rozpizd // odwiedzony 14551 razy // [nlog/last day/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (76 sztuk)
22:32 / 27.05.2005
link
komentarz (2)
Na nic Marta biedna nie ma ostatnio czasu. Uczelnia, życie towarzyskie, życie intymne, książek czytanie, muzyki słuchanie, świń karmienie, dzieci usypianie i takie tam.. Nawet notki nie miałam kiedy napisać. Teraz powinnam planowo pisać sprawozdania na zajęcia, bo mam ich 7 zaległych, ale tak tego nienawidzę, że już wolałam trochę poblogować.
Wczoraj odwiedziłam mą babcię w szpitalu. Przez całe jej dłuuuugie życie jest w placówce zdrowia bardziej zaawansowanej technicznie niż wiejska przychodnia pierwszy raz i z tego też powodu przeżywa stres ogromny. Przez 2 godziny odwiedzin słyszałam z 50 razy, że teraz to już pewnie umrze w ciągu tygodnia, że ma kilkadziesiąt guzów na wszystkich najważniejszych organach, tylko lekarze nie potrafią ich wykryć, że nawet racje żywnościowe dostaje takie jak dla umierających. Jakoś tłumaczenia, że poszła tam tylko i wyłącznie w celu przeprowadzenia badań, kompletnie do niej nie docierają. Jest w szpitalu od soboty, a wypytywała mnie o wszelkie aspekty życia, jakbyśmy się pół roku nie widzieli. Nie potrafi docenić tego, że może bez konsekwencji przez tydzień poleżeć i kompletnie nic nie sama bym się chętnie trochę wyszpitalowała. No jakby oczywiście inaczej karmili, bo jak zobaczyłam salceson jaki dostała na kolację to niemal uwierzyłam że chcą ich tym żarciem wykończyć. Jakoś gdy widzę salcesony to mój żołądek automatycznie chce się wywinąć na drugą stronę. Tak samo mam z flakami i cynaderkami.. Na pożegnanie babcia się popłakała, powiedziała, że pewnie się już nigdy nie zobaczymy, i że chce byś skremowana i rozrzucona na polach wioski rodzinnej. Już się nie mogę doczekać wizyty jutrzejszej...



12:29 / 22.05.2005
link
komentarz (0)
Ma niesamowita kuracja mająca uwolnić mnie od nadmiarów warstwy lipidowej zaczyna w końcu przynosić widoczne efekty. W sobote będąc przez matulę mą kochaną męczona na wspólnych zakupach prawie zgubiłam spodnie, a koleżanka z LO mnie nie poznała. Rodzicielka wyczytała chyba w wyborczej ostatnio, że jeśli kobieta się odchudza to na 100% jest anorektyczką lub bulimiczką i chce mnie wysłać do psychologa, a najchętniej to na zamknięte leczenie kliniczne w Lublińcu, tudzież do Tworek.
Po raz kolejny przekonałam się, że w kategorii informacji nikt mojej babci nie jest w stanie pobić. To, że potrafi przedstawić drzewo genealogiczne wszystkich mieszkańców mojego miasta (Poznań) do trzech pokoleń wstecz to nic. To, że wie gdzie kto pracuje, ile zarabia, kiedy bierze wolne, z kim chodzi na piwo, jakie lubi perfumy, gdzie ma kochankę/kochanka to nic. W sobotę, wyraźnie wbrew mojemu zakazowi, powiedziała swojej przyjaciółce w ogromnym sekrecie, że dostałam się na drugi kierunek i jest ze mnie straszliwie dumna, że prawdopodobnie nikt z mojej mieściny tego nie studiuje i tego typu duperele. Jadąc autobusem 5 osób już mi pogratulowało.. Następnym razem każę jej przekazać, że mam ich wszystkich głęboko w dupie..


18:45 / 21.05.2005
link
komentarz (0)
Plan przeniesienia mnie na własne śmieci jest bardzo ambitnie wprowadzany w życie. Dwa tygodnie spędziłam na podróżach do różnistych sklepów budowlanych i wyszukiwaniu artykułów niezbędnych. Gdybym jeździła sama zajęłoby mi to maksymalnie 5 godzin, ale że jeździłam z matką moją, oraz jej matką, to same kafelki wybieraliśmy 10 dni. Niektóre kobiety to jednak dziwne stworzenia.. Do rzeczy ważnych, jak np. rozpoczęcie sezonu skoków narciarskich nie zauważają, a drobiazgami takimi jak odcień kafelków, po których i tak będę deptała i pokryje je centymetrowa warstwa błota, przejmują się jakby od tego ich życie zależało. Na szczęście udało się nam w końcu skompletować wszelkie potrzebne materiały. Kafelki będą różowe i będę się czuła w łazience jak w burdelu, w kuchni będą białe, dzięki czemu poczuję się jak w szpitalu, a salo(o)n za pomysłem mej matki będzie trawiasto-groszkowy, dzięki czemu poczuję się jak krowa. Na szczęście kolor sypialni pozwolono mi wybrać samodzielnie i będę mogła w oczojebnym pomarańczu odpocząć. Za najważniejszy zakup uważam wielką, pentagonalną, co najmniej dwuosobową kabinę prysznicową. Wprawdzie na razie nie mam komu myć pleców, ale w końcu trzeba dmuchać na zimne i być na wszystko gotowym.
Pisząc ta notke odkryłam przyczyny mego niezwykle wyskiego ostatnimi czasy powinowadztwa do słodkości. Ciągłe kłótnie o najmniejszy szczegół wystroju mego gniazdka z matką, chwilę później z babką, a dwie chwile później między nimi dwiema, podniosły mi na tyle poziom adrenaliny i stan psychiczny podkopały, że tylko słodycze mogły mi pomóc. Już wiem, komu będę wypominała, to że się w spodnie nowe nie zmieszę.
Jutro przychodzą fachowcy od wprawiania okien oraz drzwi. Jako, że są to dwie ekipy działające niezależnie, pewny jest kilkugodzinny przeciąg. Oczywiście do pilnowania monterów, coby czegoś nie spartolili, oddelegowana zostałam ja. Chyba wyjątkowo wieczorem zmówię paciorek w inencji jutrzejszego braku opadów.



21:45 / 20.05.2005
link
komentarz (1)
Cóż za przyjemność napisać znów coś do mych jakże przecudnych czytaczy, a raczej tych, którzy mają niezmierzone pokłady cierpliwości do mnie i jakoś jeszcze nie postawili na mnie krzyżyka. Jako, że czas na pisanie mam skrajnie ograniczony postaram się, aby stosunek przekazanych informacji do użytych słów był jak najniższy.
Ostatnimi dniami dzieje się ze mną coś dziwnego i zaczynam się o własne zdrowie niepokoić. Tak, jak całe życie nienawidziłam słodyczy, a na sam widok czekolady miałam mdłości, tak teraz aż mnie ściska jak pomyślę, że wszystko, co w mieszkanku mym sacharozę/glukozę/fruktozę/galaktozę/laktozę/mannozę tudzież inny cukier niespecjalnie złożony zawierało już zżarłam. Aktem desperacji było wczoraj ssanie kostek cukru. Wpadłam w ciąg, jestem rozdrażniona, a najgorsze jest to, że nie mam funduszy, aby głód ów zaspokoić. Już wiem, że wszelkie stracone gramy wrócą z przyjaciółmi, ale mam to w dupie. Chcę czekolady !!!!!
15:23 / 20.05.2005
link
komentarz (1)
Chyba pierwszy raz w życiu zdarza mi się, z powodu deficytu czasowego cierpieć tak odczuwalnie. Nie mam kiedy pisać, nie mam kiedy czytać, nie mam czasu na gg i na ukochanych settlersów. A wszystko przez to, że pierwszy raz w życiu postanowiłam być dobrą uczennicą/studentką. Tzn postanowiłam to milion razy, ale jakoś nigdy mi się nie chciało. Teraz tez mi się nie chce, ale się uparłam i jak na razie mam same piątki, dla odmiany czasem czwórki. Jeszcze trochę i rektor będzie chciał się ze mną spotkać, bo już teraz część wykładowców podejrzewa, że coś biorę.
A teraz w telegraficznym skrócie opis dni minionych, kiedy to komputera nie miałam czasu włączyć.
- Codziennie ćwiczę po 2 godziny na pianinie i z tego właśnie powodu nawet najmilsi sąsiedzi przestali mi odpowiadać na dzień dobry. Czekam kiedy dostanę paczkę ze zdechłą rybą.
- Przez 3 dni chodziła plotka, że mój rok na uczelni będzie rozwiązany, dlatego też w ekspresowym tempie załatwiałam sobie przeniesienie do jakże umiłowanego przeze mnie Wrocławia. Plotki okazały się nieprawdziwe, przeniesienie okazało się niemożliwe, jedyne co się nie zmieniło to ubytek gotówki w mej kieszeni, bo jeszcze nie potrafię za darmo podróżować do grodu Wrocka.
- Okazało się, że jestem lunatyczką, bo pewnej nocy pięknej obudziłam się w kuchni, grzebiąc w szufladzie ze sztućcami. Ktoś wie czy da się to jakoś wytłumaczyć? Zaznaczam, że sztućce srebrne trzymam gdzie indziej, więc nie chodziło mi pewnie o zastawienie ich w lombardzie.
- Akcja „pozbywanie się nadmiarów warstwy lipidowej za pomocą głodzenia” przestała przynosić skutki i zastanawiam się co z tym fantem zrobić. Możliwe, że rozwiązanie pojawi się samo, ale o tym w jednym z następnych punktów.
- Pogoda, jaką ostatnimi dniami mamy za oknem, zaczyna mnie już wkurzać. Jest chlodno i nie mogę pochwalić się moimi, ślicznymi, bombowymi, modnymi, rzucającymi na kolana sandałkami.
- Właśnie przed chwilą (między podpunktem 3 i 4) dowiedziałam się, że niedlugo jest moja impreza imieninowa i ja jestem jej główną organizatorką. Podobno jest już gotowa lista gości, jest wybrane miejsce imprezy (jakaś zabita wiocha pod Poznaniem) oraz jej ogólny zarys. Fajnie, że powiedziano mi o niej wczesniej.. Mam jeszcze czas żeby przygotować kreację
- Wiadomość o imieninach nie była dla mnie praktycznie żadnym zaskoczeniem, bo dzienny limit zszokowania wyczerpałam już rano. Babcia ma ukochana postanowiła, ze w przyszłym miesiącu się wyprowadzam i będę na swoim. Marzyłam o tym od lat, a teraz jak ma się zrealizować, to jakoś się boję, bo a) umrę z głodu (powiązanie z powrotem do lat świetności z punktu wyżej) b) umrę z brudu c) zaimprezuję się na śmierć d) umrę z przepracowania podczas sprzątania.
Póki co jestem dobrej myśli, może być fajnie.
10:50 / 16.05.2005
link
komentarz (1)
Dziś ukazać miała się inna notka, ale z przyczyn subiektywnych została przeniesiona na termin późniejszy. Przyczyny owe subiektywne to dzisiejszy bezprecedensowy atak na moją skromną osobę, który wzburzył mnie niezmiernie i będąc wciąż pod wpływem tej emocyji notkę niniejszą popełniam.
Pierwszy raz od 3 miesięcy (no dobra przyznaję się – trzeci) wstałam o godzinie 6, czyli przed kurami oraz pozostałym drobiem, dokonałam obperfumownia, na śniadanie spożyłam 150ml mleka z płatkami owsianymi i posiłkiem owym energetycznie naładowana udałam się na uczelnię mą umiłowaną. W szczegóły pobytu zagłębiać się nie mam zamiaru, bo mam zamiar dokończyć pisanie, a nie usnąć z głową na klawiaturze. W każdym razie egzamin zdałam na 4+, z czego jestem dumna niesamowicie, bo jeszcze nigdy nie udało mi się nic ściągnąć z tak fantastycznym wynikiem. Pozałatwiałam jeszcze kilka spraw w dziekanacie, gdzie jak zwykle Sabinka Dziekenatowa zrugała mnie wzdłuż i wszerz, ustaliłam sobie fantastyczny plan zajęć (czwartki i piątki wolne) i ruszyłam w drogę na dworzec. I tu właśnie doszło do wspomnianego na początku zdarzenia, wciąż jeszcze ciśnienie tętnicze mi podnoszącego. Idąc sobie spokojnie chodnikiem wzdłuż ulicy spłoszone przez samochód gołębie (możliwe, że były to sinogarlice – nie miałam czasu się przyglądać) ruszyły w moim kierunku i jeden z nich, ten o najmniej wyćwiczonym błędniku pewnie, pierdolnął prosto w środek mego czoła. Ponieważ doznałam chwilowego zaćmienia, a jak już minęło, to nastąpiło zaciemnienie wskutek zalania oczu mych zielonych krwią mą czerwoną, nie potrafię podać rysopisu sprawcy. Ptaszek jakoś szybciej się otrząsnął i prysnął na dach. Na szczęście w momencie uderzenia moim interlokutorem a jednocześnie współzmierzającym na dworzec był posiadacz certyfikatu PCK drugiego stopnia, więc po szybkiej pomocy medycznej amatorskiej, zostałam dotransportowana do najbliższej stacji pogotowia ratunkowego, gdzie założono mi ogromny opatrunek na pół głowy. Nie do końca rozumiem czemu mam zasłonięte prawe ucho, a z tyłu wyglądam jak mumia, skoro mam tylko na czole małą dziurkę (przez pierwszą godzinę miałam wrażenie że wyciekła nią połowa mej istoty szarej wraz z białą, ale dziwnym trafem czacha okazała się mocniejsza od dzioba tego potwora). Mam nadzieję, że go sobie połamał i musi nosić gips. Zostaje mi się tylko cieszyć, że nie był to bocian..
Wypadek ów uzmysłowił mi, że jestem jedyną osobą, którą znam, notorycznie ulegającą kontuzjom, zwykłym zjadaczom bułek nigdy się nie przytrafiającym. Jeszcze nie zdążyłam wyleczyć się z bolesności krzyżowych grzmotnięciem o schody spowodowanych, a już mam kolejną ranę. Dla odmiany kłutą. Ufam, że nie zadziała prawo serii i w czasie najbliższym nie wzbogacę się w ranę ciętą. No, ale dość tego użalania się nad sobą, poużalam się za 20 lat jak już będę stara, ślepa, głucha, bez nogi oraz zębów i jeszcze brzydsza niż obecnie.
Od dwóch dni namiętnie słucham „Jasnej strony” Pudelsów. Matula moja zakupiła ją do swej prywatnej kolekcji, ale wyczaiłam, że coś przede mną ukrywa i sztuczkami mi tylko znanymi, posiadłam krążek na własność. Płyta oczywiście oryginalna nie jest, bo rodzicielka nie wie gdzie jest jakikolwiek sklep muzyczny, za to często robi zakupy na targowisku osiedlowym, dlatego też sporo czasu zajęło mi odkrycie, która piosenka jest którą, bo nagrywający postanowił klientom dołączyć gratis zagadkę logiczną pt. „Która to melodia” i wymieszał kolejność utworów, jednocześnie ich nie podpisując. Ale co to za problem dla studentki 4. roku kierunku humanistycznego w problemach podobnych wprawionej.
Ołkej, wracam do pianina, bo moja pani pianistka zadała mi do opracowania miesięczną produkcję utworową J.S.Bacha, a jakoś mi się od uderzenia w łeb palce wyjątkowo dziś plączą. Cmokam moich wiernych fanów w samo serce (dokładnie w lewą komorę), a czytaczy niewiernych w prawy płatek usznej małżowiny.
19:33 / 15.05.2005
link
komentarz (2)
Tak, wiem. Już dawno powrót mój wielki zapowiadałam, alem słowa, jak widać, nie dotrzymała. Ot, taki kaprys rozpuszczonej jedynaczki. Com wyczyniała opisywać nie mam zamiaru, bo nawet mój ekshibicjonizm ma swoje granice.
Miło mi niezmiernie, że mimo upływu ośmiu pełnych cyklów księżycowych, wciąż moi, jakże kochani, czytacze tutaj zaglądają. Niechaj brak ich zwątpienia w celowość takowego działania, zmobilizuje mnie do intensywnej, systematycznej pracy nad ortografią, składnią, gramatyką i stylistyką wypocin tu upublicznianych.

Po dłuższym namyśle postanowiłam jednak streszczenie ostatnich miesięcy tu zamieścić, żebyście nie myśleli, że nuda mnie zżerała.
1. Dostałam się do wymarzonej szkoły, tzn studium, w którym swe talenta muzyczne rozwijać będę. Nie wiedzieć czemu sąsiedzi mi nie pogratulowali.
2. Poznałam masę fajnych ludzi (niefajnych poznałam dwie masy, ale jeż im w dupę i szkło w oko)
3. Chyba pogodziłam się z matką na dłużej niż od Teleexpressu do Faktów, a to sukces niebywały.
4. W czasie mojej dlugiej nieobecnosci nic sobie (innym także) nie złamałam, zwichnęłam, skręciłam, naderwałam, stłukłam, wykręciłam, wybiłam. (Informacja ta może być nieaktualna - w piątek wykonałam na schodach w Poznaniu klasycznego orła i grzmotnęłam plerami o stopnie, czego skutki zaczynam coraz dotkliwiej odczuwać)
5. Zaangażowałam się w działalność społeczną, i świadomość, że mogę zrobić coś pożytecznego mnie uskrzydla.
6. Rozpoczęłam drastyczną dietę i ćwiczenia. Efekty na razie pozostają niezauważalne, ale jestem twarda i się nie poddam. Wciąż nowych doświadczeń nabieram - przekonałam się na przykład, że można jeść dziennie 300 kcal i nie umrzeć. Jako, że akcja ta planowana jest jako długoterminowa - aż do zadowolenia mego zmysłu estetycznego - mam nadzieję w bliżej nieokreślonym czasie przyszłym, urzeczywistnić choć jeden człon nicka mojego - będę piękny i uroczy. Na Marte pozostaje mi czekać do przyszłej inkarnacji.
7. Wyrzekłam się alkoholu pod każdą postacią (poza jogurtami), ponieważ z dobrze poinformowanego źródła dowiedziałam się, że całą rację etanolu przewidzianą na tą dekadę mojej egzystencji już spożyłam.

Bóg (dowolny) zapłać żeśmy wspólnie do końca dotrwali.

02:02 / 14.09.2004
link
komentarz (2)
Chyba kończę z akcją Kobietą Być. Za słaba na to jestem psychicznie, tu trzeba baby z jajami ;-)
No bo kupiłam sobie dzisiaj takie Cosmo. Naiwna myślę sobie: "O, może coś sensownego będzie". A kij im w oko! Nie było sensu, jedynie przeplatały się namiętnie obrazy:
- dziewczyna, 185 wzrostu, 60-90-60, 50 kg
- ciasteczka dla powyższej dziewczyny: jakieś takie niesmaczne, czy ja wiem, na oko sporych rozmiarów bomba kaloryczna, ale nic to... ja nie wiem, czy one mają nadkwasotę żołądka?
- rubryka typu: we dwoje, poczytałam sobie o tym, że w sumie kobieta to jest tylko narzędzie do zaspokojania przyjemności samców, i przynieś, podaj, pozmiataj i Bóg wie co jeszcze.
I fajnie. I wiecie co? Miałam kolegę, który kiedy tylko widział na ulicy taką 60-90-60 mówił: "Ale pasztet". On to się cholera znał na urodzie. Namiętnie oglądał Fashion TV.

Ogólnie dzien ni przypiął ni wypiął.


17:33 / 02.09.2004
link
komentarz (2)
W ramach realizacji hasła Kobietą Być udałam się dziś do kuchni i zapragnęłam coś ugotować. Jednocześnie odrzuciłam dogmat kobiety wyzwolonej i znalazłam się w rzeczywistości, gdzie nie trzeba było skalpować sobie nóg, żeby czuć się dobrze ( teraz mnie tylko w plecach łamie od tego lepienia na stojąco... jak to nic w życiu nie przychodzi bezboleśnie... ). Dawno już czułam, że potrafię, że chociaż tu potrafię się zrealizować, dokonać aktu kreacji i jeszcze owoc tego aktu zjeść.
No i ulepiłam pierogi z jagodami :-) Pierwszy raz samodzielnie podjęłam się tego niebezpiecznego zadania, zdemolowałam przy okazji całą kuchnię i teraz nie chce mi się sprzątać, ale pierogów mam 37 ( bylo 41 ale zjadłam cztery na miejscu ).
Pierogi są jadalne. Nawet bardzo. Cholera - są świetne i ja, Marta, oznajmiam wszem i wobec, że jestem ich autorką.

Kto reflektuje na pieroga? :-)))


01:18 / 30.08.2004
link
komentarz (1)
Wszystkie znaki na niebie i ziemi mowią mi, że nastały ciężkie czasy... w tym roku jesień przyszła wyjątkowo szybko. W związku z zaistniałą sytuacją postanowiłam trochę pobrykać :-)
I co przyszło mi do głowy?
Postaniowłam Być Kobietą. Nie żadnym tam marudzącym strzępem, tylko kobietą.
Na początek wyciapałam się jakimiś kremami na celulitis i innym świństwem, znalazłam też przypadkowo pomadkę ochronną NIVEA cherry.
A potem wpadłam na pomysł, żeby odkurzyć maszynkę "Satinelle".
No i na tym trzeba było poprzestać.
Na odkurzeniu...
Kobietą być, cholera jasna!
Nie lubię być kobietą właśnie z tych względów! Bo nie lubię zadawać sobie bólu fizycznego, w związku z czym wyglądam jak pomiotło.
Ale jak mi się czasem zachce być piękną, to od razu mi się odechciewa. Nigdy niepotrafię się doprowadzić do ostatecznej perfekcji. Bo kto normalny by się głodził, kaleczył i wciskał w przyciasne ciuchy tylko po to, żeby ładnie wygladać?
Kobiety. Właśnie kobiety.
Ja już rozumiem dlaczego mężczyźni uważają, że kobiety są od nich znacznie głupsze. Bo mimo tego, że powszechnie znany jest fakt, jak wielką cenę płaci się za wygląd, wiele kobiet tak robi.
A faceci tylko się śmieją i podsycają paranoję kręcąc nosem jak im się coś nie podoba.


00:44 / 29.08.2004
link
komentarz (0)
Kompletne,
masakryczne,
koszmarne,
dobijające,
centralne,
żenujące,
deszczowe...

NICNIECHCENIE!

A jeśli idzie sie do pasmanterii i kupuje komplet 24 szpulek nici, bo wyglądają uroczo tak razem zebrane z tymi wszystkimi kolorami, to argument, że jest się BABĄ to za mało. Wtedy jest się Pogrążoną W Nicniechceniu Babą. O!



20:33 / 23.08.2004
link
komentarz (2)
Siedzę spokojnie przed komputerem z głęboko oczyszczającą zieloną breją na twarzy i maluję paznokcie.
Dzwoni telefon.

-słucham
-to ja kurwa słucham! gdzie ty jesteś do chuja?!?!?!
-słucham???
-ile ja mam tu kurwa czekać?!?! pojebało cię??? gdzieś ty polazła z tym wąsatym chujem?!?!?!
-yyyyyyyy... ale...
-no co kurwa, głupia ruro?! stoję tu jak ostatnia pizda!
-to stój jak pierwsza*. i nie głupia. to chyba pomyłka. nie wiem za bardzo z kim rozmawiam.
-...
-halo
-ania?
-nie, marta
-jak to?!
-normalnie
-a chuj ci w dupę!

piiiip... piiiip... piiiip...

jego kobieta to prawdziwa szczęściara!

*to z jakiegoś filmu


05:50 / 19.07.2004
link
komentarz (1)
Jakoś tak mnie dziś naszło na przemyślenia mej marnej egzystencji na tym ziemskim padole. Niby wszystko jest u mnie ok, mam rodzinę, znajomych, uczę się, a jednak czegoś mi brakuje. Nawet nie czegoś, bo dokładnie wiem czego.. tej drugiej połówki jabłka, bez której nikt nie może normalnie żyć. Trzeba mieć kogoś z kim można porozmawiać o wszystkim, przytulić się, zawsze mieć w nim oparcie i jego zrozumienie. Ale trzeba szukać dalej. Brak mi także celu w życiu.. uczę się, ale nie wiem po co.. Nie mam żadnego pomysłu na moją przyszłość. Może przyjdzie z czasem.

Ale życie to przecież ciągłe poszukiwanie, jak już znajdziemy to czego szukaliśmy, zaraz pojawi się nowa rzecz nad którą musimy się skupić i wszystko zaczyna się od nowa..

Jakoś tak mnie dizś naszło na refleksje.. To chyba pierwsza notka tego rodzaju u mnie, ale chyba będą się one pojawiały częściej.. Ważne jest że to była pierwsza notka pisana przeze mnie tylko dla mnie, nie pod publiczkę, nie dla zabawy, ale żeby zrzucić z siebie trochę tego co na barkach noszę..




08:36 / 17.07.2004
link
komentarz (5)
Zakochaliście się kiedyś trzymająć łyżeczkę w ręku i ucierająć żółtko z cukrem?
Bo mnie sie właśnie zdarzyło. Dziwne to dla mnie bardzo - tym bardziej, że koglo - moglowy wybraniec za trzy miesiące przyjmuje święcenia diakonatu...


17:46 / 16.07.2004
link
komentarz (1)
Jako, że w mym życiu nic ciekawego się nie dzieje, postanowiłam dziś pobawić się w skojarzenia. Każdy psycholog, nawet amator, będzie mógł bez problemu dzięki nim łatwo rozpoznać wszelakie me zaburzenia emocjonalne i psychiczne. Miłej zabawy. Słowem wyjściowym będzie: koagulacja.

Koagulacja - żel
żel - wazelina
wazelina - Karolina F. z pierwszej ławki na poetyce
Karolina F. - płaska deska
deska - trociny
trociny - gorący sex
sex - erekcja
erekcja - homo erectus
homo erectus - owłosienie
owłosienie - sąsiad
sąsiad - wiertarka
wiertarka - borowanie
borowanie - morderstwo dentysty
morderstwo - zbiorowa cela
cela - klasztor
klasztor - pedofilia
pedofilia - zoofilia
zoofilia - koń
koń - *ocenzurowano*
*ocenzurowano* - prawiczek
prawiczek - dziewica
dziewica - dinozaury
dinozaury - szewczyk Dratewka
Dratewka - baran
baran - Szaranowicz
Szaranowicz - śmierć w męczarniach
śmierć w męczarniach - widowisko
widowisko - walki w kisielu
walki w kisielu - katar
katar - koperta (w kieszeni lekarza)
koperta - egzamin na prawojazdy
egzamin na prawojazdy - koperta
koperta - e-mail
e-mail - reklama o przedłużaniu męskości
przedłużanie męskości - skalpel
skalpel - kastracja
kastracja - samobójstwo
samobósjtwa - samogwałt
samogwałt - ksiądz
ksiądz - najnowsze BMW
BMW - czerwone ferrari
ferrari - goła laska
laska - złamana noga
złamana noga - gips
gips - CaSO4 * 2H2O
CaSO4 * 2H2O - laboratorium
laboratorium - eksplozja
eksplozja - orgazm
orgazm - sperma
sperma - białko
białko - koagulacja

I w ten sposób pętla się zamyka. Miłego dnia.


08:57 / 16.07.2004
link
komentarz (3)
Żyję. Tak mi się przynajmniej wydaje. Mam już net, działa gg, a chęci do pisania chyba przez ten czas ciągle kopulowały, bo strasznie ich mam teraz dużo. Jako że przez miesiąc mego blogowego niebytu, wydarzyło się u mnie tyle, co u Esmeraldy w ciągu 3 odcinków, więc miłości, zdrady, zabójstwa, trzygodzinne trzymanie się za rękę, a ojciec chrzestny okazał się żoną stryja teścia mojego psa lubiącym grać w ping-ponga na bosaka i w gorsecie z cekinami, śpieszę ze skróconą relacją tych pięknych dni.

1. Przeżyłam romans. Ze służbą zdrowia. Znów miałam przyjemność skręcić nogę schodząc po schodach. Było miło póki sąsiad nie postanowił mi jej nastawić. Na szczęście był profesjonalistą i stopę nadal mam zwróconą przed siebie . Pieniądze z ubezpieczenia, które znając PZU otrzymam w lipcu 2006, wstępnie przeznaczyłam na hedonistyczne rozrywki w jednym z większych polskich miast.
2. Amor, na którego czekam od tak dawna, w końcu mnie znalazł i ustrzelił. Niestety chyba nie trafił w ma kamienne serce, tylko nieco poniżej pępka, w miejscu gdzie tułów w naturalny sposób dzieli się na pół, tworząc kończyny dolne. Uczucie było gorące, namiętne, szalone i krótkie, i jakoś specjalnie nie żałuję, że minęło.
3. Babcie me kochane, dbając o dobro ich kochanej Matrtusi zafundowały jej pielgrzymkę do Częstochowy. Choć zafundowały to za dużo powiedziane, bo szoferem i sponsorem wysokiej jakości benzyny bezołowiowej z 98 oktanami byłam ja sama. Będąc niepokorną wnusią nie poszłam ukorzyć się przed obrazem Najświętszej Panienki i czekałam w kruchcie. W czasie gdy obie me dobroczynki (nie potrafię znaleźć odpowiedniego rodzaju żeńskiego od dobroczyńcy) sukniami swemi froterowały podłogę bazyliki na Jeleniej Górze, ja zastanawiałam się czy tynki budowli mają kolor beżowy, czy może raczej wpadają w delikatny łososiowy z subtelną nutką szafranowego. Jak już wspominałam te głębokie me refleksje w świętym miejscu okazały się bardzo owocne.
4. Z powodu hulaszczego trybu życia, mam kieszenie totalnie wypłukane z gotówki, przez co wszelkie me plany wakacyjne stoją pod znakiem zapytania. Nawet jeżdżąc stopem, trzeba mieć jakiś bilon na bułkę. Niniejszym więc oświadczam, że lipiec najprawdopodobniej spędzę w miejscu zamieszkania (moim), za to w sierpniu za to co odłożę planuję wycieczkę do Amsterdamu, gdzie mam zapewnione już noclegi i wyżywienie. W chwili desperacji miałam ochotę oferować swe młode i aseksualne ciało bogatym mezczyznom w średnim wieku, od pomysłu tego odwiodła mnie jednak moja kobieca intuicja.

Ponieważ pies mój przeuroczy domaga się wyjścia na dwór (tłumaczenie dla centusiów: na pole) w celu opróżnienia pęcherza z produktów przemiany związków azotowych, przerywam punktowanie i się odmeldowuję.



14:18 / 16.06.2004
link
komentarz (0)
Myślę ostatnio poważnie nad wyjazdem do Australii. Piękny kraj, mili ludzie, no i tak pusto, że australijskie władze chętnie mnie przyjmą. Zawsze chciałam paść owce gdzieś na prerii, pośród grzechotników, kangurów i stad dzikich królików. Jedyne czego mi brakuje to znajomość choć mizerna języka Szekspira. Cóż ja na to poradzę, że tak jak w innych dziedzinach wiedzy nie mam zazwyczaj żadnych problemów z przyswojeniem nowych informacji, tak zdolności językowych nie posiadam żadnych i śmiało można mnie nazwać poligloimbecylem. Przez 15 lat mej edukacji opanowałam jedynie język niemiecki.
W podstawówce co roku miałam zmienianą nauczycielkę z tego przedmiotu. Łatwo policzyć że było ich pięć. Z czego cztery potrafiły się tylko przedstawić. Nigdy nie zapomnę, kiedy koleżanka, która w BRD mieszkała, napisała na kartce : „Przeszłam rano na drugą stronę ulicy” a Frau S. przetłumaczyła to jako „Napadnięto mnie na ulicy”. Oczywiście gdy ją wyśmialiśmy, spędziłam następne 30 minut na dywaniku u pani dyrektor. Za to Frau N., która język Goethe`go opanowała w takim samym stopniu co poprzedniczka, umiłowała sobie wpisywanie uwag na końcu zeszytu. Ja uzbierałam ich przez 2 semestry 74 i byłam niekwestionowaną liderką pod tym względem. Ale jak zwykle odeszłam od tematu..
Po takich doświadczeniach, zdecydowałam się na klasę LO o poszerzonym niemieckim, nie wiedząc jaki sobie los gotuję. Przez 4 lata miałam po 14 godzin niemieckiego tygodniowo. I to była chyba jedyna metoda nauki języka jaka na mnie działa: osłuchanie. W trzeciej klasie rzadko zdarzało mi się, gdy zostałam zaskoczona, odpowiedzieć na pytanie po polsku. W domu nawet matula moja, która jest poliglotką, ale szwabskiego nienawidzi i nie znała, zaczęła się nim sprawnie posługiwać. A przekleństwa to zna chyba cała moja klatka.. Zabawa ta zakończyła się tak, że na pytania maturalne z niemieckiego odpowiedziałam w minut 7, a pozostały czas poświęciłam na opowiadanie sobie z moimi Frauen kawałów. Żal było mi jedynie pani wicedyrektor, która nie w ząb nie rozumiała czemu się śmiejemy i co chwilę wzywała nas do zachowania powagi, bo to przecież egzamin dojrzałości, a dojrzałości w nas ni krzty.
Miałam w LO oczywiście także język drugi, czyli angielski, ale jego lekcje polegały na włączeniu płyty z muzyką śpiewaną w odpowiednim języku. Najczęściej Metallicy + w okresach świątecznych angielskich kolęd. Do końca życia zostanie w mej pamięci obraz pani S. śpiewającej Yesterday. Podejrzewam, że nawet oryginalni wykonawcy razem wzięci tak tego nie przeżywali. Cóż.. miała kobiety wrażliwość jakiej mi brak. Na świadectwie maturalnym otrzymałam ocenę dobrą, więc na studiach trafiłem do grupy, w której tylko ja nie posiadałam jakiegoś certyfikatu, a prowadząca na pierwszych zajęciach kazała przygotować 3 „spicze”. Zum Glueck przepisałem się do grupy początkującej, i nauczyłam się dokładnie tyle ile w LO. A już niedługo pisanie magisterki na podstawie hamerykańskich arcydzieł naukowych..
Kompletnie nie wiem po co to wszystko pisałam, jest to nudne i długie. Nawet nie mam ochoty czytać tego przed wciśnięciem „dodaj”.. Ale w końcu musi być jakiś odnośnik. Teraz dopiero docenicie moje poprzednie notki. Obiecuję, że następnym razem już natchnienie znajdę i nie będę pisała o niczym.
Ciao



21:24 / 24.05.2004
link
komentarz (0)
III woja światowa

Miejsce akcji: aula instytutu polinistyki.
Czas: 24 maja 2004 godzina 15:00
Okoliczności: wybieranie promotorów i tematów prac magisterskich.

W końcu mogłam zobaczyć ile osób zostało u mnie na roku z tych 120, z którymi zaczynałam. Wykładowcy mogą być z siebie dumni. Zostało nas około 45, z czego co najmniej połowa na warunku, lub awansem. Tematy prac podano nam wcześniej i jak się można było spodziewać wzięcie miało tylko kilka prac. Aby profesorowie mieli większą frajdę, przydzielanie tematów polega na rzuceniu listy na stół w auli, dziekan mówi „do startu, gotowi, START!!” i wszyscy rzucają się, bo obowiązuje zasada kto pierwszy ten lepszy. Trzy osoby podczas próby wydostania się z ławek znalazły się na posadzce i prawie je stratowano, jedna lista została rozerwana na dwie części, gdy dwie panny chciały wpisać się jednocześnie, a pan profesor całkiem przypadkowo dostał z łokcie między żebra, bo stał za blisko. O siniakach, guzach i zadrapaniach nie wspominam. Ale w użyciu były pięści, łokcie, szpony, no i oczywiście języki. Takich wiązanek uczelnia od lat chyba nie słyszała. Przypominało mi to cosemestralne układanie planu zajęć. Jako że miejsce zajełam do startu wprost idealne dostałam ten temat, o który walczyłam. Wprawdzie kompletnie go nie rozumiem, ale chociaż promotora mam fajnego. Cała uczelnia się go boi. A ja jestem jedyną osobą na roku, którą lubi i zawsze ze mną żartuje. Już teraz więc wiem, że następne dwa lata, które poświęcę na pisanie pracy, spędzę dobrze się bawiąc.

Ponieważ czeka mnie dziś niepowtarzalna noc, męcząca, owocna w dalekoidące konsekwencje i pełna napięcia, notka niniejsza właśnie się kończy.
Ps. Dla osób ze zbyt wybujałą wyobraźnią: Będę dziś pisała w nocy dwa referaty :P

00:21 / 23.05.2004
link
komentarz (2)
Popadłam w nocy nałóg. Nawet się nie spodziewałam, że można się tak szybko i tak mocno uzależnić. Ciągle miewam kłopoty z netem, z gadem, aby więc się nie nudzić zaczełam grać w sapera. I mnie wciągnęło tak, że się oderwać nie mogę. Prosta gra, praktycznie bez grafiki, dźwięku i efektów specjalnych. Ale wczoraj grałam w nią cała noc, za każdym razem obiecując sobie, że to już ostatnia partia. Teraz jestem uzależniona podwójnie.. od internetu – jak jest, a jak ni ma, to od sapera. Bardzo źle to wróży zbliżającej się sesji. Ale w końcu głupi ma zawsze szczęście, więc może i tym razem się uda.
Wczoraj w autobusie czułam się jak jeden wielki obiekt pożądania. Wszyscy którzy się do mnie zbliżyli, natychmiast zaczynali się ślinić. Nie powiem, żeby było mi z tym źle. Ot, taka odmiana. A wszystko to wina mej niezdarności. Wylałam sobie na spodnie bezwodnik benzoesowy i emitowałam zapach olejku migdałowego. Baaaardzo intensywny. Teraz wiem jak czuje się wielkie ciacho. Dobrze tylko, że nikt nie zechciał spróbować.. A może szkoda ?
Wczoraj także zaczełam planowanie mych wakacyjnych wojaży. Jak co roku mam chęć na objazdówkę po kraju naszym ukochanym. Stopem oczywiście. Na razie mam na liście 8 miast, ale wciąż zbieram zamówienia. Ktoś chętny ? Mam nadzieję że w tym roku nie zdarzy mi się jakiś kierowca podwożący:
a,0) słuchający Radyja na cały regulator
b,0) opowiadający przez 5 godzin o swoich kłopotach z kręgosłupem
c,0) żądający na końcu podróży zapłaty
d,0) 70-letnia pani kierowca, praktycznie ślepa, za to uwielbiająca szybką jazdę.
Teraz narzekam, ale w końcu mam ze stopem związane wspaniałe wspomnienia. Każdy powinien choć raz się wybrać w takie krążenie po Polsce.
W poniedzialek planuję niespodziewany wyjazd do Wrocka na piwo. W planach: ucieczka po godzinie z 5-gdzinnych zajęć, piwo na Rynku w miłym towarzystwie, powrót do domu
a,0) w niedziele wieczorem
b,0) w poniedzialek.
Wybór opcji zależy od rozkręcenia się imprezy. No i oczywiście spacerek po Ostrowie Tumskim bo tego nigdy nie odpuszczę. A teraz idę się zrobić na bóstwo więc miłego dnia życzę..

Ps. Z tym bóstwem żartowałam, w moim przypadku to całkowicie wykluczone. Z próżnego i Salomon..


18:47 / 16.05.2004
link
komentarz (0)
Postanowiłam, że raz na jakiś czas muszę moją antytrendowatość (anty-trendy, a nie antytrąd,0) przełamać i zrobić coś co gawiedzi się spodoba, nowych czytelników ściągnie, a starych zatrzyma. Zastanawiałam się co też napisać mogę, abym wyszła na super modną. No i wymyśliłam. Dziś pobawimy się alfabetem.
Tak więc moje abecadło :

A – jak alkohole. Związki organiczne posiadające charakterystyczne grupy funkcyjne –OH. Prywatnie jestem amatorką różnych produktów zawierających etanol, poza winem, które wywołuje nieprzewidywalne reakcje obronne mego organizmu.
B – jak branie. Nigdy go nie mam.
C – jak czereśnie. Najlepsze obok gruszek owoce. Zawsze zżeram ich ogromne ilości, razem z pestkami i wkładką mięsną.
D – jak dupa. Ładne słowo i je lubię. D to także dentysta. Nienawidzę !!!
E – jak eunuch. Czytałam o nich wczoraj artykuł i wciąż mi ich żal.
F – jak flądra, czyli szatniarka w moim instytucie. Zawsze śmierdzi od niej rybami.
G – jak głupota. Towarzyszy mi całe życie i nie chce mnie opuścić.
H – nie umiem nic na tą literkę wymyślić.
I – jak irytacja. 80% ludzi, którzy znają mnie na żywo, reaguje nią na mój widok. I z wzajemnością. I to także indeks. Ja mój oddaję zawsze duużo po czasie.
J – jak jaguar. Kiedyś go posiądę (wiem że to dwuznaczne, wątek zoofilski odrzućcie,0).
K – jak kawa. Nienawidzę jej !!! Kherbaty też.
L – jak lody. Jedyny deser jaki jadam.
Ł – jak łagodność. Jestem jej uosobieniem, póki mnie ktoś nie wkurzy.
M – jak miłość. Nie znam..
N – jak nuty. Tyle ich w życiu napisałam a ciągle nie mam dość.
O – jak „o kurwa”. Ulubione zawołanie Polaków, przeze mnie nigdy nie używane.
P – jak penis. Każdy facet nim myśli. Tylko niektórzy mniej od pozostałych.
Q – jak ql (cool,0). Taka nigdy nie byłam, nie jestem I nie będę.
R – jak rodzina. Jestem anty.
S – jak sex. Chyba mnie nie lubi.
T – jak twaróg. Codzienny składnik mego śniadania. T to także telefon – najbardziej znienawidzone przeze mnie urządzenie techniczne.
U – jak umiejętności. Posiadam w bardzo ograniczonej wersji.
W – jak warcaby. Zawsze ze sobą wygrywam.
X – jak xero. Bez niego zakończyłabym edukację na 1. klasie LO.
Y – jak itr. Masa atomowa 88,9. Y wygląda też jak proca. Ileż to okien za jej pomocą powybijałam...
Z – jak zapomniałem.. Coś miałam na tą literkę ale wypadło mi z głowy. To wina mej sklerozy zaawansowanej.
Ż – jak Żywiec. Ulubione piwo. Miasto też lubię.
Ź – jak źle. Wszystko tak robię.



15:26 / 13.05.2004
link
komentarz (0)
No i nadszedł bliżej nieokreślony czas. Odpoczelam, troszkę dołka zakopałam, wyrelaxowałam się.. Czasem człowiek potrzebuje trochę spokoju aby wrócić do siebie. No ale cóż, trzeba wracać do pisania głupich notek o mej marnej egzystencji i przemyśliwaniach z nią związanych. Tak więc od początku:
Zrobiłam sobie małe wakacji i poza dwoma dniami, kiedy to na uczelni być musiałam, przez 14 dni szanownej alma mater nie odwiedzałam. Chodziłam za to na spacerki, jeździłam na wycieczki, wieczorami imprezowałam.. Żyć nie umierać. Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i teraz grzecznie na zajęcia chodzić muszę.
Wczoraj z rana, prawie zaraz po tym jak kur zapiał, tj ok. 11, wybrałam się na zakupy odzieżowe, których nienawidzę. I stał się cud. Wszystko co mierzyłam na mnie pasowało. Nie miało za długich nogawek i rękawów, nie było za ciasne, ani za duże. Wprawdzie pozbyłam się połowy mego majątku, ale chyba pierwszy raz jestem zadowolona. Został tylko jeden problem. Od lat noszę tylko glany, które uważam za najlepsze buty świata, i jakoś wpadło mi do łba, że może raz zaopatrzę się w obuwie mniej wieczorami siejące grozę wśród staruszek. No i mam dylemat. Oczywiście abstrahując od tego że nie mam gustu, to kompletnie nie mam pojęcia jakie buty kupić wypada. Przecież ja jestem taka antytrendy.. Jak widać glany zawężają horyzonty.
Wracając wczoraj byłam mimowolną podsłuchiwaczką. Dwie dziewczątka w wieku lat ok. 12 na początku rozmawiały o chłopakach z klasy. Bywa.. Ale później przeszły do tematów antykoncepcji. Okazało się że wiedzą dziesięć raz więcej ode mnie, a pewnie i niejednego eksperta mogłyby zagiąć. Gdy zaczęły wymieniać z iloma chłopakami miały przyjemność (lub nie,0) obcować, to miałam ochotę spytać o wiek, tak dla pewności. Nie musiałam, bo same za chwilę opowiadały co działo się na imprezie po egzaminach na koniec podstawówki. Włos mi się zjeżył.. Ja przy nich to jednak byłam cnotliwa , a nawet zacofana..
Chyba wyszłam z wprawy notkopisarstwa. Następnym razem się bardziej postaram. Dziś skupić się nie umiem bo czeka mnie pisanie arcyciekawego referatu.



10:32 / 05.05.2004
link
komentarz (0)
Mam strasznego lenia, doła i ogólne zniechęcenie.. Notka pojawi się w bliżej nieokreślonej przyszłosci..


12:17 / 01.05.2004
link
komentarz (0)
Wieczór wczorajszy spędziłam bezkomputerowo, śledząc relację z wstąpienia kraju naszego do UE. Ale od początku.. dzień wcześniej Polska zafundowała uczestnikom szczytu gospodarczego koncert. Artyści Ci sami, którzy zawsze występują na koncertach papieskich, czyli Steczkowscy+Pospieszalscy. Biedni zagraniczni gości musieli wysłuchiwać muzykowania, które nawet w Polsce ma zwolenników niewielu. Piosenki w połowie religijne, smętne, nudne i usypiające. Do tego wszystkiego Jaś Pospieszalski, którego z całego serce nienawidzę za głupotę i ograniczone horyzonty. Aż żałuję, ze w stolycy nie mieszkam, bo chyba bym się tam wybrała. Pocierpieć..
Wczoraj kolejny koncert. Organizowany przez stacji telewizyjne całej Europy i w całej Europie transmitowany. Kopnął nas zaszczyt, bo spora część odbywała się w Warszawie. I tu kolejne zaskoczenie. Reprezentowała nas... Justyna Steczkowska. Widać jest ona wybitną Europejką, skoro bierze udział w każdym koncercie z tym tematem związanym. Jak zwykle trochę powyła i tyle. Jednak zespołem , który oficjalnie nas reprezentował było Blue Cafe. I ja się nie zgadzam !! Jakim prawem ta skrzecząca żaba, która zeżarła budzik mnie reprezentuje ?
Była oczywiście też filmowa wizytówka każdego kraju. Przygotowywana przez każde państwo własnoręcznie. Tak więc prawie wszyscy postawili na nowoczesność, tempo, dodali szybki, żywy podkład. W wizytówce Polski znalazło się to co zawsze: żubry, lasy, jelenie i góry. Gdzieś mignął Kraków. Wszystko z podkładem mazurka Chopina. A potem wszyscy oburzamy się, żę jesteśmy kojarzeni z zacofaniem i żubrami chodzącymi po ulicach, jak łosie w Przystanku Alaska.
Na sam koniec wysłuchałam przemówienia Aleksandra I Wielkiego. Prawie się wzruszyłam.. Planowo przemówienie miał zakończyć 2 minuty przed północą, aby flaga Unii wciągnięta zostało dokładnie o godzinie 0:00. Ale coś panu prezydentowi nie wyszło bo skończył 3 minuty po północku.. Cóż, zawsze lepiej późno niż wcale. Później tradycyjnie już znów Chopin.
Teraz tylko zostaje nam czekać i udowadniać zacofanym masom straszonym przez Radyjo, że Polskę wykupią Niemcy i Holendrzy, że ceny 1 maja nie wzrosną 5-krotnie, że nikt nie narzuci nam ustawy o aborcji, eutanazji i adopcji dzieci przez gejów. Czasem aż sama się dziwię, skąd tyle w Polsce zacofania.. Może ta Unia w końcu zrobi z nas cywilizowany naród.
Miłego krótkiego długiego weekendu wszystkim życzę. Ja nie mam się co martwić, wykładowcy zadbali, żebym się nie nudziła i mam do napisania kilka referatów. Howgh

15:15 / 29.04.2004
link
komentarz (1)
Na rozpoczęcie dnia jutro zapowiadaja sie praktyki z gówniarzami. Dziś pierwszy raz poprowadzę lekcję samodzielnie i denerwuję się chyba bardziej niż przed maturą i wszystkimi egzaminami jakie dotąd miałam razem wziętymi. Mam nadzieję, że nie będą zadawały pytań na które nie potrafię odpowiedzieć. Że wcale nie będą zadawały pytań. Mam niestety tą wadę, że nie potrafię wyjaśnić rzeczy najłatwiejszych, bo to dla mnie oczywiste. Choć temat lekcji mój „promotor praktykowy” wybrał idealnie pode mnie. „Kultura języka”. Nie omieszkam oczywiście ze dwóch osób przepytać na ocenę z lekcji poprzedniej, oraz kilku zadań do domu zlecić. Coraz bardziej mi się to podoba..
Właśnie wleciał mi do pokoju szerszeń. A raczej wleciała, bo to pewnie królowa szukająca miejsca na założenie gniazda. Na jej pecha miałam pod ręką muchozol. Niech trochę przyschnie to trafi na szpileczkę. Królowej jeszcze w kolekcji nie posiadam. Mam tylko nadzieję, że jej koleżanki nie planują teraz akcji odbicia zakładnika. Już wystarczająco wiele razy w życiu mnie te żądłówki kochane pokłuły. Po ostatnim razie wylądowałam na pogotowiu z paszczą spuchniętą tak, że nic nie widziałam. Podobno przypominałam piankowego marynarzyka z Pogromców duchów. Nie ma to jak miłe wspomnienia..



10:13 / 27.04.2004
link
komentarz (1)
Byłam wczoraj na wiosennym spacerku po lasku. Straszyłam wiewiórki, które całymi stadami szaleją po krzakach i tropiłam traszki. Jedynie moje niesłychane poczucie równowagi oraz niewątpliwa wrodzona gracja uratowały mnie przed ponownym nurzaniem się w wodach stawiku. Wiosna w tym roku przyszła później, ale jakoś bardziej intensywnie. Drzewa są już zielone, a przecież buki co roku pąki swe liściowe otwierały w czasie weekendu majowego. Ptaszki śpiewają, kwiecie pachnie, i już nawet moje ukochane błonkówki (pszczoły, osy, szerszenie,0) się pojawiły. Żyć się chce....



16:36 / 26.04.2004
link
komentarz (2)
Godzine temu jechalam z kolezanka samochodem. Stanelysmy na skrzyzowaniu, dwoch srajtkow podeszlo. Ja wyraznie mowie nie. Zaczeli mi myc szybe. Ja mowie nie. Myją dalej. Trabie na nich i mowie NIE. Odpielam pasy. Ten po prawej spieprzyl. Drugi sie pochylil i rzucil: "co jest kurwa laseczko?" po czym tez spiepszyl jak zobaczyl dokladniej do kogo mowi.

A mnie glupią... mnie po prostu zatkalo. Jestem zla na siebie, ze mnie zatkalo. Jestem zla, bo nie wysiadlam natychmiast i nie wetknelam mu w dupe tej jego ścierki. Zatkalo mnie, bo gowniarz ledwo co od dywanu odrósl, a mial czelnosc do mnie cos takiego powiedziec. Nastepnym razem bede tylko na to czekala. Naucze petaka jak byc grzecznym. Naucze go prostej asocjacji chamstwa z wlasnym bolem. Tak naucze, ze z rezerwa tej nauki starczy.

I poczuje sie o niebo lepiej.


17:18 / 25.04.2004
link
komentarz (2)
Sobotni poranek spędziłam na najbardziej znienawidzonej czynności jaka istnieje, tzn wybrałam się na zakupy odzieżowe. Kupić miałam spodnie, kurtkę, buty i inne duperele. Spodnie na lato to oczywiście długie czarne sztruksy. No i pojawił się odwieczny problem. Mam za długie kończyny. Chyba mam w sobie więcej z małpy niż reszta populacji, bo jeszcze się nie zdarzyło, żebym miała rękawy, tudzież nogawki odpowiedniej długości. Zazwyczaj jak kupuję coś rozmiaru mojego, tj XXL, to rękawy mam za krótkie o 15 cm. Od noszenia ciężarów tak mi się naciągnęły ? Skończyło się na tym, że po 2 godzinach szukania nie kupiłam spodni oraz straciłam ochotę na wszelkie inne zakupy. Może to i dobrze.. Jako rasowe bezguście powinnam chodzić na zakupy ze stylistą. Przynajmniej się po raz kolejny brakiem znajomości najnowszych trendów nie ośmieszę. Może się w końcu znajdzie ktoś chętny garderobę mi skompletować..
Te poszukiwania poranne tak mnie wyczerpały, że postanowiłam sobotni wieczór spędzić w domu i nigdzie się nie wybierać. Bardzo korzystnie na mnie to podziałało, odpoczęłam sobie, a portfel nie jest całkowicie pusty...


20:59 / 24.04.2004
link
komentarz (1)
Zgodnie z nowymi przepisami przeprowadzania egzaminu na prawo jazdy, każdy kursant będzie musiał wykonać "nagłe hamowanie w pełnym ruchu ulicznym". Możemy więc spodziewać się zdecydowanego wzrostu kolizji, wypadków i karamboli, bo jak Ci kursanci zaczną hamować niespodziewanie... Szkoda gadać o inteligencji wymyślających nasze prawo.


12:27 / 24.04.2004
link
komentarz (1)
Jedną z wiadomości, która mnie zaskoczyła, to przyznanie się Korei Północnej do wypadku kolejowego. Dotąd byłam skłonny sądzić, że nawet jeśliby na Phenian spadł meteoryt dorównujący wielkością temu, który pomógł w unicestwieniu dinozaurów, a połowa tego kraju znalazłaby się pod wodą, to wielki wódz Kim Dzong Il i tak wszystkiemu zaprzeczy. Tymczasem tutaj „zaledwie” 3 tysiące ofiar, a już umiłowany boski pomazaniec zwraca się z prośbą pomocy do znienawidzonych południowych sąsiadów, do przyjaznych Chin i do wcielenia zła, czyli czerwonego krzyża. W końcu to świetna okazja aby pokazać światu jacy to my jesteśmy biedni, nikt nam nie pomaga, a nas taka tragedia spotkała. To nic, że dziennie z głodu umiera tam więcej ludzi, niż ginie we wszystkich wypadkach na świecie. To nie jest tak spektakularne, świat już się tym znudził. A teraz przynajmniej wielki Kim może pokazać jak dba o naród, a Ci wredni kapitaliści nie chcą pomagać..


20:45 / 23.04.2004
link
komentarz (1)
Wyczytałam dziś rano, że M. Gibsonowi złożono propozycje produkcji filmu o świętym Franciszku. Pomysł ciekawy, choć nie wiem czy dorównałby on „Pasji”. Wierzę jednak w talent aktora-reżysera. Duch święty natchnąłby go po raz kolejny i podpowiedział jak zrobić Franka superbohatera. Mógłby on być np. starożytnym bokserem, lub brać udział w krucjatach. Prawda historyczna nie jest tak ważna, ważne, że lałyby się hektolitry krwi. Oglądalność znów biłaby wszelkie dotąd ustanowione rekordy i sumy na koncie Gibsona rosłyby jak nigdy dotąd.
Swoją drogą to świetny pomysł na te filmy religijne. Już oczami wyobraźni widzę filmy Mela o pierwszych męczennikach. Umierający na odwróconych krzyżach, pojeni truciznami, kamienowani. Odcinek ze św. Bartłomiejem obdzieranym żywcem ze skóry stałby się hitem nad hitami. Ukoronowaniem serii mógłby być obraz o pierwszych rzymskich chrześcijanach ginących na arenie ku uciesze tłuszczy i cezara. Sceny walk ze zwierzętami, płonące ludzkie pochodnie.. Aż dziw bierze, że podobne dzieło wcześniej nie powstało.


14:11 / 21.04.2004
link
komentarz (0)
Telewizjornię oglądam z rzadka. Może nawet z bardzo rzadka. Prawie tak rzadka jak rozwolnienie po wodzie z kapusty kiszonej, maślance, piwie i czereśniach na raz. Jednak gdy już mój osobisty odbiornik uruchomię, to zawsze znajdę tam rzeczy które mnie przerażają i motywują do jak najszybszego wyłączenia wyłączenia. Innym powodem sporadycznego użytkowania jest zakorzenione bardzo mocno w mojej psychice, powtarzane przez moją babcię od kiedy jeszcze dziecięciem byłam, że telewizor to skrzynka szatana. Inna sprawa, że tak samo nazywa ona komputer i radio. Ale nie o tym miałam..
Wczoraj w chwili słabości wcisnęłam na pilocie cyferkę 9, tj TVN. I zobaczyłam reklamę „narodowego testu na prawo jazdy”. Szybko znalazłam ich stronę i zaczełam odpowiadać na pytania testowe. Jako, że prawko mam od 5 lat podeszłam do tego bardziej niż zabawowo. No i oblałam.. Na 18 pytań dobrze odpowiedziałam na 7. To chyba najlepszy przykład, jak bardzo większość debilnych przepisów jest w codziennym użytkowaniu nieprzydatnych. Po co mi wiedzieć w jakiej odległości od auta mam ustawić trójkąt ? Przecież nie będę z metrem jeździła... Od razu przypomniał mi się mój egzamin. Tłumy rozhisteryzowanych ludzi, łykających relanium i inne uspokajacze, egzaminatorów z mordami, jakby dopiero co ich z kryminału wypuścili, moją matematyczkę zdającą razem ze mną, beczącą jak dzieciak i wycierającą się w mój rękaw oraz to pytanie, gdy już wsiadłam do auta przed wyjazdem na miasto. „Chce pani zdać szybko, łatwo i przyjemnie, czy liczy pani na łut szczęścia ?” Chwilę później dowiedziałam się że pierwsza opcja kosztuje 1400 zł, a druga masę nerwów. Biedną licealistką będąc musiałam jeździć z tym starym piernikiem po jakichś zadupiach, wszystkich skrzyżowaniach w okolicy i cholera wie gdzie jeszcze. Ale los był dla mnie łaskawy. Chwilę po tym jak zdałam, mój egzaminator dostał po mordzie od ojca koleżanki, która tak jak ja kasy nie miała, a nie zdała. Musiało boleć, bo tatuś był wielkości 3-letniego tura, a łapę miał jak rękawica do bejzbola.
Drugie odkrycie podczas wczorajszego seansu było nie mniej szokujące, niż przerażające. Moja kablówka, która powinna się raczej nazywać „zlepkiem 12 głupich kanałów”, na miejsce stacji niemieckojęzycznej, którą czasem oglądałam dała telewizję Trwam. Początkowo odebrało mi mowę i władzę w członkach. Teraz jednak nie żałuję. Chyba nigdy się tak nie uśmiałam, jak wczoraj słuchając telefonów widzów i egzorcyzmów księdza prowadzącego. Były też modły w intencji bezbożników, regeneratów, dzieci poczętych, ludzi odbiegających od norm intelektualnych oraz „nieszczęśników dotkniętych chorobą homoseksualizmu”. Dziś rano za to sam Ojciec Dyrektor skomentował sytuację polityczną w Polsce. Dowiedziałam się, że w kraju naszym katolickim prawdziwych Polaków jest tylko 15%. Reszta to Żydzi, zatruwający wodę w studniach i pijący krew niemowląt, masoni oraz komuniści chcący ojczyznę rozsadzić od środka oraz mniejszości narodowe, które są tak naprawdę większościami, walczące o interesy krajów ościennych. A mówią, że propaganda umarła wraz z PRL.
Na koniec audycji był dramatyczny apel, aby wpłacać datki na Radyjo, bo już niedługo jedyny słuszny, polski głos może zamilknąć. Całość kończyło „ Prosimy nie wpłacać sum mniejszych niż 5 zł” Już wiem, ze będę stałym oglądaczem stacji chciwie spijającym każde słowo Ojca Dyrektora.
Jak zwykle zresztą nie mogłam nie rzucić okiem na Vivę. Ale nic nowego tam nie znalazłam. Znów Ci sami murzyni, bez koszulek, z łańcuchami grubszymi niż mają krowy na pastwisku, na grubych karkach, otoczeni wianuszkiem roznegliżowanych laseczek, wysmarowanych olejem i kręcących dupami na wszystkie strony. A to wszystko w mym ukochanym rytmie jeb jeb.




13:52 / 19.04.2004
link
komentarz (3)
Niestety łowy zakończyły się niepowodzeniam, bo gdy nachyliłam się nad brzegiem stawu to z wrodzoną gracją poleciałam pyskiem w dół. Wody nie opiłam się za dużo, ale własnoręcznie wykonana koszulka się rozpuściła. Tzn sie napis rozpuścił. Gdy wracałam to było mi nieco chłodno, ale jak an razie objawów zapalenia płuc nie zauważam, więc może wyjątkowo uda mi się nie zachorować.



08:34 / 19.04.2004
link
komentarz (1)
Odżyłam. Kilka dni praktycznie bez gg, bez odbierania poczty, a spędzone na zabawach, hulankach swawolach i jeszcze innych czynnościach, które porządnemu człowiekowi nie przystoją i jestem jak nowo narodzona. Ze świeżymi pokładami sił witalnych, psychicznych i fizycznych jestem gotowa do stawienia czoła największym przeciwnościom losu, może nawet byłabym w stanie przełknąć białą kiełbasę, czy powiedzieć mojej sąsiadce, że ładnie dziś wygląda.
Dni minionych dokładnie opowiadać nie będę bo wstyd, przyzwoitość i późniejsze zakłopotanie bardzo skutecznie mnie do tego zniechęcają. Ale że jakiś opis być musi, postaram się zwięźle, treściwie i bez zbytniego zagłębiania się w szczegóły, mogące mnie skompromitować, wszystko opisać.
Dnia następnego po notki napisaniu piosenki owej słuchałam w dalszym ciągu. I było mi z tym bardzo dobrze, chociaż źle. Ale wieczorem umówiłam się z kompaniją na piwsko. Było picie, były śpiewy, były tańce. Dość powiedzieć, że w domu pojawiłam się dnia następnego o godzinie gdy kury już spać idą. Zmieniłam repertuar słuchanych utworów na piosenki z filmy Blues Brothers, które zawsze w chwilach trudnych z doła mnie wyciągają.
Dnia następnego postanowiłam, że nieodwołalnie muszę się za siebie wziąć i zaraz z rana przebiegłam chyba 5 kilometrów po zamglonym lesie. Gdyby nie to, że mój kompletny bark kondycji prawie doprowadził do mego zejścia z tego świata w sposób natychmiastowy, to byłam naprawdę zadowolony z tak wczesnego „spaceru” po borze. Ptaszki śpiewały, sarenki i dziki się pasły, a pąki na drzewach popękały i robiło się zielono. Niestety idylla skończyła się gdy wpadłam na leśniczego. Tradycji nie stało się za dość i go nie przewróciłam. Zazwyczaj wpadam na osoby gabarytami mi ustępujące, on natomiast waży 3 razy tyle co ja, a materiał z jego koszuli starczyłby na żagle dla Daru Młodzieży. Jako, że od lat dawnych, kiedy to dla zabawy podkradałam mu z pola marchewkę, zżerałam czereśnie z drzewa na jego podwórku, oraz zwalniałam pasącego się konia z łańcucha, za sobą nie przepadamy, a raczej on za mną, usłyszałam wielce wymyślną i oryginalną wiązankę..
Postanowiłam także, jako że dawno w domu nie hodowałam żadnego zwierzątka poza psem, że muszę jak najszybciej znaleźć sobie obiekt badań. Padło po raz drugi na traszki. Przygotowałam już akwarium, podłączyłam pompę i właśnie wybieram się na łowy. W stawach leśnych niedaleko mnie żyją całe masy płazów owych, więc ze złapaniem kilku nie powinno być żadnego problemu. Może tak jak 3 lata temu złożą u mnie jaja i zostanę ciocią ? A jak nie to zadowolę się coroczną hodowlą liszek, które po przepoczwarzeniu powiększą mą kolekcję martwych imago na szpilce..
A wieczorem... W końcu się doczekaliśmy. Wczoraj na rynku rozstawiono nasz ukochany ogródek Żywca. Od 3 lat po zajęciach zawsze szliśmy się tam zrelaksować i wszelki stres utopić. Obsługa gdy nas widziała już z daleka, nalewała każdemu po warce strong. To taki mój drugi letni dom. Były tam oblane wszystkie egzaminy, kolokwia, porażki i sukcesy. Aż łezka się w oku kręci.. Od pierwszych ciepłych dni już czekaliśmy kiedy w końcu się pojawi. I nic. Traciliśmy powoli nadzieję, kiedy to wczoraj ukazały się naszym oczom znajome parasolki.. No i dziś trzeba zainagurować sezon, do domu wrócę więc pewnie znów nad ranem.. Ale w końcu po to student żyje.


20:49 / 29.03.2004
link
komentarz (0)
Gdy rano wstałam o świcie, tj. o godzinie 8:30, nic nie zapowiadało, że dzień dzisiejszy będzie tak obfity w wydarzenia. Było groźnie, było tragicznie, było śmiesznie i było jeszcze tam jakoś.
1. W tramwaju było tradycyjnie spokojnie, bo spałam. Ale zanim na uczelnie dojechałam to jakiś jełop rozlał niechcący rozpuszczalnik na podłogę. Ponieważ średnia wieku w tramwaju wynosiła lat 63, to wszystkie dziadki wraz z babciami zerwali się i wywijając laskami rzucili się do wyjścia. I w ten prosty sposób z pełnego wagonu zrobił się prawie pusty. Zostałam ja, bo mi zapachy rozpuszczalników kompletnie nie przeszkadzają, i jeszcze jakieś dwie panienki, w wieku nieokreślonym. Wyglądały jakby je ledwo co Towarzystwo Walki z Prostytucją Nieletnich ściągnęło z autostrady, więc pewnie chodziły do gimnazjum. Tyle już się na praktykach nauczyłam.
2. Dwie godzinki później w dziekanacie dowiedziałam się, że mam jakieś podejrzane rzeczy w indeksie, i zostanie on dokładnie sprawdzony przez dziekana. Niestety nie mam pojęcia o jakie „dziwne rzeczy” może chodzić.. Może to, że wszystkie przedmioty zaliczyłam, co sama zresztą też uważam za cud.
3. Po drodze w miejsce relaksacji po męczącym dniu, gdzie miałam zamiar opróżnić kilka kufli, pogłaskałam miłego, małego pieska przywiązanego przed sklepem. Okazał się krwiożerczą bestyją, bo prawie mi odgryzł palec. Wścieklizny nie miał, a lekarz obiecał, ze do wesela się zagoi. Nie sprecyzował tylko do czyjego wesela. Przecież nie do mojego, bo to by znaczyło, ze będę miała niegojącą się ranę do końca mych dni.
4. Wracając w końcu do domu byłam pewna, ze wyczerpałam limit na kilka tygodni. Zdanie zmieniłam gdy usiadło za mną dwoch młodych chlopaczkow, tzn nie takich młodych bo w moim wieku. Domyśliłam się, ze to studenci medycyny, bo przez 40 minut rozmawiali o szczegółach porodów !! Dowiedziałam się co zrobić jak dziecko pcha się na świat dupą do przodu, a nie jak przystało głową, jak sprawdzać na ile centymetrów jest rozwarcie, oraz jak wyciągnąć resztki łożyska. Pasja przy tym opisie jest dziecinną kreskówką. Myślałam, że jestem na takie rzeczy odporna, ale po raz kolejny bardzo się mylilam.
Dzień 29 marca już zapisałam sobie we łbie, jako dzień porażek i w przyszłych latach nie mam zamiaru opuszczać wtedy mego domostwa. Ciekawa jestem czy to tylko na mnie tak on działa..



20:54 / 28.03.2004
link
komentarz (2)
W końcu czuję, że żyję. Wczoraj nie bylam w stanie napisać nic sensownego, bo... Ale może po kolei.
W piątek wieczorem wczesnym, udałam się na organizowaną przeze mnie impezę urodzinową niespodziankę. Powiem tylko, że wszystko się udało, solenizant prawie dostał arytmii serca, kiedy zapalił światło, a 30 osób ryknęło słowo po angielsku, usłyszane wcześniej filmach hamerykańskich. Dalszego przebiegu zabawy relacjonowała nie będę, gdyż działy się tam rzeczy gorsze niż w Sodomie i Gomorze, zabawom, orgiom i piciu nie było końca. Kiedy obudziłam się rano poczułam pierwszy raz co to znaczy kac.. Tego niezwykłego uczucia doświadczyłam po raz pierwszy w mym długim żywocie, bo wcześniej jakoś byłam na nie uodporniona. Chyba dlatego efekt się skompensował i wystąpił w niesamowitym natężeniu.
Wyciągnięte nauki:
1. Nie mieszać wódki, piwa, wina, ginu i ajerkoniaku.
2. Nie tańczyć na stole do "Majteczki w kropeczki", bo ktoś może mieć kamerę.
3. Kiedy rodzicielka się zapyta jak było, nie odpowiadać "Powiem Ci jutro, bo teraz cierpię". Przez to możemy być nazywani pijaczką do końca swej egzystencji.
4. Nie brać na imprezę komórki, bo może się okazać, że z konta wyparowało 35 zł. Najgorsze jest to, że nie wiem do kogo dzwoniłam.
5. Nie jeść po powrocie do domu jogurtu i popijać gazowaną wodą.. domyślcie się czemu.
Jest jeszcze kilka punktów, ale nie jestem w stanie pisać, bo żołądek znów włączył wirowanie. Kolorowych snow kochani...


22:22 / 27.03.2004
link
komentarz (0)
Ponieważ dziś jestem mocno nietrzeźwa, a jutro będę jeszce bardziej to porządnej notki do poniedziałku nie będzie..
W szkole oczywiście nic ciekawego, poza tym że pokłóciłam się z panią Czytelniczką ( przyp. cieć czytelniany ,0). Zarzuciła mi, że wynoszę moją własną książkę z tej ich zakichanej czytelni, więc odpwiedziałam, że jakbym chciała coś od nich wynieść to musiałabym to najpierw przynieść, gdyż "zbiory" są dość skąpe i nieatrakcyjne.. Podobno złoży skarę u dziekana.
Nie podejrzewałam tylko, że dziekana spotkam tak szybko. Wpadłam na niego na schodach, a raczej to on wpadł na mnie, odbił się, i wylądował na swoim szanownym dziekańskim zadzie 5 schodów niżej. Nie podałam nazwiska, więc z listy studentów mnie na razie nie skreślą.
Dziekan to już 3. VIP którego przewróciłam.. Pierwszy był Irek Dudek, drugi prof. Miodek.. no i teraz trzecim został mój idol.. Ciekawe kto będzie następny.
Powieki jakoś mam dziś wyjątkowo ołowiane, dlatego notki tej to już koniec. Pędzę udać się na schadzkę z Morfeuszem. Przy okazji znów mi przykro, że nie mogłam dłużej porozmawiać z wciąż dobrze i coraz lepiej zapowiadającą się połówką pomarańczy..Kolorowych wszystkim życzę..


10:42 / 26.03.2004
link
komentarz (0)
Dzis w koncu wyspalam sie za wszelkie czasy. Odespalam caly tydzien i jeszcze mam maly zapas. Ojciec rano myslal, ze sie wieczorem nacpalam i dlatego tyle spie i tylko dlatego mnie obudzila.. Ale te chlopy juz maja to do siebie, ze mysla nielogicznie ;,0)
Z ogloszen parafialnych: zakupilam sluchawki z mikrofonem, pierwsze co nagralam to byl ryk matki.. Ladnie wyszlo.. Teraz zastanawiam sie tylko co bede z nimi robila, bo kompletnie nie mam pomyslów. Niestety latwe pozbywanie sie kasy na przedmioty niepotrzebne jest u mnie chyba zakodowane na stale. Chociaz potem czesto dane rzeczy przydaja sie kilka lat pózniej.
W sprawach sercowych : Na horyzoncie pojawila sie pewna partia ciekawa, zobaczymy co z tego bedzie, ale znajac moje szczescie to nic. Poniewaz ja mam nadzieje i mi sie podoba to pewnie z drugiej strony bedzie na odwrót. To taka zasada przekory.

19:08 / 25.03.2004
link
komentarz (2)
Dawno, dawno temu, za górami i lasami, żyła sobie.. Może jednak zacznę inaczej.
Pełna entuzjazmu, opływając optymizmem, nasycona radością wstąpiłam wczoraj w progi mej uczelni kochanej głodem wiedzy wiedziona. Już po 20 minutach pierwszego wykładu głód ów się nasycił wystarczająco. Pan profesor mimo, że miał mikrofon wolał używać go tylko do nagłaśniania kaszlnięć. Słowo kaszlnięć winnnam umieścić w cydzysłowiu, bo mój idol raczej zanosił się kaszlem niczem stary suchotnik. Jedyną wiedzą jaką z tego wykładu wyniosłam, było podejrzenie, że pan profesor wypala 5 paczek "Bezrobotnych" dziennie. Z całego potoku wiedzy, jaki się z jego wyuczonej paszczy sączył, zdołałam wyłowić tylko: Mickiewicz, porównanie oraz pieprzyć. Ponieważ nawet mój niezwykle humanistyczny umysł nie zdołał sklecić z tego sensownego zdania, podczas dalszej części wykładu czytałam gazetę, coby głowisi mej głupotami nie zaprzątać. Wprawdzie mogłam czytać tekst wykładu na prezentowanych nam foliogramach, niestety napisane były one czcionką o rozmiarze 0,5 a ja sokołem będe dopiero w przyszłym wcieleniu.
Później było tradycyjne piwko, które pomogło mi odzyskać entuzjazm przed kolejnymi zajęciami. Pan doktor w ciągu 80 minut zdołał około 150 razy wspomnieć przypadkiem, że najlepiej jeśli będziemy się uczyć z jego książki, którą możemy nabyć bezpośrenio u niego w cenie hurtowej 32,98 zł. Dodatkowo osoby, które zapłacą w ciągu tygodnia będą zwolnione z jednego kolokwium. Podejrzewam, że była to delikatna kryptoreklama.
Niestety 20 minut przed koncem zajęć zostałam usunieta z sali, bo wyszło na jaw, że to ja dorysowałam wąsy panu doktorowi na zdjęciu w gazecie, którą nam pokazał.
W terminie nieco późniejszym miałam zaszczyt przewrócić na schodach mojego profesora nowego, jest to więc kolejna osoba w mojej kolekcji (ale o tym innym razem,0). Semestr, jak widac, jest bardzo ambitny. Już nawet powiadomiłam matulę, że powinna zacząć szukać mi jakiejś pracy, np. przy kopaniu rowów, czy układaniu strzechy słomianej na mazurskich chałupach. Sęk w tym, że ja nie nadaję się do żadnej pracy fizycznej i pewnie stamtąd też szybko wylecę.
KONIEC

20:52 / 23.03.2004
link
komentarz (0)
Tegoroczny post ma na mnie wyjatkowo mocny wplyw. Dzis na okienku poszlismy sobie wraz z ma kompanija wesola do knajpki tradycyjnie. Jako, ze o 12 zazwyczaj jest pusciutko, to mielismy cala sale tylko dla nas. I wtedy sie to stalo. Z glosników zaczely saczyc sie rock&rolle pamietajace jeszcze czasy mlodosci mej babuni. Nie wiem co mnie podkusilo, ale wzielam pewnego mezczyzne pod reke (no powiedzmy, ze troche idealizuje, ale to wszystko aby osiagnac romantyczny nastrój opisu,0) i powiodlam na srodek parkietu. Reszta bandy ruszyla za nami i tak minely nam niepostrzezenie 2 godziny. Poza tym, ze prawie zeszlam z tego swiata z powodu odwodnienia, stracilam z 5 kilo i mialam wrazenie, ze stoje na cudzych nogach, to jakies malolaty zrobily nam milion sto fotek. Nie moge sie doczekac, kiedy to ukaze sie w Bravo Gril fotostory pod wdziecznym tytulem "Przetanczyc z Toba chce cale okienko". Bylo fantastycznie i od lat tak sie nie wybawilam. Rock&Roll is King !!!!
Po tych harcach mialam wciagajacy wyklad z historii literatury polskiej z profesor babcia. Jako, ze bujanie biodrami mnie wyjatkowo zmeczylo, udalo mi sie bezproblemowo zasnac, ale dzis w przeciwienstwie do dawnych mych doswiadczen, obudzilam sie sama i sama wyszlam.
W zeszlym roku, na jeszcze ciekawszym wykladzie z gramatyki opisowej jezyka polskiego, na którym pan profesor finezyjnie kaslal do mikrofonu jak stary suchotnik, równiez zasnelam w ostatnim rzedzie. Wtedy jednak juz po wykladzie pan profesor obudzil mnie grzecznie, poglaskal po glówce i poprosil o opuszczenie auli, bo nie chcial mnie w niej na klucz zamykac. Miesiac pózniej do egzaminu podchodzilam trzy razy, ale to pewnie tylko przypadek.


20:33 / 22.03.2004
link
komentarz (1)
Jestem zawiedziona, smutna i rozgoryczona. Chciałam mój blog, nową modą, poezją okrasić. Chciałam aby Ci, którzy szukają głębi, mądrośći życiowych, mogli znaleźć u mnie wytchnienie i ostoję mądrości. Dodanie utworów poetyckich miało dać memu blogowi nową, wyższą jakość. Starałam się, cierpiałam artstycznie, przeżywałam. Jednak znaleźli się Ci, którzy potrafią tylko krytykować. Nie rozumieją prawdziwej, wysokiej sztuki. Nie rozumieją, co to metafora, niewinne kłamstewko, czymże to jest w porównaniu do wielkości podopiecznej Erato. Aby zamknąć im usta, zatrzymać tę rzekę absurdalnch oskarżeń, raz jeszcze perły przed wieprze rzucam, z nadzieją, że tym razem wielkość wiekopomnego dzieła zostanie doceniona. Jakżem naiwna...

By upiększyć bloga mego,
Tak pięknego, wspaniałego,
Utwory dałam.
Nie wiedziałam,
Że nie zrozumieją tego..

13:07 / 22.03.2004
link
komentarz (3)
Dziś niespodziewanie dostałam od niebios dzień wolny. Byłam pięknie naumiana, wykąpana, wystrojona, pełna nowych sił, ale życie mnie przystopowało. Gdy przyszłam na przystanek to stało na nim więcej osób niż w dzień targowy jest na jarmarku w New Delhi. Myślałam początkowo, że to z powodu śniegu, ale że ploty roznoszą się szybko, a drastyczne ploty jeszcze szybciej, dowiedziałam się, że na jedynej drodze do mnie autobus kogoś rozjechał.. Policja tak pokierowała ruchem, że 2 godziny nie można się było do mnie dostać, ani stąd wydostać.
Wróciłam więc sobie do domku mego i oddawałam się rozrywkom wszelakim, ze snem na miejscu pierwszym. Byłam też w lesie, gdzie straszyłam dziki przy paśniku, a potem leżałam sobie na plecach na "trawce" gapiąc się na niebo. Zabawa ta kosztować będzie mnie pewnie zapalenie płuc conajmniej, ale warto było..
Ponieważ tradycyjnie po napisaniu dwóch akapitów dopadła mnie niemoc twórcza, a natchenienie opuściło, w dalszej części notki zamieszę utwory me krótkie, a dokładniej lepieje, które w czasach gdy aktywnie działałam na kilku forach, napisałam. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jestem ucieleśnieniem słowa grafomanka, i to mnie Kopaliński powinien pod tym hasłem opisać, dlatego też osoby wrażliwe ostrzegam, że czytanie poniższych potworków może doprowadzić do sporych zmian w psychice.

Lepiej brzuch jest zapchać łojem
Niż się bawić przy Ich Troje

Lepiej by mnie ugryzł giez
Niż mam słuchać pieśni Łez

Lepiej gdy skreczuje skejt
Niźli śpiewa Ryan Kate

Lepiej chyba jak mops dyszeć
Niźli z rana Piaska słyszeć

Lepiej jadać same grule,
Niż Sipińską kochać Ulę

Uprzedzając pretensje i pytania:

1. Tak, wiem że sprofanowałam Szymborską.
2. Tak, wiem że sprofanowałam ją nieudolnie.
3. Wiem że to ohydne.
4. Wiem że to głupie.
5. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie długie leczenie.
6. Przepraszam za ordynarność.
7. Pozostałe zademonstruję innym razem.
06:16 / 22.03.2004
link
komentarz (2)
Od czasów gdy człowiek posiadł zdolność w miarę sprawnego myślenia, wiedział, że nic nie stoi w miejscu, że ciągle wszystko się zmienia. Takie były początki rozumienia czasu. Przez tysiące lat czas dzielił się na dzień i noc, wiosnę, lato, jesień i zimę, które powtarzają się, tworząc cykle. Takie pojęcie czasu zachowało się i do dzisiaj, szczególnie wśród ludzi żyjących z pracy na roli. Świetnym przykładem postrzegania przez nich czasu są „Chłopi” Reymonta.
Gdy człowiek zaczął tworzyć pierwsze cywilizacje, wraz z rozwojem urbanistycznym, wojennym oraz rolniczym, następował rozwój nauki, związanej głównie z obserwowanie zjawisk przyrodniczych oraz gwiazd. Na tej podstawie powstały pierwsze kalendarze: Majów, Egipcjan oraz Hindusów. Każdy z nich oparty był wnioskach wyciągniętych z wieloletnich obserwacji ciał niebieskich.
W czasach późniejszych powstały dwa podstawowe, używane do dziś w cywilizacji zachodniej sposoby oznaczania czasu. Kalendarz Gregoriański oraz Juliański. Trzeba pamiętać jednak, że istnieją także kalendarze hinduskie, żydowskie, muzułmańskie, chińskie oraz wiele innych. A wszystko dlatego, że czas jest pojęciem względnym. Nie da się go złapać, zatrzymać, zobaczyć, a jedynie odczuć. Każdy z nas odczuwa inaczej, więc i każdy z nas inaczej go czas definiuje.
Człowiek opisał czas wieloma definicjami, ale też wyróżnił wiele jego gatunków, jak choćby czas urzędowy, lokalny, absolutny, letni, słoneczny, czy strefowy. Czas jednak nic nie robi sobie z tych wszystkich zabiegów i biegnie tak, jak biegł miliony lat wcześniej.
Po tym krótkim wstępie chciałam wszem i wobec ogłosić, że nadszedł czas, gdy zgodnie z kalendarzem Juliańskim kończę 22. rok życia. Przeżyłam 8037 dni. Całe 8037 dni. A zgodnie z jedną z hamerykańskich stron pożyję do 24 stycznia 2064 roku. Oczywiście jeśli wcześniej nie palnę sobie w łepetynę. Miłego dnia moi kochani...

09:23 / 21.03.2004
link
komentarz (2)
Czas slodkiego nieróbstwa niestety dobiega ku koncowi, ale moze zaczne od poczatku. Impreza sobotnia jakos nie wyszla, bo towarzystwo uznalo ze nie mozna dwa dni pod rzad balowac (wieczorem zmienili zdanie,0), dlatego poswiecalam sie zajeciu na które nigdy nie mam czasu, potrzeba do niego samotnosci spokoju , skupienia, nastroju, a daje bardzo duzo przyjemnosci.. Chodzi rzecz jasna o czytanie. Tak sie sklada ze na czytanie mam czas zazwyczaj tylko w autobusie w drodze na uczelnie. Niejedna ksiazke tak przeczytalam, ale to jednak nie to. Teraz w koncu mialam komfortowe warunki. Rzucilam sie do blioteczki podrecznej jak wyposzczona i dorwalem moich ukochanych "Krzyzaków" oraz "Mistrza i Malgorzate". Tak sie zaczytalam, ze obie cegielki przeczytalam. Tego mi bylo trzeba. Potem odwiedzilam sklep i zaopatrzylam sie na imprezke w najbardziej potrzebne rzeczy czyli : picie, chipsy, paluszki, kisiel.. itp bomby kaloryczne i cholesterolowe. Wieczorekim zaczela sie zabawa, nie bede wnikala w szczególy bo mi wstyd, poza tym nie jestem az taką ekshibicjonistką. Powiem tyle ze po odspiewaniu karaoke z kompa "Jeszcze sie tam zagiel bieli" , "Jada wozy kolorowe" oraz "Do zakochania jeden krok" naszli mnie sasiedzi i prawie zadzgali widlami tudziez siekiera porabali. Na szczescie jakos przezylam. Goscie tez. O 3 w nocy nawiedzil mnie jeszcze patrol 2 mlodych policjantów i wlepil mandat 50zl za zaklócanie ciszy. Tzn podobno... bo ja tego sobie za nic w swiecie nie moge przypomniec....


11:29 / 20.03.2004
link
komentarz (0)
Jeżeli można pozwać kogoś za obrazę uczuć estetycznych, artystycznych czy jakiśtam to chciałabym wytoczyć sprawę kontra Hipermarket Real, bo ich reklamy wywołują u mnie odruch wymiotny. Przez dwa tygodnie miałam za oknem, dokładnie na linii wzroku, trzy kawały obrzydliwego mięsa z kością. Teraz nastąpiła zmiana dekoracji i miejsce padliny zajęła przyozdobiona durnym napisem srajtaśma.
Na drugiej pozycji plasuje się Auchan, aktualnie z oskubanym drobiem, na trzeciej niezmiennie Terravita.
A swoją drogą jak to jest: jeden cycek Janet i ogólnoświatowe wielkie halo, a takie ohydztwa spokojnie straszą i pies z kulawą nogą się nie oburza.
Są jacyś chętni do przyłączenia się do protestu?

09:53 / 20.03.2004
link
komentarz (0)
Będę złą matką.. Dziecko chyba urodzi się i zaraz będzie musiało wstąpić do AA. Ale przecież z tak prowizorycznego powodu nie będę rezygnowała z życia rozrywkowego.. Coś mi się w weekend też należy. Co robiłam nie będę opisywał bo nie wypada, ale jestem zmęczona, jakbym wyrąbała siekierą pół Puszczy Białowieskiej. Wyrobiłam normę chyba za cały zeszły miesiąc, kiedy to byłam grzeczna i spokojna niczym karmelitanin bosy w czasie przeznaczonym na milczenie i podlewanie pomidorów.


16:52 / 19.03.2004
link
komentarz (1)
No i w końcu zostałam poproszona przez dziekana na spotkanko. Było całkiem miło, wypiliśmy po kawce, której nienawidzę, ale dziekanowi się przecież nie odmawia. Częstował mnie również Marlboro z przemytu, bo bez banderoli, ale w tym wypadku byłam asertywna. Przez cały czas miłej konwersacji starałam się na pana dziekana nie chuchać, bo wcześniej zdążyłam na okienku odwiedzić pewną miłą knajpeczkę gdzie przednim trunkiem chmielowym się raczyłam. Na końcu tego fajf o'kloku o trzynastej zaproponował mi wstąpienie do kółka polonistycznego, bo "widzi we mnie potencjał". Jako że przebywanie w towarzystwie osób, które uczą się w sylwestra oraz dni ustawowo wolne, nie sprawia mi zbytniej przyjemności, mogłam wykazać się asertywnością wyjątkową. Zresztą ja nie widzę w sobie potencjału, w każdym razie naukowego.
Gdy do grupy mej kochanej wrócłam to oczywiście zasypał mnie grad pytań, jak ? po co? czemu? i kiedy mnie wywalą ? Jako, że miałam ochotę na piwo a nie gadanie to do tej pory żyją w pełnej nieświadomości jakim urokiem osobistym dysponuję. Cała reszta roku mego łącznie z wykładowcami patrzy teraz na mnie jakbym kota zeżarła, i wraz z dziekanem czarną mszę, z orgią połączoną, odprawiła.
Chciałam coś jeszce napisać, ale ponieważ spożywanie obiadu znacząco spowolniło pisanie na klawiaturze, muszę się już zbierać. Milego dnia...

10:56 / 19.03.2004
link
komentarz (3)
JoŁ zIoMaLe !!! WsTaŁaM DzIś RaNo O 9. ZjAdŁaM śNiAdAnIe tZn. DfIe BoOłKi JeDnOm Z SeReM a DrUgOm z ShYnKoM. PoTeM uMyŁaM sIę, UbRaŁaM i PoSzŁaM SpOtKaĆ SiĘ z MoImI ZiOmAlAmI. WyPiLiŚmY Po TsHy BrOffCe I ByLiŚmY JuSh NiEźLe NaJeBaNi. PoTeM PoSzLiŚmY PoD kOśCiOłA zArYwAć ToWaRy, AlE bYłY sAmE KaShAlOtY. wIeNc PoSzLi My Na OnE MoRe WiNkO. PoTeM pOsZłAm Do DoMq I zJaDłAm ObIaDkA. TeRaZ SiEdZeM I sIę NuDzEm.
eXtRa PoZdRoWiOnKa DlA:
DzIoLa Bo JeSt ZaJeBiStY z NiEgO ZiOmAl
ByKa Bo JeSt WyPaSiOnY GoŚć
ŁySej Bo NiKt TaK jAk OnA NiE wYrYwA tOwArkOoF
TfArDeGo Bo NiKt NiEjEsT TaKi SpOxIk JaK On
IdEm ZaJaRaĆ SzLuGa , JoŁ

20:44 / 18.03.2004
link
komentarz (3)
Jak mogliście się przekonać notki ambitne nie są moją domeną, wracam więc do wpisów głupich, nieciekawych, i pozbawionych treści.

Czy Bog lubi czeresnie? To pytanie niurtuje mnie od dluzszego czasu. Czy absolut i trywialnosc moga isc w parze? Czy absolut polknal wszystko i nic a zatem i trywialnosc? A co za tym idzie, czy Bog moze odczuwac przyjemnosc z jedzenia czeresni? Za tym kryje sie powazniejsze pytanie.

Wiec pytam: Czy Bog moze udlawic sie pestka od czeresni?

Czuje jakby otworzyl mi sie worek ze slowami. Pisze, pisze i nie moge przestac. O wszystkim. O czymkolwiek. Wiekszosc zycia przemilczalam, wiec chyba nadszedl czas, w ktorym braki trzeba nadrobic.

Dzis odkrylam rzecz nieslychana.. jestem w ciazy.. To tlumaczyloby ciagle zmiany nastroju, ochote na sledzie w oleju, których szczerze nienawidze, i opuchniete kostki. No i oczywiscie meczy mnie dylemat kto jest drugim rodzicem. Nic nie pamietam, a chyba wypadaloby. Ale moze stalam w przeciagu, bo na kapuste nie sezon, a bociany sie zmyly.. Tak czy siak chyba czas poszukac osoby towarzyszacej, bo sama wychowaniu nie podolam.

Milej nocki kochani panowie :D I snijcie o mnie :D

17:59 / 18.03.2004
link
komentarz (0)
Postanowiłam, że dzisiejsza notka nie bedzie o tym ile wypiłam piw i co robiłam. To podobno nudne i przyziemne. Aby więc wspiąć się na wyżyny, od dziś zaczynam pisać notki głębokie, skłaniające do refleksji i przemyśleń. Chciałabym także zamieszczać cytaty mogące w żywocie pomóc, a dodatkowo mające odchamiać, a raczej ukulturalniać Was no i oczywiście mnie. Problemem jest tylko to, że ja poważnych notek pisać nie potrafię, dlatego też prosiłabym do czasu wyrobienia się, o wybaczenie ewentualnego przynudzania, usypiania i innych potknięć.
Dawno, dawno temu, w czasach gdy ostatni cesarz Francuzów wraz ze swą armią na podmoskiewskich polach stacjonował, dziecięciem jeszcze będąc, marzyłam by jak najszybciej znaleźć męza, mieć gromadkę dzieciaków, wielki dom z basenem oraz 20-pokojową altankę na wyspach Salomona. Z biegiem lat marzenia me ulegały transformacjom. Na dzieciach zależało mi coraz mniej, później to samo stało się z męzem. Tylko chęć posiadania własnego domostwa wciąż w mej łepetynie mieszkała. Obecnie doszło do tego, że nie tylko nie zależy mi na zostaniu matką, ale też robię wszystko, żeby nie zajsc w ciaze.
Właśnie takie przemyślenia były podstawą tej notki. Czy wszyscy z biegiem czasu nabierają dystansu do zalegalizowania związku i posiadania potomstwa ? Mówi się, że każda dziewczyna marzy o zostaniu matką, ale ja sama znam tylko jedną taką dziewoję. Pozostae bronią się przed tym wszelkimi możliwymi sposobami. Posiadanie dzieci nie jest trendi. Co najwyżej można zostać dobrą ciotką lub chrzestą. O facetach chyba pisać nie trzeba, bo każdy wie jak bardzo młody chłopak tęskni do pieluch i nocnego wstawania.
Co ciekawe, gdy dziewczę dowie się że jest przy nadziei, nagle zmienia zdanie i twierdzi, że czekała na to od dawna, a instynkt macierzyński jest jedynym który nią kieruje. Praktyka dowodzi także, że Ci, którzy najgłośniej zarzekają się, iż dzieci posiadać nie będą, najszybciej dorabiają się sporej gromadki. Nie jest to prognoza zbyt optymistyczna, bo jak ulał pasuje do mnie.
Drugą sprawą jest małżeństwo. Dziewczyny w wieku 18 lat uważają, że to najlepszy czas na usidlenie chłopaka. Gdy im się to nie udaje, w przyszłym roku myślą podobnie. Podsumowując, dla kobiety każdy wiek jest tym idelany do zamążpójścia. Oczywiście w ostatnich wyzwolonych latach postawa ta zmienia się, większość kobiet przejmuje myślenie męskie. Faceci w wieku lat 18 chcą się ożenić gdy dobiją do 28, natomiast gdy stuknie im 30, to żony chcą się dorobić w wieku średnim, tj ok czterdziestki.
Teoretycznie więc, biorąc pod uwagę interesy obu płci, małżeństwa powinny nie istnieć. I w tym miejscu znów powracamy do tematu dzieci. To właśnie ich pojawienie się zmusza obie strony do zrewidowania własnych planów i poglądów, a w konsekwencji do zalegalizowania związku. Oczywiście nie wszystkie małżeństwa są zawierane z powodu wpadki, jednak co ciekawe badania hamerykańskie wykazały, że odsetek ślubów bez ciążowego przymusu jest wyjątkowo zbieżny z odsetkiem populacyjnym mężczyzn o słabej psychice, gotowych zgodzić się na wszystko, byle tylko mieć z głowy ciągłe wzmianki dziewczyny o ślubie. Widać tu wyraźnie, że żaden facet z własnej, nieprzymuszonej woli żony sobie nie bierze.

Cytat na dziś:

Częste szczytowanie powoduje ślepotę i chorobę Alzheinera.

Magister Barbara na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie w moim LO.

14:43 / 18.03.2004
link
komentarz (1)
W końcu zdałam ostatni egzamin. Wprawdzie miesiąc po terminie, ale lepiej późno niż wcale. Indeks oddany, egzamin został opity. Aż chce się żyć.
Ponieważ w końcu nadeszła wiosna, egzamin tradycyjnie już opijaliśmy w parku przy uczelni. Siedząc z zimnym piwem w ręku, w końcu ma się wrażenie że świat może być też piękny. Niestety tą idyllę postanowili zakłócić nam stróże prawa, którzy przez megafon radiowozowy poprosili nas do siebie. Rozmowa była wyjątkowo zajmująca, ale jakoś udało nam się uniknąć 50-złotowych mandatów i zostaliśmy tylko spisani i pouczeni. Kto to widział, żeby spragniony student nie mógł nawet piwa w parku wypić. Powtarzam: koniec świata się zbliża.
Ostatni akapit poświęcę osobie, której to obiecałam:

A więc B. Ten akapit jest Tobie poświęcony.

07:40 / 18.03.2004
link
komentarz (2)
Mialam dzis sen, który niewatpliwie byl skutkiem czestego przebywania z babciami moimi kochanymi. Nie bylo to niby nic takiego, bo snila mi sie znana wszystkim bajka, zawierala ona jednak sceny, których nie potrafie sobie przypomniec. A bylo to tak:

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, w krainie zamieszkanej przez lud pobozny, jedyny sens zycia w modliwie widzacy, mieszkal chlopiec i dziewczynka, a imiona ich Jas i Malgosia brzmialy. Od dziecinstwa rodzicom zmartwien przysparzali, a to nie isc na roraty chciac, a to teksty paciorków zmieniajac, a to znów ksiedzu wino mszalne wypijajac. Znali sie od dziecinstwa, gdyz w jednym domu przy ulicy Rózancowej mieszkali, Jas na górze, Malgosia na dole, kazda chwile wolna razem spedzajac. I z czasem przyjazn ich w milosc sie przerodzila. W milosc jakiej kraina owa nie znala - milosc pelna namietnosci, pozadania i zwierzecych chuci.
Pewnego dnia, kiedy to Jas juz z mszy popoludniowej wrócil, a Malgosia cztery dzisiatki rózanca zmówila, wykradli sie oni do pobliskiego lasu, gdzie pozadanie swe nasycic chcieli. Szli waska drózka, posród starych drzew, co jakis czas grupy pielgrzymów do kapliczek lesnych zmierzajace napotykajac. Weszli wiec miedzy chaszcze, z drogi zbaczajac, i szli, nie potrafiac rak spokojnie przy sobie utrzymac. Szli dlugo, wciaz ze wszystkich stron dzwieki piesni maryjnych slyszac. Az nagle sciana drzew sie rozstapila, i ujrzeli wielka polane, a na jej srodku niewielki budynek sie wznoszacy, bijacy jednak takim blaskiem, iz oczy swe dlonmi zakryc musieli. Gdy blizej podeszli zdumienie ich konca nie mialo. Byla to malutka lesna kapliczka, cala zlotem, koscia sloniowa i kamieniami drogocennymi pokryta. Nie myslac wiele, zrywac ze scian ozdoby i do plecaków je chowac zaczeli, a gdy juz je napelnili, wejsc do srodka i tam chucie swe zaspokoic postanowili.
Zajeci pieszczotami, perwersyjne marzenia realizujac, nie zauwazyli, ze do kaliczki wszdl ktos obcy. Nagle poczul Jas na plecach swych nagich uderzenie tysiaca cienkich rzemieni, niczym ogien skóre trawiace.
- Precz bezboznicy, Dom Panski czynem swym nieczystym kalacie. Kare poniesiecie za to nalezna, szatana w duszach waszych niszczaca.
Zerwali sie wtedy Jas i Malgosia, miejsca swe intymne dlonmi zakrywajac. Otaczal ich krag kobiet z kólka rózancowego, o twarzach surowych i nienawiscia ziejacych. Zostali oni w zgrzebne wory odziani i przed oltarz poprowadzeni. Tam krzyzem lezec im kazano, natomiast oprawczynie na narade do ksiedza pralata sie udaly.
Ksiadz uznal, ze jedynym rozwiazaniem, dusze mlodych ratujacym, powtórny chrzest bedzie. Kazal wiec mlodym grzesznikom wzajemnie woda swiecona sie skropic. Nie potrafili oni jednak kropidla nowoczesnego obslugiwac, poprosili wiec kobiety ich otaczajace aby na sobie dzialanie zademonstrowaly. Gdy tylko kobiety skrapiac sie poczely, z gardel ich krzyk sie wyrwal okrutny, a z cial dym buchal. W ciagu minuty wyparowaly one wszystkie, a Jas i Malgosia sami w kapliczce zostali. Wtedy to dopiero zorientowali sie, ze w kropidle znajdowala sie woda swiecona o stezeniu swietosci o wiele rzedów wielkosci przekraczajacym stezenie dopuszczalne, a kobiety nie wyparowaly, tylko dzieki skropieniu niebowziecia doswiadczyly.
Jas i Malgosia dokonczyli to co im przerwano, a swe zadze nasyciwszy, z plecakami pelnymi zlota i kamieni drogich w wedrówke do obcej krainy Hedonlandia zwanej sie udali. Tam zyli dlugo i szczesliwie, codzien innych rozkoszy cielesnych doznajac.

21:26 / 17.03.2004
link
komentarz (1)
Światem rządzą zabobon i ciemnota. Mimo iż poziom edukacji w kraju rośnie, mimo nieograniczonego dostępu do wiedzy i informacji, wciąż stykamy się z zatrważającymi przykładami braku myślenia. A oto piękny przykład.
Jedna z koleżanek uczelnianych poprosiła o rozmowę dwie urocze dzierlatki z mej kompaniji. Po jej zwierzeniach miały łzy w oczach. Ze śmiechu. W skrócie zamieszczam treść żali dziewczęcia biednego.

- Koleżanki moje umiłowane, chyba jestem w ciąży.
- Jak to w ciąży ? Przecież Ty nigdy nie...
- Jestem w ciąży bo już kilka dni opóźnił mi się okres gdy jestem zła.
- Ale to nie zmienia faktu, moja droga, że nie miałaś okazji zajść w ciążę.
- Niestety miałam. Jeśli pamiętacie tę imprezę 2 tygodnie temu, to wtedy wylądowałam w pokoju z M. Powiedziałam mu, że chcę zachować czystość do ślubu, więc zaproponował abym zrobiła to tylko rękami.
- Kochana nasza przyjaciółko, ale od tego też się nie zachodzi w ciążę.
- Zgadza się, ale potem on mi się... no wiecie... na brzuch... i trochę do pępka.
- ????????
- No i jestem pewnie w ciąży.

Następnie nastąpiły tłumaczenia co do warunków zajścia w ciążę, których nie będę przytaczał, bo każdy (mam nadzieję,0) je zna. Tragiczne w tym wszystko jest to, że ona naprawdę wierzyła, że zaszła w ciążę przez pępek.. To widoczny znak, że koniec świata się zbliża.

16:34 / 17.03.2004
link
komentarz (2)
Po calym dniu na uczelni czuje sie jakby ktos cale zycie ze mne wyssal. Studia chyba od tego sa, zeby czlowiek przed pójsciem do pracy powoli sie przyzwyczail do wyzysku, niesprawiedliwosci itd. Im wyzszy rok, tym tych zjawisk wiecej. Ale obiecalam sobie ze nie bede juz narzekala wiec koniec o tym. Byly tez pozytywne chwile dzis. Na jednym z wykladów posmialismy sie z wykladowcy.. Pózniej okienko i sok pomidorowy ze znajomymi.. Pilam sok, poniewaz ciagle jestem na antybiotykach niestety. Ale on podobno obiniza poziom cholesterolu, wiec nie ma tego zlego...

Za to na innym wykladzie po raz kolejny potwierdzila sie moja teoria.. Na wyklad przyszlo 4 wykladowców z tego przedmiotu prowadzacych zajecia z róznycmi grupami. Byl profesor, dwóch doktorów i jedna magister.. Na widok pani magister kazdy bez wyjatku pomyslal "ale suka". Wzrok miala gorszy niz bazyliszek , mine straszniejsza niz Hitler podczas przemówienia, i do tego wszystkiego bily od niej fluidy nienawisci. Na szczescie ja z nia zajec miec nie bede.. Ale do czego zmierzalam :

Im wyzszy stopien naukowy tym czlowiek bardziej niezrównowazony, zeswirowany oraz milszy.

Magister to zazwyczaj najwredniejszy osobnik na uczelni.. niespelnione ambicje robia z nich suki, wzglednie wredne wieprze.
Wlasciwie nie wiem po co to napsialam, ale chyba po to zeby odreagowac.. I tak nie mam pomyslów na notki wiec dobre i to, aby oszukac samą siebie..

Co do praktyk, to jestem pełna obaw. Dzieci nie znoszę, a im są one mniejsze tym gorsze, dlatego też praktyki w gimnazjum, a nie liceum wpływają na mnie optymistycznie inaczej. Jeśli te dzieciaki będą takie jak ja w tym wieku, to już wiem, że nad nimi nie zapanuję, chyba że będzie mi wolno wstawiać im oceny. Drugą sprawą jest to, iż studentką jestem sklerotycznym. Co raz zdałam natychmiast z mej wielkiej głowy ucieka. Dlatego też gdy usłyszę od bachora pytanie, jest wielce prawdopodobne, że się zapowietrzę, pamiętam przecież jakie pytania sam moim nauczycielom zadawałam i jak oni na to reagowali. Na szczęście zawsze mogę udawać, że znam odpowiedź i zadać gówniarzom to na zadanie domowe. Niech poszukają i do studiów się przygotowują. A co !!!

18:42 / 16.03.2004
link
komentarz (4)
Jest to prawdopodobnie moja ostatnia notka. Mam niesmowicie mocne przeczucie egzystencjalne, że nie dotrwam do dnia jutrzejszego. Ale może po kolei..
Wracając sobie spokojnie ze starowki autobusem złapał mnie za ramię kolega z dawnych czasów, po czym zaprosił mnie na test konsumencki, który prowadził w mieście moim kochanym. Były to degustacje pizzy, po których miałam oceniać je w skali 1-10 pkt. Ale nie to jest tu najważniejsze. Zjadłam w sumie chyba z 5 talerzy tego włoskiego śmietnika, i dalej już oceniać nie potrafiłam bo starciłam smak. Drugim powodem było to, że nie chciałam zanieczyścić lokalu niestrawionymi resztkami posiłku.
Jakoś zdołałam dotrzeć do domu mego kochanego, zwalić się na łoże i tak leżałem 2 godzin. Skurcze mam co 5 minut i obawiam się, że niedługo wypadną mi wnętrzności. A żadnej akuszerki w pobliżu, co niewątpliwie skończy się mym zejściem z tego świata w terminie bardzo krótkim.

Obiecuję, że nigdy wiecej się nie przeżrę.

14:17 / 16.03.2004
link
komentarz (1)
Dzis nauczylam sie bardzo pozytecznej rzeczy. Pierwszy raz, przez trzy lata studiów, odwiedzilam czytelnie. Juz kiedys wprawdzie chcialam isc, ale wazne sprawy konsumpcji nowej marki piwa mnie od tego odwiodly... Dzis nie szlam sama, wiec dotarcie do celu zostalo uwienczone sukcesem. Wprawdzie pani czytelniczka ( nie wiem jak nazywa sie to wredne babsko pilnujace czytelni, ale to chyba jakis podgatunek bibliotekarki ,0) wydarla sie na mnie zaraz na poczatku, ze wnoszenie kurtek i plecaków jest zakazane. Kurtke odnioslam do szatni, ale z plecaka nie zrezygnuje.. Co ona sobie mysli, ze wyniose z tej ich zafajdanej czytelni jakies starodruki i inkunabuly ? Wprawdzie najnowsza ksiazka na pólkach jest chyba z 1960 roku, ale wapie zeby jakiekolwiek z tych dziel bylo warte wiecej od ceny makulatury..
Niemniej po godzinie zabaw z ksiegami ciezszymi od cegly, w czasie której zostalam piec razy upomniana za zaklócanie ciszy i raz poproszona o wyjscie ( nie dalam sie ,0), opuscilam ten przybytek rozkoszy intelektualnych i poszlam delektowac sie zdobyta wiedza nad kufelkiem duzego jasnego.. Gdyby nie to ze pózniej musialam jeszcze udac sie na cwiczenia z doktorem wygladajacym jak Gargamel, dzien uznalabym za bardzo udany.
Teraz ide troche po klawiszach pobrzdakac i tym sasiadów mych jak zwykle do bialej goraczki doprowadzic. Moze znów zaczna w rurki od kaloryferów mlotkiem uderzac ? Jak ja lubie te wzorcowe stosunki sasiedzkie..

21:58 / 15.03.2004
link
komentarz (0)
Mialam sen. Mialam piekny sen.. Jednak wrodzony wstyd i niesmialosc nie pozwalaja mi go tu opisac. W koncu nie wszyscy moi stali czytacze juz pelnoletniosc osiagneli, a ów sen móglby ich zbyt szybko zdemoralizowac i na poziomy, dla ich kruchej jeszcze psychiki, niebezpieczne wprowadzic. Sen owy niewatpliwie oznacza, ze nie tylko bliskosci drugiej osoby mi brak, ale tez innych aspektów bycia razem.. Popadlam w zadume, i notka nie bedzie zawierala humorystycznych i optymistycznych akcentów..
Jakos coraz czesciej miewam mysli o bezcelowosci mej egzystencji. Hmm nie egzystencji, bo ja reczej wegetuje. Nawet ten blog mnie juz nie bawi. Zakladajac go mialam poczucie jakiejs misji, malej i niewaznej, dla wielu pewnie smiesznej, ale jednak jakiejs. Chcialam pokazac, ze nawet o rzeczach zwyklych, codziennych mozna napisac tak, ze wszyscy uwazaja moje zycie za wyjatkowo interesujace. Moze przez to chociaz jedna osoba zrozumiala, ze niewazne co robimy, wazne jak do tego podchodzimy. Rzeczy na pozór nudne mozna przeciez odbierac jako monotonie, ale tez jako fascynujace wydarzenia, niepowtarzalne i superciekawe. Tak staralam sie tutaj konstruowac moje notki. Nie wiem czy mi wyszlo, ale malo mnie to interesuje. Juz mnie to nie bawi i zaczynam sie zastanawiac, czy dzialalnosci nie zawiesic.
Ogólnie wszystko mnie dzis drazni, mam ochote wyjsc i nie wracac, szkoda tylko, ze deszcz pada.. Nawet niebo ze mna ma nastrój nieciekawy. Chcialabym cos zmienic w mym zywocie, ale co.. Najgorsze jest to, ze ja kompletnie nie wierze w to co mówie innym pocieszajac ich. Tzn wierze, ze im pomoze, ale w moim przypadku to jest nie do zastosowania..
Chcialam jeszcze cos napisac, ale odeszla mnie ochota

20:31 / 15.03.2004
link
komentarz (0)
Zapomnialem napisac, ze kupilam sobie gitare. Sasiedzi juz okazali swa radosc obijajac rurki kaloryferowe z farby. Jak wiozlam ja do domu autobusem w godzinach szczytu, to tylko piec osób dostalo nia po koskach, a dwóm wbilam gryf tam gdzie sie plecy koncza. Po raz kolejny przekonalam sie, ze lud mnie kocha. Teraz szukam nauczyciela lub nauczycielki. Moge w zamian udzielac lekcji: Jak robic, zeby sie nie narobic.

Moim nowym nabytkiem jest takze zlota kolekcje Papa Dance. Zakupilam ja, bo juz nigdy w Polsce nie wyjdzie nic bardziej obciachowego. A kolekcjonowanie obciachowych piosenek to moje hobby. Jesli ktos ma jakas ciekawa piesn to prosze o kontakt (Wiazanke piesni socjalistycznych juz posiadam, wiec z tym prosze sie nie zglaszac,0).

17:06 / 15.03.2004
link
komentarz (1)
Weszłam glównym wejsciem. Ochroniarz chcial zrobic mi prawdopodobnie rewizje osobista, ale jakos tlumaczeniami sie wybronilam. Portierka skierowala mnie do sekretariatu. Otworzylam drzwi, podstarzala blondyna z grzywa niczym lew, odwrócila swe oblicze w moja strone.
- Dzien dobry, chcialam zapytac czy jest mozliwosc...
- Nosz kurna jego mac. Znów praktykantka.

Takim to milymi slowami przywitala mnie sekretarka jednego z poznańskich gimnazjów. Nastepnie skierowala mnie do klasy nauczyciela polskiego. Gdy weszlam dzieci wstaly i powiedzialy chórem "Dzien dobry". Od razu poczulam sie o 20 lat starsza. Czyzbym az tak staro wygladala? A moze wygladam tak groznie, ze one to zrobily ze strachu. Przeciez nie z szacunku.. Pan od polskiego moje podanie o praktyki podpisal bez problemu, nie wiedzac na co sie decyduje, ale to juz nie moja sprawa. Potem zostalo mi juz tylko powtórne spotkanie z jakze sympatyczna pania sekretarka. Oczywiscie nie omieszkala mnie poinformowac, ze nie mam butów zmiennych, ze w czasie lekcji nie powinnam wchodzic do klasy i ze dyrektor akurat szaleje po szkole i mam na niego czekac.
Przypomnialy mi sie dawne czasy szkoly. Niby bylo to tak niedawno, a jednak juz calkiem odzwyczailam sie od dzwonków i wrednych sekretarek. Od nudnych zajec sie nie odzwyczailam. Gdy opuszczalam szkole trwala przerwa i z tego tez powodu mam prawdopodobnie uskodzony sluch. Jak te dzieci sie dra !!! Nawet ja po pijaku tak glosno nie klne na wykladowców. Praktyki zapowiadaja sie wyjatkowo obiecujaco.

08:09 / 15.03.2004
link
komentarz (0)
Wstalam dzis o 4:30 zeby pokuc do egzaminu i nie umialam jakos bo ciagle calymi tabunami biegaja mi po glowie rózne piesnie socjalistyczne.. To chyba przez to wczesne wstawanie.. Tam ciagle spiewaja o zapale do pracy, o checiach i niezmierzonym zapase sil. Mi tego wszystkiego brakuje wiec sie nimi podbudowuje. Chcialam zgrabna i dluga notke napisac, ale nie potrafie sie skupic bo ciagle slysze:

Budujemy nowy dom,
jeszce jeden nowy dom,
naszym przyszlym wspólnym dniom Warszawo,
kazda prace z nami mnóz,
kazda prace z nmi dziel,
bo to jest nasz wspólny Warszawo.
Niech sie mury pna do góry niech kominy maja pion,
budujemy naszej Polsce nowy dom.


A w chwilach gdy juz sie tego pozbede to przybiegaja do mnie

Panna Jadzia chociaz mala
ach tak bardzo, bardzo chciala
przodownica byc..

oraz

Nad Wisla nad Wisla szeroka
Murarzy rozgwarzyl sie spiew,
i plynie piosenka murarska wysoko
i plynie przez noce i dnie
O Nowej to Hucie piosenka..
O nowej to Hucie melodia..

No i jeszcze kilka innych piesni pieknych. Obiecuje ze zajme sie notka jak wróce o 17 z uczelni, porzadnie wyspana na wykladzie z filmoznastwa.

21:50 / 14.03.2004
link
komentarz (1)
Czasami pod prysznicem, nie wiem czy na skutek przemęczenia czy ze zwykłej głupoty, odgrywam sceny z reklam.
Stoję twarzą do strumienia wody, w teatralny sposób przesuwam dłońmi po namydlonym ciele i generalnie zachowuję się jak pierdolnięta.
Robię to z ogromnym przejęciem i czasami się troszkę zapominam. Dzisiaj tak się wczułam, że zapomniałam otworzyć drzwiczki przed wyjściem z kabiny. Krew mi leci z nosa, a z taniej reklamy zrobiła się jeszcze tańsza komedia.



15:04 / 14.03.2004
link
komentarz (1)
Chyba nic bardziej mnie w mym marnym zywocie nie oslabia i sil pozbawia, niz zakupy z matka. Oczywiscie jak co weekend nawiedzilismy pobliski hipermarkiet, jak zawsze bylam wózkowym i jak zawsze po 10 minutach mialam ochote udusic polowe populacji mej miesciny. Te tlumy napalonych na promocje bab, w rzadszym przypadku facetów, placz dzieci, narzekania znudzonych mezów, synów i chlopaków, oraz ta saczaca sie ze wszystkich stron cukierkowa muzyczka. Motyla noga ilez mozna Bajmu sluchac. Ja wiem, ze Beata jest najbardziej zajebista z polskich piosenkarek, ale to nie znaczy, ze musze tych grafomanskich tekstów wysluchiwac nawet w niedziele. Z listy, która matka spreparowala w domu, kupilismy 3 artykuly. Pozostale 50 bylo nadprogramowych. Jak zawsze..
Po tym wstepie moge przejsc do sedna. Gdy szybko, gladko i zgrabnie mknęłam wraz z wózkiem miedzy regalami z zarciem dla psów, wyskoczyla mi pod kola jakas nawiedzona dewota z rózancem w rece. Przyznaje, ze lekko najechalam jej na cizme, ale to nie powód zeby wyzywac mnie od kretynek i slepców. Jako ze mam bardzo duze powinowadztwo do klótni, skorzystalam z okazji, gdy matka zniknela miedzy mrozonkami, i odwzajemnilam sie tej uroczej kobiecie kilkoma milymi slówkami szeptanymi na uszko. Niespodziewanie przyszla moja matula i okazalo sie, ze zwyzywalam jej kolezanke z biura.. Gdybym nie byla pelnoletna, pewnie zostalabym wysmagana pasem po mej golej, jedrnej, w ksztalcie dojrzalej brzoskwini pupci, co swoja droga mogloby byc calkiem interesujacym przezyciem. W zaleznosci od osoby smagajacej...

12:50 / 14.03.2004
link
komentarz (0)
Właśnie przeżywam najazd babć. Od lat nie miałam ich w domu obu naraz i teraz dopiero widzę, że były to najszczęśliwsze lata mego życia. Oczywiście ich ulubionym zajęciem jest dawanie mi rad, chwalenie jednych, i potępianie innych posunięć, oraz komentarze dotyczące mego życia osobistego. Wczoraj w ciągu dwóch godzin dowiedziałam się 20 razy, że chyba przytyłam, ale to oczywiście nic złego, 15 razy, że jestem piękna panna, tak jakbym nie wiedziała, 50 razy pokazywałam indeks, 35 razy odpowiadałam na pytanie jak mi idzie nauka do egzaminów oraz 100 razy powtarzałam, że nie ma nikogo bliskiego memu sercu. Oczywiście po każdym takim zapewnieniu porozumiewawczo na siebie patrzyły i na zmianę mówiły "My wiemy Martusiu, że się wstydzisz, ale jesteśmy Twoimi babciami i możesz nam powiedzieć prawdę". Na koniec zostawiły sobie perełkę..

- Martusiu mam nadzieję że pójdziesz z nami w dzisiaj do kościółka.

Po miłej, acz stanowczej odpowiedzi i poinformowaniu ich, że dzisiaj to ja odsypiam popijawę, zostałam uznana za heretyczkę, pogankę, belzebuba oraz powiadomiona, że zapiszą mnie do znanego księdza na "wtórną chrystianizację". To chyba gorsze niż egzorcyzmy. Przynajmniej ta kasa, którą przywiozły nieco osładza mi męki.

00:23 / 14.03.2004
link
komentarz (2)
Jakoś nie moge spać, i układam sobie w moim zakutym łbie listę życzeń i marzeń. Licząc na to, że może ktoś z WAS pomoże mi je spełnić przytoczę tu kilka pierwszych pozycji.
1. Chcę, żeby z kranów płynęło piwo od godziny 10-22, następnie 22-23 gin, 23-24 żubrówka, 24-4 znów piwo, a 4-10 piwo bezalkoholowe, żeby wszyscy cierpiący na bezsenność się wytruli i więcej nie cierpieli.
2. To piwo to ma być Warka strong i Żywiec, zmieniające się co godzinę.
3. Chcę kupić moją profesorkę z poetyki i ciągle ją pytać o głupoty tak jak ona mnie.
4. Chcę mieć dzieci, tzn adoptować 17-letnie bliźniaczki z Indonezji.
5. Drugą parkę chcę adoptować z Kenii.
6. Chcę żeby zajęcia zaczynały się od godziny 12, bo to nieludzkie wstawać o 6, a kończyły przed 15 bo przecież trzeba mieć coś z życia.
7. Chcę aby na stołówce uczelnianej serwowali alkohole.
8. Chcę mieć wyspę, na ciepłym morzu, bez owadów, ludożerców z browarem i gorzelnią.
9. Chcę nigdy więcej nie słyszeć "Posprzątaj pokój!!!"
10. Chcę aby moi rodziciele spędzieli całą resztę swych dni na Hawajach, Kanarach i Azorach, jak sobie tylko życzą. Bez prawa powrotu..
11. Chcę żeby mój pies załatwiał się do kuwety, a potem sam ją sprzątał.
12. Pod chionkę chcę dostać święty spokój.
13. Chcę, żeby wszystkie nasionka szpinaku na Ziemi zeżarły myszy.
14. Jednak wolę, żeby zgniły, niech myszki się nie męczą.
15. Oczko
16. Chcę żeby moje pianinko grało 10 razy głośniej, a sąsiad z dołu miał słuch taki jak nietoperz.
17. Chcę mieć tytuł szlachecki, nie wiem po co, ale chcę.
18. Chcę, żeby sprzęt komputerowy oraz RTV był za grosze.
19. Chcę, żeby zimą była zima, a latem lato.
20. Latem lato ma być nie za gorące.
21. Chcę w końcu widzieć Shreka 2.
22. Chcę mieć kogoś bliskiego...

18:53 / 13.03.2004
link
komentarz (0)
Dni wolne mają to do siebie, że czekamy na nie zawsze z wytęsknieniem, a jak już przychodzą to nie wiadomo co robić z nadmiarem czasu.. Aby zabić nudę wzięłam się dziś za maltretowanie klawiszy pianinka mego. Zapału starczyło mi na 3 godzinki, doszłam do wniosku, że paluchy mi zesztywniały i właśnie miałam iśc na spacer, gdy zadzwoił sąsiad, że mam przestać grać bo go głowa boli. Ja jestem na to uczulona i od razu pojawiły się u mnie siły an jeszce jedną godzinę grania forte. Teraz czekam na nakaz eksmisji.
Ponieważ jestem zmęczona starszliwie i palce mi chyba odpadną to nie mam siły nic więcej pisać na razie. Trzymajta się.


15:07 / 13.03.2004
link
komentarz (1)
Właśnie wróciłam ze spaceru z psem, tzn suką. Po paraliżu już się trochę pozbierała, chociaż ciągle ma kłopoty z chodzeniem i wygląda jak piesek garbusek. Ale nie o tym chciałam pisać. Jak zwykle w czasie spaceru wszeszłam dośc głeboko w las. I tak sunąc po kolana w błocie usłyszałam dziwne wycie. Początkowo myślałam, że do mojego lasu sprowadzono wilki, później byłam przekonana, że to kopulujące lisy, nie zważając więc na zagrożenie popędziłam z psem, tzn suką, pod pachą w kierunku wycia. Wbiegłam na małą polankę i myślałam, że ze śmiechu psa, tzn sukę, upuszczę i w błocie utopię. W środku lasu, w czasie nasilonego obłocenia terenu, na kocyku na środku polany para małolatów oddawała się grzesznym uciechom. Pewnie znów wyjdzie, ze zboczona jestem, ale przecież nawet ja bym takiego czegoś nie wymyśliła. Jak ich zobaczyłam to mnie zamurowało, odwróciłam się i poszłam w las z psem, tzn suką, pod pachą.
Sytuacja ta skłania do rozważań na temat moralności i hierarchii ważności dzisiejszej młodzieży. Są kilka lat młodsi ode mnie, a czuję się jakbym była starą babcią, ale może to dlatego, że lubię zrzędzić, mam zaawansowaną sklerozę, bóle kości i stawów, oraz pełno zmarszczek. Za moich czasów nie szalało sie z chłopakiem po lesie. W każdym razie nie w środku dnia. No, w każdym razie nie zimą.. A teraz to te gówniarze myślą tylko o seksie (a przecież to niezdrowe,0), o fajkach (jeszcze bardziej niezdrowe,0), alkoholu (a feee,0) i narkotykach (bez komenatarza,0). No i jeszcze wszyscy są od komputera uzależnieni. Same używki, żadnych obowiązków, bo są bezstresowo wychowywani. Tak jak mój kuzyn, który jest rozpuszczony do tego stopnia, że gdy matka przyłapała go z dziewczyną, to kazał jej z domu wyp***. Od razu widać że moja rodzina.

07:56 / 13.03.2004
link
komentarz (0)
Matula ma myła wczoraj okna... Nie będę mówiła już o rzeczy tak oczywistej jak to, że w pokoju miałam temperaturę syberyjską i spałabym najchętniej w foczym futrze, którego zresztą nie posiadam. Powiem tylko, że przez otwarte okna wyleciały mi wszystkie notatki z poetyki !! Dobrze, że nie było mnie wtedy w domu, bo arytmię serca miałabym murowaną.. Na szczęście rodzicielka ma popisała się zwinnością, gibkością i szybkością niejednego cyrkowca godną i wszystkie ksera wyzbierała na dole. Przy okazji mycia okien mój sąsiad ulubiony z przeciwka, mógł dziś użyć nowej lornetki i już dokładnie zna umeblowanie mieszkania mego. Uwielbiam jego odwagę. Nie zraża go nigdy to, że się na niego patrzę i mu macham. On i tak się gapi co u mnie ciekawego. Ale z lornetki nigdy jeszcze nie korzystał.. może to przejście do nastęopnej fazy inwigilacji. Plus jest taki, że gdy mnie kiedyś jakieś łotry i gbury okradną, to on będzie w stanie bez problemu podać co zginęło.

W Wielkopolsce akcja ChWDP, czyli Chowaj Windowsa Do Piwnicy osiągnęła apogeum. Ludzie boją się otwierać drzwi jeśli nie wiedzą kto po ich drugiej stronie stoi. Wczoraj mnie pewne nadobne dziewczę nie chciało wpuścić, bo nie zadzwoniłam systemem, czyli dwa razy szybko, przerwa i trzy razy.. Ja się tam nalotu policjantów nie boję. Jak zobaczą jak mój windows wygląda, sami mi dadzą kasę na kupno oryginalnego.

Zostałam wczoraj na rynku znów zagadnięta przez ekipę TVP. Czy oni zawsze muszą robić sondy, wtedy, kiedy ja wracam z uczelni i nastrój mój jest wybuchowy ? Tym razem odmówiłam im bez użycia słowa ogólnie określanego jako niecenzuralne, czym byli zauważalnie zadziwieni. Zresztą co to za pytanie: Co Pani wie o administracji Katowic... Tyle tylko, że wszyscy istniejemy, aby oni mogli zarabiać.
21:39 / 12.03.2004
link
komentarz (0)
Czy dziś jest jakieś święto gówniarzy? Jadąc autobusem wsiadła do niego z kopa dzieciaków w wieku młodszoszkolnym. Gdy jechałam tramwajem wsiadła kolejna grupka. Gdy wracałam to samo.. Jakiś najazd robią? Jest jakaś ewakuacja, o której ja nie wiem? A może one po prostu lubią ze mną jeździć środkami komunikacji miejskiej?
16:55 / 12.03.2004
link
komentarz (2)
Przytrafiło mi się to pierwszy raz w życiu. Okradli mnie. Po prostu zakosili mi plecak na uczelni, gdy poszłam do toalety ręce swe obmyć. Wracam a tu plecaka nie ma. Po godzinie plecak znalazłam piętro niżej na portierni.. pusty. No to się złodziejaszki obłowili. Zginęły mi: chusteczki higieniczne, 2 długopisy i zeszyt do historii literatury. Zrozumiałabym to, gdyby moje notatki były prowadzone wzorcowo.. ale ja notuję coś tylko w chwilach gdy nie czytam gazety, nie przysypiam, nie gadam i nie myślę. Zapisałam całe 2 strony, z czego większość to bazgroły, podczas gdy inni mają już 1/4 zeszytu.

UDŁAW SIĘ TYM ZESZYTEM KRADZIOCHU !!!!

Piszęc tekst powyższy pomyślałam, że wspomnę o mojej małej nerwicy natręctw. Otóz mam niezwykłe powinowadztwo do mycia rąk. Średnio co godzinę muszę je obmyć bo inaczej cierpię niewyobrażalne katusze. Wprawdzie większość się ze mnie śmieje, ale ja już wolę latać co chwilę do umywalki, niż wychodzić z toalety bez rąk umycia. Zbyt często widzę kobiety, które po załatwieniu swej potrzeby, umywalkę omijają szerokim łukiem. Między innymi z tego też powodu nie podaję ręki na powitanie. Zresztą to głupie. Jeśli więc kiedykolwiek mnie spotkacie to lepiej cmoknijcie mnie w mego polika, a łapy trzymacje przy sobie.
14:55 / 12.03.2004
link
komentarz (9)
Z wiadomosci parafialnych: pies, tzn suka dostala ciotki i wszystko w domu uzyskalo nowy wzór: czerwone grochy. Dobrze ze do mojej szafy nie wlazla..

Rano zaczelam zastanawiac sie, ogladajac VIVE (niemiecka stacja pseudomuzyczna,0), czemu teledyski hip-hopowców sa zawsze takie same.. Jest koles bez koszulki obwieszony iloscia bizuterii, której nie powstydzilaby sie moja babcia, a wokól niego wygina sie kilka lasek, oczywiscie w bikini, wysmarowanych olejem i majacych w oczach "wez mnie". Po rozmyslaniach dlugich i intensywnych doszlam do tego, ze skoro wszystkie piosenki hip-hopowe sa takie same to i teledyski tez..
To by bylo na tyle.
20:58 / 11.03.2004
link
komentarz (0)
Zostałam wczoraj wyróżniona, nagrodzona i dowartościowana. To prawie jak nadanie przez królową Elizabetę orderu podwiązki, jak otrzymanie od króla Ikei i Saaba nagrody Nobla, jak wręczenie Oskara na wielkiej gali. Jestem Polaką więc będę mówiła po polsku, więc: Stało się to, o czym od dawna marzyłam. Dostałam stałą zniżkę na piwo w naszej knajpce. Od razu się człowiekowi chce żyć. Wprawdzie matka już teraz mówi żem alkoholiczka, ale jak będzie tańsze piwo (o złotówkę,0) to będę musiała zapisać się do AA. już widzę to oczyma wyobraźni.. "Nazywam się Marta i jestem zajebista.. ekhm alkoholiczką"
Chciałam także zrewidować pogląd, że jestem próżna i ani odrobinę samokrytyczna. To nieprawda, ale co ja poradzę, że już ze mnie taka fajna dziewczyna..
Wczorajsze kolokwium będę wspominała szczególnie miło. Pan doktor upomniał mnie tylko 3 razy, za to, że się konsultuję. Wprawdzie na koniec kazał mi "chociaż zachować pozory", że piszę samodzielnie, ale i tak wiem, że mnie lubi.
15:56 / 11.03.2004
link
komentarz (0)
1. Jestem wredna, chamska i złośliwa, przez co
2. Mam całą masę wrogów.
3. Oczywiście mam ich głęboko gdzieś.
4. To moje gdzieś najlepiej prezentuje się w czarnych sztruksach.
5. Czarny wyszczupla.
6. Zawsze jestem ubranqa na czarno, dlatego
7. Jestem brana za metalowca
8. A przez starsze pokolenie za satanistę
9. Nie palę papierosów
10. Ale lubię inne używki
11. Szczególnie alkohole, dlatego
12. Byłam na dwóch spotkaniach grupy AA... w celach edukacyjnych
13. To moja szczęśliwa liczba.
14. Zawsze mam brudne buty
15. Bardziej leniwi są ode mnie tylko zmarli.
16. Pierwszego chłopaka miałam w przedszkolu, chodziliśmy dwa lata.
17. Teraz nawet nie mówimy sobie cześć.
18. Pierwszy raz całowałam się z psem, też w przedszkolu.
19. A z istotą ludzką w 4 klasie podstawówki
20. Ugryzłam go w język do krwi
21. Oczko
22. Teraz podobno całuję się "bosko"
23. Szkoda, że nikt nie ma ochoty sprawdzić.
24. Jestem nieskromna.
25. Z drugiej strony skromność to największa z moich licznych zalet.
26. Nie cierpię dyskotek, bo mnie uszy bolą
27. W wakacje jestem na dyskotece 3 razy w tygodniu.
28. Uwielbiam Warkę Strong i Żywca, a nigdy nie wypiję Tyskiego.
29. Potrafię wypić piwo z kufla w 5 sekund.
30. Każdy kwiatek u mnie w pokoju usycha.
31. Sąsiad z przeciwka uwielbia w samych gaciach podglądać mnie przez okno.
32. Czasem, żeby się nie nudził, pokazuję mu obnażone pośladki.
33. Na co drugiej imprezie u mnie odwiedzają mnie policjanci.
34. Nie zdarzyło się, żeby odmówili przyjęcia niewielkich kwot.
35. Słucham prawie każdej muzyki, ale
36. Nienawidzę hiphopu i techno.
37. Nawet disco-polo ma coś w sobie.
38. Żartowałam.
39. Dobrze władam językiem niemieckim.
40. Francuskim podobno też nienajgorzej, choć umiem powiedzieć tylko oui (czyt. łi,0)
41. Właśnie połknęłam pestkę z mandarynki.
42. Często zasypiam w wannie.
43. Nie potrafię nic sama ugotować.
44. Nawet wodę przypalam.
45. Jestem kompletnie niesamodzielna, dlatego
46. Chciałabym mieszkać sama.
47. Mam osobowośc maniakalno-depresyjną.
48. Berek
49. Jadłam kiedyś żabie udka i ślimaki winniczki.
50. Potem przez tydzień miałam problem z przełknięciem czegokolwiek.
51. Jestem całkowicie nieambitna.
52. Mam też bliznę po ciosie kopytem w potylicę.
53. Dziewicą przestałam być wcześnie.
54. Zbyt wcześnie.
55. Mam IQ 158, ale
56. Nigdy nie miałam wysokich ocen.
57. Byłam 3 razy zawieszona w prawach ucznia i 7 razy mieli mnie ze szkoły wydalić.
58. Na świadectwie maturalnym mam zachowanie wzorowe.
59. Mam pismo czytelne tylko dla mnie.
60. Denerwuję ojca sypiając na golasa.
61. Tak też często chadzam po domu.
62. Nie cierpię rozmawiać przez telefon.
63. Jeszcze bardziej nie cierpię puszczania sygnałów/dzwonków.
64. Dzielę ludzi na mądrych i głupich.
65. Głupich jest zdecydowanie więcej.
66. Uważam się za lepszą niż wielu innych - patrz pkt. 23
67. Lubię kłamać - na żywo. Pisemnie nie jest to zabawne, dlatego
68. Na blogu jeszcze mi się nie zdarzyło.
69. Fajna liczba. Mam nieczyste skojarzenia.
70. Nie mam już pomysłów, a chcę dociągnąć do 100 punktów.
71. Jestem uzależniona od internetu.
72. Mam 13 kont mailowych i każde sprawdzam 3 razy dziennie.
73. Nienawidzę zakupów.
74. Zakupów z matką nienawidzę jeszcze bardziej.
75. Na widok i zapach flaczków mam odruch wymiotny.
76. Mam duży nos.
77. Uwielbiam "Krzyżaków" Sienkiewicza.
78. Lubię robić wrażenie. Często mi wychodzi.
79. Jeśli kogoś raz ocenię nigdy nie zmieniam zdania.
80. Mam pociąg do osób o kilka lat starszych.
81. To ja rządziłam w przedszkolu.
82. Ze żłobka mnie wyrzucili bo byłam zbyt dominująca.
83. Trzy razy złamałam rękę. Innym.
84. Sama nie miałem nic złamanego. Miałam za to niezliczone zwichnięcia i skręcenia.
85. Często mam sny erotyczne.
86. Potrafię usnąć zawsze i wszędzie.
87. Jestem taka samotna...
88. Szokować też lubię.
89. Na żywo jestem cholernie nieśmiała i małomówna.
90. Po piątym piwie się to zmienia.
91. Największą pomyłką mojego życia było kupienie komórki.
92. Lubię się kochać po ciemku.
93. Przy świetle też.
94. Miałam w domu 5 papug, 3 kanarki, 2 świnki morskie, 4 chomiki, ponad 1000 rybek, żólwia stepowego, 2 żółwie wodne, 2 kraby, 10 winniczków, 3 pary traszek, psa, królika, wszy.
95. Mam rozmiar buta 39.
96. A wzrost 160 cm.
97. Spaliłam 4 czajniki w poprzednim roku.
98. Skończyłam jeść mandarynki.
99. Nareszcie.
100. Kiedyś znów się w to pobawię.
16:36 / 10.03.2004
link
komentarz (1)
Po raz kolejny musiałam wstać o 4. Jak ta szkoła wykańcza.. Ale miałam chociaż powód do rozmyślań nad tym że z nocnego Marka, jakim byłam jeszcze rok temu, stałam się jakimś głupim skowronkiem. Wprawdzie jest to postawa wymuszona i gdy tylko mam wolne to wracam do dawnych przyzwyczajeń, ale boję się, że gdy będzie trwało to zbyt długo to wczesne wstawanie zakuduje się w moim zakutym łbie i nie będę już umiała tego odwrócić.

17:59 / 04.03.2004
link
komentarz (0)
Jadłam sobie wczoraj spokojnie naleśniczka z bitą śmietaną i konfiturami malinowymi babcinej roboty, kiedy matka jak zwykle postanowiła mnie zaskoczyć:
Matka:
Ubieraj się i do kościoła idź na mszę.
Ja:
Pffff ( oraz inne onomatopeje, których brzmienia polskimi znakami oddać nie potrafię ,0)
Matka:
Ja nie żartowałam, masz tam iść i się pomodlić żeby chociaż jeden dzień w piekle mieć lżejszy. Tyle grzeszysz że i piekło to dla Ciebie będzie jak wczasy.
Ja:
Na pewno nie żartujesz ?
Matka:
A niech Cię wszyscy diabli wezmą!!!

A na cholerę mi lżejszy dzień ? Piekła i tak nie ma, a nawet jeśli jest to wolę je od nieba. Tam chociaż będzie towarzystwo doborowe a nie sami nudziarze. A biorąc pod uwagę moje skłonności do ludzi niezbyt grzecznych to piekło zostało stworzone dla mnie. A jeszcze te diabły....Ponieważ jestem z natury miła i uprzejma to matkę tylko wyśmiałam. Sytuacja ta dobitnie pokazuje że matkę zaczyna nadgryzać już demencja.. Sama nie wie gdzie kościół jest a mnie wygania. Oczywiście się nie wybrałam.
00:32 / 29.02.2004
link
komentarz (2)
Mam szare wlosy (mialam kiedys czerwone,0). Mam 12 zeber (ich obecnosc jest dla mnie bardziej oczywista niz kiedys,0). Mam zwyczaj rumienic sie, gdy jestem skrepowana. Mówie bez oplatania w modna dzis bawelne inteligentnej aluzji. Jesli udaje mi sie byc zlosliwa to zwykle przez przypadek. Gdy staram sie wypasc dobrze, mówie szybko i nieskladnie. Najbardziej lubie po prostu karmic golebie, szukac cieplych miejsc dla siebie, bawic sie w ukladanie slów. Milczec.

Moje nieholilódzkie maniery wypadaja blado przy ludziach, którym lokcie sluza do czegos, poza trzymaniem ich na stole podczas posilku. Ja nie uzywam lokci, trzymam rece w kieszeni, ustepuje miejsca, przesuwam sie na koniec kolejki. Taka jestem. I jeden Bóg wie, jak bardzo mi to przeszkadza i jak bardzo chcialabym byc inna. Ale nie jestem.

O miejsce na ziemi trzeba walczyc. Tyle zdolalam sie nauczyc. Tyle mojej wiedzy teoretycznej, która wciaz nie staje sie cialem. Jesli cos mam przeciwko walce o siebie to jedynie srodki, którymi sie ja przeprowadza. Te walke. O siebie. O indywidualnosc. Jednego nie lubie: holilódzkiej pewnosci siebie.

Holilódzkiej pewnosci siebie nie zdobywa sie w wyscigu genetycznym. Nie dostaje sie jej w pakiecie darmowym „just born”- na nia sie pracuje. Oto pokrótce sposób na wyrobienie w sobie holilódzkiej pewnosci siebie.

1. Duzo wyrazistych kolorów. Apetyczne czerwienie, zdecydowana linia brwi.
2. Dykcja, dykcja, dykcja.
3. Swiezy oddech. Biale zeby.
4. INTELIGENCJA (braki pokrywa sie zlosliwoscia,0).

Holilódzka pewnosc siebie graniczy z lekcewazeniem innych. Holilódzka pewnosc siebie rzadko owocuje w trwale przyjaznie, rzadko ociepla stosunki, rzadko, prawie nigdy- daje sie przeskoczyc. Z holilódzkiej pewnosci siebie powstaje murek, który latwiej jest obejsc lukiem, niz próbowac go przeskoczyc. Taka wlasnie ona jest.

A przeciez mozna po prostu wspólistniec
02:07 / 25.02.2004
link
komentarz (1)
Babcia po raz kolejny chciała pomóc mi w uniknięciu piekła i zapowiedziała, że w niedzielę pojedziemy na jakąś zapadła wioche, by na dróg rozstaju, pośród drzew delikatnym wiatrem lechanych, szumy z rozkoszy wydających, kapliczkę nieznanego mi bliżej świętego kwieciem pachnącym umaić... Nie rozgryzłam jeszcze tego, skąd owo kwiecie wynajdziemy, ale nie pojadę i tak, bom leniwa i antykapliczkowo nastrojona, więc to nie mój problem.
21:05 / 24.02.2004
link
komentarz (1)
Tak. Więc to jest blog. Nic pięknego. Nic wspaniałego. Nic nadzwyczajnego. Taki sobie zwykły mały kącik.
Mały, ciasny, szary kącik. Kącik do wyznań. Kącik do siedzenia w spokoju. Po co to? Właściwie sama nie wiem.
Moze to psychoterapia. Wentyl bezpieczeństwa. Ktoś nierozważny mógłby stwierdzić, że moje życie jest wspaniałe. Może i jest. Ale jednak coć mnie tknęło, właściwie pchnęło ku zalożeniu tego bloga. Co takiego? Zobaczymy. Moze zobaczymy.