Niekończąca się historia

ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca | wszystkie

Warto zajrzeć -> Leninowa   Poziomka   Lavinia   Lazeg   Mrówcia   Gwiazdka

Osoby

alfabetycznie

Ba. - Lubi śpiewać. I nieprzeciętnie dobrze jej to wychodzi. Nie tylko śpiewanie zresztą.

Em. - Informatyk, amigowiec, ostatnio trochę kluturysta ;-).

Kk. - Dobry kolega z pracy, znamy się jeszcze ze studiów.

Ma. - Sąsiadka, ale Wy wszyscy, którzy pomyśleliście "aaaaaa, sąsiaaadka..." wrzućcie na luz ;-).

Mr. - Pokazała mi jako pierwsza, ile kobieta może znaczyć w moim życiu, a potem pokazała mi co to znaczy to wszystko stracić.

Sz. - Biznesmen podobnie jak Li. ale znacznie bardziej wytrawny i zahartowany. Niejeden rząd już przetrzymał.

2003.07.07 15:06:22 · link · komentarz (0)

Pomieszczenie było ciemne. Na tyle ciemne, że trudno było się zorientować w jego rzeczywistej wielkości. Mrok rozświetlała jedynie poświata dwóch włączonych monitorów, której sekundować usiłowało kilkaset migających zielonych i czerwonych światełek aparatury zamontowanej w stojaku w rogu pokoju. Pęki szarych przewodów rozchodziły się od niego znikając w otworach prz podłodze, jedna z wiązek malowniczym łukiem zwieszała się z kratki wentylacyjnej. Na nieco przekrzywionym, obrotowym fotelu stojącym przed stołem z monitorami, spoczywało nieruchomo ludzkie ciało. Jego ręka poruszyła się i sięgnęła do torebki z chipsami leżącej obok klawiatury. Po chwili chipsy trafiły do ust, a szczęki rozpoczęły swą niszczycielską działalność. Mózg tymczasem pracował nad rozwikłaniem pewnego problemu, nad którym jego posiadacz zastanawiał się już od jakiegoś czasu. Uzi, bo takim nickiem posługiwał się smakosz chipsów, jak większość obywateli na nadmiar gotówki nie cierpiał, a tu, w przesuwających się na jednym z monitorów raportach, widział szansę na podniesienie swojej stopy życiowej. Jeden z użytkowników administrowanej przez Uziego sieci był najwyraźniej miłośnikiem internetowej bankowości. Uzi intensywnie badał możliwości wykorzystania tego faktu. Na razie jego rozważania nie zaowocowały jakimś konkretnym planem działania, ale na horyznocie czaiła się pewna możliwość...


2003.07.03 14:32:25 · link · komentarz (0)

Nie, jeszcze nie umarłem, nloga też nie zamykam. Po prostu w czasie sesji miałem raczej niewiele czasu na rozrywki w rodzaju straszenia w sieci. Poza tym jest upał i nic mi się nie chce...


2003.06.23 16:50:30 · link · komentarz (1)

Z twórczości studenckiej:

Usługa całkowitego ograniczenia wywołań objawia się jako niemożność wykonania połączenia z innym numerem (w słuchawce nie ma nawet sygnału,0). Z doświadczenia wiem, że jest to usługa często zakładana przez skąpe staruszki przyjmujące kogoś na stancję.


2003.06.18 16:23:48 · link · komentarz (2)

Mężczyzna w ciemnym sportowym ubraniu był zupełnie niewidoczny wewnątrz nieoświetlonego samochodu stojącego w jednym z ciemniejszych kątów parkingu. Teraz metodycznie chował w futerale elektroniczny sprzęt do wykonywania zdjęć z dużej odległości w warunkach kiepskiego oświetlenia. Nie spieszył się, z opanowaniem ułożył czarny futerał w odpowiednie wgłębienie wyłożonej gąbką walizki. Zamknął ją i odłożył na tylne siedzenie samochodu. Przeciągnął się leniwie relaksując zmęczony długą obserwacją kręgosłup. Potem sięgnął do skrytki po prawej stronie samochodu i wyjął z niej termos z kawą. Najpierw przyjemności, a potem obowiązki, pomyślał nalewając mile pachnący płyn do plastikowego kubka. Po dłuższej chwili, jaka upłynęła mu na piciu kawy, sięgnął po mikrofon.
- Zgłasza się siedemnasty. Obserwacja zakończona.
- Potwierdzam. Koniec na dziś - odpowiedział ktoś po drugiej stronie. Obserwator wyłączył radio i uruchomił silnik. Podobnie jak Tadeusz wyjeżdżał z parkingu powoli i bez pośpiechu, chociaż trasę do wyjazdowego szlabanu potrafiłby pokonać znacznie szybciej przy akompaniamencie pisku męczonych opon. Tym razem jednak prowadził niczym kursant na egzaminie na prawo jazdy. Po chwili na parkingu zapadła cisza.


2003.06.14 15:36:20 · link · komentarz (0)

Lesio rządzi dalej. Chociaż czy on jeszcze czymkolwiek rządzi? No ale ta banda drobnych pijaczków, którą żeśmy wybrali jako reprezentację narodu, tak zadecydowała. I ciekawi mnie na ile ta reprezentacja faktycznie pokazuje jacy jesteśmy. Bo jeżeli pokazuje, to ja się dziwię po co Niemcy i reszta chcą nas w tej Unii. Chyba żeby sobie teren wziąć... W rozmowach ogólnie jakoś nie czuć tego unioptymizmu. Wręcz przeciwnie, nawet media jakby na przekór wynikom referendum teraz pokazują nam w co żeśmy wdepnęli. Tak czy inaczej pozostaje się jedynie poprzyglądać, co ta grupa cieciów z Warszawki teraz zrobi. "Obywatelu zrób sobie dobrze sam, przecież najlepiej wiesz o co w tym życiu chodzi" - słowa kabaretowej piosenki zadziwiająco pozostały aktualne, choć pochodzą z epoki zupełnie innej. A ja postanowiłem sobie coś napisać, ot tak zupełnie z wewnętrznej potrzeby.

Tadeusz od niechcenia strącił popiół z tlącego się papierosa. Szary pył miękko opadł na surową betonową podłogę upstrzoną gdzieniegdzie ciemnymi, tłustymi plamami oleju. Ciągnący dołem zimny podmuch pochwycił szare drobinki, aż zawirowały w zimnym, migoczącym świetle jarzeniówek wiszących pod sufitem. Podziemny parking jakich wiele w tym mieście. Ze względu na późną porę tylko kilka rzadko rozstawionych samochodów odbijało refleksy w szybach. Tadeusz rzucił okiem na zegarek, już druga, nie ma sensu dłużej tu tkwić i czekać na coś, co najprawdopodobniej i tak nie nastąpi, pomyślał. Niedopalony papieros z cichutkim pacnięciem spadł na beton. Po chwili dało się słyszeć chrzęst buta rozduszającego starannie niedopałek. Mężczyzna poprawił na sobie płaszcz i wolnym krokiem ruszył w stronę jednego z samochodów. Po chwili ożyły reflektory ciemnozielonego lanosa, który ruszył miękko i powoli lawirował między grubymi betonowymi podporami upstrzonymi sprejowymi napisami. Wyjechawszy na główną alejkę parkingu Tadeusz płynnie dodał gazu, światła stopu błysnęły jeszcze czerwienią, gdy samochód wchodził w skręt przy wyjeździe. Niebawem ucichł szum silnika. Leżące na podłodze resztki papierosa wydawały się być jedynym śladem bytności Tadeusza M. w tym nieprzyjemnym surowym miejscu. Ale czy na pewno?


2003.06.11 14:11:56 · link · komentarz (0)

Z twórczości studenckiej

Metoda Zieglera-Nicholsa: Zoptomalizowanie ustawienia punktu przecięcia początkowego regulatora, analizowana bez pętli.

W tym ćwiczeniu badaliśmy przebiegi na wyjściu obiektu regulacji na działanie skoku jednostkowego.


2003.06.10 17:59:49 · link · komentarz (3)

Dziś udało mi się nakryć pierwszego delikwenta z gotowcem. To chyba oczywiste, że jeśli pracą zaliczeniową jest program komputerowy, to znajomość jego kodu źródłowego jest sprawą zasadniczą. Przyciśnięty wyznał, że koleżanka z informatyki mu pomogła. Do czego to doszło, żeby kobiety musiały mężczyznom pisać programy zaliczeniowe. No ale to może tylko ja taki staroświecki jestem i nie dostrzegam prądu przemian. A tak z innej beczki to referendum się odbyło, ja również głosowałem, nie znalazłem się co prawda w miażdżącej większości. No cóż, teraz zobaczymy jak nasz rząd będzie jadł tę żabę... Bo ja mam wrażenie, że się nią udławi. Ale chciałeś narodzie, to masz. Pozostaje jedynie się przygotować do przeżycia tych siedmiu lat chudych jakie teraz nastąpią i żyć nadzieją, że potem się już polepszy, może jaki Niemiec się obok wybuduje to będzie można mu dom sprzątać za europieniądze. A tym czasem można się poświęcić programowaniu ulubionego sprzętu, też za europieniądze zresztą, udało mi się już obłaskawić kompilator i pierwsze moje produkty już działają. Oby tak dalej.


2003.06.04 17:56:17 · link · komentarz (6)

W domu przybył mi kolejny komputerek. Cacko nazywa się Pegasos i jest Amigą nowej generacji. Bardzo mi się nowa zabaweczka podoba, wczoraj skonfigurowałem sieć i dźwięk. Szybkość maszynki bardzo mi się podoba no i te wszystkie bajerki w rodzaju USB czy FireWire. Będę pisał programy na to urządzonko. Na razie stoi w proszku (bez obudowy,0) na biurku, obok leży dysk i CD-ROM. Trochę ubawiłem się bo pakiety do programowania są spakowane tarem i gzipem. Oba programy też są w zestawie, a jakże, tyle że spakowane... również w *.tgz. Takie małe błędne koło, no ale ściągnę je z sieci oddzielnie w innym formacie, który już bez problemu rozpakuję... Początki zawsze są trudne, ale to dla mnie nie pierwszyzna.


2003.06.04 17:39:46 · link · komentarz (1)

Tak, dzisiaj i ja byłem na tym filmie, oczywiście mam na myśli Matrix Reloaded. Owszem, mam zamiar jak wielu innych, podzielić się wrażeniami. Trochę mnie bawili niektórzy krytycy Matrixa próbujący wyłowić z niego jakieś przesłanie, bądź narzekający na jego brak. A po co przesłanie w filmie czysto rozrywkowym? Szedłem z nastawieniem na dobrą zabawę i nie zawiodłem się. Wszystkie klasyczne przecież elementy są: interesująca fabuła, wartka akcja, walki Wschodu, strzelanina, pościg na autostradzie, mało ubrane kobiety... Oczywiście dorobiono do tego filmu całą niemalże ideologię, niedawno w Newsweeku czytałem coś o "ludziach, którzy wyrwali się z Matrixa", to może jeszcze agent Smith na prezydenta? Wygląda na to, że niektórzy biorą fikcję nieco zbyt serio... Nawiązując do fikcji, moja kochana żona kupiła mi na urodziny (okrągła dziesiątka latek przeskoczyła, jak ten czas leci,0), świetną książkę Toma Clancy'ego Kardynał z Kremla, to jest właśnie to co lubię. Jestem w trakcie czytania w przerwach między jednym studentem a drugim, cóż, czas zaliczeń, a sesja zbliża się nieubłaganie.


2003.05.29 14:43:42 · link · komentarz (0)

Pobawiłem się nieco wyglądem mojego nloga. Modyfikacje są niewielkie, w zasadzie pozmieniałem nieco czcionki. Mam jakąś dziwną słabość do tej nowej. Zauważyłem, że w większości nlogów panuje krój Tahoma albo Verdana. Ja je owszem również lubię bo są czytelne, ale tu chciałem mieć coś innego. Większych zmian nie przewiduję, wiem, że ten nlog ma dość monotonny wygląd, w zasadzie oprócz tła nie ma grafiki. Bardziej mi jednak zależy na jego treści niż formie. Ale dosyć rozważań technicznych. Upał robi się coraz większy, niestety projektanci wentylacji w naszym nowym, wspaniałym inteligentnym (tada!,0) budynku chyba nie byli w najlepszej formie. Nie wiem co tu się będzie działo w lipcu, a bywać niestety będę musiał. A póki co zanurzę się w lekturze książki Kocioł Larry'ego Bonda. Polecam wszystkim fanom gatunku political & military fiction.


2003.05.29 12:52:00 · link · komentarz (1)

Frustracja od rana wywołana przyczyną nader prozaiczną - trochę za szybko skończyły się pieniądze w tym miesiącu. Kilka spraw zawisło w oczekiwaniu na ożywczy strumień brzęczącej gotóweczki. Co zwiększa irytację strumień ten wcale nie musiałby być duży, no ale nie ma go, więc trzeba cierpliwie doczekać pierwszego. Niestety dla tak zwanych młodych biznesmenów w rodzaju Li. czy Jc. terminowość wypłaty jest pojęciem nader abstrakcyjnym. Ja niestety uwierzyłem na słowo (naiwniak co?,0) no i jest jak jest - po prostu. A tak przy okazji biznesmenów młodych, z tym pierwszym rozstałem się już na szczęście we w miarę pokojowy sposób. Najbardziej chyba żałuję, że musiałem mu oddać instrument klawiszowy. Muzyk co prawda ze mnie żaden, ale wydawanie skocznych dźwięków znakomicie mnie relaksowało i trochę mi teraz tego brakuje... A na nowy chwilowo nie ma funduszy. Dobrze że chociaż znalazłem w pracy nieużywany kabel sieciowy, na który jutro czeka Sz., zawsze to całe 10 zł pozostało w kieszeni, co na dziś jest dla mnie sumą znaczną. Sieć lokalna w domu się grzybi, w końcu kupię sobię zaciskarkę do końcówek i się uniezależnię od serwisowych zdzierców. A tak w ogóle to by mi się jakiś urlop przydał, ale na to się na razie nie zanosi.


2003.05.28 13:32:09 · link · komentarz (4)

No i posprzątane. Ostro jak widać przerzedziłem linki na górze, część dało się zmienić, bowiem autorzy zniechęceni przerwą przenieśli się do konkurencji. Ze dwa nlogi okazały się być sprywatyzowane, no a jakiż sens jest linkowania do nloga, którego poczytać sobie nie można? Deleted zatem. Jeden blog zaszczycił mnie ulubionym komunikatem internauty 404, Not found, ze trzy zaś były nie aktualizowane co najmniej od stycznia. No i Brat Lambert pożegnał się i poszedł, szkoda, ciekawie się go czytało. Małe zwolnienie grupowe nastąpiło też w lewej kolumnie. Po prostu moje życie się mocno pozmieniało i pewne osoby odgrywają w nim teraz znacznie większą rolę, natomiast inne przeszły w zasadzie do historii i możliwe, że nigdy się już nie zobaczymy. No chyba, że przypadkiem na przykład. Jeden tylko opis pozostał i myślę, że pozostanie, choć nie wzbudza już żadnych emocji. A jak już o emocjach mowa... Być może ktoś pamięta słowa z pierwszego wpisu: Czy zatem główny bohater znajdzie kiedyś szczęście u boku kochającej kobiety?. No i... znalazłem! Nie dalej jak przedwczoraj skończył się nasz miodowy miesiąc :-,0). Następne zapowiadają się równie miodowo. Z góry jednak zapowiadam, że spragnieni jakichś pikantnych opisów srodze się zawiodą. Są oczywiście nlogowicze, którzy nie mają zahamowań i opisują wszystko, ja jednak do nich nie należę i granica między życiem "sieciowym" i normalnym jest wyraźnie nakreślona. Tym bardziej że jestem raczej mało anonimowy i nie staram się specjalnie tej anonimowości zachować, bo i po co zresztą...


2003.05.28 12:31:09 · link · komentarz (1)

Na początku to chyba trochę będę tu musiał poodkurzać. Sporo z tych linków na górze jest zwyczajnie nieświeżych, nieaktualnych. Część z nich wymaga zmiany, resztę trzeba zwyczajnie usunąć... No i zastanawiam się co będę tu pisał. Przyznam się, że od czasu do czasu nachodzą mnie myśli, żeby pisać na nlogu powieść w odcinkach. Taką zupełnie oderwaną od rzeczywistości, kryminalną, sensacyjną, zapewne z elementami technothrillera. Taką jakie lubię czytać. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że będzie to tylko blade odbicie twórczości moich ulubionych autorów, Clancy'ego, Forsytha, Ludluma, Bonda czy MacLeana. Coś takiego jak po raz piąty zaparzona ta sama herbata. Więc może jednak mimo wszystko nie warto. Popularność blogowania i reality-shows w telewizji pokazuje, że paradoksalnie najbardziej kochamy obserwować życie codzienne, to prawdziwe, które nie jest fikcją, albo przynajmniej nam się wydaje, że nie jest... Ale z drugiej strony Matrix na przykład, zmyślona sprawa od początku do końca. A właśnie jeszcze nie byłem na Reloaded, ale wybieramy się z Ba. niezwłocznie, jak tylko wypłata wypełni moje konto bankowe. Pozdrawiam wszystkich starych i nowych czytelników staroamigowym jest dobrze!.


2003.05.28 11:12:37 · link · komentarz (0)

O w mordę... To coś jeszcze działa! Hmmm sam nie wiem, generować dalej czy nie...


2002.11.26 05:13:53 · link · komentarz (3)

Hmmmm... Właściwie to mógłbym napisać, że właśnie wysyłam wersję 5.1 dzieła na serwer. Z oszałamiającą prędkością 82 bajty na sekundę. Ale gdybym to napisał, to znowu zacząłbym trucie o komputerach. Że co? Że już napisałem? Ooops, I did it again. No cóż, trudno. I tak siedzę i nie śpię - okresowy napad bezsenności. Jutro w pracy paskudnie, trzeba będzie zrobić akredytację nowego laboratorium, co za urzędas z Warszawki to wymyślił. Przepraszam warszawiaków, to w sumie nie Wasza wina, że tzw. urzędy centralne się u Was gnieżdżą. Niestety tam się znajduje największe siedlisko głupoty i niekompetencji w Polsce i może nawet dalej. Ale co tam, przeżyliśmy potop szwedzki... Jak już wrócę z pracy dziś to spróbuję wrażenia opisać.


2002.11.21 00:27:02 · link · komentarz (1)

A dzisiaj dodawałem ISO wszelakie do swojego dzieła. No i udało się, biblioteka wyświetla literki ruskie czeskie i francuskie, a nawet arabskie, można do ibn Ladena pisać listy. Hebrajskie też wyświetla, tak dla równowagi światowej zaznaczę. Teraz mogę ładną przeglądarkę napisać do różnych znaczków, ale to już rankiem, bo po północy kiepsko mi głowa pracuje. Poza tym jest bojowo, bo krystalizuje się oferta ciekawej pracy na dobrych warunkach, jak się uda, będzie to kolejne zajęcie polegające na tym, że będę robił to, co lubię. No ale to przyszłość Remont komputera po Li. przebiegł pomyślnie, chociaż lekko się zdziwiłem odkrywszy skasowaną tablicę partycji na dysku i uszkodzoną taśmę UW-SCSI... No ale dało się poradzić (backup rządzi,0). Właśnie przeczytałem to, co piszę od początku i ze zgrozą stwierdziłem, że wszystko jest o komputerach... Zupełnie jak w tym dowcipie o czterech informatykach w barze. A było to tak (wiem, wszyscy znają ;-,0). Siedzi sobie czterech informatyków w barze, po pracy zaszli wychylić z kufla. I tak rozmawiają o wskaźnikach na rekord i rzutowaniu typów, aż w końcu jeden rzuca propozycję: "A może byśmy tak o czym innym raz porozmawiali?". Na to drugi "No dobra, ale o czym?". [tu uwaga, użyję dwa razy niecenzuralnego słowa dupa, jeżeli nie masz ukończonych 18 lat naciśnij ALT+F4]. Na to trzeci "A może pogadamy o dupach?". "O tak, to dobry temat!" i zapadła cisza. I tak siedzą i patrzą na siebie. W końcu po pięciu minutach jeden odzywa się w te słowa "Wiecie co? Moja karta graficzna jest do dupy". I tym optymistycznym akcentem żegnam się z Wami do jutra.


2002.11.19 08:48:41 · link · komentarz (1)

'Jak dobrze wstać skoro świt...' Tak. Czekam niecierpliwie aż kurier przywiezie moją Amigę, którą pożyczyłem Li. na wystawę (Amiga - przestarzały komputer z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych używany do dziś przez garstkę zagorzałych fanów,0) i podobno napsuł co niemiara. Zanim więc uruchomię swoją drugą miłość (pierwszej nie trzeba uruchamiać ;-,0) pewnie będę musiał ją trochę połaskotać w środku lutownicą. Przyznam, że bardzo mile zaskoczyły mnie statystyki odwiedzin, nie spodziewałem się tak nagłego skoku i tak szybko. Naprawdę potraficie przydać życiu optymizmu :-,0). Nawet bardziej niż administrator sieci osiedlowej, który tydzień temu wreszcie zrobił coś takiego, że sieć działa dobrze i co ciekawe póki co tak jej zostało. Tak więc z optymizmem za chwilę ruszę do sklepu po frykasy na śniadanie, a potem czekają mnie odwiedziny w smutnym przybytku zwanym oficjalnie Urzędem Skarbowym, niech Pan ma mnie zatem w swojej opiece... Ogólnie dzień zapowiada się interesująco, nie licząc oczywiście wizyty w pracy, ale wiadomo - jakby człowieka spotykały same przyjemne rzeczy to nie potrafiłby ich docenić.


2002.11.18 14:53:42 · link · komentarz (3)

Oooo, to ten nlog jeszcze istnieje? Kompletnie się nie spodziewałem. No ale jak tu już wszedłem to może coś napiszę. Więc tak, pzede wszystkim powinienem się umyć i iść do fryzjera, ale strasznie mi się nie chce. Mam jednak zamiar się zmusić - niestety nie jest to coś, w czym jestem dobry. Poza tym nie mam swojego komputerka - Li. pożyczył go na imprezę i podobno prowadził jakieś działania mające na celu uszkodzenie sprzętu, jak na przykład cięcie kabelków scyzorykiem szwajcarskim. Dziś nad ranem wysłał mi go kurierem, więc być może będę miał bardzo zajęty wieczór, mianowicie zajęty przywracaniem mojej Ami do życia. I to chyba tyle tym razem, nie nie mam zamiaru streszczać tego co się działo przedtem, zresztą przecież i tak kompletnie nikt tego nie czyta, żadna więc w sumie różnica. A teraz do wanny skokami ze śpiewem na ustach marsz!


2002.08.04 00:41:24 · link · komentarz (2)

Wyobraźcie sobie coś takiego na kolację: kawałki pomarańczy, jabłek, winogron i bananów wymieszane z lodami i polane po wierzchu jogurtem przyprawionym cynamonem... Ja nie musiałem dziś sobie tego wyobrażać - po prostu się tym pysznym deserem opchałem :-,0). Oko się wreszcie zagoiło po długich perturbacjach... W piątek na wizycie kontrolnej okulistka wyjęła mi z oka jeszcze dwa kawałki metalu, a czwarty to mam wrażenie, że wyjąłem sobie sam. Wczoraj wieczorem, korzystając z tego, że byliśmy z Ba. na grillu u bardzo sympatycznych znajomych, wygrzałem sobie oko w żarze bijącym z rozpalonego węgla. To plus antybiotyk w kropelkach zrobiły swoje. Dziś prawie już nie czuję, że coś w tym oku było. Na grillu jak to na grillu, robiłem za starszego palacza, no i ubawu trochę było z Mariana i jego wiertarki (tylko dla wtajemniczonych ;-,0). Poza tym objadłem się pysznym mięskiem niesamowicie. Dziś natomiast uczestniczyłem (nie w roli głównej co prawda ;-,0) w uroczystości ślubnej. Występowanie pod krawatem w taki upał wymaga pewnego samozaparcia, niemniej od razu przestało mi być gorąco jak zobaczyłem biednego księdza w tych wszystkich ornatach itp. ten to się biedny pocił... Ja trochę też, ale w kościele to nawet było chłodnawo, jako że nie przeginałem i marynarkę sobie darowałem. Życzenia złożone, teraz młoda para zapewne już żyje czymś innym, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. Wiem, banały sadzę i co z tego ;-,0). Dobrze starczy tego, pora kropelki do oka zapuścić...


2002.08.01 01:33:23 · link · komentarz (4)

A może jednak sobie popiszę... Humor mam taki sobie, wczoraj wpadł mi metalowy wiórek do oka no i dziś byłem u okulistki, wyciągała mi go w częściowym niestety znieczuleniu... Powiedziała, że miejsce jest paskudne i nie da się znieczulić do końca. Na powiece mam rankę, która drażni, oko spuchnięte, zakraplam kropelki i żel. Ogólnie nienajciekawiej. Wspomniana już wcześniej koleżanka z IRC-a, nazwijmy ją Sn. stwierdziła na podstawie nloga, że mam życie nudne i nieciekawe. Ale przynajmniej spokojne, droga Sn.... Bo ona to chyba ma nieco zbyt ciekawe, no ale co to mnie w końcu obchodzi... Sieć działa w miarę przyzwoicie, okazało się, że karta sieciowa w jednym z komputerów działa jakoś nie tak jak trzeba i zamulała całego huba. Po zamianie na starą kartę sytuacja wróciła do normy (czyli z biedą da się używać ;-,0).


2002.07.29 15:40:52 · link · komentarz (5)

Wiecie co? Nie chce mi się dalej pisać...


2002.07.26 13:16:27 · link · komentarz (0)

W pracy pachnie przeprowadzką. Do oddania na makulaturę miałem ponad 30 kg kolokwiów i sprawozdań laboratoryjnych. Dziś przywiozłem je do sekretariatu, gdzie zostaną komisyjnie wpuszczone do niszczarki, niestety nie można ich normalnie oddać na makulaturę, bo są na nich nazwiska studentów. Nowego budynku jeszcze nie zwiedzałem, chociaż już podobno można, jeszcze się zresztą na niego napatrzę. Budynek jest "inteligentny" i podobno już są szopki z systemem dostępu i alarmami. Pewnie się skończy tym, że cała ta inteligencja będzie na stałe wyłączona ;-,0). Na szczęście wróciła mi jakoś ochota do programowania. Wziąłem się za sterownik i nawet mi się już kompiluje, chociaż oczywiście nie działa i wiesza się... No ale tak to już jest z pierwszymi wersjami, dzisiaj spróbuję się za niego wziąć i go "uzdatnić". A póki co siedzę w pracy, przybijam pieczątki, po południu jeszcze czeka mnie opróżnienie szafki z laboratorium.


2002.07.25 00:00:50 · link · komentarz (0)

Tym razem dzień miałem wolny. Sz. jakoś nie zadzwonił, choć byłem prawie pewien, że to zrobi. Korzystając z tego pojechałem do starego domu po drugi rower. Tym razem dwudziestopięciokilometrowa trasa okazała się znacznie łatwiejsza do pokonania. Więc od dzisiaj, no powiedzmy może od jutra, możemy sobie rowerami jeździć we dwoje. No a przy okazji ostatnia kasa za sieciowanie z modemu - tylko 58 złotych, jaka ulga. Sieć w domu jest w stanie przyzwoitej używalności, nie jest to może T1, ale wystarczy, ważne, że jest 24 godziny na dobę. Tylko co tu zrobić, żeby chęci do pracy nabrać... Sam nie wiem.


2002.07.23 22:54:16 · link · komentarz (0)

Wakacje się już skończyły. W poniedziałek zrobiłem drobne 600 kilometrów swoim czerwonym samochodem i już jestem w domu. I z marszu do pracy - dziś siedziałem, jak to ostatnio zwykle, w komisji rekrutacyjnej, na szczęście dziś roboty było mało a chętnych do niej dużo, więc mogłem spokojnie poczytać Newsweeka. Potem dziesięciominutowa instalacja drukarki u klienta i do domu. A w domu kobieta mojego życia testowała frytki mojej produkcji. I nawet nie skrzywiła się jedząc i nic nie zostawiła :-,0). Z tego wyciągam pełen samozadowolenia wniosek, że frytki smażę strawne. Aha, administrator mojej sieci stwierdził, że rzeczywiście, uwalanie 75% pakietów na pingu do domyślnej bramki to jest usterka i powinna jako taka zostać usunięta, więc on się tym zajmie. Jestem pod wrażeniem, czyżby ich klient ich pan? Tym bardziej że rezultaty pinga faktycznie się poprawiły :-,0).


2002.07.20 19:07:41 · link · komentarz (5)

Jestem sobie w Kołobrzegu na wakacjach... Pogoda oczywiście paskudna, jest zimno i pada deszcz, woda w morzu też zimna. Ale poza tym jest w porządku. Dziś za to zostałem skrytykowany druzgocąco przez znajomą z IRC-a. Mam wrażenie, że bardzo jej przeszkadza to, że jestem szczęśliwy, konkretnie szczęśliwy z kimś. I że to widać po tym nlogu. Podobno opisuję tu jakieś intymne sprawy i tak dalej. Ba, podobno nawet napisała tu jakiś komentarz, jednak mimo tego, że bardzo się starałem, nie znalazłem który to... Chyba, że ona jest jedną z osób, które czytają mojego nloga regularnie, kto wie, widać, że ma jakieś fobie na punkcie swojej prywatności więc maskuje się zapewne doskonale. Albo jej się po prostu nlogi pomyliły z kimś innym. Ja wiem, że wiele jest osób, które bulwersuje czyjeś szczęście. Niestety nie ma na takich sposobu. A jak się próbuje rozmawiać to się szybko okazuje, że nie mają argumentów i wycofują się rakiem. Swoją drogą chętnie poznam waszą opinię. Czy uważacie, że mój nlog jest zbyt osobisty, czy są jakieś rzeczy, o których sami byście nie napisali? Jestem ciekawy Waszych opinii...


2002.07.16 11:54:42 · link · komentarz (0)

Jakiś taki zamęt wydarzeń się wokół mnie wytwarza. Po pierwsze znowu nie działa sieć w domu. Wczoraj na pingu wyrzucało 80% pakietów, ale jeszcze udało mi się wysłać maila do admina z informacją. Dziś bramka nie odpowiada nawet na ARP... Poza tym w końcu pojechałem sprawdzić co się stało z serwerem. I niestety wszystko wskazuje na to, że zasilacz do wymiany (oby nie płyta główna...,0). Przez to nie mogłem zgrać skryptów obiecanych Mr.. Po trzecie wreszcie spać mi się chce bardzo a tu po dyżurze w komisji trzeba jeszcze jechać do Sz., na szczęście między innymi po kasę. Ale jutro rano zostawię cały ten bajzel za tylną szybą samochodu. I w końcu zobaczę moją Ba.. Nie mogę się doczekać...


2002.07.15 03:58:33 · link · komentarz (4)

Jak mi się patologicznie wręcz nic nie chce... Nie chce mi się programować, nie chce się rowerem pojeździć, ba nawet tego wpisu do nloga mi się nie chce pisać. Ale może przynajmniej do tego się jakoś zmuszę... Już żyję tylko i wyłącznie środowym wyjazdem. Nic na to nie poradzę, nie jestem w stanie konstruktywnie pracować i tyle. I żadne naciski w rodzaju tych wywieranych przez Li. nie są w stanie ruszyć mnie z miejsca. Na szczęście wykrzesałem z siebie chęci do wyprasowania dwóch wypranych wczoraj koszulek. Deska do prasowania z rękawnikiem to bardzo sympatyczny wynalazek. Oprócz tego miałem kolejny dzień z piszczącym SBLive u klienta. Wsadziłem ją na razie do innego slotu PCI, zobaczymy jaki będzie efekt. Przy okazji przekonałem się z zaskoczeniem, że problem "Jak to zrobić, żeby gierka zainstalowała się na E: zamiast na C:" naprawdę potrafi być dla użytkownika problemem. Ale ten akurat szybko kuma czaczę, więc powinien sobie poradzić. Kurczę, jak tu się zmusić do wykończenia tego kodu sterownika, naprawdę zero koncepcji totalnie... Aż dziwne, że spać się jeszcze nie chce.


2002.07.13 23:35:35 · link · komentarz (0)

Kolejny raz przytrafiła mi się nieprzespana noc. Nie to, że przeżywałem jakieś przykre chwile, czy rozterki duszy. Po prostu co jakiś czas mi się to zdarza bez wyraźnego powodu. Wobec tego postanowiłem wyskoczyć do "rodzinnego gniazda" po rower dla mojej kochanej. Trochę kimnąłem w PKS-ie, potem pokonałem te 25 km (jeszcze nie tak źle z kondycją, nie mogę powiedzieć, żebym padł po dojechaniu na miejsce,0). O ósmej trzydzieści byłem już z powrotem w domu. I z miejsca walnąłem się spać, spałem 5 godzin. A i wtedy zauważyłem, że sieć w końcu działa, okazało się, że działała już w dzień po awarji tylko w mojej Amidze coś się z konfiguracją sieciową stało... Ale teraz już wszystko poustawiałem i dzięki temu mogłem umieścić ten wpis. Dziś sobie zrobiłem pyszne frytki na obiad, chyba jutro będzie powtórka. Kurczę, jak ja tęsknię do Basi, no ale jeszcze kilka dni i ruszam w trasę przez Polskę. Do Niej :-,0).


2002.07.11 01:43:19 · link · komentarz (2)

Upał, upał, upał... I siedzę sam i tęsknię... Przy komputerze nic nie jestem w stanie nic zrobić oprócz bezproduktywnego siedzenia na IRC-u. Dlatego wreszcie ruszyłem się sprzed monitora i zrobiłem sobie solidny sześciokilometrowy spacer. Mimo, że to było około dwudziestej to przyszedłem do domu zlany potem. Więc wszedłem pod zimny prysznic i jest w miarę do wytrzymania. Poza tym raczej nudno, czytam sobie książki Chmielewskiej jedną po drugiej i liczę na to, że w końcu będe w stanie zabrać się do pracy.


2002.07.10 00:52:34 · link · komentarz (2)

O, proszę jak to miło, że nlog znowu działa i znowu można szanowną publiczność pozanudzać wynurzeniami. No to jedziemy, co tam nowego. Dziewczyna mi wyjechała na kolonie, zamiast ze mną będzie się z dziećmi użreać ;-,0). Siedzę w domu sam, generalnie z nosem wtopionym w monitor. Stałe łącze sieciowe to dość uzależniająca rzecz. Chociaż teraz, gdy Basi nie ma to widzę że inne rzeczy też bywają uzależniające. No ale pożytek z sieci taki, że SMS-y można słać za darmo... Ale się dziś lodami nażarłem, upał normalnie taki, że tylko w lodówce się schować. Nawet w tej chwili mimo tego, że prawie jedenasta w nocy, za oknem gorąco. Jak to w lipcu, nie ma w sumie co się dziwić. Dobrze, że w pracy nie muszę siedzieć, no fakt, w piątek dyżur tylko, a potem jeszcze kandydaci na studia zaoczne. Pora kończyć bo jakoś spać się chce. Może jeszcze Chmielewską poczytam i SMS-ka wyślę :-,0)


2002.07.04 10:08:56 · link · komentarz (0)

Nareszcie. Nlog już działa, a ja mam w domu stałe łącze, które całkiem przyzwoicie się spisuje. Największy nawał pracy już minął, w poniedziałek miałem okazję poćwiczyć rękę, trzeba było złożyć prawie 1500 podpisów. Ręka zniosła to nadspodziewanie dobrze, natomiast długopisowi ubyło 3 centymetry wkładu. Teraz już tylko dyżury w komisji - następny dopiero w przyszłym tygodniu.


2002.06.24 17:32:03 · link · komentarz (1)

No i już mieszkam gdzie indziej. Jest dobrze. Pokoik sympatyczny, towarzystwo również. Jest ciepła woda w kranie, komputer działa, ogólnie luxus. Dzisiaj będziemy sobie w mieszkaniu robić sieć lokalną, a w tygodniu pokombinuję jakby się tu do Internetu podpiąć, jest to zdaje się całkowicie możliwe i w dodatku tanie. W pracy przewalania papierów ciąg dalszy. Tym razem wpisujemy oceny kandydatów i numerujemy teczki z papierami. Połowa już zrobiona i uwaga, wreszcie udało się znaleźć kasę i nabyć napoje ciastka i sprzęt biurowy do pracy. Teraz to się nawet da pracować. A teraz siedzę u siebie w robocie i czekam na łaknących zaliczenia studentów.


2002.06.22 19:32:14 · link · komentarz (4)

Kawał roboty odwaliliśmy w komisji. Wszystkie 1233 teczki wpisane do bazy danych, posortowane według pierwszych liter nazwiska delikwenta i schowane w służbowej szafie. Od poniedziałku będzie można zająć się na początek wpisaniem niedobitków nadesłanych pocztą a potem wpisywaniem ocen. No i odbieraniem telefonów od zatroskanych mamuś... A ja dzisiaj dostałem klucze do nowego miejsca zamieszkania więc zaraz zapakuję cały samochód gratami i przeprowadzam się :-,0).


2002.06.22 11:03:44 · link · komentarz (0)

Wczorajszy dzień zszedł mi na wpisywaniu kolejnych dziesiątek kandydatów na studentów do bazy danych. Mimo ciągłej niemożności znalezienia się odpowiednich funduszy praca posuwa się naprzód. O przepraszam, pod koniec dnia pracy było już wiadomo, że fundusze się znalazły i w poniedziałek dostaniemy już klej, markery, toner do drukarki i takie tam. A po pracy pojechałem do Warszawy po siostrę, która wróciła ze stypendium z Moskwy. Wracanie ze stolicy do B. pociągiem w piątek z ciężkimi bagażami to byłby raczej kiepski pomysł. Tak więc wyprułem do Warszawy samochodem, co dało kolejną okazję do obserwacji poczynań samochodowych kamikadze i innych dawców narządów. Niemniej jednak na szosie było dość luźno, Warszawę pokonałem gładko i o 21:00 byliśmy już z powrotem. Nawet pociąg z Moskwy się nie spóźnił. Podobno dostanę w prezencie płytę z hitami moskiewskich dyskotek :-,0). Ale wczoraj już nie szukaliśmy jej w rozlicznych bagażach, niech sobie dziewczyna wypocznie i się nacieszy polskim powietrzem. Dzisiaj zaś znowu do pracy, trzeba wpisać do komputera ostatnich kandydatów, którzy wczoraj złożyli podania. A potem wreszcie będę mógł pojechać do swojej Ba. :-,0).


2002.06.20 18:35:42 · link · komentarz (4)

I pomału robi się po konsultacjach. Na szczęście tempo wpisywania kandydatów na studentów nam wzrasta, więc w sobotę nie będziemy musieli siedzieć zbyt długo. Ciekawe ile ludzi złoży podania ostatniego dnia, a więc jutro. Na konsutlacjach zaś ludzie powoli zaczynają znosić projekty, a 30% ma nawet już wpis w indeksie. Całkiem niezłe te projekty, widać, że ci co chcą to potrafią. Szkoda tylko, że nie wszyscy chcą. A tak z innej beczki to wróciłem już do pełni sił po chorobie i nieźle sobie radzę z upałami. Dziś zmasakrowałem całą 2,5-litrową butlę odrdzewiacza (czyli Pepsi,0). Oczywiście kupioną prywatnie bo pieniądze dla komisji rekrutacyjnej na napoje jeszcze się nie znalazły. A i klej za 5,80 fundnąłem. Czego to się nie robi dla swojej uczelni... Dobrze, że przynajmniej praca posuwa się sprawnie.


2002.06.20 00:03:51 · link · komentarz (2)

Rekrutacja studentów w toku. Na nic przez to nie mam czasu. Projekty do sprawdzenia gromadzą się. Pełno zaległości tu i ówdzie. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić, tak z tydzień ekstra taki tylko dla mnie by się przydał. Za to opanowałem "Autoryzowany dostęp do Internetu" przez numer TPSA. Taką ładną płytkę przysłali i nawet zadziałało. Amiga wszystko potrafi. Szkoda tylko, że ten abonament internetowy pójdzie chyba w gwizdek, bo tam gdzie się przeprowadzam w sobotę (albo niedzielę,0) sieci i tak nie ma... Może trzeba będzie zwyczajnie ten abonament wyrejestrować. Zobaczymy. Jutro konsultacje, studenci się zwalą. A najpierw 5 godzin wprowadzania danych kandydatów. I nawet nie ma kasy na służbową wodę mineranlą i długopisy, co za bałagan...


2002.06.18 23:29:50 · link · komentarz (4)

Wiecie co? Normalnie nie mam czasu żeby pisać loga. Może to i lepiej? Ten wpis będzie raczej ostatni...


2002.06.13 23:50:07 · link · komentarz (1)

No i trzyma mnie... Siedzę poubierany jak w 20-stopniowy mróz i się pocę obficie... Panadol ogranicza gorączkę do przyzwoitych 39 stopni. Podobno to trwa trzy dni. No to jutro jest ten trzeci... Nawet się programować nie chce, ech. I tęsknię :-(.


2002.06.12 19:58:12 · link · komentarz (4)

Brrr, infekcja wirusowa. Jak wysiadłem z samochodu i zmierzyłem gorączkę to ufff... 40,0. I pomyśleć, że zrobiłem 60 km samochodem... No ale temperaturka już pod kontrolą, a lekarz mówi, że jutro infekcja będzie się już kończyć. Chyba przy wymianie okien załapałem to, tak to jest jak się w koszulce na deszczu baletuje...


2002.06.10 23:14:06 · link · komentarz (1)

Operacja "Przeprowadzka" wydaje się nabierać realnych kształtów. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to za kilkanaście dni zamieszkam w pewnym bardzo sympatycznym miejscu, w którym co prawda nie ma sieci, ale za to ma ono inne, ze wszech miar cenne zalety... Więc być może wpisy będą troszkę mniej regularne (zresztą ostatnio i tak pisałem w kratkę,0) ale może za to w końcu dłuższe. Tymczasem wypuszczam kolejną wersję swojej biblioteki (to dla wtajemniczonych teraz...,0), wygląda na to, że zostanie zastosowana w kilku interesujących programach. Zatem do jutra.


2002.06.09 23:54:28 · link · komentarz (9)

Chyba w końcu zrobię ten krok i wyprowadzę się z domu. Mam dość moralizowania i katolickiego doktrynerstwa. Serdecznie dość. Tym bardziej, że okazyjne mieszkanko do wynajęcia mam na oku.


2002.06.05 00:59:31 · link · komentarz (2)

Dziś u Ba. przeprowadziłem sekcję wersalki ;-,0). Była artystycznie połamana i na środku miała doła, w którego się zwykle wpadało. A nikt by nie chciał, żeby jego dziewczyna wpadała w doła, prawda? No więc przy pomocy narzędzi zbrodni przystąpiłem do akcji. Nic dziwnego, że wersalka się połamała, skoro w pękniętych listwach widniały sęki jak pięciozłotówki, ech tandeta peerelowska... Niemniej reanimacja wersalki zakończyła się pełnym sukcesem. A później posunęliśmy na spotkanko. Ubawiłem się nieźle, zwłaszcza przyrządem do pomiaru nadwagi, i bynajmniej ten przyrząd to nie była waga... Trzeba mieć niesamowite poczucie humoru, żeby określać otyłość mierząc rezystancję ciała. No ale czego się nie robi dla zdarcia keszu z frajerów...


2002.06.03 00:56:38 · link · komentarz (0)

Urodzinowe ognisko udało się znakomicie. Oprócz organizatorów imprezki czyli mnie i Ba. byli Ra. ze swoją Mg., Pr. z przesympatyczną Ul., Mt. razem z Ka. oraz lekko onieśmielona Bo. Komary cięły trochę, ale odganialiśmy je dymem z jałowca. Nasi gitarzyści (Pr. i Ra.,0) byli chyba trochę stremowani, bo z planowanych chóralnych śpiewów jakoś nic nie wyszło. Ale za to pieczenie kiełbasek udało się nadzwyczajnie. Nawet deszcz okazał się łaskawy i wyczekał. Obudził nas dopiero rano szumiąc i bębniąc po szybach. Nie wszystkich, bo młodsza część ekipy pojechała do domu już w sobotni wieczór. A my na jajecznicę do Ba. i na placki ziemniaczane. No i jeszcze na coś, ale to już dozwolone od lat 18, więc zmilczę ;-,0).


2002.06.01 09:56:34 · link · komentarz (3)

Nie ma to jak się wyspać. Wszelkie bóle zniknęły i z pełną energią mogę się zabrać za nowy dzień. A będzie to z pewnością dzień pełen wrażeń. No ale o wrażeniach to ja może później, na razie wypadałoby jakieś śniadanie skompilować... Oooo, a tak w ogóle, to jest to jubileuszowy pięćdziesiąty wpis :-,0). Pozdrawiam z tej okazji wszystkich czytelników.


2002.05.31 23:23:19 · link · komentarz (2)

Właśnie z bratem zamontowałem karnisz w jego pokoju. Lubię pomajstrować trochę w domu, choć dzisiaj cały jakiś obolały jestem... Ciekawe po czym? ;-,0). No ale mam nadzieję, że do jutra przejdzie, w końcu ognisko jest.


2002.05.31 10:12:36 · link · komentarz (5)

Hmmm, żyję. I to nawet bardzo dobrze żyję. Wszystko dzięki mojej kochanej dziewczynie. Wczoraj zwiedziliśmy jej rodzinne strony. A później chłodziliśmy się lodami, mniam. A dzisiaj rano... Życzę wam co dzień takich pobudek jak ja miałem :-,0),0)


2002.05.28 15:18:20 · link · komentarz (2)

Tada! Wersja 3.0 biblioteki skończona i poszła w świat. Na szczęście szybko znalazłem głupi błąd pięknie wywalający system przy zwalnianiu pamięci... Ale co tam komputery. Choć z drugiej strony puszczenie w świat nowej wersji jakiegoś programu zawsze poprawia mi humor. Gorzej że moja kochana kobieta się czasem niepotrzebnie martwi różnymi rzeczami. Jak by tu ją pocieszyć, chyba najlepiej pojechać do niej, przytulić i wycałować. Już za parę godzin :-,0).


2002.05.27 02:40:57 · link · komentarz (0)

No i biblioteka rzeczywiście ma już bazę danych czcionek. Pozostało wykończyć API i napisać program demonstrujący jego użycie. Ale to innym razem. Kurczę już ten deszcz w końcu by mógł popadać, bo wszyscy (ja też,0) tak łażą jakby tylko na niego czekali. Dziś byłem u mojej Ba. i dostałem super prezent :-,0). A jutro czekają mnie obchody urodzin w pracy...


2002.05.26 14:20:35 · link · komentarz (1)

I znowu całą noc nie spałem. Coś mi się czasem tak przestawia w moim wewnętrznym zegarze i całą noc spędzam pracując przy komputerze. Na szczęście nie siedząc na sieci. Po ostatnim rachunku telefonicznym, który zbliżył się niebezpiecznie do 400 zł, powiedziałem sobie "stop" i z domu tylko ściągam pocztę oraz robię wpisy do nloga. Żadnych IRC-ów i takich tam. Całe szczęście że spałem jednak przepisowe 8 godzin - od czwartej do dwunastej... A dzięki nocy moja biblioteka (programowa, nie mylić z półką na książki...,0) wzbogaci się o bazę danych czcionek. Być może jeszcze dzisiaj.


2002.05.25 19:06:49 · link · komentarz (8)

Wcinam sobie właśnie pyszne winogronka i świętuję rozpoczęcie kolejnego roku życia. Prawdopodobnie roku przełomowego pod wieloma względami. Bardzo pozytywne urodziny, bardzo pozytywne :-,0). Tylko się wyspać trzeba trochę bo taka jedna mi nie daje :-,0),0),0). Mama póki co przetrawia sytuację, ale chyba po prostu przejdzie nad nią do porządku dziennego. Lepiej jednak, że małymi krokami się przyzwyczai, zbyt raptowny wstrząs mógłby być niebezpieczny...


2002.05.23 17:01:40 · link · komentarz (8)

Hmmm... Moja szanowna mamusia postanowiła mi wygłosić pogadankę umoralniającą... Może przesadzam, ale mi się wydaje, że wygłaszanie takich tekstów człowiekowi tuż przed trzydziestką, pracującemu i posiadającemu wyrobione poglądy na życie, jest pomysłem mocno spóźnionym. Nie każdy się w końcu kieruje w życiu przykazaniami o. Rydzyka. A w każdym razie na pewno nie ja. I swoim życiem sterować nie pozwolę ot co. Czuję, że mi się w oczach takie chłodne niebieskie ogniki zapaliły... No nic, powiedziałem swoje zdanie i zobaczymy co będzie dalej. A tymczasem nie mogę się doczekać pewnego obiadku :-,0).


2002.05.19 20:54:27 · link · komentarz (7)

Dziwną rzecz zauważyłem. O szczęściu pisze mi się tu zdecydowanie trudniej niż o trudnościach, dołkach i niepowodzeniach. A teraz właśnie czuję się szczęśliwy. Kiedy patrzę w Jej oczy, czuję że mogę utonąć w nich bez reszty. No a poza tym nie każda dziewczyna robiąc pyszne śniadanko potrafi rozmawiać o rozchodzeniu się fal radiowych :-,0). A tymczasem jutro poniedziałek i znów pora do pracy, poza tym samochodzik trzeba do serwisu na przegląd zaciągnąć i wydać kasę na ubezpieczenie i takie tam. Czyli masa jeżdżenia i wydawania pieniędzy. Życie jednak nie składa się z samych przyjemności i całe szczęście, bo dzięki temu bardziej się cieszę tym co mnie spotyka.


2002.05.18 12:06:08 · link · komentarz (6)

I kolejny film obejrzałem. Tym razem we dwoje obejrzeliśmy sobie Shreka. Może i bajka, ale za to jaka fajna :-,0). No i teksty po prostu rozkładają... Wzruszyłem się przy oglądaniu, a co tam twardzielem nie jestem i zgrywać takiego też nie będę. A tak na marginesie byłem zafascynowany technicznym wykonaniem filmu. Wierzyć się nie chce, że wszystko w Shreku jest wyliczone na komputerze. Z drugiej jednak strony widać wyraźnie, że twórcy nie silili się na "hiperrealizm" i nie próbowali wmówić widzom, że oglądają rzeczywistość. Ale dosyć tej recenzji. Bo przecież życie jest piękne. A ostatnio nawet bardzo. Zwłaszcza jeżeli przeżywa się je we dwoje :-,0).


2002.05.16 05:38:35 · link · komentarz (4)

Chyba trochę przesadziłem... W końcu to normalne, że przy pierwszej próbie nic się nie udaje (np. frytki,0). I w końcu co się takiego stało, grunt to się dogadać. A poza tym wyżyłowałem monitor do rozdzielczości 1088 x 816 pikseli (tak na Amidze można ustawiać takie śmieszne rozdziałki... :-,0) i podoba mi się teraz ekran. Z braku chęci do snu obejrzałem sobie po raz nie wiem który Piąty Element i chyba pora będzie coś ze spaniem wykombinować?


2002.05.15 18:26:37 · link · komentarz (4)

Ech co się ze mną dzieje. Naprawdę zakręcony jestem jakiś. Opadły mnie jakieś dziwaczne wątpliwości. A może to ja jestem dziwaczny? Sam siebie nie rozumiem w tej chwili, chyba trzeba będzie po prostu pogadać... Jedyne co mi się dziś udało to wyregulować ogniskowanie w monitorze. Teraz to ten obraz mi się podoba, może nawet spróbuję przejść na większą rozdzielczość niż 1024 x 768. Ech jak ja się dziwnie czuję, taki jakiś rozwalony jestem, starczy tego pisania na dziś.


2002.05.14 17:28:37 · link · komentarz (4)

Coś dawno mnie tu nie było... No cóż, po prostu świat zawirował i to w tym dobrym kierunku :-,0). I tak mną zakręciło, że do dziś równowagę odzyskuję. No ale nie jestem sam, więc to żaden problem z tą równowagą. W międzyczasie udało mi się poskładać komputer siostrze, przy okazji moja Amiga wzbogaciła się o monitor 17-calowy, nie powiem, bardzo mi się podoba zwiększona powierzchnia ekranu. Natomiast ostrość obrazu już podoba się mniej, trzeba będzie dokonać niecnej manipulacji w okolicach trafopowielacza... I gwarancji podziękuję za uwagę ;-,0). Praca dyplomowa Ma. skończona, w pozostałych tematach mały zastój, karcza nie ruszam, a za chwilę jadę na placki ziemniaczane mniam, mniam, takich placków to pewnie nie jedliście :-,0).


2002.05.12 00:27:01 · link · komentarz (8)

Tęsknię. Jeszcze miesiąc temu do głowy mi to nie przyszło, że będę tęsknił i to w dodatku za Tą osobą. No ale po prostu teraz tak jest. I dobrze mi z tym :-,0). Tak widocznie jest, że uczucia które szybko się rodzą, szybko przemijają, a te które budują się powoli, są trwałe. Mam nadzieję, że tak będzie. Potrzebuję trwałości. A co tam w prozie życia słychać? Dziś lenistwo mnie opadło, całą sobotę przesiedziałem przy komputerze i nad gazetami. Nic mi się totalnie nie chciało. Czasem mam taki napad i z całą świadomością mu się poddaję, bo choć trochę zaległości się zrobiło, to z nową energią zaatakuję je jutro i w poniedziałek. Trzeba się z pracą sąsiadki rozprawić ostatecznie, pranie jakieś zrobić, no i z okazji niedzieli może frytki sobie usmażę...


2002.05.09 22:05:48 · link · komentarz (6)

"Zapewne, jak stwierdził, nośnikami monarchii są jakieś cząstki elementarne: królony, a prawdopodobnie również królowony. Oczywiście monarchia czasem upada, jeśli cząstka taka w locie zderzy się z antycząstką, czyli republikonem. Ambitne plany, by wykorzystać to odkrycie do przesyłania wiadomości, co wymagałoby ostrożnego torturowania jakiegoś pomniejszego króla w celu modulacji sygnału, nie zostały do końca dopracowane, ponieważ wtedy właśnie zamknięto bar." - T. Pratchett, "Mort".

Ten facet po prostu wymiata. Jeżeli jeszcze nie czytaliście nic ze "Świata Dysku" to powinniście znaleźć osobę taką jak Ba., która wam coś podsunie z tego cyklu... Swoją drogą osobę taką jak Ba. warto poznać także z innych powodów :-,0). A tak zmieniając temat, dziś miałem dzień zbiegów okoliczności niczym z powieści Chmielewskiej. Miałem dziś odebrać komputer dla siostry, nie wziąłem z domu napędu CD (do zainstalowania oprogramowania,0), a co gorsza telefonu. Facet od komputera nie mógł mnie więc powiadomić, że komputer nie będzie gotowy na czas z powodu obsuwu w dostawie procesorów... Siostra się trochę zdenerwowała, a w ogóle dobrze że miałem dwa monitory w domu, bo nie miałbym na czym napisać teraz tego, co czytacie. No i niestety nie piszę tego wpisu na siedemnastocalówce, przyjdzie poczekać do jutra... Nie odebrałem też natychmiast jednego istotnego SMS-a, przez co miła sieciowa pogawędka przeszła mi koło nosa... Ale przecież jutro jest piątek więc co mi tam :-,0). A dzisiaj posłuchałem sobie jak moje kochane siostrzyczki się kłócą o dwa złote... Powiem szczerze - ja bym tak nie umiał ;-,0). Dobrze, że nie musiałem ich rozdzielać. I dobrze, że ze mną nie mieszkają.


2002.05.08 16:20:12 · link · komentarz (5)

Godzina zero piętnaście. Jedna chwila ale jakże ważna. Porozumienie bez słów. Po prostu trudno to opisać. Dziś rano podładowany pozytywną życiową energią zaatakowałem karcza. Aż sam się sobie dziwię jak w dwie godziny byłem w stanie tyle wykopać. Jeszcze kilka takich podejść i paskudne zbiorowisko pieńków i korzeni przejdzie do historii. Do historii przeszedł też pewien konflikt :-,0). Przynajmniej jeśli o mnie chodzi, mała próba jaką wczoraj przeprowadziłem, pokazała, że negatywne emocje już się we mnie wypaliły. I bardzo dobrze. Niemniej w piątek na pewno nie pojawię się w Wiadomym Miejscu, mam zdecydowanie inne plany, całkowicie odmienne :-,0). A tak jeszcze nawiązując do bajki o sieci - ona wiedziała co robi.


2002.05.07 15:39:17 · link · komentarz (5)

Bajka o sieci

Była sobie sieć neuronowa. Ani wielka, ani mała, ot taka sobie wielowarstwowa i samoucząca się, więc mogła reagować na poczynania swego Twórcy. Sieć miała trzy wejścia: A, B i C. Miała też niestety pewną wadę - Twórca mianowicie nie bardzo wysylił się przy regulacji obwodu ujemnego sprzężenia zwrotnego. Dlatego czasem sieć zachowywała się nieco niestabilnie. Niemniej ostatnio Twórca pobudzał wszystkie wejścia lekkimi przyjemnymi sygnałami wprowadzając sieć w może nieco mgliście zarysowany, ale stabilny jako tako stan. Jednak któregoś wtorku Twórca wpadł na znakomity, w jego mniemaniu, pomysł. Mianowicie postanowił dodać do sieci dodatkowe wejście D. Jak pomyślał tak zrobił i co gorsza na wejście D podał sygnał sprzeczny ze stanem sieci wyuczonym wcześniej z sygnałów A, B i C. Sieć wpadła w stan kompletnie niestabilny (co jeszcze było do przewidzenia,0), a potem zrobiła coś, po czym Twórca usiadł ciężko na wysłużonym, pomalowanym na biało ciężkim laboratoryjnym stołku. Sprawdził jeszcze raz wagi neuronów na wejściu D, tylko po to aby upewnić się, że wszystkie są zerowe. Sieć po prostu uznała wejście D jako niewiarygodne źródło informacji i odrzuciła je! Najwyraźniej "spodobał" jej się wcześniejszy stan, o ile sieci neuronowej w ogóle może się coś podobać, przecież jej zadaniem jest wyłącznie klasyfikacja sygnałów... Twórca nie wiedział co ma teraz zrobić. Sieć ciągle pozostawała w stanie niestabilnym, nie reagując zupełnie na sygnał D, ale mimo wszystko zdążył on wprowadzić poważne zaburzenia. Siedział do rana przy czarnej kawie i jakoś nie przyszło mu do głowy, że błąd popełnił pewnej majowej, upalnej nocy przed 29 laty źle dostrajając obwód sprzężenia zwrotnego przy uruchamianiu sieci...


2002.05.06 22:58:14 · link · komentarz (3)

Oko na nlog.pl pochłonęło mnie bez reszty. Co poradzić, jak zasiądę do programowania, to święty Boże nie pomoże. Tym razem już bez screenshotów w nlogu się obejdzie, w końcu program ma stronę domową. Poza tym to nic innego mi się nie chce robić. Od karcza muszę sobie chyba trochę odpocząć, obowiązki w pracy, jakby to powiedzieć, nie zachwycają mnie chwilowo. A tu jeszcze dzwoni taki fagas z banku i się zachowuje jakby jasne wyrażanie myśli sprawiało mu fizyczny ból. Kto takich fajansów zatrudnia. Ja rozumiem że jest upał, i że sprawdzenie moich danych kredytowych wymaga wyczerpującej interakcji z klawiaturą komputera... Ale chyba za to mu płacą, nie? Dziś pograłem sobie w karty z Mk. i nie tylko zresztą. Sromotnie przegrałem. Kto nie ma szczęścia w kartach ten ma szczęście w miłości? Hmmm... Zobaczę i to pewnie już niedługo... Aż się boję troszkę. Cchociaż z drugiej strony do odważnych świat należy, rzekł raz kapral do żołnierzy... ;-,0). A na kolację lody orzechowe.


2002.05.05 16:17:55 · link · komentarz (4)

Noc i pół dnia dziabania w klawiaturę zaowocowało amigową wersją nlog_tray. Nazwę programu Oko na nlog.pl podsunęła mi Chynaa :-,0). Widok okna programu w czasie pracy powinien poniewierać się tu gdzieś w pobliżu. Uznałem, że jeden wpis to za mało, więc programik pokazuje 10 ostatnich wpisów. Poza tym dzisiaj mam zamiar dorobić taką magię, żeby po dwukliku na wybranym wpisie nlog automatycznie ładował się do przeglądarki. A później podświetlanie wybranych wpisów itp. bajery. Aha, dodawanie wpisów do własnego nloga też będzie. Jak tylko Warp oficjalnie zatwierdzi, pewnie umieści gdzieś archiwum do ściągnięcia. A co poza tym? Wczoraj byłem u Kk.. Nowe mieszkanko obejrzałem, nie powiem podobało mi się. Niedługo gospodarz zostanie tatusiem. A ja co? Wszyscy kumple już żonaci, tylko ja zostałem na placu boju. A w nocy jak zwykle wciągająca i długa rozmowa z Ba.. Już niedługo wróci :-,0).


2002.05.03 11:19:17 · link · komentarz (4)

Jestem cały obolały i zmęczony po wczorajszym dniu. Ba. zaraziła mnie pracowitością, a poza tym karcz zaczyna włazić mi na ambicję. To naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Jutro podkopię go od spodu i podmyję wodą. Wujo optymista próbował go wyrwać ciągnikiem wczoraj... Wiedziałem że to nie ma szans powodzenia, jeszcze nie teraz. No i oczywiście pień nawet nie drgnął. Ale czego można się spodziewać, gdy dopiero niecała połowa korzeni jest odkopana, a niektóre mają grubość męskiego ramienia. Mój główny oręż w walce z pieńkiem to cierpliwość. I w końcu go wykopię. A wieczorem Ba. wodziła mnie na pokuszenie. Perspektywa wycieczki do Krakowa była bardzo pociągająca. Ale przespałem się z zagadnieniem i jednak wbudowane poczucie obowiązku i realizm kazały mi nie dać się skusić. Trzeba dziś skończyć przepisywanie pracy dyplomowej dla Ma. nie wyobrażam sobie, żeby kogoś w taki sposób zostawić na lodzie. A i inych robótek dookoła nie brakuje. Odpalam więc Worda (brrr...,0) i biorę się do pracy.


2002.05.02 17:06:57 · link · komentarz (2)

No i mała uroczystość - 1000 wejść do mojego nloga zgodnie ze statystykami. Czemu o tym piszę? Bo cały mój nlog jest dla Was, którzy go czytacie. Klasyczny pamiętnik pisze się co prawda dla siebie (ewentualnie dla potomności, która odnajduje cenny manuskrypt przy okazji sprzątania strychu,0), ale nlog jest dziennikiem publicznym, więc trudno mówić o pisaniu dla siebie. Tu bardziej chodzi o podzielenie się przeżyciami z innymi ludźmi niż o przelanie ich na, witrualny cokolwiek, papier. Z drugiej jednak strony takie uzewnętrznienie emocji w jakiś dziwny sposób pomaga żyć, jest szczególnie cenne w trudnych chwilach. Przyznam co prawda, że wiedząc o ogólnej dostępności tego co w tej chwili czytacie, nie piszę tu wszystkiego... Ale to chyba naturalne, ostatnio zetknąłem się z kilkoma sprawami dotyczącymi "wykorzystania" treści czyjegoś dziennika. Autorki (bo tak się składa, że w każdym przypadku była to kobieta,0) poczuły się niemile zaskoczone że ktoś nie ograniczył się jedynie do przeczytania nloga, a czy to skopiował go w inne miejsce, czy też zabawił się w analizę statystyczną ;-,0). Przyznam, że nie rozumiem świętego oburzenia. Umieszczając coś w Internecie udostępniam to przecież kilkuset milionom ludzi. I muszę się liczyć, że jak w kryminalnych filmach "wszystko co powiem może zostać wykorzystane przeciwko mnie". Takie niestety jest życie nawet jeżeli niespecjalnie nam się to podoba...


2002.05.01 18:44:30 · link · komentarz (2)

Taki mały fragmencik:

- Dlaczego nazywasz się Człowiek...
i to wszystko? myślałem, że sam na to wpadniesz, w końcu sprytny z ciebie gość, w moim plemieniu tradycyjnie nadajemy imiona od pierwszej rzeczy, jaką zobaczy matka, kiedy wyjrzy z tipi po porodzie. Człowiek-Wiadro to skrócona forma od Człowiek Wylewający Wiadro Wody na Dwa Psy.
- Miałeś pecha - uznał Windle.
nie było tak źle, odparł Człowiek-Wiadro. mój brat bliźniak to naprawdę ma czego żałować, żeby nadać mu imię matka wyjrzała dziesięć sekund wcześniej.
Windle zastanowił się.
- Nie mów, sam spróbuję zgadnąć - powiedział. - Dwa Psy, Które się Gryzą?
Dwa Psy, Które się Gryzą? się Gryzą?! zawołał Człowiek-Wiadro. rany, oddałby prawą rękę, żeby się nazywać Dwa Psy, Które się GRYZĄ.

Terry Pratchett po prostu rozwala - polecam wszystkim. Ba. naprawdę miała świetny pomysł, żeby pożyczyć mi tę książkę :-,0).



2002.04.30 22:27:53 · link · komentarz (2)

Długo nie pisałem nic. Ogarnął mnie tak zwany święty spokój i nic mi się nie chciało. Ale taki czas wyciszony jest mi czasem potrzebny. Jedynym życiowym problemem stał się wierzbowy karcz :-,0). Dzisiaj go znowu ostro podkopałem i zlałem wodą. Teraz korzenie są na wierzchu i widać gdzie ciąć siekierą. Jutro woda wsiąknie i przypuszczę następny atak. Znakomita odtrutka dla mózgu. Czuję, jak odparowują pomału wszelkie negatywne emocje, również te związane z pewną kobietą :-,0). Zejście jej z oczu było trudnym, ale bardzo dobrym zakończeniem znajomości i taki stan postaram się utrzymać. Tymczasem na tym oceanie spokojnym, na jaki w ostatnich dniach wypłynąłem, czuję lekki powiew czegoś nowego, być może bardzo dla mnie w przyszłości ważnego. Coś mi tak "chodzi po plecach"... Na razie wrażenie to nieco nieuchwytne i trudne do precyzyjnego opisania. Spokojnie czekam i pozwolę, żeby sprecyzowało się samo. A kto wie, czy ktoś mu nie pomoże :-,0). A poza tym spotkało mnie kilka przyjemności ostatnio. W pracy dostałem podwyżkę o 10% z wyrównaniem od stycznia... Poza tym mam teraz tydzień wolnego. A na kolacje jadłem śledzia w sosie musztardowym, mniam. No i dwa pudełka lodów spoczywają w zamrażalniku. Co by tu nie mówić - życie piękne jest :-,0).


2002.04.28 16:04:24 · link · komentarz (13)

Tym razem postanowiłem wznieść się na wyżyny swojego talentu kulinarnego i usmażyć frytki ze świeżych ziemniaków a nie z tego czegoś, co sprzedają w sklepach. I to był, jak się okazało, strzał w dziesiątkę! Smak frytek ze świeżych ziemniaków jest nieporównywalny. Fakt, że trochę więcej pracy, bo obieranie i krojenie, ale z drugiej strony oszczędność, bo ziemniaki mam za darmo. No może trochę z posoleniem przesadziłem, ale zjeść się dały bez problemów i były znacznie smaczniejsze niż te sklepowe. Praktyka czyni mistrza, również w kuchni. Tym bardziej że Ba. udało się wprowadzić mnie wczoraj w świetny nastrój, a dzisiaj to wspaniałe samopoczucie utrzymuje się :-,0). Dostałem też zaproszenie od Pm. na rajd rowerowy po puszczy w czasie nadchodzącego długiego weekendu. Nie powiem, podoba mi się ta koncepcja... Trzeba będzie dziś odbyć kolejny trening, tym razem 50 kilometrów bez żadnej łaski. O mógłbym do Auchana po zakupy na przykład, choć to tylko 40... A poza tym co ja tam kupię. Nie, lepiej pojadę gdzieś indziej. Tymczasem czytam sobie Lesia Chmielewskiej i zachodzę w głowę, jak można być takim kretynem jak tytułowy bohater... W sumie każdy czasem palnie jakieś głupstwo, ja też, ale żeby tak seryjnie i bez opamiętania? Dobrze, że to tylko książka :-,0).


2002.04.27 23:54:36 · link · komentarz (0)

Skończyłem skanować i obrabiać zdjęcia. Zaskakujące jakie dziwne są drogi wiodące do poznania nowych interesujących ludzi. I zaskakujące jest to jak bardzo się zmieniło moje do nich podejście. Gubię gdzieś w końcu tą moją zasadniczość, to natychmiastowe robienie daleko idących założeń. Cieszę się, że spada to wszystko ze mnie, jakby to był pancerz krępujący ruchy. W sferze towarzyskiej naprawdę warto żyć z dnia na dzień i cieszyć się tym, co i kogo ma się w tej chwili. Bez obciążeń, bez założeń, bez myśli niepotrzebnie wybiegających w przyszłość. Po prostu sobie żyję ciesząc się tym co przyniesie - być może - następny dzień. A jak nie przyniesie, to w zamian na pewno przyniesie co innego :-,0). Zmiana kręgów, w których się obracałem była mi potrzebna. Teraz jest znacznie lepiej. A tak zmieniając temat, recenzentowi z Polityki też się nie spodobało tłumaczenie tytułu Collateral Damage. Ale żeby porównywać Arnolda do... No właśnie pan genialny recenzent [zp] nie napisał do kogo, myślę, że chodziło mu o Terminatora. Bardzo śmieszne, że każdy człowiek się starzeje, naprawdę... Ciekawe do kogo pan [zp] będzie podobny za trzydzieści lat. Zdecydowanie nie na poziomie tekst.


2002.04.27 14:03:31 · link · komentarz (1)

Właśnie deszcz zgonił mnie z placu boju. Nareszcie pada. A walczę od wczoraj z potężnym wierzbowym karczem, składającym się z 10 pni. Mam ambitny zamiar go usunąć. Na razie podstępnie podkopuję go od dołu systematycznie przecinając korzenie dookoła. Jak już zostanie okrążony, zaczepię łańcuch i wyrwę go ciągnikiem. Ale do tego jeszcze daleka droga. Tymczasem wczorajsze spotkanie z Mk. nic nie wyjaśniło. Przysłowie mówi, że do trzech razy sztuka, ale chyba w tym przypadku nie ma ono zastosowania. Trzeba po prostu pozwolić czasowi płynąć. Na długi weekend mam nową lekturę - Ba. pożyczyła mi Kosiarza Terry'ego Pratchetta. Nie czytałem jeszcze nic tego autora, ciekawe, czy przypadnie mi do gustu. A ona tym czasem siedzi sobie w pociągu do Krakowa. Tak, Kraków, miasto dziwnych wspomnień...


2002.04.25 22:17:05 · link · komentarz (1)

Jaki niektóre osoby mają wprost nieprawdopodobny talent do dołowania mnie i doprowadzania do szewskiej pasji. To się nawet w głowie nie mieści. Ale dosyć tego. Rano sympatyczne spotkanie z Kc. i Mc., którzy przyjechali z Warszawy coś tam załatwiać i załapałem się na przewodnika po mieście... Pogadałem sobie z Kc. a potem pora do pracy. A później wszedłem na sieć i zaczęła się faza dwa. Ale dość o tym, cholera jasna dość! Na szczęście są też osoby, które mają na mnie wpływ wręcz balsamiczny i w jednej chwili cała złość paruje. Dobrze znać kogoś takiego jak Ba.... A teraz czuję się podziębiony i wykończony psychicznie, czytam sobie Chmielewską i świat może się nawet jutro skończyć - nic mnie nie wzruszy.

Później

Ona wyzwala we mnie dziką i niczym niepohamowaną agresję. Powinienem zejść jej z oczu. Im szybciej i dalej tym lepiej. Mam nadzieję, że mi się uda. Musi się udać, po prostu nie ma innej możliwości.


2002.04.25 00:05:17 · link · komentarz (5)

Osoba, która przetłumaczyła tytuł Collateral Damage na Na własną rękę godna jest chyba Nobla z angielskiego, jeżeliby takowego przyznawano. Jakby nie można było zwyczajnie "skutek uboczny" tak jak frazę przetłumaczono w samym filmie... A film jak to film. Dziś warunki znakomite, aż 10 osób na sali, miejsce oczywiście na srodku XV rzędu, mniam. I nawet nikt nie szeleścił opakowaniami od popcornu. Generalnie było to, czego się spodziewałem - amerykańska bajka dla dorosłych, jacy to Amerykanie są dzielni (zwłaszcza Schwarzenneger w roli głównej to taki Amerykanin z dziada pradziada, że wprost jasna cholera ;-,0), a Kolumbijczycy, czy tam inni Arabowie (kolorowi w każdym razie,0) źli. Niemniej scenarzysta się trochę wykazał i fabuła nawet nieco potrafiła mnie zaskoczyć. Za to rozwaliła mnie scena w której Arnold rozrywa toporkiem strażackim przewody gazowe i oczywiście nie robi przy tym żadnej iskry waląc po rurach, dopiero jak Czarny Charakter ze Zdradziecką swą Laską nadjeżdża motocyklem i ona strzela z pistoletu to mamy wielkie JEBUDU! i co śmieszniejsze to oni wszyscy przeżywają ten wybuch w ciasnym betonowym korytarzu. No ale cóż, nie od dziś wiadomo, że w Hollywood stosowalność praw fizyki jest nader ograniczona ;-,0). Jak wracałem natomiast do domku, miałem na żywo film produkcji polskiej - horror komediowy Kierowcy myślą w czasie jazdy[?]. Jechałem sobie grzecznie za osiemnastokołowcem z węglem, za mną ford transit stary. No i na szczycie górki ciężarowy zamigał, że można wyprzedzać. Fakt, z górki widać prawie kilometr szosy, ale z lewej jest wjazd, a ja już zauważyłem że jakieś cinquecento się czołga na tym wjeździe pod górę. Więc spokojnie jadę, a transit nie wytrzymał i w długą lewym pasem. Zdążyłem mu tylko zrobić miejsce miedzy sobą a ciężarowym... Skończyło się na wymianie klaksonowych uprzejmości między nimi... Kiedy ty go w końcu zarysujesz? zapytała mnie wczoraj Mr. - mam nadzieję, że blacharze sobie na moim samochodzie nie zarobią.


2002.04.24 12:25:45 · link · komentarz (0)

Czasami ludzie w rozmowach sieciowych potrafią odkryć swoje prawdziwe oblicze. Tym razem zaskoczył mnie Tf. niewiarą w miłość i ogólnie w związki międzyludzkie. Taki cynizm między wierszami wyczuwałem. Cóż, ja w miłość wierzyć nie muszę - ja ją przeżyłem (nie raz...,0) i wiem, że istnieje i jest najpiękniejszym uczuciem na świecie. A jak już o przeżywaniu mowa, wczoraj pojechaliśmy odwiedzić Pr., który niestety leży w szpitalu walcząc dzielnie z jakimś wirusem (i z pielęgniarkami ;-,0). Niezły kabaret odstawiliśmy mu pod oknem, przynajmniej się nie nudził przez płótorej godziny. O tak, załoga w składzie Ed., Mr., Sa., Mt. i ja potrafi zaprezentować szopkę... Tak, owszem, spotkałem się z Mr.. I co? I właśnie w końcu (a czas już chyba był najwyższy na to,0) nic. Długo mi to zajęło, ale od wczoraj wiem, że przyjąłem do wiadomości co należało przyjąć i potrafię zachowywać się normalnie. I dobrze. Facet od karaoke ma u mnie bardzo długiego minusa. Nie wziął płytki z podkładem do Biełych Roz. To ja się tu kurczę staram, a on mi taki obsuw. Grrrr... Za to Ba. śpiewała wspaniale, chociaż ekipa zaparkowana na stoliku obok próbowała ją zagłuszyć gromkim "sto lat" śpiewanym jednemu z delikwentów. Pan starszy mikserowy nawet nauczył się właściwie dobierać proporcje głośności podkładu i wokalu. Jestem pod wrażeniem ;-,0). A później piliśmy kawę i gadali o wszystkim jak zwykle prawie do północy. A wcześniej jeszcze dostałem długiego (w czterech kawałkach,0) SMS-a od Mk.. Hmmmm... Zaskoczony jestem.


2002.04.22 22:23:16 · link · komentarz (3)

Dziś w pracy miały miejsce potrójne imieniny, więc miałem okazję spróbować kilku specjałów. Jednym z nich było ciasto o bardzo mile się kojarzącej nazwie mrówkowiec. I dodatkowo było bardzo smaczne i słodziutkie, mniam... Składa się z misternie ułożonej góry czegoś w rodzaju kruchych faworków oblanych miodem i posypanych makiem i rodzynkami. Co prawda jak się to je, ma się całe ręce lepkie, ale naprawdę jest pyszne. Drugim specjałem był imieninowy kieliszek martini. I mówcie co chcecie - martini jest obrzydliwe w smaku. Zupełnie jak syrop od kaszlu "Tussipect", który przy zapaleniu oskrzeli łykałem w dzieciństwie. Nawet piwo, które jest gorzkie i paskudne, nie jest tak paskudne jak martini. Po imieninkach pora na sprawy urzędowe czyli poczta, urząd skarbowy i takie tam. W końcu dokonałem dzieła i wypełniłem swój jedyny w swoim rodzaju osobisty PIT-37. Tylko jutro zawiozę i mogę czekać na zwrot nadpłaty... W sieci dyskografia Papa Dance ustąpiła na jakiś czas zespołowi Łaskowyj Maj, w końcu jutro idę na karaoke i będę miał okazję pośpiewać w języku naszych wschodnich przyjaciół ;-,0).


2002.04.21 22:59:10 · link · komentarz (4)

Udało mi się, udało! Usmażyć frytki oczywiście. Dużo oleju, tak jak myślałem, to jest podstawa sukcesu. Naprawdę były niezłe, ale następnym razem nie kupię tych promocyjnych, tylko takie jakie jadłem u Ar., mniam... I butelkę oleju bo resztka była już i wszystko zużyłem. Po obiadku wyjrzałem za okno, pogoda wspaniała, postanowiłem wyciągnąć rower z piwnicy. Dawno już nie jeździłem. Optymistycznie wyruszyłem na ulubioną 50-kilometrową trasę do B. i z powrotem. Ale niestety. Własny samochód jak się okazuje fatalnie wpływa na kondycję. Po 5 kilometrach skręciłem na skromną 20-kilometrową pętlę. Trzeba będzie nad sobą popracować ostro, ale nie ma co się szarpać od razu bo można przeholować i zaparkować w łóżku. Taki na przykład Em. robi sobie 100 brzuszków bez mrugnięcia okiem, a jak powiedziałem że po 15 pompkach mam dość to się tylko uśmiechnął... Swoją drogą bardzo się zmienił ostatnio, mnie też by się przydało kilka kilogramów zrzucić... I przede wszystkim popracować nad kondycją, coś mi się wydaje, że mój rower w tym roku zrobi sporo kilometrów.


2002.04.21 14:46:14 · link · komentarz (8)

Weźmy nloga. Jakiegoś. Osoba, która go prowadzi z reguły więcej pisze o swoich emocjach, niż o faktach. To ułatwi sprawę. Teraz przyjrzyjmy się wpisom. Każdemu z nich można przypisać liczbę "-1" jeżeli jest on zdecydowanie negatywny. Wpisom pozytywnym daję "+1". W przypadkach niejednoznacznych niech będzie zero. Teraz obliczam przy każdym wpisie średnią za pięć ostatnich i umieszczam wpisy na osi czasu. Krótki skrypt do TVPainta i powstaje coś co widać poniżej:

Wiecie, że podobno powstają już prace magisterskie na temat nlogów? Ciekawe kiedy powstanie nlogowa gałąź statystyki i nlogopsychologia... Takie wykresiki (tylko trzeba jeszcze trochę więcej danych zebrać, co to jest niecałe 4 miesiące...,0) kryją w sobie morze informacji, w sumie nawet za mało znam się na psychologii i medycynie żeby prawidłowo zinterpretować wszystkie ukrywające się w tej kolorowej kresce dane. Ja robiłem ten wykresik ręcznie (szczególnie część pierwszą, a więc interpretację wpisów,0), ale możnaby przecież nauczyć tego sieć neuronową, któraby oceniała nastrój piszącego analizując występowanie określonych słów w kontekście... I takie analizy mogłyby być w pełni zautomatyzowane zupełnie jak wyszukiwarki internetowe. I po co to komu? Powiązanie autora nloga z rzeczywistą osobą z imieniem, nazwiskiem i adresem wcale nie jest niewykonalne, wyobraźmy sobie, że dział personalny firmy, w której pracujecie rutynowo wykonuje analizy nlogów... No to popatrzmy, od razu widać, że osoba X ma zdecydowanie lepsze pierwsze połowy miesiąca niż drugie. Poza tym jeżeli jest w dobrym humorze, robi więcej wpisów (linia na wykresie jest bardziej zafalowana,0). Święta (początek kwietnia,0) zdecydowanie nie upłynęły osobie X w miłej atmosferze, a i dalej nie wygląda to ciekawie... Również druga połowa stycznia dołowa jakaś taka, być może X jest studentem i przeżywał depresję zaliczeniowo-przedsesyjną. Jeżeli tak, to sesja chyba poszła dobrze, początek lutego jest zdecydowanie na fali. I tak dalej, tu oczywiście tylko gdybam, bo nie wiemy kim jest X. Ale gdyby ktoś był w stanie zestawić dane z osobą... Nlogowicze strzeżcie się. W sieci nie ma ludzi anonimowych, to tylko kwestia czasu i posiadanych możliwości... Trust noone :-,0).


2002.04.20 22:39:48 · link · komentarz (5)

Dostałem dziś rachunek z TPSA. Na szczęście interesuje mnie wyłącznie pozycja "połączenia do sieci teleinf." Co my tu mamy, "123 POŁ/1239 JT" no ładnie... Pobiłem więc swój rekord z lutego i obecnie wynosi on 335 zł 40 gr. I pewnie prędko tego osiągnięcia nie powtórzę, bo ten rachunek nie wziął się z powietrza, a z pewnego powodu, którego już nie ma... Pani w kasie znowu będzie szukać szczęki na podłodze, cały rachunek jest na ponad sześć stów, ale to na szczęście nie mój problem. Dziś próbowałem usmażyć sobie frytki, takie mrożone z torebki. Otrzymałem substancję jadalną wprawdzie, ale dałem zdecydowanie za mało oleju. I wierz tu tym głupim hostessom z promocji. Jutro usmażę drugą połowę i zrobię to po swojemu. Dużo oleju ma być i tyle. I sól w olej, żeby się rozpuściła i "przepaliła". Ale jaką głupią minę zrobiła, jak powiedziałem, że w piekarniku nie będę smażył, bo za długo trzeba piec drewnem rozpalać. Pewnie nie widziała takiego pieca na oczy hehehe... Przed wieczorem zaatakowałem właśnie siekierą hałdkę pieńków do porąbania. Hałdka poniosła dotkliwe straty i pewnie w przyszłym tygodniu zostanie wyrąbana w pień. I bardzo mi przyjemnie jakoś się zrobiło. Poza tym pokonałem scroller w mojej przeglądarce i mogłem wysłać na Aminet nową wersję biblioteki, właśnie się na serwer FTP przepycha pomału przez kabelek. Jak to ktoś mądry powiedział omijaj kobiety, a twoje życie będzie pasmem sukcesów ;-,0).


2002.04.20 12:21:45 · link · komentarz (4)

Zapominanie to rzecz trudna i czasochłonna. Teraz zwijam się w kłębek i wystawiam kolce. Proszę mi nie przeszkadzać, problem tkwi we mnie i tam muszę go znaleźć, namierzyć i zlikwidować. Jak w szpiegowskim filmie. O właśnie, byłem przecież w czwartek na Spy Game. Powiem szczerze, nie wiem czym recenzent z Polityki tak się zachwycał. Za dużo było moim zdaniem w tym filmie scen retrospekcji. Można było czasami troszkę się zgubić. Niemniej nie żałuję, że na niego poszedłem. W następny czwartek szykuję się na Na własną rękę z Arnoldem. A wpiątki na razie nie będę chodził w wiadome miejsce. Byłem wczoraj i upewniłem się tylko, że jej widok przeszkadza zapomnieć. Będzie mnie więc teraz mniej na zewnątrz a więcej wewnątrz, trzeba trochę posprzątać tą moją osobowość po tym tornado jakie przez nią przeszło. Zmiana ludzi, zmiana otoczenia. Takie tam.


2002.04.19 19:41:06 · link · komentarz (7)

Wywaliłem ten wczorajszy wpis. Po rozmowie z Sm. doszedłem do wniosku że twardszym trzeba być, nie rozczulać się nad sobą i innymi. No i komentarze też mnie przekonały, że wpis miałby niepotrzebne skutki uboczne. Szkoda tracić czas na życie przeszłością. W ten sposób zamyka się sobie szanse na lepszą przyszłość.


2002.04.18 18:00:15 · link · komentarz (2)

Z pewną nostalgią zaobserwowałem, że od dwóch dni nie pojawia się w sieci Gladiator Porfirionus ibn Hacker vel Mr.. Wypuszczane potajemnie pingi odbijają się żałośnie od wiszącego gdzieś w powietrzu końca kabla przyozdobionego końcówką RJ-45. Wyobrażacie sobie na pewno jakie męki musi przeżywać pozbawiona dostępu do Kręgu Zła... Eeeemmm, co ja napisałem? Do IRC-a miało być ;-,0). Pewnikiem jej admin nie zdaje sobie jeszcze sprawy w jakie błotko wdepnął, a właściwie należałoby powiedzieć, że siedzi w tym błotku po swą niemytą od tygodnia szyję. No ale tak to już jest, że niektórzy mają w życiu pecha. Tak jak ja dzisiaj, kiedy to wpadłem na nienormalny zupełnie pomysł pójścia do kina na film "Zawód - szpieg". Nienormalność zaś tego pomysłu tkwiła w godzinie seansu na jaki się wybrałem, a była to 14:45. No i niestety dowiedziałem się że jestem jedynym wariatem, który wpadł na taki pomysł, a film grają od 6 osób na sali. Cóż za upadek kinematografii... DivX i MPEG niech będą wyklęci na wieki wieków. Amen. Pójdę na 20:15 ;-,0). Co by tu jeszcze, a... Moja przeglądarka tekstowa działa coraz lepiej, czuję, że dziś dopiszę wyrównanie do prawej, centrowanie i justowanie, no i wreszcie rozprawię się ze scrollerem. Potem będzie można ostrożnie poprzyglądać się HTML-owi i ciemnym layoutom jego. A póki co, to weekend się już zaczął i bardzo mi z tego powodu przyjemnie :-,0).


2002.04.17 16:45:39 · link · komentarz (1)

Cóż za obsuw, nie dodałem wczoraj wpisu. Zwyczajnie nie dałem już rady, wróciłem do domu pół godziny po północy. A że dzień obfitował w wydarzenia, więc tym bardziej wena twórcza schowała się gdzieś w ciemnym kąciku mózgu i nie chciała wyjść. Od początku zatem, wtorek tradycyjnie zaczyna się od pracy na uczelni. Po zaaplikowaniu studentom cotygodniowej dawki wiedzy pojechałem pracować do domu - sezon opałowy w pełni... I teraz całą tą akcję czuję w mięśniach. Wieczorem mieliśmy się powygłupiać na karaoke. Wchodzę ja do lokalu, rozglądam się... Sa. z dziewczyną już siedzą, Ba. jeszcze nie ma. Wyposażenie całkiem całkiem, lustrzana kula i nawet błyskające światełka w podłodze jak na festiwalu w Sopocie ;-,0). Niestety pan prowadzący karaoke chyba za dużo prowadził dyskotek. Po pierwsze muzyka była za głośna, po drugie muzyka była za głośna, a poza tym muzyka była za głośna. Nie wspomnę już o tym, że teksty były wyświetlane ze slajdów, albo wręcz były odręcznie pisane na jakichś kiepskich kserokopiach. Po jakimś czasie przyszła Ba. i tak jakoś od słowa do słowa postanowiliśmy pójść sobie gdzie indziej. Troszkę szkoda bo miałem nadzieję na powydzieranie się do sitka (w repertuarze mieli "Biełyje Rozy", mniam...,0), ale cóż, szkoda mi było trochę Sa., który najwyraźniej uczulony jest na muzykę disco-polo, szczególnie za głośną. Zakotwiczyliśmy więc w "Odeonie" przy różnego rodzaju napojach i pysznej czekoladzie (wstyd przyznać ale chyba prawie całą zjadłem,0). Było świetnie, szczególnie dowcip o trzech chińskich torturach rządzi ;-,0). Później wykonałem z Ba. nocny obchód osiedla połączony, jakżeby inaczej, z nocnymi Polaków rozmowami. Rano wstałem i co za zaskoczenie - nie było telefonu od Sz., aż pocztę głosową sprawdziłem z wrażenia. Pogoda fatalna, nic tylko siąść przed komputerem. Ostatnio kompletuję namiętnie dyskografię Papa Dance, wiele utworów jest samplowanych z płyt analogowych, bawiłem się więc w wyrównywanie głośności, korekcję brzmienia itepe przez całe rano. Aż za serce coś chwyta gdy się słucha tych starych przebojów. A jeszcze kilkanaście leży w kolejce na AGalaxy... Teraz natomiast zajmę się programowaniem.


2002.04.15 22:34:03 · link · komentarz (5)

Przyznam się, że zachowanie Mr. zaczyna mnie zaskakiwać. Tego się nie spodziewałem. Nie chcę na razie rozwijać tematu w tym publicznym, bądź co bądź miejscu, jakim jest nlog. Nie ma sensu zaogniać sytuacji. Po prostu staram się zachować spokój i intensywnie się zastanawiam co tu jest grane. A więc z innej zupełnie beczki - znakomitą sprawą jest mieć pracę w poniedziałek od dwunastej. Gdybym po 3 godzinach snu musiał zerwać się o szóstej, byłbym kompletnie nieprzytomny. A tak zafundowałem sobie 7 godzin porządnego snu bez zbędnych marzeń. Ostra komputerowa sesja z następującym po niej spankiem znakomicie oczyszcza umysł. W pracy jak to w pracy jak co poniedziałek nasiadówka, potem sieć i konsultacje. I praktycznie cały dzień z głowy, a zajęcia okołodomowe musiały pójść w odstawkę. Szkoda że niektórzy "ludzie biznesu" tego nie widzą i oczekują pracy dla idei 24 godziny na dobę. Ludzki organizm musi mieć okresy wypoczynku. Praca głową też męczy wbrew pozorom, chociaż zakwasów się po niej nie ma. Po powrocie do domku wykonałem szybką kolację, bułki z majonezem i serkiem topionym plus kawa do tego, brrrr jak ja się niezdrowo odżywiam... A na deser lody, dziś zaszalałem i zafundowałem sobie Carte D'or o smaku toffi... Mniam, odjazd po prostu. I co tam, że niezdrowo, na emeryturze nie będzie mnie stać na luksusy, a żyje się raz a potem się umiera :-,0). Bo trzeba mieć fantazję i pieniądze, Boże ześlij mi fantazję, a kasą już się sam zajmę.


2002.04.14 22:48:18 · link · komentarz (6)

Dziś niedziela, a więc dzień relaksu, oczywiście przy komputerze :-,0). Programowanie ma jednak tą wadę, że choć pasjonujące dla samego programisty (szczególnie gdy tworzy dla rozrywki i treningu umysłu,0), jest koszmarnie nudne dla ewentualnych widzów, czy też dla Ciebie droga Czytelniczko i Czytelniku. No bo czy kogokolwiek zainteresuje, że testując amigowy port biblioteki FreeType napisałem prostą przeglądarkę do plików tekstowych? Jakby mało było takich przeglądarek, a to że moja akurat używa czcionek TrueType to pewnie mało kogo wzrusza. Ale teksty są tylko pierwszym krokiem na ambitnej drodze do HTML i CSS. Zresztą w tej przeglądarce trzeba jeszcze przewijanie tekstu dorobić. Ale dosyć o tym, bo już widzę jak ziewacie i zamykacie okienka z tym nlogiem ;-,0). A tymczasem przecież postanowiłem przeprowadzić ważny eksperyment polegający na samodzielnym zaopatrywaniu się w kochane jedzonko do końca miesiąca. Domowe obiadki mają bowiem szereg wad, np. nieoczekiwaną toksyczność... Poza tym ja akurat lubię co innego. No i trochę kasy zostanie w kieszeni. Więc na razie na próbę do maja oddzielam swoją półkę w lodówce i wypływam na szerokie wody. I myślę, że tak już zostanie. W końcu mając starokawalerstwo w perspektywie trzeba samodzielnie opanować wszystkie strony życia, jak bardzo nie wydawałyby się one przyziemne. I tym optymistycznym akcentem kończę ten nudnawy lekko (niestety tak jak i dzisiejszy dzień,0) wpis.


2002.04.14 01:51:47 · link · komentarz (0)

Koniec wojny. Bany i ignory zdjęte. Na szczęście po obu stronach zatriumfował zdrowy rozsądek. Kolejna lekcja życia. Warto na swojej drodze spotkać taką osobę jak Mr., choć nie wszystkie wspomnienia są przyjemne. Ale kto wie czy to, czego się dzięki niej nauczyłem, nie kosztowało ją więcej niż mnie... Teraz rzuciłem się w wir programowania co znakomicie studzi wszelkie niepotrzebne emocje. Zadanie jakie przed sobą postawiłem jest ambitne, ale myślę, że wykonalne w dłuższej perspektywie. Pewnie to śmiesznie zabrzmi, ale pisząc programy odzyskuję spokój ducha. A ostatnio emocje miałem mocno rozchwiane, dobrze, że w końcu przyszło uspokojenie. I jakby ten ktoś z góry chciał mi pokazać jakie te moje problemy są śmieszne i małe - rozbolał mnie wieczorem brzuch. Aż ciężko było przy komputerze siedzieć. I proszę, taka głupia fizyczna dolegliwość a jak potrafi całkowicie rozwalić człowieka. No i wreszcie mi przeszło i jestem w stanie skończyć ten wpis. Czuję się wspaniale tylko dlatego, że przestało boleć... Czy to nie ironiczne? To błahe z pozoru wydarzenie przywróciło mi trochę właściwą perspektywę, rzeczy które wydawały mi się ważne, czy istotne tak jakby zmalały, straciły na znaczeniu. Zobaczymy co będzie dalej. Moje życie się zmienia i ja się zmieniam. Mam nadzieję, że na lepsze.


2002.04.12 18:10:55 · link · komentarz (2)

Wczoraj wieczorem testowałem amigową wersję AudioGalaxy. Udało mi się ściągnąć jedną piosenkę, której szukałem w sieci przez ponad dwa lata. To była bardzo miła niespodzianka. Pewnie dziwicie się z czego tu się cieszyć, jakieś tam jedno empetrzy. Ale jestem z tym utworem związany emocjonalnie na tyle, że ciągnąłem go przez modem ponad 5 godzin nie zważając na rachunek z TPSA jakim to niestety zaowocuje... Ale co tam rachunek, cieszę się tym małym szczęściem bo większych być może nie będzie... IRC bywa okrutny, a właściwie źle mówię, to przecież ludzie tworzą IRC. I to ludzie odbierają mi czasem ochotę na wszystko. Czy to, że do pewnych rzeczy podchodzę z daleko posuniętą naiwnością, to powód żeby się mną zabawiać na kanale? Czuję się jak piłka na boisku, którą wszyscy kopią a publika bije brawo. Może jak mnie w końcu wykopią na aut to będę miał trochę spokoju? Idąc przez to życie często zdarza mi się potknąć o coś, zawsze wtedy znajdzie się ekipa, jeden podstawi nogę, drugi kopnie w tyłek i lecę twarzą w błoto. Tak jakby to, że inaczej czuję, inaczej reaguję, było moją winą. Ale błoto można zmyć, wstanę i pójdę dalej swoją drogą. Przecinając na skos wasze pogmatwane ścieżki. "Nie ma nikt takiej nadziei jak ja" - śpiewam to sobie po cichu a kiedyś zaśpiewam to wam. Z tą myślą poszedłem wyładować swoje emocje na wiernej przyjaciółce siekierze. Tak, zostało już tylko kilkanaście kloców do pocięcia. A teraz jadę sobie do pracy. Skoro mi nie wychodzi to co by się chciało, to trzeba się zająć tym co mi wychodzi :-,0).


2002.04.11 22:10:59 · link · komentarz (0)

'Polityka' 15/2002, strona 21Przyjemnie jest mieć znajomych o których piszą w prasie ogólnopolskiej (patrz skan z "Polityki" obok,0). Swoją drogą nic nie wiedziałem, że ta przełomowa bądź co bądź chwila w życiu każdego człowieka, jaką jest powiedzenie sakramentalnego "tak", nadeszła już dla Mr. ;-,0). Składam serdeczne gratulacje... A co poza tym? Tego, że dziś znów spałem do 9:00 jak zapluty karzeł burżuazyjnej reakcji, już się pewnie domyślacie po dacie wczorajszego wpisu... W pracy jak to w pracy, najbardziej podobało mi się zebranie wyborcze elektorów. Kiedy wraz z Kk. przyszliśmy na miejsce, przewodniczący komisji wziął nas za... studentów ;-,0). Nieporozumienie szybko wyjaśniono, ale była to raczej dość przyjemna dla mnie pomyłka, bo już jestem w wieku w jakim chce się wyglądać młodziej a nie doroślej ;-,0). A w Auchanie kusił mnie przenośny odtwarzacz CD z radiem za jedyne 499 zł. I tak mnie kusił, kusił... aż się w końcu wziąłem w garść i poszedłem. Nie dla ciebie takie rarytasy sfero budżetowa ;-,0). Poprzestałem na lodach bakaliowych, właenie teraz sobie siedzę przy miseczce i mrożę się od środka. I to chyba wszystkie rozrywki na dziś, wypadu żadnego gdziekolwiek nie przewiduję...


2002.04.11 02:04:44 · link · komentarz (13)

Oczywiście po wczorajszym sieciowym nocnym posiedzeniu wstałem dziś o dziesiątej. Na szczęście mogłem. Mimo, że dziś środa, Sz. nie zadzwonił. Jakie to przyjemne uczucie wyłączyć budzik przed pójściem spać. Dzień jest piękny, słoneczko przygrzewa, plus 10 stopni w cieniu, po prostu chce się żyć. Na początek pranie, pora już najwyższa. Uśmiecham się zatem zalotnie do starej Frani i ruszam do akcji. Po tej rozgrzewce poczułem że mój apetyt na świeże powietrze wzrósł, zatem urządziłem sobie dziś dzień rębny. Jeszcze trochę po nim drewna zostało, ale to już nie są ilości, na które patrzy się z niesmakiem, raczej z tkliwą czułością przyprawioną szczyptą pełnej zadowolenia z siebie ironii... A potem pojechałem posłuchać jak Ba. będzie śpiewać. Moja cierpliwość została wystawiona na lekką próbę, oczywiście miejsc nie było już, ale co tam, poczekałem. W międzyczasie wpadł Sa. i doczekaliśmy razem jej pojawienia się. No i warto było. Ba. jest przesympatyczna, no a jak śpiewa... I we wtorek sobie pośpiewamy całą ekipą. Mniam. Swoją drogą jak to nikogo dookoła siebie nie zauważałem przez minione dwa miesiące. Jak się okazuje nawet przykre rozstania mają swoje dobre strony. Szkoda tylko, że czasem się dziwnie przeciągają w mało przyjemny sposób. Ale myślę, że /ignore na IRC-u i kwarantanna na dopisywanie czegokolwiek do jej bloga przyniesie pożądany skutek.


2002.04.10 02:04:53 · link · komentarz (0)

Ech te komputery... Zadzwoniłem wczoraj do Ag. i umówiliśmy się do kina na "Ocean's Eleven". A co mają do tego komputery? No właśnie - jeżeli dziewczyna ma komputer to nie umawiaj się z nią do kina, bo ona już widziała ten film, na który chcesz z nią pójść ;-,0). No ale poszliśmy. Tak czy inaczej bawiłem się świetnie, bo komedia to pierwszorzędna. Ag. też nie wyglądała na szczególnie mocno rozczarowaną. Ale całe kino puste, 18:15 to nie taka chyba martwa pora a na film przyszło może z 15 osób... Potem posiedzieliśmy sobie przy herbacie do późnych godzin wieczornych. I wiecie co, może te "potknięcia" w nowej znajomości są jakimś dla mnie znakiem, może są tylko przypadkiem, ale mam przeczucie, że tu brakuje mi czegoś nieuchwytnego i jak to się kiedyś mawiało "chleba z tej mąki nie będzie"... Jakże kontrastowo na tym tle wypadają pogawędki sieciowe z Ba. Chyba nawet o niczym moglibyśmy w nieskończoność... A ilość wspólnych tematów jest zaskakująco wręcz duża. Aha, tak dla porządku w pracy byłem dzisiaj też, a jakże, całe trzy godziny jak rozkład zajęć przykazał. Fajnie było, ja to jednak lubię robić... (uprzedzając pytania - nie, nie pracuję w klubie masażu towarzyskiego ;-P,0). Poza tym miałem kojelne posiedzenie nad pracą dyplomową Ma.. Na szczęście widzę już koniec, ale jeszcze parę ładnych godzin przy Wordzie (brrrr...,0) trzeba będzie odsiedzieć. A jutro to sobie pośpię o, wierczorkiem zaś pójdę na jedyny w swoim rodzaju koncert :-,0).


2002.04.08 22:18:53 · link · komentarz (3)

Wspaniałym uczuciem jest się z kimś pogodzić. Czujesz wtedy jak płomień Twojego życia pali się mocniej, równiej i spokojniej. Kilka prostych słów zepchnęło na bok zwały spiętrzonych na sobie nieporozumień. Odczuwam radość i wdzięczność. Nawet codzienne obowiązki wydały mi się dziś drobnostką, mimo, że poniedziałek to dzień solidnie nimi wypchany. Zebranko tradycyjne cotygodniowe jak zwykle minęło w miłej i spokojnej atmosferze. Potem półtorej godziny w czytelni spędzone na zgłębianiu diagnostyki procesów przemysłowych. No i konsultacje jak zwykle w sieci, przerwane jednak wizytą człowieka, który przyniósł mi program, o który kiedyś zapytała mnie Mr., cóż już go nie potrzebuje, życie toczy się naprzód. Poza tym zero ludzi (ale niech no się sesja przybliży... Drzwi się nie zamkną ;-,0). Przełamałem się i zadzwoniłem do Ag. Odebrał brat - "nie ma, będzie wieczorem, czy coś przekazać?". Właśnie, czy coś przekazać? Ech ta moja niedojrzałość, "nie, nic", pożegnałem się i odłożyłem słuchawkę. A może właśnie tak powinno być? W chwilę po tej rozmowie spłynął na mnie taki dziwny spokój. Po co się szarpać z życiem, przecież nie zatrzymam biegu rzeki. Tak jakbym stanął z boku i popatrzył na siebie. I tak mi jakoś teraz jest... dobrze. I spokojnie. Nowe opakowanie lodów w zamrażalniku, nowy piękny dzień jutro... Robi się cieplej. Hmmm... Chyba zadzwonię jeszcze raz :-,0).


2002.04.07 22:11:29 · link · komentarz (7)

Kanały na IRC i to co się na nich dzieje często bywa bardzo pouczające. Szczególnie tymczasowe kanały o długich nazwach, ot chociażby #byli_faceci_mr. (z tego miejsca pozdrawiam wszystkich BFM,0). Nie zgadłbym, że było ich tak wielu, niezły sercołamacz z tej naszej Mr. Miejmy nadzieję, że w końcu znajdzie się jakaś góra lodowa która ją zatrzyma, bo inaczej będzie tak sobie pływać po morzach i oceanach, aż w końcu zamieni się w statek-widmo... Ale ja w sumie nie o tym chciałem. Jakiś mnie dziwny nastrój opanował. Wczoraj miałem szczerą chęć zadzwonić dziś do Ag. Dziś nic z tych szczerych chęci nie zostało. Nie wiem czemu. Czyż stwierdzenie "Masz tu mój numer, zadzwoń jakbyś chciał wpaść do mnie." nie jest zaproszeniem? Jest. Czy niedzielne popołudnie nie jest znakomitym czasem na wizytę? Jest. A ja siedzę no i nie mogę, kurczę nie pytajcie dlaczego bo sam nie wiem. Zamiast tego zmontowałem w końcu prototyp urządzenia iks. Przynajmniej Li. będzie z dzisiejszego dnia zadowolony, skoro już ja nie mogę... Oczywiście to, że zmontowałem o niczym jeszcze nie świadczy, nie odważyłem się jeszcze podłączyć do prądu. Optymistycznie zakładam, że po włączeniu zasilania iks nie wybuchnie, a komputer przeżyje podłączenie iksa do niego. Ale w praktyce to się jeszcze niestety okaże... A jakby tak jeszcze zadziałał, to... nie niestety, to nie będzie pełnia szczęścia. Tak byłoby w starych dobrych maniacko-komputerowych czasach, kiedy na pytanie "Kobieta?" odpowiadało się "A kto to taki, nie znam." Właśnie sobie te czasy przypomniałem, bo odezwał się do mnie stary przyjaciel Tm. Pogadaliśmy sobie troszkę, czasem jednak jest z tej sieci jakiś pożytek, bo ostatnio przy jej pomocy popełniałem tylko same gafy, nietakty i potknięcia.


2002.04.06 22:42:16 · link · komentarz (2)

Zostałem dziś właśnie hackerem. Proces o ciężkie przestępstwa sieciowe wytoczyła mi Mr. występując w szczególnie zjadliwej odmianie MrGrr (nie mylić z mgr, w tej odmianie wystąpi dopiero za rok...,0). I pomyśleć, że cała afera o jeden obrazek GIF, 400 bajtów raptem. Tak na dobrą sprawę, to serduszko pęknięte (dla niewtajemniczonych - to właśnie ten obrazek,0) już nijak ma się do sytuacji. Z drugiej strony, niepęknięte ma się nijak tym bardziej. Dlatego skasowałem ten plik w ogóle i święty spokój będzie. Taką przynajmniej mam nadzieję. A z przyjemniejszych spraw, to dzionek zszedł mi na składaniu pracy dyplomowej Ma.. Było niestety z tym trochę zabawy, ale co tam, przyjemnie zrobić komuś przysługę. A poza tym ileż interesujących rzeczy można się dowiedzieć. Umiecie np. haftować ściegiem szkockim? Bo ja już tak, teoretycznie przynajmniej, a chyba i w praktyce bym sobie poradził, wiem do czego igła z nitką służy. Poza tym siekierezada w pełni, chociaż dziś trochę wiało po uszach i ogólnie pogoda niesprzyjająca, więc po godzinie wycofałem się na z góry upatrzoną pozycję przed komputerkiem i wezwałem wsparcie w postaci gorącej, słodkiej kawy ze śmietanką. Miałem dziś wybrać się posłuchać Ba. ale chęci nie wystarczyło. Załóżmy, że wierzę fotografiom i dałem się przekonać. Jak powiedział Sa., czasem trzeba po prostu zatroszczyć się o siebie i zapomnieć o innych (wersja dla innych - dać im odpocząć od mojego obmierzłego widoku ;-,0). Więc dziś leniwe domowe sobotnie popołudnie i takiż wieczorek. Mniam...


2002.04.06 01:27:11 · link · komentarz (3)

Czy zastanawialiście się kiedyś jak pasjonującą czynnością może być prasowanie ubrań? Bo takie ubranie, koszula powiedzmy, przeznaczone jest do tego, żeby je na człowieka założyć, a więc płaszczyzną być nie może. A zarówno deska do prasowania jak i stopka żelazka są płaszczyznami. I teraz trzeba te płaszczyzny jakoś tak przykładać do powierzchni ubrania, żeby ją całą dokładnie pokryć i to bez zmarszczek i zaprasowań. Problem ściśle geometryczny, a jak wiadomo mężczyźni lepiej rozwiązują złożone problemy przestrzenne. Dlatego panowie warto samemu prasować swoje koszule :-,0). Oprócz tego zawsze to chwila na refleksję nad życiem... Byle nie za głęboką refleksję ;-P. Po prasowaniu poczułem jednak niedosyt zajęć godnych Prawdziwego Mężczyzny (TM,0). Wiosenne porządki to coś, co mnie zawsze pasjonuje... Wypalanie śmieci, niwelacja terenu, a najbardziej jestem dumny z usunięcia starego pnia po wywróconej przez wicher brzozie. Nie była to lekka praca, ale w końcu uległ perswazji szpadla, siekiery i Husqvarny 40. Aż się chce za okno teraz wyjrzeć, chociaż jeszcze chyba parę latek minie zanim będę mógł swoje podwórko obejrzeć bez myśli typu "ile mnie tu jeszcze czeka pracy...". Po pracowitym dniu czas na rozrywkę. Tradycyjnie w piątek spotkanie w Wiadomym Miejscu. Chyba jeszcze tak dobrze się tam nigdy nie bawiłem, czyżby to dlatego, że w końcu mogłem zupełnie obojętnie patrzeć na Mr.? Nie, bardziej chyba dlatego, że zobaczyłem uśmiech na smutnej zwykle twarzy Ag.. No i spotkałem się z wszystkimi znajomymi... A tak przy okazji to zabawne siedzieć przy stoliku jako jedyny facet przy siedmiu dziewczynach ;-,0),0). Ale czuję wręcz, że niedługo znowu zacznę widzieć tylko Tą Jedyną...


2002.04.04 22:22:35 · link · komentarz (3)

Dzisiejszego dnia zdecydowanie nie da się zaliczyć do udanych. Pomijając oczywiście wspaniały pomysł zapoczątkowania historii, którą właśnie czytasz. A zapowiadało się tak sympatycznie. Promienny uśmiech Ag. naprawdę potrafi postawić na nogi po zarwanej przy komputerze nocy. A okulary tylko dodają jej uroku. Tymczasem jednak praca czeka. Na szczęście praca generalnie sprawia mi przyjemność, więc i te trzy godziny przetrwałem w miarę bezstresowo, chociaż chrypka niestety pod koniec dała się we znaki. Na to konto skonsumowałem właśnie dwie miseczki lodów orzechowych "Zielona Budka". Niebo w gębie, szczerze polecam. Ale nie uprzedzajmy faktów. Po pracy więc czynność w miarę relaksująca, a więc konsultacje tak zwane, najczęściej sprowadzające się do skonsultowania się z mIRC-em i przeglądarką WWW. Tak było również i tym razem. I tu miła, jak się mogło wydawać, niespodzianka, na wiadomym kanale spotykam Ba. Niestety, pogawędka jaką sobie ucięliśmy, nie będzie należała do repertuaru moich ulubionych wspomnień. Co gorsza nie mogę nic tu zwalić na nią (a wiadomo że zrzucenie winy na tą drugą osobę zawsze poprawia samopoczucie ;-,0). Czy ja byłem niewyspany? Byłem. Czy ja może jeszcze ciągle odchorowuję Mr.? Hmmm... Wzorem polityków nie potwierdzam, ale chyba też nie mogę jeszcze śmiało i z duszą otwartą zaprzeczyć. W każdym razie nikomu nie życzę takiego występu jaki dziś dałem. Czuję się jakbym zjadł filcowy kapelusz i to jeszcze znoszony. A w sobotę jednak przyjdę co mi tam. Podstępnie przydybany zawsze mogę twierdzić, że podziwiam wystrój wnętrza, ewentualnie fizjonomię barmana. Bo jednak nie do końca wierzę fotografiom. A nauka dla mnie i dla Ciebie czytelniku drogi taka, że jeżeli kobieta coś myśli i Tobie (tu zwracam się do brzydszej połowy narodu, pardon panowie z LPR, Narodu Polskiego,0) wydaje się że myślisz tak samo - to na pewno myślicie o czymś zupełnie innym ;-,0).


2002.04.04 22:16:15 · link · komentarz (2)

No i stało się, stało to co miało się stać... Jak szanowna Czytelniczko i szanowny Czytelniku macie okazję zauważyć jestem kolejną ofiarą sieciowej mody zwanej blogiem. Już widzę ironiczne i zadowolone z siebie uśmieszki panów Pr. i Sa., zadeklarowanych przeciwników tego sieciowego ekshibicjonizmu. "Blog obsysa", że pozwolę sobie na cytat z jednego z dwóch wyżej wymienionych. Być może obsysa, ale jakie to przyjemne ;-,0). Bo każdy w głębi duszy odczuwa od czasu do czasu potrzebę wyrzucenia z siebie nagromadzonych efektów ubocznych życia naszego powszedniego. Wielu też z nas pragnie realizacji swoich pseudoliterackich ambicji. U mnie obie te potrzeby są szczególnie silne i stąd właśnie ten produkt, którym się Szanowni Państwo w tej chwili raczycie. Przygodnym czytelnikom proponuję traktowanie tej historii jako tekstowej wersji telenoweli, choć jej scenariusz napisało samo życie. Postacie jakie tu się przewiną, szczególnie te najważniejsze, wymienione w spisie po lewej, bez trudu się rozpoznają, ich inicjały nie są zmienione, choć niekoniecznie pochodzą od imion. Taki realizm dodaje całej aferze niezbędnej pikanterii. Konwencja telenoweli pozwala mi na uniknięcie produkowania nudnawego odcinka pilotażowego, po prostu wczujcie się w akcję, a po pięćdziesięciu odcinkach każdy ma szansę czuć się tutaj jak u siebie w domu, a z drugiej strony do "Klanu" nie da się przecież dopisywać komentarzy i rad dla głównego bohatera... Czy zatem główny bohater znajdzie kiedyś szczęście u boku kochającej kobiety? Tego nie wie chyba nawet sam autor...