pozyton // odwiedzony 21599 razy // [nlog_pierwszy_vain szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (40 sztuk)
02:52 / 11.02.2006
link
komentarz (1)
;)

A juz mialem kasowac tego bloga.Ale jak zajrzalem do tego co tu pisalem, o tym wszystkim...nie, nie mam serca ;)

A kto tu jeszcze wpada? Prosze o identyfikacje!:D
00:12 / 06.09.2005
link
komentarz (11)
boshhh...ale muzyka wciąga!I jaki ma wplyw na nastrój!masakra.przestraszne zjawisko.chce sie zyc, chce sie plakac, chce sie kochac, chce sie zamyslic...dzięki niej.Muzyka.

Stefan.Usmiechniety Stefan...;)jakze sie cieszy gdy pala oczy widokiem swych przyplotowych tuji ktorych juz nie gwalcą dzikie pędy niesfornie rosnących klonów, które klonogrom unicestwił.Nawet nie przeszkadza mu moj glupi wiecznie usmiechniety pies ktory towarzysko wpieprzyl sie jak sie dzis dowiedzialem 'jak zwykle' do sąsiada,a konkretnie do jego wnuczka, ktorego miluje niesamowicie (7latek o piskliwym glosie,ale w porządku : Panie Damianie:P). Do tego stopnia ze gdy membrana naszej bestyi zalapie piskliwe 'jessssssssiiiiiiiicaaaaaa' zza plotu mozg wysyla nadprogramową liczbe sygnalow do ogona totez ruchy tej częsci sicznotki ciala stają cięzko dostrzegalne dla oczu:] I Stefan usmiechniety...;)
01:32 / 31.08.2005
link
komentarz (4)
There's a woman crying out tonight
Her world has changed
She asks God why
Her only son has died
And now her daughter cries
She can't sleep at night

Downtown
Another day for all the suits and ties
Another war to fight
There's no regard for life
How do they sleep at night
How can we make things right?
Just wanna make this right

We believe
We believe
We believe
We believe
We believe
We believe
In this love

We are all the same
Human in all our ways and all of pain
(So let it be)
There's a love that could fall down like rain
(Let us see)
Let forgiveness wash away the pain
(What we need)
And no one really knows what they are searching for
(We believe)
This world is crying for so much more

We believe
We believe
We believe
We believe
We believe
We believe
In this love

We believe
We believe
We believe
We believe
We believe
In this love

So this world
Is too much
For you to take
Just lay it down and follow me
I'll be everything you need
In every way

We believe
We believe
We believe
We believe
We believe
We believe
In this love
(In this love)
We believe
(In this love)
We believe
(In this love)
We believe
(In this love)

...
01:42 / 20.06.2005
link
komentarz (9)
Dziękuje;)

Tym, którzy pamiętali o moich urodzinach i okazali to w jakiś sposób:)Dzięki!

A tych którzy zapomnieli,ale bardzo by chcieli pamiętać też rozumiem, bo sam należe do tego grona:P
00:09 / 11.06.2005
link
komentarz (11)
No to może o ładowarkach.

Kazdy z nas chyba czuje, że potrzebna jest mu moc.Aby uczyć się intensywnie, aby robic coś idealnie regularnie, aby skupiac się i pracowac nad własnym wnetrzem, aby pamiętac i koncentrowac sie na rozwijaniu przyjaźni które posiadamy, aby robić to co procentować nie koniecznie teraz, a raczej w przyszlości, ogólnie aby byc wytrwałym i silnym na różnym polu. A jakie może być źródło takiej mocy?Jestem ciekaw jak to jest u innych. Co sprawia, że jesteście 'nakręceni'?I na ile jest to skuteczne?Jak długo trwa i czy zawsze działa?
00:00 / 02.06.2005
link
komentarz (5)
A może by tak podyskuszyć?

Widzi mi sie co by tu teraz troszeczkę podyskutować.Tak razem.Wita nas tu troche,tych co znam to poziom prezentują budujący więc liczyć moge na ciekawe, interesujące podejście i wypowiedzi. Każdy ma głos do wypowiedzi, komentarza, pytan.

Co wy na to?
01:21 / 17.05.2005
link
komentarz (9)
:D

Co tu dużo mówić, skończyło się;) I wracam do życia...już mi sie podoba. Mam kilka rzeczy do załatwienia, ale poza tym szykuje sie na prawdziwe odbijanie sobie tego wszystkiego (swoją drogą zaobserwowałem jak niezwykle trudno mi idzie wytrzymanie w domu 3 dni). No nic, euforia mną rzuca, ide spać. Ale jest sympatycznie..;)Oby takie były też wyniki.

I chciałbym tu podziękowac wszystkim, którzy mnie w tej sześciorundowej batalii wspierali:]Smsy, telefony, słowa...


dziękuje Wam;)
21:14 / 04.05.2005
link
komentarz (12)
Babka perswazji, fasola, Stefan, plan & breathtaking mama.

Sytuacja liryczna wiosenno-typowa. Ogródek przy domku, słonko zachodzące sielankowo w otoczeniu różowawych chmur. Kobiety (2 słowami - 'dwie') przemierzają w tempie nieszybkim szlaki grzadkowe bedą od siebie na czternaście wyciągnięc ręki.W porywach na siedemnaście jak babka stanie przy gołębniku a mamusia przy spalonej niefortunnie czereśni. przy analizie własnych roślinek nawiązuje się dialog:

- Chcesz szparagówke, fasolke szparagową mam, chcesz posadzić?bedzie rosła, posadzisz sobie, dobra szparagówka...
- nie slysze mamy.
- Mam szparagówke, fasole, bardzo dobra, wiesz.Posadzisz sobie, ona łatwo, pięknie rośnie. Taka dobra szparagowa, wiesz...
- Nie dziękuje mamo, już mam.Zreszta miejsca juz nie ma,bo obsadziliśmy wszystko.
- Aha...

Pięc kroków później.
- Ale gdybyś chciała to tu masz fasolke szparagową.Gdybys potrzebowała. Tam posadziłam.
- ok, dziękuje mamo.

I na odchodne.
-a jakbyś chciała to tu jest szparagowa do posadzenia, dobra fasola, wiesz, taka dobra szparagowa. Jakbyś chciała to tu jest.

;)

Stefan zyje. I wiosna mu służy, bo ciągle ugania się za swoimi wnukami, za tymi zas ugania się też mój pies,ale że mu płot grodzi to uganianie uprawia wzdłużpłotowe. Stefana nie widziałem wprawdzie jeszcze,ale sława o nim brzmi i wpada przez okno wychodzące na sąsiadów. Wypatrze go jeszcze:> Ale chyba ciagle się bawią w chowanego, bo krążącą żone juz widziałem. Nie było jeszcze słynnego:"Steeeeeeeefaaaaaaaaaaaaan!!!!!!",ale ten motyw to zazwyczaj z rana, a jeszcze chyba za zimno na przedpołudniowe harce.

I mam plan.Po maturakch chce stworzyć nową szatę graficzną nloga oddającą cały jego charakter. Mam nadzieje, że mi sie uda;)Zapowiada sie ciekawa robota,ale to raczej na deszczowe dni.

AAAAaaaaaaaaaaaa...i jutro zdaje mature pisemny Polski. Własnie wkraczam we współczesność wiec jest całkiem nieźle,ale zaraz też zaczyna sie mecz i sam nie wiem co wybrac. Obawiam sie że bede oglądał mecz. A tak bardzo chciałem zdążyć...prosze o trzymanie kciuków!!!:)

I jeszcze najlepsza scena dnia. Poranek (?:D), godzina 10.30.

tżżżżdddddddgggggżżżż..!!! Najtrskliwsza z Mam energicznym ruchem z uzasadnionych przyczyn otworzyła drzwi pokoju. Stróż czuwał, bo chcąc mnie uchronić przed nadciągającym przyśpieszeniem rytmu serca i chcąc ograniczyć efekty do wstrząsu psychicznego podniósł mi powieki kilka sekund wcześniej gdy mama wznosiła się na piętro po drewnianych schodach.

Podniosłem wzrok i w tradycyjnie angielskim klimacie nieuzbrojonych oczu w drzwiach rozpoznałem rodzicielkę. Na twarzy przerażenie, zmartwienie, chaos i ogólnie co tam sobie tragicznego można wyobrazić. Ja tego nie widziałem, bo jak;) Ale drogą eleminacji załogi rodzinnego parowca i analiźie porównwczej chodu schodowego utwierdziłem sie w przekonaniu, ze rzede mna stoi mama z drżącym głosem:

- Damian, czy ty nie zaspałeś na maturę???

Brzmi może niezbyt realnie, ale biorąc pod uwage moje tegoroczne walki poranne staczane na polu prześcieradła targany mocami pościeli i budzika szybko rodzi się świadomośc,że słowa te były niczym szybki zastrzyk adrenalinki w dupcie i to w czasie wyciszonej kontemplacji nad zasadnością postępowania mrówek w ich skomplikowanej zbiorowości. Rzuciło mną niemiłosiernie.

- Ja?!?!?!Jak..nieeee!!!Nieeeee, tylko nie to!!!Czekaj, nie?!!?!Który dzisiaj, która godzina??!?!?!? Jak to?Zaspałem?Nie...czekaj...znowu...(&^@#$&^%$&^%@#* - w głowie)

Towarzyszyły temu spazmatyczne ruchy głową, klika uszczypnięc samego siebie, wyraźne juz dostrzeżenie tragedii rodzinnej na twarzy mamy, szaleńcze próby logicznego myślenia, które w tej chwili było równie niewyraźne co świat nieuzbrojonych oczu. I to przerażające migające na czerwone hasło przed oczami: ALE DAŁEŚ DUPY SYNEK:D i jakiś głupi śmiech w tle. pikawa buzowała jak przy pamietnym skoku na główke numer pierwszy. Uświadomiłem sobie. Dałem dupy. pieczątka spadła na mnie i przybiła mnie do łóżka.

Na szczęscie korektor włączył sie w miare szybko i arytmia zmieniła się w wesoły oberek, bo co sie okazało?

Mamusia siedziała sobie jak nigdy nic w kuchni i spozywała pierwzy posiłek dnia kiedy nagle z tv dobiegło ją hasło uroczej Pani prezenter:
- "Maturzyści rozpoczęli dziś pisemne egzaminy dojrzałości".

A że mama przesył emocjonalny ma nad wyraz szybki toteż wizja katastroficzna odłączyła funkcję dalszego słuchania i po percepcji ubranych uroczyście młodych skupionych na pisaniu popadła w rozpacz tragedii rodzinnej połączonej z niemożnościa przełykania. Twórczość ekspolodowała wiec z pieknej równiny spokoju mamusia szybklo ustawiła w szeregu wyobraźni całą rodzine na skraju przepaści. Wszyscy płaczą i sa gotowi do skoku, bo Damian zaspał mature.

- Jezuuu!!!On zaspał!Pomyliły mu sie dni!!!Nieee...mama!!!.Czemu nie przypilnowałam!Wiedziałam, że zapomni (to zdanie z relacji mamy najbardziej mi sie podobało:D)!!!I juz po maturze!Wszystko przepadło, rok w plecy, po studiowaniu, co on będzie robił?Nie dostanie sie na studia,gdzie znajdzie prace...

Pewnie szybki szkic tragicznej przyszłości poszedłby o wiele dalej i zachaczyłby o nieudanego małżeństwo, śmierc psa pod kołami 130, napad, gwałt, rabunek, wplątanie w intrege, sprawy mafii, zniszczona psychike, wygnanie, samotność, depresje, głód, schudnięcie, cierpienie, nieslubne dzieci, tułaczke i śmierć w przydrożnym rowie na suchoty bez należytego pochówku zniszczonego alkoholem Damiana...ale na szczęście (zależy czyje) mama wpadła na pomysł uświadomienia mnie o historycznym momencie dziejów i tragicznym zaspaniu i powędrowała w górne częsci domu, gdzie ten pogrążony w horyzontalnym konteplowaniu ciamajda niczego świadomy spoczywał.

A jak się okazało, dzisiaj zdawano języki mneijszości narodowych!To Ci heca;)

Na co mama:
- Naprawde?!
- No powaznie!
- Co za dureń (o ministerstwie)...i co za palanty (o telewizji)...czyli nie zaspałeś?!
- No nie:D
- Uuufff...;) Ja przez Ciebie dostane kiedyś zawału.

;D
23:56 / 28.04.2005
link
komentarz (12)
Powiem Wam coś.

Jutro mam maturę.Kolejną.I tak między nami, to czuję się troszkę mniej pewny:]Poważnie.

Powiem Wam coś.

Trzymajcie kciuki. Mocno. Jak boli posmarowac maścią. I trzymać dalej. Ostatnio pomogło;)

Powiem Wam coś.

Jutro. ;)
00:41 / 28.04.2005
link
komentarz (8)
Aaaaa...;)

Troche juz mi się ziewa,ale są już pierwsze wakacyjne pewniaki:D A to cieszy;)Ależ będzie przednio:]I znowu zawitam and Bałtyk.

I love Bałtyk.

:D:D:D

ps. pozdrawiam wszystkich,którzy odwiedzają ten nlog;]I zachęcam do wpisów, choć wiem,że nie zawsze się chce;)Ale mam nadzieje,że ktoś nowy z grona 'oczytanych' dołączy tez do grona 'rozpisanych':]I...no;)takich a nie innych snów życze:D
00:23 / 27.04.2005
link
komentarz (5)
Hhhmmm...;)

Ucze się.I nosi mnie niemiłosiernie.Jutro już musze sie wyrwać na kosza bo zwariuje. Dzisiaj uznałem,że musze skserować jedną stronę. Poszedłem więc do komputerowego (pokoju - to taki slang rodzinny:D) i jak nigdy nic włączyłem żelazko, a że wiedziałem,bo głupi nie jestem, że trzeba poczekać aż się nagrzeje wiec zacząłem grzebać w telefonie...po 2 minutach, jako nie głupi chłopak już się domyśliłem,że żelazko siągnęło odpowiednią temperature, schowałem telefon do kielni i...eeee?!?!?Czemu stoje z gorącym żelazkiem w ręce nad deską do prasowania, na której leży książka od angielskiego?!E..?!No to się zaśmiałem, wyłączyłem żelazko i siadłem bez słowa na krześle i włączyłem komputer, żeby zeskanowac i wydrukować wspominaną strone...

A potem zszedłem opowiedziec o tej sytuacji mamuśce,żeby ją rozśmieszyć bo coś dziś nie dawała kondycyjnie rady i nastrój też miała średniawy. I co?No opowiedziałem, smiech był, fajnie ogólnie a potem w równie wesołym nastroju poszedłem zrobić herbate. A szukałem jej uparcie lampiąc się przez 20 sekund w otwartą...lodówke. Jak nietrudno sie domyslić, tam jej nie było.

Wtedy uznałem,że mecz Milan-PSV jest mi niezbędnie konieczny. Logiczne, nie?;)Ide się przewietrzyć:)
23:31 / 21.04.2005
link
komentarz (25)
Powiem Wam coś.

Jutro mam maturę.Tttaaa...doczekałem się. W końcu każde marzenie musi się w końcu spełnić (:D).

Powiem Wam coś.

Trzymajcie kciuki. Mocno. Jak boli posmarowac maścią. I trzymać dalej.

Powiem Wam coś.

Jutro. ;)
22:47 / 18.04.2005
link
komentarz (12)
Grrrrrrrrrrr......;[

Kurna. Siedzę nad tą prezentacją i w morde. Gdzie mam ciąć?!?!?!Szto nie takie proste!!! Mój czas 16:42:64. Czytane. Ma być maksymalnie 15:00:00. Mówione:D Ttttaaaa...żyje maturą. Taki czas. Każdy chyba czasem musi się pouczyć.

Dzięki wszystkim za wsparcie:) Co prawda nasze słodkie media troche motają ludziom w głowach i wielu myśli, że dzisiaj zdawałem polski (Ciocia Anna z promiennym uśmiechem nadziei w telefonie), ale to już błendy telewizji. Jeszcze raz dzięki;)

I trzymajta dalej.
15:10 / 12.04.2005
link
komentarz (12)
Nareszcie:]

Czekałem na ten moment:]Wiem, że jeszcze nie zacząłem nawet zdawać matury, ale mam prezentacje. A wiedziałem, że jak ja zrobie to będzie fajniej:P A wszystko działo się tak sielankowo, że zanim położe się spać napisze o tym dla Was (właśnie przerabiam Linkin Park i dwie piosenki wylądowały juz w koszy, czyste;) ).Hhhmmm...uwaga. No...chyba sie rozpisze:]

Śmiesznie:D Najpierw był weekend, który dzięki przypadkowej informacji od Różyckiego w autobanie okazał się ostatecznym,aby zrobić "plan ramowy". W sumie czemu nie, ale że jeszcze źródeł nie opanowałem to w sumie jakoś tak nie bardzo mi się zbierało. Ale Pałlinka (dzisiaj była bohaterką, ale o tym później) mówi, ze to jednak trzeba i ponoć (co gorsza) poniedzielnik to ostateczny termi, żeby oddać wszelkie pomoce czyli jakieś muzyczki, filmiki, plansze, plakaty (hehe:DRadzio klejący dzis na korytarzu był zawodowy:D). A że moja praca ("crawling" wszyscy znają. i słusznie) opierała sie na działaniu na własnie tego typu źródłach no to zaczęło się robić ciepło:] Dzięki opiece Prezesa trafiłem jeszcze na dodatkowe źródła (kłaniam się nisko;) ) i przez weekend postanowiłem przerobić moje materiały. Miałem wielki problem, bo generalnie miałem mówić o środkach perswazji a ich jeszcze nie znałem, nawet nie wiedziałem jak się ubierają. I wtedy pojawiła się przebłyskotliwa mysl numer pierwszy, że uzyjemy podkreślacza. Aaaa..właśniem, bo pani z bilioteki nie dała sie na mówic na 4te przedłużenie książek z czytelni i tymsamym zmusiła mnie do kserowania fragmentów (ależ to był lotek:D"Hhhmmmm...to,hhhmmm...a może to też..hmmm...1,20...hmmm...to w sumie zamiast tych 12stu stron poprosze te dwie.Tak, wystarczy. Tymbark kosztuje złotówke:] ). I przeswiatła myśl pierwsza spadła na mnie jak kurz z szafy wiec gdzies tak koło środka weekendu. "Użyj podkreślaczy!!!" Taaaa!!!Ależ to mnie pobudziło do działania:]Ciach, ciach...i już...nawet mi sie chciało czytać, byle znaleźć cos do podkreślania. Polubiłem podkreślanie. Jakby ktoś kiedyś potrzebował pomocy w tej rozległej dziedzinie to dzwonic;) No i popodkreślałem. Hmmm...I w niedziele, koło godziny 16 (wczesniej oprócz wizyty duszpasterskiej czas spedzałem na pałaniu dumą do samego siebie za tak widoczny postęp w pracy). ("In the end" tez każdy zna. I tez słusznie. Oni nie maja nic wiecej?!). Moment, musze zakropić oczy. To już 10 raz dzis. No już lepiej. Na czym...a.Więc (jejciu ale on sie beznadziejnie drze;]następna) w niedzielę uderzyła mnie przeswiatła myśl druga, która podpowiedziała, abym to co popodkreślałem pookreślał. No i napisalem takich kilka motywów, które się powtarzały i kazde podkreślenie numerkiem opatrzyłem adekwatnym. Ale było super. Cisnąłem naprzód:] Słowo, czułem się jak przeciąg. Ale jedyne co udało mi sie wyrzeźbić na poniedzielnik to był ramowy, niesamowicie ogólny plan:D:D:D Ciekawa była pogadanka z Radziem:
D: A słyszałeś, że trzeba oddać źródła na jutro i materiały dodatkowe?
R: Co?Nic nie słyszałem
D: No ja tego nie mam.
R: Ja też nie. (ale mnie ten wspólny statut podbudował:D)
D: To zadzwon do Zaela a ja do Mysiaka i się dowiedz. Zgadamy sie.
R: Ja nigdzie nie dzwonie.
D: Ehheeee?
R: Ja o niczym nie wiem.
D: Eheeee?
R: Ja nigdzie nie dzownie. Ja nic nie wiedziałem. jak będziesz wiedział to mi nie mów:D ja nic nie wiedziałem:D

Hehe:]No to ja też nic nie wiedziałem wiec z planem ramowym dumnie zawitałem do szkoły po przeciągowych doznaniach weekendu.
Pani Profesor: Źródła na dziś.
D & R:Eeee?!?!?!? (:D)
Pani Profesor: Na jutro ostateczny termin.

HHhmhmmmm...a to oznaczało wielkie partyzanckie rzeźbienie. Jak wielkie sam sie nie spodziewałem:]Wróciłem wczesniej bo Sucha odwołała dwa wfy (&$%$%$#@*&%#@$*&%*&_!@#) wiec cóz. A że po drodze oglądnąłem jeszcze mecz nba (naprawde chciałem iśc na góre, ale tylko zerknąłem i masz Ci los...akurat 12 kanałów dalej musiał lecieć mecz:DTo Ci zbieg okoliczności.) Więc około godziny 17tej zrobiłem sobie wisniowy garnek kisielui herbate i wziąłem sie do pracy. Naprawde fajnie mi sie robiło:]A jeszcze bardziej mnie nakręcała myśl, że juz niedługo będe miał to za sobą:] No i tak owoce dwóch przeświatłych mysli weekendowych wykorzystywać począłem i wstęp sie stworzył i rozwinięcie. POtem mały zawias, bo okazało się, że chyab czegos nie rozumiem, po prostu na moim środkowo perswazyjnym polu rosło coś czego pod żaden zielnik podczepić nie mogłem. Ale troche sie przewietrzyłem, herabte zrobiłem i po godzinie brodzenia wyskoczyliśmy z kałuży. Potem zawitała mam z kanapkami (:D:D:D) co jej sie niezwykle chwali, w ogóle faceci to sa tacy prości ja nie moge...;)Aż mi żal swojej prostoty myślenia:D I powoli zacżeli się ze mną żegnac...bo tatuś w kime, mama za nim, siostra również. I zapanowała cisza. Tworzyłem. Ale nie macie pojęcia jak sielankowo sie czułem:DNaprawde, po prostu sielanka. Jakoś tak na wesoło sobie pisałem to prezentacje a czas leciał. W tym samym czasie Mysiara i Radzio też rzeźbili. (srednie to Linkin...) A u mnie sielanka. Ale było sympatycznie;) Normalnie "Be my baby" czy "Surfer girl";D Pogadanka z Radziem 00.30 była zabawna:] Opowiedział mi jak ciął o 23.30 na balkonie deseczki pod stelaż do plakatu i jaką mu to sprawiało frajde. Ja za to polewałem z faktu, że na stronie leppera, która miał być obiektem mojej wszechanalizy ciagle działa żałoba. Ale to na tyle totalna, że nie ma na stronie nic. Nawet jednego przemówienia:] Super;) o 2.47 doszedł sms:
"jak idzie? u mnie w koncu widac postepy. jeszcze godzinke i ide spać:)" Ja jeszcze nie:D Sielanka trwała. Tak mi miło ten czas mijał, że aż sie nie moge nadziwić, ale naprawde, no sielanka. Zrobiłem sobie herbate i rzeźbiłem dalej. Radziu się zorientował że nie kupił brystolu pod plakaty :D:D:DI rano będzie kleił w szkole, znaczy się przyjdzie wczesniej i "szybko zklei co trzeba':D męczyl sie też biedka z niemieckimi nazwami ulic. A ja latałem po sieci i szukałem kolejnych środków perswazji w wystąpieniach polityków:] Mysiara o 1.08 wpadła na świetny pomysł i zadzwoniła do mnie. I co usłyszałem w słuchawce? "trum tu tu...hej za rok matura..." bujaj się bździągwo. :D Pałlinka była wtedy jeszcze na chodzie (choc siostra już odpadała na zywo w czasie naszego ciecia pogawędki). Ale bym się wkurzył gdyby mi sie zawiesił teraz komp...oj....:DAlbo coś zniknęło:] o 3.30 Pallinka dała znać smsem że nie spi. I tak nieźle jak nas sms otej porze nocy;)Nie no, zartuje, już dość...bo Pałlinka dzisiaj wykazała się naprawde odpornościa na moje pomysły:] o 3.40 zaczałem sie zastanawiać czy powinienem zmienić juz majtki i skarpetki, bo w sumie już nowy dzien...Pałlinka powiadomiła o złapanym zawiasie na slajdzie nr 9. Ja prezentacje w PowerPoincie dopiero planowałem:] o 4.50 radziu zakomunikował, że idzie spać...na godzine aby potem walczyć w szkole z klejem i brystolem:D Mysiakowa odpadła bez słowa (ploty mówią, że koło 5tej). Ja o 5.40 powienienem wstawać na autobus, więc w sumie...;)Jechałem dalej, ale juz to jakos tak coraz mniej sielankowo szło. Taka zamułę złapałem koło 6tej:DNo uparłem sie na przemówienie i nie było mocnych. pech w tym, że nie mogłem sie skupic na tresci:D Ale...;) Potem juz zrozumiałem, że znowu brodze w kałuży więc zszedłem na dół zrobic herbate i sie okazało, ze tato wstał juz do pracy:DPtaszki śpiewają, słońce sie wbija oknami.Miodzio:] Krótki dialog;)
T: Spałeś coś?
D: No nie za dużo...;]
I ta mina;)Ale chyba mnie rozumiał. Przynajmniej było pogodnie:] Wiedziałem, że się spóźnie do szkoły, ale prezentacja rządziła. Skonczyłem juz ze środkami, szybko trzasnąłem prostą prezentacje w powerpoincie, ponagrywałem i...taaaaaaaaakkkkkk!!!!!!!:D:D:DKoooooniec:D Poprawki, drukowania, sniadanie, zatroskana kochana mama, babke pod przychodnie i lece do szkółki oddać moje cudo!!!!!!:Dhurrrrrrrraaaaa!!!!!!!:D

Co prawda jakąś taką miałem percepcję z poślizgiem, ale jechałem tak co by tego nie wykorzystywać:]Wchodze do szkoły a tam...co?Ano Radziu na korytarzu rzeźbi klejem i papierem:]Ale zdązył chyba;)Oddaliśmy. Jeeeeeaaaaa!!!!!!!!:D:D:D:D:D:D

A potem...hehhe;)Mieliśmy lekcje z Rafałem a że go nie było no to gadalismy o prezencie dla niego. I...:]No w sumie Mysiara bardzo chciała gdzies iść. Ja stanowczo (czemu?:D) sie temu sprzeciwiłem...no i musiałem być konsekwentny:D I rózne taktyki kradzieży niezbędnych rzeczy stosując Pałlinke doprowadziłem do...hmmm...sam nie wiem. nie pamietam. Ale za to jest dzieło:D "Dramat Pałlinki" w 4 aktach. Bo akurat miałem aparat w szkole i bardzo miałem ochote wszystko udokumentować:DAle fajnie...tylko dziwnie, bo jak teraz siebie słucham na nagraniach to nie pamietam, żebym cos takiego mówił,ale jakie to ma znaczenie;)ciekawiej sie oglada. Wróciłem i dziwiłem sie czemu mnie nie siekło. Aż tu nagle se usiadłem i uuuuu...ktoś za dźwignie pociagnął i uuuuuuu...jak mnie zmogło. I tak mi się zachciało jeśc. Ale też nic mi sie nie chciało robić...zacząłem liczyć ile czasu zajmie mi robienie kiślu...i nagle!!!!!!!!tak, przecież wczoraj zrobiłem sobie galaretke!!!O smaku owoców leśnych!!!!!Ależ to była cudowna świadomośc. Dorwałem sie więc do mojego roztrzęsionego dania w równie niestabilnym stanie radości i zaczałem jeśc na rózne sposoby. małe kesy, duże, średnie, z powietrza, na zapych, po kawałeczku, pogryzione, zmielone, rozpuszcone...heheh:D:D:DWiecie na ile fascynujących sposobów mozna jeść galaretkę? (smak był troche wodnisty, ale zdarza sie, prawda?). Własnie takimi problemami mam zamiar sie zajmować w czasie wakacji:D Iście frapujące:]

No i to by było na tyle. Obok leży miska pusta (po galaretce) ze ścierką (aaaa...bo jakoś taki bardzo trzęsklawy kawałek mi sie nałozyło i spadł mi na glebe. Wiecie jak fajnie galaretka upada na podłoge z paneli:D:D:DHehhe...a jeszcze zabawniej sie ją podnosi:] Ale, że mama zaraz wyskoczyłaby z hasłem "tu sie cos klei" no to posprzątałem, nie będę taki;). Wokół pełno kartek A4 z podkreśleniami i cyferkami słowem - działo sie;) jak teraz myśle to takie to zabawme było:] Sielankowe;) I zaraz zobacze co to tez stworzyłem poskładam papiery i obejrze jeszcze raz "Dramat Pałlinki w sam nie wiem ilu aktach". A tak miedzy nami to Pałlinka jest super. Naprawde;) Pozdro dla niej!

No a teraz to jeszcze tylko zjem cos z siostrą i...lulu. Pan od matmy jest juz uświadomiony o moim niestanie wiec korków nie bedzie. Lululu...ale sobie kimne;) Jejku...alem sie rozpisał. Ktoś to z uwaga zdierżył?:DJak tak to chyba bedzie mi strasznie miło;) Pozdrawiam i życzcie mi kolorowych sam-wiesz-jakich snów;)!!!:D
00:19 / 10.04.2005
link
komentarz (5)
Przełom

Wielu zastanawia sie,czy to zryw czy to przełom. Był Świety.Dlaczego?Chocby dlatego,że przez jego istnienie miliony ludzi było przez te dni tak dobrych. Niektórzy odmienili się wcześniej, inni później, inni dopiero gdy odszedł. Ale zapanowało dobro. Jedność. Własnie...jedność. Mój hopl patriotyczny rozsadził mi klatke;)Prawie,bo niestety nasze miasto (władze oraz duchowienstwo) wg mnie nie sprostalo wymaganiom. Nie wiedzialem, gdzie mam sie zgromadzic, gdzie poczuc wspólnote.

Świety,bo odkryl to co juz bylo mocno przykryte.

Po tylu dniach zaloby mozna zobaczyc jaka gownianą papką karmią nas niektóre telewizje i radia. Eski nie włącze już wiecej.

Sprawił,że przestalismy narzekac, a zaczeliśmy doceniac to co mamy. Postanowilismy popracowac nad sobą i myslec jak okazać innym dobro. Byćmoze nie wszyscy rozumieja jak wiele znaczy pojednanie tych kibiców. Ale ja wiem,ze to fenomen. Naprawde. I wierze,ze tak pozostanie.

Ja sam nie jestem swiety. I pewnie nie raz upadne. Ale dzieki niemu, a co najgorsze, w sumie dzieki jego smierci, uswiadomilem sobie co bylo nie tak. Co jest naprawde wazne.

Zwroccie uwage na to co probuja z nami robic. nie mowie kto, nie mowie kiedy i jak. rozne teorie, sam nie wiem, zreszta to nieistotne. po prostu na codzien wiele czynnikow stara sie nas 'odciac od korzeni'. Od duchowosci czlowieka, od polskiej tradycji, od zasad moralnych, od idei jednosci na rzecz propagowanego indywidualizmu. Od dobra dla innych.

Ja wierze,ze ta zmiana nastapi na trwale. takze we mnie. Bo nie wolno watpic. Jak zwatpisz nie przeskoczysz.

I niech każdy bedzie pewien i niech zbyt nie rozwaza slusznosci w kontekscie obecnych czasow, parcia naprzod, ogolnoswiatowych zmian i tendencji. Jesli uznajemy go za Świętego, uznajmy tez jego slowa, rady i wskazówki za Świete - prawdziwe, sluszne.

Niech każdy wierzy w przełom i go niesie w czasie dalej,bo całośc tworzy jednostka. A tylko zmiana pojedynczych moze zmienic calosc. W kontekscie 38 mln Polaków zawsze ktoś powie 'ale co moge ja, jeden, ludzie sie nie zmienia'...i to jest najbardziej destruktywne podejscie. I nieprawdziwe, bo naród na raz, dwa, trzy sie nie zmieni. To trwa prze jakis czas, stopniowo, jednostka po jednostce.

I teraz nadszedl ten czas. I za to mu także dziękuje.
21:09 / 07.04.2005
link
komentarz (3)
Tak już jest. Taki jest człowiek. Potrafimy docenić dopiero jak zrozumiemy, że tego nie mamy. Tak jak teraz dopiero zaczynam się zastanawiać co tez Papież nam mówił...co wskazywał. Dopiero teraz, gdy umarł.

Ale można to zmienić. Pamiętając ten przykład. Pamiętając to co się czuje, te wyrzuty do samego siebie. Że się nie interesowało...I to trzeba zapamiętać.

Aby nauczyć się w pełni cenić to co jest na czas. Nie znów na za późno.
23:16 / 01.04.2005
link
komentarz (1)
Chwila refleksji...

...gdy świadkiem jesteś jak odchodzi Święty. Ten, który sprawia,że nigdy nie jestem w stanie postawić kropki. "Ale On..." i już jest znak zapytania. Więcej mi dowodów nie trzeba.

Oby był. A jeśli nie tak ma być to niech odejdzie w spokoju. Ale niech na zawsze żyje we mnie i nie pozwala postawić kropki.

O to proszę.
22:10 / 27.02.2005
link
komentarz (40)
biegne,biegne...(szefie, a gdzie ta meta???:D)

tak na poprawe humoru;) smiejcie się śmiejcie, bo to taka fajna sprawa;) A jak coś nie możecie (coś na wzór zaparacie tyle, że w mózgowiu) to dajcie znać...jakoś Was rozkangurzym;)

Pocina Jasieniek na rowerku.
- Lowelku jedź, lowelku jedź.
Leci Jasio leci i krzyczy.
- Szybciej lowelku, szybciej lowelku jedź!!!
Nagle zbliża się do pasów. Kulturalnie zwalnia i przepuszcza przechodzącą babunie o widocznym ograniczeniu ruchowym.
- Lowelku stój.
Babcia na to:
- Taki duży chłopiec a nie wymawia 'errrrr'.
Jasio:
- Spier***** stara k*r**. A ty lowelku jedź.

;D
23:21 / 24.02.2005
link
komentarz (3)
Nowa notka.

Tak;)Katarzyna ma rację. Trzeba jakiś ślad zostawić:)

Więc czas leci, uczem się, mam ochotę coś zrobić z włosami ale pani fryzjerka chyba spieprzyła robote bo zrobiła mi z przycięcia główke a la hitlerjugen (zapisałem fonetycznie:D). Stefan chyba żyje bo śnieg by się sam nie odśnieżył. Ogólnie świetnie się czuję, zbliżam sie do maturki, walcze sam z różnymi aspektami samego siebie (brzmi może zawile, ale tak naprawde jest banalnie codzienne każdemu z nas) i...tak, czekam wakacji;)

Gram na gitarze, bo ciagle lubie. Nawet coś złożyłem z dźwięków...planuje to kiedyś jakoś na kompie zapisac;) Jak tylko...;)

I dziękuje wszystkim, którzy to zaglądają a także piszą do mnie i wykazują zainteresowanie:)Dzięki;)

Trzymajcie kciuki. Ale bedzie dobrze;)No ba jakby to było?:P
19:40 / 16.01.2005
link
komentarz (12)
100dniówka.

O mamo:)Było wspaniale. Postanowilem nie zwracać tu uwagi na pewne niedociągnięcia, a zamiast tego skupić się na tym co było świetne. A jedzenie było pyszne, towarzystwo rewelacyjne, muzyka świetna:) Z pewnych powodów znaleźliśmy się około 4.30 w pubie 'Czemu Nie?' co zresztą było wysmienitym pomysłem kogoś tam:] I tak do 7 zleciało:)W domu o 9.30. Wspomnienia - bezcennne:D Dzięki:)


ps. a teraz już naprawde nauka. nie będzie mnie. musze sie uczyć. trzymajcie kciuki i jak tylko macie ochote wspierajcie smsowo etc.:)Pozdrawiam. tymczasem:)
00:05 / 15.01.2005
link
komentarz (4)
załamany.

można być upartym, lubić postawić na swoim. ale czasami trzeba uważać, żeby przez to czegoś po prostu nie spieprzyć.
- czemu?
- bo nie.

najgłupsza odpowiedź świata. jesli ja wymawiasz na czyjeś pytanie lub pojawia Ci sie w głowie po usłyszanym pytaniu, a do tego telepie Tobą z nerwów tak że widać, albo nie widać...to wyjdź i zamknij oczy i przez chwile się po prostu zastanów. Czy nie przesadzam? Żeby przez to czegos po prostu nie spieprzyć.
21:01 / 05.01.2005
link
komentarz (9)
:)

Po pierwsze mam pytanie. Co za dureń 10 razy w ciagu trzech minut wchodził na mojego nloga?!Przeglądarka CI sie zacieła, czy lubisz nabijać komus licznik?:]Takiego hobby jeszcze nie znałem:P

A poza tym to sie nie udało. Nie zrobiłem podsumowania roku. Najpiękniejszego roku w moim życiu prawie 19letnim dreptaniu po tym gruncie. Hhhmmmmm...nie. Trzeba będzie go podsumować. Bo to tak nie może być. Zbyt ekscytujący był. Zbyt miły dla mnie. Zbyt szczęsliwy zeby go naewt nie wyróznic. Jego i kilka osób które grały w jego spektaklu ważne role. Musi im sie zrobic miło:P Z mojej wdzięczności.

Ale nie teraz. Musze isc spac. Dobranoc.
01:27 / 23.12.2004
link
komentarz (11)
Something about Christmas Time, czyli chyba cholera się wzruszyłem:P

Nie powienienem tu teraz siedzieć, wiem. Jest późno, jutro jest jedna wielka ścierka z mopem która wpada z resztą rodziny (wuj odkurzacz ma ponoć nowy wkład ale co to za pocieszenie?). Ostatnie dwie noce spałem mocno poniżej minimum, jadąc do szkoły miałem wrażenie że dioptrie mi leca wraz z kilometrami. Teraz wzmacniacze kurczą się w buncie abym je wreszcie ściągnął i dał sie popluskać, ale...musze napisać:]

Zaczęło sie fatalnie. FaTalnie Pałlinka!:DZaspałem, ominałem ważny kurs kuszkolny i bede musiał sie posiłkować siecią internetowa aby złozyć życzenia;/I opuściłem sprawdzian,którego delikatnie mówiąc W ŻADNYM WYPADKU NIE POWINIENEM OPUSZCZAĆ. Ale Rysiowi udzieliły się Święta i jakże uprzejmie spytał:"Co, zaspałeś?:D".Ecchhh...a ja nawet nie słyszałem tego &*%#&%&^% budzika...(mści sie...:>).

Ale potem było z górki:P Najpierw koncercik i pare wspólnych dźwięków. Część gitarowo, część gardłowo. Chyba wypadło w porzadku:) Ogólno szkolny opłatek. Nie musze chyba nikogo przekonywać, że jest to bardzo rewelacyjna tradycja naszej zacnej szkoły. Hehhe:) Ile osób mozna z opłatkiem w ręce poznać:P Ile można powiedzieć miłych słów, tak tylko zeby komus zrobiło się miło. A taka pani Brymora. No nie ma co mówić. SZOK! Nie dośc że takie szczere słowa, takie potulne z ust kobiety która przyzwyczaiła w zdaniach do rzucania ironicznymi nożami w kierunku młodych adeptów matematyki. A tu prosze;) Zaskoczyła mnie kobieta. Bo skoro się wydaje, że ktoś Ci sugeruje nauke, a nagle rzuca hasło MIŁOSĆ no to mozna poczuć mrowienie zaskoczenia gdzies miedzy głową za uchem lewym a prawym małym palcem u nogi, nieprawdaż?

Ałc...cholera, ale suche te soczki:]Jade na krecika:] Potem błogosławiony miedzy niewiastami na rozgrzewającej herbatce w urokliwej (oj...juz sie zaczynało) świątecznie Bazylii (taaaak...nie jestesmy bogaci:P), "skrzypek droższy od skrzypiec" w ustach Szczeblowskiej, moje "zagaszałem go na światłach" i pełen nadziei bieg z niedowiarkami dziewczęcymi po moście uniwersyteckim w celu złapania autobana. (wesołych świat dla pana kierowcy!!!). Iii...

Cyk, pyk. My potrafimy:DNaprawde. I choć miałem taki ładny tytuł urzędowy związany z klasową Wigilią, to tak naprawde...nic nie musiałem mówić. cyk, pyk. Każdy znalazł sobie coś do roboty. Ania hate (ale Ania jest lubiana, to zbieg językowych okoliczności) szalała z miotłą, my z Zadżakiem fruwaliśmy na wysokościach rozświetlając co nie co a nasze panie!Szczerze mówiąc zaaferowany swoim zadaniem niewiele widziałem, ale liczy sie efekt!Moi drodzy!Nasze panie (+ Dawid, Adam, Murycy, Piotrek) nim pani sprzątaczka zdązyła wsadzić zwiadowcze oko cyk pyk wszystkie slicznie rozstawiły, choinke ubrały, naczynia porostawiały...no rewelacja! To chyba magia świąt, bo nawet sporów nie słyszałem...kto by pomyslał!:]

światło gasnie, płoną świece...;)Klimatycznie?Ojjj...magicznie:)Goście honorowi - p. Pierścionek z małym poslizgiem wywołanym najprawdopodobniej problemami z dostępem do 5 LO oraz sir Dąbek. Pare ciepłych słow no i się sciskamy:] Jakby nie patrzeć 1,5 godzinki poleciało w tym przytulnym humorystyczno-życzeniowym klimacie. Z jednymi bliżej, z innymi ogólniej, ale szczerze. I...tak. Kilka słów, które tak pobudzają receptory skórne, że nasz wspaniały naród obwołał je pochodną gęsiej powłoki. Dziękuje Wam ("Tobie" razy kilka:)). Ulllaallaaa...a jak pod koniec z taka Krystyną (wiesz, że mysle o Krysi, ale ja tak lubie Krystyne:D) stanąc mi wypadło dzierżąc w dłoni opłatek...ekhem:)I się skończyło zawieszniem z wtopionym w płomyk świecy wzrokiem. Ech...:))))Dziękuje:)

I co?Ano cyk pyk. Dzisiaj nasza klasa dała popis. Cyk pyk...barszczyk na stole, uszka w miseczkach. No własnie!Stół:DDDCudowne miejsce:P ale moje panie cuda wyprawiają w kuchni!Te ciasta, ciasteczka, sałatki...:)Dobrze mi było (chyba miałem niechcący największy rozmiar miski;/:P).:D

I spiew:)Kolędy musza być, tradycja;] Ale jakie wykonanie!ukłon dla Krysi - za instrumenty i flecik:]Dla Zuz tez buziak za kolejna okazje do wspólnego szarpania strunowców:) I wszystkim za ten śpiew!Naprawde było z jajem:D a potem troszeczke bardziej urokliwie, ale ciagle aktywnie!:Drewelka przecie:))))Miał być film, ale bunt na sprzątounty uniemozliwił. Zegar zreszta i tak juz wskazywał 20.15:PA że panie poprzedniego dnia wykazały się cudowną pomocą oferując swą kanciapną lodóweczke, toteż jak im psuć Święta?:) A film...no Gucik oglądnął:)Panie juz go zresztą dobrze znały:
"patrz!Patrz!I on tutaj...o to bedzie słodkie!!!(cztery wpatrzone z uśmiechem i rozmarzeniem oczeta przed telewizorem). I nagle...:"Aaaaaooooo..:))))))))))))))" hehhe:)Kobiety:P

Sprzątniecie, komplement od niby posepnych ale uśmiechnietych pań polerujących i wracamy. Nie, nie...a tu Bryś po obrus, a to Zadzak po choinke. Ale po paru zwrotach nareszcie wyruszyliśmy w droge powrotną:D (21.00:D) Jeszcze troche śmiechu, jakieś pokazowe zwory z Mysiara dla rozrywki towarzyszy na chodniku i w busie, honorowe przekazanie Zadżakowi choinki pokoju (partyzant jeszcze musiał ją dostarczyć do Czarka tego samego wieczoru bo ten czekał z niecierpliwością z bombka w ręce;]) i...:)))

Życzenia z Mysiakowa. Moim przyjacielem:) A wiecie co to znaczy?Owszem targało niemiłosiernie, ale przecie te lampki nad Świdnicką, unoszące się w powietrzu świąteczne cuś, no i...heheh. Pare (?!) słów o tym co bylo, jest i będzie. W skrócie o tym jak to cieszy i buduje z jednej i z drugiej flanki:) Ulallala...w pewnej chwili umarłem (:D). Ojjjj...wzruszenie zaczęło się wykluwać...:P

130 było 10 minut wcześniej.Ale mi to nie przeszkadzało. Torby nie lekkie. Ale:P W końcu dotarłem na kuosiedlowy przystanek i czekam. Jeden szczery sms. I...słyszeliście kiedyś jak śnieg padając uderza o glebe?musi byc cicho...ciiiiiicho...ale tam tak było. Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaa:)))))))))))ojojoj...nie wytrzymałem:DNie wiem czy jakiś pan ochroniarz po złomie za płotem się kręcił, ale moje "White Christmas" na pewno słyszał jesli tam był:P A śnieg padał, padał...zasypywał gitare. A ja wspominałem...dzisiejszy dzien i to co z nim związane, nawet troche bardziej odlegle. OK...odpadłem:PMAGIA!!!!!!!!:D

I w szczegolności jedne zyczenia. Agnieszki. Jakie to niesamowite uczucie zrozumieć, że druga osoba, koleżanka z korytarza cieszy się, naprawde czuje radośc z mojego szczęscia. I nic nie zyskuje, po prostu cieszy sie moim szczęsciem. Nic dodać nie mozna. Po prostu milczenie połączone z uśmiechem nie do opisania i padający śnieg na cichym przystanku koło 23 przed nadchodzącymi Świetami.:)))

Dziękuje wszystkim:)Tym którzy targali rózne oprzyrządowanie Wigilijne. Spisaliśmy sie, wiecie?Razem stworzylismy wspaniałą Wigilię, która będziemy pamietać. Ja na pewno:)

ktoś jeszcze pyta dlaczego kocham świeta i tradycje?Własnie dlatego...:)))Cos w tym jest...

ps. I Panie Prezes!Dzięki Ci za talent, który zesłałes na wynalazce cichych, tłumionych klawiszy na klawiaturze komputerowej:)Bo...oj...gdyby sie tatuś zbudził:DŻe tak powiem...aaałć?!
23:10 / 13.12.2004
link
komentarz (11)
Prośba rodzaju muzycznego typu sylwestrowego

A to druga prośba:) Rzecz ma sie na tych samych zasadach, chodzi tym razem jednak o piosenki, które waszym zdaniem powinny sie obowiązkowo znaleźć w czasie sylwestrowego tańcowania. Naprawde baaaaaaaardzoi prosze was o pomoc:))) ---->:D uśmiecham sie najszerzej jak moge:) Piosenki stare, nowe ( te szczególnie, bo w radiu kojarze,ale zeby ściagnac to nie wiem jakie dane wpisywać:/)...byleby do tancowania. Licze na Was i spytam jeszcze raz. Pomożecie?:)
23:01 / 13.12.2004
link
komentarz (4)
Prośba z rodzaju muzycznych o gatunku światecznym

Tak:)Więc moi drodzy świeta napieraja pełną gebą, dni lecą jak szalone (już tylko 11 do tej magicznie klimatycznej nocy u babci w chatce:D), powoli trzeba myśleć o prezentach, itd...no dobra. Na temat Świąt to jeszcze spłodzę coś konkretniejszego bo ten okres to jeden z moich faworytów, ogólnie tradycja rzecz świeta, więc natchnienie będzie;)Zresztą...przygotowania świateczne to taki piekny sajgon nerwowo-zmęczeniowo-dekoracyjno-kucharsko-antykurzowo-oswietleniowo-choinkowo-humorystyczny ze zapewne bedzie ciekawie:]Hhhmmm...w tym roku chyba wyskoczy z dyktafonem między wspóllokatorów żeby uwiecznić trafnie te nietuzinkowe dialogi. no i zapewne powiem wam jak to jest 23 Grudnia do 2.30 naprawiać światełka i potem je wieszac na mrozie koło 3ciej:)("ta twoja organizacja czasu!!!ech...":P).

Ale przeciez ja nie o tym chciałem!!!No więc wracając. Chciałbym was bardzo gorąco prosić o pomoc. Kimkolwiek jesteś i tu trafiłeś. Chciałbym nagrać taką świąteczną płyte. albo dwie. a jak dobrze pójdzie to nawet trzy:DKażdy wie że teraz pełno leci róznych świątecznych dzwonkowatych kawałków. co prawda jak dla mnie zbyt wczesne wypychanie uszów tymi dźwiękami nie jest aż tak kuszące, ale w czasie przygotowan wcześniej wspominanych na pewno doda uroku. Mam jednak ten zasadniczy problem, że nie znam tytułów!I wykonawców.;/ Dlatego prosze Was tu bardzo, abyście znane Wam "klimatyczne-świąteczne" utworki z tytułem i wykonawcą wpisywali do komentarzy. Wszystkim pomocnym po udanym kompletowaniu i ściagnięciu chetnie wręcze świąteczny prezent w postaci takowej płytki (mam nadzieje że całkiem kuszące:P). Pomożecie?:)
23:30 / 06.12.2004
link
komentarz (19)
Where is Stefan?!??!?!

Cisza. tylko ja i budzik. Walka z tym czyms ze środka co mówi "no chodź":D i ma ścisłe powiązania z rozgrzaną pościelą i wyłącznikiem budzika. kilka niezbyt uroczych bodźców - naturalnych "brrr...zimno!", "już?!?!?przeciez własnie sie kładłem!" albo "no panie prezes!!!Nie w takim momencie!:D" -> wiecie o czym mówie?:P. No i...aj,ałć i aaaaaa...moje oczy:D Ale...czegoś mi brak, czuje, czuje...czegoś mi brak.

Okazuje sie bowiem, że zima to taka pora roku, w której generalnie trzyma sie zamkniete okna.moja rodzina nalezy do tych raczej logicznych więc oddajemy sie także tym praktyką. Co sie jednak okazuje?Otóz nic nie wiem co sie dzieje za oknem!Tak...i co mnie najbardziej martwi, gdzie jest Stefan!?!??!?

Jak dobrze wiecie Stefan z zamiłowania hula po swym ogrodzie szukając coraz to bardziej wyszukanych kryjówek, podczas gdy jego zdolne żona-spiewaczka daje popisy wokalu ku chwale sprawności skrytnej Stefana. Ale moi drodzy...czyzby zastój w sezonie zimowym?(bo w okresie letnim aktywności im nie mozna odmówić, no ale wiosną wszytsko bujnie kwitnie:D). Dzien krótki, śniegu jeszcze nie ma...nie mam ani okazji, ani sladu żeby chociaz podchwycic trop z okna. niedobrze, niedobrze...

żyć zyje. wymijał mnie ostatnio swoim sportowym trabantem '78. lakier czerwony metalik. bujny, elegancko na pozyczke ułozony włos niewzruszenie błyszczał na jego baldym licu przy dopuszczalnej 9oczywista przestrzeganej) prędkości w strefie 30 km/h. ale ta iskra w oku...taaa:>Juz ja wiem, że nie jeden raz Stefan harnasiem mógł zostać nazwany przez podekscytowane pasażerki:>

ale gdzie jest?czemu nie szukają sie?A może teraz częsc we wnętrzach?hhhmmmm...trzeba będzie to wybadać:>O obserwacjach wkrótce;]

ps. a może go gdzies widzieliście?może przenieśli sie do parku? rysopis - średni wzrost, siwe włosy, blade lico, czerwony mobil i podeszly wiek. I to spojrzenie:D że do głowy przychodzi tylko...oooooochhh!!!Jaki harnyś ruczny buhaj:D
22:27 / 05.12.2004
link
komentarz (2)
Habla me

Dzisiaj magiczna noc. Zawsze ją uwielbiałem:)

Zabawnie było w wiadomościach. Dziennikarze zrobili wywiad w przedszkolu i wstawiali w czasie całego materiału o Świetym urywki z dialogów z przedszkolakami. Najpierw "Czekamy na Świetego Mikołaja!!!" wrzaśniete chórem. Potem "lubimy Świetego Mikołaja" z równie dostojnym wrzaskiem. I nagle zbliżenie na jedną rezolutna dziewczynke i jej słowa lekko skryte, ale szczere :"A ja nawet kocham:D". Rozbrajające:DAle to nic. ta sama dziewczynka była autorka najciekawszego gagu młodzików:]Na pytanie "ile byście chcieli dostać prezentów" nasza zdolna rezolutna odpowiedziała rysując ztępioną kredką coś na wzór dużego pana w czerwonym :"tyysiąc!". I tu do akcji wkroczył mój faworyt:D nie chciał być gorszy, więc krzyknął: "A ja sto osiemdziesiąt dwadzieścia:D". Dobry zawodnik:]Nie dośc że zdeklasował rywalke, to jeszcze pokazał ten zawadniacki uśmiech zadowolenia z samego siebie:Dhehehe:)))))

Musze czytac gazety. Nic nie wiedziałem o akcji w Rynku.A szkoda, bo bym sie wybrał. W końcu kazdy może zostać Świętym Mikołajem:]

No własnie...był pomysł. Ciekawy. Troszeńke (ale naprawde tak minimalnie:P) szalony - to chyba za mocne słowo:D Wdać sie w jego role. Poruszyłby, zaciekawił, wzruszył, aż w końcu wywołałby uśmiech...ten, ten własnie uśmiech. Osłodziłby, rozbudził...gdyby został zrealizowany,a prezent podrzucony. Płonące światełko, kilka słów nietuzinkowym pismem, utopione w drewnianej (własnorecznej:D) rzeźbie pośród czekoladowych...i przesłanie w dźwiękach na załączonym nośniku:) Poruszyłoby?Pewnie tak,... Ale nie.


Habla me.
22:06 / 18.11.2004
link
komentarz (47)
A ja mam w dupie kulture zachodu...indywidualistów też.

Samotni w tłumie



Zamiast pielęgnować związki z bliskimi, wolą dopieszczać siebie samych. Potem żalą się na brak bliskich

W gabinecie psychoterapeutki Anny Tanalskiej-Dulęby pojawiła się nowa kategoria pacjentów, żądających uleczenia specyficznej choroby: – To odmiana samotności, która dotyka ludzi w wieku 20-30 lat. Mam wrażenie, że brak im duszy – mówi terapeutka.


KAROLINA MONKIEWICZ-ŚWIĘCICKA 2004-11-17



Młodzi ludzie są przeświadczeni o tym, że wszyscy naokoło żyją tylko dla pieniędzy i myślą wyłącznie o sobie. Postrzegają społeczeństwo jako masę rządzącą się prawami dzikiego rynku. W związku z tym oni sami też są zmuszeni tak postępować, bo inaczej skazaliby się na zadeptanie. Z drugiej strony, jest im z tym źle i chcieliby się „uleczyć”. – Moi klienci nie narzekają na brak kontaktów społecznych, ale na brak bliskich, głębszych przyjaźni – podkreśla Tanalska.

Według CBOS, zaledwie 4% z nas czuje się osamotnionych. Do tego, że nie ma żadnych przyjaciół, przyznaje się zaledwie co setny z nas, a przeciętny Polak może się pochwalić aż... 12 przyjaciółmi! Brzmi to wspaniale, ale świadczy tylko o tym, że inaczej rozumiemy słowo przyjaźń. Bo jak wytłumaczyć, że aż 16% Polaków nie ma z kim porozmawiać o swoich problemach osobistych? – Nasze kontakty są zdominowane przez interesy do załatwienia i pośpiech, a coraz mniej przez zwykłą ludzką sympatię – mówi dr Zofia Dołęga zajmująca się samotnością na Uniwersytecie Śląskim. – Nie doceniamy wartości więzi międzyludzkich! Zdaniem dr Dołęgi, samotność to głód intymności i... sensu. Zaspokoić go mogą głębokie, mądre więzi: – Tymczasem zastępujemy je przez powierzchowne związki oparte na zasadzie załatwiania sobie jakichś doraźnych korzyści.

Towarzyska pustynia

Choć z badań wynika, że najbardziej osamotnieni są ludzie starzy i biedni, tak naprawdę problem ten dotyka coraz większej grupy młodych ludzi: – Gdy współtworzyłam szkołę społeczną w Gliwicach na początku lat 90., zauważyłam, że młodzież boryka się z samotnością, a my, psychologowie – z brakiem literatury fachowej na ten temat – wspomina dr Dołęga. Kiedy w końcu lat 90. przeprowadziła badania w śląskich szkołach, okazało się, że 30% młodzieży w wieku 12-20 lat ma duży problem z poczuciem osamotnienia: – Jedna trzecia uczniów to już poważny problem społeczny.

Polska nie jest w tej kwestii wyjątkiem. Kiedy pismo „British Medical Journal” zapytało czytelników, jakie dzisiejsze problemy zasługują na miano jednostki chorobowej, samotność znalazła się w pierwszej dwudziestce. Badania przeprowadzane w USA i Kanadzie pokazują, że każdy człowiek ma za sobą doświadczenia związane z poczuciem samotności, a około 20-25% ludzi silnie przeżywa ten problem.

Samotność doczekała się nawet klasyfikacji na podgatunki: chrześcijański psycholog Craig Ellison wyróżnił trzy jej typy: emocjonalną, społeczną i egzystencjalną. Samotność społeczna to brak grupy przyjaciół czy rodziny – według sondaży, na nią raczej nie możemy narzekać. Co innego, jeśli chodzi o dwa pozostałe gatunki. Osoba osamotniona emocjonalnie potrzebuje nowych, głębokich związków z ludźmi. Samotność egzystencjalna łączy się z poczuciem izolacji i braku sensu w życiu, a wynika często z kryzysu wiary. Według badań CBOS, w polskim, katolickim społeczeństwie jedynie 3% osób deklaruje, że znajduje oparcie w księdzu. Dla porównania 2% ma oparcie psychiczne w swoim lekarzu, a 7% może liczyć na sąsiada.

Zdaniem dr Heleny Mrzygłód z Uniwersytetu Szczecińskiego, zanik więzi i samotność to procesy ogólnocywilizacyjne: – Przechodzimy dziś od kolektywizmu do struktur demokratycznych. Jednostka sama odpowiada za swój los, odchodzi w przeszłość model wspólnotowy. Podobnie uważa dr Dołęga: – Intuicja badacza i obserwacja życia społecznego podpowiadają, że poczucie samotności jest częstsze w środowiskach wysoko zurbanizowanych, nastawionych na indywidualny sukces. Wśród ludzi żyjących pośpiesznie, nieuważnie i w sposób mało wrażliwy.


Już lis z bajki „Mały książę” Saint Exupery'ego pouczał samotnego księcia: oswajanie wymaga czasu. A to dziś towar deficytowy. Dwie trzecie Polaków uważa, że po roku 1989 zaczęliśmy mieć dla siebie drastycznie mało czasu. Adrianna Bęza (35 l.), dyrektor sprzedaży w dużym koncernie, rozstała się z partnerem, bo choć zawsze mogła liczyć na jego pomoc finansową, to jednak nigdy nie miał czasu: – Dla mnie związek polega także na tym, że jak trzeba, facet wbije gwóźdź w ścianę, a nie zamówi do tego fachowca. Czułam się wciąż zdana na własne siły.

Z mniejszym lub większym poczuciem braku oparcia społecznego i niepewności żyje obecnie ponad jedna piąta Polaków. Wielu z nich wcale nie chce tego zmienić – bo czas potrzebny jest im na pracę, inwestowanie w siebie lub po prostu na własne przyjemności. Jola Burzyńska, 30-letnia dyrektorka finansowa, idealnie wpisuje się w ten schemat: – Mam już za sobą pracę po kilkanaście godzin dziennie. Wiele mnie kosztowało dojście do punktu, w którym jestem. Dziś spokojnie mogę wyjść z pracy po godz. 18. Chodzę po sklepach albo czytam sobie w domu. Uwielbiam książki.

Rodzina to jest siła?

Do niedawna uważano, że ten, kto ma rodzinę, nie może być samotny. Tymczasem rodzina zdecydowanie traci na znaczeniu, szczególnie wśród ludzi młodych: 98% najmłodszych ankietowanych woli spotkania ze znajomymi niż krewniakami. – Rodzinie, która była ongiś małym społeczeństwem, społeczeństwo „wielkie” odbierało stopniowo zadania: organizowanie produkcji i miejsca zamieszkania, przysposobienie zawodowe, inicjację w małżeństwo – uważa socjolog Marcin Czerwiński. Poza tym kiedyś słuchano starszych autorytetów. Dziś wiedza starszego pokolenia nie odgrywa roli, bo młode grupy społeczne patrzą w przód. Poza tym rodzina co czwartego respondenta CBOS rozproszona jest po całej Polsce.

Swoje kontakty z krewnymi większość Polaków ogranicza do kilku wizyt w roku – głównie w święta. Prawie jedna trzecia utrzymuje bardziej zażyłe kontakty co najwyżej z trzema osobami z rodziny. Jeżdżenie do rodziny na wakacje nie jest już popularne: o ile 41% ankietowanych przez CBOS wysyła swoje dzieci do krewnych, o tyle wśród dorosłych tylko 11% spędza urlop z rodziną. Anna Tanalska-Dulęba, psychoterapeutka: – Znajomy Holender, dobrze sytuowany, żalił mi się kiedyś na samotność. W tej samej rozmowie oznajmił, jako rzecz oczywistą, że jego rodzice przenoszą się wkrótce do luksusowego domu spokojnej starości. Nie wiązał tych dwóch faktów ze sobą. Efektem bogacenia się społeczeństwa jest przerzucanie wielu obowiązków na instytucje. W tzw. dawnych czasach robiło się remont ze szwagrem i sąsiadem – dziś zatrudnia się ekipę. Zamiast babci jest baby-sitter.

Lepiej być egoistą

Mariusz Bielak, pisarz i copywriter agencji Adcon, skończył właśnie kolejne studia: – To nie ostatni kierunek – zapowiada – zabieram się do doktoratu o komunikacji. Jego zdaniem, jesteśmy egoistami z wyboru: – Albo się w siebie inwestuje, albo dzieli z innymi. Jeśli stawiasz na budowanie siebie, dla innych nie starcza ani czasu, ani emocji. Dziś tylko wyjątkowe talenty mogą połączyć spełnianie się i dzielenie z innymi. Współczesna kultura Zachodu, której wzorce przyjęły się w Polsce, nie sprzyja życiu w kolektywie.


Amerykańscy naukowcy, Elliot Aronson, Timothy D. Wilson i Robin M. Akert, autorzy „Psychologii społecznej”, są zdania, że obecność innych często prowadzi do poczucia utraty własnego Ja. Tę teorię popiera wielu młodych ludzi. „Nie wiem, dlaczego słowo samotność wywołuje u większości dziwne skojarzenia – jakby było to coś z pogranicza bycia ufoludkiem i chorym na jakąś chorobę typu wirus Ebola”, irytuje się na forum dyskusyjnym Onetu Nokia20. Andzia dodaje: „Byłam w stanie zrezygnować nawet ze swoich potrzeb, byle tylko ta druga osoba mnie pokochała. Bez sensu jest chwytanie każdego zauroczenia jak tonący brzytwy z lęku przed samotnością”. Jednak wezwanie: „Stawiaj na siebie” to hasło przede wszystkim konsumpcyjne, a nie humanistyczne; zachęcające do inwestowania w siebie. Zdaniem Mariusza Bielaka, poświęcamy życie prywatne, bo nie mamy alternatywy: – Dla tych, którzy dziś ostali się w pracy, oznacza to nawał obowiązków. Albo przejmiesz pracę tych, którzy wylecieli, albo do nich dołączysz. Musisz być dyspozycyjny i nie wolno ci o żadnej porze powiedzieć do widzenia.

Sami w tłumie i sami sobie winni

– Często, aby móc poświęcić swój czas na przyjaźń, trzeba by żmudnej pracy nad własną osobowością, bo szacunku dla głębokich więzi nie nauczymy się tak jak np. asertywności – podkreśla dr Dołęga. Tymczasem nawet jeśli jesteśmy tacy opuszczeni, to przecież sami przyczyniamy się do takiego stanu rzeczy, akceptując zasady gry w społeczeństwie masowym. Co piąty badany przyznaje, że sam nie udzielił pomocy bliskim, mimo że istniała taka potrzeba. Polskie społeczeństwo żyje w idealnej równowadze statystycznej: choć jedna trzecia Polaków pomogła bliźniemu w potrzebie, tyle samo ludzi nie pomogło w ostatnim roku nikomu. Jesteśmy społeczeństwem ludzi izolujących się, nietworzących więzi społecznych. Zdaniem specjalistów, brak więzi to fenomen społeczności masowych i owoc rewolucji przemysłowej sprzed 200 lat.

Marcin Czerwiński pisał już w latach 60.: „Za znamienne dla współczesnego życia miejskiego uważa się to, że człowiek poza domem i miejscem pracy spotyka głównie obcych. Wytwarza to oschłość, zanika potrzeba kontaktu”. Dziś antropolog prof. Roch Sulima podkreśla: – Jesteśmy samotni w sferze masowej konsumpcji. Jest ona wielkim teatrem rywalizacji, który dzieli ludzi. Liczne eksperymenty dowodzą, że ludzie z natury są nastawieni na siebie. Orlando Patterson z Uniwersytetu Harvarda, który badał grupy etniczne żyjące na emigracji, twierdzi, że każdy osobnik, nawet w obcym kraju i w trudnej sytuacji ekonomicznej, stara się przede wszystkim optymalizować własny interes. Obecna sytuacja, zdaniem socjologów, niejako wymusza naturalny dla człowieka egoizm. Anna Tanalska-Dulęba: – Wracamy do czasów pierwotnych, kiedy w naszym regionie klimatycznym trzeba było poświęcać całe dnie na zapewnienie pożywienia, żeby przeżyć. Zmieniło się tylko to, że dziś poświęcamy całe dnie, żeby „przeżyć” w swojej grupie społecznej i nie spaść poniżej odpowiedniego poziomu.

Czy jednak tędy prowadzi droga do satysfakcji? – Uczę moje dzieci, że czasem trzeba z czegoś zrezygnować na rzecz kontaktów z ludźmi. Inwestowanie w świat to także inwestowanie w siebie – apeluje dr Dołęga. I to ona ma rację. Badania socjologiczne mówią bowiem, że pieniądze szczęścia nie dają, a ludzie mający prawdziwych przyjaciół mają też większą satysfakcję z życia.

Kto ma najmniej przyjaciół?

Im wyższe wykształcenie, tym mniej czasu dla bliskich – mówią badania CBOS. Do spotkań z przyjaciółmi co najmniej raz w tygodniu przyznaje się tylko jedna trzecia ludzi z wyższym wykształceniem i ponad połowa ludzi z wykształceniem średnim lub zawodowym. Brak osoby, która mogłaby podać pomocną dłoń, zdecydowanie bardziej dokucza mężczyznom (20%) niż kobietom (13%). Zagrożeniem dla naszych przyjaźni może być też... małżeństwo. Panny i kawalerowie spotykają się ze swoimi przyjaciółmi częściej niż małżonkowie. Także gorsza sytuacja finansowa i mieszkanie na wsi sprzyjają utrzymywaniu intensywnych przyjaźni.

Przyjaciele przez Internet?

Ludzie wcale nie przyjaźnią się na odległość. Mary Segal badała studentów w akademikach Maryland State Policy Training Academy, gdzie specjalnie przydzielono pokoje alfabetycznie. Okazało się, że np. Larson przyjaźnił się z Lee, a nie z Abramowitzem czy Ziernicką. 41% osób wskazało jako swoich najbliższych przyjaciół sąsiadów, a jedynie 10% – studentów z przeciwległego końca korytarza.
Zdaniem Anny Tanalskiej-Dulęby, kontakty w sieci to zaledwie substytut prawdziwej więzi społecznej, ponieważ nie zobowiązują do niczego: – A przez tak niezobowiązujące kontakty zanika tzw. świadomość plemienna – podkreśla.

Karolina Monkiewicz-Święcicka

http://kiosk.onet.pl/art.asp?DB=162&ITEM=1203299&KAT=239

Mój ukłon dla Pani Karoliny. I jesli już tu jesteś i zdzierżyłaś/eś ten artykuł...to się zastanówmy. Bo to jest najwazniejsze dla człowieka, z definicji - istoty społecznej. Jeśli już tu jesteś to wiedz, że chciałem Ci to pokazać. I poznać Twoją opinię. Dzięki:)
22:44 / 03.11.2004
link
komentarz (4)
Sokole Oko i Jeździec Białej Pandy

Stałem dziś na przystanku 15 minut piechotą od domu sprawdzając skuteczność moich uzbrojonych oczu na najróżniejszych literkach mniejszych i większych w oddali oczekując na autobus. Miał być za 5 minut.

Nagle podjechał samochodzik. Autko nie powiem, taka sobie ładna biała panda. Nic szczególnego, ale ciepła pewnie w środku i podązała ku Pawłowicom;D "Hhmm...ale ta kobieta z lewej ma szczęscie. Tak targa...". A tu sie okazuje, że kobieta z lewej nie ma szczęscia;] Autko zatrzymuje się dokładnie na mojej wysokości. Niestety szofer był na tyle cwany, że sie krył w ciemnosciach totez nie miałem pojęcia któż tym wozem dowodzi. głowa w tył, głowa w przód, głowa w prawo, głowa w lewo...eee...no nie ma nikogo. Doszedłem więc na drodze dedukcji do wniosku - chodzi o mnie:D Więc co by tajemniczy jegomość nie myslał, że jakiś palant rozgrzewa kark na przystanku autobusowym, podszedłem do uchylonych drzwi. ("kto to?!Nie znam żadnej Pandy!")

- "Dzień dobry...tralalalala jak mi miło;]"
- No to jedziemy do Trzebnicy! (i tu nastąpił gromki smiech nieznajomego w skrócie buahahahah:D - >>żarcik<<).
- Hehe...(tak, tak...takie niemrawe i nieokreślone jak cała sytuacja hehe w moim wykonaniu wraz z równie głupim usmiechem). Ja tylko na osiedle;]
- Wiem, wiem:D Syn Cię wypatrzył więc zawróciłem.
Odwracam się aby zobaczyć Sokole Oko i uścisnąc mu prawice, gdy nagle dostrzegam z tyłu takiego sobie Jasia w siedzonku dla dzieci. ("eee...?!?!?!"). No nic:D łapa małemu i lecimy. tylko...kim jest ten pan z lewej z rozczochranym od energicznego smiechu włosem i jego potomek o wspaniałych zmysłach???

- Co dzisiaj tak wcześnie?
No i tego już wystarczyło. Krótka ale potęzna konsternacja:D Dobra, przecież zawsze lubiłem sie w to bawić:] Cel -> maksymalne uogólnienie połączone z nieokreśloną anonimowością;]
- A...taki dzień:]
- (...) <- coś o jakimś wykładzie, zegarze, słońcu, brzdącu; A gdzie chodzisz do szkoły?
- Do 5 LO.
- A gdzie to jest?
- Na Kruczej. Znaczy obok.
- Aaaa...wiem, wiem. Ojojo...daleko.
Odcinek był przecie 3kilometrowy więc ten ciag zdarzeń zapełnił juz lukę czasowa jaką potrzebowała biała maszyna na przejechanie tej trasy.
- Ja wysiąde tu przy Stadionie.
- Tak, tak...wiem.

?!??!?!?!??!?!. Wysiadłem pożegnalnie dziękując. I jak wryty obejrzałem sie za dwuśladem.hhhhhmmm... Ale ile mozna stać?;]

Doprawdy, kim jest ten gościu i jego zdolny potomek? Gdy już byłem przekonany, że facet się najzwyczajniej pomylił, a jego syn wcale nie jest taki zdrowooczny jak przyjąłem...nagle gośc wie gdzie mnie wysadzić!:D Hehehe...ale zyskałem czas. I zjadłem obiad u babci. Ale nadal nie wiem kim są Sokole Oko i Jeździec Białej Pandy;]
23:05 / 02.11.2004
link
komentarz (1)
Piosenka.

STEREOPHONICS "have a nice day". So have a nice day.
00:25 / 02.11.2004
link
komentarz (2)
1 listopada

Ale dzisiaj był dzień:)Ale po kolei...

Nastawiłem na 10.30, no ale moi drodzy;] Co to by był za dzień gdyby nie oszukać samego siebie?:DWięc do spóły z biologicznym zegarem sprzeciwiliśmy się cwanym planom zegara z parapetu i wstrząśniety sam nie wiem czym koło 9tej jednym pewnym ruchem ręki unieszkodliwiłem intruza:DDzyndzelek pociągnąłem...i już nie zadzwoni:D

Ale czego budzik nie da rady tego Stefan dokona. A w sumie nie Stefan, a raczej dźwięcznośc jego szlachetnego imienia w ustach uroczej sąsiadki. Jedno "Steeeeeeeeefffffaaaaaaaaaaaaaaaaaaan!!!!!!!!!" i już jesteś w pełni świadomym że zapomniałeś domknąc okno na noc. Swoją drogą...cholera on jej chyba nie lubi. Albo sa fanatykami chowanego. Innego wyjścia nie widze. Wiosna, lato, jesień zima, Stefan w ogród i go ni ma. Jego żona podniecona, wyjdzie przed drzwia, wrzeszczy woła. I tak codzien rok po roku, sie szukają aż do zmroku. Jak dla mnie -> Bomba:]

"witamm rodzinke...:D" nieuzbrojonym okiem byłem w stanie oszacować że wszystkie jednostki domowe już się zdążyły skumulować w oczywistym pomieszczeniu, co też po higienicznych zabiegach co by innych towarzyszy stołu oddechem ani "zapachem wsłasnym" nie porazić, zaowocowało rodzinnym sniadaniem;) Lubie je:) Na wesoło jak to Płodziciel mawia:] No i cholera...smacznie:)))))))Hehehe;)

A potem odwiedzanie świecących pomników w nowej formie:
Tato: Heheh:)Pierwszy raz jade we własnym samochodzie na tylnim siedzeniu. Wygodnie tu.
Kierowca(:D): Ciesze się że Ci sie podoba:D
Wspaniała ta nasza tradycja. Stajesz nad grobem i przewijają Ci się wspólne chwile. Zabawne sytuacje. Wspomnienia...gdy nie znasz, starasz się tak jak potrafisz. Ale to już jest bardzo dużo. Potem posłuchasz opowieści rodziców, znajomych, dziadków, którzy opowiedzą kim "ta pani" była i jak to tato się zawsze cieszył, gdy ona do niego mówiła: "Choć Januszku, mam tu cos dobrego". I widzisz jak inni też wracają do tych klatek z archiwum. Usmiech. Czasem na twarzach, czasem wewnątrz, zawsze u tego, którego Ci ludzie na dole, stojący nad tym kamiennym prostokatem wspominają.
Poznasz też znajomych, o których tylko słyszałeś. Albo o których nie słyszałeś, ale sie dowiesz, bo przecie cóż to za wysoki brunet całuje ręce mojej mamusi?!:D I chwila zadumy. Krótkie wyciszenie i w niektórcyh miejscach szczera tesknota. Za tym co było. Ale ta chwila smutku, jest dla dzisiejszych solenizantów kolejnym powodem do radości. Bo komu nie jest miło, gdy widzi, że inni za nim tęsknią?
I te kapitalne dialogi nawigazyjne:
- Tu Mireczko...chodź.
- No co ty mówisz?Niby gdzie?Przecież to jest tam...
- Jak tam jak tam
- No tam, przecież wiem...
- Tam?
- Tędy.
- Tedy?Gdzie tędy...przecież on lezy tam.
- Gdzie tam?
- No koło świerka.
- Przecież to była tuja!
Itd, itd...:DAle w końcu trafiliśmy. Pospacerowaliśmy, pokłanialismy się, ja sie nasłuchałem najrózniejszych historii (np. o tym jak to brat mojego ś.p. dziadka ma obecnie świra na punkcie łazienki i odwiedza ją 10 razy dziennie;]), pogadaliśmy...i tyle ludzi jednoczesnie poświęciło swój czas tej samej idei. I wszyscy byli szczęśliwi. Chodź to z założenia smutne miejsce.

Tak sie w rodzinie złożyło, że ciocia urodziła się w Święto Zmarłych. No cóz:PNie jej wina. Wróżba średnia, ale póki co cioci się rok za rokiem zyje i oby jak najdłużej w uśmiechu jej mijało:) A że się taka tradycja juz w rodzinie urobiła, to popołudniem wszyscy U cioci się zjawili. Ciocie generalnie powinni gdzieś zamknąc bo za dobrze gotuje. Spróbowałem wszystkiego:DChyba tylko rybke sobie odpuściłem.Ale taka ruda była...w ogóle mi to do ryby nie pasowało:PAle reszta:DMamusiu!:D:D:D:DI sałatka, i dziczek, i mięsko, i serek, i chalebek, i sosik, i szyneczka, i ta druga sałatka, i ta trzecia też:DNo i serniczek...ooo...serniczek;] Ach:D A poza tym przez kawały, Damian ale ty wyrosłeś, polityke, USA, telewizje, młodzież, tradycje, wspomnienia...świetnie jest czasem tak spędzić kilka godzin.:)

A na koniec tradycyjnie. Wieczorowa porą na cmentarz. Ale sie ciesze, że go mamy na osiedlu. To jest niesamowite gdy wychodzisz zza zakrętu i widzisz ten czerwony ogród tak dumnie świecący. I kroczysz po tajemniczych ciemnych ścieżkach co krok postrzegając wyłaniający się zza masywnych krzewów nowy błyszczący pomnik. Ślad po kimś, kto tak jak ty kiedyś spacerował po tym świecie w jakims celu...

- A twój gdzie jest zameldowany?:D
- Tam:P

A gdy już skończyliśmy, usiedliśmy na ławeczce ("spokojnie, jest czysta. Tyle babć tu juz dziś siedziało, że zdązyły "tyłeczkami" wyczyścić całą powierzchnie:D") i chłonęlismy magie. Wiatr czasem zawiał, płomienie rozbite w tysiącach migotały nieustępliwie, a wspomnienia same napływały...
- A tu?Pradziadek? Fryzjer, nie?
- Dokładnie.
- Pamiętasz go?
- Niewiele...ale pamietam jak mnie strzygł. Był taki pokój i dwa stołeczki...

- Moja babka dostawała szału gdy widziała, że dziadek mi robi kolejny łuk. Zakazała gdy urządziłem polowanie na kury...

- Ale była akcja gdy przyleciał gołąb. Ciotka Jadzia wyskakiwała na ganek i wrzeszczała: "Jaaaaaaasiuuuuu!!!!! Goooooołąb!!!!" A dziadek rzucał wszystko i jak rumcajs przez busz cisnął poprzez krzaki, babcia z balkonu w pół się cieszyła z powrtou gołebia, z drugiej już zliczała stratowane podniecona dziadkowa noga kwiatki....

- Pamiętam jak pomagałem nakrywac do stypy. Nie poszedłem na pogrzeb bo sie bałem.Ale jak mi ta pani mówiła "Weź Andrzejek rozłóż stół" to rozkładałem go szybciej niż to w instrukcji było przewidziane...

Szkoda że trzeba wstać za 5 godzin. bysmy pewnie posiedzili Tam dłużej. Tak jak zazwyczaj. Bo to miejsce jest magiczne. Takie godziny sa magiczne. Za takie chwile jestem wdzięczny...i niech mi ktos powie, że życie jest nudne i bez sensu. :)

A poza tym to tak sie opieprzałem edukacyjnie przez te wolne dni, ze az wstyd. Ale mama nie wie. Tata tez nie:POdpoczyłem. I teraz sie biore:)

ps. i domkne dziś okno, bo kto wie czy Stefan po nocy tez nie buszuje...to taki włóczykij;]
18:49 / 24.10.2004
link
komentarz (10)
Krótko i konkretnie:>

Cel -> szpagacik:DTak...:D Owszem. Brakuje - dużo. Ale zrobie. I to w cale nie za rok:D
23:43 / 22.10.2004
link
komentarz (2)
w pociagu - enjoyable & i'm lovin' it

Leeeeecim:D O tak, tak...tak szybko, że nie ma czasu nawet na chwile zasiąść przed to świetliste prostokatne cudo wymagające ode mnie wieczorna porą krecika. A jeśli juz sie uda, to albo na minute, albo w tak cudownym stanie, że trzeszcząc mrużałki dostrzegam definitywnie teksturę, miękkość, chłodzik, puszystośc...poduszki. I pytam się ja, no jak tu sie nad czymś skupić jak wygaszacz ekranu mamusi natury sam sie aplikuje nieubłaganie?
Ale co?Ale uśmiech:) Czemu?Proste jak pałka z "Chłopów":D A w sumie nie tyle z nich, bo ta zaszczyta nota została mi przyznana za niedopracowana zaiste akcję dywersacyjna z kartkóweczki. Ale:P
Ojojoj...znowu pojawia się chmura poduszki. Ojojoj...hrrr wydaje sie być najpiekniejszym dźwiękiem. Szybko tylko kilka ciekawych, interesujących..cholera jak to nazwać (nie chce słowa "fajnych":D) chwil...może dwie.
Pani na przystanku. Z "fajeczką". Ależ dostojnie wciagała spaliny w te obwisłe, żółte poliki. A jaka to zapewne dobra kobieta. Oszczędzi na makijażu, gdyz sama go sobie w naturalny sposób gwarantuje. Oszczędzi dzięki "fajeczkom", bo uroczy brąz przechodzący w siwość uroczo wypełnia okołooczne partie facjaty. Słodkie. I jak błogo jej te oczy ciagna w dół. Jak u basseta. Ale...niech sobie śmierdzi, niech sobie żółknie, niech sie wypełnia i przeobraża. Se nawet dymka puści...ale do jasnej cholery stawaj głupia babo na końcu przystanku po stronie zawietrznej!!!!!!!!!! hhhmmm...i chodź te słowa były jedynie płodem myslowym zatrzymanym kontrolnie nim dotarły do narządów artykulacyjnych, jednakże widać kontrola owa ma u nas siedzibe gdzieś w okolicach oczu, bo urodziwa pani, jakoś dziwnie popatrzyła w "oczy uzbrojone" i usuneła sie w cudownej aurze szarości. W tył. Kobitoooooo!!!!zawietrzna!!!!!!!ech...nadjechało D;]
Inna sytuacja prosta. Obdarty palec, w sumie nie nowośc. właściciel najedzony, parzy herbate i postanawia zaplastrowac i poczyścic co nie co, albowiem przy tym i owym "trochu kłuje...". Sięga więc nieuzbrojonym juz okiem w głąb apteczki, wyciaga dłoń, chwyta buteleczke białą i jakiegos tam plastereczka. Nad zlewik, nakretka cyk i chlup...hmmmm..."dziwne to chlup. Ino siakieś takie geste, i nie szczypie, i w sumie sie nie pieni...hmmm" Głupio sie przyznać czym próbowałem zdezynfekować zatarcie;] Ale sama nazwa tego środka jest rozbrajająca. I nie wiem co to robiło na półce z opatrunkami. i co to w ogóle jest?! I czemu w wodoutlenienienieanalogicznej buteleczce?! druga - woda utleniona...chlup. i że tak powiem...pobudzenie układu. silny bodziec;] nawet nie musiałem patrzec na etykiete żeby wiedziec że to utlenianka;] Ale...nadal pytam po co komu >>parafina ciekła<< na składzie aptekarskim?! ;D
A czemu?A co...a no uśmiech:)Enjoyable. And I'm lovin' it. Co?:)Hehehe...no przecie pociag:)
ps. ide podziękować...
18:51 / 14.10.2004
link
komentarz (3)
Taki dziwny dzień...

Wkurzony i wzruszony. I oba uczucia w maksymalny sposób naciagniete...Pech, przypadek, retrospekcja, wspomnienia, niespodzianka, chwyt pod serducho. W jeden dzien. ulalal...:)
I takie jedno stwierdzenie mi przyszło do głowy, że jak bede umierał to z jednej rzeczy bede się strasznie cieszył. Mam nadzieje że wówczas bede mógł przewinąc sobie film moich dokonań i w każdej klatce wejśc w głowe róznych osób i zrozumiec co nimi kierowało. Dlaczego stało się tak a nie inaczej. Dlaczego sie stało...Ale to jeszcze nie teraz:]Mam za dużo planów:DJa musze zyc długo...:)
I nie mam ukochanej kurteczki. już nie bede walczył z zamkiem. Nie zapne jej do końca chowając brode przed wiatrem. Już nie...I czapeczki też nie założe. Niespodziewanie odnaleziona na Świdnickiej, niespodziewanie zniknęła. Taka ciepła. Tak dobrze sie w niej chodziło. Już nie...akurat dwa ulubione ciuchy. Przywiązany byłem, strasznie...łobuzy:/Cholera...
19:02 / 07.10.2004
link
komentarz (4)
Hhhmmm...

Sprawa jest dosyć prosta. Teoretycznie:P Jeśli to czytasz to zrób to dla mnie i się szarpnij na rade. A więc...;>

Kłuje mnie palec. Kłuje. I problematyka tej sytuacji polega na podjęciu decyzji. Co zrobić? Sięgnąć po jakieś środki czy też zostawić sprawę samej sobie i poczekac aż samo przejdzie?Wbrew pozorom...to nie jest takie błahe jak się wydaje. To jest palec wskazujący.

Dzięki za wszelkie opinie:)

ps. swoją drogą...kłuje mnie tez palec. wskazujący:D
21:30 / 30.09.2004
link
komentarz (2)
30 września

Uwielbiam brać prysznice;]Ten poranny opłaciłem co prawda przymusową zmianą opcji 20minutowego, siedzącego i zapewne wybornego konsumowania indyczych paróweczek na chłonięta w trasie kuautobusowej kanapke (dziwne to było;]Z trzech częsci sie składało, z czego dwie były grzankami, no i masło w środku, pasztet i żółty ser.I wbrew pozorom to była jedna kanapka:DAle smakowita;]). Trudno.

Przed "gmachem uczelni" bujające się na wietrze prześcieradło z życzeniami dla "chłopaków z IIIB". Ale żem się uśmiechnął:PŚwietny pomysł:)

Szkółka a po szkółce na miasto.Trzeba odebrać papierek:Dooo...ale na niego czekałem;]Super uczucie. Coś sie spełniło.Plan wykończony:DSzczęśliwy...oj szczęsliwy:))))Mysiakowa też sie poczęstowała jakimś papierkiem, który niestety wymaga od niej określenia oczu.Ojjj....ciężka sprawa:D

No to świetujemy:DHhhhmmm...troche w deszczu ale co tam;]Usmiech z maski nie schodzi:DWokół rynku błądząc, szukając herbaciarni, trafiając przypadkowo do kawiarni (ale dosłownie rozumianej - KAWIARNI. nie było tam herbaty.A przecie to był cel). Az w końcu wokół cegieł, z najtańszą z możliwych świeczek, niezbyt gustownie odpaloną przez równie niegustowną pania obsługującą (ta nazwa podkreśla obowiązek jaki z twarzy widac było "narzucono" jej w tym lokalu). Dwie porzeczkowe, koktajl truskawkowy i gadu gadu....(bez ploteczków:D). :)

I sie koło 18 nagle zrobiło. Potem 18.30...ajajaj:)Więc pod Arkady. I tak czas sobie leciał, samochody po drodze, deszcz też, i...gołębie nie chciały być gorsze..."Damian!!!!! Zrób coś". Patrze...oooo!!!!Co za "dar niebios" rozpłaszczył się na Mysiakowej kurtanie...:PSalwa śmiechu, no ale trzeba cos robić:P >>Kobieta w potrzebie<<:D "przepraszam ma pani husteczki?":)))śmiejac się troszeczke chyba przesadnie zaczepiłem spacerująca pod arkadami 30latke. bystre i z humorem było to urocze stworzenie, bo domyslając się zaistniałej sytuacji podarowało całą paczke zostawiając sobie tylko dwie sztuki..."miłego dnia"!!!Oby takim uprzejmym wszystkie dni były miłe:) "aaafuuuuuuuuuu!!!!!!:D" smiech, konwulsje, i kolejne husteczki oczyszczające kurtke z niefortunnego prezentu uroczej parki gołebi.Hehhe:)Daliśmy rade:)

Powrocik i złapana mamusia pod Polarem:)Taaaaaak....pozwoliła mi:)Głowa ja bolała więc za duzo nie mówiła;]Gładko:)I w domu.

I na kompie...jeeeeejjjjjuuu!!!!!!!!gdzie jest ta piosenka?!Jaki ona ma tytuł!!!3 dzien jej szukam...plądruje "coool" strony Radia Eska żeby wynaleźć tytuł tego hiciora...no gdzie to jest?!?!?!?ściagam i sciągam..i nie i nie i nie...gr:[ I do znajomych na gadu..."no wiesz. spiewa taka chyba murzynka. cos tam "on the sofa"...cos "on the phone"..no wiesz!!!I takie rewelacyjne pianino tam jest.piosenka spokojna.takie bujanie..no?!TYTUŁ CHCEM!!!!" Ale...:/Niestety.Moje wskazówki były dziwnie nie precyzyjne dla ogółu fachowców. sciagam, ściagam...i patrze.Hhhmmm...a co to jest ? "on my knees.mp3" Ten utwór ściagnałem z 2 tygodnie temu. Skasować? co to jest...czekaj sprawdze...:OBez komentarza. Kazdy ma chyba zawiasy co?:DNie ma to jak szukać jabłka w sadzie rozkoszując sie jego smakiem;]


Świetny dzień. Ale spadam bo rybka czeka i cała nauka o kombinowaniu potrzebna na jutro na matme.wsio!:)


ps. A po drodze jeszcze zyczenia. żywe i smsowe.Dzieki Wam:) miłe:*
23:34 / 27.09.2004
link
komentarz (3)
Zamykasz, myslisz, otwierasz i nie wierzysz

Masz coś takiego?Niesamowite uczucie. Nie wiem kto tym zarządza, ale wrażenie na mnie robi piorunujące. Co?

Zjawisko jest dosyć proste. Jesteś w obojetnie jakiej sytuacji i wewnątrz Ciebie skomli/piszczy/puka/krzyczy/huczy/robi bajzel w głowie ono - ukryte pragnienie. Szarpnąłem się na najmocniejsze okreslenie źródła, bo wtedy samo zjawisko smakuje najlepiej.Zresztą...tez mi nowinka.Kazdy łoś wie, że zakręci najsilniej do amoku uśmiechu to, co nakręca najbardziej.

Ale co by to nie było. Pragnienie/marzenie/łaknienie/chęc/czy "fajnie by było..." . Źródło krązy po głowie i nadchodzi moment kulminacyjny. Chwila prawdy, nadchodząca z nienacka. Zamykasz oczy, myslisz "och...gdyby tak...", otwierasz oczy (ten długi opis czesto odpowiada za zwykłe mrugniecie powiekami, aczkolwiek w zaleznosci od intensywaności pragnienia i zaangażowania bohatera potrafi przybrac wymiar kilkusekundowy;]) i patrzysz. A przed oczami - właśnie "TO". A w Tobie...to "COŚ".

Niesamowite. Myslisz...ale, jak?, przeciez!!! itd...a pani z grymasem przebijająca się przez zakałużony chodnik patrzy na twój głupi uśmiech z brakiem zrozumienia. A ty...-> :D

Czasem podjedzie znajomy na przystanek, gdy własnie Ci uciekł autobus. Bedzie to też ulubiony jogurt w lodówce, którą otwierasz wieczorem nie wiedząc o popołudniowej dostawie autorstwa mamy. I trójka w lotku, i znajomy na ulicy, i...

Jak mocno Toba zakręci, zależy od tego jak bardzo Cię smęci, gdy tego nie ma. Ale jak przyjdzie...z niespodziewajki oczywista;]Przekonasz się co Ci naprawde w duszy gra. A jak sprawić, aby zamroczyło usmiechem? Stara prawda - trzeba ponoć bardzo chcieć. I się stanie. Tak jak mi dziś.

ps............................heheh:)))))
09:07 / 27.09.2004
link
komentarz (1)
Log a rytm czyli się zaczęło.

Szkółka:)Jakby nie patrzeć rozkręciła się już i ramionami swojej cudownej karuzeli dosiega i oddziaływuje (czysto fizyczne pojęcie rodem z lekcji p. Janus.) na kazdy dzień tygodnia. Jest szybko, intensywnie, leci od piatku do piątku:PAle tak chyba kazdemu...
Minęło juz parę dni więc nasi oświetleni wykładowcy wiedzy róznorakiej pragną zapewne sprawdzić ilez to z ich mądrych nauk trafiło do Damianowej głowy. I tak Ryszard juz zapowiedział, że zyczy sobie intelektualnej basni opartej na faktach (czyt. na rocznikach statystycznych) i opowiadającej o piknych polskich lasach i rybkach z mórz jak i jezior łowionych. Sir Dąbek wymaga już odpalenia wiedzy obcojęzycznej. Kartkóweczki z PRZECZYTANYCH lektur gonią sie nawzajem, no i logarytmy u pani B.
A do tego jeszcze kilka nowych opcji i godzinki lecą. Rytm. Ale podoba mi sie;]Żebym tylko sie wysypiał. Logika podpowiada żeby czasem też się pobawić (a w sumie impulsy wewnetrzne zakorzenione w posiadanej naturze;]), ale na to też jest czas. Zatańczyłbym sobie. O takie "Trick me"...wakacje sie przypominają:)
00:17 / 10.09.2004
link
komentarz (1)
Radio i termometr

Zrobili mnie. W balona. I to takiego wypełninego zimnym powietrzem. Bbbrrr...

Pierwsze było radio. I jego kompan - agent budzik. Cholernie punktualny. A z rana, gdy daje o sobie znać po niedawno zakończonej w środku nocy walce z książkami, zasługujący na dosadniejsze epitety zjawiające się po przebudzeniu na ustach...Cos czułem, więc przydusiłem go drzemką. Odegrał się:>7.50 - radiowe wiadomości gwałca mi membrane. Łapie pierwsze zdania, przy piatym zaczynam rozumieć, 10te analizować, koło 15tego przyswajać..."dzis piekna bezchmurna pogoda- cały dzien na niebie będzie świecic piekne słoneczko". Myśl - rewelacja;]

Klasyczna odnowa biologiczna i zbrojenie oczu, powrót na pietro i męska decyzja na słoneczna pogode. Krótkie gatki, polóweczka z krótkim...komfortowo:)Krótko. Przejście w strefe pozywienia, rzut okiem za okno na termometr (który juz był wyraźnie podłuznym termometrem, a nie elipsowatą, mgłową bryłka zaczepioną do słupa z przed 20 minut.). 26 stopni. Komfortowo:) Cyk pyk...coś na ząb. i lecim;]

I...hmmmm....chłodno?Ale na autobus trzeba iśc. >pewnie mi sie wydaje.to tak z rana gleba nie nagrzana<. Ide. W 130 wieczny zaduch więc ciepełko aż miło. Ale oczekiwanie na D na Psim Polu wzbudziło już we mnie lekki niepokój. Gdy niezachmurzone słoneczko z radia ulokowało się za duzym brzydkim budynkiem przede mna, wówczas przechodził mnie dreszcz. Zimna i konsternacji. eee...gdzie moje 26stopni?!

Puenta pod Arkadami. Zero słoneczka. Przesmyk że nic tylko być wiatrem i hulac sobie od Pedetu do Holiday Inn. Czytam i udaje że nie jest mi zimno. Pani w palcie, swetrze i długiej spódnicy patrzy dziwnie. Pocieszenie napłyneło z naprzeciwka. Facet w japonkach!!!temu pewnie targa!Juz nie. zamknał okno. mieszka nad Arkadami;]

Cwaniaczki. Po prostu. Radio specjalnie zostało odpalone na ostatnie słowa prognozy pogody, zebym nie usłyszał o temperaturze...w cieniu. Bo termometr smazył sie od wschodu. nagrzany. cieplutki i z rozmnożona rtęcią do kreseczki 26 stopni. żartowniś:>Wie kiedy domownik analizuje otoczenie w stanie największego zawiasu. Się zgrali na zarcik:>

Noi marzłem.Marzłem tu.Marzłem tam. Ale zabawne;]

Jedna rzecz mnie tylko nurtuje. Budzik zebrał tylko plaskaczy na przestrzeni dziejów, że w zupełności go rozumiem, że chciał sie odegrać. Ale termometr? Coś ty wyrządził Termometrom Damianesie?
14:41 / 05.09.2004
link
komentarz (2)
Błogi uśmiech i nadciągający wielkimi krokami sen

No:)Gdy pamiętnego czerwcowego dnia (choć szczerze mówiąc nie mam pojęcia co to był za dzień, ale sam zwrot ma w sobie taaaaaaakie brzmienie...;]) wzięliśmy się za wdrażanie w kalendarz naszej myśli imprezowej nie sądziłem że może wyjść tak sympatycznie;)

Zaczeło się od porannej wizyty z ostrymi narzędziami w okołoogniskowym buszu co zaskutkowało stosikiem drewna (jak sie okazało siekiegos dziwnego, bo nie miało ochoty płonąc w pełnym tego słowa znaczeniu:/) i trudną do określenia suchością w ustach dzielnych drwali. Na szczęscie to domostwa był rzut beretem toteż już około 15tej usta dwóch hojraków wypełniła cudowna chemicznie barwiona ciecz polskiej produkcji - symbol podobno czegos tam kiedyś...nie jaka PoloCocta. Smak pomarańczowy. Blllleee...ale nie jest sucha:)

Potem tańcowanie po domciu ze szmateczką, odkurzaczem, mopem czyli wypełnianie misji pod kryptonimem "ja wiem ze masz impreze, ale dom ma byc czysty". Poslizg gratis więc 130 dorwane dopiero 19.16. w biegu z tobołami, z szczerząca sie gebą, plecakiem co mu zamek nie działa na rekach i pierogami które z braku czasu zagrzane w mikrofali zostały nietkniete;(.echh...to nie był ich dzien:PAle babcia chyba sie nie dowie...;]

I godzina po godzinie. A w sumie minuta po minucie bo jakos strasznie wolno mi to leciało;]I bardzo dobrze:)Klimat ogniska miał doskonałe otoczenie bo słoneczko szybko sie zawinęlo imprezowac z drugiej flanki globu, a gwiazdołki świeciły az miło (co prawda do Niesulic sie nie umywa;]Ale zawsze coś:P). To chyba ten miejski smog...nawet gdyby dmuchać z równym zapałem co Janek w ogien chcący go pobudzic do pracy. No własnie:) A płomien ogniska buchał...Tak;]Ten jedyny makament w tym ze nie buchał. Ino sie żarzył.czemut? Może nie mniał ochoty.Ja tez czasem nie mam.

Pod wrażeniem. Towarzyska ekipa. Doprawy...widziałem w przerwach miedzy piosenkami i telefonami nakierowywującymi znajomych na miejsce przeznaczenia, ze lud się mieszał, poznawał, spiewał, spozywał;]Ukłon m.in. dla tych drugoklasistów;]Śpiew elegancja:)No i niezawodne moje drogie panie od zagranicznych dźwięków i nie tylko;]mniam:)niektorzy nie mogli być z nami na skutek wydarzeń różnorakich. Niektórych mi brakowało, choć może wcale o tym nie wiedzą.

A w sumie z mniam niewiele, bo jakos nie chciało mi sie jeść.Pół kiełbaski. Natomiast eleganckie drinki z towarzyszem Nowakiem zadziałały zaskakująco dobrze na moje gardło;]Nie wiem czy sie tam wszystko wypaliło, czy też rozmyło w czasie gromkiego spiewu...w kazdym razie nareszcie nie szczypało rano:D

No i rano.Hehhe;]Pobudka w bardzo ładnym, w bardzo ciasnym i ,jak to sie z towarzyszem Nowakiem zwiezyliśmy ,wymagającym ograniczeń kulturalnych miejscu. A wczesniej o 3..."eee...za ile mamy nocny?" - "no jakos powinien zaraz jechać...). I pojechał. Na horyzoncie trasy Warszawskiej pomkneło oświetlone starojelczowymi światłami 241. No to opcja pielgrzym;] I ta Armii Ludowej..."długo jeszcze?". "aaa...długo jeszcze?", i "ale...długo jeszcze?:D". W końcu dotarlismy;)Łyczek soczku i moja propaganda "idźmy spać...". Ale "idźmy spać" poszło 10 razy...nie. No bo po co:DJasne...ogladajmy film!!!Pewnie:DŚwietny pomysł:DMoze potem od razu wschód słońca?:DA soczewki chórem "sciagnij nas!!!Ściagnij nas!!!". Chetnie, ale gdzie;] A gdzie sie nie ruszylismy - ten zapach.Taaak...bylismy dzisiaj na ognisku:DNA szczescie wszyscy śmierdzieli tak samo więc dyskomfortu przy zasypianiu nie było;D Pobudka i głos Joe Cockera w gardle.A potem ubieranie tych samych skarpetek (białych?!) i koszulki. Mgła przed oczami po 4godzinnym kimaniu, ale to normlana forma strajku soczewek po 24 godzinach uzytkowania:] Jeszcze tylko dojazd do domu, kontakt z woda (oczywiscie w międzyczasie tłumaczenie swych losów z ostatnich 12 godzin płodzicielom:D), oczyszczenie nalotu na uzebieniu...i taaaaaaaaaakie sniadanko:) jajeczka, grzaneczki, serek, krakowska, żółty, biały, pomidorek...mniaaaaaaaaam:Dmaślanka na deser, herabatka, wygiecie w fotelu, wdech, wydech...Tak:)Świetnie zakończyłem świetne wakacje:D Błogi uśmiech i nadciagający wielkimi krokami sen...:)
21:29 / 02.09.2004
link
komentarz (6)
Sen:)

Hehe...:)Ale dzisiaj miałem sen!!!W sumie dziwne bo spałem dosyc krótko (7 godzin ale jak na moje zapotrzebowanie to zdecydowanie poniżej minimum;]). Ale sen był niesamowity;]

Pamietam niewiele...w sumie główny motyw.A w zasadzie...hmmmm:PLeciałem samolotem, i nagle musiałem skoczyc. Nie pamietam czy po kogoś, czy ktos wypadł, czy co...ale musiałem więc skoczyłem.Bez spadochronu. I spadałem, spadałem...niesamowite uczucie!Zupełnie jak na żywo:PI nagle zobaczyłem takie miejsce...tak to była chyba studnia.wpadłem do niej i pamietam że leciałem nogami w dół. postanowiłem sie zatrzymać,i...powoli zwolniłem i delikatnie musnąłem nogami dna.zupełnie gładko, jak chodząc po pluszowej wykładzinie w przedszkolu:]I nagle cos mnie ciagnęło.Nic nie widziałem, ale raz za ręke, raz za barki, a najczęsciej mi wyrywało biodra do przodu...dziwne:DAle jakie niesamowite bo oczywiście sniąc byłem święcie przekonany ze to sie ze mna naprawde dzieje!I raz mnie pociagneło, i drugi,...i nie wiem co!!! i nagle...ytytytty!!!!tytytyt!!!"jest punkt siódma.wiadomości dnia...". I się skończyło...Ale było super;]Jak to sen:)Kino jakich nie ma nigdzie indziej:)

ps. Kiedys zrozumiesz, dlaczego czasem trzeba wylać herbate, nawet jak smakuje wybornie.Z miodem, cytryną i malinami...