pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesišca | wszystkie
orfne@gower.pl | skiny

 
  2002.12.11 21:16:04

Świat jest fajny.
Za rozwiązanie prostego zadania z monotoniczności funkcji dostaje się trzy piwa.

komentarz (2)

 
  2002.12.11 20:41:44

O nim, zgodnie z polityką nie wymieniania imion, piszę w nlogu 'mój mężczyzna'. Określenie oklepane, nawet trochę pretensjonalne - ale nie używam go bezmyślnie jako kalki. Oba słowa mają dla mnie głęboki sens.
On jest dla mnie tym zakodowanym w podświadomoci archetypem Mężczyzny. To się tak dzieje, gdy pierwsza miłość i pierwszy seks są połączone i trwa to stosunkowo długo przed poznaniem kogo innego: wytwarza się niezwykle przyjemne uwarunkowanie. Sam jego zapach wprowadza mnie w stan atawistycznego poczucia bezpieczeństwa, ciepła i przyjemności - nastrój, do wywołania którego ktokolwiek inny musiałby dołożyć o wiele większych starań.

Słowo 'mój' niesie dla mnie coś równie poważnego w tym kontekście. Od zawsze jestem przeczulona na zaborczość i wprowadzanie jakichkolwiek wątków 'posiadania' do wzajemnych relacji, z wyjątkiem gier. 'Mój', 'moja', nie jako słowo, ale jako właśnie to z jego znaczeń było dla mnie czymś w rodzaju tabu, wykroczeniem przeciwko wolności, którego należało się wystrzegać, przeciwko któremu należało zaprotestować. Nie było to związane z siłą uczuć. Mocne i obustronne, zatwierdzone jakąś formą związku, nie dawały jeszcze prawa do poczucia 'stanu posiadania'. A teraz nie razi mnie to, usankcjonowane świadomością, że nikt inny nie jest dla nas w stanie pełnić tej roli, jaką pełnimy dla siebie.

Nie podjęłam się nawet próby tłumaczenia tego komuś, kto bezczelnie stwierdził, że będzie czekał na nasz rozwód.

komentarz (0)

 
  2002.12.11 14:10:25

Są ludzie piękni w sensie zgodności ze wzorcem, ale równie miłych wrażeń może dostarczyć dopasowanie czegoś do kontekstu i stereotypu. Wczoraj w sex-shopie obsługiwała mnie kobieta idealna w tej roli - starsza, w dużych okularach, o wyrazie twarzy troskliwej nauczycielki, angażująca się w zaspokajanie potrzeb klienta z uroczym stręczycielskim zaangażowaniem i podekscytowaniem, a przy tym ze swobodą. Podobało mi się to, bo w większości takich sklepów za ladą są młode, atrakcyjne panienki, dobrane ewidentnie pod poprawę nastrojów męskiej klienteli, ale nie wykazujące inicjatywy i nie potrafiące zachować pełnej swobody, gdy się kupuje coś bardziej nietypowego i przyglądające się wówczas klientowi z zaciekawieniem, z jakim się patrzy na zoologiczny okaz. To niestety występuje w sex-shopach w naszym mieście przy kupowaniu akcesoriów sm w sklepach nie wyspecjalizowanych w tym zakresie.

Zakupy zrobiłam standardowe. Biały komplecik robiący ze mnie aniołka, z odsłoniętymi piersiami otoczonymi puchem, zwiewny i nieco przesłodzony. - Mogę być Śnieżynką - powiedziałam mojemu mężczyznie prezentując na sobie zakup - ty powinieneś sobie kupić strój Mikołaja i możemy tak odwiedzać znajomych na święta.

Tak naprawdę, to myślałam o pewnym wierzącym człowieku z zasadami; szanse bliskie zeru. Lubię czasem sytuacje z szansami bliskimi zeru. - Masz szansę - powiedziała koleżanka - jeśli dorobisz do tego skrzydełka i przyjdziesz jako anioł mówiąc, że cię przysłała Matka Boska.

Nie przeczę, że mnie tym zdołowała.

komentarz (0)

 
  2002.12.10 01:39:29

Z przedmiotu pt. zarządzanie kadrami należy napisać pracę proponującą coś nowego i twórczego w ww. dziedzinie, czyli odnośnie motywowania, szkolenia, selekcji itp. Wszyscy się oczywiście oburzają o to, że im się każe wymylać nowe rzeczy w dziedzinie już dokładnie opisanej.

Robię stronę dla ..., powiedział mój mężczyzna - powiedziała, że jeśli jej to skończę do środy, to zrobi ci tak dobrze, jak nigdy nie miałaś.

Skończy do środy, ale chyba nie będę się bawić we wprowadzanie tego wątku do pracy zaliczeniowej. Wykładowca nie jest atrakcyjny i nie ma poczucia humoru.

Może kiedyś, jak się zmieni obyczajowość, ktoś za to samo dostanie Nobla, skomentował jeszcze ktoś inny.

komentarz (0)

 
  2002.12.09 14:59:55

Przez jakiś czas nie miałam ochoty pisać. Mogłabym ująć ten okres krótko: sex, drugs'n'php, choć byłoby w tym trochę określeń na wyrost. Drugs to zaledwie THC stosowane w sposób ciągły, a php - dostosowywanie czyjegoś kodu do własnych wymagań. Jeśli chodzi o seks, moim niewinnym oczom ukazał się bulwersujący idiotyzm w postaci rżnięcia sztucznym penisem silikonowej lalki - czynność, z której nikt nie ma przyjemności. To, powiedział mój mężczyzna, to jest prawdziwa perwersja. Przytaknęłam; też bym na coś takiego nie wpadła. I patrzyliśmy się zgorszeni, a potem on nalegał, żebym się dała wziąć do prowadzącej zajęcia na jego uczelni i poprzez prawdziwe zeznania wzięła na siebie winę za to, że on nie przyniósł pracy w terminie. Zgłosiłam pełną gotowość.

Reszta... kiedykolwiek dzieje się coś ciekawego, przed opisaniem tego hamuje mnie uszanowanie cudzej prywatności. Świat jest mały, a opisując rzeczy charakterystyczne wskazuje się na osobę jednoznacznie - jej znajomym. To uniemożliwia z kolei pełny ekshibicjonizm (który mnie pociąga,0) mi - musiałby być nieodłączny od cudzego.

Po tamtym tygodniu... zarówno czuję się dobrze i nasycona emocjami, jak i mam na jakiś, pewnie krótki czas dość ludzi.

komentarz (0)

 
  2002.11.27 19:26:11

Nareszcie coś się dzieje.
Jak się nic nie dzieje, ma się ochotę pisać do nloga. Gdy coś się dzieje, miarodajny opis wymagałby zbyt wiele tekstu - i to zniechęca. Dlatego w tym tygodniu nie będę tu chyba zaglądać i zrobię sobie przerwę.

komentarz (1)

 
  2002.11.25 13:21:00

Wszyscy uczestnicy zajścia po 30-stce i z odpowiedzialnymi zawodami. On i ona, jej ex i jego ex. Jego ex dzwoni, awanturuje się, wymyśla preteksty w postaci zapomnienia drobiazgów, żeby wejść na chwilę do domu, wydzwania do jej ex, żeby zabrał swoją byłą kobietę od niego. Jej ex jest umierający z depresji, błaga, nawraca się. Komedia po prostu, niestety w moim bliskim otoczeniu.

Jedną z rzeczy, które we mnie wzbudziły duży szacunek do mojego mężczyzny jest jego godne zachowanie niegdyś w podobnej sytuacji. Mało co powoduje we mnie taką utratę szacunku jak histeryczne sceny 'Zostań!' albo 'Bądź ze mną' wobec osoby, która nie chce albo nie może. Gdy samemu jest się obiektem tego, niesie to ze sobą przyjemność w postaci połechtania próżności, ale kończy poważne traktowanie takiej osoby.

Właściwie nie przeżyłam w życiu nieszczęśliwej miłości tego rodzaju, który doprowadza do rozpaczy. Moja natura prowadziła mnie czasem do fascynacji adoracyjnych (uwielbienie i czerpanie przyjemności ze wspólnych chwil lub tego, że obiekt adoracji raczył poświęcić uwagę,0), w których cała przyjemność polegała na przeżyciach płynących z 'klęczenia u stóp ołtarza', bez prób zmniejszania dystansu, bo na rzeczywistym byciu w zwyczajnym związku z takim idolem mi nie zależało. Były to zakochania z założenia nieszczęśliwe, w których ta ich 'nieszczęśliwość', a nie jakiekolwiek nadzieje, była głównym źródłem emocji i byłoby kłamstwem twierdzić, że było to coś zasługujące na miano cierpienia. Może więc moja negatywna ocena wynika z braku takich doświadczeń, ale po prostu nie potrafię wyobrazić sobie siebie w takim stanie.

komentarz (0)

 
  2002.11.24 13:25:25

Byłam z wizytą i powisiałam w uprzęży wspinaczkowej pod sufitem; całkiem przyjemne i może się dam w to wciągnąć. Tyle, że mam kompleks na punkcie swojej kondycji fizycznej. Od czasu wakacji nic regularnie nie ćwiczyłam i cały ruch sprowadzał się co najwyżej do spacerów po mieście. Nie ośmielę się pojawić na zajęciach ze wspinaczki, zanim nie odzyskam przynajmniej częściowo siły ramion, bo w tej chwili nawet z podciągnięciem się na drążku mam kłopot.

Dostałam też Szczura Zaniewskiego oraz obejrzałam nowy komplet zdjęć, podziwiając pomysły. Do lampki można wkręcić kolorową żarówkę, przykryć ją folią i zrobić w tej folii dziurki układające się w obrazek; na fotografii zrobionej w ciemności wygląda jak iluminacja z lampek rozwieszonych na sznurach, jak bożonarodzieniowe dekoracje ulic, ze złudzeniem dużej wielkości. On ma dużo takich pomysłów i choć efekty same w sobie nie są jeszcze wielkimi dziełami, to umie wymyślać rzeczy oryginalne, a warsztat będzie udoskonalał; jest to zresztą w dużej mierze kwestia sprzętu. Wisząc w uprzęży dzieliłam się wrażeniami z codziennego życia. - Byłam w sklepie mięsnym na osiedlu, mówiłam, rzadko tam chodzę, bo zwykle kupujemy w hipermarketach, sprzedawczyni rąbała tasakiem świńską nogę i ciężko jej szło, pięćdziesięcioletni brodacz w grubych okularach wykrzykiwał 'a to się pani musiała wymęczyć w nocy' z obleśnym chichotem, a brzydka sprzedawczyni z tasakiem była tym uszczęśliwiona, dawno nie widziałam sceny tak obrzydliwej, i jeszcze ten sklep i świńska noga - a on odpowiadał, że tak, że jego brzydzi większość ludzi; ja nie miałam na celu dojścia do tak radykalnych wniosków, ale przyjemnie było wisieć w tej uprzęży i rozmawiać o bzdurach, a czerwona żarówka przy zamkniętych żaluzjach nadawała wszystkiemu poza czernią różne odcienie czerwieni.

Znacznie poprawił mi też humor widok większego burdelu niż u mnie. Może się wezmę dziś za jakieś sprzątanie.

Ostatnio często, mając jakieś jazdy, myślę o opisywaniu tego w nlogu, układam w myślach formę wpisu, starając się ująć odczucia w sposób możliwie jasny - i to mi wystarcza, sformułowanie wpisu w myślach, a potem go nie wysyłam, bo potrzeba opowiedzenia zostaje w ten niewidoczny sposób wystarczająco zaspokojona.

komentarz (0)

 
  2002.11.23 13:57:45

Opowiedziałam komuś o nudzie domagającej się mocnych wrażeń i zostałam skomentowana, a raczej ludzie tego typu zostali skomentowani, że ani rozumu, ani fantazji, ani zajęcia, w którym by się czuli, że się realizują. Przyznałam smutno rację, ale w drugim zastanowieniu się wydaje mi się, że rozum i fantazja mają z tym nieco inny związek. Rozum - zależy, jak go definiować, ale znane mi osoby z ryzykanckimi zamiłowaniami nie są idiotami, a w większości nie zachowują się również durnie w decyzjach dotyczących waznych spraw zwyczajnego życia. Nie są pod tym względem też wybitne. Są przeciętni.
Fantazję trudno zdefiniować, ale można dyskutować, czy chodzi o jej niedobór, czy nadmiar lub nawet chorobliwy przerost domagający się zaspokojenia w sferze realnej, a nie poprzez przemysł rozrywkowy na wyższym czy niższym poziomie, który wytwarza emocje w sposób sztuczny, poprzez wczucie się w podawane fikcyjne sytuacje.
Jakkolwiek z tym jest, żarłoczność wrażeń jest rodzajem upośledzenia, a dla mnie jest ważnym pytaniem, czy i na ile jest to uleczalne.

komentarz (0)

 
  2002.11.22 21:49:56

Pokłóciliśmy się o definicję życia, samoświadomości itp., w związku ze sztuczną inteligencją. Właściwie to takie dyskusje bardziej mi podnoszą ciśnienie niż kłótnie natury kuchennej :,0)

komentarz (0)

 
  2002.11.21 19:24:44

Mam dosyć. Mam dosyć tego stylu życia. Chce chodzić spać o 23.00 z wyjątkiem jednego czy dwóch dni w tygodniu, gdy prowadzę wieczorne życie towarzyskie poza domem. Chcę jadać regularnie, normalne obiady z... naszego kręgu kulturowego. Nie tknę już w życiu żadnej chińszczyzny poza przypadkami, gdy będzie mi groziła śmierć głodowa lub gdy będę zaproszona i dobre wychowanie będzie wymagało zjedzenia tego, co zostało podane. Będę chodzić spać o swoich normalnych porach, nie czekając na niego, aż odejdzie od komputera. Będę sobie robiła schabowe, kulki, łazanki i inne rzeczy, które jadają ci, którzy jedzą w domu i zwyczajnie. Nie będę się głodzić cały dzień czekając, aż on ugotuje w późnych godzinach wieczornych coś, o czym zapowiedział, że to ugotuje, rano.

Lubię się poddawać komuś, dopasowywać pokornie do upodobań i stylu życia, ale są granice - gdy ten styl życia jest szkodliwy i gdy się z nim fatalnie czuję fizycznie. Trzeba będzie sobie znaleźć inny obszar realizowania psychicznych rozkoszy uległości. Inny, niż jedzenie i spanie. Inaczej w ciągu kilku następnych lat po prostu się wykończę żyjąc w taki sposób, jaki on narzuca.

komentarz (1)

 
  2002.11.21 14:45:38

Mocna herbata z dużą ilością soku z cytryny.

Mój rytm dzienno-nocny pozostaje poważnie zaburzony. Chyba muszę przyjąć ostrą zasadę, że po północy nie odzywam się do mojego mężczyzny ani na niego nie reaguję. Bo właśnie wtedy, gdy należy iść spać, jeśli chce się wyrównać te rytmy - jemu się zbiera na rozmowy, gotowanie, seks i to się kończy zaśnięciem o czwartej nad ranem. A chodzenie na poranne zajęcia w sytuacji, gdy na nich nie kontaktuję, nie różni się wiele od ich opuszczania.

Byliśmy wczoraj na Władcach ognia. Film jest sympatyczny. Stereotypowy, ale te stereotypy są w ładnym wykonaniu, a wplatanie wątków fantasy w świat stechnologizowany zostało zrobione dość humorystycznie. Mimo to polecam wyłącznie jako dodatek do wyjścia do knajpy, w której wypiło się dostatecznie wiele, by myślenie zostało uproszczone do poziomu, jaki reprezentuje fabuła. Wtedy można się cieszyć efektami wizualnymi. W tym tygodniu nie byłam i chyba nie będę zdolna do wyższych lotów, chyba że mi się uda zacząć spać w godzinach 1.00-7.00, co czynię swoim obecnym krótkofalowym celem życiowym.

komentarz (0)

 
  2002.11.20 01:32:49

Gdy kładziesz się za wcześnie spać, budzisz się właśnie tak, pół do drugiej w nocy, z siłą, by sobie niemądrze poszaleć na Sieci, ale okażę rozsądek i zaraz wracam do łóżka. Chcę wrócić do normalnego rytmu dzienno-nocnego i nie musieć walczyć ze snem na wszystkich porannych zajęciach.

Śniły mi się meteory. Jeden, wielkości dłoni, upadł przede mną, potem następne. Byłam z jakimś towarzystwem na imprezie w ogródku. Ze śmiechem uciekliśmy przed gradem kamieni do domu. Ojciec podniósł jeden z kamieni, przyjrzał się mu, powiedział coś mądrego, a potem nakrzyczał na nas za zamówienie sobie meteorów na imprezę. Całkiem zabawny sen.

komentarz (0)

 
  2002.11.19 16:16:12

Wynudziłam się dziś na intelowskiej konferencji. Jedyna sensowna rzecz, wychodząca poza marketingowy bubble talk, to był wykład jednego profesora z UJ o marce. Wiedza, jaką przedstawił, była podręcznikowa i zetknęłam się z nią, ale on zilustrował swój wykład dobrze dobranymi, ciekawymi przykładami, równie dobrze skomentowanymi.

Zauważyłam, że na tzw. szkoleniach dla firm komputerowych (nie są to w istocie szkolenia, gdyż cała wiedza merytoryczna sprowadza się do podania łatwo dostępnej gdzie indziej informacji o produktach, zamąconej ich zachwalaniem,0) jest obyczajem włożenie gdzieś pomiędzy prezentacje marketingowe wykładu jakiegoś naukowca lub kogoś z nauką związanego, na zasadach urozmaicenia i ciekawostki i często jest to jedyna warta obecności część takiej imprezy.

Po wykładzie profesora poszłam, nie dostrzegając w dalszym programie niczego ciekawego. Nie byłam w tym jedyna. Mój mężczyzna uparł się zostać do końca, właczając w to prezentację Microsoftu, ze względu na nagrody losowane na zakończenie imprezy. Jest to dość prymitywny sposób zatrzymania ludzi do końca i skłonienia ich do wysłuchania cieszących się najmniejszym zainteresowaniem prezentacji przesuniętych zwykle na koniec. Siedzenie na czymś, co ani nie sprawia przyjemności, ani nie zwiększa kwalifikacji, ani nie jest obowiązkiem zawodowym lub towarzyskim, wyłącznie ze względu na chciwość nagród, to rodzaj kurwienia się - powiedziałam ostro mojemu mężczyźnie, bo on wykazuje niezrozumiałą dla mnie zachłanność i entuzjazm odnośnie losowań nagród i rozdawnitwa gadżetów. Odciął się wytykając mi uczestnictwo i zdobycie nagrody w innym konkursie, którego tematyka mnie nie interesowała. To było co innego - mówię - nagroda mnie też nie interesowała ani nie przedstawia dla mnie wartości, więc zrobiłam to dla przyjemności wzięcia udziału w czymś dziwnym. Dyskusję pewnie kiedyś dokończymy, znając nasze zamiłowanie do wdawania się w tego rodzaju spory, a na razie chyba się wyśpię po tych dwóch ostatnich zarwanych w dużej części nocach.

komentarz (0)

 
  2002.11.19 02:53:17

Dzień zaczął się męcząco, ale potem było coraz lepiej.
Mój mężczyzna zjawił się wieczorem i mi wręczył pierścionek. Jest to zaburzenie ogólnie przyjętej kolejności, gdyż jesteśmy po ślubie, ale zaręczyny odbyły się niegdyś na wariata i bez towarzyszących temu zazwyczaj ceremonii i on wpadł na pomysł, żeby to... nadrobić. Bardzo miły pomysł. Tradycja, łącznie z kolacją przy świecach i seksem, została wypełniona, choć też w odwrotnej kolejności.

W stanie ogólnego usatysfakcjonowania zastanawiam się nad Losem (czy jakkolwiek to nazwać,0), który - jak wynika statystycznie ze znanych mi historii - rozdaje kopy mdłym idealistom aktywnie lub biernie wyczekującym swojej jedynej miłości, a niezwykle hojnie obdarza cynicznych sukinsynów nie wypatrujących tęsknie niczego poza kolejnym ładnym lub ciekawym chłopcem lub dziewczynką i dawką towarzyszących temu emocji. Coś w tym jest, choć nie czuję się na siłach wymyślić jakiegokolwiek rozsądnego wyjaśnienia tego, że tak się dzieje.

komentarz (0)

 
  2002.11.18 09:24:46

Szok po wstaniu rano. Przyzwyczaiłam się spać do popołudnia.
Nocą połaziliśmy z Komentatorem po mieście i okazało się, że bardzo trudno jest znaleźć knajpę otwartą w niedzielę po północy (czyli właściwie w pierwsze godziny poniedziałku,0). Jeszcze trudniej jest znaleźć o tej porze coś do jedzenia, poza McDonaldem. W końcu wylądowaliśmy w jakimś wrogim ideologicznie przybytku, gdzie grano KATa i skąd nas wygoniono dopiero przed trzecią. A po moim powrocie do domu, mój mężczyzna zapragnął jeszcze być zabawianym rozmową, powołując się na dwudniową przerwę w kontakcie - choć to on wybył na prawie cały weekend na konwent. W tej chwili z trudem kontaktuję, a niniejszy wpis jest testem mojej przytomności. Wystarczyło mi na niego osiem minut, więc chyba mogę zaryzykować konfrontację ze światem zewnętrznym.

komentarz (0)

 
  2002.11.16 21:54:00

Wino z kartonu może być dobre. RPA jest jedynym krajem, gdzie w kartony wlewają wina przyzwoitej jakości, a kartony bywają pięciolitrowe.
Nie jest to jedyna rzecz, jakiej się dowiedziałam tego popołudnia. Interdyscyplinarne świętowanie, nawet nieoficjalne, którejś rocznicy Uniwersytetu musiało mieć swoje walory edukacyjne. Dowiedziałam się zatem o Hauptmannie, śląskim dramaturgu-nobliście i jego twórczości (której społeczna tematyka nie wygląda jednak dla mnie tak zachęcająco, bym zaczęła poszukiwać książek,0), o tym jak się hoduje norweskie łososie, o rybach żyjących w głębszych warstwach Morza Martwego i ich mutacjach na przestrzeni er, o Roehmerze, którego 'biust' czyli popiersie dziś odsłonięto w ramach obchodów, o facecie, który owo popiersie wykonał i o jego działalności artystycznej oraz o jakimś odnoszącym sukces pisarzu z Niemiec, którego nie przetłumaczono jeszcze na polski, a który pisze w stylu Adamsa i Pratchetta oraz o odbywających się w ciemności tajemnych praktykach grup przygotowujących się do tegorocznego Taize, i o wychowaniu komunikacyjnym w nauczaniu początkowym, łącznie z wglądem w materiały oraz o powstaniu Prasudetów według mitologii celtyckiej. Oszołomiona tak potężną dawką wiedzy (i winem z kartonu,0) poszłam, gdy zaczęłam odczuwać ten stopień nasycenia alkoholem, którego nie przekraczam, bo za bardzo by zraniło moją dumę, gdyby ktoś mało mnie znający ujrzał mnie w stanie, w którym zatracam zdolność do sensownego wyrażania się.

Jestem ostatnio spragniona imprez. Są jakimś sposobem na listopadowe przygnębienie. O imprezy nie jest trudno, ale ja lubię te, gdzie główną rozrywką jest zbiorowa rozmowa w większym gronie, a nie jednostkowe podrywanie się przy muzyce zbyt głośnej, by można było rozmawiać inaczej niż w dwie osoby. Jednym słowem, dość wcześnie zaczynam mieć upodobania zgreda.

komentarz (1)

 
  2002.11.16 02:43:37

Ciepło... Chyba zaczynam rozumieć sprawę, która mnie dotychczas denerwowała swoją nielogicznością.
On był pełen ciepła i milutko je okazywał. Podobało mi się to. Ale chyba nie dostrzegłam, że to się wiąże z zasadą 'nic niemiłego'. Żadnego krytykowania tworów rąk jego i jego decyzji, żadnego zadawania się z ludźmi, którzy to robią. Długo nie było żadnych powodów i okazji do krytyki, nie było jak się nauczyć.

Niektóre osoby zbyt łatwo okazujące ciepło nie robią tego dlatego, że ich serce jest go pełne, tylko dla ochrony siebie przed wszystkim, co niemiłe, a gdy ochrona nie zadziała, ich oburzenie nie zna granic - odpłacono im złem za dobro.

Przykazanie na przyszłość. Trzymać się z daleka od osób tak ciepłych, że wydają się osobami zachwycająco dobrymi. To nie tak działa.

Nie wytrzymam już siedzieć w domu. Zastanawiam się, dokąd mogę pójść o trzeciej w nocy.

komentarz (2)

 
  2002.11.16 01:13:32

Alex ma rację w swojej krytyce kółek adoracji w jednym z komentarzy.
Nie spodziewam się wspierających komentarzy. Piszę w nlogu, bo opisanie niektórych spraw pozwala zdobyć do nich dystans, wymusza mentalne uporządkowanie myśli. Obecność widowni, wobec której człowiek czuje się zobowiązany wyrażać się jasno wymusza stosunkowo duży poziom tego uporządkowania (w porównaniu do chaotycznego toku myśli,0). I to czasem pomaga zastanowić się, zmienić nastawienie, spojrzeć na coś jeszcze raz, z zewnątrz, pomyśleć, jak to wygląda z perspektywy przyglądającego się obcego.

Widziałam takich piszących, dla których opcja komentowania była najważniejszą możliwością nloga. Wpisy, które były wręcz żebraniem o zlitowanie się i pocieszenie autora, wpisy, które były zapytaniami do komentujących o Życie, Wszechświat i Wszystko. Nie umiem funkcjonować w takim trybie ani nie chcę się tego uczyć. Ciepłe wyrazy akceptacji od osób, których nie znam ani które mnie nie znają i między którymi a mną nie ma żadnej realnej więzi nie powodują we mnie pozytywnej reakcji emocjonalnej. Negatywnej też nie.

To targowisko taniego ciepła to jeden z mniej ładnych aspektów cyberspołeczności takich jak ta. Niektóre słowa się dewaluują, używane w taki sposób i gdy będą potrzebne w sytuacji, w której miałyby rzeczywiście coś znaczyć, mogą już nie znaczyć nic. Chyba, że się zakłada, że taka sytuacja nie nastąpi.

komentarz (0)

 
  2002.11.15 23:19:36

- Ja bym to wszystko wywalił - powiedział patrząc na moje poustawiane na półce bibeloty. Dekoracyjna lalka, małe posążki Konfucjusza i Buddy, szklana kula kolorowa w środku, ładne kamyczki i mnóstwo innych całkowicie bezużytecznych przedmiotów.

Mnóstwo tego mam, a większość to prezenty. To mnie powstrzymuje przed wyrzuceniem ich, choć większość ofiarodawców to znajomości wygasłe i nie doznają przykrości widząc brak swojego prezentu, a przedmioty powodują ogólne i trudne do opanowania zagracenie.

Często mi się zdarza, że pomysł z gatunku oczywistych zaczynam rozważać na poważnie dopiero wtedy, gdy go usłyszę od osoby postronnej.

komentarz (2)

 
  2002.11.14 19:31:21

Bluzka, mam ją od kilku dni. I problem.
Dał mi ją ktoś, czyja ex mnie serdecznie nie znosiła, a raz mało się nie rzuciła do bicia. Nie chodziło o trójkąt, tylko o moją zasadniczą nieakceptację jej osoby wyrażaną w nieprzyjemnych komentarzach, co się skończyło poobrażaniem się, a teraz są próby godzenia się. Kupiłem ją dla niej - powiedział - ale ona jej już nie chciała (rozstali się,0). Możesz chcesz wziąć, macie podobną figurę, albo oddasz czy odsprzedasz jakiejś koleżance.

Mówił to z widocznym zakłopotaniem i świadomością, że coś takiego może zostać uznane za obraźliwe, ale to zakłopotanie i szczerość świadczące, że chciał dobrze oraz ta charakterystyczna niezdarność rozbroiły mnie. Wzięłam, mówiąc z równym zakłopotaniem, że zobaczę, co z tym zrobię. I już za to jestem na siebie trochę zła. Biorąc pod uwagę całość sytuacji, powinnam wywalić to na śmietnik, ale...

Ładna jest. Kupiona za granicą. Dobry materiał. Kolor, który lubię. Nie założyłam jeszcze, ale widzę, że by pasowała.

I zastanawiam się, na ile sensowne jest ideologizowanie martwych przedmiotów i czy to źle, że nie umiem potraktować tego kawałka materiału jak kawałka materiału o określonej użyteczności, bez zbędnych dodatków emocjonalnych.

komentarz (3)

 
  2002.11.14 18:00:40

On się wybiera na konwent s-f i chciał mnie zaciągnąć, ale po wypytaniu się o program nie dałam się. Projekcje filmów - głównie manga, przyznał. Nie umiem się przekonać do mangi. Sam poziom filmów jest różny i zdarzają się dobre, ale mi się najzwyczajniej nie podoba ten styl rysowania.

Zastanawiam się, co zrobić ze ścianami pokoju, do którego się wprowadziłam niedawno z komputerem. Są gołe i przeszkadza mi to. Biurko, na którym już powstał radosny bałagan, to moja przestrzeń, ale reszta pomieszczenia jest pusta, a ja lubię wielość przedmiotów, na które można sobie popatrzeć w chwilach nic-nie-robienia. Dekorowanie ścian w idiotyczny sposób to moja specjalność, ale w tym przypadku nie mam pomysłu. Plakaty? Nie. Elementy poznoszone z ulic i urzędów? To już było i z tego już chyba wyrosłam. A może użyć tych flag z dnia niepodległości? Cos trzeba z nimi zrobić. (Wspólnik z nocnego wypadu powiedział, że możemy założyć organizację nacjonalistyczną, ale ostudziłam jego zapał pytaniem, czy ogoli sobie głowę, a jest długowłosy i kudłaty,0). Mam pewną ochotę na coś industrialnego, ale chyba jeszcze długo będę się wić w mękach niemocy twórczej ;,0).

komentarz (0)

 
  2002.11.14 03:25:18

Dostałam spam 10 powodów, dla których piwo jest lepsze od Jezusa. Stare i znane, wysłane do masy osób przez jakiegoś głupka. Jednym z adresatów okazał się człowiek głęboko wierzący, który nacisnął reply to all...

I nie dziwi mnie to ze dzis niektorzy wola
kufel piwa od Jezusa. Jak widzisz czlowiek sie prawie nie zmienil - bo kiedys wycenil Jezusa na 30 srebrnikow. [...] Nie dziwi mnie tez to ze po pewnym czasie piwo zaczyna byc wazniejsze od rodziny, przyjaciol, pracy, nauki, zony, meza, dziewczyny, idei - i nie licz na to ze wtedy pomoze CI jakis czlowiek. [...] I wiesz co musze Cie zmarwic - ten Jezus ktory dla Ciebie byc moze nie jest wart kufla piwa Kocha Cie z calym Twoim paskudnym zyciem i co wazniejsze tylko On wie jak naprawde kochac i pomoc czlowiekowi. [...]


Żeby brak poczucia humoru mógł być tak daleko posunięty, tego sobie nie wyobrażałam. Na śmieci z Sieci zawsze można liczyć - że w odpowiednim momencie poprawią humor.

Dwóm komentatorom jestem winna wyjaśnienie. Chafer, wybacz mi skasowanie Twojego przyjaznego wpisu. Nlog jest tak zrobiony, że tylko hurtem się da kasować komentarze, a w drugim komentarzu ktoś znający mnie osobiście nie uszanował mojego pragnienia względnej anonimowości i odezwał się do mnie... moimi prawdziwymi danymi osobowymi, a to mi się nie spodobało. Zaś do samej treści jego wpisu ustosunkuję się tutaj, bo wiąże się z logowaniem jako takim.

Napisał, że koszmar i że czemu się nie zajmę pisaniem harlequinów :,0). Problem harlequinowy czy też telenowelowy jest taki, że te wszystkie stereotypowe wydarzenia i uczucia przynależne tego rodzaju pisaninie zdarzają się w rzeczywistości. Wtedy, gdy są osobiste, gdy dotyczą ludzi, których się zna, gdy samemu jest się jednym z uczestników sytuacji - powodują prawdziwe przeżycia, przeżycia nieraz silniejsze niż ta prawdziwie piękna literatura. Przeżycia te są naturalne i nie ma sensu się ich wstydzić. Natomiast w książce lub na ekranie te same stereotypowe sytuacje i towarzyszące im emocje są banałem w tym sensie, że nie wnoszą nic nowego - ani pięknego estetycznie sposobu opisu, ani niezwykłości wydarzeń.

Log to nie jest książka i nie należy z niego usiłować jej robić. Koszmarem byłoby zmyślanie tego typu historii i usiłowanie ich przedstawiania jako jakiegoś rodzaju sztuki. Z tego względu nie zajmę się harlequinami. Gdy opisuję rzeczywistość, którą się przejmuję, ma to prawo bytu własnie ze względu na to, że jest to prawdziwe i że prawdziwy jest człowiek o tym opowiadający i jego emocje. Ma to w takiej formie prawo bytu wtedy, gdy się znajdzie dla tego odpowiednie miejsce i nie pcha się z tym tam, gdzie nie należy, czyli do książek, na łamy prasy i na ekran. Log, blog, nlog, weblog, jakkolwiek to nazwać, jest właśnie tą pogardzaną, ale ogólnie przyjętą formą dla publicznego opowiadania o swoim życiu i swoich uczuciach. Jego walorem ma być autentyczność, a nie piękno; osoba wymagająca może tu żądać zaledwie poprawności wyrażania się. Jeśli pragniesz publicznej dyskusji, komentatorze, zapraszam. Tylko bez tych danych osobowych. :,0)

komentarz (15)

 
  2002.11.14 00:12:18

Cały dzień aresztu w łóżku; trudno jest mnie powstrzymać od chodzenia i aktywności, dopóki nie jestem do tej aktywności niezdolna. Mój mężczyzna okazał zdecydowanie i nawet książki mi zabrał, więc pozostało spanie. Efekt leczniczy był pozytywny.

- Popatrz na skina - mówię mu. - Co sądzisz? - Ok - powiedział, ale po bliższym przyjrzeniu się zmienił zdanie: - Co? To ty go robisz dla siebie, nie dla nastolat? - Przegięłam? - Tak.

Pozostałam przy pomyśle. Ogarnia mnie sentymentalna jesienna chandra, którą łatwiej jest wyrazić kolorystyką niż w inny sposób. Nie tylko pora roku wprawia mnie w przygnębienie, lecz na nią najwygodniej jest je zwalić. Prawdziwa przyczyną są dwie rozmowy. Pierwsza - z kimś, kogo nie znałam, ale kto był ex- kogoś z moich ex. Wysłuchałam, streszczając to pokrótce, zarzutu, że rozwaliłam związek, w którym była przyszłość - emocjonalna, materialna - uwiedzionej przeze mnie osoby, by potem porzucić zabawkę, gdy straciła urok nowości. Zostało to powiedziane tak kulturalnie i uprzejmie, że trudno było poczuć się urażonym, ale było to w pewnym sensie trochę trudniejsze do zniesienia niż zwyczajowa karczemna awantura, pozwalająca odejść z pola bitwy ze wzruszeniem ramion i poczuciem wyższości. Wyraziłam swój punkt widzenia - nie destrukcja była moim celem, rzecz stała się sama, a jeśli cokolwiek mogłam mieć świadomie na celu, to dostarczenie odrobiny mocniejszych przeżyć komuś, kto ich pragnął, a tkwił w szarej codzienności i był na głodzie interesujących doznań. Zostałam zapewniona o zrozumieniu i braku urazy, a jako pokuty musiałam wysłuchać zwierzeń dotyczących przeżyć mojego rozmówcy podczas całej tej, już przeze mnie częściowo zapomnianej, historii. Rozstaliśmy się w chłodnej, a raczej zrezygnowanej zgodzie - osoba, o której była mowa, poszła własną ścieżką i żadne z nas nie miało już z nią kontaktu, więc niczego sensownego nie można było żądać, o niczym nie można było negocjować. A jednak, pozostawiło to we mnie przygnębienie, nie tyle poczucie winy, ile zastanowienie nad skutkami moich działań w pewnym okresie życia, w których to skutkach pierwszy raz uświadomiłam sobie realność istnienia i uczuć tych nieznanych, niewidocznych Osób Trzecich, które dotychczas były dla mnie bytem w dużym stopniu abstrakcyjnym.

Druga rozmowa... innym razem, jeśli ochota na publiczne zwierzenia i wypróbowywanie ich efektu terapeutycznego utrzyma się. Wpis jest już za długi.

komentarz (0)

 
  2002.11.12 15:28:29

Jesienno-zimowa senność coraz bardziej daje mi się we znaki. Gdy podliczyłam ilość wypijanej przeze mnie w jeden dzień mocnej herbaty, ilość ta mnie zaniepokoiła, ale bez tego mi trudno funkcjonować. Gdy używam ekspresowej, wkładam do kubka kilka torebek na raz, trzymam długo i nie słodzę. Zdarzało mi się widzieć przerażenie na ten widok w oczach osób, które ze spokojem i zrozumieniem patrzą na człowieka kładącego sobie pod język kilka papierków nasączonych dietyloamidem kwasu lizergowego - jak ty możesz to pić.

Przeziębiłam się. Popołudnie chyba przeleżę przy lekturze najbardziej złośliwego z poetów polskich, wartego polecenia wszystkim licealistom zmęczonym naszymi patetycznymi wieszczami. Przypomniałam sobie o Boyu-Żeleńskim właśnie ze względu na skargę kogoś będącego w klasie maturalnej na szkolny materiał. Przeczytaj ich, powiedziałam, a będziesz mógł się cieszyć lekturą tych, co się z nich śmiali, warto.

Niech fantastycznie lutnia nastrojona
Wtóruje pieśni tragicznej i smutnej,
Bo - Rydel wstąpił w grób Agamemnona
I pysk rozpuścił w sposób tak okrutny
Że rozbudzone na wpół trupy, z cicha
Szepcą do siebie: Cóż tam znów, u licha?

'O, cichym jestem jak wy, o Atrydzi
- Bełkoce Rydel z zapienioną twarzą -
Ani mnie kiedy moja małość wstydzi,
Ani się myśli tak jak orły ważą - -

(Tu wydał cichy jęk grobowiec niemy,
Jakby chciał mówić: Ach, wiemy to, wiemy!,0)...

Właśnie przyszedł mój mężczyzna i pyta, czemu siedzę w domu w czapce. Siedzę w domu w czapce, żeby sobie ogrzać przewianą głowę. Nie wykazał zrozumienia dla tej prostej i logicznej idei. Ostatnio wymyślił poduszkę chłodzącą, w przeciwieństwie do grzejących poduszek elektrycznych. Poduszkę, która by pozostawała zimna i nie zagrzewała się od ciała, utrzymując stałą temperaturę kilkunastu lub kilku stopni - i jeszcze obstawał przy tym, że byłby to hit na rynku.

A mi jest normalnie zimno.

komentarz (2)

 
  2002.11.11 18:10:45

Nienawidzę ludzi, na temat których dane statystyczne właśnie opracowuję. Jest to nienawiść czysta, bezinteresowna i całkiem przyjemna.

Ps. Na życzenie komentatora dodaję, że jest to calkowicie prymitywna nienawiść człowieka zdenerwowanego zbyt długim obcowaniem z arkuszem kalkulacyjnym - i sztuczna, jak to z nienawiściami do dużych, abstrakcyjnych i nieznanych osobiście zbiorowisk ludzkich bywa. To powyższe nie osłabia jednak jej siły.

komentarz (2)

 
  2002.11.11 14:01:51

Mój mężczyzna słusznie mnie zrugał za ten nocny wypad, ale było to w pewnym sensie wliczone w koszty. Mam uzależnienie od adrenaliny. Dłuższy okres bez silniejszych emocji wpędza mnie w depresję, przy czym moje wymagania odnośnie siły owych emocji nie są wcale wygórowane, gdyż jestem zasadniczo tchórzem. Tchórzem-masochistą: boję się dużych wysokości, więc wchodzę na nie. Boję się bólu, więc lubię się narażać na niektóre jego postacie, w bezpiecznych granicach. Nie znalazłam jeszcze - jak kilku innych członków mojej rodziny, których łączy podobny rodzaj skrzywienia - stałej pasji w satysfakcjonujący, a niedestruktywny sposób zaspokajającej ten rodzaj potrzeby, ale wierzę, że kiedyś ją odkryję.




komentarz (0)

 
  2002.11.11 05:25:48

Spytał, czy może przenocować u mnie po imprezie - oczywiście że tak - i jak przyszedł o czwartej, siedziałam jeszcze przy komputerze.
Ładna noc, flagi na murach wiszą, powiedział.

A on ćwiczy wspinaczkę.

Dobrze mi zrobił ten chuligański wypad.

komentarz (0)

 
  2002.11.10 23:52:55

Log był przez jakiś czas prywatny - wytrzymałam cztery wpisy, w których pisałam naprawdę to, co myślę, nie zatajając imion ani nie cofając się przed opisywaniem szczegółów dotyczących innych osób; okazało się to całkowicie bez sensu. Chciałam zaznać braku skrępowania, ale świadomość, że wszelka prywatność na Sieci jest mocno wątpliwa sprawiła, że zaczęła mi doskwierać własna obłuda; gdybym chciała, żeby nikt moich słów nie przeczytał, pisałabym w edytorze tekstu na dysku. Pisałam więc ze świadomością, że moje słowa mogą zostać przeczytane - i to hamowało, ale ci, którzy potencjalnie by je mogli przeczytać, mogą sądzić, że nie były przeznaczone dla ich oczu, a najprawdopodobniej i tak nie przeczytają - to skłaniało do pozwalania sobie na więcej. Skutkiem była połowiczna i cenzurowana szczerość, a to było trudne do zniesienia i szybko powiedziałam: dosyć.

Dowiedziałam się właśnie, że jutro jest jakieś święto narodowe. Uradowało mnie to, bo oznacza, że nie muszę kończyć po nocach rzeczy, które byłyby na jutro, gdyby dzień nie był wolny od pracy. Powracam do czytania Mitologii germańskiej Szrejtera. Niektóre pomysły tych wojowniczych plemion były urocze:

Unieśli odartą ze skóry czaszkę Ymira i umieścili na wysokościach — tak stało się niebo. Z czaszki wylał się mózg i w kawałkach rozpłynął po bezmiarze powietrza — to są chmury, szybujące ponad naszymi głowami.

Chmury - rozlanym mózgiem; tak, oni musieli być bardzo wojowniczy. Ale zasadnicza wartość książki dla mnie jest taka, że zmienia ona mi spojrzenie na świat Tolkiena - jego Śródziemie jest stworzone na podstawie głębokiej znajomości tych mitów i można zobaczyć, jak je przetworzył. W wielu przypadkach dość kreatywnie.

Jarl poszedł na wojnę, mieczem zdobył osiemnaście krajów i ustanowił w nich własne rządy. Stał się Rozdawcą Pierścieni...

komentarz (1)