dix // odwiedzony 35792 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (83 sztuk)
10:28 / 22.11.2002
link
komentarz (0)
Po raz drugi śnił mi się starszy, otyły pan powożący autobusem. Wzią mnie na przystanku, z którego zawsze jeżdżę na uczelnię. Przy pierwszym śnie powiedział mi, że będę miał możliwość zdobycia skarbu, jak rozwiążę zagadkę. Oczywiście to zrobiłem w ciągu kilkiu sekund, bo to w końcu sen, prawda? :,0) Skarbu nie dostałem, bo się obudziłem. Teraz po tym, jak wsiadłem do autobusu, chciałem zobaczyć gdzie czeka na mnie ten skarb, więc dorwałem się do kasownika, z którego dostałem zagadkę. Chciałem wstukać datę, kiedy to miałem niby dostać ten skarb, ale kierowca swoim prowadzeniem skutecznie mi to uniemożliwiał. Po tym odwrócił się i spytał się czy na pewno chcę ten skarb, ja zaś odparłem, że oczywiście że chcę. Po tych słowach spytał się czy wiem co to za skarb i czy ja sam wiem jakiego skarbu ja chcę. I co tak właściwie jest dla mnie skarbem. Po obudzeniu się myślałem nad tym chwil kilka. Patrzyłem się na niebo, które widzę przez okno, oraz na chmury po nim przemykające. Skarb... sielanka... szczęście... Stefa. Tak na prawdę to nie tyle co Stefa, co właśnie A., którą tak bardzo ukochałem. Już wiem, że chciałbym mieć taki skarb i właśnie Ona jest dla mnie skarbem. Nie wiem czemu, skoro już nie spałem, usłyszałem głos tego starszego pana: 'więc dbaj o ten skarb, a na pewno go otrzymasz'.
Właśnie coś dziwnego przyszło mi do głowy, zwłaszcza że w autobusie było wielu ludzi wszystkich narodowości i ras. No i nie pamiętam twarzy tego kierowcy, który wysadził mnie przy dźwięku dzwonka szkolnego. Czy to mógł być... eee.... chyba nie, ale podziękować i tak nie zaszkodzi, bo nawet jeżeli to nie On, to i tak sny przecież zsyła On.
18:55 / 03.11.2002
link
komentarz (0)
Młody elf siedział u siebie w domu, pośród świec rzucających cienie na ściany. Dźwięki muzyki, tak kochanej przez niego i jego ukochaną, rozchodziły się po malutkim pomieszczeniu, odbijając się od ścian i umykając przez zamknięte drzwi. Muzyka, która kiedyś, jeszcze nie tak dawno temu, radowała jego serce, teraz wbijała ostrza rozpaczy pod zbroję uśmiechu i obojętności. Tańczył. Ja rzadko kiedy, gdyż nie miał już z kim zatańczyć w ciemności, wśród blasku świec. Ona radziła mu jak żalu wyzbyć się, lecz nie wiedziała, że tylko powrót Jej mógł zmazać smutek ten.
09:56 / 21.10.2002
link
komentarz (0)
Zastanawiam się czy aby nie zamknąć nloga na jakiś czas... Ostatnio bardzo dużo się wydarzyło. Rozstanie z A. Jednak pomimo tego jestem szczęśliwy, bo ilu facetom udało się być z kobietą ich snów przez cudowne dwa tygodnie w miesiąc po rozpadzie Jej trzyletniego związku? Ilu z nich po rozstaniu z kimś takim pozostaje obok Niej jako najlepszy przyjaciel, bo Ona tego chce. I ilu z nich ma w końcu szanse na to, że coś może z tego w przyszłości wyniknąć? Chyba nie ma drugiego takiego człowieka. A ja jestem z tym szczęśliwy. Gdybym tylko jeszcze nie miał takiego talentu do komplikowania sobie i innym życia i nie ranił ich tak łatwo, jak mogę teraz zranić jedną osobę. Dzięki dwóm imprezom ( z piątku na sobotę i z soboty na niedzilę ,0) i rozmowom z A., a wcześniej dzięki całej sytuacji z M. doszedłem do prostego wniosku. Gdzieś na drodze życia się zgubiłem. Teraz na tej drodze idzie ktoś do mnie podobny, ale to nie ja, bo ja z tej skorupy gdzieś wyciekłem i się zgubiłem. Muszę się odszukać, a do tego będę pewnie chciał robić autopsychoanalizę. Ale na nlogu tego nie będę robił z jednego powodu: to zbyt osobiste nawet jak na pamiętnik. A innych wpisów jak na razie nie będę umiał robić, więc po co wmuszać tutaj jakieś sztuczniaki? Ale jeżeli mi się uda odnaleźć samego siebie w tym całym szarym świecie, to wrócę tutaj i o tym napiszę. O tym, jak pewien młodziutki Aen Sheide zachowujący się nie raz jak nieprzeciętny niziołek zgubił swoją kolorową duszę w zakamarkach świata, a później ruszył na jej poszukiwanie. O tym, jak spotykał równie kolorowe dusze wciśnięte w zakamarki tego świata w innych ludziach lub zgubione, tak jak zgubiła się jego własna. I mam nadzieję, że będę mógł napisać także o tym, jak odnalazł swoją własną duszę i udało mu się ponownie do niej dopasować.
20:21 / 29.09.2002
link
komentarz (1)
No i po tym tygodniowym zaledwie pobycie powróciliśmy wszyscy do Warszawy. Sosza co prawda trochę wcześniej, czego razem z A. trochę żałowaliśmy, ale i tak było cudownie. Nawet pomimo pogody, która była zwalona przez cały nasz wyjazd. Praktycznie od dnia przyjazdu niebo zasłaniały chmury i to najczęściej grubą bardo warstwą. Pierwszego dnia zjedliśmy darmowe, witające nas śniadanie. Było tak ogromniaste, że obiad, który mieliśmy zjeść tego samego dnia, został pochłonięty tylko w trzech czwartych. Nota bene obiad też był ogromniasty i gdybyśmy chodzili normalnie, codziennie po górach, to pewnie by nam wystarczył i to do tego stopnia, że nie jedlibyśmy kolacji i siły byśmy regenerowali w błyskawicznym tempie. Niestety pogoda nam uniemożliwiła łazikowanie, nad czym w sumie ubolewaliśmy, ale nie aż tak strasznie. Tak na prawdę to nawet do Zakopanego momentami ciężko było dotrzeć, a co dopiero gdziekolwiek w góry, chiciaż nie zaprzeczam, że chciałem się wybrać chociaż do doliny Białego. Niestety nawet w chwili lepszej pogody towarzystwo nie chciało się ruszyć. Jednak wcale im się nie dziwię. Ogólnie rzecz biorąc, tego dnia poznaliśmy Ząb ( miejscowość w której byliśmy ,0) oraz graliśmy długo i namiętnie w Monopol. Oczywiście zapijaliśmy to wszystko Sophią, bo jakżeby inaczej. Wieczorem okazało się iż tak jakoś nie grzeją zbyt mocno. Ale woda była ciepła i to było najważniejsze. Sosza był w trzyosobowym pokoju, dzięki czemu mógł swobodnie palić i nam nie smrodzić. No i dzięki temu byłem sam na sam w pokoju z A. W nocy z poniedziałku na wtorek okazało się to moim zbawieniem :,0)
Sosza ogólnie prosił mnie, aby nie czuł się jak przyzwoitka. Chciałem z A. porozmawiać na nasz temat dopiero w przeddzień wyjazdu, tak, aby wyszło coś już na tym wyjeździe, ale Sosza nie czuł się źle z tym wszystkim. No... niestety mi nie wyszło. Rozpoczęło się praktycznie bardzo niewinnie. A. się wykompała, a ja gadałem sobie w pokoju z Soszą. Później poszedł się myć Sosza, a ja zostałem w pokoju i nadstawiłem A. plecy do miziania ( jako, że wiem iż oboje to lubimy... miziać i być mizianym :,0) No i tak jakoś się zeszło, aż Sosza wyszedł z łazienki, a później poszedł spać. Natomiast my byliśmy tak zajęci sobą, że mi się nawet nie chciało iść myć, tylko siedziałem tak miziany przez A. Po jakimś czasie musiała wydmuchać nos, więc wykorzysałem okazję i zamieniliśmy się miejscami. Dzięki temu miałem jakiekolwiek pole manewru. Zwłaszcza, że A. podczas miziania odstawiała perwerę z liźnięciem i pogryzieniem po karku i kawałku ramienia. Po kilkunastu minutach mojego miziania, sam zrobiłem coś podobnego. Oczywiście A. cały czas mówiła, abym przestał, bo jak tak dalej pójdzie, to mnie zgwałci. Ja oczywiście radośnie twierdziłem, że jak tak bardzo chce, to niech spróbuje. Po jakimś czasie w końcu położyła się przełamując wszelkie opory przed tym. No i nie miałem już jak Jej miziać.... ale wedy zaczęliśmy rozmawiać. Wtedy właśnie powiedziałem Jej wszystko. Począwszy od naszego poznania się na rekolekcjach i pierwszej w moim życiu totalnie irracjonalnej myśli: "szkoda, że jest (A.,0) zajęta". Byłem wtedy z Wiktorią ( jakieś dwa lata temu to było ,0) i to była na prawdę lekko nieracjonalna myśl. W końcu powiedziałem Jej o SMSie, który mi przysłała. O przyjaźni. Mówiła w nim iż dochodzi do wniosku, że przyjaźń jest ważniejsza i nawet gdybym coś próbował, to Ona nie zaryzykuje zniszczenia naszej przyjaźni. I jak tak leżeliśmy, powiedziałem Jej iż myślałem nad tym. Wniosek, jaki mi się nasunął był taki: "Chcę spróbować. Nawet ryzykując przyjaźń, ale ja sobie tego nie daruję. Wolę stracić przyjaciółkę, niż żyć później w świadomości, że nie zyskałem tak wspaniałem towarzyszki" ( czy jakoś tak ;,0). Powiedziałem Jej o tym. I kilka minut później staraliśmy się usnąć w naszych objęciach, ale na szczęście się nam to nie udało. I nie udało nam się przespać w całości żadnej kolejnej nocy. Pomimo tego, że Sosza wyjechał, a my mieliśmy w większość zwaloną pogodę, cieszę się, że wyszło tak, a nie inaczej. Dzięki temu jestem wreszcie z kimś, kogo na prawdę kocham. Sprawiłem komuś niewysławialną radość i ukoiłem ból po pewnym patafianie. I w ogóle jest tak zajebiście jak nigdy dotąd. Muszę jeszcze tylko dzisiaj zadzwonić do A. i ustawić się jakoś na jutro po odbiór mojej legitymacji i jakiekolwiek spotkanie. A później zostaje mi dalej do odpisania list do MElfki i kilku innych osób. Ale to już powinno pójść szybko, ponieważ mam zamiar jednak pisać na komputerze w najbliższym czasie, aby zaoszczędzić na czasie i palcach ;,0)
Dobra.. kończę, bo muszę jeszcze napisać te listy i odpisać na maile :,0)
15:12 / 21.09.2002
link
komentarz (0)
No i ostatni wpis przed wyjazdem w Tatry :,0) Może w końcu uda mi się do końca opisać wyjazd w Bory Tucholskie z A. :,0) No to zaczynamy...

Po wysiadce w Tleniu zastanawialiśmy się jak dotrzeć na miejsce ManeVrów. Podeszliśmy więc do jakiejś parki idącej w stronę głównej ulicy i zapytaliśmy się o pola namiotowe. Okazało się, że są dokładnie dwa. Pytaliśmy się o to, czy są tam jakaś grupka ludzi wyglądających trochę dziwnie, albo chodzących w koszulkach z literą V na plecach, albo z przodu. Okazało się, że nie, więc spytaliśmy się, czy są jacyś ludzie pozorujący czasami walkę na miecze, albo coś w tym guście. Dalej okazało się, że nie bałdzo. Tak więc podziękowaliśmy ślicznie za chęć pomocy i poszliśmy szukać pola namiotowego na Topolowej. Oczywiście udało nam się to z łatwością. Zobaczyliśmy kilka samochodów i namiotów, ale stwierdziliśmy, że nawet jak tutaj są, to pewnie jeszcze śpią, więc nie będziemy ich budzić. Rozbiliśmy więc swój namiot. A raczej staraliśmy się to zrobić przez blisko godzinę. Dlaczego? Ponieważ ziemia w tamtym miejscu była twarda prawie jak beton. No cóż... zdarza się... ja byłem zbyt zmęczony, aby pójść pod prysznic, tak, jak zrobiła to A. Dlatego, gdy wróciła i oznajmiła iż zorgazmowała się prysznicem, poszedłem spać, a A. zaraz po mnie.
Gdy się obudziłem A. już nie było w namiocie, więc czekałem sobie spokojnie przez kilka minut nasłuchując odłosów z pola namiotowego. Kilka z nich brzmiało jakby potencjalni Valkiryjczycy. Czekając na powrót A. ubrałem się i siedziałem dalej. Po mniej więcej 15-20 minutach usłyszałem kroki tuż przy klapie namiotu, a po chwili powolne rozsuwanie suwaka przy klapie. Chwyciłem więc za drugi i... otworzyłem najszybciej jak mogłem, wychylając się przy okazji i mówiąc "bu". Oczywiście A. się wystraszyła jak rzadko kiedy, po czym śmiejąc się zaczeła rzucać we mnie ( siedzącego dalej w namiocie ,0) paczkami chusteczek :,0) Okazało się, że poszła po zakupy, jak jeszcze spałem, ale byłem na tyle rozbudzony, że gdy zapytała się o to, co ma mi kupić, odpowiedziałem, że chusteczki. Ja oczywiście tego do tej pory nie pamiętam z prostej przyczyny... spałem dalej :,0) Tego dnia zwiedziliśmy praktycznie cały Tleń, zaś w okolicach 17, może 18, usiedliśmy w bardzo fajnej knajpie. Z resztą, jedynej, w której dało się usiąść, bo było ładnie, czysto, pusto i przyjemnie. Zamówiliśmy sobie coś tam do picia i jedzenia, po czym usiedliśmy w środku i zaczeliśmy oczekiwać na posiłek. W tym czasie do środka weszli nie kto inni jak kreska_, Galhard i Ekelmann. Trójka Valkirijczyków, których między innymi oczekiwaliśmy. Okazało się iż byli jednak na innym polu namiotowym, ponieważ MMochocki znalazł lepsze miejsce. Jednak już zapłaciliśmy za pole namiotowe, więc się nie przenosiliśmy tak szybko. Pogadaliśmy sobie trochę i doszliśmy do wniosku, że damy się A. i kresce_ wyciąnąć na miescowe dicho. Jednak już w okolicach 1 na ranem musieliśmy wracać ze względu na mój stan zdrowia. Okazało się po drodze, że w Tleniu nie ma czegoś takiego jak apteka i musieliśmy następnego dnia rano pojechać do Osia. Tam niestety apteki były zamknięte, więc razem z A. udaliśmy się tam dnia następnego, gdy miały już otworzyć swoje progi dla normalnych ludzi. Oczywiście kreska_, Galhard, Ekelmann i dzień później także L., który dojechał z Warszawy, domagali się sesji w cokolwiek, więc w końcu poprowadziłem im WarMłotka i wszyscy byli zadowoleni. Przynajmniej dopóki razem z A. nie zaczeliśmy sobie robić długich spacerów i rozmów przy piwie i szampanie w lesie lub na moście kolejowym. I tak upływały wszystkie dni tych ManeVrów, gdy ja i A. sobie łaziliśmy, a reszta grała w Cyberpunka. No i ostatniego dnia jakoś ciężko wyjeżdżało się stamtąd. Mi dlatego, że spodobało mi się takie siedzenie z grupką znajomych z dala od wszelakiej cywilizacji w ciszy i spokoju, przesiadując w tej samej knajpie na każdym obiedzie. Nie wiem czemu, ale tak jakoś... A. natomiast nie chciała wyjeżdżać z tak pięknego miejsca. I chyba ją bardzo dobrze rozumiem. Miejsce miało swój własny, niepowtarzlny urok. Reszta ludzi musiała nas prawie siłą wyciągać stamtąd. Ale jakoś poszło... w Toruniu natomiast mieliśmy przesiadkę, gdyż Galhard wcześniej pojechał do tego miasta pociągiem, a ja i A. samochodem. Mieliśmy teoretycznie z A. zwiedzić Toruń, ale okazało się, że nie starczyło by nam pieniędzy na powrót dla obojga. Tak więc A. została, a ja pojechałem samochodem, pomimo moich protestów. No, ale skoro sama tego chciała, to co ja na to poradzę, co?? Jeszcze tego samego dnia wróciliśmy oboje do Warszawy i spotkaliśmy się na Polach Mokotowskich. No i tak w sumie skończył się ten wyjazd.... a teraz zaczyna się następny. Za dokłanie 8 godzin i 40 minut odjedzie z dworca wschodniego pociąg do Zakopanego... a my będziemy jechać w nim :,0)
06:47 / 20.09.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj jest pełnia księżyca. I nie wiem skąd wiedziałem, że dzisiaj musi się coś ważnego wydarzyć. Coś natchnęło mnie, aby wyjść do Proximy i się zabawić. Zaczęło się już w autobusie, gdy przysiadła się do mnie jakaś kobieta. I to kobieta, która emanowała wręcz pożądaniem. Ciężko to jednoznacznie określić, ale po prostu zapierała dech w piersiach. Już chciałem się odezwać, aby wyciągnąć ją do Proximy, ale coś mnie powstrzymało. Nie wiem co.... Jednak do klubu doszedłem trochę rozstrzęsiony. Ale mniejsza o to. Wszedłem, wypiłem piwo i udałem się na parkiet po kikunastu minutach obmyślania kampani na dziś. Tak a propo kampani, to jak mi się uda ją spisać, to zarzucę mega tekstem na Valkirii :,0)
Ale wracając do tematu. Bawiłem się przez dosyć długi czas samotnie, uśmiechając się to do jednej, to do drugiej panienki, która się do mnie uśmiechała, lub która odwzajemniała uśmiech. No i wten sposób dotrwałem do jakiejś 1:30. Właśnie wtedy zaczepiła mnie AZ. Prześliczna dziewczyna o jakieś pół roku ode mnie młodsza. Zaczeliśmy tańczyć. Później poszliśmy chwilę odpocząć i napić się czegoś. No i właśnie to się chyba wydarzyło podczas tej pełni. Poznałem kogoś nowego. Narodziło się coś, co ma szanse stać się absolutnie wszystkim. Jednak, aby narodził się z tego związek, musiałaby mi najpierw przejść A. To jednak tak łatwo nie przyjdzie... A być może nie przyjdzie wcale, lecz zostanie odwzajemnione i to, co się dziś zaczęło, zostanie to na poziomie przyjaźni. Nie wiem... tyle nowych możliwości się przede mną rysuje, że nie wiem co się może stać w przyszłości.... po prostu nie wiem... Ale wierzę, że będzie dobrze i mam nadzieję, że nie będę zmuszony czekać jak ostatnio pół roku na efekty czekania ( jeżeli chodzi o A. ,0). Zobaczymy.... Trzymajcie tylko kciuki za to, aby sytuacja z A. rozwiązała się szybko i pozytywnie ( czyli tak, jak ma się rozwiązać, aby było jak najlepiej, bo sam nie wiem jak będzie najlepiej, a to wie tylko Bóg ,0).
Oka... idę spać, bo za 12 godzin i 40 minut zacznę prowadzić... muszę być w pełni sił na tą katorgę ;,0)
02:22 / 18.09.2002
link
komentarz (1)
Wczoraj ( już :,0) byłem u A. przez prawie cały dzień. Zaplatała mi przez pierwsze kilka godzin warkoczyki na prawie całej głowie. Oczywiście w międzyczasie bawiła się moimi włosami. Ja oczywiście nie miałem nic przeciwko temu, jako że bardzo to lubię. A właściwie bardzo szybko polubiłem :,0) To, w jaki sposób przeczesuje palcami moją czuprynę, a później rozczesuje mi włosy. Tak delikatnie, ale i pewnie. Kurde... nie wiem jak to nazwać, ale to jest po prostu jeszcze jedne powód dla posiadania długich włosów :,0)
Później przyszła I. i zaczęliśmy grać w Monopoly. Ogólnie było ciekawie, bo A. w końcu wygrała dwa razy z rzędu, co się Jej jeszcze nigdy nie zdarzyło :,0) Ale jak mawiają złośliwcy: "Zawsze jest ten pierwszy raz" ;,0)
Ale nadszedł taki czas, iż I. poszła sobie do domu, uczyć się, a my zostaliśmy sami. No, prawie sami, bo babcia A. siedziała w pokoju obok. Jednak to nam zbytnio nie przeszkadzało. Zasłoniliśmy zasłony, zapaliliśmy 16 świec w 5 różnych świcznikach ( w tym 3 moich :,0) i zabraliśmy się ponownie do zaplatania warkoczy. Skończyliśmy późno, bo dopiero po 21, ale frajda, jaką z tego mieliśmy, była warta zachodu i wysiłku. Szkoda mi tylko jednej rzeczy... tego, że nie umiałem się do Niej przytulić w pewnym momencie... tak wielu rzeczy boję się zrobić przy Niej... Mi jednak czasu także potrzeba. Dalej odzywa się we mnie dawna nieśmiałość, która przez pierwsze półtora roku znajomości z Nią nie pozwalała mi nawet marzyć o tym, aby z Nią ewentualnie zatańczyć, czy chociaż przywitać się cmoknięciem w policzek... I cholera... od dwóch lat nie umiem się nadziwić temu, jak ta kobieta na mnie działa... Chciałbym jeszcze umieć Ją w sobie rozkochać... Tylko, że Jej też jest potrzebny czas na zagojenie ran po upadłym już związku... chore... może w górach coś się ruszy w dobrym kierunku... może...
13:10 / 15.09.2002
link
komentarz (0)
Ostatnio jakoś w ogóle nie piszę na nlogu... w ogóle nie czytam nlogów i to już od jakiegoś miesiąca, jeśli nie dłużej... nie wiem czemu. Po prostu mi się nie chce. Nie interesuje mnie to. Może wreszcie uda mi się skupić na czymś szczególnym, a nie na wszystkim dookoła. Razem z Tanią doszliśmy wczoraj do tego samego wniosku. Interesujemy się właściwie wszystkim dookoła, ale nie umiemy skupić się na jednej rzeczy na tyle długo, aby rzeczywiście ją dogłębnie poznać. Osobiście uważam to za swoją wielką wadę i może dlatego zaczynam powoli rezygnować z niektórych rzeczy, jak na przykład z czytania i prowadzenia nloga. W sumie codziennie zajmowało mi to blisko 3 godziny... Napisanie własnej notki, skorygowanie jej, odpowiedź na komentarze, przeczytanie cudzych nlogów i blogów i ewentualne skomentowanie i czytanie komentarzy innych. To zajmowało mi cholernie dużo czasu. I mam nadzieję, że już nie wróci. Jeszcze tylko muszę przejść Arcanum jakimś technologiem i będę happy, bo uwolnię się od komputera. Przynajmniej do czasu, gdy ktoś podstępnie nie załatwi mi Master of Orion 3 ;,0)

Dzisiaj moja matka wyjeżdża do Edmonton. Trochę się niepokoję o to, czy bezpiecznie doleci na miejsce, ale wierzę, że co ma się stać, to i tak się stanie, niezależnie od tego, jak bardzo będę się martwił. Może dlatego nawet się nie modlę, tylko pokładam ufność w tym, że będzie dobrze.

Wczoraj byłem też na targach motocyklowych na Warszawiance. Siedziałem sobie na każdym motorze po kolei. I szczerze powiem, że nie mam pojęcia, co ludzie widzą na przykład w Kawasaki Ninja. Dla mnie to po prostu plastik, na którym się średnio wygodnie siedzi i w dodatku nie wygląda na motor o takich osiągac, jakie ma. Osobiście wolę agresywnie wyglądające ścigacze z przednią owiewką wyglądającą jak jakiś dziób. Nie wiem czemu, ale takie coś do jazdy po mieście, albo przejazdu z miasta do miasta bardzo mi odpowiada. Zwłaszcza, jeżeli mam się dostać szybko i na krótko ( i nie muszę brać bagaży ,0). Ale i tak mój wzrok padł od razu na dwa Drag Stary stojące praktycznie na wprost wejścia. Jeden zwykły Classic, a drugi Drag Star S. I ten drugi jest wprost cudownie wygodnym motorem. Szkoda tylko, że był srebrny, miał pusty bak i nie zmieściłby się w żadne z otwartych drzwi ;,0) Ale za to kawałek dalej stało drugie cudeńko. Niestety nie pamiętam pełnej nazwy, ale był to Harley Davidson kosztujący 88.500 złotych. Dokładnie 1000 złotych mniej od najnowszego modelu Harleya, a dokładniej V-Roda :,0) Cudeńko miało już podczepione torby z czarnej, nabijanej ćwiekami skóry. Czarna blacha i czarna skóra na siedzeniach. Ogólnie cudeńko, które chciałbym mieć do wyjazdów na dłużej. Osobiście byłbym w stanie się spakować w te dwie torby. Gorzej, gdybym jechał z osobą towarzyszącą nie mającą motora, bo wtedy trzymałaby ona swoje bagaże na plecach... ale czy ja z takimi osobami będę jeździł na motorze na dłuższe wyjazdy?? Chyba nie :,0) Szkoda tylko, że A. nie może iść dzisiaj na te targi, bo jest chora... chętnie bym sobie z Nią poszedł, pomimo tego, że już byłem. Tylko tym razem wziąłbym kartkę i długopis, aby pospisywać nazwy motorów :,0)

A będąc już przy A., to chyba powinienem dokończyć opis naszego wyjazdu, no nie??
Tak więc ostatniego dnia imprezy obudziliśmy się w miarę wcześnie i zjedliśmy śniadanko po uprzednim umyciu się. Zaczeliśmy się pakować razem z kilkoma innymi osobami no i przy tym zabraliśmy naszego szampana z lodówki ;,0) Po jakimś nidługim czasie nastąpiło pożegnanie i wyruszyliśmy w piątkę w kierunku miejscowości Chełsty. Stamtąd chcieliśmy złapać stopa, albo PKS do Poznania. Ruszyliśmy więc w piątkę i doszliśmy do miejscowości tuż obok ( jakieś 3 km dalej ,0). Tam zapłaciliśmy jednemu kolesiowi za to, aby nas do Chełstów zawiózł. Jakoś udało nam się wpakować do tego samochodu w piątkę wraz z bagażami. Najlepsze było to, że chyba żaden bagaż nie ostał się w środku. Wszystkie pięć zmieściło się do bagażnika :,0)
W Chełstach oczywiście pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, to pójście do sklepu. I gdy tylko weszliśmy do środka, uciekł nam PKS do Poznania. Jak się później okazało, ostatni tego dnia -_- Jednak okazało się, że za jakieś 2-3 odziny ma być PKS do Piły, skąd łatwo w miarę mogliśmy już dotrzeć i do Poznania i do Tlenia. Stopa oczywiście nie udało nam się złapać, ale PKS już tak :,0)
Dojechaliśmy do Piły i pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy po wyjściu z PKSa, to zatkanie nosów. I dobra raa dla innych. Przyzwyczajcie się do zapachu gnojówki zanim tam pojedziecie. Nie wiem czym dokładnie śmierdzi w całym mieście, ale najmniej capiącym miejscem było przejście podziemne do dworca, czyli dokładnie odwrotnie niż w Warszawie i każdym innym, znanym mi cywilizowanym mieście. Gdy doszliśmy na dworzec, każde z nas zadecydowało jak będzie jechać. Dla Mikołaja wybór był prosty, bo wracał do Poznania do domu. Dla Ageny i Jej współtowarzysza był ten wybór trochę cięższy, bo chcieli dojechać do Suwałk na jakiś festiwal i nie wiedzieli którędy mają jechać... Zdecydowali się jechać przez Poznań i jak się później dowiedziałem, na festiwal w końcu nie dojechali. Natomiast ja z A. pojechaliśmy do Czerska przez Chojnice. W Czersku mieliśmy mieć przesiadkę do Tlenia. Przesiadka była o 4:59, a w Czersku byliśmy o 22... W drodze mój kaszel gwałtownie się nasilił i dlatego w Czersku poszliśmy do apteki, gdzie był całonocny dyżur. Podeszliśmy do okienka i dzwoniliśmy, aby ktoś wyszedł. Po kilku minutach A. poszła sprawdzić, czy ten dzwonek w ogóle na zapleczu słychać, ale wyszło na to, że... kilkunastokrotnie mocniej niż przy okienku :,0) Po jakimś czasie takiego dzwonienia zza rogu apteki wyszedł jakiś koleś z psem na spacer i uświadomił nas, że mieszka nad apteką i ten dzwonek jest trochę dla niego za głośny. Powiedział, że jest wywieszony numer do domu osoby pełniącej dyżur i należy do niej zadzwonić, aby przyszła i wydała leki. Zrobiliśmy tak jak mówił. Co prawda trzeba było trochę udramatyzować, aby chciała wreszcie przyjść, ale się udało. Wydała leki, po czym skierowała na pogotowie, gdzie wypisywali recepty na każdą kasę chorych i nie brali pieniędzy za wizyty nocne :,0) Skorzystaliśmy tylko dlatego, aby wiedzieć chociaż co mnie gnębi ( po prostu ja chciałem wiedzieć, a A. troszczyła się o moje zdrowie i mnie tam zaciągała ile sił :,0). Okazało się iż zapalenie górnych dróg oddechowych, ale poza tym to nic groźnego. Miałem o siebie dbać, aby nie przerzuciło się na tchawicę, więc zastosowałem się do zaleceń lekarza. Dostałem też receptę na antybiotyk i syropy. Po wizycie spytaliśmy się ich także gdzie możnaby się rozbić z namiotem tak, aby żadne pijaczki nas nie zaczepiały. Pomyśleli chwilę i kazali się rozbić u nich na podwórku. Co prawda mieli całkiem mięką glebę, ale miała ona może 5 cm grubości, a poniżej był już beton... Jednak jakoś udało nam się rozbić i przespać do tej 4:07.

Zaczęliśmy się więc zbierać, aby zdążyć na pociąg. Udało nam się to w ostatniej prawie chwili. Oczywiście kobieta w okienku na dworcu nie umiała nam nawet powiedzieć, na którym torze będzie stał pociąg do Tlenia ( zwłaszcza, że na rozpisce był też drugi, jadący do Szlachty o tej samej godzinie ,0). Podała nam zły tor. I dzięki Bogu, że spytaliśmy się maszynisty drugiego pociągu, czy jedzie może do Tlenia, czy też jedzie tam dzisiaj jakiś inny pociąg. Okazało się, że to ten do Tlenia jechał. Konduktor nie chciał też zdradzić konkretnej godziny przyjazdu do Tlenia i gdyby nie wzrok A., przegapilibyśmy stację ( staliśmy na stacji, jacyś ludzie wsiadali do pociągu, a my nie zwróciliśmyuwagi na tabliczkę z nazwą. A. wtedy wyjrzała i zobaczyła napis pod takim kątem, że ja go nie umiałem przeczytać, ale Jej się na szczęście udało ,0). Dzięki Bogu na stacji wsiadali jeszcze Ci ludzie z plecakami, więc mieliśmy dość czasu, aby zabrać wasne bagaże i wyskoczyć stamtąd co sił w nogach. Udało nam się praktycznie w ostatniej chwili. Jak sie później dowiedzieliśmy, na stacjach pomiędzy Czerskiem, a Laskowicami Pomorskimi pociągi mają tą samą godzinę przyjazdu i odjazdu. Fajnie mieliśmy...

No... ale na dzisiaj to już koniec, bo muszę jeszcze MElfce odpisać na list... z resztą nie tylko Jej...
23:01 / 10.09.2002
link
komentarz (2)
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.

Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.

I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi,
wszystkiemu uwierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.

Miłość nigdy nie ustaje,
jak proroctwa, które się skończą,
albo dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.

Po części bowiem tylko poznajemy
i po części prorokujemy.

Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.

Gdy byłem jak dziecko,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.

Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś twarzą w twarz.
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.



Jak sprawić, aby kobieta, którą pokochałem całym sercem, pokochała mnie? Jak sprawić, aby nie uważała mnie tylko ( a raczej aż ,0) za bliskiego przyjaciela, a za kogoś, kogo może pokochać?



Nie mówię wszystkimi językami ludzi i językiem anielskim. Jednak głos mój rozlec się może najwet w najgłębszym zakamarku ludzkich serc.

Nie mam daru prorokowania, nie znam wszelkich tajemnic, nie posiadam wszelkiej wiedzy i nie mam wiary. Jestem kimś, chociaż uważam się za nikogo.

Nie rozdaję majętności mojej i nie wystawiam ciała na spalenie. Jednak zyskuję z każdym dniem coraz więcej.

Cierpliwości uczę się.
Laskawość znana mi dobrze już jest.
Zazdrość też, lecz tylko taka, która motywuje do działania.
Nie szukam poklasku, staram się być skromny.
Czasami zdarza mi się unieść pychą. Dzięki bogu zaczynam to kontrolować...
Jestem bezwstydny, lecz bezwstydu sie nie dopuszczam z innych wzgledow.
Nie szukam swego, juz znalazlem, a raczej zostala znaleziona za mnie.
Nie unosze sie gniewem zbytnio. Ciezko mnie ku temu sprowokowac. I nigdy na kogos, kogo na prawde kocham.
Kazdemu czlowiekowi umiem zapomniec zle czyny wzgledem mnie.
Nie ciesze sie z niesprawiedliwosci i wesele sie z prawda.

Nie wszystko znosze, ale sie staram tego nauczyc.
Wierze we wszystko poza totalnymi bzdurami.
Pokładam nadzieję zawsze i we wszystkim.
Lecz nie wiem, czy przetrzymam wszystko i wszystkich.

Dopiero teraz przestaje byc dzieckiem, jednak drogi jeszcze do przebycia troche zostalo.
13:42 / 09.09.2002
link
komentarz (1)
Coś wczoraj nlog nie działał... a szkoda, bo miałem trochę czasu na wpisywanie dalszej części opowieści z wyjazdu, ale przez brak działania nloga poświęciłem ten czas na granie w Arcanum :,0)
Napiszę tylko tyle, że wczoraj byłem z A. na stacji metra Wilanowska. Nie zdążyliśmy na autobus jadący na pewien kabaret, więc pojechaliśmy do centrum i tam poszliśmy do Antykwariatu ( taka kafejka :,0). Oczywiście zamówienie herbatki, za którą zapłaciłem. A. nie miała tutaj dzięki Bogu nawet możliwości zaplacenia, więc... Po niezbyt krótkim posiedzeniu, udaliśmy się na Starówkę, gdyż tam miał się odbyć koncert organowy w kościele św. Franciszka. W drodze tam przystaneliśmy oczywiście na placu zamkowym, aby podziwiać motory, które tam stały. Niektóre yły na prawdę śliczne. Co prawda większość z nich to zwykłe ścigacze i plastiki, ale były też ze dwie, trzy sztuki czoperkowatych :,0) Po kilku minutach stania i przypatrywania się tym cudeńkom, poszliśmy dalej i zrobiliśmy jedne poważny błąd. Na rynku starego miasta grupa artystów bawiła się ogniem. Zbierali na, jak to określili, otwarcie teatru. Tam już staliśmy dobre kilkanaście minut i zaczęliśmy się poważnie zastanawiać, czy uda nam się w ogóle dotrzeć na ten koncert organowy. W chwili, gdy zrobili sobie przerwę, stwierdziliśmy, że to najlepszy moment na wyjście z tego rynku, bo rzeczywiście szanse na dotarcie do tego kościoła na koncert malały z każdą chwilą. Jedak jakimś cudem udało nam się wejść przed rozpoczęciem ostatniego utworu złożonego z czterech części. Człowiek grał na prawdę bardzo dobrze. Może nie jestem znawcą muzyki i nie mam zbyt dobrego słuchu muzycznego, ale wiem, że na 25 minut gry ( po graniu przez 35 minut wcześniej ,0) pomylił się raz ( przynajmniej słyszalinie ,0). Nie znam utworu, więc mogę powiedzieć, że jeżeli robił jakieś inne pomyłki, to ładnie i zręcznie je maskował. Wracając spotkaliśmy mojego znajomego. Odprowadziliśmy jego i jego kumpla na przystanek, a później się wróciliśmy. Oczywiście całą drogę gadaliśmy, a tematy bardzo szybko zeszły na to, co nas właściwie wszystkich interesowało, czyli motory. Okazało się iż Q. miał wypadek na motorze i jakoś w grudniu będzie kupował sobie po znajomości motor. Mniej więcej w tym momencie wsadziliśmy A. do autobusu i poszlismy na przystanek "8". Tam rozmawialiśmy przez kolejne kilkanaści minut o motorach i o A. Q. był już chyba drugą osobą, która stwierdziła iż razem z A. tworzylibyśmy niezłą parę. Trochę mnie to ubodło. Być może z tego powodu iż ciężko byłoby mi się zbliżyć do Niej przez najbliższe tygodnie, jeśli nie miesiące ;( No cóż... cierpliwość i delikatne działanie... chociaż gdy się doczymy i czasami trącamy się przy tym nosami mam taką nieodpartą chęć wykorzystania tego, że po tym mi się po prostu płakać chce, że tego nie wykorzystałem :(
Ale wracając do tematu, to okazało się iż Q. ma ciekawe znajomości w światku motorowym, więc pewnie przez niego będę załatwiał trochę spraw na początku. I pewnie przez niego będę załatwiał sobie motory, przynajmniej dopóki sam się dobrze nie zorientuję w światku motorowym. W końcu jednak i ta rozmowa dobiegła końca, a ja pojechałem do domu się wyspać.
Dzisiaj natomiast umówiłem się już z A. na przesłuchiwanie starych winylowych płyt z bajkami dla dzieci :,0) Szkoda tylko, że nie zdążę z wyszukaniem swoich płyt :( Jednak już mamy zaplanowane spotkania na najbliższe trzy dni. Jutro spotykamy się na filmie w Multikinie ( Hrabia Monte Christo ,0). Natomiast w środę na pewno na Starówce pod kolumną, aby popatrzeć na motory, jeżeli jakoweś będą, później znowu na fireshow na rynku starego miasta. No i na koniec Proxima, albo Paradise. Jeszcze się zobaczy, czy Sosza będzie szedł z nami, czy też nie, bo to głównie od niego zależy.
Dobra... uciekam się wreszcie ogolić i umyć włosy... trzeba wyglądac jak człowiek w końcu, nie? ;,0)
09:02 / 05.09.2002
link
komentarz (10)
Długo myślałem nad wpisaniem tej notki. Bardzo długo. Dlaczego? Ponieważ tak na prawdę spora część tego nloga, jak i pozorów tworzących moje życie jest jednym, wielkim nieporozumieniem. Mam nadzieję, że gdy Curtis dowie się o tym nlogu i o tym, co właśnie zamierzam napisać, to mnie nie zabije. I mam nadzieję, że ten wpis nikogo nie zrani. Bo tak na prawdę to pozory mojego życia, to pozory uczuć. Już od jakiegoś czasu nie mam żadnych rozsterek sercowych. Po prostu nie mam. Wiem kim jest osoba, którą kocham od jakiś dwóch lat.

Poznaliśmy się na letnich rekolekcjach oazowych. Ja wtedy byłem z Wiktorią i było mi z tym w miarę dobrze. Jednak byłem wtedy jeszcze gówniarzem dla którego seks w związku miał dosyć ważne miejsce. Wiem, głupie to bardzo. Po tych rekolekcjach się to trochę zminiło. Dzięki Bogu na lepsze. Ta dziewczyna zauroczyła mnie sobą od samego poczatku. Od pierwszego dnia, gdy Ją poznałem. Pełna energii i humoru. Tryskająca optymizmem i zarażająca nim wszystkich dookoła. Uwielbia motory i wszelkiego ( no, prawie wszelkiego ;,0) rodzaju muzykę. Do tego ktoś, z kim można było pogadać na każdy temat i się powygłupiać. Może to dziwnie zabrzmi, ale wtedy bałem się nawet Jej dotknąć. Jakkolwiek. W moich oczach po prostu była zbyt doskonała i bałem się, że po dotknięciu ten sen pryśnie jak mydlana bańka, której dzieci chcą dotknąć, bo jest taka piękna. Jednak rekolekcje, tak jak większość rzeczy na tej ziemi, minęły spokojnie po dwóch tygodniach. Od tamtej pory zaczęły się problemy z Wiktorią. Pokłóciliśmy się prawie od razu po Jej przyjeździe z Czech, kilka dni po moim powrocie z rekolekcji. Kolejna kłótnia w naszą miesięcznicę, która była akurat w powakacyjny Dzień Wspólnoty, na który Wiktoria została przeze mnie zabrana. Kolejna w miesięcznicę w październiku ( czyli miesiąc później i trzecia miesięcznica z rzędu ,0). No i ostateczne zerwanie 26 października roku 1999 lub 2000. Już nawet nie pamiętam... Przez ten czas z Anią widziałem się może ze dwa, trzy razy, z czego jeden na Dniu Wspólnoty. Za każdym razem, gdy Ją widziałem, przepełniał mnie żal z powodu tego, iż jest zajęta, ale i szczęście z powodu Jej szczęścia w tym związku. Później nie utrzymywałem z Nią zbytniego kontaktu. Nie widziałem w tym większego sensu, jako że za każdym spotkaniem zapadałem się w tym wszystkim coraz bardziej. Wiedząc iż nic z tego i tak nie będzie, zrezygnowałem nawet nie próbując waczyć. Dlaczego? Ponieważ nie wierzyłem w możliwość i nie chciałem próbować niszczyć Jej szczęścia tylko po to, aby obdarować Ją tym, co sam mogę zaoferować. Ja przeważnie tworzę tylko z tego, co zostało zniszczone przez innych ludzi. Sam staram się niczego nigdy nie niszczyć. Po co? To tylko sprawiłoby komuś ból.
W tym czasie poznałem moją Przyjaciółkę. Jeżeli dobrze pamiętam, to jakoś w okolicach 24-26 września, bo w miesiąc później właśnie z Jej powodu zerwałem z Wiktorią. Wiem, dziwnie to brzmi, ale byłem moją Przyjaciółką zafascynowany i chciałem zapomnieć o Ani. No cóż... nie udało się... Byłem też w tym czasie z pewną Ulą, ale związek rozpadł się z jednego powodu. Był oparty tylko na seksie, a coś takiego przetrwać nie może. Później byłem z Myszą też dla zapomnienia. Jednak ten związek nie opierał się o seks. Chyba tylko dlatego, że Myszka się na to nie zgadzała. I bardzo dobrze. Powinienem być Jej za to teraz wdzięczny. Oczywiście nawet nie przeszkadzało mi to, iż uganiałem się wtedy za kimś zupełnie innym. Pomyśleć, że to wszystko z chęci zapomnienia o jednej osobie.
Dopiero na egzaminach wstępnych poznałem Kasię. Zapowiadało się pięknie. Dziewczyna, z którą można było pogadać na wiele tematów i która bardzo lubiła cielesne pieszczoty. Nie seks ( tudzież prokreację ,0), ale "uprawianie miłości". Jednak to była tylko wakacyjna miłość. Owszem, zanosiło się na coś wielkiego i nawet się starałem. O Ani już dawien dawno zapomniałem... No... prawie. Udało mi się to na tyle, że umiałem przy odrobinie wysiłku pokochać.
I już wiem, dlaczego słowa mojej Przyjaciółki o tym iż nie umiem się zakochać, ale umiem pokochać, są takie prawdziwe. Jak mogę się w kimś zakochać, będąc już w kimś zakochanym? Tutaj okazuje się też prawdziwym powiedzenie, że stara miłość nie rdzewieje.
Ale wracając do sprawy...
Z Anią utrzymywałem na prawdę sporadyczny kontakt. Dokładniej to od okazji do okazji. Wtedy nie wiedziałem nawet kiedy są Jej urodziny. Nie chciałem wiedzieć, bo wiem, że nie odpuściłbym sobie możliwości złożenia Jej życzeń. Teraz wiem kiedy będę je składał.
W październiku, albo na początku listopada spotkałem Tygrysiczkę znaną niektórym jako Madzia. Po raz drugi spotkaliśmy się jakoś w grudniu, jako że ja omijałem środowe lektoraty, a Ona piątkowe. Spodobała mi się ze względu na żywiołowość i wyjątkową urodę. Można powiedzieć, że była w moim typie. Zdobycie Jej zajęło mi niecałe 3 tygodnie. Do tej pory nie wiem, czy na prawdę Ją kochałem. Owszem, coś bardzo poważnego było między nami, ale czy to było na tyle silne, aby nazwać to miłością? Może i tak, ale co najwyżej rozwijającą się.
Wtedy właśnie spotkałem się z Anią. W Hybrydach było "Depech Mode Party", a Ania nie miała z kim iść. Oczywiście się zgodziłem. Nie był to błąd, chociaż przypomniałem sobie jak piękną jest Ona kobietą, jak pociągającą i jak żywiołową. Jednak powiedziałem sobie, że nie przekreślę ot tak sobie czteromiesięcznego związku z Madzią tylko dlatego, że Ją zobaczyłem. Powiedziałem sobie: "Cholera, Ona jest zajęta, a Ty masz dziewczynę z którą może wyjść i są na to spore szanse. Nie zaprzepaść tego". Tak samo mówiłem sobie chyba z miesiąc później, jak pewna osoba z Pól Mokotowskich zaczęła się do mnie kleić. Tylko że z tą osobą było już trochę gorzej, bo dałem się częściowo uwieść. Do tego był to okres kłótni z Madzią o wyjazd do Turcji i nasz związek ledwo się trzymał. W tym momencie jeszcze dowiedziałem się od Ani, z którą zacząłem utrzymywać regularniejszy kontakt, iż Jej facet odszedł. I niedługo po tym mój związek z Madzią się rozpadł, ale nie z powodu Turcji i nie z powodu odnowienia kontaktów z Anią. Powodem był brak dbania o związek przez drugą stronę. A przynajmniej nie wkładanie w ten związek zbyt dużo, mogąc włożyć o wiele więcej. Dając z siebie prawie wszystko oczekiwałem iż Ona też będzie dawała z siebie prawie wszystko z tego, co może dać. I to był jeden z dwóch powodów dla którego zerwaliśmy. Drugim była niemożliwość poważnej rozmowy na temat naszego związku.
Wtedy to zaczął się nawrót uczuć do Ani. I to bardzo poważny nawrót. Do tego stopnia poważny, że w dniu, gdy dowiedziałem się o powrocie faceta do Ani, popłakałem się. Ci, którzy mnie znają, wiedzą jak rzadko płaczę. I wiedzą, że łzy tego rodzaju popłyneły mi może z raz, czy dwa w życiu ( nie licząc tego opisanego tuż wyżej ,0). Nie wiem, czy przypadkiem nie wtedy poznałem Asię ( Tanię ,0) bliżej. I to było takie powiedzenie sobie: "Jeżeli nie Ania, to może ktoś, kto ma podobnie chore akcje jak ja?". Jak się okazało, Asia miała jeszcze bardziej chore akcje. Nie można powiedzieć, że mnie oczarowała. Po prostu mi się spodobała. Lubi jak się Ją mizia i jest na tym punkcie wrażliwa, a przy okazji nie jest taka jak ta osoba z Pól Mokotowskich. I tak właściwie zacząłem popełniać dokładnie ten sam błąd co przed dwoma laty. Zacząłem szukać kogoś na ukojenie bólu. Kogoś, kto po ukojeniu mojego bólu może zechcieć być u mojego boku, a ja zechcę być u boku tej osoby. Asia wydawała się oczywiście perfekcyjną ku temu osobą.
I tutaj los okazał się zajebiście złośliwy. Wyjechałem z Anią w Bory Tucholskie, gdzie stała mi się jeszcze bliższa. Miałem jednak dalej nadzieję, że jakoś to przejdzie i dotrzymywałem obietnicy danej Asi o przysyłaniu kartek pocztowych. Ania jednak stała się dla mnie kimś bardzo bliskim, jeżeli chodzi o psychikę i o duszę. Gdy wracaliśmy, bolałem prawie tak mocno jak Ona, że już wyjeżdżamy. I po powrocie los ponownie okazał się bardzo złośliwy, gdyż rozdzielił Anię i Jej faceta. A raczej nie los, a głupota tego kolesia. No cóż... sam tego tak na prawdę chciał. Dowiedziałem się o tym przedwczoraj. Natomiast wczoraj poszliśmy do Paradise. Asia była najpierw w Parku z jakimś kolesiem i dołączyła wraz z nim do nas w okolicach 0:30, gdy Mnich i Ania odprowadzali naszą wspólną znjomą do domu. Oczywiście po jakimś czasie wrócili, a Asia zdążyła już wyrysować temu kolesiowi kilka słów po japońsku na ramieniu i mi piktogram oznaczający serce. Oczywiście jak wrócił Mnich z Anią, poszliśmy w piątkę tańczyć. Wiedziałem, że Asia nie będzie chciała zbyt długo zostać, więc poświęcałem Jej trochę więcej uwagi niż Ani, której więcej uwagi poświęcałem przed i po pobycie Asi w Paradise. Gdy stamtąd wyszliśmy we trójkę ( bo Asia z tym kolesiem wyszli wcześniej ,0) Ania oznajmiła mi, że jest na mnie zła i niestety nie chciała powiedzieć dlaczego. Przeprosiłem Ją dwa razy za to. Trzecie i ostatnie przeprosiny będą dopiero, gdy dowiem się czym konkretnie zawiniłem, chociaż mogę się domyślać czym, po wcześniejszym zachowaniu Ani ( to znaczy, przed wejściem do Paradise ,0). I boję się tego, że straciłem u Niej punkty. Tak samo jak boję się tego, że na Asię podziałałem zbyt silnie i mogę Ją niechcący zranić. A tego też chciałbym uniknąć, chociaż cena mogłaby być wysoka. Chciałbym mieć w Niej przyjaciółkę, jeżeli się uda. Ale nie jako ktokolwiek więcej... Zaś co do Ani... no właśnie... chyba nie ciężko zgadnąć...

Może i jest to cholernie niedojrzałe zachwanie, ale powyższy fragment opisuje ostatnie dwa lata błędów. W radiu leci "Chcemy być sobą...", a ja powiem, że chcę wreszcie być taki, jaki chcę i nie chcę zaprzepaszczać swoich ideałów. Nie mam zamiaru niszczyć swoich uczuć i zamierzam się do nich przyznawać. Przede wszystkim przed samym sobą. Nie chcę wreszcie marnować danej mi szansy. Jeżeli jestem zakochany, to być temu wiernym, a nie uganiać się za zapomnieniem, gdy ukochana jest nieosiągalna. I mam nadzieję, że mi się to uda...

Kastouaku... obietnica miała sens... i proszę Cię w tej chwili o utrzymanie Jej.

Heh... wreszcie to z siebie wyrzuciłem... mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej usnę i będę w stanie Ani, Mnichowi i jeszcze dwóm dziewczynom poprowadzić tą sesję. A jeżeli któraś z tych dwóch to przeczyta... no cóż... przynajmniej zaoszczędzę sobie na gadaniu...
11:08 / 03.09.2002
link
komentarz (0)
Następnego dnia było zaplanowanych kilka atrakcji pod tytułem trzech LARPów, turnieju rycerskiego i konkursu rysowniczego. Przynajmniej o tych wiem, bo tak na prawdę to nic nie wyszło. Ludzie chodzili sobie na plażę się wykompać i poopalać. Część siedziała na ławkach pod drzewem i gadała. Jeszcze inni walczyli na miecze, szable i temu podobne twory. Ogólnie niby nic się nie działo, ale zawsze było coś ciekawego. W pewnym momence wyszedł jednak jeden z punktów programu. Bitwa na kisiel i bitą śmietanę :,0) Było około 15 litrów kisielu i tyleż śmietany. Ustawiliśmy się w kółko w odległści 3-4 metrów od tego i na sygnał podbiegliśmy i zaczęliśmy się obrzucać. Później w tym samym miejscu urządziliśmy zapasy :,0) Wiem, że Agena to wszystko nakręciła, ale niestety nie mam chwilowo dostępu do tej kasety, więc nie umiem powiedzieć jak to wyglądało z boku :( Ale na pewno musieli mieć ubaw :,0) Po bitwie i zapasach był czas na kąpiel. Woda ze szlaufu niestety była zimna, więc nie byłem w stanie zbytnio myć głowy i przez następne dwie noce włosy śmierdziały mi kisielem :(
Pamiętam, że właśnie tego dnia MElfka dostała ode mnie sporą część napisanego listu. Co prawda nie całość, ale zawsze coś. Właśnie jestem w trakcie pisania reszty... porozmawialiśmy sobie o wszystkim i o niczym przez kilka godzin. Później, o ile dobrze pamiętam, wszyscy zebraliśmy się dookoła ogniska i rozpoczęła się drama na całkiem spore grono osób ( oczywiście po urodzinowych szampanach i życzeniach dla obu solenizantów ,0). Niestety nie brałem w tym udziału, bo moje zdrowie już mocniej szwankowało i nie byłem w stanie zbyt dużo mówić. Ale za to przez bitą godzinę brzdąkałem sobie na harfie folkowej. Kolejny instrument na którym chciałbym nauczyć się grać i jak zwykle nie starczy mi na to czasu :(
Z relacji wiem iż MElfka prowadziła wtedy Zew Cthulhu i starała się przestraszyć graczy pijacką czkawką :,0) Musiało to na prawdę strrraszszsznieee pomrrroooczczniee brzmieć ;,0)
A. w tym czasie poszła nad jeziorko z walkmanem patrzeć w gwiazdy, jako że zachód słońca już tam widzieliśmy :,0) Wróciła po jakimś czasie i stwierdziła iż mało brakowało, a usnęła by tam bezpowrotnie ;,0) Poszliśmy więc spać. W nocy jednak A. musiała na chwilę nawiedzić sławojkę i to z niezbyt miłych powodów... ale wszystko było dobrze, więc najedliśmy się po prostu strachu, że namiot będzie do czyszczenia i wietrzenia, ale jednak się udało tego uniknąć. Ale po moich włosach i tak trzeba było go później wietrzyć...
Natomiast rano obudziliśmy się...
13:02 / 31.08.2002
link
komentarz (3)
No i wróciłem w czwartek wczesnym popołudniem. Działo się całkiem sporo, a mój stan zdrowia zmieniał się raz na lepsze, a raz na gorsze. Teraz będę chyba przez cały tydzień siedział w domu, aby się dokurować do końca. Ale, ale... może powinienem opisać jak było...
Do samego Poznania jechaliśmy pociągiem IC, dzięki czemu byliśmy tam już po 2 godzinach i 40 minutach. Jadąc w drugiej klasie mieliśmy tylko 6 miejsc siedzących i standartowy poczęstnek w czasie jazdy. Ogólnie było bardzo miło i przyjemnie, jako że w przedziale siedziało jeszcze dwóch starszych panów, z którymi dało się normalnie porozmawiać. Do tego jeszcze razem z A. graliśmy sobie w karty, więc zajęcie jakieś tam mieliśmy.
W Poznaniu pierwszą rzeczą, jaką zroiliśmy, to zakupy. Wiedzieliśmy, że musimy załatwić sobie jakieś kiełbaski, pieczywo i temu podobne rzeczy. Po drodze natkneliśmy się na Agenę, która zareagowała dopiero na gromki okrzyk "Valkiria!", bo oczywiście na swoją ksywkę się znieczuliła ;,0) Okazało się iż jest z jeszcze jednym osobnikiem, który czekał na Nią na dworcu. Pochodziliśmy więc po sklepach razem, po czym udaliśmy się na stację do pociągu jadącego do miejscowości Miały. Dopiero tam na peronie spotkaliśmy ludzi jadących na tą samą imprezę. I bardzo dobrze się stało, że jechaliśmy tym, a nie innym pociągiem, bo byśmy z A. musieli iść 20 km ze stelarzami na plecach. A tak pojechały one razem z A. na miejsce samochodem. Cała reszta natomiast wlokła się piechotą bite 5 godzin. Jednak w końcu udało nam się jakoś dotrzeć na miejsce bez większych szkód. Nawet mieliśmy uatrakcyjnienie w postaci konia, który prowadził małe stadko owiec do domu i zachowywał się jak pies pasterski. Na prawdę niezła opcja. Z resztą M. ( miłość MElfki ,0) sfilmował całą tą nietypową rodzinkę :,0)
Na miejscu okazało się iż czeka na nas ogromny gar grochówki, którą oczywiście spałaszowaliśmy bardzo szybko :,0) Rozpalono ognisko, włączono muzykę i zaczęła się cała impreza. Co prawda nie w stricte tego słowa znaczeniu, ale zawsze :,0) Rozpoczeły się rozmowy między wszystkimi uczestnikami. Nie znam ich przebiegu, gdyż większość dnia się rozbijaliśmy na boisku wraz z kilkoma inymi osobami. Ogólnie pierwszego dnia niewiele się działo, ale to raczej wina tego, że ludzie byli padnięci po tych 20 kilometrach. Jednak nawet to nie przeszkodziło w tym, aby zagrać sobie w Alien RPG do mniej więcej 4 nad ranem. Jak szedłem spać okazało się iż A. sobie przywidziała, że ktoś śpi u nas w namiocie. Usnęła w okolicach 3, a obudziła z potrzeby jakąś godzinę później i wydawało się Jej, że ktoś w namiocie śpi. Myślała, że to ja, więc była spokojna. Numer się zaczął w momencie, gdy ja usiadłem przed namiotem i zacząłem zdejmować glany, a Ona akurat wracała ze sławojki. Spytała się, czy wchodzę, czy wychodzę. Po czym poinformowała mnie iż ktoś śpi u nas w namiocie. Ja zszokowany to sprawdzałem i odkryłem iż to tylko śpiwór i dresy tak śmiesznie się ułożyły. Po tym oboje weszliśmy do namiotu i udaliśmy się na spoczynek. Oczywiście w międzyczasie zdążyłem się z Nią posprzeczać co do tego, które z nas śpi w cieplejszymnj śpiworze ( nie chciała go wziąć i twierdziła, że to ja powinienem w nim spać ,0). Ale poszliśmy na kompromis pod tytułem: ja śpie w ciepłym śpiworze, ale Ona śpi między mną, a plecakami, aby było Jej cieplej. I w ten sposób skończył się pierwszy dzień.
Resztę opiszę później, bo ten opis już się rozciąga zanadto, a ja muszę jeszcze zrobić kilka rzeczy zanim moja przyjaciółka do mnie wpadnie.
02:27 / 21.08.2002
link
komentarz (4)
No i jedziemy pociągiem...
Wrócę 31.08.2002
22:49 / 20.08.2002
link
komentarz (0)
Kurde... trochę kiepsko się czuję... w dodatku boli mnie gardło i jak źle pójdzie, to będę musiał wracać od razu z Poznania do Warszawy :( Ale mam nadzieję, że po tym jak wpadnę w świerzsze powietrze, to mi szybko przejdzie, bo jak nie, to będzie kicha... Wracać samemu do domu i zostawiać A. samą w Poznaniu, albo na ManeVrach... Ale z drugiej strony mógłbym wtedy widywać się częściej z Tanią... chociaż też nie wiadomo... no cóż... raz się żyje przecież, no nie? Pojadę, a później się zobaczy :,0)
A do jutra jeszcze jeden mail do napisania. Ostatni mail, który może cokolwiek zmienić w realcjach ja - Tygrysiczka.
Heh... coraz gorzej kaszlę. Jeżeli ktoś chce, to niech się pomodli o zdrowie dla mnie chociaż na ten wyjazd... a jeżeli nie o zdrowie, to przynajmniej o bezpieczną jazdę w obie strony.

Dzisiejszy dzień też był całkiem miły. Na początek pełen śmiech tyczący się Epoki Lodowcowej, a później długa wizyta w Antykwariacie. Zakręcona kawiarnia pełna drobnych niespodzianek i pełna romantycznej atmosfery. No i po tym odprowadzenie Tani na przystanek na placu Wilsona, aby mogła pojechać do domu autobusem, który jeździ tylko do Niej do domu... fajnie było. Może po powrocie wywiąże się z tego coś bardzo miłego :,0) Mam nadzieję...
01:29 / 20.08.2002
link
komentarz (2)
Właśnie obejrzałem po raz drugi w życiu "Listę Schindlera". I po raz drugi w końcowych scenach płakałem, bo po prostu nie umiałem powstrzymać łez. Zupełnie jak Oskar w scenie, w której opuszcza fabrykę. W chwili, gdy żydzi mu dziękują, a On nie umie tego zaakceptować, bo mógł zrobić więcej. Mógł ocalić jeszcze jedną osobę. Za zwykłą spinkę... nie wiem czemu, ale rozumiem go aż zbyt dobrze...
22:00 / 19.08.2002
link
komentarz (0)
No i dzwoniłem do Tani... porozmawialiśmy sobie całkiem przyjemnie, ale niestety i Jej i moja mama pluły się o wysokie rachunki i tego typu sprawy. I co ciekawsze, po raz drugi, jak z Nią rozmawiam, rozładowała się słuchawka telefonu :,0) Ogólnie umówiliśmy się na 12:50 ( mniej więcej ,0) pod wejściem do Multikina na Imielinie. Może być fajnie, biorąc pod uwagę film, na jaki idziemy. Mam szczerą nadzieję, że później całą czwórką pójdziemy do Antykwariatu, albo do parku potockich. W jednym jest świetna atmosfera, więc będzie można sobie pogadać wśród starych książek i przy herbacie, a nie przy piwie. W drugim zaś miejscu jest zajebisty park zabaw, w którym można na prawdęnieźle poszaleć :,0) Ale to wszystko czeka mnie dopiero jutro, a dzisiaj muszę jeszcze doinstalować system...
20:30 / 19.08.2002
link
komentarz (1)
Yaahooz, ponieważ nie jesteś kobietą, to aż pozwolę sobie zapytać... ile Ty właściwie masz lat??
A co do adoracji, to się z Tobą zgadzam w 100%, tylko dlaczego czasami kobieta tego nie rozumie w stosunku do swojego mężczyzny i vice versa? Jak to kiedyś powiedział mój znajomy: "Kobieta jest jak danie w restauracji. Wybierasz jedno, ale to nie znaczy, że nie możesz popatrzeć na resztę menu". Osobiście uważam, że działa to w obie strony, bo w końcu wybiera się tylko to jedno, jedyne danie na które się ma ochotę. Reszty się nie zamawia, ale popatrzeć można, a kobiety czasami tego nie rozumieją ( faceci już szybciej, ale też nie zawsze ,0), a szkoda.
I żeś mi pojechał po całości Yaahooz... co prawda takie jest Twoje zdanie, ale ja osobiście się za przystojnego nie uważam. Ale z drugiej strony to jest tylko moje zdanie i nie mam nic do gadania, kiedy ktoś twierdzi, że jest inaczej. Bądź co bądż, dzięki za komplement. ( I jedna wielka prośba... nie zdradzaj Tani nic z tego, co tutaj jest napisane, ani nie podawaj Jej adresu, co? :,0)

Heh... dzisiaj właśnie kończę reinstalację systemu i mi to jakoś opornie idzie. Może dlatego, że trochę mnie bolą oczy? Ale to po obejrzeniu "Leona Zawodowcy". Na prawdę świetny film, ale lepiej, aby go nie oglądał jakiś początkujący zabójca ;,0) Do tego dzwonił do mnie Sosza, a później ja do Niego i pewnie dalej będzie tak iż ja będę prowadził Maga i WFRP, a On Wampira i nasz autorski systemik. No cóż... może dlatego iż obaj lubimy sobie pograć w to drugie :,0) Później udało mi się wreszcie dodzwonić do Tani, ale tylko dlatego, że w SMSie przysłała mi swój domowy numer. Okazało się iż w Proximie w osatni czwartek podała mi ten sprzed czterech lat! :,0) Niedługo pewnie znowu do Niej zadzwonię, ale raczej tylko po to, aby umówić się na jutro na Epokę Lodowcową :,0) Później pewnie Sosza będzie musiał iść do domu, jako że jest chory, a my we trójkę pójdziemy zapewnie do Antykwariatu ( we trójkę, to znaczy Tania, moja Przyjaciółka i ja ,0). Chociaż może i Sosza da się namówić :,0) Tylko oczywiście znowu będę musiał od mojej mamci wyłudzić jakieś pieniądze na to wszystko... heh... ogólnie kiepska sytuacja... ale na razie rozmyślania na bok, bo muszę szybko iść do mojej siostry ( a raczej bratowej ,0) po śpiwór dla A. na ManeVry.
12:18 / 19.08.2002
link
komentarz (1)
Wow... co jak co, ale aż takiej odpowiedzi Yaahooz się nie spodziewałem :,0) A całe pytanie poszło pewnie głównie z powodu tych końskich zalotów ;,0) I powiadasz, że niedługo zmieniasz stan cywilny... wiesz co? Nie zdziw się jak jakoś we wrześniu, albo październiku dostaniesz ode mnie piwo w Merylin z tej okazji ( bo teraz nie mam kasy i zbieram na wyjazdy... ,0). A co do tego iż kobiety się do mnie kleiły jak do miodu, to dla mnie od jakiegoś czasu normalne. I nie mówię tutaj o tym, że każda chce mnie poderwać. Po prostu po przyjacielsku ( tak, jak A. ,0) się kleją ;,0)
Ale, ale... nie o tym miałem chyba pisać ;,0)
Wczoraj okazało się iż A. wróciła z Krakowa w okolicach północy i dzisiaj zapewnie nie będzie miała czasu się spotkać. Ale mam nadzieję, że chociaż się zdzwonimy, bo muszę z Nią pogadać na temat wyjazdu. Nie wiem, czy zgodzi się na takie warunki, o których się dowiedziałem dopiero wczoraj, czy przedwczoraj. Jeżeli stwierdzi, że nie opłaca się jechać na imprezę do Poznania między 21 a 23, a dopiero 23 wieczorem dotrzeć na ManeVry, to chyba będę musiał szukać kogoś innego do namiotu, aby taniej to mnie wyszło ( w końcu chciałbym jeszcze z Soszą do Zakopca we wrześniu pojechać, więc... ,0). Ale mam nadzieję, że będzie Jej to w miarę chociaż odpoowiadało.
Szkoda tylko, że drogi były zakorkowane w obie strony i jak A. nie mogła wrócić szybko z Krakowa, tak Tania nie mogła szybko wrócić z Gdańska. Miałem się z obiema dzisiaj umówić na poranek filmowy, ale niestety się nie udało, bo Tania z kolei nawet nie puściła sygnału, który miał oznaczać, że ma chęć i siły na spotkanie. Heh... do Niej też dzisiaj będę dzwonił i zaproponuję z kolei wyjście do kina z Soszą i moją Przyjaciółką na Epokę Lodowcową. A później, kto wie? Chyba, że będzie chciała spotkać się dzisiaj, to ja nie będę miał nic przeciwko temu :,0) Ale jakoś w to wątpię :(
Heh... jak na razie i tak muszę pojechać na giełdę elektroniczną, aby kupić mojej matce tusz do drukarki, bo oczywiście sama w drodze powrotnej nie może zmienić trasy i sobie kupić... Mam chociaż nadzieję, że pieniędzy starczy i trochę zostanie i będę mógł zatrzymać resztki tej kasy.
Dobra, idę, bo w końcu do jutra tego tuszu nie kupię ;,0)
22:00 / 18.08.2002
link
komentarz (1)
Przeniosłem się do rezerwy na Valkirii. Teraz będę pisał tylko wtedy, jak będę miał czas i ochotę nie czując się do niczego zobligowanym. Mam nadzieję, że to trochę pomoże. Nie wiem... wiem tlyko tyle, że zaczynam znowu wracać do siebie. Po wczorajszym uświadomieniu mi kilku rzeczy przez Przyjaciółkę, zauważam jak złożenie się kilku rzeczy w jednym czasie na mnie podziałało. Valkiria, Pola Mokotowskie ( chociaż to na samym końcu, więc i w niewielkim stopniu w porównaniu do innych ,0), Tygrysiczka i wyciąganie mnie na dyskoteki przez Nią, pewna sytuacja we wspólnocie przez którą nie chciałem przychodzić na żadne spotkania, nowi znajomi z różnych miejsc i poznani przez różnorakie osoby. A teraz jeszcze zerwanie z Tygrysiczką, wyjazd z A. na ManeVry i przybywanie z Nią tak długi czas praktycznie codziennie grając w siatkę i wychodzenie na dyskoteki olewając inne miejsca, w których bawilibyśmy się pewnie równie dobrze, jeśli nie lepiej.
No i oczywiście nad tym wszystkim góruje moja osławiona słaba wola.
Ale ogólnie jest coraz lepiej. Wyspałem się wreszcie i miałem porządną sjestę poobiednią ( jak na prawdziwego halflinga przystało ;,0). Robię porządki na twardym dysku ( a powinienembył to zrobić już jakiś czas temu, więc... ,0) i zaczynam kończyć odpisywanie na list MElfce. Ogólnie sytuacja zaczyna się poprawiać, więc jest ok.
Jednak dalej nie wiem czy przypadkiem zaczynając kręcić się naokoło Tani nie zaczynam nieświadomie komuś przeszkadzać...
13:13 / 18.08.2002
link
komentarz (0)
Ciekawe, czy uda mi się wytrzymać z pewną rzeczą. Bardzo mnie to interesuje, ale z zupełnie innego powodu niż sama ta rzecz. Ciekawi mnie bardziej siła mojej woli. Jeżeli teraz zacznę wytrzymywać, to znaczyć będzie iż mogę powoli wytrzymywać więcej. A to z kolei będzie oznaczało, że nie będę się tak łatwo poddawał wpływom innych ludzi. To z kolei doprowadzi do tego, że będę w 100% sobą i nikim innym. Może i będę miał cechy jakiś innych ludzi, ale tylko dlatego, że jest skończony zestaw cech.

Dobra, uciekam, bo muszę iść do mojej Przyjaciółki, tak jak obiecałem.
02:44 / 18.08.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj pewna osoba uświadomiła mi jak bardzo jest ze mną źle. I pokazała mi dlaczego. Nie była pierwszą i zapewnie nie jest ostatnią osobą, która powie mi iż mam słabą wolę. I ja się nie mogę z tym nie zgodzić. Może się zmienię ponownie na takiego, jakim byłem ponad pół roku temu. Człowiekiem może i bez kobiety, ale za to człowiekiem mającym prawdziwych przyjaciół i samego siebie. I powoli w mojej głowie zaczyna świtać pewien plan.
W poniedziałek postaram się, aby różnica między przyjściem Tani i A. wyniosła jakąś godzinę. Dzięki temu będę mógł wreszcie powiedzieć A. co czułem do Niej przez ostatnie 2 lata naszej znajomości. Powiem także dlaczego unikałem kontaktów z Nią. Zaproponuję może wspólne wyjście na noc, ale nie do żadnej dyskoteki. Wręcz przeciwnie. Jeżeli dobrze pamiętam, to Antykwariat jest czynny do 1-2 w nocy. Jedna z najlepszych kawiarenek, jakie w życiu widziałem. Zobaczymy jak się spodoba to spędzanie czasu.
Natomiast z Tanią będę musiał porozmawiać już po całym dniu/poranku filmowym. Postaram się zrobić to tak, abym mógł obie do centrum odprowadzić, a Tanię z tamtąd zawieźdźć na pętlę autobusu, którym dojedzie do domu. Wtedy też powiem Jej co czuję do Niej. Pokażę, że jest w kręgu moich zainteresowań "matrymonialnych". Jednak ostrzegę także przed tym, że właśnie o tej porze roku najbardziej się zmieniam i dlatego nie chcę rozwijać wszystkiego zbyt szybko. Mam nadzieję, że zrozumie. I mam nadzieję, że nikomu nie wejdę w paradę ( Y., jeżeli tak, to się nie krępuj, tylko powiedz ,0).
Heh... jest tyle do zrobienia z moją osobą... chociażby precyzyjniejsze wyrażanie swoich myśli. Dużo tego jest... i mam nadzieję, że mi się uda wszystko naprawić i nic nowego nie spieprzyć...
A teraz idę spać, tylko wezmę polopirynę, coby się nie rozchorować na ManeVry...
14:49 / 17.08.2002
link
komentarz (0)
A, no i do tego wszystkiego oczywiście skasowałem jeden z wpisów poprawiając czcionkę na arial... cholera by to wzięła...
14:49 / 17.08.2002
link
komentarz (0)
Nie wiem czemu, ale mam ochotę komuś wiperdolić. Tak po prostu. Wzbiera we mnie agresja. Mam zbyt dużo energii i rozterek. Nie wiem co mam zrobić, bo moje serce już do reszty zgłupiało. Chyba po prostu potrzebuję trochę odpoczynku od tego wszystkiego, co mnie otacza. Nie wiem... może...
Chyba jednak dzisiaj nici z sesji w Maga, którą miałem prowadzić... zobaczymy jak to wyjdzie...
A tak poza tym nie jest wcale fajnie, bo jestem totalnie zjebany fizycznie i psychicznie. Od środy mam bardzo mało snu. W środę obudziłem się o 9 rano. Poszedłem spać w czwartek koło 9, ale moja drużynka przypomniała mi o sesji brutalnie jakieś 1,5 godziny później. Oczywiście były Pola Mokotowskie i spotkanie z kilkorgiem ludzi. Najgorzej było w momencie, gdy M. się do mnie kleiła. Pomyśleć, że ja chciałem na prawdę jedynie podrapać Ją po głowie. Z resztą tak samo jak Tanię. Przez to wyszła sytuacja prawie jak na ostatniej sesji u Tani. Ja i dwie dziewczyny na wpół leżące na mnie i dające się drapać tu i ówdzie ( w okolicach głowy, coby nie było ;,0). Sytuacja całkiem przyjemna, jeżeli przypadkiem się kogoś tym nie rani. A ja wiem, że M. mogłem tym trochę napaskudzić w uczuciach. No i jeszcze mina Y. gdy wszedł na sesji do pokoju i ujrzał opisaną powyżej scenkę. Tak się zastanawiam ostatnio ilu osobom wchodzę przez to w drogę. A ponieważ jestem zimnym skurwilem, który nie umie się zakochać od pierwszego wejrzenia, to się tym przejmuję. Dlaczego? Ponieważ nie jestem aż tak wielkim skurwielem. Nie lubię ranić innych ludzi i dlatego zanim zacznę w ogóle kręcić koło kogoś, to lubię się dowiedzieć czy przypadkiem ktoś już tego nie robi, bo nie chcę nikomu wchodzić w paradę.
Heh... nawet własnych słów zbytnio nie umiem sprecyzować, tak jestem rozbity. Chyba po prostu zacznę się ludzi pytać wprost...



No... to chyba będzie najlepsze wyjście....
10:45 / 15.08.2002
link
komentarz (0)
Jest mi delikatnie mówiąc źle. Od samego rana coś się pieprzy ( za przeproszeniem ,0). Chociaż nie... od samego rana może i nie, ale jakoś od północy... A. stało się coś w nogę, gdy naskoczyła przypadkiem kantem stopy na kant schodka. Oczywiście nie mogła dalej zbytnio tańczyć, ale jak tylko Jej na chwilę przechodziło, wstawała i szalała dalej z nami. Efekt był tak, że na samym końcu nie mogła już w ogóle wstać na tej nodze. Od początku jak tylko siadała, przysiadałem obok Niej z dwóch powodów. Wiem jak źle się czuje taki samotny człowiek, a po drugie, Ona jest ważniejsza w końcu od jakiejś tam imprezy.
W końcu dowiedziałem się od Niej, że Jej ex do Niej jednak wrócił "jak bumerang". W tym momencie otrzymałem jakby potężny cios w głowę. Nagły spadek szans na 0%. Dwa najpotężniejsze rozczarowania w życiu w ciągu miesiąca. Taki totalny dół mnie złapał, jak rzadko kiedy. Musiałem się chyba z 7 razy od płaczu powstrzymywać. Oczywiście najczęściej, gdy już usiedliśmy na samym końcu, gdy Ona nie mogła już się zbytnio ruszać. Dlaczego? Ponieważ położyłem głowę na Jej ramieniu i zaczęła mnie ot tak sobie drapać za uchem. I przypomniało mi się, czego najbardziej w każdym związku mi brakuje. I to był kolejny raz, gdy musiałem powstrzymywać łzy... po prostu dół jak nigdy. Zwłaszcza po tym, jak A. się jeszcze domyśliła o co chodzi... po prostu porażka na całym froncie... dzisiaj do tego mam sesję. Nie śpię od wczorajszej pobudki ( koło 9 ,0) i mam nadzieję wytrzymać jeszcze z 15 godzin. Tak, wiem że jest to chore rozregulowywanie sobie ogranizmu, ale ja już po prostu nie mam po co żyć i się troszczyć o siebie... Teraz znowu czekanie aż jakaś moja wielka miłość się zdecyduje, albo zwolni się. Kurwicy można dostać...
Jedyny pozytyw całej nocy... już wiem czemu uwielbiam tak fotografować ludzi ( zwłaszcza kobiety ,0) i nie tylko. Otóż, chcę zatrzymać tylko dla siebie kawałek piękna, który zobaczę...
00:38 / 14.08.2002
link
komentarz (0)
Dzisiaj byliśmy z A. na Epoce Lodowcowej w Multikinie. Było po prostu zajebiście :,0) Mniej więcej od pierwszej sekundu filmu mieliśmy śmiechawkę, a akceje typu "3... 2... 1... ... zawsze można na niego liczyć" wbiły nam się w pamięć i chyba już zawsze będziemy się przy odliczaniu zaśmiewać :,0)
Po kinie wyszliśmy sobie do Łazienek. Po drodze przyznała mi się iż sesja ostatniej nocy podobała się Jej dużo bardziej niż ostatnie dwie, na których była. Oczywiście ja jestem z tego tylko zadowolony.
Naokoło Łazienek pooglądaliśmy sobie wystawę "Ziemia z Nieba" ( czy jakoś tak ,0) i gdzieś w połowie wystawy zrobiliśmy sobie przerwę w ogrodzie botanicznym. Tam sobie pogadaliśmy i podokazywaliśmy. W drodze powrotnej uświadomiłem sobie jak bardzo A. mnie pociąga. Nie tylko fizycznie, chociaż to odczuwam chyba najmocniej. Od jakiś 2 lat, czyli mniej więcej od dnia poznania Jej, jestem Nią zauroczony, jeśli nie zakochany. Wiem jednak, że nie powiedziałbym Jej "kocham Cię". Zwłaszcza po Tygrysiczce. Zobaczymy... może...
Później wróćiłem do domu zaspany piekielnie, ale spotkałem się z moim przyjacielem i nie żałuję tego. Pogadaliśmy sobie wreszcie szczerze o wszystkim i o niczym. Może przynajmniej wyjedziemy w góry we wrześniu, kto wie? Może i A. by się zabrała? Zobaczymy...
A jak na razie to ja idę spać, bo jutro do para się udaję z A. :,0)
00:08 / 12.08.2002
link
komentarz (0)
No! Nareszcie działa mi komputer i nlog :,0) Trochę się wydarzyło od ostatniego wpisu, ale szybko to nadrobię.
Piątek o ile pamiętam był spokojny, bo pojechaliśmy z A. do Zachęty. Okazało się niestety, że na stronie Iks'a mają nieaktualną informację co do darmowych wejść i się nacieliśmy. Ale przynajmniej pooglądaliśmy sobie co tam w sklepie mają i było bardzo miło, gdy podziwialiśmy Picassa i jemu podobnych, przetykanych nokturnami i dziełami impresjonistów :,0) Chcieliśmy jeszcze dotrzeć do muzeum motoryzacji, ale niestety spóźniliśmy się jakąś godzinę, czy coś w tym stylu. Jednak po drodze wstąpiliśmy do sklepu Peguota ( bodajże :,0). Tam spotkaliśmy całkiem miłego faceta, który zaczął nam opowiadać o motocyklach i doradzać co i jak zrobić, aby się nauczyć jeździć dobrze i bezpiecznie. Dał kilka dobrych rad i szczerze powiem, że potrafił mnie zainteresować, jeżeli chodzi o czasopisma motorowe. Nie wiem czemu, ale jakoś nigdy nie kupuję fachowej prasy na żadne temat, chyba że przekonam się o niezbędności tego ( jak na przykład Kawaii :,0). Może jak pożyczę od A. kilka egemplarzy "Świata Motocykli" to się o tym przekonam.
W sobotę o ile dobrze pamiętam to się z A. nie spotkałem, aczkolwiek rozmawialiśmy przez telefon. Popołudniem zaś ( a raczej wczesnym wieczorem ,0) spotkałem się z ^creep^, Kastorem, Curtisem i Yaahoozem pod rotundą, aby pojechać do Tani do Łomianek na sesję. I muszę przyznać, że była bardzo udana, chociaż dosawałem momentami śmiechawki.
( przykładowa akcja:
Wyciągneliśmy z jaskini szkielet czegoś, co przypominało wampira i nie poddawało się rytułałom zniszczenia. Ułożyliśmy stos, szkielet na stosie i podpaliliśmy. W pewnej chwili mój halfling pyta się
- Ma ktoś kiełbaski?
Natychmiastowa odpowiedź Curtisa
- A co? Chcesz kiełbaski na wampirze piec?
Wszyscy w śmiech, zwłaszcza biorąc pod uwagę to iż wcześniej było kilka akcji DUŻO mocniejszych, jeżeli chodzi o śmiech :,0)
Do tego sporo podtekstowych sytuacji i rozmów ( wiele w ogóle wprost :,0). Ogólnie dawno się tak dobrze nie bawiłem i nie grałem. Szkoda, że musiałem wracać nad ranem do domu, bo chętnie bym jeszcze pozstał i pograł. No i pogadał tak ogólnie z ludźmi. Jednak musiałem się wyspać przed dzisiejszym spotkaniem z A.
Okazało się, że i tak się niezbyt wyspałem, ale z zupełnie innego powodu. Okazało się iż komuś z piętra nad nami pękła jakś rura, albo coś i niestety zalało nam pół mieszkania. Zastałem moją matkę wycierającą właśnie dywan z wody. Tak więc zabrałem się sam do pracy i niestety nie wyspałem się zbyt dobrze. Ale chociaż kilka godzin udało mi się swobodnie przespać.
Rano pojechałem znowu na metro Świętokrzyska kupując przy okazji najświerzszy numer Kawaii. Spotkałem się z A. i poszliśmy do muzeum etnograficznego. Tam obejrzeliśmy wystawę wachlarzy rozmawiając na wiele różnorodnych tematów. I muszę przyznać iż było bardzo miło.
( A, byłbym zapomniał... w sobotę na treningu naciągnąłem sobie ścięgno podkolanowe i mnie boli do tej pory. ,0)
Po wizycie wśród wachlarzy, poszliśmy pozwiedzać zabawki dzieci z różnych stron świata. Dopiero wtedy zaczęliśmy chodzić sobie po mieście bez większego celu. Odprowadziłem Ją spory kawałek do domu i samemu udałem się do swojego, na suty rodzinny obiadek.
W drodze powrotnej Yaahooz sprawił mi przemiłą niespodziankę zapraszając mnie na sesję i proponując spontanicznie obecność A. Tak więc pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, po powrocie do domu, to zadzwonienie do A. i zapytanie się o to. I co się okazało? Że jak na osobę, która ma totalnie nie zaplanowane wakacje, ma czas bardziej zajęty niż ja, któy mam zaplanowane wakacje. Trochę to dziwne. Ale udało mi się Ją namówić i może nawet wciągnie się w rpg tak samo jak ja się wciągam powoli w motory :,0) Przynajmniej taką mogę mieć nadzieję...
A jutro pieczenie sernika, który w środę przegrałem. No i oczywiście spotkanie z A. na sesji w Łomiankach prowadzonej przez Yaahooza :,0)
Może też uda mi się nadrobić zalełości w czytaniu i pisaniu wielu rzeczy... może...
Jak na razie jednak dobranoc, bo muszę odpocząć od tego wszystkiego...
06:00 / 09.08.2002
link
komentarz (0)
Byłem z A. w Parku. Ogólnie było super, ale nie o tym chciałem teraz napisać. Chiałem napisać o tym, co przydarzyło mi się w drodze powrotnej i wyjaśnić dlaczego mogę pewnego dnia nagle przestać się udzielać publicznie.
W 601 wsiadłem coś koło 2:15. Zaraz po mnie wsiadł gej z czterema dziewczynami. Skąd wiem, że to był gej? Ponieważ dzień wcześniej byłem w klubie dla homoseksualistów na dyskotece i tam go poznałem. Ogólnie był luz, ale koleś trochę był za bardzo wyluzowany seksualnie. Dla znakomitej większości pasażerów było to po prostu zabawne, śmieszne, ale podłamujące. Jednak nikomu to zbytnio nie przeszkadzało. Poza jednym gościem. Kazał się temu gejowi zamknąć. Zrozumiałem. Ale gej niestety nie doszłyszał, więc się grzecznie zapytał o co chodzi ( odległość tego 1,5 metra z 2 dziewczynami w międzyczasie robi swoje ,0). Koleś stwierdził, że ma "zamknąć tą pizdę, bo go strzeli" ( <- tak, to był cytat ,0). Podszedł do tego geja i coś szepnął mu na ucho, po czym na odchodne uderzył go po twarzy ( nie za mocno, ale jednak ,0). Już w tej chili miałem ochotę kopnąć gościa w jaja i wywalić z autobusu. Kilka przystanków dalej gej z dziewczynami wysiedli, a za nich wsiadło dwóch byczków z kiełbasą i chlebem. Okazało się, że byli to znajomi pana kretyna. Zaczęli sobie gadać, więc było w miarę ok. Ci dwaj nowi dużo bardziej mi się spodobali z powodu sposobu bycia. Jak ten imbecyl upuścił chleb, to się nawet po niego nie schylił, a ci dwaj podnieśli i każdy ucałował, twierdząc że chleb to święta rzecz. Koleś to najwyraźniej olał i chciał jeszcze rzucić w kogoś, albo w coś tym chlebem, ale jego kumple powstrzymali go twierdząc, że nie po to całowali ten chleb, aby on mógł nim sobie teraz rzucać. Usłuchał.
Później jeden z tych nowych kolesi chciał jakiemuś śpiącemu ( którego kumple jechali 2-3 miejsca dalej ,0) słoik musztardy. Wywiązała się kłótnia, ale została w miarę szybko zażegnana. Ale oczywiście spór wrócił jak tlyko włączył sie do wszystkiego pan kretyn. Efektem była kolejna drobna przepychanka, zwłaszcza jak zapytał się o to, czy na przystanku czekają na kumpli śpiącego jacyś koledzy. Na co jeden z nich odparł, że nie koledzy, a matka. W tym momencie kretyn rzucił "matka, kurwa" w miarę cicho, ale na tyle głośno, że tamten koleś usłyszał. Brzmiało to tak, jakby wyzwał matkę tego kolesia od kurwy. Więc koleś spytał się troche podniesionym głosem "co żeś powiedział?". No i od tego punktu posypało się lawinowo. Zaczęła się bójka na 4 osoby. Kierowca zatrzymał autobus, więc wysiadłem i poszedłem dalej do domu pieszo, bo było blisko. Trzeba dodać, że to nie jedyne przewinienie kretyna, bo jak stał i rozmawiał z tymi swoimi kumplami, to ktoś się na niego spojrzał, to od razu rzucił mu tekstem pod tytułem "co się gapisz?" i temu podobne. Nie przytoczę tego dosłownie, bo chcę zachować chociaż trochę czystości językowej na nlogu. Jednak miałem ochotę kolesiowi przez całą drogę wyjechać z glana w mordę ( a chłopisko spore, bo prawie o głowę wyższy ode mnie i o grubość rąk szerszy w barach ,0). Później żałowałem, że nie mam noża, albo broni gazowej. Na samym końcu stwierdziłem, że brakuje mi aktualnie spluwy, aby powstrzymać taki element raz na zawsze. Wiem, że to nie chrześcijańskie, ale każdy ma swoje granice wytrzymałości. Mam nadzieję, że nawet jak kiedyś uda mi się załatwić taką broń, to nikt nie wystawi mnie na potrzebę użycia tego, bo nie miałbym njmniejszych oporów przez trwałym uszkodzeniem, albo przypadkowym zabiciem. I doskonale to wiem, bo czułem to w autobusie. Ale mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał się o tym przekonać osobiście...
12:25 / 08.08.2002
link
komentarz (0)
No i byłem ponownie z A. i Jej znajomym w Paradise. Przynajmniej tym razem mnie nie podrywał ;,0) Ponownie spotkałem moją znajomą z pierwszego semestru studiów i ponownie pewnie nie odpisze na maila. No cóż... szkoda, bo z tą dziewczyną kontakt akurat chciałem utrzymać. Najwyraźniej nie ma dostępu do sieci, albo nie chce utrzymywać tego kontaktu. Ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć po tym, z jaką radością mnie wita za każdym razem jak widzimy się w tym klubie. I najciekawsze jest to, że znowu przegrałem sernik. Tym razem po zakładzie z A. Zaskoczyła mnie tym rochę, ale cóż... w końcu poznawać Ją lepiej zacząłem dopiero teraz, więc...
Dzisiaj idziemy jeszcze do Parku. Nie wiem jak wytrzymam tyle imprez z rzędu, ale jakoś się postaram :,0) Wcześniej pójdziemy oczywiście na pola mokotowskie i znając życie Kastor znowu będzie groził A. gwałtem w biały dzień. Ale może będzie dzisiaj spokojniejszy niż ostatnio. A jak nie... no cóż, chyba będę musiał mu wytłumaczyć parę rzeczy.
Wcześniej może nawet uda nam się pójść nad jez. czerniakowskie, jeżeli A. się obudzi. Bo jak nie, to pewnie większość dnia spędzę w domu czekając na spotkanie na polach :(
W Para oboje z resztą odkryliśmy, że mamy dokładnie taki sam problem z naszymi uczuciami. Oboje mamy serca wyrywające się do naszych byłych połówek, ale nie wiemy czy sami chcemy wracać ( to, o czym pisałem w którymś wpisie wcześniej ,0). Ogólnie troche dół, ale też nie za bardzo. Ale jeden pozytywny wniosek sam przyszedł. Najpierw spytam się Tygrysiczki wprost na czym stoję. Spytam o to co czuje. Jeżeli to samo, co ja, to są jeszcze szanse. Jeżeli nie będzie chciała wrócić i stwierdzi, że właśnie jest na odwyku ze mnie, to sam też udam się na odwyk. A jeżeli okaże się, że i tak jedzie do Niemiec na rok, to chyba nie będzie sensu nawet dowiadywać się o cokolwiek...
Dobra... kończę, bo jeszcze do przeczytania mam "W górach szaleństwa" H. P. Lovecraft'a.
15:55 / 06.08.2002
link
komentarz (0)
Ojej... dzisiaj wstałem wyjątkowo wcześnie, czego efektem było niewyspanie i stracenie ostatnich 2 godzin, które chciałem poświęcić na przemeblowanie pokoju... No cóż... może zdążę to zrobić zanim ktokolwiek wróci i nikt nie będzie mógł mieć żadnych sprzeciwów? Ale jak na razie to przez to nie napisałem dwóch recenzji książek dla Valkirii :( Heh... do tego czeka jeszcze list do Ageny i MElfki :( Kurcze... strasznie dużo roboty mnie czeka, a ja się obijam :(
Wczoraj też po sesji CyberPunka spotkałem się z A. i moją brygadą osiedlową. Zobaczyłem starego znajomego, którego wolałbym nie widzieć, chociaż to on jest głównym powodem śmiechu w towarzystwie...
Co do Tygrysiczki to ma szanse pojechać, jeżeli niemcy załatwią w 3 tygodnie ( bodajże ,0) to, czego polacy nie mogli w 8... miesięcy. Moim zdaniem ma spore szanse :,0)
Poza tym ja kocham i wiem, że moje serce natychmiast by do związku chciało wrócić. Pytanie jest tylko takie, czy ja, jako ja, czyli serce, umysł, dusza, ciało itp. tego chce. Bo coś czuję, że nie bardzo. Dlatego tak mi ciężko. Nie jest łatwo zapomnieć o tym, co łączyło mnie z kimś przez ostatnie pół roku z kawałkiem ( sporym ,0). Chciałbym, aby było takie łatwe, ale niestety nie jest :(
18:52 / 05.08.2002
link
komentarz (2)
Jak na razie wszystko się uspokaja. Chyba... w dalszym ciągu tęsknię za związkiem i czułością z tym związaną. Do tego u Tygrysiczki też nie najlepiej, bo może okazać się, że jednak nie wyjedzie na ten rok do Niemiec. Tą wiadomością zostałem jeszcze bardziej rozbity. Właśnie chciałem się pozbierać z tego wszystkiego, zapomnieć i zacząć nowe życie, a tu nagle coś takiego się dzieje przywracając nadzieję na odbudowę tego, co upadło. Szkoda gadać, aż tak źle i dziwnie się czuję.... mam nadzieję, że wszystko się jakoś z tym ułoży... może...
12:38 / 04.08.2002
link
komentarz (3)
Znowu mi się coś przyśniło :,0) Sny zaczynają do mnie wracać, a ja zaczynam je zapamiętywać :,0) To dobrze :,0)
Dzisiaj śniło mi się iż rozmawiałem z A. przez telefon, a później Ona była u mnie w domu. Rozmawiałem na temat jedzenia, a dokładniej sera z ketchupem jedzonego bez niczego innego ( co z resztą uskuteczniałem w tym śnie, ale plastry sera były wyjątkowo cienkie jak na taki proces :,0). Później byliśmy w teatrze na jakimś dziwnym przedstawieniu ( nie pamiętam jakim ,0), ale wiem że oddaliśmy oboje nasze rzeczy do szatni. Jak wychodziliśmy, dałem szatniarzowi numerek i malutką, ręczenie robioną kopertę, w której był prezencik od Mrocznej Elfki na moją maturę ( taki mały, żółty kwiatek ,0). Szatniarz dziwnie się spojrzał i chciał to wziąć dla siebie, ale uparłem się pry tym, aby mi to oddał, więc to zrobił. Jednak wtedy podeszła jakaś para i stanęła obok. Powiedzieli coś, że jak nam się nie podoba, to możemy wyjść, na co A. stwierdziła "ok" i wyszła. Ja chciałem Ją zatrzymać, ale mi się to nie udało, bo musiałem odebrać rzeczy z szatni ( trzeba nadmienić, że było zimno w tym śnie ,0). Chciałem założyć najpierw kurtkę i później podać A. płaszcz, aby nie marzła tam na górz, ale stwierdziłem że jestem gentelman i zanim sam założę, podam Jej płaszcz. Jak wyszedłem, okazało się, że Jej już nie było, bo gdzieś pobiegła. Zacząłem Jej szukać, ale z teatru wyszło straszliwie dużo ludzi, więc było ciężko. Najgorsze było to, że nie widziałem zbyt dobrze w tej ciemości, zwłaszcza że momentami padał do wszystkiego śnieg. Przeszukałem trochę ludzi na przystanku tramwajowym ( który notabene nadjeżdżał gdzieś z oddali i nie mógł dojechać, bo do końca snu go już nie widziałem ,0) i Jej nie znalazłem. Pobiegłm więc dalej, aż do jakiejś grupki ludzi blokującej cały chodnik i jezdnię. Za nimi już nic nie było, więc chciałem już się wracać, gdy ktoś zawołał na mnie "Ej, panczurze z Gdańska!". Za cholere nie wiedziałem dlaczego z Gdańska, ale odwróciłem się ( zawiewając mrocznie płaszczem, który pojawił się na chwilę na mnie, właśnie w tym celu ,0) i pobiegłem szukać dalej. Przebiegłem obok teatru i poszedłem dalej. Po drodze zgubiłem płaszcz, ale zorientowałem się dopiero w chwili, gdy natknąłem się na placyk pośród otaczających mnie budynków. A tam stał długi korowód ludzi, który zaczął nagle w moim kierunku iść. Zakrzyknąłem "chujnia! kurwa!" po tym jak się zorientowałem, że zgubiłem płaszcz A. Ponieważ to był sen, to rozświetliłem sobie punkt na który patrzyłem ( moje oczy stały się dwiema małymi latarkami :,0) i znalazłem ten płaszcz. Zacząłem się wracać za tym korowodem starając się go wyprzedzić, ale weszli na jakieś schody ( których wcześniej nie było ,0). Ponieważ nie chciałem się wywalić, znowu zapaliłem swoje oczy. W tym momencie odkryłem, że to jest trochę męczące, ale że mogę w ten sposób odnaleźć A. :,0) Dlatego biegłem dalej w górę po tych schodach i po drodze się potknąłem, po czym się obudziłem....
I jest to chyba drugi sen z A. od jakiegoś tygodnia. Ciekawe....
19:27 / 03.08.2002
link
komentarz (0)
Moja matka zaczyna mnie już wkurwiać. Powiedziałem, żeby sandałów nie zanosić do szewca. Owszem, mówiłem żeby nie kupować nowych i zanieść kiedyś później te do szewca, ale nie sądziłem że moja matka tak to zrozumie. Zwłaszcza, że podkreślałem, że teraz ich nie należy zanosić. Do tego wymówka, że nic w domu nie robię. A przy czym ta wymówka? Przy tym, że nie chciało mi się iść na stych z moją strachliwą matką. Bo 20 lat temu wystraszył ją tam bezdomny i teraz nie chce sama tam chodzić. I nie chodziło wcale o to, że nie może sama przynieść czegoś z góry, bo przynieśliśmy 4 puste słoiki i jeden z sokiem. To już zakrawa na totalną głupotę. Przez to wszystko nawet nie zdążyłem się przygotować do wyjścia i spotkania z A. A moja matka oczywiście nic sobie z tego nie robi... cholera mnie bierze w tym domu. Zwłaszcza, że nikt nie rozumie tak na prawdę jak się czuję po zerwaniu z Tygrysiczką.
KUŹWA!!!! KURWA KURWA KURWA KURWA KURWA KURWA!!!! Chce mi się po prostu wrzeszczeć i zniszczyć coś w zasięgu moich rąk, ale KURWA MAĆ NIE MOGĘ TEGO ZROBIĆ!!!! Jest mi źle... po prostu kurwa źle...
00:22 / 03.08.2002
link
komentarz (0)
Właśnie dostałem od Tygrysiczki SMSa. Mieliśmy się spotkać dzisiaj i pobiegać, ale niestety nic z tego nie wyszło. Nie wiem czemu, ale po całym dniu spędzonym poza domem zaczęła mnie boleć głowa i nie tylko. Najgorsze jest to, że pewnie się przez to wszystko rozchoruję :(
Ale nie o tym miałem pisać... właśnie podziękowała mi iż w ciągu ostatniego tygodnia nauczyła się więcej na temat związków niż w przeciągu ostatnich dwóch lat. I to właśnie dzięki mnie. Z jednej strony mnie to cieszy, z drugiej pozostaje jakiś taki smutek. Nie wiem... jeżeli przez rok rany się nie zabliźnią i sam dojrzeję do tego, a Ona wróci do Polski, powiem jak bardzo kocham.
Tak... jakie to wzniosłe i romantyczne, czyż nie? A jednak taka jest prawda. Jeżeli wyrwa po tym związku nie zagoi się w ciągu roku, nie zwiążę się z nikim ( przynajmniej taką mam nadzieję ,0). Przez rok może zmienię się na tyle, że będę umiał sprostać Jej wymaganiom i będę tego pragnął. Jeżeli z Jej strony będzie to wyglądało tak samo, to wtedy może nam się uda odbudować związek. Jednak bardziej prawdopodobne jest to, że jedno z nas ( zapewnie ja, znając życie ,0) zaleczy tą wyrwę szybciej niż to drugie i w czasie krótszym niż rok. Może i przez ten rok dojrzeje, ale i pewnie znajdzie sobie kogoś innego, z kim będzie dobrze. Nie wiem... przyszłość zbyt dużo w sobie kryje.
Pisałem tak niedawno, że A. może będzie następczynią Tygrysiczki. Może i będzie, a może i nie. Nie wiem... jak na razie postanowiłem chyba najmądrzejszą rzecz w życiu. Nie chcę niczego zaczynać dopóki nie minie mi ten związek. Muszę najpierw zaleczyć pamięć o tych wszystkich dniach. Nie mówię o zapomnieniu, czy czymś takim, ale o zaleczeniu tego tak, aby nie bolało mnie i ewentualnej drugiej połówki w przyszłości. Zanim to nie nastąpi, nie będę nikomu robił nadzieji. Sobie też nie...
Heh... myśli zaczynają mi uciekać... może poprawię ten tekst jutro? Nie wiem... może...
Ale na razie to dobranoc...
14:10 / 02.08.2002
link
komentarz (0)
Wczoraj byłem na Polach Mokotowskich i w Parku. Ogólnie było zajebiście, nie licząc tego, że A. była podrywna przez Kastora. Nie wiem czemu, ale jakoś mi to przeszkadzało... Spotkałem się też z Moniką, ale i tak tylko na krótką chwilę. Tyle, co się przywitałem i przedstawiłem Ją A., bo chciała zobaczyć jakiego pokroju ludzie jeżdżą na rekolekcje. Ale tam sobie posiedzieliśmy, pogadaliśmy z towarzyswem z Valkirii i nie tylko. I dzięki Bogu udało nam się pożyczyć namiot od Yaahoza, bo inaczej nasze ManeVry w drugim wydaniu mogłyby kiepsko wyglądać. Zwłaszcza finansowo. Tylko szkoda, że Yaahooz nie będzie jechał na ten zlot, bo będzie brakowało między innymi jego gitary... Heh... no cóż... takie życie najwyraźniej.
Później poszedłem z A. do Parku się wyszaleć. Było całkiem fajnie, tylko jestem teraz zadłużony na 14 złotych u dwóch różnych osób. I już wiem, że jak tylko zacznie się rok szkolny, zacznę dawać korepetycje, albo złapię się za jakąś robotę na pół etatu, aby w ogóle mieć jakieś pieniądze... Może wtedy nie będę musiał od nikogo niczego pożyczać i od rodziców nie będę musiał żebrać na wakacje... może...
Ale nie o tym miałem pisać... W Parku spotkaliśmy w końcu Monikę ( tą z Pól, bo miała później dojść ,0) i na przywitanie rzuciała mi tekstem miesiąca: "Myślałam, że pójdziecie sobie wcześniej". Mam tylko nadzieję, że to oznacza iż ochota na mnie Jej przeszła. Dobrze by było, bo nie chcę ranić kolejnej osoby. Objedliśmy się też kulkami ziemniaczanymi spotykając kolejną moją znajomą, tym razem ze szkoły policealnej. Fajna dziewczyna, ale fryzjerka zniszczyła Jej ostatnio włosy i wygląda dużo gorzej niż ostatnim razem jak Ją widziałem. Ale co tam... okazało się w ogóle, że była z grupką znajomych i zamierza odejść od swojego bractwa rycerskiego, bo Ją wkurzają. Ale wcale się Jej nie dziwię. już chyba lepiej jeździć samemu na turnieje jako wolny strzelec niż być tak robionym w bambuko przez własne bractwo...
Najmilej było jednak jak po raz ostatni wyszliśmy na patio. Porozmawialiśmy po raz kolejny, po czym A. odwdzięczyła mi się za całe drapanie za uchem i temu podobne. ( Tak swoją drogą, to wcześniej rano bylismy nad jeziorkiem czerniakowskim, gdzie uprawialiśmy małe zapasy o butelkę wody. Ona mnie lekko pogryzła, więc zacząłem grozić tym samym. Nie przestała, więc zacząłem gryźć po szyi. Później stwierdziła, że się Jej to nawet podobało ;,0) Leżałem tak sobie na Jej ramieniu dając się głaskać i drapać za uchem i myślałem. I już wiem czego mi najbardziej brakuje w związkach, a zwłaszcza w tej chwili. Brakuje mi po prostu odrobiny czułości. I tej, którą mogę dać, jak i tej, którą mogę otrzymać. I to chyba właśnie najbardziej poszukiwana cecha kobiety, jeżeli chodzi o mnie. Czasami po prostu tak się położyć gdzieś na jakiejś łące lub czymś podobnym, i leżeć drapiąc ukochaną osobę za uchem i gładząc jej włosy. I nie chodzi mi tutaj o robienie tego non stop, ale co jakiś czas. I na przykład nie musi to oznaczać flegmatyczności, czy czegoś podobnego u takiej osoby. Wiem już, że A. bardzo lubi coś takiego, a jest nadzwyczaj żywą osobą lubiącą między innymi wyszaleć się na różnorakich imprezach. No i do tego lubi grać w siatkę i piłkę nożną.
Myślałem też sobie jeszcze wcześniej ( bo na Polach ,0) jakby tutaj przezwyciężyć moje zrezygnowanie po rozstaniu z Tygrysiczką. ( Dygresyjnie: postanowiliśmy nie zrywać znajomośi, ale ją utrzymać, a dzisiaj sobie pobiegamy jeszcze, więc może też uda się porozmawiać na temat... ,0). Myślałem o tym, czy aby nie poderwać sobie jakiejś panienki, albo nie wykorzystać tego, że jakaś już się do mnie klei. Jednak doszedłem sam do wniosku, że ona waianty są zbyt łatwe i zbyt chamskie względem tych ewentualnych osób, mnie samego i Tygrysiczki ( ze względu na tak krótki czas od rozstania ,0). Z czego to ostatnie uświadomiła mi dopiero A. Wiem, że najpier musi mi przejść Tygrysiczka a dopiero później może nadejść ktokolwiek inny. Heh... szkoda, że tak się stało a nie inaczej... Może dzisiaj jak pobiegamy sobie trochę, to uda nam się pogadać, albo coś w tym guście. Ciekawi mnie z resztą jak sobie z tym wszystkim radzi Tygrysiczka. Wiem, że A. stara się wydobyć ze mnie uśmiech, kiedy go nie mam, ale ja po prostu nie umiem się uśmiechać, gdy jest mi źle... no cóż... może pora się tego nauczyć.
23:32 / 31.07.2002
link
komentarz (2)
Buddyjscy mnisi mieli rację mówiąc iż szczęście osiągnie się tylko wtedy, gdy nie ma się żadnych pragnień. A ja już nawet wiem kiedy bym takich pragnień mieć nie będę. Podejrzewam, że cała ludzkość by ich już nie miała, gdyby mój pomysł został wprowadzony w życie. Otóż, wystarczy ograniczyć rozrodczość ludzką na kilka(naście,0) pokoleń w takim stopniu, aby kobiety mogły urodzić najwyżej jedno dziecko na 20 lat. Dzięki temu każda miałaby najwyżej dwoje dzieci ( albo po prostu ograniczyć możliwość posiadania więcej niż jednego dziecka ,0). Wniosek: populacja ludzka w najgorszym wypadku utrzymywałaby się na stałym poziomie. I teraz albo poczekać aż nasza kultura dorośnie do poziomu technologi jaki posiadamy, albo cofnąć rozwój technologiczny do poziomu wczesnego średniowiecza ( nie mówię o cofnięciu osiągnięć medycznych i kulturowych ,0) i starać się rozwijać oba te aspekty jednocześnie. No i nie rozmnażać się tak gwałtownie :,0) W takich czasach byłbym szczęśliwy. Bo teraz jak na taki poziom cywilizacji mam za dużo pragnień i jedynie z dala od tego nie mam żadnych. Chyba muszę się tego nauczyć...

Poza tym była u mnie dzisiaj A. obejrzeć Negocjatora, bo nad jeziorko czerniakowskie nie zdążylibyśmy żadną miarą dojechać. Film się Jej zajebiście podobał ( nie dziwne, jest to jeden z nielicznych super filmów, jakie w życiu widziałem :,0). Szkoda tylko, że przez to nie odsłuchałem reportażu o blogach. No cóż, nie można mieć wszystkiego ;,0)

Poza tym zaczynam się leczyć z Tygrysiczki, za Jej radą. Swierdziła, że skoro nie wierzę w możliwość odbudowania naszego związku, to lepiej, abyśmy oszczędzili sobie tego nawzajem i nie próbowali tego powtarzać... Pomyśleć, że nawet wiara w to, że udałoby się to odnowić zaczęła kiełkować we mnie wraz ze wzrastającą nadzieją. Ale skoro sprawy przybrały taki obrót... no cóż... co ja mogę na to powiedzieć? Chyba nic...
Najciekawsze jest to, że na moim klaendarzu ściennym zaznaczyłem dokładnie sześć miesięcznic. Odkryłem to dopiero dzisiaj. Jakieś fatum, czy co? Nie wiem... ale wiem już, że więcej nie będę niczego takiego zaznaczał.
Pomyśleć, że po tym pół roku czuję się dojrzalszy o jakieś półtora, czy dwa. Może właśnie tego było mi potrzeba? Nie wiem... Tak samo jak nie wiem, czy rzeczywiście jestem dojrzalszy, czy też nie... może przynajmniej dzięki temu uda mi się zachować na relacji Tygrysiczka <-> ja stosunki przyjacielskie. Zobaczymy jak to z tym będzie...
14:16 / 31.07.2002
link
komentarz (1)
Heh... a tak ogólnie, to miałem dziwny sen. Byłem na koncercie z Tygrysiczką i A. Ciężko powiedzieć co to był za koncert, ale w pewnym momencie jakiś koleś, którego poznaliśmy wcześniej na koncercie, zaczął śpiewać i tańczyć "I am streached on your grave" zespołu Dead Can Dance. Oczywiście dostaliśmy euforii z A., bo oboje lubimy ten zespół. Natomiast Tygrysiczka stała z boku i zastanawiała się co nas tak cieszy w tej piosence. Co prawda nie wierzę w sny, aczkolwiek wiem, że czasami nasza podświadomość lubi nam przekazywać różne dziwne rzeczy w trakcie snów...
14:07 / 31.07.2002
link
komentarz (0)
Jakoś zawsze bywało tak, że rany po związku goiły się bardzo szybko. Do tej pory boli mnie jedna rana sprzed prawie roku ( mniej więcej z początka października ,0), a teraz mam drugą. Obejrzałem po prostu nasze zdjęcia z wyjazdu w Beskid Makowski w czasie ferii zimowych. Byliśmy wtedy tak szczęśliwi, jak nigdy wcześniej. A teraz?

Dlaczego człowiek musi zawsze uczyć się na swoich błędach? I dlaczego docenia, to co było dopiero gdy to straci? No i dlaczego cholera w trakcie związku jakoś po rozmowach człowiek nie za bardso przejmuje się tym, że robi coś nie tak, a widzi to wyraźnie jak na dłoni dopiero po rozpadzie związku i krótkim zastanowieniu? Kto do cholery tak wymyślił człowieka, że jak jest mu dobrze, to nigdy nie patrzy czy tej drugiej osobie też jest dobrze? Totalny bezsens... z resztą jak wiele innych rzeczy wymyślonych przez Boga i Szatana ( w końcu ten kretyn jest panem tego świata i też ma co nieco do powiedzenia :( ,0)... heh... ale co się na to poradzi??
03:30 / 30.07.2002
link
komentarz (6)
Kilka słów wyjaśnienia.

Chafer, obrazić się na Ciebie może i mogę, ale wiedz że wroga we mnie mieć nie będziesz. Za bardzo Cię lubię na to.

Kaczuszko i Chaferze. Tygrysiczka wiedziała doskonale o moim blogu. O nlogu już nie wie. Jak pisałem na blogu wszystko o naszym związku, to dopiero zacząłem preginać. Jak się zorientowałem jak bardzo przeginam, skasowałem bloga i założyłem go na nowo. I jakoś nie miała oporów przed tym, abym pisał jak między nami jest. W tej chwili też piszę tylko o moich odczuciach i nic więcej. Nie naruszam tutaj niczyjej sfery intymnej. Teoretycznie, aby być w 100% fair w stosunku do Tygrysiczki powinienem się pytać co mogę napisać, a co nie. Jednak staram się jak mogę zachować jakieś granice i udaje mi się to DUŻO lepiej niż kiedyś. Piszę tylko o tym, co mógł z zewnątrz zauważyć uważny obserwator. O niczym więcej. I macie rację, to mój nlog. I jak już kiedyś pisałem, traktuję go jako własny pamiętnik, więc trzeba się liczyć z tym co i jak piszę. Poza tym jeżeli możecie, to wskażcie mi konkretne fragmenty, a nie mówcie ot tak. Wtedy sam się będę mógł zastanowić czy macie rację w tych konkretnych przypadkach, czy też nie.

Yaahooz, cieszę się, że mnie rozumiesz. I wiedz, że wyszedłem z inicjatywą wysyłając maila i SMSa. Teraz będę siedział ciho i oczekiwał na ponowną odpowiedź. Jeżeli będzie chciała mi pomóc, to wtedy się zobaczy. W każdym bądź razie nie mam zamiaru na najbliższym treningu mieć tak skwaszonej miny jak ostatnio. A jeżeli będę miał tak skwaszoną, albo skwaszoną jeszcze bardziej, to uważajcie na swoje kostki, a na moje nogi ;>
23:28 / 29.07.2002
link
komentarz (3)
Jejku... znalazłem zakręconą stronę na temat Teda Nasmitha i jego prac. Po prostu miodzio :,0)
Poza tym wreszcie poszedłem do biblioteki oddać przetrzymywane od miesiąca z okładem książki. No i oczywiście od razu wypożyczyłem nowe, bo jakżeby inaczej :,0) Tym razem coś więcej niż czysta historia, albo fantastyka. Schopenhauer jako lektura po Nietzchem może być całkiem ciekawa ( w zeszłym roku na rekolekcjach czytałem sobie Nietzchego :,0).
Do tego zaniosłem wreszcie dokumenty na pedagogikę. Oczywiście spotkałem także A. na stacji metra ( jakżeby inaczej ;,0). Później pojechaliśmy na Pragę odebrać kaucję za ankiety i jakąś kasę, która się Jej należała za wypełnienie dwóch. Później mieliśmy pojechać do parku Moczydło, ale jakoś nam nie wyszło i wpadliśmy do mnie do domu na soczek i moje przebranie się. Skończyliśmy jednak prze komputerem, aczkolwiek po soczkach ;,0) Zrobiła nawet mój FriendTest i... zajęła pierwsze miejsce z 73 punktami. Owszem, miała moją minimalną pomoc, ale tylko w 2 czy 3 pytaniach ( jak na przykład w ostatnim, bo w życu nie słyszała Treason of Isengard, więc powiedziałem, że za to dostanie punkty, ale nie jest to najwyżej punktowana odpowiedź ,0). Ale i tak wynik ma zatrważająco wysoki. Dostała ode mnie plakaty z Kawaii, które mi się za cholerę nie przydadzą. Do tego ścieżkę dźwiękową z LotR ( coby wiedziała jak brzmi The Treason of Isengard ,0) oraz Clannad ( aby wiedziała biedaczka co traci nie słuchając tego ;,0). No i oczywiście będę teraz czekał z niecierpliwością na możliwość pożyczenia od Niej Tiamatu :>
Tak ogólnie, to może właśnie Ona będzie następczynią Tygrysiczki, ale tym razem nie popełnię tego błędu i najpier poznam Ją chociaż trochę i wtedy może... ale to i tak tylko w sytuacji, gdy Ona nie zeche dać nam drugiej szansy... zobaczę...
10:50 / 29.07.2002
link
komentarz (1)
Powinienem zacząć redagować ponownie wszystkie maile, które wysyłam. Zwłaszcza te do Tygrysiczki. Odebrała poprzedniego maila tylko jako dobre rady na koniec związku i pokazanie jaka jest "beznadziejna". Odebrała to źle, ale z drugiej strony doceniła fakt, że w ogóle się odezwałem. To już coś. Nawet odpisała bardzo sensownie. Powiedziała jak to ślicznie się w piątek spiła i trzeźwiała dnia następnego. Napisała też o tym, jak myślała bite 5 godzin zanim wysłała mi maila. Stwierdziła, że rzeczywiście to chyba cud iż wytrzymałem z Nią pół roku. Dodała, że szkoda iż nie zacząłem rozmawiać o tym jak się czuję w chwili, gdy się tak poczułem, a nie dopiero gdy nie umiałem dać nam drugiej szansy. I nie wiem czy powinienem pisać, że chciałbym wrócić, ale sam tego nie dokonam, bo potrzebuje także tego, aby mi pomogła w tym. Jeżeli się zgodzi, to może jest jeszcze dla nas szansa. Chociaż z drugiej strony napisała, że właśnie doszła do siebie i zaczyna życie na nowo. Nie wiem, czy będzie mnie chciała jako faceta w swoim nowym życiu. Mam nadzieję, że decyzja jaką podejmie, będzie tą słuszną decyzją.
Poza tym zaczynam się na nowo nawracać. Zaczynam ponownie ufać Bogu, ale to też będzie proces długi i powolny. Dlaczego? Ponieważ sam modliłem się o to, aby ból Tygrysiczki nie trwał długo. Taka niby kiepska podstawa, a jednak...

Dzisiaj jadę jeszcze złożyć dokumenty na pedagogikę. Może nawet spotkam się z A. Nie wiem... pewnie tak.

I jeszcze dwie rzeczy...
Chafer nie pieprz głupot za przeproszeniem, bo czasami nawet pomimo wielkiej miłości, po kłótni każda ze stron boi się lub nie widzi sensu w odzywaniu się do tej drugiej osoby. Doskonale wiem, że gdybym się nie odezwał pierwszy, Ona najprawdopodobniej tez nie odezwalaby sie slowem, dopoki nie wyjechalaby do Niemiec i nie ochlonela. Dlatego stwierdzilem, ze musze sie pierwszy odezwac ( i sorry za tak ostra krytyke ,0)
Demo nawet przez myśl mi nie przeszło, że byłabyś z tego powodu szczęśliwa. Jedyne o czym pomyślałem, to zwykła ciekawość jaka będzie Twoja rekacja. Nic więcej...
21:56 / 28.07.2002
link
komentarz (2)
Dzisiaj jakoś dziwnie się czułem. Pojechałem z A. nad jeziorko czerniakowskie. Owszem, było całkiem miło i przyjemnie, ale... no właśnie... to takie jedno małe ale... Tak bardzo bym chciał usłyszeć cokolwiek teraz od Tygrysiczki na temat maila z prośbą o pomoc przy daniu nam drugiej szansy. Wiedziałbym chociaż czy już mam się z tego leczyć, czy próbować jeszcze raz... jeżeli nie otrzymam odpowiedzi do poniedziałku, wyślę SMSa. Jeżeli i na niego nie odpowie do środy, albo czwartku wieczorem, to już nie będę się narzucał. Po prostu postaram się zapomnieć...
12:35 / 28.07.2002
link
komentarz (0)
Nie ma już nas. Jest tylko Ona i ja.
W piątkowe popołudnie zadzwoniła do mnie z zapytaniem dlaczego nie odpisałem na SMSa i czemu nie odzywam się do Niej. Może to był zły pomysł, ale powiedziałem o wszystkim. O tym, jak się czuję w tym związku i co mi nie pasuje. O tym, jak ciąży mi cała odpowiedzialność za niego. Czułem, że albo to wszystko wygarnę teraz, albo nie będę miał już absolutnie żadnej szansy na uratowanie związku. I tak w sumie miałem rację. Mówiłem przez kilka minut i czekałem na jakąś rekakcję. Jedyna jaką udało mi się uzyskać po wyrzuceniu tego z siebie, to histeria, płacz, albo jakiś podobny dziwoląg. Kilka minut po zakończeniu rozmowy dostałem SMSa z zapytaniem, czy przyjadę. Odpisałem, że owszem. Jak rzekłem, tak zrobiłem. Przywitała mnie całkiem spokojna i nawet trochę wesoła. Trochę mnie to zdziwiło. Zaczęliśmy rozmawiać po tym, jak już się poprzytulaliśmy w kuchni podczas robienia herbaty, czyli tak właściwie już na łóżku Jej rodziców. W pewnym momencie stwierdziła, że to wcale nie jest prawda, że nie rzucała żadnymi pomysłami na wyjścia itp. Powiedziałem, że doliczyłem się trzech razy. Później doliczylem jeszcze propozycje wyjazdów, które mi wytknęła. Wyszło na to, że jest tak średnio raz na miesiąc. Na co padła propozycja: "No to chodźmy po oligocenkę". W tej chwili miałem po prostu ochotę wstać i wyjść do domu. Jednak powiedziałem, że nie o to mi chodziło i zacząłem tłumaczyć od nowa. Było kiepsko z tym wszystkim. Efektem był płacz i chęć wyjścia gdziekolwiek. Przy tym Ona ciągle twierdziła iż sobie cały problem wymyśliłem. Koronnym argumentem na to stwierdzenie był fakt iż było to w czasie, gdy Jej nie było. Co gorsza, to nie był pierwszy problem, o którym twierdziła że jest wymyślony. I nie chodzi mi tutaj tylko o problemy naszego związku, ale o większość problemów, jakie w ogóle miałem. Chore...
W końcu jednak wyszliśmy po tą oligocenkę. Efekt był taki, że Tygrysiczka ciągle mówiła o tym, że nigdy nie sądziła iż się rozstaniemy itp. itd. Pomogłem w noszeniu tej wody, po czym wyszliśmy jeszcze do sklepu. Już wtedy byłem zdecydowany, że jeżeli nie powie ani słowa na temat i pomysłów jego rozwiązania, to po prostu sobie pójdę. Nie odezwała się ani słowem. W drzwiach sklepu, powiedziałem że muszę już iść. Reakcja była natychmiastowa: "Jeżeli chcesz ze mną zerwać, to przynajmniej powiedz mi to prosto w twarz". I na nic zdały się wcześniejsze tłumaczenia, że gdybym chciał zerwać, to mnie by tu w ogóle nie było, tylko bym sobie poszedł z kimś na browar, albo coś zamiast siedzieć i z Nią rozmawiać. Stałem lekko zszokowany przez 2-3 sekundy, po czym Ona weszła do sklepu. Chciałem już iść za Nią, ale stwierdziłem, że po raz kolejny nie będę tego robił. Powiedziałem sobie, że jeżeli ktoś nie chce ze mną nieść odpowiedzialności za związek, to nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Zwłaszcza przy takich reakcjach. I wtedy po prostu odwróciłem się i odszedłem. Od tamtej pory żadnego SMSa, sygnału, ani nic w tym stylu.
Może i źle zrobiłem. Nie wiem... wiem tylko tyle, że gdyby zadzwoniła i powiedziała, że chce mi pomóc, zostałbym i próbowałbym dalej. Jednak Ona dalej żyje według swojej książeczki, która nie pozwala na wyciągnięcie ręki na pomoc własnemu facetowi, bo to on ma być silny i ze wszystkim sobie radzić. To boli, ale od piątku zaczęło mi przechodzić. Może ma w tym także swoją zasługę to, że w końcu wyszedłem do Proximy, ale z A. Tam sobie pogadaliśmy o tym przy zajebiście rozweselającym drinku ( likier korzenny Gal*** + Baile(i?,0)ys + mleko ,0) i potańczyliśmy. Pomogło. Może nie na długo, bo w sobotę rano i dzisiaj rano mi to wróciło trochę, ale już słabiej. Zwłaszcza po wczorajszym, jak dojechałem na trening FC Valkiria i tam sobie pobiegałem we wszystkie strony ( zwłaszcza za JeRzym ;,0) a później po prostu rozwaliłem się w cieniu i leżałem. I gadałem. Ogólnie było miło, zwłaszcza że dzięki temu zaczynam zapominać o bólu. Szkoda tylko, że nie o osobie. W końcu Ona teraz na rok jedzie do Niemiec i nie będzie pewnie chciała się nawet skontaktować. Chciałbym utrzymać jakieś przyzwoite kontakty, ale nie wiem, czy będzie to w ogóle możliwe.
Hmm... właśnie coś mi się przypomniało... opowiadała mi kiedyś jak była z pewnym zabawnym całkiem facetem. W tej chwili jest Jej najlepszym przyjacielem. Spytałem się dlaczego z nim zerwała. Odpowiedziała krótko i dosadnie: "Bycie z takim człowiekiem jest zabawne przez kilka pierwszych miesięcy, ale później staje się nie do zniesienia. On jest super kumplem, ale do związku się nie nadaje". Ja sam tego człowieka też nie trawiłwem od samego początku. Teraz mogę to samo powiedzieć o Tygrysiczce, że jest podobna pod tym względem do tego kolesia. No cóż... może właśnie dlatego już nie jesteśmy razem? Nie wiem...
Mam tylko nadzieję, że Jej przejdę w miarę szybko i bezboleśnie. Mimo wszystko dalej mi zależy na Niej i nie chciałbym, aby cierpiała...
Dobra... spadam, bo ile można przed kompem siedzieć w taką cudną pogodę...
15:24 / 26.07.2002
link
komentarz (0)
O żesz kurde... mam chyba przerąbane na całej lini z rodzicami :( Ale mówi się trodno... następnym razem wedle życzenia mojej mamci zadzwonię i o 3 nad ranem, żeby ich poinformować gdzie jestem i o której przypuszczalnie wrócę. Ale jak to się zaczęło...
Poszedłem sobie z A. do Parku po wizycie pod Merylin. Oczywiście tam się zajebiście dobrze bawiliśmy, spotkaliśmy JeRzego i ogólnie było bardzo fajnie. No, może nie licząc tego, że bolały nas szyje ;,0) Ale w okolicach 2 nad ranem impreza się skończyła, więc pojechaliśmy do centrum na przystanek wszystich nocnych. Tam stwierdziłem, że co jak co, ale nie puszczę Jej samej do domu o tej godzinie. Tak więc wylądowaliśmy u Niej w okolicach 3 nad ranem. Jak tylko doszliśmy do Jej mieszkania, stwierdziła, że nie puści mnie samego do domu przez pół miasta o tej godzinie. Do tego powiedziałą iż stawiam Ją w strasznie głupiej sytuacji i będzie się źle czuła przez cały następny dzień i w ogóle będzie źle. W końcu się ugiąłem i wszedłem. Oczywiście dostałem kolację i osobne łóżko do snu. Umyłem się z grubsza i poszedłem spać. Tyle że wcześniej jeszcze się powygłupialiśmy łaskocząc ( i nie tylko ,0) nawzajem :,0)
Do domu oczywiście nie zadzwoniłem, bo nie chciałem nikogo budzić. To był błąd. Zwłaszcza, że A. zatrzymała mnie także na śniadanie. Efekt był taki, że wróciłem do domu w okolicach 12 i wszyscy ( poza A. ,0) są na mnie lekko źli. Wiem, że będę miał rozmowę z moją matką, jak tylko ta wróci. Może być do tego kiepsko, bo może stwierdzić, że w tym wypadku o żadnej Proximie dzisiaj nie ma mowy. A to już by bolało...
Do tego nie złożyłem dokumentów na pedagogike i pewnie będę musiał przed tym zrobić zdjęcia. Dobrze chociaż, że z Tygrysiczką nie ma tego problemu co do tegonocnej imprezy.
Ogólnie cały czas zastanawiam się jak to jest z nami. Wiem, że teraz nie jest ze mną zbyt wesoło jeżeli o to chodzi, ale z drugiej strony gdy jestem przy Niej wszystko wydaje się być ok. W ogóle się nie kłócimy i jedyna rzecz jaka nam przeszkadza to brak pomysłów i nie klejące się rozmowy między nami. Niezależnie jakie. Telefoniczne i osobiste. Pomyśleć, że muszę w końcu o tym porozmawiać, ale jakoś nie mam odwagi i zachęty z drugiej stony... heh... zobaczę... jak na razie muszę się po całej tej imprezie wykąpać :,0)
19:57 / 25.07.2002
link
komentarz (1)
Właśnie Tygrysiczka zaproponowała nocny maraton filmowy u siebie w domu z moim magnetowidem. Problem jednak był innej natury. Wcześniej o kilka godzin zaproponowałem wspólne wyjście do Parku, a Ona się nie zgodziła. Poza tym doskonale wiedziała, że już miesiąc temu obiecałem chociażby JeRzemu wyjście do Parku. Wie też, że sam chciałem tam pójść. Mam nadzieję, że zrozumiała moją decyzję dobrze, a nie jako sygnał, że chcę zerwać. Bo jeżeli tak to odebrała, to może być krucho...
16:12 / 25.07.2002
link
komentarz (1)
No i dzwoniłem... rozmowa jakoś się kompletnie nie kleiła. Chyba jednak coś się wypaliło... nie wiem... może to też chamska próba zobaczenia jak zareaguje na to, że zaczyna mnie tracić... Najpóźniej w sobotę porozmawiam z Nią i powiem jak się czuję... Jeżeli nie będzie miała czasu, to po prostu wyślę to mailem, a jak się do tego ustosunkuje, to już Jej sprawa. Ja już nie mam siły ciągnąć tego związku za nas oboje. Nie mam siły na to, aby ciągle wymyślać coś nowego na wyjścia i świętowanie. W ciągu całego naszego bycia razem chyba tylko 3 razy wyjście było z Jej pomysłu... raz do ogrodu botanicznego, raz do Proximy i pod parasole nad Wisłą.
Teraz mi odpisała na SMSa z propozycją wyjścia według Jej pomysłu, że pomysłu nie ma, ale czas ma. Więc odpisałem, że mamy w tym momencie problem, bo ja też nie wiem gdzie wyjść. To sie robi powoli kiepskie pod każdym względem. Może powinniśmy zacząć porozumiewać się językiem pisanym, a nie mówionym, bo to nam chyba najlepiej wychodzi...
Cholera człowieka bierze czasami z tak banalnych powodów... :(
15:36 / 25.07.2002
link
komentarz (0)
Nie powiem, żebym nie był zadowolony z tegonocnej imprezy :,0) Może nie licząc tego, że jakbym chciał i się postarał, to wiem już, że co najmniej jeden koleś na mnie leci... dobrze, że nie był nachalny. Jednak zdziwiło mnie to, zwłaszcza że koleś wiedział iż jestem hetero.......

***

Właśnie dowiedziałem się, że Tygrysiczka wróciła jednak wczoraj do Warszawy i nic mi o tym nie powiedziała. Napisała, że jestem brzydal i jak chcę, to mogę zadzwonić ( tylko, że nie wiedziałem iż wróciła ,0). Zapytałem się więc czy jest w domu i nazwałem zazdrośnicą, dodając jeszcze ";,0)" coby było widać, że żartuję. Na co odpowiedziała, że to ja powinienem się wstydzić, że inni koledzy muszą odwozić do domu. Jestem wkurwiony... jeszcze chyba nigdy nie byłem aż tak zły na Nią nie odczuwając bólu z tego powodu. Może ja na prawdę już nie kocham? Cholera wie... muszę pogadać, więc zaraz pewnie zadzwonię...

***

Wracając do klubu, to powiem jeszcze że w klatce się zajebiście tańczy :,0) Poza tym A. chyba się uzależniła od zapachu moich włosów ;,0) No i to była chyba pierwsza impreza na której nie wypiłem ani kropli piwa ( jeżeli chodzi o klubowe imprezy ,0) i bawiłem się równie dobrze, jak normalnie :,0)
Do tego wszystiego Luba jak się dowiedziała do jakiego klubu idziemy, to zrobiłą wielkie oczy i chciała wracać, ale jakoś dała się przekonać i nie żałowała tego :,0)
Tylko dzisiaj jak spałem, zostałem brutalnie obudzony przez dwa następująe po sobie skurcze. Raz w prawej, a drugi raz w lewej nodze. O ile ten pierwszy był krótki i wyprostowanie nogi go zlikwidowało, o tyle w lewej był upierdliwy do granic możliwości i nie dał się odgonić wyprostowaniem nogi :( Ale już mi przeszło i jestem po relaksującej, ciepłej kąpieli, więc powinno być wszystko ok.....
A teraz idę zadzwonić do Tygrysiczki, więc może za kila minut będzie kolejny wpis...
22:45 / 24.07.2002
link
komentarz (0)
O kurde... takie pytanie retoryczne, bo i tak nie zdążę zobaczyć odpowiedzi... jak wytłumaczyć ukraińskiej kuzynce, że idzie się do klubu dla homoseksualistów z lesbijką, gejem i trójką ( licząc mnie i ją ,0) hetero?
Tak, otóż moja kochana kuzyneczka zachciała iść do polskiej dyskoteki, a że przyłapała mnie na przygotowaniach do wyjścia, to zabieram ją ze sobą... I do tego ubrała się tak, jakby szła na podryw, a to oznacza, że jakaś lesbijka będzie pewnie chciała ją poderwać... cholera... RATUUUUNKUUUU!!!!
Jeżeli rodzinka dowie się w jakie miejsca ja chadzam, to się chyba zachlastają... ale żem się wkopał...
13:13 / 24.07.2002
link
komentarz (3)
Dzisiaj najprawdopodobniej wraca Tygrysiczka. Szkoda tylko, że jestem już umówiony i nie będę mógł po Nią wyjść. No cóż, teoretycznie miała wrócić za tydzień, więc czemu się tutaj dziwić? Tylko że w ten sposób będzie pewnie zazdrosna, zwłaszcza jak się dowie, że znowu byłem z A. na jakiejś imprezie i planuję jeszcze dwie ( w czwartek i piątek ,0). A znając życie, to pójdzie ze mną na Pola Mokotowskie i tam dowie się, że A. była ze mną na ManeVrach i dopiero będzie dym.
Właśnie wysłała mi SMSa o treści "No to w takim razie chyba nie wracam. Do zobaczenia kiedy indziej". Jest to odpowiedz na to, ze chyba po Nia nie wyjde, bo umowilem sie wczesniej na impreze ( nie wie z kim, nie wie gdzie ,0). Heh... w takim tempie, to związek sam się rozpadnie niezależnie od rozmowy po Jej powrocie :(
Do tego moja matka wysyła mnie do brata po płyty, z którymi później będziemy musieli jechać do mojej bratowej na drugi koniec miasta. Tylko dlaczego nie daje sobie wytłumaczyć, że samochodem będzie 20 razy szybciej ( jeżeli chodzi o wpadnięcie po te płyty ,0) i nie chce jechać. Cholery można czasami dostać od tego...
W dodatku Valkiria mi nie działa od wczoraj i nie mogę wysłać JeRzemu artykułu na konkurs redaktorski. Same negatywy dzisiaj :( Mam nadzieję, że w Paradise nic złego się nie stanie z moim dzisiejsym szczęściem...
Staję się za bardzo obojętny... właśnie sobie nawet pomyślałem, że co z tego, że Ona ze mną zerwie? Sprzeczność sama w sobie, jeżeli chodzi o moją osobę.
Heh... idę pisać dalej listy.
22:18 / 23.07.2002
link
komentarz (1)
Zaczynam mieć wątpliwości co do mojego związku. Nie wiem czemu. Przecież minęło już ponad 6 miesięcy. O co kurde biega? O wiosnę i feromony unoszące się w powietrzu, czy rzeczywiście jest coś nie tak? Pojęcia nie mam. Wiem tylko tyle, że mi z tym źle. Kiedy nie myślę o związku jest w porządku, bo nawet nie odczuwam Jej braku. A kiedy zaczynam myśleć, to jest źle. Czuję coś dziwnego. Mam nadzieję, że jest to tylko tęsknota, a nie zniechęcenie do siebie za dwulicowość. Właśnie to jest jeden z moich problemów. Nie umiem rozpoznawać własnych uczuć. Albo jestem aż tak niestały. Już kilkukrotnie nawiedziła mnie myśl o tym, aby cały ten związek zerwać i olać całą sprawę. Jednak za bardzo mi zależy na Tygrysiczce, aby zrobić coś takiego. Jestem tym totalnie zdołowany i nie wiem co z tym zrobić. Jak tylko wróci, to pewnie o tym porozmawiamy. Chociaż z drugiej strony zaraz będzie akcja pod tytułem: "znalazłeś sobie jakąś lafiryndę", "nienawidzę Cię za to" i pełno płaczu naokoło. A mi cholera zależy za bardzo, aby patrzeć jak płacze. Już raz tak miałem, że chciałem odejść bez słowa, ale Ona płakała, a ja nie umiem na to patrzeć. Od razu mam ochotę przytulić i pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Poza tym posłużę się do metafor dwojga moich znajomych.
MElfka stwierdziła iż Jej związek wyszedł z zakrętów i jeszcze się chwieje. Mój związek wyszedł z pojedyńczego zakrętu, ale teraz zamiast na 4 kołach, jedzie tylko na 2 bocznych.
Chafer porównywał miłość i jej budowanie do stawiania domków z kart z przeciwległych krańców stołów. Miłość jest stała i wspaniale szczęśliwa, gdy obie osoby dokładają z obu stron tle samo kart i rzeczywiście spotykają się dokładnie w połowie stołu. Tylko że ja czuję się tak, jakby na 20 moich kart przypadała jedna Jej. Teoretycznie powinienem dojść do połowy i czekać. Ale wiem, że z drugiej strony mogę się tego nie doczekać i powinienem budować dalej. Tylko że w tym wypadku musiałbym już chodzić po karty na drugi koniec stołu uważając, aby nie przewrócić przypadkiem swojego domku.
Wiem, że Tygrysiczka jak skończy studia i znajdzie pracę ( czyli za jakieś dwa lata ,0) będzie chciała mieć dziecko. Ja także chciałbym mieć dziecko, ale wiem, że nie jestem do tego w absolutnie żadne sposób przygotowany. I nie wiem, czy za te dwa lata będę. Boję się tego cholernie. Może to także jest jeden z powodów mojej ciągłej doliny. No dobra, może nie ciągłej, ale wciąż powracającej z minimalnie większą siłą.

A teraz Ci Demo odpowiem w jaki sposób można się bardziej demoralizować.
Wyobraź sobie sytuację, gdy pragnę poligami. Wyobraź sobie, że przyjeżdża do nas daleka krewna z córką i wiesz co czuje moje ciało. Wyobraź sobie, że brakuje mi czułości w takim stopniu, że pragnąłbym w tej chwili dostać ją od kogokolwiek w jak największej ilości ( a wiesz, że moim zdaniem największym okazaniem uczucia i czułości jest uprawianie miłości ,0). Wyobraź sobie, że mam ochotę momentami upić się w trupa, najlepiej półtorakiem, bo to jest najlepsze. Kilkukrotnie byłem bliski zapalenia sobie jakiegoś fajka. I wiesz, że od kościoła katolickiego oddalam się z dwóch powodów. Pierwszy to jego stosunek do okultyzmu i spraw pokrewnych, a drugi to zdanie na temat seksu przedmałożeńskiego i ogólnie seksualności ludzkiej ( chociaż w wielku punktach się zgadzam ,0). I to się cały czas powolutku pogłębia. Czy to jest wystarczająca odpowiedź na pytanie w jaki sposób się demoralizuję szybciej od Ciebie?
02:45 / 23.07.2002
link
komentarz (1)
Przyjechali kontrachenci z Białorusi, czyli ciocia z córką :,0) Nie spodziewałem się iż z mojej siostrzyczki taka ślicznotka wyrośnie ( zwłaszcza po Jej ostatniej wizycie u nas ;,0) Heh... gdybym tylko lepiej znał rosyjski, to jakoś nawet mógłbym się z nimi dogadać, chociaż ciocia akurat mówi mieszanką polsko rosyjską, więc... Ale teraz idę już spać. W końcu jutro muszę zredagować tekst na Valkirijski konkurs redaktorski :,0)
17:33 / 22.07.2002
link
komentarz (3)
Nie lubię miast. Już to czuję. Zwłaszcza Warszawy. Zasmrodziałe powietrze i pełnia deprawacji, która ogarnia mnie niczym błoto w samym sercu bagna. Nie pozwala się ruszyć, odbiera wolę, zalewa usta, oczy i nos. Już nic nie czuję. Nawet tej radości, która mi towarzyszyła przez ostatnie dni. Może ja po prostu zbyt dobrze znam to miasto? Nie wiem. Jednak jak tylko będę miał możliwość wyprowadzenia się stąd, skorzystam z niej skwapliwie. Najlepiej do Krakowa, albo Poznania. Oba miasta to kryształy czystości w porównaniu z Warszawą, chociaż pewnie nie są takimi. Ale ja chcę po prostu odpocząć od tego wszystkiego...
13:36 / 18.07.2002
link
komentarz (3)
Ale jazda :,0)
Wczoraj byłem w Proximie z A. i dwójką Jej znajomych. Bawiliśmy się w sumie do samego rana ( około 3 skończyli grać ,0) ale Jej znajomi poszli wcześniej do domu, więc zostaliśmy sami. Najciekawsze były momenty, gdy jacyś kolesie przystawiali się do A. albo jakieś panny dawały do zrozumienia, że chcą być poderwane ;,0) Ogólnie całkiem ciekawie. Nawet sporo też przegadaliśmy biorąc pod uwagę fakt iż oboje lubimy tańczyć na takich imprezach :,0) A jak wracaliśmy to natkneliśmy się na ludzi wychodzących z imprezy Para(-diso???,0) W ogóle nie wiem konkretnie jak się ten klub nazywa, ale zastanowiło mnie od razu czy aby przypadkiem mojej znajomej sieciowej nie spotkaliśmy nieświadomie ;,0)
Wcześniej ( czyli w ogóle przed wyjściem na całą imprezę ,0) upiekłem dwa cista. Jedno dla Tygrysiczki, a drugie dla Sepulturki, która dokarmiała mnie naleśnikami. Prosiłem aby przyjechała po ten sernik, bo nie będę miał kompletnie czasu, aby Jej dostarczyć... no i nie przyjechła :( Ale to tylko lepiej dla mojej rodzinki, bo im więcej sernika zostało ;,0)
Dzisiaj natomiast mam się niedługo spotkać z Tygrysiczką i sobie gdzieś połazić. Najpewniej będzie to wydział pedagogiki, a później las kabacki, albo będziemy u mnie w domu. Zobaczymy jak będzie. Może najpierw wpadniemy do mnie po bitą śmietanę dla Niej, a dopiero po tym pojedziemy po namiot. Plus jest taki, że moglibyśmy się nacieszyć sobą przed naszym rozstaniem na 2-3 tygonie, pobawić się i pozajadać się bitą śmietaną, no i przy okazji zostawię Jej co najmniej połowę szarlotki, a drugą połowę weźmiemy na Pola Mokotowskie tak samo jak sernik. No i szampan z okazji półrocznicy :,0)
A jutro rano wyjazd na Suchą Polanę na Valkirijskie Manewry razem z A., Yaahoozem, kreską_ i Galhardem :,0) Jediemy samochodem w przeciwieństwie do reszty ludzi :,0) Najciekawsze jest to, że A. nie ma namiotu ( czego nie byłem świadom jak wyciągałem Ją na Manewry ,0) i stwierdziła, że śpi w moim... mam nadzieję, że Tygrysiczka się nie dowie, bo inaczej mnie zastrzeli chyba. Mam nadzieję, że nie będzie miała powodów, aby mnie zastrzelić ;,0)
Tak swoją drogą, to gdybym był wolny i miał wybrać między Tygrysiczką, a A. ( znając obie na równym poziomie ,0) to wybrałbym A. Chociaż nie znam Jej aż tak dobrze jak Tygrysiczki. Pewnie i tak całość będzie odebrana nie tak, jak potrzeba, więc proszę od razu o skomentowanie tego razem ze sposobem w jaki zrozumieliście powyższe 2 zdania :,0)
00:56 / 17.07.2002
link
komentarz (5)
Wczoraj Tygrysiczka wróciła wreszcie do domciu :,0) Oczywiście wyszedłem na Dworzec na spotkanie i odprowadziłem później do domciu :,0) Ogólnie było zajebiście, zwłaszcza że w metrze w drodze na dworzc spotkałem znajomego. Pewnie niektórych zastanowi co robiłem w metrze, skoro mieszkam na Jelonkach :,0) Odpowiedź jest prosta. Odprowadzałem znajomą do domu po dniu filmowym u mnie :,0) Tygrysiczka była trochę zazdrosna, ale szybko rozwiałem wątpliwości. Szczerze powiem, że nie zamieniłbym jednej na drugą, pomimo tego, że A. jest rzeczywiście prześliczna i dwa lata temu, jak Ją poznałem, nawet myślałem o tym, aby spróbować z Nią, ale niestety była zajęta. Teraz jesteśmy dobrymi znajomymi i nic więcej. Jutro z resztą Tygrysiczka Ją pozna, jeżeli będzie miała siły iść do Proximy z nami :,0) Mam nadzieję, że będzie miała, bo będzie znowu zazdrosna, a co za dużo, to niezdrowo ;,0)
Jutro też będzie u mnie w domu wielkie pieczenie ciast. Obiecałem Spulturce upiec pół sernika za czwartkowe naleśniki z wiórkami kokosowymi :,0) No i Tygrysiczce szarlotkę z okazji naszego półrocza :,0) Tia... magiczna granica krótkich związków została przekroczona ;,0) Jutro na Polach Mokotowskich będzie się zajadało trochę ludzi szarlotką i zapijało ją szampanem. A Tygrysiczka jeszcze będzie się bitą śmietaną zajadała ;,0) Mam nadzieję, że nie wypije za dużo przed tym, bo jeszcze będzie chciała zrealizować pomysł jedzenia smietany z ciała drugiej osóbki i co by było? ;,0) Rozumiem w domu, ale tak publicznie? ;,0)
Dobra... idę spać, bo zaczynam już głupoty chrzanić...
19:05 / 12.07.2002
link
komentarz (8)
Powiem jedną tylko rzecz. Nic mnie nie cieszy i boli mnie to bardzo.
Od jakiegoś tygodnia absolutnie nic mnie nie cieszy, ani nic w tym stylu. Nawet nie wiem jak to dokładnie określić. Owszem, Tygrysczka wyjechała właśnie jakoś tak, ale to nie tylko to. Staram się robić wiele rzeczy. Gram sobie na kompie, piszę opowiadania i listy, czytam, prowadzę sesję w Mag'u, spotykam się z ludźmi i rozmawiam, gram w piłkę, gram w karty, starałem się zabrać za stronę, chciałem rysować. Jedyne co udało mi się zrobić, to obejrzeć kilka kaset od przyjaciela. I nic więcej. Czuję się jak skorupka bez niczego. Do niczego... Nie wiem co mnie tak nagle ogarnęło, ale coś takiego nie zdarza mi się po raz pierwszy. Ponad pół oku temu, gdy nie byłem jeszcze razem z Tygrysiczką miałem dokładnie to samo. Później mi minęło i wydawało mi się, że był to efekt braku dziewczyny. Ale może niekoniecznie, skoro teraz mam kochającą osobę blisko siebie, a nadal mnie to dręczy. Kto wie? Może to wszystko przez to, że czuję się cholernie niedoceniany. Albo brakuje mi jakiejś zmiany w sobie. Nie mam pojęcia. Najgorsze jest to, że nie umiem się bawić w najlepsze. Olać to wszystko i po prostu być i bawić się korzystając z życia. Nie wiem czemu tego nie umiem. Ograniczenia społeczne? Mam je głęboko gdzieś, więc to nie to.... pojęcia nie mam. Może powieniem rzeczywiście iść do jakiegoś psychoanalityka, jak mi radziła Demo? Nie mam pojęcia.

Dzisiaj spotkałem się z dawno nie widzianą osobą. Najprawdopodobniej sypnie się Jej związek. A szkoda, bo byla z facetem dobre kilka lat ( minimum 2 ,0). Jak tak sobie łaziliśmy i gadaliśmy o wszystkim i o niczym, było mi całkiem fajnie. Mogę nawet się przyznać, że gdyby nie była zajęta, to już w dniu poznania Jej starałbym się Ją poderwać. Nie dość, że jest jaka jest ( dosyć podobna do Tygrysiczki jeżeli chodzi o charakter ,0) to jest jeszcze piękniejsza od mojej połowicy ( i równie co Ona seksowna ,0).
Później jeszcze przejeżdżała cesarska para Krakowskim Przedmieściem ( od Hotelu Bristol do UW ,0). Cesarzowa skinęła mi głową przejeżdżając, a ja odwzajemniłem się płytkim ukłonem. I jeszcze się uśmiechnęła.... Tak mało, a jednak podniosło mnie to dziwnie na duchu. Nie wiem czemu. Może ja się tak źle czuję, bo nikt mnie nie docenia? A może z tego względu, że mnie same smutasy otaczają? Nie mam pojęcia... Ale jest ogólnie źle, bo nawet nie wiem jak jakoś konkretniej tą notkę napisać, a i tak piszę ją tylko z rozpędu kilku pierwszych linijek...
11:45 / 04.07.2002
link
komentarz (0)
Idzie burza, a ja słucham ścieżki dźwiękowej z Draculi. Chyba jednak dzisiaj założę strój wyjściowy :,0)
i już pada deszcz. CU-DO-WNIE :,0)
Tylko jak ja cholera w taka pogode dojade na Pola Mokotowskie ;,0)
23:13 / 03.07.2002
link
komentarz (0)
Tygrysiczka ma jednak rację, że przybiło mnie to wszystko :( Niby mówię, że to nic takiego, że coś się wykombinuje, ale w głębi duszy jakoś już w to nie wierzę. Nie mam za bardzo siły na nic :( Mam po prostu ochotę położyć się i leżeć tak do końca świata. To jest po prostu chore. Jednak miała rację mówiąc, że to w końcu jest moje marzenie, a jak ono upadnie, to jednak boli. Wiem, że i tak pójdę tam jutro i złożę prośbę o ponowne rozpatrzenie mojego wniosku o przyjęcie na wydział. Wiem też, że w piątek pójdę na kolejny egzamin, a w sobotę na rozmowę kwalifikacyjną. Wiem jednak, że z takim nastawieniem mam małe szanse. Kurde... może to i jest głupie, ale nie umiem się przed samym sobą przyznać do porażki i tego, że jest całkowicie z mojej winy. Wiem też że głupie jest to, że chciałbym się Jej wypłakać, a z drugiej strony nie chcę w żaden sposób wyjść na kogoś niezaradnego. Na jakiegoś ciapciaka. I co z tego, że to totalny paradoks. Jak już kiedyś komuś powiedziałem, ja sam jestem chodzącym paradoksem, który tak na prawdę nie ma prawa istnieć. Łączę w sobie zbyt wiele sprzecznych cech.... no cóż... wyłączam się, bo znowu głupoty zaczynam pieprzyć.
21:07 / 03.07.2002
link
komentarz (2)
No i jak na razie sie nie dostałem na psychologię. Jestem na 434 miejscu na 100 osób przyjętych. Mam zamiar złożyć odwołanie i liczyć na to, że jednak sporo osób zrezygnuje, ale... mam nadzieję. Pożyjemy, zobaczymy :,0) Najważniejsze jest to, że nadal z Tygrysiczką jesteśmy razem :,0) Tylko szkoda, że nie pojadę do Mrocznej Elfki :( Jedzie nad jezioro jakoweś i nie będzie Jej w Poznaniu... bu.... no cóż... wymyśli się coś do roboty na ten czas :,0)
14:11 / 02.07.2002
link
komentarz (4)
No i ciocia Galaxy sie mylila :,0) I bardzo dobrze, bo nie mozna miec zawsze racji ;,0)
A tak wracajac do rzeczy, to porozmawialismy jeszcze raz i wyjasnilismy sobie wiele. Bardzo wiele. Efekt byl taki, ze wyjechalismy sobie do Torunia stopem na festiwal "Song of Songs" :,0) Bylo po prostu zajebiscie. Spotkalem tam w koncu wiele znajomych osob z roznych rekolekcji i nie tylko :,0) Połaziliśmy sobie po Toruniu zwiedzając przy okazji planetarium i kilka sklepów. Ogólnie każdy koncert był bardzo fajowy. Tylko szkoda mi trochę 2Tm2;3 bo musiałem Tygrysiczkę wyciągać z kotła skacząc i trzymając w rękach jednocześnie, co w większości wychodziło tak, że wlokłem za sobą. No i później nie za bardzo mogłem sam do tego kotła wskoczyć, ale co tam. Najważniejsze jest to, że mogłem być przy Niej i to się liczy :,0)
Teraz jedzie do Trewiru i do Taize, więc będę miał tydzień z kawałkiem dla siebie. Postanowiłem wtedy pojechać do Poznania do Mrocznej Elfki, ale jeżeli nie dostałbym się na psychologię, to raczej marne są na to szanse.... ale mam nadzieję, że będzie dobrze :,0)
20:41 / 25.06.2002
link
komentarz (4)
KURWA... ja już tak nie mogę. Dlaczego napisała mi, że rozumie to, że nie mam czasu, aby się z Nią spotkać? To jest na prawdę wspaniała kobieta i kocham ale coś tutaj jest nie tak. Za każdym razem jak proponuję jakieś spotkanie, to jest nie w porę, bo coś tam. Chociażby ostatnio była w kinie i teatrze, a mnie już nie mogła wziąć ze sobą ( pomimo tego, że szła z przyjaciółmi ,0). W dodatku napisała mi to wiedząc, że się w ogóle nie uczę. To jest chore. Rozumiem, że na część z takich ofert z drugiej strony ja odpowiadam odmownie, ale nie jest tego aż tyle. Pewnie ktoś się od razu przyczepi, że jestem egoista i myślę tylko o sobie, bo ja niby mogę wychodzić zagrać w piłkę z przyjaciółmi, a Ona nie może wyjść do kina, albo teatru. Otóż nie. Rozumiem doskonale to, że potrzebujemy oboje trochę czasu dla siebie i naszych przyjaciół, ale dlaczego aż tyle tego czasu potrzebuje Ona??? Owszem, może i wyszedłem w sobotę pograć w piłkę ze składem Valkirii, ale nie zajęło mi to całego dnia. Chciałem się z Nią spotkać później. Ale oczywiście nie mogła. Nawet nie wiem czemu. Chciałem wyjść z Nią na Pola Mokotowskie w czwartek jeden i drugi, zanim jeszcze zaczęła się cała sprawa z M. I co? I nie miała czasu. A wtedy, gdy najmniej chciałem żeby szła, nagle go znalazła. Tak samo było z wczorajszą rozmową. Mieliśmy się spotkać dzisiaj w Parku Bemowskim, aby sobie poleżeć i się pouczyć. I co? I nic z tego, bo znowu coś tam wypadło. Zaproponowałem, abyśmy spotkali się popołudniu. Stwierdziła, że możemy sobie wtedy pobiegać. Dopiero jak stwierdziłem, że nie chcę tylko biegać, ale i pogadać ( na co odpowiedziala, ze zabrzmialo to groznie, a zaczynala sie przekonywac o tym, ze chce zerwac dla kogos innego ,0) dopiero zaproponowala date wczorajsza. To jak to jest, ze mogla jednak znalezc czas? Wiem, ze czasami chce sie spotkac z przyjaciolmi, tak samo jak ja i dlatego rzucam propozycje, ktore czasami sa odrzucane. To naturalne. Jednak nienormalnym juz jest, aby odrzucala wiekszosc moich propozycji, a sama miala jakiegos rodzaju pretensje o to, ze ja nie mam czasu dla Niej. Zwlaszcza, jak sama przypomniala, zostalo tylko 61 dni do Jej wyjazdu do Niemiec na rok. Kurde... chyba bede musial z Nia znowu porozmawiać. I znowu cholera się boję... ;(
02:29 / 25.06.2002
link
komentarz (3)
I jest dobrze :,0)
LANcaster, możesz przestać obgryzać panokcie.
Demo, możesz odłożyć ten pas przygotowany na moje 4 litery ;,0)

Spotkaliśmy się koło 19. Mieliśmy pobiegać, ale jednak Tygrysiczka nie ubrała się odpowiednio i nie mieliśmy jakoś zbytnio ochoty biegać. Zanim usiedliśmy i w końcu zaczęliśmy rozmawiać, minęło troszkę czasu wypełnionego nic nie znaczącą rozmową o pierdołach. Siedzieliśmy na ławce wtuleni w siebie dobrych kilka minut zanim zaczęliśmy rozmawiać. Powiedziałem wszystko począwszy od tego, że brak mi czułości, poprzez zamieszanie z M. na Polach Mokotowskich ( chociaż nie dodałem nic ponad mokre cmoki w policzek ,0) aż do wyjazdu do Turcji i światopoglądu i wzajemnych realcji. Powiedziałem jak to jest, że czuję się tak, jakbym musiał być już teraz o te kilka lat dla Niej starszy i troche źle mi z tym, zwłaszcza że nie umiem temu do końca podołać. Tak samo jak stereotypowi faceta, który jest umięśniony, wysoki i władczy. Ja po prostu taki nie jestem i nie zamierzam być. Efekt rozmowy był taki, że okazałem się świetnym misiem-przyjacielem. I tutaj tkwił cały problem. Powiedziałem, że ja chcę to zmienić tak, abym był czymś dużo więcej dla Niej. Dałem możliwość wyboru. Albo robimy tak, jak ja chcę, albo pozostaję już niczym więcej niż miś-przyjaciel. Decyzję zostawiłem Jej i dodałem, że samemu tego nie będę robił, bo mi się to nie uda i musimy to zrobić wspólnie. Nie podjeliśmy decyzji. Dopiero jak wracaliśmy się, zdecydowałem się jechać do Turcji, jak wreszcie podała mi ceny biletów w tamtą stronę. Teoretycznie wystarczy 250 złotych na powrót z któregokolwiek miejsca w Turcji do Polski do Przemyśla. Oznajmiłem, że pojadę i... wszystko prawie wróciło do normy. I mam nadzieję, że tak zostanie przez całą Turcję i dalej. I szczerze powiem, że jak się taka sytuacja powtórzy, to nie mam pojęcia jak zareaguję, bo miałem dziwne przeczucie dzisiaj pod koniec, gdy już wracaliśmy z pól koło remizy, że gdybym nie jechał do Turcji, to cokolwiek bym zrobił i tak by zgubiło związek. Nie wiem... to tylko takie głupie przeczucie. Zobaczymy jak to będzie z Turcją i po Tucji. Mam nadzieję, że wtedy będę mógł się z tego naśmiewać :,0)
18:40 / 24.06.2002
link
komentarz (2)
Dzisiaj się wszystko wyjaśni. Od kilku dni jest co raz gorzej ze mną. Czuję się na prawdę paskudnie. Do tego jakby Tygrysiczka się ode mnie oddaliła. Jak już wspominałem, zero czułości od Niej. Nie widzieliśmy się od tygodnia, czy coś koło tego. Nie zapytała się nawet jak mi poszły egzaminy. Ani w piątek, ani dzisiaj. Mówiła, że ma mało czasu, bo pisze sprawozdanie z praktyk. Spotykała się w tym czasie z przyjaciółkami. Nie mam tego za złe, a wręcz przeciwnie. Jestem za tym, aby się spotykała. Ale do diaska czemu dla nich znajduje czas, a dla mnie nie. Owszem, zaproponowała wyjazd do Turcji i dalej mnie na niego wyciąga. Tak samo zaproponowała spotkanie we wtorek i wspólną naukę w Kampinosie. Wczoraj, czy przedwczoraj powiedziała, że skoro i tak mamy tylko leżeć, to lepiej abyśmy poszli do parku bemowskiego. Powiedziałem, że może być. Dzisiaj chciała odwołać spotkanie. Powód? Warunki atmosferyczne i zgubienie jakiegoś świstka papieru potrzebnego do odebrania jakiegoś dokumentu ( nie pamiętam jakiego ,0). Oczywiście musi też pojechać odebrać ten dokument. Zaproponowałem więc spotkanie jakoś popołudniu. Zgodziła się i stwierdziła, że możemy sobie pobiegać o 19 jutro. Oczywiście natychmiastowy odpis, że ja chcę nie tylko pobiegać, ale i pogadać. Po kilku SMSach jednak stwierdziła, że lepiej, abyśmy pobiegali i pogadali dzisiaj i mieli to już za sobą ( jako że oboje się boimy tego, co powie to drugie ,0) Mam nadzieję, że będzie dobrze.
20:13 / 21.06.2002
link
komentarz (5)
Jest mi źle. Po prostu. Egzamin poszedł tak sobie. Ogólnie pewnie wyjdę znowu ponad średnią. W każdym razie mogę powiedzieć, że z matematyki mam znowu 100% dobrze. Ciekawe, że właśnie ten przedmiot mnie tak bardzo podciąga na każdym egzaminie...
Ale, ale... wczoraj w końcu porozmawiałem z M. i wyszło bardzo miło i pozytywnie. Może nie licząc kilku momentów, które owszem, były miłe, ale trochę niepotrzebne jak na tamtą chwilę. Rozmowa z Dagiem, twórcą dago-wino, też coś niby dała, bo w końcu odważyłem się zapytać co by zrobiła, gdyby Jej były chciał wrócić. Co prawda zapytałem się SMSem i to był chyba błąd, bo powinienem był poczekać do wtorku. Odpowiedziała jakoś tak wymijająco... jakby nie mogła powiedzieć wprost. Otrzymałem po prostu SMSa o treści następującej: "Miales przyjechac do mnie wracajac z egz. O co Ci chodzi z Przemkiem. Jesli chcesz ode mnie odejsc bo mialam depreszke, albo poznales kogos to nie owijaj w bawelne" Nie chcialem Jej odpowiadać w jakiś wredny sposób, więc napisałem, że chciałem tylko wiedzieć a miałem wpaść przed 17. To szczegół, że gdybym wpadł tak, jak wracałem to byśmy razem byli przez niecałe 20 minut. A ja po prostu nie mogę tak dłużej i chcę poważnie porozmawiać i pomimo wszelkiego rodzaju stwierdzeń osób postronnych, chcę ten związek uratować. Nie mam nic do komentarzy, bo w końcu jest to wasze zdanie i cieszy mnie to, że je wyrażacie.
Heh... ogólnie mam znowu doła i mi się to strasznie nie podoba... bu...
12:22 / 21.06.2002
link
komentarz (0)
Teraz trzymajcie za mnie kciuki, bo o 14 mam zajebiscie najwazniejszy egzamin. Jezeli mi nie pojdzie dostatecznie dobrze, to nie dostane sie na psychologie i bede niszczycielem takze swoich marzen...
01:43 / 20.06.2002
link
komentarz (8)
Nie wiem... mam ciężki orzech do zgryzienia. Imię orzecha zaczyna się na "M", czyli dokładnie tak samo jak imię mojej Tygrysiczki. Każdy, kto chodzi na łatwiznę, już dawno by zrobił to, o czym ja myślę tylko i wyłącznie jako najgorsza możliwa perspektywa ( e tam, może być gorsza - dop. zdrowego rozsądku ;,0) Tygrysiczka ma depresję. Nie umiem nic na to poradzić. Wiem tylko tyle, że staram się jak mogę. Teraz jedyne, co mi pozostało, to zapisanie Jej do psychologa ( albo psychiatry ,0). Oczywiście za wiedzą i zgodą samej zainteresowanej :,0) Wiem, że cokolwiek by się teraz działo, nie zostawię Jej. Może to i jest tylko poczucie obowiąku, ale nie będę zachowywał się jak ostatni skurwysyn. Już teraz osiągam granicę wytrzymałości. Dlaczego? Ponieważ daję cały czas tyle pozytywu, ile się daje. Nawet szukam jakiejś dorywczej pracy i pożyczek u znajomych. Jak na razie poratować mnie może LANcaster, ale jeszcze nic nie wiadomo. W zamian jednak nie otrzymuję nic pozytywnego. Wręcz przeciwnie. Nie licząc jedynej dobrej rzeczy ( czyli samego bycia z Nią ,0) dostaję same negatywy. Poczucie winy za wyprawę do Turcji. Zostaję nazwany tchórzem, niedojrzałym itp. Po części może to i prawda, ale nie mówi się takich rzeczy z całą brutalnością prosto w twarz. Rozumiem, że czasami jest to potrzebne, ale bez przesady. Później dzwoni i przeprasza. A ja wybaczam. Nie umiem chować w swoim sercu urazy. Jest może jedna, albo dwie osoby, do których mam taką urazę od dawna i pewnie jeszcze długo będę ją nosił, ale to są wyjątki potwierdzające regułę. Ona czuje się wtedy winna i w ogóle jest strasznie zła na siebie za to, że wszystko chrzani. Staram się pocieszać, że to wcale nie prawda. Zostaję uraczony tym, jaki to nie jestem wspaniały i cudowny. I już raz o mały włos, a wymknęłoby mi się: "to dlaczego, jak się spotykamy, nie dajesz mi tego do zrozumienia?" Ja ze swojej strony staram się jak mogę. Staram się mieć zawsze umyte włosy, obcięte paznokcie bez brudu pod nimi. Umyte zęby i świerzy oddech. Staram się zawsze coś wymyślić, aby Ona nie musiała tego robić. Wiem jak bardzo lubi chodzić, więc w większości to spacery, ale nie zawsze. Rozumiem depresję i dlatego jestem dalej. Jestem i mam cały czas nadzieję, że jak minie, to wszystko się zmieni i będzie tak jak dawniej. Takie spontaniczne przytulenie i namiętny pocałunek na przywitanie, gdy nie widzieliśmy się już dwa dni. Chociażby takie drobnostki. Wtedy wiem, jak bardzo opłacało się to wszystko robić. Kiedy Ona ( z resztą nie tylko Ona ,0) zrobi coś dobrze, albo mnie czymś zaskoczy pozytywnie, to pokazuję jak ważne jest to dla mnie. Przytulenie, pocałunek, krótka rozmowa ( co najmniej ,0) na ten temat. Mam nadzieję, że w drugą stronę też tak kiedyś będzie. Mam nadzieję, że szybko, bo długo w takim stanie jak teraz po prostu nie wytrzymam psychicznie. Szczycę się tym, że pomimo wszystkiego jestem odporny psychicznie. Ale wszystko ma swoje granice. Nie chcę tego tracić. Zastanawialiśmy się nawet nad tym, dlaczego nie urodziłem się te 3 lata wcześniej. To boli... bardzo boli. I właśnie tego najbardziej się boję. Tego, że jak Tygrysiczce to wszystko minie, to będzie między nami bardzo podobnie. Będzie mi ciężko rozerwać ten związek, gdyby do tego doszło. Dlaczego? Ponieważ nie chcę, ale wiem, że w takiej sytuacji bym musiał. Czemu bym musiał? Ponieważ związek ma służyć obojgu ludziom. Wiem jednak też, że wyjście z tego stanu może trochę potrwać. Jednak mam nadzieję, że będzie to krótko trwało...
A co do tego wszystkiego ma tajemnicza "M"? W sumie bardzo wiele, ponieważ wpadłem Jej w oko, co mile połaskotało moją męską dumę ;,0) Jednak wiem, że nawet gdybym rozstał się z Tygrysiczką nie umiałbym być z Nią. Dlaczego? Ponieważ zawsze przestrzegałem dwóch zasad.
1. Zawsze między związkami miej miesiąc odstępu wolności.
Raz tą regułę złamałem i źle na tym wyszedłem. Teraz już przestrzegam.
2. Nigdy nie wiąż się z kimś, jeżeli tak na prawdę kochasz kogoś innego.
Tą regułę też złamałem, ale dwa razy. Za każdym razem wyszedłem na tym gorzej niż w przypadku pierwszym. A wiem, że Tygrysiczkę będę kochał długo nawet po naszym ewentualnym rozstaniu.
Może i nie powinienem pisać tak pesymistycznie... może to tylko wywoływanie wilka z lasu. Może to próba usprawiedliwienia moich myśli? Nie wiem... po prostu napisałem to, co mi leży na wątrobie i na sercu.
01:24 / 19.06.2002
link
komentarz (4)
Jednak Ona ma racje. Jestem ciapciak i wielu rzeczy nie umiem zrobić. Na wiele rzeczy nie umiem się zdecydować :( W ogóle jestem niedojrzały emocjonalnie. Zamiast użalać się nad sobą, powinienem wziąć się w garść i za siebie. Nie wiem czy potrafię, ale spróbować przecież trzeba, prawda? Mam tylko nadzieję, że nie będzie za późno...
00:08 / 19.06.2002
link
komentarz (0)
Czuję się jak ostatni skurwysyn... właśnie przekreśliłem marzenia Tygrysiczki o wyjeździe do Turcji. Dlaczego? Ponieważ mój ojciec nie dał mi tych 600zeta. Co prawda większość z tego miała być asekuracją na ten wyjazd, ale mimo wszystko... chcę z Nią jechać, ale boję się jak cholera. Nie wiem czemu, ale nie ufam temu, co Ona mówi na temat tego, że kasy nam wystarczy. Boję się tego... panicznię się boję... pomyślałem nawet, że nie jestem odpowiednim dla Niej facetem. Kurde... dlaczego tak bardzo kocham i jednocześnie się tak boję... boję się nie tylko tego wyjazdu. Boję się wszystkiego co jest związane z tym związkiem.
Powiedziałem Jej o tym strachu przed Turcją. Zapewniała mnie, że nie ma się czym przejmować... że wystarczy nam kasy... boję się i nie wiem co z tym zrobić... i nie wiem dlaczego, Ona nie umiała mnie pocieszyć ;(
12:24 / 18.06.2002
link
komentarz (0)
Po pierwsze do Chafera... nie czyta. Myślisz, że dlaczego zmieniłem adres zapisków. Przecież, że nie z sympati do nloga. Jestem zbyt szczery w pisaniu tego, co mi przyniesie myśl na palce, więc nie chciałem, aby wiedziała o absolutnie wszystkim.

Wracając do wpisu....

Wczoraj spotkałem się z Tygrysiczką. Poczekałem aż skończy korepetycje, po czym poszliśmy sobie na Moczydło. Chodziliśmy sobie i trochę rozmawialiśmy. Szkoda tylko, że mam głupie przyzwyczajenie z gór i raczej nie umiem rozmawiać chodząc. Natomiast Ona za żadne skarby nie chciała siadać po całym dniu siedzenia. I szczerze powiem, że się wcale temu nie dziwię. Jednak po Moczydle poszliśmy sobie do parku przy elekcyjnej ( pojęcia nie mam jak się nazywa ,0) Tam też sobie pochodziliśmy. I to był koniec naszego chodzenia, ponieważ Tygrysiczka musiała zrobić notatki z jednej książki do dzisiaj, a miała zaledwie połowę tego. Dopiero na schodach pod Jej mieszkaniem udało nam się porozmawiać. Powiedziałem jak się czuję i czego mi brakuje. Jeszcze 2-3 miesiące było między nami dużo więcej czułości, a teraz? Teraz wychodząc z korepetycji przywitała mnie całusem w policzek. Zupełnie jakbym był Jej przyjacielem, a nie facetem. Wiem, że jest to czepianie się drobnostek, ale z tego przecież składa się cały związek. Niby zrozumiała, ale czułości ile było, tyle nadal jest ( chociaż nie mogę oczekiwać tego, że zmieni się to z dnia na dzień, prawda? ,0) Rozmawialiśmy też wtedy o Turcji. Najpewniej nie pojedziemy na cały miesiąc z powodu braku funduszy z mojej strony. Będzie mi brakowało coś koło 600 złotych ( jeżeli ojciec mi nic nie pożyczy ,0) na cały fundusz razem z marginesem błędu. Jeżeli mi nie pożyczy, mój margines błędu będzie wynosił -100 złotych. Jednak powiedziała, że chce jechać ze mną i z nikim więcej. Nawet pomimo mojej propozycji, aby znlazła kogoś innego na tą wyprawę i pojechała z tym kimś, żeby nie niszczyła sobie przeze mnie marzeń wakacyjnych. Mam nadzieję, że tam wszystko wróci do normy, a nawet się polepszy.
23:25 / 16.06.2002
link
komentarz (3)
Może to źle o mnie świadczy, ale potrzeuję fizycznej czułości. Chciałbym kochać się ( nie mylić z kopulacją popularnie zwaną seksem ,0) z Tygrysiczką i pokazać jak bardzo kocham. Chciałbym, aby wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć. W każdej sprawie. Jednak czuję, że nie dane mi będzie tego doświadczyć :( Przynajmniej teraz. Ona ma jakiegoś dziwnego doła od jakiegoś czasu, a od kilku lat co najmniej ma coś na kształt wiosennej depresji. Ale coś takiego chyba nie istnieje, prawda?
Najgorsze jest to, że zaczynam poważnie rozważać możliwość skoku w bok. Jednocześnie chcę i nie chcę tego. Mam nadzieję, że jutro uda mi się z Nią porozmawiać na ten temat. Dlaczego? Ponieważ rozmowa prawie zawsze rozwiązuje wszystkie problemy... mam nadzieję, że i tera tak będzie...
18:41 / 16.06.2002
link
komentarz (1)
No tak, trochę mnie tutaj nie było... może znowu zaniedbuję nloga i czytaczy, ale co tam. W końcu jest on dla mnie, czyż nie?
Od wtorku wydarzyło się w sumie tylko trochę. A może aż trochę? Nie wiem. Dziwnie się czuję przez to wszystko...
W czwartek byłem w Merylin. Upiekłem na to spotkanie ciasto, a konkretniej biszkopta z ananasem i truskawkami. Znakomita większość stwierdziła, że jest bardzo dobre :,0) Szczerze powiem, że połechtało to moją męską dumę ;,0) Także to, że trzy dziewczyny od razu stwierdziły, że chcą mnie ze sobą wziąć do domu ;,0) Szkoda, że musiałem je rozczarować... Ale mniejsza o to... LANcaster przyniósł mi obiecane wideo ( zamiast zwrotu długu, który zalegał od 1,5 roku :,0) Szkoda tylko, że jest bez kabli. No cóż... może w ten czwartek mi doniesie.
Po wszelakich rozmowach z ludźmi poszliśmy trójką poodprowadzać się chociaż częściowo do domów. LANcaster, M. i ja. Oczywiście najpierw odprowadzaliśmy M. z powodu tego, że jesteśmy dżentelmenami ( przynajmniej w teorii ;,0) a poza tym mieszkała ona najbliżej z nas wszystkich. Jak już staliśmy pod domem M. zdarzyła się rzecz dziwna i totalnie mnie zaskakująca. Szkoda tylko, że nie umiem reagować na takie rzeczy inaczej, niż zareagowałem. Nie wiem dlaczego... Później LANcaster odprowadził mnie na przystanek, a sam pobiegł na swój zaraz po tym, jak przyjechał mi tramwaj do domu. Ogólnie po tym wszystkim miałem i nadal mam kaca moralnego. I szczerze powiem, że boję się trochę wracać w czwartek pod Merylin....
Dnia następnego, czyli w piątek, pojechałem z Tygrysiczką do Błonia na rowerach ( jakieś 30km od Jej domu ,0) Dostałem kolarkę i miałem na niej jechać... Trzeba nadmienić, że to był pierwszy raz od 2 lat ( chyba ,0) jak jechałem na rowerze i pierwszy raz w życiu, jak jechałem na kolarce. Wyszło to na moim krzyżu, który w stronę Błonia po prostu bolał, a pod samym Błoniem musiałem jechać prawie cały czas na stojąco, bo inaczej chyba by mi pękł ten krzyż... oczywiście zacząłem narzekać, jak już dojechaliśmy i chciałem wracać pociągiem, ale po krótkim odpoczynku przeszło mi to i stwierdziłem, że jednak możemy wracać do domu rowerami, ale powinniśmy zrobić jeden postój gdzieś po drodze... W Błoniu, po tym jak Tygrysiczka wzięła z gminy potrzebne informacje, poszliśmy zjeść obiad. Dopiero później zaczeliśmy wracać do domu ( oczywiście na rwerach ,0) Tym razem średnia prędkość była wyższa o dobre pre kilometrów, bo zamiast 13km/h wynosiła 22km/h :,0) Postój zrobiliśmy sobie dopiero w Ożarowie Mazowieckim, gdzie krzyż zaczął mnie znowu boleć i to dosyć porządnie. Ale było wszystko dobrze. Udało nam się wrócić do Warszawy bez szwanku. Dopiero jak chciałem uatrakcyjnić drogę przez moje osiedle, zrobiło się nieciekawie. Dlaczego? Ponieważ były tam takie głupi wałki na drodze zwane potocznie policjantami ( bo zmuszają do zwolnienia ,0). Nie chciałem ponownie podskakiwać na czymś takim, więc objechałem to między tym czymś, a krawężnikiem. To był bardzo powżny błąd. Dlaczego? Ponieważ się wywaliłem. Dodatkowo przy upadku rozwliłem pomkę brata Tygrysiczki, a sobie poharatałem rękę. Było to na tyle poważne, że od razu musiałem iść do ujęcia oligocenki, aby to przepłukać. Nie chciałem, aby wdarło się jakieś zakażenie, albo coś... Oczywiście pociekło trochę krwi. Najpierw ja byłem u wodopoju myjąc rękę, a później musiała iść Tygrysiczka, bo upaćkała się smarem przy zakładaniu łańcucha, który spadł podczas upadku. Wtedy mnie zemdliło i to na tyle mocno, że musiałem usiąść. Ciekawe jaki związek z tym miał szok pourazowy połączony ze zlizywaniem własnej krwi ( do czego czuję obrzydznie, ale nie lubię mieć strupów, a na dłoniach zwłaszcza ,0) No i pozostałe nam do przebycia 3km szliśmy pieszo, bo nie mołem złapać porządnie kierownicy, a z jedną ręką nie umiem jeszcze zbyt dobrze jeździć. Mieliśmy w tym czasie rozmowę na temat mojej niedjrzałości. Głównie pod względem zaradności oczywiście, a nie pod względem emocjonalnym. Chociaż jedno z drugim się mocno wiąże. Mało brakowało, a zacząłbym się o to po prostu kłócić, a nie dyskutować. Jednak wszystko jakoś się ułożyło i było dobrze :,0)
Natomiast wczoraj mieliśmy pierwszy mecz reprezentacji Militarnej Sieci Valkiria. Ogólnie nie było źle, ale mogło być lepiej. Poza tym mogliśmy się spotkać i porozmawiać wreszcie w rzeczywistości, a nie tylko przez sieć. Ogólnie bardzo fajna sprawa :,0) Postanowiliśmy trenować raz w tygodniu, jako że będziemy raczej drużyną hobbystyczną, a nie zawodową :,0)
No i po meczu całonocna sesja. Mam wrażenie, że jednak powinienem się do takich rzeczy bardziej przygotowywać. Ale nie teraz, bo to była pewnie ostatnia sesja w tym roku akademickim i jedna z bardzo nielicznych podczas wakacji. Chociaż może się mylę.

Tak właśnie pomyślałem sobie, że gdyby moja mama miała nie wyrobić się finansowo, a ja nie miałbym jeszcze od kogo pożyczyć pieniędzy, to powiedziałbym Tygrysiczce, aby jechała do Turcji beze mnie. Co prawda wtedy musiałby się znaleźć jakiś normalny i dojrzały facet, który umiałby sobie poradzić tam lepiej niż ja. Czy bałbym się puścić z innym facetem na miesiąc do Turcji? Oczywiście, że tak. Ale nie chcę, aby wakacje Jej życia zmarnowały się w Polsce przez mój brak funduszów. Gdybym oszczędzał przez pół roku, miałbym 600-1200 zeta i nie byłoby z tym problemów... no cóż... to już chyba nauczka na przyszłość...
14:53 / 11.06.2002
link
komentarz (2)
Pobiłem chyba rekord tworzenia. Jedna strona www zrobiona w przeciągu 4 godzin, łącznie z ogbrobieniem jednego obrazka, co zajęło mi dobrą godzinę ( bo nie dało się zalać pewnego obszeru, gdyż każdy pixel był w minimalnie innym odieniu... ,0) Ale w końcu się udało i dzisiaj o godzinie 9 rano przyszła po ten projekt osoba, dla której to robiłem ( tak swoją drogą, to zastanawiam się kim ta osoba dla mnie tak właściwie jest ,0) Okazało się, że było tam troszkę błędów ale co tam... szybko się je poprawiło i już jest dobrze.
Teraz muszę jeszcze napisać podanie o skreślenie z listy studentów ekonomii. Może jeszcze przyjmą. Jeżeli tak, to odzyskam maturę i będzie super :,0)
No i po złożeniu tego podania, jeszcze pojechać w tym deszczu na plac Konstytucji, aby odzyskać pewnę straconą płytę. Mam nadzieję, że się to uda :,0)
Wieczorem natomiast trzeba będzie ustalić z Tygrysiczką na jaki film idziemy :,0) No a później może wreszcie spać :,0)
22:20 / 10.06.2002
link
komentarz (4)
Jestem stuknięty... wiecie czemu? Ponieważ jestem jednak zbyt dobry... ale co tam, czego się nie robi dla przyjaciół :,0)
Kłótni w domu jednak nie było, więc mogłem mimo wsystko normalnie działać, ale niestety nic z tego nie wyszło... cały czas siedziałem i zastanawiałem się nad linią obrony... i co? I wyszło na to, że moja matka miała włączoną komórkę, ale jej nie słyszała i była wściekła... szkoda, że nie zostawiła rano kartki, że wszystko jest ok. Heh... rodzice...
Tygrysiczka dostała od brata trzy kupony na darmowe bilety ( przy zakupie jednego ,0) do Cinema City na Bemowie :,0) Szkoda tylko, że ważne są do 30.06.2002 Ale pewnie jutro, albo pojutrze pójdziemy już do kina, więc szybko zejdą :,0) Czyli ogólnie dzionek na + :,0)
13:29 / 10.06.2002
link
komentarz (0)
No i wczoraj było bardzo dobrze. Okazało się, że Tygrysiczka ma bardzo poważny kryzys, o którym bała mi się powiedzieć. Między innymi z tego względu, że mogę to zamieścić tutaj. Jednak obiecałem, że tego nie zrobię. Może tylko ogólnie powiem, że takiego problemu nie za bardzo się spodziewałem, ale udało mi się go przyjąć. Cieszę się, że wszystko wyszło na światło dzienne, bo dzięki temu wiem na czym stoję i jestem spokojniejszy. No i Tygrysiczce spadł wielki kamień z serca jak mi to w końcu powiedziała, a ja zostałem na miejscu. Podejrzewam, że większość normalnych facetów w takiej sytuacji po prostu by się wściekła, albo zamknęła w sobie i poszła od Niej. I jak sama stwierdziła, mieliby pełne do tego prawo. Ja jednak zostałem, bo minęły mi wszystkie rozterki i niepokoje związane z tym. Już mi się rozjaśnił obraz, który w jednym kawałku był niepokojący, zaś teraz wiadomo już z czym mi przyjdzie się zmierzyć. Nie będzie to łatwe, ale mam nadzieję że nam się uda :,0)
Co zaś się tyczy tych dzieci Chafer, to planujemy mieć dzieci, ale w przyszłości. A to, że planujemy to ogólnikowo już teraz? No cóż... nie uważasz, że będąc z kimś w związku już się jakoś do czegoś zobowiązujesz? Ja odczuwam to tak, że teraz nie chciałbym być z osobą, z którą nie chciałbym spędzić znakomitej większości życia. Owszem, może okazać się, że to nie jest to. Mam jednak nadzieję, że to będzie związek na całe życie. Wiem jednak, że jeżeli by się nie daj Boże rozpadł, to będę chciał mieć w Niej przyjaciółkę do końca życia. Czyli tak na prawde i tak spędziłbym z Nią znakomitą resztę życia :,0)

Heh... najgorsze z wczoraj jest jednak to, co zrobiła moja matka. Umówiliśmy się, że postaram się wracać w miarę wcześnie do domu ( czyli najdalej kilka minut po północy ,0) ponieważ ona się o mnie martwi jak mnie nie ma. No i starałem się wrócić w taki sposób. Nawet wyszliśmy z Tygrysiczką znad Wisły koło 22:30 aby zdążyć dojechać do Niej do domu, a później abym zdążył wrócić. Jednak kazało się, że tramwaj o wdzięcznym numerze '1' jadący na Bemowo już dawno nie jeździł. Szkoda, że czekaliśmy na niego wcześniej jakieś 30 minut, bo jakiś pajac zerwał rozkład jazdy... poszliśmy więc na przystanek autobusowy, aby poczekać na pierwszy nocny. Jednak nam uciekł ze 2-3 minuty przed naszym przyjściem tam. Oczywście musieliśmy czekać na następny, więc wysłałem do mojej matki SMSa, że będę późno, bo uciekł nam autobus. Jak już jechaliśmy z Tygrysiczką do domu, zadzwoniła moja madre. Oczywiście zaczęła się wściekać, że mnie nie ma i powiedziała, że nie otrzymała SMSa, bo wyłączyła komórkę i miałem zadzwonić do domu na stacjonarny. Wiedziała jednak, że na koncie mam 5 groszy i musiałbym dzwonić od kogoś innego. Na co powiedziała, że nic jej to nie obchodzi, miałem zadzwonić. Wkurwiło mnie to, delikatnie rzecz ujmując. Mam nadzieję, że dzisiejsza rozmowa na ten temat będzie normalna, a nie taka, na jaką mam ochotę. Jeżeli jednak normalne argumenty nie wystarczą, to będzie bunt totalny przeciwko rodzince.
A tak poza tym to rezygnuję z egzaminów na UKSW. Jeżeli w zeszłym roku tak ostro zawaliłem polski to niby dlaczego miałoby mi w tym roku pójść lepiej?
20:13 / 09.06.2002
link
komentarz (4)
Kiedyś, dawno temu myślałem o samobójstwie. Nigdy nie próbowałem. Brakowało mi odwagi. Teraz, gdybym musiał, umiałbym to zrobić. Ale nie chcę. Dlaczego? Ponieważ mam odwagę żyć. Szkoda tylko, że brakuje mi sił i odwagi, aby dobrze żyć i przyznawać się do błędów, jakie popełniam... Brakuje mi odwagi do trwania w swoich postanowieniach... heh... dlaczego niektórzy ludzie mówią mi jaki to jestem wspaniały? Tego nie rozumiem. Jestem tak na prawdę zwykłym człowiekiem, który jeszcze nie dojrzał do prawdziwego, odpowiedzialnego życia. Po prostu... może stąd także te rozterki co do Tygrysiczki? W końcu jak wróci z Niemiec i przeprowadzi się do siebie, to chciałbym zamieszkać z Nią. Ale tutaj pojawiają się dwa problemy i to dosyć duże. Nie mam pracy i nie wiem czy znalazłbym taką, która dawałaby satysfakcję i pieniądze na utrzymanie. Do tego studia, które byłyby w najlepszym przyadku na drugim roku. A Ona chciałaby mieć dziecko ( nie teraz, ale za te dwa lata pewnie najpóźniej ,0). Ja też, nie przeczę, ale nie jestem do tego psychicznie przygotowany. Może za kilka lat już będzie mnie stać na zniesienie psychicznego szoku jakim jest zostanie ojcem, ale nie wiem czy to nastąpi aż tak szybko.
Zwykły ludzki strach... czy to tylko to?
A może to jednak tylko głupi kryzys... może...
18:09 / 09.06.2002
link
komentarz (0)
Kurcze... nie rozumiem tego. Zawsze, gdy rzadziej widuję się z kochaną, coś zaczyna się we mnie sypać. Najciekawsze jest to, że przy piątym miesiącu związku występuje taka sytuacja. Niektórzy moi znajomi mówią, że tak na prawdę dopiero po trzech miesiącach można mówić o stałym związku, jako że większość kryzyów przychodzi właśnie koło 3 miesiąca. Ja tak mam dopiero w piątym. Chore... Teraz na przykład czuję rozluźnienie więzi między mną a Tygrysiczką. Czasami chciałbym zrobić coś na złość, albo się po prostu pokłócić, jak to miało miejsce kilka dni temu. Może to jest jakaś dziwna rekacja mojego organizmu, która wpływa na psychikę? Heh... wychodzi ze mnie psychoanalityczna natura ;,0)
Może jest to spodowane czymś zupełnie innym. Od kilku dni nie mamy dla siebie w ogóle prawie czasu. Najpierw Jej wyjazd na zawody balonowe, a teraz zaczęły się praktyki magisterskie. No cóż... może dlatego nie ma czasu. Zwłaszcza że chciała zatroszczyć się także o swje przyjaźnie. Rozumiem to, ale jakoś dziwnie się czuję, gdy Ona idzie z przyaciółką do kina i mnie nie zabiera, tłumacząc to jej zazdrością. No cóż... zobaczymy jak się będę czuł po dzisiejszym wieczorze. Umówiliśmy się po tym, jak wyjdą z kina i pochodzą po mieście. Później pewnie Jej przyjaciółka pojedzie do domu, a my się dopiero wtedy spotkamy. No cóż... zobaczymy.
00:53 / 09.06.2002
link
komentarz (1)
Dzisiejszy dzień był jakiś taki smętny. Owszem, udało mi się porozmawiać z Przyjaciółką przez telefon, później porozmawiać z jeszcze jedną Dresiarą przez telefon ( po raz pierwszy słyszałem Jej głos... całkiem miły :,0) No i zapisałem się na egzaminy na UW. Przez ostatnie kilka minut poważnie zastanawiałem się czy zapisać się na kolegium nauczycielskie języka angielskiego, czy też na polonistykę. Kilka osób już mi radziło to drugie, ale jakoś nie mam serca do uczenia się o tym, co już dawno minęło. Nie lubię Mickiewicza i większości Sienkiewicza. Nukowskiej "Granice" przekroczyłem, zaś od "Mistrza i Małgorzaty" nauczyłem się wielu ważnych rzczy. Jednak na polonistykę nie pasuję. Zbyt często nie zgadzałbym się z autorem wykładów i naszymi ćwiczeniowcami, aby wytrzymali ze mną dłużej niż rok.
Cóż... mam nadzieję, że z Tygrysiczką wytrzymamy dłużej niż rok, a raczej dłużej niż życie całe...
04:12 / 08.06.2002
link
komentarz (4)
Schraniłem wczoraj jedną bardzo ważną dla mnie rzecz... i teraz siedzę i się podłamuję od 2-3 godzin... wystawiłem pewną drogą mi osobę do wiatru. Nie chciałem, aby tak wyszło, ale po prostu zapomniałem... do tego wpadła Tygrysiczka z praktyk i już jakoś tak wyszło, że została dłużej, później na obiad, a później jeszcze odprowadzenie Jej do domu. No i zeszło się od nie pamiętam której do 18 coś... między innymi dlatego mnie nie było z Wami Chafer... no cóż... mam nadzieję, że mi wybaczy...
14:57 / 07.06.2002
link
komentarz (2)
No i dostałem nową klawiaturę :,0) W sumie jest śliczniutka i pisze się na niej całkiem fajnie, ale te klawisze jakieś takie płaskie się zrbiły nagle ;,0)
Jednak jest i ciemna strona powrotu mojej mamy z zakupów. Wczoraj wróciłem z Merylin dosyć późno, więc nikt nawet nie wiedział kiedy ( coś koło 0:41 ,0) Dzisiaj natomiast miałem krótki wykład o tym jak to wystawiam na szwank zdrowie mojej mamy ponieważ ona się o mnie denerwuje. Oczywiście wytknięcie mi, że myślę o sobie, a nie myślę o innych. A przepraszam, kto ma myśleć o mnie, jak nie ja sam? moi rodzice tego na pewno nie zrobią. I co z tego, że dostaję 50 zeta tygodniowo? Zagrożenie mi, że już nie będę ich dostawał traktuję jako szantaż, zwłaszcza przed wakacjami. Najgorsze jest to, że jak wrócę jeszcze raz koło 1 w nocy, to pewnie nie dostanę nawet na wyjazd do Turcji. I na całe wakacje utknę pewnie w Warszawie, bo nie dostanę ani grosza. Wkurwiające. Mogą się pożegnać z moją grzecznością na początku przyszłego roku akademickiego. Jakieś korepetycje i tak mam w planach, ale w zupełnie innych celach. No cóż... najwyraźniej do Tygrysiczki będę musiał jeździć trochę rzadziej niż co tydzień, chyba że znajdę jakiegoś kierowcę jeżdżącego w miarę regularnie do Poznania, Niemiec, albo do samego Trewiru... ale przynajmniej będę wolny! :,0)
12:27 / 07.06.2002
link
komentarz (1)
Właśnie widziałem na swoim starym blogu komentarz widmo... dziwnie się poczułem, zwłaszcza że był napisany przez moją znajomą. Nie mam pojęcia jakim cudem widziałem ten komentarz, a później on zniknął... dziwne.

Wczoraj w końcu nie udało mi się załatwić znakomitej większości rzeczy. Jedyne co wyszło, to zapłacenie za centralną rejestrację. Dzisiaj może pojadę się zarejestrować i na UKSW dowiedzieć się co i jak z tamtejszą rejestracją. A dlaczego mi się nie udało? Ponieważ moja przyjaciółka czuje się bardzo źle psychicznie i fizycznie i gadaliśmy sobie przez gg. No i tak rozmawialiśmy przez kilka godzin, gdyż Ona nie chciała abym przyszedł. No cóż... szkoda tylko, że Tygrysiczka była cały dzień na swoich praktykach, a później na spotkaniu studenckim w swojej parafii i nie mogła ze mną pójść na Pola Mokotowskie na spotkanie grupy rpg'owców :,0) Fajnie było tak szczerze pisząc :,0) Piliśmy sobie i rozmawialiśmy, spotkałem starych i nowych znajomych a do tego poznałem kilka osób. Fajnie było. Także w chwilach, gdy robiłem za poduszkę i drapaczkę jednocześnie. To były chyba momenty, w których najbardziej brakowało mi Tygrysiczki gdyż czułem, że to Ona powinna tam być, a nie Monika, albo Meko... heh... może następnym razem uda mi się wyciągnąć.
15:31 / 06.06.2002
link
komentarz (5)
Boże... ale mi się nic nie chce. Powinienem dzisiaj dużo jeździć po mieście, ale wyjście z domu to już byłby duży sukces. Muszę wysłać list do A. i złożyć podanie o skreślenie z listy studentów ekonomii. No i oczywiście wpłata za centralną rejestrację i centralna rejestracja. Do tego wizyta w księgarni po przewodniki po Turcji. I na konuiec wizyta w Merylin. Kurde... ale mi się chce... ma ktoś trochę zapału pożyczyć?
21:33 / 05.06.2002
link
komentarz (0)
No i już po wszystkim. Byłem z Tygrysiczką na giełdzie warzyw i owoców w Broniszach pod Warszawą. W sumie bardzo fajna sprawa, zwłaszcza jak chcieliśmy kupić dwa jabłka ( dla niezorientowanych: na tej giełdzie sprzedaje się w ilościach hurtowych :,0) Koleś zrobił wielkie oczy i... dał nam te dwa jabłka za darmo :,0) Jakby nie ukrywać, cieszyliśmy się z tego. Tak samo jak z tego, że się pogodziliśmy kilka minut wcześniej, jedząc lody :,0) Ogólnie dzień można zaliczyć do udanych, ale mimo wszystko jeszcze się nie skończył. No i szkoda, że nie zobaczę się z Kit. Ale jutro wizyta w Merylin, więc też powinno być dobrze :,0) A teraz wracam do listu :,0)

Właśnie... czy ktoś może wie jak tutaj zamieścić własne linki do innych stron?
10:26 / 05.06.2002
link
komentarz (2)
Cholera... wszystkio się pieprzy z tym wyjazdem do Turcji... Ostatnie egzaminy mam dopiero 7 lipca, a trzeba będzie jeszcze na wyniki poczekać :( Do tego Tygrysiczka chce współorganizować doroczny zjazd Kolpinga na koniec sierpnia. Rozumiem to. Szkoda tylko, że przez to nie moglibyśmy pojechać do Turcji w sierpniu. Mam nadzieję, że moja mama jednak zafunduje mi tą wycieczkę. Co prawda sama mi wczoraj powiedziała, że nie wie czy uda się odłożyć tyle kasy, ale nadzieję mam nadal. Chociaż za te 800 zeta też będzie można pojechać, ale na dwa tygodnie zamiast miesiąca :(
Heh... mam chociaż nadzieję, że dzisiaj się pogodzimy do końca i nie będzie z tym żadnych problemów. Zobaczymy... Ale z siebie rezygnować nie będę, dopóki nie stanie się to jedynym sposobem na utrzymanie związku.
I jeszcze jedna rzecz... nie ma rad, które nie wnoszą absolutnie nic. Jeżeli coś nic nie wnosi, jest to głupia gadanina, a nie rada... dzięki za rady :,0)
01:34 / 05.06.2002
link
komentarz (2)
Dzisiaj zacząłem się zastanawiać czym tak właściwie jest miłość i czy to, co czuję, jest miłością. Nie wiem czym to uczucie jest dla was, ale w moim życiu jest to coś, co zajmuje centralne miejsce. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Dzisiaj pokłóciłem się z miłością mojego życia. Niezbyt poważnie, ale jednak. Nawet rozstaliśmy się w jako takiej zgodzie. O co poszło? O banalną wręcz rzecz. Myśleliśmy o wyjeździe do Turcji na wakacje. Ot tak sobie. Dzisiaj rozmawialiśmy także o tym i cholernie żałuję, że poruszyłem ten temat. Wyszło na to, że trzeba przeczytać masę przewodników po pięć razy każdy i wyznaczyć na ich podstawie trasę. Oczywiście Tygrysiczka nie dawała sobie wytłumaczyć, że nienawidzę czytać przewodników, a poza tym mam egzaminy niedługo i muszę się do nich uczyć, a nie czytać egzaminy. Powiedziałem niestety wcześniej o tym, że komputer zżera mi codziennie kilka godzin czasu ( coś koło 4 godzin ,0) tak więc zostało to wykorzystane przeciwko mnie. Mogę przecież wykorzystać te godziny na czytanie przewodników. Szkoda, że w ciągu tych 4 godzin jestem na 3 różnych serwisach, z czego z 2 mogę spokojnie zrezygnować. Lubię je i będzie mi ich brak, ale co tam. Ona jest ważniejsza. Pytanie tylko co z ostatnim serwisem. Jest on cholernie mocno związany z moim ukochanym hobby, jakim jest rpg. Chciałbym się na nim udzielać aktywnie. No i nie chciałbym rezygnować z tego. Szczerze powiem, że nie chciałbym rezygnować ponieważ niewiele więcej rzeczy mnie tak na prawdę ciągnie. I tutaj pojawia się ból. Dlaczego? Ponieważ dla mnie miłość to oddanie się drugiej osobie. Tak bezgranicznie. I pytanie czy umiem to zrobić. Nie wiem... chciałbym umieć czytać przewodniki tak, aby ustalić według nich jakąś fajną trasę. Chciałbym umieć odpisywać na listy w takim tempie, w jakim robi to moja przyjaciółka. To jest straszne, ale ja chyba nie umiem tak. Nie umiem zrezygnować z całości siebie dla Niej ;( Tak bardzo bym chciał to umieć... czy ktoś mógłby mnie tego nauczyć?