breaking_good // odwiedzony 35385 razy // [nlog/Prozac/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (151 sztuk)
11:05 / 29.11.2018
link
komentarz (4)



Widzę, słyszę i wszystkimi innymi zmysłami czuję nadchodzący koniec. Taki wielki. Koniec życia znanego jako takie. Koniec nieuchronny. Jak zwykle wszystko dzieje się poza \"mną\" i JA nie mam nad tym kontroli. To się dzieje we mnie samo. Zarówno wymuszone przez niego, inne zewnętrzne czynniki oraz moje dojście do kresu możliwości.Myślałam, że zataczać krąg można w nieskończoność. Tak sobie żyłam. Wciąż powtarzajac te same błędy, przeżywając te same nieba i końce świata, zapominając o wszystkim wraz z porannym przebudzeniem. Tak mi mówił i mi to uświadomił. Nawet mój były coś takiego powiedział. I ja, zaglądając od święta do mojego pamiętnika, kilkunastokrotnie przeżywałam ten sam szok: \"O kurwa...! Oooo KUUURWAAAA! Ja już 5, 10, 15 lat temu pisałam to samo, doszłam do tego, to już było, to olśnienie, złota myśl, rozwiązanie.. A ja dalej jestem w tym samym miejscu\".. i czułam jak uginają mi się nogi i mrowi cała głowa. Zamykałam pamiętnik z myślą, że teraz będzie inaczej. Nie było. Ale tym razem jest inaczej. Nabrałam innej perspektywy, oddaliłam się trochę i zauważyłam, zrozumiałam, że koło, które myślałam, że zataczam, jest spiralą.. Spiralą. Nie lądowałam po okrążeniu w tym samym miejscu, tylko bardzo, bardzo podobnym, zbliżonym. Linia przy linii. Z czego niedawno zaczęłam sobie zdawać sprawę, a teraz czuję wyraźnie, to to, że kręgi są coraz mniejsze, że spirala się nie rozwija, tylko zwija. Do środka, do bieguna. Zrobiło się ciasno, cykle są krótkie, informacje i swiadomość skondensowane, powtórki szybkie. Zbliża się kres i przeraża mnie to niczym śmierć. Bo gdy już zabraknie miejsca to nastąpi implozja i jak mówi wikipedia: \"... elektrony zbijają się z protonami w neutrony, które bardzo ciasno upakowują się obok siebie. Jeżeli masa obiektu jest dość wielka i takie reakcje nie wystarczą, to również takie ciało nie wytrzymuje własnego ciężaru i zapada się do granic możliwości, w wyniku czego powstaje czarna dziura\". Więc albo przetransformuję w piękną, wielką, silną gwiazdę neutronową albo nie wytrzymam ciężaru masy i wchłonę siebie i kilka innych osob.. Boję się, bo siła i ciężar moich destrukcyjnych i autodestrukcyjnych poczynań na linii życia są ogromne.. Więc następny wpis tutaj będzie pożegnaniem, a początkiem czegoś nowego albo.. wpisu nie będzie


22:49 / 29.07.2018
link
komentarz (0)
Czy ja jestem tak mocno pojebana? Bo czasami myślę o tych wszystkich bliskich osobach, ktore mi sie śniły i bardzo za nimi tesknie. W tamtym momencie były dla mnie wszystkim, to bylo takie wazne, cala nasza relacja i zwiazek. Nie mogę myśleć o tym, ze nie istnieją. Strasznie ciezko uwierzyc mi w to, ze nie istnieją, tak łamie mi to serce, ze nie istnieją, że gdzieś tam w głębi, jako agnostyczka, zostawiam sobie skrawek nadziei, ze a może jednak istnieją i kiedyś znów sie spotkamy.
10:23 / 10.07.2018
link
komentarz (0)
Od 14 roku zycia.. to prawie 20 lat jak czuję właściwie to samo gówno. Jak długo mozna walczyć? Jak czzęsto można upadać i podnosić się? Myślałam, że zawsze. Zawsze jakoś to robiłam. Ale pierwszy raz poczułam, że tym razem nie dam rady. Było to dziwne i zaskakujące uczucie. Nowe. Odpuszczałam. Odpuszczałam uratowanie związku, życie towarzyskie, zdrowe funkcjonowanie w społeczeństwie, no studia i praca.. Pierwszy raz pomyślałam, że chcę do tego szpitala, że chcę tej renty, że poddaję się. Naprawdę mam dość. Jestem chronicznie zmęczona, fizycznie i psychicznie, jadę na rezerwach od dawna. Tracę wiarę i nadzieję.
Może i tym razem podniosę się, spróbuję. Może nawet jeszcze tak ileś razy. Ale już niewiele. Kończę się.
23:13 / 06.07.2018
link
komentarz (1)
Znów zaczyna pochłaniać mnie obezwładniające poczucie niemocy i bezsensu. Tak wiele kosztuje mnie walka ze sobą, a efektów nie widać. Ja je widzę, dla mnie to duzo, ale w rzeczywistosci to tyle co nic. Jestem błędem i porażką.
16:48 / 17.06.2018
link
komentarz (0)
Gdzieś wyparłam, nie udało mi się tego przerobić.
Nie mogę sobie pozwolić na przerabianie, zdrowe czy niezdrowe. Na emocje, nawet zdrowe, jak płacz, też nie mogę. Więc zacisnęłam zęby i wychodzę z depresji. Nie wiem, skad biore siły i motywację każdego dnia. Ale wiem jak to się zaczęło. Chyba po prostu stwierdziłam, że skoro od stycznia nie umiem, nie mam odwagi się zabić, to nie pozostaje mi nic innego jak grać dalej w życie. A moją motywacją, mimo wszystko, jest wspólne szczęśliwe życie, wygrzebanie się z tego gówna.

Tak zaczęłam się ogarniać, że jutro nawet idę na rozmowę o pracę. Szkoda tylko, ze zapomniałam, ze miałam iść do szpitala psychiatrycznego na miesiąc 😂
13:34 / 15.03.2018
link
komentarz (0)
To jest to.. To jest wyjście. To boli. I ten strach. Odwagi...
10:30 / 05.03.2018
link
komentarz (0)
Strefa komfortu, bezpieczny marazm, bezpieczne piekiełko.. a wszystko to wspomnienia. Nie ma już nic, nie ma \"tutaj\". Wszystko skończyło się. A ja leżę tu pod kołdrą i czekam, aż wróci. Znów będziemy śmiać się i tańczyć, będziemy młodzi, znów będę z moim Futerkiem zasypiać, wrócę do domu, znów będzie lato i będziemy chodzić na działkę, zrobimy ją wreszcie, cofnę czas, naprawię wszystko, zrobię dobrze, dobrze rozstanę się z kimś, żeby dobrze poznać kogoś innego,.. Nie. To się nie stanie. A czas mija. Trzeba szybko zacząć żyć. Co jebło, to jebło i na chuj drążyć temat. Trzeba zaakceptować to wszystko, spierdalać i zacząć budować. Budować można zacząć już teraz w sumie.

Wciąż tracę kontakt z przykrą dla mnie rzeczywistością i odcinam się całkowicie od swoich prawdziwych uczuć, od prawdziwego ja, bo są one bolesne, straszne, nie do zniesienia,.. Ale wracam myślami już co dzień, a nawet zdarza mi się czuć te uczucia. To boli jak piekło, ale wiem, że muszę iść tą drogą. Musi boleć. To musi się stać.

06:21 / 23.11.2017
link
komentarz (0)
A w prywatnym notatniku 10.10.17 pisalam:

Wkładam twarz w jego wyleniale futro i wciągam ten zapach głęboko do serca. Zawsze myślę wtedy że chciałabym to zapisać i moc odtworzyć gdy już go.... często mysle że kiedy skończy się jego życie to moje tez
06:56 / 14.11.2017
link
komentarz (0)
Paraliżujący chłód zlego świata nawet troche mnie nie obudził, a liczylam na to. Wrecz przeciwnie. Spięłam sie w sobie, skurczylam, i zamknęłam w sobie szok, z ktorym obudzilam sie pol godziny wczesniej. Wydaje mi sie, ze na wstrzymanym oddechu przeszłam cala droge do przystanku i dopiero usiadwszy, wypuscilam powietrze. I pisze. Z ciężarem tajemnic i nie-tajemnic mojego dziecinstwa. Mam tego serdecznie, kurwa, dosc. Nie obchodzi mnie co bylo, co zle, co stalo sie, kurwa, ja chce normalnie spac. Chce wartościowego snu. A nie koszmarów z matką, po ktorych budze sie jak po strzale w pysk od pociagu, gdzie nie wiem, jaka chemia by mi pomogla. Nie wiedzialam dzis, czy mialabym wrzucic xanax, wciągnąć kreskę, chyba tylko heroina albo skok na główkę z czwartego pietra. Tych dwoch ostatnich jeszcze nie próbowałam. Kurwa. W śmierdzącym autobusie jade do pracy. Pierdol sie, Mamo.
10:22 / 30.10.2017
link
komentarz (0)
Tak jak kiedys wymyśliłam, ale oczywiscie zapomnialam, tutaj bede sie żalić, a jak poczujesz sie na siłach, to zajrzysz najwyzej.

Oszukuję sie znów. Gdzies w glebi mam poczucie, ze jak bede codziennie dzielnie wstawac, pokonywać te wszystkie przeciwności i opory w sobie, isc w ciemność i mróz, to jakos Ci to pomoze.. Nie pomaga:( przeraza mnie to, ze nie umiem Cie z tego wyciągnąć. Nawet jak Ci sie cos udaje w górę, to ja jakoś ściągam w dół. Nienawidze tej swojej natury. Tez czuje sie jej więźniem. Tez juz mam dosc tego, naszego marazmu, Twojej martwości i tych prozaicznych problemow. Czuje sie wykończona. Wykańczam nas oboje. Tylko nadzieja daje mi sił. Prosze, nie mów, ze nie mamy szans.. Ja Cię tak bardzo kocham. Mówisz, ze jak odejde i przestane Cie zabijac, to i tak nie przestane. Wiec bede z Toba do konca, nie zostawie Cie i bede umierac obok Ciebie. Nie chce nikogo innego.
12:12 / 22.10.2017
link
komentarz (0)
Siedze na uczelni w kanciapie, taki miejsce na koncu drugiego pietra, gdzie jest komp, mikrofala, czajnik, a przede wszystkim kanapa. A ja leżę, a Nie siedzę .. Jak nie mam manii, to jestem ciagle śpiąca, duzo spie i nic mi sie nie chce. Nie lubię tego. Pije kawe i nadal jestem senna, pije wiecej, to włączają mi sie psychozy.. Nie moglam juz zniesc szumu tłumów na wykładach. Wole opracować to sobie w domu, choc najpewniej bede miala przepisana ocene. Od trzech dni jem wiecej, a od wczoraj zaczelam jesc kompulsywnie. Musze to zatrzymac, bo cztery kilo wrócą predko, a poltora miesiaca je gubiłam. Mam pelny brzuch i choc ważę tyle samo, czuje sie parszywie ciezko. Ludzie. Mecza mnie. Juz mialam swoich ludzi, przeminęło i nie wroca. Nie wyobrazam sobie poznac bliższej osoby, a powierzchowne kontakty są dla mnie wyczerpujące. Interesuje mnie tylko wymiana materialow i zaliczenia. Ale czy to zle? Mi nie jest specjalnie zle. Lubie sie uczyc, czytac, ogladac filmy, lubię bliski krąg. Idzie zima i nawet ciesze sie na mysl o ciepłych woeczorah w domku z nim i naszymi futrami. Choc chcialabym czasem wyjsc na jakies wydarzenie. Ja zawsze bylam aktywnym uczniem. Lepiej dogadywalam sie z nauczycielami niz rówieśnikami. A pozniej wielu nauczyciele na tyle zniszczyli moj zapal do edukacji, ze juz do nikogo nie odzywałam sie. Chce mi sie spac, a kofeina szaleje.. Bez sensu. Chce do lozka.
10:03 / 12.10.2017
link
komentarz (1)
Śnił mi sie ktos inny dla odmiany. Po mamie, on mi sie sni najczesciej. Tesknie za nim. Dlaczego jest dla mnie tak ważną postacia? Byl typowym starszym bratem, zawsze. Biliśmy sie i dokuczalismy sobie, ale zadne z nas nie pozwoliło, zeby ktos inny o drugim zle mowil. Najwieksze wrażenie emocjonalne zrobilo na mnie jego zachowanie w drugiej, a mojej pierwszej, klasie. Ktos z jego klasy wyśmiał mnie i obraził, a on rzucil sie na niego z pięściami. W okresie nastoletnim mielismy po pare lat przerw, z okazjonalnymi spotkaniami, ale wciaz bylismy sobie bliscy. Od 19 roku zycia, mojego, spotykaliśmy sie przynajmniej pare razy w tygodniu. Oboje zagubieni i zlamani na swoj sposob, brnelismy w swiat imprez i narkotyków. Raz na pol roku otwieralismy sie przed soba calkowicie, mówiliśmy o najskrytszych uczuciach i płakaliśmy. Tylko on wiedzial, jakich mam zjebanych starych. Znal moje slabosci, wkurwialy go pewne moje zachowania i widzial jak psychicznie czasem sie zachowuje, ale dalej mnie bronił publicznie. Jak ktos mi dogadał, to on mowil: przynajmniej ona cos tam cos tam, a nie jak ty, zjebie. Jak widzial, ze ktos mi sie naprzykrzal, to podchodził i pytal, czego chce od jego dziewczyny. Czulam sie przy nim bezpieczna. Mialam obrone i opieke i kogos, lto z duma mnie przedstawiał wszystkim chetnie i nie wstydził sie mnie, akceptował mimo wszystko. Starszego brata, ktory zastępował mi ojca i to, czego ojciec nigdy mi nie dal. A teraz go nie ma. Zaczal znikać kilka lat temu, aż zniknal calkiem. Jego osobowość rowniez. Prowadzi chyba poukładane zycie z nią, nie cpa itd, ale przypomina mi pustą skorupę. Przestało mu na mnie zależeć. Ona mnie nie lubi i odrzucił mnie dla niej. Swoją młodszą siostrę. Złamał mi serce. Myślałam, ze nikt nas nie rozdzieli.
00:13 / 28.09.2017
link
komentarz (0)
Drogi pamiętniczku, moj mur sie sypie, blokady puszczają, nie wiem, czy jestem w stanie dalej wypierać ten temat. Po tym, co mi sie snilo, nie wiem, jak rozmawiac z rodzicami. Nie wiem, kto zrobil mi krzywdę, pewnie jemu w dziecinstwie ktos też zrobil krzywde, itd. Racjonalnie jestem w stanie zaakceptowac, wybaczyc, nie chce grzebać w przeszlosci, tylko skupic sie na tu i teraz, ale cos w głębi mi nie pozwala odpuscic tej sprawy. Te koszmary mnie wykańczają, czuje chroniczne zmeczenie i niewyspanie.
Jestem w szoku od tygodnia, a po dzisiejszej wizycie u psychiatry, jej wyraz twarzy, gdy mowila o tym, utkwił mi w pamieci. Zaczynam dopuszczac to do siebie i czuję, ze musze z kims porozmawiać. Ale to kosztuje:(
Mam teraz tyle do ogarnięcia, a jestem beznadziejna. Przerastają mnie zakupy w sklepie, zapominam czegos ciagle, jak ogarniam jedno, napietrza sie drugie, trzecie i dziesiąte.. Staram sie budowac na nowo, wreszcie po dwoch latach poczulam cos, chec dzialania, robie kroki w jakas strone, ale znajac mnie, pewnie to zle decyzje, zly kierunek, takie watpliwosci mnie nachodzą, trace te niewielka czesc pewnosci siebie, ktora nie wiem jakim cudem w ogole sie wylegla. Moze powinnam zamknac sie na zawsze w jakims milym oddziale, nie robic krzywdy już nikomu, nie rozczarowywać siebie i innych, nie walczyc. Znow miewam takie mysli, ale zawsze wiem, ze to niemozliwe, poki moj ukochany kot żyje. Czasami mysle, ze gdyby nie on, to juz by mnie tu nie bylo. Tylko on mnie potrzebuje i lepiej mu ze mna, niz beze mnie. Z reszta jest na odwrot. Nie dziwie sie..
20:10 / 18.09.2017
link
komentarz (0)
Napisałabym teraz soczyście o tym, jaki mozna miec fatalny pierwszy dzien pracy, o zmęczeniu, chorobie, spozniajacych sie i sprzed nosa spierdalajacych autobusach, a to wszystko na tle emocji sprzed poprzedniego wpisu, ale nie napisze, bo wypłakałam sie swojemu chłopakowi. Ogarnął moj atak paniki, wspiera mnie, pomimo, ze nie zasłużyłam na to, bo ja go sciagam tylko na dno..
08:42 / 18.09.2017
link
komentarz (1)
Siema, jest wykurwiscie. Mialam miec prace do 2019, ale dziecko cudownie dostało sie jednak do żłobka, zaraz przed urlopem powiadomiono mnie. I co dalej? Czekalam tydzien i zaproponowała mi pol etatu dopoki nie znajde pracy. W ogole najlepiej jej na pol roku, ale jak znajde wczesniej to spoko. No to, lepszy wróbel w garści bla bla bla. W niedziele dowiaduje sie, ze jednak do pracy za tydzien, bo adaptacja w żłobku. Naprawde dopiero w niedziele sie dowiedziala? Kasy krotko, ale luz, zacisnąć pasa. W sobote pukam, otwiera, jak tam w żłobku - pytam, a no wiesz... Mialam wczoraj do Ciebie zajrzec.. Oho! - myślę, to dawaj. No daje. Nie bede juz potrzebna, w ogole. Dziekuje. Fartem złożyłam kilka CV tydzien wczesniej. Tylko dwie oferty aktualne, zaproszono mnie na jedna rozmowe! Super, sie ciesze. Poszlo dobrze. Odpowiedz za cztery dni. Cztery nieprzespane noce z pustym portfelem. Nastepnego dnia zostalam zaproszona na jeszcze jedna rozmowe, ale bylo chujowo i mnie nie chcieli, bo za droga jestem, jakbym Nie pisala o stawce otwarcie, dziękuję za zmarnowanie mojego czasu.
09:39 / 13.07.2017
link
komentarz (0)
Naprawdę większość zależy od tego, jaki mam dzień, jak to się mówi..
Nic sie wokół nie zmienia, warunki te same, a ja jednego dnia kładę się na ziemi, ryczę i umieram, a drugiego jestem całkiem zadowolona i w przyszłość patrzę optymistycznie. To jak jest? Co jest prawdą? Jaka jest moja sytuacja? Tak, wiem, ze wszystko zależy właśnie od punktu widzenia.. Ale jak ja mam żyć, skoro nic nie jest stałe? Na czym sie oprzec? Jak on ma żyć z tym? Można to w końcu zaakceptować i żyć chwilami. Ja tak robię. I tak nic nie jest pewne, wszystko przemija, a życie jest zbyt krótkie, żeby tak bardzo się przejmować. Chwila obecna, to jedyne, co się liczy. Spędzając ją bez lęku i zamartwiania o przyszłość, kolekcjonujemy dobre wspomnienia, pracujemy na satysfakcjonujące życie. Martwienie się na zapas i ubolewanie nad tym złym, co sie wydarzyło, to najwięksi wrogowie szczęścia. Nie można traktować życia zbyt poważnie.
11:34 / 29.06.2017
link
komentarz (2)
Siedze sobie na Rynku, pije prawdziwą Cole, nie jakąś tam zero, palę papierosy. Tesknie za moja przyjaciolka, jedyna ktora mi zostala. Nikt nie przyjdzie, jest pustka, nie ma dokąd isc, nie ma na co czekac, nic sie nie stanie i nie stanie sie nic..
07:18 / 14.06.2017
link
komentarz (0)
Nigdy nie bylo mi tak ciezko, nigdy nie mialam tylu obowiązków, radze sobie zupelnie sama. Wtedy mialam o wiele lżej, a nie umialam isc na zajecia tyle razy. Teraz dalabym rade. Teraz jest za pozno.
Od jutra mam urlop. Nie cieszy mnie to, lecz przeraza. Nie mam z kim spedzac czasu. Bezsens egzystencji bedzie drążył mnie lękiem. Nie mam na co czekac.
Jak to jest..? Nigdy nie dawałam z siebie tyle, a wciaz bylam holubiona. Teraz daje z siebie wszystko, a codziennie slysze, ze jestem najgorsza. Nigdy nie kochalam tak mocno. Ale wciaz jestem jezozwierzem i kasam i kłuje i nie moge przestac. Nie potrafie nie bronic sie bolesnym atakiem przed wiatrakami.
08:00 / 10.05.2017
link
komentarz (0)
Prawie dwa tygodnie przerwy od gowniakow.. I znow jestem w pracy. Chlopiec jest glupi, ale poza tym nic do niego nie mam. Ale ta półtoraroczną jest oblesna:(( brzydzę sie jej. Obrzydzaja mnie jej chomicze policzki. Ma brak szyi, wyglada, jakby glowe miala od razu przytwierdzona do tułowia, gnom jakis?.. Obrzydza mnie, gdy oddycha przez usta i widac jej górne dwójki z wielka szpara miedzy nimi. Obrzydzaja mnie oczywiscie jej pakce u rak i stop, oblesne... Nie znosze jej glosu, jak gaworzy, czy placze, czy sie smieje.. Fuj:( dobrze bylo to z siebie wyrzucic...
08:24 / 24.04.2017
link
komentarz (0)
Zarty żartami, ale to zaczyna byc dla mnie coraz poważniejszym problemem. Nie jest fajnie nic nie robic przez 9 godzin. No dobra, moze troche mniej, bo jednak karmienie i takie tam, ale wciaz.. Czuje, ze powinnam je czegos uczyc, jakos kreatywnie spedzac czas, cos przekazac, a nie tylko rzucac sie kulkami, wygłupiać i stukać autkami.. Chyba popierdole wyrzuty sumienia i zaczne przynosić sobie ksiazki, ogladac seriale, bo to kurwa nie ma sensu.
Zawsze balam sie m. In. Ze moje dzieci beda tepe i nie komunikatywne. Nie przekonam sie.
Przegrałam swoje zycie zawodowe. Nie moge sluchac wykładów lub czytac ksiazek naukowych, bo zal mi dupe ściska.. Powinnam robic kariere na uczelni, a nie babrać sie w gownie i rzygach cudzych dzieci..