03:13 / 10.08.2011 link komentarz (0) | Aaa no i płakałam... ale tylko przez chwilę. Nie wiem czy to źle. On mi powiedział, że to jedynie świadczy o tym jak płytkim uczuciem go darzyłam. Nieprawda. Dla mnie jest to tylko dowód na to jak szybko zawładnęły mną nowe, pozytywne emocje.
Bo ja tak w gruncie rzeczy nie lubię się umartwiać. Szkoda na to czasu.
Lesson learnt: Dobrze, że nie urodziłam się w Średniowieczu. Nie pasowałabym do tamtej epoki :) | 03:08 / 10.08.2011 link komentarz (0) | Właśnie mnie naszło, żeby coś tu napisać... Więc piszę... Ciekawa jestem czy tylko na tym jednym wpisie się skończy? Ale na to pytanie nie potrafię nawet sama sobie odpowiedzieć:) Nieważne. Wiem, że i tak zawsze mogę tu wrócić w każdej chwili i w każdym nastroju.
Dziś: wciąż głęboka euforia...
- No i co? Miała Pani nic nie odwalić...
- Nie. Ja tylko powiedziałam, że się postaram...
POZYTYWNY
No i tym sposobem wczoraj zdałam egzamin na prawo jazdy za pierwszym podejściem :) No nie ukrywam, że rozpiera mnie duma jak jasna cholera :D
UWAGA!!! Nadchodzę... yyy... nadjeżdżam :) | 14:55 / 23.08.2010 link komentarz (0) | Za każdym razem kiedy się jest źle za wszelką cenę próbuję się przekonać jak dobrze mi będzie bez Niego, jak świetnie sobie poradzę. Czyżbym w siebie nie wierzyła? Czyżbym musiała to powtarzać jak codzienną mantrę „uwielbiam wstawać o 6:00”? Czy tak bardzo w to nie wierzę, że muszę to sobie powtarzać?
Przecież teraz kiedy tu jestem sama i zastanawiam się nad tym trzeźwo, to wiem, że się załamię, że będzie ciężko, że będą telefony do znajomych (oby nawet nie do niego), że wcale nie dam sobie rady już od pierwszego dnia, ani drugiego, ani... Ale wiem też, że po burzy przyjdzie słońce, że podniosę się z tego, bo... kto jak nie ja. Nasuwa się tylko pytanie, jak szybko to nastąpi. Ale tego nie potrafię obliczyć. Zbyt skomplikowany wzór.
Wiem, że zakochana osoba nie powinna myśleć o rozstaniu, a przecież jestem zakochana... Jednak za dużo wiem, zbyt twardo stąpam po ziemi, żeby mój rachunek prawdopodobieństwa nie brał pod uwagę tego zdarzenia, nawet jeśli jest to setna część procenta.
I tu przypomina mi się moja Pani od matematyki (w tym miejscu serdeczne pozdrowienia), która twierdziła, że Królowa Nauk obecna jest w każdym aspekcie naszego życia. Tylko ze specjalną wagą do uczuć, z indywidualną skalą każdego człowieka i wynikiem znanym tylko jemu, nieprzewidywalnym jak szóstka w totka.
Dobrze, że byłam dobra z matmy :)
| 15:13 / 22.08.2010 link komentarz (4) | Jak to jest, że kiedy on ma doła, to ja chcę go prztulać pocieszać i mówić, że wszystko będzie dobrze.
Kiedy on chce być sam...
Jak to jest, że kiedy ja mam doła, potrzebuję przytulenia, pocałunku i kilku ciepłych słów.
Znów siedzę sama w pokoju...
Jak bardzo ludzie mogą się czasem nie rozumieć... | 19:22 / 15.12.2009 link komentarz (2) |
A ja nadal wkręcona w teorię względności Einsteina...
I kiedyś cofnę się w czasie i nakopię do dupy wszystkim tym, którzy mnie pocisnęli, tylko zrobię to pierwsza :)
| 21:45 / 11.12.2009 link komentarz (5) | Dziś moja koleżanka studiująca filologię polską poinformowała mnie, że niekulturalnym jest zwracanie się do mnie i oczywiście innych na "ty" (mam na myśli oczywiście obcych ludzi) do czego zadziwiającą tendencję mają starsze panie, które akurat pragną usiąść na moim miejscu w tramwaju lub autobusie. Otóż od 18-tego roku życia do każdego powinno się zwracać na Pan lub Pani. Więc ja sobie już nie pozwolę na takie teksty. Sprawa dotyczy przeróżnych sytuacji. Dlatego koniec. Jestem Pani i chuj :P.
Istotną informacją w dzisiejszym "wykładzie" była ta dotycząca sytuacji, kiedy dzwonią Panie z różnych firm mówiąc do mnie "Pani Karolino...". A przepraszam czy ja mam odpowiedzieć "Pani Basiu" do babki, której nie widziałam w życiu na oczy? Chyba nie bardzo. Dlatego koniec.
Plusy: Już wiem jak gasić Panie z Toya, kiedy będą do mnie dzwonić z kolejną fantastyczną promocją. | 21:30 / 11.12.2009 link komentarz (0) | -Myślę, żę po tym roku mogę się już określić mianem Twojej prawdziwej dziewczyny. Nie mam parcia, żeby z Tobą wszędzie chodzić, mogę sobie zostać w domu i nie martwię się tym co Ty robisz. Po prostu Ci ufam... Bo wiem, że i tak na koniec wrócisz do mnie i mnie przytulisz.
-Kocham Cię... | 00:06 / 08.12.2009 link komentarz (2) |
-Mam kaca. Podwójnego. Moralnego i kacowego.
-Co się stało?
-Wczoraj przejebałem 600 zł na imprezie.
-Ile?
-No 600... Mogłem te pieniądze wpłacić na dom dziecka...
-...
I kogo ty chcesz oszukać. Jak byś chciał, to byś wpłacił. Komu ty próbujesz oczy zamydlić? | 23:54 / 07.12.2009 link komentarz (2) | I wtedy nastała jasność...
Pomimo, że już (a może dopiero) od blisko roku Słońce zaczęło powoli wynurzać się zza horyzontu ukazując Swoje pierwsze nieśmiałe promienie, to dziś jestem gotowa powiedzieć to samej sobie. Zawsze bałam się, że te kilka słów, które uwiecznię gdziekolwiek, spowodują, że czar pryśnie, że znów będę samotnie błądzić w nieprzebytej ciemności. Dziś pomimo, że ten lęk tkwi we mnie, czuję odwagę. Nie boję się.
Kocham i jestem kochana.
Jak wiele musi przejść człowiek i jak długo musi czekać żeby móc sobie w twarz powiedzieć takie słowa?
Ja, choć dawniej wydawało mi się to wiecznością, stwierdzam, że nie czekałam wcale tak bardzo długo, że mogło być gorzej. Że było warto...
Telefon...
-Masz się uśmiechnąć, bo czuję, że przed chwilą byłaś smutna.
(Kurwa skąd on to wie? Właśnie przed chwilą przeżywałam moment zwały w pracy).
-Miniu uśmiecham się.
-Masz szczęście. To pa.
-Pa...
I potem trzy kolejne takie same.
Miłe... | 09:42 / 21.08.2007 link komentarz (15) | Wczoraj pierwszy od pół roku, tak pół roku- tyle już mieszkam sama, dostałam telefon od mojej mamy z pytaniem jak się czuję, a nie kiedy dam jej kasę za czynsz. Aż nie wiedziałam co mam powiedzieć- zatkało mnie.
Tak, to prawda nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu: ja robiłam co chciałam, ona miała to głęboko w du**e. Kurde zawsze mnie to bolało, chciałam żeby była moją przyjaciółką, zazdrościłam moim koleżankom. Nigdy nie chciała lub nie potrafiła mnie słuchać. Ja coś jej opwowiadałam, chciałam się dzielić moim życiem, a ona przerywała mi w pół zdania i zmieniała temat. Na początku mnie to złościło, później bolało, a w końcu zaczęłam ją traktować jak jak takie "słuchadełko", po prostu jak musiałam sobie pogadać szłam do niej i mówiłam. Ona mnie nie słuchała i robiła swoje. Mogłam jej powiedzieć wszystko i tak to ignorowała, dlatego stała się głuchą spowiedniczką moich uczynków. Zaakceptowałam to, ale i tak bolało...
Płakałam przez nią tylko raz. Ostatnio. Trzy dni po moich dwudziestych urodzinach. Opowiadałam wtedy mojemu, już teraz eks, facetowi o mojej rodzinie. I nagle uświadomiłam sobie, że ona nawet nie zadzwoniła do mnie żeby złożyć mi życzenia urodzinowe. Nie wytrzymałam, coś we mnie pękło. Płakałam i płakałam. Nie mogłam się uspokoić. Wylewałam z siebie cały mój żal i frustrację, zgromadzone przez lata. On tylko słuchał, byłam mu za to wdzięczna... nareszcie był ktoś, kto mnie wysłuchał.
Potem już mi przeszło. Pewnie wydoroślałam na tyle, że już jestem w stanie pogodzić się z tym, że moje dziecięce pragnienia nigdy nie zostaną zrealizowane. Teraz kiedy widzę na wyświetlaczu telefonu napis "Mama kom" już wiem jakie padną pytania i nim naciskam zieloną słuchawkę mam już gotowe odpowiedzi.
A wczorajszy telefon był spowodowany złym snem, nie troską. ona się o mnie nigdy nie troszczyła, nie troszczy i nie będzie troszczyć. Ale ja będę inna, nie chcę krzywdzić moich dzieci... | 10:14 / 20.08.2007 link komentarz (13) | To jest jak sen...
Błagam!! Nie budźcie mnie!!! | 09:41 / 17.08.2007 link komentarz (10) | Nie wierzę... a raczej wierzę, ale nie chcę przyjąć tego do mojej wiadomości...
To tak tytułem wstępu :))
A wogóle to chyba jeszcze jestem pijana i za bardzo nie wiem co mam z tym zrobić w pracy, ale to nic...
Pierwszy pocałunek był taki niespodziewany w tańcu. Byliśmy blisko, w tle... nie pamiętam co. Było miło. To nie prawda, że on źle całuje... było bardzo miło.
Potem chwile rozczarowań. Jego wzrok na widok dwóch facetów... odechciało mi się wszystkiego. Wiedziałam, że on walczy ze sobą. Z jednej strony ja, z drugiej pokusa. Walczył, nie chciał mnie zranić. Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym. Ja: foch, poszłam się wykąpać.
Potem znów prośba o taniec. Potem zaproszenie na wesele. Tak, świetnie nam się tańczy razem. Wszystko się działo jak w kalejdoskopie.
Potem rozmowa... i prawda, bolesna prawda. Jak można komukolwiek zaufać... powierzyć swoje tajemnice? Nie można. Od dziś będę ostrożna. Mylilam się... bywa... I tak wygrałam. Wytłumaczyłam wszystko. Przezwyciężyłam go, tamten już nam nie zaszkodzi...
Na pożegnanie pocałunek. Tak samo zaskakujący jak poprzedni. Namiętny, ale za razem delikatny i ostroży. Chciałam mu tylko dać buzi... skończyło się inaczej...
Nie żałuję. Mam nadzieję, że nie będę...
Tak wiem...
"Dobre dziewczynki idą do raju, a złe mają raj na ziemi"
Lubię to...
Jeszcze będę cię mieć, bez względu na wszystko, będę... | 09:47 / 16.08.2007 link komentarz (14) | Czasem nie mogę wyjść z podziwu nad moją huśtawką nastrojów. Jak to się ładnie mówi: ze skrajności w skrajność. Jeszcze przedwczoraj miałam ochotę skoczyć z mostu ewentualnie rzucić się pod samochód, a dziś... dziś latam przynajmniej z 15 centymetrów nad ziemią. Jestem zadowolona i szczęśliwa.
Tak, tak... znalazłam sobie taki malutki obiekt westchnień, taki który powoduje, że słońce świeci mocniej, że spać mi się nie chce pomimo, że w nocy nie mogłam zasnąć, taki dający energię do życia.
Znam go tyle czasu i never nigdy nie pomyślałabym, że on... ze mną. Najgorsze jest to, że nadal tak nie myślę, ja to po prostu wiem, że my nie będziemy razem. Nie ja... ktokolwiek inny, a raczej którykolwiek inny, ale nie ja.
Tak. Niestety tak. Kurde jak trudno przechodzi mi to przez gardło... On jest gejem. On nie lubi dziewczyn, one go nie kręcą.
On mnie uwielbia. Ja to wiem. My możemy razem wszystko... oprócz bycia ze sobą.
Kurde jakie to trudne...
Ale to nic będzie dobrze, dam radę. Ja nie dam? Dam.
Te dwa dni były jak bajka. Wspólna impreza, taniec, bliskość. Nawet nie wiem kiedy to się zaczęło. Piwo, zdjęcia, dedykacje, jego bluza u mnie w domu (Karolince było zimno... dał od razu) i ten zapach...
Ja wiem, że on wie. D. mu powiedział. Trudno. Niech wie. Nie mam złudzeń. Cieszę się chwilą. Dziś czekolada. Tak, czekolada. Jutro impreza. I dzięki wydarzeniom dzisiejszej nocy chyba pójdziemy sami. Nie to, żebym narzekała.
Nie łudzę się. Pamiętam historię chorej miłości W. Wiem jakie to destrukcyjne. Nie łudzę się. I wszystko co robię, robię świadomie.
Już wolę nic więcej nie pisać. Nie będę pisać, że on miał dziewczynę. Nie będę pisać, że jest tak naprawdę bi. Nie będę, bo nie chcę o tym pamiętać. To wzbudza nadzieję, robi chore złudzenia...
Dlaczego mogłabym to zaakceptować? Czyżbym już tak bardzo wsiąknęła w to środowisko? Być może. Wiem, że to nie jest normalne dla normalnego człowieka. Ale ja.. my... my nie jesteśmy normalni.
Oj Karolinko! Jaka z ciebie głupia dziewczynka. Oj głupia, głupia.
A w tle słychać "Umbrella"- kawałek ze specjalną dedykacją dla mnie... :)) | 14:35 / 14.08.2007 link komentarz (3) | Są tacy ludzie, którzy potrafią kogoś naładować pozytywną energią. I Kocham ich za to!
Na przykład taki Pan B. Jest on dozorcą w jednej z naszych posesji. Starszy facet, może koło siedemdziesiątki, osiemdziesiątki. Ilekroć przychodzi do mnie, żeby oddać raport z dbania o czystość jest zawsze pogodny, uśmiechnięty i zawsze zadowolony z tego co się dzieje.
Pan B.: No posprzątałem. Tam koło Straży też ogarnąłem. Bo najwięcej to jest w tym zaułku przy bramie... Stoi pełno butelek.
Ja: No niestety tacy już są lu...
Pan B.: A gdzie tam. No bo przecież jakby oni wszystko tak... To co ja bym miał do roboty?
Kiedy idziej:
Ja: No i jak tam wszystko w porządku na S...
Pan B.: No Pani X mówi, że jej drzwi trzeba naprawić, A Pani Y cieknie z rynny i przed wejściem ma czasem kałuże. Trzeba to naprawić.
Ja: Tak yhy...
Pan B.: Ale to nie trzeba na teraz. Lepiej koło zimy.
Ja: Dobrze zajmiemy się tym.
Pan B.: Ale proszę się nie martwić. Lokatorzy już tak mają, że ciągle coś jest nie tak i marudzą i marudzą.
Innym przykładem jest pan, który zadzwonił do mnie żeby zaoferować swoje usługi stolarskie:
JA: xyz, słucham?
PAN: Dzień dobry. Jan Nowak. Życzę Pani miłego dnia.
JA: (zaskoczona) Dziękuję, wzajemnie.
PAN: Bo dobrze zacząć miło dzień. I życzę Pani, żeby uśmiech nie znikał z twarzy, bo to człowiek się od razu lepiej czuje.
Ciąg daszy rozmwy już nie jest istotny.
Niesamowici są ludzie, którzy potrafią zasiać w nas ziarenko optymizmu, dobrego samopoczucia, czegokolwiek co naładowuje nas pozytywną energią, co daje nam motor do działania i do tego, żeby jeszcze po skończonej rozmowie zdać sobie sprawę, że nadal się uśmiecham. To takie przyjemne.
Zauważyłam, że takie coś potrafią ludzie starej daty. To oni najczęściej są pogodni. My młodzi raczej juz tak nie potrafimy, zbyt wiele problemów spraw na głowie... ja to wiem i rozumiem.
Ale ja zawsze staram się uśmiechnąć odbierając telefon, życzyć miłego dnia na koniec rozmowy.
I czuję się lepiej na myśl, że może i dzięki mnie ktoś się uśmiechnie nawet w bardzo smutny dzień. | 16:36 / 13.08.2007 link komentarz (8) | Na nikogo nie mogę liczyć... na nikogo... kurwa jakie to przykre... nie wiem czy powinnam się teraz rozpłakać, bo właśnie na to mam ochotę. Najpierw on, teraz ona...
Najlepsza przyjaciółka...
Już nie mam siły. Staram się i chuj. Na co mi to?? Na to żebym teraz czuła nienawiść do całego jebanego świata?? Żeby chciało mi się rzygać, rzucić wszystko w pizdu?? Nie wiem...
Znam to powiedzenie: Umiesz liczyć... ale tak się nie da. Nie można być ciągle samowystarczalnym. Nie można... ale widać trzeba. Trzeba, bo nagle okazuje się, że nie możesz się do nikog zwrócić z prośbą o pomoc. Że pomimo trzech tysięcy próśb i zapewnień, że wszystko załatwione, nagle okazuje się, że gówno prawda. A teraz sama się martw co z tym dalej zrobić. Czy nie mogła powiedzieć, że ją te przelewy pierdolą, że nie zamierza ich zrobić, bo jest za bardzo zmęczona. Nie, lepiej mnie okłamywać do ostatniej chwili... Tak jak on nie mogł powiedzieć, że nie chce mu się robić tych włosów. Po co, lepiej je spierdolić.
To za dużo w tak krótkim czasie jak dla mnie. Nawet tydzień nie minął... Za dużo... Dużo za dużo...
Chcę stąd uciec...
Zabierzcie mnie! błagam... | 14:19 / 10.08.2007 link komentarz (5) | Ze skrzynki odbiorczej:
"-Przepraszam, ale dziś nie dam rady się z tobą spotkać. Jestem potwornie zajęty (i sraniewbanie)"
Ile już razy dostałam takiego smsa?? Taki kit to niech on wciska w okna, a nie mi. Za każdym razem łudzę się nadzieją, że ot to trafiłam na normalnego fajnego gościa. Ufam, że nie podchodzi on do mnie jedynie z tego powodu, że ma ochotę mnie zerżnąć, potrzymać za dupę czy zbadać gardło swoim językiem. Otwieram się przed takim. Popadam w objęcia, chowając głowę w jego ramionach. Gładzę po policzku,... po czym żałuję, że zamiast tego nie odwinęłam się i nie przyłożyłam z płaskiej w ten pysk. Nie kopnęłam w dupę. Ale wtedy jest już za późno. Za późno... gdy beczę w poduszkę, faszeruję się prochami, albo w rozmowie z D. krzyczę, wyładowując na linii moją frustrację. W poirytowaniu syczę, że zmienię orientację. Ja się pytam:
- Dlaczego?
Przecież sam zaproponowal spotkanie. Kiedy zadałam mu pytanie czy wogóle chce się ze mną spotykać, czy nie. Odpowiedział, że tak. Napewno się spotkamy, może jutro... Po co robi mi nadzieję? Karmi złudzeniem, że mu zależy. Przecież gdyby tak było, nie pozwoliłby mi czekać.
Żałosne. Faceci są stuknięci. Chyba, że tylko ja trafiam na takich "ćwierćinteligentów", których myślenie wykracza poza moją zdolnośc percepcji. Moja frustracja sięgnęła zenitu!
Tylko, że ja jak to zawsze ja, nic nie powiem. Poczekam do jutra... | 10:55 / 10.08.2007 link komentarz (0) | Jak trudno zebrać mi się do napisania czegokolwiek. Znów mam gigantycznego kaca- jak zawsze podwójnego.
Czy zawsze jak się opiję musi mi się włączać "IDŹ DO DOMU ZA WSZELKĄ CENĘ. NIE ZWRACAJ NA NIC UWAGI. IDŹ!!!" Niestety chyba tak... Wczoraj również wystrzeliłam z Kasyna, a raczej z biura, podobno przebigłam całą salę i... kierunek: dom. Co tam, że laski na mnie czekają, że wogóle tam zostały, nieważne, ja musiałam już teraz natychmiast w tym momencie iść!! Jakie to wq******** i jak się domyślam nie tylko dla mnie. Dlatego przepraszam was laseczki najmocniej. Następnym razem się ogarnę :))
On chciał mnie...
A dostał ją...
Wiedział po co zadaje sobie trud, żeby mnie odprowadzić...
Wiedział, że jeżeli ja powiem NIE, zawsze będzie ona...
Nie sądził chyba, że się zgodzę...
On jest idotą...
Ehh co za ironia...
I czy on nie jest wyrafinowany??
I czy to nie właśnie jemu źle z oczu patrzy??
| 09:22 / 08.08.2007 link komentarz (4) |
Okropna noc...
o słonym smaku łez...
z gorzkim posmakiem zawodu...
z kilkoma kroplami upokorzenia...
posypana odrobiną nienawiści...
ze słodkawym aromatem nadziei...
Oj, niesmaczna była ta noc.
*****
Nie wybaczę mu tego,
ilekroć spojrzę w lustro...
Nie wybaczę...
*****
A teraz TY...
niby wytworzyłeś ten aromat...
jakże ładnie pachnący
i jakże bardzo ulotny...
Myślisz o mnie...
ja też myślę...
i co nam to daje??
Co mi to daje??
Ból...
już nie chcę...
| 09:17 / 06.08.2007 link komentarz (13) |
To może sam(a) powiesz mi...
jak mam powiedzieć to Tobie,
że już nie kocham Cię,
nie chcę...
że kiedy patrzę na to jak jest,
już nie przechodzą mnie dreszcze...
już nie brakuje mi powietrza...
już nie wołam:
jeszcze, jeszcze, jeszcze...
Dzięki za te płytki :D coraz bardziej je lubię...
wielki cmokas :* | 10:47 / 03.08.2007 link komentarz (10) | Bezczelność ludzka nie zna granic.
Otóż wczoraj miałyśy z D. ochotę spędzić wieczór we dwie :)) przy kubku herbatki grejfrutowej i Harrym Potterze :D a co! Ale w trakcie już leżenia rzuciłam pomysł spaceru i po niedługich namowach (po prostu ściągnęłam D. z łóżka) wyszłyśmy. Jeszcze wczoraj była ładna pogoda, więc spacerowało się fantastycznie. Potem huśtawki... kurde jak ja uwielbiam się bujać. Czuję się wtedy pozbawiona wszystkich problemów, trosk i zmartwień- jak dziecko. No więc bujam się i bujam a tu nagle... dzwoni telefon...
T.: No gdzie jesteś??
JA: (skąd takie pytanie)Yyy... A ty gdzie??
T.: No, a jak sądzisz??
JA: Pod moim domem?? (co on dokurwynędzy robi niezaproszony pod moim domem??)
T.: No tak. To gdzie jesteś??
JA: W parku chcesz to przyjdź.
I się rozłączyłam. D. załapała takiego wkurwa, że hoho. Nie wiem może tylko my tak uważamy, ale jak się do kogoś przyjeżdża to się dzwoni, bo może go na przykład nie być w domu.
Wymyśliłyśmy szybko historię, że moja mama przyjeżdża do nas prawdopodobnie na noc, no i że oczywiście on nie może w takiej sytuacji u nas być, nie mówiąc już o spaniu.
Przyszedł. Posiedzieliśmy jeszcze trochę i stwierdziłyśmy, żę już czas do domu. Oczywiście historia o mamie została sprzedana na samym początku, żeby nie robił sobie jakiś złudzeń.
Jak już byliśmy pod domem on chyba stwierdził, że my żarujemy, bo twardo zaczął się wbijać na klatkę.
JA: No to Papa.
T.: (szok) Fajnie...
JA: Mówiłam ci już...
T.: Taa...
JA: Yyy... To jedziesz do domu??
T.: (z wielkim fochem) Nie. Do klubu, bo w domu nie chce mi się siedzieć. (A u nas ci się chce?? Kurwa, trzymajcie mnie)
JA: Aha... To Papa (buzi i ewakuacja do domu)
Mojej rozmowy z D. nie będę już przytaczać ogólną jej konkluzją jest to, że bezczelność ludzka nie zna granic i daj komuś palec (czytaj: prznocuj kilka razy), będzie chciał całą rękę. A co to, to nie, bo mi się dobrze mieszka z moją kochaną D. i lepiej niech tak zostanie. Ale żeby nie było jest jeszcze kilka osób, które byśmy przygarnęły pod swój dach, ale na pewno to nie jest T. !!! |
|