10:47 / 08.05.2008 link komentarz (2) | Długo zastanawiałam się, jakich facetów lubią kobiety. Czy wrażliwych, czułych i opiekuńczych, czy może twardych, silnych i dominujących?
Problem polega na tym, że my - kobiety - chyba lubimy wszystko po trochu. Najlepiej niech facet najpierw będzie słodko kusił, szeptał do ucha, uwodził tym, jaki jest męski, rycersko silny, odpowiedzialny. A potem niech się da trochę złamać, niech pozwoli kobiecie, by przebiła się przez tę twardą skorupę testosteronowego czubienia się, uwielbienia dla władzy i dominacji. Kobiety mają wielką satysfakcję, kiedy z wielkiego twardziela zrobią wieczorem swoją przytulankę, kiedy będą miały okazję go wspierać w ciężkich decyzjach, koić jego skołatane nerwy. Czego chcą w zamian? Poczucia bezpieczeństwa, adoracji, uroczych niespodzianek oraz tego, by mogły swojego faceta bezgranicznie (i z wzajemnością) kochać, pożądać, podziwiać. Kobiety szukają mistrza. Ja szukam mistrza. Niech tylko ten mistrz będzie uczciwy, to będzie OK. ;)
Skąd te refleksje? A bo właśnie zastanawiałam się, czy zdolna jestem jeszcze do wielkich emocji, czy pisane jest mi zakochać się na zabój, pożądać i podziwiać. Gdzieś na dnie mojego serca i rozumu tliło się przekonanie, że oczywiście - jest to absolutnie wykonalne, tylko jednocześnie napawa mnie takim strachem, że nie wiem, czy chcę ryzykować. Czemu strachem? Och, no bo miłość to czysty ogień. Jeśli stoisz blisko, jest Ci ciepło. Gdy podejdziesz bliżej - robi się gorąco. Ale zdarza się, że można wpaść do ogniska i spłonąć totalnie. A tego właśnie się obawiam. Zbyt wielkiego, zbyt histerycznego i zbyt nierównego zaangażowania. A z ta nierównością niestety jest tak, że w każdym związku jest stała ilość miłości - jakaś stała X. ;) Zdarza się, że ludzie dają się z siebie fifty-fifty, wtedy jest pełnia szczęścia i spełnienia. Ale czasem ktoś kogoś kocha bardziej, np. tak na 70%. Czy druga osoba to w równym stopniu odwzajemnia? Otóż, doszłam do wniosku, że nie. Zostaje niestety tylko 30%. Taka jest smutna rzeczywistość. Gdy ktoś zabiega o nas za bardzo, rozleniwiamy się, dajemy mu się wykazać i biernie przyjmujemy. A im mniej nas jest w tej naszej miłości, tym więcej paradoksalnie zaczynamy dostawać. I tak właśnie paskudnie nasz świat jest urządzony.
A ja właśnie poznałam twardziela i muszę go zmiękczyć. Jakieś pomysły?
| 18:35 / 10.09.2006 link komentarz (1) | Najwięcej myśli do głowy przychodzi mi wieczorem, kiedy już leżę w łóżku. Wtedy czuję w sobie energię wulkanu, mam ochotę wstać i zacząć pisać tak szybko, aż papier zacznie się palić pod naciskiem mojego pióra. Prawdziwy wir słów krąży po moim umyśle i szuka najpiękniejszych form, w które mógłby się ubrać i zostać gdzieś uwiecznionym. Jednak ani razu jeszcze nie wstałam z łóżka w takiej chwili, by coś napisać. Zdania same układają mi się w głowie, gotowe do zanotowania, wyrywają się, chcą się wydostać, a ja nie robię nic, by im to umożliwić. Leżę dalej z głową, która z każdą sekundą jest coraz bliżej wybuchu. To uczucie jest trochę męczące (mam wrażenie, jakbym – myśląc – spalała kalorie!), ale jednocześnie dość przyjemne. Serce bije strasznie szybko, oddech – krótki przerywany, zupełnie jak u rozgorączkowanego dziecka. Euforia, błysk, oświecenie.
Nazywam to muzą. Jednak dlaczego nic z nią nie robię? Czemu dalej leżę i pozwalam sobie ochłonąć? Czemu daje odejść tak umiłowanemu przez artystów natchnieniu, na które zresztą sama czekam, bo jego brak powoduje we mnie poczucie bezsensu. Dlaczego więc nic nie robię, tylko trwam w jakiejś absurdalnej bojaźni? Ano właśnie. Boję się. Boje się, że usiądę nad czystą, białą kartką i zapomnę, co właściwie chcę powiedzieć. Boje się, że nagle to, co do tej pory kotłowało się w mojej głowie, nagle zamilknie, a do mego umysłu wedrze się pustka. I wreszcie się boję dużej, czystej, niezapisanej kartki, która przeraża mnie swą nieskazitelnością i gładkością. Uwielbiam nowe zeszyty, uwielbiam też grubą stertę białych kartek A-4. Zawsze wtedy mam ochotę usiąść i coś napisać. Ale zwykle siadam i na tym zabawa się kończy. Bo nie wiem, co robić dalej. Okropna jest taka pustka w głowie. Przygnębiająca. Dlatego nie chcę do niej dopuszczać i w momencie, kiedy ma dojść kolejny raz do stanięcia oko w oko z białą kartką, boję się tego. Bo nie chcę, by znów dopadła mnie ta koszmarna pustka, próżnia, chaos – w rozumieniu mitologicznym.
Może się tak zdarzyć, że usiądę przed kawałkiem papieru i zmuszę się, zupełnie tak jak teraz, do stworzenia czegoś. Ale zawsze jest ryzyko, że pisanie bez natchnienia przyniesie opłakane skutki. Z drugiej jednak strony czy czekać na muzę na przykład kilka lat? Jestem chyba niepoprawna optymistką, bo cały czas wierzę, że jeśli już zacznę pisać, to pochłonie mnie ta czynność bez reszty, a natchnienie pojawi się gdzieś po drodze. Czasami tak się zdarza.
Kiedyś, kiedy miałam mniej więcej 12 lat (wcześniej zresztą było podobnie) często miewałam taką olbrzymią, iście literacką wenę. Potrafiłam wziąć do ręki pióro i z zapartym tchem pisać jak oszalała. I podobało mi się wówczas wszystko, co wyszło spod mojej ręki. Byłam z tego dumna. Później takie zacięcie gdzieś się we mnie zapodziało. A może wypaliły się pomysły? W każdym razie kiedy miałam około 16 lat miewałam jeszcze od czasu do czasu ochotę na pisanie, ale kończyło się to najwyżej na pisaniu pamiętnika lub listów. Jednak i ta potrzeba wygasła i właśnie odczuwam z tego powodu pustkę. Brakuje mi czegoś. A im bardziej sobie to uświadamiam, tym bardziej mi przykro i tym bardziej się boję. Teraz, jeśli już tworzę, to bardziej świadomie. Nie mogę sobie pozwolić na niechlujne zdania (choć i tak sobie pozwalam bardziej lub mniej świadomie). Teraz staram się bardziej dbać o formę swojej wypowiedzi. A czasami nie mam na to siły. I stąd właśnie mój strach przed białymi kartkami. Boje się po prostu, że im nie dorównam. One są doskonałe. Ja mogę je ozdobić swoim pismem, ale równie dobrze – splamić. I to mnie przeraża. To mnie blokuje. Ale wciąż liczę, że to się zmieni.
| 01:57 / 03.09.2006 link komentarz (1) | Wszyscy zawsze wrzeszczeli, że Woody Allen jest najlepszy. Dziwiłam się, szczególnie że, gdy zaczęłam oglądac jego filmy, trafiłam wcale nie na te perełki. Obejrzałam "Wszyscy mówią: kocham cię", co oczywiście jest ślicznym filmikiem, kochanym, słodkim, uroczym, ale jednak... filmikiem. "Jej wysokość Afrodyta" tez przyjemna była, ale już gorsza. A potem to widziałam nieszczęsną "Klątwę skorpiona" i "Hollywood ending". Zastanawiałam się wtedy, czy Woody Allen się wypalił. No i czy zawsze kręcił tylko komedyjki romantyczne. Ale obejrzałam ostatnio "Anything else" z Christiną Ricci i... no tym człowiekiem śmiesznym z "American Pie" i... tak się zaskoczyłam, że omal nie spadłam z krzesła. Oboje byli świetnie wyreżyserowani, te postacie po prostu naprawdę żyły. Zresztą, akurat ta rzecz u Woody'ego Allena jest normą - jego postacie nigdy nie są płaskie. Są świetnie zanalizowane, dopracowane, ciekawe, psychologicznie spójne. A co najważniejsze - nie ma sztampowych dialogów, tylko to, co ja uwielbiam najbardziej: próba odtworzenia dialogu ze wszystkimi drobiazgami i smaczkami. A więc jest chaos kilkuosobowej rozmowy (wszyscy się przekrzykują), jąkanie (to już tradycja), robienie dygresji, akcja, która toczy się w międzyczasie. I do tego doskonale zsynchronizowana inscenizacja. No, bajeczka po prostu! I oczywiście, co cieszy mnie najbardziej, bohaterami są najczęściej intelektualiści ze swoimi emocjonalnymi lub też egzystencjalnymi problemami, i całkiem wyszukany język, co bardzo mi się podoba. Nie lubie wydumanych filmów o prostych ludziach. Nie mam nic przeciwko samej idei filmu o rolniku czy portierze, czy innej fryzjerce, ale niestety bardzo często takie filmy są do bólu patetyczne, przerysowane, sztuczne. A nie ukrywajmy - ambitne kino kierowane jest do widzów-intelektualistów, więc czemu na siłę filmowcy popadają w modę opowiadania historii o ludziach banalnych? Nie twierdzę, że proste historie nie bywają wzruszające, np. Tańcząc w ciemnościach. To opowieść prosta, jasna, niewydumana. No, ale von Trier to mistrz po prostu.
Ale... jak juz mówiłam, bez względu na wszystko, lubię filmy o ludziach inteligentnych, ambitnych, takich, którzy mają nieco mniej przyziemne problemy. Bo życie nie zawsze i nie dla każdego sklada się tylko z oszczędzania na chleb, znalezienia pracy i założenia rodziny. Jest tylu ludzi, którzy zastanawiaja się nad swoim życiem. W ogóle w człowieku, w jego psychice jest tyle ciekawych aspektów, o których mozna by cos opowiedzieć, coś interesującego, niebanalnego, czasem może odkrywczego, czasem szokującego. Ale na pewno znaleźliby się odbiorcy, którzy wreszcie mogliby się utożsamiać się z bohaterami. Bo ja się zgadzam, że życie ogólnie jest proste i problemy życiowe też są proste. Ale to człowiek sam w sobie jest skomplikowany i poplątany i sam wikła się w coraz to gorsze tarapaty, i to jest własnie dla mnie ciekawe. Ale to może dlatego, że mnie psychologia fascynuje? ;-))
A wracając, obejrzałam wczoraj "Celebrity" Woody'ego Allena i jest to kolejny jego film, który naprawdę bardzo mi się podoba. I zwracam honor. Woody Allen naprawdę rządzi. ;)
| 00:12 / 11.07.2006 link komentarz (1) | Obejrzałam własnie jeden z najpiękniejszych filmów świata: Don Juan de Marco. W kinach był, kiedy ja chodziłam jeszcze do podstawówki. Tytuł był mi dobrze znany, ale nigdy jakos nie zainteresował mnie na tyle, by zorientować sie przynajmniej, kto w nim gra i o co chodzi. I ostatnio, będąc pod wpływem Johnny'ego Deppa (którego od dawna uwazam za bardzo przystojnego, a od niedawna za bardzo, bardzo, bardzo przystojnego i seksownego), zaczęłam śledzic jego filmografie i natrafiłam na tenże tytuł. Zorganizowalam sobie film, obejrzałam przed chwilą i... jestem zauroczona, urzeczona i zahipnotyzowana. Do końca nie jestem pewna, o co tak naprawdę w filmie chodzi. Czy Don Juan naprawdę jest Don Juanem czy po prostu lubi widzieć siebie w takim świetle? To dość ważny szczegół, bo dwa skrajnie różne zakończenia rzucają zupełnie inne światło na sens i przesłanie całości. Tak czy inaczej, film jest niezwykle inteligentny, a zarazem bardzo subtelny i między wierszami ma wiele treści (że aż nie mogę uwierzyć, że nakręcili to Amerykanie!! ;)
Jest to film o własnej interpretacji rzeczywistości, o zaprzestaniu skupiania się wyłącznie na konkretach i detalach (głównie zresztą tych materialnych i namacalnych), lecz o spoglądaniu trochę głębiej i bardziej filozoficznie na świat. Mogę więc powiedzieć, oczywiście, że nazywam się Asia, jestem studentką, mam 22 lata. Ale mogę też powiedzieć o sobie to, co w sobie sama widzę lub chcę widzieć. Dlatego zawsze bronię stanowiska tych, którzy nazywają siebie artystami, a nie mają na swoim koncie zbyt wielu dzieł. Bo kimże jest artysta, jeśli nie człowiekiem wrażliwym, utalentowanym i kochającym tworzyć? To jest dla mnie prawdziwe znaczenie tego słowa. I nie wliczam w to pojęcie ilości sprzedanych książek/obrazów/płyt ani pozytywnych opinii recenzentów. Artystą jest ten, kto się nim czuje. Artysta to nie zawód, to powołanie. Zawodu się uczymy, bycia artystą - nie da się nauczyć. Tak więc Don Juan miał prawo czuć się najlepszym kochankiem świata nawet jeśli w rzeczywistości był prawiczkiem. Ale to, w jaki sposób pojmował kobiece piękno, sprawiało, że drzemał w nim niewyobrażalny potencjał do bycia kochankiem nad kochankami. Zresztą, chyba nie odkryję Ameryki, jesli powiem, że w tych sprawach nie trening czyni mistrza, lecz wyobraźnia i wrodzona wrażliwość. Stąd mozna być idealnym kochankiem i nie być, bo liczy się potencjał. Przynajmniej dla mnie.
Oczywiście, faktyczne 100zł jest lepsze od potencjalnych 100 zł. Ale sfera, niedającej się zbadać w warunkach laboratoryjnych (:-D), rządzi się innymi prawami.
Ech... i znów odzywa się we mnie idealistka, która, swoją drogą, często cierpi na ból istnienia, ponieważ nie dostrzega w nim żadnego metafizycznego sensu ani celu, jeśli w cokolwiek wierzy, to w przypadek i zbieg okoliczności, ma fobię przed śmiercią i skończonością szeroko pojętą, a tak poza tym - żeby było jeszcze sprzeczniej i jeszcze dziwniej - marzy o wszystkim, co romantyczne i piękne, a jednoczesnie - żeby sobie utrudnić sprawę - jest świadoma swojego pop-kulturowego uwarunkowania i wody zrobionej z mózgu za pośrednictwem chociazby telewizji...
Taaak... I weź tu, człowieku, żyj teraz i bądź szcześliwy, kiedy takie myśli po głowie się kołatają...
Dość kołatania. Dobranoc! Zawsze, cholera, z radosnego nastroju popadam w kompletne przygnębienie. To się chyba nazywa psychoza maniakalno-depresyjna? ;-)))
| 14:42 / 10.06.2006 link komentarz (2) | Dziś mam wyrzuty sumienia na zapas. Dopadły mnie jakieś takie dni rozterek, rozmyślań, pytań, a dodatkowo kompletnie pozbawił mnie równowagi psychicznej mój dzisiejszy sen. A śnił mi się piękny nieznajomy, z którym żegnałam się przed śmiercią (zupełnie nie wiem, czyją i czemu). Nie pamiętam, jak wyglądał, ale miałam w każdym razie silne deja vu, że już kiedyś go widziałam i że już kiedyś odgrywałam tę scenę. Dziwne. Nie pamiętam żadnych szczegółów. Pamiętam tylko, że leżeliśmy w objęciach, patrzyliśmy sobie w oczy z tak bezgraniczną miłością, że aż ciarki mam na plecach, jak o tym myślę. Powiedzieliśmy sobie kilka słów otuchy. Chyba nawet były to jakieś wyznania miłosne. Ale najbardziej nieprawdopodobne jest to, że ja wszystko to czułam. I to tak intensywnie...
I kiedy tak przytulaliśmy się do siebie, czułam tak ogromną tęsknotę, żal i... hm... miłość (wiem, że to dziwne, ale tak było!), a nawet jakąś odrobinę pożądania, że natłoczenie tych wszystkich głębokich emocji aż mam ochotę porównać do istnej nirwany.
Obudziłam się i poczułam natychmiast trochę nieswojo. I poczułam tęsknotę, tym razem za tą nirwaną. Co ja poradzę, że marzę o pięknych uniesieniach?
Ech, właśnie dlatego tak podle się czuję. No bo jakie mam prawo marzyć o tym wszystkim, skoro mam faceta?
| 10:59 / 24.05.2006 link komentarz (4) | Imieniny Joanny. Moje zatem też. Wysłałam SMSa koleżance Asi, życząc jej "Wszystkiego najlepszego", a ona odpisała, że wszystko najlepsze już ma i że mnie życzy, bym też tak kiedyś mogła stwierdzić.
Ha. Czy ja kiedykolwiek tak powiem? Że mam już wszystko, co najlepsze i więcej mi nie trzeba? Może. Ale moja poprzeczka oczekiwań wobec siebie i innych ludzi stoi tak wysoko, że sama nie wiem, kiedy dosięgnę wymarzonego pułapu albo kiedy docenię to, co mam na wyciągnięcie ręki.
Czego więc sobie życzę? Spokoju. Chcę nie chcieć. Bo teraz chcę za bardzo, a to strasznie przeszkadza. Nie ma jak spokój, opanowanie, brak większych pragnień i radość z tego, co jest. To jest dopiero raj! I tego sobie życzę.
| 19:55 / 21.02.2005 link komentarz (5) | W sobotę było cudownie.... Najpierw ja, Agata, Adam, Gosia i Ryba kręciliśmy pierwsze zdjęcia do mojej pierwszej etiudki fabularnej. Mmm... :) Ależ się ubawiłam. A wieczorem była fantastyczna impreza! Graliśmy na bębnach, gitarach, śpiewaliśmy... Ganja... :))) Trans kompletny na kilka godzin, twórcza atmosfera, euforia, super... :))))
| 21:01 / 17.02.2005 link komentarz (1) | Bedzie duży i silny, żebym czuła się przy nim malutka i bezbronna. Bedzie miał pzyjemnie kłujący zarost i milutką, sympatyczną buzię. Będzie dobry, cierpliwy i mądry. Będzie umiał słuchać, ale i ciekawie opowiadać. Będzie mnie kochał jak wariat i powtarzał to tak często, jak się da. Będzie mnie wspierał i motywował do działania. Będzie prowadził mnie za rękę, jak się będę bała. Będzie miał cichy, zmysłowy, spokojny głos, którym będzie mnie doprowadzał do szału, szepcząc do mojego uszka. Będzie mnie podniecał każdym swoim centymetrem, bo i ja będę go kochać do szaleństwa i akceptować we wszystkim. Będę mu robić kanapki do pracy i śniadanko do łóżka. A on będzie dla mnie robił dokładnie to samo. Będziemy sobie bardzo dużo dawać. I będziemy umieli rozmawiać ze sobą. Wyrozumiale i tolerancyjnie. I nie będziemy się kłócić. Będzie pięknie.
Będę dostawać od niego malutkie, śliczne prezenciki, a on będzie znajdywał w kieszeniach słodziutkie liściki miłosne albo małe czekoladki. Będziemy się uwielbiać i pożądać. I będziemy najszczęśliwsi pod słońcem.
Tak sobie wyobrażam...
A na razie cóż mi pozostało? Czekać na tego księcia.
| 00:23 / 17.02.2005 link komentarz (1) | Byłam dziś w kinie na "Bardzo długich zaręczynach" i trochę się rozczarowałam. Oczywiście film pięknie zrobiony, z roznymi smaczkami charakterystycznymi dla tegoż reżysera, ale... fabuła trochę nudnawa i rozwlekła.
| 03:05 / 16.02.2005 link komentarz (1) | Agata twierdzi, że ten rok będzie rokiem odnawiania starych kontaktów. Agata ma zawsze rację. Agata jest czarownicą i wszystkie jej przepowiednie się sprawdzają. I coś w tym jest. Muszę wybrać się do Warszawy wreszcie. Czeka tam na mnie cała gromada przeróżnych starych znajomych....
No, ciekawe, proszę państwa.... ;-)))))
| 20:11 / 14.02.2005 link komentarz (1) | Właściwie to lubię montować filmy, nawet jak muszę. :)
| 14:50 / 12.02.2005 link komentarz (0) | Dlaczego tak jest, że jak mamy coś zrobić, to natychmiast myślimy o tysiącu innych spraw, nagle budzą się w nas dawno zapomniane pasje, mamy ochotę tworzyć, byle tylko nie robić tego, co aktualnie robić trzeba. Narzekamy tylko, że musimy robić coś, czego nie chcemy i nie lubimy, i jak to poszkodowani jesteśmy. Niestety ta sama sytuacja ma miejsce, gdy obowiązkiem staje się nasza pasja. Nagle okazuje się, że ta praca także męczy i zawsze znajdziemy coś, nad czym można by się poużalać.
Człowiek - dziwne stworzenie.
A skąd ta refleksja? Właśnie mam robić coś, co uwielbiam - montować film. I jak już MAM, to nagle wolę robić coś innego. Błędne koło. Ech... ;-)
| 20:14 / 08.02.2005 link komentarz (1) | Uczyłam się do egzaminu parę godzin wczoraj. Zdałam na 3+. To się nazywa geniusz. ;)))
| 17:39 / 07.02.2005 link komentarz (1) | Chciałabym mieć mniej pomysłów. Albo ewentualnie więcej mobilizacji. Żeby móc realizować to, co przychodzi mi do głowy. Cierpię na swój słomiany zapał, a to chyba głównie dlatego, że działać się boję. Aktywność twórcza to wielka odpowiedzialność. Nie mozna tworzyć rzeczy głupich i prymitywnych. To znaczy, oczywiście, można. Pewnie. Nikt nam tego nie zabroni. Tylko po co? Z twórczości głupiej nikt się nie cieszy. Ani my sami, ani odbiorcy tejże twórczości. A każdy artysta wszak tworzy po to, by dzielić się z innymi. Lepiej więc tworzyć coś, co się podoba.
Zaraz wszyscy mnie skrzyczą, że przecież nie o to chodzi, by dostosowywać się do niskich gustów, tylko tworzyć coś wyrafinowanego i elitarnego. Pewnie, ale wtedy trzeba mieć wystarczająco dużo pewności siebie. No i poza tym i tak zawsze musi być ktoś, kto naszą twórczość pochwali, choćby nawet była dziwna, nieprzystępna i trudna. Musi istnieć taka osoba. Przynajmniej jedna. Taka osoba, która zawsze w nas wierzy i nas wspiera.
A inna rzecz, że każdy artysta chciałby odnieść sukces. A to wszystko nie takie proste.
Więc właśnie dlatego tworzyć się boję. Bo z góry boję się porażki. Po co więc mam się o niej przekonywać? Lepiej siedzieć cicho i być nieświadomym swojego braku talentów. Ale z drugiej strony taka bezczynność mnie męczy i zabija.
Powstaje błędne koło. Trzeba by je wreszcie przerwać. Tylko jak? Od czego zacząć? Od działania i nabierania sił w trakcie? Czy od szukania harmonii, a po jej uzyskaniu, zabrania się do pracy?
| 12:59 / 07.02.2005 link komentarz (1) | Staram się wmówić sobie dobry nastrój. O dziwo działa. Jeszcze do niedawna potrafiłam zapadać się w otchłań i spadać w dół bez końca, pogrążając się w swojej chandrze i rozczulając się nad sobą. Nie wiem, co takiego się stało, ale teraz staram się jakoś o tym wszystkim nie myśleć. Skupiam się na pozytywnych rzeczach. I kiedy tylko przychodzi mi do głowy coś smutnego, natychmiast zaczynam rozmyślać o czymś przyjemnym. Trochę to sobie narzucam, ale ważne, że efekt jest dobry. Optymizmu też można się nauczyć. A przynajmniej kontrolowania swojego nastroju. Prędzej czy później wyrobię w sobie taki nawyk i może wreszcie nabiorę trochę siły do życia. Ale chyba jestem na dobrej drodze. Jestem ostatnio całkiem zadowolona. Chociaż powodów mam tyle samo co zwykle. No, ale warto jednak doceniać szczegóły, które na ogół bagatelizujemy. Wymagamy od życia Bóg wie czego. A przecież wystarczy usiąść i wymienić kilka rzeczy, które mam ja, a których nie ma ktoś inny. Tym chociażby warto się cieszyć. Na dobry początek. ;)
| 13:47 / 06.02.2005 link komentarz (3) | Asia bardzo lubi balansować na krawędzi. Ma we wtorek egzamin, a jeszcze nie do końca wie, z czego. Brawo, Asiu. ;)
| 16:01 / 05.02.2005 link komentarz (1) | Dziwny ostatnio mam nastrój. Waha się od skrajnie dobrego do skrajnie złego. Czasem mam ochotę skakać z radości, czuję w sobie tyle pozytywnej energii, czuję, że swiat jest piękny i chce mi się życ. Dosłownie chwilę potem, bez konkretnego powodu, czuję przytłaczający smutek, ciężar, kulę w gardle, samotność, strach, brak motywacji do czegokolwiek i poczucie ogólnego bezsensu.
To się fachowo nazywa psychoza maniakalno-depresyjna. :)
| 15:49 / 04.02.2005 link komentarz (3) | Ochłonęłam. Już mi się NLOG z panem doktorem nie kojarzy. Ba, zupełnie zapomniałam, że tyle tu o nim było. Tyle rzeczy wydarzyło się w moim życiu od tamtego czasu. To śmieszne, że z czasem emocje kompletnie ulatują, że wszystko traci swój kolor, zapach, dźwięk... Wspomnienia pozostają jałowe, ot - jest sentyment, ale zupełnie na luzie, bez histerii. I obojętność. Właśnie tego się wtedy bałam. Że o wszystkim, prędzej czy później zapomnę. Chciałam tego, ale też się tego bałam.
Dziś, jak na to wszystko patrzę, nie mogę sobie przypomnieć, jak i dlaczego tak się to wszystko potoczyło. Nie pamiętam tamtych emocji. Uleciały, skończyły się. Nie ma już ich... Pozostały mi tylko obrazy pewnych chwil. Jak dawno widziany film. Ech, życie, życie... | 09:15 / 20.08.2004 link komentarz (1) | Chyba sobie muszę na jakiś czas darować NLOGa, bo też mi o NIM przypomina... :-(
Wszystko mi przypomina. Dosłownie wszystko mi się kojarzy. Mam GO przed oczami dosłownie non stop. Zupełnie nieświadomie. A jak zdam sobie sprawę, że mam go przed oczami, robi mi się przykro, bo przecież wiem, że nie warto... :-(
Ech...
Wiem, to wszystko minie. Ale dlaczego zdarzyło się to akurat teraz, kiedy ja się muszę uczyć?! A poza tym dużo łatwiej by mi było, gdyby okazał się wstrętną świnią, ale... wcale znowu się taką świnią nie okazał. Jedyna zła rzecz, którą robił, to ta, że nie wiedział, co ma napisać, więc nie pisał nic i milczał. Tego absolutnie nie rozumiem i nie akceptuję. Ale z drugiej strony... nie jestem w stanie nagle zapomnieć o naszych naprawdę cudownych spotkaniach, z których każde trwało średnio 8-10 godzin! Nie jestem w stanie wyrzucić z pamięci tych wszystkich wrażeń, tych przemyśleń, tych nowych rozwiązań na moje problemy. A poza tym tyle rzeczy mi się w nim podobało, nawet jako w człowieku. Miał kilka cech, których bardzo potrzebowałam i które pomogłyby mi się psychicznie ustabilizować.
Był po prostu takim prawdziwym facetem. Był pragmatyczny, zdecydowany, spokojny, konkretny (nie taki rozlazły jak czasami ja), był jakiś taki stabilny. Ale jednocześnie potrafił zachować się miło i ciepło. Nie w taki sposób wprawdzie, jak typowi faceci-misie, przytulasy takie, ale... dawało mi to dużo. A może i więcej, bo ON był bardzo rzeczowy, racjonalny, a mnie się to strasznie podobało i potrzebowałam właśnie kogoś takiego. I co? Teraz mam zapomnieć o tym wszystkim pozytywnym, co przeżyłam? Nie zapomnę, bo nie potrafię. Tak więc siedzę i się gryzę. Bo na jednej szali mam obraz świetnego faceta, a na drugiej - kogoś, kto mnie potwornie olał, kogoś, kto mnie po prostu nie chce i w sumie nieważne dlaczego. Chociaż ja chciałabym wiedzieć, dlaczego naprawdę. Gdybym potrafiła zrozumieć tę sytuację, byłoby mi może łatwiej...
Szkoda tylko, bo... tyle cech mi się w nim podobało, że prawdopodobnie będę ich szukać w innych facetach. Ale kopii nie znajdę.
Naprawdę podobał mi się cały ten zestaw cech, które on miał, ze wszystkimi drobnymi odchyłami, o których zdążyłam się dowiedzieć. Zdążyłam to zaakceptować, bo w ogóle nie przyszło mi do głowy, że on może chcieć to zakończyć, skoro spotkaliśmy się wreszcie i... było na tym spotkaniu, jak było... ;-))))))
A ten jego głos... Ciągle mam w uszach i ciągle mnie rozbraja.
Ale prawda jest taka, że właśnie zachowałam się jak głupia małolata, tak szybko angażując się. To takie kompletnie bez sensu. On doskonale to pewnie widział, a na pewno nie szuka nikogo narwanego.
O. I jeszcze jedno. Ciągle robię sobie wyrzuty, że coś zrobiłam nie tak, że gdybym postąpiła inaczej, to... wszystko inaczej by się skończyło. Jestem wściekła, bo już widzę, jaki będzie finał. Będę sobie teraz miesiącami pluła w brodę, że już po raz kolejny przeleciał mi fajny facet koło nosa, tylko dlatego, że byłam głupia. Ech. Ale to prawda. :-(((
| 07:31 / 19.08.2004 link komentarz (1) | Już przechodzi, już się leczę z tego. Trochę aż wstyd mi za samą siebie, że taką jestem rozhisteryzowaną panienką. Ale dość tego.
Facet twierdzi, że szuka partnerki na stałe, ale ja niestety jestem za młoda. Więc po cholerę się do mnie odzywał? Wiedział od początku, ile mam lat.
Po prostu nie wiedział, jak to skończyć, to wymyślił taką bzdurę. Może zresztą i jest w tym ziarno prawdy, ale w takim razie znaczy to, że podchodzi do wszystkiego zbyt pragmatycznie.
Ciągle trochę nie mogę sobie tego wszystkiego uzmysłowić i poukładać w głowie - jak to możliwe, żeby ktoś, z kim tak cudownie mi się gadało, okazał się głupim chujem? No, ale teraz to już nie ma znaczenia.
On sobie szuka kogoś nowego, ja też. Z tym, że ja trochę po to, żeby zafundować sobie terapię i o tym wszystkim nie myśleć.
Nie sądziłam, że popełnię tak głupi błąd, ale... chyba facet po prostu trafił na dobry moment. Kiedy potrzebny mi był ktoś racjonalny, kto jednocześnie śliniłby się na mój widok (tak, to było przyjemne). Wiele rzeczy było przyjemnych. I jest mi ich szkoda. Na przykład tego kompletnie obłędnego głosu, który nadal mnie podnieca, jak sobie go przypomnę.
Ale już. Koniec. Nieważne.
Pomógł mi na szczęście najukochańszy na świecie Wojtuś. To jest dopiero facet. Po tym wszystkim potrafi być takim przyjacielem... :-)))
| 18:42 / 17.08.2004 link komentarz (2) | Koniec wszystkiego. Koniec pana doktora. Za duża różnica wieku według niego. Nie kalkuluje się na dłuższą metę.
Może się jeszcze raz zobaczymy, żeby powiedzieć sobie parę spraw prosto w oczy. Ale to pewnie będzie ostatnie spotkanie.
Żeby ze mną sypiać jest za porządny (nie będzie przecież nikomu zawracał głowy, jeśli myśli tylko o jednym - tak powiedział), a żeby ze mną być - jest zbyt pragmatyczny.
A ja się chyba, kurwa mać, zakochałam. Znacie jakąs dobrą receptę na zapominanie? Poproszę szybko. :-(
| 10:17 / 16.08.2004 link komentarz (3) | Zastanawiam się, czy powinnam ufać tak szybko. Ale nie ufać z kolei nie potrafię. Jestem naprawdę łagodnym, milutkim zwierzątkiem, które lubi się przytulić i być pogłaskane. Nie pociąga mnie ryzyko ani tajemniczość. Lubię wszystko wiedzieć. Mieć kompletną jasność sytuacji. Nie zawsze jest to takie proste.
Moja sytuacja i tak jest dużo bardziej jasna niż jakiś czas temu. Już teraz raczej nie wyobrażam sobie, że ON nagle zamilkł. Nie... Chociaż? Wciąż nie mam pewności. A kiedy w zasadzie będę mieć? Kiedy będzie ten odpowiedni moment, kiedy można być pewnym i zaufać kompletnie? Chyba nie ma takiej jednoznacznej granicy. Zawsze się trochę ryzykuje, a potem okazuje się, czy było warto. Tyle razy się przejechałam... Ale z drugiej strony - ileż to razy poznawałam wspaniałych ludzi, właśnie dzięki mojej ufności i otwartości.
A tak poza tym to stwierdziłam, że dość narzekania! Przecież jestem wielką szczęściarą! Mam przyjaciół! Owszem, garstkę zaledwie, ale JAKICH !!! To ludzie, na których zawsze mogę polegać, którzy nigdy, przenigdy mnie nie oszukają. Przecież to ogromny komfort psychiczny mieć kogoś takiego. Jest cała masa ludzi, którzy przyjaciół nie mają w ogóle. I tez sobie radzą. Więc dosyć rozczulania się nad sobą! Przecież życie jest takie piękne!! Słońce świeci! A pan doktor nie odpowiada na SMSa...
Tak w zasadzie to... ostatnio ON stanowi mój jedyny, ewentualny problem. Już nie roztrząsam jakichś głupich, egzystencjalnych spraw, na które i tak nie ma odpowiedzi. Nie doszukuję się w ślicznym dniu złych aspektów, bo to ewidentnie były skłonności depresyjne. Ale minęły. Już tak nie robię. Wszystko zniknęło, jak ręką odjął. Odkąd GO poznałam. Dlatego tak bardzo mi zależy na tej znajomości, dlatego tak bardzo się boję, że coś się nie uda. I myślę o tym bez przerwy. Tym bardziej, że... jeszcze parę dni temu targały mną różne wątpliwości. Ale jakoś i one minęły. Po ostatnim, piątkowym spotkaniu, a nawet w jego trakcie, było zupełnie inaczej. Byłam taka naturalna i wyluzowana. Wcześniej niby też byłam, ale teraz jakoś zupełnie inaczej.
A najgorsze jest to, że on mi się coraz bardziej podoba... I nie wiem, co mam myśleć o tym jego nieustannym milczeniu. OK, jest zapracowany. Poza tym nie ma zwyczaju odpowiadać od razu, ale to źle i nic go nie usprawiedliwia. W ogóle go nic nie usprawiedliwia, ale powiedzmy, że jeśli mówi prawdę, to chwilami go rozumiem nawet i wiem, że się nie odzywa. Ale nie podoba mi się to. Będę musiała z nim pogadać. Chociaż boję się przyspieszać i żądać deklaracji. Muszę inaczej to obmyślić. Ech... :-)
Ale niech się już odezwie... Wtedy dzień będzie już w ogóle super! :-))
| 12:38 / 14.08.2004 link komentarz (0) | Czuję się już dużo lepiej, dużo spokojniej, bezstresowo. Dwa dni temu powiedziałam sobie: Aśka, wyluzuj! i... poskutkowało! Wyluzowałam. I jest OK.
Trochę wprawdzie się pojawiło nowych problemów, na które nie mam wpływu, ale... na pewno miną.
Byłam wczoraj na "Rrrrr"! Świetny film! Świetna zabawa! Polecam!
| 12:39 / 14.08.2004 link komentarz (2) | Nie mogę doczekać się jutrzejszego spotkania !!! :-)))
_____________________
Przepraszam, że jestem taka monotematyczna.... :->
| 00:21 / 12.08.2004 link komentarz (0) | Dziś w nocy pobiłam swój rekord długości gadania przez telefon... Prawie 6 godzin!!!
Ale przynajmniej wszystko zaczyna się klarować i wyjaśniać. Tak czy siak, teraz już jestem nastawiona sceptycznie, a nawet chwilami bojowo. No nic, zobaczymy, co będzie...
| 01:12 / 10.08.2004 link komentarz (0) | To już chyba koniec wszystkiego.
Bardzo jest mi przykro.
Boże, czy on czyta mojego nloga, że tak nagle przestał się odzywać???
Czuję się paskudnie. :-(
| 02:42 / 08.08.2004 link komentarz (0) | Dziś była u mnie Agatka ze swoim lubym - Adasiem. I paliliśmy gandzię... Matko, co za mocny stuff! Strasznie długo nas trzymało. Parę dobrych godzin. Mnie w zasadzie nadal trzyma. Tylko się przed mamusią hamuję. Ale gdybym się z kimś zaczęła transować lub wygłupiać, to by poszłoooo!
* * *
Z cyklu: What's up, doc?
Pan doktor się nie odzywa. Drugi dzień. Znowu. Przeciąga strunę. Trzeba będzie go nauczyć, pokazać, kto tu rządzi! ;-)))
Ponieważ i tak nie zobaczymy się wcześniej, jak po weekendzie, to po co teraz się odzywać? Wystarczy zadzwonić w niedzielę wieczorem i umówić się jakoś. A może w ogóle w poniedziałek dopiero? A po co w międzyczasie? Pfff... :-P
| 21:03 / 06.08.2004 link komentarz (0) | A w ogóle to on jest jednak 13 lat starszy... :-)
| 20:55 / 06.08.2004 link komentarz (0) | Ubolewam nad tym, że się za szybko angażuję w ludzi. Zawsze. Zawsze się otwieram, odzieram z tajemnic, chcę się z kimś zżyć, zaprzyjaźnić, zbliżyć do kogoś, zaczynam za kimś tęsknić i potrzebować go. A ta druga osoba jest jakaś chłodna i obojętna. Nie zawsze oczywiście. Ale najczęściej.
Moja jedyna przyjaciółka- Agata wykazuje tylko taką inicjatywę, że ja po prostu mam świadomość, że ona zawsze dla mnie jest. To wielki skarb. No i jeszcze mój przyjaciel- Mateusz... On też w zasadzie wykazuje sporo inicjatywy, chociaż oczywiście ja wykazuję więcej. Chciałabym poznać kogoś, kto choć raz będzie o mnie naprawdę zabiegał...
No, ale tacy są ludzie. I trzeba się z tym pogodzić.
A ja z kolei wybitnie mocno się przywiązuję, uzależniam wręcz. To mój problem, to prawda.
Ale jakoś mam w sumie dobry humor. Od wczoraj. Oby tak dalej.
A na razie... czekam na poweekendowe spotkanie... I doczekać się nie mogę... :-))
| 10:19 / 06.08.2004 link komentarz (2) | I wszystko dobrze się skończyło. Tak jak przypuszczałam. ;-)
Pogadaliśmy sobie.
Momentami wchodziliśmy na dość poważne tematy. Za poważne. Ja tak dalekosiężnie nie patrzę.
Ja mam motto: CARPE DIEM. I tyle.
No, ale zobaczymy. Czekam na rozwój wypadków. He, he. :-)
| 18:59 / 05.08.2004 link komentarz (2) | Nie wytrzymam, po prostu nie wytrzymam. Ta sytuacja mnie przytłacza, wkurza, działa mi na nerwy, stresuje mnie, rozkojarza, męczy, smuci, a w dodatku powoduje, że zaczynam dosłownie świrować i wyobrażać sobie jakieś naprawdę niestworzone rzeczy. Może zrobiłam coś nie tak? No niby nie, bo w poniedziałek dostałam SMSa, że ON wcale się do mnie nie zraził, tylko przecież powiedział, że daje mi trzy dni, żebym oceniła sytuację z dystansem i na spokojnie. No, ale dziś mija już czwarty dzień. A ja wczoram wysłałam zwykłego, banalnego SMSa z pytaniem: "Co porabiasz?" i do dziś nie mam odpowiedzi. I przychodzą mi do głowy strasznie głupie pomysły.
Wiem, że ON może być zajęty. Jemu zupełnie inaczej upływa czas, jeśli pracuje, a inaczej mnie, jeśli siedzę w domu i cały dzień bezczynnie czekam na SMSa. Można wtedy zwariować. To prawda.
Czemu nie odpisuje? Boże!
Czekanie jest najgorszą torturą! Słowo daję!
Jak tylko się odezwie, to go skrzyczę! ;-))) he, he...
| 15:31 / 04.08.2004 link komentarz (0) | I znowu czekam. Wprawdzie nie odpisywałam na wczorajszego SMSa, bo wtedy czekałabym jeszcze bardziej, ale teraz czekam, aż miną trzy dni, podczas których miałam z dystansem ocenić sytuację.
Tak się boję, że coś zrobiłam nie tak, a to możliwe przy tak gigantycznych wahaniach i rozterkach... Ach...
Niech już się odezwie. I niech zaproponuje spotkanie. Wtedy odetchnę. ;-)
| 17:55 / 03.08.2004 link komentarz (0) | A może on na mnie źle wpływa? Bo w zasadzie nie mogę na niczym się skupić, tylko ciągle czekam na jakiś znak?
No, ale milczenie zostało przerwane. A mi przestało być niedobrze i zjadłam zupę marchewkową.
A poza tym odchudzam się. Po raz kolejny. A co tam. Trzeba w życiu mieć przygody! ;-)))
Wczoraj byłam u wujka na grillu. Wujek ma śmieszny, okrągły jak piłka, brzuch.
Moja mama do niego: Ale masz brzuch!
Wujek: Do czasu!
Mama: Tak? Do kiedy?
Wujek: Do śmierci.
Nie ma jak optymizm. :-D
| 04:07 / 03.08.2004 link komentarz (0) | Nienawidzę takiego oczekiwania, niepewności. Motylki w brzuchu. Coś koszmarnego.
Ostatni tydzień był dość burzliwy. Mam mętlik w głowie. I cały czas dziwny lęk. I jak tu wytrzymać? Boże, niech to już minie...
| 19:06 / 30.07.2004 link komentarz (3) | No dobrze. Przyznam otwarcie: trochę mnie ten 32-letni facet, co to go poznałam parę dni temu, zaintrygował. Przyjemnie się z nim flirtuje, ma bardzo miły głos, a w dodatku - co jest jego największą zaletą - prawi mi komplementy! :-)))
Ta znajomość rozwija się dosyc szybko, ale trzeba to natychmiast przystopować. Nie ma się, z czym śpieszyć. Dość w moim życiu było pośpiechu. Teraz wszystko ma być po kolei.
Poza tym chyba trochę rozmijają się nasze oczekiwania co do tej znajomości, no ale cóż. Faceci jednak zwykle (przepraszam wszystkich Panów) są prości i dążą do jednego. Nie tylko, ale głównie. I bardzo.
No, zobaczymy, jak to się dalej rozwinie. :->
| 14:46 / 30.07.2004 link komentarz (2) | Nie wiedziałam, że do tego stopnia nie wiem, czego chcę. ON wywołuje we mnie tak dziwny stres i lęk... Zaczynam się wszystkiego bać. Najchętniej w ogóle bym się wycofała, ale coś mnie jednak ciągnie.
Dawno (albo nigdy?) nie byłam w takiej sytuacji. Nie umiem się odnaleźć. Aż boli mnie brzuch. Głupia jestem. Tak, to prawda.
Bu.
| 23:18 / 29.07.2004 link komentarz (0) | Jest po pierwszej. Przed północą był 27 lipca. Moje urodziny. Skończyłam kilka godzin temu 20 lat. Matko święta. 20 lat.
Zaczynam kolejną dekadę. Nigdy nie sądziłam, że z takim właśnie spokojem, a nawet z obojętnością. Tyle, że dość optymistycznie się czuję. Zaczyna się kolejny etap życia. Zmienia się pierwsza cyferka w moim wieku. Przez kolejne 10 lat będzie mi towarzyszyć.
He, he. Do niedawna myślałam, że starsi faceci nie lecą już na mój wiek, bo najbardziej rozchwytywane są, przez złaknionych wrażeń trzydziesto- i czterdziestolatków, urocze "sweet sixteen". Ale i ja zostałam dziś nazwana Słodką Dwudziestką. Proszę, proszę. Jak miło.
Urodziny, choć bez szczególnego świętowania (w sensie imprezowym) minęły mi bardzo milutko. Razem z Wojtkiem, jeszcze moim. Byliśmy w kinie na "Żonach ze Stepford" (dość zabawny, acz ciekawy i przyjemny film - w kinie byliśmy sami, więc głośno komentowaliśmy i się śmialiśmy). Po filmie poszliśmy do restauracji greckiej, gdzie zdecydowanie najlepiej smakowała tradycyjna i charakterystyczna Retsina. Niesamowity smaczek... :-)
A teraz siedzę w domu i kontempluję pewną kiełkującą znajomość: ciekawe co się z niej wykluje? Hmmm... Jestem bardzo, bardzo ciekawa. Zapowiada się dość intrygująco! :-)))
| 22:37 / 27.07.2004 link komentarz (0) | Spotkałam się wczoraj z bardzo miłym człowiekiem. Starszy ode mnie o 12 lat, pan doktor. Sto razy bardziej intelignetny i oczytany, niż się spodziewałam. Nie, nie o to chodzi, że źle go oceniałam. Ale na pewno nie miałam świadomości, że taki z niego erudyta, bądź co bądź.
Gadaliśmy osiem godzin. Wróciłam do domu o 4:00 nad ranem, ale za to byłam odstawiona pod same drzwi.
Przez cały ten czas zdążyłam mu o sobie mnóstwo opowiedzieć, a on - jako psycholog z zamiłowania - słuchał mnie i diagnozował. I muszę przyznać, że nikt jeszcze tak szybko nie odgadł moich problemów.
Fajnie było. Cieszę się. I dużo drinków za darmo... :-D
Z tej okazji pozdrawiam całą służbę zdrowia!! :-)))))))))
| 18:14 / 25.07.2004 link komentarz (1) | Upalny dzień, trochę pracowity. Robiłam z koleżanką teledysk. Ślicznie wyglądała. Gosia - taka niepozorna na pierwszy rzut oka. A tu - proszę. Okazało się, że potrafi być niezłym wampem. Ech... chciałabym tak wyglądać. To znaczy chciałabym mniej ważyć. Wtedy też byłabym wampem.
Będę się więc odchudzać. A jutro jeszcze pójdę do Gosi na pizzę. Ostatni raz... :-))))
| 20:30 / 24.07.2004 link komentarz (2) | Moje obawy się na szczęście nie potwierdziły. Wojtek okazał się bardzo miły i sobie bardzo miło żeśmy porozmawiali.
To znaczy takie jest moje zdanie. Ciekawe co on na to?
______________________
A około 22:00 wpadłam sobie jeszcze do Mateusza (Mateusz to mój ukochany przyjaciel - nowy nabytek, poznany na studiach, jeszcze o nim napiszę innym razem). Obejrzeliśmy sobie razem strasznie fajny film, który od dawna Mateuszowi polecałam: "Zabity na śmierć".
A teraz jestem bardzo śpiąca i idę spać. Dobranoc, pchły na noc.
(Bez sensu, że to piszę - kogo to obchodzi, że chce mi się spać? No, ale i tak idę! Pa, pa!)
| 06:42 / 24.07.2004 link komentarz (0) | Łaziłam dzisiaj z koleżanką po sklepach i strasznie wróciłam zmęczona, a przy okazji zdołowana. Przypadkowo przejrzałam się w jakimś duzym lustrze i zobaczyłam siebie - tak nagle i niespodziewanie - bez ustawiania się, pozowania i strojenia minek. Zobaczyłam siebie zmęczoną, rozpływającą się w upale i w dodatku z głupią miną. Przeraziłam się!!!
A teraz w dodatku idę na spotkanie z człowiekiem, którego jeszcze na oczy nie widziałam, a co gorsza - on nie widział mnie. I niestety biedakowi popsuje się nastrój dziś wieczorem. Wyglądam koszmarnie. Nie mam się, w co ubrać, makijaż nie chce się utrzymać (zresztą, niewiele daje), a w dodatku zastanawiam się, czy będzie nam się dobrze rozmawiało. Człowiek jest bardzo błyskotliwy, ma poczucie humoru, ciekawe zainteresowania i zapewne jakieś interesujące przemyślenia (tak wnoszę po jego blogu), ale... to nie wszystko. Boję się, że może być zarozumiały, ironiczny albo (w najgorszym przypadku) bardzo mu się nie spodobam i będzie jeszcze bardziej zarozumiały i ironiczny, albo będzie myślał, że umawiam się z nim na randkę! A ja się umawiam na SPOTKANIE! Dlaczego faceci zazwyczaj tego nie rozumieją? Dlaczego, jeśli im się nie podobam, więcej nie chcą ze mną rozmawiać? Dlaczego są tacy prymitywni?
To znaczy jeśli już są prymitywni, to i ja nie chcę z nimi rozmawiać - proste. Ale... czemu nie można się spotkać normalnie, po prostu???
Zawsze, ale to zawsze, tak u mnie było. Każdy facet zawsze był czymś więcej zainteresowany. I albo to coś więcej wychodziło, bo się sobie podobaliśmy, albo nie. Raz myślałam tylko, że poznałam zwykłego KOLEGĘ (!!!), ale niestety - kolega się po jakimś czasie zakochał.
Jednym słowem - nigdy jeszcze nie udała mi się żadna znajomość (czyli większość), jeśli coś nie zaiskrzyło.
A ja liczę tylko na jedno. Żeby zaiskrzyło intelektualnie i emocjonalnie. Mam ochotę kogoś bardzo polubić. Po prostu. Pewnie, niech to będzie facet. Lubię facetów. Faceci są fajni. Ale niech będzie po prostu przyjacielski i niech nie patrzy na mnie jak na potencjalną zdobycz, bo - patrząc tak - najwyżej się rozczaruje.
Wyglądam dziś koszmarnie, słowo honoru. Mam od razu beznadziejny humor i odechciewa mi się iść gdziekolwiek. Masakra. Bu. :-(((
| 12:07 / 23.05.2003 link komentarz (2) | Działaaaaaaaaaaa????????? Nie wierze!!!!!!!!!!!!!! A ja już się ponownie zdążyłam przyzwyczaić do 2loga. Oooo... Ciekawe, czy cała gwardia tu wróci. He, he. ;,0)
| 20:53 / 14.01.2003 link komentarz (1) | Zly dzien. Zla rozmowa. Zle wnioski, ale nie czuje sie tak wyczerpana jak kiedys. Lzej mi. Chyba juz tak bardzo nie bede wiecej zdolowana. Troszke jestem silniejsza. Aczkolwiek jest mi przykro, bo przeciez nie jestem z kamienia.
| 07:57 / 14.01.2003 link komentarz (1) | Najbardziej ze wszystkiego wkurza mnie moja alergia. Za cholere nie wiem, na co. Nigdy nie bylam na nic uczulona, az tu nagle, rok temu, zaczelam kichac i kicham do dzis. A jakas przyczyna musi przeciez byc!
No, w kazdym razie, jak juz sie rozkicham na dobre, to nie moge przestac. Oczy mi spuchna, zakatarze sie cala i wygladam jak 49 smutkow. ;,0)
Ide sobie zaraz do szkoly. Na probe przedstawienia. Ot moj caly stres przedstudniowkoy, o ktorym wspominalam ostatnio. Ale przyjemny... :-,0),0),0)
| 22:43 / 13.01.2003 link komentarz (0) | A jednak troszke mi dziwnie. Nie zle jakos, ale... nieswojo. Pare mysli kolocze mi sie po glowie. Wisi nade mna powazna decyzja, ktorej nie umiem podjac. A jeszcze ostatnie dni namacily mi kompletnie w glowie. Hmm... No coz. Czas jest lekarstwem na wszystko. I on powie, co bedzie i jak. A moze przejde sie do wrozki? ;-,0),0),0),0),0)
| 22:36 / 13.01.2003 link komentarz (0) | Miekke usta. Nowe, inne, obce.
| 20:17 / 13.01.2003 link komentarz (6) | Chcialabym wszem i wobec cos oglosic. To bardzo wazne, wiec napisze to wielkimi literami.
Juz od jakiegos czasu jestem szczesliwa. Nie znaczy to, ze w kazdej sekundzie sie glupkowato usmiecham. Znaczy to natomiast, ze juz jestem spokojna, nie miewam dolow, odzyskalam wiare w siebie (a przynajmniej jej minimalna czastke potrzebna do normalnej egzystencji,0). Czuje w sobie sile, by dzialac. Czuje energie, radosc, wene, by cos robic. Wytyczylam sobie cele, wiec bede do nich dazyc. Pewnie jeszcze zmienie zdanie, zawsze musza zajsc jakies reformy, zeby nam pokomplikowac zycie, ale... jestem jakas odporniejsza. Mam NADZIEJE. Czuje SPOKOJ. Odzyskalam (jako tako,0) HARMONIE. To wszystko jest swieze, jeszcze cieple, jeszcze kruche, ale JEST!!! Znow zaczelam regularnie prowadzic pamietnik, czego wlasciwie nie robilam od wielu miesiecy. Ostatnio wiecej sie wokol mnie dzieje. Jestem aktywniejsza. COS robie!!! Jestem wprawdzie troche zmeczona, troche pod presja, troche zestresowana (zaraz wyjasnie,0), ale daje mi to satysfakcje. AMEN!
Ja, moja ukochana Agata (krishna,0) oraz Magda z mojej klasy napisalysmy czesc przedstawienia studniowkowego, ktorego calosc rozdzielilysmy pomiedzy trzy grupy. Temat: Jozio dzien przed matura usiluje cos sie jeszcze nauczyc, ale zasypia. I sni mu sie pieklo, czysciec oraz niebo. My robilysmy pieklo.
To tak po krotce- nie bede opisywac wiecej, bo nie ma sensu.
Tak czy inaczej praca nad tym strasznie mnie podbudowala. Nagle okazalo sie, ze moja klasa jest naprawde fajna, ze ludzie w sumie mnie lubia, ze normalnie ze mna rozmawiaja, ze w ogole jest super. I cos mi sie wydaje, ze studniowka bedzie naprawde swietna impreza. Czuje sie wzruszona.
Do tego wszystkiego (tzn. do mojego dobrego samopoczucia,0) dochodzi Albert. Spotkalam sie z nim w sobote po polrocznej przerwie. I... okazalo sie, ze to naprawde przemily facet. To znaczy juz dawno uwazalam go za postac bardzo barwna i ciekawa i lubilam go (a jakze!,0), ale teraz jakos inaczej go odebralam. Duzo "trzezwiej" na niego spojrzalam, przez pryzmat roznych doswiadczen i przemyslen. I- fajny z niego czlowiek. I bardzo cieply- czego juz sie kompletnie nie spodziewalam. :,0)
Tak wiec to spotkanie, w uroczym zaciszu "Niebieskich Migdalow" dodatkowo poprawilo moj, juz od kilku dni dobry, nastroj.
Przede mna wazny rok. Jeszcze ostatnio twierdzilam to bez przekonania. Agata powiedziala mi, ze wszyscy ludzie to mowia: 2003 rok bedzie dobry. I ja tez czuje, ze bedzie. Nie myslalam tak na poczatku- doszukiwalam sie jakichs pozytywnych oznak, ktorych wcale nie widzialam. A teraz? Po prosto to wiem. Po prostu czuje. Bedzie dobrze. Bedzie duzo zmian, duzo waznych, przelomowych chwil. I juz moja w tym glowa, aby to wszystko, co wazne i przelomowe, bylo tez pozytywne i niezapomniane. Ale... czuje sie dobrze. I teraz juz wiem, ze to niekoniecznie krotkotrwaly, przejsciowy dobry humor. Teraz osiagnelam juz w pewnym stopniu rownowage psychiczna. Jest OK. Bardzo sie ciesze. Kocham Was wszystkich i sciskam. Niech i dla Was ten rok bedzie pelen wrazen, spelnionych marzen i pieknych chwil. :-,0),0),0)
| 17:19 / 13.01.2003 link komentarz (4) | Nie wierze! Nlog dziala!
Ostatnim razem, jak chcialam to zakomunikowac, dzialac niestety przestal, dokladnie w tym momencie, gdy kliknelam na "dodaj wpis". Slodko. :,0)
Dluuuugo tutaj nas nie bylo. Tez sie czuje zwiazana z nlogiem, dlatego na tym drugim nic nie pisalam. Z przezornosci, bo wiedzialam, ze predzej czy pozniej bede wolala tu wrocic. A miotalabym sie tak samo jak Gala. :-,0),0),0),0)
| 17:54 / 13.12.2002 link komentarz (2) | Mama kupila ciasto drozdzowe. To oczywiscie nadal tyko kupione ciasto drozdzowe, ale i tak jest pyszne. Pachnie smakowicie i ma slodziutka kruszonke. I jest puszyste i mieciutkie.
Gdybym mogla, to bym spala na takim ciescie drozdzowym, wytarzalabym sie w ciescie drozdzowym i polknelabym cale ciasto drozdzowe swiata! :,0) O. Uwieeelbiam ciasto drozdzowe. :,0),0),0)
| 13:29 / 13.12.2002 link komentarz (3) | Trzynastego w piatek PEPSI na poczatek!!!
Dzis jest piatek trzynastego. I to przypomina mi pewna historie.
To bylo w roku 1999. Konczylam wtedy osma klase i wraz z kolezankami postanowilam wziac udzial w konkursie na przeboj o PEPSI. Organizowane to bylo przez obrzydliwa gazete POPCORN, no ale jaka byla roznica?
Pewnego dnia zasiadlam i napisalam smieszne, zartobliwe slowa, ktorych pointa byla nastepujaca: cokolwiek zlego Ci sie dzieje, napij sie PEPSI, a to Ci pomoze, a trzynastego w piatek najlepiej zaczac od jednej puszeczki- tak profilaktycznie.
Innego dnia zasiadlam z gitara i ulozylam do tego prosta, acz wpadajaca w ucho, melodie. Wzielam trzy dziewczyny i zaspiewalysmy to przy akompaniamencie gitary, keyboardu i grzechotki zrobionej z pudelka po kliszy i herbaty wsypanej do srodka. :,0),0),0)
Kasete wyslalysmy i sledzilysmy w gazecie, co dalej.
W kwietniu, maju i czerwcu mialy zostac wydrukowane tzw. trzy TOP-listy (po 10 miejsc na kazdej,0) z najfajniejszymi piosenkami. Przy czym za ostatnim razem mial zostac takze wylowiony zwyciezca.
W maju nasz zespol- o "zajebistej" nazwie The Weird- znalazl sie na pierwszym miejscu listy przebojow PEPSI. Juz wowczas gwarantowane mialysmy nagrody pocieszenia (bardzo fajne discmany Philipsa,0).
Nadszedl czerwiec. Pamietam, ze POPCORN wychodzil zawsze w srode. A to byl wtorek. Jakos wyjatkowo wczesniej pojawil sie w sklepach. I jakas dziewczyna podeszla do nas w szkole na przerwie i powiedziala nam, ze wygralysmy. Najpierw zaczelysmy piszczec, ale potem stwierdzilysmy, ze pewnie widziala ona stary numer i cos jej sie pomylilo! Ale wreszcie okazalo sie, ze w gazecie jest nasze zdjecie i ze to prawda. Jej, co to byl za pisk, wrzask i ryk. :,0),0),0)
A pozniej, po zakonczeniu roku szkolnego, zostala zorganizowana dla polowy szkoly impreza w jednej z lodzkich dyskotek, na ktorej Piasek wreczal nam nagrody- strasznie fajne magnetofony Philipsa. Oczywiscie bylysmy w centrum uwagi i bylo cudownie. Robili nam tysiace zdjec i pani z POPCORNU przeprowadzila z nami wywiad. :,0) Przez kilka chwil czulam sie jak gwiazda... Ach...
A tytul naszej piosenki brzmial "Trzynastego w piatek PEPSI na poczatek".... :',0),0),0),0)
| 22:26 / 12.12.2002 link komentarz (0) | Obejrzalam wlasnie wspanialy film Woody'ego Allena. Dotychczam, powiem szczerze, srednio zanim przepadalam, ale niejaka Magda- moja kolezanka jakos mnie przekonala do niego. I ostatnio bylam w kinie na "Klatwie skorpiona". Teraz obejrzalam "Wszyscy mowia kocham cie" i jestem urzeczona. To naprawde genialny film i juz wiem, dlaczego chwali sie Allena za kunszt rezyserski. Ten film to majstersztyk. Po 1: wspanialy scenariusz, po 2: genialna rezyseria, po 3: fenomenalna gra aktorska z Goldie Hown na czele. Goldie jest boska. Juz od dziecinstwa ja lubilam, tylko ze kiedys nie zdawalam sobie sprawy dlaczego i za co. A teraz zdaje sobie sprawe i tym bardziej jestem zadowolona. :,0)
Poza tym niesamowicie podoba mi sie choreografia i muzyka w tym filmie. To musical w klasycznym stylu, z typowym hollywoodzkim rozmachem i profesjonalizmem na kazdym milimetrze tasmy filmowej.
No i rewelacyjny humor, ktorego kiedys nie docenialam, a w tym filmie cudownie sie on uwypukla. Tak, przyznaje. Woody Allen to mistrz. :-,0)
| 16:42 / 12.12.2002 link komentarz (4) | Codziennie, kiedy wracam do domu, czuje sie totalnie oklapnieta z sil, spac mi sie chce i nie mam sily zabrac sie do niczego konstruktywnego. Ale spac i tak nie ide, tylko opieprzam sie, czekajac do polnocy na telefon, ktory pozniej i tak nie dzwoni, albo dzwoni z pretensja, albo innym zlym humorem.
Gadam do pierwszej, usypiam jakies pol godziny pozniej, a wstaje rano. Taaak. Bomba, prosze panstwa. I tak codziennie. Tzn. codziennie w kazdym razie chodze pozno spac. Wczoraj czytalam przez kilka godzin "Paragraf 22" i nareszcie zblizylam sie znacznie do konca! Teraz zostalo mi juz tylko 50 stron, na ktore wczoraj nie mialam juz sily.
Nie wiem, kto to napisal- chyba Mariposa?- ze czytala to do polowy, a pozniej sie zatrzymywala i nie mogla przebrnac dalej i ze pewnie nudne. O nieee! Wcale nie jest nudne! Jest takie samo. Najwyzej troche bardziej przygnebiajace, bo ginie kilku bohaterow albo przytrafiaja im sie absurdalne, a przy tym naprawde tragiczne i nieprzyjemne, rzeczy. Ale i tak ksiazke polecam. Naprawde swietna. :,0)
| 18:19 / 11.12.2002 link komentarz (1) | Chce oficjalnie powiedziec wszystkim tym (a tylko jedna jest taka osoba, mianowicie Szysz,0), ktorym powinnam odpisac, ze jesli nie pisze maila, to nie dlatego, ze sobie to olewam, ale dlatego, ze jest mi cholernie ciezko wzbudzic w sobie jakiekolwiek natchnienie. Nie wiem, co mi sie ostatnio zrobilo. Kiedys potrafilam pisac, pisac, pisac i pisac. O wszystkim. A teraz? Zasiadam przed monitorem i... nic. Nie moge nic z sie wykrzesac. Aj dont noł łaj. :-/
Ale wreszcie wykrzesam. :,0) Zawsze to jakies pocieszenie. :-,0),0),0),0)
| 18:19 / 10.12.2002 link komentarz (5) | Opowieść o Starej Szafie*
Mniej więcej rok temu poznałam Chafera.** Odezwał się do mnie na kanale, wielu osobom znanym, o patriotycznej nazwie #rzeczpospolita. A odezwał się wcale niezbyt oryginalnie, ponieważ – co nietrudno przewidzieć – zakwakał. Ale jakoś miałam dobry humor, więc nie zignorowałam tego, tylko rozpoczęłam konwersację, która bardzo mile mnie zaskoczyła, a mówiąc wprost: podobała mi się. I tak zaczęliśmy ze sobą rozmawiać codziennie.
Bardzo niedługo potem postanowiliśmy wziąć ślub. Niestety po czasie przyszło nam do głowy, żeby stworzyć do tego osobny kanał, na który można było zapraszać gości. Tak wiec oficjalna wersja była taka, że pobraliśmy się w tajemnicy, niczym jakaś popularna para aktorska- w małym kościółku, z dala od tłumów. Następnie spędziliśmy upojny miodowy miesiąc gdzieś w Azji. Najprawdopodobniej w okolicach Japonii, ponieważ ja... nosiłam na sobie... kimono... ;-,0),0),0),0),0),0) (ach, Chaferku, to były (w,0)czasy!!!,0)
Niedługo później okazało się, że jestem w ciąży. Mało tego! Ponieważ jesteśmy parą, która nie lubi marnować czasu, więc okazało się w dodatku, że jestem w czwartym miesiącu! To nieważne, że cztery miesiące temu się jeszcze nie znaliśmy! Przecież zapłodnienie mogło nastąpić telepatycznie.
No, ale tak poważnie mówiąc, z tym już był pewien problem. Chafer bowiem jest człowiekiem całkiem logicznie myślącym, więc nie dało się takiego drobiazgu przed nim ukryć. A to spryciarz! Zaczął mi wypominać ten czwarty miesiąc i zarzucać, że ojcem jest pewnie kto inny! Ale udobruchałam go jakoś (my – kobiety – mamy swoje sposoby!,0) i więcej na ten temat nic nie mówił.
Czas mijał, a moja ciąża stawała się coraz bardziej widoczna. Pan doktor oznajmił, że rozwiązanie nastąpi 13 maja.
I nastąpiło.
Pamiętam, jak dziś. Był to poniedziałek. ;-,0) Chafer oczywiście nie miał czasu uczestniczyć w porodzie, ale wspierał mnie przez telefon – głównie SMSami, bo szkoda mu było dzwonić w godzinach szczytu, kiedy i tak rodziłam.
Urodziły się nam bliźnięta. Było to wiadome od samego początku, bo tak sobie ustaliliśmy. A jak my coś ustalimy, to tak musi być. I chociaż Chafer zawsze powtarza, że on w tym związku nosi spodnie, to jednak ja wybrałam imiona dla dzieci. Chłopczyk nazywa się Filip (na cześć mojego kolegi,0), a dziewczynka – Julia (na moją cześć – ja mam tak na trzecie!,0).
Dziś nasze małżeństwo wygląda nieco inaczej niż kiedyś, ale to chyba naturalne, że z biegiem czasu uczucie stygnie. Mój mąż, odkąd się pobraliśmy, rozkwitł i zaczął imprezować, a ja zajęłam się domem. Dzieci rosną zdrowo. Mają już osiem miesięcy. Julcia ma śliczny blond puszek na główce (po tatusiu,0). A Filipek – ma tylko jeden rudy kosmyk (po mamusi,0), a tak w ogóle to jest łysy. Może mu to przejdzie z wiekiem? ;-,0),0)
Dzieci jeszcze nie były chrzczone. Miały być, ale skład rodziców chrzestnych (Galaxy, Mumik, Krishna,0) chyba w międzyczasie się zmienił i jakoś zapomnieliśmy o tym. Jeśli ktoś jest chętny, to prosimy się zgłaszać do końca roku. Dla pierwszych 10 osób – cenne nagrody za odwagę! Oczywiście płeć, wiek, rasa nie mają znaczenia. Wolelibyśmy jednak kogoś bogatego, kto będzie kupował naszym dzieciom drogie prezenty... ;-,0),0)
____________________________________________________
* zbieżność nazwisk przypadkowa
** wszelkie reklamacje w związku z niejasnością treści lub jej niezgodnością z faktami proszę kierować do mojego męża. Ja jestem tylko kurą domową (Lay's Max,0) i mogłam wszystko popieprzyć. ;-,0),0),0),0)
| 15:59 / 10.12.2002 link komentarz (0) | Wrocilam ze szkoly. Strasznie jestem zmeczona... A tu ma przyjsc jakis fachowiec w sprawie gazu. Pan Krowa? Pan Zajac? (ups, bez obrazy, Chaferku! :-*,0)
Jak mu bylo?? Hmm... Pan Trąba? Nie pamietam... Oooo... Juz wiem! Pan Kaczor! :-,0),0),0),0),0),0),0)
| 22:00 / 09.12.2002 link komentarz (3) | Jak zaraz nie zasne, to chyba zasne!
| 21:46 / 09.12.2002 link komentarz (5) | Jakos mi dziwnie. Sama juz nie wiem, czego chce. Jak jest zle, to mi zle. Jak jest dobrze, to mi zle. Doszukuje sie problemow i czepiam pierdol. A jednoczesnie wiem, ze mam racje. Chociaz moze przesadzam, to prawda...
Ale za to napelnilam sobie pioro swiezym atramentem. I moze cos napisze? Moze list? Tak. Poki mam natchnienie powinnam napisac list. Napisze w nim wszystko, co lezy mi na watrobie. I wysle. O wlasnie tak. :,0)
A w ogole to musze juz pomyslec o prezentach gwiazdkowych. Pieniedzy mam niewiele i to bardzo... A tu mi sie szykuje imprezka w Warszawie. No i skad ja mam brac? A moze miec przynajmniej 20zl. A to juz bardzo duzo i mi szkoda. Ech... Moze od mamy wyskubie?
A co do Gwiazdki, to... mam kupe pomyslow na prezenty, ale... malo pieniazkow. Mamie chcialam kupic cos fajnego w IKEI, ale nie wiem,czy starczy mi kasy. Oprocz tego- babcia i dziadek. Wojtek. I jeszcze jacys znajomi. Ech...
Chyba sie gdzies puszcze za pieniadze. :,0) Ktos chetny zaplacic mi za szybki numerek? Jakie teraz sa ceny? 100zl? Wiecej? Mniej? Za 100 moge sie dac namowic. :,0),0),0),0)
| 19:27 / 08.12.2002 link komentarz (0) | Przykro mi. Gadalam wlasnie z Agata. I chyba ja zawiodlam. Jestem glupia. A w kazdym razie glupieje. Ech...
| 15:53 / 07.12.2002 link komentarz (1) | Dzisiaj zdalam sobie sprawe, ze wyszlam rano prawie o wschodzie slonca (ok. 9:00,0), a wrocilam prawie o zachodzie (ok.15:00,0).
A dzis na zajeciach nie bylo w sumie nic ciekawego. Mowilismy o awangardzie artystycznej, ale jakos pan profesor prowadzacy wyklad srednio potrafil nas zaciekawic, no a w kazdym razie mnie.
Spac mi sie chce potwornie. O. A powinnam cos porobic pozytecznego.
| 19:29 / 06.12.2002 link komentarz (7) | Sciagnelam sobie troszke muzyki z jednej z nowych bajek Dosney'a "Atlantis- The Lost Empire". Skomponowana przez Jamesa Newtona Howarda. I powiem Wam, ze jest naprawde swietna. Slucham sobie wlasnie i chlone ja. Genialna, wspaniale tworzy klimat. Jeszcze nie widzialam filmu, a juz mi sie podoba. :,0) Bede musiala sobie obejrzec. No i bede musiala jeszcze obejrzec "Treasure planet", bo tez sie fajnie zapowiada. Wprawdzie obserwujac ostatnie poczynania Disneya, jestem troche zawiedziona, czego przykladem jest "Pocahontas 2", "Herkules" (mimo paru fajnych gagow,0). A za to filmy innych wytworni (np. "Anastazja" czy "Ksiaze Egiptu",0) sa naprawde dobre i nie maja az tak zmanierowanej kreski. No, ale te najnowsze bajki Disneya zapowiadaja sie naprawde calkiem niezle. A muzyka z Atlantis jest urocza, piekna, fantastyczna... To chyba juz zasada, bo muzyka z gry "Atlantis" tez jest fenomenalna. :,0)
| 14:10 / 06.12.2002 link komentarz (5) | Dajcie mi mase wolnego czasu i natchnienie. No, a w kazdym razie mase wolnego czasu. I pieniądze. Dajcie mi ludzi z pasją i pozwólcie zrobić film. Dajcie mi nauczyciela od muzyki i pozwólcie się doszlifować. Zlećcie cos, a chętnie to zrobię. A potem dajcie wyjechać w podróż dookoła świata.... Ach...
| 15:58 / 05.12.2002 link komentarz (2) | Wczoraj zdarzyla mi sie bardzo zabawna historyjka. Zadzwonil do mnie wieczorem domofon i okazalo sie, ze to kolega Robert, ktorego nie widzialam chyba z rok. Zdziwilam sie, co tez moglo sie wydarzyc. Robert wchodzi... i mowi, ze jest kurierem i dorecza powiadomienia o koniecznosci zaplacenia mandatu. He, he, he. Coz za zbieg okolicznosci! :,0) Ha! Nie ma jak znajomosci w roznych miejscach.
I dzieki temu, prosze panstwa, ocalilam sie przed dosc wysokim mandatem, poniewaz normalnie powinnam podpisac taka mala karteczke, ze to ja i ze zaplace. :,0) A tak? Karteczka zostala schowana z powrotem i pojawil sie komentarz, ze jestem nieznana z miejsca pobytu. ;-,0),0),0),0) Heheheh... Jak fajnie. :,0)
A w ogole Robert jest fajny! Pozdrawiam! :,0),0),0)
| 20:24 / 04.12.2002 link komentarz (8) | Jestem jedna z osob, ktore przygotowuja program studniowkowy. A w naszej klasie jedna z dwoch, przy czym ta bardziej promowana jestem ja. To jest oczywiscie bardzo dziwne, poniewaz nigdy nikt sie ze mna w tej klasie nie liczyl. I nagle... poniewaz zostalo juz kilka razy publicznie ogloszone, ze mam lekkie pioro i ogromne zdolnosci- najpierw na forum klasy, a pozniej na zebraniu z rodzicami (?!,0). No wiec teraz w sprawie przedstawienia wszyscy zwracaja sie do mnie i nagle zaczeli mowic mi "Czesc, Asia", gdy wychodza ze szkoly. Matko! Co za powierzchowne traktowanie!! Wiedza o mnie tak samo malo, jak zawsze, ale nagle zmienili swoje podejscie, kiedy okazalo sie, ze ja tez moge czyms zablysnac. Ba, oni jeszcze nie maja pojecia, jak bardzo moge. :,0) I pewnie nie dowiedza sie nigdy. No, ale nic. Moimi drzwiami do "kariery" beda studia. Tam rozpoczne nowe zycie- bardziej zorganizowane, pelne artystycznego udzielania sie, spelniania i zdobywania wiedzy. Nie moge sie doczekac. :,0)
| 22:55 / 29.11.2002 link komentarz (2) | Zarowno wczoraj, jak i dzis, mialam sie uczyc historii. Zarowno wczoraj, jak i dzis, mialam niespodziewane, acz bardzo mile, wizyty. Przede mna weekend w Warszawie, a nauki naprawde cala kupa. Ciekawa jestem, jak to wyjdzie w praktyce. Hmmm.... Taaa...
| 15:42 / 28.11.2002 link komentarz (6) | Czuje sie jak lisc na wietrze. Niesie mnie moje zycie, a ja nie mam w ogole na to wplywu. Lece, gdzie popadnie, czasem wpadne w kaluze, czasem odpoczne na trwaniku. Ale genralnie troche sie poniewieram i, mimo iz staram sie isc wlasna drozka, wiatr narzuca mi swoja. Wiatr- moj los.
Od jakiegos czasu dlawi mnie ogromny smutek. Jestem sama. Jak palec. W sensie emocjonalnym.
Pewnego razu postanowilam sprawdzic, co zrobia ludzie, jesli przestane wciaz inicjowac spotkania, dzwonic, pytac, zagadywac. Chcialam sprawdzic, czy im na mnie zalezy.
Nie zalezalo.
Urwalo sie, przestalo, skonczylo, umarlo smiercia naturalna.
Jestem jedna z milionow mrowek w mrowisku, szara i nierzucajaca sie w oczy, niewazna dla nikogo, beznadziejna i pospolita. Moze mialam kiedys cos do zaoferowania ludziom, moze bylam kims. Ale zdeptano i stlamszono moje marzenia, moje idealy, moja "ja".
Czuje sie jak wyrzucona, niepotrzebna zabawka. Jak mis pluszowy z dziura w brzuchu, jak lalka Barbie bez glowy. Chcialabym przelac na kogos moje bezgraniczne zaufanie, chcialabym sie podzielic wszystkim, co mam- tym, co mysle, tym, kim jestem. Chcialabym w zamian poczucie, ze jestem kims, ze jestem potrzebna, wazna, piekna, madra. Nie dla wszystkich. Ale chociaz dla kogos. Chcialabym miec kopa, zeby wreszcie cos zaczac robic ze swoim zyciem. Chcialabym sie realizowac, spelniac, wiecej tworzyc. Chcialabym, zeby ktos mnie pochwalil i zmobilizowal. Chcialabym czuc, ze moge. Chce miec cel w zyciu. Chce znalezc sens.
| 22:49 / 25.11.2002 link komentarz (0) | Oczywiscie wygranie 14 noclegow w hotelu mialo swoja druga strone medalu- obowiazkowe wykupienie zarcia (ok. 100zl od osoby na dobe- straszne!!!,0). No, ale nic.
W sumie to nie mam sily nic pisac. Chce juz miec ferie. Chce juz swieta, chce Sylwestra, chce gdzies wyjechac. Chce impreze. Musze wreszcie jakas urzadzic. :,0)
| 10:29 / 25.11.2002 link komentarz (0) | Dzis nie poszlam do szkoly, ale zaraz zabieram sie za prace, bo mam jej bardzo duzo.
A poza tym wlasnie wygralam 14 darmowych noclegow w wybranym hotelu w Europie (moge wybrac 1 z 800 hoteli z Polski, Czech, Slowacji, Austrii, Wloch, Szwajcarii,
Slowenii, Chorwacji lub Wegier,0). Mam czas przez caly rok! O jaaa. :,0) Zaraz poczytam o tym wiecej i zobacze, czy to nie podpucha... :,0)
| 22:49 / 24.11.2002 link komentarz (0) | Czeka mnie kupa roboty i tym razem chyba nie podolam. Nie bede juz wymieniac nawet, co musze, ale mozecie wierzyc mi na slowo, ze wiele, a to mnie jakos zniecheca do wszystkiego.
Ale za to zrobilam sobie po raz kolejny trwala na glowie i... wreszcie cos wyszlo! Juz od roku nie mialam porzadnie zakreconych wlosow. A teraz, chociaz mozna im pewnie by jeszcze wiele zarzucic, wygladaja nareszcie lepiej. Och, och. :,0) Trzeba by je tylko ufarbowac, po caly fiolet juz niestety zszedl.
Zmusilam mame do czytania "Folwarku zwierzecego", wiec go biedna meczy. ;-,0),0) A ja zaraz oddam sie lekturze "Roku 1984".
Na zakonczenie natomiast podtrzymam te moja mala tradycje i radosnie obwieszcze: potomstwa tym razem nie bedzie. :-D
| 15:54 / 22.11.2002 link komentarz (0) | Beznadziejnie mi......
| 08:41 / 21.11.2002 link komentarz (2) | Znowu spuchlo mi oko. No, skandal doslownie!!! I boli. I wyglada jak debil. :-P
| 18:24 / 19.11.2002 link komentarz (3) | Dzis jest przelomowy dzien w moim zyciu szkolnym. Pani oddala wypracowania klasowe i powiedziala, ze moje jej sie bardzo podobalo.
Nastepnie stwierdzila, ze mam lekkie pioro i powinnam sie zajac programem studniowkowym. A cala klasa przyklasnela. Ojej... :,0)
Nagle stalam sie popularna! :,0)
| 17:44 / 18.11.2002 link komentarz (2) | Mam sporo pracy na glowie. Ale nie przeraza mnie to, a wrecz przeciwnie. Calkiem mam ochote sie do tego wszystkiego zabrac. Hi, hi. Hurra. :,0) W sumie to sie ciesze. Bedzie dobrze! Przeszkadza mi tylko moj melancholijny nastroj, ktory przytrafia mi sie co jakis czas. Ale mysle, ze przejdzie. Ojej...
| 07:38 / 18.11.2002 link komentarz (0) | Nic.
W sumie to nic.
| 18:20 / 16.11.2002 link komentarz (0) | Bylam dzisiaj na corocznym Festiwalu Choralnym. Byly oczywiscie i stowarzyszenia spiewacze, i chory dzieciece, i zenskie, i mieszane, i kameralne i zespoly wokalne- moje ulubione, zreszta. Fajnie nawet, choc troszke za malo dynamicznie jak na moj gust. :,0)
| 22:18 / 15.11.2002 link komentarz (0) | Obejrzalam wlasnie po raz setny w zyciu "Akademie Policyjna 4", ktora- to znaczy w ogole caly cykl- uwazam za jedna z najlepszych amerykanskich komedii.
Zanim uraczylam swoj umysl odrobina rozrywki, posiedzialam troche nad referatem o jednym z amerykanskich prezydentow- George'u Bushu (tym pierwszym,0). Problem jest taki, ze wszystkie moje notatki sa po angielsku, gdyz tylko obywateli USA interesuje ich 41 w historii prezydent. Tak wiec musialam poswiecic chwil kilka na tlumaczenie niezrozumialych slowek w - ogolnie przystepnym, ale nadal: politycznym- tekscie, co by moc nauczyc sie pieknie przemawiac na temat Sz.P. Prezydenta i zainteresowac publicznosc w postaci szarej, durnej masy licealnej, jaka sa uczniowe mojej szkoly zacnej.
Niestety dzien zlecial mi strasznie szybko (i to wcale nie na takich przyjemnosciach,0) i nie poczytalam sobie upragnionej ksiazeczki, zaplanowanej na dzisiejszy dzionek. No, ale wieczor - jeszcze mlody - przede mna, wiec moze skonsumuje kilka stron "Roku 1984", ktory, notabene, jest rokiem mojego urodzenia. Ha! :,0)
Wlasnie sobie pomyslalam, ze moje dzieci (Wasze zreszta tez,0) beda mialy rodzicow, ktorzy urodzili sie w poprzednim wieku. Ba! Tysiacleciu nawet! No, prosze. Skonczylo sie jedno tysiaclecie. Zaczelo drugie. Ciekawa jestem, do czego bedzie ono zmierzalo. Pierwsze bylo epoka barbarzyncow, czasem mrocznym, pozbawionym wartosci, sztuki i kultury. Kolejne tysiaclecie przynioslo ogromny rozwoj w tych dziedzinach, a takze w dziedzinie technologii. I pomyslec, ze starozytne cywilizacje (imperia prawdziwe!,0) istnialy kilka tysiecy lat, a nie doszly do tylu niesamowitych odkryc, co ludzie ostatniego (i to jednego w dodatku,0) tysiaclecia.
Tak wiec drugie 1000 lat n.e. bylo epoka rozwoju w szerokim tego slowa znaczeniu. Co bedzie teraz? Czyzby czekala nas fala destrukcji? Czy w swoich wynalazkach i pedzie do wygodniejszego zycia, zniszczymy nasza planete, czy wrecz przeciwnie: nasze umysly stana sie oswiecone i nagle przejrzymy na oczy? Co bedzie? Kto to wie? Tak czy inaczej. Jesli kiedys wynajda wehikul czasu (a teoretycznie z punktu widzenia fizyki-o ile sie nie myle- jest to mozliwe,0), chcialabym, zeby wrocili po mnie i pozwolili spelnic mi moje marzenie: podroze w czasie i przestrzeni.
Nie macie czasem ochoty cofnac sie i zobaczyc, jak to bylo naprawde? Wiecie, jaka masa rzeczy mnie nurtuje? Chcialabym wiedziec, co bylo w miejscu gdzie mieszkam np. dokladnie 1000 lat temu. To przeciez ogromnie ciekawe!
Poza tym zawsze mysle sobie, jak naprawde wygladalo piekne, starozytne miasto. No, np. Ateny- w czasach swego rozkwitu kulturalnego. Zaden film nie odda jak nalezy panujacej tam atmosfery, zadna ksiazka nie bedzie dostatecznym zrodlem historycznym. Chcialabym zobaczyc to wszystko naprawde. Mimo, ze wiemy wszyscy jak wygladal teatr antyczny, ja jakos nie potrafie umiejscowic go sobie w wyobrazni wsrod pagorkow obrosnietych drzewami oliwnymi. Widze fragment, a nie moge wyobrazic sobie calosci krajobrazu i calej jego realnosci. Och, jak to mnie strasznie pociaga i meczy, ze nie bede mogla zobaczyc tego naprawde.
Albo jeszcze cos: pamietam, jak mialam jakies 14 lat i wielka manie ateizmu. Oczywiscie ta ideologia jest we mnie do dzis, ale wowczas glosilam ja glosno i czesto i staralam sie nawracac na swoja droge. Zawsze smieszyl mnie najbardziej dogmat mowiacy o niepokalanym poczeciu. Przeciez to wszystko klocilo sie ze soba! Jezus byl zwyczajnym czlowiekiem, w dodatku filozofem i sprytnym mowca. Dopiero po latach nazwali go Bogiem i napisali Nowy Testament. Ale za zycia Jezusa jakos nikt nie twierdzil, ze Jozef placze sie przy Maryi bez powodu. To przeciez jasne, ze byl jego ojcem! No, chyba, ze kto inny... Ale to wie tylko Maryja... ;-,0)
A wiecie, co bym chciala zrobic? Poplynac sobie do tamtych czasow i poznac Jezusa osobiscie, przekonac sie, jakim naprawde byl czlowiekiem, pogadac z nim, kto wie, co jeszcze? ;-,0),0),0),0) Moze byl przystojny, no nie? ;-,0),0)
A moze zjawilabym sie akurat w chwili, kiedy Maryja zabawiala sie z jakims mlodym, jedrnym niewolnikiem i zmienilabym bieg historii? Moze przeszkodzilabym w nocnej, potajemnej schadzce i panna Marysia nie zaszlaby w ciaze? Ale by bylo!
Wiem, wtedy zrobilby sie w swiecie wielki balagan, gdybysmy tak sobie robili, co chcieli. Dlatego tym bardziej to niemozliwe.
A moze przyszlosc zmierza wlasnie do tego chaosu? Tak jak w mitologii greckiej chaos byl na poczatku, tak u nas bedzie na koncu? Hmm...
No nic. Koncze te moje dywagacje i spac lece. Ale zanim zasne, wykapie sie w pachnacej wodzie i poczytam w wannie przyjemna lekturke! :-,0)
Dobranoc! :-*
| 13:28 / 15.11.2002 link komentarz (1) | Ogarnieta szalem, dzis wypozyczylam "1984" Orwella i zaczelam czytac ukradkiem na lekcjach. Och, jak mi sie podoba!!! :-,0),0),0),0)
| 19:49 / 14.11.2002 link komentarz (0) | Skonczylam wlasnie czytac "Folwark zwierzecy". Jeeeeeeezuuuuu, jakie to wspaniale!! Jakie swietne! Jakie wstrzasajace! Cos genialnego! Przeczytalam jednym tchem! Polecam!!!!!
| 14:17 / 14.11.2002 link komentarz (3) | Chyba chce mi sie spac. Ale wypozyczylam sobie "Folwark zwierzecy" George'a Orwella i zaczelam juz kawalek- jejku, jakie fajne! :,0)
| 19:07 / 13.11.2002 link komentarz (1) | Nie bylam dzis w szkole z powodu klasowki z matematyki. Nie wiem, co pani od matematyki na to powie, ale trudno. Nic nie umialam, a ta jedynka bylaby mi bardzo nie na reke.
Tak czy inaczej dzien minal mi dosc bezczynnie. Ale teraz, pod wieczor wzielam sie do kupy troszke i zrobilam pare rzeczy do szkoly. Ciesze sie. :,0) Poza tym pozmywalam!
Coz jeszcze? Bola mnie oczy. Chyba wirus powraca. Albo ponownie sie zarazilam od Wojtka, ktory kiedys zarazil sie ode mnie- paranoja!
| 12:17 / 13.11.2002 link komentarz (2) | Dzisiaj mialam bardzo ladny sen. Otoz snilo mi sie, ze spotkalam Mela Gibsona. Zupelnie juz nie pamietam, z jakiej okazji to sie stalo, no ale czy to wazne? W kazdym razie od samego poczatku, jak to ja, zaczelam z nim flirtowac. Mel, na moje szczescie, okazal sie do tego wprost wymarzonym materialem: na usmiech odpowiadal usmiechem, na komplement- komplementem, itp. Poza tym odczulam, ze w jakis sposob mnie adoruje. Niestety nie pamietam, co sie w miedzyczasie stalo oraz dlaczego znalazlam sie nagle pod stolem, a tuz obok mnie Mel. Chyba sie przed kims ukrywalismy. Wydaje mi sie, ze przed jego zona.
I tak bylismy sobie pod tym stolem. I mimo, iz do tej pory nic miedzy nami nie zaszlo, nawiazala sie taka niesamowita nic, jaka nawiazuje sie miedzy dwiema flirtujacymi osobami, taka niewidzialna wiez i zauroczenie.
Pamietam jeszcze, ze powiedzialam mu You're seducing me (tak, tak! Wszystko snilo mi sie po angielsku,0), a pozniej zaczelismy sie calowac.
Tu musze wtracic, ze zawsze, gdy mi sie snil ktos fajny, do niczego takiego nie dochodzilo. Wiec to pierwszy (lub jeden z pierwszych,0) snow, ktore sie dobrze koncza. :,0)
Dobrze powiedzialam- koncza, gdyz skonczyl sie zaraz, w najbardziej kluczowym momencie: kiedy Mel mial zadecydowac, czy wybiera swoja zone, czy mnie! ;-,0)
No i teraz nie wiem!
Reasumujac, sen byl strasznie fajny. Ojeeeeej.... ;,0)
| 13:54 / 11.11.2002 link komentarz (0) | Mam Adobe Photoshop! I bede sie nim bawic! :-,0)
| 19:26 / 09.11.2002 link komentarz (3) | Wlasnie mam do czynienia z nowa klawiaturka. Booooze... jaka fajna! Jaka nieuzywana, swieza, czysciutka! Jak mieciutko sie pisze! Az mam natchnienie. Musze tez kupic sobie nowa! :-,0),0)
| 18:39 / 08.11.2002 link komentarz (1) | Mam dzisiaj okropny nastroj. I, na moje nieszczescie, dzisiaj jakos to wszystko siega glebiej. Zle mi, zle mi, zle mi.
Bleeee......
| 14:13 / 08.11.2002 link komentarz (1) | Spac!!!
| 00:28 / 08.11.2002 link komentarz (3) | Taaaak... Nie bylo mnie tu bardzo dlugo- przyznaje. Ale weny nie mialam, a poza tym jakos nlog zle u mnie chodzil, a to- przyznam szczerze- doprowadzalo mnie do pasji i skutecznie zniechecalo.
Ale, ale. Zeby nie bylo, ze wchodze tylko z taka blaha informacja. Mam Wam troszke do opowiedzenia. Mianowicie kilka filmow.
Tak sie zlozylo, ze w ostatnim tygodniu bylam w kinie piec razy. No coz- ma sie to kosztowne hobby... ;-,0),0),0)
Pierwsza pozycja to Edi. Film strasznie glosny ostatnio i w dodatku nominowany do Oscara. A ja powiem: hmmm. Konkurowal z nim "Dzien swira" i ja uwazam, ze ten wlasnie film byl lepszy. Oczywiscie w sumie moze dobrze sie stalo, poniewaz Ameryka nie zrozumialaby "Dnia swira" odpowiednio. "Edi" jest filmem bardziej uniwersalnym. No, ale ad rem. Wiem, ze stwierdzeniem, iz wole film Koterskiego wzbudzam zapewne wiele kontrowersji, gdyz bardzo wielu ludzi, nie zauwazajac w nim glebi i ciekawej tresci, uznali "Dzien swira" za albo nieudana komedie, albo cos innego- rownie nieudanego. Ale tak nie bylo. Ten film mial preslanie, byl naprawde dobry i wartosciowy, ale o tym juz kiedys pisalam. Teraz mam sie skupic na "Edim".
A wiec tak: historia jest dosc prosta. Film jest o bezdomnym Edim, uwikladnym w okrutna intryge z nieswoim bobasem oraz o tym, jak to Edi jest wartosciowym, madrym czlowiekiem, ktory lubi czytac "Romea i Julie".
I tutaj znow sie powolam na inny film, a mianowicie "Nietolerancje" (USA, 1916,0) Davida Grifitha. Otoz wlasniej w "Nietolerancji" jest bardzo duzo o niej mowione, lecz na ekranie widac to momentami slabo. I tak samo w "Edim". Glowny bohater czyta ambitne dziela, mowi madre rzeczy, ale to wszystko- dla mnie- jakies takie puste slowa. Sam Edi, choc faktycznie sympatyczny i o dobrym sercu, nie wyglada jednak na tak wyksztalconego i madrego, jakiego ma grac.
Moze to tez dlatego, ze aktor jest amatorem, a musial zagrac i to bardzo dramatycznie?
W "Czesc Tereska" wystepuja takze amatorzy, ale oni tam nie maja scenariusza- improwizuja. Natomiast w "Edim" tacy sami amatorzy maja grac. I niestety- nie umieja za dobrze...
Poza tym ogolnie musze przyznac, ze film jest bardzo wzruszajacy, naprawde, chociaz im wiecej czasu mija, odkad go widzialam, tym mniej mi sie podoba. Nie to co "Pianista", ktory mnie powalil doslownie, oczarowal, tak, ze do konca dnia nie moglam ochlonac. A tu? Wyszlam z kina i prawie zapomnialam. Film ten nie wstrzasnal mna i nie zrobil na mnie jakiegos kolosalnego wrazenia.
Kolejny film, ktory- tym razem- serdecznie polecam to Fanatyk. To opowiesc o chlopaku, ktory jest Zydem i jednoczesnie wszystkich Zydow ogromnie nienawidzi. Z poczatku glowny bohater- Danny- tak mnie zbulwersowal swoim zachowaniem, ze,gdyby byl tylko realnym czlowiekiem, potraktowalabym go tak samo, jak on tych Zydow nieszczesnych. Ale pozniej... wyjasnia sie, dlaczego on tak bardzo ich nienawidzi. W polowie filmu troche zlagodnialam, bo juz wiedzialam przynajmniej, co Dannyemu chodzi. Mozna powiedziec, ze swiat w tym filmie dzielil sie na Dannyego i reszte. Danny przekonywal reszte, czemu Zydzi sa glupi, a reszta przekonywala Dannyego, ze nie nalezy zywic takiej nienawisci do nikogo. I te dwie kwestie zaczely sie uspojniac. Danny przekonal widzow do swoich racji, ale sam takze sie ugial- nie odrzucal logicznych argumentow, zastanawial sie i przezwyciezyl swoja slabosc. Warto to obejrzec!!!
Nastepnie polecam, choc juz nie tak goraco, Klatwe skorpiona. To film Woodego Allena, w ktorym gra takze Helen Hunt, Dan Aykroyd i Charlize Theron. Bardzo to przyjemna i wesola komedyjka. Co tu duzo gadac- w stylu pana Allena. Niezle dialogi, ciekawa intryga, swietna gra (szczegolnie Helen Hunt,0). Moze troche naciagana koncowka, ale ogolnie- wrazenia pozytywne.
Co dalej? Dalej Tabu. Film japonski Nagisy Oshimy. Opowiada o mlodym samuraju- Kano, ktory przybywa do szkoly samurajow i wywoluje furore wsrod innych mezczyzn, miedzy innymi pewnego Tashiro. W ogole film jest dosc niekonwencjonalnie zrobiony, gdyz co jakis czas pojawiaja sie napisy, zupelnie jak w niemym kinie. I jednego tekstu do konca zycia nie zapomne. Cale kino przy tym rzalo ze smiechu.
Tashiro kocha Kano. Kano unika Tashiro. Kano, mimo swoich 18 lat, nadal nosi dlugie wlosy nad czolem. To zacheca innych mezczyzn do zalotow. Biedny Tashiro.
No i ostatnia pozycja to Imperium zmyslow. Film tego samego rezysera. Poszlam na niego po pierwsze dlatego, ze wlasnie tego samego tworcy i chcialam sie przyjrzec jego tworczosci. A po drugie- mial byc to film ambitny, a jednoczesnie dosc erotyczny. No i tak... Ja powiem szczerze- to byla czysta pornografia.
Obok mnie siedziala jakas para i non stop marudzila, ze film jest do bani. Mialam ochote wrzasnac na nich doslownie. W film, jesli jest uznany, trzeba sie wczuc, postawic sie w sytuacji bohaterow i wtedy dopiero oceniac, co sie podobalo, a co nie. Natomiast jesli ktos siedzi, nie skupia sie na niczym, komentuje na glos, tu sie smieje, tam steka- to nie dosc, ze mnie trafia szlag, to jeszcze on sam nic z tego filmu nie ma.
Ja rozumiem jego zbulwersowanie- przez caly film w koncu aktorzy uprawiaja seks, na rozne sposoby. Nagosc jest tak naturalna i wszechobecna w tym filmie, jak w kazdym innym- eksoponowanie pieknej garderoby. Ale najwazniejsze, ze ten film jest przede wszystkim psychologiczny.
O czym jest film? Czy jest o seksie? Niekoniecznie. Wedlug mnie jest o milosci. Obsesyjnej wprawdzie i namietnej do granic, ale nadal- milosci. O dewiacjach i tak ogromnym popedzie seksualnym, ze minuty bez seksu nie mozna wytrzymac. Kochankami sa Sada i Kichi-san. Ona kocha go tak bardzo i pozada tak bardzo, ze ma ochote wykorzystywac go w kazdej chwili, bez wzgledu na to, czy on tego chce, czy nie. Ale on, z milosci, zgadza sie na wszystko.
Final tego przerazajacego zwiazku jest taki, ze Sada, podczas jednej z gier milosnych, postanawia poddusic swego ukochanego, bo wtedy czuje wieksza rozkosz. Oczywiscie zdarza sie to nie pierwszy raz, ale po raz pierwszy tak mocno... Oczywiscie zabija go tym.
A nastepnie czyni rzecz, ktora obiecywala mu od poczatku: obcina mu genitalia.
Po trzech dniach znajduje ja policja na ulicy z wyrazem szczescia na twarzy.
Historia powstala na podstawie wydarzen autentycznych. No coment. :,0)
| 13:47 / 02.11.2002 link komentarz (2) | Dzisiaj ide do swojego ojca. Spotkalam go pare dni temu na ulicy i niebardzo moglam sie wymigac przed umowieniem sie na sobote, czyli dzis. Ta sytuacja troszke mnie denerwuje, gdyz najechetniej nie widzialabym sie juz z nim nigdy w zyciu i miala swiety spokoj. Z drugiej strony, jesli on nie zaczyna wojny, ja tez nie zamierzam (to bezsensowne- walczyc z idiota,0). Nie mam ochoty tracic na to energii i denerwowac sie. Nie mam tez ochoty na uprzejme rozmowy ze swiadomoscia, ile mi napsul krwi przez te wszystkie lata. Tak wiec- owszem- moglabym sie uniesc ambicja i powiedziec, ze nie chce sie z nim spotkac. Ale to tez bez sensu. Nie potrafie, mimo wszystko, wbijac komukolwiek noza w plecy. Jesli chce sie ze mna spotkac, to- trudno- spotkam sie. Ostatecznie nic mnie to nie kosztuje. Tylko wkurza troche...
| 18:28 / 31.10.2002 link komentarz (0) | Chcialabym sie odniesc do tego, co napisala niedawno Galaxy w swoim nlogu- ze ludzie z innych miast twierdza, ze sa z prowincji. Ha, ha. I ja pewnie nie raz cos takiego o sobie powiedzialam w towarzystwie kogos z Warszawy. Nie pamietam sytuacji, ale zapewne tak bylo.
I juz tlumacze, jako ze ja takze ;-,0),0),0),0),0),0) z prowincji, zwanej Lodzia, pochodze. ;-,0),0),0)
Droga Panno Kasiu. Musisz wiedziec, ze (moze nie wszedzie, ale przynajmniej w moich, lodzkich kregach- choc tusze, ze nie tylko,0) krazy taki stereotyp zarozumialego Warszawiaka, ktory uwaza tylko swoje miasto i wywyzsza sie z jego powodu. Nie wiem, skad takie pojecie o naszych rodakach ze stolicy sie wzielo, ale sie wzielo i czasem funkconuje- teraz juz bardziej jako zart na temat prowincji, ale nadal cos takiego gdzies jest.
I ja o Warszawiakach slyszalam sporo, z tym, ze nigdy nie przywiazywalam do tego wagi, bo dla mnie nie istenieja takie podzialy: na rasy, kraje, miasta czy inne sztucznie- przez czlowieka- wyznaczone granice. To wszystko bzdury. Nie ma zlych, zadufanych w sobie Warszawiakow i dobrych, skromnych Lodzian. Sa zli ludzie i dobrzy ludzie. A to, gdzie mieszkaja, nie ma znaczenia. Najmniejszego.
Ale, ale (tak, jednak jest to "ale",0). Nie chce byc zle zrozumiana i nie chce genralizowac. Ale przyznac trzeba, ze w Warszawie, ogolnie rzecz biorac, wszystko jest. Juz tlumacze. Otoz, jasne, cala masa Warszawiakow, ktorych znam, twierdzi, ze ma dosc swojego miasta, ze jest brudne i zatloczone, blablabla... Tak- to sa bzdury, moje warszawskie, kochane dziateczki. Jesli chcecie zobaczyc prawdziwe, zatloczone, brudne, syfiaste i beznadziejne miasto- zapraszam do Lodzi. :,0) Urok porozwalanych na cale ulice smieci (lacznie z wizytowka- ulica Piotrkowska,0) jest oszalamiajacy! ;-,0) W Warszawie natomiast jest cala masa ladnych, czystych osiedli, w miare spokojnych. W Warszawie sa lepsze i gorsze dzielnice. W Lodzi- wszystkie sa zle. ;,0)
No, ale ogolnie- rozumiem. Macie prawo narzekac, wiec narzekajcie sobie.
Dlaczego napisalam, ze w Warszawie jest wszystko? Ano dlatego, ze jest. :,0) Warszawa jest nie tylko formalna stolica. Ona jest centrum pod kazdym wzgledem. Wszystkie najwazniejsze wydarzenia maja miejsce wlasnie tam. Ona jest miastem najbardziej reprezentacyjnym, zadbanym, a poza tym najdrozszym i najbogatszym (dla kontrastu- Lodz jest najbiedniejsza :-D,0).
Tak wiec taki Warszawiak na co dzien ma cala mase rzeczy, ktorej chociazby my-Lodzianie nie mamy. Warszawiak niektorych rzeczy nie potrafi zrozumiec, bo ich nie doswiadcza.
Oczywiscie znow powtarzam, ze NIE CHCE GENERALIZOWAC. Nie mowie tu o wszystkich ludziach, bo to zalezy od wielu czynnikow (jacy w ogole sa, jak zyja, itp,0), a w szczegolnosci od pieniedzy. Ale... prawda jest taka, ze w Warszawie jest procentowo wiecej bogatych ludzi. I na tym tylko ta innosc polega. Nie na mentalnosci przeciez!
Reasumujac, zart o prowincji jest tylko zartem. Ja osobiscie nigdy nie dziele ludzi i nie uwazam za gorszych ani lepszych tylko dlatego, ze pochodza z jakiegos konkretnego miejsca.
Poza tym, ty- Kasiu- miedzy innymi jestes przykladem na to (dla mnie przynajmniej,0), ze granice wyznaczane przez ludzi miedzy jednym miastem a drugim sa sztuczne i nieprawdziwe. Bo ja sie z Toba rozumiem doskonale! I z wieloma innymi osobami- takze.
No, buzka! :-*
| 19:52 / 30.10.2002 link komentarz (1) | No ladnie. Znowu sie zaczyna. Dopiero pazdziernik, a ja juz- jak powiedziala (pod moja nieobecnosc,0) pani wychowawczyni jestem nieklasyfikowana z jezyka polskiego. Ja i moje dwie kolezanki. Coz za bez sens! Jeszcze dwa miesiace semetstru, jeszcze zdaze sie nachodzic do szkoly i nadrobic te kilka dni nieobecnych, a ona takie pierdoly gada. Co za babsko glupie. A jednoczesnie napedzila mi stracha, ze zacznie sie czepiac i mnie upupi. Wiem, to moja wina. Ale w tym roku naprawde nie urywam sie az tak bardzo! Kilka razy mnie nie bylo!
| 10:38 / 30.10.2002 link komentarz (2) | Nie poszlam dzis do szkoly. I zla jestem na siebie za to jak nie wiem.
Poza tym nie wiem, co napisac. :( Brak natchnienia totalny. :(
| 18:03 / 28.10.2002 link komentarz (3) | Jako mi dziwnie. Jak zwykle. Moze nie powinnam sie w takich chwilach pojawiac, bo i tak nie wnosze nic konkretnego na te strone? Hmm...
| 16:19 / 25.10.2002 link komentarz (3) | Klasowke z historii jakos przezylam. No, zobaczymy, co dalej. Przyszly tydzien to z kolei katowanie naszych wiadomosci z polskiego. Antyk i miedzywojnie... Buuu... Jak tego duzo....
A ja jestem taka zmeczona i spiaca, ze nie mam sily na nic. Spalabym tylko.
| 20:03 / 23.10.2002 link komentarz (3) | Mam na piatek tyle rzeczy do szkoly,ze doslownie sie powiesze.
Klasowka z polskiego- z antyku i Biblii.
Klasowka z historii- cale sredniowiecze.
Wypracowanie z polskiego- "Diabel w literaturze". Macie jakies pomysly poza "Mistrzem i Malgorzata", "Biblia", "Pania Twardowska"? Jesli tak, to, blagam, napiszcie. I okrascie to kilkoma slowami wyjasnienia... :,0)
| 19:43 / 21.10.2002 link komentarz (0) | Poszlam dzisiaj z Ania do Cafe Verte. Slyszalam sporo pozytywnych opinii o tamtym miejscu i w sumie calkiem sie nie moglam doczekac momentu wejscia tam i przezycia tego pierwszego wrazenia. Ale jednak nie bylo ono piorunujace. Wewnatrz, mimo wczesnej pory, siedzialo dosc duzo ludzi, a dym papierosowy byl tak duszacy, ze od razu zaczelam kaszlec.
Udalo nam sie wreszcie znalezc calkiem przytulny stolik w kaciku, z dala od innych. Zamowilysmy sobie szarlotke z lodami oraz grzane wino galicyjskie. Wino oczywiscie bylo wspaniale. Szarlotka- takze. Slodziutka, z bezami, lodami i polewa. Mniam, mniam. Teraz tylko, nie wiedziec czemu, boli mnie glowa i czuje sie tak zmeczona i spiaca, jakbym caly dzien ciezko pracowala fizycznie.
Czekaja mnie bardzo ciezkie dwa tygodnie. Pelne klasowek, odpytywania i innych takich rzeczy. Bleeee....
| 02:19 / 21.10.2002 link komentarz (0) | Dzis ufarbowalam sobie wlosy na fioletowo oraz troche podcielam. A dokladnie moja mama. Powiedzialam jej, zeby lekko pocieniowala mi z tylu. Ale w trakcie tak nabralam ochoty na cos nowego na glowie, ze teraz mam na niej urocza miotelke z loczkow. I bardzo jestem zadowolona. :-,0) O!
A poza tym chcialam napisac, ze niezmiernie sie ciesze z dzialania nloga. Juz nie moglam sie doczekac. To moje male uzaleznienie. I jedyna, a zarazem jakakolwiek, tworczosc.
| 16:15 / 19.10.2002 link komentarz (0) | Trema
Usiadla i czekala. Nie bardzo wiedziala, gdzie ma go szukac, wiec nie podejmowala zadnej proby. Email był niepoprawny, listy nie dochodzily. Coz zrobic wiecej? Czula tylko ogromna treme, jakby za chwile miala wyjsc na scene i zaspiewac przed kilkutysieczna publicznoscia. W brzuchu fruwaly nieprzyjemne motylki, a z kazda mysla na jego temat robila się coraz bardziej podenerwowana i niespokojna. Gdy przypominala sobie jego imie, serce podchodzilo jej do gardla, a po plecach przechodzily ja ciarki. Tak bardzo pragnela, by tym razem to nie skonczylo się jak zawsze. Tak bardzo chciala dostac od niego jakikolwiek znak, wiadomosc. Czekala na jakikolwiek przejaw dobrej woli w kierunku ich znajomosci. Może był zbyt niecierpliwa. Przeciez minal dopiero jeden dzien. Ale mimo wszystko rece jej drzaly i z trudnoscia przyciskala klawisze na klawiaturze. Rozgladala się nerwowo po pokoju, patrzyla na zegarek, gdyz było już pozno i dobrze wiedziala, ze powinna już się polozyc, by rano wstac o odpowiedniej godzinie. Ta trema doprowadzila ja wreszcie do tego, ze w żaden sposób nie mogla skoncentrowac na niczym mysli i w strach budzilo w niej już teraz doslownie wszystko. Kazda mala rzecz budzila stres i niepewnosc oraz przyspieszone bicie serca.
Troche ganila się za caly ten cyrk, który miał miejsce w jej glowie. Już nie pierwszy raz była w podobnej sytuacji- jako osoba czekajaca. Och, jakze to było straszne. Chyba najgorsze. Zla wiec była, ze i tym razem dala się poniesc emocjom i czeka. Zla była, ze ma nadzieje na jakiekolwiek slowo z jego strony. Zla i bezradna.
Przeciez to najbardziej absurdalna rzecz na swiecie- czekac na kogos, kogo w ogole się nie zna! To glupota i bezsens. Ale jak to sobie wytlumaczyc i opanowac dziwny lek? Jest to w ogole możliwe???...
| 16:12 / 19.10.2002 link komentarz (0) | Znajomy z importu
Opetalo mnie cos ostatnio na punkcie doksztalcanie się w moim angielskim i postanowilam czesciej wchodzic na jakies zagraniczne czaty. Sciagnelam sobie bardzo fajnego messengera z Yahoo i tam wlasnie, na tamtych czatach, zaczelam się pojawiac.
Rozni ludzie tam bywaja. Najwiecej ich jest z Indii, doslownie cale zatrzesienie, bez względu na kanal. No, ale udalo mi się także trafic na kilku native speakerow. Jednym z nich był bardzo sympatyczny Irlandczyk o imieniu Austin.
Co to znaczy bardzo sympatyczny? To znaczy, ze nie był najgorszego sortu prymitywem, któremu tylko chodzi o seks online ani nie zaczynal rozmowy od zwrotu „asl” (dla niewtajemniczonych - ten skrot oznacza: age, sex, location,0). I to cale asl jest tak samo durne i prymitywne, jak u nas na polskim czacie „Cze, skad klikasz?”. I niestety nie ma wlasciwie tam osoby, która by od wyzej wspomnianego zwrotu rozmowy nie zaczela. Koszmar, doslownie koszmar. Dlatego tez uznalam Irlandczyka o, kojarzacym się odpowiednio, imieniu Austin za bardzo sympatycznego.
Ale to jeszcze nic.
Potem udalo mi się trafic na czlowieka, który diametralnie zmienil moje zdanie o ludziach zza granicy. Bo tak jak niezbyt czesto na czacie czy IRCu można spotkac naprawde genialne osoby, tak na czacie zagranicznym w ogole nie można. Powaznie!
I nagle taki szok, o imieniu Lars. Wiek mi nienznay. Miejsce zamieszkania – Londyn. Czlowiek ten zaczal ze mna rozmowe, ponieważ mój nick brzmial: trooskavka. Zainteresowalo go to, bo stwierdzil, ze mam cos wspolnego z Franzem Kafka. Wytlumaczylam wiec koledze, skad wzial się mój nick i co po polsku znaczy oraz wyjasnilam, ze pan Kafka pochodzil z Czech (ach, ci obcokrajowcy! Obilo im się cos o uszy i od razu myla Polske z Czechami, Czechy z Rosja, a Rosje z niewiadomo czym jeszcze,0). I w tym momencie nastapil pierwszy szok. Ow kolega poinformowal mnie, ze wie, ze Franz Kafka był zydem i mieszkal w Pradze, a najlepsza jego ksiazka jest „Ameryka”, ktorej na oczy nie widzialam, a on mi ja polecil. Pozniej Lars pochwalil się znajomoscia paru ksiazek Sienkiewicza, Bulhakowa, itp., itd. Myslalam, ze spade z krzesla. Nie, no... Anglik i taki wyksztalcony! Przeciez przecietny obcokrajowiec o Polsce nie wie nic. A ten wymienil kilka znanych mu miast oraz spytal, czy nie mieszkam w Wielkopolsce, bo o niej tez slyszal. ;-,0) heh...
Zaczelismy wiec dyskutowac najpierw o literaturze, a pozniej dowiedzielismy się slow kilka o sobie. Lars skonczyl teologie i filozofie, a teraz studiuje literature srodkowej Europy. A nawet jeśli to nieprawda (watpie,0), to i tak wiedzial baaaardzo duzo...
Gadalo nam się swietnie. Okazalo się, ze mamy bardzo podobne poczucie humoru i ubawilam się podczas tej rozmowy rewelacyjnie. Az dostalam wypieki. ;-,0)
Niestety Lars zaznaczyl, ze nie chce korespondowac, bo nie lubi pisania maili. Pozniej podal mi adres, który nie dziala i... tak mi strasznie szkoda. Chcialabym jeszcze kiedys pogadac z nim... Naprawde, do dzis jestem pod wrazeniem.
A poza tym padl pod moim adresem najcenniejszy komplement: ze swietnie mowie po angielsku, ze bardzo dobrze się ze mna rozmawia, bez owijania w bawelne. Ciesze się. Naprawde się ciesze! ;-,0),0),0),0),0)
| 16:11 / 19.10.2002 link komentarz (0) | To be „bi” or not to be „bi”
Zrobilam sobie trwala. Tym razem w domu, co by zaoszczedzic kolejne 80zl albo wiecej i liczyc się z tym, ze być może nie będzie efektu. Wycierpialam się swoje, pol wlosow mi się wyrwalo wraz w walkami, nasiedzialam się z recznikiem na glowie, nameczylam i po co? Oczywiście, tak jak się spodziewalam, efektu praktycznie nie widac zadnego. Zalamac się można. Co z tymi wlosami się dzieje?? Chyba musze je sciac. Ale jak? Pomysle, pomysle...
Spotkala mnie rzecz dosyc specyficzna. Taka, która się nie zdarza kazdemu, a i w ogole zdarza się rzadko. Już mowie.
Jest pewna kobieta, mianowicie Ania. To jedna z moich kolezanek. Nie jakas najblizsza, chociaz zawsze mialysmy duzo wspolnych tematow. Wlasciwie Anie polubilam już w pierwszej klasie, bo była osoba, która bardzo interesowala się filozofia, miala ciekawe przemyslenia i była niepospolita na tle klasy. Wlasciwie nidgy miedzy nami nie było zle. Nidgy nic do niej nie mialam. Ani ona do mnie (chyba,0), ale i o przyjazni ciezko było mowic, gdyz obecnosc w dwoch roznych grupach sila rzeczy oddzielila nas od siebie.
Ostatnio przypomnialysmy sobie o swoim istnieniu i umowilysmy się w „Niebieskich Migdalach”, żeby porozmawiac po naprawde dlugim czasie milczenia. Nie było to dla zadnej z nas bynajmniej poswieceniem i ostatecznoscia, która spowodowalaby tak desperacki czyn jak spotkanie. Ach, gdziez tam! Spotkalysmy się z wielka radoscia i przeswiadczeniem (slusznym zreszta,0), ze mamy sobie wiele do powiedzenia. No i mialysmy. Kazda opowiedziala dluga historie, plotkowalysmy o facetach, swoich i nieswoich, bylych i niedoszlych i w ogole było bardzo milo.
No, a jeśli rozmowa doszla do tematu facetow, to czemu i nie kobiet? Ostatecznie kobiet nie powinno się pomijac. A ponieważ, trzeba dodac, ja i Ania zawsze mowilysmy sobie najskrytsze tajemnice, wiedzac dobrze, ze dalej one nigdzie nie pojda, i tym razem tradycji stalo się zadosc. Opowiedzialam Ani o moim fizycznym kontakcie z kobieta. Niezbyt jakims bliskim i wyrafinowanym, ale zawsze. Pozwolcie, ze nie będę- przynajmniej na razie- zdradzac szczegolow.
Opowiedzialam Ani o moich sklonnosciach biseksualnych, których- notabene- nie jestem wcale pewna. Sama się nad tym zastanawiam i nigdy nie mogę dojsc do sensownej konkluzji. Jak ja to w ogole widze?
Wedlug mnie sklonnosci homosksualne to nie tylko takie, które prowadza do seksu z ta sama plcia, ale także do zwiazku, uczucia i milosci. Natomiast biseksualizm to raczej chec rozrywki, chec przezycia czegos nowego. Oczywiście to taka sobie tylko moja teza. No, ale niewazne. Nie wiem wiec, kim jestem i jakie sklonnosci posiadam. Ale jedno jest pewne- kobiety mnie nie obrzydzaja, sa dla mnie ciekawym urozmaiceniem. Ale np. nigdy nie moglabym kobiety pokochac taka miloscia, jak kocha się mezczyzne.
Tak czy inaczej porozmawialam sobie wówczas z Ania, calkiem otwarcie i szczerze. Pozwierzalysmy się sobie z przeroznych perwersji i fantazji, po czym zartobliwie umowilysmy się na „spotkanie”.
I jakos ostatnio Ania podeszla do mnie w szkole i powiedziala, ze czuje do mnie pociag fizyczny. No i, ze boi się, ze to się może przerodzic w cos bardziej duchowego.
Z poczatku w ogole nie moglam uwierzyc, myslalam, ze zartuje. Ale pozniej uwierzylam i nawet troche się dowartosciowalam, ze mogę jeszcze w kimkolwiek wzbudzac takie odczucia. Pozniej zrobilo mi się dziwnie. Nie mam nic przeciwko kobietom, ich dotyk mnie nie krepuje, ale... w moim przypadku wiaze się on, jeśli już, tylko i wylacznie z zabawa, z impreza, z alkoholem. Nie znioslabym dotyku kobiety, która chce mnie czule poglaskac, w momencie, kiedy nie jestem do tego psychicznie przygotowana. Nie, to mnie jakos przeraza.
Wiem dobrze, ze troche oddzialywuje na mnie prawdopodobnie zacofane spoleczesntwo i dlatego alkohol w takiej sytuacji jest dobrym rozwiazaniem, ponieważ zawsze można się jakos wytlumaczyc. Chociaz to chyba nie o to chodzi. Ja po prostu mam rozne blokady. Ciagnie mnie do czegos, ale jeśli już to COS ma się stac, zaczynam panikowac. Chyba wiele osob przejawia podobne dolegliwosci. No coz, z czasem mina pewnie.
Tak czy inaczej, boje się. Mam wrazenie, ze Ania oczekuje ode mnie niewiadomo czego. Powiedzialam jej jasno, ze mnie kobiety nie fascynuja psychicznie i pewnie nigdy nie będą. Jednoczesnie nie zamierzam klamac, ze nigdy nie zajdzie miedzy nami żadne szalenstwo, bo... kto wie? Ania bierze to za dobra monete i boje się... w sumie już sama nie wiem, czego...
Co mam zrobic? Naprawde nigdy nie bylam w takiej sytuacji. Kurcze...
| 13:42 / 05.10.2002 link komentarz (0) | Jestem zauroczona "Morrowindem". :-,0),0),0) Bardzo fajna gra. Naprawde bardzo fajna. :-,0)
Jakos dzis mi calkiem milo. Jakbym natchnienie czula. Musze cos skomponowac. Mam pomysl na piosenke. O! Ide tworzyc!! :-,0),0),0)
| 13:27 / 04.10.2002 link komentarz (0) | Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! Morrowind!!! | 17:16 / 02.10.2002 link komentarz (2) | Wsiadlam sobie dzisiaj do pociagu, w przedziale bylam sama. Nagle zaglada do mnie jakis poczciwie wygladajacy pan i pyta, czy wolne i czy moze.
- Tak, prosze.
Pan zamyka za soba drzwi i siada.
- Zimno dzisiaj- zagaja. - Nie grzeja jeszcze w pociagach...
- Ano nie grzeja...
- Daleko pani jedzie?
- Ja? Do Warszawy (niby dokad mam jechac pociagiem do Warszawy?!,0)
- Ja jestem z Warszawy i... ja bede z pania szczery... bo mi zabraklo do biletu. I wie pani... ja zawsze, to jest... ja bym oddal na miejscu.
Pan sie jaka, belkocze strasznie i caly spocony.
- Ale ja nie mam pieniedzy- mowie.
- Wiem... Nikt nie ma...
- A ile panu brakuje?
- 9 zl.
- Ooo... To ja nie mam tyle (mialam, ale co mu bede tyle kasy dawac?,0). Zobacze, ile mam drobnych, zawsze bedzie panu latwiej szukac dalej. Wie pan, sama nie mam w tej chwili na bilet powrotny.
Sprawdzam w portfelu i wysupluje mu 1,5 zl. Bierze.
Ja wyjmuje karte SIMplus, zeby sobie doladowac konto.
- Ooo... masz SIMplusa (ni stad ni zowad przechodzi na "ty",0).
- Tak.
- I jak to jest? Faktycznie jest na koncie tyle, ile mowia, czy odliczaja sobie jakas prowizje?
- Faktycznie tyle jest. No, chyba, ze wykorzystam za duzo z poprzedniej karty, to odliczaja.
- Ahaa...
Chwila ciszy, ale naprawde krotka, gdyz panu sie buzia raczej nie zamyka.
- Masz chlopaka?
- ... mam...
- A dawno?
- Aaa... jakies pol roku (zaokraglam nieco,0)
- No tak... Tak myslalem.
Spuszcza glowe.
- To dziekuje.
I wychodzi...
| 23:45 / 01.10.2002 link komentarz (0) | Dziwnie mi, dziwnie. W domu pachnie olejkiem geraniowym. A ja wciaz obracam sie w klebie mysli. Krece sie w kolko, wiruje, nie moge sie zatrzymac i, jak w Kole Fortuny, wylosowac jednego rozwiazania- wlasciwego czy tez nie- ale zawsze jakiegos. Ale chyba mi juz nieco lzej, chyba wirowanie zmiejszylo tempo. Jakos stwierdzilam, ze pewne fakty zwyczajnie nadinterpretuje. Trzeba dac sobie spokoj. Koniec z jakimikolwiek myslami. KONIEC! Rozpoczynamy ere mniej skomplikowanego odbierania swiata. Zobaczymy, czy bedzie taki sam. Hehe...
| 18:55 / 01.10.2002 link komentarz (0) | Po pierwsze: co sie dzieje z tym nlogiem, ze raz dziala, a raz nie?? He? Bo ja sie tak nie bawie!!
Po drugie: zle mi. Juz myslalam, ze bedzie wszystko dobrze. Juz nadzieja, ktora co dzien sie karmie, zapukala do mnie i ulozyla sie z usmiechem na talerzu. Ale, tradycyjnie juz chyba, zamiast nasycic mnie i uszczesliwic, stanela oscia w gardle. Zakrztusilam sie znowu, a teraz- wymeczona dlugim kaszlem- siedze i mysle. Co dalej?
Po trzecie: kaszel mam naprawde. Mam tez wyrzuty sumienia, bo nie poszlam do szkoly. W ogole czuje ogromna niemoc do robienia czegokolwiek. Nie wiem, co ze mna bedzie. Nie wyobrazam sobie matury i egzaminow na studia. Jak ja naucze sie tego wszystkiego?? Jejku... Ech...
| 14:17 / 30.09.2002 link komentarz (4) | Slucham Barbry Streisand i kompletnie nie wiem, co napisac. Pustka.
Humor nieco mi sie poprawil, zreszta za sprawa mamusi, ktora powiedziala mi cos... hmmm... calkiem niemozliwego, ale jednak takiego, jakiego szukam w podswiadomosci. I dalo mi to, przynajmniej na czas jakis, nadzieje.
W srode moja klasa wyjezdza na trzydniowa wycieczke i, korzystajac z tej okazji, pojawie sie w Warszawue. I zamierzam sobie pojsc do warszawskiego zoo, bo nie bylam w nim jakies 15 lat! ;-,0),0) Poza tym trzeba znowu do jakiegos kina sobie skoczyc, bo przeciez TYYYYLEEE filmow jest obejrzenia! Znowu zamierzamy pojsc na jeden, a na drugi sie wemknac za darmo. ;-,0),0),0) Moze sie uda?
| 16:02 / 29.09.2002 link komentarz (7) | Bylam dzisiaj na zakupach. I tylko sie zdenerwowalam, bo albo nie ma na mnie rozmiaru, albo koloru, albo fasonu. Albo jeden pan stwierdza, ze nie mam szyi i w ogole nie nadaje sie do tego typu plaszcza, ktory chce, albo inna pani chwali mnie jak oszalala i twierdzi, ze w.w. typ plaszcza podkresla moja talie i ze w ogole wygladam cudownie.
Jasna cholera! Myslalam, ze zabije wszystkich! Kupilam wreszcie plaszcz dlugi, ciemnoszary, dopasowany i rozkloszowany od pasa w dol, niestety bez futerka. Ale ostatecznie i tak wygladam we wszystkim tak samo beznadziejnie... :-(
A w ogole mam dola. W ogole jest mi zle... :-(((
| 00:36 / 29.09.2002 link komentarz (1) | Bylam dzis w kinie na "No man's land". Film, ktory juz od dawna chcialam zobaczyc. Ale... jakos nie zafascynowal mnie on. Oczywiscie uwazam, ze byl bardzo dobry, ba- nawet swietny, ale... "Pianista" na przyklad bardziej mnie poruszyl. Mimo wszystko polecam ten film wszystkim, ktorzy lubia kino nieamerykanskie. :-,0)
Co jeszcze? Dwa dni pelne depresji. Oj, tragicznie mi bylo. Ale chwilowo sie jakos pozbieralam i zyje. Zobaczymy. Jestem jak niestabilna konstrukcja z kart- slabe dmuchniecie i... znow sie rozlece na kawalki. Ach. Moze bedzie lepiej. Caly czas mam taka nadzieje.
| 16:25 / 26.09.2002 link komentarz (0) | Jestem przerazona, jak malo wiem. Jak wiele bede musiala sie nauczyc, zeby dostac sie na takie studia, jakie chce. Ostatnio chodzi mi po glowie UJ, ale przeciez chetnych tam sa cale tabuny i trzeba byc naprawde dobrym, zeby miec jakiekolwiek szanse. Ja juz zapomnialam co to znaczy miec piatki i nie martwic sie o nic. Boje sie, boje sie strasznie.
A moje plany na dzis to "Ferdydurke".
| 00:16 / 26.09.2002 link komentarz (0) | Z piatku na sobote bylam na maratonie filmowym. Kosztowalo mnie to raptem 25 zl, a obejrzalam cztery filmy i dostalam za darmo kawe. :-,0),0),0)
Jako pierwsze dali "Truposza" Jima Jarmuscha. Nazwisko znane, wiadomo, ale nidgy nie widzialam nic tego rezysera i nie mialam zielonego pojecia, coz to za film bedzie. Moglam sie tylko domyslac po reszcie repertuaru, ze bedzie to cos dziwnego. I faktycznie: ten film mozna przede wszystkim okreslic mianem: dziwny. Bardzo dziwny. To western, a jednoczesnie film sensacyjny. Momentami- komedia a la Monty Python, a tak ogolnie- to film psychologiczny. I... bardzo artystyczny. Niesamowite zdjecia, ktore nadawaly wspanialy klimat. W dodatku- film czarno-bialy, wiec tym bardziej sceneria nabierala niesamowitosci. Bardzo duzo scen milczacych, pokazujacych tylko twarz bohatera i jego zamyslenie. Takie sceny budzily rozne refleksje. W ogole- film byl swietny.
Jako nastepny obejrzalam "Requiem dla snu" i tym razem podobal mi sie bardziej niz poprzednio. Lepiej sie wczulam, bardziej mnie poruszylo to wszystko. I dostrzeglam w nim wiecej wartosci i to w zasadzie calkiem uniwersalnych.
Trzeci byl "Cube", ktory takze widzialam juz wczesniej, ale nie na wielkim ekranie. I przekonalam sie, ze to faktycznie typowo kinowy filmik. Polecam wszystkim, ktorzy jeszcze nie widzieli. Niesamowicie trzyma w napieciu.
A na koniec dlugo oczekiwane przeze mnie "Pi". Nie wiem, czy podzialala tak na mnie sennosc, czy zmeczenie, czy trzy wystarczajaco ciezkie i piorace mozg filmy, ale... ja naprawde nie wiem, o co w tym filmie chodzi i jestem troszke rozczarowana. Mam wrazenie, ze ten film mial w zalozeniu byc ciezki i meczacy i spelnil to bez zarzutu, ale to wszystko. I, choc wlasciwie kazdy, kto ten film widzial, byl zachwycony, ja jestem nieco zawiedziona. Nie moge powiedziec, ze to kiepski film. Bo jest bardzo fajnie zrobiony, ma ciekawy montaz oraz zdjecia. Ale... przede wszystkim w ogole zupelnie nie wiem wreszcie, o co w nim chodzilo. Moze powinnam kiedys obejrzec ten film jak bede wyspana. Chociazby z ciekawosci. Tak czy inaczej- jak patrzylam na cierpienie glownego bohatera (w zwiazku z jego atakami migreny,0), od razu bolala mnie glowa- tak to bylo realistycznie pokazane. :-,0)
************
Weekend z kolei spedzilam w towarzystwie bogatym, z dobrego domu, podrozujacym po swiecie i znajacym sie z liceum. I szczerze przyznam, ze czulam sie troche jak piate kolo u wozu, bo nie mialam kompletnie nic do powiedzenia na tematy, na ktore oni rozmawiali. No bo jesli rozmawiali o pracy, to coz ja im powiem?? Ze w poniedzialek to mam klasowke z matematyki?! Jesli rozmawiaja o podrozach do Chin, Meksyku czy Indonezji, to z czym ja im wyskocze? Z Paryzem??
Tak wiec siedzialam sobie cichutko i staram sie nie rzucac w oczy i nie mowic nic, profilaktycznie, zeby nie palnac czego, jak to mam w zwyczaju, kiedy sie stresuje.
Zle sie tam czulam. W sumie nie chce wiecej za bardzo jakos z nimi przebywac. No, zobaczymy...
| 21:12 / 25.09.2002 link komentarz (2) | Przeglad Wszystkich Trzynastych
ROK 1997- siodma klasa
13.09. - Hmm... Tego pieknego dnia mialam lat zaledwie 13 i wowczas (tak, przyznaje sie,0) sluchalam jeszcze Kelly Family... ;-,0),0) No i tego dnia akurat napisalam pare slow o nich... Hie, hie.
13.10. - No tak... Ten dzien mial sie zapisac w historii. A to z powodu niewielkiej liczby lekcji... :-,0),0) Tak, mialo sie kiedys takie problemy... ;-,0),0),0),0) Poza tym dalam przyklad w swoim wpisie z tamtego dnia, ze spoleczenstwo ma wplyw na jednostke, piszac- bardzo slangowo i idiotycznie- majza o matematyce. Wtedy to slowo bylo bardzo modne. Pozniej ktos zmodyfikowal na majma- moim zdaniem jeszcze gorsze... ;-,0),0),0)
13.11. - dostalam piatke z geografii. ;-,0),0),0),0)
13.12. - kino: "Air Force One".
ROK 1998
13.01. - pisalam o tym, ze przez szesc lat kochalam sie platonicznie w koledze z klasy, a pozniej go znienawidzilam.
13.02. - nie pisalam do nikogo walentynek, bo nie mialam do kogo... Ale za to poczynilam pewne postanowienia:
- odchudzac sie
- na wakacje sciac wlosy na jezyka (nie udalo sie. Nie wytrzymalam do wakacji,0)
- ufarbowac je na niebiesko (nigdy tego wreszcie nie zrobilam,0)
13.03. - dowcip dnia:
Dziecko przyszlo ze szkoly do domu:
- Mamo! Dostalem piatke!
- No i co z tego? I tak masz raka!
(dowcip obrzydliwy i makabryczny...,0)
13.04. - snulam refleksje na temat seksu, jak to sie go boje i jak to sobie go zupelnie nie wyobrazam... ;-,0),0),0)
13.05. - bylam chora i ogladalam sobie "Braveheart".
13.06. - kupilam sobie spodniczke. :-,0)
13.07. - bylam na obozie w Slowacji i poznalam niejakiego Bartka, w ktorym sie pozniej zakochalam (do dzis nie wiem czemu,0). Poza tym rozpaczalam nad tym, ze ludzie sa straszni, bo trzeba pic i imprezowac, zeby w ogole sie do nas odezwali. Pamietam taka smieszna akcje. Pewnego razu postanowilysmy z dziewczynami podpuscic takie jedno towarzystwo. Mialysmy kilka piw, ktore sobie same wypilysmy. Pozniej postawilysmy butelki na balkonie. A balkony w tym hotelu wszystkie byly polaczone ze soba. I w momencie, gdy- celowo zreszta- przewrocilysmy ktoras butelke po piwie, nagle ni stad ni zowad pojawilo sie w naszym pokoju kilka osob pod pretekstem pozyczenia czegos. Heh... jakie towarzystwo...
13.08. - ogladalam z Agata "Akademie Policyjna"
OSMA KLASA
13.09. - robilam pierwszy w zyciu "Przeglad trzynastych". :-,0),0),0)
13.10. - kupilam prezent dla wychowawczyni z okazji Dnia Nauczyciela.
13.11. - przezywalam koncert Kelly Family, ktory byl poprzedniego dnia. Swoja droga, do dzis uwazam, ze koncert byl fajny. :-,0)
13.12. - narysowalam portret jednej piosenkarki. I byl to moj ostatni portret jaki narysowalam. Od tamtej pory tego nie robilam...
ROK 1999
13.01. - uczylam sie na olimpiade z polskiego oraz spiewalam z Agata i Ewa w zespole, zalozonym dla jaj i parodiujacym rozne piosenki. :-,0)
13.02. - rozmyslalam o pewnym chlopaku, z ktorym rozmawialam poprzedniego dnia na targach edukacyjnych. Byl z 4LO czyli szkoly, do ktorej mialam pojsc. I, notabene, nie po raz ostatni go wowczas widzialam...
13.03. - kilka wrazen dotyczacych mojego korepetytora od matematyki, Piotrka. Napisalam:
Moglby mi sie nawet ten caly Piotrek spodobac, gdyby nie to, ze pewnie traktuje mnie jak malolate i mnie olewa. A szkoda. Heh...
13.04. - czekalam na korki z matmy. I obiecywalam sobie, ze sama nie zaczne zadnej rozmowy, bo wydawalo mi sie, ze za duzo gadam. Poza tym bylam tydzien przed egzaminami do liceum i lekko sie stresowalam. I stwierdzilam, ze pora zaczac sie uczyc. :-,0)
13.05. - Moj pierwszy w zyciu kontakt z internetem i... chat... :-,0),0),0)
13.06. - dwa tygodnie przed wyjazdem do Paryza.
13.07. - spotkanie z Karolina K. i lekkie rozbicie psychiczne z powodu tesknoty za obozem w Paryzu...
13.08. - ostatni dzien pobytu w Zakopanem i wycieczka do Doliny Strazyskiej.
PIERWSZA KLASA LICEUM
13.09. - wpisu brak, ale w tym dniu, jak i w kazdym innym, integrowalam sie z nowa klasa.
13.10. - razem z Ewa i Agata poszlysmy do Gosi. Pisalam o sentymencie do starej klasy.
13.11. - II Festiwal Choralny- sluchalam sobie wystepow chorow z calej Polski.
13.12. - zawracalam sobie glowe pewnym kolesiem ze szkoly, ktorego nazywalam Shortmanem (z powodu wzrostu,0). Z perspektywy czasu patrzac jestem bardzo zla na siebie, ze dalam sie mojej owczesnej psiapsiolce, Martusi, tak omamic i uwierzyc jej, ze podobam sie kolesiowi, ktorego nie znalam. Heh... Co za glupota. No, ale bylo sie kiedys mlodym, glupim i naiwnym...
ROK 2000
13.01. - postanowilam zaczac olewac Shortmana. Poza tym poklocilam sie z przyjacielem.
13.02. - do nocy pisalam walentynki do kolegow z klasy.
13.03. - brak wpisu. Ale pewnie troche zaprzatala mi glowe sprawa mojego ww przyjaciela, Marcina, z ktorym to zaistniala "specyficzna" sytuacja w Sylwestra.
13.04. - Wycieczka klasowa po Wloszech. Zwiedzaniu Rzymu i kac po imprezie u Mateusza... :-,0)
13.05. - kino: "Czlowiek z ksiezyca".
13.06. - kucie fizyki.
13.07. i 13.08. - brak wpisu.
DRUGA KLASA
13.09. - kino: "Ja, Irena i ja"
13.10. - moje pierwsze korepetycji u corki pani Kornelii, mojej wychowawczyni z podstawowki, z klas 1-3.
13.11. - nieprzyjemne dni, jedne z gorszych w zyciu... Problemy rodzinne = tabletki uspakajajace, czujnosc 24h na dobe, stres, nadcisnienie, niejedzenie... Bu.
13.12. - fryzjer i zakupienie farby "Rubinowa czerwien". :-,0) I domysly, czemu Albert nie zadzwonil...
ROK 2001
13.01. - Moje pierwsze "Kocham cie" z ust faceta, glupie, beznadziejne, tandetne i nieszczere. :-P
13.02. - Rozterki... Gluchy telefon do X. Rozmowa z Modzelem na IRCu i 5 powaznych powodow, dla ktorych nienawidzi... _pewnego_pana_ ;-,0),0),0) Pierwsze objawy zlosci i nienawisci.
13.03. - Maksymalny dol i desperacja, w efekcie czego- SMS do X. Telefon do Alberta i ukojenie moich nerwow przez niego.
13.04. - spotkanie z Witkiem i list do Rocha, wyjasniajacy wszystko- od poczatku do konca- w naszej znajomosci.
13.05. - platoniczne zakochanie.
13.06. - urodziny Krzysia
13.07. i 13.08. - brak wpisu.
TRZECIA KLASA
13.09. - brak wpisu.
13.10. - ---//----
13.11. - wspominalam "Romea i Julie" w teatrze, oraz odnowienie znajomosci z Mumikiem i nasza czterogodzinna rozmowe telefoniczna.
13.12. - nieustanny dol. Poza tym zaliczylam lacine.
Potem juz niestety az tak dokladnie nie prowadzilam pamietnika, ale za to nloga nie zaniedbywalam. :-,0)
O kurcze... Alez sie rozpisalam. Zamiescilam tu kawalek mojego zycia, oczywiscie tylko wycinki z jednego dnia w miesiacu, ale co tam! :-,0),0),0)
| 19:08 / 25.09.2002 link komentarz (0) | 25 wrzesnia 2002 r.
Zaczyna się jesien. Przypomina mi się poprzedni rok. Cale dnie i noce przesiedziane na IRCu, przegadane, przesmiane. Co robilam rok temu o tej samej porze? W pamietniku jest luka, ale z kontekstu nastepnego dnia wynika, ze wlasnie 25.09 wzielo mi się na sentymenty na temat F. No tak zdarza się. ;-,0),0) Dzisiaj tez mi się bierze na sentymenty- czekam na odpowiedz od niego.
Heh, a propos takiego sprawdzania, co się kiedy wydarzylo- kiedys robilam sobie tzw. "Przeglad trzynastych". Robilam go zawsze 13.09 i sprawdzalam, co się dzialo przez wszystkie 13-ste w minionym roku. Hehe... Może znowu zrobie cos takiego?? ;-,0)
No dobra, a wiec dzis (choc wcale nie jest 13.09.,0) robie "Przeglad wszystkich trzynastych" czyli wszystkich, jakie tylko mam spisane. A pamietniki prowadze od roku 1997! :-,0),0),0)
Zaraz wiec puszcze takowy przegladzik...
| 19:02 / 25.09.2002 link komentarz (0) | Matko!!! Po prostu nie wierze!!! Wreszcie udalo mi sie zalogowac!! Hurrra!!!! :-,0),0),0),0),0)
| 01:42 / 20.09.2002 link komentarz (4) | http://195.205.142.60/gandalf/spiderman.swf
| 00:57 / 20.09.2002 link komentarz (0) | Mam wyrzuty sumienia. Nie nauczylam sie na fakultet z historii oraz na test z angielskiego. A obiecalam sobie, ze w tym roku wreszcie wezme sie do roboty. Kurcze, naprawde chcialam solidnie sie w tej czwartej klasie pouczyc. I co? Guzik. Nie moge sie zebrac. Ciekawa jestem, jak naucze sie do poniedzialkowej klasowki w matematyki. No, ciekawe... :-P
| 16:19 / 19.09.2002 link komentarz (0) | Dzisiaj moje pierwsze korepetycje w tym roku szkolnym. Zobaczymy, czy nadal mam zdolnosci pedagogiczne. A ide sobie do Kacpra. Prawdopodobnie znow sie u niego zasiedze. Bede gadac z jego mama przy herbatce i pokazywac jej zdjecia z Krety. :-,0),0) hehe...
I znowu czuje pustke tworcza. Nie wiem, co napisac...
| 19:42 / 18.09.2002 link komentarz (9) | Nie wiem kompletnie, co napisac.
Wywolalam kolejne zdjecia z Krety. Bylyby sliczne, gdyby nie to, ze wyszly za ciemne. No, ale to lekcja na przyszlosc, jak ustawiac czas i przeslone.
Mam ochote na czekolade. Ide do sklepu. :-P
| 23:58 / 17.09.2002 link komentarz (3) | Wlasnie uslyszalam przeslodka ploteczke na moj temat. Ale tak slodka, ze nie sposob bylo sie wkurzyc. Rozsmieszyla mnie do lez. :-,0) Otoz, prosze Panstwa, podobno przespalam sie z polowa kanalu: #rzeczpospolita. W tym i z Chaferem!! :-,0),0),0) Slyszales, Chafer?? Slodkie, prawda? :-,0),0) Hehe...
Ale poniewaz niewiarygodne jest zrodlo, od ktorego te plotke uslyszalam, to nie wierze. Niewiarygodna jest tez osoba, ktora rzekomo plotke rozsiala. Ale co tam- usmialam sie niezle. Hahaha... Prosze o wiecej!!! :-,0),0),0)
| 23:28 / 17.09.2002 link komentarz (0) | Gralam dzis w "Simsow" zamiast sobie poczytac. :-( Blee. Jestem be-be.
| 18:26 / 17.09.2002 link komentarz (0) | W sumie wyrzutow sumienia nie mam, bo na angielski pojde sobie jutro, a historie mam z glowy przynajmniej. He, he.
Poza tym skonczylam dzis w szkole "Sklepy cynamonowe" i tak, jak przypuszczalam po 70 stronach, tak teraz po skonczeniu i doczytaniu kolejnych 30, oswiadczam: to jest po prostu arcydzielo. To jest piekne, to jest niesamowite, troche dziwne- na pograniczu jawy i snu. Wprowadza cudowny, tajemniczy klimat. Mmm... to sie nazywa sztuka, prosze Panstwa...
"Sklepy..." juz do biblioteki oddalam, a "Ferdydurke" nie mieli niestety. Tak wiec, w ramach rekompensaty, wypozyczylam sobie ksiazke filozoficzno-psychologiczna "O dawaniu". No, zobaczymy. W sumie calkiem bez sensu, ze to wzielam, bo przeciez mam tyle wlasnych ksiazek do nadrobienia! Ech, no, ale grube to nie jest, a zawsze jakas satysfakcja z przeczytania ksiazki o takiej tresci. He, he. To tyle.
Dzis mam wolne. Nie robie nic. Wiec gram w "Simsow". O! To sa plany na dzis! :-,0)
| 10:38 / 17.09.2002 link komentarz (0) | Popelniam wlasnie zbrodnie i nie ide na angielski. A wiecie, dlaczego? Bo okazalo sie, ze wczorajsza historie robilam faktycznie fakultatywnie. :-,0),0) Dzis nie ma zadnej historii!!! Aaaa!!! Wscieklam sie, bo ani speecha z angielskiego nie przygotowalam, ani nie napisalam wypracowania, ani nie skonczylam "Sklepow cynamonowych". A glupia historie robilam. Zupelnie nadprogramowo, bo zaloze sie, ze nikt z naszej klasy nie robi w domu notatek... ;-,0),0),0),0)
| 22:13 / 16.09.2002 link komentarz (0) | Ale ze mnie głupi drób. :-,0),0),0) Normalnie odbilo mi i zaczelam, w sumie dosc fakultatywnie, uczyc sie historii, a dokladniej rzecz ujmujac: sporzadzilam sobie notatke, bo wlasnie w ten sposob zawsze sie ucze. Poza tym przyda mi sie to do klasowki. No, ale najbardziej szokujace w tym wszystkim jest to, ze ja nigdy, przenigdy w zyciu czegos takiego nie robilam!!! :-,0) Teraz dopiero, w klasie maturalnej, cos mi odbilo. Ale to dobrze. Ja tam sie ciesze. Nareszcie spedzam czas konstruktywnie, robiac notatki na 12 stron... Hmm...
Ale wiecie co? Az dostalam wypieki. Cala jestem uradowana, bo to ogromna satysfakcja zalozyc sobie cos, a pozniej tego dokonac, nawet jesli mialaby to byc glupia historia, which I used to hate, since I remember.
Przede mna do napisania speech na angielski na temat: "Me and the book". Czyli review albo inne wrazenia jakiejkolwiek ksiazki na swiecie. No, tym, powiedzmy, sie nie przejmuje, bo to male piwo przed sniadaniem, jak to mawial dozorca w serialu "Dom". Gorzej, ze na jutro chce skonczyc czytac "Sklepy cynamonowe" (jestem w polowie mniej wiecej,0). A juz najgorzej, ze na jutro jeszcze mam wypracowanie z polskiego. Blee... Temat tak ohydny jak kupa. :-,0) Nawet sie nie bede za to brac. A co!
A tak w ogole boli mnie paluszek od trzymania kurczowo dlugopisu i robienia notatek. Strony sa tak mocno zapisane, ze az pogiete. Juz nie takie swieze i czysciutkie. Tylko miekkie, wyginajace sie. heh. :-,0) Wpadacie czasem w taki trans pisania czegos? Taki, ze reka wam odpada, a wy piszecie dalej? Oj, ja tak kiedys miewalam bardzo czesto. Ostatnio rzadziej. Ale jeszcze sie zdarza. Heh. :-,0)
| 18:49 / 16.09.2002 link komentarz (0) | Przychodzi facet do ksiegarni i pyta:
- Dzien dobry. Czy sa kroniki Galla?
- Ano ni ma.
| 18:42 / 16.09.2002 link komentarz (3) | Spotkalam dzis Piotrka w szkole. Piotrek bardzo sie wyrobil na przestrzeni tych kilku lat, ktore sie znamy. Zawsze mial ciagoty do dziewczyn i prawil komplementy kazdej napotkanej, ale... jakos mu to wszystko nie wychodzilo. Taki byl z niego pocieszny, kochany Piotrus.
Ale chlopak sie, kurcze blade, zmienil. Po pierwsze: zmeznial i zaczal wygladac naprawde fajnie. Po drugie: zachowuje sie teraz zupelnie uwodzicielsko, rzuca podtekstami erotycznymi w rozmowie, no i w ogole.
I tak sobie rozmawialismy, az tu nagle Piotrek pocalowal mnie w policzek. Niby sie wyglupial, ale bylo to bardzo erotyczne. Co wiecej, za chwile przesunal policzkiem po mojej twarzy i pocalowal mnie w szyje. I to wszystko. I sie odsunal, po czym pogadalismy chwile jeszcze i sobie poszedl. Kurcze. Ale sie zdziwilam. Niby to byl z jego strony zart, ale... hmm... nie chcialabym byc na miejscu jego dziewczyny.
| 01:57 / 16.09.2002 link komentarz (0) | Wrocilam z Sielpi i chociaz pobylam tam dwa dni, naprawde czuje, jakbym byla tam przez tydzien. To miejsce dziala na mnie kojaco, naprawde. No i oczywiscie tradycja nie zostala zlamana- troche poczytalam, no i troszke napisalam. Zaczelam pewne opowiadanie. Jak skoncze, wrzuce tutaj, chociaz wcale nie jestem z niego zadowolona. No, ale jakis dowod mojej tworczej pracy musi byc. :-,0)
| 01:30 / 13.09.2002 link komentarz (7) | Okej. Proces umierania ustapil. Teraz jest zmeczenie i wyczerpanie. Glowa boli od placzu, kosz jest zasypany zasmarkanymi chustkami, oczy wyplukane przez, rwace jak potoki, strugi lez. Nos tez wyplukany- przez strugi kataru. :-,0),0),0) Mieszkanie nieposprzatane. Historia nienauczona. Nic nienapisane. W ogole nic nie zrobione. Idiotyzm. Kto wymyslil depresje? Tylko nie mowcie, ze Bog. Znowu on? Stworzyl juz nieszczescia, choroby i kleski zywiolowe (no, chyba, ze to jednak wina Pandory i jej puszki,0). Stworzyl faszyzm, ksiedza Rydzyka i Bin Ladena. Jest winien calemu zlu na tym swiecie. I co? Powiecie mi moze, ze jeszcze on stworzyl depresje, tak? W takim razie ten cyniczny facet na gorze siedzi tylko i wymysla, jak nam uprzykrzyc zycie. Heh, dobre. Tez bym chciala popatrzec na taki teatrzyk. Prawdziwa tragikomedia! Cool.
| 22:53 / 12.09.2002 link komentarz (0) | Ogarnela mnie gigantyczna nostalgia. Mam poczucie beznadziei. Mam swiadomosc, ze nie jest dobrze. A najgorsze jest, ze tlumie to wszystko w sobie, bo nie moge nic zrobic. Niby moge, ale... nie moge. :-((( Bede plakac. Bede walic glowa w sciane. Bede skakac z okna.
Po co?? Po co sie tak podkladalam? To moja wlasna wina. Tak bardzo chcialabym moc o tym wreszcie nie myslec, zapomniec, poczuc ulge po raz pierwszy od tak dawna... Jak mam byc w ten sposob szczesliwa??
Jestem taka bezsilna, taka zrezygnowana i bezgranicznie smutna. Nie wiem, co mam robic. Potrzebuje swietego spokoju. Nie chce zadnych ludzi w moim zyciu. Zadnych, ale to zadnych. Nie chce z nikim rozmawiac, nie chce sie z nikim widziec. Nic z nikim nie chce. Chce miec swiety spokoj od zgielku, od przeludnienia, od wszystkich ukladow miedzyludzkich. Mam tego powyzej uszu. Chce byc sama. A jak odpoczne, wylonie sie ze swej norki i sama dam o tym znac. Tym, ktorym uznam za stosowne. Amen.
| 22:38 / 12.09.2002 link komentarz (0) | Wyjezdzam na weekend do Sielpi. Powinnam posprzatac, bo wroce razem z mama i wtedy zacznie mi marudzic, ze jest balagan. Eech...
Powinnam pouczyc sie historii, ale totalnie nie moge sie do niej zabrac. Mialabym ochote cos popisac, cos potworzyc, ale jakos czasu nie mam. No nic, Sielpia zawsze dziala na mnie wenotworczo. :-,0),0) Sprobuje cos tam wlasnie urodzic, tj. napisac.
A poza tym chcialam tylko obwiescic, ze to, co sie w moim zyciu dzieje, nie ma po prostu sensu. Tak bardzo, jak nie wiem co. :-/
| 18:36 / 12.09.2002 link komentarz (1) | Ok. godz.10:30, matematyka
Zle sie czuje. Ale przynajmniej mam pewnosc, ze tym razem nie bede miec potomstwa. ;-,0),0)
Wczoraj byl 11 wrzesnia. i znow caly swiat szalal. W radiu i TV przez caly dzien gadali tylko o jednym- o Ameryce. Ja rozumiem naprawde, to bylo tragiczne wydarzenie, mrozace krew w zylach, a caly swiat wowczas wstrzymal oddech i czekal w napieciu na dalsze wiesci. No, ale umowmy sie: zyjemy w Polsce i nie musimy obchodzic rocznicy ataku na Nowy Jork! Na calej kuli ziemskiej miliony ludzi gina z glodu, tocza sie ciagle rozne wojny! Rzezi w Kosowie nikt nie wspomina, o rozpoczeciu II wojny swiatowej byla w dzienniku krotka wzmianka. Dlaczego z atakow terrorystycznych robi sie taki showbusiness? Dlaczego Varius Manx z moja durna kolezanka- wokalistka spiewa piosenke o Nowym Jorku? Dlaczego ludzie chodza sie modlic do kosciola albo obstawiaja zniczami miejsca publiczne? Dlaczego? Bo to Ameryka.
Istna glupota, doprawdy. Moze zorganizujemy na nlogu, na forum, publiczne oplakiwanie ofiar?
Siedze na matmie. Nie wiem kompletnie, o co chodzi. Nie rozumiem niestety rachunku prawdopodobienstwa. Spac mi sie chce.
| 22:36 / 11.09.2002 link komentarz (2) | Wreszcie to zrobilam- opracowalam dla Agaty "Strasna zabe" Galczynskiego. Bede tylko musiala od Goski pozyczyc dyktafon, zeby to nagrac w nie najgorszej jakosci. No, to moj pierwszy utwor na zlecenie- gotowy! Tak, zdecydowanie wole wykonywac cos na zamowienie. Wtedy mam wiecej natchnienia oraz jakis przymus, by do tego zasiasc i to skonczyc. :-,0) Fajnie.
| 19:31 / 11.09.2002 link komentarz (4) | Czesc 3
Swiat już dawno pograzony był we snie. Slonce zamknelo oczy i przykrylo się sliczna, granatowa pierzynka, a tajemnicza Pani Noc posypala je magicznym, srebrnym pylem. Ksiezycowa glowa zawiesila się na srodku i dumnie obserwowala nieskonczenie wielki firmament. I, niczym nocny stroz, pilnowala porzadku na calym sklepieniu.
Delikatny podmuch wiatru poruszyl lekko kosmyki wlosow Elizy.
Polozyla się na lozku i przykryla kocem. Zgasila lampke nocna i wpatrywala się w ogromny ksiezyc, który swoim jasnym swiatlem wdzieral się przez otwarte okno do pokoju.
Przypomniala sobie dzisiejsza wizyte Filipa. Jego twarz, sylwetke, sposób rozmowy. Dlaczego przyszedl ja odwiedzic? Dlaczego znow się odezwal? Czy z braku lepszej alternatywy? A może jej dzieciece modly sprzed kilku lat zostaly wysluchane i teraz on, Filip, skruszony i zakochany powraca, by być z nia już do konca?
Mlodziencza naiwnosc Elizy sprawila, ze na jej twarzy zagoscil delikatny usmiech. Tak, marzyla o tym od lat, by pewnego dnia moc go przytulic i calowac do utraty tchu.
Zamknela oczy i wyobrazila sobie, jak wchodzi do jej pokoju. Ma lekko potargane wlosy. Pachnie letnim deszczem. Przysuwa się do niej blisko, a jego usta spoczywaja na jej szyi.
Eliza poczula dreszcz na mysl o tym.
Przypomniala sobie ich pierwsze spotkanie. Miala wtedy 15 lat.
Pewnego dnia mama oznajmila jej, ze będzie mieć indywidualne lekcje francuskiego. Elizie wcale się ten pomysl nie podobal, ale nie potrafila się nigdy sprzeciwic apodyktycznej matce.
Tego dnia, gdy miala się odbyc pierwsza lekcja, Eliza siedziala od rana w domu. Była troche przeziebiona i nie poszla do szkoly. Miala katar, wygladala okropnie i nie miala ochoty nikogo widziec, a tym bardziej jakiegos nauczyciela francuskiego. I nagle otworzyly się drzwi jej pokoju. Za nimi stala matka. Zrobila grozna mine mowiaca „Bądź grzeczna!”, po czym poszla sobie. A w pokoju zostal Nowy Nauczyciel...
Zanim Eliza uraczyla go swoim bystrym, blekitnym spojrzeniem, powiedziala niezadowolonym tonem:
- Od razu chce zaznaczyc, ze te lekcje nie maja sensu. To pomysl mojej mamy. Ja wcale nie czuje potrzeby uczyc się tego jezyka, tak wiec sadze, ze wiekszych efektow nie będzie. Proszę się nie rozczarowac.
Nowy Nauczyciel lekko się rozesmial:
- No coz... Zobaczymy. Może się jeszcze cos da z toba zrobic?- jego ton był zartobliwy.
Eliza w pierwszej chwili pomyslala sobie, ze go znienawidzi za ten ton, pelen- w jej oczach- sarkazmu i wyzszosci, po czym skierowala na niego swoje sliczne, oburzone nieco, oczy.
- Ooo...- rozesmial się na ten widok nauczyciel.- Zbuntowana, mloda dama, co?
Eliza zrobila się purpurowa ze zlosci, bo niecierpiala, kiedy ktokolwiek nazywal ja w ten sposób. Ostatecznie nie była już taka mloda. Nie odezwela się jednak slowem i pozwolila swemu korepetytorowi usiasc naprzeciwko siebie przy biurku.
Mlody mezczyzna rozgoscil się na wygodnym krzesle, wyjal ze swojej teczki jakies kartki i ksiazki, po czym usmiechnal się serdecznie w kierunku Elizy.
- Alors, bonjour, mademoiselle.
Spojrzala na niego wrogo, a gdyby wzrok mogl zabijac, nauczyciel by już pewnie nie zyl.
Ponieważ Eliza nie raczyla odpowiedziec uprzejmym „dzien dobry”, mezczyzna mowil dalej:
- Parles tu Francais? En peu pet-etre?
Eliza zniecierpliwila się i odparla niegrzecznie:
- Przeciez już mowilam, ze nigdy nie mialam z francuskim do czynienia.
- Wrecz przeciwnie- usmiechnal się korepetytor.- Powiedzialas tylko, ze nie znosisz tego jezyka, a to nie to samo.
- Dla mnie nie ma wiekszego znaczenia- miala ochote pokazac mu jezyk.
- Alez moja droga- Eliza podniosla na te slowa zdziwione oczy,a na jego twarzy znow zagoscil usmiech. – Żeby poddawac cos ocenie, musimy chyba cokolwiek o tym wiedziec, prawda?- zauwazyl bystro. – Stad tez moja hipoteza, ze prawdopodobnie mialas jednak do czynienia z francuskim, skoro z jakiegos, nieznanego mi zreszta, powodu tak go nie lubisz.
Elize na chwile zatkalo. Miala ochote powiedziec, ze nie lubi francuskiego ot tak i po prostu, ale miala wrazenie, ze to glupio zabrzmi. Dosc już tych dziecinnych zachowan, bo wyjdzie na kompletna idiotke. Po chwili sama się zdziwila tym, ze chce dobrze wypasc przed nowym nauczycielem.
Zamilka wiec i pozwolila mu poprowadzic pierwsza lekcje.
- Je m’appelle Filip. Et toi? Comment tu t’appelles?
- Eliza- nie była pewna, czy o to wlasnie korepetytorowi chodzi, ale i tak musiala cos odpowiedziec, wiec zaryzykowala.
- Tres bien!- zawolal z usmiechem, po czym uwaznie jej się przyjrzal. Ta chwila napiecia wydawala się trwac cale wieki. Wreszcie powiedzial lekko sciszonym glosem: - Tu es tres jolie...
Wówczas Eliza zupelnie nie wiedziala, o co mu chodzi, ale ton, jakim to powiedzial, zauroczyl ja i sprawil, ze poczula dreszcze na calym ciele. Przygladala się bacznie ruchom jego warg, glebokim oczom i dloniom, delikatnym i zarazem bardzo meskim.
Lezala teraz w swoim wygodnym lozku z pachnaca, wykrochmalona posciela i plakala. Zalowala milionow niewypowiedzianych nigdy slow, które zawsze cisnely jej się na usta. Zalowala miliardow tych wypowiedzianych. Ogarnal ja nastroj kompletnej melancholii i zaczela sobie przypominac wszystkie nieprzyjemne rzeczy, które się wydarzyly od poczatku swiata. Najbardziej jednak ubolewala, ze tak malo o wszystkim wie. Ze jej doswiadczenie zyciowe jest rowne doswiadczeniu zyciowemu dziecka. A jej wiek jest zupelnie do tego nieadekwatny. Eliza czula się bezradna wobec tysiaca spraw, jakie ciagle ja ogarnialy. Nie wiedziala, kiedy ufac i czy w ogole. Nie wiedziala, dlaczego ludzie klamia. Owszem, slyszala o tym, ale nigdy nie doswiadczyla tego na swojej skorze, dlatego wciąż podswiadomie liczyla, ze klamia tylko nieliczni i zupelnie zdeprawowani. Chciala, żeby swiat był piekny i prawy, i wierzyla, ze jeśli taka będzie, zmieni chociaz mala jego czastke. Była przekonana, ze ludzi takich jak ona jest cale mnostwo i pewnego dnia będzie można stawic czola zlu i pokonac je raz na zawsze. Zupelnie jak w bajce.
| 17:04 / 11.09.2002 link komentarz (0) | Lezy sobie u mnie jakas nieznana mi kaseta magnetofonowa. Ulozyla sie na ksiazce "Wladca pierscieni 2" i spi. Przyplatala sie wloczega jedna i nawet nie powiedziala, jak sie nazywa. Ani me, ani be. Niewychowana jakas.
Ale zaraz, zaraz... cos sobie przypominam... Chyba jednak nas sobie przedstawiono.
-Joanno. Poznaj moja Kasete z Orkiestra Swietego Mikolaja. Kaseto, poznaj moja Joanne- powiedziala Agata, a ja i kaseta podalysmy sobie rece. Tzn. ja podalam reke, a kaseta- tasme.
| 01:19 / 11.09.2002 link komentarz (7) | Czuje lekki glod. A lekki glod w odczuwaniu podobny jest do tremy. Natomiast trema, taka lekka, mobilizujaca i pozytywna, jest zwiazana czasem z tworzeniem, dlatego wlasnie poczulam delikatny podmuch natchnienia. A wiec pisze. Gdybym teraz poszla cos zjesc, wszystko bym prawdopodobnie zniszczyla. Wiec chwile pogloduje, wpisze sie, a nastepnie pojde po kanapke. Z zoltym serem. I basta.
Sama. Jestem sama. Mumisko pojechalo w cholere czyli sobie do domu. ;-,0) Mama sobie siedzi na wakacjach, w Sielpi zreszta (bardzo przyjemne miejsce,0). A u mnie, jak co dzien, cicho i ciemno. Krople wody kapiace z kranu w kuchni wydraza zaraz dziure w patelni, ktora sobie spoczywa w zlewie. Jednostajny szum i warkot komputera zaraz wprawi w drganie caly budynek.
Chcialabym pogadac z mama, ale niestety nie mam ani grosza na karcie, wiec nawet SMSa wyslac jej nie moge. Zadne bramki w necie- dziwnym trafem- tez nie dzialaja. Chamstwo i drobnomieszczanstwo! Na szczescie Mader mi pomoze! :-,0) Dobra dusza. :-,0)
Coz jeszcze? Dosc tej tworczosci na dzisiaj. Ide zaraz po kanapke. Amen. :-,0)
| 00:53 / 11.09.2002 link komentarz (0) | Bylam wczoraj na "Pianiscie". FENOMENALNY!!! Jeden z lepszych filmow, jakie widzialam. Troche nie spodziewalam sie, ze bedzie az tak niesamowity. Jestem mile zaskoczona. To bylo wstrzasajace i wzruszajace przezycie. Cos pieknego. Wywolujace lzy, lecz przy tym budzace nadzieje i patriotyzm (?,0). Naprawde! POLECAM GORACO!!! :-,0)
| 16:10 / 09.09.2002 link komentarz (7) | Wczoraj w nocy byla u mnie Agata. Pilysmy piwko z sokiem malinowym, gadalysmy o seksie, a pozniej zaczelysmy grac w "Tomb Raidera 4". I lezka w oku sie nam zakrecila, gdyz musialysmy isc od poczatku- po smierci mojego poprzedniego dysku zaginely bezpowrotnie wszystkie save'y.
Tak wiec przypomnialo nam sie, jak to kiedys (a bylo to ponad dwa lata temu,0) razem meczylysmy sie, zeby przejsc te wszystkie plansze. Wspominalysmy tez poprzednie Tomb Raidery i nasze ulubione levele. Ale fajnie. :,0)
Potem ja zaczelam zachwycac sie nad osiagnieciami dzisiejszej techniki, po czym poszlam spac.
A teraz zastanawiam sie, co zrobic, zeby wreszcie zabrac sie za cos pozytecznego. I nie moge. Siedze sama, w poteznym balaganie i nie mam sily przeczytac rozdzialu z historii o genezie I Wojny Swiatowej...
| 01:48 / 06.09.2002 link komentarz (0) | Wiecie co? Ha, pewnie, ze nie wiecie! :-,0)
Otoz chce miec dziecko. Tak. Tak. Wlasnie to swtierdzilam dzis wieczorem. A, zeby bylo smieszniej, doszlam do tego po- setnym juz zreszta- obejrzeniu filmu "I kto to mowi" (Look who's talking,0). Ten bobas mnie doslownie rozwalil. Byl slodki! I moj instynkt maicerzynski, ktory ujawnil sie- notabene- juz dosc dawno, wlasnie przezyl kolejne "bum". Wow... Nie, no. Tak ogolnie to nie chialabym miec dziecka tu i teraz, i w mojej obecnej sytuacji, bardzo dla mnie i dla dziecka niekorzystnej. Na razie mam na glowie mature i studia. I nie moge tego zawalic, nie ma mowy. Ale tak ogolnie, to strrrrrasznie baaaardzo chcialabym takiego slodkiego, slicznego dzidziusia! Mmm... :-,0) Odbilo mi, prawda? ;-,0)
| 20:36 / 05.09.2002 link komentarz (6) | Nie mam nikogo. Jestem naprawde sama. Tutaj, na miejscu, nie mam zupelnie nikogo. Jest tylko Agata. Oprocz niej- nie ma nikogo. Nie mam, do kogo geby otworzyc, do kogo zadzwonic, z kim sie spotkac. Jestem zupelnie sama... Smutno mi troche. Chociaz nie bardzo. Postanowilam w tym roku ograniczyc szkole do spraw tylko i wylacznie z nia zwiazanych. Zero kontaktow towarzyskich. I tak wlasnie bedzie. Odetne sie od wszystkiego, zeby zdac ladnie mature i dostac sie na studia. Jejku... Smutno mi strasznie i samotnie. Nie, nie potrzebuje jakos szczegolnie ludzi. Ale sama swiadomosc alienacji troche boli.
Nie, to nie jest problem. Nie boje sie i wiem, ze pewnego dnia poznam multum nowych, wspanialych ludzi. Ale dzis jeszcze jestem sama. Nie mam w nikim oparcia. Moje zycie pozbawione jest milosci do ludzi i ludzi do mnie. Pustka. Pustka emocjonalna. To straszne. :-(
| 15:27 / 02.09.2002 link komentarz (1) | Pierwszy dzien szkoly. Balagan z fakultetami. Kupa okienek, wiele godzin w szkole, przy czym marne cztery lekcje... Ech... Sie zaczelo...
| 14:45 / 01.09.2002 link komentarz (3) | Bylam wczoraj na koncercie Jose Cury. Oczywiscie niecalym, bo koncert mial miejsce przed Teatrem Wielkim, a tlok tam byl straszny, duszno i w ogole okropnie. Slaba widocznosc (nie mowie juz o scenie. To w ogole nieosiagalne- widziec ja dobrze. Ale nawet telebimu nie bylo dobrze widac,0). Slabo tez bylo slychac, gdyz naglosnienie kierowalo sie na sam srodek- po bokach nioslo sie tylko echo. Bez sensu.
Jestem spiaca. Jestem zmeczona. I siedze przy komputerze. Cos z tym trzeba zrobic. Np. skonczyc wreszcie "Paragraf 22". Ze nie wspomne o innych ksiazkach. Przede mna sterta zaleglosci. I lektury... Brrr...
| 13:07 / 31.08.2002 link komentarz (0) | Ledwo przyjechalam, czuje sie wyczerpana... :-( Siadam do komputera i mnie wena opuszcza. Bu. Ale napisze cos, napisze. Musze Wam opowiedziec, jak bylo fajnie, zebyscie mi zazdroscili! ;-,0),0),0),0)
| 02:21 / 31.08.2002 link komentarz (0) | Chcialam dzis napisac wrazenia co do wyjazdu na Krete, ale jednak nie mam sily. Caly, doslownie caly dzien, dzisiaj gadalam.
Najpierw z Agata i niejakim Mateuszem- kolega z podstawowki (zmienil sie jak cholera, rewelacyjny czlowiek,0), pozniej z inna Agata i jej mama, a pozniej z moja mama. Ach i och. I padam na buzie. Pa, pa. Dobranoc.
| 01:11 / 30.08.2002 link komentarz (0) | VENI, VIDI, VICI!!!!
| 00:34 / 22.08.2002 link komentarz (2) | Mialam napisac wiecej, bo jutro lece na Krete i chcialam jakims milym akcentem sie pozegnac, ale czyms sie chyba dzisiaj strulam i czuje sie potwornie. Bardzo mi zle i bardzo slabo. Dlatego lece spac. Wroce za tydzien.
Do widzenia.
| 18:39 / 19.08.2002 link komentarz (0) | Z bijacym sercem wziela do reki sluchawke. Kilka dni temu chciala tylko sprawdzic, czy pamieta jeszcze ten numer. Okazalo sie, ze tak, gdyz w telefonie odezwala sie poczta glosowa. Z jego glosem.
Teraz juz wiedziala, ze numer pamieta. Ale byla ciekawa, czy tym razem ktos odbierze polaczenie.
Numer wykrecila rownie szybko jak poprzednio, mimo ze juz od ponad roku go nie uzywala wcale. Zamyslila sie przez moment i nawet nie zrobil na niej wrazenia wolny sygnal w sluchawce oraz fakt, ze tym razem ktos moze odebrac.
Zamarla. Przerazona tym, ze za chwile znajomy glos odbierze telefon oraz tym, ze zostanie przylapana przez kogos na goracym uczynku, wstrzymala w napieciu oddech i poczula, jak fala zdenerwowania uderza jej do glowy.
-Halo?- wreszcie ktos odebral.
Ktos! To ON odebral! Przeciez to jego komorka!
Glos ten sam, zupelnie ten sam, moze nawet troche milszy i jakby nizszy.
Rozkoszowala sie przez chwile jego brzmieniem, ale nie oddychala nawet, jakby sie bojac, ze po oddechu ja rozpozna. Po roku ciszy, bez jednego slowa.
- Halo?- tym razem glos byl nieco zdziwiony, bardziej pytajacy i lekko zdezorientowany.
Postanowila poczekac, co sie stanie. Chciala jeszcze chocby jeden raz uslyszec jego glos.
Trzecie "halo" bylo troche nawolujace i jeszcze bardziej zbijajace z tropu, wiec rozlaczyla sie, caly czas majac wrazenie, ze on doskonale wie, kto dzwoni.
Kilka sekund napiecia, zimno, goraco.
Tak bardzo miala ochote zadzwonic raz jeszcze i powiedziec:
- Czesc. Pamietasz mnie jeszcze?
| 17:08 / 19.08.2002 link komentarz (3) | A ja sie dzis umowilam z Chaferem. Wreeeeeszcie sie zobaczymy. Huuuuurrrrraaa!!! :-D
| 12:12 / 19.08.2002 link komentarz (2) | No tak... Oczywiscie- w swoim wielkim zapominalstwie- zapomnialam tutaj zajrzec.
Juz wiem, gdzie jedziemy. Jedziemy na Krete.
Bylismy juz w 100% zdecydowani na Tunezje, ale w biurze okazalo sie, ze juz wykupiona, ze w ogole to tylko na dwa tygodnie i nie tego dnia, i pod koniec wrzesnia. :-P No tak, przeciez to niemozliwe, zeby w Polsce chociaz raz uczciwie napisali w katalogu swoja oferte. Wrrr...
No, ale Kreta tez jest super. Zawsze polece ten pierwszy raz samolotem i nareszcie pokapie sie w cieplym, blekitnym morzu... Mmmm...
Niniejszym koncze, Prosze Panstwa. Zjadlam wlasnie kanapke z serkiem "Rama- Creme bonjour" o smaku ogorkowym. Teraz pije miete. I zamierzam pograc w "Morrowinda". Zajebista gierka, naprawde!
| 01:27 / 16.08.2002 link komentarz (0) | Godz 23:23...
Jestem umowiona z Galaxy. Zaraz pewnie podjedzie po mnie i zadzwoni, zebym zeszla. Idziemy do niej. Idziemy pic. :-,0)
Oj tak... Strasznie sie ciesze. Bardzo, bardzo. I czuje taka przyjemna treme w zoladku. Bedzie fajnie.
Aha. Jedziemy jednak chyba do Tunezji, ale na 100% bede wiedziec jutro, jak juz wykupimy wycieczke w biurze. A teraz ide sobie. Pic. Pa, pa, pa. :-,0)
| 02:33 / 15.08.2002 link komentarz (3) | Jutro jade do Warszawy. Tak, tak. Kolejny raz opuszczam moj dom rodzinny. Kolejny raz odwiedzam nasza urocza stolice. Kolejny raz pakuje walizki. Ale fajnie. Pierwsze takie wakacje w moim zyciu. Takie tresciwe, takie poza domem. Takie w ogole samodzielne, z dala od mamusi (oprocz wycieczki,0) i od komputera.
Moze ja dam mojemu komputerowi imie? Jola mowi, ze jej siostry daja imiona praktycznie wszystkim domowym sprzetom. Moze i ja zaczne? Ale jakie imie mozna dac komputerowi? Wacus? Lolek? Grzymislaw? Bozydar? Hmmm... Poradzcie mi cos. Oglaszam konkurs na imie dla mojego komputera!!!
Jestem calkowicie zniewolona przez kosmetyki. Gdziekolwiek nie wyjezdzam, zawsze zabieram przynajmniej dwie kosmetyczki. Jedna- z rzeczami do malowania (cienie, tusze i inne duperele,0), druga- z tonikami, mleczkami, kremami i balsamami. Jakies resztki zawsze wrzucalo sie luzem do plecaka. A teraz nie. Musze wziac trzecia kosmetyczke, a w niej: peeling do twarzy, maseczka, szampon + odzywka, zel pod prysznic. Coz, mama kupila, wiec nie moze sie zmarnowac- biore ze soba! :-,0)
I co jest oczywiscie, Prosze Panstwa, najgorsze? Co? Ze biore- tacham- te wszystkie pierdoly po co? Zeby raz dziennie zmyc makijaz mleczkiem, umyc twarz tonikiem (bo woda, moi drodzy, wysusza skore!!!,0), zeby raz dziennie wykorzystac zel pod prysznic i balsam do ciala. Trzy razy w tygodniu zrobic peeling, a raz w tygodniu- maseczke, no i raz na kilka dni umyc wlosy!
Czyz to nie prawdziwy absurd? No, a przede wszystkim- czyz to nie chamstwo ze strony Boga, ze dal nam twarda wode? ;-,0),0),0),0),0)
Tak wiec ciezkie jest zycie kobiety. Dzwiga to wszystko po to, zeby uzyc akurat wtedy, gdy ma ochote- a przeciez moze sie tak zdarzyc, ze nie bedzie miec ochoty. No co? Nie moze sie tak zdarzyc? Moze. Kobieta moze nie miec ochoty. Kobieta ma do tego pelne prawo. Kobieta zmienna jest niczym pogoda w gorach. Ale tachac kosmetyki musi, bo- owszem- moze na nie nie miec ochoty. Ale rowniez moze miec. I co wtedy? Wyda tysiace euro za granica, zeby kupic tania podrobke prawdziwego, dobrego, naszego rodzimego, POLSKIEGO kosmetyku! Produktu dobrej jakosci, solidnego niczym produkt radziecki! :-,0)
Wiec apeluje do wszystkich kobiet: dziwgajcie wszystkie kosmetyki ze soba! ;-,0),0),0) Najlepiej w dzbanie i na glowie. Z tego moze wyniknac duzo korzysci. Np. kiedy tak bedziecie sobie dzwigac te kosmetyki w dzbanku na glowie, a ktos niespodziewanie wreczy ci kwiaty*, zawsze macie dzbanek, do ktorego mozecie je wlozyc. To naprawde wspaniale! Nareszcie wiem, czemu te wszystkie arabskie kobiety nosily na glowach wazony! To przeciez wspanialy wynalazek. Ostatecznie prawdziwa kobieta jest zawsze przygotowana na wszystko. Dlatego powinna miec dzbanek i kosmetyki. I to chyba wszystko, co powinna miec zawsze przy sobie kobieta. Tak. Mysle, ze starczy. Jesli ktos ma jakies pomysly, prosze mi powiedziec. Chce byc przeciez przygotowana na wszystko kobieta! :-,0),0)
____________________________________________________
* cytat z dawnej reklamy dezodorantu Impuls
| 01:38 / 15.08.2002 link komentarz (0) | DZIENNIK PODROZNIKA
2.08.2002 r.
Dzisiaj jest dzien pierwszy mojej wycieczki po krajach alpejskich.
Od samego poczatku wlasciwie pojawily sie komplikacje, gdyz nasz autokar, ktory mial jechac z Warszawy, doznal uszkodzen z rak policjantow, ktorzy nieumiejetnie uskuteczniali sobie rutynowa kontrole. Stad tez cale zamieszanie.
Wszystkich nas, ktorzy jechali na Europa Tour, wsadzili do autokaru z wycieczka do Chorwacji. W Katowicach mialo dojsc do przesiadki. I tu moja uwaga: mimo, iz slyszalam, ze to bardzo brzydkie miasto, stanowczo protestuje! Srodmiescie, ktorym jechalam, bardzo mi sie podobalo.
Po przesiadce wszyscy odetchnelismy.
Ale to nie byl koniec wrazen, gdyz okazalo sie, ze pojawil sie dodatkowo platny program fakultatywny w Szwajcarii, z ktorego- oczywiscie- ja i mama musimy zrezygnowac, gdyz nie bylysmy na to przygotowane finansowo. No, trudno.
Po dlugiej drodze, kilku postojach i ominieciu Pragi niewielkim lukiem dotarlismy do hotelu. O godz. 1:00 w nocy- slodko! Hotel znajduje sie w miejscowosci Klatovy, czego dowiedzialam sie z opakowania po mydle w naszej lazience. No i wlasnie- nasz hotel, dodam, ze o nazwie "Central", bardzo mi sie podoba. Jest czysciutki, sliczniutki i naprawde dawno w tak ladnym pokoiku podczas zwyklej wycieczki nie siedzialam. W pokojach sa telwizory nawet. Ho, ho.
W tle leci Andrea Boccelli i jego "Time to say goodbye". Ciekawe, czy slucha tego jakis Czech, czy ktos od nas.
Ok. Ogolnie rzecz biorac, jest tu tak ladnie, ze chcialabym sobie tu pomieszkac dluzej niz jedna noc. Ale coz.
Jutro przed nami jeden z nowozytnych stu cudow swiata- zamek Neuschwanstein w Bawarii. Fajnie! :-,0)
PS. Herbata jakos smakuje grzybami.
PS 2. Fajne mamy prysznice- takze stylowe. I biale reczniki. W ogole jest tu bielutko i drewniano. Slodziutko. Hmm... :-,0)
3.08.2002 r.
Wycieczki dzien drugi.
Rano opuscilismy hotel w Klatovach i udalismy sie do Niemiec. Naszym celem byl zamek Neuschwanstein.
Ogolnie- spodziewalam sie, ze bedzie nieco wiekszy. Ale ladny. Podobal mi sie. Chociaz zwiedzanie go nieco mnie zmeczylo.
Przeszlam sie tez po moscie Mariensbrucke, ktory jest waski i wisi nad ogromna przepascia. Ale oprocz trzeszczacych desek jest bardzo stabilny, wiec nie bylo adrenalinki.
Kupilam kilka slicznych pocztowek, z czego jestem bardzo zadowolona. W tym- jedna wielka dla Magdy, bo ona zawsze chorowala na te zamki bawarskie. :-,0)
W drodze powrotnej dopadl nas tak gesty deszcz, ze ci, ktorzy nie mieli plaszcza- w tym i my- przemokli do suchej nitki. A ja szlam boso po betonie, hehe... :-,0)
Prosto stamtad pojechalismy do otelu, ktory miesci sie gdzies wysoko w gorach w Austrii. Ale nie wiem, co to za miejscowosc, bo przewodnik nie raczyl nas uswiadomic, gdzie spimy.
Hotel jest czysty, mily i nie najgorszy, ale nie napawa mnie juz takim natchnieniem jak tamten. W Czechach bylo slicznie! A tu tez jest calkiem ladnie. Zapalilam mala, biala swieczuszke od Wojtusia. Jest pachnaca, bodajze, na waniliowo.
No, to tyle w dniu dzisiejszym. Jutro w planie jest Szwajcaria, a nocleg w hotelu... Ibis! Wow! No, to bedzie ladniusio! :-,0)
4.08.2002 r.
Dzien trzeci. Uznany przez pana przewodnika, i calkiem slusznie, za niezupelnie udany. Okazalo sie, ze wjazd na Gore Pilata oraz rejs po Jeziorze Czterech Kantonow wcale nie byl dobrym pomyslem i dobrze, ze z nich nie skorzystalysmy.
Wyruszylismy dzis bardzo wczesnie, albowiem po 6:00. Z Austrii udalismy sie do Liechtenstein, w ktorym tak naprawde to zwiedzilismy toalete. Kupilam tradycyjnie pocztowke i zaraz byl koniec czasu wolnego.
Nastepnie: Szwajcaria. No, wiadomo- piekne widoki.
PIerwszy przystanek- jakas mala wioska nad w.w. jeziorem. Pozniej 3h w Luzernie. Ostatnim miejscem, jakie odwiedzilismy byl Zurich- chociaz ciezko powiedziec, ze faktycznie widzialam to miasto.
Teraz siedze sobie w Ibisie i to pisie. :-,0),0),0),0)
Aha! Kupilam dwa rewelacyjne, krowie kubeczki w Lucernie! Boskie! Nikt takich nie bedzie mial! :-,0)
5.08.2002 r.
Dzis byl bardzo mily dzien. Pierwsze, co zwiedzilismy to Berno. Piekne miasto. Naprawde. Nastepnie sliczne, malutkie miasteczko Gruyeres oraz Moleson- z "serownia". Kupilysmy dwa kawalki. Smierdza jak stare, brudne nogi. ;-,0),0),0)
Pozniej- Montreux. Wspaniale! Coz za flora! A na koniec- Genewa- moze i ladna, ale nie ta czesc, ktora widzielismy. Strata czasu.
Obiad we Flunchu, troche przeplacony. Hotel w Chambery.
Nie mam sily wiecej pisac. Amen.
6.06.2002 r.
Dzis zwiedzanie rozpoczelismy od Chamonix. Troche czasu wolnego, podczas ktorego kupilysmy troche prezentow, a takze wjazd najduzsza kolejka linowa na swiecie na Aiguilles du Midi- 3842 m n.p.m. Ale niestety nie bylo warto, poniewaz szczyty skapane byly w chmurach.
Nastepnie wyruszlismy w droge do Annecy po drodze zahaczajac o most Pont de Cailles (chyba tak sie to pisze,0).
Pozniej czesc grupy pojechala do wawazu, a my mielismy spacerek po pieknym miescie- Annecy.
A nasz pan przewodnik jest troche niezorganizowany, ale coz. Jakos sobie dajemy rade.
Dzis znow mi sie snilo, ze calowalam sie z jakims facetem, a pozniej mialam wyrzuty sumienia. W Bieszczadach w takiej sytuacji snil mi sie Roch. Teraz taki jeden Miki (bleee....,0) z obozu. Hmm... Stresujacy sen. I juz trzeci raz cos takiego... Hmm... Coz to moze znaczyc?
7.08.2002 r.
Co dzis?
Najpierw Avignon- bardzo urocze miasto, ktorego centrum ogrodzone jest sredniowiecznym murem obronnym.
Pozniej Pont du Gard- starozytny akwedukt. Naprawde przepiekny!
A na koniec- Nimes. I w sumie nic ciekawego.
Po zwiedzaniu pan przewodnik zabral nas do Carrefoura, gdzie kupilysmy kilka rzeczy- sery, wina oraz winogrona! :-,0)
A nasz przewodnik, chociaz dobre checi ma, tak naprawde przewodnikiem jest zadnym. Nie ma kompletnie zadnych wiadomosci, jest niezorganizowany i roztrzepany. Slowem- zupelnie niekompetentny. I nie ma pojecia o zwiedzaniu. Na naprawde piekne miasta daje nam czasem zaledwie kilkanascie minut, a przy jakims moscie- moze i pieknym- mamy 2h na kapiel. Przeciez to idiotyzm! Ten, kto chce sie kapac, niech jedzie na wczasy nad morze. Ja tu jestem na wycieczce! Nastawilam sie na konkretny program, a on nie jest realizowany, bo 20-minutowego biegu po Zurichu nie moge nazwac realizacja programu!
Facet po prostu chce pozaliczac wszystko, co obiecal oraz wiecej, ale na niczym tak naprawde nie pozwala sie skupic- z braku czasu, oczywiscie..
8.08.2002 r.
Arles.
Cannes.
I nie mam sily na wiecej.
9.09.2002 r.
Chce mi sie spac. Nic juz nie napisze.
Nicea, Eze, Monaco.
Spac.
10.08.2002 r.
Mediolan, Werona.
| 22:51 / 14.08.2002 link komentarz (0) | Tunezja jest za droga. Teraz w planie mamy Rodos. Oczywiscie nadal na 99%. Taj czy inaczej- wyjezdzam jutro i wracam za jakies dwa tygodnie. Miodzio. :-,0)
Kurcze- wena mnie opuscila. Czy to nie dziwne? Tak nagle sobie poszla, bez slowa. Glupia. :-P
Moze dlatego, ze w rozmowie sprzed kilku minut doszlo do wymiany zdan na temat kostiumow kapielowych. Bo tak: jestem zmuszana do zakladania bikini, bo "kto na Rodos nosi kostiumy jednoczesciowe?". Mowie: "Nie wiem, kto, bo nie bylam nigdy w Grecji". Odpowiedz: "No, wlasnie. A ja bylem. Nikt tam sie nie opala w kostiumach jednoczesciowych. Pojdziemy Ci kupic dwuczesciowy".
I na nic argumenty, ze nie mam figury Claudii Schiffer i w bikini bede wygladac jak hipopotam, czyli nieladnie. :-,0)
Przykro mi od razu, ze nie spelniam wszystkich oczekiwan, bo nie moge zalozyc bikini, bo nie jestem w stanie pojechac do hotelu, gdzie sa karaluchy, bo jest taniej. Nie jestem i juz. Robactwa boje sie tak bardzo, ze doznalabym jakiegos urazu psychicznego i miala cale wakacje zmarnowane. Przykro mi, bo to wyklucza jakas dzika wyprawe do Ameryki Poludniowej czy innej Afryki za mniejsze pieniadze. Ale naprawde- nie moge. Moim jedynym wymaganiem co do luksusow jest brak robali oraz lazienka. I juz. Musze miec prysznic pod reka i nic na to nie poradze.
No i przykro mi, ze mam takie wymagania, na ktore nie jestem w stanie wplynac. Bo moj strach przed robactwem jest chorobliwy i nieuleczalny.
Przykro mi, przykro mi.
Ale moment: czemu wlasciwie mi przykro?! Ze nie lubie robakow?! Ze, z przyczyn oczywistych, nie mam ochoty nosic bikini?! O przepraszam! A z jakiej racji to Ja mam sie jeszcze stresowac?! Paranoja jakas! Trzeba postawic na swoim, chociaz to problemu nie zalatwi, bo nie na tym to polega, zeby stawiac na swoim, rzadzic sie, dopiekac itd. Ech, glupota.
Juz dzis wiem jedno: bedzie ciezko. Juz dzis wiem, co bym doradzila kazdemu, gdyby byl na moim miejscu. Ale to ja jestem na moim miejscu i nie jest tak latwo, jak sie zdaje. Jest beznadziejnie ciezko.
A od mojego wiecznego dola nie moge sie mimo wszystko oderwac. Wczoraj mialam uskrzydlajacy nastroj- owszem. Ale TO takze mnie dreczylo, gdzies na dnie i daleko. Gdyby nie TO, moze wszystko byloby OK? Hmm...
Bo w sumie nie jest mi zle. Nie moge tak powiedziec. W sumie to i tak jest coraz lepiej. Ale... ja musze isc do psychiatry chyba. A przynajmniej do seksuologa. :-,0)
O tak, to lepszy pomysl. Tak wlasnie zrobie. Musze isz wreszcie do seksuologa. Nareszcie nagadam sie o seksie tyle, ile bede chciala. :-,0),0),0),0)
I wiecie co? Dzisiaj pieprze wszystko. Dlatego wlasnie napisze tak: lubie seks. Seks, seks, seks. I Alkohol lubie. Alkohol, alkohol, alkohol. I lubie marihuane. Marihuana, marihuana, marihuana. A papierosow nie lubie. Papierosy, papierosy, papierosy. ;-,0),0),0) Ale za to lubie flirtowac. Flirt, flirt, flirt. Lubie miec "wladze" nad facetami i trzymac ich w garsci (doslownie i w przenosni,0). :-,0),0),0),0),0),0),0) Lubie sie calowac. Lubie, kiedy pala sie swiece- uwieeeelbiam! Lubie zapach faceta zmieszany z zapachem jego perfum- doprowadza mnie to do obledu. Lubie papier toaletowy w kwiatki. Lubie jesc. A co! Naprawde lubie!
Lubie malowac sobie paznokcie, wcierac w siebie balsamy o pieknym zapachu i cieszyc sie gladka skora. Lubie miec zadbane stopy (co latem- przy noszeniu sandalkow- jest uciazliwe, bo piasek z ulicy sie wdziera do butow,0). Lubie miec ladne, drogie perfumy (kupilam sobie dlatego jedne we Francji,0). Lubie ogladac pocztowki. Lubie chodzic do kina. A poza tym lubie seks. :-,0),0),0),0),0),0),0)
No, to sie zwierzylam. O matko... ;-,0),0),0),0),0),0),0)
| 01:18 / 14.08.2002 link komentarz (3) | Mialam jechac do Pragi. Ale, jak wiadomo, Prage zalalo i nawet nie ma, o czym mowic. Juz teraz osiem osob zginelo w trakcie powodzi. Swoja droga, mialam ogromnego farta, gdyz we wszystkich najbardziej ogarnietych katastrofa miejscach bylam i zdazylam doslownie w ostatniej chwili wrocic bezpiecznie, choc w deszczu, do domu. To juz drugi raz mam takie szczescie. Pierwszy byl piec lat temu, kiedy w Polsce byly te straszne powodzie po raz pierwszy. Doslownie kilka dni przed nimi wrocilam z wakacji, z miejsca, ktore pozniej zupelnie zanurzylo sie pod woda.
Tak wiec, prosze Panstwa, Praga odpada definitywnie. Wpadlam wiec na pomysl, zeby pojechac do Niemiec do swietnego wesolego miasteczka Heide Park. Ale i tam pada i jest nie za ladnie. Wojtek zazartowal, ze chyba musimy na Sahare pojechac, bo Europa jest pod woda. :-,0)
I wiecie co? Tak sie sklada, ze (nie jest to na 100%, ale mamy taki plan,0) chyba lecimy do Tunezji... :-,0),0) Heh, to mi sie trafilo. Niesamowita sprawa.
Teraz smialo moge powiedziec, ze- pod wzgledem tresci oraz czasu spedzonego poza domem- to, jak dotad, najlepsze wakacje mojego zycia! O! :-,0)
Kurcze, czemu ja mam dobry humor?
Wiecie co? Mam wene. Czuje wene. I pisze, pisze tego wlasnie nloga, z wena, radoscia i zwariowanym natchnieniem. Czuje jak kazde slowo wyplywa ze mnie niczym lawa z wulkanu- w sposob niepohamowany i nieuporzadkowany, tak jak kiedys, kiedy nie bylam wulkanem drzemiacym, ale czynnym i to caly czas. To wspaniale. Ach i och, prosze panstwa.
Wczoraj wracalam do domu z kina i wena rozpierala mnie jeszcze bardziej. Doslownie kipialam od natloku mysli. Szlam i ukladalam sobie w glowie cale zdania w sposob bardzo literacki i mialam ochote wszystko jak najpredzej wstukac do komputera, bo reka by mnie na pewno rozbolala, gdybym zechciala pisac recznie. :-,0)
Kurcze, wlasnie gadam z Jola na GG i ona mi powiedziala, ze pracuje mw fabryce Gillette i tam cos pakuje i nakleja. I wlasnie tam spotkala, w pracy, Agate! Co za paradoks! :-,0) Ha! Smieszna to wakacyjna praca. :-,0) Hihi.
Wracajac do tematu, czuje wene, czuje sile, czuje chec czynienia czegos. Na poczatek mam ochote sie schlac. :-,0) Tak, to tak na dobry poczatek, moi drodzy. :-,0),0),0),0) Jak sie spije tak, ze bede chodzic po scianach, smiac sie- nie wiedzac, z czego- i widziec potrojnie, to... zrelaksuje sie, wyzyje "towarzysko" ;-,0),0) i... zregeneruje te resztki sil, ktore jeszcze zregenrowac trzeba. Zwlaszcza, ze dawno juz nie pilam i czuje wielka potrzebe imprezy. O taaak... Och i ach- wrocila mi energia. Oby na dlugo. Ale z drugiej strony- nie bede sie przejmowac, bo strace dobry humor. Co bedzie, to bedzie. Niewazne. Bede sie cieszyc tym, co jest. A jest OK!
I nie wiem, czemu zawdzieczam tak pozytywny i radosny nastroj. Mam przeciez tyle nierozwiklanych i trudnych spraw. Ale... jakos sie juz ich nie boje. I tak poszlam w ciagu tych wakacji o jeden krok do przodu- juz sie tym nie doluje. Czasem zaprzata mi to glowe i meczy, ale juz nie wpadam od tego w depresje. Bardzo dobrze. Jestem przekonana, ze wreszcie dojde do tego, ze w ogole juz przejmowac sie nie bede.
Bo tak w ogole to, jesli chodzi o Moje Sprawy, to nie doszlam w nich do zadnej, ale to zadnej, konkluzji. Nadal nie wiem, czy TAK, czy NIE. Nie wiem, tak samo bardzo jak na poczatku, a moze nawet bardziej nie wiem, o ile mozna jeszcze bardziej niz ja nie wiedziec. Ale ciagle mysle, ze czas rozwiaze wszelkie watpliwosci. Zawsze nadchodzi taki moment, ze czlowiek jest pewien w 100%, czego chce. I wtedy wszystko sie klaruje i mozna z latwoscia podjac decyzje. I ja tez tak zrobie- poczekam. Jeszcze troche. Bo nie jestem teraz pewna. I nie chce zrobic glupstwa. Ot.
Choc z drugiej strony... powiem szczerze, ze wlasnie teraz zdecydowalam sie na cos takiego, co moze wplynac na pozniejsze moje losy i decyzje, i to bardzo. Dlatego powinnam zastanowic sie nad tym, czy teraz postepuje dobrze. Hmm... Ale coz. Juz w sumie zadecydowalam. Co bedzie, to bedzie. Nie bede sie z gory martwic.
Alez nagmatwalam. Hehe. Ale co tam- ostatecznie Ja wiem, o co mi chodzi. A poniewaz to Ja jestem pepkiem swiata i Ja tu jestem najwazniejsza, nikt nie musi rozumiec mojego pseudofilozoficznego belkotu, jakby to powiedziala Magda. Heh. Dobranoc.
| 00:40 / 14.08.2002 link komentarz (4) | Zanim dam Wam to przejrzenia moj Dziennik Podroznika, musze Wam zdac relacje z filmu, na ktorym dzis bylam.
Bo w ogole spotkalam sie dzis z Monika. Powiem szczerze, ze nie widzialam jej juz kilka miesiecy i nawet nie mialam pojecia, co tez sie u niej dzieje. No i okazalo sie, ze maturka poszla jej niezle oraz, ze dostala sie na anglistyke. Bardzo ladnie. 9 osob na miejsce. Jestem dumna z kolezanki Moniki. Brawo, brawo. :-,0) Zawsze byla zdolna i ambitna.
Poszlysmy sobie do "Niebieskich migdalow", gdzie powymienialysmy sie spostrzezeniami dotyczacymi naszych ambitnych planow na przyszlosc, pogladami o zyciu i okazalo sie, jak zwykle, ze podobnie postrzegamy swiat- milo jest dyskutowac, kiedy obie strony sie zgadzaja. ;-,0),0),0)
Pozniej wpadlam na pomysl, zeby pojsc do kina i tak tez zrobilysmy. Filmem, ktory akurat nam godzinowo odpowiadal byl "Dzien swira". Poszlam na to takze dlatego, ze moja mama mi to polecila, a ja jej ufam. I tak: chcialabym przeprosic wszystkich tych, ktorym film sie podobal, a ktorych do niedawna ja- w swej madrosci- uwazalam za swirow takich samych jak w tytule. A film jest BOSKI!!!
I wszystkich tych, ktorzy go nie widzieli, a maja zamiar, pragne uczulic, ze to NIE JEST KOMEDIA!!! Komedia to utwor o pogodnej, humorystycznej tematyce. Natomiast ta tematyka jest powazna i ambitna. A, ze mozna sie czasem z czegos posmiac, to co innego. Ale to jest, prosze Panstwa dramat! Ot!
To film o naszej przytlaczajacej i przerazajaco glupiej i absurdalnej rzeczywistosci. O tym, jak politycy rwa sie do wladzy, jak wszyscy ludzie naokolo sa podlymi egoistami, jak telewizja klamie, jak ludzie sa glupi i prosci.
Wiecie, czemu nie chcialam pojsc na ten film? Bo zrazil mnie do niego trailer, po ktorym spodziewalam sie kolejnej tandetnej komedyjki, w ktorej co drugie slowo to "k...". Sprostowanie: owszem, duzo tam bluznia, ale przyznam szczerze, iz- choc tego nie lubie- wcale w tym filmie to mnie nie drazni.
Tak wiec, reasumujac, polecam film bardzo, bardzo goraco. Jest naprawde dobry, ambitny, momentami przypomina mi "Proces" Kafki przez to, ze rzeczywistosc jest doslownie groteskowa i przypomina koszmar. I zal mi glownego bohatera, zupelnie wyalienowanego i nieszczesliwego- sfrustrowanego i niespelnionego inteligenta. Az mi sie w jednym momencie lezka w oku zakrecila. Mmm...
POLECAM!!!!!!
| 22:48 / 12.08.2002 link komentarz (3) | WROCILAM!!!!
| 00:11 / 02.08.2002 link komentarz (1) | To moj ostatni wpis przed wyjazdem. Jutro rano mnie juz nie bedzie. A teraz biegne szybciutko spac. Czeka mnie dluga podroz. Pa, pa, pa! :-***
| 16:40 / 01.08.2002 link komentarz (2) | Czy ktos wie moze gdzie najtaniej przenocowac w Pradze?
| 15:38 / 01.08.2002 link komentarz (3) | Pan doktor nastraszyl mnie dzis z tym moim okiem. Powiedzial, ze moga byc trwale uszkodzenia rogowki. Bu. Nie podoba mi sie to wcale. Poza tym jutro wybieram sie na wycieczke i, wedlug pana doktora, to wcale niedobrze, bo bede zmeczona, co moze zle wplynac na oczy (nie wiem, czy to sila sugestii, czy jak, ale bola mnie te moje oczy!,0).
A jade, prosze Panstwa, na wycieczke objazdowa, o ktorej na poczatku wakacji Wam pisalam. Dostepu do internetu, oczywiscie, tam miec nie bede, ale obiecuje wszystko opisac po powrocie.
A jak wroce, czeka mnie kolejna wizyta u okulisty, a pozniej... uwaga, uwaga... wyjazd do Pragi z Wojtkiem! :-,0) Bardzo, bardzo sie ciesze. Wakacje dopisaly mi w tym roku, naprawde.
Zreszta, w Pradze bylam rok temu przez kilka godzin, a Wojtek- wcale. Tak wiec ten wyjazd bedzie naprawde super dla nas obojga. Nareszcie bede mogla zobaczyc to, co chce i w takim tempie, jak chce. W koncu spedze w Pradze prawie tydzien! Wreszcie obejrze ja dokladnie, pozwiedzam rozne, mile knajpki, posnuje sie wieczorami po uliczkach... Mmm... :-,0) Alez sie ciesze! :-,0),0),0),0)
| 13:47 / 31.07.2002 link komentarz (2) | Dzien dzisiaj wstal dosyc ponury. Wprawdzie goracy, ale pochmurny- chyba zbiera sie na burze. A u mnie nic. Marnuje kazda minute na siedzenie przy komputerze. Mam go serdecznie dosc. Ale nic mu nie zrobie, bo sciagam sobie caly czas "Amelie". Juz calkiem sporo mam. :-,0) Hihi, ale fajnie. Ten internet to naprawde wspaniala rzecz. :-,0)
| 20:03 / 30.07.2002 link komentarz (0) | A tak w ogole to bylam dzis jeszcze w restauracji chinskiej. Po pierwsze- mieli klimatyzacje, wiec ledwo weszlam, poczulam sie jak w raju- wspaniale, chlodno... Mmm...
Po drugie- wnetrze jest urzadzone po prostu przepieknie. W czerni i czerwieni i w prawdziwie chinskim stylu.
A co jadlam? Otoz wzielysmy sobie z mama krolika z sezamem oraz krolika w sosie cytrynowym. Mmm.... Coz za smak!! Poezja! Niebo w gebie! Mm.... Goraco polecam, naprawde.
| 19:59 / 30.07.2002 link komentarz (1) | Dostalam wlasnie cudownego maila, o tym, dlaczego jestem wspaniala. :-,0) Sie wzruszylam, naprawde. Na cos takiego czekalam bardzo dlugo.
I dziekuje, choc pewnie tego nie przeczytasz. Ale moze kiedys, za sto lat... :-****
******
Bylam dzisiaj u okulisty. I co? Potwierdzila sie pierwsza diagnoza sprzed niecalych dwoch tygodni- mam wirusa. Nie, nie HIV. :-,0),0),0),0) Chociaz tez sklada sie z jakichs literek- bodajze KC. Jest typowo miejska choroba, ktora podobno opetala cala Lodz z powodu zmiennosci pogody (?!,0). No i najgorsze stadium, czyli spuchniete, czerwone oczy, juz za mna. Teraz mam jakies nacieki na rogowce (?,0) i mam sobie smarowac oczy mascia- bleee... Trzeba ja sobie wkladac do oka, a ono sie potem cale lepi i nic nie widac. Bez sensu, zdecydowanie. ;-,0)
Uwaga, uwaga: jesli ktos zamierza ze mna przebywac w nadmiernej ilosci, nalezy korzystac z innego recznika oraz innej poscieli i nie dotykac mojego oka, bo zarazam.
Attension, please: if anybody is going to spned time with me, one should use one's own towel and bedding and not touch my eye because I still can infect.
Achtung, achtung.... (dobra, nie znam niemieckiego,0) :-,0),0),0),0)
| 14:40 / 30.07.2002 link komentarz (1) | Dzisiaj zapukala do moich drzwi mala dziewczynka. Miala najwyzej jakies 11, moze 12 lat. Prosila o pieniadze lub cos do jedzenia. W raczce trzymala torebke z jakas zywnoscia. Wygladala naprawde grzecznie i niewinne i naprawde zrobilo mi sie jej szkoda. Ogarnela mnie taka bezradnosc, bo naprawde nie wiedzialam, co mam jej dac, bo u mnie w domu- jak zwykle- nic nie ma. Powiedzialam jej wiec, ze moge dac jej kilka kromek chleba, bo dokladnie tyle mialam, po czym dodalam, ze chyba to ja nie urzadza. Wtedy ona przeprosila i poszla sobie. Zrobilo mi sie strasznie glupio, bo naprawde chcialam dac jej cokolwiek. Dopiero przed chwila przypomnialo mi sie, ze mam jakis jogurt w lodowce.
Ech... Zamknelam wiec drzwi i wrocilam do ogladania filmu "Bird on a wire". I wtedy wlasnie uswiadomilam sobie okrucienstwo tego swiata. Usiadlam na wygodnym lozku, rozejrzalam sie po pokoju. Nie ma w nim zadnych luksusow. Ale mam komputer, internet, mam telewizor i video, mam komorke. Obok stoi magnetofon, dalej nowy keyboard- prezent od dziadka. Popatrzylam na to wszystko i, mimo codziennego narzekania na brak kasy, nagle uswiadomilam sobie, jak bardzo bluznimy wszyscy, marudzac, ze nie mamy na wakacje za granica czy samochod. Ciagle nam malo i nie doceniamy tego, ze mamy dach nad glowa, mamy co jesc, a wielu z nas ma cala kupe innych rzeczy.
Smutno mi sie zrobilo. Biedna, mala dziewczynka...
| 14:04 / 29.07.2002 link komentarz (0) | Wlasnie poznalam na IRCu przemilego Australijczyka. Jednego z niewielu, z ktorymi w ogole da sie porozmawiac. A przy tym sympatycznego i z poczuciem humoru. Fajnie. Pogadalismy wiec sobie, a teraz biegne napisac do niego list, no bo zawsze marzylam o korespondencji z native speakerem! :-,0)
Zamienilam tez przyjemne slowko z jednym Francuzem, ale jakos tak nijak w sumie. :-,0) Powiedzialam mu, ze jestem the best ever, a on sie ucieszyl, jakby mial 12 lat. :-,0) Ok...
| 01:40 / 29.07.2002 link komentarz (1) | Mysle. Ale czy jestem?
| 22:23 / 28.07.2002 link komentarz (0) | Jestem w domu.
Czas spedzilam bardzo milo. Ale... to nie zmienia faktu, ze moje refleksje doprowadzaja mnie do szalu. Juz nie wiem, co robic. Jestem tak pogubiona. Serce krzyczy jedno, rozsadek- drugie. A ciekawosc wszystko maci. Ech... :-(
Kiedy ja wreszcie bede szczesliwa? Czy wymagam zbyt wiele? Prosze... Chce byc szczesliwa.....
| 22:42 / 24.07.2002 link komentarz (2) | Juz drugi raz dzwonil do mnie, pod moja niebecnosc, pewin Michal, ktory- na wiesc, ze mnie nie ma- powiedzial "O kurcze". Kto to moze byc?
Znacie takiego Michala?
| 03:04 / 24.07.2002 link komentarz (0) | Bylam na "Asterixie i Obelixie". I chociaz zadecydowal o tym przypadek i gdyby nie on w zyciu bym na ten film nie poszla, to... uwazam, ze naprawde warto. To tak swietna komedia, ze myslalam, ze pekne ze smiechu! Slow nie mam. Nawet nie wiem, co bylo najlepsze, bo takie bylo doslownie wszystko! Polecam! Bomba film, rewelacyjny dubbing Pazury. No, poezja. :-,0)
| 14:51 / 23.07.2002 link komentarz (3) | Zaraz wyjezdzam, wiec sie spiesze na pociag. Moze napisze slowko juz z Warszawy? :-,0)
No nic. Lece. Pa, pa, pa....
A niektorym- do zobaczenia dzis wieczorem!!!! :-,0),0),0),0),0)
| 23:01 / 22.07.2002 link komentarz (2) | Czuje w sobie jakas Wene. Gdzies we mnie siedzi i przepycha sie lokciami na zewnatrz, ale blokuje ja Brak Pomyslow. Ten Brak Pomyslow jest jak czarny charakter w kreskowce dla dzieci- ma ciemna peleryne i kaptur. I jego moc jest duzo silniejsza od dobrej wrozki, jaka jest w tej bajce Pani Wena.
Na szczescie kazda bajka dobrze sie konczy i dobro zwycieza zlo. Dlatego jesli tylko znajde temat, wyzyje sie artystycznie! A co!
| 19:06 / 22.07.2002 link komentarz (5) | Dzis na obiad leniwe pierogi. I co ja mam wiecej napisac? Jade jutro do Warszawy, strzezcie sie! :-,0)
| 15:06 / 21.07.2002 link komentarz (0) | Tak sobie ostatnio pomyslalam, ze zycie jest strasznie ktrotkie i nigdy nie zdaze zorbic nawet polowy rzeczy, ktore bym chciala. Chociazby studia. Jejku, ilez jest kierunkow, na ktorem chcialabym sie wybrac. W czolowce- oczywiscie, dziennikarstwo, rezyseria i filozofia. Ale przeciez ja bym takze chciala studiowac romanistyke, japonistyke, anglistyke. Chcialabym pojsc tez na psychologie, socjologie i kulturoznawstwo. Ze nie wspomne o tym, iz chcialabym strasznie uczyc sie gry na roznych instrumentach. Jakich? Juz wymieniam: fortepian, saksofon, klarnet, harfa. Chcialabym podszkolic flet i gitare. Chcialabym chodzic na lekcje spiewu i nalezec do profesjonalnego choru. Ale przeciez musze udzielac korepetycji, zeby miec jakas kase, a to niestety pierwszorzedna sprawa, bo w przeciwnym razie nie bede miec na swoje fanaberie- mama mi nie da. Oprocz tego wypadaloby sie troche w tym roku pouczyc do maturki. Tak wiec na dalszy plan zejdzie marzenie o chodzenie na capoeire oraz zajecia z makrobiotyki. Czasem jeszcze wypadaloby pochodzic sobie na jakis basen czy inny aerobik, ale to juz szczegol. A kiedy czas na kino, teatr, imprezy, rozmowy telefoniczne? A kiedy czas na ksiazki, komputer? A kiedy czas na sen?!
Doslownie powiesic sie mozna. Tylu rzeczy czlowiek w zyciu nie zrobi, z tylu wspanialych zajec musi zrezygnowac. To niesprawiedliwe... Dlaczego tak musi byc? Ja protestuje!
| 19:29 / 20.07.2002 link komentarz (2) | Pochorowalo mi sie oko. Spuchlo i jest czerwone jak burak. Wygladam- tak powiedziala moja mama- jak stara pijaczka. :->> Super.
Ale za to mam nowe jeansy, co musialam Wam obwiescic, gdyz naprawde poprawily mi humor. O! :-,0)
We wtorek mam nadzieje gdzies sie ruszyc z Lodzi. Tak na kilka dni. Pozniej bede miec urodzinki, osiemnaste zreszta, z okazji ktorych mam wredna nadzieje dostac troche kasy. Po co? No, jak to po co? Pieniazki sa u mnie zawsze mile widziane. Rzadko jednak korzystaja z serdecznego zaproszenia do mojego Portfela. :-,0) No, ale- tak czy inaczej- zaraz po wycieczce mojej alpejskiej zamierzam znow wyruszyc w swiat- tym razem do Pragi. Oj, tak strasznie sie napalilam na ten wyjazd, ze az mi sie snil. Nie moge sobie tego odpuscic. O nie! Wyjade, chocby nie wiem co! :-,0)
| 19:20 / 20.07.2002 link komentarz (0) | Znalezione w sieci
W Japonii ludzie postanowili umilic sobie zycie i wszystkie Windowsowe komunikaty o bledach ulozyli w urocze wierszyki- haiku (forma wiersza japońskiego o różnorodnej tematyce ujętej zwięźle, dowcipnie, zazwyczaj z wyrazistą puentą; gatunek japońskiej poezji lirycznej, powstały w XVII w., uprawiany do dziś,0)
Your file was so big
It might be very useful
But now it is gone.
***
Chaos reigns within.
Relfect, repent, reboot.
Order shall return.
***
Windows NT crashed.
I am the Blue Screen of Death.
No one hears your screams.
***
Yesterday it worked.
Today it is not working.
Windows is like that.
***
First snow, then silence.
This thousand-dollar screen dies
So beautifully.
***
Three things are certain:
Death, taxes, and lost data.
Guess which has occurred.
***
The Tao that is seen
Is not the true Tao-until
You bring fresh toner.
***
Out of memory.
We wish to hold the whole sky.
But we never will.
***
Serious error.
All shorcuts have disappeared.
Screen. Mind. Both are blank.
***
Slodkie, prawda?? :-,0),0),0)
| 12:12 / 20.07.2002 link komentarz (1) | Moi Drodzy!!!
Jestem!!!
Dla wszystkich tych, ktorzy nie sa zorientowani, powtorze, ze bylam w Bieszczadach.
Mieszkalismy w namiotach. Kazdy, kto mial te niewatpliwa przyjemnosc, pewnie wie, jak to "cudownie" jest usypiac, dygoczac z zimna, oraz budzic sie wraz ze sloncem i jego potwornym zarem. Dodatkowa atrakcja sa owady, ktore tak mnie pogryzly, ze cala jestem w bablach.
Nasze zajecia to:
1. medytacje- nie wstalam ani razu, bo byly o 6:00 rano.
2. joga- tez nie bylam ze wzgledu na pore.
3. taichi- patrz wyzej.
4. capoeira- brazylijska sztuka walki, delikatna jak taniec. Nie trenowalam, ale bacznie przygladalam sie, jak trzej koledzy prowadzacy napinali swoje miesnie demonstrujac cwiczenia. ;-,0),0),0)
5. shiatsu- umiem, umiem! :-,0),0),0) No, mniej wiecej. ;-,0)
6. makrobiotyka- nauka zajmujaca sie ulepszaniem jakosci zycia poprzez miedzy innymi zywienie. Fajna rzecz.
W przedostatnia noc zorganizowano nam Noc Teczowego Wojownika. Nastraszyli nas przy tym bardzo, a w nocy zaprowadzili na lake. Usiedlismy w kregu, wokol malej swieczki i wtedy pierwsza osoba ruszyla. Stefan (nasz "opiekun" i organizator obozu,0) kazal nam nasluchiwac. Wiec czekalismy w tych nieziemskich ciemnosciach na jakis dzwiek. I nagle uslyszelismy przerazliwy krzyk. Oj, byl on naprawde straszny. Wszyscy az sie wzdrygnelismy. Zaczelismy sie zastanawiac, jakim torturom zostaniemy poddani, skoro wywoluja one tak przerazliwy wrzask. Wtedy Stefan nam powiedzial, ze mamy wychodzic pojedynczo, za kazdym razem, kiedy uslyszymy taki wlasnie krzyk.
Balam sie strasznie na poczatku, ale wreszcie, gdy nadeszla moja kolej, poszlam.
Okazalo sie, ze zupelnie nie bylo sie czego bac. Krzyk byl oczywiscie podstawiony. A pozniej... szlo sie od szamana do szamana, trafiajac do nich za swieczkami, rozstawionymi na lace. Wygladalo to slicznie i magicznie. Jak w bajce. Naprawde.
To byla niezapomniana noc, bardzo mi sie podobala.
Na dzis to tyle. Zla jestem, bo wczesniej sporzadzilam dluzszy opis mojego wyjazdu, ale niespodziewanie wylaczyl mi sie komputer i wszystko stracilam. Nie chcialo mi sie wiec drugi raz pisac tego samego. Na razie. Czymajcie sie. jeszcze tu zajrze! :-,0),0),0)
| 22:50 / 03.07.2002 link komentarz (0) | Odwiedzilam dzisiaj kilku lekarzy w celu sprawdzenia swego stanu zdrowia i... bede zyc! :-,0) Hurra.
A poza tym pokupowalam sobie kilka dronych ciuszkow na wyjazd i jestem szczesliwa. Nic tak nie poprawia kobiecie nastroju jak nowa garderoba. ;-,0),0),0)
| 18:04 / 02.07.2002 link komentarz (2) | A oto wyniki mojego testu:
TEST 1
1. Prawdziwy kolor wlosow- rudy
2. Prawdziwy kolor oczu- niebieski
3. Znak zodiaku- Lew
4. (...,0)- 11 :-,0)
5. (...,0)- 2 :-,0),0),0)
6. Instrumenty, na ktorych "gram"- gitara, flet, keyboard
7. Na jakie studia chce isc?- Na dziennikarstwo
8. Gdzie najbardziej chcialabym pojechac na wakacje?- do Azji
9. Ulubiona ksiazka- "Wyznania gejszy"
10. Moj pierwszy wielki idol- Jim Carrey (dodam, ze mialam wowczas 11 lat... :-,0)
TEST 2
1. Moj wirtualny maz to- Chafer!!! :-,0)
2. A nasze wirtualne dzieci to- Filip i Julia! :-,0)
3. Kim jestem?- rozgadana, wesola, czasem niezrownowazona artystka
4. Co lubie w mezczyznach wizualnie?- w twarzy zwracam uwage glownie na usmiech. Poza tym podobaja mi sie meskie ramiona i dloie. Ogolnie doceniam caloksztalt, jesli ktos podoba mi sie psychicznie.
5. Co lubie w facetach psychicznie?- blyskotliwosc, dowcip, wrazliwosc, delikatnosc
6. Co w zyciu sie najbardziej liczy?- milosc, przyjazn, pieniadze. (tu chcialabym sprostowac, ze sama nie jestem pewna, czy na trzecim miejscu powinny byc pieniadze czy praca... hmmm,0)
7. Jakiej slucham muzyki?- gospel, muzyka etniczna, muzyka filmowa
8. Ulubieni rezyserowie- Krzysztof Zanussi, Lars von Trier, David Lynch
9. Dlaczego moj nick to kaczuszka?- To przypadek- kiedys potrzebowalam zalozyc anonimowa skrzynke i tak juz zostalo.
10. Moje zyciowe motto- Carpe diem
No! I to by bylo na tyle. :-,0)
| 15:40 / 02.07.2002 link komentarz (2) | Hahaha!!! Nlog dziala!! Nie wierze wlasnym oczom, uszom i innym czesciom ciala! Ha!
Puszczam moj wpis z dnia 29 czerwca.
wiec tak: siedze sobie wlasnie w gmachu telewizji TVN, a dokladniej w studiu TVN 24. W nocy faktycznie niewiele tu sie dzialo- ludzi niewiele, cichutko, no i- co najgorsze- zimno, bo klimatyzacja. A mnie potowrnie boli gardlo. Dobiega koniec mojej siodmej godziny tutaj. Jeszcze dwie minuty. I tylko godzina do wyjscia. Nawet juz mi sie tak nie chce spac. Zabralam sie za przegladanie poczty i jakos otworzylam swoje
ledwo zywe juz oczy. Na szczescie wlaczony jest telewizor- TVN. O tej porze, a jest 6:01, leca jakies dziwne powtorki roznych programow: Maraton Usmiechu pomieszany z Droga do Gwiazd. Obok siedzi antypatyczny grubas (chyba grafik,0), ktory rozchmurza swoje oblicze tylko w przypadku jakiegos dowcipu w TV. Hmmm...
A ogolnie to mi sie tutaj podoba. Wszedzie rozne komputerki- takie ladne i nowe... :-,0),0),0) No i telewizorki. Brak tylko pana Miecugowa, ale trudno, zeby siedzial tu w nocy. Bo, tak gwoli wyjasnienia, prosze Panstwa- telewizja klamie. Wiadomosci nie sa
24 godziny na dobe na zywo. Niestety. Nie ma tak dobrze. Sa nagrywane duzo wczesniej, a przez cala noc panuje w calym studiu bloga cisza. O! Wlasnie tak tutaj jest. I gdyby nie to, ze na jakas godzinke zasnelam na biurku oraz gdyby nie to, ze gardlo boli mnie tak potwornie, ze zaraz mi odpadnie, bylam wrecz niezwykle zadowolona. Tak, zem sie pochorowala. Zaraz, tzn juz za godzinke, wybiegne z tej okpropnej (nie, no fajnej bardzo... :,0) telewizji i natychmiast rzucam sie do lozka, opatulam i spie. O! Taki mam ambitny plan
na sobote. :-,0)
Dobranoc. Pchly na noc. :-,0)
| 00:35 / 24.06.2002 link komentarz (8) | Nie, nie, nie. Nie jestem zazdrosna! Wcale nie! To niewazne, ze dzis sie z nia spotkal. To przeciez przypadek. I wcale niewazne, ze i tak chcial ja zobaczyc. Niewazne tez, ze przez dlugi czas byla dla niego najwazniejsza i niewykluczone, ze jest nadal. Niewazne, ze bedzie o tym spotkaniu dlugo myslal i bedzie pod jego wrazeniem. No i niewazne, ze pala do niej nieodwzajemnionym, czystym, idealnym uczuciem. Takim jak ja do niego kilka miesiecy temu. Nie, to calkiem niewazne.
| 15:06 / 23.06.2002 link komentarz (3) | Podjecie takiej decyzji jest dla mnie bardzo trudne. Bije sie z myslami i sama nie wiem, co mam zrobic. I tak zle, i tak niedobrze. Poza tym kazda z wybranych przeze mnie drog niesie za soba pewne konsekwencje i zadne prawdopodobnie nie beda mile. Jesli nie zrobie nic, to sie wykoncze (choc nie wiem, czy mozna jeszcze bardziej,0). Jesli cos zrobie, cos tez strace.
Ach... glupie przyzwyczajenie. Gdyby nie ono... Glupia autosugestia...
Gdybym tyle nie walczyla o to, co teraz mam, byloby prosciej z tego zrezygnowac. Ale walczylam przez ostatnie miesiace nieustannie, poswiecalam sie i dostosowywalam. I co? Teraz mam sie tak nagle wycofac? po jakims niepowodzeniu? Ale z drugiej strony- walczyc dalej? Nie mam na to sily... Co wiec zrobic?
Zycie to sztuka wyboru... Taaaak...
Wczoraj odbyla sie Rozmowa. I w momencie, kiedy juz myslalam, ze zupelnie stracilismy kontakt emocjonalny, kiedy juz wlasciwie wszystko bylo stracone, nawiazalismy malutke, cieniutka niteczke porozumienia. No i jak sobie z tym poradzic? Musze wytrwac, przynajmniej jeszcze troche. Warto czy nie warto? Musze rozpisac to sobie na kartce. Szczerze i otwarcie. Zawsze to wszystkim radze. I przyszla pora, by ten sposob wyprobowac na sobie. Bo jestem typowym przykladem psychologa, ktory ma mnostwo wlasnych problemow. Gadalam wczoraj o tym z Chaferkiem. Heh...
Ooo... Juz mi lepiej. Uzewnetrznilam sie. Moze przezyje.
Ide na rodzinny obiadek. Sa urodziny mojej Babci.
| 03:18 / 23.06.2002 link komentarz (0) | Przezywam najwieksze psychiczne zmeczenie i oklapniecie mojego zycia. Mam ochote umrzec, poniewaz wszystko, co zrobie, bedzie beznadziejne. Mam dosc. Dosc wszystkiego.
Musze podjac pewne kroki. Nie mam chyba innego wyjscia. Jestem wykonczona. Doslownie. Brzmi to powaznie, ale to prawda. To wlasnie slowo jest adekwatne. Wykonczona. Kompletnie...
| 00:19 / 23.06.2002 link komentarz (1) | Hmmm... Ktos rozwiazal jeden z moich testow- dodam, ze ten drugi i ma max. ilosc punktow czyli 100!!! Podpisal sie jako tajemniczy wielbiciel. I zastanawiam sie, kim mogl byc... Hmm... Albo ktos, kto znal juz prawidlowe wyniki, zrobil sobie jajo, albo... ? NIe wiem... kto wiedzial o tym tescie? 1. ludzie z nloga, ale nie ma tu nikogo, kto by znal mnie tak dobrze poza tymi osobami, ktore i tak odpowiedzialy. Filip? Ale skad on by tyle o mnie wiedzial? Nie, nie ma szans. Ktos musial strzelac. Hmm... Ciekawe kto? Czy jesli jest to ktos z Was, przyzna sie? Proszeee... :-,0),0),0),0) jestem bardzo ciekawa! :-,0),0),0)
| 15:40 / 22.06.2002 link komentarz (3) | Oto kolejny test na MOJ temat. Prosze zajrzec. Te wyniki takze pozniej podam i omowie. :-,0),0),0),0)
| 03:01 / 22.06.2002 link komentarz (3) | Oto test. Prosze go zrobic. Za pare dni umieszcze prawidlowe wyniki! :-,0)
Test dotyczy mojej skromnej osoby i jest srednio ciekawey, ale wlasnie tworze nowy. Zapraszam! :-,0),0),0)
| 23:45 / 21.06.2002 link komentarz (0) | Szkola sie skonczyla. Koniec. Wakacje. Cenzurka odebrana.
Usiadlam na schodach w mojej szkole. I jakas taka stala sie obca. Taka pusta, inna, jakas niemoja.
A tak w ogole to... dziwnie mi. Wszystko jest takie dziwne... Nie wiem czemu, nie umiem tego wyjasnic. Ale przynajmniej dola nie mam. Ufff...
Moje plany na wakacje to ksiazki. No i moze jakas tworczosc wlasna. Musze troche sie odbudowac emocjonalnie. A najwazniejszy apel do mnie i do wszystkich to
BYC SOBA!!!
| 03:11 / 19.06.2002 link komentarz (1) | Ucielam sobie wlasnie bardzo mila, nocna pogawedke z Filipem... Czy powinnam miec wyrzuty?...
| 21:40 / 18.06.2002 link komentarz (3) | Te wakacje zapowiadaja sie naprawde fajnie. Nie liczac wizyty w Warszawie, pojade na dwa tygodnie w Bieszczady oraz na 10-dniowa wycieczke objazdowa, zahaczajac o Niemcy, Austrie, Liechtenstein, Szwajcarie, Francje i Wlochy. :-,0) Wow! Alez sie ciesze! No i moze uda mi sie jeszcze wyskoczyc na kilka dni do Pragi, ale to juz w ogole nie zalezy ode mnie, tylko od funduszy, jakie dostane- badz nie- od sponsorek (mama & babcia,0). Sie okaze. Hmm...
A w szkole juz w tym roku sie nie pokaze- cenzurka wypisana. A ja chrzanie. :-,0),0),0),0)
| 02:11 / 18.06.2002 link komentarz (0) | Prosze Panstwa. Poszlam dzisiaj do fryzjera. Wydalam 85zl i co? I nic!!! Zadnego efektu! Zla jestem, nie powiem.
Poza tym odbylam dzis kolejna klotnie z moja Druga Polowa. Ostatnio takie klotnie maja miejsce praktycznie codziennie. No, ale to chyba taki ciezki okres. Przemeczenie, bezradnosc wobec wszystkiego, narastajaca zlosc. I takie sa efekty. No, ale to chwilowe.
Dzis znow sie poklocilismy- zupelnie jakbysmy byli 10 lat po slubie :-P ... Ale pozniej gadalismy jeszcze dwa razy i juz jest wszystko w porzadku. Powoli sie ze wszystkim oswajam, powoli przyzwyczajam. Jakos to bedzie. No, ale... time will show...
| 02:17 / 17.06.2002 link komentarz (0) | Jest taka pewna osoba, tu na nlogu, ktora- notabene- znam osobiscie i... powiem szczerze, ze bardzo mnie ona dziwi. Nie chce wymieniac jej nicka. Ale... momentami wrecz szokuje mnie fakt, iz ta osoba pisze dokladnie o wszystkim, co dzieje sie w jej zyciu. Pisze bardzo ciekawie, a jakze, ladnie, skladnie i w ogole. Stylem- pamietnikowym. No, super- lubie takie rzeczy. I czyta mi sie to niezle. I przypuszczam, ze innym tez. Mam te osobe w swoich "ulubionych" i nie opuszczam jej zadnego wpisu, ale... zwyczajnie i po ludzku sie dziwie. Chyba nie potrafilabym do tego stopnia wywlekac swojego zycia intymnego na forum, dla wszystkich. No, moze gdybym byla totalnie anonimowa. Ale... tutaj na pewno wiele osob te osobe zna! Dziwie sie. Przeciez ludzie, o ktorych on pisze moga to w kazdej chwili przeczytac... Hm... No coz.
Ale ogolnie lubie to czytac. To takie ludzkie- podgladac czyjes zycie prywatne. :-,0),0),0),0)
| 14:12 / 16.06.2002 link komentarz (4) |
Codziennie dochodze do wniosku, ze to wszystko nie ma sensu. Ale nic nie robie. Bo... chyba nie chce...
Smutno mi. Jestem niepotrzebna.
| 14:27 / 14.06.2002 link komentarz (2) | "Strasna Zaba"
Pewna pani na Marsalkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba.
Wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: - Męzu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!
Mąz był wyzsy uzędnik,
psetarl mgłę w okulaze i mówi:
- Zecywiście coś skace po trotuaze!
Cy to zaba, cy tez nie,
w każdym razie ja tym zainteresuję się;
zaraz zadzwonię do Cesława,
a Ceslaw niech zadzwoni do Symona -
nie wypada, zeby Warsawa
była na "takie coś" narazona.
Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zabę koło Nowego Świata.
A zeby sprawa zaby nie odesła w mglistość,
uządzono historycną urocystość.
ustawiono trybuny, spędzono tłumy,
"Stselców" i "Federastów" - Słowem, cale miasto.
Potem na trybunę wesla Wysoka Figura
i kiedy odgzmiały wsystkie "hurra",
Wysoka Figura zece tak:
- Wspólnym wysiłkiem ządu i społeceństwa pozbyliśmy się zabiego bezeceństwa - panowie, do góry głowy i syje! A społeceństwo: - Zecywiście,
dobze, ze tę zabę złapaliście,
wsyscy pseto zawołajmy: "Niech zyje!"
Konstanty Ildefons Galczysnki | 14:18 / 14.06.2002 link komentarz (1) | Nie wiem, co mam z fizyki i biologii. Dzis ostatni dzien wystawiania ocen. Wiec i tak nic nie moglabym zrobic. No, ale moglam sie pojsc dowiedziec. A tu guzik. No coz. Chyba mam to w nosie. Chociaz miec dwie dopuszczajace na swiadectwie maturalnym to troche glupio... Hmm... Ale zawalilam. Jestem glupia. Moja wina.
Ale za to mam czworke z polskiego, a pani powiedziala, ze mature to ja nawet na szostke napisze. Ho, ho! Nie wiem, co jej sie stalo, ze az tak mnie zaczela doceniac. No, kto by pomyslal! :->>>
Bo mnie sie zwykle nie podobaja moje wypracowania. I zastanawiam sie czemu. Czy sa kiepskie? A moze dlatego, ze sa malo tworcze i sa TYLKO wypracowaniami? Pocieszam sie natomiast, ze sa takie panienki w mojej klasie- takie proste, bez wyrazu, bezplciowe, szare, nudne, nieartystyczne- i one dostaja z wypracowan dobre oceny, poniewaz pisza wedlug utartych kanonow i schematow. I znaja lektury. No, ale- zakladajac, ze i ja znam- czyz nie napisze od nich pracy maturalnej lepiej??? Z moim wrodzonym talentem, no i w ogole??? :-,0),0),0),0),0),0),0),0),0) He, he. No pewnie! Ha, ha!
I bez wzgledu na to, czy moja pani od polskiego mowila szczerze, czy nie, zmobilizowala mnie strasznie i jestem zadowolona. Podczas wakacji zamierzam nadrobic zalegle lektury. O! Wlasnie tak! :-,0),0),0),0) Ale sie ciesze!!!
Jednej rzeczy tylko brakuje mi do szczescia. Ale postanowilam sie tym juz w ogole nie przejmowac. Za bardzo sie angazuje w niektore rzeczy- widocznie niewarto. A wiec z usmiechem koncze ten rok szkolny i- byc moze- z dwoma dwojami. A co tam. :-,0),0),0),0),0)
Life is beutiful!!! Don't worry, be happy!!! I w ogole!!!
Wszystkiego najlepszego Wszystkim z okazji Wakacji!!!!! :-,0),0),0),0),0),0),0),0),0),0),0)
| 01:43 / 14.06.2002 link komentarz (0) | Dzien jakos zlecial, ale nie mam sily nic pisac. Powiem tylko, ze po raz pierwszy od trzech lat spotkalam sie z Agata w celu tworzenia. Tym razem bylo to tworzenie muzyczne.
Agata ma przedstawic na polskim tworczosc Galczynskiego w oryginalny sposob. I postanowila zaspiewac dzielo o tytule "Strasna zaba". Znacie? Bardzo fajne. :-,0) Moze przytocze.
No i poprosila mnie o wymyslenie melodii, co tez z radoscia uczynilam. A najbardziej sie ciesze, ze Agacie sie podoba. Bardzo mi takiej aprobaty potrzeba. Ciesze sie, ze cos znow robie. Tak, tak, tak... :-,0),0)
Czuje sie spelniona. A przynajmniej troche. Bo wiem, ze sie to na cos przyda i nie bedzie "do szuflady" (muzyka moze byc do szuflady??,0). Hurra. Jest mi fajnie. :-,0),0),0)
Kocham Was wszystkich!!!!! Aaaaa!!!!! (krzyknela glosno i radosnie Kaczka,0)
| 21:20 / 12.06.2002 link komentarz (3) | Dzisiaj wpadlo do mnie Sloneczko na kilka godzin. Mialo mnie pouczyc fizyki, ale okazalo sie, ze i tak wiekszosc musze zrobic sama. Wiec zaraz sie za to zabieram. Ale wyrzuty sumienia mam straszne, bo nie odprowadzilam Go na pociag. Kazal mi siedziec i sie uczyc.
Co ja mam zrobic? Jak sobie ze soba poradzic? Czuje sie niepotrzebna, sama, niekochana... Czuje sie paskudnie, jak zwykle, obrzydliwie. Ja naprawde potrzebuje szczegolnej akceptacji i czulosci- juz taka jestem. Trzeba mi duzo powtarzac, jaka to jestem fajna, jaka potrzebna, jaka wazna. Inaczej nie uwierze.
Chce mi sie plakac, jest mi niedobrze. Boze, jakie moje zycie jest beznadziejne... :-(((((
| 17:06 / 12.06.2002 link komentarz (0) | Historia poszla mi dzis bardzo niezle. Pani miala dobry humor, a poza tym dziwnym trafem umialam wszystko. Ja jestem po prostu geniuszem. Raz (!!!,0) przeczytalam rozdzial i wszystko wiedzialam. Pozniej raz tylko zerknal w chaotyczne notatki. Hmm... No i pani mnie pochwalila bardzo, co mnie ucieszylo o tyle, ze bylam pewna, ze ona jest do mnie uprzedzona. Ale jednak nie. To dobrze. :-,0)
Na polskim, chociaz myslalam, ze baba mnie nienawidzi i zrobi wszystko, zeby mnie zgnebic, powiedziala, ze chce postawic mi czworke, bo wie, ze mnie na to stac. Kazala mi cos dla picu przygotowac na poniedzialek. Bo tak naprawde chodzi o to, ze z ta czworka nie musze zdawac matury ustnej, jesli na pisemnej dostane piatke. To wiadomo. No, ale ja bylam pewna, ze czworki na koniec trzeciej klasy nie dostane. A tu prosze- taka niespodzianka! :-,0) ha!
No to mnie tegoroczne zakonczenie roku bardzo, bardzo zdziwilo... Hihihi... Ale nie da sie ukryc- poprawia mi to nastroj. :-,0)
| 20:53 / 11.06.2002 link komentarz (2) | Buuu... Jest mi tak bardzo zle..... :-((((
| 18:12 / 11.06.2002 link komentarz (0) | Dla zainteresowanych:
Odkrylam dzisiaj w szkole taka ulotke dotyczaca bardzo tanich i fajnych wakacji. To warsztaty artystyczne w Bieszczadach. Organizatorzy oferuja przerozne zajecia (np. shiatsu, joga, taichi, itp,0), spotkania z roznymi ludzmi, ktorzy maja do czynienia z kultura indianska, afrykanska i slowianska. Sa tez wycieczki po szlakach, ogniska, nauka gry na bebnach, itd.
Jesli ktos z Was bylby zainteresowany, wejdzcie sobie na strone www.arsvita.vel.pl
| 17:00 / 11.06.2002 link komentarz (0) | Pogoda okropna. Caly dzien pada. A wczoraj, to juz wszyscy wiedza, Polska przegrala 4:0 z Portugalia. Dla scislosci dodam, ze nie interesuje sie sportem. Ba, ja go wrecz nie cierpie. A juz zwlaszcza ogladac. Ale wlasnie siedzialam sobie wczoraj z Agatka i nagle... slyszymy jakis ogromny halas. Z poczatku myslalysmy, ze to wypadek samochodowy, bo akurat przez to wszystko przedarl sie pisk opon. Ale za chwile dzwiek sie jakby bardziej skrystalizowal i rozpoznalysmy w tym wielkim halasie- wrzask. Tak, to on zahalasowal. Zdziwilysmy sie, co to jest, bo ryk byl specyficzny i odbil sie echem po osiedlu.
I wtedy Agata krzyknela, ze jest mecz i wlaczyla telewizor. Zobaczylysmy jeszcze kilka "riplejow" z gola kopnietego Portugalii, ale niestety nie zostal on uznany.
I jakos tak wciagnelysmy sie i obejrzalysmy cala druga polowe. I wiecie co? Jestem zalamana polska reprezentacja. Jak patrzylam na naszych graczy, przypominal mi sie wuef w podstawowce. Jezu... Cos okropnego. Taka hanba- 4:0...
Moj dziadek twierdzi, ze to polityka. Byc moze. Ostatecznie ci pilkarze bez wzgledu na wynik zarobia strasznie duzo. A tu chodzi o uklady. Zreszta- niewiadomo. Nie wnikam. W koncu nie interesuje sie sportem! :-,0),0),0),0)
***
Odkrylam dzis, ze ja i Ania (z mojej klasy,0) mamy podobne fantazje erotyczne, podobne zapedy. Tzn. odkrylam to juz wczesniej, ale dzisiaj sie w tym utwierdzilam. Co wiecej, utwierdzila sie w tym takze Ania. Postanowilysmy spotkac sie w najblizszym czasie i pogadac. Bo dawno tego nie czynilysmy, a pamietam, ze zwierzalo nam sie zawsze dobrze.
Kiedys, jakos na poczatku drugiej klasy, spotkalysmy sie, zeby pisac referat. Oczywiscie skonczylo sie na wyjawianiu krepujacych tajemnic, przyznawaniu sie do roznych rzeczy, itp. Ania jest pierwsza dziewczyna, jaka znam, ktora podchodzi do seksu w sposob otwarty i perwersyjny, ale jednoczesnie wcale nie ordynarny. Kazdy z nas ma jakies swoje marzenia erotyczne. Ale wiekszosc dziewczyn nie wyjawia ich tak dokladnie. Ania tez nie zwierza sie nikomu, bo wszystkie nasze kolezanki z otoczenia sa na tyle pruderyjne, malo dojrzale i malo doswiadczone, ze wstydza sie o tym myslec, a co dopiero- mowic! Tak wiec wiem, ze Anka na ten temat milczy. Ja zreszta tez. Ale czasem- dosc rzadko wprawdzie- razem gadamy i wtedy okazuje sie, jak bardzo podobne podejscie w tej kwestii mamy. Fajnie. Lubie pokonywac takie bariery, mowic o sobie takie szczegoly, ktore ciezko przechodza przez gardlo. Ostatecznie, kazdy gdzies w sobie takie szczegoly trzyma. A czemu? Czemu nie wypuscic ich na swiatlo dzienne? Czemu nie pozbyc sie wstydu? Czy nie lepiej uwolnic sie od wszystkiego i czuc sie lekko?
Nie mowie oczywiscie, by powierzac swoje sekrety byle komu. Ale to dobrze czasem cos w sobie przelamawac i tak sie totalnie wyspowiadac. To bardzo budujace. Mozna sie wiele o sobie dowiedziec. Polecam. :-,0),0),0)
| 23:49 / 09.06.2002 link komentarz (0) | Dzisiejsza noc spedze na nauce- coz... Takie jest zycie...
A spac mi sie chce juz teraz... :-(((
Tesknie......
| 13:17 / 09.06.2002 link komentarz (1) | Aaaa... Tak sie postanowilam przyznac... Wprawdzie najwazniejsze osoby i tak o tym wiedza, ale gdyby kogos kiedykolwiek to interesowalo, to...
Pojawila sie kiedys na nlogu nowa osoba. Jej nick to usmiechnieta_buzia. Moze jej nawet nie kojarzycie, gdyz nie pojawiala sie zbyt dlugo. Ale chcialam tylko nadmienic, ze ta osoba to JA.
Zalogowalam sie jako ktos inny po to, zeby byc zupelnie anonimowa i moc jakos czasem wyzyc sie literacko. Uznalam, ze jesli bede w miare czytana, moze zmobilizuje mnie to do regularnych wpisow. Jesli cos mi sie nie uda, trudno (i tak nikt nie bedzie mnie znal,0), a jesli odwrotnie- bede mogla sie tym pochwalic.
No, ale ja nie moglam sie powstrzymac i powiedzialam o tym. Na poczatku Kredce, ale Ona jest tez dla mnie anonimowa, wiec to nie mialo az takiego wplywu na dalszy ciag moich wpisow. Natomiast przyznalam sie jeszcze Agacie. I wiecej jako usmiechnieta_buzia nic nie napisalam. Od razu odechcialo mi sie. Moze dlatego, ze nie uslyszalam zbyt wielu pochwal? A ja ich potrzebuje, zeby poczuc sie zmobilizowana.
No, w kazdym razie ktos juz wiedzial o moich wpisach i dlatego stracilam zapal. Glupio zrobilam.
A teraz, poniewaz i tak juz go nie mam, postanowilam sie przyznac. A... tak dla jaj. Moze zreszta pewnego dnia dokoncze to, co zaczelam wowczas?
Tak wiec zainteresowanych serdecznie zapraszam na usmiechnieta_buzia.nlog.pl . Jak reklama, to reklama! A co! :-,0)
| 12:57 / 09.06.2002 link komentarz (0) | Bardzo bym chciala miec rodzenstwo. Jakas sie zrobilam sentymentalna na stare lata. Tak mi brakuje rodziny. Nie mam nikogo. Wszyscy moi bracia cioteczni oraz cioteczne siostry sa po prostu do bani i nie mam z nimi zadnego kontaktu. Tzn mam z dwoma kuzynkami, ale nie laczy nas zadna wiez. Ech... Glupio. Chcialabym miec jakas siostre albo brata. Ale teraz juz za pozno. Buuu...
| 01:49 / 09.06.2002 link komentarz (4) | Bardzo milutki weekendzik, ktory zaczal sie dla mnie juz wczoraj.
Przyjechalo Sloneczko. I chociaz, biedactwo, bylo bardzo spiace, poszlismy razem do nowych "Niebieskich migdalow". Calkiem ladne.
A dzisiaj nie poszlam na francuski, ale dzieki temu sie wyspalam i to u boku Kwiatuszka.
Pozniej zjedlismy pyszne, kolorowe kanapeczki na sniadanko. Dzien jakos zlecial. A wieczorkiem udalismy sie do "Sphinxa".
Weekend udany. Jutro troche nauki. Niestety. Ale ten tydzien bedzie chyba ostatnim takim, podczas ktorego musze cos umiec. A pozniej- tak, tak...- oleje sobie troszke wszystko. Bo juz mam dosc.
I bedzie fajnie. Nareszcie wakacje. Ciesze sie. Bede musiala sporo sobie przemyslec i dojsc troszke ze soba do ladu. O. To moj najwazniejszy cel na wakacje.
Jestem spiaca. Ide do lozeczka.
Uwielbiam sie przytulac. Uwielbiam wszystko. Z kazda chwila odkrywam nowe rzeczy, ktore mnie fascynuja. Jak malutkie dziecko, stawiajace swoje pierwsze kroki. Czuje sie troche smiesznie. Fajnie mi. I bardzo tesknie. Minely juz dwie godziny od naszego rozstania. Buu... :-,0),0),0),0)
| 16:35 / 06.06.2002 link komentarz (2) | No! Postanowilam sie nad Wami zlitowac i podac Wam linki, gdzie mozecie odnalezc "Pismo nieswiete". Oto stronka, na ktorej jest caly tekst do sciagniecia. Plik nosi tytul Cavanna (od autora, oczywiscie,0). Zycze milej lektury! :-,0),0),0),0)
| 16:06 / 06.06.2002 link komentarz (0) | Dzisiaj sie wyspalam. Nie dosc, ze poszlam spac o polnocy (to bardzo wczesnie!,0), wstalam o 9:00, to jeszcze dwie godziny pozniej (po powrocie z jednej lekcji,0) udalam sie znowu w blogi stan nieswiadomosci, zwany potocznie snem. Obudzilam sie o 13:30, zjadlam obiad i jest OK. Chociaz w przerwach, gdy nie spalam dzis, bolala mnie glowa. I to jedynie zakloca moj ogolnie pozytywny nastroj. Oprocz tego musze dokonczyc nieszczesne wypracowanie z polskiego oraz przepisac zeszyt z etyki.
Wyobrazacie sobie? Jestem nieklasyfikowana z etyki za frekwencje! :-,0) Bede musiala zaliczyc pewien material! Czyz to nie urocze?
Mam przeczytac cztery rozdzialy z ksiazki niejakiego R.Spaemana, ktora juz i tak czytalam (!!!,0), wiec zadna trudnosc, oraz umiec to strescic i odpowiedziec na pytania pana profesora. Hmm... Okaze sie, czy jestem inteligentna, czy dobrze interpretuje teksty filozoficzne i czy, wobec tego, nadaje sie na takie studia. He, he.
No nic. Lece. Do widzenia.
| 22:11 / 05.06.2002 link komentarz (2) | W calym swym uprzedzeniu do lektur szkolnych czytam wlasnie z wielkim zapalem "Proces" Franza Kafki. Obejrzelismy dzis na lekcji film na podtsawie tego dziela, a teraz mamy zapoznac sie z tekstem, co tez z radoscia czynie. To jest super!!! Naprawde! Zaluje, ze znam juz film, bo przez to tresc nie budzi we mnie takiego napiecia i uczucia grozy, no ale pocieszam sie mysla, ze czyms sie rozni ksiazka od ekranizacji, chociaz momentami dostrzegam w filmie ogromna dokladnosc do takich detali jak np: dialogi czy biala bluzka wiszaca na wieszaku w pokoju pewnej damy. Heh, fajnie. :-,0)
A ksiazeczke wszystkim polecam, choc jej jeszcze nie skonczylam!!! Jest niesamowita!!!!
| 03:44 / 05.06.2002 link komentarz (3) |
Beznadziejnie.
| 13:00 / 04.06.2002 link komentarz (0) | * * *
1. Oto czym byli synowie niebios, których ludzie w swej mowie nazwali aniołami.
2. Ponieważ "anioł" jest słowem hebrajskim, które oznacza: "syn szefa". To słowo może również znaczyć: "Zobaczysz, jak ci załatwię twój śliczny pyszczek, jeśli cię znów przyłapię na wyciąganiu brudnych łap w stronę mojej żony". Wszystko zależy, na jaką sylabę pada akcent toniczny.
3. Poprzez otchłanie czasu i przepaści trwania
4. Poprzez samą wieczność,
5. Nim powstały słońca,
6. Nim nastąpił chaos,
7. Nim powstała przestrzeń
8. i materia,
9. Zanim nastał byt i niebyt,
10. I pamięć...
11. Gdy istniała tylko przedwieczność
12. I oczekiwanie na boskie tchnienie,
13. Aniołowie już byli.
14. Jak daleko nie cofałaby się pamięć Wiekuistego nad
oceanami wieków,
15. Aniołowie już byli.
16. I Wiekuisty, który jest sam w sobie pamięcią, nie przypominał sobie, aby ich stworzył.
17. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego,
18. Bo samą pamięć stworzył dopiero później.
19. Było to idiotyczne, ale postawcie się w jego sytuacji: nie mógł nie być idiotą przed stworzeniem inteligencji.
20. Chyba że aniołowie nie zostali stworzeni przez Wiekuistego... Tę hipotezę należałoby wziąć pod uwagę, choćby dla zasady...
21. Stwórca wiedział, że to było niemożliwe, gdyż wszelkie istnienie pochodzi od niego. Nie mogło więc zaistnieć nic czego by nie stworzył.
22. Tak wynika z definicji.
23. Musiał więc stworzyć aniołów.
24. Może bezmyślnie
25. Albo niechcący,
26. A może w marzeniach sennych,
27. Któż to wie?
28. W każdym bądź razie aniołowie istnieją.
29. I są ponad ludźmi, których ciało jest materią nietrwałą.
30. Aniołowie są czystymi duchami, tak samo jak Wiekuisty.
31. Stwórca stworzył człowieka na swoje podobieństwo... Pozwala to człowiekowi w każdej chwili wiedzieć, jak wygląda Bóg, bez męczącego patrzenia w niebo.
32. Nikt nie wie, na czyje podobieństwo zostali stworzeni
aniołowie.
33. Oczywiście oprócz Boga, ale to jego tajemnica.
34. Synowie boży, aniołowie, jak czyste duchy, nie są w stanie znieść zmiennych kolei losu podłej materii. Prawa, które nimi rządzą, są innymi prawami, wiedza, która o nich traktuje, jest inną wiedzą, właściwości fizyczne są innymi właściwościami, a chemia jest ich inną chemią
35. Ich właściwości fizyczne tysiąckroć przekraczają niedoskonałą możność pojmowania człowieka, dla którego wszystko to jest cudowne, bo tak chciał Stwórca nie znający pojęcia "niemożliwe".
36. Po pierwsze, aniołowie, są niewidoczni dla oka ludzkiego. Jest ono zasłonięte bielmem, które Wiekuisty specjalnie w nim umieścił. Czasem, gdy spodoba się Stwórcy, niektórzy ludzie prawi wśród prawych, skromni wśród skromnych, mogą zobaczyć anioła. Wystarczy, by człowiek sprawiedliwy i niewinny zanurzył anioła w smole, a następnie wytarzał go w pierzu, siedmiokroć powtarzając święte słowa, które sprawiają, iż rzeczy niewidoczne stają się widocznymi. I oto anioł pojawia się, i dochodzi do tego, do czego ma dojść.
37. Po drugie, anioł nie jest ograniczony w przestrzeni. Jego rozmiary są rozmiarami przestrzeni, która go zawiera. Każdy anioł wypełnia wszechświat całkowicie. A przecież zastępy aniołów są niezliczone, jak niezliczona jest ilość szarańczy. Aniołowie nakładają się więc na siebie jak wafelkowe rożki do lodów, które łatwo schować, gdy się ich nie używa, lub wyjąć, gdy się do nich nakłada lody. Anioł mieści się też do butelki, ale żeby tam wlazł trzeba mu najpierw położyć ziarnko soli na
ogonie.
38. Po trzecie, aniołowie przemieszczają się z prędkością światła. Nie patrzą nigdy, gdzie lecą, i obijają się ciągle o ściany, co w rezultacie nie pozwala im posuwać się szybko do przodu.
39. Po czwarte, w próżni aniołowie spadają ze stałą prędkością do talerza z zupą.
40. Po piąte, aniołowie mają dwa bieguny - północny i południowy Gdy anioł przelatuje, krąg rodzinny zaczyna wirować w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, a przeciwprostokątna pokrywa się mchem od strony północnej.
41. Po szóste, aniołowie są ssakami, pomimo że mają skrzydła Wieloryb też jest ssakiem, a skrzydła ukrywa skromnie za plecami. Kiedy wsadza się głowę do wody, dokładnie widać, że wieloryby latają do góry nogami. Osioł też jest ssakiem, pomimo że ma dosyć ciężki sposób latania. Aniołowie kpią sobie z osła, ale on ma je gdzieś, ponieważ umie ruszać uszami. Aniołowie nie umieją ruszać uszami. Jedynie osioł i Stwórca umieją ruszać uszami.
42. Po siódme, każdy anioł zanurzony w ukropie jest wypierany ku górze i pędzi w stronę gwiazdy polarnej wrzeszcząc coś w języku aniołów. Woda, w której zanurzono anioła, staje się świecona i ktokolwiek by ją pijał z pominięciem innych napojów, nigdy nie dorobi się czerwonego nosa.
43. Po ósme, z aniołów łączących się podstawami ten stojący tyłem ma całą przyjemność... męczy się ten drugi. WyIać na nich wiadro wody..
44. Po dziewiąte, aniołowie są lżejsi od powietrza. Wynika z tego, że anioł nie zastąpi żelazka przy prasowaniu spodni. Ktokolwiek zaś powiesi sobie anioła na szyi, rzucając się do wody, nie umrze utopiony, ale, ku ogólnemu zdumieniu, powieszony.
45. Po dziesiąte, aniołowie lubią wylegiwać się na nasłonecznionych murkach. Trzeba bardzo uważać z przyklejaniem plakatów, żeby nie uwięzić pod nimi aniołów.
46. Po jedenaste, przyrządzony w potrawce anioł smakuje dokładnie tak samo jak królik. Żeby być pewnym, co się je, trzeba żądać głowy do wglądu.
47. Po dwunaste, aniołowie nie mają potrzeb naturalnych - czysty duch nie miewa potrzeb naturalnych. Aniołowie nie mają więc wstydliwych otworów ani narządów kopulacyjnych. Ich dolna cześć pleców nie jest podzielona na dwoje. Mają po prostu jeden pośladek. Ten pośladek jest całkowicie okrągły, ładniejszy od ludzkiego i łatwiejszy do utrzymania w czystości.
48. Dostrzegając doskonałość aniołów, Stwórca pomyślał w głębi duszy, że lepiej byłby zrobił, przekształcając siebie na podobieństwo Aniołów, niż tworząc człowieka na swój obraz. Ale to już jego sprawa.
49. Taka jest historia aniołów, ich natura i właściwości.
| 12:56 / 04.06.2002 link komentarz (0) | ROZDZIAŁ 3
STRESZCZENIE POPRZEDNICH ROZDZIAŁÓW:
Adam spłodził Seta, który spłodził Enosza, który spłodził Kenana, który spłodził Mahalaleela który spłodził Jereda. który spłodził Henocha, który spłodził Metuszelacha, który spłodził Lameka, który z kolei spłodził Noego.
1. I stało się. Rozmnożyli się ludzie na lądzie, i rodziły się im córki.
2. Synowie boży dostrzegli, iż piękne są liczka cór ludzkich
3. I że ich tyłeczki są piękne
4. A także ich cycuszki.
5. I uda.
6. I to coś między udami.
7. Po siedmiokroć tajemne,
8. Po siedmiokroć straszne,
9. Po siedmiokroć rozkoszne,
10. Po siedmiokroć błogosławione,
11. Po siedem tysięcy razy przeklęte,
12. To coś, co lśni w ciemności zaciśniętych ud
13. I pachnie swym zapachem,
14. I woła niemym wołaniem,
15. To coś, co było drogocennym kwiatem ogrodu Eden zrabowanym przez Ewę i ukrytym w jej intymnym wnętrzu dla zmylenia Cherubów, o pałających mieczach.
16. Synowie Boży, przyjrzawszy się dokładnie, wybrali sobie córy ludzkie i wzięli je za nałożnice.
17. Wybrali te najładniejsze to znaczy takie, których tyłeczki były odzwierciedleniem doskonałości boskiej...
18. Pozostawiając ludziom wszystkie obwisłocyce, obwisłobrzuche, koślawe, wolaste, szczerbate, szpotawe, zasmarkane, te obszczymurki, zasrańce, te jajogłowe, kosmatocyce, narowiste, strupowate, trędowate, wzdęte przepukliną, obrzmiałe włókniakami, obrosłe żylakami. te ropiejące i oblazłe muchami.
19. Te, którym trawa rośnie między zębami i te, którym macice zwisają do kolan, te mające podwójną zajęczą wargę i te. które mają dodatkowo zajęczą wargę na sromie, co w sumie daje cztery.
20. Te. które srają przy stole i pierdzą w łóżku.
21. A także mocne w pysku, kąśliwe, warte uduszenia, te o ostrych pazurach.
22. Modliszki, wałkonie. sikające pod siebie,
23. kutasoskoczne, smutnojebki, te kopulujące jak świnie i te kopulujące jak kleszcze.
24. To, co synowie Boży pozostawili ludziom ku ich uciesze i odprężeniu. A było to i tak za dobre dla synów Adama.
25. Ludzie widząc, co ich spotkało, zaczęli tracić pociąg do przyjemności cielesnych.
26. Zamiast spółkować twarz w twarz z tymi koszmarami i butwiejącymi kloakami
27. Skrapiali ziemię nasieniem
28. I kryli się przed przynoszącymi nieszczęście samicami w przepastnych lasach i norach dzikich zwierząt. Niechaj mają za swoje!...
29. Tymczasem synowie Boży przywłaszczywszy sobie córy ludzkie, te najpiękniejsze, najdelikatniejsze. te ulepione z mleka i miodu, delektowali się nimi tak bardzo, jak bardzo można było się delektować nieskończoną ilością sposobów kopulowania.
30. Popróbowawszy wszystkiego, pomyśleli: "To jest dobre".
31. I zaczęli od nowa.
32. Ale od drugiej strony.
| 02:28 / 04.06.2002 link komentarz (2) | Rozdział II
*** 1 ***
1. Adam zbliżył się do swojej żony, Ewy, a ona poczęła i urodziła Kaina. I rzekła: "otrzymałam mężczyznę od Pana".
2. Adam doszedł do wniosku, ze takie stawianie sprawy nie było sprawiedliwe - przecież to on odwalił większy kawałek roboty.
3. Stwórca, jeśli nawet brał w tym udział, to na pewno nikt tego nie widział...
4. Po Kainie Ewa urodziła Abla,
5. Tylko dlatego, ze Stwórca nie wynalazł jeszcze telewizji.
6. A wieczory były długie...
7. Abel został pasterzem, a Kain rolnikiem.
8. Po jakimś czasie Kain ofiarował Wszechmogącemu świeżo zebrane płody roli.
9. Abel, widząc to, ofiarował nowo narodzone zwierzęta ze swego stada i ich tłuszcz.
10. Wiekuisty spojrzał na ofiarę Kaina i zobaczył, że były to rzepy, pory, kapusty i różne warzywa spośród warzyw, które rosły na ziemi.
11. I Kain rzekł do Stwórcy: " O Wiekuisty! Zechciej przyjąć pierwsze owoce mojej pracy. Racz schrupać ich miąższ soczysty i cieszyć się ich delikatnością.
12. Stwórca wziął jedno z warzyw - rzepę - i ugryzł.
13. Kain powiedział: "Piękne są moje rzepy, prawda, o Panie? Kosztowały wiele potu i bólu w krzyżach, i podrapanych rak, i poczerniałej twarzy...
14. Ale są piękne, te moje rzepy, i dziękuję ci za nie , i ofiarowuje ci je z całego serca".
15. Tymczasem Stwórca żuł rzepę i miał usta pełne miąższu rzepy, i w zęby właziły mu korzonki rzepy, i po brodzie płynął sok z rzepy, i nos jego pełen był zapachu rzepy.
16. I spostrzegł, ze wcale nie lubi tego paskudztwa.
17. Wcale, ale to wcale.
18. Pfuj!...
19. Splunął rzepą w twarz Kainowi i rzekł: " Nie ofiarowuj mi nigdy więcej takich świństw!. To dobre dla prosiąt. A w dodatku nie podobasz mi się. Zdecydowałem w swej mądrości czuć do ciebie antypatię. Zejdź mi z oczu. Precz!."
20. Kain pojął, że jego twarz nie podoba się Panu i Stwórcy i zmartwił się ogromnie, i zżółkła mu wątroba, i krew stała się jak atrament, i nogi zaczęły mu śmierdzieć, i członek pokrył się wysypka, i twarz mu obwisła jak spodnie wiszące na kołku.
*** 2 ***
1. Wiekuisty spojrzał zaś na to, co przyniósł Abel, drugi syn.
2. A były to delikatne jagnięta o długich rzęsach, nowo narodzone maleństwa ukochane przez matki, czułe owieczki.
3. Z ich małych, białych brzuszków, otwartych nożem unosił się zapach dymiących wnętrzności.
4. Młoda krew wsiąkała w zachłanną ziemię.
5. owce opłakiwały swe nowo narodzone dzieci, ciało ich ciała.
6. Oczy Stwórcy cieszyły się tym widokiem i uszy jego cieszyły się, i nos jego cieszył się, i Stwórca lubił to.
7. Następnie Abel rozpalił ogień z pachnących krzewów i wsadził rożen z twardego drzewa w każdą owieczkę. Rożen wystawał z pyska owieczki i wystawał z drugiej strony owieczki, a oba końce wystawały na tyle na zewnątrz, aby owieczka mogła piec się nad ogniem, nie przemęczając się zbytnio.
8. Zapach pieczonego mięsa pieścił organ węchu Pana na wysokościach, a skwierczenie przypiekanego tłuszczu docierało do jego słuchu.
9. I ślina spłynęła po języku Stwórcy jak wartko podskakujący potok, i język Stwórcy mlasnął o podniebienie jak uderzenie bicza po zadzie leniwej kobyły, a zęby uderzyły o zęby z dźwiękiem, jaki wydają skrzyżowane miecze w największym ferworze walki.
10. Wtedy Abel posypał szczyptą soli przyrumienione owieczki, ukorzył się i zwrócił do Stwórcy: "o Panie! Racz spróbować godnej wyłącznie Ciebie potrawy, którą przyrządził dla Ciebie Twój niegodny sługa".
11. Nic dziwnego - Abel miał dusze lizusa.
12. Wiekuisty wgryzł się w delikatne owcze mięso.
13. Jego twarz rozjaśniła się do granic promienności i radość rozpala mu serce do granic możliwości.
14. Zjadł wszystkie owieczki, do ostatniej, i jego żołądek napełnił się po gardło.
15. Szelki zaś napięły się do granic wytrzymałości.
16. I Bóg rzekł: "To było dobre".
17. Ponieważ gruczoły ślinowe Stwórcy ciągle wydzielały ślinę, jak gdyby miał ślinotok, Abel zarznął kolejne owce i upiekł je, i zarznął starego barana i tez go upiekł.
18. Wszystko to podobało się Stwórcy; zjadł owce, zjadł starego barana i rzekł:" To bardzo dobre".
19. Abel nie miał już nic do zarznięcia, by zaspokoić apetyt swego Pana, i poczuł się zakłopotany.
20. Ale Stwórca powiedział: "Wydaje mi się, że na dzisiaj starczy". I beknął.
21. Było to pierwsze uderzenie pioruna.
22. Bóg wytarł usta broda i rzekł do Abla: "Twoja ofiara przypadła mi do gustu. Przyjmuję ją. Składaj mi często w ofierze owieczki, a ja będę je przyjmował; stare barany tez mogą być, ale proporcjonalnie do ich wieku przedłużaj czas pieczenia.
23. Wtedy sprawię, że spłynie na ciebie deszcz mych łask, i na twych synów, i na synów twych synów...
24. Ale przede wszystkim nie zapominaj dodawać czosnku."
*** 3 ***
1. Kain widział to.
2. I smutek zaćmił mu wzrok. Dusza upodobniła się do rzepy, drążonej przez robaki, serce obrosło szczeciną, z oddechu wylęgły się końskie muchy, a mocz spływając po skale rozgrzał ją do tego stopnia, iż zaczęła wydzielać dwutlenek węgla; wędrowny jesiotr w porze tarła pomylił drogę i popłynął w górę rzeki jego łez, by złożyć w słonych jeziorach oczu kawior o magicznym połysku.
3. A Kain poczuł zmęczenie i ból w rękach.
4. A także w krzyżu, gdyż ziemia była nisko.
5. I zobaczył Abla, rożowiutkiego i całego w loczkach, który siedząc w cieniu drzew grał na fujarce, a jego owce pasły się na ukwieconej łące.
6. I Kain pomyślał: "Nie mam szczęścia. Czemuż nie trafiłem na Boga jarosza?..".
7. Wiekuisty nie lubi stworzeń płaczących i lamentujących na swoim losem. Gdyż Bóg jest autorem wszystkich rzeczy.
8. I narzekać na swój los, to znaczy narzekać na Boga.
9. Nieśmiertelny rzekł do Kaina:" Dlaczego jesteś smutny, dlaczego twarz twoja jest ponura?
10. Jeśli będziesz czynił dobro, nie będzie rozterki w twoim sercu".
11. Kain odrzekł:" Czym jest dobro, o Panie, jeśli nie tym, czego nauczyli mnie moi rodzice, a wiec: czerpać pożywienie z ziemi w pocie czoła i czcić Boga?"
12. Stwórca rzekł: "Dobrem jest to, co raduje serce twego Pana i Stwórcy i rozjaśnia jego boskie oblicze. Rzepy i pory nie są dobrem. Twarze, na których maluje się troska, nie cieszą mego serca, nie są wiec dobrem.
13. A poza tym, zupełnie nie wiem, dlaczego tracę mój boski czas na dyskusje z rudzielcem!
14. Nie cierpię rudzielców!
15. A więc rudzielcy nie są dobrem."
16. I Wiekuisty oddalił się wdychać zapach pieczystego, które przyrządzał Abel, a Kain posmutniał jeszcze bardziej niż przedtem...
17. ...Ponieważ jego włosy rzeczywiście były rude.
18. Właśnie od tego dnia sierżanci, klawisze, belfrowie i bogowie czują od pierwszej chwili antypatie do rudzielców.
19. Natomiast blondyni o główkach pełnych loczków jak greccy pasterze zawsze są ulubieńcami wysoko postawionych osób.
20. Takie jest życie.
*** 4 ***
1. Kain długo układał sobie coś w głowie. Kiedy już ułożył, zwrócił się do Abla, swego brata: "Mam pomysł:
2. Twoje owieczki podobają się Stwórcy, moje jarzyny nie odpowiadają mu. Ale gdybyśmy połączyli w jedno danie moje jarzyny i mięso twoich owieczek, moglibyśmy otrzymać coś jeszcze lepszego niż same owieczki. To by ucieszyło jeszcze bardziej naszego Pana i Stwórcę, który ukochałby ciebie jeszcze bardziej, a mnie polubiłby przynajmniej odrobinkę...
3. Być może..."
4. Ale Abel roześmiał się pięknym, dźwięcznym śmiechem, a jego białe, równe zęby zalśniły w słońcu,
5. I rzekł do Kaina: "Mieszać me delikatne owieczki z sokiem twych włochatych rzep?
6. No nie! chyba nie myślisz tego poważnie?"
7. A Kain: "Pozwolę sobie nalegać, o mój bracie. Coś wewnątrz szepcze mi, że moglibyśmy otrzymać potrawy bardzo smakowite łącząc mięso z warzywami. Na przykład wydaje mi się, że dobrze upieczony udziec barani tylko zyska, gdy będzie się go jadło z fasolką szparagową. Cielęcina pokrojona w kostkę i duszona z mąką pszenną, ze śmietaną, grzybkami i aromatycznymi ziołami byłaby myślę, wspaniałym daniem. Mam również pomysł co do boczku i kapusty..."
8. Abel poszedł sobie, podskakując i przygrywając na fujarce, a Kain poczuł, jak żółć przelewa mu się przez wątrobę,
9. I skrył się za szerokimi liśćmi dyni, która była jedyną jego przyjaciółką, i długo płakał, a czerwone ślimaki myśląc, że to deszcz, pełzały radośnie po jego mokrym, zasmarkanym obliczu, i wpełzły do ust, a Kain nie wypluł ich, bo w nocy nie mógł odróżnić ślimaka od języka.
10. Wiekuisty widział to, lecz wciąż przyjmował ofiary Abla, a nogą odtrącał ofiary Kaina.
11. Miał ochotę zobaczyć, co z tego wyniknie.
*** 5 ***
1. A nastąpiło, co następuje:
2. Kain jeszcze raz zwrócił się do Abla i usilnie prosił go o połączenie obu ofiar tak, aby zapach mięsa wzmocnić zapachem jarzyn i sprawić Stwórcy możliwie jak największą przyjemność, Ale Abel ponownie roześmiał mu się w nos.
3. Wtedy Kain powiedział "Ty wstrętny smarkaczu! wazeliniarzu! obrzydliwy lizusie! Ty pedałku dmuchający nie tylko flecik! Uważaj, bo żółć kipi mi w wątrobie, w żyłach płynie smoła, a śledziona wzdęła się kwasem! Dym wydobywa się uszami, z nozdrzy buchają sztuczne ognie, ze stop wyrastają mi gwoździe i pazury, a kutas kurczy się w sobie i chowa jak ślimak przed burza! Po raz ostatni pytam cię, wstrętny gnoju, zgadzasz się na moją propozycję?"
4. Kain podniósł kij, a kij był ciężki i pełen twardych sęków.
5. Wtedy Abel powiedział "No patrzcie go! Myślisz, że się ciebie boję, ty zasyfiała dupo?! Pan jest ze mną, jestem jego kochasiem,! Spróbuj tylko mnie skrzywdzić, a jego prawica spadnie na ciebie i spuści ci lanie na goły tyłek!
6. Zygu, zygu!...
7.Abel odwrócił się i dmuchnął w piszczałkę z kpiącym wyrazem twarzy.
8. Wtedy Kain podniósł kij i kij spadł na głowę Abla. Abel połknął fujarkę, pisnął cienko i zwalił się na stokrotki - i już nie żył.
9. Kain nie wiedział, że Abel nie żyje. Nie wiedział, że można umrzeć. Nie wiedział nawet, co to jest śmierć. W owych czasach nikt nigdy jeszcze nie umarł. Adam i Ewa nie byli jeszcze starzy.
10. Kain był bardzo zadowolony z nauczki, jaką dał małemu kutasowi. Pomyślał: "Teraz może zacznie myśleć ten dureń".
11. I wrócił do okopywania salsefii.
12. Lecz oto Wiekuisty odezwał się do Kaina: "Kainie! Kainie! Cóżeś uczynił ze swoim bratem?".
13. A głos Stwórcy zabrzmiał jak siedemset dzwonów spiżowych. Kain udawał, że nie usłyszał.
14. Wtedy Stwórca powtórzył: "Kainie! Kainie! Cóżeś uczynił ze swoim bratem?"
15. A głos jego brzmiał tym razem jak siedem tysięcy grzmotów. Kain wciąż udawał, że nie słyszy.
16. Wtedy Stwórca wziął grabie i umieścił je na drodze Kaina, zębami do góry, i Kain nastąpił na grabie. Trzonek walnął go boleśnie w nos, podniósł więc głowę, żeby zobaczyć bałwana, który tak się kretyńsko zabawia, i zobaczył Wiekuistego, Pana i Stwórcę stojącego przed nim.
17. Podrapał się w nos i rzekł:" Spryciarz z Ciebie Panie".
18. A Stwórca na to:" Cóżeś uczynił ze swoim bratem?"
19. Kain: "Nie kazałeś mi go pilnować Panie".
20. Stwórca: "A wiec zabiłeś brata. Krew jego woła ku mnie z ziemi"
21. Kain: "Co to takiego "zabić", o Panie."
22. Wiekuisty: "Zabić to zadać śmierć przed czasem, który naznaczyłem w swej mądrości."
23. Kain: "Czy można zrobić coś, czego nie postanowiłeś w twej mądrości, o Panie?"
24. Stwórca: "Wszystko przewidziałem w swej mądrości, gdyż jestem Wiekuistym Bogiem twoim, i nic nie jest mi nieświadome, i nic nie jest mi niemożliwe".
25. Kain: "Zatem, o Panie, jeśli w swojej mądrości wszystko przewidziałeś, to wiedziałeś, że odrzucenie mych ofiar wzburzy moją krew i serce. Wiedziałeś, że preferujac brata doprowadzasz do tego, co się wydarzyło. I jeśli w swej wszechmocy możesz wszystko, to mogłeś zamienić zło w dobro. A co z tym wszystkim wspólnego mam ja?"
26. Stwórca odrzekł: "Nie bądź taki przemądrzały!".
27. Kain: "To ty dałeś mi rozum, o Panie".
28. Stwórca: " W dodatku buntownik..."
29. Kain: "To Tyś mnie pchnął do buntu, o Panie".
30. Stwórca: "Zabójca!..."
31. Kain: "Nie wiedziałem, co to znaczy zabijać. Nie jestem więc winny. Nawet nie wiedziałem, że ludzie mogą umierać. Ty o tym wiedziałeś, o Panie!."
32. Stwórca: "Będziesz przeklęty, i twoi synowie będą przeklęci, i synowie twoich synów będą przeklęci. Gdy role będziesz uprawiał, nie da ci ona już więcej plonu. Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi.
33. Kain: "Nie grzeszysz umiarem, o Panie"
34. I Kain błagał: "Litości, o Panie! Miałem nieszczęśliwe dzieciństwo".
35. Wiekuisty: "Masz szczęście, ja nie miałem wcale dzieciństwa".
36. Kain: "O Panie, co ci to da, że mnie przeklniesz. To go nie wskrzesi. A moje dzieci, co ci zrobiły moje dzieci?"
37. Stwórca: "Cóż ci mam powiedzieć? Lubię rzucać przekleństwa.
*** 6 ***
1. I Stwórca rzekł: "Ktokolwiek by zabił Kaina, siedmiokrotną zemstę poniesie". Dał też Pan znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka.
2. Wtedy Kain usunął się sprzed oblicza pańskiego i zamieszkał w odległym miejscu, i poznał swoją żonę.
3. A przecież Adam i Ewa mieli tylko dwoje dzieci, Kaina i Abla. Abel już nie żył. Co prawda, mieli też Seta, ale to dużo, dużo później. I on też był mężczyzną. Następnie Adam i Ewa mieli innych synów, a nawet i córki, ale to było jeszcze później, w następnych latach i czasach.
4. kiedy Kain zszedł sprzed oblicza pańskiego, poznał od razu swą żonę.
5. A przecież w całej rozciągłości świata stworzonego przez Boga istniała tylko jedna kobieta.
6. Tą kobietą była Ewa, matka Kaina.
7. Ewa czule kochała obu synów, Abla i Kaina. Ale nieco bardziej kochała Kaina, ponieważ był nieokrzesany, twarz miał podobną do zadu dzika, a włosy na głowie czerwone. Adam, jego ojciec, kpił sobie z niego, a Stwórca gardził nim i karał go.
8. Serce Kaina stało się małe i twarde jak kamień, i Ewa cierpiała cierpieniem Kaina.
9. Gdy Kain zabił Abla, Ewa załkała z rozpaczy i załkała ponownie, gdy Bóg przeklął Kaina i wygnał go sprzed swego oblicza.
10. W ten sposób Ewa nie miała już synów.
11. A Ewa wiedziała, że Adam i ona sama, i synowie, których będzie miała z Adamem, z każdym dniem będą coraz starsi, coraz słabsi i bardziej niedołężni, i coraz ohydniejsi. I ze po walczeniu ze skąpą ziemią o kawałek codziennego chleba umrą na bolesną bądź odrażającą chorobę albo zginą od uderzenia kamieniem w głowę, albo od kłów wygłodniałego wilka, albo utoną w wodzie, albo rozstaną się z życiem w jeszcze inny sposób.
12. Tego chciał Wiekuisty w swej nieskończonej dobroci.
13. Ewa wiedziała również, ze jedynym pocieszeniem dla istoty ludzkiej jest inna istota ludzka.
14. Ewa miała Adama, Adam miał Ewę - żadne z nich nie było samo. I mogli mieć dzieci, które z kolei będą miały dzieci.
15. Kain natomiast był sam. Zestarzeje się sam i umrze sam.
15. Ewa pobiegła w miejsce, gdzie był Kain. Tym miejscem był kraj Nod na wschód od Edenu.
17. Miejsce w którym żył Kain było dzikie.
18. Skórę miał z niemycia podobną do skóry hipopotama wytarzanego w błocie i wyschłego na słońcu.
19. A oko żółte i nos w krostach od plugawego jedzenia.
20. Jego listek figowy był cały podarty i rozplisowany, bo nigdy go nie prał i nie prasował.
21. Ewa widząc to załamała ręce: "Mój biedny mały!"
22. Umyła Kaina, zrobiła mu bulionik, odprasowała listek figowy, uczesała i włożyła na rude włosy wieniec z bluszczu.
23. Gdy nadeszła noc, stała się jego żoną w obliczu Pana.
24. I poczęła i urodziła Henocha.
25. A potem urodziła mu wielu synów i wiele córek.
26. W końcu Ewa odeszła, zadowolona z uporządkowania spraw swego dorosłego syna, i powróciła do Adama, i Adam ucieszył się, ponieważ miał dość kozy, szczególnie w chwilach konwersacji.
27. Potomstwo Kaina zostało zapewnione. Kain poślubił swe córki, a jego synowie poślubili swe siostry, i wszyscy byli fajnymi kompanami i równie dobrymi złodziejaszkami.
28. Henoch spłodził Irada, który potrafił ruszać uszami; Irad spłodził Mechujaela, który miał dwa pępki; Mechujael spłodził Mateuszaela, który wynalazł sztukę gwizdania na palcach; Mateuszael spłodził Lameka, który jadł ser brie z majonezem i dlatego został ojcem Belgów.
29. Lamek wziął dwie żony. Pierwsza zwala się Ada, co znaczy: "Żona, numer jeden". Druga - Silla, co znaczy: "Dostaniesz, jak zostanie".
30. Ada urodziła Jabala, który był ojcem mieszkających pod namiotami i handlujących dywanami na tarasach kafejek lub orzeszkami w czasie meczów piłki nożnej.
31. Jego brat miał na imię Jubal i był ojcem tych, co usiłują grać na skrzypcach i maja duże wąsy do łaskotania pań w szyje.
32. Silla urodziła Tubal-Kaina, który był ojcem robiących przedmioty z brązu i żelaza bez walenia się po palcach.
32 bis. Tubal - Kain spłodził Delfeil de Ton, który do dzisiaj nas zanudza.
33. I wszyscy potargani, zsiniali, w deszcz i spiekotę biegli za Kainem, bo Kain umykał przed Okiem.
Jakim okiem?
Dowiecie się tego w następnym rozdziale.
cdn...
| 23:59 / 03.06.2002 link komentarz (0) | Ciag dalszy nastapil... :-,0),0),0)
1. Bóg przyjrzał się wszystkiemu, co zrobił, i uznał, że nie jest to najgorsze, jak na pierwszy raz.
2. I upłynął wieczór i poranek - dzień szósty.
3. Siódmego dnia Bóg odpoczął.
4. Zasadził ogród w Eden na wschodzie i umieścił tam człowieka.
5. I rzekł do człowieka: "Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz".
6. Człowiek odrzekł: "Tak, proszę Pana".
7. Bóg pouczył go: "Nazywaj mnie Bogiem".
8. Człowiek odpowiedział: "Tak, Boże".
9. Bóg rzekł mu: "Nie: Boże, bo to niegrzeczne, mów: Mój Boże".
10. Człowiek odpowiedział: "Wypchaj się, mój Boże".
11. Bóg przestrzegł go: "Nie powinieneś do Mnie mówić tym tonem. To niedobrze".
12. Człowiek odpowiedział: "Nie wiem co jest dobre. Nie jadłem owocu z drzewa poznania dobra i zła".
13. Bóg: "To prawda". I pomyślał: "Musi zjeść ten owoc. Wtedy pozna dobro i zło i będę mógł bawić się z nim w grę zwaną dobro i zło.
14. Rzekł więc: "Nie możesz zjeść tego owocu, pamiętaj, nie możesz.
15. Adam odrzekł: "Zrozumiałem, mój Boże. Nie musisz mi powtarzać sto razy".
16. Bóg powtórzył: "Nie powinieneś go zjeść nawet za moimi plecami".
17. Adam: "Przecież powiedziałem Ci: O'key".
18. Bóg: "Nawet jeśli jestem bardzo daleko stąd".
19. Adam: "Rany boskie! na Boga! niech to jasny szlag trafi! Przyczepił się jak tysiąc rzepów do dupy! Zaczyna mnie to wkurzać! Nie, nie ruszę Twoich świńskich owoców! W dodatku nie cierpię owoców! Jeśli nie masz zaufania, nie trzeba było mnie tworzyć"!
20. Bóg pomyślał w duchu: "O! jak on bluźni! Ale nie grzeszy, ponieważ nie potrafi odróżnić dobra od zła. Co za szkoda! Wszystkie te wspaniałe grzechy nie mogą się nikomu do niczego przydać!"
21. I zaraz potem: "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam".
22. I sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, i zbudował z niego niewiastę, którą przyprowadził do mężczyzny.
23. A Adam, zobaczywszy kobietę, porzucił kozę i przybiegł do niej, i zespolili się w jedno ciało.
24. Jest powiedziane: człowiek opuści ojca swego, matkę swoją i kozę, i pójdzie za kobietą, i będą jednym ciałem.
25. Adam i jego żona byli nadzy oboje i zupełnie nie czuli wstydu, ale było im trochę zimno.
26. Ponieważ ciągnęło po kościach.
* * *
1. Bóg rzekł do kobiety: "Nie będziesz jadła owoców z drzewa poznania dobra i zła. I nie będziesz namawiać Adama, aby jadł, nawet wiedząc, że ja nie dowiem się o tym".
2. Kobieta odrzekła: "Och, nie mój Boże. Nie zrobię nic, co by Ci się nie podobało. Będę robić tylko to, co Ci się podoba. Nawet zacznę od razu. Powiedz mi, czy to ci odpowiada? Czy tak jest dobrze, mój wielki, kochany Boże?"
3. I usiadła mu na kolanach, i zaczęła robić mnóstwo sympatycznych rzeczy, ponieważ Bóg był ładniejszym chłopcem od Adama.
4. I oczywiście dużo większym pod każdym względem...
5. Bóg rzekł: "Ten owoc jest bardzo dziwny. Smak jego nie podobny jest do smaku żadnego owocu. Nikt nie może się oprzeć chęci spróbowania go, ale ty go nie tkniesz, prawda? Nawet gdybyś go zjadła, i tak bym o tym nie wiedział. Mam do ciebie zaufanie. Obiecujesz, że nie dasz go swemu mężowi?"
6. Kobieta odrzekła: "Ależ oczywiście! Po cóż mi jakiś owoc? Po co mi mąż A to ci się podoba, mój duży łobuzie?"
7. Bóg utwierdził się w mniemaniu, że kobieta również nie zje owocu, i pomyślał: "Stworzyłem kobietę ciekawską z natury, ale za dużo jest rzeczy, ku którym zwraca się jej ciekawość. Ona nie zje owocu i nie da go Adamowi, i nie poznają, czym jest dobro i zło, i nie będą mogli grzeszyć".
8. I oddalił się, obdzielając kopniakami planety pętające się pod nogami.
9. Bóg nigdy by sobie z tym sam nie poradził.
10. Ale wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. Pomyślał: "Wspomóżmy naszego drogiego stwórcę Z pewnością mnie wynagrodzi."
11. I rzekł do niewiasty: "Jeśli zjesz owoc z tego drzewa, to będziesz jak bogowie znała dobro i zło".
12. Kobieta odrzekła: "Bóg nam zabronił".
13. Wąż powiedział: "Nawet jeśli nie będziecie posłuszni, nie zgrzeszycie, nie odróżniacie przecież dobra od zła. Nie możecie więc wiedzieć, że nieposłuszeństwo jest złem".
14. Kobieta powiedziała: "O! masz rację Ale po zjedzeniu będę już wiedziała, co to jest zło".
15. Wąż; "Nie można ci wypominać czynu popełnionego bez świadomości tego, czy jest dobry, czy zły. Po zjedzeniu owocu oczywiście będziesz musiała się pilnować. Ale to będzie proste, bo będziesz już wiedziała, co jest dobrem a co złem.
16. Kobieta powiedziała: "To, co mówisz, trzyma się kupy, choć nie wszystko rozumiem. Bóg, który wszystko widzi i jest nieskończenie dobry, z pewnością nie pozwoliłby, aby jedno z jego stworzeń podjudzało drugie do nieposłuszeństwa".
17. I kobieta, chcąc zrobić przyjemność wężowi, wzięła owoc i zjadła. I dała mężowi, i on też zjadł.
18. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie bardzo ładne krótkie spódniczki.
19. I usłyszeli głos Boga, który nawoływał: "Kuku! Gdzie jesteś, Adamie?"
20. Ponieważ się kryli, Bóg pojął od razu, iż poznali zło.
21. Rzekł: "Nie zjadłeś przypadkiem zakazanego owocu?"
22. Adam wyznał: "To wina kobiety!" Kobieta rzekła: "To wina węża!" Wąż powiedział: "To wina mego złego instynktu taki zostałem stworzony".
23. Wtedy Bóg rzekł do węża: "Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród innych zwierząt! Na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł!"...
24. Bóg nie miał nadmiaru wyobraźni.
25. Tak więc w owym dniu wąż utracił swe piękne długie nogi, z których był niezmiernie dumny.
26. Bóg powiedział do Adama: "Nie posłuchałeś mnie, a zatem w trudzie będziesz zdobywał chleb powszedni, ziemia będzie ci rodzić cierń i oset, a kobieta twoja w bólu będzie rodzić dzieci".
27. Adam odparł: "Ależ wszechmocny Boże, to niesprawiedliwe! Nie wiedzieliśmy, co to dobro i zło. Ty jesteś winien temu, co się stało. Ach nie, to niesprawiedliwe!"
28. Bóg odparł: "A niech tam! to nie ma znaczenia. Tworzę Niesprawiedliwość".
29. I wygnał kobietę i mężczyznę z ogrodu Eden i przed jego bramą postawił cherubów z ognistymi mieczami w dłoniach.
30. Teraz człowiek wiedział już, co jest dobrem, a co złem.
31. A reguły gry ustaliły się następująco: za każdym razem, kiedy człowiek czynił źle, Bóg bardzo dotkliwie go karał.
32. A przecież niezmiernie trudno jest nie czynić źle. Bóg wszczepił człowiekowi ogromny pociąg do lenistwa i przyjemności, które są złem, i ogromną niechęć do pracy i bólu, które są dobrem.
33. Choćby człowiek nie wiadomo jak uważał, to zawsze popadnie w grzech. Zawsze.
34. To bardzo przyjemna zabawa.
35. Pod warunkiem, że się jest Bogiem.
36. A ponieważ wszystko pochodzi od Boga, Bóg więc bez przerwy tworzy nowe grzechy, wymyślne coraz bardziej
38. I podszeptuje człowiekowi, aby je popełniał
39. Po to, aby on, Bóg, mógł karać człowieka zarówno w tym jak i w przyszłym życiu.
40. Ponieważ Bóg ma zawsze ostatnie słowo.
41. I miły jest mu zapach potępionych smażących się na wiecznym ogniu.
Amen
cdn...
| 21:48 / 03.06.2002 link komentarz (0) | Wiem, ze jest tego duzo jak na pierwszy raz, ale prosze- przebrnijcie. To jest naprawde super, to "Pismo Nieswiete"! :-D
| 21:40 / 03.06.2002 link komentarz (2) | Jest takie zajebiste cos, co sie nazywa "Pismo nieswiete". Autorem jest Cavanna i wiem o nim tyle, co Wy. Jest bodajze satyrykiem francuskim, ale nie jestem pewna, wiec nie bierzcie sobie tego do serca.
Jeszcze pare dni temu powiedzialabym: szukajcie wszedzie, bo warto- mozna umrzec ze smiechu. A dzis jestem w posiadaniu tego cudenka i to w dodatku na komputerku. A wiec przytocze Wam kilka slodkich fragmentow (i bede co jakis czas przytaczac,0), bo to jest po prostu cos. Wspominalam o tym nawet chyba na nlogu, ale jakis rok temu mniej wiecej. ;-,0),0) Tak mi sie wydaje, choc pewnosci nie mam.
Ostrzegam ludzi wierzacych, pruderyjnych i szybko gorszacych sie- to nie dla Was!!! Tu czasem padnie niecenzuralne slowo, wysmiane zostana wszelkie dogamty religijne, wiec... NIE MUSICIE TEGO CZYTAC! Prosze sie nie bulwersowac... To jest naprawde slodkie... Uwaga... Here we go!
Cavanna
Pismo Nieświęte
czyli przygody Boga i małego Jezuska
Stary Testament
Rozdział 1
Mój Boże, Tyś jest największy, Tyś jest najgłupszy
1. Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
2. Nie.
3. Nie tak.
4. Zacznijmy od początku.
* * *
1. Na początku był Bóg.
2. I nic więcej.
3. Nie mogło być nic więcej, ponieważ aby coś było, musiałoby zostać stworzone przez Boga.
4. A Bóg niczego jeszcze nie stworzył.
4 bis. Przecież to był początek.
5. By tworzyć, nie tylko trzeba być Bogiem.
6. Ale jeszcze wiedzieć, że się Nim jest.
7. A Bóg nie wiedział, że jest Bogiem.
8. Bo był sam.
9. Aby wiedzieć, że jest się Bogiem, potrzeba przynajmniej dwóch:
10. Pierwszego, który jest Bogiem, i drugiego, który zwraca się do niego: "Mój Boże".
11. Nie można być Bogiem ot tak, po prostu. Można być tylko czyimś Bogiem.
12. A Bóg był sam jeden.
13. Więc nie był niczyim Bogiem.
14. Mam nadzieję, żeście to wszystko zrozumieli.
15. Jeśli nie, wróćcie do początku i przeczytajcie jeszcze raz bardzo powoli...
16. To może trwać bardzo długo.
17. I tak też było.
18. Wszystko trwało bardzo, bardzo, bardzo długo.
19. Tak długo, że trzeba być Bogiem, by to wszystko wytrzymać.
20. Żadnemu innemu stworzeniu na świecie by się to nie udało.
* * *
1. Na samym początku nie było więc ani nieba, ani ziemi.
2. W Bożej głowie nie zrodziło się ani pojęcie nieba, ani pojęcie ziemi.
3. Mógł istnieć tylko Bóg, i to, co Bóg stworzył.
4. A Bóg nie stworzył jeszcze ani pojęcia nieba, ani pojęcia ziemi.
5. Nie istniało nawet pojęcie pojęcia.
6. Ani nie zostało stworzone pojęcie tworzenia.
6 bis. Chyba rozumiecie, że musiał istnieć kiedyś taki moment.
6 ter. No nie?
7. A dlaczegóż Bóg miałby cokolwiek tworzyć? Nie było ku temu żadnej potrzeby. Bóg przecież nie ma żadnych potrzeb.
8. Bóg to Bóg.
9. Żeby móc odczuwać potrzebę, musiałby stworzyć pojęcie potrzeby.
10. Co oczywiście mógłby zrobić z łatwością.
11. Ponieważ Bóg to Bóg.
12. Ale gdyby stworzył pojęcie potrzeby, przestałby być Bogiem.
13. Bóg, który odczuwa potrzebę, nie jest Bogiem.
14. Bóg wiedział o tym, ponieważ jego mądrość jest nieskończona.
15. Wiedzieć to jedno, ale co warte jest bycie Bogiem, skoro nic nie można zrobić.
16. Zdecydował się zaryzykować.
17. I chyba miał rację.
18. Jak dotąd nigdy nikomu to nie zawadzało.
19. Z wyjątkiem niedowiarków i szyderców, ale ci wcale się nie liczą.
* * *
0. A więc tak:
1. Na samym początku Bóg stworzył Sprzeczność.
2. To był dobry pomysł.
3. Teraz wszystko mogło się nareszcie zacząć.
4. I zaczęło się.
* * *
1. Na samym początku - no, prawie - Bóg stworzył niebo i ziemię.
2. Ziemia była bezładem i pustkowiem, ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a duch Boży unosił się nad wodami.
3. Nie było to udane.
4. Bóg przyznał to, a nawet rzekł do siebie: "Pfe!".
5. Wiele by dał, żeby to świństwo nigdy nie zaistniało.
6. Ale nic nie mógł już poradzić.
7. Teraz, kiedy zaistniało, mógłby, gdyby zechciał, odesłać wszystko w niebyt, ale nie mógł spowodować, by nie zaistniało.
8. Tego nawet Bóg nie potrafi.
9. Nikt nie potrafi zanegować przeszłości.
10. Teraz, kiedy stworzył po raz pierwszy, zdał sobie sprawę, że nie jest zupełnie wszechmocny.
11. Zrozumiał, ale zbyt późno, że idea tworzenia jest pułapką na Bogów.
12. Gdyby to był wiedział wcześniej, zająłby się czymś innym.
13. Ale co się stało, to się nie odstanie i trzeba się z tym pogodzić.
14. Ten, kto nawarzył świat, musi go wypić.
15. Pfe!...
16. I Bóg zdecydował, że będzie udawał, iż jest nadal tak wszechmocny jak dawniej. I oczywiście miał rację.
17. Ponieważ nikt nigdy niczego nie spostrzegł.
18. Z wyjątkiem niedowiarków i szyderców, ale ci wcale się nie liczą.
* * *
1. I Bóg rzekł: "Niechaj się stanie światłość", i stała się światłość.
2. Bóg zobaczył, że światłość jest dobra, i ucieszył się.
3. To był szczęśliwy traf. Bo mogła być nieudana. Wiecie przecież, jak to jest, kiedy się tworzy. Czasem wychodzi coś dobrego, a czasem coś zupełnie złego. Czasem jest to łagodne, a czasem aż gryzie. Nic nie daje się przewidzieć z góry.
4. Bóg pomyślał, że gdyby był wiedział, rozpocząłby od stworzenia światłości.
5. Dowodzi to, że musiał się jeszcze wielu rzeczy nauczyć.
6. A przecież Bóg, będąc wszechwiedzący, nie może nauczyć się czegoś, czego by nie wiedział.
7. Pomijając przypadek, w którym by zdecydował w swej wszechmocy, że nie wie tej czy innej rzeczy. W rezultacie nie byłby wszechwiedzący.
8. Czyli nie byłby Bogiem.
9. Ponieważ Bóg może wszystko, może nawet przestać być Bogiem. Może nawet sam siebie unicestwić.
10. Jest to nieco kłopotliwe, no bo co zrobić z nieśmiertelnością?
11. Jeśli jest nieśmiertelny - nie może umrzeć, nawet jeśli tak zdecydował. W takim wypadku nie jest wszechmocny.
12. Bóg ma więc do wyboru: albo nie być nieśmiertelnym, albo nie być wszechmocnym.
13. A w rezultacie w obu przypadkach: nie być Bogiem.
14. Jest to problem nie do rozwiązania.
15. Problem nie do rozwiązania to taki problem, który nie daje się rozwiązać. Jeśli nie ma rozwiązania, nikt go nie może znaleźć, nawet Bóg.
16. A więc problem nie do rozwiązania jest potężniejszy od Boga.
17. Ale problemy nie do rozwiązania, jak i wszystkie inne rzeczy, stworzone zostały przez Boga (chociaż wcale sobie nie przypominał, żeby coś takiego stworzył,0). Stworzenie zaś nie może przewyższać swego Stwórcy.
18. Wszystko to daje do myślenia.
19. W wyniku zastanawiania się nad takimi drobiazgami od początku wieczności Bóg, aby się rozerwać, zdecydował się tworzyć.
20. Ale im więcej tworzył, tym więcej dawało mu to do myślenia.
21. Hmmm...
22. I Bóg zaczął mieć wątpliwości, czy naprawdę jest Bogiem.
23. Ale jeśli Bóg nie jest Bogiem, to kto właściwie jest Bogiem?
24. No kto?
25. Typowa sytuacja bez wyjścia.
26. Bóg stwierdził, że coś tu nie gra.
27. Na szczęście przypomniał sobie, że stworzył Sprzeczność. I rozchmurzył oblicze.
28. Dzięki Sprzeczności mógł odtąd być i nie być zarazem, nie odczuwając bólu brzucha.
29. Nie miał więc żadnego powodu, by się czymkolwiek przejmować.
30. Wystarczyło, że przestał o tym wszystkim myśleć.
31. A nawet myśleć w ogóle.
32. Ponieważ myślenie nie jest najlepszą z rzeczy.
33. Kiedy zaczyna się myśleć, nigdy nie można być pewnym, do czego to doprowadzi. Gdy Bóg zaczyna myśleć, może dojść do wcale niemiłego wniosku: że nie istnieje.
34. A przecież Bóg chce istnieć.
35. Wczujcie się w jego położenie.
36. Jeśliby miał przestawać myśleć za każdym razem, kiedy jego egzystencja staje się logicznym absurdem, nigdy nie byłoby żadnej religii.
37. I żadne stworzenie na tym padole łez nie wiedziałoby co robić w niedzielny poranek oczekując na aperitif.
38. Byłoby to smutne.
39. Na szczęście Bóg nie myśli.
40. Dzięki Bogu!
41. Myślą lewicujący intelektualiści.
4?. Bóg nie jest intelektualistą.
43. Bóg nie jest lewicujący.
44. Bóg jest człowiekiem czynu.
45. Bóg skłania się ku prawicy. W ostateczności - ku centroprawicy.
46. Bóg jest wojskowym uczęszczającym na mszę
47. Przynajmniej musi dawać dobry przykład.
* * *
1. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności.
2. Zobaczył, że ciemności są całkiem czarne. Poczuł się zawiedziony, liczył bowiem, że będą czerwone.
3. Albo zielone.
4. Albo w ostateczności fołkoworóżowe w pomarańczowe kropki, co naprawdę wygląda ładniej.
5. Dlatego nazwał je "ciemnościami", co po hebrajsku znaczy "fiołkoworóżowe w pomarańczowe kropki".
6. W owych czasach Bóg mówił po hebrajsku.
7. I dopiero dużo później stał się antysemitą.
8. Bóg nazwał światłość po imieniu i ciemności nazwał po imieniu. I rzekł do nich: "Witaj światłości", "Witajcie ciemności.
9. Ale ani światłość, ani ciemności nie odpowiedziały mu na przywitanie
10. Nazwał Bóg światłość Dniem, a ciemność nazwał Nocą.
11. Co znaczy absolutnie to samo, ale po polsku.
12. Bóg rzekł: "Dzień dobry, Dniu! Dzień dobry, Nocy! Mówić po francusku? Bardzo dobrze! Paryż dobry! Kochać ciewczynki! "
13. Ale ani Dzień, ani Noc nie odpowiedziały Mu "Dzień dobry, Boże".
14. Dzień i Noc zaczęły gonić się w kółko, zupełnie się Nim nie interesując.
15. Bóg stwierdził, że te stwory nie były jeszcze wymarzonymi towarzyszami zabaw.
16. I upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.
* * *
1. Bóg nazwał sklepienie - Niebem, co znaczy absolutnie to samo. W ten sposób powstały synonimy. Uznał je za bardzo zabawne.
2. I minął wieczór i poranek - dzień drugi.
3. Bóg stworzył cyfrę dwa. Potrzebował jej do zapisania dni. które upływały. To był bardzo dobry pomysł. W tym miejscu stworzył cmoknięcie z zachwytu.
4. I wpadł na kolejny wspaniały pomysł. Postanowił stworzyć za jednym zamachem wszystkie możliwe cyfry, ażeby mieć je pod ręką, kiedy będzie musiał liczyć dzień po dniu, i jeszcze następny, i tak przez wieki wieków
5. Bóg rzekł: "Niech się staną liczby całkowite!" i liczby całkowite stały się.
6. Ale wnet zorientował się, że ilość liczb jest nieskończona,
i rozgniewał się.
7. Jedynie Bóg jest nieskończony...
8. Ileż arogancji musi wykazywać stworzenie, by przywłaszczać sobie boski atrybut!
9. I zdecydował: "Niechaj ciąg liczb przestanie istnieć! I tak się stało!
10. Wtedy pomyślał: "Stworzę każdą liczbę osobno w odpowiedniej chwili".
11. I buch!...
12. Oto co przydarzało się arogantom usiłującym pierdnąć wyżej niż Bóg.
* * *
1. A potem Bóg rzekł: "Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce, i niech się ukaże powierzchnia sucha".
2. Bóg nazwał tę suchą powierzchnię "Ziemią", a wody nazwał "Morzem". I stwierdził, że było ono dobre, choć nieco błotniste po brzegach.
3. Rzekł: "Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona. No i jeszcze pęczek pietruszki i główkę czosnku dla smaku". I się stało tak.
4. I upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci.
5. Bóg rzekł: "Niechaj powstaną ciała niebieskie świecące na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy".
6. Stworzył dwa duże ciała jaśniejące, większe, aby rządziło dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą.
7. Stworzył źródła światła w dniu czwartym.
8. Choć istniała już światłość, którą Stworzył dnia pierwszego.
9. Tak więc przez dwa dni był dzień, choć słońce nie istniało.
10. Dowodzi to jedynie tego, że Bóg jest bardzo zdolny.
11. Nawet jeśli jest odrobinkę bałaganiarski.
12. I upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty.
13. Bóg rzekł: "Niechaj się zaroją wody od roju istot żywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią pod sklepieniem nieba". I tak się stało.
14. Ale Bóg zauważył, że morze nie wydaje żadnego odgłosu, nawet przy największym wzburzeniu.
15. Podniósł muszlę, przyłożył do ucha i usłyszał szum morza.
16. Rzekł do muszli: "Ukradłaś prawowity szum morza. Przeklinam cię wśród wszystkich zwierząt i twoje nasienie będzie przeklęte po wieki wieków. Będziesz pełzać na brzuchu i jedzona będziesz z cebulką i białym winem".
17. I minął wieczór i poranek - dzień piąty.
18. Jak ten czas szybko leci...
19. Bóg rzekł: "Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju". I tak się stało.
20. Aż wreszcie rzekł...: "Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam".
21. I Bóg stworzył człowieka na swe podobieństwo.
* * *
1. Teraz z łatwością możemy stwierdzić, jak Pan Bóg wygląda:
2. Wystarczy popatrzeć w lustro.
3. Tacy, jacy jesteśmy, taki jest Bóg. Identyczny.
4. Ale oczywiście w większej skali.
5. Dużo, dużo większej
6. Bóg ma dwie ręce, dwie nogi i jedną głowę.
7. Bóg nie ma ogona.
8. Bóg nie ma trąby.
9. Bóg nie ma płetw.
10. Bóg ma przewód pokarmowy zupełnie taki sam jak człowiek, tylko że dużo większy.
11. Bóg powiedział: "Stwórzmy człowieka na Nasze podobieństwo". Nie powiedział natomiast: "Stwórzmy kobietę na Nasze podobieństwo". Dlatego mężczyzna i kobieta tak różnią się od siebie. A więc Bóg nie jest kobietą. Bóg jest płci męskiej.
12. Ale oczywiście w dużo większej skali.
13. Istnieją ludzie biali i ludzie czarni.
14. Czarni są trochę mniej ludźmi niż biali. Są więc trochę mniej podobni do Boga.
15. Bóg jest więc biały.
16. Kiedy jakiś czarnuch przegląda się w lustrze, nie widzi odbicia Boga.
17. Jeśli chce mieć pojęcie o pięknie Boga, wystarczy, żeby spojrzał na jakiegokolwiek białego.
18. Na przykład na pana Nixona, albo generała Franco.
19. Wśród białych bruneci są bardziej zbliżeni do czarnych niż blondyni, więc są nieco mniej ludźmi.
20. Bóg jest zatem blondynem.
21. Bóg ma niebieskie oczy.
22. Bóg ma dołeczek w podbródku, kiedy się śmieje.
23. Bóg jest ogorzały od świeżego powietrza i opalony.
24. Bóg używa "After Shave" marki Finocchio.
* * *
Isn't it sweet??? :-,0),0),0),0)
Cdn....
| 16:39 / 03.06.2002 link komentarz (6) | A ja bym chciala kiedys wiedziec, kto mnie czyta, bo zielonego pojecia nie mam. Prosze sie przyznac, bardzo prosze... ;-,0)
plink01.chello.pl
crawl6.googlebot.com
crawl3.googlebot.com
bloczek.punkt.pl
Toronto-HSE-ppp3677716.sympatico.ca
hobbiton.utp.pl
pa81.katowice.cvx.ppp.tpnet.pl
po131.warszawa.sdi.tpnet.pl
dial-1956.zgora.dialog.net.pl
beta33.gl-jp.digi.pl
pa90.nowy-targ.sdi.tpnet.pl
pb205.bielsko.cvx.ppp.tpnet.pl
NAT.kabaty.2a.pl
| 16:30 / 03.06.2002 link komentarz (0) | Dzis, zamiast w szkole, ja i kilka osob z klasy pojawilismy sie w Urzedzie Pracy w pokoju 121, gdzie jest Centrum informacji i planowania kariery zawodowej.
Jest tam cale mnostwo roznych ulotek, wycinkow z gazet i informatorow dotyczacych roznych uczelni oraz kwalifikacji potrzebnych w danym zawodzie.
Rozwiazywalismy tez testy, ktore mialy potwierdzic nasze plany co do przyszlosci lub pokazac nowe sciezki, ktorymi moglibysmy pojsc.
Na poczatku mielismy napisac, co chcielibysmy w zyciu robic, co jest naszym celem i marzeniem. No i na mojej kartce znalazly sie trzy zawody: dziennikarz, rezyser, muzyk.
Nastepnie dali nam cala mase pytan dotyczacych naszych zainteteresowan, kwalifikacji oraz predyspozycji i mielismy sobie podliczyc punkty.
Pan, ktory prowadzil te zajecia, powiedzial nam o podziale, jaki zostal dokonany przez psychologow ukladajacych te testy. Podzialy oczywiscie byly zwiazane z rodzajem wykonywanej pracy i naszym charakterem. W koncu kazdy do czego innego ma powolanie, wiadomo.
Oto typy zawodowe:
A- artystyczny (praca tworcza,0)
S- socjologiczny (praca z ludzmi,0)
P- przedsiebiorczy (zarzadzanie ludzmi, handel,0)
K- konwencjonalny (praca w biurze,0)
R- realistyczny (praca techniczna- czesto fizyczna...,0)
B- badawczy (praca naukowa,0)
W kazdej kategorii podliczalismy swoje punkty, a pozniej mielismy wpisac te trzy, w ktorych punktow mielismy najwiecej. Z tego powstawaly takie kody.
I moj kod to ASP. Proponowane zawody dla mnie to muzyk instrumentalista, tlumacz ustny i nauczyciel jezyka obcego!
Hmm... no prosze! Zgadzaloby sie jak najbardziej, aczkolwiek nauczyciel nie jest moja najwieksza ambicja.
Pozniej pan kazal pozamieniac kolejnosc literek w kodzie i znowu sprawdzic zawody. Oto one: aktor, dyrygent, plastyk, choreograf, agent reklamowy, fotografik, piosenkarz, rezyser (filmowy, radiowy, telewizyjny i teatralny,0), prezenter TV, spiker radiowy i specjalista metod promocji sprzedazy.
No, powiem, ze jestem zadowolona! Wszystko sie pokrylo z moimi oczekiwaniami.
Zreszta, zadna to nowosc. Wiem do czego sie nadaje i co mnie kreci. Ale... chwilowo brak mi wiary w siebie, brak zapalu i weny. Potrzebuje duzo akceptacji i wsparcia, a na pewno mi sie uda! ;-,0)
Jak juz bede slawna, powiem Wam, na jakim kanale mozecie mnie ogladac. ;-,0),0),0),0)
| 23:56 / 02.06.2002 link komentarz (0) | Bylam podczas tego weekendu na dwoch swietnych filmach francuskich. To "Plotka" oraz "Gusta i gusciki".
Pierwszy film opowiada o facecie, ktory, zeby nie stracic pracy, mowi, ze jest gejem. Slodka historia. Wysmiewa wspolczesna tolerancje wobec homoseksualistow, ktora bywa czasem do bolu przesadna- tzn. wlasnie smieszna.
Drugi film pokazuje kontrast miedzy elita artystyczna a facetem, ktory przez przypadek sie jest bogaty, a tak naprawde nie ma zadnego wyksztalcenia i na niczym sie nie zna. Film zastanawiajacy. Bardzo fajny.
Polecam oba filmy. A zwlaszcza "Plotke",bo to bardzo optymistyczna, wesola komedia z pozytywnym zakonczeniem.
Idzcie na to koniecznie. Bardzo dobre filmiki!
| 01:06 / 01.06.2002 link komentarz (4) | Zapowiada sie straaaaaaasznie milutki weekend!!! Bardzo sie ciesze.
Warszawa da sie lubic... la la la... Hi, hi, hi...
Od rana zobacze Chaferka (moja najlepsza przyjaciolke,0) oraz Nomadiego (jego najlepsza przyjaciolke, a wiec i moja najlpesza przyjaciolke, bo przyjaciele moich przyjaciol sa moimi przyjaciolmi!,0).
No... i czy to nie jest pelnia szczescia??? ;-,0),0),0)
A potem, oczywiscie, przeuroczy weekend for two... Mmmm... ;-,0),0),0),0)
| 17:09 / 31.05.2002 link komentarz (4) | Czesc 2
Przed oczami ukazał mu się ten sam mały ogródek, do którego kiedyś tak często przychodził. Wokół pachniały kwiaty, głownie azalie i róże. Stały tez dwie wielkie jabłonie, uginające się pod ciężarem owoców. Z okna sąsiedniego domu dolatywała cicha muzyka, prawdopodobnie 15-sta sonata fortepianowa Mozarta. Niebo było bezchmurne, a powietrze poranne i ostre, a jednocześnie przepełnione tysiącem zapachów.
Szedł piaszczysta dróżką, rześki i wypoczęty na spotkanie z Eliza. Lekko czul się stremowany, był ciekawy, jak wygląda, czy się zmieniła. Przez chwile zastanawiał się nawet, ile teraz ma lat, bo nie pamiętał dokładnie, i czy nadal tutaj mieszka.
Zbliżył się do furtki ogródka. Była teraz świeżo odmalowana, przez moment zdawało mu się, ze czuje zapach farby. Wszedł do środka i wąską, betonowa ścieżką dotarł do drzwi małego domku w kolorze bladej pomarańczy. Drzwi były drewniane i pomalowane na ciemna zieleń. Na nich wisiała dumnie mosiężna kołatka. Tak, zdecydowanie wolał domy w tradycyjnym stylu od tych nowoczesnych i przepełnionych ozdobami.
Zapukał.
Nie musiał długo czekać. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, a za nimi stanęła bardzo ładna kobieta w średnim wieku. Z początku w ogóle jej nie poznał, lecz po chwili jego twarz rozpromieniła się w pogodnym uśmiechu. Przecież to była mama Elizy!
- Dzień dobry pani- ukłonił się nisko.- Zastanawiam się, czy pani mnie pamięta.
Mama Elizy zmierzyła go lekko podejrzliwym wzrokiem.
- Chyba nie.
- Jaka szkoda- westchnął, ale nie zmartwił się jakoś bardzo. Wyciągnął rękę- jestem Filip Bratek. Uczyłem kiedyś pani córkę francuskiego.
Kobieta zmarszczyła czoło, po czym uniosła do góry brwi.
- Faktycznie- uśmiechnęła się.- Pamiętam- podała mu rękę, a on uścisnął ja serdecznie.- Proszę bardzo. Niech pan wejdzie. Pan w jakiej sprawie?
- Ja... w zasadzie to przyjechałem do Elizy.
- Do Elizy...- powtórzyła jej mama, trochę jakby roztargniona.- Ależ oczywiście, proszę tedy.
I ruszyła naprzód, pokonując przy tym dwa pokoje i wąski korytarz.
- Tutaj jest jej pokój- wyszeptała pod drzwiami.
- Tak jak przed laty- odparł Filip pod nosem i wtedy otworzyły się drzwi jej pokoju.
Z początku nie bardzo widział, co jest wewnątrz, gdyż mama Elizy zasłaniała mu wszystko, stojąc w przejściu. Tonem dość obojętnym oznajmiła córce, iż ta ma gościa, po czym wepchnęła go do pokoju.
A pokój był prawie taki sam jak wtedy, gdy zwykł w nim przebywać przez cale popołudnia: drewniana podłoga i ściany, mnóstwo ramek ze zdjęciami i kwiatów, stylowe łóżko z metalowymi zdobieniami u wezgłowia oraz duże biurko tuz przy oknie. A przy nim... Eliza...
Tak jak pokój, prawie nic się nie zmieniła. Oczy miała nadal duże i wesołe, usta pełne i mały, zgrabny nosek. Ścięła tylko włosy, co podkreśliło klasyczny kształt jej szyi. Trochę tez wydoroślała, stała się bardziej kobieca i jakby... ładniejsza. Chociaż w jej twarzy była ta sama świeżość i delikatność rysów.
Na sobie miała letnia sukienkę w kolorze dojrzałych jabłek, co doskonale się komponowała z jej kasztanowymi włosami i lekka opalenizną.
Filip zamknął za sobą drzwi i stanął na środku pokoju. Nie bardzo wiedział, co ma ze sobą począć, gdyż Eliza nie wykazywała wielkiego entuzjazmu na jego widok. Przeszło mu przez myśl, ze może go nie pamięta, ale po chwili jego wrodzona pewność siebie podpowiedziała mu, ze to niemożliwe. Wiec tonem iście teatralnym oznajmił:
- No to jestem.
Eliza chyba dopiero teraz ocknęła się z letargu i zareagowała w jakikolwiek sposób.
- Przepraszam- potrząsnęła głową, jakby odganiając od siebie sen, który nagle ja ogarnął. Wstała zza biurka, ale nie zbliżyła się do niego ani na krok. Przez chwile także nic nie mówiła.
Filip był bardzo zdziwiony jej zachowaniem, ale postanowił poczekać jeszcze chwile i zobaczyć, co się stanie. A stało się mniej więcej tyle, ze usłyszał zaraz bardzo obojętne „cześć”. I na tym koniec.
Nie mógł tego zrozumieć. No, doprawdy, czemu ta dziewczyna była tak niemrawa?
- To tak się witają przyjaciele po latach rozłąki?- rzucił wreszcie, w duchu trochę zniecierpliwiony.
- No... nie...- Eliza wciąż była niepewna, ale, nim zdążyła zaprotestować, przytulił ja mocno i uściskał. Zdziwił się, gdyż nie stała już bierna, tylko tuliła się mocno do jego ramion.
- Czemu nie pisałeś?- spytała nagle, wciąż nie puszczając.
Pogładził ja delikatnie po włosach, po czym odsunął się i usiadł na łóżku.
- Wiesz, jak to jest... Dużo pracowałem, zresztą nie wiedziałem, czy kiedykolwiek jeszcze wrócę i czy jest sens zawracać ci głowę.
Odpowiedział bardzo wymijająco, ale nie miał ochoty na niespodziewane zwierzenia po latach. To były jego sprawy i nie widział sensu się nimi dzielić.
- Jak ci się żyło przez ten czas? Co się z tobą działo? Co robiłeś?- padły kolejne pytania.
Nie dał po sobie tego poznać, ale lekko zirytowała go ciekawość Elizy. Uparcie wiec zaczął obserwować sęki w drewnianej podłodze i znów odpowiedział nieco okrężną drogą.
- Pracowałem to tu, to tam. Głownie zajmowałem się tym, co zawsze. Poznałem tez bardzo mila kobietę, Vivienne. Myślałem o niej poważnie, ale... – urwał i stwierdził, ze nic więcej nie powie.
- Ale?- dziewczyna nie dawała za wygrana.
- Ale... zmarła- odparł sucho.
- Przepraszam...- Eliza spuściła głowę.
„I dobrze”, pomyślał, ale po chwili głupio mu się zrobiło, ze tak bardzo wszystko go niecierpliwi. W końcu sam tutaj przyszedł, a to znaczy, ze chciał to zrobić. Uspokoił się wiec i wymamrotał:
- Nie, nic nie szkodzi.
Uśmiechnął się nawet, żeby dodać Elizie otuchy i dodał:
- Bardzo się cieszę, ze cię widzę, wiesz?
Sam się zdziwił, ze to powiedział. Postanowił wiec zmienić temat na neutralny i rzucił pytanie chyba najgłupsze z możliwych.
- Jak ci idzie francuski?
Eliza spojrzała na niego w lekkim osłupieniu, ale uprzejmie odpowiedziała:
- Dobrze, dziękuję. Chociaż nie ukrywam, ze odkąd nasze lekcje skończyły się, wiele rzeczy uleciało mi z głowy.
- Nous pouvons parler Français!- zażartował, bo uznał, ze może chociaż to rozluźni atmosferę. Ostatecznie bardzo często rozmawiali po francusku, a czasem i w dwóch językach: francuskim i angielskim.
- No, thanks. I’d rather talk in English- usłyszał po chwili i ucieszył, ze nie umarło do końca ich wspólne poczucie humoru.
- Je ne parle pas Anglais, tu sais bien.
- And that’s what makes our talk so funny!
Oboje się roześmiali.
Po chwili odczul na sobie jej uważne spojrzenie i poczuł się lekko skrępowany. Odczekał kilka sekund i przerwał cisze:
- No, a co u ciebie, droga Elizo?- zaakcentował jej imię i rzucił lekko zawadiacki uśmiech, tak na rozluźnienie atmosfery.
- U mnie?- zamyśliła się.- Wiesz, chyba nic się nie zmieniło. Skończyłam szkole, dostałam się na studia, na dziennikarstwo, napisałam książkę.
- Naprawdę?- szczerze się zdziwił.
- Tak, ale jeszcze jej nie wydalam. Dopiero robię poprawki.
- Widzę, ze nie próżnowałaś. To bardzo dobrze. Pewnie czujesz się szczęśliwa i spełniona?
- Tak...- westchnęła ciężko.- Na to wygląda...
| 15:52 / 31.05.2002 link komentarz (0) | Przyszedl rachunek za komorke... :->>> No i mam SMSy za ponad 40zl oraz wygadane prawie 100zl, chociaz mam w abonamencie 1h gratis... :->>> No tak... Hmmm...
| 23:02 / 30.05.2002 link komentarz (3) | Obejrzalam sobie dzis po raz pierwszy od wielu lat "Slonika Dumbo". Jejku, jaka to przesliczna bajka, budzaca instynkt macierzynski. W ogole zreszta swietna, kochana. Sie wzruszylam bardzo, ale glupio mi bylo plakac, bo obok siedziala Agata... ;-,0),0),0)
A potem sobie gadalysmy o seksie i swtierdzilysmy, ze zycie jest piekne! ;-,0),0),0),0),0)
| 17:36 / 30.05.2002 link komentarz (0) | Czesc 1
Wyjrzała przez okno. Powietrze pachniało latem. Kwiaty, które rosły tuz pod parapetem święciły wszystkimi kolorami w porannym, lipcowym słońcu. Drzewa szumiały cichutko na spokojnym wiaterku, który zatańczył sobie nagle w ogródku. Z okna pani Makowskiej, jak co dzień o tej porze, płynęły delikatne dźwięki jej fortepianu. Idealnie komponowały się z magia tego poranka. Było ślicznie. Było wakacyjne. Aż się chciało żyć.
Usiadła za biurkiem, które znajdowało się tuz przy oknie. Zawsze lubiła pisać, będąc blisko przyrody. Kochała śpiew ptaków i wszechogarniającą cisze. I zapach świeżo skoszonej trawy.
Przed sobą położyła plik białych kartek, kałamarz z atramentem oraz duży kubek z mocna herbata earl grey z cytryna. Zastanawiała się, czy nie pisać na maszynie albo jeszcze lepiej- na laptopie. Ale szybko odrzuciła te możliwości, ponieważ żaden komputer nie dawał jej tyle natchnienia, co zwykła, biała kartka.
Napełniła pióro atramentem. To było bardzo ładne, drogie pióro, które przywiózł jej Filip z Francji. Lubiła nim pisać, bo miało bardzo ostra i cienka na końcu stalówkę, wiec pismo od razu stawało się zgrabniejsze i bardziej czytelne.
Wzięła łyk herbaty, odetchnęła głęboko i zaczęła myśleć, jakby tu zacząć kolejne opowiadanie. Nie miała żadnego konkretnego pomysłu. Czuła po prostu nadchodzącą potrzebę przelania swego natchnienia na papier. Czuła, ze musi cos napisać. Lecz niewiele udało jej się stworzyć, gdyż w tym momencie do pokoju weszła mama.
- Elizo, masz gościa.
Dziewczyna spojrzała w stronę drzwi i ujrzała za mamą Filipa.
Bardzo się zmienił przez ostatnie pięć lat. Zmężniał, spoważniał, wyprzystojniał. Wydal jej się taki dorosły, taki dojrzały, tak znający życie.
W pierwszej chwili nawet nie uwierzyła do końca, ze to on- tak była zaskoczona.
Filip wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi, a ona nadal siedziała za biurkiem, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji na jego widok.
- No to jestem...- odezwał się wreszcie Filip, lekko speszony milczeniem Elizy.
- Przepraszam- ocknęła się nagle i wstała zza biurka, podchodząc do niego.
Nie bardzo wiedziała, jak ma go powitać- czy rzucić się na szyje, czy może raczej powiedzieć spokojne „dzień dobry” i spytać „co u ciebie?”.
Filip przez chwile tez wahał się, co uczynić, ale w tym momencie Eliza podała mu rękę, mówiąc chłodno „cześć”. Zdziwił się trochę.
- To tak się witają przyjaciele po latach rozłąki?
- No... nie...- odparła Eliza niepewnie i, nim się zorientowała, już tkwiła w jego muskularnych, dużych ramionach.- Czemu nie pisałeś?- spytała, wciąż trwając w cudownym uścisku.
- Wiesz, jak to jest...- rzucił po chwili, siadając na jej łóżku.- Dużo pracowałem, zresztą nie wiedziałem, czy kiedykolwiek jeszcze wrócę i czy jest sens zawracać ci głowę.
Spojrzała na niego uważnie. Cos ukrywał. Zignorowała jednak jego zakłopotanie i rzuciła kolejne pytanie.
- Jak ci się żyło przez ten czas? Co się z tobą działo? Co robiłeś?
- Pracowałem to tu, to tam. Głownie zajmowałem się tym, co zawsze. Poznałem tez bardzo mila kobietę, Vivienne. Myślałem o niej poważnie, ale... – urwał tutaj i widać było, ze nie chciał mówić więcej.
Eliza tez czuła, ze nie bardzo chce słuchać o kobiecie Filipa. Cos ja zakłuło na dźwięk jej słodkiego, francuskiego imienia. Mimo to nie dala za wygrana.
- Ale?- spojrzała mu prosto w oczy, chociaż on unikał bardzo jej wzroku.
- Ale... zmarła.
- Przepraszam...- Eliza spuściła głowę. Głupio jej było tym bardziej, ze gdzieś głęboko odczula cień satysfakcji.
- Nie, nic nie szkodzi- wymamrotał, a po chwili nawet się uśmiechnął.- Bardzo się cieszę, ze cię widzę, wiesz?
Zabrzmiało to trochę dziwnie w jego ustach. Jeśli faktycznie tak był z tego faktu zadowolony, jeśli rzeczywiście spotkanie z Eliza było mu potrzebne, to czemu nie odezwał się wcześniej? Przecież ona tak czekała. Każdego dnia zaglądała z nadzieja do skrzynki, lecz ona była ciągle pusta.
- Jak ci idzie francuski?- spytał po chwili milczenia.
- Dobrze, dziękuję. Chociaż nie ukrywam, ze odkąd nasze lekcje skończyły się, wiele rzeczy uleciało mi z głowy.
- Nous pouvons parler Français!- uśmiechnął się wesoło.
- No, thanks. I’d rather talk in English- odparła rezolutnie.
- Je ne parle pas Anglais, tu sais bien.
- And that’s what makes our talk so funny!
Oboje się roześmiali. Eliza przez chwile poczuła się jak dawniej, kiedy godzinami mogli tak rozmawiać na dwa języki.
Popatrzyła na niego. Och, jak bardzo się zmienił. Już nie miał gładkiej, chłopięcej buzi. Teraz na jego twarzy gościł spory zarost, skora była ogorzała od słońca, oczy już nie takie rozbiegane, ale mądre i spokojne. No i dłuższe włosy, które- przy tej długości- nagle zaczęły się kręcić. Filip rozrósł się w ramionach i Eliza teraz dopiero dostrzegła, ze nabrał wdzięku, którego kiedyś niewątpliwie mu brakowało, a który ona jedna w nim widziała. Teraz z czystym sumieniem można było stwierdzić, ze zrobił się z niego zupełnie przystojny facet.
- No, a co u ciebie, droga Elizo?- zaakcentował jej imię i rzucił lekko zawadiacki uśmiech.
- U mnie?- zamyśliła się.- Wiesz, chyba nic się nie zmieniło. Skończyłam szkole, dostałam się na studia, na dziennikarstwo, napisałam książkę.
- Naprawdę?
- Tak, ale jeszcze jej nie wydalam. Dopiero robię poprawki.
- Widzę, ze nie próżnowałaś. To bardzo dobrze. Pewnie czujesz się szczęśliwa i spełniona?
- Tak...- westchnęła ciężko.- Na to wygląda...
| 12:53 / 30.05.2002 link komentarz (0) | Dzisiaj mialam potworny sen. Bardzo stresujacy. Snilo mi sie, ze zabilam kolezanke. I to taka, ktorej nie widzialam kilka lat! Po prostu nasze mamy sie spotkaly i dowiedzialam sie od mojej, ze Justynka to pojdzie pewnie na politologie, a pozniej na dziennikarstwo... :->
Niewazne. Snilo mi sie, ze bylam psychopatka. Zaczelam Justyne dusic. Nie pamietam czemu. Chcialam ja tylko nastraszyc. Ale gdy puscilam jej szyje, Justyna nie zyla. A ja sobie poszlam.
Dopiero pozniej dotarlo do mnie, co sie stalo, ze beda na jej szyi moje odciski palcow, ze beda slady uduszenia, ze pojde do wiezienia i jak skoncze szkole oraz studia?? Bede do konca zycia miala na swoim koncie morderstwo! Jejku, jakie to bylo stresujace!
No, ale sie na szczescie obudzilam i szybko zaczelam uspakajac, ze to nieprawda... Boze... I po co nam koszmary? Zeby adrenalinka podskoczyla? Brr... Caly czas mi dziwnie...
| 19:46 / 29.05.2002 link komentarz (0) | Zawsze zastanawialam sie, jak bedzie wygladalo, moje pierwsze "kocham cie", uslyszane z ust mezczyzny. Ciekawilo mnie, czy bedzie to powiedziane romantycznie, czy zupelnie na powaznie, czy w chwili szalonej i niespodziewanej, czy podczas romantycznej kolacji, z mnostwem kwiatow i swiec. Jako malej dziewczynce pomysly przychodzily mi do glowy najrozniejsze.
Tymczase rzeczywistosc okazala sie brutalna w swoim sarkastycznym wrecz dowcipie. Otoz, prosze Panstwa, moje pierwsze wyznanie odbylo sie... przez telefon! I bylo naprawde filmowe!! ;-,0),0),0),0)
Kojarzycie takie sceny w melodramatach albo serialach brazylijskich, kiedy kobieta jest rozhisteryzowana, placze i sie miota, a facet potrzasa nie i mowi jej, jak bardzo jest dla niego wazna. He, he. Tutaj bylo calkiem podobnie.
Byla to jedna z naszych rozmow telefonicznych. Roznila sie raptem tym od pozostalych, ze akurat dopadl mnie obrzydliwy nastroj (mialam wowczas troche klopotow,0) i zaczelam sie zwierzac. I, jak typowa bohaterka opery mydlanej, zaczelam strasznie histeryzowac, plakac i nie wiem, co jeszcze. Z drugiej strony sluchawki, glos usilowal mnie uspokoic, slyszalam co jakis czas: "Asia...", ktore probowalo sie przebic przez moj slowotok. Ale niestety- ja gadalam dalej.
Wreszcie przerwalo mi energiczne:
- Aska!
Uspokoilam sie troche i zamilklam.
Na chwile zapadla cisza.
- Kocham cie- uslyszalam.
Bum. Nagle. Kocham cie. Masz, co chcialas. A teraz siedz cicho. Hmm...
Na mojej twarzy bylo jednoczesnie: zdzwiwienie, irytacja (nie dal mi skonczyc moich wywodow,0), lekki cien satysfakcji (no, to w koncu milo miec kogos w garsci;,0), a jednoczesnie wielkie rozczarowanie- jak to? to juz? to wlasnie TO? tak dlugo oczekiwane? niee... powiedzcie, ze to nie TO... powiedzcie, ze to nie jest moje pierwsze "kocham"....
Stare i zamierzchle czasy. A jakze zabawne! Jakze glupie, prostackie i w dodatku... nieszczere... :-PPP
No, ale coz. I takie rzeczy sie zdarzaja...
| 13:09 / 29.05.2002 link komentarz (0) | Wlasnie na IRCu uskutecznilam sobie rozmowe z pewnym czlowiekiem. Na temat religii. Jejku, jak ja nie cierpie, kiedy ktos mnie na sile probuje nawrocic!!! Nienawidze!!!
| 21:57 / 28.05.2002 link komentarz (0) | Ciezko. Tak ciezko, jakby polozyli mi na duszy jakis ciezar...
Duszno, jakby zamkneli wszystkie okna mojej kory mozgowej...
Jak mam to zniesc? Jak mam wytrwac?
Badz silna, slysze codziennie. Ale jak?...
| 18:16 / 28.05.2002 link komentarz (4) | Czy przeszlosc odgrywa istotna role w naszym zyciu? Czym ona wlasciwie jest? Czy liczy sie w ogole?
Dla mnie przeszlosc to przeszlosc. Cos, co sie definitywne skonczylo i juz nie istnieje. Oczywiscie, mozna o tym pamietac, czasami trzeba, czasami wrecz nie da sie inaczej, ale nadal- to tylko wspomnienia, wszystko co bylo, teraz jest tylko w naszej swiadomosci.
Jesli przeszlosc byla zla i nie chcemy do niej wracac, a ona mimo wszystko daje znac o sobie w najmniej oczekiwanych momentach, nie powinnismy po prostu zwracac na to uwagi. Czas leczy rany. Wspomnienia niedlugo sie skoncza, a zawsze warto powiedziec sobie: "Ok, bylo zle, ale teraz tego juz nie ma. Moge zaczac wszystko od nowa".
Jesli wspomnienia sa mile, w ogole nie widze sensu w zadreczaniu sie nimi. To chyba dobrze poczuc sentyment na widok kogos lub czegos. To mile i nie ma w tym nic ani dziwnego, ani zlego.
Zdarza sie tez tak, ze wspomnienia sa zbyt mile. Cos skonczylo sie i wlasnie dlatego nie daje nam to spokoju, tesknimy do tego i wolelibysmy wrocic, cofnac czas, jeszcze raz to przezyc. No coz. Tak sie niestety nie da. Trzeba wziac gleboki oddech i isc dalej przez zycie. Zreszta, nie mozna wykluczyc, ze przytrafi nam sie cos sto razy bardziej pozytywnego od tego, co mamy we wspomnieniach. A najwazniejsze to wiara. Nigdy nie wolno zwatpic, bo to niszczy kazde marzenie.
Przeszlosc jest przeszloscia i nie mozna nia zyc. Trzeba sie pogodzic z koncem tego, co bylo, cieszyc tym, czego nauczylismy sie, dzieki roznym wydarzeniom, bo zawsze we wszystkim trzeba widziec pozytywne strony.
Ja tak mam ze swoim zyciem. Jejku, gdybym miala zalowac kazdej chwili, to bym nic nie robila, tylko zalowala! Jest tyle rzeczy, ktorych teraz ponownie bym juz nie zrobila! Ale nie przejmuje sie tym. Co bylo, to bylo. Niektore rzeczy staly sie niepotrzebnie, to fakt. Inne rzeczy z kolei sie nie staly. Ale najgorsze to zalamac sie. Tak nie wolno. Co sie stalo, to sie nie odstanie. I dobrze. Kazda sekunda mojego zycia czegos mnie przeciez uczy. Dzieki kazdemu wydarzeniu, nawet jesli bylo bledem, moglam wysnuc jakies wnioski, czegos sie o sobie dowiedziec i sie zmienic. Dlatego kazda pomylke traktuje jako kolejne doswiadczenie na mojej drodze. A dojrzalosc polega na tym, ze akceptuje to, co mnie otacza i sobie z tym radze. Jak na razie radze sobie srednio. Ale to kwestia czasu, ja to wiem. Teraz troszke stoje na rozdrozu i nie wiem, ktora droga jest wlasciwa. Ale juz niebawem sie dowiem (chyba!,0), podejme decyzje i bede brnac przez zycie dalej. A pewnego dnia osiagne pelna harmonie ze soba, bede spelniona, szczesliwa i spokojna emocjonalnie. Tak, tego sobie zycze z okazji nadchodzacego Dnia Dziecka! :-,0),0),0)
Wam zycze tego wszystkiego takze. :-***
| 22:00 / 27.05.2002 link komentarz (8) | Blagam o pomoc! Posprzeczalam sie co do definicji slowa EGZALTACJA. Definicja slownikowa jest nastepujaca: «przesada w wyrażaniu uczuć i myśli; nadmierny zapał, uniesienie».
I sa jej rozne interpretacje. Zeby nic nie sugerowac, prosze w komentarzach napisac swoja interpretacje tego slowa. Bardzo prosze. ;-,0),0)
| 16:31 / 27.05.2002 link komentarz (0) | Spaaaaaaaaaaaaaaaaaaac.
Niedobrze miiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
Smutnoooooooooooooooooooo. | 23:56 / 26.05.2002 link komentarz (0) | Impreza u Ewy okazala sie duzo fajniejsza niz sie spodziewalam! Naprawde bawilam sie super. Ludzie byli swietni. Nie to co moja klasa, taka "elitarna", snobistyczna i ogolnie beznadziejna. A tutaj- luzik totalny, a jednoczesnie duza kulturka. Smiesznie bylo, naprawde. Bylo ognisko i biesiadne spiewy, a na koniec kapiel w fontannie o godz. 1:00 w nocy... ;-,0),0),0) Super, naprawde super! ;-,0)
A dzisiejszy dzien takze minal bardzo milo, chociaz dosyc leniwie. Ale jestem zadowolona. Chyba.
| 22:22 / 24.05.2002 link komentarz (0) | Jednak pojde do Ewy z Osoba Towarzyszaca. Slonko na szczescie bedzie moglo przyjechac. Bardzo sie ciesze. :-*
Juz chce, zeby bylo jutro! Jejku, jejku... :-,0),0),0),0),0)
| 18:42 / 24.05.2002 link komentarz (6) | A dzis sa moje imieninki, Prosze Panstwa! ;-,0),0),0),0)
| 20:44 / 23.05.2002 link komentarz (3) | Bo ja jutro mam imieniny. No i moja babcia kupila mi prezent i juz dzisiaj go wreczyla. Powiedziala tak:
- Ja juz nie wiem, co ci mam kupic, Asiu. Wiec dostaniesz cos, co przyda ci sie, jak pojdziesz sobie na rozbierana randke.
I dostalam kusa koszulke nocna na ramiaczka ze sliskiego, blyszczacego materialu w kolorze takim, w jakim teraz to pisze.
Mysle sobie, O kurcze...
Heh. Babcia, widze, idzie z duchem czasu. Chociaz pewna jestem, ze- mowiac to- w pelni zartowala. Gdyby pomyslala, ze ja naprawde moge miec okazje pokazania sie w takiej koszulce, to by dostala zawalu.
Zachichotalam wiec na widok prezentu niczym niesmiala dziewczynka z dobrego domu i babcia poczula sie zapewne ukontentowana. Nie ma jak dyplomacja! ;-,0),0),0),0),0),0)
| 17:22 / 23.05.2002 link komentarz (0) | Jesli kiedys bedziecie przejezdzac przez Lodz i, dzwinym trafem, zaplaczecie sie w gaszczu ulic i traficie do starego, pieknego i z tradycjami czwartego LO, a tam... po labiryncie korytarzy bedzie bladzila jakas przerazona postac, ktora udaje, ze jej nie ma... to JA! ;-,0),0),0)
Tak wygladalam wlasnie dzisiaj, kiedy przez pol dnia przemykalam z sali do sali tak, by nie dostrzegla mnie pani od laciny. Och, co to byl za dzien! Ho, ho! ;-,0),0),0)
W sobote osiemnastka u Ewy. Ciekawa jestem, kto bedzie i co bedzie. Ja w kazdym razie pojde niestety sama, gdyz moja osoba towarzyszaca- biedactwo...- musi pracowac.
Poza tym za bardzo nie wiem, co kupic Ewie. No, ale zawsze jakis pomysl wpadnie mi do glowy, jak przejde sie do jednego z tych sklepow z bibelotami. No. ;-,0) Pewnie kupie wreszcie jakas swieczke albo inna ramke na zdjecia. I tyle.
| 21:53 / 22.05.2002 link komentarz (0) | Tak wiem, mialam tutaj nie wchodzic, jak nie bede miala co napisac. :-P
| 14:27 / 22.05.2002 link komentarz (0) | Snil mi sie dzisiaj calkiem stresujacy sen.
Lecialam samolotem. Razem z moja mama i Ewa. Nie wiem, co w moim snie robila Ewa, doprawdy! No, ale leciala z nami.
Samolot byl przeogromny i wewnatrz przypominal raczej statek kosmiczny.
Gdy ruszal, ja i Ewa wcale nie siedzialysmy na swoich miejscach. Przechadzalysmy sie akurat jakims korytarzem. W momencie samego startu usiadlysmy na chwile na schodach, zeby sie nie przewrocic. Pozniej, jak sie uspokoilo, zaczelysmy sobie spacerowac dalej.
Bylysmy akurat w jakies sali, kiedy nagle... za wielkimi oszklonymi drzwiami przebieglo kilkoro ludzi. Wygladalo to definitywnie na poscig. Usmiechnelam sie pod nosem i powiedzialam do Ewy:
- Oho... Zupelnie jak na filmach! Pewnie zaraz zaczna sie strzelac!
I w tym momencie cos blysnelo (nie wiem, czy przy prawdziwym strzale cokolwiek blyska, ale tak mi sie snilo,0), i uslyszalam strzal.
Zamarlam. Balam sie potwornie.
Ten ktos, kto strzelal, zaczal teraz strzelac na dobre i strzelal doslownie do wszystkiego. Wprawdzie pomieszczenie, w ktorym bylam, juz minal, ale mogl zawsze wrocic, wiedzac, ze tu jestem i jestem swiadkiem morderstwa.
Huk byl potworny, stres jeszcze wiekszy. Szklane drzwi oraz okna, dawno popekaly od kul i halasu. A ja bylam schowana za jakims stolem.
Nie wiem, co w tym czasie dzialo sie z Ewa i czy jakis pocisk ja trafil. Chociaz chwile potem wiedzialam juz, ze zywa zostalam tylko ja.
Nie wiem, czy i mnie wreszcie cos trafilo, aczkolwiek zmienilam sie nagle w... hmm... Ogladaliscie "Gatunek"? Jak ta sliczna pani zmieniala sie w tego potworka... to wlasnie ja takim potworkiem tez bylam. W ogole przenioslam sie do jakies gry pokroju "Aliens versus Predator" (czy jakos tak- nigdy w to nie gralam,0) i widzialam wszystko na fioletowo.
Pamietam, ze chcialam pojsc do mojej mamy, zeby opowiedziec jej o wszystkim, ale... sie obudzilam.
I dobrze. To byl straszny sen.
I wlasnie wtedy przyszedl SMS od Wojtka. Odpisalam mu, ze opowiem mu pozniej moj straszny sen, po czym ponownie poszlam spac.
Bardzo sie przejelam tym, zeby poprzedniego snu nie zapomniec (bo czesto tak bywa,0). A przejelam sie do tego stopnia, ze... przysnilo mi sie, ze spotkalam sie z Wojtkiem i ten sen zaczelam mu opowiadac. Pamietam jeszcze, ze lezelismy na srodku chodnika (to patent z Krakowa!,0) i zulismy gume do zucia o smaku marchewki z zielonym groszkiem!!! Bomba. Ale nie smakowala mi. He, he.
| 21:11 / 21.05.2002 link komentarz (0) | Mam dzisiaj naprawde tragiczny nastroj. Chce mi sie plakac. Bede wiec plakac.
:-((((
| 21:04 / 20.05.2002 link komentarz (1) | Dzisiaj jakos czuje sie lepiej. I nie wiem, czemu to zawdzieczam, bo nie zdarzylo sie doslownie nic pozytywnego. Co wiecej- poszlam spac w nastroju conajmniej tragicznym. Ale przezylam, obudzilam sie. Ba, nawet postanowilam spoznic sie na pierwsza lekcje i pospac ciut dluzej. Radosnie nastawilam wiec budzik na godz. 8:00, a tu... prosze Panstwa... o godz.7:43 zadzwonil telefon. To mama! Oczywiscie usilowalam brzmiec wiarygodnie- tzn. tak jak czlowiek, ktory ma za 10 minut tramwaj do szkoly, a nie jak ten, ktorego obudzila urocza Nokia 3210 dzwonkiem o nazwie "Indiana Jones". Wysililam sie wiec niesamowicie, by miec normalny, rozbudzony glos i co uslyszalam?...
- Asiu, zapomnialam wziac kluczyka do biurka. Prosze wstan i sprawdz, czy jest w tej niebieskiej torbie. Tak, teraz. Jest? To dobrze. Pamietasz, ze tramwaje nie jezdza? Masz autobus zastepczy. Na 8:06. Dobrze, to jak bedziesz nim jechac, to ja wyjde do Ciebie pod szkole (mama blisko pracuje,0) i odbiore ten kluczyk, dobrze? No to fajnie. To przywiez mi jeszcze kosmetyczke!
Chyba wyobrazacie sobie, co poczulam w tamtej chwili. Mialam 15 minut do wyjscia z domu!!! A jak mam w 15 minut zjesc sniadanie, ubrac sie, spakowac, umalowac, uczesac i jeszcze w dodatku szukac jakiegos miejsca, gdzie "parkuje" autobus zastepczy??
A wiec- uwaga, uwaga!- udalo mi sie!!!! ;-,0),0),0),0) Jestem z siebie dumna jak nigdy dotad. Takiego speeda nigdy nie mialam. Ha!
I tak w towarzystwie kolegi- Michala dotarlam pod szkole, gdzie czekala moja mama. Miala jeszcze resztki wyrzutow sumienia, ze kazala mi isc dzis do szkoly, skazujac mnie jednoczesnie na pewna jedynke z polskiego, wiec spytala, czy bede miala, jak sie pouczyc do klasowki przed lekcja. Odparlam, ze nie wiem, zeby ja troche pograzyc (jeszcze z nadzieja, ze zmieni zdanie,0) i zniknelam w czelusciach mojej szkoly... Tak, tak. Czeluscie to bardzo adekwatne slowo! ;-,0),0),0)
Klasowka z polskiego poszla mi bardzo srednio. Mielismy do rozpoznania fragmenty wierszy i to bylo straszne, bo nawet jesli cos mi mowily, to nie umialam podac tytulu ani autora... Innego polecenia zupelnie nie zauwazylam u siebie na kartce, zajeta przez calkiem banalne inne pytania. Coz. Okaze sie. Chociaz nie ukrywam, ze szkoda, ze spapralam ten sprawdzian, gdyz on sytuacji mojej mi nie poprawi i na czworke raczej nie bede miala co liczyc. Ech... No coz.
Wiecie co? Zacytuje Wam cos, co przypadlo mi do gustu. Jest to fragment manifestu Bruna Jasienskiego. Uwaga!
Manifest w sprawie poezji futurystycznej
Kubizm, ekspresjonizm, prymitywizm, dadaizm przelicytowały wszystkie izmy. Pozostał jeszcze nie wyzyskany jako prąd w sztuce jedynie onanizm.
Proponujemy go na zbiorową nazwę wszystkich naszych przeciwników. Jako uzasadnienie podkreślamy podstawowe momenty sztuki antyfuturystycznej: bezpłciowość, niemoc zapłodnienia swoją sztuką tłumów; spokojny, paseistyczny samogwałt w cieniu melancholijnych pracowni.
Hie, hie.... ;-,0),0),0)
Ogolnie poezja futurystyczna, moim zdaniem, srednio sprawdzila sie w praktyce, chociaz ciekawe miala zalozenia momentami. Np. definitywne odrzucenie wszelkich zasad ortografii.
Absurdem jest dla wyrażeńa jednego i tego samego dźwięku używańe 2 rużnyh znakuw (liter,0). Dlatego skreślamy raz na zawsze z alfabetu polskiego jako zbyteczne litery ó i rz, pońeważ w wymawiańu ńe rużńą śę ńiczem od liter u i ż lub sz i bez szkody dadzą śę pszez ńe zastąpić. Bardźej skomplikowańe pszedtawia śę sprawa z literami c i h, w kturyh wymawianiu fonetycznym zahodźi żeczywiśće pewna bardzo subtelna rużńica. Pońewaź jednak wyrażańe jednego dźwięku dwoma ńic ze sobą wspulnego ńe mającymi znakami (c i h,0), kturych połączeńe w żadnym raźe ńe daje takiego dźwięku h, za jaki go wymawiamy, jest w zasadźe absurdem, pszeto i w danym wypadku połączeńe liter ch z alfabetu polskiego wykreślamy.
(....,0)Dlatego odtąd słowo tszy będziemy pisać zawsze pszez sz, ponieważ dźwięk ten jest w nim całkiem wyraźny i nie ma uzasadnionego powodu zstępowania go jakimś innym.(...,0)Ruwnież pszyrostek psze, pszed (...,0) pisać będźemy nadal w ten sposób, pomimo najszczerszych bowiem hęći ńe możemy śę dopatszyć najmńejszej różnicy międy słowami pszenica i pszenicować, ktura by nam to pierwsze kazała pisać w jakiś odrębny sposób(...,0)
W sumie calkiem to logiczne... :-,0)
| 23:17 / 19.05.2002 link komentarz (0) | Kiedys bylam duzo madrzejsza. Na starosc glupieje... Ale dam sobie rade, nie ma wyjscia.
| 23:34 / 17.05.2002 link komentarz (0) | Moj wakacyjny dekalog
1. Kontemplowac nad soba (nareszcie trzeba dojsc do ladu z wlasnym ego,0)
2. Chodzic na aerobik
3. Zdrowo sie odzywiac (zero slodyczy, tlustych rzeczy i innych takich,0)
4. Rozwijac sie tworczo (na kazdej plaszczyznie, czyli: skonczyc wreszcie ten cholery scenariusz, cos napisac, cos skomponowac,0)
5. Czytac (wreszcie nadrobic wszystkie zaleglosci i jeszcze wiecej,0)
6. Odstawic komputer!!!
7. Przebywac na lonie natury
8. Troche sie chociaz opalic
9. Zrobic wszystkie rzeczy, na ktore przez caly rok nie mialam czasu oraz na ktore czasu znow przez rok nie bede miala.
| 15:14 / 17.05.2002 link komentarz (2) | Dzisiaj poszlam na etyke raczej nieprzygotowana. Nie dosc, ze nie mam uzupelnionego zeszytu, to jeszcze w dodatku nie mialam pewnej pracy, zadanej na chyba juz kilka miesiecy temu... ;-,0),0),0) A praca ta to filozficzny przeklad wiersza... Taaak... jak cos splodze w tej dziedzinie, to moze tu przytocze, cobyscie mieli troche ubawu ze mnie. :-,0)
Magda nie chciala dzis rozpoczac referatu na temat postmodernizmu, bo czula sie srednio do niego przygotowana, wiec pozostala ostatnia alternatywa- dokonczenie lekcji o Fryderyku Nietzsche'm. Najgorsze jednak bylo to, ze na dzisiejsza leckje trzeba bylo, z wybranych fragmentow, wypisac te zlote mysli autora, z ktorymi sie zgadzamy, nie zgadzamy, ktore sa dla nas ciekawe oraz te, ktorych nie rozumiemy (dla mnie to jakies 50%, nic nie ujmujac Nietzsche'mu,0). Oczywiscie zaczelam to pisac kiedys, ale na jakiejs kartce, ktora niefortunnie zgubilam albo o ktorej istnieniu zapomnialam.
Magda wiec rzucila w kierunku pana etyka jedno zdanie, a on przegadal reszte lekcji- sprytna metoda na zajecie czasu, jak sie nic nie przynioslo. ;-,0),0),0)
Ale, ale... dzisiaj z belkotu pana etyka wylowilam kilka cennych mysli i powiem szczerze, ze- jak juz bede miala czas na pelna kontemplacje- chetnie sie nad nimi mocniej zastanowie, bo poruszaja one temat, ktory mnie meczy i to niemalo.
O co chodzi?
Ano Magda dostala od pana etyka ksiazke o postmodernizmie i strasznie sie nanarzekala, ze napisana jest niejasno, zbyt wiele ciezkich pojec, ktorych ona nie zna, wiec musi sprawdzac, a na to wszystko nie ma czasu, poniewaz ma do zaliczania chemie, fizyke, itp. ;-,0),0),0) Potem dodala, ze siegnela do innych zrodel, poniewaz ma braki, jesli chodzi o same podtsawy. Chciala znac przedstawicieli postmodernizmu, itp, itd, a tego za bardzo w owej ksiazce nie znalazla. Ksiazka byla pisania dla ludzi przeintelektualizowanych i w dodatku- bedacych w temacie. I pan etyk rozwinal temat na cala godzine.
Mowil o tym, jak to w zyciu nie mozna miec wszystkiego, a filozofia jest otwieraniem okien, poniewaz inna jest perspektywa z sufitu, a inna z podlogi, a jeszcze inna z lawki. A jak patrze na drzewo z prawej strony, to jest ono zupelnie inne niz z lewej. A kiedy jestem w gorach, wystarczy, ze przesune sie o centymentr, a wtedy mam przed oczami zupelnie inny krajobraz niz przed chwila, a wiec widze inne gory, a sama jest inna lawka. ;-,0),0),0),0)
No, dobra, smieje sie. Ale to calkiem ma sens.
No i kolejna wazna rzecz: Miara dojrzalosci jest umiejetnosc dokonania wyboru przy jednoczesnej rezygnacji z innej rzeczy. To prawda, wszystkiego miec nie mozna. A dojrzaloscia jest to, ze umiemy to zaakceptowac, ze umiemy wybierac, rezygnowac i cieszyc sie z tego, co mamy. Bo upragnione WSZYSTKO jest nieosiagalne dla nikogo... hmmm... Zapamietam. :-,0)
| 01:25 / 17.05.2002 link komentarz (0) | Ostatnio nic innego nie robie, tylko popisuje sie roznymi czcionkami... :-P
| 22:59 / 16.05.2002 link komentarz (0) | Chyba chwilowo czuje sie lepiej... Moze dlatego, ze zbliza sie sobota, a na jutro nie mam zadnych lekcji do zrobienia? Mam wolna glowe, a do tego caly czas mysle o tym, ze znow Go zobacze... Mmm...
| 17:19 / 16.05.2002 link komentarz (0) | Jedyna rzecza, ktorej powinnismy sie bac, jest strach.
Winston Churchill
| 17:13 / 16.05.2002 link komentarz (2) | Boje sie. Ciagle sie boje i nie moge przez to rozwinac skrzydel. Moze powinnam byc dobrej mysli? Ale to nie takie proste. Musze byc cierpliwa. I czekac. Z czasem wszystko sie ulozy, wyklaruje, pouklada. I bedzie dobrze. Jestem tego pewna.
| 22:18 / 15.05.2002 link komentarz (0) | Przesiedzialam dzisiaj az 7 godzin w szkole!!! Dawno mi sie to nie zdarzylo- coz za wyczyn! ;-,0),0)
A po szkolce jakos tak nagle mnie wzielo na pojscie do kina. I wybralam sie na Gosford Park. I powiem tak: jest to bardzo inteligentny brytyjski film. Pokazuje zycie angielskiej arystokracji z poczatku XX wieku oraz jej sluzby. Intrygi, skandale, sekrety... A na koniec- morderstwo. Mnostwo podejrzanych, kazdy ma motyw. A to wszystko na tle wszedzie widocznych przywar brytyjskiej smietanki. Urocze... :-,0),0),0) Chociaz nie dalabym nominacji za najlepszy film... Lepsze bywaja.
| 18:45 / 14.05.2002 link komentarz (0) | Jestem strasznie okropna i wiecznie sie czepiam. Ale to dlatego, ze sie bardzo martwie i strasznie mi zalezy. Juz nie bede... :-***
| 16:22 / 14.05.2002 link komentarz (3) | Czuje sie zdolna i wielce ukontentowana, gdyz jako tako zaliczylam klasowke z matematyki. To prawdziwy wyczyn. Po tak ciezkim dniu mam znow ochote pojsc spac. Bo na jutro specjalnie duzo lekcji nie mam- tylko jakies glupie sentecje z lacinny do wyrycia. Ale to przezyje... ;-,0),0),0)
| 00:32 / 14.05.2002 link komentarz (0) | Siedzielismy wczoraj w herbaciarni "Niebieskie migdaly". Gdy weszlismy do srodka, byl zachwycony. Slusznie zreszta. To najpiekniejsze miejsce na swiecie. Tam jest po prostu magicznie. MAGICZNIE...
Usiedlismy przy niziutkim stoliczku, na ktorym stala malutka lampka, srebrna cukierniczka, swieczuszka i wazonik z konwaliami. Zamowilismy herbaty o nazwach Wiosenny Romans oraz Szczesliwa Godzina. A pozniej On napisal dla mnie wiersz. Przesliczny. Tak, jak nie czuje sie szczegolnie "keen on poetry", tak TO mnie jakos poruszylo. Moze dlatego, ze dla mnie? Moze dlatego, ze to Jego? A moze dlatego, ze naprawde ladne?
Nikt jeszcze chyba nigdy nie napisal dla mnie wierszyka. To ja towrzylam swego czasu jakies pokraczne liryki albo ewentualnie pisalam piosenki. Zwykle o nieszczesliwej milosci lub innej tesknocie. Jedna z kolei byla calkiem dziekczynna, ale gdzies zgubilam slowa i nie moge sobie jej przypomniec. Mowila o tym, jak wiele dzieki pewnemu czlowiekowi dostrzeglam. Tzn. chyba, bo przeciez nie pamietam slow. A przez to i melodia wyleciala mi z glowy. Hmm...
A moze i ja teraz napisze wierszyk? Tak sie przymierzam do tego, ale chyba mam ciagle glowe zajeta innymi rzeczami, a potrzebuje pelnego skupienia i spokoju, zeby cos rozsadnego splodzic. Poza tym chyba balabym sie Mu pokazac. Ostatnio cierpie na brak wiary w siebie. I co teraz? Cos moze napisze. Postaram sie. Albo chociaz jakies opowiadanko, co? Asiu... Wez sie do kupy. Niedlugo wakacje. Masz napisac ksiazke! To bedzie Twoja praca domowa! O! ;-,0),0),0)
| 23:51 / 13.05.2002 link komentarz (2) | Wlasnie przyszla sobie do mojej mamy kolezanka Lilka. No i kolezanka Lilka ma pare rzeczy do opowiedzenia, poniewaz poznala jakiegos faceta. A ze mieszkam obecnie z mama w kawalerce, to... nie ma gdzie uciec. No, chyba, ze do babci przez sciane, ale jakos nie bardzo chce mi sie. Jestem wiec tutaj z sluchawkami na uszach. A Lilka i moja mama gadaja o seksie!!! Kurcze, co za baby. :-,0),0),0)
Przeczytalam dzis Gaskowi troszke mojego nloga, tzn dzisiejszych dywagacji dotyczacych szczescia. I podobalo jej sie to, jak pisze. A poza tym powiedziala, ze to nie tak latwo byc szczesliwym tak do konca i zebym sie nie martwila. A pozniej pogadalam sobie na GG z kolega Robertem i on z kolei mi powiedzial, ze "Ze wszystkich rzeczy wiecznych - miłosc jest ta, ktora trwa najkrocej. Kochaj i przeznacz cala swoja milosc dla jednej osoby".
Roberciku, jesli to czytasz, to bardzo dziekuje Ci za te slowa. A zwlaszcza za druga czesc wypowiedzi, dotyczaca kochania jednej osoby. Moze niekoniecznie milosc musi trwac najkrocej. Chociaz nigdy nad tym nie myslalam... Ale na pewno warto kochac jedna osobe. Chcialabym, zeby ze mna tak w 100% bylo. Chcialabym miec jasnosc umyslu w tej sprawie. I bede miec. Spokojnie. Mamy czas, mamy czas, mamy czas, czas nie goni nas... ;-,0),0),0),0)
Slucham muzyki z "Casablanci". I wszystko byloby w porzadku, gdyby nie to, ze leci ona na caly regulator prawie i, jakby to powiedziec, glowa mi peka... :-PPP A na dodatek musze co chwila przypominac mamie i Lilce: "Uwaga, przerwa miedzy piosenkami". ;-,0),0) Za chwile kolejny utwor sie zaczyna, a ja wtedy- nie slyszac w ogole swego glosu- krzycze, ze moga mowic dalej. Ech... ;-,0),0),0),0),0),0)
| 19:55 / 13.05.2002 link komentarz (2) | Wszystko wreszcie stalo sie jasne- przynajmniej na oficjalnym gruncie. Juz wiem, co jest. A mimo to cos mnie dreczy. I nie umiem sobie z tym poradzic.
Jakos kilka lat temu powiedzialam sobie tak: "O, rany! Przeciez ja nie jestem szczesliwa! Czemu ja sie nie ciesze tak jak kiedys, chociaz mam ku temu miliony powodow?". Przyczyna mego nieszczescia okazal sie brak weny tworczej, ktory na dobra sprawe dreczy mnie az do dzis, poniewaz nim wowczas zdazylam w sobie zapal do pisania ponownie obudzic, sprawilam sobie klopot zwany potocznie komputerem, a on niestety mnie nie mobilizuje do tworczosci literackiej nijak.
Nauczylam sie jednak zyc z tym, ze nie pisze. Wytlumaczylam sobie, ze to okres przejsciowy i tak- w istnej wegetacji- przetrwalam trzy lata, wyzywajac sie od czasu do czasu w wielokilobajtowych mailach, a takze niekiedy tutaj- na nlogu.
Wena do dzis sie nie pojawila. A przynajmniej taka, jaka zwykla mi kiedys towarzyszyc w dlugie wieczory. Nie powiem, ze zimowe, poniewaz towarzyszyla mi doslownie zawsze. Pisanie bylo dla mnie najwyzsza forma rozrywki, taka jak dla niektorych film, muzyka czy gry komputerowe. Telewizja byla marnowaniem Czasu i, choc zdarzalo sie, iz marnowalam sobie Go w ten sposob, to oprocz tego chcialam tworzyc. Niewazne, czy wszystko, co pisalam, bylo w 100% ambitne. Po prostu BYLO. Moje natchnienie, niczym lawa z wulkanu, wylewalo sie ze mnie na biale kartki papieru. I bylam szczesliwa. Spelnialam sie.
Odkad poszlam do liceum, w dodatku calkiem elitarnego, a wiec pelnego indywidualistow, poczulam sie jakas taka "szara". Nie, nie musialam taka byc. Moglam pokazac, co we mnie dobre, co lubie, co robie, kim jestem tak naprawde. Ale nie pokazalam. Nie dalam sie poznac z tej artystycznej, tworczej i aktywnej strony. Za to wyroznilam sie bardzo, nie przychodzac na zajecia. Teraz z pewnoscia moje nazwisko pada na kazdej radzie pedagogicznej i jest "obdyskutowywane" na wszystkie strony i sposoby.
Zamiast zajac sie naprawianiem sobie opinii wsrod nauczycieli, ja wciaz- z dnia na dzien- pograzam sie jeszcze bardziej. Np. w tej chwili powinnam od kilku godzin ryc matematyke, a ja, prosze Panstwa, oddaje sie radosnej tworczosci na jakims sobie nlogu. A dlaczego? Bo sprawia mi to ogromna frajde. I to chyba jedyna literackosc, jakiej sie obecnie podejmuje. I jest dla mnie wazniejsza niz jakies glupie logarytmy i funkcja wykladnicza. :-P
A wiec kiedys powiedzialam sobie "jestem nieszczesliwa". Wszystko byloby w porzadku, gdyby nie to, ze te slowa mnie smiertelnie przerazily. Z dola sie wprawdzie jakos wykaraskalam, co wiecej- nawet raz zaryzykowalam swtierdzeniem, ze moj tragiczny stan duszy minal, ale... tak naprawde on sobie gdzies trwal. A moze wcale nie trwal, tylko raz juz wypowiedziane slowa tak silnie wyryly mi sie w podswiadomosci?
I to wlasnie moj problem. Bo ja do dzis sie z tym borykam. Boje sie powiedziec "jestem szczesliwa", boje sie tak nawet pomyslec pelna para, bo wiem, ze to wielkie slowa, a pojawiajaca sie czasem radosc- w porownaniu z nimi- nie taka znowu ogromna. Wiem, ze takie myslenie doprawdza mnie do kolejnego zatopienia sie w depresje. Wiem, ze po szczesciu oczekuje zbyt wiele. Stawiam sobie zbyt wysokie poprzeczki, ktorych nie potrafie pozniej przeskoczyc i popadam ze skrajnosci w skrajnosc.
Powinnam cieszyc sie drobiazgami, chwilami, a przede wszystkim tym, co mam. Jesli sie takie rzeczy docenia, umysl jest wolny i latwiej osiagnac prawdziwa harmonie ze soba. Tak, tak, ja to wszystko wiem. Cale zycie bylam optymistka. Typowa sangwiniczka, stapajaca twardo po ziemi, zdecydowana i zadowolona z zycia. Nie wiem, co mi sie stalo, ze mi przeszlo. Tzn. ja gdzies w srodku czuje, ze taka jestem nadal. Eeech... Musze nad soba popracowac. Dobrze, ze zblizaja sie wakacje. Bede miala czas na przerozne przemyslenia. Bo najblizszy miesiac jeszcze bedzie pelen stresow.
Najgorsze jest to, ze ja jeszcze nie wiem, kim jestem. Kiedys mialam wszystko jasne poukladane w glowie. Podstawowka byla dla mnie okresem pelnym pogodnych, szczesliwych chwil, blogiej nieswiadomosci co do okrucienstwa tego swiata. Ale podobala mi sie ta moja dziecinna, slodka naiwnosc lub- bo tak ladniej to brzmi- swiezosc umyslu. Chcialabym znow miec tak samo piekne idealy i wierzyc, ze sie spelnia, bo nie byly to rzeczy nierealne do osiagniecia. Wystarczylby wysilek i wola walki, ktora niewatpliwie posiadalam. A to zaniklo. Powodow konkretnych nie widze. :-/
A wiec nie wiem, kim jestem. A najgorsze jest to, ze jestem "stara pupa" i musze podejmowac pierwsze zyciowe decyzje, ktore- to oczywiste- chcialabym podjac jak najlepiej, a ja po prostu nie czuje sie do tego na silach. O co chodzi? Ano np. o wybor fakultetu, ktory nierozlacznie wiaze sie z przedmiotem zdawanym na maturze, a co za tym idzie- ze studiami. Studia to prawdopodobnie moj przyszly zawod, a nawet jesli nie- to przynajmniej kilka lat zmarnowanych na studiowaniu czegos, co nigdy mi sie nie przyda. Ale to wtedy zmarnowane lata, a wymarzonej profesji brak.
Tak czy inaczej- nie wiem, co chce studiowac. Jesli mialabym byc szczera, to szczescie da mi tylko artystyczny zawod, w ktorym nie ma sztywno wyznaczonych godzin pracy, a przy tym czlowiek sie spelnia tworczo, ma pieniedze i popularnosc. I wiecie, co chcialabym robic? Chcialabym tworzyc muzyke. I chcialabym robic filmy. Tak, wlasnie to chcialabym robic. Cale zycie chcialam. I zawsze odkladalam to na "wiele lat do przodu", gdyz bylam za mloda, by decydowac, by cokolwiek robic, by moc przesądzac, co bedzie. A teraz? Powinnam zaczac dzialac. Teraz juz nie wolno mi niczego odkladac, bo nie ma czasu! Ale ja... niestety pogrzebalam wszelkie marzenia, uznalam, ze to niemozliwe i koniec. Koniec. I nie mam marzen. Wiecie, co to znaczy nie miec marzen?! Jak mozna byc szczesliwym nie majac marzen?!
Zeby w pelni odzyskac sily, musialabym odbudowac swoja psychike. Normalnie- format i ponowna instalacja systemu. Ale to wymaga czaaaasuuuu. A skad ja go wezme? Zycie biegnie do przodu. I teraz to juz nie jest truchcik. To juz prawdziwy sprint. A ja nie mam sily. Ech...
Ja chce chciec.
| 00:17 / 12.05.2002 link komentarz (3) | Jutro bedzie wspanialy dzien. Tzn mam taka nadzieje. Czekam na niego od tygodnia, a czas mi sie dluzy jak jeszcze nigdy dotad. Te kilka dni od poprzedniej niedzieli byly dla mnie po prostu wiecznoscia... I wreszcie- nadeszla kolejna niedziela. Jaka jestem happy. Znow Go zobacze. Jej! Znow bede mogla przytulic sie tak mocno, z calej sily, a jego zarost bedzie mnie drapal w szyje. Lubie facetow z zarostem- zdecydowanie.
Jutro Go wreeeeszcie zobacze. I boje sie tej chwili i jej pragne. Mam motylki w brzuchu. W ogole cala jestem jednym wielkim motylkiem! :-,0),0),0),0)
See you guys...
|
|