Czas na śmieszek - robiłem porządki na dysku (takie wiosenne czy coś - uzbierałem dane z 10 prawie lat) i odnalazłem pliki z projektu wykonywanego podczas studiów na przedmiot o akronimie ANAL (Analiza blablabla...), który dotyczył danych finansowych spółki.. SŁONECZKO.
No to jestem. Posiadam potrzebę wyrzucenia z siebie kilku rzeczy.
Jakoś tak debilnie czuję, że życie nie idzie w tym kierunku, w którym powinno. Jest chwila, że jest dobrze i cieszę się, aby po chwili pytać siebie "Co ja, do kurwy nędzy, robię?". Przeplata się dobro ze złem, radość ze smutkiem, energia ze zmuleniem... Niestety te drugie chyba bywają częściej. Gorsze jest jednak to, że teoretycznie wiem, że powinno się coś z tym zrobić, ale w praktyce... Gdzie ta młodzieńcza moc, którą, jeszcze nie aż tak dawno przecież, dysponowałem? Zamiast robić szuka się wymówek... A że to, a bo tamto...
Pozostawiam z jotuba takim tam klip:
Albowiem to coś mówi:
"Stoję dokładnie tu gdzie stałem parę lat wstecz
Lecz oczy którymi patrzę zgubiły swój blask gdzieś"
Długo mnie tu nie było. Jakiś czas temu chciałem (odczuwałem potrzebę?) wrócić, ale nie działało. Teraz sobie przypomniałem i działa. Pisać można znaczy się. Ale nie dziś. Dziś już za późno, czas spać. Wrócę jak mi się przypomni (odczuję potrzebę?).
Teatr. Klasyczny - scena niewielka, "czysta" gra aktorska, mało ludzi na widowni. Taki lubię bardziej niż te wielkie motłochy. (chociaż pierwszy raz w teatrze spotkałem się z płatną szatnią!)
Sztuka solidna, ale to o czym chciałem napisać to stwierdzenie mojej towarzyszki o jednej z ról w sztuce "Przecież do tego nie trzeba być nawet aktorem!". I tak to w życiu bywa...
Love me no more dobry film. Ale mógłby być lepszy gdyby.... jak obejrzysz to skumasz. Teraz nie psuje zabawy.
Jebany świat realny miesza się z wirtualnym.
A tak w ogóle to kuuuuuuuuuuuuuuurwa pieprzony list motywacyjny. Jak ja tego nie lubię wchuuuuuuuuuuuuuuuuj. Nie dość, że ciężko napisać to jeszcze musi być na tyle uniwesrsalnym bibojem żeby tempe suki w HRach się zajarały, ale też ogarniacze z działów. Pierdolę.
Bo wjechałem na ich koncert akustyczny. Ciekawa sprawa punk rock akustycznie :)
A na koniec wjechał Typ z "Zegar tyka", więc się zbiło pjone i przekazało szacunek.
A jak rozmawiam ze znajomymi to mogę dojść do wniosku, że trochę ogarniam z tej całej muzyki...
Mam dla wesołych refleksję, dla smutnych satyrę...
Ostatnio koleżanka z pracy powiedziała, że powinienem wjechać w jakiś teatr, kabarecik czy coś takiego jak opowiadałem-pokazywałem pewną (legendarną już) historyjkę...
Bo lubię opowiadać historie. A żeby opowiadać trzeba słuchać... Ale na całe szczęście już mam ich "pełen plecak", choć mimo to z przyjemnością zmieszczę kolejne...
Przeprowadził eksperyment z zakresu psychologii bahawioralnej. Pierwsza z operacji się udała, ale pacjent umarł.
Niektórzy by powiedzieli, że eksperyment się nie udał. Ja stwierdzam, że się udał dając ciekawe wnioski badawcze.
Empiryzm w testowaniu tez jest ciekawy, nawet zaryzykuje stwierdzenia, że ciekawszy od podejścia cybernetycznemu. Zwłaszcza jeśli mowa o dziedzinie behawioralnej.
Niestety ogólny wniosek z serii eksperymentów społecznych jawi się jako brak możliwości wymodelowania badanego zjawiska w sposób umożliwiający wskazanie zestawu zachowań maksymalizujących prawdopodobieństwo uzyskania pożądanego wyniku w badanej sytuacji społecznej.
Życie jaka ludzie, jest w większości na odstrzał
zbiór pustych kukieł żebrzących o poklask
jedyny kurwa patent na to życie (prócz bomby)
to znaleźć swoją pasję i być w tym dobrym
Tak było na 2. etapie, a Laik wjechał już w dobrej formie na trzeci:
A ja wciąż kurwa wciąż nie mogę się wczłapać na pierwszy...
Mam kobietę i kwiaty dla niej, i odwagę
by związać nią siebie ich kolcami na stałe
Sylwester... dziwna impreza...
Trochę powrót do przeszłości i powiew (a nawet więcej) młodości.
Jedna z wielu zalet kapelusza: Można \"być\" bohaterem ze filmów z okresu kiedy były one wiele warte mimo skali szarości. Wiesz, Humphrey Bogard stoi w nocy na ulicy oświetlonej jedynie latarniami zapewniając poczucie komfortu i powodując uśmiech na licu młodej pięknej damy tuląc ją swym ramieniem aż podjeżdża taksówka, kobieta udaje się aby z niej skorzystać uwalniając się z objęć. Jednak nie pozwala uczynić jej w prosty sposób przyciągając jej ciało do siebie i cicho pytając \"Zobaczymy się jeszcze?\". \"Mam taką nadzieję...\" odpowiadam, wyrywa się i odjeżdża....
...wiem, że rano w oczach będzie szaleństwo...
To uczucie kiedy nieznany (prawie, at the time) nikomu raper daje najlepszą zwrotkę na albumie debiutanckim kogoś kto uzyskał status jednego z najlepszych...
I jeszcze te kobiety... Dunno what to do. Bo jeśli to ma być partnerka, dama z którą można przegadać dużo czasu i jest wartościową osobą to ciężko zorganizować spotkanie. I nie wiem czy to one nie chcą czy naprawdę są aż tak zajęte. Błysk w oku, uśmiech, iskierka i "positive akwardness" są, ale później ciężko coś zorganizować. Ich verstehe nicht.
Każdy się kiedyś wklei w standard jak dobry jazzik
[...]
Ej, tylko nie zgredzik, ja dojrzałem po prostu
Ty z fiutem w łapie siedzisz, ale po wysnuciu wnisków
zmięknieje
dojdzie do Ciebie wszystko co do mnie
Najlepszego, znajdź spokój
Byle nie w trumnie człowiek
Od tak dawna się nie wysypiam, że już nie wiem kiedy się uda. A tu mój sposób na relax i oderwanie się od wszystkiego jest wymagający intelektualnie. W końcu nie ogarnę tematu. Żadnego.
Zasłyszałem Nadchodzi wiosna, trzeba w życiu coś zmienić
A teraz nachodzi jesień i wciąż to samo.
Dorosłe życie wcale nie jest aż takie fajne.
Czasem najlepsi kończą z różnych przyczyn.
Uwielbiam historie tych, którzy weszli na szczyt, dosłownie roznieśli grę w drobny mak (czymkolwiek by ta gra nie była) i stwierdzili że mają to w dupie pozostając jedynie legendą boisk/podwórek/szachownic....
Obczaj - Bobby Fischer, Adrian Małecki, Eis, Jon Hammond.
I druga opcja na sianie rozpierdolu - wejść na szczyt i nigdy nie być docenionym umierając w zapomnieniu i samotnym dopiero po śmierci mieć "postawiony pomnik" w opowieściach. (patrz: Akiba Rubinstein)
Co tydzień w pracy się spotykamy i mówimy sobie co się dzieje w spółce. W tym tygodniu rozbawiłem wszystkich mówiąc (jako druga najistotniejsza rzecz, którą zrobiłem): W tym tygodniu grzebałem też trochę w kobietach
Prawo Murphy`ego jest jedynym uniwersalnym prawem, które można uznać za istotne w życiu.
Dziś mnie dorwał kanar w tramwaju, bo miałem bilet nieważny od północy. Pierdolony bilet 90-dniowy nie był ważny o 9 i akurat był kanar, który zdarza się max raz na miesiąc. Co najlepsze to drugi taki przypadek w tym roku (ok, wcześniej to było jakoś o 10-11).
Drugi przykład (też miejskokomunikacyjny): Do pracy jeżdżę tramwajem, który odjeżdża co kilka minut. I zawsze jak się spieszę, muszę być punktualnie na którąś to wychodzę z zapasem 10 min. (w stosunku do tego jak normalnie jadę) i akurat wtedy trawmaj przyjedzie po 10 min. (zamiast standardowych max 4) czekania na przystanku, inny się popuje na trasie i zrobi korek i się spóźnię. A jak jest normalny dzień i nie ma znaczenia żeby być punktualnie na czas to skurwiel jest na przystanku jak na niego wchodzę. Noż chuj może strzelić. I weź tu kurwa walcz ze swoją niepunktualnością (słaba strona, trzeba pracować nad sobą - dorosłe życie, kultura organizacyjna, sratatata...)
Wieczorna rozkimnka na nowy tydzien:
Zabawne sa "rozmowy" wirtualne (smsy, komunikatory etc.) pod wzgledem wizerunku osoby, z ktora "rozmawiamy". Po drugiej stronie prawdopodobna projekcja w garniaku z krawatem jak to na codzien jest, a tu lokalny watazka w majtach z piwkiem.
Hohoho, iscie wyborne.
Trudna rozmowa, krepujaca cisza. Ja podjalem decyzje, ona nie usatyfakcjonowana, ale to "it´s right thing to do".
A ja still feel good, pozytywna aura mnie dorwala i na cale szczescie nie puszcza (-;
Problemy powinienem byc w stanie zamienic w lepsze jutro.
ej, czy jest jakies dazenie do jakiejkolwiek rownowagi? Bo pozytywne informacje w niektorych kategoriach zyciowych przycmiewa mi pierdolenie sie innych. A ze teraz wiecej sie pierdoli niz jest ok to zaraz cos co sie pierdoli sie polepszy?
Jak na faceta przystalo kutas sterczy wciaz, ale relacje damsko-meskie to jakas paranoja.
Student mode on. Sesja w pelni, a tu wiecej imprez, wypadow czy innego piwa niz zwykle. I egzaminy bez nauki w opcji sciema (wczoraj) lub strzal i strategia rozwiazywania testow (dzis).
Wow. Ale sie dzieje ostatnio. Ale mam nadzieje, ze tym razem dam rade w najistotniejszej chyba kwestii choc wczoraj sobie na tyle pofolgowalem, ze zatracam zdanie, ze sobie zasluzylem. Aczkolwiek zaklad dzentelmenski o porzadna stawke dodatkowo motywuje (jesli moge byc w tym temacie jeszcze bardziej zmotywowany).
Mój dobry kumpel, który stwierdził jakiś czas temu: "jak Ty szedłeś do pierwszej klasy to ja dziewczyny podrywałem" ma dzieciaka w drodze, już tuż tuż, więc podpytuję się czy nie ma stresu, czy już czuje wagę wydarzenia a ten mi na to, że stresował się jak był w moim wieku, bo nie wiedział co dalej i jak to będzie (w wielkim skrócie) a teraz to już wiadomo. Doskonale wiem o co mu chodzi i ma rację.
Jest cos w tych przemianach z chlopca w mezczyzne... Nie wystarczy byc jak Churchill (Nie moge dac Wam nic wiecej tylko krew, znoj i lzy), potrzeba czegos wiecej. I te pieprzone wybory. Stajesz na rozdrozu, podejmujesz decyzje i jak 3 miesiace pozniej jestes w stanie okreslic, ze byla kiepska to jest pol roku w dupe.
Życie jest trudnym gównem, czasami w ogóle trudniej.
Że tak sobie pozwolę sparafrazować.
A wszystko przez to, że jego bilans tak się układa, że jak jedna rzecz idzie w dobrym kierunku i zaczynasz się tym cieszyć to kilka innych o kant dupy obić.
Wannabe: Z dala od bananowców, snów o niczym
Przemieszcza się znów po słów ulicy
Wiesz, wiem za co muszą mu dać respekt
Za prostą rzecz - swoje zna miejsce
Nie wali cukru żeby przy kimś śmigać
I nie robi z siebie pępka świata w którym syf widać
Określa go jego praca, nie jej efekty
Określa go stosunek do jego Electry
Często odpuszcza sobie filozofie z dupy
Niewielu jest takich których chociaż trochę lubi
Nie ma z tym kłopotu i nie szuka przyjaciół
Piona dla przyjaciół, tchórzom kupa strachu
Był tu i był tam, słyszał raczej dużo
Nie stara się zmieniać świata jak Jacek Kuroń
Mówi: - przez tych lat parę zdążyłem Boga zapomnieć
To popierdolone, czuje się niestosownie gdy się modle
Takie coś zasłyszałem. Akurat zgrało się ze mną tym razem. Trzeba sporo pozmieniać a wiosna już nieśmiało zerka zza winkla więc trzeba nakur.... W końcu na szacunek trzeba sobie zapracować, a nie stać jak pizda i walić browar. Oj dziwny ten świat (jak śpiewał Wydrzycki).
A tak poza tym to pytania zadawane przez rekruterów bywają, hm..., intrygujące: "A co o Panu powiedzą Pana rodzice?".
Ej, kawa chyba uzależnia trochę.
Skończyła mi się i nie chciało mi się kupić, wiec parę dni jechałem bez małej czarnej (de facto nie takiej małej i bardziej Beyonce niż czarność zupełna) z rana i nie było ogarnięcia. A po codziennej dawce sypanej z 3 łyżeczek to rozpuszczalnej zupełnie się nie czuje.
Ale spokojnie, od dziś wracam do kawy z rana, będzie moc (hope so).
Fajna impreza, dobra opcja Ciebie spotkać, ale zaraz mam pociąg więc się zawijam.
W ogóle dobrze żyję z ludźmi i jest to zajebiście dobra opcja, bo w wielu miejscach i w wielu sytuacjach zbijam piątki, znam ludzi, coś się załatwi, się dowie nowych rzeczy, ale.... trzeba ZAWSZE się ogarnąć żeby zagadać przynajmniej kilka zdań jak się widzi człowieka, z którym nie jest się specjalnie blisko, ale chce się dobrze żyć i być pozytywnie postrzeganym. A to megaczas. Coś jak mieszkałem w akademiku i podróż między parterem a II piętrem zajmowała 2 godziny, bo tu to, tu tamto, tu ten, tam jakaś inna, a w związku z tym, że łatwo się poznaje ludzi, a później chce się z nimi dobrze żyć to się zagada z każdym po kilka (let`s say) minut.
A pociąg z początku notki zaraz śmiga w Polskę, więc pozdro.
Przemysł farmaceutyczny rucha Cię w dupę. A apteki dołączają do gangbangu i zanim się zorientujesz to już bukkakują nad Tobą.
Żeby było jasne - jestem człowiekiem, który do lekarza chodzi jak jest coś poważnego (nawet nie chce mi się chodzić na kontrolne przy zdiagnozowanej chorobie, co jest drugim przypadkiem, który polecają znajomi przyszli lekarze - żeby nie było oprócz tych dwóch przypadków odradzają wędrówki do lekarza). A po jakieś dziwne tabletki też sięgam jak już trzeba.
Tym razem zaczęło się od kataru-mordercy (nie ilościowo lecz jakościowo - nie wiedziałem, że katar aż tak może niszczyć) w sobotę (czyli de facto dzień po tripie do Poznania) i trwa do dziś. Katar zamienił się w jakąś większą sprawę w opcji ból gardła, chybazatok czy głowy. Skupić się nie mogłem, byłem senny i wykazywałem objawy ogólnorozpierdoleniowe. Nie pomagały tradycyjne sposoby w postaci mięta pieprzowa znaczy lecznicza, mleko z czosnkiem, masłem i miodem oraz wódka z pieprzem. Dziś ogłosiłem przesadę i wybrałem się do apteki. Teraz dialog ze sprzedawczynią-idiotką (żeby to robić w aptece trzeba mieć jakiś papier?) dowodzący tezy wysnutej w pierwszym zdaniu.
- Dzień dobry, coś bardzo skutecznego na przeziębienie w dobrej cenie.
- Gorączka jest?
- Nie mam pojęcia, ale jest już w miarę poważnie.
- No to coś takiego, a jak trzeba coś mocniejszego to polecam Gripex Max w saszetkach.
[Biorę opakowanie, czytam co w środku, ale nie ogarniam łacińskich nazw, więc następuje co poniżej]
- A jakie są substancje aktywne w tym Gripexie?
[Sprzedawczyni-idiotka studiuje opakowanie]
- paracetamol, pseudoefedryna i witamina C.
- Ok, to ja chce osobno najtańszą pseudoefedrynę oraz polopirynę.
- Ale to się nie opłaca, Gripex wyjdzie taniej.
- No dobra, ile kosztuje? I ile kosztuje sama pseudoefedryna (cenę polopiryny w przybliżeniu znam)?
- Gripex 13,5zł, a pseudoefedryna (szuka pudełka, znajduje, czytnik-ekran) 14zł. Więc gripex bardziej się opłaca.
- A jakie są różnice w dawce?
[Ciężkie pytanie, przygląda się pudełkom chwilę, którą można by uznać za nieprzepisowy namysł według prawa brydżowego]
- W Gripexie jest więcej.... nie chwila, w tym drugim jest więcej... nie, nie, jest porównywalnie.
- Ok, to poproszę pseudoefedrynę i około 15-20 tabletek paracetamolu.
- Mogę zaoferować tylko paracetamol pod nazwą APAP.
- Nie ma nic tańszego? ("mój" paracetamol jest kilkukrotnie od APAPu, mimo że są to te same substancje aktywne)
- Tutaj jest ("mój paracetamol", ale tylko 6 tabletek).
- Ok to wezmę tyle. A będzie na dniach?
- Będzie!
Wychodzę z apteki, wracam do domu, ładuję w siebie dawki większe niż zalecane na raz (ma zadziałać do cholery), poprzedzając kieliszkiem wina (do drugiego śniadania) a popijając napojem energetycznym (w wielu środkach przeciwbólowych, -gorączkowych, -przeziębieniowych, -ćostamowych jest kofeina, więc nawet powinno pomóc - taki paracetamol wzmaża działanie przy połączeniu z kofeiną) i sprawdzam czy rzeczywiście gripex wyszedł by taniej.
Okazuje się, że nie tylko nie jest porównywalnie pseudoefedryny co w drugich tabletkach, ale blisko 5 razy mniej! Po obliczeniach wychodzi mi, że gripex jest ponad 2 razy droższy do "moich" leków (oczywiście wyrównując dawki wszystkich substancji aktywnych). Oczywistą konkluzją jest seks analny przemysłu farmaceutycznego z porządnymi obywatelami (i przemysł pilnuje żeby być z tyłu). C.n.d.
Teraz mam prze te tabletki lekki kołowrót w głowie, ale czuję że będę za kilka godz. zdrowy.
Młody szynszyl potrafi w dwa dni nauczyć się samemu wchodzić i wychodzić z klatki. Oznacza to, że osiągnął już poziom 6. Oczywiście nie trzeba chyba wspominać o tym, że jest wybornym penetratorem wszelkich szparek.
Czas na nowe, bardziej wymagające, wyzwania.
I need a bandit queen (a bandit queen)
a real woman that can bring out the man in me
I said a bandit queen (a bandit queen)
independent enough so she can handle me
Ey yo a bandit queen (yes a bandit queen)
she the mother of humanity
I need a bandit queen (a bandit queen)
She look good but she not into vanity
Wiesz, szukam szczęścia, ale może to jest tak
że to ono nie może znaleźć we mnie miejsca
we mnie jest już tak wiele, jednocześnie tak mało
że często sam szkielet tworzy całość
z duszą, która bywa na ramieniu
ale nie zmuszą mnie bym ją na stałe tam przeniósł
patrz, no to patrzę i widzę dalej
miejsce, w którym mógłbym się zestarzeć
znaleźć kogoś kto powie "nie" kiedy coś jest nie tak
i powie "inne życie może też mieć smak"
to szczęście z ust innych
z kobiecych ciał, z niewinnych słów,
zwiniętych stów - nie ma go tam
z butelek, piw, bimbrów i białych powierzchni
tam też nie, sprawdziłem - wierz mi
jeśli Tobie się poszczęści, zadzwoń
znam to uczucie... tylko z powieści, człowieku.
Wiele razy zbierałem się ostatnimi dni żeby tu coś napisać, bo i te miliard w rozumie sprawiało że było co, ale jeśli chodzi o artykuu\ację myśli z głowy to niestety trochę gorzej.
Więc nie mniej ni więcej nie zdradzając żadnych szczegółów o tych wszystkich różnych dziwny popierdolonych sprawach, które chodziły mi po głowię pozwolę sobie tylko umieścić stwierdzenie na pewno prawdziwe, a które daje kolejny oddech wielu strapionym ludziom:
ALKOHOL DAJE LEPSZY SEN.
Mnogość czegokolwiek w życiu stwarza trudny problem decyzyjny podziału na tę mnogę liczę spraw/rzeczy/kwestii. I ta mnogość na tyle utrudnia wybór, że później biedny ambitny leń nie może się zdecydować co, jak, gdzie i kiedy i nie robi nic.
Ale przynajmniej zbliża się do wyższego poziomu wiedzy (tego opartego na wielkiej niewiedzy).
W ogóle to od jakiegoś czasu co jakiś czas przechodzi my myśl przez głowę i zastanawiam się czy można być hipochondrykiem jeśli chodzi o choroby psychiczne...
O 7:22 zadzwonił do mnie kurier... Kurczę, czekałem na paczkę (wreszcie yerba z tykwą i bombilla, JUPI!) ale nie AŻ TAK. No trudno. A tak w ogóle to o 4:29 (co ciekawe obudziłem się wtedy - skracanie czasu snu i poranne wstawanie wpływa na "automatykę" snu) było jeszcze ciemno na świecie. W ogóle muszę się ogarnąć żeby gasić światło na noc, ale daleko do wyłącznika a lampki obok łóżka nie ma, więc przedłużacz raczej needed.
Jestem (ergo mój organizm jest) uzależniony fizycznie. I co najciekawsze i najbardziej wkurwiające to fakt, że nie przez moje nawyki, świrowania i nie od jakichś środków co ładowałem z wyboru wybryku, tylko od pigułek co mi lekarka przepisała i jak byłem na wizycie kiedyś to kategorycznie zabraniała odstawiać na jeden dzień. I teraz jak mi zabraknie, a nie chce się iść po receptę te kilka dni po skończeniu dzieją się jakieś dziwne psychodelie i jakoś tak dziwnie się dzieje dookoła, że ciężko ogarniać o co kaman (nawet ten idiotyczny program na Vivie momentami nie dla mnie).
Słaba opcja
Teoria psychologii mówi, że jak się coś napisze, powie komuś albo tym bardziej obieca to jest większa szansa, że się to zrobi. Zgodnie z tym zasadne w tym momencie byłoby przekazanie wszystkim ludziom, których znam informacji "CZAS NAKURWIANIA!". Bo jak nadejdzie to znaczy, że dobrze się dzieje i wszystko wporzo.
Ustawiłem budzik na 8 żeby o tejże godzinie wstać. Wstałem o 7:15, stwierdziłem, że wcześnie i do godzinnej drzemki nie potrzeba mi budzika.
I co? O 10:45 wstałem. Bezsens zupełny. Nigdy tak nie robić!
Ha! Pozbyłem się zapachu kawy za każdym razem jak otwieram półkę w kuchni. Nawet jak się lubi ten zapach (zwłaszcza z rana) to natrętnym się staje po jakimś czasie.
Tak w ogóle przy okazji faktu, że nic nie chciało mi się robić rozkminiłem, że stwierdzenie "nic mi się nie chce" jest mocno po chuju, bo logiczny sens to jest "coś mi się chce", bo występuje podwójna negacja i to jest bez sensu. Ale tak to już bywa w polskim języku, że przy podwójnej negacji składnia logiczna jest mocno średnia. Pomyślcie. "-Czy to Ty tego nie zrobiłeś?" "-Nie." I to ma znaczyć, że ten drugi tego nie zrobił. Nawet Obelisk słysząc te rzeczy wytłumaczone by rzekł "Ale głupi Ci Polacy". A ja chyba od dziś zacznę mówić "Chce mi się nic" albo stare poczciwe "Nie chce mi się".
Ale od początku. Bo niby, że sylwester to impreza w domku (ironicznie nazywanym letniskowym) spoko i zawsze to lepiej niż moc przebojów tegocogdzieśsięchowaalewciążżyje wiadomo na jakim kanale. I jak pojechał to zobaczył się ze starym znajomym co chwile żeśmy się nie widzieli, a on dziewczynę swoją przedstawia. Cześćcześć i fajnie i miło. Się poznali, pogadali, popili a później potańczyli i przepadłem w tej głębi.... (werble, punkt kulminacyjny, koks, dzifki, trampolina do basenu z misiem kokolino) oczu. Przepadłem w tej nieskończonej otchłani tego wspaniałego zjawiska (prawie że nadprzyrodzonego) natury. Takie piękno tego organu jeszcze nie zostało przeze mnie uświadczone. Mówienie o tym jako rarytasie dla wybranych jest zdecydowanym niedomówieniem. Żaden wiersz, żadna pieśń, żaden hymn, żadna inna forma sztuki nie jest godna przekazać tej nieskończoności, tej głębi, tej transtendentnej podróży tamispowrotem. Zwyciężanie światów, podbijanie galaktyk. Miłość i nienawiść. Oczy niczym kula prawdy i z tej teorią można by porównać podróż, która odbywa się patrząc w nie. Ale podróż jakże odmienna pod względem treści. Jądro prawdy jest błahostką dla byle błazna przy tej nieskończoności, a drzwi percepcji znikają. Czuje się moc, która jest w stanie wyrwać te drzwi z zawiasami, z korzeniami drzew, z których zostały wykonane, ale są one przewrotne, bo z drobin drewna drzwiowego czynią las, w który zgłębiasz się by przejść dążąc do analogicznego jądra cudu, o którym mowa, ale przepadasz w wędrówce i nigdy więcej nie dostajesz tej szansy. A jak inni znów patrzą to oni nie dostrzegają. Tak skonstruowany jest świat, a ja w wędrówce tej przepadłem i wciąż zbieram się do stanu umożliwiające inne poznanie wszelakie.
Czy to kofeina czy brak snu sprawia, że psychodelia wkrada się do mojej głowy?!
Siedzę na fotelu 2 feet under a desk i jak patrzę w dół to wiem i tak się czuję, ale gdy tylko odwrócę wzrok w kierunku monitora moja wiedza pozostaje niezmieniona, ale szarga mną sile odczucie siedzenia na wysokości biurka i odczucia tego nie jest w stanie przezwyciężyć wiedza, którą posiadam. Coś mi odpierdala pewnie już.
Misz-masz jak w damskiej torebce. - celne określenie tego co u mnie się dzieje w życiu i w ogóle. Niby i to secret source of power ale to coś jak jądro kuli prawdy.
Dziś nadszedł ten dzień, że porządek w pokoju - jeszcze tylko (i aż) biurko i parapet (i o odkurzanie o którym kiedyś pomyślałem). Może i to samo z życiem będzie?!
W ogóle to inspirujące te historie jak ludzie bez pieniędzy żyją i ogarniają na grubo i ich nie wkurwia wizja szefowej szefa jak bez kontraktu.
A poza tym to słuchajta
Dobry track. Wkręcił mi się tak jak "Pure & Life" na dniach ostatnich.
Kuuurwa. Można by powiedzieć, że wracam do życia. Nie mogę się doczekać zmiany miejsc, a to już nie(ażtak)długo. Ale z tą robotą co miałem to już spoko i w sumie się cieszę. Teraz czas wrócić do social live. W sumie to wydaje mi się, że jestem coś jak reverse Samson, bo włosy ścięte a tu nie tylko nie gorzej, ale chyba nawet lepiej. Nic tylko się jarać.
A moje miasto potwierdziło swoją małość (nie tylko dosłownie). Wpółdopierwszej, a tu wyganiają nas z lokalu (te ceny za piwo, żeby takie w WWA były.... och! ach!) i nie ma gdzie się udać. Bez sensu.
Kończę i idę spać. Pa!
Ogarnięcie mi mega ciężko przychodzi. Nie lubię tego. W deadline żeby się zmieścić teraz to trzeba od rana do nocy i od nocy do rana pociskać. Nienajfajniejsze to uczucie zwłaszcza że nuda. A wszystko przez parę ryjów trupów.
A jak się już osaczę budzikami tak, że mają przewagę pod każdym możliwym względem i odnoszą zwycięstwo to tylko po to by później samemu ze sobą polec. Głupia głupota.
A tak w ogóle to odwieczny problem czy lewa czy prawa noga bardziej użyteczna. Bo ręka to wiadomo, że prawa, bo lewa jest jak pi lewych rąk, a z nogami to problem i nie wiedzieć czy lepiej jak lewa czy prawa popsuta.
Jutro o 5 wsiad w ciapąg i w trasę trwającą ponad 900 km z jedną długą przystanią co interesy trzeba załatwiać. Jadziem w Polskę. Ogólnie rzecz biorąc to skrmone 18 godzin z koleją. Hejże ho! Przybywaj przygodo!
Ten tydzień jeszcze tu, ale w poniedziałek z samego rana wsiadam i do zobaczenia czyli kiedyś pewnie wrócę. W ogóle to wojaż na drugi kraniec kraju. Dosłownie drugi koniec.
Trochę miałem napisać parę razy, ale nigdy nie chciało mi się. Leń.
Nie widać muzyki, o której warto by rzec cokolwiek, z wyjątkiem tej, którą dali nam Murzyni.
Jak to czytasz to doceń, bo zachciało mi się odnaleźć dokładny cytat. Cytat pochodzi od tego Pana:
Pana, kurwa, a nie cycków, więc się przyjrzeć.
A cytat poszukałem żeby przytoczyć po to żeby napisać, że raczej się zgadzam. Nie wiem kiedy to zostało napisane, ale aktualnie od czasu muzyki klasycznej to zdecydowana większość muzyki godnej uwagi bez Murzynów by się nie obyła. W procentach nie będę, bo tak się ze sztuką nie obchodzi. A piszę, że od muzyki klasycznej, bo ostatnio zacząłem trochę słuchać (jakoś w radiach, więc nie wiem nawet do końca jakich muzyków dokładnie, bo gadają po niemiecku i nawet nie staram się odseparować nazwisk, bo robię sobie przerwę od tego języka) i muszę stwierdzić, że wielkości nie można odebrać klasycznej muzyce (zwłaszcza jakoś z okresu romantyzmu). A później oprócz tego co czarni robili (na początku w ramach buntu of cors i tak zostało, aż muzyka nie zamieniła się w przemysł, w którym bierze się czarnucha i uważa, że jest lepszym muzykiem jak ma dłuższy kajdan) to mało czegoś naprawdę wartościowego. Bo co poza rockiem jakimś (szeroko rozumianym)? Np. takie The Doors to klasyka i zawsze się wkurwiam jak ktoś w jakikolwiek sposób ingeruje w jedno z większych dzieł muzycznych eva w postaci "The End". Jaraj się też.
Rozpisałem się i kończę.
Myślałem ostatnio, że napisze nawet dość sporo o tym co u mnie nawet dokładniej, ale stwierdziłem ostatecznie, że mam wyjebane. Pierdolta się. Jak chcesz wiedzieć to zadzwoń (jak nie masz numeru to skombinuj, gwarantuje, że ktoś ma), w końcu wakacje i jestem gotów wsiać w coś co mnie do Ciebie zawiezie żeby pogadać, poopowiadać czy powspominać. W końcu wakacje i dzieciaki jadą na zmywak do UK albo na chujowe wczasy gdziekolwiek byleby byli inni/inne, którym też zależy tylko na tym by se poruchać. Oni tak, a ja przyjadę do Ciebie.
Eh... Czemu dopiero w tym tygodniu znalazłem czas żeby dokładniej przesłuchać Mikromusic, które kupiłem chyba jeszcze w 2008?! Dobra płyta. Natalia to meeeeeeeeeeeeega wokalistka. Jakbym kiedyś przypadkiem odkrył w sobie talent muzyczny to marzyłbym nocami pod kołdrami żeby się dograła. Och, ach, uch! Bez dwóch zdań.
My man Robert: went to high school with an nba champion. he sat in my audi a4 as i drove him to the train station so he can go home from school. funny how things change
heh, pamiętam jak opowiadał jak AB wsiadał do jego Audi (-;
Macie czasami tak, że sama obecność jakiejś osoby wysysa z was energię? Mało powiedziane wysysa. Siedzisz, uświadamiasz sobie, że jest (ewentualnie zobaczysz tudzież usłyszysz), pssst i cała mozolnie zbierana energia ulatuje jak z dętki przebitej zardzewiałym gwoździem....
Egzaminy dogorywają, to jest i czas pospamować (Najlepszy wynalazek 2000 roku, Ha!) skrzynki praco(praktyko)ofertodawców. Coby za parę lat nie musieć śmigać po 8 zł / godz. (choć "nie uważam za dyshonor, gdy ktoś zapieprza 8 złotych za godzinę"). Zobaczymy czy CV zawalczy coś.
A jak tak se patrze to trzeba ogarnąć jakiś papier, że się język umie. A jak się za papier płaci to już musi być coś warty, nie?
A wieczorem impreza (jak to w piątek wieczorem) - może w przysłowiowym międzyczasie zdąży się jeszcze kawałek diety ogarnąć.