. Ucziłs’ia gawarit’ pa ruski w szkol’e.

Pech chciał, że tylko raz – no dwa razy załóżmy, ale szkoła podstawowa to nie to samo co liceum – trafiłem na prawdziwego pedagoga. Profesora Gajewskiego szczerze kochaliśmy. Chyba jako jedyna klasa, reszta się go zwyczajnie bała. My też, ale... przez ten strach zaczęliśmy się przykładać do nauki. Przy okazji byliśmy rozbrajająco szczerzy. Na początku nie mogliśmy nawet słowa wypowiedzieć. Koledzy ze starszych klas postarali się o odpowiednie wyedukowanie na temat nauczycieli. Oczywiście Gorbi (tak go nazywano ze względu na łysinę i przedmiot, którego nauczał,0) natychmiast zauważył nasze Przerażenie. My powiedzieliśmy, że się go boimy. I chyba dlatego nas polubił. Już nie pamiętam dokładnie jak to się wszystko rozkręciło. Fakt był taki, że liczył się dla nas tylko język rosyjski. I on to doceniał. Jak się człowiek nie nauczył, to był jeden wielki wstyd – czuliśmy się w takich przypadkach podle, jakbyśmy zawiedli cały świat. Nie wymagał od nas niczego nadzwyczajnego – chciał, żebyśmy się uczyli, nie żebyśmy wszystko mieli wkute na blaszkę, jak to często bywa, ale żebyśmy się uczyli. Widział i doceniał nasze zaangażowanie. Najważniejsze było dla niego to, że się staraliśmy. A błędy – po to był on, żeby nas poprawiać i uczyć. Reszta szkoły patrzyła na nas jak na wariatów – byliśmy jedyną klasą, która nie wieszała na nim psów, która go szanowała. Oczywiście strach nas nie opuszczał, ale był to inny rodzaj strachu – nie chcieliśmy go zawieść.

W rok nauczył nas... nie – w rok nauczyliśmy się rosyjskiego. W drugiej klasie dano nam inną nauczycielkę. Powiedzieliśmy jej prosto w oczy, że nie chcemy aby nas uczyła. Sprawa trafiła chyba nawet do kuratorium, ale nic to nie dało. Obiecano nam tylko, że w następnym roku, rozważą możliwość powrotu naszej klasy pod skrzydła Profesora Gajewskiego. No, a Frączakowa zaczęła się mścić. My nie pozostaliśmy dłużni. To się nazywa w świecie dorosłych „obywatelskie nieposłuszeństwo”. Efekt był taki, że osoby naprawdę uzdolnione językowo ledwo wyciągnęły się na trójczyny, a reszta pozostała na miernych. Pod koniec roku konflikt był już tak zaogniony, że nie było innego wyjścia, jak tylko oddać nam Gorbiego. Decyzja zapadła. Cieszyliśmy się chyba ze dwa dni. Profesor zmarł. Nie wiem, czy na pogrzeb pojechała cała klasa, tak czy inaczej byliśmy jedynymi uczniami. Prawie jawnie oskarżaliśmy Frączakową o spowodowanie jego śmierci, bo przy każdej okazji wypominała mu jakimi jesteśmy durniami i nieukami. Pamiętam pełne wyrzutów, czy wręcz nienawiści, spojrzenia, jakimi ją obdarzyliśmy. Unikała nas jak ognia.

Kurcze, to miał wpis humorystyczny... O tym jak dowiedziałem się, co dziewczynki z TATU śpiewają i zderzeniu tego z moim wyobrażeniem. Odebrało mi to w pewnej mierze radość z tego muzycznego żartu. Jest z tego jeden pożytek – poczułem ponownie piękno języka rosyjskiego. Powiedziałem kilka zdań... i jakoś tak ciepło mi się na sercu zrobiło. A Profesora Gajewskiego nie zapomnę nigdy. Nie zapomni go nikt z naszej klasy.


16:11 / 05.12.2002
link
komentarz (3)
Fragment Hodowli zwierzątek domowych – mężczyzna nadesłany „z okazji” przez uprzejmą znajomą :-,0) :

W przypadku mężczyzny nawet najlżejsze przeziębienie lub katar mogą być niebezpieczne i brzemienne w skutki. Nie dla niego oczywiście, tylko dla nas. Wystarczy stan podgorączkowy albo lekkie skaleczenie i mamy w domu rozhisteryzowaną, konającą ofiarę, która wymaga od nas wysoko wyspecjalizowanej opieki medycznej i psychoterapii, oraz zapewnień, że na pewno nie umrze.

No to ja idę trochę pohisteryzować i będę się stanowczo domagał drapania za uszkiem, głaskania po główce, iskania i masy zapewnień, że nie umrę... Jakaś ochotniczka??? :-,0)


16:28 / 03.12.2002
link
komentarz (4)
Chyba jestem delikatnie pijany. Hmmm? A co najmniej solidnie podpity... Nie ma to jak impreza w biurze. Andrzejkowo-Barbórkowa. Dobrze, że żadnego Mikołaja w biurze nie ma, bo to już by była przesada... Choć dobra wszelakiego starczyłoby przynajmniej na jeszcze jedną sutą dżamprezę... Co za dużo, to niezdrowo, jak mawiają starożytni górale. Roboty wiela, to i na spotkania j.w. czasu nie staje. Wróżby zdarzyły się mimochodem. Z dwu ustawionych na stole świec spływał solidnie wosk. Z jednego spływu uformował się diaboł. Nawet rogi, ogon i widły miał skubaniutki. Widzieli go i ci bardziej i ci mniej zakolholizowani. Z drugą świecą był problem, w końcu ktoś się wypatrzył... siusiaka... Tak też czasami bywa... Kuśkę widziało już znacznie mniej osób.

Jestem stanowczo przejedzony. Z tym podpiciem to żart oczywiście. Po symbolicznej połówce lampki szampana i jeszcze mniejszej ilości koniaku trudno znaleźć się w stanie jakiegokolwiek upojenia. Może jestem dziwny jakiś, ale nie lubię pić w pracy. Nawet mała ilość alkoholu w organizmie w takiej sytuacji mnie drażni. A picie dzisiaj w ogóle było nienajlepszym pomysłem. Ból gardła się nasilił, rano ledwo wydawałem z siebie jakiekolwiek dźwięki. Doszła do tego głowa i ogólne rozbicie psychiczne i fizyczne. A teraz popijam sobie Liptona, słucham TATU i jest mi prawie dobrze. Prawie, bo smutno.

Dzisiaj raczej nie wybiorę się na trening. A jutrzejsza impreza też stoi pod znakiem zapytania. Muszę się naćpać witaminy C i położyć do łóżka. Nie chciałbym, aby ta infekcja rozwinęła się w to coś, czego doświadczyłem w październiku, gdy nie byłem w stanie podnieść się z podłogi podczas ataku kaszlu. Nie wiem, może się zdrzemnę, może poczytam Jakuba Wędrowycza. Albo zacznę odświeżać sobie informacje o języku polskim – gramatyce, składni, interpunkcji, środkach stylistycznych, stylizacjach. Wpadłem ostatnio na pomysł pisania nlogowego opowiadania. Warto by było popracować trochę nad – mimo starań – kulejącą polszczyzną.


10:32 / 03.12.2002
link
komentarz (1)
Z życia paranoika...
Firewall działa. Troszkę utrudnia korzystanie z nloga, ale ta strona jest tak dziurawa, że na pewno nie wrzucę jej do „zaufanych”. W najbliższych miesiącach będę chciał przetestować kilka systemów ochronnych, tak co by się w tym podszkolić i wybrać najlepszy. Programik antypop-up’owy też działa bez zarzutów. Antywirus nie wykrył żadnego wirusa. Trochę mnie to niepokoi. Hmm, bo albo jest do bani, albo faktycznie nie złapałem żadnego paskudztwa, co wydaje mi się mało prawdopodobne. Za to plików spy-ware’owych znalazło się 19 + jeden w poczcie. Hasta la vista! Pozostało mi już tylko skombinowanie jakiegoś programu do wykrywania trojanów. To dzisiaj.

I tak to wszystko funta kłaków warte, ale przynajmniej mam kilka chwil dobrej rozrywki przy rozgryzaniu najróżniejszych opcji i zasad funkcjonowania całego tego software’u, który zainstalowałem. No coś z tymi 30 giga muszę zrobić... Do tej pory dysk ział pustkami. Pewnie powoli się zapełni jak opracuję sprawny system kolekcjonowania mp3, ściąganie przez modem jest bez sensu. Tak czy inaczej trzeba „chronić” swoje prywatne życie przed intruzami, tylko co w moim życiu może być interesującego... No w życiu to może i coś by się znalazło, ale ciekawych informacji o mnie to raczej na kompie się nie znajdzie. Jedynie magisterka i wierszyki. Prędzej w regale z książkami i w szufladach biurka.



12:52 / 02.12.2002
link
komentarz (2)
Gardło. Gardło mnie boli. Prawie nie mówię. Wczoraj troszku zaszalałem. W Nemo był koncert i trzeba się było przekrzykiwać przez kakofonię rozdzieranych kotów, a potem odreagować przy Bloody rootsach Sepultury. No, miałem ochotę napuścić na tę bandę młodzików Towarzystwo Miłośników Zwierząt. Już dawno nie słyszałem tak nędznych kapel. A i zamiaru takiego nie mieliśmy. Opóźniliśmy spotkanie o pół godziny, żeby załapać się na końcówkę koncertu, ale te mośki nie potrafią jeszcze sprzętu do kupy składać i mieli godzinną obsuwę. Ależ ja po nich latałem! A jakiż nietolerancyjny dla młodych „talentów” byłem... W końcu żeśmy w taką głupawkę wpadli, że zaczęliśmy tworzyć całkiem ciekawe kompozycje w kilku językach jednocześnie, doprowadzając postronnych obserwatorów w stan osłupienia. Nemo ma chyba ambicję stać się klubem wypromowującym nowe, jeszcze undergroundowe kapele. Dla mnie trochę tego za dużo. Moja noga tam nie postanie, gdy będzie jakikolwiek koncert. Na szczęście w środę, na Emerald Night, ma być normalna impreza. Dla mnie bezalkoholowa. Pojadę samochodem. Rozbijanie się taksówkami kilka razy w tygodniu stanowczo nadmiernie nadszarpuje mój budżet.

A dzisiaj test z angielskiego. Trochę wczoraj postukałem. Muszę jeszcze zorganizować sobie jakąś godzinkę, żeby powtórzyć i zrobić ze dwa ćwiczenia. Na szczęście kacyk nie jest zbyt dotkliwy, choć rano (rano...! akurat! ciemno za oknami!,0) miałem ochotę rzucić kapciem w mój samobieżny budzik... Oj ciężko było wstać, oj ciężko.

Sen: Jadę samochodem po trzypasmówce. Za światłami widzę, że środkowy i prawy pas są zamknięte przez drogowców. Dostrzegam to zza szyb jadących przede mną samochodów. Chcę zjechać na lewy pas, ale jakiś czarny samochód przyspiesza, żeby mnie nie wpuścić. Jest na mojej wysokości i utrzymuje prędkość. Nie mogę zjechać, a wykop już tuż przede mną. Zaczynam trąbić, ale za późno. Zaczynam krzyczeć. [Budzę się, mimo to sen trwa.] Wciskam pedał hamulca z całej siły. Rękami próbuję zatrzymać samochód. Wpadam do wykopu. Spadam. Ostatecznie się wybudzam.


09:42 / 02.12.2002
link
komentarz (1)
Upominek wręczyli mi tuż przed wejściem do klubu... Weźmisz czarno kure... Pilipiuka i kasetę 200 po wstrecznoj TATU... Siem wzruszyłem. Książkę prawie natychmiast zacząłem czytać, z wysłuchaniem dziewczynek musiałem się wstrzymać. Właśnie leci w tle. Biuro patrzy się na mnie, jakbym rozum postradał... Zupełnie nie wiem czemu...


22:12 / 30.11.2002
link
komentarz (4)
U nas zrobiło się bialutko. Jutro trza będzie ulepić jakiegoś bałwana. Oby tylko pogoda nie sprawiła jakiejś niespodzianki. Kiedy ostatnio lepiłem bałwana? Kurcze, będzie z 15 lat... U nas zima dopiero raczkuje, a Oni skakali przy – 30! Zgroza. Toż to można... stracić co po niektóre członki... Mimo zsopelkowania skakali pięknie. Adaś pofrunął niesamowicie. Szkoda, że trafił na tak fatalny podmuch wiatru. Za to Marcin Bachleda osiągnął chyba najlepszy wynik w swojej karierze. Oby nam tam tylko chłopaki nie pozamarzali.

Rano obudzili mnie rodzice. Napadli na mnie, biedaka, śpiącego jeszcze snem sprawiedliwego... Ucałowali, obściskali i zarzucili prezentem... Dosłownie :-,0) Kupili mi narzutę na łóżko. Jest autentycznie ładna, w niebiesko-żółty rzucik. Potem osłodziłem cukierkami angielski, co nie zapobiegło niestety zapowiedzi testu za tydzień i całej masy homeworku. Kiedy ja na to znajdę czas? Kurcze, w poniedziałek test na kursie gramatycznym, w sobotę z 3 unitów. Czeka mnie tydzień stukania. Potem zjechał brat z rodzinką na obiad. Dzieciaki strasznie mnie wymęczyły. Właziły mi na plecy, głowę. Chodzili po niej... Rozkoszne. Ile trzeba mieć siły, żeby wychowywać takie małe pchełki-diabełki... W międzyczasie odebrałem kilka telefonów z życzeniami. Żeby choć jedno się spełniło, TO JEDNO.


23:17 / 29.11.2002
link
komentarz (0)
No i poszybowali... Rozpoczął się kolejny Puchar Świata w skokach narciarskich. Zadziwiający come back Primoza Peterki. Że tez ten chłopak się pozbierał po narkotykowo-alkoholowym dołku. Bez kobiety by chyba się to nie udało. Mattiemu, największemu skoczkowi w historii, któremu zawsze kibicowałem, się ta sztuka nie udała. Całe szczęście Adaś nie wygrał. Kibicuję mu, ale empatycznie czuję psychiczne obciążenie, jakie mu zafundowali polscy fani. W wysokiej formie jest również Janne Ahonen. Szkoda, że nie wytrzymał. Mógł wygrać. Tak samo Funaki. Szkoda mi tylko Niemców. Sam borykam się z kolanem, więc trochę się w tym orientuję. Mam nadzieję, że szybko wrócą do pełni formy. Czas odświeżyć Skoki narciarskie. Dawno w to nie grałem, a podobno jest już dostępne rozszerzenie

Prawie przegapiłem pierwszą serię. Wybrałem się bowiem do fryzjera wreszcie zrobić porządek na głowie. Chciałem trochę zapuścić, lecz doszedłem do wniosku, że to bez sensu skoro i tak mogłyby sięgać ledwie połowy policzka. Kiedyś miałem hairy za łopatki. Teraz to nie do pomyślenia. Te wybory... Może jeszcze kiedyś zapuszczę.

Zaintrygował mnie teledysk bliżej mi nie znanej grupy Klatu (?,0) do kawałka „Cisza”. Czarno-biały film, z niezłymi zdjęciami. Muzycznie tchnie atmosferą Maanamu z Luccioli. Trochę gotycki w wyrazie. Niezłe bity. Śpiewany przez kobietę i faceta. Jej uroda przykuła moją uwagę. Naprawdę piękna. Może poszukam coś o nich w Sieci.


09:33 / 29.11.2002
link
komentarz (1)
No i wróciłem wczoraj do domu. Zjadłem pierogi z serem, oblane śmietaną. Przeczytałem krótki artykuł ze Świata Nauki o słabnięciu pola magnetycznego Ziemi. Zwinąłem się w kłębek. Przykryłem wełnianym kocem. W ostatnim odruchu trzeźwości zdjąłem bluzę i o 18.54 zapadłem w sen. Obudziłem się po jakimś czasie. Dookoła ciemność i głęboka nocna cisza. 4.57. Przebrałem się w piżamę i poszedłem spać dalej. Samobieżny budzik pod postacią mamuśki wyrwał mnie z okowów snu o... 7.30! Ponad 12 godzin snu. Dokładnie tyle, ile potrzebowałem.

To jest jedna z przyczyn ograniczenia stosowania autosugestii. Niby wszystko działa w porządku, ale energia jest udzielana na kredyt. I tak trzeba swoje odespać – mówiąc normalnym językiem. I w tym cały szkopuł. Tu nie ma miejsca na pstryknięcie palcami. Ten drobny mankament nie wpływa zasadniczo na przydatność metody, którą można wykorzystywać także do innych celów (zwiększanie skupienia, podnoszenie chłonności umysłu itp.,0).

Czas na jakieś śniadanie. W brzuchu zaczyna mi burczeć. A dzisiaj będę musiał zrobić to wszystko, czego nie zrobiłem wczoraj. Na koncert na pewno się nie wybiorę. Wiem, że będę żałował, ale nie zawalę przez to innych spraw. Tego żałowałbym bardziej. Życie to umiejętność dokonywania wyborów. Jak ja tego nie lubię.


10:48 / 28.11.2002
link
komentarz (1)
Jestem taki, jestem taki zmęczony
Bolą mnie ręce, boli mnie cała głowa
Tyle wczoraj, tyle się wczoraj stało
Boli mnie serce, boli mnie całe ciało


Oto mój portret na dzisiejszy dzień. Pozwoliłem sobie na małą parafrazę, żeby uwypuklić i oddać właściwy czas zdarzeń. Samo przebudzenie o 7 uważam za niemal cud. Jakim zaś sposobem dotarłem do pracy – wolę nie wnikać... Jeszcze czuję szum w uszach, ciało sprawia wrażenie rozedrganego, jakby zagnieździły się w nim małe, samobieżne kaloryfery. Czuję żar pod skórą i w mięśniach. Co ja dużo będę pisał – byłem w Nemo. Mniejsza o koncert. Bywałem na lepszych. Ale późniejsza impreza rozwaliła mnie na łopatki. Moonspell, Nightwish, Tiamat, Kat, Cradle of Filth, Paradise Lost, Iron Maiden... To tylko nieliczne przykłady. Ze względu na koncert impreza była skrócona. Co musi się dziać w normalną środę? Rzadko zostaję do końca – tym razem z klubu wygoniło nas zapalane światło i zmęczone spojrzenie obsługi. Teraz zostało już tylko dotrwać do 16.15. To „tylko” jakieś 6 godzin. A jak się walnę spać po powrocie do domu, to wstanę...

... to wstanę bardzo szybko. Tyle rzeczy do zrobienia! Właśnie zajrzałem na oficjalną stronę Kata... Jutro koncert w Ursusie. W 93 nie poszedłem na koncert i do tej pory żałuję. Ale nie wiem, czy się zdecyduję. Mam koszmarnie dużo roboty w związku z Sobotą. Poza tym ten kilkusetosobowy tłum metali... Czuję się już trochę za stary na takie klimaty. Serce mi tam wyrywa, ale rozum studzi zapał całkiem sensownymi argumentami. Cóż począć? Cóż począć?

Krąży wilk starodawny taniec.
- Głodny zwierz. Dumny swymi kłami.
A ty kto? No i któż Cię poznać ma?
- Czy walczyłeś raz?
Czy choć raz wygrałeś?



10:15 / 27.11.2002
link
komentarz (2)
Nie powinienem się martwić pogłoskami. Ważne są fakty. Wtedy wiadomo na czym człowiek stoi. Jednak wiem, że plotka potrafi kompletnie demobilizować. Gdy stoimy przed faktem, można się przygotować, można obrać strategię postępowania. Przed plotką nie ma innej obrony, poza puszczeniem jej mimo uszu. Gorzej, gdy takie plotki pochodzą ze źródeł wiarygodnych. Jeszcze gorzej, gdy pojawiają się z częstotliwością raz na dwa tygodnie. Zaczyna mnie to męczyć. Jak długo można udawać głuchego? Szczególnie, gdy zobowiązania finansowe osiągnęły poziom kilku tysięcy złotych. Muszę trzymać rękę na pulsie – chcę czy nie chcę. Bezrobocie nie jest moim marzeniem. Najbardziej zadziwia mnie fakt, że wszystko powoli zaczyna się toczyć zgodnie z moimi przewidywaniami. No cóż – czekam na fakty.

W zasadzie nie wiem, czemu zaprzestałem ćwiczeń z autosugestią. Daje przecież rewelacyjne rezultaty. Trzeci raz tuż przed zapadnięciem w sen, powtórzyłem sugestię o byciu wypoczętym i pełnym energii. Tym razem uzupełniłem ją o przeświadczenie o głębokim i regenerującym śnie. Osiągam pozytywne rezultaty. Przy czym taki sen nie powstrzymuje snów. Nie pamiętam ich. Nad tym muszę jeszcze popracować. Powolutku dojdziemy do dawnej wprawy. Po ostatnich dwóch nocach pozostały wrażenia z pobytu w cudownych krainach starożytnego świata, świata alternatywnego, bajkowego. Wiem, że w snach czuję się dobrze. Dzisiaj też ponowię sugestię. Ciekawe czy wystąpią zakłócenia tak, jak w nocy z niedzieli na poniedziałek. Mam ochotę wybrać się do Nemo na Emerald Night. Dzisiaj będzie koncert gotycki. Potem może impreza. Ostateczną decyzję podejmę wieczorem. Mam w sumie trochę roboty w domu. A może zapiszę się na siłownię.


23:21 / 26.11.2002
link
komentarz (4)
Jest już późno. Czuję narastające zmęczenie i postępującą senność. Spróbuję jednak krótko podsumować 2 etap remontu. Polegał on na wymianie mebli. Wszystkie starocia wyrzuciłem, ewentualnie spoczęły w piwnicy, służąc obecnie miejscem na narzędzia i tym podobne akcesoria. Nowe meble zakupiłem w Landzie. Są w odcieniu olchy miodowej. Wprowadziłem kilka drobnych poprawek: wywiercenie trzech dużych otworów z tyłu szafki biurka na kable do komputera. Przy okazji sprzęt nie będzie się grzał, a zamknięcie szafki skutecznie obniża poziom hałasu – mimo że niewielki, to jednak przeszkadzał mi, a czasami uniemożliwiał pracę (gdy jestem zmęczony staję się nadwrażliwy na szum,0). Inne poprawki to też dziury: w małym regaliku – na kable do wieży, w stoliku pod TV musiałem powiększyć otwór – końcówka euro nie chciała przejść. I tyle modyfikacji.

Pokój nie jest specjalnie wielki. Liczyłem na wydzielenie połowy piętra i urządzenia tam para-mieszkania. Jednak w tym roku okazało się to jeszcze niemożliwe. Składa się z dwóch części: głównej i sporej wnęki. Drzwi znajdują się tuż przy ściance wnękę tę tworzącą. Wchodząc: po lewej mamy wnękę, po prawej część główną. We wnęce urządziłem sypialnię. Stoi tam łóżko i szafa na ubrania. I nic więcej się nie zmieści – łóżko ma szerokości 140, a wnęka – 190. Od części dziennej oddzielać ją będzie parawan (ratanowy albo w stylu japońskim,0). Na wprost drzwi znajduje się ściana z oknem i drzwiami balkonowymi. Na linii drzwi – okno ustawiłem „centrum rozrywkowe”, tzn. stolik na tv, video, dekoder i regalik na wieżę. Stoją delikatnie pod skosem. I głównie dlatego musi być parawan – żeby zasłonić kable. Na ścianie północnej, na wprost wnęki, ustawiłem biurko i szafę na kurtki, garnitury, koszule itp. Zajmują całą ścianę. Nad biurkiem powiesiłem półkę. Prawdopodobnie dowieszę jeszcze jedną. Na ścianie wschodniej, drzwiowej, stoją wysoki i niski regał. Na środku zaś stolik i docelowo dwa fotele (chwilowo stoi jeden stary – przytaskałem go, bo nie było na czym siedzieć,0). Kupię je w najbliższym czasie.

Pierwszy etap polegał zaś na wygipsowaniu ścian, załataniu pęknięć i pomalowaniu. Ściany są ciepło-żółte. Dobrze się z nimi komponują miodowe meble, jednak troszkę jest to jednostajne i dlatego chcę wprowadzić elementy o ostrej kolorystyce: czerwone fotele, bordowe zasłony. Drzwi i futrynę pomaluję na wiśniowo. Być może oświetlenie boczne (w chwili obecnej mam tylko reflektorowy żyrandol,0) będzie też w ostrej czerwieni. Ale te wszystkie dodatki to dopiero po 3 etapie. Tak go wydzieliłem, choć chodzi jedynie o uporządkowanie, papierów, książek, ubrań. Jest to o tyle trudne, że muszę przejrzeć wszystko. Część wyrzucę, część spalę (wiem, że książek się nie pali, ale w tym wypadku – zapłonie stos,0) a część może oddam.

I tak wygląda moje moszczenie gniazdka. Trwa długo ze względu na środki finansowe. Poza tym nigdzie mi się nie spieszy. Choć byłoby miło gościć w moim gniazdku jakąś miłą sikoreczkę...


10:08 / 26.11.2002
link
komentarz (2)
Test poszedł mi wprost fatalnie. A wystarczyło ze 3 godzinki posiedzieć nad ćwiczeniami... Ciężko jest wrócić do rygorów nauki, po dwuletniej przerwie. Ale innego wyjścia za bardzo nie mam, jeżeli chcę zrealizować wszystkie moje średniookresowe plany zawodowe. Wczoraj niczego ciekawego nie robiłem. Przed angielskim wstąpiłem do sklepu kupić jakąś podkoszulkę i skarpetki, bo wszystkie brudne, a nie chce mi się prać. Lenistwo, ogarnęło mnie lenistwo. Powoli odcinam się od telewizji i video. Zabierają potworne ilości czasu, nie dając nic w zamian, poza wątpliwej jakości rozrywką. Sprzętu nie wyrzucę, ale znając siebie nie będzie to konieczne. Od TV uzależniam się na miesiąc, dwa, by potem zapomnieć na pół roku o istnieniu tego wynalazku. A poziom znużenia jednostajnością nadawanych audycji osiągnął już wystarczający poziom, bym spokojnie mógł wyłączyć to pudło na dłuższy czas. Za to wróciłem do czytania. Catherine Millet, Anne Rice, niedługo Andrzej Pilipiuk. Mam jeszcze kilka książeczek, czekających z niecierpliwością na mój wzrok.

Wczoraj zacząłem 3 etap remontu. Coraz bardziej przypomina to remont całego życia, niż tylko odnowienie określonej, zamkniętej ścianami przestrzeni. No właśnie, 3 etap rozpoczęty, a ja nie podsumowałem jeszcze drugiego... A czy wspominałem coś o pierwszym? Postaram się dzisiaj wyskrobać trochę czasu na krótką relację. Ale to potem.

Z życia Sieci. Zacząłem zabezpieczać swój domowy system. Ściągnąłem kilka programów: antywirusa, firewalla, programik zwalczający okienka reklamowe. Został mi jeszcze do ściągnięcia program dla paranoików, czyli likwidujący z dysku ślady naszej działalności w Sieci. Poza tym zrezygnowałem z AudioGalaxy na rzecz KaZaA. Znacznie wygodniejsza sieć do obsługi. Oczywiście pierwszymi mp3, których zacząłem szukać, były przeróbki Just5, A-Ha itp. Trudno się w tym połapać. Szczególnie, gdy nie ma się zamontowanych kolumienek. Poprzednie odmówiły posłuszeństwa i muszę zakupić nowe. Kolejny wydatek, a moja kieszeń to jednak nie Eldorado. Ściąganie mp3 przez modem też nie jest zbyt sensowne. Muszę coś wykombinować: 1 komp -> WinRAR -> dyskietki -> 2 komp -> nagrywarka -> płytka -> 3 komp -> odsłuchiwanie (pod warunkiem, że kupię kolumny,0). Hm, to dość pokrętna droga, ale na razie jedyna sensowna i nie obciążająca napiętego budżetu.

A propos budżetu, wczoraj miałem Dzień Pamięci. Przypomniało sobie o mnie PZU, że do połowy grudnia mam zapłacić 2 ratę ubezpieczenia za samochód. No i Capital Bank przysłał mi druczki polecenia przelewu... Heh, co miesiąc 5 stów odpadnie z pensji + rachunki. Zgroza. Ale jak się chce coś mieć, to trzeba płacić.