więc tak. wreszcie mogę się zalogować. nie wiem komu mam dziękować. w każdym razie przez jakiś czas nie mogłem i w tym czasie powstał nowy blog i chyba tam zostanę (tak wiem, skusiły mnie wszystkie te bajery, których tutaj nie ma). czasem się pewnie i tu zaloguje, żeby sprawdzić co słychać, ale generalnie, jeżeli chcesz nadal czytać moje wypociny to sprawdzaj kamils1989.wordpress.com
Oprócz braku wódki w barze, wkurza brak "wprost" w kiosku. normalnie czuję się jak obywatel polski D. Chroniczne braki w dostawach jak za komuny. Co więc robić? Walcze o kondycje fizyczną. Dużo pływam i jeżdże rowerem. Jak w zeszłym roku. Tylko zamierzam być bardziej konsekwentny. Jutro chyba skocze do Skwierzyny po prase, a we Wrocławiu, jak pojade po rzeczy to zakupie pare książek. Myśle o "Samozwańcu tom.II" Komudy (to na bank) i jeszcze o "Krwawym południku" Cormaca McCarthy'ego. Bo na miejscową biblioteke też ciężko liczyć. Polecisz ktoś coś jeszcze?
Aha. Miałem coś o "Lodzie" napisać jak skończe. Zatem. Ponad 1000 stron, drukiem raczej z tych drobnych. Dla ludzi, którzy bardzo lubią czytać i mają sporo czasu. To nie jest książka, którą można poczytać po kilkanaście minut dziennie do snu. Długie wywody, przemyślenia, teorie, akcja niezbyt wartka przez większość czasu. Ale ta wizja świata wciąga, bo jest bardzo konsekwentna i mocno rozbudowana. Ogólnie polecam. Ale jeżeli naprawde masz czas np. często jezdzisz pociągami na długie trasy.
a na koniec. troche obrazków związanych z dzisiejszą trasą. 25km.
A więc wrociłem do domu. A tu wiadomo. Atrakcji jest niewiele. W sumie dwie. Jezioro i Bar. Dużo jezior i dwa słuszne bary. Tylko, że wczoraj źle wybraliśmy i w barze brakło wódki. Czaisz takie rzeczy? W barze brak wódki?
mam, kurwa dość. jeszcze pare dni temu wkurzałem się, że nie mam na nic czasu. Teraz już rzygam tym wolnym czasem. zrobiłbym coś. cokolwiek. ale nie ma nic, bo większość znajomych jeszcze głeboko w dupie z sesją. żyje od meczu do meczu. rano poszliśmy grać w piłkę, ale za mało nas przylazło i kopaliśmy sobie z takimi łebkami co nam do pasa sięgali. nienawidze grać, kiedy musze patrzeć pod nogi. tym bardziej, że miałem nastrój na ostre trzeszczenie piszczeli, żeby się wyładować. ogólnie mam jakiś taki bitewny nastrój. przez to nic nie robienie i nudę jakieś stresy mam i depresje.
Sesja zamknięta od dwóch dni. Pozostało uzbierać pare wpisów i opijać. Co też robie od paru dni. Wyspa Słodowa jest opcją non stop graną.
Trzeba uważać, bo ziomek ostatnio w tramwaju zarobił w pysk od 5 dresów za to, że nie znał Jacka. Więc dobra rada: "na Krzykach lepiej znać Jacka". Choć ja na ten przykład dwa dni temu na Wyspie właśnie trafiłem na demonstracje (happening??? - może to trudne słowo lepiej tu pasuje) z okazji Dnia Przytulania. Różnie ludzie ze szczęściem mają:P
Mundial. Italia pojechała do domu. Ale może to Lippiemu wjedzie na ambicje i jakby Del Neriemu nie wyszło z Juve i wróci do Turynu. A włoska kadra wyglądała troche jak Milan, mocno geriatryczna mafia z paroma młodymi w rodzaju Marchisio, który grał na nie swojej pozycji:/ Wogole dziwny ten mundial, ale przez to ciekawy. Niby impreza na Czarnym Lądzie, a poza Ghana (większa tu zasługa nieporadności serbów z Australią i ich zamiłowania do siatkówki w poprzednich meczach) nikt się nie wyczołgał z grupy. Pozostaje mi kibicować druzynom z Ameryki Południowej i Środkowej (Argentyna, Urugwaj, Chile i Meksyk).
a hasłem ostatnich dni: "Ja już nic nie muszę, piłka po twojej stronie".
siedze sobie i słucham fragmentów kawałków rootsów z nowej płyty. nie jestem z tych ortodoksów, którzy czekają na całą płytę. może i strace coś z magii pierwszego odsłuchu, ale mówi się trudno. a zdradze, że jest grubo.
Sesja powoli na finiszu. chwilowo relaksuje się w domu, i w niedziele lub poniedziałek ruszam na podobój Wrocławia znowu. chyba jednak za chwile, znaczy po meczu porzeźbie coś z algebry. po dzisiaj robiłem wszystko, żeby tego nie robić. pojechałem nad jezioro (woda zimna, ale pływa się dobrze). porąbałem drewno. pojechałem nawet na trening naszego lokalnego klubu. a teraz jestem fizycznie wypruty, wiec chyba mogę się troche psychicznie jeszcze pomęczyć.
jutro kolejny egzam. dzisiaj był pierwszy. i pierwszy sprint w garniturze, bo oczywiście tramwaje przestały z niewiadomego powodu jezdzić i ledwo co zdarzyłem. jednak się przydało zacząc biegać. co do biegania w końcu kupiłem sobie odtwarzać mp3. skończy się wymówka, że samemu bez muzyki tak do dupy. choć chętniej pograłbym w piłke. ale w niedziele mnie nie będzie we wrocławiu, a w tygodniu ciężko zmobilizować ekipe. też masz tak jak obejrzysz mecz w tv, to chce ci się grać? (wiem, że niektorzy chcą zagrać w PES-a lub FIFA, w takich to czasach żyjemy, pokolenie internetu).
menda z algebry nie chce mi dopisać 0,5 pkt. usłyszałem "przyjdzie pan na poprawe". Co jej zależy. zwłaszcza, gdy skala jest prawie na 50 pkt?? raptem 1%.
spać mi się tak chce, że kawa nie pomaga. chyba pójdę po tigera i biore się za aerodynamike z meczem w tle. elo.
I znowu jestem long distance runner niczym Promoe. Co prawda nie wiem ile przebieglismy, bo to dopiero Troyan ma policzyc ile to było. ale myślę, że coś koło 8km.
a teraz dalej nauka. udało mi się skończyć z programowaniem. jestem dumny z mojego programu do tworzenia baz danych. naprawde, sporo czasu mu poświęciłem. i teraz mnie duma rozpiera jak Vienia bodajże.
niestety na mała szklanke z rumem nie mogę sobie pozwolić i raczej to mocna czarna kawa będzie. bo trzeba coś tam wieczorem, a raczej nocą jeszcze porzeźbić. a potem jeszcze mam zamiar odcinek ekipy sobie obejrzeć. w ramach nadrabiania zaległości w polskiej kinematografii. która po zeszłorocznej zwyżce podobno znowu dołek zalicza, taplając się w jakimś pseudoartyzmie. tak przynajmniej czytałem. ale ogólnie to nie wiem nie oglądałem, parafrazując kabaret Limo i ich "Janka Muzykanta".
widzę, że dawno mnie tu nie było. wiesz dlaczego piszę? tak masz rację. robię wszystko, żeby się nie uczyć. nie mam siły, ale muszę. wczoraj i dzisiaj spędziłem wiele godzin nad wytrzymałością konstrukcji lotniczych. rzygam tym i dlatego też chyba nie spojrze na algebre dzisiaj. wezmę się za wstęp do mechatroniki.
chciałem iść na browar, ale wszyscy albo już mają zajęty wieczór, albo się uczą, a tylko on byłby mnie chyba w stanie uleczyć. w każdym razie w ramach rekompensaty zjadam maliny ze słoika, który przywiozłem z domu. też poprawiają samopoczucie. (słucham tego najnowszego TPWC. jak ja nienawidze elektronicznych bitów:( pewnie nie dam rady do końca. dygresja taka).
a co się działo, jak mnie nie było. w sumie pewnie sporo, ale niewiele jestem w stanie teraz sobie przypomnieć, zatem nie zdarzyło się nic naprawde istotnego. choć parę anegdotek będzie.
jeżeli jesteś ekologiem/nad wyraz wrażliwy na punkcie zwierząt itd. nie czytaj:P
3 tyg temu w piwnicy pod garażem zauważyłem mysz. pułapka przez ten czas nie rozwiązała problemu. zatem z tatą postanowiliśmy przetestować naszego sznaucera w tym do czego ta rasa była hodowana. i okazał się nad wyraz skuteczny. problem rozwiązał błyskawicznie. szegółów oszczędze, ale było efektownie.
juwenalia były. \"wszędzie błoto, a studenci chleją...\". cytując klasyka. ot, wszystkie refleksje na ten temat. pogoda była tak bulwersująca jak koszulka matteraziego w finale LM. mam nadzieje, że po wakacjach nie będzie mu tak do śmiechu.
Jakiś czas temu pisałem tutaj, że chętnie bym na jakiś czas wybrał się do Kanady. i, wiesz co? nasz wydział ma podpisać umowę o współpracy z uczelnia bodaj z Ottawy. może rzeczywiście się uda:)
miałem dzisiaj Wawrów przed oczami. Bez kitu. (dla nowych czytelników: nie kojarzyć z zakładem odosobnienia znajdującym się tam, a z miejscem gdzie złamałem nogę). Graliśmy sobie od tak luźny meczyk o puchar dziekana (a raczej już nie o puchar, bo ani my ani oni szans już nie mamy). no i miałem starcie z bramkarzem. typowy gracz "pierdoła". a jak wiadomo na takich trzeba uważać najbardziej. a ja o tym zapomniałem. no i ten wyszedł z bramki na dzika i przewiózł mnie po piszczelach wyprostowanymi nogami. na szczęście cały jestem, a za pare dni wygoje to, bo przez pare dni to starcie czuł będę.
a tak poza tym to w końcu zacząłem ogarniać programowanie, z którym mam spore zaległości. weekend szykuje się w miare spokojny, więc myśle, że spoko powoli wszystko ogarne, co mam do ogarnięcia. a teraz chilloutuje się przy pani Badu. przeczytam coś z metrologii i idę spać.
Kamil, spal te gałęzie, co lężą za płotem. Tylko wiesz, nie przesadzaj z ogniem...
po chwili wesoło trzaskały 2-metrowe płomienie. A co się będę rozdrabniał. Ze mnie to jest kawał piromana jednak. Lubię patrzeć na ogień i chce mieć dom z kominkiem. Do tego trawe skosiłem, więc prace porządkowe w pełnym zakresie. Co prawda Wankz chciał palić system. ale i na niego przyjdzie czas.
a wieczorem czillen am grillen i opowieści przy piwie rodziców i ich znajomych, jak to za ich czasów było na studiach. znalazłbym pare historii, które mogłyby im dorównać, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze mnie finansują wolałem sobie odpuścić. Za parę lat przyjdzie czas:P
Wtorek był mocno niefajnym dniem. Znaczy nie stało się nic ciekawego, tylko ciśnienie atmosferyczne jakieś niedobre było i mnie przybijało. Jednak mimo wszystko jakoś tam dzień na uczelni mijał. Do czasu... Dopóki mój ziomek nie dotarł na ostatnie zajęcia. W sumie jeden z moich najlepszych kumpli. Tylko typ ma kilka cech, które w połączeniu z bólem głowy działaja na mnie strasznie. Mianowicie Michał uwielbia pierdolić od rzeczy. Najczęstszym tematem ostatnio jest to, że nie zda jakiegoś przedmiotu, z byle powodu tak twierdzi (cecha powodująca u mnie wkurwienie do potęgi przed kolokwium) i temat numer dwa brak koleżanek i ogólnie życia towarzyskiego...
kilka razy próbowałem mu wyłożyć, gdzie leży jego problem, ale niestety typ jakby słabo słuchał, albo myślał, że żartuje. Otóż Michał jest nadaktywny. Ma zawsze mnóstwo zajęć, i zawsze dokłada sobie następne, cały czas ma coś do załatwienia. czasem mu zazdroszcze zorganizowania i tej pracowitości, ale on zwyczajnie przesadza. bo praktycznie nie ma czasu wolnego. a później marudzi, że nic z życia nie ma.
i własnie w taki wtorek, z dupy wziętym ciśnieniem atmosferycznym, Michał, w zwyczajny dla siebie sposób (mocno ekspresyjny, mocno podnieconym głosem) wylewa swoje żale, a potem się pyta dlaczego wygladam na wkurwionego. jakoś się tam wykręciłem, bo dłuższa rozkmina zapewne spowodowalaby eksplozje mojej głowy. i teraz myśle, że znowu siedzi we mnie jakiś socjopatyczny skurwiel.
Wiesz..dziwne jest to, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego,że warto zatrzymać sie na moment.
Wszyscy są zmęczeni ale nikt nie ma ochoty odpocząć a warto.
Warto wyjąć słuchawki z uszu, odetchnąć, posłuchać po cichutku płyt, które latami były utaplane w kurzu.
Odciąć sie.. odciąć sie od tego betonowego, brudnego buszu
Zająć się sobą, spojrzeć na siebie w ciszy, w spokoju pośród zwykłych, szarych, tradycyjnych dni..
ja muszę co jakiś czas odpoczywać. to pomaga. naprawde. nie zawsze trzeba wszędzie gonić i nie zawsze trzeba wszędzie zdąrzyć. czasem lepiej usiąść w parku i pocieszyć się spokojem i cieniem w ciepły dzień. lubie cień jak laikike1, i dlatego też przesiaduje życie w parkach.
Dobry weekend panno Magdaleno czy nie dobry? bo moim zdaniem jak najbardziej dobry. półmetek mocno kameralny był, bo z 3 kierunków uzbierało się ledwie kilkadziesiąt osób, ale to chyba nawet dobrze. więcej rozwodził się na ten temat chyba nie będę:)
i dopiero jak panne Magdalene na pociąg odprowadziłem miała miejsce jedna śmieszno-nieciekawa sytuacja (jakimś talizmanem jest ona?). Typ, tak na oko rumun jakiś (wiem rasista ze mnie), ze 23 lata, może z 4 razy na siłowni był, podbija do mnie czy go poratuje 2 zł. Z reguły nie daje, ale myśle niech mu będzie, a ten mi z tekstem, że chce wszystkie drobne. Mówie mu, że mowy nie ma, i ten z tekstem, że telefon mi skroi. Naprawde się zdziwił jak usłyszał krótkie \"spierdalaj\", po którym poszedłem sobie bezstresowo dalej. Nie wiem, czy myślał, że się przestrasze??? W środku dnia? na ruchliwej ulicy, typa niewiele szerszego ode mnie i o głowe niższego?
no, ale dalej znowu było spoko w tą niedziele (co była końcem weekendu), bo w końcu napompowałem piłkę, którą z domu przywiozłem i poszliśmy pograć z ziomkami z mieszkania. a że nas mało było (czterech dokładnie) to graliśmy w różne takie gierki na jedna bramkę co się za małolata grało, no i normalnie poczułem się jak w \'98:) wiesz, cudowne dzieciństwo w latach 90. parafrazując eldoke.
a dzisiaj? dzisiaj spędziłem pół dnia na uczelni. potem basen, a teraz od jakiejś 18 uskuteczniam pełen relaks. Jazz, książka, \"Pacyfic\". czaisz?
wiem, że trochę późno, częsci już przeszło. ale jakoś nie miałem się kiedy zebrać do tej notki, a chyba warto to jakoś tu upamiętnić. bo sobotni poranek był straszny. gdy kumpel wszedł do mieszkania i rzucił, że ludzie na ulicy mówią, że prezydent nie żyje, i chwile potem już czytamy listę osób, które prawdopodobnie były na pokładzie samolotu. nogi się uginały, i umysł powtarzał, że przecież takie rzeczy sie nie zdarzają. a jednak. żenującego sporu o miejsce pochówku nie chce mi się nawet komentować.
a co poza tym? spoko i do przodu wszystko generalnie. od pierwszego semestru nie byłem w takiej sytuacji, że nie miałem prawie żadnych zaległości na uczelni na tym etapie semestru. zaledwie pare prostych zadań z programowania, które mógłbym zrobić, ale oddać musze na koniec semestru. więc spoko. nawet ta nieszczęsna algebra poszła nad wyraz dobrze. 11/10 (nawet jakis punkt bonusowy sie zgarneło).
ogólnie świat jakby lepszy. wysypiam się, dobrze się czuje. i żyje na luzie (tu jest follow up do dinali). myśle, że to ogólnie kwestia tego, że zacząłem więcej spać, lepiej jeść (nie, na łeb nie padłem i z mięcha nei zrezygnowałem, ale owoce i warzywa zaczęło odgrywać ważna kwestie w jadłospisie), no i basen. naprawde jak dostane ostro w kość na tym basenie to sie od razu lepiej czuje, no i piłka w czwartki, choć w planach jest częsciej.
a w piątek półmetek, czyli też dobra impreza się szykuje. i jak tu nie mieć zajebistego nastroju.
Jak ja dawno nie zacząłem żadnego wpisu od "ja pierdole".
Więc uwaga!!! Ten wpis zaczyna się linijkę niżej.
JA PIERDOLE!!! Czas na pierwszą od dawna emo notkę. dawno nie było, ale mam nastrój depresyjny, że ja pierdole. Od paru dni słucham jakiś emo rapów (w tym miejscu jak każdy zrzucam winę na Ukiego, znanego fana emo rapu). I gdyby nie to, że mi wejście słuchawkowe przy laptopie umarło, a współlokator czegoś tam słucha (Kazika chyba), to pewnie teraz też bym słuchał. Gres, Mroku, jakieś Sekaku plus Slug.
Bo wiesz, wiosna przyszła, ulice pełne psich gówien, a w bramach stoją dresy. Sama radość. Stare sypiące się kamienice, swe sypanie się dopiero teraz pokazują w pełnej krasie. O tej porze roku i dnia, kamienice w okolicach trójkąta wyjątkowo wpływaja na samopoczucie (nie, nie mieszkam na trójkącie, do kumpla polazłem w poszukiwaniu zagubionego zeszytu, ale tam go nie było).
Do tego wracam na chatę. Odpalam kompa, wchodze na nk i co?! Kolejna koleżanka ma już inne nazwisko (3 już, z czego 2 w ciagu ostatnich dni zmieniła). Druga z liceum, pierwsza była z gim. Ta zrobiła to z hukiem, bo są i zdjęcia ze ślubu są, i na głównym wszystko spoko, korzystne ujęcie, że tak powiem. Dopiero dalsze jest z profilu i widać powód pośpiechu.
No i co się z nami stało?
Mało depresyjnie? W piątek wieczorem koło z algebry. Przestrzenie liniowe, a ja nie wiem jak gościówa co to wykłada wygląda, bo mi zajęcia kolidują ze sobą. Coś czuję w kościach, że to będzie ten pierwszy raz. Pierwszy przedmiot, który upierdole, bo ni cholery nie mam siły się za to zabrać. Będę musiał zapić po tym kole. Przynajmniej dzięki temu, że esdeka sprzedał mój numer telefonu Monice będę miał z kim. Co prawda jak się idzie do obcych to nie wypada zalać się w trupa, ale pare piw wypije to może mi przejdzie.
Aha, a jutro na 7.30 ćwiczenia z automatyki. Ogólna kwintesencja dołu skali. Jak gra Juventusu w ostatnich meczach. Co nawiasem mówiąc też mnie wpędza w depresje.
w końcu w domu. i już wiem czego nie zabrałem. wziąłem notatki z algebry, ale niestety zapomniałem wziąć jakiegokolwiek podręcznika. co prawda mam coś na dysku, ale to nie to samo. nie lubie czytać z pdf.
pociąg strasznie zatłoczony, ale w Poznaniu udało mi się usiaść. okazało się, że tym samym pociągiem jechała Lola (koleżanka z Bledzewa), ale okazało się na stacji w Zbąszynku. No, ale przynajmniej zabrała się z nami do domu.
Jutro chyba pojadę do Zielonej Góry (brat ma wizytę u ortopedy, zerwał sobię więzadła krzyżowe na meczu). Poszwędać się trochę. Poodzwiedzać stare kąty. Lubie klimat tego miasta, mniejszego od Wrocławia, takiego przytulniejszego, mniej przytłaczającego. Bo Wrocław momentami przytłacza. Choć lubie to miasto i to nawet bardzo, powoli chyba w nie wrosłem. We wrocławskie mosty i bruk. Ogólnie szybko przyzwyczajam się do miejsc, w których spędziłem trochę czasu i chętnie tam wracam. Powłóczyć się, tak bez celu i powspominać stare, choć trzeba przyznać nie zawsze dobre czasy. Co prawda Lotnika nie zamieniłbym na żadną inną szkołe, ale parę rzeczy czasem boli i wkurwia.
Posprzątaliśmy nasze mieszkanie (przy nieocenionej pomocy Luizy i Kamili, pozdro dla nich). Posprzątaliśmy, bo nas zmusiły do tego okoliczność. Regularnie zalewaliśmy sąsiadke i spółdzielnia stwierdziła, że to na bank musi być jakiś problem z rurami. Rozgrzebali cała łazienke, coś tam naprawili i zostawili po sobie pełno syfu. Za czysto w tym domu to nigdy nie było, ale to była przesada. Ni o stwierdziliśmy, że nie ma co się rozdrabniać, jak musimy to ogarnąć to ogarnijmy wszystko. Efekt jest oszałamiający, naprawde. Mieszkanie wogole zrobiły się jakieś większe i przyjemniejsze. Przy okazji pozbyliśmy się około 100 butelek i bliżej nieokreślonej liczby puszek. Naprawde duma mnie rozpierdala.
a potem poszedłem sobie na browara do koleżanki. trochę bardzo się z ziomkiem spoźniliśmy i część ludzi zebrała się do klubu jakiegoś i minęliśmy się w drzwiach. No i tu okazało się, że moja sława mnie wyprzedza, bo wchodząc słyszę rozmowe dwóch zupełnie nieznanych mi dziewczyn "o patrz, ten bezczelny przyszedł, nie miał też kiedy przyjść". Naprawde się zdziwiłem.
Odbyłem dzisiaj bardzo smutną rozmowe z pewną koleżanką studiująca politologie. Zaczęło się od pewnej foty na znanym portalu społecznościowym, którą wkleiła. Z Radkiem Sikorskim. I wśród osób na tym zdjęciu był pewien mój znajomy z liceum. Bardzo charakterystyczna postać. Za czasów liceum chciał być bardziej czarny od murzynów. Mega szerokie spodnie, murzyńskie koszulki i nie odłączny łańcuch. Jednak jak ostatnio zauważyłem zmieniły się zapatrywania ostatnio (chyba powinienem napisać moda). Ostatnio działa w różnych lewicowych organizacjach, zafascynowany "Krytyką Polityczną". Wojownik tolernacji, pogromca krwiożerczego kapitalizmu. I tutaj lans przy Radku Sikorskim. Wiadomo, że nasz szef MSZ mocno zjechał ostatnio do środka sceny, ale i tak raczej średnio mi to pasowało. No i piszę do niej na gg i dostałem ostrą zjebkę. Co to ja sobie wogóle myśle...
Okazało się, że Kasia (przed pójściem na studia w sumie to nie miała poglądów) też się zachłysnęła tamtym "środowiskiem". Ogólnie jestem zły i straszny, a próba jakiejkolwiek dyskusji to już agresja. Wiadomo, że bym do gazu wysyłał wszystkich tych, z którymi się nie zgadzam (oczywiście jak poprosiłem o cytat, to stwierdziła, że to się rozumie same przez się, z kontekstu). A tak naprawde to w ogole nie powinienem się wypowiadać, bo studiuje na politechnice, i polityka to nie moja działka. Słuszność moich poglądów bardzo szybko ustawiła przez stosunek do parytetu, jak jesteś przeciw, to nie masz wogole racji. Jak odpowiedziałem, że wszystkie tego typu rzeczy powinny być uregulowane prostym zapisem "wszyscy ludzie są równi wobec prawa" to usłyszałem, że "równość nie jest sprawiedliwa". Mocno. Na zakończenie jeszcze wiązanka o chorobliwej nienawiści do lewicowców było, i że odmawiam im prawa do inteligencji, choć to ja cały czas się czułem, jakby mi ktoś odmawiał tego prawa, ale i ten strzał chybił celu, na studniówce byłem z osobą o poglądach wybitnie lewicowych, i w życiu bym nie powiedział, że to nie jest osobą inteligentna. Bo z lewicowcami lubię podyskutować, tylko, że niestety z większością się nie da. Są tak tolerancyjni, że aż nie tolerują poglądów innych od własnych. Ale ogólnie smutno mi się zrobiło. "wariuje świat, który mnie wychował..."
Jak to już wiele razy pisałem, miałem to napisać wczoraj, ale piszę dziś. miałem, bo obiecałem wiernej czytelniczce:P, ale coż. aerodynamika próbowała mnie zabić, cały wieczór nad nią spędziłem i jak już skończyłem to jedyne na co miałem ochotę to iść spać. ale za to mam stamina +100. Już drugie w tym tygodniu. Pierwsze zarobiłem w o wiele przyjemniejszy sposób, bo na basenie. To co typ wymyślił podchodziło już pod znęcanie się, ale to w sumie dobrze. Bo dobry wpierdol na w-f/treningu nie jest zły, euforia biegacza, wiesz?
Tylko pogoda masakra, znaczy dzisiaj już spoko. chyba, bo nie wiem jak jest teraz za oknem, a nie chce mi się sprawdzać. ale w niedziele to jakaś rzeź była, tymbardziej, że do wrocławia podróżowałem autem, no i jak zwykle drogowców zima zaskoczyła. no ale jakoś dotarłem. dlatego cenie sobie pociągi. spoźniają się, syf totalny, ale pogodę można mieć w dupie, no i można spokojnie nogi rozprostować.
co do podróży pociągiem. to ostatnio miałem ciekawą, choć krótką rozmowę z konduktorem. kilka razy przechodził obok mnie i w końcu nie wytrzymał i spytał się ile książka, która czytam ma stron, wyszło trochę ponad 1000, w ciężkim szoku był. ale takie czasy, że ludzie boją się grubych książek.
zaraz chyba skorzystam z innej książki, którą ostatnio kupiłem "obliczenia z podstaw konstrukcji maszyn" i zaczne kminić nad zadaniem na pkm. bo mam ochotę na jakiś luźniejszy weekend. planów brak, ale nie chce mi się zdychać nad tym, tylko chce się wyspać. dzisiaj z 3h w dzień pospałem, co mi poprawiło humor strasznie. obejrzałem house\'a, wypiłem kawę, a za godzinę LM. proste przyjemności, wiesz...
właśnie ostatnio sobie "sensi" odświeżyłem, więc tak na zakończenie, tej jakże chaotycznej notki:
Pogoda odbiera mi całkowicie ochotę wychodzenia na zewnątrz. naprawdę. do tego ostatnio mam poranny weltschmerz. mam ochotę kopnąć świat w dupe i spać. ostatnio zwrócono mi uwagę, że te notki to prawie tylko o studiach są ostatnio. i jakby nie patrzeć ostatnio żyje tylko na uczelni. przychodzę do domu i przepierdalam czas.dlategoteż dzisiejsza notka jest krótka. biorę sobie książke i czytam, a potem zaraz spać, bo na 7.30 wracam w miejsce, o którym najczęsciej pisze. pozdro nlog.
właśnie się dowiedziałem, że kolejny mój ziomek z klasy z gimnazjum pójdzie siedzieć. tym razem za dillowanie. tak to ten sam, co ma już dwójkę dzieci. a z tego co się jeszcze orientuje w Bledzewskich układach zapewne nie będzie ostatni. Czasami nie poznaje tego świata, nie nadążam za tym. Wogole wydaje mi się, że to już nie moje miejsce i po każdym takim zdażeniu mam wrażenie, że nie mam tam za bardzo po co wracać. niby spoko, jak się widzimy podamy sobie rękę, ale pogadać przy piwie to mogę pogadać z paroma osobami (nie licząc tych, którzy tak jak ja częsciej żyją poza, gdzieś studiują). Niby kocham to miejsce, ale bardziej to wspomnienia i miejsca, bo do ludzi coraz mniejszy sentyment czuje. I tu już nie chodzi tylko o tych ziomków co sobie życie już zdążyli zmarnować, ale też o taka zwykłą zawiść i chamstwo. Ostatnimi czasy na znanym portalu pojawił się profil, na którym ktoś obraża wielu miejscowych. ogólnie w Bledzewie robi się takie typowe małomiasteczkowe piekiełko. Straszne to bardzo...
Za oknem znowu ziąb taki, że nie chce się wychodzić. Pół dnia przespałem, zapewne po części z powodu pogody, która ewidentnie mnie dzisiaj niszczyła, a po części dlatego, że do domu wróciłem o 3, i do tego skuty, a rano zajęcia miałem od 9. jedyna zaleta tego, to to, że na kacu nie mogę spać, więc kłopotów nie miałem ze wstaniem. za to jak wróciłem jedyne o czym marzyłem to łóżko. no w sumie potem o jeszcze jednej rzeczy marzyłem, i w celu zrealizowania tego marzenia udałem się do kuchni i: Jak to, kurwa, nie ma kawy?! Dom bez kawy jest na mojej czarnej liście.
długo walczyłem ze sobą zanim udałem się do żaby, żeby zakupić pare tych typu 3w1 (cała w żabie za droga, jutro do jakiegoś hipermarketu się udam). tzn. jedną 3w1 kupiłem a dwie 1w1 (co by do śniadnia była, bo jutro idę Darii z mechanikom pomóc i mój mózg musi działać). i wracając do kawy, to już chyba nie jestem w stanie pić kawy z mlekiem i cukrem. słodkie i mdłe to.
tak poza tym nie załapałem się na angielski techniczny. na liście rezerwowej jestem, ale wątpie, żeby tyle osób odpuściło sobie, żebym się załapał. cóż trudno.
słucham sobie Leszka Możdżera "Chopin - Impresje" i naprawde mi się podoba i wracam do czytania książki, której tytuł świetnie obrazuje to co się dzieje na dworze...
W dziekanacie już prawie wszystko ok. Zostały już tylko szczegóły, z którymi nie ma pośpiechu. Złożyłem wniosek o wpisanie mnie na kurs angielskiego technicznego. Chyba z kumplem zapiszemy się na kurs SEP (pomiary elektryczne i takie gówna), może dzięki temu da się złapać jakąś dobra fuchę na wakacje. No i ściągam sobie AutoCADa właśnie. bo jednak trzeba nad tym trochę będzie przysiąść.
Chodze sobie na w-f na basen i jest spoko całkiem. Tzn. forma raczej mocno średnia, ale powoli do przodu. Śnieg już się stopił, więc może w weekend pójdzie się gdzie pograć w piłke. Zimno, ale twardzi jesteśmy:) Trzeba się ruszać, bo ostatnio mocno ćwicze tylko mięsień piwny. Drugi tydzień z rzędu conajmniej browar dziennie.
na początku tygodnia ostro napierdalała mnie noga, z czego niezawodnie wysnułem wniosek, że niedługo nastąpią roztopy. i proszę bardzo, śnieg zamienia się w wodę aż miło. już jest sporo przyjemnego błotka, a patrząc na to ile śniegu zostało, będzie go po kolana. no, ale byle do wiosny, bo wiadomo, ciepło, browar plenerze, piłka na świeżym powietrzu, i ogólnie wszystko fajniej.
choć pierwszy browar na wyspie słodowej w tym roku już zaliczony. o tak, spontanicznie. mróz jeszcze występował, ale on nam nie straszny.
w walce z dziekanatem wygrywam kolejne bitwy. mimo rzekomego niedopelnienia formalności mam już przepisane oceny. prawie złożyłem kolejne podanie o uznanie dorobku (musze tylko świstek zanieść), nie mam jeszcze planu na drugim kierunku, więc póki co nie mogę walczyć, o przeniesienie do bardziej pasujących mi grup (bo nie liczę, że wszędzie gdzie mnie wpiszą, będzie mi pasowało). więc ogólnie moje dywizje pancerne prą na wroga, i mam nadzieje, że plan zajęć nie stanie się moim stalingradem.
skończyłem \"michnikowszczyzne\" i generalnie jestem pod wrażeniem. bo niby się wiedziało, że w tym kraju w latach 90. niezłe wałki szły, ale, że były tak chamskie i z taka łatwością wszystko załatwiano, to aż się wierzyć nie chce. wogole książkę każdemu kto jeszcze nie czytał polecam, bo daje do myślenia. z ziemkiewiczem generalnie się zgadzam (nie tylko jeżeli chodzi o książke, ale ogólnie z tym co pisze, choć zdarzają się pewne rozbierzności, jak jego felieton o kupcach spod PKiN-u) i chyba poszukam pozostałych jego książek.
jedyne co mnie martwi, że nie mam czego czytać jutro w pociągu. aha. nie napisałem. siedze sobie w domu. i nie wziąłem "lodu", bo myślałem, że nie uda mi się skończyć tak szybko Ziemkiewicza. a jednak się udało. więc jest dawna forma.
ps. prawie zapomniałem o rocznicy z 17.02. KOSOVO JE SRBIJA!!!
pamiętasz pana profesora Cezara z poprzedniej notki? otóż wyszło, że może on zaliczyć wykład tylko 4 osobom na jakieś 130. no i Kamil się wybrał do niego po wpis oceny z ćwiczeń i usłyszał, że 5 z ćwiczeń, będzie źle wyglądać przy niezaliczonym wykładzie i, że mam się nauczyć i przyjść to zaliczyć(wszystko poprzedzone wykładem jak strasznymi studentami jesteśmy). A więc dzisiaj rano pojawiłem się w jego gabinecie i bez większych trudności dostałem 4,5 i propozycje uczestniczenia w jego zespole badawczym. nad czym się zastanowie, bo niby spoko, od razu na ten temat można zrobić prace inżynierską, ale boję się zmienności nastrojów Cezara. Jednego dnia jest miły i wszystko spoko, a innego odwala takie rzeczy jak na zaliczeniu i no mercy. zresztą muszę się najpierw dowiedzieć czym on tak wogóle się zajmuje, bo bez sensu uczestniczyć w czymś, co mi się nigdy nie przyda.
dzisiaj trochę relaksu. i wezmę się za spalanie. pisałem, że mam 4,5, ale jest okazja podwyższyć tą ocene. wystarczy dobrze opanować jeden rozdział ze skryptu i porozmawiać na ten temat z profesorem Włodziem. Myślę, że da radę to zrobić, a piątka za 3ECTS piechotą nie chodzi.
i wogóle czuję, że mam takie elektropierdolnięcie, że potrafiłbym wyindukować sobie pioruny na paznokciach:)
Tak jest. Odezwała się we mnie mentalność dresiarza jak u Rycha Peji, znaczy u Wszy to się ona nie odzywa, bo on ją na stałe ma. Ale kurwa...
Wstaje sobie rano, o 7.30 ostatni termin z elektrotechniki. zapierdalałem sporo, choć przypuszczałem, że i tak ujebie, bo jak przeczytam pytania to mi się wymsknie tylko; \"WTF?!\". Bo takie pytania on daje. Bo takie daje on. I potem listy z wynikami wyglądają tak:
żeby nie było wątpliwości. dolna kartka to wyniki zaliczenia.
No ale niestety nie dane mi było przeczytać tych pytań, bo zostałem wypierdolony z sali z powodu \"braku miejsc\" jak kilkadziesiąt innych osób. bo otóż pan profesor zrobił 6 terminów dla dwoch kierunków i każdy miał prawo do dwóch prób, ale... jeżeli w ciągu 15 min od wyświetlenia pytań się rozmyślił to nie liczyło się to jako stracona szansa. No i dzisiaj radośnie i z satysfakcją stwierdził, że mamy zająć co drugie miejsce, w co drugim rzędzie (kilka dni wcześniej zdecydował, że koło nie odbędzie się w największej sali na polibudzie, czyli D1 301, tylko w kameralnej i niedużej w A4). Reszta robi wyjazd z sali i widzimy się na kursie powtórkowym w przyszłym semestrze. Pierwszy przedmiot w karierze upierdolony. Wkurwia, że nawet nie dał szans podjąć walki. Bo żeby było śmieszniej dał tym razem prostsze pytania. Aha. Dodam, że jak wychodził rzucił, że możemy pisać do dziekana, jak dziekan będzie mu kazał, to zorganizuje jeszcze jeden termin. ale i tak nie zdamy.
i nawet to 4,5 z egzaminu ze spalania nie cieszy tak jak powinno. no, ale przynajmniej koniec sesji. tylko zebrać trzeba jeszcze pare wpisów. a mogę się zając zaległymi odcinkami House i Bones. plus kupiłem sobie \"Lód\" Dukaja na zredukowanie wkurwienia, jako zaległy prezent urodzinowy. Wieć kolejka \"do przeczytania\" na parapecie rośnie.
ps. a akcja z elektrotechniką się tak nie skończy. czas rozpocząć miłosną korespondencje z dziakanatem. trzeba walczyć i się skurwielom nie dawać, bo generalnie:
idę na browar, bo mnie życie znowu zabija. gdyby nie ten chuj, miałbym piękne statsy. dwa kierunki. sto procent zaliczeń. średnie w okolicach 4,0. ogólnie mi się limit farta wyczerpał, bo ostatnio za każdym razem, jak mi się ocena waha, to dostaje tą niższą, a że moje ego nie pozwala mi się płaszczyć i wykłócać. i do tego ta depresyjna pogoda (mógłby się śnieg zdecydować czy chce się stopić czy zostać) i ogólna zamuła.
i jak zwykle kurwa. jak kurwa zwykle. jak Kamil miał biznes, to wszyscy wyjebane mieli. a teraz jak mają biznes, to Kamil nie może odwalać lipy. o co chodzi? jak na początku roku przy układaniu planu chciałem, żeby ktoś się ze mną na laborki zapisał, to olali. wziąłeś sobie dwa kierunki, twoja sprawa, że ci nie pasuje. jak dzisiaj ja chcę się przejść w innym terminie na zaliczenie wykładu, to kurwa odwalam lipę. bo od Kamila się zawsze sciągnie. całe życie tak jest. Kamil daj zeszyt, Kamil pomóż z matmą. a jak jest biznes w druga strone, to już tylko mój problem...
a więc przeprowadziłem się. w mieszkaniu spoko, znaczy się ciepło. nie ma ogrzewania elektrycznego, więc możemy normalnie dogrzewać się. a to najważniejsze, w koncu nie marzne ani trochę.
we wtorek mam dwa zaliczenia (w sumie to egzamin i zaliczenie) i tak generalnie to gówno umiem. a średnio mam ochotę i siłe się uczyć dalej. bo wiadomo zdrowie też człowiek, cierpi...
a dlaczego? otóż Kamil wczoraj zapił. ale to nie kac mnie męczy. a raczej powrotna droga na chatę. otóż ziomek miał wczoraj urodziny, to Kamil obiecał, że wpadnie na dwa piwa, bo się trzeba uczyć. na dwóch piwac się oczywiście nie skończyło... i w pewnym momencie stwierdziłem, że się zawijam. niestety nie miałem ze sobą kluczy do nowego mieszkania (a ziomek co tam został już spał i nie udało mi się go dobudzić), więc musiałem wrócić na Teki, a stamtąd poszedłem się kimnąć na brzeską. no i ta droga mnie zabiła, bo jak wychodziłem na impreze było w miarę ciepło, i za lekko się ubrałem. mało tego, podczas dlugiej i bogatej w przygody drogi powrotnej, dałem się namówić Ustryckiej na robienie aniołów w śniegu. kurwa... poźniej było zwiedzanie barek na odrze itd. a dzisiaj siedze na chacie, wpierdalam gripex, piję kawe i próbuję się uczyć...
znowu w domu. odpocząć od wrocławia i zaliczeń. a z nimi jak to zwykle, ze zmiennym szczęsciem, ale generalnie do przodu jak Jacek Krzynówek. Niby luz, ale zmęczony jestem strasznie, a po przejrzeniu planów studiów na MiMB i Mechatronice i widzę, że lżej nie będzie. Więc co Kamil zrobił? Kupił sobie sweter co by bardziej studencko wyglądać. Wcześniej kupił sobie też garniutur, bo ten z gimnazjum to się zaczął mały robić. choć żadna bestia ze mnie nie jest.
ej wiesz co powinienem robić zamiast to pisać? uczyć się oczywiście. przez całe swięta nic nie robiłem i jutro dzień z cyklu: die hard. ale damy radę. bo zawsze dajemy.
wczoraj urodziny miała pewna koleżanka. stwierdziłem, że mamy dzień dobroci dla zwierząt i w związku z nową świecką tradycją złożę jej życzenia na pewnym portalu społecznościowym. wchodzę na profil i zaczynam czytać \"o sobie\". a tam takie o to tekst, jakaś opinia o niej innej koleżanki:\"Najszczerszy i najpiękniejszy uśmiech 2LO\". kurwa, wiele o tym uśmiechu można powiedzieć, ale, że szczery?! no myślałem, że pierdolne ze śmiechu.
jest i jeszcze jedna refleksja. w trakcie świąt wpadł mi do ręki \"Fakt\". Jakiś stary numer (znaczy przedświąteczny). no i na pierwszej stronie wielki sukces: \"zabraliśmy urzędnikom któregoś ministerstwa bony świąteczne. dzieci głodują, a ci sobie bony wystawiają\". Ja pierdole, niech te dziennikarskie dzwiki, na pierwszej stronie napiszą w końcu, ile oni dostają hajsu za kładzenie ludziom takich głupot do głowy. Nie mówie, że te urzędasy mało zarabiają i świetnie pracują, ale kurwa, te dziennikarskie dziwki na bank dostają o wiele więcej. jak tak się martwią o los tych biednych dzieci i emerytów, niech sobie obniża pensję i przekaża reszte na jakąs fundacje.
a sylwester? bardzo spoko. więcej mi się pisać w sumie nie chce, bo nie ma o czym. wszystko pamiętam, miła przyjemna atmosfera, i piękny widok z gór na fajerwerki.
może się zmobilizuje jutro na małe podsumowanie roku, bo 2009 był ciekawy followupując Piha...
Tylko ksywka przeszkadza mu w byciu jednym z moich ulubionych raperów po tym tracku:)
zmieniam adres nlogowicze. mieszkanie było spoko, właściciel też, ale atmosfera taka sobie. ziomek z pokoju jeszcze w miarę, ale ta z drugiego pokoju wkurzała. rozpieszczony dzieciak, bogatych rodziców (raczej bardzo bogatych). marudziła, że jakoś mało towarzyscy jesteśmy (a co mieliśmy skakać wokół niej), że syf (ale jej garniki też potrafiły zalegać dniami to raz, a dwa, czego się spodziewała po mieszkaniu studenckim). a najgorsze, że nie powie ci tego w twarz, tylko pruje się do własciciela. typowy dzieciak chowany pod kloszem, który urwał się ze smyczy (duże ilości alko w połączeniu z lekami na cukrzyce nie wychodzą na zdrowie).
w każdym razie, jakiś czas temu ziomek wspomniał, że od lutego mają wolne miejsce w mieszkaniu. więc szybka decyzja, pare telefonów i wbijam się w to miejsce. starzeje się, potrzebuję stabilizacji, a nie ciągłych zmian współlokatorów i non stop obcych ludzi. a przede wszystkim potrzebuje dobrego klimatu, a tam jest on gwarantowany (czyt. dobre towarzystwo i jak pijemy to pijemy, jak nauka to nauka).
święta, czyli generalnie opierdalam się aż miło... latam po sklepach ineternetowych co by kupić sobie pod choinkę, pije hektolitry kawy i herbaty itd. skończyłem drugi tom "08/15", oglądam kolejne odcinki pitbulla. byle jak najdalej od uczelni i tego syfu. choć nie wiem czy mnie jutro nie dopadnie, bo styczeń mimo, że ziomowy zapowiada się gorący. narazie jednak z perspektywy ławki spoglądam na mój matterhorn jak tetris. i się zastanawiam jak go zdobyć. bo od dobrego planu trzeba przecież zacząć, żeby była podstawa do improwizacji.
w moim heimacie (jak to niemiaszki gadają) nudy straszne. nic się niedzieje. nawet radiowęzeł w postaci Kaśki, nic ciekawego nie jest w stanie powiedzieć (ale ta twierdzi, ze non stop uczy się do sesji, znając ją pewnie nie kłamie).
przede mną jeszcze tylko sylwestrowy restart w Wiśle. i przy tej okazji chce wam złożyć spoźnione świąteczne życzenia to raz i troche wcześniejsze noworoczne życzenia to dwa. a więc: "wesołych świąt i szczęsliwego nowego roku".
Efekt, kurwa cieplarniany, za oknem pizga strasznie. Rano znowu nie chce się wstawać. Miałem dzisiaj iść w końcu na wykład z tego humana, znowu nie wstałem. lenistwo wygrałem. najbardziej mnie wkurza, że to w sumie ciekawy wykład ("historia wojen a postęp technologiczny"), tylko, że jest rano, a ja często muszę zarwać noc, dzień wcześniej, żeby rysunki zrobić:( tak samo było z chemią. typa się fajnie słuchało, bo naprawde ciekawie i dobrze tłumaczył, ale mial te wykłady rano i do tego zimą tak pizgało, że człowiekowi nic, a nic się nie chciało tam łazić.
Followupując esdeke pare pierwszych razów dzisiaj. Pierwszy raz kartkówke z rysunku technicznego zaliczyłem za pierwszym podejściem. Pierwszy raz rysunek zrobiony w domu został od razu zaliczony, a nie zwrócony do poprawy. i w sumie, nie pierwszy raz w życiu, ale pierwszy raz od dawna kupiłem "newsweeka".
przejrzałem "wprost" i znalazłem może z dwa artykuły, które mnie zainteresowały, to stwierdziłem, że przyjde w weekend do empiku i przeczytam, a tutaj jakby więcej ciekawych na pierwszy rzut oka nagłówków. wogole "wprost" mnie ostatnio zaczął denerwować. coraz mniej polityki, a jak są to jakieś pierdoły (choć w sumie nastały czasy nijakich polityków,więc o czym pisać), dział "świat" okrojony, co mnie najbardziej drażni. brak ciekawych artykułów o historii. za to dużo jacykowatych pierdół, pełno o różnych gadżetach. jakbym chciał o tym czytać to bym sobie "logo" or something like that kupił, a nie tygodnik opini. miałem nadzieje, że jak stworzyli ten "wprost light" to tam to przeniosą.
co do zimna, czas chyba czapke sobie kupić. tak myśle.
mam na jutro stowrzyć jakąś prezentacje na angielski. nawet nie zacząłem. przynajmniej temat już wykminiłem. zły ze mnie człowiek i leniwy strasznie. ale spoko. noc długa, angielski wieczorem, a cały dzień wolny. wystąpienie lekko ponad 5 min. wie ktoś ile ma to mi zająć na oko pismem ręcznym, średnio dużym na papierze kancelaryjnym w kratke? (kolejny objaw lenistwa).
co na uczelni? nadal powoli do przodu. koniec semestru się zbliża. czas zacząć się starać o jak najlepszą średnią tak myśle. (wspomniana wyżej prezentacja jest jedna ze skladowych zapewne).
spadlo polcentymetra sniegu, zima zaskoczyła drogowców, miasto spraliżowane.
temperatury znośne. nawet jaram się tym, że jest mróz, gorzej, z wiatrem, bo wtedy troche piździ. ale chyba czapke musze sobie jakąś ogarnąć. tak sobie ostatnio pomyślałem.
przed chwila mój współlokator mnie spytał, czy mi nie zimno, bo siedze w t-shircie, a on w swetrze i mu jest zimno. jakoś nie zauważyłem, żebym marzł.
powoli odrabiam braki na uczelni. i do tego pełen luz. dzisiaj znalazłem nawet czas, żeby poczytać sobie książke i serial obejrzeć, a nawet dwa. czyżbym znowu potrafił sobie lepiej czas organizować? chyba tak.
wiecie, że 'Duże Rzeczy' to piękna płyta? jak jeszcze nie. to wam własnie o tym piszę. sprawdzać, choć to nie rozkaz, ponieważ 'I don't give orders, I make suggestions'.
generalnie to wsiadłbym w jakis pociąg i gdzieś się przejechał. taki nastrój mam. wziałbym kawe i dobrą książke i mógłbym jechać tak nawet pół dnia. serio. fajnie się jezdzi pkp. mimo całego syfu na dworcach, wkurzajacych kasierek i konduktorów i totalnego braku punktualności.
własnie. wracając do tripu do Poznania i podróży pkp. spotkałem ciekawego osobnika w pociągu. a mianowicie starego ukraińca, który służył w armii czerwonej. w afganie był z tego co mówił i jeszcze w jakimś arabskim kraju, twierdził że irak, ale mu się chyba popierdoliło. w każdym razie twierdził, że mam nigdy nie jechać na żadną wojnę, i że "muzułmany to nie ludzie" itd. strasznie ciężko się gadało, bo słabo znał polski, i ogolnie nieogarniał i się powtarzał. tylko nie jestem do końca pewien czy był pijany, bo alkoholem od niego nie waliło. może poprostu już mózg nie funkcjonuje za dobrze. żal w sumie trochę było nam go, bo pewnie, gdyby troche lepiej ogarniał, to niejedna ciekawą historię można by usłyszeć, po twarzy widać było, że trochę w swoim życiu przeszedł. w każdym razie tabaką poczęstowaliśmy typa, za co był wdzięczny i poszedł w swoją stronę.
byłem w "tej-mieście". weekend oporowego chlania, ale dobrze było. trzeba kiedyś powtórzyć. za to na przyszły weekend, na bank planuję chillout. bo teraz czuję mega niedospanie. zaraz idę w kime. rano wstane i jeszcze pare pierdół na uczelnie ogarnę.
co za menda. wiem, że tak się nie powinno wyrażać o starszych ludziach, no ale przegięła. sąsiadka z góry oczywiście. poraz kolejny na chacie zapanowało średniowiecze. no, ale po zlustrowaniu bezpieczników okazało się, że żaden się nie spalił. no i tak siedziałem po ciemku 2h (w sumie to spałem), zamiast rysować. ale naszczeście własciciel się pojawił spisać liczniki. no i zapukał do sąsiadów i okazuje się, że oni prąd mają. ale dziadek co mieszka obok patrzy na skrzynke i mówi, że przecież nasz bezpiecznik jest wykręcony, a jest wkręcony tej mendy z góry, co jej prąd odcięli, bo nie płaciła. noż przecież to kurewstwo jest straszne. ja pierdole. i przez to straciłem dwie godziny, i zamiast narysować to gówno przed angielskim, skonczyłem dopiero teraz. oczywiście jak Tomek poszedł jej nawrzucać, nie otworzyła.
w sumie to jest spoko powiem wam. byłem w domu. poszwędałem się po samym bledzewie, jak i okolicznych lasach (jesień leśnych ludzi, co nie?). jakoś to mnie naładowało energią. Podróż pkp też spoko. nie zdenerwowało mnie nawet to, że co jakiś czas gasły światła w wagonie, co przeszkadzało w czytaniu. no, ale przynajmniej punktualnie. zauważyłem nawet, że dworzec w zbąszynku, po ciemku fajnie wygląda. z dobrym rapem na słuchawkach to już w ogóle klimat jest.
do tego na uczelni zapowiada się luźniejszy tydzień. spróbuje trochę gówien nadrobić na przyszły. co by się później nie spinać. no i zaległości w serialach mam spore. sięgające dwóch, trzech odcinków. więc będzie co robić:P
Pjus nagrał całkiem spoko płytkę. "fanatyk" byłby moim nowym prywatnym hymnem, gdyby nie jego druga część.
tylko juve przegrało, inter odskakuje i wizja scudetto się oddala. tak btw to sobie chyba doładuje konto na bet-at-home.
"... nie umiem być tkliwy, wiesz o tym. W każdym razie nie umiem o tym mówić. Nie potrafie powiedzieć ci, że cię kocham, nawet wtedy, kiedy jest to prawdą i kiedy o tym ciągle myśle. Wszystkie wielkie słowa wydają mi się banalne. Nie mówię: "Aż do śmierci!". Nie mówię także: "na całe życie!". Nie potrafie mówić o honorze jak o kiszce wątrobianej, ani wymawiać słowa "wierność" na tym samym oddechu co "chleb z marmoladą"..."
bombardier Herbert Asch w książce H.H. Kirsta "08/15"
świetnie się to odnosi do mnie. może nie akurat w tej chwili, ale ogólnie do calokształtu mego życia.
a co w tej chwili u mnie? zaliczyłem wykład z materiałów. na 3, ale i tak jest dobrze. ważne, że do przodu. z radości się ostro wczoraj porobiliśmy. a miałem trochę odpuścić. ale cóż. jak była okazja...
ostatnio coraz częsciej słysze, że powinienem się hamować z moimi sarkastycznymi i ironicznymi komentarzami, że mam prymitywne poczucie humoru. ludzie chyba mają racje. tylko to wszystko samo z siebie wychodzi.
a na weekend sciągnałem do domu. ziemia lubuska wita. czas odpocząć. zaczerpnąć troche swieżego powietrza i odpocząc. od uczelni. przemyśleć troche rzeczy, żeby znowu w jakieś gówno się nie wpakować.
wpisów rocznicowych ciąg dalszy. jakbyś cofnął na nlogu się o rok zapewne byś znalazł notke o tym jak Kamil wykorzystał wszystkie życie na laborkach z fizyki i musiał zapierdalać jak głupi. mógłbym ją powtórzyć tylko zamiast fizyki to materiałoznawstwo. dzisiaj wtopiłem drugą kartkówke i balansuje po krawędzi. jak zwykle. jak nie ma presji to się nie przyłoże. nie wiem czemu, ale zawsze największe problemy mam z teoretycznie najłatwiejszymi przedmiotami. nic trudnego do zrozumienia, zakuj i napisz na kartkówce. ale mi się nie chce. i to jest problem. jak zwykle. tak samo było na boisku, w szkole, tak jest na uczelni. jak grałem w piłke ze słabymi przeciwnikami, to się gdzieś snułem po boisku, żeby się nie zmęczyć i nie ubrudzić. bo co to za frajda kopać leżącego. a jak trzeszczały kości, była ostra walka, to zapierdalałem za dwóch. i w życiu to samo. trace pkt z ligowymi słabeuszami, a poźniej ostro walcze z tymi mocnymi. ale wygram.
tak spojrzałem kilkanaście notek wstecz. dokładnie na pierwszą notke tegoroczną i z postanowieniami mi tak średnio wyszło. studia tylko ogarnąłem. biegać nie biegam, ale tu sobie postawie plusa, bo sporo się ruszam, więc jest ok.
za to: przestac być pieprzona instytujcą charytatywna, co to zawsze pomoże za darmo. myslisz, ze to pozytywna cecha ta bezinteresowność??? pomyśl o tym, gdy cię znowu ktoś wystawi...
wogole nie wyszło. ile razy ktoś poprosi, tyle razy jestem do dyspozycji, mimo, że czasem mi to całkowicie burzy plany. bo mam swoje rzeczy do ogarnięcia, i je przesuwam, co by znaleźć czas. i jeszcze jest ok, póki pomagam ludziom, z którymi na codzien się spotykam i rozmawiam. ale często też osobom, które odzywają się do mnie tylko wtedy kiedy mają jakiś problem.
"chcesz coś za to?"
"daj sobie spokój", a myślach słysze "nie jestem, kurwa biznesmenem". a może czas zacząć nim być.
a piszę te pierdoły chyba tylko dlatego, że strasznie nie chce mi się dalej uczyć materiałów na wtorkowe zaliczenie. własnie przed chwila poszukiwałem jakiś dobrych notatek, bo mam tylko skrypt i podręcznik. i jakieś niewyraźne zdjęcia czyjegoś zeszytu, z których ciężko cokolwiek przeczytać. bo wyrażenie "moje notatki" w tym wypadku to oksymoron. i jak się zmobilizowałem i notuje na większości wykładów, to u frydzia nie potrafie.
Na klatce schodowej śmierdzi szpitalem. nie wiem od czego, ale działa to na mnie depresyjnie niczym płyty atmosphere...
ciężki tydzień. we wtorek wywołałem mała powódź w mieszkaniu, po tym jak nie włożyłem węża od pralki do kibla wszystko pływało. na szczescie poważnych zniszczeń brak. wykładzina wyschła. sąsiedzi się nie pojawili, więc ich nie zalałem.
na uczelni większość rzeczy powoli pcham do przodu, a przynajmniej mam mniejsze plecy niż na podobnym etapie poprzedniego semestru. więc są powody do optymizmu. za stypednium zrobiłem zakupy, za które zostałem wielokrotnie spropsowany, nie tylko na forumku.
a obecnie siedze. mam dzień zrzuty jak zwykle w sobotę i zaraz się chyba wezme za nauke na zaliczenie z materiałów. ale chwilowo delektuję się kawa i winogronami. drożeją ostatnio, więc chyba się ostatni raz szarpnąłem w tym sezonie. a wieczorem hala.
"pijemy za magdzie. bo jak mamy gdzie to pijemy":P
dzień ogólnie przyjemny. jednak. tzn. z grafiki muszę coś tam poprawić ale mam czas... za to na elektrotechnice, u postrachu całego wydziału znowu błysnąłem. i ogólnie typ pamięta jak mam na imię. a to pierwszy krok, do bycia zwolnionym z kolokwium:P
na mechanice za to była taka akcja:
typ sprawdza obecność, dochodzi do mnie, chwile się zastanawia, po czym zaczyna czytać od końca... i na końcu "Pan Kamil jest?". Ja rozumiem, że jak mam angielski z człowiekiem z kraju, gdzie wynaleziono futbol, to typ może mieć problem (nie przebrnął przez "Szcz.."), ale Polak??!!
aha. przed chwila na chacie poraz kolejny zapanowało średniowiecze. konkretnie wysiadł prąd i zapanowały egipskie ciemności. ten bezpiecznik co go zwatowaliśmy miesiąc temu, znowu poległ i trzeba bylo poprawić. a że nie mogłem znaleźć tej skrętki co ją ostatnio pociachalismy, to użyłem tego co tam w środku z niej zostało (i tak się przyspawało i nie miałem czym wyszarpać) i jakieś śrubki. za 1h zakolak wróci na chate do pójde do niego, bo twierdzi, że ma zapasowy i wymienie. bo troche strach to na takim patencie dłużej używać. ale narazie chodzi...:)
dzień się jeszcze dobrze nie zaczął, a ja już dopierdoliłem. wstałem i punktualnie chwile przed 7.30 byłem już przed salą, gdzie mam zajęcia z mechaniki. a tu pusto. dzwonie do ziomka: "what tha fuck?!". a ten mi mówi, że przecież mechanika jest o 9.30. ej, nawet nie wiesz jak źle się poczułem.
a dzisiaj dzień z cyklu tych co mam totalne combo. ale żywcem się wziąć nie dam.
odkrywczych uwag o życiu o tak wczesnej porze nie wymyśle. wogole ostatnio mało myśle o czymkolwiek niezwiązanym z szeroko pojętymi naukami technicznymi. lekki zapierdol mam i jak tylko mogę wrzucam mózgowi na luz, "a to bieg jałowy ponoć, ale ja biegne długi dystans jak nowy promoe".
i na koniec takie małe pytanko-ankieta. czy ktoś z was drodzy nlogowicze wpadł na pomysł, że "reż te herbe" można zinterpretować jako piosenke o jaraniu???
z niepicia jak zwykle nic nie wyszło.
-\"Kamil wbijasz dziś wieczorem???\"
-\"no, w sumie, około 11 mogę sie pojawić, bo na hale teraz jadę...\"
no i tradycyjnie na chate wrociłem rankiem dnia następnego.
hala? nawet spoko, taka lotnikowa, czyli przy bledzewskiej wygląda jak schowek na szczotki. ale da się pograć. 1,5h to w sam raz, co by się zmęczyć. euforia biegacza i te sprawy. ogólnie zaczynam dbać o zdrowie, kupiłem sobie magnez w tabletkach, bo kofeina podobno wypłukuje. tak wiem powinienem ograniczyć kawę. ale nie da rady. jem więcej owoców. własnie popijam sobie mleko zamiast browara, 3,2%, a nie jakieś odtłuszczone gówna.
no i na uczelnie troche ogarnąłem. chciałem więcej, no ale nie dało rady. przynajmniej tą bryłke zrobiłem. tzn. siatke do niej stworzyłem, bo skleiła Gosia. wielkie pozdro tu dla niej.
zaczynam rozważać przeczytanie książki tego amerykańskiego politologa co twierdzi, że w XXI wieku Polska stanie się mocarstwem. ku pokorzepieniu serc, lepsze niż sienkiewicz, zwłaszcza jak będzie się w zime dogrzewać czymś, bo putin znowu zakręci gaz.:P
a na zakończnie link, który niektórzy od esdeki mogą kojarzyć. mega ten utwór jest.
kolejny typ, po karwanie, którego jakoś nie sprawdzałem, bo mnie ksywka odstraszała.
Rozpoczynając tym jakże klasycznym cytatem chciałbym napisać coś o pkp. Kamil wpadł dzisiaj na świetny pomysł, że pojedzie sobie wcześniej do wrocławia i zaoszczedzi troche hajsu, bo bedzie jechał samymi osobówkami. no i....
Wszystko ładnie, pięknie, wysiadam w zbąszynku o 16.12 o 16.16 miał odjeżdżać szynobus do leszna, ale odjechał o 16.12 (what tha fuck???!!!) i podbijamy z ziomkiem co miał podobny problem do dyżurnej ruchu, która stwierdza, "to państwa problem, nie mój, zreszta następny pociąg do leszna odjeżdża za 4h i bilet będzie nadal ważny, a jak jakieś mają państwo nadal problemy to do kasy prosze iść". Kasjerka stwierdza, ze ma to w dupie i do dyżurnej ruchu mamy iść. wkurwiony postanawiam czekać te cztery godziny i doplacic do tego pospiecha z leszna do Wrocławia. Ale dzwonie do domu co by mi w necie sprawdzili inne opcje, przez Poznań na przyklad, tu rzucam kilka niewybrednych aluzji co do widma bankructwa Regionalnych i po paru minutach pojawia się nad wyraz uprzejma ta sama dyzurna ruchu z pełna informacja jak dotre najtaniej i najszybciej do Wrocławia. Padlo na dopłate 2,52 zł i trase przez Poznan. ale zamiast być o 19 byłem o 22. więc nadal jestem wkurwiony. i to kurestwo naprawde powinni zamknąc, a te mendy wypierdolić na bezrobocie, jak czlowiek probowal być miły to traktowali go jak powietrze, i jeszcze z pretensjami, ze stwarza problemy, a jak pokazał, ze tak tego nie zostawi, i sie poawanturowal to od razu sprawe dalo sie zalatwic. noż kurwa, pieprzony relikt PRL-u...
a jak juz dotarlem to ciag dalszy niespodzianek. okazalo się, ze w miejscu, gdzie podlaczony jest router jest tylko jedno gniazdko, wiec nie moge podlaczyc wi-fi dopoki nie kupie listwy, a nie mam tak dlugiego zasilacza, zeby lapka podlaczyc, wiec wlasnie lece na baterii, ktora zaraz sie skonczy. będę musiał jutro wydać hajs na listwe, bo tak żyć nie można.
a teraz spijam carlsberga, co go od cioci dostałem, bo bylem kierowca i nie moglem z nimi wypić. i słucham sobie tracku składu, którego cytatem zacząłem tekst. tak, tak to nie pomyłka. łapcie i nie bójcie się sprawdzać bit jest przepiękny (te akurat hemp gru zawsze miał całkiem spoko), a i tekst całkiem spoko i pelen pozytyw. teledysk też na plus, więc pełen props (choć w ujęciach z koncertów widać to gimnazjum machające łapami). no i props dla tymka, który klipa podlinkował na facebooku, bo inaczej bym pewnie nie sprawdził:)
a w lodowce mam drugiego carlsberga i nie zawaham się go użyć, jeżeli zajdzie potrzeba, więc jak coś to wbijaj:P
ej, czemu jak nie mam nic do roboty i mógłbym robić coś przyjemnego to mnie łeb napierdala i jest niefajnie???
zrobiłem sobie kawę i kminie nad nią. w sumie mogę nadrobić zaległosci w serialach. może mecz juve. miałem ochotę iść się powłóczyć, ale samopoczucie skutecznie mi ją odebrało.
a na uczelni, a konkretnie na rys. technicznym potwierdziło się, że im wyższy tytuł naukowy, tym bardziej prowadzący (w tym przypadku prowadząca) ma człowieka bardziej w dupie. reorganizacja grup była bo edukacja zaczęła działać, no i jak zwykle nie wyrobili się ze sprawdzaniem rysunków z zeszłego tygodnia. tylko, że magister zostawał na przerwie albo kazał przyjsc za godzine na przerwie (on zreszta też lekkim burakiem jest), ale ona stwierdzila, że za tydzień przyniesie, czyli na za dwa tygodnie będą trzy rysunki do zrobienia (dwa do poprawienia i jeden nowy), bo oczywiscie w wypadku błedów jak jedyna poprawia dlugopisem i każe przerysowywac od nowa. ja pierdole. no i oczywiscie kartkówki, w których specjalnie umieszcza sie rzeczy, o których się nie mówiło na zajęciach, żeby z satysfakcja stwierdzić, że prawie nikt nie zaliczył i trzeba było sobie tą informacje, gdzieś wykopać.
piha sobie słucham, co nie?
wogole, jak byłem dzisiaj w biedronce, co by kupić coś na obiad i wziałem już sobie jakiś dziwny sos do makaronu i zacząłem kminić na co miałbym ochote, to pierwsze co mi przyszło do głowy to "leżajsk". ale się powstrzymałem. choć pokusa była. ten zły podpowiadał:"nic do nauki, mecz Juve, jakiś film". ale Kamil dzielnie powiedział sobie: "nie!!!". rozpiera mnie duma, jak nie pamiętam, którego rapera:)
no i z akcji wszywka gówno wyszło. w weekend znowu ostro po bandzie, bo poznań przyjechał. spoko było, tylko konca imprezy nie pamietam. ale teraz naprawde pauzuje. troche spokoju mi sie przyda.
moi współlokatorzy wypierdalaja. tzn. przenosza sie gdzies, bede miał nowych. oby lepszych, bo ostatnimi dniami mnie ostro wkurwiaja. zwlaszcza z poborem pradu, a mianowicie ile razy wylaczniki czasowe w grzejnikach i boilerze dobrze ustawie tyle razy ktos kurwa przestawi i potem grzeja w srodku dnia na drozszej taryfie a w nocy, jak jest taniej to są wyłaczone. totalny brak myślenia kurwa.
własnie skończyłem kolejne rysunki, estetycznie może fenomenem nie są, ale mam nadzieje, że merytorycznie ok. ide spać bo jestem ostatnimi dniami wycienczony. muszę się starać jak tetris, bo jak zwykle zaczynam mieć plecy na uczelni. bez klasycznego "liscia na otrzeźwienie" w postaci wtopionych kartkówek do poprawy widze nie da rady. ale zaczynam walczyć i łapać rytm. więc żegnam i trzymcie się.
yeah. moje rysunki są piękne. duma rozpiera. (i tak pewnie coś zjebałem:P). ale własnie czytam na kierunkowym forómku, że prawdopodobnie w czwartek jest pierwsze koło z technik wytwarzania. jutro kurwa umrę, a sie nastawiałem na przyjemny dzień związany z:
-opierdalaniem się,
-opierdalaniem się,
-ligą mistrzów,
-browarem.
może jednak to jest ściema i nie będzie. do tego ta pogoda drugopezetnoonowa, że gdyby nie kawa, to pewnie bym sobie już żyły pociął, powiesił się albo poprostu zdechł z tego wszystkiego. siedzieć na uczelni po 9 do 11 godzin bez przerwy jest chore.
do tego otworzyłem sobie zajebisty dżemik, co by sobie z nim chleba zrobić. i co? nie ma chleba. zawsze wiatr w oczy.
aha. zapomnialem dodać, że po weekendowym melanżu, w poniedziałek na uczelni, ogłosiłem wszem i wobec rozpoczęcie akcji "wszywka". i tak gówno z tego będzie:P.
żeby nie było tak pesymistycznie to Gajusz Juliusz Cezar postawił mi 5 z zadania z elektrotechnika, po tym jak Kamil zgłosił się na żywioł, mając mgliste pojęcie co jest pięć. no ale na starcie powiedział, że ochotnik dostanie albo minimum 3+ albo nic. więc nie można było ryzykować zostania przymusowym ochotnikiem.
wstawiłbym wam jakis fajny utwór i w sumie jest taki. moja nowa dewiza się w nim zawiera. \"moja kawa - mój zawał\"
no więc tak. wstaje rano i... no własnie. najpierw się przebudziłem i pełen nadzieji spojrzałem na zegarek. pełen nadzieji, bo byłem pewien, że jest w okolicach 2 lub 3. a było niemal 5.20. znaczy za niecała godzine trzeba się podnieść. no i jak godzina minęła. dopiero nastąpiła tragedia. ciemno jak w dupie, do tego zimno i co chwile pada. idz pan w chuj. zjadłem jakieś dziwne śniadanie. potem kontemplując moj weltszmerc dopiłem kawę. masakra jakaś. że tak powiem zaczeło się studiowanie.
a na uczelni norma. czyli nic ciekawego. tzn. wczoraj sobie odebrałem indeks i już wiem, że oceny będę miał przepisane. nadal nie wiem co ze stypendium. wczoraj przynajmniej na browarka sobie z kolezanka z lotnika skoczyłem, a dzisiaj czeka mnie jeszcze angielski, na ktory zaraz ide oraz rysunek techniczny do zrobienia. znowu Kamil się opierdalał i zostawił sobie wszystko na ostatnią chwilę. czas ztestować ten zestaw do rysowania co sobie kupiłem.
jak się wyrobie to sobie obejrzę "o jeden most za daleko", bo książkę corneliusa ryana już przeczytałem. więc czas skonfrontować z ekranizacją. teraz spoglądaja na mnie z półki trzy tomy "08/15" (null acht/funfzehn) Kirsta.
no i sobie z kumplami na listopodowe sobotnie wieczory hale sportową wynajeliśmy, co by w piłke pokopać. trzeba poćwiczyć i jakąś dobrą maść na sęki załatwić, bo czasem to tragedia jest. znaczy jak mam piłkę przy nodze, to wkręcam frajerów w ziemie, ale najpierw ją muszę mieć przy nodze:P
i na koniec takie zdjęcie w klimacie market-garden prawie, że. bardziej marktet, bo tak nazywała się cześć powietrznodesantowa operacji. tylko samolot to stratotanker (nie zrzuca sie nim spadochroniarzy:P) i kurtka o ponad 20 lat za młody model. ale nie wdawajmy się w szczegóły.
wróciłem na chatę sobie na weekend. zagram jakiś mecz w gks-ie. może się na grzyby wybiore. odpoczne. bo ten tydzień wyssał ze mnie życie. i czuję, że tak będzie co tydzień. polibuda wysysa ze mnie życie.
ale podjąłem decyzje, że biorę się w garść. dość tej zamuly, trzeba coś robić. bo ogolnie mimo tych dwoch kierunkow, musze znaleźć sobie jeszcze jakiś cel. chyba spróbuje się załapać na jakieś stypendium zagraniczne czy tam wymiane. marza mi sie jakies stany/kanada. ale nie widze na stronie pwr takich okazji. europa tylko. więc jakaś szkocja/anglia. (tak lubie deszcze i mgłe) albo politecnica di torino. i będę chodził na mecze juventusu:P
zwłaszcza zdrowie. bo ostatnio nie jest najlepiej. a alkohol związany ze startem roku akademickiego nie pomaga. ale co ma Kamil zrobić z tym, że jest mało asertywny i na hasło piwo/wódka, pyta się "o której i gdzie?". ale dzisiaj już spasowałem. kaszel mam taki, ze mnie płuca napierdalaja. żołądek też się buntuje i domaga się normalnego żarcia, a nie okłamywania organizmu kawą i drożdżówką. czyli ogólnie "żołądek, płuca, serce" jak u pezeta za starych czasów.
do tego złe samopoczucie potęguje rozkład zajęć (40h zajęć tygodniowo, czaisz????). do tego, na edukacji CL (zło największe) nie ma informacji, co z moimi wnioskami o stypendium i "uznanie dorobku naukowego", więc pewnie będę musiał znaleźć czas co by odstać swoje w kolejkach do dziekanatów.
brat mi przywiózł zestaw gadżetów z mojej byłej szkoły, co powstały z okazji jakiejs tam rocznicy i zjazdu. jarałem się jak dziecko, zwłaszcza kubkiem. niestety eksplodował po zalaniu wrzątkiem:( zapewne zamach szefowej internatu na moje życie...
jak trafnie zauważył towarzysz esdeka w komencie do poprzedniego wpisu, zamuliłem strasznie. ale teraz wpisze się.
tak strasznie zamuliłem, że nie wiem o którym meczu ostatnio pisałem. w każdym razie zagrałem dopiero w 4 kolejce. teraz byla 6 plus jeden mecz pucharu polski. trafienie jedno na koncie (jako jedyny napastnik w klubie trafiłem w tym sezonie). ogolnie dyspozycja nasza to tragedia, bo mamy 3 pkt. trener został zwolniony (tzn. klasycznie stwierdził, ze to pierdoli, ale prawda taka, ze jako grajacy trener najslabszy na boisku był on). co ze zdrowiem? a powiem, że ciągle chujowo. mimo, ze niby bylo ok, to caly czas coś tam kuło w tej nodze, no i dzisiaj dostałem nakladke i znowu powaznie naciagniety czworogłowy. więc jak trener pierdole i nie gram narazie, musze to zaleczyc, bo w końcu zerwe.
a warunki do nie grania sprzyjają. we wtorek jadę do wrocławia ogarnąć sprawy związane z drugim kierunkiem i stypendium. i w tym momencie śle chuje na pkp. kto kurwa tak zjebał rozkład. nie ma dosłownie ani jednego dobrego połączenia do wrocławia. a jeszcze dwa tygodnie temu bylo elegacko. co się kurwa stało? jakąś linie do zbąszynka remontują? czy zlikwidowali?
wracając do rzeczy przyjemnych. z wrocławia ruszam do wisły. pozdro dla zakolaka (ktory i tak tego nie przeczyta), a stamtad skoczymy na dni NATO do Ostravy. więc szykuje sie gruby weekend.
a zaraz potem zapisy. podobno, bo jak zwykle na pwr, nikt nic nie wie. wkurwia ten burdel.
a teraz polecam tak jak ja puscić sobie Wudoe aka Montana Max, bo to dobry zawodnik na takie chłodne wieczory.
"śmiejemy się z ciebie przy żołądkowej do rozpuku...", czyli pozdrowienia dla tych co zamiast siedzieć z nami biorą antybiotyki albo jezdza nastepnego dnia do Gorzowa, ewentualnie muszą się lepiej nastawić (która tłumaczenie akurat lepiej pasuje).
mieśnie w udach jeszcze czuje, wiec trening byl ulgowy. ale w sobote bedzie walka, walka, walka...
jak będę miał ducha to może w niedziele się kopsne w "biegu cysterskim". 7 km to sporo, ale jak sie bede szarpał tempa to może dam radę.
kumpel napisał, zebym we wrześniu wpadł do niego do wisły, to się powieziemy na piknik NATO w Czechach. więc jak będziesz tam to wypatruje nlog reprezentanta.
coś sobie mięsnie w obu udach zdemolowałem (nie wiem jakie, bo się nie znam). więc powrót do a-klasy o tydzien musi być przesuniety. lipa straszna. moja wina. dlugo nie trenowałem, a w ostatnich dniach mocno forsowałem się. do tego brak dobrej rozgrzewki i poszło. z 3-4 dni zajmie mi dojście do siebie.
nad morze się z rodzicami przejade. przynajmniej tyle. więc siema.
"pytasz kto wrócił, nie wiesz? prosze..." choć bossem to ja nie jestem. jeszcze...:P
wróciłem GKS. W niedziele pierwszy mecz ligowy. na koncie mam jeden sparing. moze drugi bedzie w środe. szybkościowo bardzo okej, gorzej z kondycja i uderzeniem. w sumie na stadionie nie grałem 2 lata ponad. przy wymianie piłek na małej przestrzeni czuje się dobrze, na halach troche pograłem.
dzisiaj czuje się wypompowany. zakwasy, wiesz... wypije kawe i się chyba kopsne nad jezioro.
wakacje: piwo, jezioro, rower, internet. monotonia zabija. ale tak to jest. nie ma pracy, nie ma kasy, nie ma atrakcji. mowi się trudno. przeżyje.
rowerem sobie moge pojechać na przykład do pewnej miejscowości oddalonej o 10 km i zagrać tam sparing na Xboxie w fife. w jeziorze troche poplywać. w przyszłym tygodniu pojde w koncu po to zaswiadczenie co by w piłke w GKS pokopać. bo tutaj taka bieda, ze poza klubem to ciężko zebrać ekipe, zeby w realnym swiecie zagrać w piłke.
siedze w 71 i szukam lokum. tzn. niby znalazłem, ale musze szczegóły dogadac. i czas zaczac sie z tego wynosić. żegnam bez żalu.
poza tym niby luz. poplywałem na kajakach jak byłem na chacie, na rowerze pojezdziłem sporo. może wróce do grania w klubie. ma mi trener powiedziec od jakiego lekarza mam wyłudzić podpis.
w bonusie kupiłem marynarke sobie. "to tylko zwiastun progresu, bo przecież nie pozbyłem się szerszych dresów...". nie?
w wolnych chwilach ogladam Grey's anatomy i takie inny 6 odcinkowy serial. STAR WARS.
Niech moc będzie z wami. Idę na pokaz niemych filmów na rynku.
ps. esdeka. wbijaj do bledzewa na browar jakoś w sobote. miejscówka na młynie ma mega klimat. no i starogardzka powinna się jeszcze ostać "u Jagody" jak jeszcze nie zwinęła interesu:)
ostatni czas minął głownie na piciu. zakonczenie sesji uczcilismy hucznie. "a tobie, w którym momencie się urwał film, bo ja pamiętam wszystko do momentu jak się chciałem rekrutować do policji?" czyli pytanie zadane przez kumpla dzień później.
w Bledzewie też spoko, choć nie tak ostro. zrobiliśmy spontaniczną ustawkę, popilsmy pogadalismy. wspominaliśmy lepsze czasy, bo teraz jest patol na maksa.
a teraz ogolnie się opierdalam, jezdze nad jezioro. jutro chyba zbudze się z rana i zrobie rajd po gminie rowerem.
pokonałem sesje. docent dał mi trzy, choć myslałem pod koniec odpowiedzi, że mnie wrzesień czeka:)
teraz sobie odpoczywam w domu i powoli myśle co dalej. jakaś prace trzeba by ogarnąć, no ale najpierw musze iść się popłaszczyć w dziekanacie, co by mi świadectwa pokserowali i mógłbym się zrekrutować na mechatronike.
elo ide wpierdalać czereśnie i ruszam w teren.
ps. szukam też jakiejś fajnej książki do poczytania na lato. czegoś luźnego. Pilipiuk, Dukaj??? polecacie coś. tak, żeby się odstresować, a pozniej coś ambitniejszego.
z rzeczy bierzących. zapierdol. i te sprawy, to sobie blipa załozyłem, co by robić wszystko byle się nie uczyć. więc łap jak chcesz http://kamils1989.blip.pl/ i obserwujmy się nawzajem.
zaliczyłem fizyke. sciagi na foliach to jednak mega patent. aż jakiś ziomek spropsował i powiedział, ze na drugi termin też musi takie ogarnąć.
za to stasiu dzisiaj dojebał na materiałach. wszyscy przyszli na luzie. przeciez zaliczylismy test, to pewnie z egzaminem sobie jaja robi, i albo nie bedzie , albo jakies pytania, jakby ktoś chciał wyższa ocene. no coż zrobił i zadał pytania killery, na poprawke trzeba się nauczyć. a na uczelni uchodził za nieszkodliwego...
wczoraj byłem w końcu na tych fontannach. co prawda tego mega dużego pokazu nie było, ale i tak ładnie grały i swieciły. aż mi się Praga przypomniała. choć jak jest full wypas to podobno lepiej niż u czechów. w kazdym razie byłem, browara wypiłem, rajd po wrocławiu z zakolakiem zrobiliśmy co by kolezanki odprowadzić i oczywiscie na materiały nie było się kiedy uczyć. skutek: patrz wyżej.
and last but not least. złozyłem podanie o przyjęcie mnie na mechatronike. a co sobię będę załował. być może ostatnia szansa, żeby za darmo na dwóch kierunkach studiować. bo ma wejść reforma jaśnie nam panującej PO...
na zakonczenie najfajnieszy teledysk ostatnio w Polsce (tzn w Kanadzie kręcony:)):
byłem dzisiaj na konsultacjach w sprawie tego co napisałem na kolokwium ze znanego horroru "szepty łuczaka 8" (tj. "podstawy termodynamiki"). i tyle. usłyszałem douczy się pan i przyjdzie jeszcze raz.
padam na pysk, a muszę się termodynamiki na jutro uczyć. własnie wrociłem z tej pierdolni, i dalej nauka. pije kawe i lece dalej. umieram. zdycham. i wszystko mnie boli.
"Dziś mam cierpliwość, wiarę, że dobrze robię,
A jak zdam to gówno, to na dworze sobie
Jakiś otworzę browiec..."
chciałem dzisiaj "rycerza..." pospiewać, ale brakło pozostałych dwóch tenorów. dobrze, że chłopaki choć tego jednego seta ugrali. szkoda strasznie Kurka. widać, że młodzi, nie ograni w tym składzie, ale widać potencjał, zwłaszcza u Jarosza i Gromadowskiego. Zwłaszcza ten drugi dał mega dobrą zmiane.
Czy tą zapowiadaną niespodzianką na nlogu przy restrukturyzacji jest to, że nie działają statystki???
A na uczelni egzaminy. Narazie spokojnie do przodu. Mechanika i Mechanika płynów i coś tam jeszcze. Anazlia pewnie też choć na ile to wielka niewiadomo. jeszcze mam w uszach ten pomruk: "o, kurwa! dał inne niż w środe...".
ogolnie to wierze w siebie a czasem nawet w polski Hip-Hop jak dinale. więc jeszcze raz. sprawdzaj junesa.
od rana wkurwiam się jak młody serio. najbardziej podczas podróży pociagiem. mimo, że z początku nie było na co. wszysto na czas, wszyscy mili, nawet tłoku nie bylo. ale, że mimo braku niedogodności wkurwienie już było, to jak sytuacja się zaczęła zmieniać jak w wiadomym kawałku łony, poziom wkurwienia wzrósł. otóż miałem pecha zasiaść w przedziale dla palacych. przezyłbym, gdyby smierdzialo tylko fajkami. niestety nie tylko. dodatkowo kibel walił niemiłosiernie.
bo wiecie ogolnie life sucks. taka opcja dzisiaj jakaś. na słuchawkach eldo, stary pezet i sekaku. opcja chowajcie żyletki. obejrze sobie odcinek kości, który się właśnie sciąga i ide spać.
ps. wypełniłem obywatelski obowiązek i zaglosowałem zarówno w wyborach, jak i lokalnym referendum w sprawie podatku "smieciowego". oczywiscie jako neoliberał byłem na "nie". zreszta ktoś na tym podobno chciał niezły hajs zrobić....
kolejna długa podróż do domu. tym razem 7h jechałem. musiałem jechać przez zieloną górę, co by dotrzeć direct to skwierzyna. 2h czekałem tam na autobus. poszedłem sobie na rynek. spotkałem jednego ziomka z lo. chwile pogadalismy, ale mu sie troche spieszyło. tez na autobus. Lubie to miasto. ma jakiś taki klimat. dużo zieleni (dlatego tez lubie wrocław). Mega dużo wspomnień. Więcej dobrych niż złych. Dużo więcej. Swoją drogą w końcu wieczorem nie jezdzi bus tylko autobus. może troche szkoda. powrót tym busem miał swój klimat.
pamiętam dwa takie powroty. oba na zakonczenie pierwszego trymestru. drugiej i trzeciej klasy. w pizdu zimno, szron na szybie nic nie widać i dobry rap na słuchawkach. tylko za pierwszym razem bylem mega szcześliwy, a za drugim razem zycie ogolnie ssało.
tak wogole, jezeli chodzi o jeżdżenie autobusem to nadal jestem w formie. jak za starych dobrych czasów. zasnąłem tuż po wyjezdzie na obwodnice Zielonej i obudziłem się zaraz po wjechaniu do swiebodzina. wewnetrzny zegar działa.
co do wspomnianego zimna w listopadzie (tak sie z reguly konczyl 1 trymestr) to bylo zrozumiale. w koncu to prawie zima. ale jakim prawem w czerwcu jest tak zimno. chcialem sobie pojechac nad jezioro. zrobić otwarcie sezonu, a tu taka masakra, ze w kurtce trzeba chodzic.
mechanike płynów ćwiczenia na 4+ zaliczyłem. czekam na wynik kolokwium z wykladu. elo.
Ostatnio atakują mnie różne dziwne rzeczy. Najpierw w hangarze aeroklubu zatakował mnie PZL 101 "Gawron" dokładnie ten egzemplarz. Zatakował moją głowę wiązaniem skrzydła.
dzisiaj natomiast zatakował mnie palnik gazowy na laboratorium. podczas badania zapachu podgrzanej probki, przypalił mi włosy. naszczeście kumpel mnie pociągnał za ramię i praktycznie nic nie widać, ale jakbym ich pare dni temu nie obciął mogłobyć nieśmiesznie....
tak mi się zdaje, że przypadki chodzą po ludziach. ale mnie coś pech ostatnimi czasy prześladuje.
kartka popłynęła ze ściekami. tzn. najpierw spłoneła. poprawiło mi to humor.
i nie ma to nic wspólnego z tą klątwa co ktoś na mnie rzucił. też dostajecie na gg informacje od wróżki elwiry, że ktoś na was rzucił internetową klatwę???
jak przy gg jestem. to co za baran wymyślił te dwa nowe statusy, "pogadaj ze mną" i "nie przeszkadzać". świat schodzi na psy.
a jak przy schodzeniu na psy to wspomne o nowej z dupy wziętej funkcji na nk. czyli osoby, które możesz znać. teraz dostaje pełno zaproszeń od jakichś pokemonów i lista tych nieprzyjętych rośnie w ekspresowym tempie.
byłem sobie w kinie na "x-men". tak jakoś musiałem się odstresować. rozsiadłem się wygodnie z tym drogim leszkiem w ręce (i tak był chyba tańszy od coli o tej samej objętości). Nawet spoko film. W gruncie rzeczy lubie takie bajki.
a teraz Kamil zmywa się na chemię. co by zaliczyć to gówno, nie???
pół dnia dzisiejszego spędziłem na lotnisku aeroklubu wrocławskiego w szymanowie. naprawde mega zajawka w kręceniu się po hangarze, zwłaszcza jak oprowadza cię człowiek, co jeszcze nie dawno latał na boeingu 737.
mam mega ochote pograć w piłke naprawde. tylko jakoś nie ma z kim. po tym jak się turniej skończył brakło mobilizacji.
rozważam ruchy jak młody Bobby Fischer... (wyłap te follow upy, nawet dwa)
na uczelni zaczyna robić się gorąco. temperatura związana z zaliczeniami zbliża się szybko do tej na dworze. dzisiaj mechanika była. raczej do przodu. wlasnie skonczylem sprawozdania na laborki jutro, a pojurze znów termodynamika. muszę się wyrobić przed finałem LM, żeby w spokoju wypić browara. Finał wogole najgorszy z możliwych. chciałbym, żeby obie drużyny przegrały (wiem nie da rady), obie mają chujowych na maxa kibiców. Z jednej strony kibice Barcy spuszczających się nad jej galaktyczną grą, z drugiej ci od pedalskiego cristiano, i do tego jako pierwsi mogą wygrać dwa razy z rzędu. ale chyba bedzie trzeba anglikom kibicowac. przynajmniej patriotycznie. niech sobie znowu Tomek medal na chacie powiesi. Tevez mogłby po sezonie do juve przyjść. Diego już jest.
ale chaos tam u góry:)
a co poza tym? brat miał osiemnastke, troche rodziny się zjechało, nawet spoko było. przynajmniej trochę odpocząłem. ale poza tym jak tak piszę to znowu mam wrażenie, że życie ssie. znowu zgubiłem, gdzieś cel i zastanawiam się czy ja wogole wiem co ja robię??? chyba pojde spać. jak się w końcu wyśpie to mi może przejdzie.
"JUWENALIA, kto nie pije ten kanalia". Szkoda, że już koniec. ale przynajmniej wątroba odpocznie. 3 dni przeżyłem na browarze i kiełbasie z grilla (no dobra na ananasówce z akademika tez). byłem na koncercie zespołu co się nazywa IRA. z jedną piosenke z radia kojarzyłem, ale i tak zabawa byla przednia.
dzień wcześniej było wielkie grillowanie w WITTIGETCIE (z akadmców zwisały transparenty w stylu: We live in the fucking Getto). nie wiem kto wpadł na pomysł ogrodzenia Teków i zabronił wnoszenia na teren własnego alko. ten sikacz co tam lali najgorszy był.
za to dnia trzeciego, piknik WME. Zajęliśmy 2-gie miejsce w turnieju piłki nożnej. niestety nasz przeciwnik z finału czitowal. chłopaki prawie nic nie pili. my w tym momencie mielismy juz po 5-6 na glowę i nam się gra nie kleiła. potem impreza przeniosła się do akademca, na wspomnianom ananasówke. genialna sprawa.
i to byłoby na tyle. w szczegóły się nie będę wdawał, bo mi się nie chce zwyczajnie. ema nlog.
ps. własnie się dowiedziałem, że mojemu ziomkowi z gimnazjum grozi dożywocie. w momencie kiedy moje życie się dopiero rozkręca, inni zdarzyli je sobie zmarnować (inny ma już 2-gie dziecko, kazde z inną)....
'Pan motorniczy jest hardkorem'. okrzyk wydany przez pasażera po tym jak motorniczy domknął w końcu drzwi tramwaju pełnego studnetów wracających z Projektu P.I.W.O.3 :)
naszczęscie działa. bo bałem się, że padł nlog ostatecznie...
w piątek wybrałem się na browar na wyspe. jak wychodziłem to rzuciłem współlokatorowi, że pewnie wróce przed 12. no i wróciłem. przed 12 w południe. bo po browarze, wódka zawsze dobrze wchodzi. no i jak siedzielismy u ziomka na chacie to spoglądam za okno, a tam powoli robie się jasno, jak u Trzeciego Wymiaru.
a propos. Kozacka płytka teraz wypuścili. naprawde mi się podoba. Zwłaszcza "łapy w góre" i "balans".
Forma wraca. Pierwszy taki w miare poważny hat-trick po kontuzji (bo na turnieju, czas limitowane, te sprawy, nie?).
co do dzisiejszej gierki to czeka mnie wydatek. na fryzjera, albo jakąś opaske na wlosy. bo jeszcze troche to mi zaczna zachodzić na oczy. dzisiaj narazie tylko wkurwialy.
zweryfikowalem plany co do jednosladu. pogodzilem się z myślą, że na motocykl nie uzbieram hajsu w jedne wakacje (zaden trup nie wchodzi w gre). Rower sobie kupie. bezkitu. już myślałem o tym w poprzednie wakacje. jednak to mój ulubiony środek transportu.
a od jutra Kamil bierze się za termodynamike. serio. bo mam zaległosci. tzn. jedna zaległą kartkówke zaliczyłem, ale od razu pojawiła się druga...
poza tym wszystko do przodu. na uczelnie popchnęłem większość rzeczy w dobrym kierunku. pojawia się wizja zaliczenia wszystkiego.
wczoraj grill znowu byl, a potem impreza przeniosła się do ziomka na chate. ale tym razem o dziwo sasiedzi nie wezwali policji. mimo ze ponad 20 osob bylo i szum byl spory ony. może już sie pogodzili z tym, że to nic nie da.
a dzisiaj wracałem do domu przez poznan. bo na normalny pociag się spoznilem. lipa lekka, ale przynajmniej gapienie się przez setki godzin w okno było ciekawsze niż zwykle. nowe krajobrazy. :)
własnie robie sprawozdanie z soczewek na laborki, coby znowu we wtorek po nocach nie siedziec. i jakies absurdy wychodza. musze jeszcze raz to spokojnie przeanalizowac. a tak ogolnie to znowu caly weekend przepierdolilem. tzn. nie do konca. wczoraj byłem pograć w piłke. więc przynajmniej się troce poruszałem. ale tak ogolnie to nic ciekawego. skończyłem trzeci sezon house'a. zacząłem 4(przy pisaniu tego wcisnęła mi się magiczna kombinacja przycisków i wkleiła się ta formuła:=0,52*(1/G40-1/F40))
Kocham zapach NaOH o poranku. Zapach zwycięstwa.....
ps. tak wiem, że ług sodowy nie ma zapachu. ale co tam fajnie brzmi i dobry follow up jezd on do czasu apokalipsy. (jak tak bardzo chcesz zmień na amoniak).
dzisiaj na laborkach z chemii dowiedzialem się, że nie mam żadnych zaległości. tzn. że jakimś cudem zaliczyłem poprzednie ćwiczenie. fajne uczucie, jak idziesz ze świadomością, że masz coś w plecy, a tu okazuje się, że jest piękne 3:)
na pakietach za to dowiedziałem się od Teresy, że sposób w jaki nazywam pliki wiele mówi o mojej osobowości ("arkuszjakiśtam").
też się zakochałem w nnece (czy jak to się odmienia). dzisiaj na spacerze pomogła mi rozkminić jedną całke. tak wiem to chore, ale koło z analizy się zbliża. i się troche za to wzięłem. odkrywam, że jak czlowiek troche sam tego policzy to całki stają się user friendly. trzeba bylo od początku semestru tak do tego podejść, a nie teraz się męczyć. ale do piątku mam jeszcze czasu troche. jutro malo zajęc. mam zamiar sporo przysiąść. i wieczorem na piłke skoczyć.
Jest już ciemno pisze... i słucham "poetów". zatrzymałem się na 3W. Szkoda, że nie nagrali całej "Reduty", ale energie ma potężną. Zapętliłem sobie.
Zgodze się z esdeka, że gurala da się słuchać, ale Wsza to jest nadal asłuchalny. Przynajmniej dla mnie. Uszy bolą.
Powinienem się już dzisiaj zacząć uczyć analizy na piątek. tzn. Zacząłem jakoś niedawno troche, ale dzisiaj nic nie zrobiłem. Choć jest taki pozytyw, że na ostatnich ćwiczeniach dostałem plusa w kategorii "wyobraźnia przestrzenna".
Dzisiaj Juve grało z In****. Remis był. Zdenek tą bramką chyba załatwił sobie pozostanie na przyszły sezon w klubie, ale Tiago ostatecznie przegiał. Mam nadzieje, że Lega Calcio da mu z 5 meczy zawieszenia (wiem płonne nadzieje), ale przez conajmniej jeden mecz nie zobacze go na boisku po tej czerwonej kartce. Tylko czy musiał ją dostać z In****?????
po głebszym zastanowieniu się stwierdzam, że może i dobrze, że długi weekend w maju jest krótki. lubie raz na jakis czas wrócić na chate, ale dłuższe przebywanie tutaj działa mi na nerwy. bo moge tylko się włoczyć bez celu po ulicach "mego miasta". ludzie, z którymi można pogadać są z reguły, gdzieś w świecie. a z tymi co są jakoś nie mam ochoty. tak zmieniło mnie to życie z dala stąd, ale ich zmieniło to siedzenie tu. jakby pozbawilo więkoszość jakichkolwiek ambicji. chęci zrobienia czegokolwiek. life sucks.
do tego pieprzony lekarz jutro nie przyjmuje. a ja chciałem sobie załatwić skierowanie do ortopedy. noga coś mi ostatnio drętwieje często. tak jestem przewrażliwiony. ale nie chce, żeby mi odpadła. przydalaby mi się jeszcze w życiu. poza tym może mi to żelastwo w koncu ktoś z nogi wyszarpie. bo nie chce dzwonic na wszystkich bramkach na lotniskach.
odpoczywam sobie. łapie świeże powietrze. włócze się po Bledzewie. we Wrocławiu nie ma takiego powietrza. wierzcie mi.
dzisiaj z esdeką byliśmy w gorzowie, zobaczyć widzew. 1-1 się skończyło. lekki zawód. ale w sumie fajnie, że został pkt w gorzowie, może przyda się w walce o utrzymanie. bo fajnie jakby 1-liga zostala w lubuskim. aha. nie ma to jak kibicować innej drużynie niż wszyscy w około:)
a tak muzycznie to Damian Marley Road to zion feat. Nas, czyli Kamil zapuszcza włosy na dredy. (ostatnio kuzynka ostro poparła pomysł). ale pewnie i tak niedlugo obetne te włosy. tzn. teraz chcialem choć troche przyciać, ale w moim ulubionym punkcie uslug fryzjerskich byla kolejka w pizdu. nie chcialo mi się czekać. a jak już gdzieś kiedyś pisałem, gdzie indziej nie pojde, bo nie ufam fryzjerom (raz mialo być sciete tylko troche, to tak rownali, ze prawie nic nie zostalo). zreszta i tak po strzyzeniu mam wrazenie, ze wygladam jak debil...
powoli wracam do gry na mechanice. ogolnie ostatnio wszystko idzie mega pozytywnie. rano nie ma jakichs strasznych problemów ze wstaniem. ale to chyba dlatego, ze juz nie jest ciemno, no i jest ciepło, choc dzisiaj rano moglem wziac kurtke na uczelnie, bo troche zamrzłem. za to spoworotem to na bluze bylo za gorąco.
aha. z pozytywnych zmian to jeszcze ładna koleżanka sprzedaje od niedawna w piekarni na przeciwko.
"one what? one love" jak nasir jones. tak wspominam nasa, bo pojawiła się płytka ze swietnymi remiksami jego kawałków.
ostatnimi czasy nałogowo oglądam House MD. jestem na drugim sezonie. uwielbiam House. złośliwi mogą twierdzić, że też jestem w podobny sposób sarkastyczny. moze troche, no ale bez przesady:)
eh, działo się, oj działo. jestem bezczelnym podrzegaczem do demolowanie internatu mojej byłej szkoły. buntuje młodzież. tak to ja. ale tak to bywa jak się aluzji do podsłuchiwania pod drzwiami nie łapie i twierdzi się, że to zachęta do niszczenia drzwi. bo chłopaki poszaleli i niezły dym w internacie zrobili podobno.
a w 71 pogoda piękna. idealna na grilla na tekach, co nie? musze zacząć tam częsciej wpadać.
ale koniec z tym. koniec żartów jak u Łony. trochę słaby tydzień na studiach. tzn. na dwóch przedmiotach powoli się kończą życia. tragedii nie ma, ale pomogło chyba wyjść z letargu. w sumie to potrzeba mi było takiego impulsu. nie potrafie pracować bez jakiejś presji nad sobą.
Nic się nie stało, chłopaki nic się nie stało. i tak z san marino mecz obejrze. bo ja naiwny jestem i zawsze w nich wierze. pewnie wczłapiemy się na ten mundial. bo w grupie znowu wszyscy graja dla nas. i znowu będą te cudowne 2 miesiące podkręcania atmosfery. ta wiara, ze tym razem się uda, później tydzien wkurzania się, wygrany mecz o honor. a potem kolejne meczy włoch i argentyny, które pomogą zapomniać. bedzie fajnie.
a tak wogole to wczoraj, wieczorem patrze na telefon i sms od kolezanki: "o co chodzi z ustalaniem sztywnego kursu wobec innej waluty? i dlaczego chinczykom się to opłaca, a argentyne zrujnowała." mniej więcej taka treść. no i co? Kamil wytłumaczył:) czasami przydaje się czytać te wszystkie rubryki ekonomiczne. ale oczywiście nie w tej gazecie
wczoraj "czas apokalipsy" obejrzałem i przypomniało mi się jaką zajebistą książką jest "jądro ciemności". a dzisiaj "mirrors" obejrzałem. horror z cyklu tych co trzymają w napięciu dopóki nie ogarniesz co chce zapierdolić głownego bohatera.
temat przewodni: "po co wy, kurwa, gracie jak wy ambicji nie macie..."
jak mozna wyjsc na irlandie 4-5-1 z napastnikiem typu jelen z przodu. no, kurwa, czy my mielismy się tam bronić i grać z kontry??? a tak mieliśmy taktyke, gała na pałe do przodu i "run, irek, run". ja pierdole. no a boruc to tragedia. sorry, artur, ale albo fabian bedzie nr. 1 albo czas sie przeprosic z kuszczakiem. (opcja druga lepsza, bo tomek ma te magic moment potrzebne naszej kadrze). no i z gancarczykiem tez wypadaloby sie przeprosić.
dzisiaj gierka znowu byla. ale, ze piątek to ciężko było znaleźć jakieś wolne boisko. w końcu wbiliśmy się przez siatkę na jakieś boczne wratislawi. co prawda przyszedł jakiś mietek od malowania lini i wyzywal, ze to boisko nie dla nas, ze tu mlodziki trenują i że mu je zniszczymy, ale w koncu dał nam spokoj. powiedział, zebyśmy przyszli na trening to w b-klasie pogramy. w gks-ie b-klasa była symbolem porażki:) ale wracajac do boiska. nie wiem jak je moglismy bardziej zniszczyc. zwłaszcza biorąc pod uwagę ten fundament po altance na środku. i w takich warunkach proszę państwa się szkoli młodzików w Polsce.
a teraz się relaksuje. obejrzałem czas apokalipsy. z jednej strony chce mi się spać, ale z drugiej coś mi nakazuje jeszcze troche posiedziec. bo i tak się rano wyśpie. moze zrobie tak jak współlokator mojego ziomka. koleś sobie zawsze ustawia budzik na 7.00. nie ważne, na która ma wstać. twierdzi, ze swiadomość, że budzik dzwoni, a on może pospać jest bezcenna.
byly wczoraj laborki z chemi. B. jest tak antypatyczna postacią, ze tego się opisać nie da. naprawde. "nie sprawdze wam teraz kartkówek, bo musze być do waszej dyspozycji w razie pytań". gdy kumpel podszedł się o coś spytać usłyszał, ze jest "nieudacznikiem, ofermą i ma wrócić do instrukcji, a nie zawracać mu głowe". naszczescie nastepne zajecia maja być z kimś innym.
tzn. we śnie spadłem. ale wiadomo jaki był efekt w świecie realnym, ze tak to ujmę. kumple mieli niezły ubaw. ale prof. N. jest ślepy, głuchy, więc nie zauważył. podobno najlepsza była moją mina. totalne nieogarnięcie, co się stało i gdzie jestem:) ale muszę wziać się w garść naprawde. bo tak być nie może. nie mogę tak nie dosypiać. serio. czuję sie przez to mega wypruty.
herbacianych rozważań ciąg dalszy. można powiedzieć, że po częsci jest to blog o herbacie. więc po jakims miesiącu męczenia się z lipton yellow label, ktory jak mam gorszy dzień napierdala mi grochem(nie to, że nie lubie grochu, ale nie lubie go w herbacie. kojarzy mi się z kuchnią pani helenki w internackiej stołówce. tam też się zdarzał ten posmak w herbacie) wróciłem do earl grey'a. przemistrz.
mam zajawke co by sobie kupić jakąś kawe dobrą. tzn. w pasażu jest taki sklep z herbatami i kawami, i coś tam sobie zakupić. zasnobić, że tak powiem. jak będę przy kasie będę musiał nawiedzić. ale i tak nie za dużo, co by człowiek się nie przyzwyczaił.
a teraz bardziej poważne klimaty. poczytałem sobie notke mego zioma esdeki, no i mam poczucie winy jak on. nic nie robie. ta zbrodnia i kara leży na biurku nie ruszona od paru dni. pare książek w języku szekspira też. muszę się ogarnąć i chyba przywieźć sobie "english grammar in use" i przyexpić troche z angielskim. co by keep on walking forward.
choć i tak pewnie będzie leżało i zbierało kurz. wogole musze regał na książki jakiś skombinować. bo powoli mi się w szafce od biurka nie mieszczą. dorabia się człowiek:)
za to parę filmów obejrzałem. sky fighters czyli jak łatwo podpierdolić francuzom miraga 2000 (taki samolot wielozadaniowy co to nasza armia wolała f-16 kupić). Deer Hunter. Kto nie widział jeszcze polecam. długi, ale warto. jeden z lepszych o wojnie w Wietnamie. no i dzisiaj Jestem Legendą. Tez polecam. Dobry film. choć o conajmniej klase niżej niż Łowca Jeleni.
było o książkach, było o filmach. to czas o muzyce. coś u mnie na gg Eldo się popularny zrobił. Rotacje w esce ma czy co? Ludziska z WesołoSmutnych się na niego przerzucili i maja mega rozkminkowe opisy z "twarzy" i "nie pytaj o nią". Nawet do nich nie pisze, nawracajac na prawdziwą wiare, że to najslabsza płyta solowa leszka(bo podróze i tak na głowe bije). za to Kamil ma na słuchawkach na zmiane Mixtapy Dannego Drumza. Bo jak to stwierdził Jot: "poczuj Funk albo odejdź próbując". no i od dzisiaj TO że uzyje pokemoniarskich znaczków "<3"
ps. sporo napisałem. mam nadzieje, że ktoś przeczyta do końca:)
dzisiaj gierka na sępolnie była. i że tak powiem prawdziwie internaszynal level (może leo nas powoła???). bo i afryka była i ruscy byli. ruscy słabi, oczywista sprawa, że ich pojechalismy. natomiast z tymi z afryki to sprawa byla taka, ze poki mielismy siłe biegać to całkiem spoko wyrównana gra była, ale nas w koncu zajechali...
wogole patrze po statusach gg i widze, ze nagle sie porobilo pelno opisów z "twarzy" eldoki. czyzby jednak była ta mityczna rotacja na esce??? ciekawe jakby im się spodobały "twarze" jimiego:)
Poczuj funk albo odjedź próbując, dany drumz gra ten funk:)
Ziomek przyniósł mi Age of Empires II. Dzisiaj już raz dostałem wpierdol od kompa. za wysoki poziom ustawiłem jak na powrót po tylu latach. ale jeszcze mu się odegram. moje wieśniaki będą szybciej budować:)
aha. zapomniałem, że zmieniła się motoryzacyjna lista życzeń.
no i wczoraj kolejna konkret domówka. tylko kumpel ma popieprzonych sąsiadów. bo ani muzyka specjalnie glosno nie grała, ani my jakiegoś mega rozpierdolu nie robilismy, wrzasków i chóralnych spiewów nie było. poprostu jak to na popijawie ktoś coś tam głosniej powie i tyle. bo to raczej w formie nasiadówki typowej bylo. kameralne grono, alko i szisza. a ci zaczeli nas nachodzic. wogole policje wezwali (nikt ich nie wpuscil, wiec sie zabrali spowrotem, bo zadnych hałasów nie było), a dzisiaj wogole kumplowi sasiedzi sądem grozili:)
Z miesiąc temu marudziłem kumplowi, że zastanawiam się czy nie wziąć sobie drugiego kierunku, a on się smiał, że będziemy mieć taki zapierdol, że mi się odechce. tymczasem dzisiaj, na termodynamice sam już rozkmniał co by tu można wziąć, bo jednak człowiek tak się opierdala, że ma poczucie winy. więc albo praca albo drugi kierunek, nie ma innej opcji. jezeli dostane stypendium od przyszłego roku, to na 90% drugi kierunek. te 10% to głownie na to, co rząd może namieszać, bo kręcą mendy coś z limitem ECTS-ów itd. chcą zmniejszyć ilość stypendiów nauków, ale za to maja być wyższe. zobaczymy co to będzie. no i przede wszystkim trzeba na ten drugi wybrać coś co się przyda. jakaś mechatronika albo chemia...
ale wczoraj było chujowe. tzn. może nie dokońca. bo zaczęło się dobrze. nie miałem jakichś wielkich problemów z podniesieniem się, żeby pójść na tą 7.30 na pierdolnie. wogole chyba chemię polubie bez kitu. bo podobało mi się na laborkach. tzn. nic ciekawego jeszcze nie robiliśmy (bo to takie organizacyjne zajecia byly, czyli jak zaliczyc bhp itp), ale myśle, że będzie ciekawie. w końcu zamiast tylko słuchać zaczniemy działać:) pozniej o dziwo na wykladach też nie chciało mi się spać. materialoznawstwo co prawda przepierdolony przedmiot, tzn. trzeba się tego nauczyć, bo się będzie ciągneło do konca studiów, a i po studiach pewnie też, ale czuję, że się nie polubimy. ale dzisiaj dzielnie słuchałem i notowałem. Technologia laborki też spoko. pograliśmy w WORD-a:) a potem Ekonomia czyli całkiem spoko przedmiot z cyklu H-M. koleś nawet ciekawie gada, więc mimo okienka będę częstszym gościem niż na filozofii.
za to pod wieczór zniżka formy. jakoś tak chujowo. wspomnienia może gryzą, do tego pieprzone zmiany pogody i noga łupie. zwłaszcza jak za długo chodze, a dzisiaj znowu mimo deszczu miałem potrzebe połazić. tylko muzyki brakło. muszę kupić jakieś słuchawki mobilne i odpalić tego trupa muvo. chyba działa. tzn. pare miesięcy temu jeszcze działał, mimo, że wygląda jakby przetrwał wietnam. na nowy narazie nie ma hajsu. esdeka kmiń nad tym pomysłem na milion przed dwudziestką-jedynką. twoją dwudziestką-jedynką. to da nam parę miesięcy więcej. Eternie zapuściłem. jutro tylko jeden wykład na 9.15.
Kocham jezdzic pociągami. zawsze jest wesoło. no prawie zawsze. jak wracałem do domu w piątek to mi się szynobusy pomyliły. zamiast do zbąszynka, bym pojechał do ostrowa przez krotoszyn (stał tam gdzie zawsze o tej porze stoi zbaszynek). ale w sumie mogłem pojechac do tego krotoszyna. poszedł bym z kuzynka moją Aśką na East West Rockres. Pozdro, Aśka, nagramy coś wierze.
no a dzisiaj to wogole był cyrk. bo jechał znami złodziej co ma zasady, w przeciwienstwie do jego ziomka, co ich nie ma i dopiero wyszedł z więzienia (też on z nami jechał i nie chciał mu kopsnąć szluga, dlategotez zasad nie miał). ogolnie złodziej oprocz tych zasad, znał się na znakach ("znaczkach") ale ma je w dupie ("zakaz palenia") i jest ziomkiem Jaruzelskiego, bo do niego często wpada. coś tam jeszcze o konfidentach pierdolił. pewnie w związku z generalem. naszczescie pozniej zmienili wagon.
Była gierka dzisiaj na hali ze sztuczna trawa, i teraz jestem calkowicie wypruty. kocham to uczucie:) pełen relaks przy kawie i z mos defem na słuchawkach. Undeniable.
a teraz takie male pytanie do tych co medycyne i pokrewne studiują. ile kosztuje taki gustowny fartuszek na laboratorium. bo musze sobie taki zakupić inaczej na laborki z chemii nie wpuszczą.
ale pogoda jest genialna. ladnie swieci słonce i jest ciepło:) tzn. jak na tą pore roku oczywiscie.
wogole byłem w miejscu, którego normalnie strasznie nie lubie. tzn. w supermarkecie. no, ale trzeba zrobić zakupy od czasu do czasu. no i upolowałem kubek liptona. jaram się nim, bo jest mega duży i nie będę musiał biegać co chwile robić sobie herbate albo kawę. jedyne co to mogłem sie ogarnąć i wziąć ten ze słuchawkami i podpisem Manna. ale z Lipnicką i mikrofonem w wersji oldschool też spoko.
wczoraj, a raczej juz przedwczoraj zrobilismy sobie minirajd po wrocławskich klubach. niby fajnie, spoko, sporo znajomych się spotkało, ale Kamil i tak woli domówki, mimo, że widowiskowych już się nie robi. wiesz te w konwencji ogórki, wódka na stół (zamiast ogórków może być jakiekolwiek inne żarcie).
rozpoczęłem drugie podejście do "zbrodni i kary". teraz wygram, bo mam dużo czasu. plan na uczelni spoko. ułożyłem sobie tak, że mam codziennie na rano i wczesnie koncze, przynajmniej całego dnia nie będę przesypiał. chyba sobie "doline nicości" kupie. ale to pozniej, bo narazie ogarnąłem do przeczytania "teorie wszystkiego" hawkinga (tego co nie jest jak vin diesel) i "the great gatsby" fitzgeralda (tytuł po angielsku, bo i ksiązka jest w języku owym).
ps. biało-czarne serce krwawi. no, ale wierze, że w Turynie powiezie Juve nowobogackich. jedna bramka to nie wiele, oczywiscie jezeli Tiago nie zagra. niech go gdzieś sprzedadza, poki jeszcze jest coś wart...
zabawy w bjoerndalena ciąg dalszy tzn. caly tydzien biegałem i zajawka kipi gęsta. za rok kupuje własne narty. jezeli snieg oczywiscie spadnie. dzisiaj dopierdoliliśmy niezłą trase i teraz oficjalnie się relaksuje przy herbacie mystik nepal czy jakoś tak. zielona chyba, ale pewien nie jestem. w każdym razie opakowanie zielone, ale nie w torebkach, taka co się ją parzy w tradycyjny sposób.
szkoda, że wolne się już kończy. sniegu dobrze ponad 15 cm. jest mega fajnie.
co nie???
a tak to człowiek musi wracać do Wrocławia. ale cóż życie. zaraz skończe czytać Gomorrę. może jakiś film obejrzę? wogole ma ktoś jakąś książke dobrą pożyczyć? co by Kamil mógł poczytać póki na studiach jeszcze nie będzie trzeba zapierdalać?
to co dzisiaj wpis walentynkowy??? Nie... tzn. moglbym wkleic tą piosenke od białasa i solara, ale po co. co nie znaczy, że muzyki nie będzie. prosze bardzo: CunninLynguists - Never Come Down (The Brownie Song)
Jako, ze Tomek Sikora jest liderem pucharu świata, a Justyna Kowalczyk jest trzecia i nie dlugo narciarstwo biegowe i biathlon staną się polskimi sportami narodowymi Kamil poszedl pobiegać na nartach z sąsiadem. pierwszy raz jakiekolwiek narty mialem na nogach. kaleczny bylem strasznie, z 5 gleb zaliczylem, ale po godzinie zaczęłem ogarniać sprawe. jezeli snieg nie stopnieje, to w przyszlym tygodniu druga odsłona:)
Skończyłem dostojewskiego, zaczęłem Gomorrę. opierdalam się na całego:)
od paru dni, jako że w domu jestem pijam kawe sypaną, co jest swieżo mielona ona. no i przed chwilą mi się nie chciało młynkiem mielić (bo on ręczny jest) i zrobiłem sobie rozpuszczalną. ale ona chujowa jest....
esdeka podesłał linka i kamil sobie czyta, teksty swoich rówieśników o pokoleniu 89. i tak z własnych obserwacji, to mógłbym sie podpisac pod jedną notką. mam wrażenie, ze po jednej stronie są ci opisywanie straszni materialiści i bez autorytetów, bez ideałów (zgadzam sie, ze sa tacy ludzie), ale z drugiej strony oni opisujący, nie mniej popieprzeni, nadęte bufony, przekonane o swojej wyższosci aka ja dwa razy w miesiącu chodze do teatru. ludzie bez przyjaciół, nie gadający ze swoimi rówieśnikami (bo to plebs przecież więc po co?), ale podejmujący się oceny ich. żałosne. a my? pokolenie 89? jesteśmy gdzieś po środku, i staramy się odnaleźć z lepszym lub gorszym skutkiem w tej rzeczywistości.
ps. a madzia ma swoje pięć minut sławy. a jak dobrze to wykorzysta, to może dostanie angaż w wyborczej czy coś...
Piotra R. witamy we Wrocławiu. mialem to wczoraj napisać ale mi sie nie chciało. w sumie lubiłem go jako piłkarza, a tu taki zonk. (nie nie będę przeklinał)
coś poczta mi dzisiaj świruje. ta vista poraz kolejny domaga się przesiadki na linuksa. no coż może znajde czas w koncu.
sobota wycięta z życiorysu. jak ja tego nie lubie, jak wracam na chate o 5 nad ranem, budze sie po poludniu i umieram... szosty zmysł. wiecie co mam na mysli?
ps. mam taka rozkmine czy nie zrobic sobie dredów????
a juve przegralo kolejny mecz i jak sie jutro inter nie potknie, to mozna powoli zapomniec o tegorocznym scudetto...:(
wogole musze isc do lekarza (wszyscy mi to mowia) bo kaszle jakbym mial gruźlice...
no i pozaliczane. tzn nie ma jeszcze wyników z chemii co ona dzisiaj byla, ale wstępnie stwierdzam, że do przodu. a więc teraz otwieram browar i robie super relaks:)
ale i tak musze to siedzieć do środy, co by wpisy pozbierac:(
Kamil zaliczył kreski na 5. i jutro nie musi isc na egzamin. wczorajszej nocy spalem 2,5h. polozylem sie o 3.30, a o szostej bylem na nogach. musze sobie chyba kupic kroplowke do podawania kawy. pewnie jakbym chcial podrzec te rysunki, to zaczelaby z nich plynac moja krew. no ale nie podre, bo je zabral. jutro za to wyniki z TI będą co dzisiaj w duzej mierze totolotkiem byla rozwiązywana. najwyzej sie bedzie poprawiac.
KAMIL KRETYNIE!!! Obiecywałeś sobie przy ostatnim kolokwium z fizyki, ze bedziesz notował jak się rozwiązuje te zadania. Jutro drugie kolokwium, i pytam się: GDZIE KURWA TE NOTATKI???!!!
ps. zapomniałem dodac, ze ciocia skladajac mi życzenia proponowała przepisanie antybiotyku i wysłanie recepty pocztą. zaczynam rozważać tą opcje. dodam, że ciocia pracuje w lecznicy dla zwierząt, ale to podobno te same leki, tylko trzeba inaczej dawkować:)
kupiłem kolejna porcje gripexu i sie probuje zmobilizowac do fizyki. na kreski nie mam sily, ale poprawia mi sie bo wczoraj umierałem.
bylem na uczelni i filozofie oną zaliczyłem na 4, tzn. dostalismy 4 za odwage, bo wszystkim dawał 3 one, a kto chce wiecej mial zostac i pisac egzamin. no i jak podpisalismy liste, powiedzial ze wszyscy co sa wpisani moga isc i maja 4, jak ktos chce 5 to ma zostac, ale zostawanie to bylaby juz pazernosc i by się pewnie zemściło, więc Kamil ma 4. też ładnie.
Kupiłem sobie eryke badu, tak na urodziny. zastanawialem sie nad Gomorrą, ale stwierdziłem, że jak kupie książkę to zamiast uczyć się do egzaminów będę czytał. kupie po sesji. wogole znowu jakieś cholerstwo się przyplątało. gripex zakupiłem. co do urodzin, to troche śmieszą mnie życzenia na nk od ludzi, z którymi może dwa słowa w życiu zamieniłem, no ale co, dziękuje wypada powiedzieć, no nie? wogole dzięki urbi et orbi za życzenia jeszcze raz.
wogole ogarniam filozofie,i w tym momencie stwierdzam, ze moglem sluchac tego czlowieka jak tam juz przychodzilem. przynajmniej latwiej by bylo. a tak Kamil też zajmował sie naukami humanistycznymi. tylko, ze politycznymi, wprost czytał.
ps. co do herbaty padło na owoce leśne (malina coś tam jeszcze) i zółtego klasyka:)
zwlaszcza jak się spało z 3 godziny, ale nie ma co narzekac. po 8 godzinach na uczelni, gdzie dzielnie walczylem mimo nie wyspania, zrobiłem sobie superrelaks. obejrzałem IV i V część highlandera, bo jutro luz na uczelni. malina marakuja sie skonczyła, earl grey tez. została tylko biała. jutro trzeba ruszyc na jakies zakupy:) drodzy czytelnicy. polecicie coś?:)
chyba tez sobie rasmentalism puszcze i obejrze jakąś część sensacji XX-wieku:)
"...to jest tak dodatnie, że aż strach..." taki dzisiejszy punchline z analizy.
East West Rockers na słuchawkach. walcze z zimnem. do tego jakies wynalezione z przepstnych czeluści podziemia kawałki Gresa (bo jednak za oknem zimno i ponuro). najbardziej klimatyczny glos w polskim rapie.
a na wiadomy portal wrzuciłem zdjęcie z naszym orłem z wisły. było zrobione jakos w gimnazjum, ale dopiero teraz je dostałem. robił je Robert Mateja, i powiem, że zdjęc też nie potrafi robić:( poruszone jest...
Kamil szaleje z ebankigiem i eshopingiem. fajna opcja, jak nie widzisz ile kasy fizycznie wydajesz, nie zal ci jej tak. choc i tak sknera ze mnie. specjlanie czekalem na wyprzedaze poświąteczne, coby szafę uzupełnić. bo Kamil zna się na ekonomii i wie ze po jak się spokojnie poczeka to będzie taniej, bo się ludzie z kasy wypruja i nie bedą kupować, spada popyt co nie? dlatego kamil na lekcji z PP kiedyś wylicytował najwięcej cukierów z wszystkich.
śmierdzi kolokwiami i egzaminami. ale dzisiaj pełen relaks. zaraz sobie zapuszcze jeszcze jeden film. "gangi nowego jorku" obejrzałem w końcu. teraz chyba padnie na "fight club".
ps. jestem coraz blizej zaliczenia kresek. wczoraj to nawet pochwalony zostałem przez samego prof. aka jednooki moody:)
"Czy mieli Państwo kiedyś przyjemność obcować z kotłem 650 OP? naprawde nikt?"
jakby ktos nie wiedzial to taki wielki kocioł w elektrocieplowni, 200MW mocy. "powinniśmy kiedyś poczuć tą moc"
aha zapomniałbym o corocznej konferencji sprężarkowej w perm. takie male hity z dzisiejszego maszynoznawstwa.
wogole co pizga to jest masakra. dzisiaj spalem w polarze przykryty kocem i kołdrą. Byle do wiosny. rano (tzn. w okolicach poludnia) na dworze tez bylo nie wesoło.
Jebać PKP i MZK (czy jak to sie w 71 zwie). PKP oczywiscie musiala zrobic zmiany w rozkladach o których nie wiedziałem, a mzk ma tak chujowe rozklady ze po 22.30 juz linia 8 nie jezdzi. wiec na chate musialem z dworca popiedalac z buta. myslalem ze umre. oczywiscie co by bylo weselej, to zapomnialem z domu wziac tego antybiotyku co go mialem wybrac do końca.
jimi miał racje. czas się wieszać.
wogole to chcialbym popluc tu jeszcze żółcią, ale nie mam siły. włacze sobie chyba na dobranoc MAX PAINA. wogole ostatnio ogladam odmóżdżające filmy. X-menów itp. anime Hellsing, tylko ksiązki ambitne czytam. dalej męcze dostojewskiego.
"Skandale" i wszystko jasne. Zaczyna się nowy rok. czas się znowu poszarpać. Przestać patrzeć za siebie i biec do przodu.
Postanowienia. Standard. Ogarnac studia, co by z zaliczeniami problemów nie bylo. ale to raczej łatwe.
zmobilizować się i zacząć biegać. chociaż tyle, bo na jakiś ambitniejszy sport się nie zmobilizuje. to juz wiem teraz. a musze się ruszać, patrz pare notek wstecz.
przestac być pieprzona instytujcą charytatywna, co to zawsze pomoże za darmo. myslisz, ze to pozytywna cecha ta bezinteresowność??? pomyśl o tym, gdy cię znowu ktoś wystawi...
trzymać sie ludziska.
ps. rozwiązywałem dzisiaj test na przekonania polityczne i wyszło, ze eNDek ze mnie. a więc John miała racje. Faszysta ze mnie. :P
sylwester z jedynka. chory jestem. chujowo sie czuje, biore antybiotyki. cudowne zakonczenie, cudownego roku. choc i tak byl lepszy niz ostatni. przynajmniej nic sobie nie złamalem. jakiś progres. moze 2009 będzie w końcu dobry. no to co? wszystkie najlepszego!
wracam jak predrag (choć mam z nim beef since '98).
Byłem dzisiaj pograć na hali (pierwszy raz grał na naszej hali od prawie dwóch lat) i mam dwie opcje:
-umierać
-wziąć się za siebie.
brak kondycji. a technicznie jestem cieniem samego siebie. czasami cos wyjdzie, ale czasami az samemu chce mi się smiać z siebie (jak można to tak kalecznie zrobić). ale jestem twardy i jak rocky przed walka z ruskim od nowego roku biore sie za siebie. tzn. jak sie ociepli, bo przeciez nie bede marzł, co nie?
ps. lubicie wertera? bo mam diss na forómku z kolesiem co lubi. przeciez to najwieksza pizda w świecie literatury.
a niech se lubi. ja wracam do dostojewskiego.
ps2. idę się pociąc. naprawde. dwa dni sciągania Star Wars:Knights of old republic, na darmo. ta gra nie śmiga pod Vistą. na mądrych forach piszą, ze nic nie da rady zrobić. przypadek kliniczny, jak mawia prof. S. a zawsze mowiłem, że Vista to zło.
ps3. jest nadzieja. zostane rycerzem Jedi. musze tylko sciągnąć Star Wars: Knights of the old republic 2. od jutra zaczynam:)
dzisiaj w tv poraz kolejny gwiezdne wojny (cos moda ostatnio). i zainspirowany tym oraz postem Ev'a na forÓmku, zacząłem kraść z internetu Star Wars:Knights of the Old Republic. Kamil wraca jak Jedi. łap ten follow up:) Dawno w nic nie grałem tak poważnie, więc pewnie jak się wciągne, to w dupie będę miał, ze sesja się zbliża...
ps. Kamil w ramach świąt wysyłał mało życzen, ale za to każdemu coś od siebie, bez pokemonów i wierszykow. no i zebrał propsy. zwłaszcza uki wzruszył się tym, ze zyczyłem mu szczelniejszych okien na stancji.
Wszystkiego najlepszego. wszystkim czytającym często, rzadko, będącym tu pierwszy raz. Każdy wie czego mu najbardziej potrzeba i tego mu życze. tak sentymentalnie dzisiaj. ema.
wywaliłem coś rano z siebie i czuje się świetnie. nawet kreski się fajnie rysowało:) i mam jeszcze chwile czasu, więc może obejrze na youtubie kolejny odcinek sensacji XX-wieku. btw. nie ma ktoś linka, coby większą ilość ich na dysk skosić???
wczoraj kupiłem nowe liptony. Biała (mieszanka zielonej z czyms tam) takie sobie, tzn. dobra, ale wiecej chyba nie wezme, no chyba, ze sie przyzwyczaje. no i marakuja z maliną. oficjalnie genialna:)
a na słuchawkach niezmienie pezet z noonem "muzyka poważna" (zastanawiam się czy nie najlepsza płyta w polskim hh), jazz liberatorz (rózne albumy) i coś Jazznova. nie chce mi sie sprawdzac tytułu.
i zajadam czereśnie ze słoika. ale nie ze sklepu, tylko takie z drzewa koło mojego domu. genialne są.
no i po kole z maszynoznawstwa. poszło raczej srednio. ale z zaliczeniem nie powinno być problemów. wogole dzisiaj zakupiłem czasopismo branżowe (lansersko brzmi, co nie?), a mianowicie "skrzydlatą polskę". musiałem troche ponurkować w empiku, żeby znaleźć. wogole dlaczego "wprost" w tym tygodniu jest wydaniem świątecznym??? przecież przed wigilią jest jeszcze jeden poniedziałek??? i co ja bede czytał w święta???
tetrisa sobie puściłem, no i takie słowa padły, ze zamiast mówić co myśle, powinienem myśleć co mówie. fajnie, tylko mi się zdaje, że za często mam odwrotny problem.
ps. a wczoraj juve rozniosło milan aż miło. wszedzie to pisałem, to napisze i tu. paolo de caglie powinien dostać sporą podwyżkę, bo jest normalnie bohaterem meczu. a zarabia 100tys. euro rocznie, czyli tyle co solidny ligowy rzemieślnik w ekstraklasie (nie pamietam czy nadal jest orange czy nie).
poskładałem się. oficjalnie zdycham. więc brawa dla mnie. nie ma to jak przejść sie w padajacym deszczu, bo akurat miałem ochote się przewietrzyć, nie zapinanie kurtki, bo zimne powietrze orzeźwia i oszukuje niewyspany organizm. prawie jak kawa.
co do nie wyspania, to byłem dzisiaj na chemii. polazłem i zastanawiam się po co??? jak zwykle nudy. aha. chyba zasnąłem na technologii informacyjnej. nie jestem pewien.
w kazdym razie wziałem narazie aspiryne (bo nic innego w szafce nie mam, a apteki teraz mi sie nie chce szukac) zrobiłem kolejną herbate i założyłem polar. zobaczymy czy to coś da.
Kasia napisała, że kimkolwiek się być staramy, dragi i alkohol, i tak kosztują tyle samo"
(jak wiesz skąd to to rspkt dla ciebie) pesymizm, nie? tak chodzi za mną ten wers od paru dni (tygodni?). nie to, ze za duzo pije czy coś. tylko przepierdalam czas. uczelnia, zarcie spanie. ewentualnie włóczenie się po wrocu. walcze, zeby się ogarnąć i nie mogę. brak mobilizacji. bo po co? "2/3 sukcesu to mieć na siebie pomysł". a mi ciągle go brak. żyje z dnia na dzien. byle do przody, byle do przody. byle uciec do przodu. mając nadzieje na spokój, a tam okazuje się, że znowu trzeba biec. ale nie gonić, tylko uciekać.
nie rozumiem sposobu wystawiania ocen z fizyki. sa oceny z kół, ale zeby zaliczyć to trzeba mieć ileś pkt. z aktywnosci, i te oceny z koła to o kant dupy rozbić, no chyba, że.... i tak dalej. kto zrozumie fizyka???
ej gadam se tera ze znajomym skinheadem co słucha rapu ( :d ) i on mi mówi ze jak mam ciemne włosy to jestem podczłowiekiem, a ty tez masz takie to pomyslałem ze cie to zainteresuje
fajnie wiedzieć...
w poniedziałek przełozylismy o tydzien maszynoznawstwo. wiec w przyszłym tygodniu mamy kombo. maszyny, algebra i kreski. nie jaram się zdecydowanie.
w związku z żydo-masońskim spiskiem rosyjskich oligarchów, będących włascicielami sonyericcsona, mającym osłabić nasze państwo, poprzez obniżenie poziomu wykształcenia jego obywateli, znowu zaspałem na wyklady i cwiczenia. budzik w telefonie nie zadzialal.
nowak (ten od fizyki) wrócił... ale za to wyklad trwał tylko 45 min. ("bo nie ma siły). w ramach prezentu na mikołajki kupiłem sobie moleste nową.
aha, i oddano kolokwia z analizy one. 20/20. mihihi:)
Lech mnie wkurzyl. uprzedzam pytania. nie obstawialem. ale chlopaki powinni miec juz 6pkt a nie 2. jak mozna byc tak nieskutecznym. bledzewski pippo inzaghi by im pokazal jak sie strzela (kumpel mnie kiedys tak nazwał:). tyle ze ja zawsze wiecej biegalem.
dzisiaj wreszcie pelen relaks. opierdalalem sie caly dzien. tzn. jak wrociłem z pierdolni. aha. na chemii znowu nie bylem.
kolano dzisiaj nie bolało. wiec moze jednak będę long distnace runner jak promoe. bo tak sie zbieram jak bedzie cieplej, zeby zaczac biegac. ema. idzcie spac. bo tez nie bedziecie mogli rano wstac jak ja. nie bierzcie przykladu.
no i za mna. dzisiaj dwa zadania z kresek zrobiłem i relaks. nic mi sie nie chce i nie mam zamiaru nic z tym zrobić. opierdalanie się na maksa.
pochwale się. zaliczyłem kolejny esprawdzian na 20/20:)
coś mnie kolano napierdala. to prawe, co bylo tak męczone. mam nadzieje, że to tylko zmiana pogody. nie chce, zeby mi z czyms nowym tam grzebali.
musze się zacząć uczyć, bo w środe koło z fizyki i esprawdzian z algebry. ale mi się cholernie nie chce. naszczescie jutro mam wolny dzień.
wogole zauwazyłem, ze albo sie ostatnio ociepliło albo przyzwyczaiłem się do niskich temperatur w przedpokoju i kuchni (nie mamy tam podłączonego grzejnika z oszczednosci, bo ogrzewanie jest elektryczne:)). chyba musze zaczac zwracać na owłosienie na nogach i rękach, klata zaczęła sie zakrzaczać. jezeli tez gęstnieje znaczy, ze to nie ocieplenie, tylko przystosowuje się do warunków.
poszedłbym sobie na jakiś film do kina? tylko na co? i wogole chce ktoś iść ze mną?
i to by bylo na tyle. wracam do mojej zajebistej herbaty liptona i chyba sięgne po książke i zeszyt od fizyki.
ps. ktoś nawrzucał mase odcinków sensacji XX-wieku na youtube. jaram się. już wiem co będę robił w wolnych chwilach.
ciekawych historii ciąg dalszy. czyli jak przejechać z wrocławia do zbąszynka z 50% zniżką. i nie mowie tu o tej na legitymacje studnecka:)
wiec tak. jedziesz tramwajem nr 8 na dworzec. ale oczywiscie nie dojeżdżasz, bo koło dworca był wypadek i nie masz juz czasu na zakup biletu w kasie. no i wsiadasz do jednego z ostatnich wagonow. tak konduktor sprawdza w bilet na koncu. no i w moim przypadku to juz w lesznie bylo, czyli tam gdzie wysiadałem. no i ten olał sprawe i powiedział, ze nie chce mu się wypisywac juz. zebym sobie w kasie kupil na dalsza czesc podrozy. ale byla kolejka i znowu bym się nie wyrobił. i znowu u konduktora w szynobusie. tam juz za free nie dalo rady. choc pojawila sie nadzieje, bo zaraz bo wyjezdzie powiedzial ze zaraz przyjdzie wypisac, a przylazł dopiero pod koniec podróży. i co? kolejny bonus od zycia. normalnie oplata to 8 za bilet plus 4 za wypisanie. ale powiedzial ze ma dobry dzien i liczy mi od polowy podróży. czyli 4+4. czyli za całą podróż 8 zł. a normalnie jest 16:)
ale to na pewno bonus za dobre uczynki nie. dzisiaj wzialem kumplowi laptopa ze soba, zeby nie musial go kurierem wysyłac, bo jego ojcu byl potrzebny. no i pomoglem wyniesc wózek z dzieckiem z autobusu. fajnie nie?:)
btw. przyjechalem do domu co by w piatek wieczorem obejrzec sobie jakis dobry film na super mega plazmowym telewizorze, a tu chuj. oszukać przeznaczenie. bo wiecie we wrocu nie mam tv. ewentualnie z netu przez sopcast mecze kradne.
historia juz wlasciwie z wczoraj, bo po polnocy jest. kamil postanawia wstac z łózka, bo rano jest i na uczelnie trzeba nie? i co zaczyna się ubierać, ale pod kusiło spojrzeć na zegarek. i co? 2.58 kurwa!!!! strasznie zle sie poczułem. ale godzina 7 niezbyt sie różniła za oknem. horror normalnie.
wogole wczoraj wygrałem na lidze mistrzów:) i to co bylem do przody dzisiaj przegralem na UEFA... life.
podobnie pierwsze koło z analizy, które było dzisiaj. nie za łatwe, nie za proste. wszystko policzyłem raczej dobrze, wiec ocena zalezy tylko od upierdliwosci sprawdzajacego co do sposobu zapisania.
wogole uwielbiam pasaż. zrobili miniwystawe starych motocykli harley-davidson i indian. genialne są. kiedyś jak będę przechodził kryzys wieku średniego to sobie kupie:) uwielbiam stare motocykle, samochody, samoloty. są piękne i mają dusze.
zeus nagrał naprawde fajną płytkę. polecam każdemu, naprawdę.
przegrałem starcie z ubuntu. sformatowałem partycje z nim. ale wróce. jak znajde więcej czasu. trzeba jednak troche usiąść i zastanowić się nad tym. bo później wszystko się sypie:(
wogole propsuje ryż na mleku z cynamonem i jabłkiem doktore oetkera. dobry jezd on.
miałem dzisiaj taką rozkmine, że musze sobie jakiś kozacki kubek kupić. taki do kawy, bo mam do dyspozycji tylko taki wielki do herbaty, albo szklanki (te takie nietłukące) a one troche za małe są. tylko nie wiem jaki. kozacki musi być. cięzki, żeby dobrze lezał w dłoni. w empiku widziałem nawet spoko, ale sie musze jeszcze rozejrzec.
co do linuksa to cos przedobrzyłem i się teraz chujowo włącza.
wogole spierdalam sobie zaraz zupke zrobić i sprobuje się jakiejś algebry pouczyć, bo zadan z fizyki albo kresek nie chce mi się robić. cały weekend sie opierdalałem. aż mam wyrzuty sumienia.
edit. zapomniałem dodać, że zakochałem sie jaguarze onym co on stoi w pasażu grunwaldzkim obok kina. tylko coś mi się zdaje, że nawet jak nerke sprzedam to mi nie starczy. btw. i tak jutro po zajęciach idę na niego popatrzeć:)
walki z ubuntu ciąg dalszy. narazie udało mi sie ustawić ładne czcionki w systemie i firefoxie (czytelne przedewszystkim) i last but not least wyświetlanie napisów w filmach z poslkimi znakami (ponad godzina szukania). respekt proszę:)
nowaka nie ma nadal, ale to on będzie robił egzamin. nawet jezeli sie nie pojawi to on da zadania i je będzie sprawdzał:( trzeba się przyłożyć do ćwiczeń bo od 4,5 w góre przepisuje.
wogole na fizyce nadal radosna twórczość. nawet pochodnych nie zaczęliśmy na matmie, a oni nam z całkami wyjeżdżają.
molesta ma najlepsze teledyski w polskim rapie. naprawde. tak btw. to po zwrotce mesa w "mówie nie" to na nic nie czekam tak jak na jego solówke. szkoda, że to najszybciej na wiosne. choć znając nasz rap to pewnie jeżeli wyjdzie na jesieni będzie dobrze.
pierwszy wpis z ubuntu. czeka mnie jeszcze sporo pracy, ale już działa. jaram się. choć już widze, że łatwo nie jest. będę musiał się pozbyć wielu nawyków z windowsa. ale dam rade.
Juve w końcu zaczeło grać. bodaj 6 zwycięstwo z rzędu. już doganiamy czołowke w serie a. następny mecz z interem. kluczowe spotkanie i licze na zwycięstwo. interowi idzie ostatnio jak po grudzie:)
Tak z okazji Święta. za rok jade do Stolicy przed Grób Nieznanego Żołnierza. Takie świąteczne postanowienie. Wogole Marszałek to moja ulubiona postać w naszej historii. Ostatnio widziałem w jakiejś księgarni jego biografie i chyba sobie ją kupie. jedną już przeczytałem, ale można i drugą, co nie? Zreszta ładnie będzie wyglądała na połce. CZEMU JA SIĘ NIE URODZIŁEM W DWUDZIESTOLECIU??? Na kresach najlepiej.....
a teraz obok mnie leżą "Wspomnienia z domu umarłych". wziąłbym i skończył "zbrodnie i karę" ale brat własnie czyta jako lekture. jak trzeba bylo ją czytać to tą biografie Piłsudskiego czytałem:)
własnie rozpoczęłem sciąganie linuksa. teraz tylko musze jeszcze troche podhodować włosy, kupić wisiorek z anarchą i zacząć chodzić w długich swetrach.
a teraz serio. chciałem wrócić do xp. ale większość firm wspiera microsoft i nie tworzy sterowników do nowego sprzętu dla xp. nie bawi mnie szukanie tego po ruskich forach. a że vista wkurza mnie niesamowicie (to ja mam rządzić kompem a nie on mną), więc postanowiłem sprobować sie pożegnać z produktami z redmond. narazie ubuntu zawita na dysku jako alternatywny system. "żaden ze mnie alterglobus z naszywką gandzia"
linuks is like wigwam. no gates, no windows, appache inside.
ps. del pierro jest niesamowity. we wszystkich ostatnich trzech meczach ustrzelił piękne bramki z rzutów wolnych:)
prof. nowak chory. ma nie wrócić. nie to, że komuś życze choroby, ale ciesze się. moze kogoś normalniejszego dostaniemy (bo czy ktoś normalny może wykładać fizyke?).
poza tym studia jak studia. powoli zaczyna sie nauka, jakies nowe cuda. ale bez przesady oczywiscie. w sumie to sie troche nudze.
dzisiaj mała gierka była. wogole wpadlismy na boisku i kilku łebków (szkoła podstawowa ew. poczatek gimnazjum) cos tam kopali piłke do bramki. no i my do nich z lekką sugestią, że mogli by zejść bo jesteśmy tu na mecz ustawieni. a tu jeden z nich:"jak chcecie nam wpierdolić to mówcie od razu"....
nie daje się jesiennej zamule i słucham afro kolektywu. do tego popijam sobie herbate (lipton earl gray. do dyspozycji jeszcze zielona i jakas z niebieskimi owocami. jak ktoś chętny to wpadac). wogole zimno jest w pizdu. to tez wyczyscilem swoj szalik, bo się kiedyś tam czyms zalał on. ale gorzej ze na chacie tez zimno. ale wlansie minęła 22 więc załacze nasze super elektryczne ogrzewanie (bo teraz prąd tanszy na drugiej taryfie ony).
jak na studiach? normalnie. geometria w. (obcięto jej nazwisko jak sekretarzowi związku i niedoszłemu szefowi owej organizacji*) to dziwka jak już wspominałem. tzn. zdichu czaruje na tablicy a my rozkminiamy jak to powstalo. slad poziomy prostej czołowej jest dla mnie pojęciem filozoficznym. ale poza tym spoko. w wiekszosci powtorka z lo. ja mam luz, bo ogarniam bez problemu.
"takim sposobem odwracają sinusa gospodynie domowe, jak im to jest szybko potrzebne" dr. sulkowski o rysowaniu funkcji arcsin, gdy pokazywał nam taki "maly trik"
aha. no i cytrnówka jakby ktoś nie wiedział to genialna sprawa.
* jebać jebać jebać i nie przeprosze jak palikot. no sorry ale to juz listkiewicz był lepszy, bo nie dość ze potrafił się wysłowić, to jeszcze nawet umiał czytać i pisać. zreszta na co ja liczyłem? bońka mieli wybrać. no nic. pozostaje liczyć, ze racje ma tomaszewski mówiąc, że nie długo do większości mieszkań nowego zarządu zapuka prokurator.
geometria wykreślna to dziwka. mowie wam. a to podobno dopiero początek. a zawsze sobie powtarzam zeby takich gówien nie zostawiać na ostatnią chwile. cóż trudno.
a wczoraj juve powiozło real. aż ranieriemu wybaczyłem te dwie porażki w lidze.
co na uczelni? zamuła plus patrz początek. aha na fizyce (co to jednak po polsku chodze) wymiatam. tzn. na ćwiczeniach. bo u nowaka na wykladzie nie da się wymiatać. tzn. da się. ten kto coś zrozumie wymiata.
eh, znowu mnie tu długo nie było. wchodziłem w rytm studenckiego życia. ogolnie ogarniałem swoje życie we wrocławiu.
studia narazie całkiem spoko. nie mam jakiegos natłoku zajęc. no ale powoli należy się zacząc uczyć. jutro ide do sklepu, kupuje ołowki i blok (cyrkiel, ekierki linijke i kontomierz mam:)) i będe robił rysunki dla pana zdicha sysaka aka jacek gmoch.
no i fizyke trzeba zacząć ogarniać nie? bo jak to mawia nowak "teraz powiem wam coś czego i tak nie zrozumiecie, bo nie znacie pewnych pojęc, ale i tak wam powiem, bo pozniej jak poznacie pojecia zrozumiecie" fajnie nie????
a po co to robie? dla tych mustangów co je tam wklejałem? byc może chociaż teraz wolałbym takiego :)
choć zanim go sobie zakupie kiedyś mam cel na najblizsze lata. american way of life
btw. na fizyke po angielsku sie nie zapisałem. za duzo zajec mam w czwartki. po normalnych trzeba mnie z lawki zeskrobywac, a co by bylo jakbym mial jeszcze ponad 3 h do wysiedzenia na uczelni. wole nie mysleć o tym.
chcielismy sie zapisac na uczelniana lige pilki nożnej. ale niestety nie bylo juz miejsc, moze za pol roku. przynajmniej nazwe mamy. "znajomi sędziego":)
i początek roku akademickiego. jakos srednio mi się podobaja ludzie z roku. przynajmniej współlokatorzy są spoko. no i ludzie z lotnika mieszkają blisko:)
tylko neta na chacie nie mam. może za pare dni będę miał. może. narazie siedze w pasażu grunwaldzkim i śledze wyniki PUEFA. biegać chlopaki na kase dla kamilsa:)
co do samych studiów. to chemia przedmiot, ktorego nigdy nie lubiłem dopadł mnie i tu. i to jeszcze dwugodzinnny wykład się zaczyna o 7.30:( no i wykladanie teori technologi informacyjnej. sic!!!
ps. obok mnie siedza dwie panienki i narzekają jacy to mężczyźni są do dupy. szkoda gadać...
ostatni wpis równo miesiąc temu. brak weny. checi do pisania. czasami miałem juz cos pisać, ale potem stwierdzałem, że nie warto. nie warto, czaisz?
ale troche się działo. w końcu znalazłem lokum. mam nadzieje, że ostatecznie juz tam bede mieszkał. współlokatorzy całkiem spoko się wydają. z mojego powiatu. świat jest mały.
dalej nie pisze. nie chce mi się. moze w niedziele coś napisze jak wróce z zg. absolwenci zegnaja lotnika wiesz? tydzien temu też byłem z zgorze. rapgra. joł.
btw. zapomnialem dodac, że nie wziałem tego zaswiadczenia o zdolności go grania w klubie. pieprzyć granie. wystarczająca sie nasłuchałem w tym gabinecie.
byłem u kolejnego lekarza. i wiecie co powiedział? żebym poszedl do jeszcze innego (ale dał mi adres) bo oni tu tej metody nie stosują i nie mają narzędzi. ale jest pozytyw. twierdzi ze to się da jak najbardziej wyciągnąc. minusy? jak opisywał metody to się włos jeży na głowie. będzie w cholere bolało jak pusci znieczulenie. ale jak mam się tego gówna pozbyć to warto.
a tak poza tym: "tylko marzyć umisz leszczu..."
tak, tak. tutaj napisze bez błedu. nie jak w opisie na gg. tak mnie trzyma hst ostatnio.
ruscy zaatakowali gruzinów. i nie pisac mi to, że to gruzja zaczęła. życze ruskom drugiego afgana. tak, żeby juz sie nie pozbierali.
a swiat tymczasem jara sie otwarciem olimpiady. nieogladalem. od razu zaznaczam, ze to nie zaden bojkot. poprostu srednio mnie jaraja takie ceremonie. igrzyska ogladac bede. ale w takim wypadku najwazniejsza informacja dnia powinno byc to co sie dzieje w gruzji.
btw. zawsze chciałem spalić ruską flagę. moze w koncu bedzie okazja?
i po tym optymistycznym akcencie zycze wam milej nocy. (niektórzy jej nie mają). dobranoc. ide spac.
gdzies przeczytalem, że kubica nie ma marzeń. on wyznacza sobie cele i je osiąga.
no to ja też mam taki cel. chce sobie zrobić kiedyś licencje pilota. ale poza tym mam full marzen, które są troche obok. "mieć ciekawe życie, nie nudzić się" czy jakoś tak to ujął Maciek Chełmicki.
czaisz, że nic sie nie dzieje? totalne otępienie. czytac sie nie chce. na necie nic ciekawego sie nie dzieje. o tv nie wspomne, bo to dno totalne. no moze jak IO sie zaczna to bedzie cos ciekawego.
wogole to nie moglem znalezc stancji to ona sama mnie znalazla. jutro sie okaze co i jak. przynajmniej jedno gowno z głowy.
zgadnij kto to?
ej wogole ostatnio stwierdzilem ze lubie pogode tuz przed burzą. swietne powietrze wtedy jest. you know what I mean?
a w tv znowu rocky. i ogladam bo stallone zawsze byl lepszy od schwarzeneggera:) ale zeby nie bylo ze dzien malo ambitny. to postanowilem sie porozwijac muzycznie troche i sprawdzam plyty lao che. bo wszyscy mowia ze takie dobre. i nawet powstanie warszawskie mi sie podoba.
czytal ktos ksiazki Dukaja? dobre? bo sie zastanawiam czy "Lodu" nie poczytac...
coraz mniej sie jaram perspektywa szukania sobie lokum we wrocku. tak naprwde to wogole sie nie jaram. mialem propozycje od znajomych z zg. ale za nie wpelni umeblowane mieszkanie w 5 osob. (brak łózek to dosyc istotna sprawa), wychodzilo po okolo 540 zl plus ewentualnie internet. jak dla mnie za duzo troche. bede musial sie pokrecic za jakims akademikiem. stancja ewentualnie.
aha zapomnialem dodac, ze wrocilem z kotliny klodzkiej. co prawda tylko 4 dni bylem, ale warto bylo troche po gorach polazic. wogole chcialbym kiedys mieszkac w jakiejs gorskiej miejscowosci, choc i tak miejsce w ktorym mieszkam jest calkiem fajne. przynajmniej jezior pelno w okolo. ale i tak najbardziej kocham góry.
btw. wogole dzisiaj poraz kolejny uslyszalem, ze mam wracac do klubu. oczywiscie nie nalegaja, ale dobrze by bylo gdybym pograł. tylko mi sie nie chce lazic po lekarzach. lenistwo wychodzi...
a tak wogole to jest premierowa notka z mojego laptopa. jaram sie nim strasznie:)
no i powrot do domu po paru dniach w gorach stolowych. nie ma to jak połazić sobie troche po górach:)
po drodze zawiozłem papiery na uczelnie. dokumenty na moj wydzial przyjmowala jakas stara baba. jeszcze sie nie nauczyła pisac na komputerze. nie ma to jak pisac dwoma palcami i "szukać liter" po całej klawiaturze. a kierunek z tego co sie zorientowalem bedzie raczej kameralny.
no to jestem studentem politechniki wroclawskiej. jezeli do poniedzialku nic mi sie nie odwidzi to bedzie to mechanika i budowa maszyn na mechaniczno-energetycznym, a jak odwidzi to budownictwo:)
pies sąsiada mnie dziabnął. tzn. tylko lekko mnie zlapal zebami za noge. wystawil pysk przez szpare jak zbieralem wisnie. mam nadzieje ze go szczepil i żadnej wscieklizny czy innego tężca nie dostane... jestem przywiazany do tej nogi. tymbardziej że to ta zdrowa:(
w oczekiwaniu na wyniki rekrutacji jestem. w sumie spokoj totalny, ale fajnie byloby miec juz ta swiadomosc ze jest sie juz studentem PWr. chyba znowu pada... nie no w sumie niech leje. tylko nie wtedy jak mam wlasnie ochote jechac nad jezioro. bo dzisiaj temperatura w sam raz. nie za zimno nie za cieplo. dobrze sie do wody wtedy wchodzi. nie ma takiej roznicy temperatur.
wogole u nas w sklepie maja chyba fejki czekolady mlecznej wedla. no bo niemozliwe zeby przez poltora miesiaca tak sie zepsula. normalnie, kurwa jak wyrob czekoladopodobny. mialem taka ochote na nią, a tu tak sie zawiodlem. nie wiem jak ludzie za PRL mogli to jesc... współczuje.
aha wspomnialem ze w czasie kiedy esdeka byl na openerze, ja probowalem sie wczuc w klimat wiejskiej potupaji. nie wspominalem? to wlasnie pisze. nie dalo rady. ta swiadomosc mnie zniszczyla.
zdaje mi sie ze mialem cos jeszcze napisac. ale nie moge sobie przypomniec co. napisze jutro, ema.
no i hiszpania wygrala. dobrze ze niemiaszki w plecy. realizator powinien miec bana na pokazywanie mord ballacka i swiniopasa. typowe niemieckie pyski. bezkitu.
na poczatku mistrzostw zawarlem dwa kupony dlugoterminowe. i weszly. zapomnialem o nich i jak weszlem na bet-at-homa postawic moja ostatnia zete i zobczylem ponad 30 zl to myslalem ze wpakowalem sie na cudze konto.
a dzisiaj wellaflexy mi kupon wtopily. nie lubie ich ale postawilem bo grali lepiej od faszystow, a tych drugich jeszcze bardziej nie lubie....
a juz myslałem, że się odkuje na bet-at-homie a tu szwedzi dali dupy, a hiszpanie nie potrafili wygrać dwoma bramkami. kurwa...zostala złotówka. zajebiście...
jak to na którymś portalu napisano, było sobie EURO. no cóż, chłopaki zagrali w większości taki piach, że żal patrzeć było... ale dzisiaj bez płaczu. i bez żądań dymisiji leo. jak dla mnie powinien zostać. z perspektywy czasu engel tez powinien zostac. bo w przeciwieństwie do pawła to obaj panowie potrafia wnioski z porażek wyciągać (pamietacie serie jurka spotkan towarzyskich bez bramki, przerwaną bodaj przez kryszałowicza z holandia, nagrode za to jakąś dostał).
w polskiej lidze trenerzy nadajacy sie do kadry nie pojda do niej, za duzo moga stracić (kasperczak, skorża, urban). smuda mi sie jakos nie widzi jak selekcjoner. nie z tym cholerycznym charakterem i sklonnoscia do obrazania sie na zawodników. a boje sie ze lesne dziadki nie zgodza sie na coacha z zagranicy i jakis nawałka lub dziekanowski kadre dostanie...
wogole za dzisiaj to propsy dla wawrzyniaka i kokoszki (nie wiem co esdeka do niego ma, bo dla mnie dobrze zagral). a inne przemyslenia na slizg.eu. nie chce mi sie przepisywac:)
tak pilkarsko jeszcze to od dzisiaj z kumpalmi ostro siatkonoge katujemy. prawdziwa joga bonito.
i na koniec cos co mialem napisac z tydzien temu ale pisze dzis (tak parafrazujac smarka). zrobilismy sobie male ognisko klasowe. tzn. niewiele osób sie pojawiło ale to moze i dobrze. byli ci co mieli być. no i calkiem przyjemnie bylo. a pamietacie jak... (w miejsce kropek wstaw dowolne zdarzenie np. jak brewasa na niemieckim do lawki superglutem przykleilismy:))
wiecie co lineker powiedział...
dojedziemy faszystów w play-off ja wam to mówie.
a co do roberta to
narazie robert drugi tuz za hamiltonem a ten ma mniej paliwa
Ja 19:18:34
ale jakby obu auta padly a masa zostal tam gdzie jest to kubica bylby liderem w generalnej
Ja 19:18:35
:)
Kasia 19:19:37
:)
Ja 19:33:34
51/70 Dla Hamiltona i Raikkonena wyścig już się skończył!
51/70 Lewis Hamilton wpadł przy wyjeździe z pit lane na Kimiego Raikkonena! Jako pierwszy z alei serwisowej wyjechał Robert Kubica.
Ja 19:33:36
hahahahahaha
Ja 19:33:37
:)
no i mam zajebistą robote na miejscu. życie jest piękne. startuje od lipca. wiec mam jeszcze troche wakacji.
co do euro. to żal błaszcza. przydałaby sie taka rakieta na skrzydlo. ale łobo chyba da rade. no i nieoliczalny piszczek. to bedzie niewiadoma. wplacilem kase na bet-at-home.com nie mam zadnego buka w okolicy, a trzeba zwiekszyc emocje podczas meczy:) choc nie ma to jak tradycyjnie stanąć pod tablica i zrobić wczesniej burze mózgów z kumpalmi:)
i wlasnie tworze wlasny team na onecie:)
dzisiaj tez zakupilem "szkieletową załoge" kinga. zanim obejrze mgle, najpierw przeczytam. czyli bedzie tak jak Pan Bóg przykazał:)
impreza byla świetna. jak to organizatorka stwierdzila jednak nie ma miejsca gdzie nie wywolalibysmy strat materialnych:)
tzn. najpierw z kumplem stwierdzilismy z kumplem ze jednak rozpalamy ognisko. pierwotnie mialo go nie być bo za sucho a wszedzie wokolo sucha skoszona trawa. ale po rozmowie z gorzka miętową zmienilismy zdanie. dobrze ze przytargalismy tam 50l baniak z woda. uzylismy troche za duzo benzyny do rozpalania (kolega to niby byly harcerz, no ale zalezalo na czasie). jak buchnelo to palilo sie wszystko w promieniu 1,5m:) stracilismy troche wlosów na nogach:) ale szybko zmniejszylimsy ognisko do wymaganych rozmiarów. potem samochod zdemolowal grilla. kumpel chcial troche auto przemiescic blizej ogniska i puscic muzyke... i tak byla dumna ze nikt nie odpalil kosy spalinowej.
a impreze przypalcilem tym ze mnie przewialo. drugi dzien nie moge glowy w lewo skręcić:( dzisiaj do tego brak mnie napierdalał.
a co do pracy to zastanawiam sie nad wyjazdem nad morze do roboty.
od dwoch dni zbieram się do napisania czegokolwiek. ale w sumie nie ma o czym pisać. początek wakacji. poźno chodze spać, jeszcze później wstaje. nic ciekawego nie robię. moim hobby stało się wygrzebywanie starych zdjęć klasy i wrzucanie ich na wiadomy serwis.
a co do naszych grajków to się robi szpital. blaszczu niby już ćwiczy ale wiadomo jak to po kontuzji. żewłakow niby nie groźny uraz, ale nigdy nic nie wiadomo. no i nieciekawie z lobodzinskim. jezeli rzeczywiscie zlamal to mamy problem na prawym skrzydle. Kuba nie wiadomo jak z formą a łobo aut...
wakacje sie zaczeły i trzeba zakombinowac cos co by sie nie nudzic. tzn. praca, praca bo to tez bedzie mimo wszystko znalezc, co by aramejski wynalazek skombinowac:) ale mam taki plan pare ksiażek przeczytac (jakies propozycje?) pare filmów obejrzeć. kandydat numer jeden to nowy indiana jones (wiem słyszałem ze lipa ale jestem psychofanem, cóz poradzic:)) no i w końcu pograć w jakaś gre inną niż fifa. przez cale liceum nie znajdowalem praktycznie czasu na nic innego. tylko nie wiem w co grac. zastanawiam sie nad starym dobrym panzer general. ale w sumie korci mnie wiedzmin. no ale w koncu przede mna najdluzsze wakacje w zyciu. wiec mam czas:)
i po maturach. 18/20 z polskiego. 19/20 z angielskiego. na polskim dostalem pytania killery. skad ja k**** mam wiedziec co pani janion ma do powiedzenia na temat makiawelicznosci postaci wallenroda? albo dlaczego pani posyniak (ta co mnie egzaminowala) zamienilaby slowo ewolucja na metamorfoza? a skad ja mam wiedziec dlaczego by pani zamienila. ale i tak jest dobrze. teraz czas sobie wybrac studia:)
Jutro ostatnia matura. polski ustny. dzisiaj byl angielski 19/20. nie czuje sie za bardzo przygotowany na ten polski. wogole sie nie czuje. ogolnie mam niedyspozycje psychofizyczna. najchetniej poszedlbym spac. no ale musze sie wziac w garsc i nauczyc tego.
nie wiem czy jestem tak zmeczony po maturach. czy ogolnie tak jakos chory jestem. chyba po trochu oba powodu.
wogole musze sie ruszyc dupe i sie ogarnac troche. mam ostatnie takie zoobojetnienie ze masakra. wszystko w dupie. liczy sie tylko to co jutro mam do zrobienia. potrzebuje odpoczac...
napisalem. tzn. prawie wnioski mi jeszcze zostaly. niby juz są, ale trzebą je ładnie sformułować. a było ciężko. tym bardziej, że wczoraj był Indiana Jones w tv. oczywiście wygrał z prezentacją. jak to pisałem to sobie uswiadomiłem jak hujowy temat wybrałem (etos rycerza i spiskowca w poznanych dziełach kultury).
przy pisaniu nasunał mi sie taki wniosek (z pewnych wzgledów nie zamieszcze go w pracy). Roland to był frajer. zamiast skrzyknąc ekipe - skład i spuścić wpierdol brudasom uniósł sie dumą i chciał sam im dopierdolić...
a tak poza maturalnie to alex del pierro został capocanoniere. teraz donadoni bedzie musiał go zabrać na euro:)
no i czekaja mnie ostatnie dwie matury i ostatnie dwie noce w internacie. przynajmniej jesli chodzi o legalne noclegi a nie kombinowane na krzywo;)
rodzice pojechali do pragi a mi przypadlo napalenie w piecu. mialem okazje popisac sie moim talentem piromana. no coz zajelo mi to z pol godziny i poskutkowalo zadymieniem calej piwnicy...
mialem dzisiaj pisac prezentacje. moze zaczne ale jesli nie to jutro na pewno startuje:)
no i po weryfikacji z wynikami z cke. czyli wariant pesymistyczny 84 proc. optymistyczny to moze do 90 sie dotargam. zalezy od tego jak upierdliwi beda sprawdzajacy:)
jutro fizyka i wakacje, bo ustne sie one nie liczą...
no i po matmie. tak na swiezo to cos kolo 90% z rozszerzonej, czyli tyle ile chcialem za pare godzin na necie beda odpowiedzi to sie troche wyjasni wiecej...
orientuje sie ktos jakie swiadectwo musze dostarczyc do wojska? bo na wku cos koles mowil ale nie pamietam czy z oceniami z matury czy koncowe z liceum? zreszta chyba sie powinni upomniec a nie odrazu powolac co nie? bo ja nie chce "z kolegami z plutonu, na murawie poligonu, bawić sie w oddział gromu"
matura z angielskiego luzowa. z 90% bedzie. za to zostalo 6 dni do matmy i rowny tydzien do fizyki. wsteczne odliczanie sie zaczyna.
pare dni do matury. powinienem cos z polskiego ogarnac. ale strasznie mi sie nie chce. jak sie dzisiaj zabralem to prad na chwile wylaczyli i juz mialem powod zeby nic nie robic. pozniej sobie film obejrzalem i juz jest pozno...
tak wogole majowka do dupy. nic sie nie dzieje, do tego zimno sie zrobilo. jedynu plus to dobry grill na kolacje.
wogole bezsensu z tym zakonczeniem liceum. ja bym jeszcze z rok w nim posiedzial. fajnie bylo. przyzwyczailem sie do ludzi, internatu, miasta, a teraz bedzie wszystko od nowa....
edit. skonczylem kariere w gks. juz na stale. zeby mnie zglosic musza miec zaswiadczenie od lekarza ze jestem zdrowy, a taki biznes to by mnie wyniosl 100zl - tyle kosztuje prywatna wizyta u ortopedy- a w ramach publicznej nie pojde bo nie mam skierowania. nie oplaca sie taka inwestycja zeby zagrac w 4 meczach, w klubie ktory wszystko przegrywa i panuje w nim burdel niesamowity. jak to sie mowi czas zawiesic buty na kolku...
z serii top gear: człowiek kontra motoryzacja. urzadzilismy dzisiaj male zawody. start boh. Westerplatte (galeria grafit). arek czeka minute i jedzie 8 do lotnika. ja z juniorem napierdalamy biegiem. i gdyby nie ewidentne braki kondycyjne dalibysmy rade. no ale jak ja sie ma 10 miesiecy przerwy w bieganiu (ja z wiadomych wzgledow), a junior nie wiele mniej bo okolo 6 (chyba lenistwo) to inaczej byc nie moglo). przy uzecie (okolice baru "u ojca" poddalismy się...
robi sie cieplo. wkoncu czuc wiosne, a tu trzeba sie uczyc. wiec byle do 21 maja. a potem wakacje.
jak napisał esdeka widzew sięga dna. gdzieś czytałem ostatnio (pewnie w prasie jakiejs), że kiedys ludzie honoru strzelali sobie w łeb kiedy byli w sytuacji bez wyjścia. w zwiazku z ogolnym obniżeniem standardów, wzywam pana zuba i baklarczyka do dymisji. dajcie sobie juz luz. kibice beda sie cieszyc, klub sie moze utrzyma (tzn spadnie tylko o jedna klase rozgrywkowa). a moze wogole nie spadnie, jak leśne dziadki coś uradzą (abolicje jakas).
podobna sytuacja jak w widzewie w naszym lokalnym klubie. podobno za napastnika robił w ostatnim meczu prezes (żałuje ze nie pojechałem i tego nie zobaczyłem:). ogolnie wojna w naszym małym futbolowym swiatku. trener i połowa druzyny rzuciła to w pizdu, a reszta zbiera baty od kazdego kto przyjedzie. btw. w przedostatnim meczu kazali mi siedziec na ławce seniorów i jak co wykonywac zmiany (trenera juz nie bylo, a prezes gdzies sie musial zawinac). burdel na kółkach...
tak wogole to wpis na specjalne zycznie przemka. nie pisze bo tez nie ma o czym za bardzo. nauka, nauka, nauka. litry kawy, czasami jakis browar.
edit. połowa moich zyczen spełniona. zuba juz nie ma. moze janusz aka "niewiem kurwa jak ale macie to wygrać"
wójcik nie jest spelnieniem marzen, ale moze chlopakami potrząśnie.
skonczylem z opierdalaniem sie. od paru tygodni naprawde sie ucze. ograniczylem alko, ale za to postepuje uzaleznienie od kawy. 3 albo 4 dziennie to standard. aha i uzalezniam sie od prasy codziennej. ostatnia moja rozrywka jest czytanie "dziennika".
jutro zostane oficjalnie absolwentem lotnika. fajnie co nie? tak wogole to jak zwykle o czyms zapomnialem. tzn. o wielu rzeczach bonusowo nie wiedzialem. nie orientowalem sie na kiedy trzeba oddac obiegowke, na kiedy jakies zdjecia. no ale w koncu sie ogarnelem troche ganiania bylo ale wszystko zalatwione (podobnie bylo z bibliografia i w przyszlosci pewnie tak samo z konspektem). ale nie o tym mialo byc. oczywiscie zabralem garnitur do szkoly, ale zapomnialem o butach zupelnie... geniusz ze mnie. rodzice maja dowiesc.
no i czas na wielki powrot. bylem na boisku poklepac w dziada z kumpalmi i kupilem sobie super halowki. idealne do wkrecania w ziemie. czas isc pograc na hale. elo.
a co do bibliografii z polskiego to jakas glupota jest. po co to im wogole? tylko czlowiek musi sie tak wczesnie stresowac o czym bedzie gadal...
no zajebiscie. konsultacje z matmy w poniedzialek, czyli będe kminił w internacie jak debil prawie caly tydzien, zeby isc codziennie na jedna góra dwie lekcje. chyba w srody z nudow bede chodzil na polski, bo co ja bede robil sam w internacie jak inni beda na jakichs lekcjach...
:)
no i początek konsultacji przedmaturalnych. cios przyszedł z niespodziewanego kierunku. od jasia (fizyka). wybral sobie wtorek i czwartek (czyli bede musial spedzac w zg conajmniej 3 dni w tygodniu). a jak jeszcze stach sobie wymysli jakis poniedzialek na matme to sie naprawde wkurwie...
no i koniec szkoły. teraz tylko będę się tam pojawiał klika razy w tygodniu na konsultacjach. czas się poważnie za nauke wziąć, ale na razie odpoczynek.
wczoraj oczywiscie swietowalismy. ruda z cola, czyli najlepsza opcja:)
no ale nie obylo sie bez dodatkowych atrakcji. w trakcie powrotu w okolicach 4 nad ranem najpierw nie chcieli nam w sloneczku browara sprzedac (nietrzezwym nie sprzedajemy...) a potem mielismy rozmowe z panami w niebieskim samochodzie(chamy nie wylaczyly tego stroboskopu na dachu i napierdalalo po oczach). skonczylo sie tylko na jednym mandacie za smiecenie. ale jeden kumpel juz siedzial na tylnym siedzeniu i mial obrac kierunek na racule (wytrzezwialka) no ale jakos go wyciągnęliśmy.... ogolnie wesolo nie ma.
aha cinek ma fajnie podrzewana podloge w lazience na stancji (tam kimalismy):)
popiłem troche, bo impreza była i nie jestem zadowolony. lekkiego bad tripa złapałem, ze tak to ujme. nie wiem czemu ale stanelo mi w glowie pytanie z niedzieli: idziesz grac w piłke? odpowiedzialem ze nie bo halowek nie mam. klamalem (tzn. halowek nie mam ale to nie jest problem). poprostu sie kurwa boje, ze znowu bede lezal ze swiadomoscia ze moj piszczel jest podzielony na dwie czesci, a sa one dodatkowo przesuniete troche wzgledem siebie. wszyscy kurwa gadaja zebym wracal ale nikt tego kurwa nie czul. przypominam mi sie powrot cisse po zlamaniu piszczela. koles mial psychologow zatrudnionych i jak tylko widzial ze ktos wchodzi wslizgiem uciekal z nogami, a ja niby mam sobie sam poradzic. nie da rady. poczekam pare miesiecy, az mi przejdzie.
a tak poza tym to roznie bywa. z angielskiego troche mi w tym trymestrze nie poszlo ale na maturalnym piec bedzie. za to z polskiego in plus. no i probna z fizyki mi poszla dobrze:)
zreszta wydaje mi sie ze jestem strasznie nie przystosowany do zycia w obecnym spoleczenstwie...
"...piszą mu znaczki w esemesach, on większości nie zna. Analogowy skurwiel..."
wtopiłem kupon na milanie. reszta z dzisaj weszła. w sewilli co prawda jeszcze graja ale tam obstawialem tylko ze turcy strzela bramke. jak jutrzejsze wejda to sie wkurwie na tych dziadkow na maksa.
cóż nie ma to jak wybory na wschodzie. z góry wiadomo kto wygra i z góry wiadomo, że skończy się zamieszkami. wogole rosja to kraj o bardzo rozwinietej swiadomości politycznej. czaicie ze na takiej czukotce czy innej skutej lodem kamczatce byly frekwencje w pobliżu 80%...
a co do spraw bardziej przyziemnych to probuje sie zmusic do czytania małej apokalipsy. potrzeba mi paru punktow z polskiego...
a co do muzyki. pisałem o zapachu płyty ostrego. pachnie starym komiksem. mistrz, ze napisze jak esdeka...
A jutro lyga myszczów jak mawia jacek aka sczena gmoch. szkoda tylko, ze na en sport i wspomnianego trenera nie będzie:) ah te mazaczki:) trzeba będzie coś obstawic bo przypływ gotówki by się przydał... wiem wiem i tak nie wygram:)
w zg emma przywitała nas deszczem (caly mokry byłem). no zawsze mozna na to spojrzeć optymistycznie i powiedziec, że przynajmniej nie wieje mocno...
posprzątałem z ostrym, spaliłem się innym słońcem z 2cztery7 i wogole mam ładne życie i słucham dobrej muzyki jak rAs i ment.
Zaczynam ostatni tydzień nauki w tej szkole. bo za tydzien to tylko wystawienie ocen i chlanie mnie czeka. wiec trzeba sie zmobilizowac i złapac jeszcze parę punktów. i ogolnie ogarnąć parę spraw:)
tak wogole to ojczyzna się o mnie upomina i w piątek mam się stawić na komisji. tym razem pojde w terminie, żebym nie dostawał listów z pogrózkami (po malym zamieszaniu z rejtracja mogą mi nieodpuścić) :)
frustracji zwiazanej z nogą ciąg dalszy. okazało się, że w klubie byliśmy ubezpieczeni na najniższa możliwą stawke, więc dostane gówno nie odszkodowanie... aha i pan doktor z komisji był bardzo miły. wogole nie był zainteresowany dokumentacja leczenia. cale badanie przeprowadził na podstawie pomacania nogi. siła trzeba bylo mu wciskac dokumentacje. normalnie strzelac do takich ludzi. co on ma kurwa rentgen w oczach?
scięłem włosy. miałem już dość porannego doprowadzania ich do porządku. choc obciecie na rekruta sobie odpuscilem. zostawilem ich sobie troche na głowie. no ale grzebiena się moge pozbyć:)
no i stoje jeszcze przed dylematem starym jak swiat. łyżwa czy trzy paski? :)
Byłem pogadać z ortopeda przy okazji ściągania szwów. podobno wywalczył z szefostwem szpitala przy okazji mojego przypadku, aby pacjent mial prawo doplacic do lepszego sprzętu... ale mnie dowartościował.
a ogolnie probuje wrocic do szkolnego rytmu. ale mi nie wychodzi i się relaksuje przed kompem i telewizorem. w koncu jestem w domu pierwszy raz od dwoch tygodni. idzie ktos na piwo?
nad niepodległoscia kosowa nie będę sie rozwodził. jak wspomnial esdeka jestem na nie. narod ktory ma już własne państwo wydziera historycznie jedna z najwazniejszych dzielnic innemu, tworzy quasi panstewko z samymi wrogowami w okolo. nie ma kasy (jego prezydent w pierwszym wystapieniu juz nawet nie prosi wrecz żadą pomocy z zagranicy)... mało? prawdopodobnie wywoła efekt domina w innych podobnych rejonach (abchazja, osetia, naddniestrze, kraj baskow, katalonia...). tyle ode mnie.
a glowa powoli przestaje bolec. oswajam sie z mysla o tym metalu.
ja pierdole jak mnie łeb napierdala. chyba skutek za szybkiego podniesienia sie po znieczuleniu. a w szpitalu wielkie gówno z zestawu śruba, bolec, pręt. wyciągneli bolec. reszta zostaje po wszeczasy. zostaje człowiekiem z żelaza... tyle ze podobno ma mi nie przeszkadzac w normlanym funkcjonowaniu. podobno...
jutro znowu na ortopedie. nie chce mi się tam iśćw chuj,no ale nie mam wyboru. mam nadzieje że tym razem to naprawde ostatni raz...
jak troyan usłyszał, że mnie nie będzie na osiemnastce zagroził ciosem z pół obrotu. nie ma żartów.to były kickbokser. no ale w końcu zrozumiał, że siła wyższa.
"życie to dziwka... stop... piękna kobieta, jak wszystkie kapryśna..."
wogole to został mi już nie wiele ponad miesiąc szkoły. czas leci stanowczo za szybko...
btw.wkurwia mnie klawiatura moja kuzyna. nie dosc ze chujowy uklad klawiszy (jakas mini wersja) to obok alta ma jakis przycisk kasujący cały tekst. cztery razy to pisałem...
sukces. wziąłem się za siebie i zrobiłem prawie cała listę z fizyki:) jestem z siebie dumny. jutro zrobie jeszcze pare innych zadań, może coś z matmy zaczne.
w szpitalu nie bylem. daty mi się pomyliły. to za tydzień dopiero. wolalbym jednak isc na te ferie. niby za tydzien pare dni szkoly wypadnie, ale i dobra impreza mnie ominie, a teraz i tak się nudze...
w środę rano ląduje na ortopedii w słubicach (mieli mi usunąc ten pręt z piszczela i drugą śrubę, pierwsza według mojego info zostala usunięta w sierpniu).
na początku standard. jutro zabieg wiec nic nie jesz, tylko pijesz. a od okolo 22 juz bez picia. rano zaczyna sie cyrk. przychodzi anestezjolog i z chirurgiem stwierdzaja, ze nie wiedza jakie znieczulenie mi dac, bo nie wiedza co maja mi robic. czy wyciagnąć to co pialem na początku czy tylko usunąc ułamana śrubę, której nie usunięto do końca w sierpniu (normalnie zbladłem jak usłyszalem ze tam cos jeszcze jest, nikt mnie wczesniej nie informował ze operacja się nie do końca udała) i muszą sie skontaktować z lekarzem, który mnie prowadzi...
mijają godziny, podłaczają kroplowke bo niby zaraz mam isc na zabiego i po chwili przychodzi pielęgniarka i mówi że zabieg jutro. daja mi jakas marne zimną zupe (drugiego nie będzie bo się chyba skończyło) naszczescie babcia cos przyniosła normalnego do jedzenia. ale zaraz po tym mowią zebym wiecej nie jadł bo jutro zabieg. i co? wieczorem przychodzi pan chirurg W. (ten moj prowadzący) i oświadcza, że zabiegu nie będzie (może za miesiąc). bo nie ma narzędzi do usunięcia złamanej śruby (niewie kiedy je sprowadzi). moge jutro isc do domu (bylo przed 22). Myslicie ze czekalem do rana? od razu zawinąłem się z tego burdelu. i najbardziej mnie nie wkurzylo, że nikt mi nie powiedział o złamanej śrubie. najbardziej mnie wkurwiło to, że ten koleś jak mnie w sierpniu operował wiedział co jest z tą sruba. bylem u niego w prywatnym gabinecie na kontrolach za ktore brał nie mała kase i po obejrzeniu zdjęc wyznaczył termin operacji (jak sie przed chwila przyjrzałem z tata na zdjeciu wyraznie widac ta złamana śrube) i nagle sie okazalo, że straciłem dwa dni ferii, bo nie pamiętał ze nie ma tam jakiegos narzędzia. Kurwa.
ps. nowy termin jak sie dzisiaj okazalo wyznaczyl mi w przyszłym tygodniu. przynajmniej szybko. choc cale ferie prawie w plecy...
ta notka miała powstać wczoraj, ale miałem przerwy w dostawach prądu, więc wcześniej poszedłem spać. przynajmniej odespałem studniówke w skwierzynie. całkiem fajnie było. choć jak zauważył kolega adrian o 1 zabrakło wódki. a mówiliśmy, że jak będzie polewał po pół szklanki to szybko się skończy:)
w końcu się zaczeły ferie. co prawda jako maturzysta, nie powinienem ich mieć i się uczyć. tak twierdzą wszyscy nauczyciele. no ale ja naszczęscie nie jestem z bio-chemu (lub niedaj Boże bio-chem-fizu:), więc nie dostałem ponad 50 stron pakiecików z biologii (pewnie na maila coś jescze dostaną zeby im się nie nudziło) plus kilkadziesiąt zadań z chemii. swoją drogą z tej biologii to całkiem fajne książeczki byly...
a ludzie mi mówią, że dziadzieje. bo rezygnuje z mleka do kawy i coraz mniej słodze... jeden z wykładowców mojego taty zwykł mawiać, że ludzie dzielą się na tych, którzy piją kawę i słodzą:)
no i w końcu mam czas sprawdzić wszystko co wyszło w polskim rapie ostatnimi czasy.
ps. byłbym zapomniał skomentować wyczyn mojej drużyny na turnieju (a co byłem zgłoszony, więc to nadal moja, mimo że nie zagralem ani razu). najgorszy wynik w historii. miejsca 8-16. jako male lepki zajmowalismy miejsce 13 (w zeszłym roku 7.). mialy być okolice podium, a tu chlopaki ledwo co wyszli z grupy, a w play off zaliczyli plecy z jakimiś wackami. jednemu zawodnikowi widocznie żel na głowie ciążył (pewnie myślał ze jak ma podobny fryz jak c.ronaldo to też będzie robił rajdy przez całe boisko)...
w necie pisali, że wczoraj najgorszy dzień w roku. z jakis to wyliczeń to wynika. zatem ja mam niezłe lagi, bo źle się czuje dopiero dzisiaj. wczoraj było normalnie, a dzisiaj jestem zmulony.
za to dostałem telefon, że do domu dotarła moja sześć piątka:) babcia podobno rzuciła komentarzem, że wygląda jak używana (normalka)
postępuje moje uzależnienie od kawy. ostatnio malo jej piłem, ale wczoraj wypiłem dwie. a dzisiaj zaraz pobije ten wynik, bo mam ochote na trzecią już. może porządna dawka kofeiny poprawi moje samopoczucie.
tak wogole to kamil jak zwykle nie ma nic do roboty, więc siedzi na necie i czyta książki dla przyjemnosci (a nie dlatego, że musi). wczoraj zaczęłem "powrót ojca chrzestnego". Za to własnie kocham specjalizacje politechniczną. ludzie w szkole mowią ze samobójcami jestesmy, bo mamy rozszerzoną matme i fizykę. ale za to prawie nauki nie ma (przynajmniej w porownaniu do kazdej innej specjalizacji poza językową, czyli tzw. wakacyjną). kalkulacja jest prosta, albo to łapiesz albo nie. nie ma wkuwania regułek, dat czy innych reakcji. robisz sobie powtorki do sprawdzianu raz na tydzien i masz luz....
edit. zapomniałem dodać, że mamy też ulge na polskim. stanowimy tzw. grupe dla debili. czyli mniej lektur i ogolnie mniej się polonistki spinają. podobnie np bylo na wosie:)
no i po studniowce. super bylo. co prawda czesc osob bedzie ja pamiętać tylko dzięki filmowi nagranemu na dvd, ale ja takiego problemu nie będe mial. że tak powiem wypiłem w sam raz. mam nadzieje ze za tydzień w skw będzie dobra powtórka:) i nawet polonez nam wyszedł, choc miejsca było troche malo:)
a dzien przed studniówka stuknęło mi 19 lat, ostatnie -naste urodziny...
spie sobie rano i nagle dzwoni telefon. pierwsze co pomyslalem to to, ze zajebie tego kto mi robi taka pobudke o tak nieludzkiej porze. patrze, a to cholera budzik. poczulem sie tak zle, ze tego opisać się nie da...
no i mam nastepna studniowke w planach. tym razem w skw. chyba niezle bedzie. tylko czy moj organizm da rade:) wogole nasz wychowawca dzisiaj rozwalal system dzisiaj mowiac nam o zasadach zachowania na studniowce ("nie wolno NADuzywac alkoholu" i "studniowka to impreza, ktora kazdy z was chcialby zapamietac na dlugie lata, no wlasnie zapamietac...") ale cyrograf i tak trzeba bylo podpisac...
w ostatnim tygodniu zmobilizowalem sie wkoncu do nauki i efekty przyszly odrazu w postaci zajebistych ocen z spr z matmy i fizyki. ale w tym tygodniu znowu mi sie nic nie chce....
"pewnosc siebie-moj sposob na porazke, stary, najwazniejsze nie plakac, smiac sie gdy krwawisz"
zrobilem sobie maly tescik kina domowego i obejrzalem "dwie wieże":). wrazenie niesamowite.
a ta przyjemnosc jak zwykle kosztem nauki. nie napisalem odpowiedzi z polskiego. nie zrobilem zadania z matmy. znowu caly dzien sie opierdalałem. poszedlem sobie na hale, ale tam smierdzialo nuda. nie bylo z kim gadac, wiec blyskawicznie sie zawinalem na chate.
aha rano bylem przyciac lekko wlosy. nie lubie tego wrazenia po wyjsciu od fryzjera jak patrze w lustro. zawsze mi sie wydaje ze wygladam jak debil...
aha i na jutro mam ambitne plany. pisze odp (bo musze), zrobie zadanie (bo chce) i pojde z psem na spacer (odczuwam potrzebe przewietrzenia sie).
nienawidze takiej pogody. jak ma padac snieg niech pada. byle nie z deszczem, bo pozniej jest taka chujowa chlapa, ktora odbiera czlowiekowi chec zycia.
wczoraj zabralem sie do nauki. do polnocy siedzialem nad matma. i co powiedzial koles od matmy? ze testu nie ma, bo nie zdazyl ulozyc.
wogole ogolnie hujowy dzien. ide szukac kogos kto pojdzie na browara. wkoncu nie jestem wielblad. od sylwestra siedze o suchym pysku...
a tak wogole to od dnia dzisiej jestem Lucky Worlock lub Profound Desperado. to sa moje Wu-Tang name:)
styczeń, zima jak zwykle zaskoczyła drogowców. no bo to dziwne zjawisko snieg w styczniu. no i oczywiscie podroz do zg zamiast trwac 1,5h trwala 2,5...
ale wiecie co? za to kocham ten kraj, takie atrakcje tylko u nas:):)
ej nie lubie siebie. mam w pizdu rzeczy do zrobienia (czyt. nauczenia), a non stop szukam sobie jakiegos innego zajęcia. a obiecywalem sobie ze od nowego roku biorę sie za siebie. chyba sobie dam czas do ferii.
a co do ferii to przed nimi jeszcze studniowka. w sumie jak jedna kolezanka zauwazyla chlopacy maja lepiej (no prawie wszyscy, znam kilku ktorzy dbaja o swoj wyglad bardziej niz niektóre dziewczyny:). no i ja problemu nie mam. garnitur jest. dokupilem nowe koszule i krawaty (po dwie sztuki, na mature będzie), za tydzien pojde obciac wlosy (raz na jakis czas trzeba odwiedzic fryzjera, ostatni raz jakos w listopadzie bylem). i tu sie pojawia dylemat. przyciac lekko czy jak pouczyl eldo na rekruta...
wczoraj byla jak wszyscy wiedzą wigilia, więc zaczne od życzeń. Wesołych Świąt (jeszcze nie spoźnione bo świeta jak wszyscy wiemy zaczeły sie dzisiaj:)
ogolnie przyjemnie bylo i nadal jest. rodzinka sie zjechala. tylko ze mam w domu lekki sajgon. do mojego sznaucera, dołączył terier walijski znajomych (na święta pojechali do anglii i ktoś musiał bestie przygarnąć) i kundel ciotki (jestem prawie pewien, że jest upośledzony. więc widzicie że jest wesolo.
wiec przejdźmy do materialnych elementów świąt. wreszcie się porządnie najadłem. odbijam sobie zarcie u heleny. w domu można jesc bez ryzyka, że później będziesz srać uranem...
a co do prezentów to dostalem fajny zegarek i troche kasy, wiec cos sobie dokupie.
plany na sylwestra? pewnie sława. bo na miejscu nic nie wykombinuje...
aha, bylem wczoraj na pasterce. mialem nadzieje ze niektorzy przemówią ludzkim glosem. niestety:)
co do mniej optymistycznych rzeczy przyszedl moj zestaw do przygotowania sie do matury i naprawde zaczne sie uczyc. zwlaszcza po probnych maturach (oficjalnych jak i nieoficjalnych) stwierdzilem ze z opierdalaniem sie daleko nie zajde.
a na zakończenie jeszcze raz wesolych świąt i szczęśliwego nowego roku:)!
no i juz wiadomo. tej zimy nie pogram na hali. na ferie ląduje w szpitalu. bede mi wyciagac reszte rzeczy z nogi. troche szkoda ale moze i lepiej ze mi to szybciej wyciagną.
postanowienie po dzisiejszym spr z matmy. zaczynam sie uczyc z wszystkiego. naprawde. w weekend zamawiam testy maturalne i repetytoria. i ucze sie do tej kartkowki w maju...
moj ostatni dialog z tata.
"tobie sie paszport niedlugo konczy chyba?"
"no tak a potrzebny mi nowy? do niemiec na dowod przejde"
"no nie wiem. jak na wyspy chcesz jechac to by sie przydal"
taka mala sugestia ze mam na wakacje wypierdalac do angli do roboty. nie no w sumie to bym sie przejechal. funta ogarnac. swiat zobaczyc.
a w tym tygodniu chyba sobie zalatwie wizyte u ortopedy (w sumie mama ma mnie umówic) i moze w piatek i sobote uderze na hale. jaram sie.
a pisze to po dwoch browcach, trzeci w planach. zycie jest piekne.
"And I knew that pressure makes dimonds but dimonds are cold"
i po maturach probnych. ogolnie zadowolony jestem. teraz sobie odpoczywam. musze sobie zalatwic wizyte u lekarza. moze juz za pare tygodni pogram w noge:)
juz po pierwszej probnej maturze. calkiem przyjemnie, troche pytania do czytania ze zrozumieniem nieciekawe ale przynajmniej tekst w miare latwy byl. no i tematy wypracowan znosne. przynajmniej ten o wokulskim. fajnie sie pisze probna wtedy gdy wszystkie inne szkoly juz skonczyly:):):) jutro ciag dalszy...
a i kamil sobie szalik kupil. taki fajny mimo ze z croppa. zastanawialem sie nad falubazem. ale on jest malo uniwersalny. np do gorzowa jadac bym go nie zalozyl. a po drugie jedne z ostatnich osob z ktorymi jeszcze gadam w bledzewie by mnie wyklęły (w tym miejscu propsy dla kaski i slim rosiaka)...
a tak poza tym to nic sie nie dzieje strasznie. wolny czas uplywa na relaksacyjnym ogladaniu filmow i piciu browarkow. a co do wracania do starego rapu to i tetrisa przesluchalem i gresa&snatcha. i do mesa wrocilem, 2cztery7 i stare kawalki plomienia. jakos mnie tegoroczne produkcje tak nie jaraja...
to jest dopiero opierdalanie sie. 4 lekcje na 9.30. i tak do konca tej szkoly. poza tym mam ambitny plan sie troche pouczyc, ale wygra z tym zapewne unreal tournament 2004 i pulp fiction.
kocham tepse i ich liveboxa. dzisiaj instalowalem to u kuzyna. pierwszy komp spoko. ale jak chcialem zainstalowac dodatkowo na drugim zeby przez wifi smigalo wymieklem. wiadomo w instrukcji jest podane jak to zrobic na kompie z xp. w starszych wersjach radź se czlowieku sam... no ale urzadzonko do odbierania wifi sie przydalo. podlaczylem do laptoka i co prawda do neo nie mam dostepu, ale jakis sasiad ma niezabezpieczona siec. no wiec kamil sobie korzysta. (kradne neta:)
dlugi weekend sie konczy. czas sie brac do roboty. musze sobie kupic jakies testy i vademeca z matmy i z fizyki. moze jak wydam kase to sie zmobilizuje do nauki. w koncu musze.
co do planow na przyszlosc. to przejzalem sobie oferte edukacyjna politechniki wroclawskiej. no i niewiele wymyslilem. cokolwiek z chemia czy inna ochrona srodowiska odpada. informatyka? raczej nie, choc kto wie. predzej telekomunikacja lub transport. ale chyba i tak padnie na budownictwo. "kamil bedzie mosty budowal..."
a i na koniec. w domu mecza mnie pytaniem: "z kim idziesz na studniowke?"
moja odpowiedz: "a skad ja mam wiedziec". chyba powinienem sie nad tym zastanowic. co nie? w tym tygodniu mam nadzieje ze cos wymysle:)
caly czas sie opierdalam. no ale od tego jest dlugi weekend. poogladalem troche starych zdjec. i z sp i z gim. no i wspomnienia sie wlaczyly.(sweet memorise jak u smarka) wesolo wtedy bylo. ale i znalazlem to:
ostatnio czesto odpuszczam sobie korzystanie z mzk. nie chce mi sie jezdzic autobusami komunikacji miejskiej. (i to wcale nie ze skapstwa, choc jak 3 razy sie przejdziesz juz zaoszczedziles na browara). lubie sie wloczyc... wogole to zimno sie robi i chyba bede sobie musial kupic szalik. zima idzie a ja sie starzeje. to juz nie te czasy niesmiertelnosci (teraz to takie akcje tylko po alko).
w przyszlym tygodniu we wtorek wpisanie ocen do indeksow a potem luz. jakie plany? jak zawsze impreza plus mamy w planie ogladac duzo filmow (caly wladca pierscieni plus to co trojan nie widzial. ma duzo zaleglosci chlopak:)
"...mini jak morris z klasa (...) głupi idealista, z zimnym sercem, pełen dumy..." w pewnych sytuacjach nie potrafie zachowac sie inaczej i tyle. ale nie ktorzy tego nie rozumieja. ale coz zyje sie dalej. jak spiewal grechuta "wazne sa tylko te dni ktorych jeszcze nie znamy"
a sie kamil rozpisal.
edit. co do autobusow to nie lubie tylko mzk. lubie za to gapic sie w szybe w pks. ale i tak najlepsze sa pociagi:)
parę dni i koniec trymestru. niedlugo sie zacznie ostatni w tej szkole. lekka lipa. niedawno ja zaczynalismy a tu juz sie trzeba zastanawiac co dalej. "czas spierdala czy jestes nikim czy kims"
czemu nie. ostatniego posta napisalem kilkanascie minut wczesniej ale co tam. nie chce mi sie edytowac. idzie ktos na browar? po browarze jakos szybciej lapie klimat na nauke:)
wymiekłem. nie dalem rady "procesowi" kafki. oddalem do biblioteki niedoczytany do konca. moze kiedys wroce. narazie mam zamiar czytac cos lzejszego a najlepiej ogladac filmy, nie za ciezkie. takie z klimatem (sin city, planet terror, swieci z bostonu). wogole w chwili ktorej pisze ta notke powinienem sie jak zwykle uczyc. z fizyki oczywiscie (kochana termodynamika) ale kamil jak zwykle zostawia wszystko na ostatnia chwile. a jak...
"chcesz rozsmieszyc Boga? powiedz mu o swoich planach..." powiecie ze znowu pezet? a ja powiem ze kozakiem bedzie ten kto powie z jakiego filmu jest ten tekst.
ale byla impreza. szkoda ze powoli rok sie konczy i osiemnastki tez. z troyanem niczym gangsterzy popalalismy cygara (co prawda nie cohiba na ta nas jeszcze nie stac, podkreslam jeszcze:). "mamy więcej stylu niż jest wody w tej rzece w egipcie"
tylko minusem tej imprezy byla praca klasowa z matmy nastepnego dnia. czaicie zrobil nam pk w sobote rano. i nie chcial przelozyc. powiedzial ze te osiemnastki i bol glowy po nich to nasz problem. no ale chyba dobrze poszlo... bo w szkole ogolnie zaczyna sie jazda, koniec trymestru. duzo duzych sprawdzianow. potem jeszcze probne matury. az sie zyc odechciewa.
"Nie wali cukru żeby przy kimś śmigać
I nie robi z siebie pępka świata w którym syf widać
Określa go jego praca nie jej efekty(...)
Często odpuszcza sobie filozofie z dupy
Niewielu jest takich których chociaż trochę lubi
Nie ma z tym kłopotu i nie szuka przyjaciół
Pjona dla przyjaciół, tchórzom kupa strachu"
tyle. jesli wiesz skad to, to przesluchaj cale. dalej totalna stagnacja. ale od przyszlego tygodnia sie ucze. naprawde. jakies zadania maturalne se zakupie czy cos. moze repetytorium...
zabalowalismy. ziomek leci z internatu. niefajnie. popilismy ale zamiast sie bawic na otrzesinach doprowadzalismy go do stanu w jakim moga go zobaczyc rodzice.
a tak ogolnie to nadal nic nie robie poza nauka i snem. jakbym mial noge cala to chociaz pilke bym pokopal a tak to lipa.
i kolejna sprawa. weekend. weekend polega na siedzeniu w domu przed kompem. z przerwa na włoczenie (jak głowa zaczyna bolec trzeba sie przewietrzyc) ewentualnie film sobie obejrze (ostatnio pod znakiem kolejne czescie starych hitow czyli rocky balboa i szklana pulapka 4:)
a tak wogole na koniec to dokonalem ciekawej obserwacji. prawie wogole nie chce mi sie korzystac z komunikacji miejskiej. wszedzie poginam pieszo (chyba rzeczywiscie "lubie sie włoczyć")
a tak wogole na koniec to zapraszam na esdeka.nlog.org (marudzi ze ma slabe statsy:)
bez kitu. zycie jest bezsensu. sklada sie ze snu i szkoly. reszta sie nie liczy. reszty nie ma. albo sie ucze chodze na jakies kolka albo spie w dzien. zreszta czesciej robie to drugie. musze sie ogarnac i zaczac przygotowywac do tej matury i w ogole calosciowo wziac sie w garsc, tyle ze mi sie nie chce...
wracam. uzaleznienie od kawy pelne. nie wypije nie zyje.
mam prawko. wkoncu. juz jezdzilem sceniciem. zajebiscie jest.
a matura sie zbliza. a kolejne matmy wypadaja bo staszko chory. zaczyna mnie wkurzac. w ogole (nie "wogole" bo mi Chojny wjazd na chate zrobi) to zamiast sie uczyc to sie opierdalam. spie, ide na stancje na kawe. jedyny moj kontakt z matma i fizyka poza lekcjami sa charytatywne korepetycje (pozdro ala). W ogole o co mozna blagać na kolanach?:)
niektorzy ludzie maja talent do marnowania sobie zycia. nazra sie czegos (bielunia) i jest masakra...
pierwszy tydzien szkoly. nie nie bede marudzil. co prawda nauczyciele ciagle marudza o maturze a pierwszaki konfiturza ale i tak jest zajebiscie. w internacie jest super klimat. jest z kim isc na piwo, jest z kim pogadac.
pobyt w szpitalu byl o dzien dluzszy niz zakladalem. jak zwykle sie na wkurzalem. "male nieporozumienie z anestezjologiem..." ja pierdole polska sluzba zdrowia.
i doszly mnie sluchy ze na rynku jestem persona non grata. hu*** wyszlo ale pozdrawiam was wszystkich jesli to czytacie serdecznym spierdalaj niczym tede.
w zeszlym roku sobie obiecywalismy ze w ta zime na turnieju powalczymy o podium. i jest lipa najpierw ja musze sobie wiekszosc meczy wybic z glowy. wroce na koncowke a teraz kumpel sobie zdemolowal noge. smiga o kulach i dopiero za miesiac bedzie wiadomo co z nim dokladnie. masakra. szpital totalny.
a co u mnie? nic. siedze na rynku. nudze sie i dalej szaleje punciakiem po gorzowie.
nowy ortega cartel nawet fajny. zwlaszcza featy swietne.
dwie osoby rozwalily mi glowe?
uzytkowanik o nicku: takajedna chodzi do mnie do szkoly, ba mieszka w tym samym internacie.
wracam do formy. rower, plywanie i na wiosne powrot na a-klasowe areny:)
tylko finisz wakacji mnie wkurza. z jednej strony chce wrocic juz do internatu, a z drugiej to coraz blizej matura. a to mnie nie cieszy. no i 19 wrzesnia egzamin na prawko. masakra.
a co do zmian w wygladzie u pewnych osob. no respekt.
juz spakowany. czas ruszac w gory stolowe:)wreszcie.
a tak wogole sprawdzilem pare kawalkow niejakiego grubsona i stwierdzilem ze niezle nawija. wiec czemu dal tak dupy na kodexie? na innych trackach tak nie harczy...
mialem dzisiaj pierwsza jazde i od razu na gorzow. na poczatku masakra to wszystko ogarnac ale po godzinie byl luz. tylko jakas beta malo co mnie nie skasowala. ale to bylaby jego wina. on probowal wymusic...)
wkoncu moge normalnie chodzic. juz bez kul. moge jezdzic autem moge jechac w gory. jestem szczesliwy, w koncu powoli wracam do normalnosci. tyle ze pod koniec sierpnia melduje sie w szpitalu na wyciagniecie jednej sruby. powoli beda mnie rozkrecac:)
pogoda barowa to i przesiaduje po barach. tylko ekipy zmieniam. jak mnie moi wkurza to robie dzien odstawki i uderzam na bar z kims innym. takie zycie. aha i zeby nie bylo ze pije codziennie. tak co pare dni. od okazji do okazji:)
kocham polska sluzbe zdrowia. pojechalem dzisiaj na przeswietlenie do skwierzyny i co? zdjec nie ma. skierowanie jest nie z tego szpitala i jak chce zdjecia to musze sam za nie zaplacic... a niby pieniadze ida za pacjentem...
i co ja moge tu napisac? nic mi sie nie chce. dzisiaj troche posiedzialem na rynku ze slim rosiakiem bo reszta na piwaku... ale zarobas rano wstaje i sie szybko zawinal. wiec siedze przed tym kompem nie wiedzac co mam robic. nie wiem co ludzie widza w necie przeciez tu nic nie ma...
ostatnio zlapalem dola. pisalem ze kazdy problem ma rozwiazanie? to prawda, ale co z tego ze rozwiazania jakie sie nasuwaja sa z dupy wziete.
wogole jak slucham pewnych osob to rece opadaja... bezszczegolow bo jeszcze przeczytaja nie chce kolejnych problemow.
zaczynam odczuwac dlugofalowe skutki zlamania. myslalem ze mi pilki nie bedzie brakowac. blad. jak widzialem jak kumple wracaja z treningu juz sie wkurzalem ze powinienem wracac z nimi....
no i jeszcze jedna sprawa. sprawa smsowa. niby mam duzo czasu na odp ale jakos nie chce mi sie nad tym zastanawiac. odpadam.
chyba pojde w ramach relaksu poczytac. tylko w sumie nie wuem co? kodeks ruchu drogowego czy bunt zolnierzy?
niektorzy ludzie mnie porazaja mnie swoja glupota. np
opcja pierwsza. kolezanka iwona. ona przynajmniej nigdy nie zgrywala osoby inteligentnej. ale ostatnio wydaje mi sie jeszcze bardziej pusta niz zwykle. jedynym tematem do rozmowy z nia sa ploty. kto? co? gdzie? i z kim? masakra?
i opcja dwa. kolega sarkazz z forum. on udaje inteligenta, pseudointeligenta. nie zwaza ze argumenty ktore podaje a zwlaszcza ich zrodla sa watpliwe. a jak mu sie poda argument nie do zbicia zarzuca czlowiekowi ze nie moge go potwierdzic bo nie czytalem greckich i rzymskich autorow w orginale. noz kurwa....
a tak wogole wieczor pozytywnie. dziewczyny sobie zrobily babski wieczor wiec z kumplem poszlismy na zuzel do baru. ale polacy dali czadu...:)
z nudow wedruje po necie jak i po bledzewie. w sumie jestem na tyle w formie ze sobie calkiem dalko smigam... a tak w bonusie link wyszperany na youtube. czyz to nie jest piekne?
powoli stawiam pierwsze kroki bez kul. narazie wyglada to cokolwiek kalecznie ale sa postepy. ale nie moge sie forsowac....
a tak ogolnie to nudy straszne. pojechalbym nad jezioro. tylko ze musze jakis transport samochodowy znalezc.
"...każdy problem ma rozwiązanie, jeśli nie ma rozwiązania nie ma problemu..." i ogolnie optymistycznie sie czlowiek nastraja. a wogole konkurs. kto wie skad to cytat?
bylem dzisiaj na zajeciach z prawa jazdy. masakra ale nudy. zastanawiam sie czy jechac za tydzien. ale chyba pojade bo duzo nie wiem a i tak przez ta noge nie mam co robic, zawsza jakas odmiana dla nudzenie sie przed kompem...
poszedlbym z kims normalnym na piwo? dawno nie pilem a tak bym sobie fajnie pogadal przy piwie... nudzi mi sie masakrycznie....
pierdole dalej nie pisze moze jutro cos skrobne...
kolejny hit. kolejna wizyta u lekarza. zapalenie gornych drog oddechowych. kolejny antybiotyk. a zeby nie bylo konca kolejnych to zaraz wezme kolejny cholinex. niewiele pomaga ale zawsze...
wkurzyc sie mozna. choc jest i plus. dostalem moda na slizgu:)
ostatnio troche sie poruszalem. w czwartek bylem na lotnisku w berlinie odwiesc kumpla na samolot do bristolu. nawet spoko bylo, tylko pokonanie trasy miedzy terminalem a parkingiem (kawalek trzeba bylo przejsc) o kulach masakryczne bylo. myslalem ze nie dojde.
a wczoraj sciagneli mi szwy.w koncu jakis widoczny postep. ale nastepna kontrola 3 sierpnia. do tego czasu smigam o kulach. pozniej chyba juz normalnie.
no i wczoraj bylem na dniach bledzewa, spilem sobie pierwszego browara w te wakacje i troche z ekipa pogadalem.
zaczynam odliczac dni do nastepne j kontroli. umre z nudow...
te wypady robie sobie coraz dluzsze. troche sobie polaze. troche na lawce posiedze. dzisiaj gadalem z jakims dziadkiem. smial sie ze on narazie tylko jednego kija potrzebuje. choc to lazenie calkiem na zdrowie mi nie wychodzi. chyba sie troche przeziebilem.
a co do nowego tracka 247 mnie jakos nie zachwyca. slaby nie jest ale czegos mu brakuje. stasiak mnie wkurza okrutnie. no ale moze musze sie jeszcze osluchac.
z tym zlamaniem to najgorsza jest reakcja na zmiane pogody. noga wtedy rwie strasznie. a ja chodze non stop wkurwiony. i wpierdalam tablety. watrobe sobie rozpierdole.
a dzisiaj dodatkowo zrobilem sobie spory spacer. wyszlem poza podworko i zrobilem ze 100 m wkolo budynku urzedu gminy. lans co nie?:)
Ładna pogoda a ja musze siedziec w domu. co najwyzej moge wyjsc na taras i na podworko. i do tego wszedzie trzeba uwazac. i tak juz zostalem ofiara mokrej podlogi (łazienka i kuchnia). i do tego lazenie po schodach. straszna przeszkoda jest to. masakra. na pewno kiedys sie na nich glebne.
dlugo mnie nie bylo 9 dni pobytu w szpitalu. a mial byc zwykly wyjazd na mecz. pomiedzy mistrzami lig juniorskich okregu gorzowskiego. jednak stoper druzyny przeciwnej poslal mnie do szpitala a ochraniacz na smietnik. zlamanie z przesunieciem prawego piszczela. nie niema gipsu. mialem operacje. wewnatrz piszczela mam teraz pret przymocowany do kosci gwozdziem i sruba. wartosc? kilka tys pln. musze sobie chyba alarm zalozyc. operacja? temat na ksiazke. cala polska sluzba zdrowia (brak skalpela, zle wywiercone otwory) no ale skonczylo sie pozytywnie. tzn nie calkiem. wakacje zjebane. 6 tyg chodzenia o kulach, a mialem zaczac jazdy z prawka. mowi sie trudno przezyje. tak samo jak wyciaganie zelastwa za rok:)
mam wreszcie wakacje!!! dzisiaj wrocilem ze szkoly juz na dobre. z ocenami wszystko wyszlo jak chcialem. Wiec wczoraj opcja Ostro Zajebani Crew odpalila. 7 browarkow do tego faja wodna z tytoniem brzoskwiniowym, perspektywa wakacji i czlowiek sie od razu szczesliwy czuje:) nic nie jest w stanie go wkurzyc:)
nawet jesli niektorzy probowali to nie dali rady:)
Czas wrocic do nloga. dawno mnie tu nie bylo. gdybym byl glupową blondynka zapewne napisalbym: kochany pamietniczku sorka ze mnie tu nie bylo tak dlugo.
ale nie jestem. nie pisalem to calkiem szczerze bo mi sie w pizdu nie chcialo. mialem inne rzeczy na glowie. a w tym czasie sie dzialo oj dzialo. finisz roku szkolnego. warsztaty w szklareskiej, pare meczy, a ze tego tak duzo to nie bede opisywal. nie chce mi sie.
a co robie teraz? siedze na kompie i slucham muzyki. głownie jakies retrospekcje czyli z cyklu dawno nie slyszane. dodatkowo tak sobie o zyciu rozmyslam. koniec roku szkolnego to przy okazji czas rozliczen. tak patrze jak mi sie kontakty miedzy ludzkie ukladaly i stwierdzam ze momentami troche lipnie bylo. po czesci z mojej winy. czasami za duzo mowie. za szczery jestem. co by nie mowic to jest jednak wada. choc moze to nie szczerosc ale sarkazm...
po tygodoniowej przerwie jestem spowrotem. w szklarskiej ogolnie fajnie bylo. ale troche za duzo zajec. teraz jeszcze tydzien i wakacje. nareszcie wolne:) tak szczerze to jak pomysle co jeszcze mam do zaliczenia w tym tygodniu to mnie szlag trafia. no ale trzeba sie wziac za siebie i przysiasc.
olalem szkole w piatek i wpadlem do domu przed wyjazdem. czas troche odpoczac i sie przepakowac....
ale mnie bajo (trener gks) podszczul. napisal ze za zwyciestwo w sobotnim meczu mamy obiecane do podzialu 1000 zl. a mnie nie bedzie... choc zapewne i tak beda baty. no chyba ze chlopakow kasa zmotywuje.
w sobote wyjezdzam do szklarskiej. w domu nie bedzie mnie przez nastepny tydzien, wiec pewnie nic nie napisze bo tam sie do kompa nie dostane. ale mam nadzieje ze bedzie dobrze. a tak wogole zaraz wakacje. wreszcie luz. coprawda jeszcze zadnych planow nie ma ale na spontanie sie cos wymysli.
a teraz non stop czytam ksiazki. koncze mistrza i malgorzate i juz czeka na mnie pociag pod specjalnym nadzorem i gorzka chwala:) w sam raz na dlugie wieczory w interku...
ja pierdole. czuje sie kurwa oszukany okradziony. w listopadzie zeszlego roku wygralismy walkowerem z tor-bud baczyna (juniorzy zagrali w seniorach i nie mial kto grac). teraz tamci policzyli ze dzieki temu my wygramy lige i napisali odwolanie. kurwa, wyznaczono mecz na jutro. ukradli nam 3 punkty. to byla tylko i wylacznie ich wina. alr to jest przyklad ze bogatsi i majacy uklady moga kurwa wszystko. i to nie tylko w pierwszej lidze. jebac złodziei.
a tak ogolnie to mialem super humor dzisiaj. az sie dowiedzialem o tym wyzej.
jak zwykle trzeba tydzien pozytywnie zaczac, czyli od starcia z pania pedagog przy kupowaniu browara. zaczela jakies dymy nie wiadomo o co robic. powiedziala wychowawca w internacie no i na tym sie skonczylo. bo tu jak zwykle dobra sciema poszla, zreszta oni tez maja takie rzeczy w dupie. no ale wkurzylem sie, zwlaszcza ze za tydzien jedziemy na warsztaty i ona jedzie jako jeden z opiekunow. lipa bedzie.
a reszta pozytywnie. w szkole prawie nie ma lekcji. non stop luz. cieplo nie pada, chyba wyjde sie jeszcze gdzies pokrecic. aha i jeszcze z ciekawych opcji. do kumpla na stancje wpadli jechowi naklaniac nas do zmiany wiary. kumpel rozwalil system jak powiedzial im: "to jest moja biblia" i podal im "boze igrzysko" normana davisa:)
daniel drumz - electric relaxation. mistrzostwo świata. tak jak w tytule idealne do zrelaksowania się:)
a dzisiaj znowu do szkoly. minela leniwa niedziela. jak zwykle nic konstruktywnego nie zrobilem :) w autobusie moze granice poczytam. a w szkole bedzie lekkie zamieszanie. w interku maja nocowan ludzie z wymiany z bialorusia. pierwsi juz w czwartek sie pojawili. z jednym gralismy w noge. spoko ziomek.
własnie skonczyłem ogladac 9. kompanie. ruscy zrobili calkiem dobry film. mozna im nawet wybaczyc to wybielanie ich zołnierzy. dobrze pokazali cały koszmar wojny. i to zakonczenie....
powinnismy sie uczyc od nich jak robic filmy o naszej historii. i robmy to poki to sa filmy ktore sie fajnie oglada. bo nastepny nie bedzie sie tak milo komentowalo. bedzie o nas...
a film wkoncu obejrzalem bo nie pofatygowalem sie na rynek. stwierdzilem ze nie ma sensu tracic kolejnego wieczoru na pomilczenie sobie. juz nawet browar nie pomaga nawiazac kontaktu z tymi ludzmi. nie dobrze. moze rzeczywiscie jak sugeruja niektorzy mam problem ze soba....
zgodnie z tradycja wypada skomentowac poprzedni mecz gks-u. wiec juniorzy do przodu zgodnie z planem. ale seniorzy w meczu "na szczycie" remis. bundesliga zbliza sie wielkimi krokami. glizda (nasz "super napascior") spartolil okolo 6 setek. ja w sumie spierdolilem jedna w koncowca. ale i tak dostalem malego plusa za wystep:)
a w szkole jak zwykle stypa. nic sie nie dzieje, w tym tygodniu kilka spr a w przyszly, tygodniu luz. wiec mozna sie opierdalac:)
a co do planow na weekend chyba sobie zrobie kolejna mala wycieczke rowerowa. no i musze sie zastanowic nad nowym empekiem, bo koles z serwisu powiedzial ze raczej nie da rady tego naprawic...
a i ostatnio obejrzalem swietny film. "Oldboy". padł tam taki tekst, nie wiem skad to: "gdy się smiejesz, świat się smieje razem z tobą, gdy płaczesz, płacesz w samotności".
wreszcie troche luzu. brak powazniejszych spr poza matma jutro. mozna sie popopierdalac. byle do weekendu i do domu. a bachanaliami fatalnie. pada i jest z dupy az sie nie chce tam isc. w sumie chyba nie pojde w tym roku na zaden koncert. nie chce mi sie moknac.
no i pozbylem sie wiekszosci wlosow. w porownaniu z tym co mialem naglowie niewiele zostalo:)
dawno tak paskudnej pogody nie bylo. leje non stop. nawet pies nie chce wychylic nosa na zewnatrz. ale patzac za okno widze jakies przejasnienie wiec moze gdzies wyleze. no i ony jutro nie padalo bo mi sie nie chce grac w deszczu. no a co do pilki kopanej to dzisiaj widzew-legia. no oby sie chlopaki sprezyli i pokazali tym ***** z lazienkowskiej (ostatnio ograniczam sie w wulgaryzmach ale zorientowani beda wiedzec co to za slowo:) jak sie gra w pilke i pokazali ze poznan to byl tylko wypadek.
ja pierdole dzisiaj znowu trzeba wracac do zg. a ja juz sie przyzwyczailem do tego opierdalania. nie chce mi sie w pizdu. a jak pomysle o spr z fizyki w srode to mi sie juz calkiem niedobrze robi, po huj go bylo przekladac. trzeba bylo przed weekendem pisac.
no ale sa pozytywy powrotu, powrot do internatu. wesolo bedzie. no i wreszcie mam apartament. kumpel wyniosl sie na stancje (troche szkoda ale za to luz w pokoju:) i zostal tylko anusiak "czlowiek kołderka". koles wykazuje aktywnosc towarzyska rowna niemalze zeru. jest jak powietrze, a w kolejce do sprzatania sie liczy:)
a w zwiazku z wyjazdem ide sobie chyba rowerem pojezdzic. wczoraj do starego dworku pojechalem. robi mi sie calkiem niezly zbior zdjec z tych wycieczek. moze fotobloga sobie strzele?:)
a co do pilki kopanej. widzew wczoraj rozniosl leczna jest pieknie. za to gks bledzew mial pauze. teraz sie szykuje pare meczy na szczycie:), czyli w dole tabeli. trzeba wygrac zeby nie bylo bundesligi w przyszlym sezonie:) bo jesli spadniemy do b-klasy albo sie gdzies stransferuje albo koncze kariere. juniorow w tej lidze nie ma a po sezonie w seniorach w b-klasie ktos musialby mi sfinansowac wózek inwalidzki:)
jakos podwieczor nastroj mi padł. jak padnie system w kompie to mozna latwo go postawic na nowo. w wypadku nastroju tak latwo nie ma. posiedzialem na rynku, zlapalem zawias i zawinąlem sie do domu. a tu niczym dziecko neostrady buduje sobie internetowy fejm... musze sie wziąść za siebie.
marco polo f. masta ace nostalgia
http://www.youtube.com/watch?v=PPZ2-FVcM3M
aha tak na marginesie dodam ze tetris zniszczyl dioxa. dla mnie mistrz absolutny:)
rower jest najwspanialszym srodkiem transportu. mowie wam. wczoraj zrobilem sobie rundke na "hajde mile" (cholera wie jak to sie pisze). kiedys tam byl mlyn. dzisiaj odwiedzilem dwa jeziora cisi chycinskie i zahaczylem jeszcze o gorunsko. pogoda super. nic tylko rower i dobra muzyka na empeku.
a wieczor chyba jak zwykle przyjdzie mi spedzic lansujac sie na naszym pieknym wyremontowanym rynku siedzac na super lawce. bo widokow na cokolwiek ciekawszego nie ma... chyba ze ma ktos jakies propozycje.
trwa tak zwana szeroko pojeta majowka:) festyny i inne takie bajery. wogole najlpesza opcja byla z balonami z helem. nie ma to jak rozbawic cala ekipa glosem po wciagnieciu helu. a wczoraj jeszcze byla dodatkowo wiejska potupaja. ogolnie wesolo bylo (zwlaszcza jak pijany hans sie dorwal do mikrofonu, elo elo hans na majku:)
a dzisiaj byl kolejny mecz. najpierw 20 min w seniorach. pierdolony sedzia ukradl nam remis i wykartkowal druzyne. ja znam tego debila, nigdy nas nie lubil. pozniej ci sami debile sedziowali juniorom (moglem zagrac tylko 45 min) naszczescie najwiekszy burak byl na linii, choc glowny tez wkurwial oko. jakos dalismy rade wygrac 5:2. kolesie w miare pykali ale gdyby nie gwizdki to jeszcze wiekszy wpierdol by dostali...
no i po meczu. baty niesamowite zebralismy 6:2. ale ze skladem bedacym mieszanka juniorow polinwalidow i oldboyow trudno o lepsza gre. in plus to ze wypracowalem karnego (1 bramka) i strzelilem druga (1. bramka w seniorach). no ale po meczu browar w autobusie musial byc:)
zaraz zawijam na bledzew. trzeba korzystac z majowki:)
minal wyjatkowo wyczerpujacy tydzien. nie rozumiem nauczycieli. narobili w pizdu sprawdzianow w tym tygodniu i teraz caly weekend beda siedziec i sprawdzac.
a wczoraj byla osiemnastka gapy jajca i maczkowskiej. super impreza i ze tak powiem nawet wszystko pamietam:) gorsze ze na drugi dzien trzeba bylo wstac na konkurs.no ale dalismy z cinkiem rade:)
z interku w ramach remontu zakosili kompy. jak zawsze nie maja kiedy robic takich cudow. musza akurat jak dissuja sie jims z vnmem. jak dla mnie minimalnie prowadzi jims, pokazal wiecej dystansu do siebie. vnm duzo stracil ta rozmowa telefoniczna i tym ze w sumie probuje jak najwiecej nabluzgac zamiast rzucac dobre argumenty. choc mam nadzieje ze jeszcze odpowie...
a ja nadal czekam na weekend. nie wiem co jeszcze bede robil ale mam zamiar wypoczac. nie ma co. wyczerpujacy okres za mna. non stop jakies duze sprawdziany. dzisiaj praca klasowa z polskiego byla jutro test z matmy, a pojutrze fizyka. aha i kumpel z pokoju wynosi sie na stancje. szkoda troche ale za to bedziemy mieli z ziomkiem ktory zostaje niezly apartament:)
a jednak udalo sie pyknac w juniorach. rozwalilismy lachow z piesek az milo. 5:1.
a przede mna ciezki tydzien z wielu powodow. najpierw pelno sprawdzianow. potem w piatek osiemnastka, a w sobote konkurs. na dodatek w niedziele graja tylko seniorzy wiec nie da sie wykrecic od grania z tymi dzikami... ale potem majowka. pelno wolnego. ten motyw sie chyba bedzie przewijal w moich notkach przez caly tydzien:)bo wspanialy jezd on. polecam.
i dzisiaj znowu na mecz i do szkoly. tyle ze tym razem jak wroce bedzie dlugi weekend. (taki ponad tygodniowy:) prawie jak ferie. aha. wspolczuje maturzystom.
koncert byl swietny. Zajebista impreza. a ja zaczynam odliczac dni do dlugiego weekendu.
a teraz gorsza informacja. chyba znowu mistrzostwo ligi juniorow przejdzie nam kolo nosa. seniorzy w ostrym kryzysie kadrowym i ja i paru kumpli mozemy sie pozegnac z meczem z 3 druzyna w tabeli (dodatkowo to takie derby). lipa okrutna.
no i mamy euro 2012. czas zaczac zbierac kase na bilety. a na studia musze sie wybrac do jakiegos miasta gdzie beda mecze. wogole euro to super sprawa ze wszechstron. wkoncu cos sie w tym kraju ruszy. kupe kasy pojdzie na inwestycje. drogi lotniska stadiony. wiec ze wszechstron pozytyw.
a z bardziej przyziemnych spraw to dzis znowu trzeba sie uczyc. jutro wywiadowka i... koncert ostrego:)
wczoraj juniorzy podtrzymali passe zwyciestw. ciezko bylo w pizdu. boisko normalna sachara, nie dosc ze slonce grzalo to jeszcze brak trawy, sam piach, wszedzie sie kurzylo a i druzyna przeciwna calkiem dobra. ale dalismy rade:)
a dzisiaj znowu do szkoly. zaraz chyba ide na spacer z psem:)
a jednak i dzisiaj nie odpowiadalem. tym razem polonistce cos nie odpowiadalo. moze jutro odpowiem. a tak wogole to zaraz ide sobie siasc na dworze ksiazke poczytac.
bylem na rynku. poraz pierwszy od 3 tyg. i stwierdzam ze chyba nie chce mi sie gadac z jedna osoba, a kiedys to byl jeden z moich najlepszych kumpli. trudno. ale szybko sie chyba tam nie pojawie. nie chce mi sie.
swieta. oj chyba troche przytylem. ale co tam. ronaldo mimo paru(nastu) kilo za duzo tez niezle smiga. wiec ja gwiazda klasy a (hat-trick w ostatnim meczu) tez sobie moge pozwolic.
swieta swietami jutro sie koncza a w srode do szkoly. musze jakas odpowiedz z polskiego przygotowac. a mi sie nic nie chce. moze jutro bede mial natchnienie.
swieta. oj chyba troche przytylem. ale co tam. ronaldo mimo paru(nastu) kilo za duzo tez niezle smiga. wiec ja gwiazda klasy a (hat-trick w ostatnim meczu) tez sobie moge pozwolic.
swieta swietami jutro sie koncza a w srode do szkoly. musze jakas odpowiedz z polskiego przygotowac. a mi sie nic nie chce. moze jutro bede mial natchnienie.
tak czytam ostatniego posta i stwierdzam ze nie ma w nim ladu i skladu. jest zupelnie bezsensu. no ale tak bywa. takie wolne mysli. kto sie orientuje bedzie wiedzial o co w nim chodzilo....
a tak wogole znowu katuje noona na sluchwakach.
jutro mam dwa cele. najpierw zemsko i meczyk a potem na swieta do slubic. wiec zycze wszystkim wesolych swiat bo nie wiem czy beda jakies wpisy. moze jak mnie natchnie i dopcham sie gdzies do jakiegos kompa...
jade dzisiaj na trening. w sumie zaraz. czasami trzeba sie na nim pojawic. w koncu jest sie kapitanem tej pseudodruzyny.
mialem jedna powazna rozmowe. w sumie jesli to czytasz (a pisalas ze czytasz) to jeszcze raz sorry ze cie az tak to dotknelo. elo.
Święta. Lubie ich atmosfere. lubie to ze jest w miare cieplo. wogole znowu mi sie szwedaczka zalacza:-)
wreszcie przerwa swiateczna. troche sobie odpoczne. tydzien luzu. wreszcie byla mobilizacja zeby pojsc do fryzjera. nie lubie tego. ciezko mi jest sie przyzwyczaic do nowego wygladu. ale wygladalem juz tragicznie. kilka kolezanek mi to wygarnelo...
a jutro skrocone lekcje. ale fajnie. szybciej do domu po jade. kumpel cos wspominal o hali. dawno nie gralem. byloby super.... a wieczorem film. piwko juz zaliczone:) zycie jest piekne, wiosna jest piekna:)
ktos sie wpakowal na moje gg i wysylal glupie wiadomosci do ludzi. zabije jak sie dowiem kto... naprawde.
wczoraj o 20.30 zaczynalo sie w kosciele nabozenstwo z okazji smierci papieza. 0 20 z rychem stwierdzilismy ze idziemy. ostatecznie wyruszylismy w piatke. pelen spontan. nawet fajnie bylo. swietna muzyka bylo. spiewal chór z filharmonii.
po dzisiejszym kazaniu na g.w. ciag dalszy rozmyslan o zyciu. wych. stwierdzil ze przesypiamy cale zycie. nie mamy zadnych zainteresowan i ogolnie nic nie potrafimy sobie zoorganizowac. jestesmy bierni i jestesmy minimalistami konformistami. niestety chyba ma troche racji. moze czesc zarzutow (wielu nie przytoczylem) odnosi sie do mnie. no ale jak sie czlowiekowi nic nie chce, zadnej motywacji nie ma. ostatnio staram sie to zmieniac, ale tak srednio wychodzi.
"czesc, czesc ale spierdalaj juz bo przeszkadzasz nam" mam wrazenie ze niektorzy maja taki stosunek do mnie. no coz, mowi sie trudno. narzucal sie nie bede.
dla tych co nie wiedzieli o co chodzi z mesem:
"Projekt Mes/Święty w UMC już za rok!
Wpisał: Administrator
01.04.2007.
Jak podają nasze źródła płyta nad którą prace rozpoczęły się godzinę temu ma ukazać się w sklepach dokładnie 1 kwietnia 2008r.
"Winyle są zajebiste, ale to nieprawda że można na nich dobrze zarobić. Za swoją płytę dostałem na razie głównie szacunek, teraz czas na gotówkę" - skomentował krótko producent Święty, pomysłodawca projektu.
Mes zapytany przez wspólnika z alkopoligamia.com czy na pewno dobrze się czuje odmówił komentarzy. Widziano go dziś nad ranem jak w jednym z warszawskich klubów mocno pijany chwalił się wydanym w Obornikach prawem jazdy.
"Peedole, yle azy mam tu zdawać !? A Emik mi fystko zaaatfi" - krzyczał ponoć awanturując się z ochroną.
Alkopoligamia.com ubolewa nad wyłącznością Świętego w kwestii produkcji.
Na płycie nie usłyszymy platynowych bitów Donia, Kady, nie uświadczymy też rozpoznawalnego brzmienia wytwórni UMC - gitary akustycznej (Tabb).
Święty - "Letnie remiksy to tylko kwestia czasu - dogadałem się na Zaiksy". Singiel, w którym artyści tłumaczą swoje decyzje pt. "Rata kredytu" ma już podobno refren.
Alkopoligamia.com ma nadzieje, że to tylko zły sen, z którego wszyscy się obudzimy."
a tak wogole to w zg jestem. nudy okropne. jeszcze nikt w interku sie nie pojawil. zaraz ide na obchod.
rockoteka w szkole. jakos nie lubie tej imprezy. tych ludzi co tu sie schodza. nie to ze mam jakies uprzedzenia, ale jest tu ich za duze zageszczenie. i ten wszedobylski smrod w holu. no nie wytrzymam...
niedosypiam ostatnio. pozno chodze spac, wczesnie wstaje. w dzien nie drzemie. nie ma sensu zycia przesypiac. chcialem isc obstawic mecze. naszczescie nie poszedlem. jak nic obstawilbym na finlandie ktora przed chwila przegrala z azerbejdzanem. wogole dziwne ostatnio mam przemyslenia co do pewnych spraw. ale nie bede tu o nich pisal. nie chce mi sie...
no i po wielkim internackim sprzatniu. relaksuje sie a potem wieczor z matma, bo jutro sprawdzian. naszczescie latwe rzeczy mamy teraz wiec nie bedzie trzeba duzo siedziec. tylko kolacja mi zepsula humor. takiego gowna dawno nie bylo. w poleczeniu z obiadem w 50% jadalnym (zupa ok a te kauczuki to tylko do rzucania sie nadaja) to juz prawdziwa tragedia dla mojego zoladka. ze tez mnie sie tylko takie przyziemne problemy trzymaja...
znalazl sie pan slawek. przyjal sprzet do naprawy. zobaczy co sie da zrobic i czy sie bedzie oplacac... pozostaje czekac. jak bedzie tanio to sobie nowego eldo kupie:) a w szkole kolejny pozytywny dzien. wogole spacer przez park sobie zrobilem i czuje sie coraz lepiej. optymizm ludzie optymizm.
poraz kolejny bylem w serwisie philipsa... i co uslyszalem? "takimi rzeczami zajmuje sie pan slawek ale on to przed 15 jest w pracy" ale wkurzony jestem. poszedlem do biblioteki . wypozyczylem sobie "wojne orlow" Clancego. chcialem "londonistan" ale byl wypozyczony. trudno poczekam...
całkiem fajny weekend. adas znowu wygral i ma juz 4 puchary swiata. pilkarze tez pokazali azerom gdzie ich miejsce. no i my pokazalismy w ten sam sposob piastowi kranin jak sie gra. tez 5:0. po tylu latach wreszcie dostalem opaske kapitana:) tylko druga polowa byla z dupy. weszly kleszczewskie gwiazdy i zaczela sie gra na pale. ale co tam.
no a zaraz trzeba ruszac do zg. pierwszy raz od dawna mi sie nie chce tam jechac. naprawde.
no i plany piatkowe nie wypalily. przez ta ... chcielismy wybyc z interku wieczorem, ale byla szefowa wbrew wczesniejszym ustaleniom postanowila zostac na noc. i z planow nici. jak mozna byc tak wredna osoba? zrobila to specjalnie niemal polujac na nas byle kogos zlapac na czymkolwiek. tak normalnie zadzwonila do wicedyrektor szkoly z pominieciem kierownika internatu i poinformowala ze ona zostaje na noc. niech ja szlag jasny trafi...
a tak ogolnie dni otwarte spoko byly. taki relaks. do tego adas w planicy super. byle tylko jeszcze sie pilkarze wpasowali w klimat:)
jak zwykle zapewne zima zaskoczyla drogowcow. tylko czemu wiosna?!
jesli w zemsku nie ma podgrzewanej murawy, to w niedziele nie gram. trzeba sie szanowac. nie no zart:)
a humor nadal z dupy. moze jest minimalna poprawa, bo stwierdzilem ze w sumie mam lekko wyjebane na to.
czytam "przedwiosnie". pozytywne zaskoczenie w porownaniu do "ludzi bezdomnych". nawet fajna ksiazka. wczoraj przeczytalem cala pierwsza czesc. rowne 100 stron.
ej kurwa mam problem. nawet nie chce mi sie o tym pisac. dol totalny. laze caly dzien jakis struty. niby wszystko ok ale tak nie jest. spierdalam. nie chce mi sie pisac.
zaczyna sie specjalizacja. kiedys sie wydawalo ze to same luzy. tylko kilka przedmiotow. teraz wiemy jaka jest prawda jeszcze wiekszy zapierdol niz byl. pelno zadan pelno zajec. duzo lekcji i jeszcze obowiazkowe kolka...
bylem dzisiaj w serwisie philipsa w zielonej a raczej przed nim. spoznilem sie 10 min. znajduje sie na takim zadupiu ze masakra. naszukalem sie ze masakra. ale przynajmniej wiem gdzie jest. nastepnym razem trafie na czas.
powinien sie uczyc. jutro chyba mam wejsciowke z fizyki. ale mi sie nie chce. moze wieczorem. w sumie juz jest wieczor, wiec raczej bardzo poznym wieczorem.
niedziela. sparing. wreszcie mi sie dobrze gralo. a za tydzien wreszcie liga.
zaraz wyjezdzam do zg. w sobote beda dni otwarte. wiec trzeba zostac. bedzie wesolo. najwieksza lipa to brak empeka. nie wiem co ja bede robil w czasie drogi. chyba czeka mnie drzemka.
moj empek chyba bedzie musial odwiedzic serwis:-(
nic daje oznakow zycia po podlaczeniu do kompa. o po zwiedzeniu paru forow stwierdzam ze to typowe objawy i chyba da rade naprawic.
wieczor z muzyka. eldo, noon, troche muzyki zza oceanu. do tego pączki od babci, dobra herbata i jest calkiem przyjemnie. a kawalek eldo calkiem fajny. nawet bit na ktory wszyscy tak narzekaja mi sie podoba. moze nie ma rewelacji ale nie jest az taki slaby jak pisza.
wyciszam sie. probuje wywalic z siebie negatywne emocje. nie ma co sie wkurzac. tak sobie powtarzam. a jesli jest powód?
56 derby lodzi zakonczone bezbramkowym remisem. przynajmniej lks od niepamietnych czasów bez wygranej. aha. wypierdalac z bogunovicem. znowu zmarnowal najlepsza okazje. trzeci mecz ligowy z rzedu bez bramki. chce sokalskiego!!!
empek mi nie dziala. jeszcze rok nie minał jak poprzedni wymiekł (mial prawie dwa lata). walcze z nim, moja diagnoza to to ze soft padł. wkurwiam sie.
a tak wogole na rynku znowu mul. dziewczyny pierdola o głupotach a reszta milczy albo... tez pierdoli o glupotach. nie wiem co gorsze. nie wiem tez po co tam schodze.
troche ta wiosna brzydnie. niby wszystko ladnie a ja znowu siedze przed kompem. pouczylem sie ale teraz gdzies wszystkich wywiala. a ci co zostali sie ucza. a ja siedze sam przed kompem. nawet na gg pustki. zlapac dola mozna... chyba pojde wczesniej spac...
dzisiaj pisalismy kangura. troche czasu braklo ale i tak jestem zadowolony. zobaczymy jak przyjada wyniki co wtedy bede myslal.
ogolnego wiosennego rozluznienia ciag dalszy. no moze nie calkiem bo nauka nauka. ale fajnie jest sobie zrobic spacer i najlepsze jest to ze znowu optymizm ze mnie bije i wesolo jest w interku. ale zobacze co bedzie jak wroce do bledzewa.
w interku nocowali wczoraj studenci z zagranicy. pogadalismy troche z kolesiem z nigerii. spoko ziomek ale widac nasze braki w angielskim. niby cos tam ogarniamy rozumiemy co on do nas mowi ale powiedziec cos do niego to juz lekki problem. cos konstruktywnego oczywiscie...:-)
po pierwszych dniach trymestru stwierdzam ze koniec z rozrywkami. to dopiero poczatek a juz prawie na nic nie ma czasu. non stop siedze w szkole na jakichs zajeciach. a potem bedzie sie trzeba uczyc po szkole na sprawdziany. polowe zajec mozna by bylo wykreslic np wok i pp. oba przedmioty sa mega nudne i ogolnie bezsensu.
wieczór mi szybko minał. słuchałem poraz kolejny ostrego i czytał ksiązke wołoszanskiego. niesamowite jak pojedyncze ludzkie decyzje, błedy, pomyłki zmieniaja bieg historii*) jutro (a wlasciwie juz dzisiaj chyba tez zrobie sobie taki wieczorek.
*) niepotrzebne skreślić
aha dzisiaj poraz kolejny usłyszalem od kumpla ze muzyka której słucham (tak notabene zapewne nie wie o połowie rzeczy które ostatnio przesluchałem) to wielkie gówno (cały pl hh jest do dupy) na tej samej zasadzie moge powiedziec ze ci kolesie dracy mordy do mikrofonu ktorych on uwielbia niewiele maja wspolnego z muzyka ale akceptuje ich bo o gustach sie nie dyskutuja (sam czasami posłucham choc rzadko co wydaje mi sie znosne).... tolerancyjny pod tym wzgledem jestem (przynajmniej w jednej sprawie)
aha. zapomniałem napisac ze dowod osobisty wkoncu odebrałem. wogole to dzisiaj bylem na pierwszym treningu wiosna (serie a wita:) Drewno niczym u grzesia rasiaka sie objawiło a ze nie mam takich skillsów w graniu głowa jak on to trzeba popracowac nad sobą. ide zaraz zobaczyc czy cos sie dzieje na bledzewie....
jestem w domu od kilku godzin a juz zdazył mnie brat wkurzyc. teraz sie odstresowuje. "hollyłódź"
skonczył sie dla mnie pewien etap nauki w szkole. koniec kursów podstawowych. czas na specjalizacje. koniec zartów. koniec chodzenia na lekcje z klasą. teraz praktycznie co druga lekcje bede miał z innymi ludzmi. ale przynajmniej z ocen jestem zadowolony.
aha i postanowienie. nie tne włosów przed pierwszym dniem wiosny:):):)
juz w zg, ale za to w srode juz do domu:) w sumie z czego ja sie ciesze? z tego ze bede klepal w domu? no nie wiem. radosc z przyjazdu do domu szybko sie zmienia w chec powrotu do zielonej. bezsensu. w kazdym razie koniec trymestru i jest fajnie:)
bledzew is dead (a przynajmniej wije sie w konwulsjach przedsmiertnych). ekipa juz sie nie trzyma, choc moze zle to ujałem ja sie nie trzymam. czuje sie tam jak obcy, intruz... wogole nie mam tam z kim gadac, siedze lub stoje z boku, nawet nie słucham bo wszyscy rozmawiaja o czyms w 4 oczy... odnosze wrazenie ze niektórym przeszkadzam. taka refleksja wieczorna. jutro do zg. ciesze sie. niby do szkoły ale tez do ludzi z którymi normalnie gadam.
czy to ja sie tak zmieniłem? pewnie tak. ale oni tez. i te zmiany poszły w zupełnie innym kierunku. drogi sie rozeszły.
ja to mocny jestem. jestem lekko przeziebiony ale zamiast siedziec w domu i sie wykurowac to najpierw wczoraj marznałem na rynku a dzisiaj poszedłem na sparing. jutro pewnie tez pojdę...
własnie słucham ostrego. super płyta. a wogole to polecam do sprawdzenia jeszcze Enbe - Theory of jazz.
chyba chory bede. tak cos czuje. wogole byłem dzisiaj pomarznac na rynku. maskara. było 6 osob a przez wiekszosc czasu stalem z boku bo nie bylo z kim gadac. az tak zezgredzialem czy co?
wczorajszy wieczór był zajebisty... najpierw zaczałem czytac "jadro ciemnosci" i wrociły stare marzenia o podróżach... a potem przyszedł esemes jeden drugi trzeci i sie rozkrecila rozmowa o planach na przyszłosc. znowu złapalem dola bo w sumie to ja nie wiem co chce w zyciu robic a zostal mi tylko rok na zastanowienie. ale spoko sdk damy rade. elo.
kolejny dzien w szkole minał. kolejny dzien wypadł z zycia. ot tak sobie. tyle ze dzisiaj przegiełem po szkole. mialem jechac do centrum ale wsiadajac do autobusu wogole nie popatrzyłem na numer. tak poporostu wsiadłem. no i wylondowałem troche daleko od centrum...
układanie planów. sa lekkie problemy. nijak nie moge sobie wpasowac dodatkowego angielskiego. mowi sie trudno. wogole to ułozyłem sobie plan kiler. ale teraz sie przemecze to po wakacjach bede miał luz. przynajmniej przyzwyczajony juz jestem. start 7.45. finisz po 15. aha zapomniałem dodac ze po lekcjach mam i bede miał w-f i zajecia dodatkowe. czyli zapierdol jak sie patrzy. i niech tu mi mowia ze sie mlodziez dzisiejsza opierdala....
skonczyłem tworzenie bryły (sześcioośmiościanu rombowego:) tzn. siatke zrobiłem a skleje juz w internacie, zeby sie nie zniszczył. wogole jakos fajnie (spokojnie) mineła ta niedziela. nic jeszcze nie spierdoliłem (w przeciwieństwie do roberta mateji)...
w koncu w domu po osiemnastce kumpla. oj ciezki ten poranek. w sumie co ja pisze. jeszcze powoli dochodze do siebie. ale spoko było... tylko szkoda ze przez to weekend sie tak skrócił. musze sobie odpoczac teraz a pozniej sie wziac do roboty. przedemna ostatni powazny tydzien tego okresu. pozniej juz luzy i pare dni wolnego. elo.
sprawdzian prawdopodobnie pozytywnie. odpowiedz bardzo pozytywnie. jutro kolejne sprawdziany a mi sie juz nie che uczyc. najchetniej bym sie przespal. ale zmusze sie jeszce do weekendu....
przygotowuje się do sprawdzianu z fizyki i do odpowiedzi z polskiego. masakra. nic mi sie nie chce. fizyka jadrowa i symbolizm w weselu. choc mogły byc gorsze tematy.
a tak ogolnie nadal wiosna. ciepło i jest fajnie. aha plan sobie na nastepny trymestr układam. bedzie nadal jazda, choc i tak bedzie lzej niz teraz. zadnej biologii i chemii.
w sumie zeszłem jeszcze raz na kompa a powinienem sie zaczac uczyc fizyki. ale na nauke przyjdzie czas. narazie zakupiłem saszetke kawy "tchibo 3w1" i nadal słucham esdwa&pogz. nic chyba nie jest mi w stanie zepsuc tego pozytywnego nastroju. nawet zadania z fizyki chce mi sie uczyc. choc w sumie to bym sobie z kims jeszcze pogadał. tylko z kim? sa chętni?
a tak siedzac na lekcjach rozkminiałem jeden refren. "45 minut to tylko 3 kwadranse" momentami sie ni zgadzam ze tylko....
no i początek cięzkiego tygodnia, choc potem bedzie troche luzu. poczatek trymestru. a tak ogolnie dalej jestem w dobrym humorze. optymistycznie nastawiony do swiata. az chce sie zyc. elo. chyba reaguje na swiatło. dzis poraz pierwszy od pradziejow jak wyszedłem na dwór w poniedziałek po lekcjach bylo jeszcze jasno. cos wspanialego:-)
fajny dzisiaj dzien. ciepło jest wiec mozna isc na spacer do lasu. ten zapach żywicy ze swiezo scietego drzewa. cos pieknego. ale sie rozczuliłem:) ale wreszcie poczułem wiosne. byle tylko ludzie zaczeli jeszcze wychodzic czesciej... ale to jest to co lubie. isc gdzies, pograc w piłke, posiedziec na rynku i posłuchac muzy.
i po sparingu. plecy jak zwykle. ja myslałem ze bede najmłodszy a u nas połowa skladu to juniorzy...
a tak wogole to juz mi prawie cała sobota mineła. w przyszłym tygodniu wpizdu sprawdzianów a ja jeszcze nic nie zrobiłem. ale wieczorem sie za cos wezme. napewno...
i znowu w domu. lekka lipa w internacie. tzn. ja nie mam lipy ale moja kumpela ma, a ja jestem po czesci za to odpowiedzialny...
włatców móch ogladałem. niby nic specjalnego ale daje rade. zwłaszcza czesiu jest na wypasie. i ten tekst. "ponieważ wszystkie bajki kończą sie dobrze, nie napisze co się stało dalej..."
stopniał snieg. gks juz biegał po lesie. ja sie wykreciłem bo grałem na turnieju, (z którego druzna trenera wczesniej odpadła) wiec musze sie regenerować... ale teraz ani turnieju ani sniegu wiec na sparing bede musiał sie wybrac z seniorami.... lipa bedzie jak mnie wcisna do seniorow zamiast juniorów.
elo. chyba ide spac.
aha do lukasza kaminskiego. marudzisz ze nie wszystkim sie podobaja walentynki. niektorzy poprostu sa wobec nich obojetni np. ja. nie jestem entuzjastom calej tej otoczki.
przemyslenie pierwsze: kto do cholery jasnej wymyslił adres przeniesionego forum slizgu? nie pamietam go a na gg nie ma sie kogo zapytac. (tak wogole to nie ma nikogo).
przemyslenie drugie: cały dzien siedze w szkole albo spie. zycie normalnie mi spierdala. nie podoba mi sie to...
moze bedzie 3 przemyslenie jak je sformułuje (chyba tak to sie pisze...) i dopcham sie do kompa wieczorem.
zaraz znowu wyruszam w moja co tygodniowa trase. dzisiaj nawet mi sie chce. nie do szkoły. do internatu. moze tam bede miał lepszy humor. choc smiem wątpić. elo.
ale mam doła. czuje sie tak stary ze masakra. jeszcze nie dawno konczyłem gimnazjum. czułem sie gówniarzem, który ma jeszcze kupe czasu na wazne decyzje, a tu wybór specjalizacji juz za mna. za rok matura, wybór uczelni. jak pisze sdk na swoim blogu niektórzy w moim wieku juz pracuja. maja dzieci (kumpel z gim...). "już nie ma rapu, jest kołyska, wózek, becik..."(znowu retro). a ja co...
własnie skonczył sie turniej na hali. i co ja teraz będę robił w weekendy? będzie trzeba cos wykombinować. a zakonczył sie pozytywnie. rozjechalismy Zemsko i zajelismy 7 miejsce (w zeszłym roku było 13).
a dzisiaj w domu miałem spoznioną impreze osimnastkową dla rodziny. oczywiscie musiałem cos wywinąć. jak kazali mi przynieść torta to wypadł mi z rąk... Ofiara losu w całej okazałości. ale przynajmniej wesoło było...
i wróciłem do domu na kolejny weekend. poranek dnia dzisiejszego był masakryczny. w moim organizmie był za dużo aldehydów:) a tydzien masakra. zwłaszcza ze oddane było full sprawdzianów. mozna sie zdołowac. ale i tak do przodu. coraz blizej do wakacji...
zmobilizowałem sie do napisania czegos. w sumie w szkole sie nic nie dzieje. dzisiaj pospalem 1,5 h. moge sobie pozwolic bo na jutro nie ma nauki. a tak ogolnie to lipa straszna. moze dzisiaj wieczorem cos z kumplami wykombinujemy ale to jeszcze sprawa otwarta...
no i po drugiej fazie. w sumie moglismy sie spodziewac ze zajmiemy 4 miejsce na 5 druzyn. Łudzilismy sie ze sokola przyjedzie bez górki i grocha (no przynajmniej tego pierwszego przytemperowałem:) no moze z kleszczewem moglismy powalczyc ale brakło sił na koncu. no pozostaje walczyc o 7 miejsce... i tak dobrze.
a jutro znowu do szkoly. zdecydowanie za krótkie te weekendy. roman ma tyle genialnych pomysłów a przedłuzenia weekendu nie wymyslił. ile głosow mogłby zyskac...
Ajm bek po tygodniu przerwy. w szkole byłem. i albo nie chciało mi sie isc na kompa czyt. spałem, albo nie miałem czasu czyt. nauka nauka albo opcja 3 kompy były zajete... ale w sumie to sie nic nie dzialo. pare z dupy sprawdzianów (pozdro dla pana stasia) kilka osób mnie wkur**** czyli wszystko po staremu.
aha. dj pysk nie żyje [*]
i zawiesili slizg... ale czemu nie działa forum? znowu padło? czy to już tak na stałe?
no moze byłem troche wredny z tym popławskim ale to tylko troche. satysfakcja to satysfakcja.
a dzisiaj pierwszy dzien w szkole po feriach. zaczeło sie pozytywnie i miejmy nadzieje ze tak bedzie do konca trymestru. byle tylko lepiej sie wstawało...:-)
za tydzień finały i te łzy w oczach popławskiego... coś pięknego... prowadzili 5:1 a on płakał bo wiedział ze w 30 s 3 bramek nie strzela. i kolejny raz po porazce w barażach. super... no a my gramy dalej. men!
przegladam serwisy informacyjne. same pozytywne niusy. przynajmniej w sporcie. wygrali szczypiornisci wygrał wreszcie i adas. i to oba zwyciestwa we wspaniałym stylu. choc ci mi humor potrafia poprawic. ostatnio mozna liczyc na naszych sportowców. i siatkarze i piłkarze za leosia całkiem fajnie. oby tak dalej. moja duma narodowa cały czas rosnie.
tylko nasi politycy od prawa do lewa ciagle lipe odwalaja. choc i tu powoli, prawie niezauwazalnie ale do przodu. mimo ze naród w londyniem, a rzad w warszawie, bo za komuny jak niektórzy wiedza było na odwrót. prawowity rzad w londynie a naród w kraju:-) i po tym pozytywnym akcencie ide spac... dobranoc panstwu:)
i po hali. fuck własnie mnie skurcz złapał, ale przy trzech meczach i pionkach na ławce rezerwowych to tak bywa. w sumie 1 skałd super nie grał ale i tak strach ich wpuszczac na boisko momentami... pierwszy mecz plecy. k**** jak mozna prowadzic cały mecz i na 2 min przed koncem w niecałe 30 s stracic 2 bramki, ale tak bywa. potem ostro a momentami az za ostro było z nową wsią ale wynik na luzie i 3:1 do przodu. no i na zakonczenie kolejna druzyna z nowej wsi. luz luz niby słabi ale my mielismy juz dwa mecze w nogach a oni na swiezo i momentami jak przegrywalismy 1:0 było nerwowo, ale w koncówce to my szybko strzelilismy dwie bramki i ulzyło.
z wyników tak srednio. wygrało z nami gorunsko i zajmie miejsce 2 w grupie. my narazie mamy 3 i utrzymamy je jesli kleszczewo nie wygra 7 bramkami swoj mecz. prawie niewykonalne pod warunkiem ze przeciwnik sie nie podłozy... a 4 miejsce to baraze i moze byc lipa... ale tym sie bede martwił jutro. teraz kochana biologia.
wczoraj zaczął padać snieg. wreszcie. dzisiaj sie juz go trochę nazbierało. mi sie podoba, ale niektórych moi kumpli wkurza. marudza ze im skrzypi pod nogami. pierdola bez sensu. zaraz czas ruszyć z pracą...
zrobiłem już część teoretyczna pracy (krótsza ale za to jest z nią wiecej babrania). jutro od rana pracuje nad opisem częsci praktycznej (podstawowe rzeczy już przygotowane), więc powinno pójść szybko. a na niedziele planuje edycje. wklejanie zdjęć i takie bajery (zeby sie wydawało ze pracy jest więcej) i tak to wszystko to jedna wielka sciema... no ale nie ma to jak dobry plan pracy, przynajmniej w załozeniu...
i po co ja to pisze?... chyba zeby mnie to zmobilizowało.
wrócilem z hali. tym razem było calkiem spoko. no moze z wyjątkiem paru strzałów w stylu esdeka. ale dzisiaj wystrzelałem sie w tym stylu a wiec jutro bedzie elegancko. a teraz słucham amrekanskiego rapu. taki lans. jurassic 5. elo.
aha pracuje nad biologią. naprawde. naszczescie to juz ostatni trymestr z biologii. na specjalizacji jej nie bedzie...:-)
zawsze o tym wiedziałem. przez cały okres gimnazjum twierdzilismy z kumplami ze ludzie z templewa musza byc jacys napromieniowani, bo natura takich przekrętów nie tworzy. Dzisiejszy "der dziennik" :-) pisze ze w okolicach tej miejscowosci sowieci trzymali głowice jądrowe. "bez kitu napiszą o tym w newsweeku" jak rymował góral. wszystko poparte dokumentami Układu Warszawskiego odtajnionymi przez szefa mon. normalnie info roku. broń jądrowa w gminie bledzew.
a tak na marginesie złozyłem podanie o dowód osobisty.
no i obejrzałem... underworld evolution. moze niezbyt ambitnie ale nie mialem ducha ogladac czegokolwiek nadczym trzeba by było sie zastanawiac:-) co do filmów jest praktycznie bezkrytyczny-mogr wszystko ogladac. czasami cos ambitnego czasami zwykla komercje. ot tak dla odmiany. jedyne co niezbyt trawie to komedie w stylu scary movie. jakos mnie to nie bawi. jak jeszcze z kims ogladam to da rade ale samemu nie daje rady... a najlepszy film, który ostatnio widziałem? Babel. bezdyskusyjnie.
siedze u ciotki w słubicach i mam coraz wieksze poczucie winy. chyba powinienem zaczac robic projekt z biologii a mi sie tak nie chce. ale bedzie trzeba siasc w czwartek i w piatek i to zrobic:-)
a w sumie humor mi sie nie wiele poprawia. nie wiem o co chodzi. niby wszystko super, ale cos...
ale nudne te ferie. non stop albo spie albo siedze przed tym kompem. ewentualnie hala lub spacer z psem. jeszcze zeby na tym necie było cos ciekawego a tu lipa. napisze cos na forum, skrobne cos na nlogu. zobacze pare newsów ze świata i koniec. przynajmniej nie grozi mi zostanie dzieckiem neostrady (w moim przypadku chyba wypadało napisac radiówki, ale tak lepiej brzmi). ma ktos jakis pomysł na spędzanie wolnego czasu? cokolwiek...
nadal zły na energetyke... ale nadal na sobote mamy ustawioną opcję namierz i zniszcz...
tak wogóle to sobie poszedlem na spacer z psem. dobrze mi to zrobiło, od razu mi sie humor poprawił.
i co mnie wkurzyło. raperzy rymujący o światowej polityce. jak mi włodi rzuca tekstem ze palestyńczycy maja tylko kamienie przeciwko żydowskim czołgom to mnie krew zalewa... tym ludziom naprawde lewacka ideologia przesłania oczy. ale naszczescie to nie moje oczy.
normalnie wkurza mnie ta pogoda, a raczej spowodowane przez nia przerwy w dostawach prądu... dzisiaj nastawilismy sie bojowo na dwa mecze na hali i co??? wyłaczyli prąd... a 10 min po odwołaniu dzisiejszych rozgrywek prąd wrócił. niech to szlag trafii. i musimy czekac cały tydzien. zły jestem strasznie...
no i wczoraj nic sie nie wydarzyło, ale dzisiaj jest znowu hala i tym razem gramy... oby było dobrze. tak jak w tygodniu na treningach:-)
a tak na marginesie to strasznie szkoda mazocha. paskudnie uderzył. jedno mnie zastanawia. czemu sie wogole nie próbował ratowac, jakos lepiej ustawic przy upadku, byle nie leciec na głowe? a on spadł jak kamien zero reakcji.... ale mam nadzieje ze wyjdzie z tego. jeszcze bedziesz skakał Janek!
wracam po dniu przerwy. wczoraj wieczorem ze wzgledu na warunki atmosferyczne byłem odcięty od świata. a wczoraj był ciekawy dzień. z kumplami zaliczylismy wypad na łyżwy do GW. super było (pomimo zepsutego szynobusu i pogody). ludzi byli smieszni (panikowali jakby czekało nas cos na miare katriny). a tak ogolnie po łyzwach poszlismy jeszcze na kebiego z browarem (jak fajnie jest machnac dokumentem bez sciemniania ile ma sie lat:-). a potem była hala. to był dopiero powrót. ciemno, wieje, pada. ulice pływaja, lamy nie działaja... ale teraz spadam spowrotem na hale... moze wieczorem cos filozoficznego napisze...
dzien przynajmniej wesoło sie skonczył. dziewczyny nas na rynku spisały. oni tacy jacys powazni a my z nich non stop łacha targalismy. szkoda ze nie dali nam alkomatu. kazalibysmy sie na krew wieźć:-) wtedy łach by dopiero był...
"Co się stało z tymi, którzy byli przy moim boku, co się stało z nimi..." (którekolwiek retro pezeta-dla tych którzy nie wiedza skad to) to taki komentarz do wczoraszego nastroju...
nie ma to jak pozytywne zakonczenie dnia. wogole te ferie sa jak narazie super. wszystko do dupy. zapowiadaja sie swietne urodziny. Jesli czyta to osoba do której wysłałem przed chwila esa i czuje sie nim urazona to przepraszam. ogólnie ludzie albo mnie ostatnio wkurzają albo olewaja... dlatego jestem wkurzony. musze odpoczac ale nie wiem jak...
właśnie słucham warszafskiego deszczu... niby spoko ale jednak czegos tej płycie brakuje. nie ma takiego kopa jak esende. moze sie czepiam i jak sie osłucham bedzie lepiej (tak było z alkopoligamia). zobaczymy.
do dupy dzień dzisiaj. nic mi sie nie chce, prawie cały dzien przespałem. tylko na hali pozytyw, nie gralismy ale weszły korzystne dla nas wyniki. nie wiem o czym pisac. brak jakichkolwiek przemyslen...
szok! na gg napisał do mnie sabat (ludzie z bledzewa wiedza o kogo chodzi). wypytywał mnie o szanse czarnych na wyjście z grupy. łach niesamowity. chyba kunaty biora sie za rozpracowywanie nas:-):-):-)
no i po połowimkach. musi być wiecej takich imprez, bo było super. tylko ze czas za szybko minał. mogły trwac spokojnie do godziny 1 lub 2. a teraz jestem juz w domu odpoczywam...:-)
"Kolejny dzień, wstaje z wyra(...) by lekko poprawić bilans"
dzień ogólnie pozytywny, wstac było ciezko ale naszczescie szkoła szybko mineła jutro, piątek początek ferii, a co najwazniejsze polowinki. bedzie dobra impreza, jesli wygralismy wojne o muze. jedna z naszych nauczycielek chciała zrobic "dobra hausową impreze" bo takiej sie muzy teraz słucha i ona czuje ten klimat. moze i sie słucha (ja słucham innej) ale nie na takiej imprezie, zupełnie nie ten klimat.
co do profilu to wybrałem taki bo nie wiem kim ja chce być... nauczyciel odpada, kto mnie zna wie czemu. adwokat- nie mam gadki, a np. notariusz? przeciez przez całe zycie nie bede przybijał pieczątek. ogólnie do dupy. moze jako inzynier znajde jakies wyzwanie. bo ja tak wogóle zyje od wyzwania do wyzwania...
Tak patrzac to czas za szybko mija. jeszcze nie dawno przychodziłem do tej szkoły a juz sa połowinki, potem stuniówka i matura... dołujące...
no i po olimpiadzie. niby przeszłem dalej ale bez euforii. jeszcze weryfikacja wyników... gdyby nie to pytanie losowane byłoby całkiem fajnie a tak to pierdolono sztuka XX wieku i pare cennych punktów w plecy... jakby nie mieli o co pytac.
a tak wogóle specjalizacje sobie wybrałem. politechniczna. niezle popierdolony jestem. jezdze na olimpiady historyczne i biore profil z matma i fiza. "no cóz takie zycie, napisałny kurtvall, 17 lat na karku, u mnie okej, co tam u was?"
z tymi 17 to jeszcze tylko pare dni i bede mógł sobie wyrobic taki kawałek plastiku z moim zdjeciem. nie wiem czy sie ciesze...
dzisiaj był olimpiada historyczna. pisałem na temat ruchów zjednoczeniowych w XIX w. europie. entuzjastom tego okresu nie jestem ale temat nie był taki zły. wyniki w poniedziałek a druga czesc we wtorek.
kolejne mecze na hali. tym razem lekki spadek formy. mecze trudne były ale liczylismy na wiecej a tylko remis i plecy. coż bedzie lepiej.
a na koniec przemyslenie z wczoraj. jak człowiek jest w tłumie to czesto chce samotnosci, ale jak siedzi gdzies sam to sie wkurza ze nie ma z kim gadac. do dupy to jest.
codziennie siedze w szkole od 7.45 do 16 lub 17. w srody to nawet do 18.30. człowiekowi odbic moze normalne... ale tak to jest opierdalalismy sie przez wczesniejsze trymestry to nam dowalili plan. do tego do poniedzialku musze wybrac specjalizacje, a w sobote olimpiada historyczna... Maskara.
Na razie brak zadnych ciekawych przemyslen. moze pojawia sie w ciagu kilku dni.
wczoraj był sylwester. to wszyscy wiedza. ogólnie pozytywnie było. wesoło a to najwazniejsze. zabawa z ekipa z bledzewa zawsze jest dobra. i tak ogólnie test wieczoru "podwójna bania":-) zdjecia tez sa kozackie...
aha i kolejne do zapamiętania. Pawlak ma dobre ogórki w piwnicy:)
a teraz tak bardziej światopoglądowo. wkurza mnie ta cała nagonka za egzekucje saddama. dla mnie to dokładnie to samo co proces w norymberdze (tyle że na mniejszą skale). tam cywilizowani europejczycy sie nie oburzali na kary smierci (a obiektywność sędziów też kwestionowano). świat sie tak zmienił? raczej nie. dzisiejsi europejczycy nie doswiadczyli poprostu czegos takiego jak irakijczycy za rządów saddama. tyle ode mnie. i co ze nie jestem poprawny politycznie.
postanowienie noworoczne? narazie brak. moze to ze sie bardziej przyłoze do tej olimpiady historycznej. moze postaram sie zeby moja ulubiona rozrywka przestało byc tyranie ludzi.... nie to drugie odpada, jest zbyt smieszne:-)
no i nadszedł wieczór. po hali wróciłem w jak najbardziej pozytywnym nastroju. powygrywalismy (w sumie bilans dnia dzisiej jak mawial pewien słynny kandydad na prezydenta białegostoku strzlilismy 15 bramek tracac 1 wygralismy dwa mecze:-) i posmialismy. a jutro jak juz chyba wyzej napisałem sylwester. zobaczymy jak bedzie...
po długiej przerwie spowodowanej brakiem dostępu do netu jestem spowrotem. troche sie działo przez ten czas. swięta były. nie chce mi się dużo pisac. dzisiaj kolejne mecze na turnieju kaczmarka. bedzie sie działo a jutro sylwester. moze jak w domu net zadziała to cos jeszcze dopisze...
kilka dni nie pisałem. byłem w szkole a dzialo sie duzo. m.in. krupka urodziny. wogole wreszcie dotarło info o olimpiadzie historycznej. teraz przede mną dużo czytania. w sobotę również pozytywnie. Wygralismy oba pierwsze mecze na turnieju. moze styl nie był super, ale liczy się wynik:)
a co do sportu. tu pojawiły się dwie złe informacje. Grzelak idzie do Legii. jak tak można. i ta gorsza w: ośrodku treningowym juve utopiło sie dwóch 17-letnich członków drużyny beretti (druzyna młodzieżowa) jeden z nich miał niedługo dołaczyc do pierwszej drużyny. tak blisko spelnie marzeń i nagle koniec. A poszli tylko poszukac piłek...
kolejny nudny dzień. mam rekolekcje więc siedze w domu i się nudze... choc dzisiaj nie było tak źle. pojezdziłem troche sceniciem i walczyłem z opinią analfabety technicznego:-)
aha! jeszcze jedno net mi pada. nie da rady nic sciagnac! irytujące...