aurora // odwiedzony 10830 razy // [oldskool:? szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (93 sztuk)
13:38 / 26.11.2002
link
komentarz (1)
Info o festiwalu w Poznaniu: Off Cinema, Centrum Kultury Zamek, 29.11-01.12
13:23 / 26.11.2002
link
komentarz (0)
Ostatnio mało mam ciekawych myśli.

Tak to już jest. Zmulają mnie ciemności, mózg nie produkuje jakichśtam ważnych substancji, no i nastaje cisza i stagnacja i uśpienie.



20:09 / 10.11.2002
link
komentarz (1)
Kiedy byłam mała, wiedziałam, gdzie jest piekło.
Było koło szarego bloku, z którym sąsiadował dom babci. Klapa w ziemi, a kiedy się ją podniosło, była tam wielka czarność, wielka otchłań, pustka i tajemnica. Piekło przerażało i kusiło.
Któregoś dnia dowiedziałam się, że tamtędy wrzuca się węgiel do piwnicy.
Dopiero wtedy zaczęłam się bać. I nigdy więcej nie dotknęłam klapy.

Moje filmy zakfalifikowały się do festiwalu w Poznaniu. Moj pierwszy raz. Bez szans na zwyciestwo, bo są tam świetne rzeczy. Człowiek Magnet. Mantu. Bardzo dobre, już nagradzane filmy. Ale że mnie w ogóle pokażą, to juz coś.
23:41 / 03.11.2002
link
komentarz (0)
Głowa pęka. Myślę wciąż o tym, co może zrobić lekko postrzelona piętnastolatka z małej wiochy, kiedy wskutek głupiego (?,0) pomysłu nagle znajdzie się nocą w Warszawce, bez kasy, bez znajomych...
19:25 / 31.10.2002
link
komentarz (2)
Moje filmy byly na przegladzie "Inne kino" we Wroclawiu. Chcialam o tym napisac, ale nie moglam. Bo cos sie dzialo z nlogiem czego pewnie tylko ja nie rozumiem.

W domu pojawil sie robak. Srednich rozmiarow, szary, pancerny, nie-karaluch. I tak sobie chodzi, to tu, to tam. Zastanawialam sie nad zabiciem, ale jakos nie moge. Po pierwsze, wiem, ze by zgrzytnal i chrupnal. Po drugie... on sobie tak ufnie spaceruje wokol mojej nogi i wcale nie podejrzewa, ze moge wydac na niego wyrok, no i to nasuwa skojarzenia z wlasnym mizernym losem i tak dalej... Boje sie tylko, ze przyprowadzi kumpli, albo co gorsza 1000 ciezarnych zon.
Opowiedzialam o robaczo-egzystencjalnych dylematach Bliskiemu na co uslyszalam "Ale za okno to go moglas wystawic. Albo na korytarz."
Hmm... No, w rzeczy samej...
14:54 / 20.09.2002
link
komentarz (2)
Mam dużo, dużo szczęścia - bardzo w porządku rodzinę. Mam trochę rozumu - umiem sobie z tą w porządku rodziną w porządku żyć. Ale zawsze nadchodzi taki dzień, kiedy mam już tego szczęścia i rozumu dość, i wszyscy zaczynają mi silnie działać na nerwy.
Z odsieczą przychodzi wynajęte mieszkanie w mieście studiów. Uff.

Zaraz po powrocie wpadam w wir pracy. Montujemy film na egzamin kolegi, dobra robota, ciekawy materiał. I znów czuję, jak cholernie to lubię.
00:45 / 18.09.2002
link
komentarz (1)
Robię co mogę, żeby złapać ostatnie chwile lata. Inaczej można to tak ująć: obijanie na całego. No, uczciwie - prawie na całego, bo jednak trochę piszę i gotuję. Dużo czasu sam na sam z literkami i z warzywami. Mam kabaczki jak łodzie podwodne i kalarepy jak czołgi.
W weekend przyjechała J. ze swoimi dziewczynkami. Fajne bestie. Dzieci są koniecznie potrzebne, bo dzięki nim jeszcze raz odkrywamy całą niesamowitość wszystkiego dookoła. Jeziorko! O rany! Jaka trawa! Rany, jakie kalarepki, łał! Ale kwiatek! Koń! Kotek!
Nie wspominając o szeregu eksperymentów jeśli chodzi o sposób poruszania się.Czyli podskakując w miejscu, lub maksymalnie dużymi krokami, tyłem, fikając nogami do przodu, przeskakując na boki ścieżki, uwieszając się na towarzyszu spaceru i tak dalej, w nieskończoność.
Zdziecinniałam. I dobrze mi tak.
Poziomki jeszcze raz owocują w to dziwne lato.
15:48 / 13.09.2002
link
komentarz (5)
Ciekawe uczucie - wrocic do bloga po ponad roku
Czytam swoje wpisy, wracam do siebie sprzed roku i rozne mysli sie klebia dziwaczne. Rozciagniecie osobowosci w czasie.

Do jednej zalosnej sprawy musze sie przyznac przed soba i swiatem: wciaz pisze prace mgisterska o blogach. A wlasciwie: znow, jak rok temu o tej porze, pisze prace magisterska o blogach. Bo przez caly rok zajmowalam sie zupelnie innymi rzeczami.
Weszlam w nowy swiatek, zrobilam film. To jest dobry film o dobrym czlowieku.Jesli mnie znowu nie odrzuci od klawiatury na rok, to napisze gdzie mozna go zobaczyc.
Bardzo chce, zeby go mozna bylo zobaczyc.

21:10 / 09.12.2001
link
komentarz (2)
Tyle mnie tu nie bylo, ze przestaje sie lapac, co sie dzieje.
Chyba w ogole przestalam sie lapac, co sie dzieje, tyle sie dzieje. Nowa szkola, nowe miasto, nowy swiat. Dostaje w dupe jak nie wiem, i tak ma byc. Dobrze. Ucze sie, ucze. Polknelam haczyk. Za miesiac zaczne zdjecia do pierwszego filmu. Bedzie do dupy, nie mam zludzen. Musi byc do dupy, zeby nastepny mogl byc lepszy. Jest we mnie energia, musze to zapisac, zapamietac, przypomniec sobie, gdy bedzie zle. Jest energia.
15:45 / 06.10.2001
link
komentarz (1)
Skoczyłam. Na razie jest dziwnie, niewiele jeszcze rozumiem, bardzo się boję, pełno sprzecznych uczuć, ale to wszystko mnie bierze. W szkole siedzimy od 9 do 9. Hiperrealność.


Proszę o wybaczenie, że to właśnie mi się śniło.
19:32 / 30.09.2001
link
komentarz (1)
Wreszcie jesienny dzień taki jak trzeba i dobrze wykorzystany - z psami po lesie.
A za godzinkę spotkam się ze znajomym Węgrem, znajomym jeszcze z czasów duńskich. Zabawne. Człowiek, który przez kilka minut był dla mnie ważny, bo dzięki niemu dowiedziałam się o sobie czegoś zupełnie nowego. Potem mój stosunek do niego wahał się od sympatii po niechęć. A teraz? Obojętność, po prostu. Napijemy się piwka, pogadamy, powspominamy, pośmiejemy się. Umówiłam się z rozpędu i z ciekawości. Ale mogłabym zrobić coś innego bez odrobiny żalu. Ciekawe. Lista ludzi, którzy mie naprawdę obchodzą coraz krótsza. Ale ci co są, coraz bardziej mnie obchodzą.
01:10 / 30.09.2001
link
komentarz (1)
No to jak jest, mam dystans, czy nie mam dystansu?
Odważę się, czy się nie odważę?
A co jest do stracenia? Co do zyskania?


Jestem osiemnaście wersów do przodu z pracą, nie licząc przypisów. Pomieszanie z poplątaniem. I pomysł, który się pojawił, który dręczy-męczy...
Jeszcze się zastanowię. Jeszcze chwilę.
19:00 / 29.09.2001
link
komentarz (1)
Ruszam się jak mucha w smole. Ta smoła to mój umysł, na którym próbuję wymusić odrobinę aktywności i poszerzyć magisterkę o kilka zdań chociażby. Od kilku godzin nie udaje się . Wszystko przez ten jesienny mrok?


Wczoraj spotkanie z ludźmi, z którymi pięć lat studiowałam. Ciekawsze niż Big Brader, oj dana. Wszyscy kombinują, co tu robić. Gadki o obronach, nowych studiach, pracy, ślubach. Niespokojnie.
Chciałabym ich zobaczyć za kolejne pięć lat. Zobaczyć, co z nas zostanie.
19:00 / 29.09.2001
link
komentarz (1)
Ruszam się jak mucha w smole. Ta smoła to mój umysł, na którym próbuję wymusić odrobinę aktywności i poszerzyć magisterkę o kilka zdań chociażby. Od kilku godzin nie udaje się . Wszystko przez ten jesienny mrok?


Wczoraj spotkanie z ludźmi, z którymi pięć lat studiowałam. Ciekawsze niż Big Brader, oj dana. Wszyscy kombinują, co tu robić. Gadki o obronach, nowych studiach, pracy, ślubach. Niespokojnie.
Chciałabym ich zobaczyć za kolejne pięć lat. Zobaczyć, co z nas zostanie.
16:37 / 26.09.2001
link
komentarz (1)
Znów nie wstałam, to nałóg. Ale warto leżeć, kiedy się leży z kimś, z kim warto leżeć.

Czaję się przed skokiem na głęboką (?,0) wodę. Zawsze to ryzyko skręcenia karku.
13:56 / 25.09.2001
link
komentarz (1)
Czasem tak patrzę na siebie i ogarnia mnie poczucie zniesmaczenia i zażenowania. Czasem. I dobrze, że tak jest. Ci, którym się to nigdy nie zdarza, są albo bufoniastymi dupkami, albo głupkami. Albo aniołami.
22:38 / 24.09.2001
link
komentarz (1)
Patrzę na bliźnich w supermarkecie: jaką twarz ma ten nasz Dżihad, elektorat Lepperów i Łopuszańskich...
Nie ma co czekać, trzeba uciekać?

Babcia2 wróciła z wczasów nadmorskich. Dwa tygodnie na koszt niemieckiego podatnika, w towarzystwie równieśników, a wszyscy mieli za sobą obozy koncentracyjne i tym podobne doświadczenia. Babcia w nastroju wyśmienitym. Zawsze twierdziła, że towarzystwo staruszków ją dołuje, ale tym razem było inaczej. Żywotność byłych więzniów nastroiła ją optymistycznie. Znów ma plany.
Babcia2 zawsze powtarza, że nie ma co czekać, trzeba uciekać.
14:45 / 21.09.2001
link
komentarz (1)
Znów coœ przespałam. Czekano na mnie, a ja nie miałam siły wstac. Nie, nie depresja, nic z tych rzeczy... po prostu sił mi brak. Musiałam swoje odleżec. A teraz mi głupio, bo zlekceważyłam czyjœ czas.
Nic to.

Wiewiórki latajš po sosnach jak opetane. Biedaczki, też przespały. W tym roku udało się nam zebrac orzechy.

Młode orzechy, zdziczałe jabłka, miód. Czekam.
23:36 / 20.09.2001
link
komentarz (1)
A czasem totalna akceptacja. Wszystko dobrze. Jesień taka jak trzeba. Palce brudne od świeżych włoskich orzechów. Las pachnący grzybami. Słońce.
Aż zatyka z zachwytu.
00:28 / 20.09.2001
link
komentarz (1)
Sfotografowałam ostatnio mamę. To, co zobaczyłam na zdjęciu, wstrząsnęło mną. Stara (okropne słowo, czemu?,0)trochę jakby przestraszona i smutna kobieta.
Ostatnio kocham rodziców jakoś inaczej. Może właśnie tak jak się kocha dzieci, kto wie?

Moje ciało nie jest takie jak dawniej. Toczy je już ta zgnilizna. Niepostrzeżenie traci swój kształt. Trochę grubsze, trochę miększe, trochę wiotkie. Uda niedostrzegalnie tracą wyraźne linie mięśni, brzuch okrągleje, obrastam wstretnym grudkowatym tłuszczem.
Boję się tego, brzydzę. On patrzy zachwycony "Jaka jesteś piękna!...". Jestem już prawie gotowa poddać się bez szaleństwu pogoni za wieczną młodością i urodą - kremy, sremy, masaże, lasery, bajery, rowery i głód. Kupię każde gówno i za każdą cenę, żeby przestać się bać.
Jestem młodą, szczęśliwą, kochaną kobietą.
00:06 / 19.09.2001
link
komentarz (1)
Dobrze jest miec słowa, które można powiedziec tylko jednej jedynej osobie.
Dobrze miec troche takich słów "osobnych" dla różnych osób.
I koniecznie miec troszkę myœli nie do podziału.

Dziœ Rosz Haszana. Oby ten rok nie przyniósł nam wojny, oby dano nam jeszcze szansę.
Wyjštkowo mocno czuje tym razem, że się nowy rok zaczyna, choc nie znajde czasu na œwięta. Tyle nowego w moim życiu - koniec jednych studiów, poczštek nowych, przeprowadzka... Ale najważniejsze pozostaje niezmienne.
16:21 / 17.09.2001
link
komentarz (1)
Świat ma rozmazane kontury, zasypiam.

A za parę godzin będę znów w Łodzi i będę negocjować warunki najmu.
15:55 / 15.09.2001
link
komentarz (1)
Wczoraj oglądaliśmy mieszkania w Łodzi i wygląda na to, że coś mamy! Stara kamienica w centrum, zniszczone, bardzo zniszczone, ale piękne wnętrze. Przestrzenne, wysokie, drewniane szerokie drzwi, duże okna, w łazience resztki przedwojennych kafelków.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w poniedziałek jadę wpłacić kaucję i podpisać umowę o wynajem.
I będziemy żyć sami i w nowym mieście.
02:10 / 13.09.2001
link
komentarz (1)
Wieczór w knajpo-galerii. Piękne obrazy pięknej dziewczyny. Dobrze mi tam było.

Warszawa, ul. Puławska, Galeria Nova.
18:54 / 12.09.2001
link
komentarz (1)
Nie mogę jednak nie myśleć o tym, co stało się wczoraj... Choć tak wiele równie złych rzeczy dzieje się to tu, to tam każdego dnia.
Jest coś co mnie prześladuje - widok uszczęśliwionych Palestyńczyków.
I jeszcze myśl o ludziach gotowych dla SPRAWY mordować i ginąć.
I jeszcze ta tępa gęba Busha, gotowego na krwawe odwety.

Jest cicho. Normalnie, zwyczajnie i cicho.

21:16 / 11.09.2001
link
komentarz (1)
Tak... dzień dzisiejszy przejdzie do historii.
Kiedy oglądam telewizję, widzę po raz kolejny płonące budynki i samolot z tajemniczym na pokładzie kołujący nad Manhattanem, aby za chwilę tak pięknie uderzyć myślę o tym, jak bardzo iluzoryczne jest to coś, co się nazywa stabilizacja, bezpieczeństwo, normalność.
Życie jest cudnie i koszmarnie nieprzewidywalne. Złe bajki dzieją się w złych krajach Afryki i Azji, ale złe bajki mogą też niespodziewanie obrać sobie za miejsce akcji twój czy mój dom.
Dlatego nie warto robić wielu głupich, nędznych, nudnych, schematycznych rzeczy. Warto robić piekne, dobre i cenne.
Tylko, że ciągle się o tym zapomina, bo życie płynie i sprawy do załatwienia zwłoki nie cierpią.

A teraz Ameryka będzie płonąć, a ja troszkę się nudzić magistersko.

14:46 / 11.09.2001
link
komentarz (1)
Totalne zawirowania: powrót Jasia, wspólne błogości, impreza pożegnalna Piotra, koncert The Residens (rozczarowanie,0), cd. serii "spotkania po latach", wizyty u lekarzy.
Komputer, biedaczyna, stoi i kurzy się. Ale czas znów się wziąć za pisanie. I na pewno czas wziąć się za myślenie.
Trochę zwolnić, trochę posiedzieć...
02:13 / 07.09.2001
link
komentarz (1)
Dobrze jest czekać na kogoś ważnego, kiedy się wie, że wróci i że będzie to już za niecałe 20 godzin.

Praca na etapie przedstawiania historii blogów zagranicą i w Polsce. Rozdział wydawałoby się prosty i bezpieczny, ale może właśnie dlatego średnio mi idzie.
03:21 / 06.09.2001
link
komentarz (1)
Nastąpił przełom. Moje maleńkie zwycięstwo. Zaczęłam pisać pracę, pierwsze zdania już za mną. I myśle sobie, że teraz już jakoś pójdzie. I myślę sobie, że niewiele jeszcze wiem i rozumiem z tego, o czym chcę pisać. Ale teraz właśnie pojawiaja się w sposób konkretniejszy wszystkie pytania, wątpliwości, problemy. I to jest dobre.
Jestem, więc piszę. ;,0)
Tytuł: "Ekstaza opowiadania. Antropologiczne studium pamiętników internetowych".
Trochę pretensjonalny, ale nie najgorszy.

Bardzo potrzebuję pomocy! Jeśli chcesz mi pomóc, napisz, proszę: makakka@poczta.onet.pl
20:49 / 05.09.2001
link
komentarz (1)
Schorowana i zmęczona uciekłam do mamy, zawsze się tak kończy...
Ale zawiodłam się w swoich azylowych marzeniach. Życie dopada. Znów kłopoty z Sąsiadem, poważne kłopoty. Rozwala mnie poczucie bezradności.
01:24 / 03.09.2001
link
komentarz (1)
W nocy po lesie chodzą wielkie zwierzęta.
Tam jest świetnie...
Skreślam i piszę, skreślam i piszę, skreślam.
14:16 / 02.09.2001
link
komentarz (1)
Seria "spotkania po latach" trwa. PP, Filippo, a teraz Misia przyjechała z Izraela. To już prawie trzy lata, odkąd zdecydowała się żyć tam. Pamiętam, jak mną to wstrząsnęło, kiedy dowiedziałam się, że wyjeżdża. Ile dziwnych myśli budziło się w mojej głowie. A teraz ona znów jest tu, choć tylko na chwilę. Wygląda na to, że jest dobrze - i dobrze.
Na spotkaniu u Misi spotkałam kogoś nowego, kogoś, o kim lubię teraz myśleć i chyba chciałabym jeszcze spotkać... Ona wygląda jak piękny kot.
17:54 / 31.08.2001
link
komentarz (1)
Odwiedzałam ostatnio mamę i babcię i zauważyłam postępujące kurczenie się wolnej przestrzeni. Wszędzie powstają nowe domy, sklepy i parkinki. Po jeziorkach na Tarchominie nie pozostał ślad, po lasku przy kościele też, kurczą się dzikie nadwiślańskie tereny. Koło mojej babci zabudowano gruntownie ogródek jordanowski, w którym bawiłam się... hm... nie tak dawno... ;,0). Najcudniejsze miejsce dzieciństwa odeszło w niebyt. Aż boli. Kilka przecznic dalej zrobiono dzieciom nowy plac zabaw, żałosny plastikowy ersatz tego bajecznego hektara chaszczy i górek.
Szkoda mi dzieciaków, które tam teraz mieszkają.
22:32 / 29.08.2001
link
komentarz (1)
Wczoraj widziałam się z Porczem, pewnie będziemy współpracować przy jego następnym filmie. Fajnie, dzieje się!
Niech się dzieje.
12:36 / 29.08.2001
link
komentarz (1)
Terror snów. Dobry sen - dobry początek dnia, dobre nastawienie do życia, dobry humor. Zły sen - ...
Dziś miałam sen bardzo zły. Całkiem ze mnie, całkiem mój lęk, dobrze znajomy. Pytania, które drążą umysł po takim śnie - a co, jeśli by tak się faktycznie zdarzyło? Bo czemu nie?
Zdrada, temat stary jak świat... Czy coś jeszcze w ogóle można tu dodać...
Odczyniam lęki pisząc smsy, pijąc dobrą kawę, pogryzając sałatę. Takie małe rozkosze codzienności.
12:43 / 28.08.2001
link
komentarz (1)
Wielkie zdziwienie wczoraj. Do kina weszliśmy o 18.30, w pełnym słońcu, w środku lata, a kiedy wyszliśmy - lało. Ludzie, zazwyczaj deszczem nie zadziwieni, nie zdążyli sie jeszcze zirytować i tylko robili zabawne "oj" "aaa" " o rany" "no nieee" "kuuurcze".
Polataliśmy sobie trochę po tym deszczu a potem pojechaliśmy do domu, obściskać i upaść tortem Tatę2, któremu stuknęła 56.
Zmiana aury dobrze mi robi. Ostatniej nocy po raz pierwszy od kilku tygodni nie dusiłam się na moim poddaszu, jest we mnie świeżość i dużo energii.
20:33 / 26.08.2001
link
komentarz (1)
Ostatnio spokojnie i dobrze.
Pływałam w Bałtyku, były duże fale, wielka beztroska zabawa. Kiedy wychodziłam z wody minęłam się z małą dziewczynką. Świecące oczy, roześmiana buzia, jakieś takie pierwotne szczęście... Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia. Patrzyłam na nią potem i myślałam sobie, że ona to ja. Te same gesty, miny, ruchy, które mam utrwalone na nadmorskich zdjęciach z dzieciństwa.
Mam nadzieję, że ta dziewczynka zawsze tam będzie.
15:19 / 21.08.2001
link
komentarz (1)
Babcia powiedziała wczoraj, kiedy opowiadliśmy o wyjeździe, o tym jak było błogo nad jeziorem, "Boże, cudownie! Korzystajcie, korzystajcie ile się da póki jesteście młodzi. Nic nie jest ważne, rzadna tam praca, tylko przyjemność. Ja do dziś załuję, że tak mało tańczyłam. I do tej Rygi już nie pojadę, choć tak bym chciała"
A my pojechaliśmy. Miasto bardzo piękne, na każdym rogu prezentujące dawną, a teraz odzyskiwaną świetność. Kamieniczki od średniowiecznych po Art Novueau i modernizm. Niektóre zaprojektował ojciec Sergieja Eisenstaina, no proszę. Niestety, trafiliśmy na 800 lecie miasta. Huczne obchody. Co prawda program tej imprezy był naprawdę bardzo ciekawy, ale ilość ludzi która się tam zwaliła uniemożliwiała zarówno skorzystanie z tego jak i włóczenie się po mieście. Tak więć w sobotę, dniu głównych obchodów wycofaliśmy się z miasta, na zwiedzanie pozostawiając sobie niedzielę.
Z rzeczy wstrząsających, widziałam kota w klatce, Persa, który reklamował wystawę kotówe. Biedne zwierzę skulone pośrodku klatki starało się ignorować ten cały tłum, który się przypatrywał, zachwycał, śmiał i wciskał ręce przez kratki, żeby pomacać piękne futerko. Ten kot był największą atrakcją 800-lecia miasta, niemalże. Zastanawiam się, czy jeszcze żyje, po spędzeniu całego dnia w upale, w hałasie, obmacywany przes tysiące rąk.
Z podrózy zostały mi jak zwykle obrazy. Wspaniałe krajobrazy jeziorno-pagórkowate, pustkowia, tysiące ludzi palących świeczki pod kościołem w Aglonie 14 VII, spowiednicy przed kościołem spowiadający hurtowo, na dwie strony, kot w klatce, pobita dziewczyna w Rydze, Valdys na moment przed tym, kiedy uderzył Marka.
Ukradziono mi tam rower, zaatakował nas Valdys miejscowy pijaczyna-były czołgista (wiało grozą, ale wyszliśmy obronną ręką i uciekliśmy zanim zawołał znajomych,0), Jaś się zatruł.
Ale i tak był to bardzo, bardzo udany wyjazd. Tylko 7 dni, a zdawało się tak długo...
22:01 / 09.08.2001
link
komentarz (1)
Znajomy postawił w mieście X krzyż, chodził tam, palił znicze, składał kwiatki... Dodał napis "Pamięci pomordowanych". Po kilku miesiącach zjawili się tam harcerze, składali kwiatki...
Dziś krzyż ten, jako "miejsce męczeństwa" zaznaczony jest na mapie miasta.
Przypomniała mi się ta historyjka, bo w Dzienniku pokazali dziś policjantów wieszających banany na drzewach. Nie, nie. To nie żaden slang ani metafora. Ot, szukają małpy chłopaki. Tam jest małpa, podobno.
02:57 / 09.08.2001
link
komentarz (1)
Godzinę temu chciałam pisać o letnich wieczorach, tęsknocie do morza, leniwej rozmowie... Teraz boli mnie głowa. Doświadczenie banalne, lecz taką ma naturę, że jakoś chwilowo pzesłania wszystko inne. I o tym właśnie piszę.
A przy okazji... co to za paradoks, takie pisanie. Pisze, żeby pamietać? Złapać ulotne? Ważne? Świetnie. Ale skoro co kilkanaście minut chcę pisać o czymś innym, to jaki jest wynik tej zabawy? Co dla mnie z tego wszystkiego zostanie?
Myślę o tej kobiecie, o której pisano w Wysokich Obcasach, o autorce stosów zeszytów, potwornie systematycznych i metodycznych zapisków. Być może po tym, kiedy zdemaskowano jej pierwszy, "prawdziwy" pamiętnik, zrozumiała, jak bardzo wybiórcze i przypadkowe jest to, co zostaje zapisne, może chciała to jakoś pokonać.
Ale czy w tym szaleństwie jest metoda?
01:00 / 08.08.2001
link
komentarz (1)
Zapraszanie ludzi na imprezę, maile i telefony, telefony i maile. Upierdliwa zabawa, ale ma też swoje plusy. Nagle okazuje się na przykład, że kogoś nie mam ochoty widzieć, po prostu. Lub przeciwnie - bardzo chcę zobaczyć kogoś, o kim od dawna nie myślałam.
Przeglądanie list adresowych i notesików, przypominanie sobie wygasłych znajomości, minionych momentów. I ciągłe zaskoczenia. Że za kimś tęsknię, a o kimś innym zapomniałam i wcale mnie to nie wzrusza.
A za parę dni okaże się, kto przyszedł, kto nie i czy ma to jakieś znaczenie.
16:16 / 07.08.2001
link
komentarz (1)
Był Gdańsk i jeszcze Władysławowo (uuuu... Władysławowo to dopiero hard core, brud, smród i ubóstwo, a wszystko za ciężkie pieniądze,0)niby tylko dwa dni, a jakby wieki minęły. Gdyby nie WS nie wytrzymałabym we Władysławowie nawet godziny, a tak było cudownie komicznie, jak zawsze z nim.
Przez to wszystko zapomniałam już całkiem, o czym to piszę pracę magisterską (a czy wiedziałam kiedykolwiek?,0).
Wczoraj stuknęła mi 25, ha, ćwierć wieku. Żadnych głębszych przemyśleń na temat przemijania itd., za to cudowne tajskie żarcie. Kocham tajskie żarcie, a najbardziej ostrą zupę z imbirem i mlekiem kokosowym, którą robiła mi N. w Kopenhadze.
Impreza w sobotę, a w niedzielę ruszamy na Łotwe.
17:15 / 02.08.2001
link
komentarz (1)
Wieczorem wypad stąd, do Gdańska, albo w całkiem inne rejony. Tylko jakoś nie wiemy gdzie.
Pojawiła się też szansa na wyjazd na Łotwę, mam nadzieję, że się uda.
17:10 / 02.08.2001
link
komentarz (1)
Siedzę w Gdyni, i chodzi mi po głowie wiersz Witkacego "Do przyjaciół gówniarzy"... a może piękne to jest ach miasteczko ach i nawet miłe i nie łatwo jest w nim złapać nawet kiłę...
Pomieszkałam sobie w hotelu Nadmorski, żeby ktoś sobie nie pomyślał - opłacone przez firmę - luksusy i majonezy, a do tego spectrum przeróżnych dziwnych typków, lepkich facetów, spieczonych do niemożliwości lasek po pięćdziesiątce i w ogóle great dla kogoś kto lubi się dyskretnie przypatrywać innym. Wybrzeże to porażka, bez urazy, ale to co się tu dzieje możnaby nazwać riwierą dla ubogich, gdyby nie to że jest drogo. Ohydny bulwar, brudne plaże, smażalnia na smażalni, stoiska z kiczami (aż zadziwia, że ktoś coś takiego wymyśłił, nie mówiąć o kupujących...,0)i mieszczaństwo wysmarowane olejkami do opalania spacerujące wśród tego wszystkiego.
No. Ale w sumie to jest fajnie, przerwa wakacyjna, perwersyjnie ale nieźle. Całe szczęście, że tylko na kilka dni.
Dyrdam po plaży, czytam sobie i mam nadzieję zająć się pisaniem kwestionariusza do badań. A może jest piękne, oczywiście, jeśli tylko ustawić głębię ostrości na dal. I nawet ta kafeja internetowa byłaby niezła, gdyby z knajpy obok nie leciała rąbanka dico polo di mare, od której puchnie mi wątroba.
00:53 / 27.07.2001
link
komentarz (1)
Pioruny zabijały dziœ w Warszawie.
A my byliœmy u pani Tereni, gdzie wszystko po staremu - ten sam napis nad barem "Kto nie pije ten kapuje", te same znajome menele, ogólnie git. Tylko pani Tereńka oglšda już innš telenowelę.
Idę do Jasienia który właœnie wrócił z Gdynie - carpe diem - piorun każego może trafic, nie znacie dnia...
21:34 / 25.07.2001
link
komentarz (1)
Z pracą idzie lepiej, trochę się w to wdrożyłam, zaczynają się pojawiać pomysły i - co najważniejsze - zaczynam w tym odnajdywać jakąś przyjemność. Dzisiejsze spotkanie z promotorką też było budujące. Oby się ta optymistyczna tendencja utrzymała!
Byłam dziś u babci i po raz któryś pomyślałam sobie, jaką mam fajną babcię. Babcia Jasia też jest świetna - obie panie są diametralnie różne, jedna jest prostą wiejską kobietą, druga ma wyższe wykształcenie i tzw. "obycie w świecie", ale jest coś, co je łączy i czego niejedna młoda osoba mogłaby pozazdrościć - otwarty umysł, energia, poczucie humoru. Świetny czas - starość - jeśli ma się pogodne usposobienie, bliskich ludzi i trochę pieniędzy.
A mój sąsiad przyszedł dziś rano, aby spać. Jego MATKA JEST TYLKO JEDNA obudziła go wychodząc rano do pracy i powiedziała, że nie wolno mu być w domu dopóki ona nie wróci, niech idzie gdzie chce.
12:59 / 22.07.2001
link
komentarz (1)
Chyba się wyprowadzę na lato. Babci mieszkanie stoi puste do września, może tam uda mi się skoncentrować i zacząć pisać tę cholerną pracę. Bo to, co mi przeszkadza najbardziej, to brak spokoju i atmosfery do nauki. Druga rzecz, to moja przerośnięta ambicja - chyba za dużo od siebie i od tej nieszczęsnej magisterki chcę. Po trzecie - najtrudniejszy pierwszy krok. Muszę w końcu zacząć, skończyć z czytaniem, zacząć pisać. W środę spotkanie z promotorką, dobrze byłoby coś spłodzić do tego czasu...

Przeczytałam dziś wpis, który mnie zirytował i chyba pierwszy raz skomentuję tu coś, co ktoś pisze. "Czy cała Polska musi czytać zmienne nastroje jakiejś panienki jednej czy drugiej? Co to? Publiczna autoanaliza???" Otóż nie, nie musi cała polska tego czytać. Nikt nie musi czytać niczego, co go nie interesuje. Nie podoba się, więcej nie wchodzisz i tyle. Ale, być może ktoś MUSI pisać to, czy owo, co czuje, na co ma ochotę i niezależnie od tego, czy innych to interesuje czy nie, ma do tego święte prawo. A swoją drogą, czy ty sam, który tak łatwo atakujesz innych, napisałeś kiedyś coś takiego, co chciałbyś przeczytać u kogoś?
00:22 / 20.07.2001
link
komentarz (1)
Warszawa, Zamek Królewski, szemrzący kulturalnie tłum w holu, ciała usadowione na miękkich fotelach.
Zjawia się Kobieta. "Proszę Państwa oczekujących na bilety na koncert o wstanie z foteli. Te fotele przeznaczone są dla osób, które czekają w kolejce na zwiedzanie zamku." No cóż, nie dla psa kiełbasa. Ciała podnoszą się z foteli, ciała młode oraz stare, zmęczone, zniszczone. Ostał się tylko jeden staruszek z jakąś plakietką - spał i głos Kobiety do niego nie dotarł. Połowa foteli pozostaje niezajęta, ale strach usiąść, bo a nuż Kobieta znowu coś powie. Tymczasem w hollu pojawia się tłumek emerytowanych Amerykanów, machają do staruszka z fotela, ale on nic. Poszli wyżej. Kobieta mówi "Proszę Pana, to Pana wycieczka!" - staruszek uspokajająco i pobłażliwie kiwa ręką. Jakieś dwadzieścia minut później emeryci znów są w holu - "Bill, Bill, wake up! Wake up!"
Fajny był Bill.

A dzień się udał zaskakująco. Nie z powodów postępów naukowych, bynajmniej. Ale z powodu lodów i spaceru z G., i takiej sensownej, oczyszczającej rozmowy. Dawno nie byłyśmy razem same. A było to potrzebne.
13:10 / 19.07.2001
link
komentarz (1)
Gdzieś uszła ze mnie cała energia. Próbuję coś robić w związku z pracą magisterską, ale w gruncie rzeczy cały czas kręcę się w miejscu i nie robię żadnych postępów. Zaczyna mnie nachodzić lęk, że jednak się nie uda, a przez ten lęk jeszcze trudniej coś zrobić. I tak się męczę bezsensownie.
Z mieszkaniem w Łodzi sytuacja też nie taka łatwa, pojawiły się problemy i przez to coraz mniej mi się cokolwiek chce.
Wacham się, jechać czy nie jechać na Łotwę. Przydałyby się jakieś wakacje, bardzo by się przydały.
Ale czy ma sens jechać na tak krótko?
02:39 / 14.07.2001
link
komentarz (1)
Kleszcz wbił się mojemu ojcu w brzuch. Próba wyciągnięcia paskudy skończyła się niepowodzeniem - ohydny łeb pozostał w ciele. Po pewnych komplikacjach właściwych kontaktom z polską służbą zdrowia tat znalazł się na kozetce chirurga:
"Kleszcz? Hmm... wie pan co, niech pan weźmie w domu wysterylizowaną igiełkę i sam go sobie wydłubie... bo ja to nie wiem, jak się do niego zabrać. A skąd ten kleszcz? Z Olsztynka? No, to na pewno niegroźny."

00:37 / 14.07.2001
link
komentarz (1)
Przyjechał P. z Łodzi. Nie widzieliśmy się osiem lat i oto mamy się spotkać. Świetnie.
02:38 / 13.07.2001
link
komentarz (1)
Znajomy opowiedział mi o swoim współpracowniku: facet trzyma kanapki w biurku i wyjmuje po kawałku - tnie żyletką.

Bardzo chciałabym wyjechać.

A Juliusz Machulski podniósł mnie na duchu swoim artykułem w Polityce. Na szczęście jeszcze nie wszystkie tzw. postaci polskiej kultury to nadęte flaki bez dystansu i poczucia humoru.
03:49 / 11.07.2001
link
komentarz (1)
Dużo myślę wciąż o Kopenhadze... Rok temu o tej porze stamtąd wracałam.
Co robią teraz Ci wszyscy ludzie, którzy się rozjechali w swoje strony świata, którzy nie piszą maili, których mi czasem tak cholernie brak? Czy myślą czasem o tym, co dzieje się ze mną? Czy brak im mnie czasem?
I myślę sobie, że czas spędzony w Kopenhadze, choć pozornie "luzacki" był w sumie intensywny i rozwijający. Taki mocny czas. Za to ostatni roczek, pod pozornym nawałem zajęć, studiów i pracy skrywa mdłą miałkość. No, ale za to - dużo miłości, podczas gdy w Kopenhadze bywało tęsknie i samotnie. Taka to chyba reguła, że kiedy jest dobrze jest też trochę mniej twórczo, bardziej banalnie i zwyczajnie...
A kiedy Bóg chce Ci dokopać, to spełnia Twoje marzenia.
01:52 / 11.07.2001
link
komentarz (1)
W ostatnich dniach zniewolił mnie sen... Już nie tylko teatr przepadł, już wiele, wiele innych rzeczy przepadło, bo spałam. Śpię, śpię, śpię, męczy mnie to spanie, ale nie mogę przestać i ciągle chcę więcej...
Żeby chociaż śniło mi się coś wartego tego wysiłku, ale skąd. Moje ostatnie sny to freudyzm dla ubogich, swobodnie mogłabym wystąpić w roli neurotyczki w jakiejś komedii Woody Allena. Ciągła obawa, że się nie sprawdzę, nie podołam, zawiodę... fuj, co za kicz, co za smuty.
I tak sobie śpię, a od czasu odbieram jakieś telefony i nie pamiętam potem, o czym była mowa. Odbieram też maile i jeszcze mi gorzej. Pisze cudowna Ila z Florencji, pisze, żebym przyjechała... A ja tak bardzo chcę. I tak bardzo nie mogę.
01:52 / 09.07.2001
link
komentarz (1)
Niespodziewane spotkanie z P. i K., a potem wizyta u nich, w nowym domu. K. jest w dziewiątym miesiącu ciąży. Wygląda dumnie i pięknie. Trochę mnie kłuje zazdrość, choć nie chciałabym mieć teraz dziecka, a przynajmniej moja świadomość mówi nie, bo za podświadomość nie ręczę. Cóz, już jakiś czas temu przestały mnie denerwować małe dzieci, ba, nawet lubię na nie patrzeć... Z Nim też się tak dzieje... Robi się groźnie... ;,0)
00:39 / 08.07.2001
link
komentarz (1)
Przespalismy dziś teatr. Popołudnie miłości skończyło się zapadnięciem w mocny sen, a kiedy się obudziliśy spektakl na który mieliśmy bilety trwał już dobre pół godziny. Lubię upały.
A u Bella znalazłam znów fajny fragment:
"W 1909 r. Adams napisał rozprawę The Rule of Phase Applied to History (Reguła faz w odniesieniu do historii,0). Zakładał, iż nowa mechaniczna faza zaczęła się w XVII w., dzięki myśli Galileusza, Bacona i Kartezjusza, i że trwała przez trzy stulecia, po upływie których rozpoczęła się faza elektryczności (symbolizowana przez odkrycie dynamo,0) Na podstawie prawa odwrotnej proporcjonalności kwadratów uznał, że skoro faza mechaniczna trwała trzysta lat, to elektryczna trwać będzie pierwiastek z 300, czyli mniej więcej siedemnaście lat. Tak więc około roku 1917 zacząć się powinna faza eteryczna czystej matematyki. Na mocy tego samego prawa, przyjmując ten sam współczynnik przyspieszenia ogłosił, iż faza eteryczna trwać będzie około czterech lat, doprowadzając myśl ludzką w 1921 r. do kresu jej twórczych możliwości. (Ponieważ jednak nie możemy być zupełnie pewni, kiedy rozpoczęło się przyspieszenie historii, to gdybyśmy za początek fazy mechanicznej uznali rok 1500, zastosowane prawo kazałoby uznać, iż kres możliwości poznawczych przypadnie dopiero na rok 2025. Może więc zostało nam jeszcze trochę czasu na myślenie."
01:45 / 06.07.2001
link
komentarz (1)
"W czasie sympozjum na temat destrukcji sztuki, jakie odbyło się w 1968 r. w Judson Church w Nowym Jorku, jeden z jego uczestników zawiesił pod sufitem żywego białego kurczaka, chuśtał go na sznurku, następnie sekatorem uciął mu głowę. Wsadził ją sobie do rozpiętego rozporka, natomiast zdekapitowanym tułowiem bębnił po klawiszach pianina." (Daniel Bell, Kulturowe sprzeczności kapitalizmu,0)
Czytam, czytam i czytam, a lato mija...
01:32 / 05.07.2001
link
komentarz (1)
Wczorajszej nocy obudziło mnie wycie syren. Dźwięk koszmarny, budzący najgorsze skojarzenia. Co się dzieje? Strach, strach, strach. Potem zaczęły wyć psy, równie jak ja przerażone.
Śmieszne: myślałam sobie, może to koniec, jakiś koniec i jaka szkoda, że nie jesteśmy teraz razem.
Z nocnej apokalipsy zostało dziś mgliste wspomnienie, które nie ma w sobie już nic przerażającego.
A potem śniło mi się jeszcze dwoje ludzi, którzy przestali się kochać jednocześnie się w sobie zakochując. Myśląc, że spotykają kogoś nowego spotkali znów siebie nawzajem. W sieci, oczywiście, ukrywając się za nickami.
02:19 / 04.07.2001
link
komentarz (1)
Synek kuzyna, lat 4. Od niedawna w przedszkolu. Od niedawna ma przyjaciela. Przyjaciel jest ofiarny: chodzi z synkiem kuzyna do toalety i ofiarnie wyciera mu tyłek, jak ten zrobi kupę. Bo synek kuzyna nie umie i nie chce się nauczyć, bo się brzydzi.
"To dobry kolega, co?"
"Nnno... tak... wiesz... w sumie to ja go nie lubię, ale muszę się znim kolegować, bo nikt inny mi nie chce pupy wytrzeć."
19:04 / 29.06.2001
link
komentarz (1)
Znajomy jest w wojsku, już kawał czasu po przysiędze. Nic tam nie robią - nie strzelają, bo nie ma broni i amunicji, nie ćwiczą, bo ćwiczą ci przed przysięgą, nie śpią, bo spać im za dnia nie wolno. A kiedy przyjeżdżają dostojnicy z NATO, rezerwiści schodzą do podziemia - dosłownie. Muszą się chować do piwnicy bo nie mają nawet kompletnego umundurowania.
I ta cała farsa za pieniądze podatników.
14:18 / 29.06.2001
link
komentarz (1)
Z powodu dostania się na reżyserię nagle znalazłam się w centrum uwagi. I głupio mi z tym. Bo brak mi pewności, że sobie na ten sukces zasłużyłam i że ze studiów w tej szkole coś wyniknie - nakręcić film to nie taka łatwa rzecz...
Przyjmuję więc gratulacje i wszystko opowiadam czerwona jak burak z zażenowania, a kiedy próbuję wytłumaczyć, co naprawdę czuję, to jest to odbierane jako fałszywa skromność. No cóż.
A w szkole pełno jest psów. Moda czy co... Co drugi chodzi z psem, zwierzaki snują się po korytarzach, a najbardziej niesamowity jest gigantyczny, nakrapiany, beżowy dog.
Szkoła nie wygląda na dużą, ale kiedy się do niej wejdzie to można zabłądzić. Nagle pojawiają się jakieś tajemnicze korytarze prowadzące do ciemni fotograficznych, albo do atelier zawalonego rekwizytami walającymi się po ulicach z paper mache...można też trafić do innych skrzydeł budynku, z pracowniami których przeznaczenia jeszcze nie rozumiem.
O rany. Muszę zacząć szukać mieszkania w Łodzi, bo w akademiku filmówki nie wytrzymam po prostu. Miałam dość już po kilki dniach egzaminów. To taka łagodna forma obozu koncentracyjnego, w tym sensie w jakim pisał o tym Kundera w "Nieznośnej lekkości bytu" - totalny brak prywatności. A do tego non stop czynny klub, nieustająca impreza. Czy tam przychodzą ludziom do głowy jakieś pomysły?
00:15 / 04.07.2001
link
komentarz (1)
Kolejna farsa domowa.
Protest polskich reżyserów (wybitnych, jak zaznaczono,0) przeciwko programom reality show; list opublikowala Gazeta.
Zakazac, zakazac, bo to prymitywne, brudne i deprawujace.
Hmmm... panowie się chyba nudzš... czyżby za malo rozgłosu ostatnio... ?czyżby sławy ekranu bały się, że przez big bradery popadna w zapomnienie?
A moze zatęsknili za cenzurš, za dawnymi dobrymi czasami kiedy ich filmy leżaly na półkach, bo mówiły coœ takiego o rzeczywistosci, co się tym i owym nie podobało?
Szkoda że jeszcze Olbrychski nie polecial z Szablš do TVN.
15:37 / 01.07.2001
link
komentarz (1)
Wczoraj leniwy, oczyszczający, uspokajający dzień. Snułyśmy się z J. i G. pielęgnując kaca i było tak, jak być powinno.
Wieczorem spektakl, a raczej próba z publicznością. Oglądaliśmy bardzo znanego człowieka, który tańczył solo oraz wśród innych ludzi. Gdybym nie wiedziała, że to on, podobałoby mi się bardziej. Chyba. Gdybym nie wiedziała, że to on, może wcale bym nie przyszła.
Barysznikow ma już 53 lata i czas swojej świetności daleko za sobą. Ale nie musi się wstydzić tego, co robi, póki co. Smutne jest tylko to, że nic już nie istnieje "samo w sobie". Ludzie przychodzą, bo to ON, reagują entuzjazmem lub niechęcią bo to ON. Nie dlatego, że spektakl dobry czy zły, taniec piękny lub nie... I kolejny raz NARÓD wywołał u mnie uczucie zażenowania - Barysznikow mówi "Kolejny utwór to kompozycja waszego rodaka, Góreckiego" - publiczność zaczyna bić brawo. Klaszczą, choć pewnie nie znają nawet jednej kompozycji Góreckiego, niektórzy może nawet o nim nie słyszeli. Klaszczą, bo ktoś pozwolił im "poczuć się", odnaleźć się w uczuciu tak nędznym i wątpliwym, jak DUMA NARODOWA. Żałosne.
16:19 / 28.06.2001
link
komentarz (1)
Moje życie w czerwcu uległo zawieszeniu. Ostatnie potyczki z etnologią i nieustające potyczki na egzaminach wstępnych na reżyserię.
No i stało się. Dziś już wiem, że w październiku zaczynam studia w Łodzi.
Radość? Tak... ale trochę dziwna. Podszyta lękiem i niepewnością. Czy dam radę, czy zrobię coś sensownego? Czuję się trochę tak, jakbym wygrała los na loterii... no bo dlaczego ja, a nie ktoś inny spośród tego tłumu fajnych, utalentowanych ludzi? sześć osób spośród 140. Nie do wiary.
A teraz przede mną ciężkie trzy miesiące. Zamiast się wylegiwać gdzieś nad jeziorkiem będę ślęczeć nad pracą magisterską z etnologii. Bo chcę ją jednak mieć. Na wszelki wypadek.
20:08 / 01.06.2001
link
komentarz (1)
Po zawiezieniu dokumentów do Łodzi po prostu uszło ze mnie powietrze.
Padłam i spałam wiele godzin, a potem spędzałam czas na czytaniu Harry'ego Pottera.
Rekonwalescencja po napięciu ostatnich tygodni.
Łapię energię, bo tyle jest jeszcze do zrobienia...
16:34 / 24.05.2001
link
komentarz (1)
Wymagało to ogromnej koncentracji. Nie było szans na powtórki, nie tym razem. W razie niepowodzenia musiałabym czekać do następnego dnia, a to niczym potrącona kostka domina zburzyłoby cały misterny i długofalowy plan. No więc - koncentracja. Pobudka o 7.15. Schodzę do kuchni, i biorę przygotowany poprzedniego wieczora wytworny słoiczek. Udaję się do łazienki. Koncentracja. Istotne jest, aby złapać środkowy strumień. Uff... udało się. Trafiony – zatopiony. Mimo zaspania i totalnego niedoświadczenia. Teraz zawijam słoiczek czule w papier, folię, jeszcze jedną folię i wkładam do torby. Torbę przypinam w samochodzie pasem bezpieczeństwa. I jadę z nim, a po drodze przypominają mi się wszystkie przedszkolne dowcipy kończące się przezabawnymi pointami w rodzaju „Panie, to nie czysta ani whisky, to mój mocz do analizy!”... Tak, tak, swego czasu wywoływało to w nas paroksyzmy śmiechu. Dziecięcy humor to klucz do zrozumienia istoty życia społecznego jak i tego, co się szumnie nazywa człowieczeństwem... Weźmy na przykład taki dowcip o Leninie i kukułce, który Longin bez oka opowiadał podczas leżakowania, a my się śmieliśmy, nie mając pojęcia o tym, kim był Lenin, może trudno w to uwierzyć, ale w 80 roku my tego nie wiedzieliśmy. Z Longinem to była zresztą zabawna historia. Miał jedno oko sztuczne, no i jak to dziecko – wyrósł z niego. Oko było za małe. Kiedyś w ferworze zabawy ktoś popchnął Longina, Longin uderzył się o szafkę, a oko wyskoczyło jak z procy i potoczyło się między misie. Zapanowała miła wrzawa. Dzieci się śmiały, panie wychowawczynie mdlały (w to też trudno uwierzyć, ale nie wiedziały, biedaczki, że chłopak ma oko sztuczne,0), Longin na kolanach szukał oka, a jak znalazł to obtarł chusteczką i włożył, po prostu. Tak w sumie, to był to jeden z nielicznych fajnych dni w przedszkolu, bo na ogół nie bywało tam bardzo wesoło.
Mocz dojechał jeszcze ciepły. Wydobyłam go w laboratorium i wszystko stało się jasne: mam conajmniej jedną cechę predestynującą mnie do zostania artystką dyplomowaną. Mania wielkości i nieuzasadnione poczucie własnej wyjątkowości, czyli największy słoiczek, najpiękniej zapakowany i oczywiście najwięcej moczu wewnątrz. Niech mają. W końcu to mocz zadecyduje o wszystkim. Bo mocz trzeba zbadać, żeby móc przystąpić do egzaminu na uczelnie artystyczną, cieszącą się pewną renomą. Ktoś musi sprawdzić, czy w moczu nie pływa coś groźnego, wystawić poręczenie, że nie, ani w moczu, ani we krwi, ani w płucach nie siedzi nic takiego, co by mi uniemożliwiło studiowanie. Jeśli mocz jest w porządku – wielka przygoda przede mną, a „cała reszta to betka, nie ma takiej dziury na świecie, której nie można odetkać.”

Życie ugrzęzło w gąszczu banalnie męczących spraw: odszukiwanie dokumentów, załatwianie tysięcy SPRAW, mocz do analizy, krew do pobrania... Do tego drobny lecz konsekwentny i dokuczliwy pech, ulubiony rodzaja pecha mistrzów komedii... gdzieś się spóźniam, coś nie wychodzi, ktoś nie przychodzi, coś się gubi, korki, okoliczności, gorąco, obtarta noga... Boże jakie zabawne... aż się płakać chce... ale nie mogę... bo to jednak drobiazgi... idiotyzmy...żałośnie śmieszne.
18:44 / 21.05.2001
link
komentarz (1)
Ostatnio mam Złe Dni.
Bez powodu ogarnia mnie jak nie złość albo wściekłość, to głęboki smutek. I właściwie nie znajduje to jakiegoś uzasadnienia w tym, co się dzieje... Złe Dni są we mnie.
A dziś do tego był jeszcze dzień pechowy... jakieś fatum wisiało, czułam to, pośpiech, poddenerwowanie, niepokój... no i stłuczka w końcu, z mojej winy, oczywiście.
Może to będzie jakiś przełom.
15:24 / 18.05.2001
link
komentarz (1)
Mój sąsiad.
Mój sąsiad, o którym jego tłusta, wymalowana matka od wielu lat nie mówi inaczej niż "debil" "idiota" "bandyta". Mój sąsiad, którego ojciec kilka lat temu przedawkował alkohol i umarł. Mój sąsiad, który był takim ślicznym i fajnym dzieckiem. Mój sąsiad, który wyrósł na smutnego, milczącego, zgarbionego chłopaka. Mój sąsiad, który chodzi w dresie. Mój sąsiad, którego koledzy regularnie psują domofon, brudzą klatkę i nie mają nikogo prócz siebie nawzajem. Mój sąsiad, któremu nigdy nie pozwalano zapraszać znajomych do własnego domu.
Mój sąsiad miał niedawno osiemnastkę. Na klatce schodowej, na gazetach, żeby można było usiąść i nie zziębić tyłka; były szprotki, piwo i szampan. A trochę później dowód osobisty i bilet do wojska.
00:49 / 17.05.2001
link
komentarz (1)
UWAŻAJ NA SIEBIE!!! CHROŃ NARZĄDY!!! PEWNEGO DNIA...w roku 1977 pewien lekarz urolog kupił za 3800$ prącie cesarza Napoleona.

Inne fajne rzeczy.
17:24 / 16.05.2001
link
komentarz (1)
Niewielkie miasteczko na wschód od Warszawy. Nuda, spokój, monotonny hałas - dudnienie i zgrzyty tirów, które przez tę senną miejscowość ciągną bezustannie z Zachodu na Wschód, ze Wschodu na Zachód. Za miastem stoją dziewczyny. Wyzywające stroje, wyzywające makijaże, wyzywające pozy - ciała młodziutkich niewolniczek wystawione na pokuszenie kierowców. Tanie, bardzo tanie, zbyt tanie. Chłopcom z miasteczka opłaca się tu przyjeżdżać. Pożyczyć Nyskę, zapakować się w kilku, wziąć panienkę na godzinę. Na pięciu czy sześciu wychodzi taniej niż za piwo i bilard w jednym z obskurnych barów tego miasteczka. No, opłaca się. Dziewczynom też - w końcu tacy młodzi chłopcy i szybko jest po sprawie.
Zwyczaj się zakorzenił, są organizatorzy, szesnastolatki jadą pierwszy raz skosztować miłości. Dziesięć minut w Nysce. Pierwszy krok w chmurach 2001.
00:20 / 16.05.2001
link
komentarz (1)
Canetti napisał, że większość religii nie czyni ludzi lepszymi, tylko ostrożniejszymi i w związku z tym on nie widzi, jaki z tego pożytek.
A ja myślę, że znacznie gorsze jest to, że większość religii czyni ludzi często, zbyt często, agresywnymi wobec innych.
Paradoks?
14:07 / 15.05.2001
link
komentarz (1)
Dzisiaj jestem sama.
I nagle odkrywam, jakie to fajne, że jestem sama. Od rana jest inaczej, tak, jakby było jakieś święto. Zaskakujące.
Żyję na codzień w domu pełnym ludzi, ludzi któzy są OK., ludzi których kocham, a jedna z tych osób jest dla mnie najważniejsza na świecie. Ale, jak się okazuje, ich obecność bywa czasem przytłaczająca, męcząca, hamująca...
Wspaniała jest taka samotność, przestrzeń wypełniona ciszą i moją wyłącznie obecnością. Od czasu do czasu.
15:52 / 13.05.2001
link
komentarz (1)
Żałosne i uwłaczające.
13:58 / 12.05.2001
link
komentarz (1)
Dzisiaj rano znalazłam martwą osę zaplątaną w moją leżącą na parapecie spódnicę. Stworzonko wyglądało jak skamieniałe. Wyrzuciłąm ją przez okno. W spódnicy tkwiło żądełko, długości kilku milimetrów.
I jakoś tak chwycił mnie za gardło ten widok, przczucie śmiertelnej i beznadziejnej walki.

Kończę studia, piszę pracę magisterską, w pracy proponują mi etat, na uczelni studium doktoranckie... a ja nie wiem czego chcę. Zdaję do Łodzi a tez czasem ogarnia mnie niepewność... czy tego chcę, czy tylko uciekam od innych rzeczy. Takie tam przełomowe momenty. Tylko coraz mniej wolności, coraz więcej konieczności.
20:14 / 09.05.2001
link
komentarz (1)
Ostatnie dni płynęły jak u Czechowa: kwitnący sad, herbatki, pogawędki, spokój.
W sumie nic się nie działo i dobrze. Aż trochę wstyd (?,0), kiedy jest tak dobrze. Każdemu życzę takiego życia.
A potem przyśnił mi się sen, o którym nie mogłam zapomnieć a wstydziłam się mówić.
PRZEZROCZYSTĄ DRŻĄCĄ RĘKĄ WYJADAM TWARZ
I tak to właśnie było.
23:04 / 03.05.2001
link
komentarz (1)
Gadaliśmy nocą, gadaliśmy rano, w południe i po południu.
Nic nie zakłócało scenerii i atmosfery, żaden Czas nas nie mijał. Tylko Robota, jak to ona, czekała i czeka, natrętna...
Ale dni jest wiele, jak to powiedział tydzień temu Pan Zapaśnik, kiedy syn zaczął zawracać mu głowę, że coś tam trzeba zrobić teraz, zaraz:
"Jestem zajęty, mam gości, synu, a poza tym DNI JEST WIELE"
Oby.
19:22 / 02.05.2001
link
komentarz (1)
Wspaniale - bycie prostacko szczęśliwe.
Słońce, kwiaty, źrebak.
A gdzieś dookoła anonimowa groza.
Kości kilkuset osób odnalezione gdzieś w piwnicy, przypadkiem, przy okazji. Szybko wydobyte, do cerkwi, nikt nie zważa na archeologiczą przyzwoitość i możliwość ewentualnego dochodzenia - kto zabił blondykę z dzieckiem, jej brata w kraciastej koszuli, sąsiadkę... To już nie ważne. Po co tam byli, kto strzelał,dlaczego... Jeśli nawet stałoby się ważne, to tylko ze względu na doraźny ideologiczno-polityczno-narodowy czy religijny interes. Nie dlatego, że ci ludzie zniknęli i może kilkuset innych oszalało z bólu przez to zniknięcie.
Dziwimy się, że ludzie bawili się na karuzeli kiedy płonęło getto.
A nie ma w tym nic dziwnego, nic różnego od codziennej praktyki naszego świata.

Ktoś powiedział, krzyczcie że płonie dziecko i jego ukochany piesek, wtedy żałują... Dwieście osób, dwieście tysięcy, dwa miliony... to nie istnieje.
Wczoraj było w Gazecie, dziś już nie ma.
Nie ma linku do bezimiennej kupy kości.
Ha.
Trzeba iść na miasto, do cyrku, do cyrku, do kina...
14:25 / 30.04.2001
link
komentarz (1)
W tak obłędnie świecącym słońcu i terażniejszość i przyszłość i przeszłość nawet wyglądają optymistycznie.
Pomału uspokajam się po wyjeździe i myślę, jak sobie wszystko teraz zorganizować, żeby nie paść z wyczerpania tylko spokojnie i systematycznie zrobić to co mam do zrobienia w tym miesiącu.
Kusił mnie wyjazd do Berlina na 1 maja, ale odpuszczam... nie wszystko w życiu można mieć, a już na pewno nie wszystko na raz.
Szkoda, że nie mam ciemni w domu, wygodniej by było, jakby mnie zmęczyły zdjęcia wychodziłabym sobie do lasu.
Jest dobrze.
I tyle.
01:32 / 30.04.2001
link
komentarz (1)
Już tam, już tu.
Wszystko poszło tak szybko, że aż wydaje się trochę nierealne. Było wspaniale, jak zawsze, komicznie, jak zawsze, trudno chwilami, jak zawsze.
Jak to wszystko pamiętać, jak ogarnąć?
Dom Dziecka, mieszkanie w izolatce za gabinetem lekarskim, duszno i smród medyczny, ale spokój. Dzieci. Słońce. Poznani nowi ludzie - pan "zapaśnik", kobiety z kołchozu, bajkowa śliczna staruszka. Odwiedzanie starych znajomych - popijawa w meliniarskim, ale tak gościnnym domu Cz.M. - trudno było przeżyć, samogon nie przelewki; pani Leonora, nasi poprzedni gospodarze. Wywiady, zdjęcia. Uliczki Wilna. I te obrazy - pani W. w pijackim widzie i fazie religijnej na kolanach śpiewająca pieśni religijne, niesamowita twarz pana "zapaśnika", goście łowiący karasie w bajorze przed kołchozowym blokiem, tańczące dzieci.
12:26 / 24.04.2001
link
komentarz (1)
Wyjazd na Litwe niesamowity od poczatku: na dworcu pan w pilce do nogi na glowie w charakterze kapelusza (kiedys nosil korone z Burgerkinga,0), jego konwersacja z jakims Niemcem, zielone galazki nie wiadomo skad, ktore mu dawal... dziwne byly te galazki...
W przedziale jeden stary, czerstwy Niemiec i jeden mlody, blady Szkot. No i my. Podroz tak dobra jak nigdy, bo co pociag to pociag.
W Wilnie slonce i wszystko zapowiada sie dobrze. Bedziemy mieszkac w Domu Dziecka w Podbrodziu. Zacznie sie...
A Wilno zaskakuje - internet cafe... co w tym miejscu bylo wczesniej?
12:41 / 23.04.2001
link
komentarz (1)
Mam chwilami poczucie odrealnienia. Przychodzi na przykład wtedy, kiedy patrzę na to, szczególnie na pierwsze z prawej w drugim rzędzie od góry... Ja i "to" istniejemy w tym samym świecie, jesteśmy tym samym światem. A tak trudno uświadomić sobie koegzystencję naszych istnień. Kiedy ja przeżywałam swój weekend (praca, festiwal jutro filmu, znajomi, impreza pod mostem, sen, giełda fotograficzna, pole mokotowskie, knajpa, praca, sen,0)ludzie ze zdjęcia też gdzieś byli, coś robili. A łączy nas tylko ulotna relacja ich bycia na zdjęciu, mojego spojrzenia, mojej myśli.
Jeden świat?
Wyjeżdżam dziś na Litwę.
22:57 / 20.04.2001
link
komentarz (1)
Relacja dog-ratlerek zafascynowała także Canettiego:
"Monstrualne życie psów: najmniejszy z nich może się przymierzyć do największego i mogą przyjść na świat młode. Psy żyją w dużo większym stopniu niż my wśród potworów i karłów, które jednak są tego samego gatunku i mają wspólny język. Ileż może im się przydarzyć! Jakież groteskowe przeciwieństwa próbują się łączyć w pary! Jak bardzo się boją, jak bardzo przyciąga je najgorszy z nich! I wciąż ich bogowie w pobliżu, zawsze gwizd i powrót do surowszego świata symbolicznych obciążeń. Często może się wydawać, że cały świat religii, który sobie odmalowaliśmy, z diabłami, krasnoludkami, duchami, aniołami i bogami, został wzięty z realnego życia psów. Może na ich przykładzie wyobraziliśmy sobie nasze różnorodne wierzenia, a może staliśmy się ludźmi dopiero od chwili, kiedy zaczęliśmy trzymać psy - w każdym razie z ich życia możemy odczytać, co właściwie sami robimy, (...,0)."
Moja zwierzęca obsesja...
Gdyby kura była wielkości słonia...
Słoń jak chomik...
Komary jak konie...
11:26 / 20.04.2001
link
komentarz (1)
Człowiek, któego dziś widziałąm miał ucho jak pół mojej twarzy, a między głową a tyłkiem żadnego wcięcia - potężny kark zlewał się po prostu na odcinku 70 mniej więcej centymetrów z potężnym tyłkiem.
Ciekawe, co sobie myśli dog patrząc na ratlerka...
22:13 / 19.04.2001
link
komentarz (1)
Wariat kontrolowany w Lasku Bielańskim.
"Kurrrwa, system, jebany, jebać ich, panują, wszędzie są, kurwy systemu..."
Zobaczył ludzi, chrząknął, umilkł... Jakieś 30 metrów za nami słyszę...
"Pierdol system, kurrrwa..."
Tak naprawdę, to nie wierzę w wariatów.
Ale wierzę w codzienne zbiorowe szaleństwo.
22:54 / 18.04.2001
link
komentarz (1)
Kiedy oglądam telewizję albo czytam gazety ogarnia mnie czasem uczucie gwałtownego zażenowania.
Czasem czuję to także wtedy, kiedy myślę o sobie.
To pali i mdli.
Ale warto to poczuć. Czasem.
17:14 / 17.04.2001
link
komentarz (1)
Seks to jedna z najbardziej tajemniczych i cudownych rzeczy, które przydarzają mi się w życiu.
Jak to się dzieje, że za każdym razem, kiedy się kochamy, tak bardzo zbliżamy się do siebie psychicznie, duchowo? Mam wrażenie, że kochamy się bardziej, jesteśmy czulsi, radośniejsi, bardziej razem....
Cały wspólny dzień jest pełniejszy i piękniejszy.
Coś w tym jest, że wprowadzenie oddzielnych łóżek to początek końca związku.
22:36 / 12.04.2001
link
komentarz (1)
Kolejna rzecz o blogach
Ciekawe, czy autorzy blogują...
23:32 / 11.04.2001
link
komentarz (1)
Rzecz, która robi wrażenie - spektakl francuskiego teatru tańca wczoraj w Romie.
Komiczny, surrealistyczny, perfekcyjny.
Absolutna radość tańca, absolutne zawodostwo.
Od hip hopu przez break dance, afro, flamenco, klasyke, moderne i cholera wie co.
Kurczę, taki kawał sztuki jakiego dawno nie widziałam!!!
A dziś - samo życie, czyli żenada w supermarkecie. Oszołomione tłumy, a do tego jeszcze harcerze ZHR, którzy przy kasach pakują ludziom towary i zarabiają tak sobie niwinnie i przyjemnie (?,0) na obozy i inne akcje.
Ja im mówię, że sobie poradzę - oni dalej pakują. Ja im mówię, że dziękuję - oni nie rozumieją. Więc w końcu mówię, że nie popieram ZHR i nie chcę nic płacić tej organizacji - wytrzeszczone gały biednego zdumionego dzieciaka. I tak pakowali. I tak nic nie dostali. Głupio mi było, dzieciaki pracują bądź co bądź, ale wspierać organizacji, która promuje ideały narodowo-katolickie nie będę i już. Zresztą, każda organizacja której członkowie noszą mundury budzi we mnie automatyczną niechęć i nic nic na to nie poradzę. I nie chcę poradzić.
17:17 / 09.04.2001
link
komentarz (1)
Kiedy kolejnemu posłowi lub aktorzynie coś się nie podoba - książka, wystawa, koncert, zastanwiam się, czy panujący u nas deficyt dystansu i poczucia humoru ma coś wspólnego z położeniem geograficznym, wyznaniem, językiem. Dlaczego nie ma polskiego Haska, dlaczego różni super krytycy gnoili chociaży Bareję za "niskie loty"?
"Słusznie powiedziano kiedyś, że dobrze wychowany człowiek może czytać wszystko. Nad tym, co jest naturalne, zastanawiają się tylko największe świntuchy i wyrafinowani rozpustnicy, którzy w swej zakłamanej moralności nie biorą pod uwagę treści, ale ze złością rzucają się na poszczególne słowa.
Przed laty czytałem krytykę jakiejś nowelki, w któej krytyk oburzał się, że autor napisał:
WYSMARKAŁ SIĘ I UTARŁ NOS
Sprzeciwia się to rzekomo wszystkiemu, co estetyczne, wzniosłe, co narodowi powinna dać literatura. (...,0)
Ludzie, którzy lękają się mocniejszych wyrażeń są tchórzami, bo naga rzeczywistość ich przeraża, a tacy właśnie słabi ludzie są największymi szkodnikami kultury i charakteru. Tacy wychowaliby naród jako gromadę przeczulonych człowieczków, masturbantów fałszywej kultury w rodzaju św. Alojzego, o którym powiedziano w księdze mnicha Eustachego,że gdy św. Alojzy usłyszał, jak mąż jeden z wielkim hukiem wypuścił wiatry, rozpłakał się i w modlitwie dopiero znalazł ukojenie"

Hasku kochany, 80 lat temu to pisałeś, i co z tego?
19:50 / 08.04.2001
link
komentarz (1)
Przez cały jeden dzień zapisywać wszystko, za czym tęsknimy, bez wyjaśnień ani powiązań, nic poza tym, rzeczywiście tylko tęskonoty.
Innego dnia spisać wszystko, czego się boimy.
Canetti.
I co? Nie... Tylko jeden lęk, o któym warto cokolwiek powiedzieć. Że najbardziej boję się własnych tęsknot.
Kierunek Wschód - już niedługo. Dlaczego tak bardzo chcę jechać?
Czuję, coś nadchodzi. Gładkie dni, banalne, nietwórcze. Kto wie, może jedne z najlepszych dni mojego życia. Bezpretensjonalne.
Bezambitne.
Naprawdę?
A ptaszyska drą się jak szalone, wiosna, wiosna, wiosna.
18:45 / 05.04.2001
link
komentarz (1)
Kierunek - Wschód.
Już niedługo.
Pójdę sobie do tej fajnej babci.
"Pani już tak długo tu mieszka, może mi pani różne ciekawe rzeczy opowiedzieć..."
"Co ja wiem? Ja nic nie wiem, ja nietutejsza jestem, ja tu dopiero co w 24r. przyjechała".
Ale pogadać pogadała.
"Rozmaitości, pani, na tym świecie wiele jest..."
13:31 / 04.04.2001
link
komentarz (1)
Kocham kolejki podmiejskie, choć czasem bywa straszno tam.
Człowiek w średnim wieku, szare ubranie, skoncentrowana twarz, nie patrzy na nikogo.
"Szybbbciejjj jedż, szybbbcceijjj, no szybciejjj..."
Mantra relacji Warszawa-Ząbki.
18:08 / 02.04.2001
link
komentarz (1)
Trudność przy sporządzaniu zapisków - jeśli mają być sumienne i dokładne - polega na ich osobistym charakterze, a człowiek chciałby właśnie odejść od prywatności; unikamy zapisywania jej, jakby nie mogła się już później zmienić. W rzeczywistości wszystko zmienia się dalej na wiele sposobów, jeśli tylko, raz zapisane, pozostawimy je w spokoju.
To czytanie wciąż na nowo wytycza drogi ducha.
Człowiek pozostaje wolny jeśli ma dość siły, żeby rzadko czytać to, co napisał.
Canetti