02:17 / 28.03.2006 link komentarz (1) | Aśka, Zuza, Kaśka, Karolina, Magda? | 22:59 / 06.03.2006 link komentarz (0) | O rety! Dzwoni do mnie w srodku nocy i recytuje Kofte. Dokladnie ten wiersz, ktory przepisalem jej kilka miesiecy temu na kawalku niechlujnie wyrwanego brulionu. DokladnIe ten... W tym momencie jest juz czescia historii, czescia naszej historii, elementem zwyciestwa, sukcesu. I szepce mi czy to wszystko ma sens? Usmiecham sie, niby cicho gdzies w srodku, a tak naprawde spazmatyczny ruch endorfin przemienia sie w barbarzynski taniec rodem z wyspy Bora Bora. To byl nokaut, jest cudowna.
U mnie Maria Peszek i Łobaszewska, bo przeciez to ona wygrala ostatni weekend. | 00:18 / 21.01.2006 link komentarz (1) | Smieszne to troche. Przed chwila byla w tym pokoju. Ona chce, ja nie wiem, znaczy sie niebardzo. Odpowiada mi uklad "bez zobowiazan". Bo 20 lat, bo nikogo konkretnego nie ma na horyzoncie. Kiedys kobiety byly inne, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Co u mnie? Czytam Cycerona, slucham Bargrooves, w wakacje Dublin a od wrzesnia, jak Bog da, Praha. Trzymaj kciuki (Adam, uda sie!). | 02:17 / 23.12.2005 link komentarz (0) | Chyba osiagnalem taki stan, ze do szczescia nie potrzeba mi duzo wiecej. Wszystko z jednej strony wzglednie poukladane, a z drugiej nieludzko czesto zachowuje sie jak dziecko (tez to lubisz, zero chronologii, podupadajaca odpowiedzialnosc). Dobrze mi z tym. Hedonista. Egocentryk. Jedynak. thanks | 14:22 / 17.07.2005 link komentarz (1) | "Ronald wzruszył ramionami i puścił Freda Waringa; spoza straszliwego skrzeczenia wyłonił się nagle temat, który zachwycił Oliveirę, bezimienna trąbka, a potem fortepian, wszystko we mgle złego gramofonu, nędznego nagrania, orkiestry z czasów nijako poprzedzających jazz; przecież właśnie z tych starych płyt, ze statków komediantów w dzielnicy Storyville narodziła się jedyna uniwersalna muzyka tego wieku, coś, co zbliża do siebie ludzi bardziej niż esperanto, niż UNESCO, niż linie lotnicze, muzyka wystarczająco prymitywna, aby stała się powszechną, i wystarczająco dobra, aby stworzyć swoją własną historię, swoje schizmy, herezje, swego charlestona, swego black bottoma, swoje shimmy, swego fokstrota, swego bluesa, etykiety i klasyfikacje, takie i inne style, swing, bebop, cool, nawroty i upadki romantyzmu, klasycyzmu, hot i intelektualny jazz, muzyka humanistyczna, muzyka posiadająca swoją własną historię w odróżnianiu od głupiej, zwierzęcej muzyki tanecznej, polki, walca, samby, muzyka, którą można było rozpoznać zarówno w Kopenhadze, jak i Mendozie, czy też w Capetown, muzyka, która zbliżała do siebie młodych z płytami pod pachą, która ofiarowywała im nazwiska i melodie niby hasła, ażeby mogli się rozróżnić, zetknąć, czuć mniej samotni w biurach, wśród rodzin, wśród nieskończonych goryczy miłości, muzyka, która pozwala na wszystko, zarówno wyobraźni, jak gustom, 78-obrotowa kolekcja instrumentalistów z Freddym Keppardem czy Bunkiem Johnsonem, reakcyjna wyłączność dixielandu, akademicka specjalizacja w stylu Biksa Beiderbecka, albo skok ku wielkiej przygodzieTheloniussa Monka, Horace Silvera albo Thada Jonesa, mieszczaństwo Errola Garnera lub Arta Tatuma, żale i przysięgi, predylekcje do małych zespołów, tajemnicze nagrania pod pseudonimami i tytułami, narzucane przez wytwórnie płyt lub chwilowe kaprysy, całe to wolnomularstwo sobotnich nocy w studencjkich pokoikach lub w jakiejś piwnicy, z dziewczynami, które wolą tańczyć, niż słuchać Stardurst lub When your man is going to put you down i które pachną łagodnie i słodko perfumami, i skórą, i upałem, i dają się całować, kiedy o późnej godzinie ktoś nastawi The blues with a feeling i prawie się nie tańczy, tylko stoi, kołysząc" | 12:48 / 09.07.2005 link komentarz (0) | Jeżeli jeszcze kilka dni temu myślałem o nas dialog roztańczonych źrenic, to stan obecny mogę porównać z zezem rozbieżnym i sporym astygmatyzmem. Zez polega na tym, że jedno oko patrzy na Warszawę, a drugie mocno obraca sięw kierunku Wrocławia. Tak, niestety, pasuję. | 11:03 / 08.07.2005 link komentarz (2) | Opcja jest taka, że robię najlepsze naleśniki na wschód od Renu. Nie pytaj o przepis, bo i tak nie dam. | 23:54 / 03.07.2005 link komentarz (0) | Wspólny wypad do Małego na "Rzeźnię" w/g Mrożka i zimny Żywiec w Bordo (nie lubię tego miejsca). Malajkat zgarnia wszelkie laury za dyrektora filharmonii a ja nadal nic nie wiem, wszystko stoi w miejscu, uśmiecham się pod nosem.
Pete Philly & Perquisite nie dość, że nagrali najlepszą płytę, to nie są czarnuchami! Jeszcze kilka dni temu dałbym sobie odrąbać 3 kończyny za to, że nie są biali i nie z Holandii.
Kapryśnie, chimerycznie [generalnie]. | 23:30 / 01.07.2005 link komentarz (2) | Ona mówi, że nasz ogród nad morzem będzie pachniał słodkim groszkiem, a ja chowam głowę w zmęczone dłonie i ciągle myślę o tym, jaka jest cudowna. Jest tylko kilka pytań, na które odpowiedzi powinny się pojawić w ciągu najbliższych dni.
Wyjazd do Wrocławia był bezsprzecznym zwycięstwem, rynek, Stare Miasto, czarno-białe zdjęcia i noc na Ostrowie Tumskim. Różowe Carlo Rossi i chyba już wystarczy tych słodkości.
No a tak obdiegając od tematu, to płyta zaczęła się materializować, więc czekaj wytrwale. Są wakacje, mentalność zawiesiłem gdzieś pomiędzy LA a Miami. | 14:57 / 05.06.2005 link komentarz (1) | Ej no "Socjologia" Sztompki jest taka, że wciągam najwyżej 80 stron dziennie, a biorąc pod uwagę moje hardkorowe limity czasu oznacza to klapę. Poza tym mam najnudniejszą pracę na świecie i jedynym ciekawym akcentem jest przyjazd szanownych panów ochroniarzy, jak zjebię coś przy wpisywaniu kodu w alarmie (są już 3 dzień z rzędu i znamy się coraz lepiej). No a tak poza tym już w ogóle, to po siódmym sobie powiedzieliśmy, że różowe koszulki polo, dywany na wierzch, megamodne okulary i piajempi [buehehe]. | 18:37 / 22.04.2005 link komentarz (1) | Wokół mnie walają się puste wkłady do parkera, dziesiątki chaotycznie porozrzucanych kartek z kilometrami mojego charakteru pisma, "Półwiecze" Roszkowskiego, które już nie straszy i puste pudełka po pizzy. Wracając wczoraj do domu mijałem dworzec, z którego zawsze wyjeżdżam na południe, względnie na zachód. W głowie znowu pojawił się widok Strasnic,zaniedbanych ale bardzo stylowych willi z okresu dwudziestolecia, najlepszej knajpy U Kladiva, gdzie barman porzychodził tylko po to, by dopisać kolejne kreski do naszego rachunku, leżącego na stole. W głowie Maro i ciekawość co u niego, czy w końcu poukładał sobie życie, czy jest szczęśliwy. Potem przeleciały mecze Sparty na Letnej, piwo Gambrinus i parki v rohliku z masakryczną ilością ostrej musztardy. Tak, było najlepiej.
***
I chyba wiem co mi się w niej tak bardzo podobało... To było niesamowite połączenie dwóch płaszczyzn, niesamowicie naturalne połączenie dwóch światów - nieprzeciętnej inteligencji i po prostu zwykłej "normalności".
Teraz uczę się pokazywać pazury, bo wiem, że jak na razie kiepsko mi to wychodziło. No właśnie, uczę się. Od nowa. | 23:45 / 21.04.2005 link komentarz (1) | Ej no nie wiem, ale może znowu zacznę konfrontować swoje myśli z tymi pieprzonymi elektronami, pędzącymi z zawrotną prędkością w moim kineskopie. | 01:34 / 04.04.2005 link komentarz (0) | Blue in green, Bye bye blackbird, 'round midnight i znowu odpływam.
Dobra, wracam do łóżka, pjona. | 22:46 / 02.04.2005 link komentarz (0) | Nie żyje.
Inna lillahi wa inna ilejhi rażi-auum. | 01:26 / 01.04.2005 link komentarz (0) | Dzisiaj były grane opowieści spod mchu i paprotki. Zajebiste towarzystwo, telefon od właścicielki najfajniejszych kolczyków na świecie i w ogóle mistrz. Otrzymałem taką dawkę funku, że wystarczy mi na kilka najbliższych dni. A Grzesiek i tak wygrał na parkiecie - "skumaj te kocie ruchy, bejbe". | 19:03 / 30.03.2005 link komentarz (2) | St. Germain - "Sure thing" | 01:29 / 30.03.2005 link komentarz (0) | Liczy się tylko wygodne łóżko, liczy się Miles, niezniszczalne "It never entered my mind" i odpływam daleko, poza horyzont. | 23:55 / 29.03.2005 link komentarz (6) | Basen i sauna sprawiły, że teraz czuję się jak nowonarodzony bóg. Wracając latarnie wprowadzają mnie w stan zblizony do hipnozy. Teraz siedzę, piję zimną herbatę, na która tradycyjnie nie starczyło mi czasu kiedyś tam, wpieprzam najlepszą mleczną czekoladę z orzechami a z głośników powolutku sączy się Lizz Fields. Jutro tata jedzie z Eckhardem do Mikołajek i to znaczy, że w weekend wszyscy teleportują się na Kamczatkę. Dużo i bardzo [zawszespoko]. | 19:35 / 27.03.2005 link komentarz (0) | "Znow przycisnal palce do oczu. Wreszcie napisal wszystko, ale wcale mu nie ulzylo. Terapia nie odniosla skutku. Wciaz mial ochote wrzeszczec i klac na cale gardlo" | 23:19 / 26.03.2005 link komentarz (0) | To czysta prawda, a Ty szeptem do mnie, szeptem mów... | 13:27 / 26.03.2005 link komentarz (1) | Bo wiecie, w tym roku jazzy jest tylko no logo. Zatem, aby nie zostać w tyle i móc normalnie wyjśc na miasto, odpruwam wszystkie krokodylki, Dolce&Gabbana też odpada, bo niby para gejów, ale ponoć i tak już nie są razem (więc się nie liczy, już nie jest seed). Tommy co prawda daje radę, bo małe znaczki i łatwo je ukryć, Givenchy natomiast na zawsze odchodzi do lamusa.
[szyderczy usmiech x 2] | 23:22 / 25.03.2005 link komentarz (0) | Jest piękne słońce, 15'C, jesteśmy my, są rowery i brak ustalonego planu - czysty spontan. Cały dzień jeździmy po mieście, z premedytacją wybierając jak najdłuższe trasy, powoli zaczynamy cieszyć się swoją obecnością. Zwiedzamy kilka knajp, oglądamy chmury leżąc na Polach Mokotowskich i rozmawiamy o przyszłości, o szansach, o sile pasji, która wpływa na życie. Wracamy patrząc sobie głęboko w oczy.
Wieczór to mleczne powietrze nad stolicą, widoczność ograniczona do 10 metrów, ursynowskie boiska i urodzinowy toast. 100 lat!!! | 16:51 / 24.03.2005 link komentarz (0) | I łóżko umiem złożyć też. | 00:24 / 24.03.2005 link komentarz (0) | Dzień poza domem, dzień na wygnaniu. Najpierw uczelnia, film o lustracji, potem uginające się torby z zakupami. Najszybsza Toyota w mieście i rozwijamy takie prędkości, że kilka razy naprawdę mam śmierć w oczach. Rap przy 170 i wyprzedzaniu w odległości kilku centymetrów smakuje inaczej, nie wiem czy lepiej, ale na pewno inaczej.
Teraz Coltrane i Davis. Daga, to może jednak Chimera i noc na placu Piłsudskiego? Sezon czas zacząć! Zdecydowanie. | 20:02 / 22.03.2005 link komentarz (0) | "Za plecami Winstona głos płynący z teleekranu wciąż trajkotał o wytopie surówki i przekroczeniu Diewiątego Planu Trzecioletniego. Teleekran służył równocześnie za odbiornik i nadajnik, dostatecznie czuły, żeby wychwycić każdy dźwięk głośniejszy od znizonego szeptu, co więcej, jak długo Winston pozostawał w zasięgu metalowej płyty, był nie tylko słyszalny, lecz także widoczny. Nikt oczywiście nie wiedział, czy w danym momencie jest obserwowany. Snuto jedynie domysły, jak często i według jakich zasad Policja Myśli prowadzi inwigilację. Nie sposób też było wykluczyć, że przez cały ten czas nadzoruje wszystkich. Tak czy inaczej, mogła się włączyć w dowolny kanał, kiedy tylko chciała. Pozostawało więc żyć z założeniem - i żyło się, z nawyku, który przeszedł w odruch - iż każde słowo jest podsłuchiwane, a każdy ruch pilnie śledzony, chyba że w pomieszczeniu panuje akurat mrok.
Winston stał tyłem do teleekranu. Tak było bezpieczniej, choć - jak wiedział - z pleców też można wiele wyczytać. " | 16:02 / 22.03.2005 link komentarz (0) | Amerykański system informowania o wydarzeniach kryzysowych opiera się na tym, że obywatele USA po otrzymaniu instrukcji bezwzględnie się jej podporządkowywują. Kwestia kultury. 11 września kilka minut po uderzeniu pierwszego samolotu w WTC, nikt tak naprawdę nie wiedział co dokładnie się wydarzyło. Systemy nagłaśniające nakazywały pracownikom wejście pod stoły. Polacy jako jedni z nielicznych momentalnie zaczęli biec do wyjścia, podczas, gdy reszta posłusznie respektowała treść komunikatu. Dlatego tylu naszych rodaków przeżyło. Szkoda tylko, że z nami jest tak na codzień, nie tylko w sytuacjach wyjątkowych. | 22:41 / 21.03.2005 link komentarz (1) | Agnieszka zapłakana wbiega do mnie, przytulam ją i nie wiem co zrobić. Nawet nie tłumaczę, że teraz jestem najmniej odpowiednią osobą, zresztą ona o tym doskonale wie. Jedyne co robię, to włączam Boomtown Rats i rozkładam ręce. Rozkładam ręce [frajer]. | 15:08 / 21.03.2005 link komentarz (0) | On mówi: "Ziom, ty weź się ogarnij".
No to sie ogarniam.
***
Żenia dzwoni, że przeprasza, że nie chciał, żeby tak wyszło i jak wróci po świetach, to się gdzieś spotkamy, wszystko mi wytłumaczy, tak w cztery oczy. Mówimy sobie, że jak tylko na Białorusi coś ruszy, to wsiadamy w pierwszy lepszy pociąg i ta rewolucja będzie również naszą rewolucją. Luka stop? Luka WON!!!
***
abstrahuję | 23:10 / 20.03.2005 link komentarz (2) | Dzień z serii "lazy sunday", dogorywanie po wczorajszym/dzisiejszym?, chaos, TYLKO mainstreamowe instrumentale, na koniec paskudnyfastfoodzdostawądodomu i najcieńsze szlugi na rynku.
W żołądku czuję dziwny ścisk, może nie ból, ale właśnie taki delikatny skurcz. Dzisiaj po raz kolejny trafiłem na amatorkę kwaśnych jabłek. Ble, nie lubimy, nie jaramy się. Jak przypominam sobie, że wiosna brutalnie wchodzi do gry, na twarzy pojawia się szyderczy uśmiech. | 11:44 / 20.03.2005 link komentarz (0) | Właśnie łapię się za głowę! | 04:56 / 20.03.2005 link komentarz (0) | Jest śmiesznie, Nagiełło skład zdecydowanie daje radę. Dzisiaj poszły takie ilości, że jutro złapię się za głowę. "Trying your luck" po raz drugi z rzędu wygrywa mistrzostwo świata. Władek N. dzisiaj dał tak, że ojej, Stasieeeek robi najlepsze bity w Polsce a Tomek jest mistrzem ciętej riposty, ziąąą. Teraz kicham, mam katar i idę spać. Generalnie jest śmiesznie.
***
Pani U. dobija się do mnie drzwiami i oknami. Nie jest w stanie zrozumiec, że nie mam ochoty, po prostu mi się nie chce, tak najnormalniej w świecie, wiesz. | 13:19 / 19.03.2005 link komentarz (0) | Jestem fajny: jeżdżę nocnymi autobusami przez całe miasto, zasypiam w nich ze zmęczenia i w rezultacie budzę się kilka przystanków za daleko.
Jestem hazardzistą: stawianie wszystkiego na jedną kartę nie opłaca się w ogóle, mówię sobie, że chore sytuację emocjonalne już nigdy w życiu nie sprowokują mnie do tak zdecydowanych posunięć. Ryzyko zostało wpisane w koszty, ale nadal trudno mi w to uwierzyć. Traktowanie uczuć w kategorii gry czy konkurencji jest ciosem poniżej pasa podczas, gdy ja odsłaniam się całkowicie, nie trzymam gardy. Teraz priorytetem staje się miękkie lądowanie, delikatne przejście w inną atmosferę.
Jestem Łukasz: dzień dobry, jest fajnie. | 00:10 / 18.03.2005 link komentarz (2) | Jeszcze chciałem dodać, że teraz jestem wkurwiony dużo bardziej. DUŻO bardziej. | 00:07 / 18.03.2005 link komentarz (0) | Intensywny dzień. Tradycyjnie udało mi się zawalić kilka spraw. Notoryczne łamanie zasad ruchu drogowego i w rezultacie ogromne wkurwienie z samego rana. Potem chwila relaksu z młodym Tuwimem, który dla mnie osobiście jest największym mistrzem. No zakochałem się ostatnio - w końcu technika na równi z treścią. Południe w pogoni za bezsensownymi dokumentami, a potem już tylko wielki śmiech z Justyną i żołądek studio dla Fiony aka Szeregowej aka Olafa. No. Następnie szybki obiad z serii hand made i transport na basen.
Godzina 18:26, Wola, oberwanie chmury, cudowne błyskawice, coś się w końcu ruszyło, wszystko budzi się do życia, Warszawa tonie, ulice śliną się bardzo intensywnie. Wracając czuję, jak gigantyczne krople odbijają sie od mojej twarzy, idę przez mokre ulice, nie zwracając uwagi na nic, poza moimi sluchawkami i papierosami ze stajni pana Philipa M. Nie czuję nawet tego, że każdy centymetr mojego ciała jest zimny i mokry, to nie o to teraz chodzi. Jest muzyka, jest nikotyna, jest też pierwszy wiosenny deszcz. Deszcz, który niektórym daje nadzieję, ale jednocześnie orzeźwia, cuci i wzmaga racjonalność myślenia. Racjonalnośc jest mi bardzo potrzebna, najwyższy czas spojrzeć prawdzie prosto w oczy i uświadomić sobie pewnie sprawy. I to wcale nie jest tak, że głupie rozmowy, czy też te kilka dzisiejszych piw rozwiąża problem za mnie. Jest 00:01, Łukasz idzie zapalić, Łukasz idzie grzecznie spać. Dekadentyzm i dobranoc [wkurwiam się]. | 20:59 / 16.03.2005 link komentarz (0) | Pamiętam każde słowo, każdy gest, uśmiech, przybliżoną liczbę wypalonych papierosów, błysk w oku a tam tylko zieleńzieleńzieleń, ciepło herbaty, ciepło słów, ciepło w środku. Dzisiaj deszcz się nie liczył, dzisiaj deszcz był nieważny. Ale piątek mnie martwi, tak trochę. | 09:56 / 16.03.2005 link komentarz (0) | Czy chińskie biustonosze zmiażdżą europejski przemysł odzieżowy?
***
Czytam te wiadomości po 10 razy, i z każdym kolejnym, rozumiem coraz mniej. | 00:32 / 14.03.2005 link komentarz (2) | See me, want me, give me, trust me
Feed me, fuck me, love me, touch me
This whole world is cold and ugly
What we are is low and lovely
I am the most beautiful boogie man
The most beautiful boogie man
Let me be your famous nightmare
Close your eyes and I'll be right there
While...Open...All...Over...A-gain
See me, touch me, give me, want me
Feed me, fuck me, trust me, love me
This whole world is cold and ugly
What we are is low and lovely
I am the most beautiful boogie man
The most beautiful boogie man
Let me be your famous nightmare
Close your eyes and I'll be right there
I tylko empiria; percepcja zachwiana do tego stopnia, że mam ochotę szybko wyjść i zwymiotować wszystko to, co siedzi w środku. | 19:32 / 13.03.2005 link komentarz (2) | Adam był dzisiaj ze mną na herbatce, Adam już wie jak zarobimy nasz pierwszy milion (no całkiem poważne plany, ale czy ja wiem), Adam ściągnął właśnie Tom & Jerry z 1945 (MCMXLV, żeby nie było).
Adam: (19:19)
kurwa nie mam
karty dzwiekowej
Adam: (19:20)
bo ten łeb
nie zainstalował
znów
i bez glosu
ale chujowo
a te odglosy sa zajebiscie
przecudowne
szczegolnie toma jak krzyczy jak dostanie
Przecudowne. I kropka. | 13:16 / 13.03.2005 link komentarz (2) | Wczoraj wieczorem przyszedł do mnie Jasio - mój dziewięcioletni sąsiad. Po tradycyjnej bitwie na łaskotki, zaczeliśmy rozmawiać o wieku. W pewnym momencie spytał się: "Łukasz, a tak w ogóle to ile ty masz lat?". Nie mógł uwierzyć, że mam tyle ile mam, czyli 20. Śmiać mi się chce, czas leci, znam go od urodzenia, ale w tym wieku widocznie nie ma się jeszcze świadomości osi czasu. Uwierzył dopiero, jak zobaczył mój dowód i przypomnał sobie, że jeździłem samochodem. I pomysleć, że jeszcze 2 lata temu udało mi się go wkręcić, że mam 30 na karku:) | 23:13 / 12.03.2005 link komentarz (0) | Dzisiaj leżałem na łóżku czytając książkę, którą sam nie wiem dlaczego męczyłem aż tak długo i w pewnym momencie, poczułem dziwne łaskotanie nad przegubem prawej ręki. To było takie uczucie, jakby po powierzchni skóry powoli chodził komar albo mucha. Wtedy zobaczyłem, jak pojedyńcze włosy na mojej ręce zaczęły się po prostu ruszać, delikatnie zmieniały swoje położenie, kręciły dookoła własnej osi. Trwało to nie więcej niż 10 sekund, ale zrobiło na mnie wystarczające wrażenie. Skurcze czy naprawde coś łazi mi pod skórą? Dziwne. | 18:47 / 11.03.2005 link komentarz (0) | Słucham Franka Sinatry, przez głowę prześlizguje się czarno biały widok Nowego Jorku: jesienna aura, JFK, labirynt ulic z cyferkami w nazwach, dymiące studzienki kanalizacyjne, poniewierane przez wiatr gazety, obtagowane do granic możliwości wagony metra. 18 milionów ludzi, życie tak szybkie, ze trudno nam to sobie wyobrazić, wszechobecny pracoholizm, wielkie pieniądze po jednej stronie ulicy, a skrajna bieda po drugiej. To inny świat, inna kultura (mimo wszystko), politycy nadal noszący klasyczne kołnierzyki i krawaty zawiązane na pojedyńczego półwindsora, kiedy u nas każdy szanujący sie mężczyzna na codzień zakłada kołnierzyki włoskie i wiąże krawat podwójnym "four in hand'em" lub windsorem zwykłym. To wreszcie Pan Prezydent, który przemiawia do "ukochanego" narodu, trzymając rękę w kieszeni, bo tak wypada, bo on tak może. Stany Zadowolone jakby to napisał z ironią Pan Bohumil, Stany Zadowolone. Pojechałbym nad Wełtawę. Serio. | 22:40 / 10.03.2005 link komentarz (2) | Bo mi chodzi tylko i wyłącznie o to, żebym za jakiś czas mógł powiedzieć, że jestem szczęśliwy, że osiągnąłem pewien cel, który zarazem stał się źródłem spełnienia. Nie ambicji. Spełnienia, po prostu. Żeby znalazł się też ten ktoś, z kim można wspólnie umierać ze śmiechu, będąc w zepsutym samochodzie na środku starej, nieużywanej autostrady gdzieś na bezdrożach Arizony. Śmiać się, bo przecież jesteśmy razem, zupełnie sami i nic nam więcej do szczęścia nie trzeba.
I tylko jeden warunek - zdobyć to wszytsko będąc sobą, bez zbędnej gry i intelektualnej masturbacji, tak myślę. | 17:52 / 10.03.2005 link komentarz (0) | -To była sypka - wyjaśnił Bombardow.
-Co znaczy to słowo?
-"Sypką" nazywamy w naszej gwarze każde nieporozumienie na scenie. Kiedy, dajmy na to, aktor pomyli się w tekście albo kurtyna spadnie w nieodpowiedniej chwili, albo...
-Rozumiem, rozumiem... | 23:48 / 09.03.2005 link komentarz (0) | Łukasz dzisiaj jest sam w domu, Łukasz dzisiaj zrobił sobie dobry obiad, bo umieral z glodu (szpinak, czosnek, ser pleśniowy, jajo i makaron, jami). Poza tym kupiłem nowy ram, od dzisiaj jestem w PO, wytwórnia filmów dokumentalnych daje dupy po całości i jest strasznie zimno. Intensywnie.
PS Drogi Świety Mikołaju, a pod choinkę bardzo bym chciał najnowszą Toyotę Land Cruiser albo fajną Alfę [dzieeeeeeki]. | 00:26 / 09.03.2005 link komentarz (3) | Słuchajac płyty tupie mocno noga o podłoge. Mam nadzieje, ze jutro w metrze Ty bedziesz delikatnie poruszac głowa, no zobaczysz;) | 20:33 / 07.03.2005 link komentarz (1) | Rano obudził mnie telefon od pani Kidawy -Błońskiej, tylko przytakiwałem tak, aha, na pewno będe, aha, środa 19:30, dziękuje za zaproszenie i pamięć, aha, miłego dnia, pozdrawiam. W głowie czuć ciężar wczorajszej metaxy (razdwatrzyczterypięćsześćsiedem, aha). Popołudniowa wizyta u babci, jej łzy na moim ramieniu, wiem, że muszę jej pomóc, wiem, że ona tak dalej nie jest w stanie żyć. Zaciskam pięści i myslę, niech za każdy ból w duszy dziś życie wstrzyknie mi morfinę. Potem odśnieżanie całego podwórka, chodnika, ciepła herbata, zapach pasty do butów a wieczorem już prawie zapomniany smak orzechów (od Babci oczywiście). I tak mi się przypomniało jak kiedyś mieszkaliśmy wszyscy w starym domku z ogrodem, gdzie było 5 orzechów, mnóstwo innych drzew, agresty, pole konwalii i taki prawdziwy strych, który skutecznie skrywał tajemnice naszej rodziny, stare, niepotrzebne meble, obrazy i miliony innych zakurzonych "skarbów".
Ej, jakiś smutny ten mój blog, damn. | 15:13 / 06.03.2005 link komentarz (0) | Wczesne popołudnie upłynęło pod znakiem bezcelowego snucia się po mieście. Beznadziejny widok dawnej robotniczej dzielnicy, przepracowani emeryci dźwigający 5 litrów najzdrowszej na świecie wody oligoceńskiej - dar serca poprzedniego, skorumpowanego do szpiku kości pana burmistrza, zniszczone elewacje, pozamykane sklepy... Gdzieś zniknął dawny blask i blichtr, kolejka już nie jeździ co 5 minut, zdarza się, że po 14 nie ma na peronie ani jednej osoby (kiedyś stały tam tłumy silnych mężczyzn w kracistych koszulach, obowiązkowo z paczką krótkich papierosów w kieszonce, z torbami na ramieniu, po czym można było poznać, który pan jest praworęczny, a który nie). Potem szybki transfer w okolice starej podstawówki, wspomnienie wspólnych przerw z butelką kapslowanej oranżady, wszystkich strzelonych bramek, licznych siniaków, "solówek", gry w kapsle, dyskotek, pierwszej miłości, zbierania kasztanów i obserwacji kolegów z klasy, którzy już wtedy byli "dorośli" i zaciągali sie papierosami z niezwykłym wdziękiem i smakiem... Przyznam się, że kiedyś to robiło na mnie wrażenie. Za małolata, jak to się teraz mówi. Przechodząc obok sklepu monopolowego chowam głowę jak najgłębiej w kaptur. Znajome, a jednocześnie zmasakrowane twarze dawnych kolegów z klasy. Chyba jako jedynemu ze swojego rocznika udało mi się ominąć podobne klimaty. Ktoś tam ma dziecko, kilku ćpa, dwójka nie żyje, reszta stoi pod wspomnianym sklepem, ludzka tragedia. Sąsiadujący ze szkołą park, jak zwykle o tej porze był praktycznie pusty. Kiedyś jeździło się na łyżwach grało w hokeja, od czasu do czasu ktoś wpadł do przerębla. A to nowe osiedle, które budują obok mojej Babci niedługo zasłoni całe centrum i już nie będzie światełka do nieba, obserwacji sylwestrowch sztucznych ogni na Placu Defilad, Pałacu Kultury. Już nie będzie. Jednym słowem wszystko się zmieniło, tego już nie będzie, dictum acerbum. | 11:32 / 06.03.2005 link komentarz (0) | Dzisiejszy poranek wygrała rozmowa z Tatą:
- Wiesz, za bolszewika, to myśmy z kolegami chodzili i pisali po murach i śmietnikach "Mao", Witek nawet mazał po asfalcie tam, gdzie miały być organizowane pochody pierwszomajowe.
- No chyba nie powiesz mi, że byłeś kiedyś wielkim fanem Mao?
- Nie, ale w sklepach było mao, to sobie tak chodziliśmy i pisaliśmy, wiesz, tak dla ludzi, tak po prostu.
I przypomniało mi się zdjęcie wujka Marka, który stoi w Gdańsku przy Pomniku Stoczniowców z podniesioną victorią. To było chyba rok temu, ta historia wciąż żyje, bo to jest Historia a nie jakiś tam zasrany szósty zmysł. Co z tą Polską? | 10:25 / 05.03.2005 link komentarz (2) | To taka rzecz, którą ciężko jest mi teraz sprecyzować - najpierw daje słodycz jak marcepan, a póżniej jest gorzka jak mocca. Innymi słowy czasem słońce, czasem deszcz [a w głowie wciąż tylko jedna myśl].
Życie; i tylko fly me to the Moon | 07:45 / 04.03.2005 link komentarz (0) | A dzisiaj miałem piękny sen. No co? | 20:30 / 03.03.2005 link komentarz (0) | Moje myśli niestety nie są zgrane jak chłopaki z Jurassic 5. Dzisiejszy dzień zaliczamy do serii: "wyrzuć jak najdalej i zapomnij". O egzaminie powiem tylko tyle, że wracając do ośrodka czułem się, jakbym miał już na głowie koronę z liści laurowych i w myslach zaczęła delikatnie rysować się wizja MOJEGO prawa jazdy kategorii B (dzięki). Niestety, trafiłem na skończonego kretyna i sukinsyna, który udupia za NIC. No, tak mi się zaczął dzień. Potem konferencja w Fundacji Batorego, tłumy dziennikarzy i brak odwagi premiera Marka B. Jednym słowem wielki zawód, bo w polityce tak czasami musi być, że "albo rybki albo akwarium". Myślałem, że to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Może i tak, ale po dzisiejszym sporo stracił w moich oczach. I jeszcze na koniec wyjście na basen uświadomiło mi, że z moją kondycją nie jest najlepiej. Trzeba rzucić palenie - zdecydowanie, bo 25 metrów pod wodą to nie jest z pewnością zadowalający rezultat, damn.
A jedyne co ratuje czwartek 3 marca 2005 roku to właśnie chłopaki J5 i Nelly Furtado - "Thin line".
"We been friends for a long time, a very close friend of mine
Love you like you was mine, but respect a thin line
I love you like you was mine, think about you all the time
Very close friend of mine, but respect a thin line" | 00:02 / 03.03.2005 link komentarz (0) | Zimno jest na szczęście tylko na dworze. Jest dobrze, powoli wracam do normalności. Dzisiaj w słuchawakch: Dilated Peoples - "Worst come to worst" (jakoś tak na przekór nastrojowi), Noon Twister - "Vision", Jungle Brothers i dużo Rootsów, sorry, The Rootsów - żeby później nie było. No, a tak w ogóle to rano miałem ostatnie cwiczenia z Panem Samochodzikiem przed jutrzejszym egzaminem, potem mistrzowskie popołudnie i zostałem "najcierpliwszym Łukaszem na świecie":)
Jak ja jutro muszę wcześnie wstać... Ide zapalić. | 06:37 / 01.03.2005 link komentarz (0) | A w Studio znów grają Samotnośc i chyba umrę [albo niech mnie ktoś zastrzeli;)]. | 09:54 / 28.02.2005 link komentarz (0) | Perspektywa ojcostwa zostaje przeze mnie odłożona przynajmniej na najbliższe 5 lat. Miesiąc stresu to nie jest coś, czym można by się jarać. Jaram się natomiast tym, że już wszystko za mną, że zaczynam od nowa. No, i to jest właśnie fajne. Przez ostatnie dni miałem tyle różnych myśli, że aż nie mam ochoty do tego wracać. Całe życie przed oczami, całe życie przede mną [przede wszystkim, sheea];) Zlaty Bażant w lodówce (ale to na wieczór). Teraz trzeba się ogarnąć, zrobić manewry i na uczelnie.
Jestem szczęśliwy!!!!!!!!! AIGHT! | 00:10 / 28.02.2005 link komentarz (2) | Dobrze na mnie działasz. Wiesz o tym? | 02:41 / 24.02.2005 link komentarz (2) | Dzień bardzo intensywny, długi, ciekawy. Wykład o 1920 okazał sie kiepski, davidoff good life chyba daje radę, pyszny obiad, zimne tramwaje, mokra kurtka i ziiiimno wszędzie. W końcu five o'clock doszedł do skutku, daily, jaśmin, ciekawie i w ogóle in plus, serio. A chwilę później pusty peron i śliniące się ulice. Nie wiem jak to się stało, ale jak na złość padły mi baterie we wszystkim co miałem: discman, telefon, zegarek - gimme more power??!!?? Pyszna jabłkowa szisza, cynamonowa herbatka, kebab i mądrości życiowe nad kawałkiem mięcha w stylu: "jakoś tam będzie, bo jeszcze nie było tak, żeby jakoś nie było, nie?". Hahaha!!! Uwielbiam Cie za to, jesteś Mistrzem i chuj z bateriami;) Wyczarterowany kurs 15 na Camp Nou aka pusty tramwaj i podróż do Łukasza na Barce [sibko sibko, bo już grają!]. Znowu nie wygrał, jest hazardzistą, ManUtd nie wszedł i 800 odleciało bardzo daleko (ciągle powtarzam sobie, że nigdy nie zagram. NIGDY!). Potem 604 na centralo, najlepsze zaksy w mieście i pan taksówkarz zarzucający łacińskimi sekwencjami(bo Polacy to specyficzny naród). Aha, na Kamczatce jednak pada:) | 00:11 / 19.02.2005 link komentarz (0) | Jestem szczęśliwy, w końcu wszystko zaczęło mi się udawać! Kilka spraw poszło do przodu, po ostatnich rozmowach czuję smak zwycięstwa w każdym zakamarku swojego ciała. Przekonałem się, że to co robie ma jakiś sens, że uda mi się, że zmniejsza się dystans do spełnienia jednego z marzeń. Dowartościowany, doceniony (to chyba najważniejsze). Jednak czasami jest tak, że gdy ma się prawdziwych przyjaciół, to oni mogą wiedzieć dużo lepiej, co jest dla ciebie dobre a co złe i działając nawet wbrew Twojej woli mogą ci pomóc, dać radość. Tak jest. Wieczór upłynął pod znakiem długiego spaceru z najlepszą płytą na świecie. Poza tym mokre buty, ciepła herbata z sokiem malinowym, ferrero rocher i dalsze męki nad CV (gram tak, żeby się dobrze sprzedać i zaspokoić ambicje - życie). | 17:03 / 16.02.2005 link komentarz (0) | Mam na dzisiaj mojego kochanego Pana Cogito, planuję wspólny wieczór, czasem muszę, no co zrobisz.
Ranek cudowny - 8:10 telefon z dziekanatu, że nie mamy zajęć (zaczynały się 9:45 przyp. red.). No i generalnie mamy wszystko w dupie, wykładowca cośtamcośtam, w każdym razie go nie będzie. No, a Pan otrzymał informację i proszę zrobić z tym co Pan chce, w sensie miałem 2 możliwości:
a) siedzieć ponad godzine i wysyłać smsy
b) zostać oskalpowanym przez 80 osób, których z kolei też nic nie obchodzi i przyjdą do mnie jutro pytając - "jak to". Echhh, chyba muszę przestać się przejmować takimi rzeczami, no. Ale mnie nie oskalpują przynajmniej:)
Środa: 100latAga/punkowenuty/elokurwarap/szalonyplatynowyparkerziaaam | 00:29 / 16.02.2005 link komentarz (0) | Nie mam nic do napisania, zupełnie NIC! | 14:53 / 14.02.2005 link komentarz (0) | Wczorajszy wieczór był wyjątkowy. Mimo, że nie spałem od 36 godzin było nieźle. Po wieczornej sesji przy komputerze, pisaniu CV, wysyłaniu nudnych, formalnych az do szpiku maili znalazłem chwilę dla siebie. W tle ktoś nuci pięknym głosem znajomą melodię, otwarte okno, ja wystawiam twarz na zewnątrz, palę... Sam jestem w szoku, że chłodny wiatr zrobił na mnie takie wrażenie, bo to przecież prawie nic. Prawie, a jednak [wiatruczas?!!?]. Złapałem się za swoją zmęczoną, nieogoloną twarz, zacząłem masować zarost i myśleć, myśleć co i jak, gdzie i kiedy, jeśli tak to po co, co dalej a jak dalej to gdzie i w jaki sposób, blablabla, tysiące pytań i o dziwo znalazło sie również kilka odpowiedzi, nie wiem tak po prostu przychodziły do mnie same, same a zarazem logiczne jak nigdy. Jednak chyba mi się udało, jednak chyba ja to mam trochę szczęścia w życiu, słyszałem to ostatnio od kilu osób i, chyba, zaczęła na mnie działać podświadoma autosugestia. Zobaczymy jak to się wszystko ułoży, bo że się ułoży nie mam wątpliwości. Tylko jedna rzecz, ktoś mi to ostatnio sugerował - stary więcej pewności siebie. Zdaję sobie z tego doskonale sprawę, moja pewność siebie ostatnio gdzieś sie zawieruszyła, uciekła mi na moment. Jak ją znajdę bedzie spoko, zawszespoko [noproste]. | 21:58 / 13.02.2005 link komentarz (0) | Wracam nad ranem z głową ciężką od whisky. Śniadanie w makdonaldzie wygrało, Big Mac Menu o 9 rano to nie jest chyba nic normalnego, no umówmy sie.
Siedze w domu, mam do napisania milion rzeczy, dzwonią telefony a ja tylko: acha, no, dobrze, tak, zrobie to, jeszcze chwilkę, ała ała gdzie się podziała moja motoryka ... Myslałem, że zmuszę się przynajmniej do poprawienia, a właściwie napisania od nowa CV. Wstępna propozycja pracy jak dla mnie całkiem korzystna, nawet bardzo. Dobra, to ja może jednak wezmę sie za ten życiorys... A od jutra przyszły tydzień:> | 14:32 / 12.02.2005 link komentarz (1) | Ha, wczoraj ze dwie godziny wierciłem się w łóżku nie mogąc zasnąć. Jakoś nie byłem w stanie wyłączyć myślenia o sprawach ważnych, takich zwykłych i zupełnie nieistotnych. Poduszka wydawała się za twarda, prześcieradło w podświadomości uciekało gdzieś na bok, łóżko jak zwykle okropnie zimne i jeszcze za krótka kołdra... Po dwóch godzinach walki, słuchania Sinatry i Pat'a Metheny'ego zabrałem poduszkę i wyniosłem się na drugą stronę łóżka. Chyba dobrze, bo dopiero teraz uświadomiłem sobie, że prawie całe życie wstawałem lewą nogą. No, ale dzięki temu już może być tylko lepiej i lepiej, Łukasz - tak będzie właśnie.
| 18:48 / 11.02.2005 link komentarz (0) | "Nie wiem jak zacząć, nie wiem co myśleć, co zrobić
Nie mogę zasnąć, gdy w głowie zły sen - to boli
Wokół to miasto, ja wokół ludzi pustych jak Olimp
Nie ma tam bogów już dawno - wiesz o co chodzi"
Idę coś zjeść, w sumie wbrew pozorom zawszespoko. | 23:08 / 10.02.2005 link komentarz (1) | Ej wiesz, czasem mam takie dni (w sumie to są głównie wieczory), że mam ochotę wyjść z domu, znależć miejsce, w którym nikt mnie nie znajdzie i powydzierać się albo nawet włączyć jakąś płytę i sobie pośpiewac głośno, ale tak, żeby nikt tego nie słyszał. Niestety w Warszawie nie ma wielu takich miejsc, chociaż zimą park nie jest przepełniony zgrają pijanych eloziomali, ekshibicjonistów, policjantów czy bezdomnych. Tak, w sumie mój park chyba nie jest najgorszym miejscem do tego celu, tak, w sumie chyba to dzisiaj testowałem, prawda?
Mam w moim pokoju kilka newralgicznych miejsc, których zacząłem się bać, omijam je szerokim łukiem. Boję się spojrzeć na pudełko ze zdjęciami, boję się przy tym, jak stoje przy półce i myślę, na jakią płytę mam dzisiaj ochotę... Wiem, że zły wybór przypomni mi te stare miejsca, zadymione knajpy, ważne momenty, sytuacje. Wiem jednak, że polityka "grubej kreski" jest najlepszym wyjściem, na jakie mnie stać.
A tak z innej beczki, to czasami nie wiem jak ja mam się zachowywać, żeby było dobrze, żeby wszystko szło po mojej myśli, żeby... no właśnie [cisza]. | 00:30 / 10.02.2005 link komentarz (2) | Wrócił uśmiech, wróciło ciepło, już chyba zaczynam się tego uczyć od nowa. Gorąco w brzuchu, to nie burbon, nie nie. Wiosna idzie, no, powoli się zbliża;) Just "Fly me to the Moon"!!! | 17:27 / 09.02.2005 link komentarz (1) | Dzisiaj dzień spod znaku lenistwa, nicnierobienie przede wszystkim, kawa na śniadanie potem Głowacki, wypad do biblioteki, żeby zrobić cokolwiek pożytecznego ale niestety nie mogłem znaleźć żadnej z polecanych książek, spróbujemy gdzie indziej, na razie jest Bułhakow i "Powieść teatralna"(pewnie nie najgorsza). Głowackim upijam się, wkręcił mnie na maksa. Chyba najwyższy czas po kogoś zadzwonić, napisać smsa - przecież nie będe siedział cały dzień w domu, a może? | 23:07 / 08.02.2005 link komentarz (0) | Mokotów Centrum medyczne LIM>>>Centrum>>>Nina Ricci>>>Nowy Świat>>>Daily Cafe>>>Marlboro Lights>>>metro>>>>>>Land>>>Szczepan100lat>>>Gorzka Żołądkowa>>>Absynth>>>Marlboro Lights>>>189 do domu>>>Tequila made in Mexico>>>Tymbark z kapslem "Trafił swój na swego">>>[]_ []_[] []v[] []0 | 14:37 / 08.02.2005 link komentarz (0) | Piękne to słońce dzisiaj, aż się chce żyć! Zewsząd dostaje smsy, maile, telefony - generalnie jest OK, wiem na kogo moge liczyć, tak, to ważne. Rano fryzjer, Monika zrobiła mnie na bóstwo hyhy, w sumie powoli się ogarniam, dochodzę do siebie po sesji, po tym wszystkim co się stało. Zostały mi dwa telefony: dentysta (brrrrrrr) i pan Platforma (w końcu przyszły prezydent musi zacząć działać, nie). Zaraz jadę na Mokotów, może jakaś kawa na Nowym Świecie ale ten przystanek omijam, nie chcę ewentualnego spotkania, jeszcze nie dziś, zdecydowanie. | 19:15 / 07.02.2005 link komentarz (2) | No i co? No i po wszystkim, po rozmowie, wszystko wyjaśnione, nie ma niedomówien. Nie powiem, że było łatwo, nie było ale z drugiej strony wyszło, że jakby byliśmy na to przygotowani, ja też myślałem o tym od dłuższego czasu. Skończyła się pewna epoka, tylko żeby nie zrodziło to nienawiści i złości, nie może!
Skończyła się pewna epoko (cholera, nie moge znależc tego cytatu...). No, ale od jutra może już nie będe smutny | 11:09 / 07.02.2005 link komentarz (1) | Znów myslę o Niej, piję kawę, palę papierosy... wiem, to żałosne; | 02:49 / 07.02.2005 link komentarz (2) | Nie wiedziałem, nie spodziewałem się ani nie domyślałem, że to prawdopodobnie stanie się już dzisiaj... Pewna epoka w moim życiu skończy sie i prawdopodobnie ten rozdział książki zostanie zamknięty na zawsze. Z jednej strony od dawna nie było między nami tak, jak być powinno. Od czasu Jej wyjazdu do Kielc wszystko zmieniło sie o 360'. Przedtem nie byłem w stanie zrozumieć ludzi, którzy twierdzili, że ich związki rozpadły się przez ilość kilometrów, jakie dzieli obie osoby. Naturalnym było dla mnie, że jeśli dwie osoby się kochają, zależy im na sobie, to uczucie przezwycięży wszystko, dosłownie wszystko. Jedynym warunkiem jest zaufanie. U mnie tego zaufania nie zabrakło ani przez chwilę, nawet przez myśl mi nie przeszło, że Ona mogłaby zrobić mi takie świństwo, każdy tylko nie Ona. Nadal jestem przekonany, że miałem rację, że skoro ja wytrzymałem i byłem w stanie zachowywać sie odpowiedzialnie przez te kilka miesięcy, to Ona także. Zaufanie, zaufanie... to chyba nie wszystko. Okazuje się, że ta moja wyidealizowana "wielka miłość", to niemalże romantyczne uczucie (kurwa, jak ja nie nawidzę tego słowa ale niech będzie) rozpada sie z tak prozaicznego powodu jakim jest dystans. Zapomniełem jednak, że te kilometry sprawiają, że nie masz się tej osoby tak blisko jakby się chciało... W naszym przypadku to dużo, bo mieszkaliśmy przez cały czas w odległości 300-400 metrów. I dzisiaj, odzina 1:06 dostaję smsa, że musimy porozmawiać... Wiadomo o co chodzi, zbędne są inne słowa, chodzi o właśnie tą rozmowę, właśnie TĄ! Tak na dobrą sprawę, to już wiele razy myślałem jak to będzie, że już jest tak źle z nami, że już nie da się nic poprawić i że bedę musiał to jakoś załatwić - delikatnie ale równocześnie po męsku. I nagle okazuje się, że ta mała niewinna Istotka sama prowokuje rozmowę, że to Ona przejmuje inicjatywę i sama chce jak najszybciej zakończyć ten teatrzyk. W sumie już od dawna zachowujemy się jak znajomi, nie pamiętam kiedy ostatnio powiedziała mi, że mnie kocha. Ja też nie pamiętam kiedy ostatni raz Jej to mówiłem. Na wszystko zanosiło się od dawna a jednak mimo wszystko wzięło mnie, wzięło i to bardzo; bardzo; To już nie chodzi o to, że chcę dalej ciągnąć ten związek, bo obydwoje wiemy, że to nie ma sensu, że przy obecnej sytuacji jest to zdecydowanie niemożliwe. Chodzi o coś zupełnie innego, takiego, kurwa, bardziej prozaicznego. O co??? No na przykład o ostatnie 4 wspólne lata, epoka, ja już chyba nie pamiętam jak to jest byc samym, nie mieć tej bliskiej osoby, z którą można się pośmiać, poprzytulać, kochać kilka razy pod rząd i nie mieć dosyć... nie, chyba nie pamiętam i to jest właśnie najgorsze. Do tego dochodzi ta niepewność - no i co dalej? co z tobą głąbie będzie, kto cię będzie chciał? Tych pytań są dziesiątki a odpowiedzi praktycznie w ogóle, zresztą jak mam odpowiedź, to z reguły nie zadaj pytania - proste. Za 10 godzin się widzimy, muszę jakoś wyglądać ale pewnie i tak nei zasnę. To z pewnością będzie najgorsza kawa w moim życiu, może lepiej w ogóle jej nei będe pił. 10 godzin... 10 h
* * *
I jeszcze to jebane przeświadczenie, że na dobrą sprawę nie będę miał z kim o tym porozmawiać tak od razu... Albo ich już długo nie ma, albo właśnie wyjechali albo praca albo ferie albo kurwa coś tam. Przez telefon to nie to samo, wiem tak się nie da, niestety... No tak to wygląda, nieciekawie, prawda? Nordine'owi w piątek zmarł ojciec... Wczoraj zabrał wszystko co miał w Polsce i pojechał, chuj z jego biznesem, chuj z planami, chuj z polską żoną-muslim (raczej takiej nie pozna już, zakład wygrałem). Chuj... VIVA la'France!!!!!!!!!!! Zawsze będe miał gdzie spędzić miły weekend, kawałek wakacji, Paryż nie jest brzydki, prawda??? Ale ja mam to głęboko w dupie, bo naprawdę zostaje mi coraz mniej osób. Każdy gdzieś wyjeżdża i w rezultacie wszystko się zmienia, no, prawie wszystko. JA nie mam do kogo otworzyć gęby. Taki straszny jestem? Ja już sam nie wiem ale będzie trzeba to przemyśleć. 5 | 17:51 / 05.02.2005 link komentarz (2) | No proste, chyba najwyższy czas zacząć coś pisać. Ja już sam nie wiem jak to jest... Zjednej strony przeraża mnie ta informatyzacja, a z drugiej kręci niemiłosiernie. Jak zwykle, gdy o tym myślę mam mieszane uczucia. Właśnie przeczytałem taką mega-hiper-super bombę, że ja nie jestem taki pewien czy bedę cokolwiek pisał, kompleksy człowieku??? Nigdy w życiu:) |
|