d o r o

wszystkie
ostatnie 20
ostatni miesiąc
2015.09.26 00:22:51 | link | komentarz (1)
Naprawdę: nie sądziłam, że z taką melancholią i uśmiechem utonę w swoich wpisach sprzed lat. Nic się nie zmieniłam; czytam to jak z wczoraj. Naszło mnie nawet na opisanie snu z zeszłej nocy, gdzie labirynt, trzy nieczynne telefony upchane po kieszeniach, gonitwa za narzeczonym i psem, ktorzy gubią się w labiryncie bardziej- najbardziej. Spotykam po drodze gwałcicieli, którym odcinam jądra drzwiami od kabiny prysznicowej, cudownie spotykam psa, który mówi po francusku d\'acord, d\'acord, a ja biorę go na ręce i pytam, czy mówi po francusku, na co on, że oui, oui.
Teraz pytam siebie, czy to oby na pewno dobry pomysł, żeby mówić to na pełnej kurwie :-)
 
2009.08.21 00:12:52 | link | komentarz (0)
maszynka do mielenia, maszynka do wstawania o swicie.
maszynke do robienia od switu do wieczora boli gardlo i dupa.

 
2009.03.21 02:41:13 | link | komentarz (0)
szukałam w kamienicy, a znalazłam w bloku z lat siedemdziesiątych: 4 piętra, schody w ślimaka, cisza, dookoła niska zabudowa i morze zieleni wiosną i latem.
sznuruję usta i czekam, co na to bank; oby nie bang bang.
 
2008.07.10 00:53:43 | link | komentarz (0)
oddech mam jakby mi położono cegłę na klatę.
tata barta z sercem niehalo wyladowal w aninie. jego mame zebrali ze schodow sasiedzi w stanie nieprzytomnym dzien wczesniej.
to wszystko dzieje sie tu i teraz, a mnie zamurowalo, zabetonowalo i zaniemowilam.
i oddech takze ciezko odzyskac.
 
2008.04.03 03:57:34 | link | komentarz (0)
pociąg zasnął.
za oknami sama dziczyzna i czarownice.
 
2007.12.24 03:49:47 | link | komentarz (1)
na 15.00 poszłam do robo.
wróciłam jakoś tak trafiając w północ i mało brakowało, a wdepnęłabym pantofelkiem w psie gówno, które leżało tuż pod łóżkiem naszym.
w przypływie wściekłości zamieniłam się dyżurami i spędzę jutrzejszy wieczór w ramionach firmowych.
bo pan poszedł na śledzia i psa olał.
a pies się zesrał. ze strachu- podejrzewam.
panu dobrze. wrócił i poszedł spać.
psica spokojna, bo wreszcie ktoś jest, kiedy strzelają pierwsze kapiszony i petardy.
tylko ja jestem wściekła okropnie.
 
2007.12.18 23:05:24 | link | komentarz (0)
jutro na dzień dobry melduję się w robo o 5.30, zero płaczu i stękania, trzeba przeżyć.
w klimatach domowych notuję śledzie, kapustę i bakalie. i wino jest- gruzińskie, bo tak.
tyle mam ciepła dla różnych ludzi, miodu naturalnego, słońca i aż nie wierzę, że te wszystkie słowa do mnie prawdziwymi palcami są pisane.
 
2007.10.28 02:59:29 | link | komentarz (0)
po taakim dniu w robo czuję każdą kostkę jak obolałą, jak mocno zbitą. tak mam.
i kiedy wszyscy cieszą się, że zmiana czasu, że godzinka dłużej do spania, to ja siedzę i zawijam nockę o godzinę dłuższą i mam bulgot w gardle i wkurwens ogólny.
a kiedy już zawinę cały ten rozgardiasz i wrócę do legowiska, to nie mam siły na nic. no, może lampka, może kąpiel ledwie ciepła (taką lubię najnaj)
 
2007.09.26 02:45:33 | link | komentarz (0)
remont drobny się zdarzył, porządki po nim, kartonowy nieład i znów życie w krainie pierdyliarda słupków zapełnionych "wszystkim niezbędnym".
znalazłam wiersze jakieś swoje pierwsze, pamiątkowe xero, zamyśliłam nad kwartalnikiem, którego już nie ma.
 
2007.09.13 01:04:58 | link | komentarz (0)
hardcore: piętnaście godzin spędzonych w pracy z małym, trzygodzinnym breakiem. wczoraj byłam przerażona tą wizją.
przeżyłam.
a teraz lampka redwina, kłębuszek dymka, spacer z labiszonem i zasłużony sen.
jutro będę jak nowa.
i już nigdy nie wezmę dwóch dyżurów jednego dnia.
 
2007.09.11 23:49:07 | link | komentarz (0)
jestem zajęta w tak głupi sposób, że słów szkoda, a jednak.


 
2007.08.12 01:35:43 | link | komentarz (0)
jakieś dwa lata temu zakładałam na uszy słuchawki, wsiadałam do autobusu na przystanku pod blokiem i jeździłam od pętli do pętli. mogłam tak cały dzień, byle grało, dopóki baterie nie zdechły.
w odtwarzaczu miałam trzy płytki, które sączyłam sobie do bólu.
właśnie się odważyłam i gram je dzisiaj znów, kolejno, dokładnie, kawałek po kawałku.
i naprawdę ciężko mi powiedzieć choć jedno słowo, bo rozwala mnie na atomy. trochę inaczej niż wtedy, ale nokaut finalnie ten sam, chociaż jest kompletnie różnie.
bo dzisiaj jest lepiej.
dużo lepiej.
 
2007.07.24 03:06:17 | link | komentarz (0)
'origami ptak': taki opis miałam gdzieś tam, kiedyś tam, kiedyś kiedyś.
(cóż za bezsens, kurwa)
samiutka siedzę w domu, wracam pamięcią do gówna, odpalam jakieś fotki, cofam się do maili; w tle brzęczy coś takiego, że gardło wyje, a głowa spokojnie idzie spać, bo tak właśnie jej mówię. że spać i koniec!
 
2007.07.12 03:10:35 | link | komentarz (0)
powiedz mi coś oprócz tego, co powtarzasz codziennie.
 
2007.06.22 16:02:18 | link | komentarz (0)
a dzisiaj wieczorem koncert 'pogodno' na cyplu czerniakowskim.
no i bartek dostał tę robotę, o której tak marzył. zaczyna w najbliższy poniedziałek.
znów snuję w głowie wizje pomarańczowych ścian w kuchni.
a wszystko lepi się w takie małe dwa słówka, których za cholerę nie wypowiem głośno;)
 
2007.06.22 00:54:36 | link | komentarz (0)
a deszcz, który pada, przykryje mnie od stóp po czubek niedzieli.
nawet nie marzyłam o takiej perspektywie, a mam w bonusie.
po czternastu dniach spędzonych TAM śniłam o powrocie, o swoich śmieciach, drobnostkach i większych.
bo ja się po prostu nie nadaję na dłuższe wyjazdy daleko.
 
2007.06.08 00:28:16 | link | komentarz (0)
czuje sie jak ziarenko piasku przedmuchane z jednego konca plazy na odlegly kraniec innej.
coraz czesciej myslami jestem daleko; lapie sie na tym, ze zasypiam wcisnieta w szybe w busie, mysle o zupelnie trywialnych czynnosciach, ktore wykonuje w domu i za ktorymi tesknie.
a wszystko to- co napisane wyzej, to stesknione wyrazy, ktorych pewnie bede sie wstydzic.
 
2007.05.27 01:48:32 | link | komentarz (0)
przed wyjazdem obcięłam włosy.
krótko, wygodnie, modnie (?)
i tanio (?!)
i boję się trochę i śmieję z siebie się także.
 
2007.05.18 00:29:21 | link | komentarz (0)
dość zabawne zdarzenie, z wczoraj, a może przedwczoraj?
wpadłam do księgarni, do bartka, stałam przy ladzie czekając, aż skończy coś tam sobie układać, podbiegł szef i rzucił, że potrzebuje szybko kalkulatora, żeby policzyć ile to będzie
13 razy 0,7.
podrapałam się lekko myślą tu i ówdzie i mówię, że 9,1.
bartek zdążył zaledwie wyciągnąć rękę po liczydło, a szef spojrzał na mnie, na bartka i zapytał: "rain man?"
bartek wstukał cyferki, znaki i popatrzył na mnie z dość głupim wyrazem twarzy.
no bo 9,1. inaczej być nie chciało.
bawi mnie to bardzo, że ich zdziwiło.
chociaż mnie w sumie też. rozśmieszyło jakby.
nie znałam siebie od tej strony.
a tak od innej, to nie dopuszczam myśli, że gdzieś lecę, że za chwilę będę daleko daleko, że niekoniecznie codziennie rano będę wychodziła z labiszonem na spacer i że w ogóle czeka mnie coś, co zaczynam odsuwać od siebie w myślach. jednak.
myślę także, jak bardzo wszystko się zmieniło i ja w tym wszystkim.
niespełna rok, a inny świat i inna ja.
w ogóle ostatnio (kiedy nie muszę) nie liczę dni, godzin, minut. odmierzam czas obecnością fajnych ludzi wokół.
no i jakoś tak wypada, że zawsze w zasięgu myśli jest ktoś pozytywny.
 
2007.05.15 02:12:23 | link | komentarz (0)
całkiem fajne foty takiej jednej pani w różowym boa cyknęłam.
całuję panią:)
 
2007.05.11 02:40:33 | link | komentarz (0)
...jak ja dawno nie byłam u lekarzy jakichkolwiek, a jutro dwóch zaliczę za jednym podejściem: okulistę i speca od medycyny pracy...

no i paszport świeżutki czeka na wbicie wizy.
skupuję także białe koszule, tuniki i, prozaicznie, dolary:)
załatwiam jednocześnie kilka oddzielnych, ale tak samo ważnych spraw.
pracuję w "okienkach"
a obok wiosna i pąki, zapachy i deszcz, który spadając robi mi takie zamieszanie w nozdrzach, że heeej!
jestem zabiegana, mało śpię, mało jem, piszę jak wtórna analfabetka i mimoza jakaś.
poprawię się, machając z damaszku.
 
2007.05.09 03:36:21 | link | komentarz (0)
na lewo rozrzedzony granat, po prawej pół księżyca, więc wszystko gra w przyrodzie.
a u mnie dupadupadupa i chcę już lecieć.
i zupełnie nie wiem, co potem.
że jak wrócę, znaczy: to co...
 
2007.05.03 02:25:48 | link | komentarz (0)
zapisuję się na snotok
 
2007.05.03 01:57:54 | link | komentarz (0)
może rzeczywiście "najwięcej prawdy jest w domysłach"
otwierasz "drzwi mokre od świata", a tam Białoszewski Miron z każdego kąta
upojny wieczór ze słowami
 
2007.04.18 02:46:35 | link | komentarz (0)
rezygnujemy z usług tepsy, bankowo, nieodwołalnie, za chwilę, prawie na dniach. głupio więc zostawić tak mamę osobistą bez możliwości kontaktu.
mobajla nabyłam oraz kartę na miesiąc, jak nastolacie zupełnie:)
no i rozczula mnie na maksa, kiedy pisze mi: "pozdrawiam mama sama napisałam"
albo: " urząd skarbowy przyslal potwierdzenie ALE CYFER TO JESZCZE NIE UMIEM"
więc tłumaczę smsowo, że jak cyferki chce użyć, to wystarczy dłużej przycisnąć i będzie cyferka.
po chwili: "ALE JESTES W PRACY TAK?"
tak, mamo, w pracy, ale rozwaliłaś mnie dziś na miliony czułych kawałków:)
 
2007.04.16 03:39:35 | link | komentarz (0)
nie chce mi się opowiadać historii, nie chce mi się prowadzić blogaska, nie chce mi się nic ponad to, co mam każdego ranka: czasem boli głowa, czasem biorę psa i spierdalamy nad jeziorko i to strasznie jakoś wcześnie zazwyczaj.
czasem idę rano do pracy i atakuje mnie jakiś "marekjurek", co to zrezygnował ze wszystkiego, a teraz gada ze swoimi i mnie wywraca znów do cna, ale przypominam sobie, że jutro mam przecież wolne od pracy i będę mogła te gierki obserwować z oddali, wciskać sobie osobiste guziki, dodawać neutralne "plamy" i pieprzyć wszystko.
czasem myślę też, że łatwo krzyknąć w niebo jakieś hasło, głupio tak, po pijaku niemal, a potem cała rzeczywistość ustawia się od dupy strony i nawet jak odwróci się całą tę karuzelę, to zostaje jakieś hasło, a nieba nie ma.
 
2007.04.06 23:42:32 | link | komentarz (0)
i stało się, alea iacta est!
obracam w palcach wykupiony bilet lotniczy, a tam na czerwono wydrukowali, że wylatujemy ze stolycy o 19.30, lądujemy w budapeszcie o 20.40, czekamy trzy godziny, potem o 23.20 wsiadamy znów do samolotu i o 3.25 lądujemy w "damascus"- w damaszku po naszemu.
od kilku godzin mam motyle w brzuchu i banana przylepionego do twarzy chyba na stałe. jeszcze nie mogę uwierzyć, choć już jestem po spotkaniu z bossem z robo, który w związku z wyjazdem do syrii przyspieszył dopełnienie formalności z racji mojego (wreszcie) etatu, żebym mogła wyjechać jako "pełnowartościowy pracownik", z prawem do tego i owego, lepszą pensją, ubezpieczeniem itedeitepe.
pieką mnie uszy i policzki, kupuję buty na pustynię, sunblockery, lekkie koszule i spodnie zakrywające kolana.
amok, szał i radocha:)
koniec maja i fru.
 
2007.03.22 23:40:11 | link | komentarz (0)
nie wiem sama: iść spać, czy olać.
w robo mam się zameldować o 5.20.
?
 
2007.03.20 23:58:58 | link | komentarz (0)
więc mam jeszcze, jeszcze i jeszcze krótsze włosy.
delikatnie wredna, taka mała- ruda, na pierwszy rzut oka.
ale generalnie i naturalnie blondi jestem, panna drobna stopa i cicha dusza, chowaczek spierdalaczek, co czasem dostaje dużej gęby:)
i mam jeszcze taki jakiś gorszy dzień, z którym sobie właśnie radzę.
 
2007.02.26 00:32:19 | link | komentarz (0)
dziwny dzień, słodko gorzki.
niby fajna niedziela się kroiła, bo jaka miała być, skoro wolne od pracy, pachnące tosty z samego rana, uśmiechy i radość, kiedy wszyscy wychodzimy w mróz o dziwnej 7.00?
na parterze jakieś zbiorowisko, stoją i milczą jakby. ale wychodzimy.
bo jest słońce, jest zimno, bo pobiegamy, wyśmiejemy się;) przecież to jest taka głupia godzina i pusto jest i cicho, a my możemy na całe gardło wszystko przecież:)
i wracamy po pachy same uhahahaha i nagle zatrzymuje nas sąsiadka, tuż przed wejściem do klatki i mówi, że Marcin umarł.
dzisiaj. w nocy.
nasz Marcin z parteru. taki fajny luzak, zdrowy okaz, lat 27. położył się spać wieczorem, a rano był blady i sztywny.
tak po prostu.
 
2007.02.23 01:52:34 | link | komentarz (0)
żyję.
do widzenia.
 
2007.02.18 04:46:53 | link | komentarz (0)
niebezpiecznie żęrzę. boli, kiedy biorę wdech, wydycham ze świstem.
jutrem nie oderwę głowy od poduszki, nogą nawet nie ruszę.
mózg: hibernacja.
 
2007.02.09 03:04:38 | link | komentarz (0)
(dupadupadupadupa. tu był kolejny wpis dotyczący- a jakże- pracy. dosyć. dosyć, bo zwariuję. jeżeli w najbliższym czasie pozwolę sobie na kolejny wpis o pracy, to niech mnie piekło pochłonie:)
zachowam natomiast pewną część wpisu; tę do An:

An kochana- mam w głowie Twoje życzenia. dziękówa i naprawdę, postaram się...
(i jest, kurwa, jakaś cholerna trzecia godzina tego dnia, co się właśnie odpalił niedawno, a ja tkwię tutaj, bo oczywiście niekoniecznie spać. fak)
 
2007.02.08 00:21:35 | link | komentarz (0)
zmęczenie totalne jest mi chyba wpisane w horoskop, a może w korygowany z kwadransa na kwadrans plan dnia?
co prawda to ja go koryguję, ale coraz bardziej opadają powieki na myśl o aktywności.
w pracy muszę być totalnie czujna- może to jest takie udrętwiające?
ale lubię swoją pracę.
i uwielbiam powrót do domu; kryzysy i spory przechodzą, mijają jak ręką odjął i nie pamiętamy o nich, kiedy odpala się muzę i bierze zimny prysznic.
 
2007.01.26 02:46:42 | link | komentarz (0)
podwyżkę dzisiaj dostałam, a co!
średnio zabawne jednak wydaje się to, że moja pensja osiągnęła poziom, na który umawiałam się z pracodawcą zaczynając jakieś pół roku temu (i właśnie tyle miało trafiać na moje konto co miesiąc OD WRZEŚNIA, ale dostałam OD TERAZ)
i mnie olśniło: co miesiąc dostawałam kilka stówek mniej; wiedziałam oczywiście, ale człowiek zaciska zęby i czeka na obiecany etat trzymając gębę na kłódkę, bo tak jest w tym kraju pieprzonym i już.
i nagle zdałam sobie sprawę, że gdybym rzeczywiście od września dostawała tyle, na ile pierwotnie się umówilismy- to byłby mój czynsz za mieszkanie. za cały okrągły rok.
zaiste... zajebiste...
 
2007.01.23 00:33:35 | link | komentarz (0)
mama Stacha w szpitalu i to na poważnie, ojciec mój osobisty po raz kolejny zakochany pobieżnie, ale oczywiście "tym razem to już po grób"
i słucham lekko najebanego Marka Dyjaka, pufam dymkiem, patrzę na tarczę.
wstaję za osiem godzin i idę sobie.
i nie chcę ani o tym, ani o tamtym- tym bardziej.
 
2007.01.18 01:27:34 | link | komentarz (0)
jednak nie ma Cię tam, Stary, gdzie podejrzewałam, że mogę Cię (normalnie) znaleźć.
pozostaje Twoje nowe wcielenie.
 
2007.01.15 00:12:45 | link | komentarz (0)
od jakiegoś czasu jestem towarzyskim obibokiem.
 
2007.01.12 00:56:19 | link | komentarz (0)
miewam chwile, jak choćby minut kilkanaście temu: usnęłam. siedząc w fotelu; bez zwisu głowy w lewo, czy prawo: zasnęłam.
(i przewala się człowiekowi mimochodem sto myśli i sto gówien przez głowę, a jak się człowiek obudzi znienacka, to spać dalej ani ni:/)
 
2007.01.01 06:22:23 | link | komentarz (0)
no to "mamy" rok z siódemką w tle.
gdzieś w tyle głowy sen.
sen o zagadce: stoi "przede mną" siedem misek i "zgadnij" w której jest woda.
 
2006.12.23 10:19:42 | link | komentarz (0)
mam piernika, mam zajebisty pasztet i kiełbasę, jaja faszerowane rozmaicie, schab ze śliwką dla ozdoby i smaku, pierogów kilka, pieczywa różnorakie i śledzia partyzanta (partyzanta- schowanego znaczy pod pierzynką z jabłek, pora, madżonesku i dżogurtu)
sama już nie wiem, co jeszcze kryje się w czeluściach lodówki, wiem natomiast, że po pierwsze primo- do mięsiw wszelakich to raczej serca nie mam i jak już coś spożywam, to prędzej wybiorę warzywo albo ser jakiś, a po drugie primo to mam aałłłaaaa chory żołądek od dni kilku. chudnę więc w oczach i będę niedługo "pani ładna i szczupła jak nie pamiętam kiedy"
mam też nalewkę z wiśni, wina w barwach różnych, greckie ouzo, a dla pasjonatów znajdzie się i jakiś zagubiony rudy jaś wędrowniczek.
mam także nieumyte okna i zaledwie dwadzieścia metrów powierzchni gościnnej, ale wpadajcie kto tam chce i życzcie mi, jak i ja Wam, żeby ludzie braćmi sobie byli.
no.
 
2006.12.23 01:24:06 | link | komentarz (0)
w końcu odważyłam się odezwać do ciotki Gruzji...
 
2006.12.21 00:10:22 | link | komentarz (0)
info o awanti się wykasowuje, zwłaszcza, kiedy ma się do tego pełne prawo.
 
2006.12.19 03:19:59 | link | komentarz (0)
zastanawiające: osoby, których na starcie w nowej pracy nie znosiłam i reagowałam wysypką na samą myśl, że możemy zasiąść wspólnie i zrobić w duecie ładny wieczór- są mi dziś najbliższe. rozumiemy się bez słów i wystarczy gest dłonią, i wiadomo, że będę podmieniała klipy, i wiadomo nawet które.
czasem, dla porządku, mówię, że "to i tamto wymieniam na sramto i owamto", ale nauczyłam się już chyba robić to na tyle bezpiecznie (czytaj: odpowiednio wcześnie), że kiwnięcie głową mojego partnera oznacza zupełny luzik, i spoko, i kilkanaście sekund w zapasie.
porozumienie bez ani litery; zasada spojrzenia i skumania jednocześnie; przyzwolenie i działanie.
i nawet nie rozmawiamy potem o tym.
ot, robota, ale zaczynam lubić bardzo bardzo.
 
2006.12.14 03:35:36 | link | komentarz (0)
zbieram w folderze o dzikim tytule te sny swoje, te pierwiastki i przebiśniegi (rozróżniam pierwiosnki i pierwiastki- psoko), te notki, co ich nie oddam oczom obcym i to wszystko, na co nie mam odwagi.
przebiśniegi strzelają bielą ponad śniegu fiolet; sny są jak wyjęte z palety i umysłu pana Greenewaya.
kumasz?
 
2006.12.12 03:26:35 | link | komentarz (0)
wigilia w pracy, sylwester w pracy. i jakoś mnie to nie przeraża.
niestety, kompletnie zatraciłam proporcje; niedziela jest takim samym dniem jak wtorek, czy inny czwartek, a weekendy miewam np. od środy do piątku.
nie czuję natomiast, że tracę czas, albo że zatracam się w jakimś gównie, które serwuję sobie "zamiast"
zasypiam dziwnie i nieregularnie; trafiają się czasem noce, kiedy...
...śnię o mieście zamieszkiwanym przez grupy, bandy i komuny. architektura soc.
kolory soczyste jak nowiutkie puszki z plakatówkami ustawione w pudełku.
i jak w głuchym telefonie przekazujemy sobie szeptem wiadomość: to miasto umiera, nas już nie będzie, nie ma ucieczki, jesteśmy tu więźniami.
z ust do ucha nowe wieści: o chorobie, która toczy ducha, pozostawiając ciało bez uszczerbku, coś na podobieństwo czerni, która jak już raz w się w tobie zagnieździ, to nie odpuści, dopóki nie wyżre wszystkiego od środka.
postanawiamy uciec. do drzew, do zieleni, z dala od murów i ulic.
i nawet w końcu trafiamy do jakiegoś lasu, ale choroba natychmiast zaczyna atakować ze zdwojoną prędkością...

sama sobie mówię dobranoc, kładę ciało w pościel, mam ciepłe palce i pewnie błyszczą mi oczy. i pewnie chwilę jeszcze poprzewracam się trochę, bo kompletnie nie umiem zasypiać na swoje zawołanie.
 
2006.12.08 00:29:05 | link | komentarz (0)
a na wszystko pada śnieg, pada śnieg, pada śnieg.
(w marzeniach, rzecz jasna)
 
2006.12.07 23:37:17 | link | komentarz (0)
po cichemu cichu odpaliłam kate bush i gabriela petera "don't give up"
a tak naprawdę to wali mnie wszystko i pierdolę, i się właśnie upijam.
a zachłanny pracodawca szuka winnego swojego zaniedbania (bezmyślności?)
kogoś przecież trzeba ukarać; kogoś dla przykładu...
jestem pierwsza w kolejce.
 
2006.12.03 02:04:54 | link | komentarz (0)
nic nikomu nie muszę tłumaczyć
 
2006.12.02 08:14:50 | link | komentarz (0)
wstałam pokibicować siatkarzom:)
 
2006.12.02 01:14:44 | link | komentarz (0)
pojebało mi synapsy.
moje ciało symuluje, moja głowa próbuje grać ze mną w pokera.
niby wiem wszystko.
niby idę spać.
 
2006.12.01 00:26:16 | link | komentarz (0)
w zupełnie dziecięcy sposób jestem wściekła na świat, zbieram się więc w sobie i resztę całą, i spadam po prostu spać na leżaki.
bo u mnie w przedszkolu spało się na leżakach; tyłem do pań kucharek, tyłem do pań od gimnastyki, tyłem do pań, co serwowały rytmikę.
co raz sięgam i co raz lękam.
boję się coraz i myślę, czy coraz mogę odłożyc i czy coraz coraz będzie za chwil ileś, czy niekoniecznie?
i wiem, że nie jestem samotna w poczuciu "coraz"
 
2006.12.01 00:08:29 | link | komentarz (0)
kłębek, zalążek, miejscątko.
gówienko, kupeńka, rzygunio.
straszek, lękątko, tyci dreszczyk.
pocik pod paszką (co absolutnie nie śmierdzi, absolutnie po dwakroć conajmniej)
szczoszek po pięcioszek, sranko jednak pomińmy milczonkiem.
kłębuszek.
maleńkam... piąstka!!!
no to nara, co nie?
 
2006.11.28 00:33:35 | link | komentarz (0)
z półrocznym opóźnieniem dostaję zupełnie zimną propo.
ani mnie nie ma w tamtym miejscu, ani firmy.
goły fiut- w obie strony.
 
2006.11.22 00:51:44 | link | komentarz (0)
out
 
2006.11.10 01:10:32 | link | komentarz (3)
odpadłam kompletnie przy Marie Boine, przy okazji upiłam się kilkoma herbatami z rumem na dnie.

mogę być dzisiaj knotem świecy, ale koniecznie tej, która PALI SIĘ, MOJA PANNO!

ostatnio pisałam, że dziewczyny takie są, za którymi tęsknię.
chłopaki się odezwały.
też miło.
 
2006.11.05 03:09:00 | link | komentarz (0)
za szybą nierówny ścieg płatków: na dachy, na gałęzie, parapety.
tęskno mi za kilkoma dziewczynami.
wystawiam gołe łokcie na świat, obracam w palcach papierosa, powieki z drobnym "filmem" piasku opadają nieświadomie.
dobranoc.
 
2006.11.04 00:20:12 | link | komentarz (4)
nie wystarcza mi jaco pastorius na małym ekranie- raptem 14 cali; mało, mało wszystkiego: proszę o MUSE.
bliska jestem jebnięcia czołem o podłogę.
MUSE robi mi mus z mózgu: tonę, tonę...
 
2006.11.03 02:55:04 | link | komentarz (0)
ostatnimi czasy naprawdę spokojnie i miło mi się żyje. dobrze mi na świecie, mam na chleb i na dobry tusz do rzęs, mogę rozważać remont w pięciu opcjach- bez kombinacji alpejskich z kartą kredytową w tle.
czasem tylko wkrada mi się w zwoje myśl, że może za wcześnie klepię te swoje szczęśliwe jumpu- jumpu, bo stare bajki mówią, że "jumpu- jumpu" to powiedziało słoneczko, nim zgasło...
nieważne.
spać...
ciepło. dobrze.
i na śniadanie będzie samo dobre; w myślach wolno, długo, najlepiej.
sen.
 
2006.10.18 04:06:16 | link | komentarz (0)
nie mogę spać.
sączę rudego drinka, wychylam się za okno, palę sobie, obserwuję świat nocą.
bumerangiem wracają myśli sprzed roku, kiedy to stałam na balkonie wynajętego właśnie mieszkania i tak samo marzły mi palce.
rzecz w tym, że sytuacja obecna i ta sprzed roku mają tylko jedną część wspólną: te palce.
rok temu w wynajętym mieszkaniu non stop grało radio, bo bałam się ciszy, bałam się zostać sama z myślami.
dzisiaj zastanawiam się, po co było to wszystko i myślę, że właśnie po to, żeby poczuć.
żeby tu i teraz poczuć, jak bardzo trzeba dbać.

pewnie jestem sentymentalna, pewnie niepotrzebnie rozwalam na części pierwsze jakieś swoje schizy i pierdoły, ale taką mam potrzebę i już.

... a jutro mogę wstać kiedy zechcę... i pojutrze... i w piątek... i potem też mogę spać ile sobie chcę!
a w poniedziałek się postaram, żeby grało na czas.
 
2006.10.14 06:29:12 | link | komentarz (0)
dom, praca. praca, dom.
w pracy praca, w domu sen.
a kiedy widzę szarą twarz koleżanki, która prosi, żeby wziąć jej jutrzejszy dyżur, za co ona weźmie mój sobotni za tydzień- godzę się bez wahania. gdybym nie wzięła- siedziałaby jutro od 7.30 do jakiejś północy i to pod warunkiem, że wszystko miałoby biec bez żadnych zakłóceń.
jeszcze trochę.
jeszcze dwa tygodnie nocek, a potem normalny grafik. z porankami i popołudniami.
a w lodówce od dwóch dni stygnie dynia. od dwóch dni próbuję zabrać się za zupę dyniową z imbirem.
jakoś nie mozemy się zgrać: ani moja ochota, ani wolny czas, ani potrzeba snu, której odbija palma totalna.
na przykład teraz moja potrzeba ma mnie głęboko "w de".
a ja na 15.00 znów wracam do roboty, choć miałam w tym czasie kupować to i owo w pewnym sklepie.
i cóż, że ze Szwecji...
(co prawda z Chin bardziej, ale i tak plany zmienione, to kto się będzie przejmował)
mam także kilka pobożnych życzeń, a pierwsze brzmi: wysypiać się na maksa, ale tak... w trzy godzinki, akurat nad ranem.

 
2006.10.13 03:34:19 | link | komentarz (0)
idę po jakieś głupie zakupy do pobliskiego hiperdupermegaszopa, spotykam Jolę i Andrzeja.
opowiadamy o dobrodziejstwach losu i osobistych sukcesach.
Andrzej: kolejny kierunek na ASP zakończył z samymi bdb w indeksie, Jolka dostała propo takie meeega, że aż się dziwi, jak to się stało.
wszystko bardzo fajnie, poukładane, pudełeczko równe i tak zgrabne, że nie ma "cosię", albo "tamtosię".
stoimy i gadamy, umawiamy się, że we Współczesnym będzie wystawa, że koniecznie, że zaproszenie z nazwiskami osobiście wypisanymi na kopercie dostaniemy dzień lada.
od Nich zawsze bije ciepło.
...tylko ja nie bardzo umiem poruszać się w świecie, który nagle na mnie spadł...
 
2006.10.12 16:37:22 | link | komentarz (0)
w takie dni, kiedy pełno nieba nad głową, kiedy powietrze pachnie jeszcze wspomnieniem lata to myślę sobie, że może niestraszna ta bura jesień i ciemna zima, co za niedługo.
i może to idiotyczny pomysł, ale zamarzyło mi się małe malowanie, żeby jeszcze zdążyć przed zimą: kuchnia na pomarańczowo, pokój na słoneczny żółty.
 
2006.10.12 00:57:34 | link | komentarz (2)
napisałam parę słów o przyjaźni.
system zdecydował za mnie.
ileś słów wyjebał bez pytania.
smutne.
nie umiem odtworzyć. pisałam pod wrażeniem fajnego spaceru.
stop.
 
2006.10.10 02:46:07 | link | komentarz (2)
zaczynam chodzić do pracy bez tego obezwładniającego strachu, że "co ja zrobię, jak zdarzy się to albo tamto"
dla mnie ważne.
 
2006.10.05 04:05:15 | link | komentarz (3)
znów kładę się o jakiejś chorej godzinie.
w głowie mam pierdoły pracowe i to, czego najbardziej nie chcę: czyli żeby one, te pierdoły znaczy, nijak się miały do mojego prajweta.
nie umiem zostawić pracy w pracy, a w domu nie przemycić info, że w pracy to a to...
jestem zmęczona, serio.
w sumie te dziewięć nocek z rzędu to jest przegięcie.
(milczymy o KaPe; przecież tak naprawdę on istnieje tylko na piśmie, głęboko schowany)
denerwuję się, ale jeszcze nie krzyczę KURWAAAAA do interkomu.
mówią mi, że to jeszcze chwilunia, jeszcze moment, a zaryczę tak wydawcy jakiemuś.
mówią, że to nieuchronne i ja czuję, że owszem.

... wracam do domu, Khmer znów wgryza mi się w zwoje i szyję i mam mnóstwo myśli.
trochę myję zęby, trochę kątem oka spoglądam w lustro.
trochę pośpię może...
 
2006.10.02 03:49:35 | link | komentarz (0)
od ponad miesiąca wszystko spycham „na jutro”.
każdego „jutra” znów „na jutro” i tak w kółko, karuzelo, hej.
w snach moja suka lituje się nade mną i stwierdza, że całe te sześć lat, kiedy jesteśmy razem, to ona oczywiście umiała mówić, tylko się nie wychylała, bo i po co?
teraz uznała, że w sumie to możemy czasem pogadać.
na tym komunikacie sen się kończy i jeszcze nie miałyśmy okazji.

może jutro?
 
2006.10.01 04:06:58 | link | komentarz (0)
happy
 
2006.09.28 00:01:59 | link | komentarz (1)
jako nastolatka biegałam z drobnymi do kiosku i kupowałam co miesiąc to pismo z wypiekami na twarzy.
dzisiaj sto lat sto lat na balandze z okazji jubileuszu, pijemy piwo, poklepuje mnie po plecach naczelny jeden i drugi- znamy się przecież już tyle lat…
tam uczyłam się jak wysyłać maila, tam dowiedziałam się, jak to jest biegać z jednego końca miasta na drugi- z komórką służbową dzwoniącą dokładnie wtedy, kiedy nie powinna.
to tam dostałam pierwszy prawdziwy opierdol od szefostwa, pierwszy awans, pierwszą podwyżkę.
to tam pewnego dnia naczelny zadzwonił do mnie i zapytał, co robię jutro, oprócz pracy, rzecz jasna.
nie robiłam nic specjalnego, więc on, że jadę do Berlina na koncert, tylko recenzję mam przywieźć gotową.
...ładnych kilka lat mi dzisiaj porobiło figury w głowie, kilka twarzy przemknęło. ktoś sam mnie pamiętał, komuś innemu przypomniałam się z imienia.
kilo wspomnień, metry wzruszeń.
wracamy autobusem, patrzę w nic za oknem i uśmiecham się do szyby.

 
2006.09.26 00:53:47 | link | komentarz (2)
nie wiem, co będzie jutro. czy wtorek to, czy cholerna niedziela jakoś.
i czy moje płuca, albo ręce będą w takiej, czy innej rozsypce.
dyspozycja nie wchodzi w grę, bo wolne mam i śpię.
dobranoc.
 
2006.09.20 03:51:05 | link | komentarz (0)
...i choć pulsują mi w głowie różne pomysły, to adrenalina rozcieńcza się z krwią, przestaje buchać ustami i nie pędzi już z prędkością światła po moim krwioobiegu.
pozwalam jej na to z rozkoszą.

 
2006.08.29 04:00:52 | link | komentarz (2)
a i tak stanie się tak i to wkrótce, że całe to wszystko pofrunie w niebyt niebawem. tak prorokuję. na tyle jest niefajnie, że nie mogę się dostać w swoje linijki kiedy chcę.
może to znak, że czas na inne bajki?
w inne bajki?
może kartki w kratki?
 
2006.08.18 00:18:26 | link | komentarz (1)
a noc w noc śnią mi się zagadki i spóźnienia:
siedzę w nieznanym sobie dziwnym miejscu, rozkładam (na czas) szyfr na części pierwsze, potem widzę, że czas się właśnie skończył, ale zdążyłam; coś innego jednak mi ucieka: biegnę więc przed siebie, żeby zobaczyć, jak odjeżdża autobus, co zabiera deszyfrantów do domu.
na myśl o powrocie do domu piechotą odbiera mi sen, bo droga jest przez ciemny park i krzaków po drodze gęsto.
 
2006.08.15 01:31:50 | link | komentarz (3)
pan gwiazda ma imię na literę "em".
pan gwiazda masuje węzeł swojego różowgo krawata, jakby to jakiś osobisty napletek był conajmniej.
pan gwiazda oblepia panny na korytarzu wzrokiem swoim zamglonym.
panny wymiotują tuż za rogiem.
 
2006.08.14 01:32:46 | link | komentarz (0)
z telefonu:
"wygrałaś. masz ode mnie zapas gumy do żucia o smaku kawy z mlekiem. w aucie z radia rzeczywiście grał Nusrat Fateh Ali Khan"

mniaaaaammm, szefie:) następnym razem założę się o podwyżkę:)
 
2006.08.13 01:58:20 | link | komentarz (0)
oczywiście zapomniałam powiedzieć, że się cieszę.
że naprawdę- pozytyw- i że takie znieczulenie, choćby miało być chwilowe- świetnie robi na wszystko.
 
2006.08.13 01:52:04 | link | komentarz (0)
przywykłam do żalenia się, do kładzenia smutnej siebie w szare łóżko, w prześcieradło, co ma w rogu dziuplę do innego świata.
bez zdziwienia przyjmowałam, jak ktoś mówił, że czyta to wszystko i widzi mnie z chorą uschniętą ręką.
pewnie mam taki zwyczaj, że piszę, kiedy coś mi ciąży i uwiera.

no więc jest inaczej.

miałam nie pisać, miałam trzymać "usta me" na kłódkę, ale nie mogę.
i nie daje mi teraz spać to właśnie, że kładę się na powierzchni i że bez obawy. że nie mykam w odmęty i nie poddaję się jakimś sennym pasożytom.
 
2006.07.23 01:21:49 | link | komentarz (4)
upały spędzam w sukience, w której mogłabym być potrójna, a i czwarta ja zmieściłabym się, ale to za dużo jak na moje poczucie estetyki.
piję litrami, mrużę oczy, odliczam dni.
palę.
 
2006.07.22 01:16:21 | link | komentarz (0)
za trzy tygodnie będę mogła powiedzieć "pieprzę cię, miasto" i fru na mazury.
ja chcę już.
 
2006.07.21 01:30:42 | link | komentarz (3)
i bądź tu, człowieku, taki haha sracha. bo prawie się kładziesz, ale jeszcze tańczysz, jeszcze tylko to i owo, krem pod oczy, balsam na stopy, odbierasz telefono i cię mrozi.
drętwi cię od stóp do końca mózgu.
bo była agnieszka i nie ma agnieszki.
utonęła w bałtyku koleżanka z piaskownicy.
(siedzę od jakiegoś czasu nieruchoma, wiszę może raczej? dobranoc. nie wiem co się mówi. dobranoc???)
 
2006.07.16 00:23:56 | link | komentarz (3)
mówią: słuchaj i przetwarzaj przez własne zwoje.
robię to.
ale zapisuję w pamięci- to mój stały stary zwyczaj.
miast dać upust co rano sennym wyrzygom i dziennym refleksjom, bywam sobie silosem emocjonalnym i raz na jakiś czas mało erotyzującą blogerką wulgarną.
wulgarna bywam z lubością, bo jak sobie pokurwię czasem, to mi lepiej. ale nie zawsze.
na przykład ze snu, rano o ósmej, wyrywa mnie dzwonek do drzwi. naturalnie we własnej skórze i niczym poza tym, bowiem śniłam dziko i egzotycznie- ale to chyba jasne.
zastanawia mnie tylko, dlaczego biegam (z kurwą jak hymnem na ustach) do tych drzwi, dlaczego wdziewam na siebie byle co, byle uniknąć kolejnego dzwonienia. absurd. to przecież nic ważnego.
dzwonek do drzwi to najpewniej pani cieciowa, co ma chcicę wymieść kurz z korytarza. może być to także listonosz pan, który umie pisać i może zostawić w skrzynce awizo, więc czego ja ledwie okryta biegnę z pianą na ustach, by potem wstydzić się za siebie przez następne dni trzy, bo mnie poniosło i wyrzuciłam z siebie o trzy słowa za dużo?
no i się wstydzę... żrę ten wstyd swój jak kaszę i każde jej ziarenko tkwi mi w gardle.
dawno nie byłam taka.
chociaż ostatnio coraz bardziej wyciszona, schowana za cokolwiek, co znalazło się w zasięgu wzroku, myśli; czegokolwiek.
wybiegam przed siebie, a potem patrzę.
no i, niestety, ciągle obciach :/
 
2006.07.11 00:58:50 | link | komentarz (0)
nie jestem głupia. przynajmniej nie myślę tak o sobie. a odbiornik tv odpalam raz na jakiś czas, kiedy interesuje mnie coś więcej, niż beznamiętna relacja sprawozdawcy z radia o tym, jak to choćby były premier z podkulonym ogonem chwyta do pyska to, co mu dają, czyli prezesurę w stolicy.
patrzę na te oblicza dziwne i obce i z czystym sumieniem wyłączam odbiorniki.
w całej tej sytuacji jeszcze tytłam się z poczuciem, że mój głos może może coś zmienić, o ile...
no i chuj. bo te parę tysięcy (albo i więcej- kto wie...) co jak ja- klepią się po kieszeni pełnej dowodu osobistego, pewnie tak samo wypną się na to- bo nie uwierzą. jak ja.
bo miałam złudzenia, jak poszłam prezesa kraju wybierać. to sobie miałam.
teraz nie mam- i naprawdę- nie wiem po co odpalam te wiadomości na różnych kanałach.
znaczy wiem- żeby wiedzieć- ale ta wiedza wywołuje coraz silniejsze torsje.
 
2006.07.04 03:19:41 | link | komentarz (2)
no i śmigam między parkami, placami, rynkami w mieście; bywam w tłumie co ogląda te wszystkie wygibasy z atrybutami (czytaj: ogień, płonące pałeczki, trapez zawieszony na karuzeli, co zaraz pierdolnie skrzypiąc głośniej niż ktokolwiek chory na gardło co stoi wówczas na rynku)
żałuję, że nie znalazłam w sieci żadnego z przedstawień ukraińskiego teatru Woskresinnia (odtwarzam fonetycznie i z pamięci) bo naprawdę zachwycili mnie widowiskiem "Gloria".

no i mam kilkadziesiąt zdjęć. żadne nie jest wyraźne.
ani jedno nie oddaje głupiego uśmiechu mojego, co go miałam od bólu kącików aż do końca.
 
2006.06.21 13:31:02 | link | komentarz (0)
najfajniejsze są sny, które śnią się tuż pod zamkniętymi powiekami, między pierwszym a drugim porannym obudzeniem. te po zamknięciu ich o piątej nad ranem, przed ponownym otwarciem w okolicach siódmej.
te, co do których pewna jestem, że to jawa, dopóki autobus którym jadę nie zderza się z wysokim betonowym murem.
a kiedy czuję, że uderzenie to nic innego, jak miękkie wślizgnięcie się w kolorowe odmęty, miłe falowanie i niesłychana zgodność ciała z pędem powietrza- wówczas z pełną świadomością śnienia poddaję się mu bez strachu.
i znów ląduję na małym obskurnym dworcu, wsiadam do autobusu, zajmuję miejscówkę przy oknie.
potem jazda przez mokrą ciemność.
nie zwracam uwagi na wszystko, co dzieje się w autobusie, rejestruję tylko szalonego kierowcę z szatańskim uśmiechem na twarzy, a potem znów ściana, znów kraksa i falujące kolorowe spadanie.
mogłabym tak bez końca.
 
2006.05.14 23:20:46 | link | komentarz (2)
od rana do wieczora koncerty- Muse, Hey, Dezerter, Talking Heads, Pogodno, Vavamuffin.
dvd (& vhs)- ajlowju.
tvp- fuck off.
 
2006.05.10 23:29:59 | link | komentarz (1)
świeczki ładne poczta dostarczyła.
plus cztery świeczniki szklane.
radocha, że och, ach i jumpu.
proste takie: przezroczyste gniazdko- i w to płomień, co wedle opisu na pudełku będzie trwał jakiś czas.
ależ miękko mi.
nie, że prezent dostałam.
miękko, bo tymi ładnymi wszystkimi wymieniłyśmy się tak, jakbyśmy czasem używały cyrkla, a nie używamy.
ani linijki, ani innej ekierki, ani miarki żadnej.
aaa.
no bo ja jakiś czas temu wysłałam jej książkę. i się dogoniłyśmy w CZASIE z przesyłkami.
chwała poczcie polskiej pierdolonej za dorzucenie metafizycznego grosza.
 
2006.05.07 00:45:13 | link | komentarz (1)
generalnie spada ciśnienie i świetne to jest.
coraz lepsze oczy, cieplej coraz. przecieram nam rano powieki i raczej myślę o jutrze, pojutrze i dalej, bo szybko trzeba, już trzeba.
bo wczoraj już było. to po co myśleć?
myślę także o jesieni- tej, co będzie i o zimie. nie lubię, trochę się boję, ale co tam.
ale myślę też o innych różnych i już lepiej razy sto.
 
2006.04.11 19:54:20 | link | komentarz (6)
kolejna wizyta u weta, to już trzecia w tym miesiącu. do maxitrolu i tobradexu dołącza atropina i tears naturale.
ślepnie mi psica z dnia na dzień, długie godziny spędza pod łóżkiem albo w ciemnej łazience, stała się bardziej przymilna i skora do powolnych, delikatnych pieszczot.
nie rezygnuję z codziennych spacerów z piłką, chociaż biegam za nią głównie ja. Labiszon tylko wtedy, gdy USŁYSZY gdzie upadła zabawka. smutno patrzę, jak obija się o sprzęty w domu i bardzo wierzę, że za kilka tygodni znów zabłysną jej oczy.
 
2006.04.08 00:03:27 | link | komentarz (0)
jestem wiosennym pożeraczem światła.
 
2006.03.08 13:48:37 | link | komentarz (2)
pozytywnie stremowana przed jutrzejszym bardzo ważnym spotkaniem. biegam po domu w maseczce na twarzy rozsiewając aromat miodu z dzikich kwiatów, słodkich migdałów i dzikiego szafranu. dosuszam paznokcie i podśpiewuję pod nosem wtórując Gutkowi: "ze zmiennym szczęściem toczę się, czasem z drogi zniesie mnie, czasem zwolnię w jakimś błocie, jednak do przodu wciąż toczę sięęęęę".
patrzę na drzwi szafy i zastanawiam się, czy to przypadkiem nie przegięcie z tą białą koszulą i żakietem w pastelowe prążki.
no i wreszcie słońce.
 
2006.03.08 00:55:42 | link | komentarz (1)
dzieje się sporo. nie umiem o tym pisać; myślenie też wcale łatwe nie jest, ale na spoko prosto chodzę i nie wykonuję głupich drgnięć.
tęsknię za Łukaszem i Anią, i Andrzejem jeszcze, i nie umiem usiąść i napisać maila do każdego z osobna, choć myślę. i dzień za dniem jestem coraz dalej, a mieliśmy bliżej być.
tym razem to ja , to ja powinnam.
nie to, że obiecałam.
tylko- widzicie- nie jest SUPER... no to co ja mam Wam pisać?
(kucam nad stawem porośniętym zielskiem, nikt tego nie widzi, ale ja muszę uronić łzę. Grażyna, pamiętam)
ostatnimi dniami jestem jak conajmniej urobiona plastelina, a to tylko takie zwykłe, potyczki takie jak kupno masła prawie.
o ile się je je, rzecz jasna.
je je- hehe.
 
2006.02.16 00:16:32 | link | komentarz (0)
nie czas nie czas nie nie
 
2006.02.09 01:14:16 | link | komentarz (3)
przewróciłam się na lewy bok i leżę i oddycham po cichemu cichu.
ciche cichu miażdży mnie dźwiękami, świstami (więcej fajek moja droga) a ja miękka jak rodzynki w rumie.
nie gadać. mogę za dużo powiedzieć.
niech nikt nie wie niczego ode mnie; niech sobie nikt czuje, dopowie niech sobie nikt.
albo niech już jedzie i nie gada do mnie.
nikt nie dzwoni niech. nie esemesuje.
zmyka niech i nie daje buź.
sio;)
 
2006.02.09 00:39:13 | link | komentarz (0)
móc ci zaśpiewać z rana.
marzenie takie.
że dzień dobry i kocham na maksa. i robię tosty i wiem co dalej. i wiem CO, i jeszcze później też wiem, i w ogóle wszystko jest na luzie do końca, co nie? że się dzieje w sensie- i nie kłóci z niczym.
móc rano... ale mnie pogięło...
 
2006.02.07 23:52:11 | link | komentarz (0)
to jest jak zabawa w chowanego, berka i ciuciubabkę jednocześnie. śmigamy między bezpiecznymi tematami ocierając się o niebezpieczne, podglądając się jednocześnie oszukańczo.
no bo nie rozśmieszaj mnie, no nie mów, że na oślep w to wszystko brniesz, że to wszystko to jest żywioł.
trzeba być cynikiem, idiotą albo desperatem.
chcesz być panem sytuacji na terenie, który mój?
zmień podejście albo out.
do serca bierz co chcesz.
mam akcję ucieczka, a jednocześnie chciałabym pogadać, dotknąć.
obawiam się, że. jednak.
a zostawiam cholerne furtki. mając nadzieję, że.
 
2006.01.24 02:03:51 | link | komentarz (0)
piję niewidzialne kawy i herbaty.
nie znikam sera z lodówki, nie odkręcam kurków, nie otwieram okien.
nie ma mnie na pierwszy oka rzut. szlag mnie trafia na wszystko co się przebija przez to, co misternie lepię pod swoją nieobecność.
sio i basta.
 
2005.12.26 22:57:55 | link | komentarz (0)
a jak siedzieliśmy i gadaliśmy sobie wczoraj z Andrzejem u niego w firmie, sączyliśmy herbatę z kubków i słuchaliśmy po cichu jazzu z show roomu- to to było sto razy cieplejsze i milion razy ważniejsze niż cokolowiek tego dnia.
za oknami zapadał granat, świeciły kominy na ostrołęckich peryferiach. nostalgicznie trochę, ale fajnie. fajnie.
i to był zdecydowanie najpiękniejszy akcent minionych świąt.
 
2005.12.14 23:58:36 | link | komentarz (3)
zastanawiam się. poważnie. czy jak zostawiam wieczorem kartkę z rozpiską na dzień następny (rozpiska dotyczy sms- ów, maili do wysłania, spraw do załatwienia, rachunków do opłacenia, telefonów) to czy ja jestem zorganizowana, czy niekoniecznie?
kiedyś kartki nie potrzebowałam.
gubię się, zupełnie poważnie. żyję z kalendarzem i długopisem w podorędziu.
nie odbieram pewnych telefonów. bo jeżeli wiem na pewno, że dzwoni ktoś z zaproszeniem na śledzia, albo chipsy plus dodatki- to ja nie mam czasu. i to nawet nie chodzi o czas wieczorem. tu chodzi o rano, kiedy muszę być zwarta, gotowa, od dawna obudzona.
siedzę przy stole oblepionym żółtymi karteczkami.
muszę jeszcze z tego zrobić klarowny plan na jutro.
jutro jest za dwie minuty.
 
2005.12.05 00:03:30 | link | komentarz (2)
zdarzam się
bywam
znikam
kąty zakręty skrzyżowania
nie zderzam się
znikam
zakątki peryferia
 
2005.11.23 02:07:13 | link | komentarz (1)
się pracuje. i to niekoniecznie głową.
praca rękami owocuje pociętymi kciukami, bolącym wskazującym i fuckiem prawym dość drętwym; bynajmniej nie jest to wynik niewerbalnej komunikacji:)
kiedyś na ulicy podsłuchałam, jak koleś żalił się pannie, że brat porozumiewa się z nim tylko za pomocą trzeciego palca- utkwiło mi.
i jako że w procesie komunikacji zawsze można odmówić komuś czegoś, to ja właśnie odmawiam. bo bolą mnie komunikatory, a i gadać to już niechętnie.
tak tylko znaka daję, że żyję, co nie?

 
2005.11.13 02:50:57 | link | komentarz (6)
zlizywałam mu dzisiaj słone ścieżki ze zmarszczek.
bo ma.
wspominałam też pewien pejzaż, kiedy zamienieni rolami przesypywaliśmy piasek.
palce, sól, spokój, spokój, spokój.
niepokój, pościel, piasek, morze.
mam dzisiaj mózg sformatowany na triphopowo.
właśnie zdycham z miłości.
właśnie nieśmiałość mnie zmywa z powierzchni.
 
2005.11.09 01:47:31 | link | komentarz (7)
oszczędzam impulsy i maluję się co rano.
rzewne kawałki sprawiają, że analizuję tekst i wywraca i nicuje mnie i krzywię się.
odbieram też czasem telefon z zimą w tle i wydychaniem dymu.
makijaż nie wychodzi za dobrze. zamiast białego- różowe jest. i świeci.
a brązowe to w ogóle wypada z rąk pod kaloryfer i znika- umiera.

chciałby ktoś umrzeć z miłości? bo ja chciałabym.

a cała ta wolność to wyżera mnie od środka.
 
2005.10.31 13:38:59 | link | komentarz (2)
z wesela wyszłam o trzeciej nad ranem i pojechałam do rodzinnego domu, który miał spać snem głębokim.
i niby spał, ale kiedy przyjechałam- obudził się i zażądał swojego haraczu.
obudzony dom nagle zasiadł przy stole i zaczął zadawać pytania, o które nigdy bym go nie podejrzewała.
pytania dotyczące przeszłości kilka lat wstecz i przyszłości najbliższej i trochę dalszej....
dom rodzinny uznał, że ma prawo do zadawania intymnych pytań i ubzdurał sobie, że ja ne te pytania wyczerpująco odpowiem i zaspokoję najzwyklejszą jego perfidną ciekawość...
no i niestety, domu mój rodzinny. dziecko, które zawsze karnie spełniało twoje zachcianki, dziecko, któremu można było nakazać i rozkazać już nie drzemie we mnie. niespodzianka?? ano widzisz, domu mój: już nie będzie tak łatwo zażądać ode mnie czegoś i być pewnym, że ja spełnię to żądanie w mgnieniu oka.
zdziwienie było duże. rozczarowanie graniczące z wściekłością. argumentacja poniżej pasa.
dość tego. dość.
a świadomość, że raptem dwie godziny z hakiem podróży i mogę być U SIEBIE sprawiła, że w pewnym momencie powiedziałam, że skończyłam. i że wracam.
i jestem tu. U SIEBIE.
i z tego miejsca chciałam pozdrowić i uściskać taką jedną wiedźmę. Kasiu Ma Uri- dobrze że jesteś.
 
2005.10.29 01:47:54 | link | komentarz (2)
paraliżuje mnie myśl, że matka mnie cmoknie jutro na powitanie. że spojrzę jej w oczy, a one takie będą zapłakane mną, takie umęczone i udręczone, a mnie to doprawdy mało obchodzi, bo to nie mój problem.
naprawdę jestem chora w brzuchu na myśl o otworzeniu drzwi i postawieniu torby w progu rodzinnego domu.
kurwaćmać.
jutro tam jadę.
nie jadę?
 
2005.10.26 10:57:08 | link | komentarz (3)
a śniło mi się, że pracuję nocami w jakimś obskurnym biurze o gołych i zimnych ścianach, pozbawionych obrazów, pozbawionych czegokolwiek, nawet włączników światła. gładkie ciemne ściany.
do moich obowiązków należy sprzątanie biurek, otwieranie szuflad i wyjmowanie z nich wszystkiego.
i śni mi się, że zaglądam do każdej po kolei szuflady, a tam pusto, pusto, pusto.
obudziłam się zmęczona.
 
2005.10.26 10:46:12 | link | komentarz (0)
i jeszcze, że od soboty tłukę sie po domu i szukam dwóch dyskietek z dość hardcore'owymi zapiskami. jak pomyślę, że zostały w kafejce za rogiem, to robi mi się słabo.
 
2005.10.26 10:34:09 | link | komentarz (0)
zamiast wczorajszego wieczora w głowie czarna dziura.
chociaż nie, jest kilka jaśniejszych plam: jedna ciepła wiadomość- kilka cyferek, droga do kogoś, kto czeka, jeżeli będę potrzebowała porozmawiać. tyle, że na razie trudno mi dogadać się ze sobą, a co dopiero...
druga jaśniejsza plama plącze się pod czaszką, nie jestem tylko pewna, czy nie jest jednym z wielu snów.
od ponad tygodnia wszystkie wieczory i noce zlewają mi się w jedno i jak myślę 'wieczór' to w głowie mam pasmo dźwięków, zapachów i smug układających się w powtarzalny wzór, znany mi już doskonale ścieg.
 
2005.10.26 00:17:10 | link | komentarz (0)
boję się obcych demonów.
chore.
moje obłaskawione śpią płytko.
 
2005.10.24 09:04:03 | link | komentarz (5)
obudziłam się w innnym kraju. walcie śmiało. komentarze znów działają.
słucham wiadomości.
'spieprzaj dziadu' kołacze pod czaszką głośniej niż poranne newsy.
 
2005.10.22 23:51:56 | link | komentarz (0)
przez otwarty balkon rześkie wieczorne powietrze.
dzień pełen jesieni i kolorów.
cokolwiek napisałabym, byłoby pewnie ckliwe i urokliwe jak cholerny landszaft, bo miło przemiło było i tyle.
wieczorna rozmowa ścina nam głowy, choć nie myślę o toporze ani gilotynie, a bardziej o jajecznicy na patelni.
powoli układamy rozmącone mózgi do spania, obok kładzie się rozcieńczone wodą wino.
An uśmiecha się lekko przez sen, a ja przeganiam ostatnie potwory znad jej głowy jak umiem.
moje zostają na później.
 
2005.10.13 22:34:54 | link | komentarz (0)
mój ostatni wieczór tutaj. w torbie brzęczą nowe obce własne klucze, szeleści umowa.
a jutro- jak się ściemni, Labiszonie, zobaczysz nowy park.
 
2005.10.11 00:59:56 | link | komentarz (0)
mała twarz zamknięta pod palcami. a palce jak ważki- delikatnie i nieśmiało czmychają z policzków brwi.
a za chwilę znów obejmują. zajmują. tulą.

nie wiem, co zdarzy się jutro.

idę teraz do łóżka- tak na amen normalnie.
umieram chyba odtąd, odkąd zaczęłam pisać te bzdury.
jestem zmęczona...
 
2005.10.10 16:57:38 | link | komentarz (0)
rano miasto było spocone. czułam to każdym nerwem. zmęczone jak po maratonie, niewyspane, a ktoś kazał wstawać.
nerwowo chodziłam po przystanku autobusowym, w brzuchu żyletki a twarz zastygła jak gipsowa maska. nieruchoma i drętwa. coś czułam. coś przeczuwałam.
pojechałam do Doroty i jak otworzyła mi drzwi to wiedziałam. nici z tego mieszkania, nici.
ale dlaczego, Dorota- pytam.
bo znam was oboje- mówi mi. bo znam ciebie ale i znam jego- kontynuuje. bo nie umiem rozmawiać z wami oddzielnie- kończy.
no, jest to jakieś wytłumaczenie w sumie. łykam, co nie? bo co innego mi zostało.
w pracy nic do zrobienia to spadam, bo mam taką możliwość.
w domu odpalam neta. szukam. na chybił trafił typuję mieszkanie i dzwonię do faceta. na oglądanie umawiamy się natychmiast.
szara nora z brudnym pcv na podłodze. kuchnia z jedną szafką i zlewem dla krasnali. w pokoju obrzydliwy regał z czerwonymi szybami. łóżko skojarzyło mi się z tym, które zobaczyłam w hotelu Chemik w Gdańsku, kiedy to pojechałam na zaproszenie organizatorów na taki jeden festiwal co się tam rokrocznie odbywa. pamiętam, że jak zobaczyłam to łóżko, takie wymięte, zużyte, szare i takie, cholera, smutne, i jak zobaczyłam dwie musztardówki na stoliku obok odwrócone do góry dnem- to zrobiło mi się niedobrze i uciekałam stamtąd prawie gubiąc buty. wtedy organizator stanął na wysokości zadania i zapewnił lepsze lokum. sto razy lepsze lokum, bo się wystraszył, że za rok redakcja nie powtórzy tego barterowego dealu, który tak sympatycznie wypalił wtedy.
dzisiaj organizatorem jestem ja. i jak zobaczyłam dzisiaj to łóżko z wymęczonym sztucznym obiciem pod kolor szyb w regale, jak do łazienki poszłam i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to czarno czerwona mozajka na podłodze, popękana i zimna, z liszajami grzyba tu i ówdzie, powiedziałam: "Doro, stop. ty tu jesteś organizatorem. nie wpieprzaj się w ten kanał".
a panu właścicielowi zaczyna nagle bardzo zależeć. i pcv mi wymieni na panele, i żaluzje założy w oknie, skoro nie lubię firanek i zasłon, i dywan zabierze, skoro nie lubię (czarno czerwony ma się rozumieć)
średnio grzecznie odmawiam podania swojego numeru telefonu, na pytanie o znak zodiaku zwężają mi się oczy i mam ochotę napluć mu na buty, dziękuję za możliwość podwiezienia do centrum.
wracam do domu, odpalam neta i szukam dalej. czuję, że czas mi się kurczy, że mam go o wiele mniej, niż mi się wydawało na początku.
znajduję coś tak super, że dzwonię właściwie dla formalności, pewna jestem, że dzwonię, żeby usłyszeć "nieaktualne".
aktualne. w fajnym punkcie. remont trwa. sympatycznemu panu nie przeszkadza, że mieszkałabym z psicą. stara kamienica prawie w centrum miasta. cicho. blisko do parku.
nie chcę zapeszać. jutro od ósmej rano mogę jechać i oglądać do syta.
 
2005.10.08 13:36:32 | link | komentarz (0)
dom zasnuty dymem papierosowym. codziennie pękają dwie ramki.
dom, w którym z dnia na dzień coraz mniej mnie.
zostawię tu po sobie kilka sprzętów z nikotynowym nalotem. i panoramę zaokienną z kominami w tle.
to jedno co wiem na pewno.
 
2005.10.08 00:09:04 | link | komentarz (0)
patrzę na to, co piszę ostatnio. coraz bardziej porwane te wpisy, coraz bardziej chaotyczne.
zagęszcza się atmosfera między słowami; chowanki, mijanki, żarty i cytaty. trudne do opisania emocje.
najtrudniej jednak patrzy mi się samej sobie w oczy. dawno tego nie robiłam.
zapomniałam?
ale opanowuję tę sztukę od jakiegoś czasu znów.
i to jest najważniejsze.
 
2005.10.07 01:11:51 | link | komentarz (0)
a papieros nie będzie tak smaczny, ani wódka tak smaczna, ani nic. ani musztarda, ani coca cola.
ani nawet nigdy nie będę miła tak...
nigdy- jak teraz...

"Las putas melancolicas"- dawno się tak nie śmiałam przez łzy.
 
2005.10.07 00:38:40 | link | komentarz (0)
"no kurwa nooo... wiedziaaałem że ci się spodoba!!!!
ty normalnie masz depresję, kurwaaaaa!!!
i wiedziałem, że się będziesz śmiała, jak ci to przyniosę!!!!"

ale jazda
Świetliki i Linda

"gdyby wszystko kontrolować, to by nic nie było..."
 
2005.10.03 22:38:32 | link | komentarz (0)
jest słodko. i jest gorzko.
sen się dzieje i jawa.

na jawie jest minus pięć i nie kocham cię już.
a w snach to... kurtyna i do widzenia:)

pizdrawiam:)
 
2005.09.28 09:47:33 | link | komentarz (0)
autobus zatrzymuje się na światłach. patrzę za okno, a tam obok w drugim autobusie siedzi facet w garniturze, pod krawatem. wpatrzony w wyświetlacz komórki śmieje się do niego w taki sposób, że wszystko wiadomo:)
coraz więcej dostrzegam.
jakby świat się ocknął, jakby do tej pory spał.
albo ja.
 
2005.09.26 23:13:32 | link | komentarz (0)
jest tak, że chwilami na maksa adrenalina, a za chwilę przeciągana w nieskończoność spacja.
bawię się ogniem z zapalniczki, bawię się kropelkami wody na stopach, z ciszą gadam jak z dobrą znajomą.
głęboko wdycham i wydycham.
czuję siebie jak nigdy.
pulsuję.
 
2005.09.23 10:21:15 | link | komentarz (0)
z motylem w oku można więcej niż tylko pytać...
 
2005.09.23 01:50:41 | link | komentarz (0)
dzieje mi się śmiech pod gardłem gdzieś, i gęsia skórka.
ciepło i zimno jednocześnie.
jestem tu i obok jestem także.
jestem tu i tam też.
stem. stem. stem.
je je je
...
 
2005.09.21 12:38:13 | link | komentarz (0)
siedzę w pracy, zarobiona jestem, ale jakoś tak przypadkiem rozwinęłam listę haseł wpisywanych dzisiaj przeze mnie do gugla.
i tak mnie to ubawiło, że aż się kilkoma podzielę:
doradztwo techniczne, filtry, dozowniki, silniki elektryczne, silniki specjalne, elektrofiltry, systemy dozowania, kieszenie filtracyjne, folia izolacyjna z PCV, ogrzewanie solarne.
siedzę i kwiczę do monitora:)))
 
2005.09.21 10:48:35 | link | komentarz (0)
czułam spokój. jeszcze dzisiaj w nocy siedziałam z oczami utkwionymi w roześmianych słowach, co kilka godzin wcześniej spływały mi z palców z prędkością, o jaką się nie podejrzewałam.
do pracy jechałam z taką karuzelą w mózgu, że hej. a rano, zupełnie raniutko jak wyszłam z psem i jak zobczyłam świecącą trawę to normalnie zagrała mi w uszach muzyka. szłam przed siebie, muzyka mi grała. fajnie no.
wracając do domu zorientowałam się, że przez cały czas, owszem, miałam w kieszeni empetrójkowca, miałam na uszach słuchawki, tylko wcale a wcale go nie włączyłam:)))

a kwadrans temu telefon, po którym lekko zrzedła mi mina. nic to. nie dam się.
 
2005.09.20 08:37:16 | link | komentarz (0)
wstałam dzisiaj bardzo wcześnie rano. usiadłam na łóżku. rozejrzałam się dookoła i rozbeczałam jak bezbronne dziecko.
 
2005.09.19 10:56:26 | link | komentarz (0)
jak to ładnie określiła wczoraj An: chodzę i śmieję się do płyt chodnikowych.
albo coś w ten deseń:)
 
2005.09.17 23:53:43 | link | komentarz (0)
siedzę tu z oddechem na plecach. siedzę tu z cicho zasznurowanymi ustami. siedzę tu ze spuszczonymi powiekami, a chciałabym spojrzeć sobie w oczy.
 
2005.09.14 00:13:36 | link | komentarz (0)
jakbym zakreśliła wokół takie przeklęte kółko.
jakbym nie pozwalała sobie na wystąpienie poza nie.
jakbym miała siebie na postronku.
 
2005.09.10 23:53:53 | link | komentarz (0)
i on pisze mi: "może nie powinienem, ale znalazłem twój pamiętnik w necie..."
jak? skąd?
zamknięty i kompletnie niedostępny ostatnio dla nikogo- poza mną?
czyżby była jakaś inna, która słowo w słowo pisze to, co ja tutaj? która żyje moje życie i ma w głowie ten sam bajzel?
nie wierzę.
tym bardziej zagadka.
 
2005.08.20 01:01:26 | link | komentarz (0)
czuję się jak naczynie, w którym ciągle bulgocze, bo nieustannie mieszam, szukam, śledzę słowem i myślą.
a wszystko to jest normalnie gówno prawda i ja nie rozumiem co się dzieje w tym osobistym garnuszku.
bo bywam tu także rybką- akwarium (zamknięcie czytaj) i te sprawy. muskam szybkę całą sobą, pieszczę ogonkiem i przymykam oko zachowując resztki poczucia humoru)
i takie właśnie całe to jest.
no.
nienawidzę tego mówienia o sobie, a jednocześnie przemycam tyle, że mnie głowa boli, jak potem czytam.
omijam łowiska będąc jednocześnie na wyciągnięcie sieci.
i zastanawiam się: po co to całe wynurzanie?
jakiś pomylony nurek jestem, czy jakoś tak.
może ryba jakiegoś nurka?
 
2005.07.26 19:52:14 | link | komentarz (0)
już w domu.
od razu po wejściu dostrzegam, że najwidoczniej źle działam na kwiaty, bo co do jednego puściły mnóstwo świeżych pędów pod moją nieobecność.

od dłuższego czasu siedzę w bezruchu ze ściśniętym najważniejszym moim mięśniem, a w głowie huczy Ciechowski sprzed lat:
"nie pytaj mnie
nie pytaj czy cię kocham
nie pytaj mnie
nie py-
nie pytaj czy cię kocham"

potem szukam tego tekstu w necie i mym oczom ukazuje się:
"zapytaj mnie
zapytaj czy cię kocham
zapytaj mnie
zapy-
zapytaj czy cię kocham"
 
2005.07.26 01:26:00 | link | komentarz (0)
Mo mówi, że popełniam wciąż ten sam błąd: wszystko co się wydarzy przepuszczam ileś razy przez głowę: analizuję, chcę zrozumieć i rozłożyć na części pierwsze. potem może złożyć po swojemu. może na nowo?
Mo mówi także, że pewne sytuacje są zamknięte i niepotrzebnie w nich się babram; one od dawna wystygły, a ja taplam się w nich i taplam na sucho.
dobra, Cwaniaro- ale wiesz o mnie coś, co ja wiem od Ciebie.
tylko Ty i nikt.
no i ja.
 
2005.07.22 23:32:51 | link | komentarz (0)
noc w noc śnię tu o zwierzętach, którym coś złego się dzieje.
a to zupa z psa, a to kot kopnięty w kosmos zamarza gdzieś na niebie i ja go widzę jak obiekt z wyprężonym zastygłym ogonem.
chociaż... właściwie to chciałabym być kotem w kosmosie, o ile w kosmosie jest tak zimno, jak w tym śnie: że kot żywy, tylko zahibernowany.
zamrożony metabolizm i zero przyciągania.
 
2005.07.21 00:58:47 | link | komentarz (0)
a jak już będę bezpieczna...

...kiedy będę miała tę pewność- to wtedy całe to świństwo lepkie z siebie zrzucę.
wszystko wykrzyczę, wywalę, wyrzygam, wypłaczę, wypocę;
nie wiem tylko kiedy to dokładnie będzie.
zdaję sobie sprawę, że bezpieczeństwo o którym myślę teraz- w dużej mierze zależy ode mnie. także od mojej odwagi i w pewnym sensie- determinacji.
jest jednak tak, że nie stoję przed zamkniętymi drzwiami. ja je otworzyłam.
nie, nie sama, nie. przy wydatnej pomocy.
ale mam ją.
tyle tylko, że nie jest fajnie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że na poziomie emocji ruchają cię najbliźsi. nie jest zaaajebiście, kiedy uświadamiasz sobie, w jak banalny sposób można cię użyć.
no i jeszcze parę innych pustych pudeł, na których ktoś napisał: NIESPODZIANKA (kayah thx)

dobra. dosyć.
 
2005.07.17 02:10:26 | link | komentarz (0)
siadam na ganku. myślę prozą i jakoś leci.
podlewam rośliny, karmię psy, zasypiam o dziwnych porach; budzę się analogicznie.
nie dzieje się absolutnie nic poza tym, że zaschła trawa kłuje mnie w stopy, kiedy sobie łażę z aparatem po ogrodzie, i że codziennie patrzę na pola pełne zboża jak idę na spacer, albo po piwo, albo fajki.
i że zluzowałam na tyle, że pierdolę i zdarza się, iż w środku dnia ładuję się w dżinsach pod koc, i zasypiam, i sny mam jeszcze!
normalnie ogórkowa aura:)
dobrze mi tu.
 
2005.07.07 00:12:37 | link | komentarz (0)
jestem jak budyń. jak miękkie coś, co się leje samo przez siebie i spływa bez radykalnego złamania.
taki glutowaty potok.
nie jestem przecież taka super- hiper- twierdza- stal. no, może pozornie; na taki pierwszy rzut oka, ale nienie.

opowiadam:
i niby tylko prosty przekaz- że jak przejazd na okrągło, to tak specjalnie poza miastem, żeby zahaczyć o las i dom. wedle ostatniego życzenia.
i staram się o tym mówić z przepony; i bronię się przed okazaniem, że to pożegnanie wcale się nie dokonało.

płaczę w brzuchu. głęboko.
 
2005.07.04 16:19:08 | link | komentarz (0)
od soboty non stop noszę pod powiekami jej obraz. właściwie nie muszę zamykać oczu.
nie muszę specjalnie się wysilać, żeby gdzieś w głowie usłyszeć ten głos: delikatny, lekko matowy. i te radosne iskierki w oczach. cały czas widzę, słyszę.
nagle skacze mi puls, wali w całym ciele, nie widzę ulicy, nie widzę schodów, po omacku wchodzę do windy, macham ręką kiedy ktoś próbuje zapytać. nie pozwalam pytać, nie chcę odpowiadać. wszystkie wspomnienia gorącą falą spływają ku brodzie. na przemian zimno mi i gorąco.
wyjeżdżam pożegnać się. ostatni raz.
 
2005.06.06 23:23:55 | link | komentarz (0)
do łazienki żeby zmyć z twarzy, i myśl, że zrobiłam to przecież pół godziny temu.
nie bardzo umiem znaleźć sobie miejsce. przeganiam się z kąta w kąt.
nie umiem także położyć siebie do łóżka, żeby poprzewracać cielsko.
z drugiej strony zauważam, że patrzę w szybę, a nie za okno.
chujowo jest i ciemno; niby jak lubię (ciemno znaczy), ale tak naprawdę to najchętniej żeby rano było i po pomidory iść i telefonu nie mieć; po prostu tak.
 
2005.06.06 19:58:08 | link | komentarz (0)
to w sumie ciekawe jest z tym moim ojcem i jego braćmi, bo wszyscy wzajemnie mają siebie głęboko gdzieś, nie utrzymują kontaktów, a mimo to są na swój temat doskonale poinformowani i znają wszystkie newsy.
więc jak zadzwonił wczoraj wieczorem, to po prostu nie przyszło mi do głowy, że może nie wiedzieć. zapytałam go w sposób, jakby wiedział i zapadła cisza. ciężka, przytłaczająca wręcz.
nie wiedział.
zastanawiam się co wybierze. czy będzie umiał teraz schować swoją dumę, pojedzie tam i pożegna się kiedy jeszcze może, czy za jakiś czas dopiero, kiedy będzie mógł tylko położyć kwiaty i zapalić znicz?
 
2005.06.06 14:02:22 | link | komentarz (0)
to ode mnie ojciec dowiaduje się, co słychać u jego braci.
 
2005.04.18 19:27:53 | link | komentarz (6)
umieram. i to na własne życzenie. dreszcze, pulsowanie w głowie, bolące zatoki, niekontrolowany wyciek z nosa na klawiaturę.
podkreślam- z własnej głupoty. zachciało się wiosennego spaceru w klapkach? no. więc nie żałować.
inna sprawa, że po prostu miło, kiedy Cezary wpada, żeby zabrać sukę na spacer, Stach zaraz będzie z fervexem i rumem. obiecał zaparzyć ekstra herbatę.
choruję więc komfortowo.
wracam do łóżka.
 
2005.04.02 23:08:18 | link | komentarz (0)
najpierw dzwony, potem długo syreny.
 
2005.03.15 01:34:07 | link | komentarz (3)
a tak w naprawdę to się wiosna nie może narodzić; mocno wnerwia mnie etykietka na butelce z nawozem, co to radzi, aby rośliny podlewać nawozem letnim "od początku marca do końca października". wiosna, he he, a za oknem wieczna ślizgawa i łamanie w kościach...
woda, zimna woda, lód ze śniegu- rzygam.
nie chce mi się wyłazić w to wszystko, w te zamarznięte gówna na śniegu, ten śnieg na gównach.
i na to wszystko świeży lekki puch. wiosna pełną gębą, co nie?
odwykłam od opisywania szelestów, więc niech takie toporne to zostanie.
ale tęsknię.
 
2005.02.24 18:58:59 | link | komentarz (1)
tutaj cieszymy oczy i uszy

a tu oprócz radości dla wyżej wspomnianych- kąsek dla szarych komórek


 
2005.02.18 14:49:15 | link | komentarz (1)
czytam swoje nocne ple ple i śmieję się do siebie.
garstki wspomnień ubrane w słowa zrozumiałe tylko dla mnie, wyblakłe nitki.

a jednak potrzebne.
 
2005.02.18 00:44:21 | link | komentarz (0)
tu nie ma nic do rozumienia.
to są wspomnienia.
cięte kryształy na ćwierci.
choć podobno kryształ się rozpada na conajmniej pył, a w każdym razie na drobnicę.
 
2005.01.28 00:43:41 | link | komentarz (3)
najchętniej to przepisałabym siebie "na czysto" i poprawiła błędy.
(czy tam na odwrót, ale tak jakoś)
 
2005.01.12 00:24:09 | link | komentarz (3)
no to pomyśl, że od wczoraj wiosna jest. że pieści cię powietrze i smaga wiatr, że chce ci się iść, a przede wszystkim WSTAĆ; wmów sobie, że żyjesz, że za chwilę porwą cię smużki zapachów z pękających ziaren, pączkującej ziemi, że za chwilę z żeber snu powstanie opowieść, która pozwoli obudzić się jutro z czołem, którego nie liże wieczorna żadna zmarszczka.
że otworzysz sobie spokojnie oczy. że żaden dźwięk, który słyszysz zasypiając nie będzie dostarczał ci psychodelicznych skojarzeń z didaskaliami do manierycznego scenariusza wyssanego z chorego palca.
pomyśl, że tramwajem można pojechać po bułki. albo po baterie do zgasłego nagle radia. nie tylko na targ niewolników.
albo że można umalować się dla siebie. takie usta: na beżowo na przykład.
 
2005.01.10 23:36:03 | link | komentarz (2)
a przerysowana to ty na pewno nie jesteś.
co najwyżej ciebie można przerysować.
(zastanawiam się czy wedle praw logiki można postawić między tymi zdaniami znak równości)
 
2005.01.04 21:49:39 | link | komentarz (6)
z ostrym wirusowym zapaleniem gardła i niedomkniętą zastawką prawą,
z głową umytą (zmyta nie wchodzi w rachubę) i filuternym srebrzystym błyskiem na końcówkach rzęs wyglądam jak okaz zdrowia.
więc szczerzę kły.
ciąg dalszy najpewniej nastąpi.
 
2005.01.04 00:17:34 | link | komentarz (1)
mam wrażenie, że najgłupszy komentarz do notki mojego ulubionego kolegi z bloga był najmądrzejszym, jaki zamieściłam w nowym roku. a propos starego i tak w ogóle.
życzyłam mu (koledze znaczy) żeby się z amnezją obudził.
bo ja na przykład bardzo chętnie obudziłabym się w takim stanie.
 
2004.12.29 20:22:11 | link | komentarz (2)
dzisiaj na powitanie: rzeczowo, bez podnoszenia głosu acz stanowczo i nie pozwalając sobie przerwać.
a potem osiem godzin bez stresu.

gdybym umiała udawać, miałabym totalnie spieprzony kolejny dzień z wyimaginowanym nożem w plecach, a tak spokojnie oddycham. chyba nawet trochę dumna z siebie jestem.
 
2004.12.29 00:06:39 | link | komentarz (3)
sama, kurwa, nie wiem- dlaczego się tak przed tym wzbraniam?
powiem może w końcu, że moje pierwsze wrażenie dostało kulkę prosto w mózg. i że pracuję w firmie, gdzie, delikatnie powiedziawszy- ludzie to ostatnia wartość, z jaką liczy się szefostwo.
i że strasznie się czuję, kiedy jadę tam rano i kiedy wracam stamtąd wieczorem, i że chujowo mi, kiedy dopada mnie na korytarzu jakaś pani wiesia albo inna pelasia i mówi- szepcze właściwie- że tak naprawdę to ona w ogóle inaczej myśli, niż to, co publicznie mówi.
i że ja sama nie wiem, czy takiego cholernego pecha mam do roboty, czy ja może nic nie potrafię?
topnieje moja cierpliwość na bezinteresowne skurwysyństwo, wyostrza wrażliwość na perfidne podkładanie świń.
dzielę uwagę. niepotrzebnie. nakłada się.
 
2004.12.18 22:54:35 | link | komentarz (7)
śni mi się. jest prawie zima, glutowaty stan aury, szarówka poranna i nijakość. wybiegam z bloku szczelnie owinięta. na głowie kaptur, potem płaszcz za kolana, dżinsy rejestruję i że rękawiczki swoje pasiaste mam na dłoniach. biegnę, spod stóp rozpryskuje śnieg z wodą. i patrzę na stopy.
na swoje nagie stopy.
i dziwię się, że nie jest mi zimno, że nic a nic nie czuję.
 
2004.12.15 00:28:01 | link | komentarz (3)
dopadają mnie myśli, żeby iść z tym wszystkim do specjalisty od głowy, żeby powiedział: normalna jesteś.
że to, co dzieje się od jakiegoś czasu nie jest strusiowym chowaniem łba gdziekolwiek; że jak mnie zatyka, to tylko dlatego, że nie wynaleziono pigułek, ewentualnie kropel albo plastrów radykalnie działających na chamstwo- prostactwo- głupotę- itepe- itede.
ale myślę także, że to niemożliwe, by doświadczać na własnej skórze aż takiej kondensacji bezinteresownego skurwysyństwa.
w cholernej kropce tkwię. i nie wiem co myśleć.
bo nie potrafię powiedzieć kolesiowi: "ale z ciebie kutas, chuj, cholerna gnida"- choć dokładnie to właśnie myślę i to z pełnym uzasadnieniem.
nie umiem mu rzec, że jest zwykłym chamem i ignorantem, żerującym na tym, że jego grupa inwalidzka bije po oczach. bo on ma nieżywą lewą rękę. i ta ręka niesprawna to jest paszport do nieba podpierdalania, donoszenia, poniżania, umniejszania.
koleś ze swojego inwalidztwa uczynił bilet do "nietykactwa".
a przy tym jest cynikiem anty- nastawionym do ludzi, którzy nie pobierają renty, odszkodowania, tudzież wszelakich innych tego typu ekwiwalentów. my- pełnosprawni przeszkadzamy mu jak okruch w oku; na zasadzie: "e, ja was wszystkich i tak kiedyś ujebię".
tak to widzę, tak to czuję, tak odbieram.
 
2004.12.14 00:11:05 | link | komentarz (0)
z ciekawostek to nieciekawie chyba.
zdaję sobie sprawę, że znów się to wszystko moje dzieli. na odtąd- dotąd.
poniedziałkowo dumam, że smutno mi każdej niedzieli wieczorem .
i piję kolejnego niedzielnego drina, choć wstaję rano w poniedziałek, i we wtorek, i środek, i worek, i trampek i skunks.
budzę się raczej rześka, choć kwaśna.
no tak.
 
2004.12.06 23:10:55 | link | komentarz (3)
...lepiej na chłodno, jak już będzie po wszystkim. albo w ogóle nie.
tak sobie dzisiaj pomyślałam.
 
2004.12.05 00:32:32 | link | komentarz (1)
 
2004.12.04 00:27:18 | link | komentarz (5)
"biegamy znów wkoło bez sensu wesoło a myśli wciąż mamy ponure i złe.
i czegoś znów chcemy"
właśnie. ważny poniedziałek mnie czeka. powinnam afirmować, loki kręcić, dbać o cerę, o w oku błysk.
"biegamy znów wkoło, bez sensu na goło"
trochę mi zależy.
za bardzo chyba.

(w słowach cudzych Janerka Lech się ukłonił)
 
2004.11.27 00:32:33 | link | komentarz (10)
aaaaa
gwiazdkę z nieba tanio opchnę
 
2004.11.17 19:33:37 | link | komentarz (5)
prowadzę ostatnio bardzo uporządkowane życie. jeszcze wzbraniam się przed napisaniem, że jednostajne i monotonne, ale to prawda przecież, sama prawda.
ranek rozpoczyna się wyciem radia nastawionego na bardzo wczesną godzinę. wstaję z zamkniętymi oczami (nie wiem po co- przecież i tak jest ciemno), przyciszam je i uciekam znów pod kołdrę. po kwadransie wyje mi nad głową alarm w komórce. wtedy wiem, że koniec tego dobrego, że szybki makijaż, że wrzucić na siebie to i owo, spakować do torby przygotowane wczoraj śniadanie i wio.
najtrudniej wyjść z klatki. zetknięcie się z porannym chłodem otwiera mi oczy na dobre.
potem podróż przez most, przez mniejszy bądź większy- ale zawsze korek, a jak ląduję na tym końcu świata, to myślę, że teraz to już będzie z górki i czasem rzeczywiście jest.
dzień jak co dzień mija sobie, czasem tylko ma jakiś niespodziewany akcent popołudniowo- wieczorowy, kiedy to mozolnie przedzieram się w kierunku domu, korzystając ze środków komunikacji miejskiej.
na przykład dzisiaj. postanowiłam zahaczyć o sklep, żeby nabyć wsad do lodówki i piwo jakieś. z pełnym koszykiem stoję w kolejce do kasy, wyciągam te swoje fanty na taśmę, siegam po portfel, a tu nagle kasjerka wali do mnie jak serią z karabinu: "ale- dowodzik- poproszę, bo- nie- sprzedam- alkoholu- bez- dowodu."
"eee yyy, ale pani żartuje, prawda?"
nie. pani nie żartowała. żałuję tylko, że nie mogłam sfotografować jej miny, kiedy podetknęłam jej swój dowód tożsamości peselem pod nos. i może nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie dziadek, tak na oko siedemdziesięcioletni, który stał za mną z bliźniaczą zawartością koszyka. wyjął na taśmę wszystko i sięgnął za pazuchę, by z kamienną miną wyjąć stamtąd zieloną książeczkę, którą podsunął kasjerce wraz z browcami. uśmiechnięci pożegnaliśmy się za kasami, dziadek podryfował przed siebie, ja innym wyjściem w kierunku przeciwnym.
no i tak to.
(muszę tylko zaprogramować ciszej to radio, bo sąsiad się skarżył, że on chodzi do pracy dopiero na dziewiątą. hahaha- to jest dopiero śmieszne)
 
2004.11.15 00:15:39 | link | komentarz (9)
na przystanku błoto w buty. wsiadam, kaszlę w kasownik i oddaje mi ów początkiem zapalenia oskrzeli. no tak.
oddycham, czasem kicham. powietrze i ja to taka "para na stałe".
a marzę o tym, by odetchnąć czystym, świeżym tlenem, nieskażonym żadnym ludzkim smrodem. wirusem.
jakoś chyba pierdolę wieczorową porą, ale szlag mnie trafia, kiedy bezinteresowne skurwysyństwo dotkliwie dosięga. tak po prostu- z kasownika, z kartoteki każdego jednego istniejącego chuja- bez żadnego absolutnie punktu odniesienia.
bo oprócz realnie bolącego gardła autentycznie serce mnie boli.
ciągle myślę o pokaleczonych różnych sytuacjach, o pomyłkach, zmyłkach, bagienkach- które na pierwszy rzut oka wydawały się plażą.
taka stara, a taka głupia.
ale doła nie mam, bo barbie krąży dziś wokół innych głów.
 
2004.11.06 08:44:35 | link | komentarz (1)
Duda- Gracz umarł. smutno.
 
2004.11.06 00:26:53 | link | komentarz (3)
wybiegam w deszcz z myślą "zdążę, zdążę"
pada mi w kaptur kiedy stoję stoję stoję stoję i stoję, pada mi we włosy i pada. i nie przyjeżdża sukinkot jeden. nawet pomyślałam, żeby wypełnić czas kupieniem biletu albo gumy do żucia; ale kiosku, kiosku nie ma.
to stoję i moknę.
jadę w końcu.
i gubię się między wierszami, gubię się między przystankami i przesiadkami.
zupełnie jak mało kumata jakaś.
a kiedy już docieram do domu- zasypiam na chwilę bo głowa sklepana deszczem nadaje krótkie CZEŚĆ CZEŚĆ CZEŚĆ. NIE CHCĘ JEŚĆ, CHCĘ SPAĆ.
wyspana oglądam show boskiego Petera Gabriela, robię grzanki.
(męczysz mnie pytaniami o szczegóły. nie dzisiaj- plizzz)
 
2004.11.05 00:21:17 | link | komentarz (3)
Wszyscy tacy mądrzy tacy pewni swego małego, powiedział Janerka Lech, a ja się pod tym podpisałam wieczorową porą.
 
2004.11.04 23:20:57 | link | komentarz (4)
nie kupuję rano biletu w kiosku, bo ta trasa jakaś boczna jest i mam wrażenie, że lewa jakby; prowadzi ludzi na koniec świata trochę, a już na pewno na jakieś szare peryferia. za szybą autobusu kolejno maleją budynki- wsiadam wśród wieżowców, wysiadam w polu właściwie.
mój nowy mały koniec świata- cichy pokój na górze, trzy biurka, trzy komputery, dwa telefony co dzwonią kilkanaście razy na godzinę. obowiązki podzielone, każde z nas siedzi w swoich bajkach.
ściągam ramiona, chowam między nimi brodę i kombinuję w swojej działce.
kiedy stąd wychodzę mam tylko jedną myśl: że uda mi się sprawić, by nie mówili tu do mnie "pani dorotko". zwykłe prośby plus uśmiech pro forma na razie nie działają.
 
2004.11.02 20:07:45 | link | komentarz (5)
w wolnych chwilach piszę bardziej dla siebie, trochę do szuflady i trochę tak, żeby pamiętać o tym i owym za lat kilka. a coraz mniej tych wolnych chwil, bo zaczął mi się właśnie kolejny tydzień w pracy. na razie chwalę sobie, bo ludzi traktuje się tam jak ludzi, a nie maszynki do pisania maili, umów i wystawiania faktur. takie mam przynajmniej pierwsze wrażenie.
 
2004.10.30 01:44:33 | link | komentarz (0)
straszliwie się wkurwiam zamiatając to i owo po sobie
 
2004.10.21 17:21:46 | link | komentarz (2)
zimno, cholera, coraz zimniej i coraz żółciej pod nogami, a wieje tak, że prawie mnie rozwiewa . skulone psy czmychają pod zadaszenia, koty grzeją się na rurach w piwnicy. wieczorna kurtyna spada coraz wcześniej i kiedy patrzę późnym popołudniem za okno- wszystkie postaci, drzewa, samochody na parkingu- wszystko to zlewa się w jedną gęstą ciemność.
nadeszła pora, kiedy cały świat jest deszczem.
a ja słucham sobie dzisiaj Janerki:

Wyobraź sobie że zawsze masz czas | Wszystko jest dobrze i wszystko w sam raz | Wyobraź sobie że możesz tak stać | Nad głową zorze i miętowa mgła | Wyobraź sobie że zawsze masz czas | Jak duch symetrii rozpięty na drzwiach | Nikt ci nie powie jak długo ma trwać | Pogodny letarg w pół kroku do gwiazd | Wyobraź sobie że zawsze masz czas | Nie musisz jeść i nie trzeba też spać | Nie trzeba myśleć nie trzeba się bać | Nie trzeba nic tylko trzeba mieć czas | Wyobraź sobie że zawsze masz czas | I kołysz się w miętowej mgle | Jak konik morski nad malachitowym dnem | Kołysz się cały czas | Kołysz się aż do dna | Kołysz się zawsze | Kołysz się | Wyobraź sobie że zawsze masz czas
Kupiłem globus i teraz mam dwa | Zbieram na trzeci mniej więcej od lat | Tak jakoś zleci w dostatku mój czas | Wśród tych globusów na Prozaku i dat | I nawet jeśli mówię coś od rzeczy | Czy nawet kiedy nie chcę mówić nic | To nawet wtedy kołysz swój berecik | To nawet wtedy kołysz kołysz się | Nawet w deszczu | Do siedmiu słońc | Wyobraź sobie że zawsze masz czas
 
2004.10.08 22:40:44 | link | komentarz (6)
gdzieś tam śpi to we mnie, że jesienią zwykle zjeżdżam i takie różne. może nie każda jesień musi mi się kojarzyć ze spadkiem formy, z gumą do żucia w mózgu i początkiem pory klejących się do butów gówien trawnikowych?
przecież niekoniecznie, bo dostaję jakiś taki podskórny komunikat, że moje babioletnie puchnięcie głowy tym razem ominę szerokim łukiem.
 
2004.10.08 13:09:01 | link | komentarz (5)
jakiś dzień dobroci mi się trafił, doprawdy. od rana prezenty, dobre wieści, kasa na koncie, sympatyczna pogoda, miła pani w bankowym okienku. nie trzeba mnie szczypać- uszczypnęłam się sama i jestem pewna- to jawa.
 
2004.10.07 23:39:27 | link | komentarz (1)
mam mętlik w głowie.

ostatnio:
wracałam sama całkiem późno autobusem całkiem miejskim i przykładałam nos i czoło do szyby jednocześnie i myślałam o lutym;
siadałam czytałam pisać chciałam- i nic;
obejrzałam zbyt wiele filmów polskich;
kłopoty z drukarką miałam i, o dziwo, wszystkie chłopaki z osiedla tak samo (dlaczego nie znam dziewcząt stąd?)
wybrałam się na sentymentalny spacer do knajpy, o której wiedziałam, że już nie istnieje.

poza tym powietrze twardnieje.

(wedle zasad: wstęp, rozwinięcie i zakończenie)
 
2004.09.29 23:49:08 | link | komentarz (3)
gdybym tak umiała- w każdej chwili, sekundzie wręcz- opisać WSZYSTKO, to wraz ze mną dalibyście sobie w łeb, bo nie warto nic.
podlewam kwiaty na parapecie (nie warto- i tak zdechną prędzej, czy później)
zmywam naczynia (nie warto- i tak się wytłuką)
łykam witaminy w formie arbuza, pomidora i innych darów natury (nie warto- i tak za chwilę albo grypa, albo inna przypadłość niekoniecznie wirusowa)
walnę sobie w łeb (nie warto- i tak prędzej czy później coś w ten deseń się ze mną stanie)
więc rzygam sobie tymi swoimi kamykami, pada deszcz, park jest cichy i szumi, a w zlewie czeka ufo.
a jak się oleje ufo, to się siada tyłem do wszystkiego, robi się samolot z kartki papieru i rzuca się nim. jak wypadnie za okno- wygrałaś. jak się odbije od szyby- przegrałaś.
(sprawdź wcześniej okna. daj sobie szansę)
 
2004.09.28 18:18:00 | link | komentarz (3)
a w ogóle to przestało mi się chcieć. przestało mi się chcieć pisać o czymkolwiek. czuję się jak trybik zacięty na amen w jakiejś machinie.
piszę o tym do Mo, a ona, że ma kilka wolnych wejściówek na festiwal filmowy i że może mam ochotę się niby wybrać. i wymienia, na jakie filmy ewentualnie. więc sięgam po rozpiskę. i co my tam mamy?
"Mistrzowie"
Pełna ironii opowieść, której akcja toczy się współcześnie w podupadłej wiosce w Sudetach. Rozprawia się z mitami narodowymi, z hokejem, złudzeniami, miłością i bezrobociem. Dotyczy ludzi, którzy za czymś tęsknią, są zakochani czy oszukują, a także tych, którzy czasem wierzą w bzdury.
"Kontrolerzy"
Kto z nas nie chciał choć raz w życiu wyrwać się ze znanego sobie środowiska? Zniknąć z powierzchni ziemi. Dla dwudziestolatka Bulcsu taka chwila właśnie nadeszła.
Ten film to szczególna mieszanka fikcji i rzeczywistości tam- pod ziemią. Film opowiada o dramatycznych, ale też zabawnych relacjach pomiędzy pasażerami i kontrolerami biletów w metrze. To opowieść o Pędziwiatrze, który uważa się za członka Stowarzyszenia Wyzwolenia Pasażerów; o Szofi, córce upadłego maszynisty, w której zakochuje się Bulcsu, mimo że jego wybranka jest przebrana za niedźwiedzia; o Mrocznej Postaci, morderczej machinie. Nikt nie wie kto to jest.
"Dmuchawiec"
Rodzina nastoletniego Masona prowadzi życie pełne niemej desperacji. Rodzice wciąż oddalają się od siebie i od niego. Matka nieustannie łyka tabletki i pije. Sfrustrowany ojciec nieustannie myśli o szansach, jakie w życiu zmarnował. Ukochany wujek jest chory psychicznie, a przyjaciel Eddie męczy się pod władzą despotycznego brata.
"Freakstar 3000"
Parodia programu „Idol” z udziałem kandydatów upośledzonych umysłowo.
"AnnaOttoAnna"
Związek Otta i Anny osiągnął punkt zwrotny. Po kolejnej kłótni nic nie jest już jak dawniej. Przerażony Otto uświadamia sobie, że jest uwięziony w cofającym się świecie, w którym idzie do przodu, do początku dnia. Stawiając czoła demonicznemu didżejowi, gramofonom grającym do tyłu oraz tajemniczemu sobowtórowi Anny, Otto stara się uciec od koszmaru.

i też nie wiem, co odpisać.
 
2004.09.28 17:40:04 | link | komentarz (3)
"Cześć Córcia,
jak się miewasz ?
Zdrówka życzę.
Ojciec"

od godziny zastanawiam się, co odpisać.
 
2004.09.23 23:16:55 | link | komentarz (5)
czuję się strasznie, wyglądam okropnie. wydmuchuję siebie w przebiałe chusteczki, królicze oczy mam, podrażnione nozdrza i jeszcze bezsenność.
całe miasto układa się do poduszki, a ja nie. bo jak się położę, to się uduszę.
jestem kapryśna jak conajmniej księżniczka z kraju ropą naftową płynącego.
mam temperaturę w głowie- no przecież.
życie w ciągłym stanie podgorączkowym i wrażenie gorączki rzeczywistej jest jak objawienie: kurde, to niemożliwe, ten brunet spotkany na światłach w rodzinnym mieście wcale nie był piękny jak abisyński książę;)
[otarłam się o pięknego bruneta; miał oczy jak granatowa woda bez dna]
 
2004.09.21 23:19:27 | link | komentarz (4)
bawimy się dzisiaj
 
2004.09.21 01:12:59 | link | komentarz (1)
Nils Petter Molvaer gra "Khmera"
 
2004.09.18 00:11:54 | link | komentarz (4)
wróciłam z wakacji totalnie. jest ok. nie plączą mi się ani rzęsy, ani palce; a łzy to nie pamiętam- gdzie je chowałam.
nie nakładają mi się sytuacje, nie kontrastują reakcje.
(nie wszyscy będą szczęśliwi- w bajki nie wierzę)
ale za to bossska jesień za chwilę; listki z drzew i zimne grudki pod sandały, co zapomniały.
(śnią mi się prologi do snów z września zeszłego roku- a fe)
po milionsetnej rozmowie z mamą myślę, że ma mama problem z sobą; a że ja nie jestem specjalistką w mamy problemach... sorry...
ojciec ma kłopot z łysiną. i z tą panną, co jej kiedyś zdjęcia na golasa robił. panna chce, żeby papa się chajtnął. z nią oczywiście.
mam w dupie wasze problemy. nie wikłajcie mnie w nie. bawcie się dobrze- mamotato.
 
2004.09.09 17:13:55 | link | komentarz (6)
zaraz mnie znowu opieprzą, że kasuję notki:) jak poprawię tę ostatnią, to znów ją tu wrzucę- spoko.
 
2004.09.07 21:47:14 | link | komentarz (3)
niby jestem już tutaj, ale pod powiekami ciągle płonie ognisko.
[dzika plaża nad Bugiem, gwiezdna mapa nad głową, a pod spokojne wreszcie nogi- iskry]
 
2004.08.26 21:51:58 | link | komentarz (6)
widzę deszcz.
myślę- a pójdę w deszcz.
pierwsze krople na skórze są jak balsam.
po minucie obcowania z wodą z nieba myślę, że to tylko zimne i bezduszne duplikaty kropel.
bo ja deszcz inaczej pamiętam. bo kiedyś to było tak jakoś cieplej- sweter ciężki wodą, powieki kapiące; zamknięte szyfrem z poplątanych rzęs- grafomania normalnie, ale tak właśnie pamiętam.
 
2004.08.25 23:45:11 | link | komentarz (2)
a gdyby tak zabłądzić między myślami...
"takimi o szarych kominach, co jak okazałe chuje strzelają dymem w niebo?"
gdyby tak sobie skręcić spojrzeniem i nie widzieć kolesi, co patrzą na dzień w noc, i na noc w dzień; na te kominy, na strach gnijący im w gaciach?
uprawiając turystykę "zaokienną" odkrywam coraz to nowe obszary. i znów czuję się jak pasażer- widok zza okna jest mijanym obrazkiem.
i ta nadzieja. ta dopiero to dziwka! siada nadzieja za szybą i macha. a jak podbiegasz z kieszenią uzbrojoną w gumki, to mówi zza szkła, że teraz modne są plastry, albo inne badziewia.
cholera- coraz chłodniej mi się myśli.
 
2004.08.14 22:34:31 | link | komentarz (3)
za siedem godzin wsiadam do autobusu i tyle mnie widzieli. miotam się, bo przypominam sobie, że to jeszcze może będzie potrzebne, może tamto, jakby to rzeczy były najważniejsze- no halo- przywołuję się do porządku.
(zostawić otwartą lodówkę
zakręcić wodę
wyłączyć korki
wyrzucić śmieci)
 
2004.08.14 03:08:04 | link | komentarz (9)
po dłuższej chwili namysłu uznałam, że nie warto. żalić się, wałkować w jedną i drugą stronę.
 
2004.08.11 17:35:28 | link | komentarz (5)
kilka nocy temu to było.
że za wszelką cenę nie chciałam być pionkiem w grze, a sen na siłę próbował uczynić ze mnie kolorowy kawałek plastiku i wraz z innymi bliźniaczymi plastikowymi główkami puścić po planszy. pionki takie jak w bezmyślnym chińczyku, co się kostką rzuca i się jedzie- kto pierwszy- lepszy jest.
a plansza to była tafla wody. basen jakiś w lochach o ścianach z kamienia.
były tam po drodze bitwy i gonitwy, przeciąganie i inne takie. odkryłam, że po powierzchni wody spacerują złoczyńcy, a zwykłe pionki skaczą i toną w okamgnieniu pod wodą.
dotarłam na powierzchnię z pistoletem w dłoni i nim wybiłam wszystkich sukinsynów- przetarłam oczy wpatrując się w 6.40 na wyświetlaczu komórki.
 
2004.08.05 19:14:48 | link | komentarz (9)
od dłuższego czasu czuję, że moja głowa przypomina zakręcony kran. sucho w głowie. sucho a nie czysto- jak to kilka dni temu próbowałam nazwać. nie umiem nawet opisać kopania kamyka na scieżce, którą co rano idę z psem. żyję jak automat. wstaję, spacer, śniadanie, spacer, herbata, papieros, trochę zadanego pisania, jakaś książka, spacer. jeśli ktoś spyta co słychać, zwykle mówię, że w porządku. potem przychodzi wieczór- trochę dźwięków, jakaś książka. kładę się spać, nic mi się nie śni. potem wstaję, spacer...
a. i nie potrafię sobie odpowiedzieć, czego chciałabym tak naprawdę.
 
2004.08.05 00:20:08 | link | komentarz (4)
"Bejbe,
tak na goraco jedna prosba. dzisiaj na kolejnym zebraniu uslyszalam ostrzezenie, ze przed kazdym kolejnym zgloszonym tekstem uslyszymy pytanie "dlaczego mamy o tym pisac akurat w tym tygodniu?" numer zerowy, ktory przygotowujemy ma byc aktualny w drugim tygodniu wrzesnia (hihi). czy jestes w stanie dorobic ideologie pod tym katem? a jesli nie, to nie bedziemy sciemniac, tylko trzeba dobrze umotywowac dlaczego w ogole sie tym teraz zajmujemy
scisk
m."

"jasne, rozumiem, kumare i te sprawy, ale nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała, jak się ma początek sierpnia do połowy września? jak się to ma do podziału "tygodniowego"?
jak mam w sierpniu pisać coś, co ma być fresh w połowie września... no pfffff ogromne...
pomyślę jutro. na razie- zniesmaczona polityką nielogiczną pisma lecę w objęcia Morfeusza.
derektorom chuj gdzieś tam, gdzie nie lubią.
brrr.
d."
 
2004.07.28 04:30:08 | link | komentarz (13)
"kurde, na tym zdjeciu to jestes taka delikatna i drobna"- to przyjaciel dzisiaj.
od siebie dodam, że jutro zaczynam kolejną rozgrywkę. w ping ponga- tak nazwijmy tę zabawę.
myślę sobie, ze zdjęcia w cv to coś, co bardzo myli.
myślę nawet, ze cv psują się od głowy- przynajmniej te, które zaczynają się od zdjęcia.
 
2004.07.25 15:25:28 | link | komentarz (4)
za dnia włóczę się z psem po okolicy, upał jak budyń leje się na nas i nijak powstrzymać to świństwo.
 
2004.07.25 15:10:08 | link | komentarz (0)
rano glamowy David Bowie, potem szybkie pichcenie i ciągle ból jak najbardziej fizyczny zagłuszany snem dzięki proszkom.
pomiędzy tym wszystkim propozycja całkiem sensowna, ale na zrobienie konspektu mam czas do przyszłej środy.
mam więc czas. mam czas. na sen pomiędzy niczym a niczym, na zaległe filmy, na niemyślenie- o - niczym.
 
2004.07.23 10:54:28 | link | komentarz (3)
sobota.
przyjechali kilkoma samochodami, wysiedli pod moimi oknami, zakasali rękawy flanelowych koszul i raz dwa trzy rozebrali kilka ulubionych bazarowych bud: tę z indyjskimi drobiazgami, ulubiony warzywniak i tę, gdzie co rano kupowałam chleb. potem ogrodzili powstały plac, porozrzucali wkoło to, co z bud zostało i pojechali.
poniedziałek.
jest późny wieczór. stoję na balkonie u sąsiadów. palę papierosa wydmuchując dym w niebo, a sześć pięter niżej, na bazarowym cmentarzysku osiedlowi menele urządzili sobie "bankiet". czterech ich i ona jedna- ruda Małgośka, niedorozwinięta tutejsza dziewczyna "do wszystkiego". krzyczą, szarpią się, pociągają z butelek. na widok rozbierającej się Małgośki robi mi się niedobrze. zamykam za sobą balkonowe drzwi.
wtorek
jak co rano przeciągam sie stojąc w oknie. spoglądam w dół: między stertą desek a kupą połamanych gałęzi różowa sukienka Małgośki.
(ilekroć spoglądam w dół- męczy mnie ta różowa plama)
 
2004.07.22 17:24:08 | link | komentarz (4)
czasem mam dość.
czasem mam dość, rzucam więc wszystko i wychodzę. najbardziej lubię iść w deszcz, albo w ciemność, albo jakikolwiek inny stan aury, który daje mi gwarancję, że spotkam na swojej drodze jak najmniej ludzi. idę sobie wtedy i myślę o niczym, zupełnie jak tutaj, gdzie o niczym dla odmiany piszę.
 
2004.07.22 05:08:08 | link | komentarz (5)
chwilę temu dotknęłam ustami czegoś, co było znane mi. i ładne nawet.
ale to było chwilę temu.
(reszta to było bla bla bla :)
 
2004.07.20 07:31:08 | link | komentarz (2)
mama na zdjęciach jest piękną dziewczyną. naturalnie tańczy w parku i obraca w pył dmuchawcowe fraktale nie patrząc, że fraktale to jakaś wyższa matematyka (jak dla mnie przynajmniej).
mama nie ma do nauk ścisłych ani grama głowy.
a ojciec- ten to jest tytan logiki- dopóki góry nad nim nie weźmie zwykłe wkurwienie.
do zdjęć zawsze pozował i nadal tak jest.
a jak już się tak stanie, że maleńki zarzut jakiś, błąd malusi w rozumowaniu tatusiowym ktoś wytknie, wówczas na oślep udowadnia wszystkim wkoło, że jest od nich lepszy- nieważna dziedzina. jest mistrzem w zmianie tematu.
(starzy w separcji, bo rozwód to "grzech".)
od lat jestem ogniwem, które żyje własnym zyciem, co jakoś ciągle im umyka.
oboje wyszarpują ze mnie co swoje-i mam tego, kurwa jasna, po same dziurki.
mama- dmuchawiec już chyba wie, tylko ojciec jak zwykle udaje, że dupa- prawda, przygotowując sobie w tajemnicy miękkie lądowanie.
 
2004.07.18 19:13:48 | link | komentarz (5)
z tym pytaniem o stan cywilny i dzieci- w przypadku kobiet starających się o pracę to ewidentna ściema.
bo jeżeli w moim wieku nie mam męża, to pewnie za chwilę wyjdę za mąż, tak? jeśli wyjdę za mąż, to na pewno pojawi się dziecko, tak?
a jeżeli mam męża i nie mam dziecka, to tym szybciej będę je miała. dobrze rozumiem?
wykładanie mi takich teorii jest upokarzające i kompletnie poniżej pasa- chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego.
zdarzyło się nawet, że jedna paniusia podczas rozmowy o pracy zadała pytanie: "a z kim pani mieszka?"
kiedy wysoce zdumiona zapytałam- jak to się ma do moich kwalifikacji- w odpowiedzi usłyszałam, że pyskatych jej nie potrzeba i pożegnała chłodno. wyszłam z ulgą, bo prowadzenie tej konwersacji dalej żadnego sensu nie miało.
 
2004.07.18 07:51:28 | link | komentarz (0)
a jak słyszę tekst o "zbyt dużym" doświadczeniu zawodowym, to normalnie słabooo mi; oj, jak słabo.
"pani to u nas posiedzi, dopóki szybko nie znajdzie czagoś lepszego- tak za kilka tygodni."
siedzę sobie, hehe, we własnym domowym fotelu już ze trzy miesiące chyba i czekam namiętnie na kogoś, kto z sensem zada mi kilka pytań.
 
2004.07.18 06:34:48 | link | komentarz (0)
pojadę jutro "tramwajem na targ niewolników". zaprosili.
żeby tam od razu w zęby zaglądali- nie sądzę, ale jak zapytają o stan cywilny i macierzyńskie plany, to po raz nie wiem który trzasnę drzwiami.
nie widzę powodu, dla którego miałabym tłumaczyć obcemu, dlaczego tak, a nie inaczej widzę siebie.
 
2004.07.16 19:34:08 | link | komentarz (0)
a dzisiaj dla odmiany potulnie siądę przed tiwi odbiornikiem, bo "Sokoła maltańskiego" odmówić sobie nie mogę. 21.00 na TCM.
(i nie ma mnie wtedy dla nikogo- żeby jasne było)
 
2004.07.12 17:49:08 | link | komentarz (2)
jeździłam dzisiaj trochę po mieście.
miało być chłodne lato, a smoła z powietrza osiada na włosach, myśli są jak spocone strąki.
ulice mają ten swój specyficzny letni kolor wyblakłej szarości, duchota pada mi na mózg i kupuję bez mrugnięcia okiem "Dzienniki 1950- 1962" Plath i czerwoną Ayę Rl- druga pozycja z listy za śmieszną monetę.
w księgarni biorę na chwilę do ręki gazetę, co się sprzedaje jak świeże bułki i wypala mi "toto" wzrok.
w tym mieście jestem pasażerem, tylko pasażerem. coraz częściej myślę o sobie w jakiejś inno- miejskiej konfiguracji.
 
2004.07.09 21:58:08 | link | komentarz (3)
zamarzyły mi się szerokie spodnie z ulubionego materiału. w sklepie bławatnym wypatrzyłam belę pięknego lnu w odcieniu grafitu. kupiłam odpowiednio więcej, bo len ma to do siebie, że w czasie prania lubi się skurczyć. wedle zaleceń tkaninę uprałam i uprasowałam.

i nie będę miała szerokich spodni z ulubionego materiału. muszę zadowolić się prostą sukienką na cieniutkich ramiączkach ze sporym dekoltem. Lidka się śmieje, że moje cycki i kolana od dawna prosiły o coś takiego.
 
2004.07.09 14:33:28 | link | komentarz (1)
a tak naprawdę to nagle zatęskniłam do tego czasu, kiedy wstawałam jakimś zasranym ranem, szłam w ten ciemny niby- ranek z muzyką w uszach, paliłam papierosa za papierosem i stukało we mnie wszystko radośnie na myśl, że za parę godzin wstanie dzień.
właściwie to nie wiem, skąd ta tęsknota, bo to wcale niefajny czas był, ale spacery tuż po czwartej wspominam z rozrzewnieniem niejakim.
i dźwięki z tych zajebistych słuchawek, co spokojnie mogą robić za nauszniki. no bajka.
 
2004.07.07 10:17:48 | link | komentarz (3)
bo to jest tak: ostatnio czytałam jakieś kompletnie rozrywkowe książki. takie co to przemyka człowiek wzrokiem po zdaniach, gładko przełyka i nawet nie zawaha się ani na chwilę nad jakąkolwiek zbitką- no, przemyka i już.
czytam tych książek kilka jednym ciągiem, przelotem, mignięciem takim rozluźniającym mózg i nagle przychodzi ochota na coś innego. żeby się rozsmakować, pomyśleć.
nawet zachłysnąć.
Sylvia Plath. tak, wiem- dużo S.P. ostatnio wkoło- film, dzienniki.
uległam reklamie, choć może nie do końca?
nie poszłam do kina. nie nabyłam tomu.
kolejny raz wyciągnęłam z biblioteczki "Szklany klosz".
czytając Plath czuję, że widzę to, co ona opisuje. że patrzę jej oczami i myślę zupełnie na melodię jej słów.
jak pisze o telefonie białym niby ludzka czaszka na biurku, to zamykam tę książkę i długi czas wpatruję się w szybę autobusu, którym właśnie jadę i nie myśląc o celu podróży gapię się w punkt na horyzoncie gładząc okładkę.
 
2004.07.05 08:50:48 | link | komentarz (1)
nic mi się nie śni, nic się nie dzieje, chyba że te dwa pisma z prokuratury, które przyszły na adres, pod którym nie śpię od kilkunastu lat.
moja suka poczochrana, ja taka nieuczesana- czyli nic, nad czym warto byłoby się pochylić.
 
2004.07.01 23:04:08 | link | komentarz (2)
bolą mnie ramiona od bezsensownego wyrzucania ich przed siebie.
tytoń jest taki słodki po wytrawnym winie.
 
2004.07.01 20:00:08 | link | komentarz (1)
energia krąży. myśli przyciągają myśli.
w tym cholernym nurcie szlamowym można czasem złowić muszelkę.
 
2004.07.01 06:04:28 | link | komentarz (4)
zachmurzyło się, zagrzmiało, popadało. siedziałam wtedy na parapecie u Stacha. jedliśmy truskawki a nasze psy biły się o małą czerwoną piłkę. postanowiliśmy wymienić się usługami: Stach zrobi mi remont sufitu w łazience, ja w zamian skopiuję mu "Aux armes et caetera" i "Mauvaises nouvelles des etoiles" Serge'a Gainsbourga. wchodzę w ten układ bez szemrania.
 
2004.06.26 21:56:08 | link | komentarz (2)
(i dla równowagi)
jedziemy tym przeklętym 189, upał spływa nam po skroniach, skajowe siedzenia śmierdzą i kleją się do pośladków. patrzę na dwie nastolatki i zachodzę w głowę co im się stało w twarze? dociera do mnie, że to niewolnice tanoreksji, zakładniczki cekinów i wściekłego różu. otwieram okno i wychylam głowę najdalej jak mogę. łapię wiatr w usta, zamykam oczy, lecę.
 
2004.06.25 03:38:28 | link | komentarz (0)
teraz to już tylko zasnąć starannie.
 
2004.06.24 05:39:48 | link | komentarz (7)
świetnie, świetnie. alkohol plus ja i plus komputer oczywiście to nie jest najlepsze z połączeń. swoje odespałam, wstałam, przeczytałam, za głowę się złapałam i czym prędzej wywaliłam.
 
2004.06.21 23:13:48 | link | komentarz (4)
chociaż ten Davis po Pythonach to też od czapy pomysł:)
 
2004.06.21 23:06:08 | link | komentarz (1)
robimy sobie tradycyjny niedzielny maraton filmowy. ustaliliśmy kolejność. zaczynamy "Żywotem Briana", drugi w kolejce "Sens życia wg Monty Pythona". potem "The Miles Davis Story", a na koniec zupełnie od czapy "The Kid" z Chaplinem. w takie dni jak dzisiaj żałuję, że nasz monitor telewizyjny ma tylko 14 cali.
 
2004.06.21 13:15:48 | link | komentarz (2)
(porządkuję- przeglądam, wyrzucam, co nieco chcę zostawić)
" i teraz...
Zwykłe szare życie. I czy warto było- takie słowa.
Czasem myślę o tym, co się stało i sama nie wiem, czy warto, czy niekoniecznie.
Nie wiem. Do dzisiaj nie wiem.
A czy są takie osoby, o których myślisz; które umarły, ale żadna ciepła myśl Twoja wokół nich nie krąży? Bo ja mam.
Był taki J. Pojawił się w moim życiu po prostu stukając w drzwi, za którymi mieszkałam jako siedemnastolatka. Zapytał wspólnego znajomego, czy zna pannę fajną.
Padło na mnie. Do mnie zapukali. Kolega poszedł, J został. Na kilka jednostek czasu (bo nie umiem ich podzielić wedle istniejących, ogólnie przyjętych miar jakichkolwiek) w mojej głowie.
Był zły do szpiku i interesujący tak samo. Piękny fizycznie, diablo zły w inteligentnej głowie. Prawdziwy szatan- jedyny, jakiego spotkałam. Taki w czystym wydaniu- ewidentna esencja zła. A jednak...
Nie ma go. Umarł na bruku- dosłownie. Złoty strzał. Piękny zły umarł na łódzkim bruku.
Chłopiec zawsze miał problem z narkotykami, choć nigdy nie zszedł na dno dna. Do końca ciało doskonałe, paznokcie czyste, włosy uczesane, mowa gładka. Mało wtedy wiedzialam...
Odszedł bardzo intymnie. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Matka i cały komisariat szukali chłopaka kilka tygodni.
Wraca do mnie cała przeszłość; bumerangiem wracają książki od J, płyty od J, przedziwny medalion, który ode mnie wyłudził...
Był zły- dobry.
Nie ma go.

Jest inne życie, które on na pewno jakoś tam ukształtował, ale nijak go wspominam.
Bo oprócz wszystkiego- zrobił mi naprawdę wielkie kuku.
Tak. A jednak myślę czasem, że w osobie J całe sedno tkwi; że to żądło, co kąsa. Czasem całkiem silnie.

Nie chcę głębiej drążyć. Wystarczy, że wiem."

 
2004.06.18 09:52:28 | link | komentarz (0)
wyglądam za okno, a na prawo dzikie słońce pasie się na szybach pobliskiego kombinatu, razi w oczy pomarańczowo. obserwuję ten obrazek od lat. czasem myślę, że wyżera oczy, że nie można patrzeć, bo tylko oślepnąć i umrzeć.
dla równowagi- po lewej- cmentarz.
taaa... mam bardzo miejski taki widoczek z okna- kominki, supermarkecik, bazarek.
z wszystkich tych słów jedynie ostatnie akceptuję w zdrobnieniu, choć nie powiem, niełatwo było się przyzwyczaić.
w rodzinnych stronach to był po prostu targ. były kury, czeskie tenisówki i bawełniane sukienki żywcem z Węgier przemycone.
 
2004.06.15 15:35:18 | link | komentarz (3)
kobieta- ryba w sukni z łusek. dostojnie omija wodorosty wpatrzona w jeden punkt przed sobą. kobieta- ryba z grzebieniem na karku, z dłońmi zwiniętymi w pławny pęcherz. lawiruje między haczykami odzianymi w kulki chleba zmieszane ze śliną niedoszłych oprawców, albo w wijące się dzdżownice. kobieta- ryba w ciszy odmętów.
jestem dzisiaj kobietą- rybą. plan na dziś: omijać łowiska.
 
2004.06.16 07:16:28 | link | komentarz (2)
siedzę i zwijam gumę w kuleczkę językiem. masuję podniebienie. oddaję się nie- myśleniu.
nie- myślenie jest stanem, który wyzwala we mnie niebezpieczną szczerość. zazwyczaj mielę wtedy ozorem to i owo niepotrzebnie, a potem zasypuję piaskiem, zacieram ślady.
guuupia doro. kawałek dziecka zatrzymany pod. gdzieś pod.
do guuupiej doro docieram po kawałku, czasem nawet odkryję coś tam potajemnie, ale jak duża mąąądra doro wkracza- to normalnie esesmański dryl i pościel pod linijkę.
przedziwne dwie we mnie, totalnie rozkoktajlowane: jedna "od- do", druga "moje niebo- moje piekło, a reszta... no... niech się wali"
 
2004.06.09 20:16:48 | link | komentarz (3)
od dłuższego czasu nie chcę mieć nic do powiedzenia. tak sobie z boczku czasem poobserwuję to i owo, przespaceruję sobie, ale żebym miała chęć na wniknięcie w cokolwiek- to ja tak nie bardzo.
doranoc na długo. do widzenia conajmniej za tydzień.
zamierzam podlewać cudzy ogród, cudze psy karmić, parzyć herbatę w cudzym dzbanku.
i jeszcze lubię to.
jak fajnie jest, gdy człowiek ma gdzie uciec.
 
2004.06.06 02:57:48 | link | komentarz (1)
bo nocą myślenie moje idzie w ruch.
nocą spokój nie jest jakąś chorobą, nocą bieg po sukces wydaje się karykaturą- nieważne jaki dystans.
nocą dziwią mnie moje dzienne lęki.
przecież ich tak naprawdę nie ma.
 
2004.06.06 02:32:37 | link | komentarz (0)
noc noc.
chrapanie.
w plecy drapanie.
świeże powietrze ścina się w chłodzie. studzą się asfalty, drzewa milkną we śnie. małe samochody marzą o dalekich trasach.
fajne filmy w głupiej telewizji. fajna muzyka i brak reklam w radiu.
świeczka na biurku.
taka miła cisza w głowie, że myśli nawet słychać.
patrzę w sufit.
cyt cyt.
noc- moc...
 
2004.06.01 22:46:39 | link | komentarz (1)
idę złapać deszcz do butów, posłuchać muzyki z rynien.
przypaliłam sobie linie papilarne na lewym. tym od wskazywania.
dla ochłody chcę iść w wodę z nieba.
 
2004.05.28 12:42:34 | link | komentarz (2)
mam dziś ochotę na wszystko. absolutnie.
 
2004.05.28 11:53:10 | link | komentarz (0)
marią raczej, niż Marią.
 
2004.05.28 02:19:54 | link | komentarz (0)
zasnął...
między kubkiem przejrzystym, a Marią.

nie chciałam, żeby na mnie czekał.
bo ja to do poczekalni; do takiej swojej się tylko nadaję.
z tymi nieuzasadnionymi snami i gównianym rzeczywistości poczuciem.
 
2004.05.25 14:48:41 | link | komentarz (0)
śniło mi się coś nieistotnego- jakaś pęknięta rura w moim mieszkaniu, którego na dodatek nigdy na oczy nie widziałam, bo to nie była ta klitka z realu. biegałam po piętrach w poszukiwaniu jakiegoś faceta, który pomógłby mi unicestwić ogrom wody na podłodze. pod stopami urywały się po kolei schodki i szorując kolanami o jakieś ściany spadałam niżej i niżej.
i nagle cięcie.
ciemne pomieszczenie. poznaję salę od polskiego z podstawówki. za oknami noc bez gwiazd. przestrzeń dookoła rozświetla śnieżący monitor włączonego telewizora. poznaję Jacka, obok siedzi Wojtek, ktoś jeszcze i jeszcze, ale nie widzę twarzy. za biurkiem polonistka. wszyscy hipnotycznie wpatrzeni w to "nic" w odbiorniku. i jak w transie- kiwają się lekko raz w lewo, raz w prawo, w tym samym rytmie. pamiętam, że przyszło mi do głowy wtedy, że bujają się jak makówki na wietrze, bo mieli takie duże głowy osadzone na wątłych szyjkach.
następne cięcie. potyczek z pękniętą rurą ciąg dalszy.
 
2004.05.24 23:52:22 | link | komentarz (1)
skóra jak upał, palce jak popiół, mózg jak kisiel, miasto jak krematorium. myśli jak cyklon b.
aspiryna. jak mały kwaśny krążek. jak obietnica 36,6.
 
2004.05.24 18:28:56 | link | komentarz (3)
zimno w palce, zimno we włosy, pieszczą mnie dreszcze. w gardle rośnie kaktus. próbuję wyrobić się ze zleceniami na środę.
słucham: "zdarzam się, czasami zdarzam się, już tylko zdarzam się bo nie ma mnie", a słyszę Kazika- "spalam się, dla ciebie spalam się, spalam się, dla ciebie spalam się"
na termometrze 37.
 
2004.05.22 23:30:47 | link | komentarz (2)
te cholerne podstępne telefony.
niby pogadać, niby wsączyć komplement, że ach, ten prezent, co go wręczyłam Zuzance- to był taki super extra i orgazm w sprayu, że ktoś tam chce sobie taki nabyć, tylko gdzie i za ile i czy może pomóc mogę.
i nagle maleńkie skromne pytanko, tak mimochodem wtrącone, takie mikre i nieistotne- a kolczaste. bo taki był zamiar.
"rozmawiałaś?"
"rozmawiałam i wszystko ok"
"a to ciekawe..."
"coś się stało? mów!"
"a nie, nie, jeszcze nic, ale..."
wyłączam wszelkie możliwe ścieżki dostępu. żadnych telefonów. zignoruję dzwonki. wała.
dajcie spokój. to nie moje sprawy.
bardzo wkurzające są próby angażowania mnie w jakieś familijne spory.
odwalcie się, dobra?

 
2004.05.22 18:01:15 | link | komentarz (1)
od dwóch dni uparcie idziemy do Wrót Baldura;)
 
2004.05.22 00:20:50 | link | komentarz (1)
ciepłej babce sto lat i dla glona wszystkiego dobrego
 
2004.05.21 00:27:24 | link | komentarz (2)
nie umiem wytłumaczyć dlaczego nie przytulisz mnie w każdej chwili. czasem nie chcę.
nie przytulać teraz masz. bo tak..
nie umiem powiedzieć dlaczego nie pogadasz ze mną kiedy Tobie się chce pogadać.
na wszystkie Twoje pytania mam taką jedną odpowiedź, zupełnie jak pani urzędniczka skądśtam: "bo tak"...
wiem, jestem dzisiaj kolczasta. zrozum mnie. nie przytulaj.
daj mi samej zasnąć.
 
2004.05.17 14:12:44 | link | komentarz (3)
jest też i tak, że próbuję znaleźć w głowie powód dla którego nie miałabym sobie dzisiaj popłakać, pochlipać w kącie. i nie znajduję. rośnie mi kula w gardle.
jakie kurwa mać wszystko jest bez sensu.
wychodzę z domu tylko dlatego, że fajki się skończyły i suka siku musi.
każda z nas ma swoje fizjologiczne potrzeby.
 
2004.05.17 00:11:29 | link | komentarz (1)
na przystanku tramwajowym patrzył na mnie chłopiec. bez imienia. taki blondas, smyk z lizakiem przyklejonym do nosa. a może to była landrynka taka wielka?
schowany za cukierkiem malec z głową jak przekwitły mlecz.
"buziaka daj"- mówił zza tego cukru czerwonego skondensowanego.
serio.
 
2004.05.15 22:20:44 | link | komentarz (2)
spęd rodzinny- totalna Babel.
po tej samej wódce gadamy jakby każdy do siebie bardziej. ale inaczej. mocniej.
do siebie...
no tak.
bo do kogo?
 
2004.05.13 00:02:25 | link | komentarz (6)
nagle mus na wschodnią stronę miasta jechać.
rzadko bywam w tych rejonach. mówi się, że niebezpiecznie tam. dziesięciolatków stamtąd toczą choroby, o jakich nie śniło się podobno trzydziestolatkom z drugiej strony rzeki.
pojechałam. wylądowałam na rondzie otoczonym straganami.
na straganach soc- zastawy, longplaye Zdzichy Sośnickiej, Expressy Reporterów, Czterej Pancerni.
wytłamszeni panowie wyciągali fucki w moim kierunku- wszystkie dwa, jakie mieli; lewy i prawy fuck na widok panny z lewego brzegu.
może i chciałabym na chwilę pochylić się nad czajniczkiem z gierkowskiej ery, może pogrzebałabym wśród Zoch, Zdzich, Maryl i innych Mietków. może...
chęć zabicia mnie za inność zabiła we mnie chęć na cokolwiek.
jak inna byłam?
nie wiem. nie sądzę, że jakimś cholernym wypierdkiem czy wyjątkiem byłam w tamtym miejscu, a jednak dali mi do zrozumienia- żem intruz.
i żebym szybko spierdalała na swoją bezpieczną stronę rzeki.
 
2004.05.11 22:32:49 | link | komentarz (0)
tak naprawdę to nic się nie dzieje. wszystkiemu, co próbuje się dziać- ukręcam łeb. wolę tę nieważkość od balansowania- nie chce mi się przewidywać: spadnę, czy nie.
dostałam zlecenie z uwagą, że zamawiają u mnie, ale także u kogoś jeszcze i żebym się nie obraziła przypadkiem, jak wybiorą tamto.
wykonałam. na totalnym luzie. bez spinania się, bez potrzeby rywalizacji.
rano telefon, że jedziemy z tym moim.
a jednak satysfakcja.
 
2004.05.10 00:10:31 | link | komentarz (4)
zniknęły płyty z podłogi, książki, stos gazet wszelakich, trzy pary butów, drukarka i zapas tonera na cały rok. we wnęce półka nowa sześciopiętrowa i tam wszystkie te skarby. biurko przysunęłam do półki. zyskałam sporo miejsca.
sprawdziłam się jako architekt domowej przestrzeni.
robię co mogę, choć nie umiem wykrzesać z jednego pokoju dwóch pokoi.
a cholernie potrzebuję.
dla zwykłej higieny, jeśli tak to można nazwać.
 
2004.05.05 01:14:17 | link | komentarz (4)
ta chwila WIOSNY to mój ulubiony czas między chłodem a chłodem.
mogłabym właściwie rozwinąć, że te pory roku w kolorze stali urozmaicam sobie na różne sposoby, ale niekoniecznie radośnie wracam myślami w pognieciony język i sny pośpiesznie rano prasowane, żeby tylko pasowały do postawy zwartej i gotowej, zapiętej na guzik jedyny, obleczony alergonośnym niklem...

grzebię sobie za dnia w ziemi, sadzę ozdobną tykwę jednoroczną. i rabarbar.
mam ciepło między włosami. pierwsza opalenizna piecze.
przypadkowo wykopane dżdżownice lądują wśród lubczyku.
dżinsy won. nikiel won. wszystko won.

chciałabym mieć swój ogród.
na razie mam kilka grządek w ogrodzie Mo.

 
2004.04.30 12:02:18 | link | komentarz (2)
wieś czeka. zielone czeka. zapas whisky. ognisko do świtu. pa!
 
2004.04.28 22:21:33 | link | komentarz (1)
taki wieczór był, co to się pali, pije, gada, słucha. goście przychodzili i wychodzili; poker w kości na przedłużenie pożegnania.
a jak wychodzili to szurali podeszwami o posadzkę- głośno podobno było.
a ja taka nudna do bólu.
brzucha. wątroby. mózgu.
i w głowie nudno.
coś by się w końcu wydarzyło; BUM jakieś pożądane wielce, a tu same takie poukładane, możliwe do przewidzenia sytuacje: wstaję rano pognieciona, w ciągu dnia jakoś tam osiągam stan naturalnego uprasowania, by zaraz pomarszczyć się w tempie, w którym słońce osiąga horyzont zachodząc, a potem to już noc. noc, proszę państwa- moja ulubiona pora.
a rano lubię pamiętać swoje pogniecione (a jakże) sny.
 
2004.04.27 01:18:18 | link | komentarz (3)
PUSTKI rządzą:)
 
2004.04.24 00:50:29 | link | komentarz (4)
znienacka pociągam z dwóch papierosów, znienacka napadam na dwa drinki.
i jest w tym moc.
w tle płyta z gitarami, z poszarganym głosem; perkusja jak kałasz. czasem spowalnia i myślę sobie, że ta sytuacja to może z palca wyssana cała?
 
2004.04.23 14:36:47 | link | komentarz (1)
a dzisiaj w nocy (choć było to za dnia) szłam ulicą z dwoma facetami. pierwszego z nich nie chcę wcale pamiętać, po co więc wpieprza się w moje sny? drugi nie miał twarzy, więc nie wiem kto to taki. pamiętam tylko, że miał czarny płaszcz, pelerynę właściwie, którą skutecznie się zasłaniał. w pewnej chwili stanęła przed nami kobieta z takim małym kosmatym na ramieniu. myślę sobie: "po co, babo, nosisz psa na ramieniu? kupiłabyś obrożę, smycz i prowadziła go jak należy" nagle to rude zwierzę rozwinęło uszy- długie, stojące, a ja zaczęłam się śmiać, że zająca od psa nie odróżniam. w tym momencie stworzonko uniosło skrzydła- rozłożyste jak u nietoperza, sfrunęło z ramienia, usiadło przede mną na jezdni i zastygło, jak mały samolocik gotowy do lotu.
pomyślałam, że to taka typowa senna sytuacja: spotykam zwierzęta, których nie ma w rzeczywistości, facet, którego nie chcę nigdy na oczy oglądać- pojawia się nagle, zaprasza mnie na drinka, a ja się zgadzam. i że idziemy, i że rozmawiamy po polsku? niemożliwe! i jaki normalny chłop w pelerynie chadza, hę?
teraz myślę, że to może chodziło o oswajanie złych wspomnień? no sama nie wiem, ale obudziłam się w bardzo dobrym humorze.
 
2004.04.22 00:57:37 | link | komentarz (2)
mam dużo czasu przed sobą- mnóstwo całe- dziesiątki pór co jak kalejdoskop, ale jakby coś nie wypaliło, to ja poproszę o zapach mirabelki na zawsze.
bo ostatni list powinno się pisać całe życie. powinno się spisywać wszystko to dobre, żeby potem nie szukać w głowie.
mirabella wiosenna mi dzisiaj namieszałła;) pachnie jak dzika normalnie pod tą śmierdzącą klatką schodową.
ostatnio mam wrażenie, ze powinnam pisać teraz bajki- pastelki dla dzieci.
a dla dorosłych kamieni kupę. jak to chwastom;)
 
2004.04.21 14:32:17 | link | komentarz (3)
a wszystkie łyse gałązki nijakich łysych drzewek na osiedlowych trawnikach zamieniły się nagle w brzozy, kwitnące śliwki, topole.
powietrze pachnie tak, że gdyby można było je przechowywać- nazbierałabym ile się da, zamknęła w jakiejś kadzi i otworzyła, kiedy świat znów ubierze się w zimową chandrę.
wreszcie niebo ma kolor nieba, na straganach czerwieni się rabarbar. taka jestem głodna kolorów, słońca, śmiechu prosto spod serca.
 
2004.04.19 23:36:21 | link | komentarz (0)
nie było ławek wolnych nigdzie w mieście.
gdziekolwiek byśmy przysiadły, ale nie było.
wszędzie staruszkowie i rozmigdalone parki, więc najpierw murek pod Polibudą. rozmawiamy i wydaje mi się, że ona wie, jak pokierować wszystkim, że ogarnia te swoje supełki i poplątania.
teraz już nie jestem tego pewna. ale wierzę.
a ostatnie dni z piosenkami w uszach. słucham piosenek. tych samych, co rok temu wiosną, dwa i trzy i pięć lat temu. jestem wierna piosenkom.
 
2004.04.18 12:21:48 | link | komentarz (3)
jakiś dzień od czapy dzisiaj. wszędzie absurd. z każdego kąta wyskakuje Topor. idę po wino do sklepu. albo od razu po whisky.
 
2004.04.16 22:25:22 | link | komentarz (2)
jak się złemu patrzy prosto w źrenice, to myśl się pojawia, żeby uciec gdzieś spojrzeniem; żeby tylko siebie nie odnaleźć w tych oczach. świat się cały przetacza w głowie, powieki przymknięte, potem myśl: a spojrzę.
błękitne tęczówki wroga są jak zima. doskonale oszronione cholerne igloo. schron z lodu i szkła. i cytryny. inteligentny skalpel.
dlaczego wydaje mi się, że jestem przezroczysta?
jednak patrzę. prosto. prosto w przymrozek. i mam ochotę wrogowi napluć na buty.
ulice pełne są pozornie dobrych ludzi.
 
2004.04.16 19:52:23 | link | komentarz (1)
już cicho mi. ulica w dole jak stalowa wstęga.
nie ma drżączki, nie ma gorączki, mam szare usta i matowe oczy. stoję na baczność, mam sztywne kolana i mocno zwarte pośladki. i w dupie to wszystko, co było. w dupie mam. niczego nie brakuje, nic nie pamiętam. tak mi. właśnie tak. wymiatam z siebie resztki ścierwa.
i taka zła na siebie czasem jestem za swoje błędy.
( ta notka powinna mieć tytuł: "spotkałam dzisiaj złego i musiałam spojrzeć mu w oczy"
 
2004.04.15 00:26:34 | link | komentarz (0)
jakiś mały skurwysynek w prawej skroni mi tkwi od samego rana i bębni boleśnie; myślę nawet, czy nie wysłać versus żuczka gnojarka toczącego apap jakiś, albo wałówkę z krzyżykiem, ale ciągle odpycham te myśli wmawiając sobie, że sen, sen, sen- to jest to. mam tylko nadzieję, że sen nie wpędzi do głowy kolejnego skurwysynka. i że ten nie zamieszka w lewej skroni mojej.
 
2004.04.09 22:10:31 | link | komentarz (2)
cała polepiona z szumów: tych zza okna, tych wijących się w mózgu jak serpentyny, z szumów i trzasków ze słuchawek, z rozmów z daleka, ze szmeru alkoholu wlewanego do białego szkła. szelestów przewracanych kartek, dłoni pocieranych o siebie.
szszszumi mi w głowie, cisza szumi, szeleszczą myśli. może to wiatr, co dmie w prześcieradła rozwieszone na dalekim wiejskim podwórzu? nikt nie zdjął ich na noc. nikt teraz o nich nie pamięta.
wiatr wiał dziś jak trzeba; przegonił chmury- od jutra lepsza aura.
ale dzisiaj to ja mam jesień w głowie. myśli jak foliowe torebki rozgonione przez wiatr na wszystkie cztery strony ulubionego parku.
 
2004.04.08 13:54:22 | link | komentarz (2)
śniła mi się dzisiaj Anka. pochylone nad kuchennym stołem przygtowywałyśmy ciasto do upieczenia. to miał być biały (!!!) makowiec. i choć nigdy nie piekłam makowca, to wiem doskonale, że nie tak się to robi, bowiem zamiast zwinąć jeden duży rulon- myśmy lepiły każdy plasterek makowca oddzielnie.
biała masa makowa miała konsystencję masła, wszystko było ciepłe i miękkie.
pod powiekami został ładny obrazek: kuchnia pełna słońca i dwie baby ubabrane po łokcie w białym maku.

rano mail od Anki: jedna spójna historia pocięta na plasterki. i ja już wiem, że Anka upiecze to ciasto.
 
2004.04.07 23:49:29 | link | komentarz (3)
za oknem, za parapetem z blachy, sześć pięter niżej stoją panie i panowie. sprzedają pomarańcze, selery i zero złudzeń.
złudzeń poszłam szukać dzisiaj u fryzjera. poszłam taka wiosennie naładowana, choć zmaglowana, wykrochmalona i wysmagana minioną zimą.
zażyczyłam sobie fryzury, w której podobno prezentowałam się nieźle na fotach i w oczach różnych. słowach może?
delikatne muśnięcia nożyczek prawie rzęsy głaskały. tarłam oczy, drapałam brwi, wstrzymywałam oddech.
wstałam sprzed lustra taka sama, jak na zdjęciu sprzed paru miesięcy- zadowolona z odbicia, choć robaki wiły wtedy w głowie kręte korytarze.
onolustro mi dzisiaj o tym przypomniało.
a że deszcz, deszcz bębni o parapet? taka wiosna.
na szóstym piętrze złudzenia mówią dobranoc paniom i panom od selerów i pomarańczy.
 
2004.04.05 23:59:38 | link | komentarz (1)
deszcz, deszcz, o parapet uderzają grube krople.
jak mży- inaczej to słyszę.
jak mży delikatnie i mgliście- pajęczyna szeleści komplikując się misterniej.
kiedy pada, często myślę o tych szarych nitkach, co są domem dla pająków. jak tak jest rzęsiście deszczowo- to katastrofa dla właściciela sieci. zniszczy mu toto lokum na amen. i żarcie porwie ku ziemi: tłuste muszki ze skrzydełkami jak czipsy, wysublimowane anorektyczne komarki, którym pająki mogłyby obgryźć liche udka...
natura jednak inaczej to urządziła. pająk wysysa. nie bawi się w smakowanie, ćwiartowanie, przyprawianie kolendrą, lubczykiem czy majerankiem. czyha, łapie i wysysa. pasie brzucha.

padało. latarnie migoczą w mokrym asfalcie.
na amen wiosna pora radosna.
 
2004.04.03 13:09:51 | link | komentarz (3)
robiąc zakupy w sklepie dostrzegam na półce rządek pudełek z sosem tabasco. na każdym pudełku naklejka z bijącym po oczach napisem "do wściekłego psa"
śmiać się, czy płakać?
 
2004.04.03 00:22:23 | link | komentarz (0)
mam wrażenie, że dzieje się coś, o czym nie chcę mówić, a jednocześnie to próbuje wydostać się ze mnie- dać świadectwo istnienia.
niestety- pozostaje poza moją władzą, rozpycha się tu i ówdzie i nie wiem- co TO. i po co toto. dlaczego każe mi siąść i napisać, że NIC, a jednocześnie w głowie jest mi CZYMŚ?
sama nie wiem, wokół czego myśli krążą- gdzie ta łatwość, co pozwalała kiedyś nazwać wszystko tak, jakby się palcem pokazywało, albo czytało w elementarzu Falskiego, że "ALA MA KOTA"?
tak naprawdę piszę o niczym.
NIC myślę. NIC mam w głowie.
za NICZYM kryją się kolory: baloniki, które tylko ja złapię i kolorowe szpilki; jak mała byłam- szpilki z główkami były; wszystkie miały pękate łebki i sterczały z poduszeczki. prawie każda inny miała plastikowy mózg- ale końcówki ostre tak samo.
każda mogła przekłuć balonik, niezależnie od koloru balonika i koloru "mózgu" szpileczki.
dziwne. daję myślom płynąć. czytam i nie wiem, o co mi chodzi.
może trochę.
pewnie więcej, niż trochę.
 
2004.03.31 10:48:30 | link | komentarz (3)
co ja mogę teraz powiedzieć? chyba tyle, że muszę wyjechać, żeby spokojnie pomyśleć o tym, co i tak przesądzone.
że szykuję się do skoku na bardzo głęboką wodę i muszę dać sobie radę.
że za chwilę siądę przy nowym biurku, obcym, nieobłaskawionym jeszcze kompie, zacznę dzwonić do jakichś ludzi, co jeszcze ich nie znam...
nie nie.
jedź, doro, nad rzekę, pomyśl najpierw, przetraw.
 
2004.03.29 11:52:45 | link | komentarz (3)
Zabawna sytuacja: zadzwonił do mnie przedstawiciel koncernu. Zaprosił na rozmowę, po której ja powiedziałam NIE. Jakież było moje zdziwienie, gdy zadzwonił po raz drugi.
Wytłumaczyłam mu bardzo jasno dlaczego moja odpowiedź brzmi NIE.
Dzisiaj przedstawiciel koncernu zadzwonił po raz trzeci. Ręce mi opadły. Czy koncern sądzi, że w końcu głupio mi będzie powtarzać NIE NIE NIE i powiem TAK dla świętego spokoju? Chyba tak właśnie sądzi, albowiem nieugięty przedstawiciel molocha zapowiedział, że zadzwoni niedługo i będzie mnie dalej przekonywał. "A może umówimy się na spotkanie, zrobimy pani test kolorów i sprawdzimy, czy rzeczywiście NIE"- rzucił dzisiaj na koniec rozmowy.
Czy my rzeczywiście posługujemy się jednym i tym samym językiem, czy komuś się tak tylko wydaje?
 
2004.03.24 23:14:47 | link | komentarz (3)
Sen dusił mnie od początku- może nie umiałam tego oddać, ale zastanawiała mnie sielanka, pluskanie w kolorach jak w strumyku- nie moim zupełnie.
Czerwień jaskrawa, intensywny odcień zielonego wściekłego, co otacza, obejmuje, przytula.
Motyw świetlicy. Ten nie rymuje mi się z żadną moją końcówką. Generalnie jestem bezludna.
Najmocniej przydusiła żołć powietrznej mieszanki i chaber nieba bez chmur.
Ale obudziłam się z poczuciem bezpieczeństwa; świadomość snu do końca wyśnionego daje mi więcej, niż pojebany obraz, który kończy się zagadką.

Lubię sytuacje zamknięte.
Powinnam AMEN teraz i SPAĆ.
No.
 
2004.03.24 14:38:08 | link | komentarz (4)
Śniło mi się dzisiaj małe miasteczko. Zima, zaspy, nad nimi kolorowe lampiony płonące intensywną czerwienią i zielenią.
Wszyscy dobrzy dla siebie i mili. Sielanka. Śniłam ze świadomością, że jakiś czas tu mieszkam, bo znam zwyczaje tych ludzi, wiem, że tworzymy zgraną społeczność. Wieczory spędzamy w świetlicy przy rynku, oddając się grze w kości i szachy.
To właśnie jeden z takich wieczorów. Gramy jak zwykle w pokera i nagle czuję ciepło przy łydce. Schylam się, a pod stołem stoi pies. Biały mieszaniec w rude i czarne pręgi. Jestem pewna, że pies nie ma właściciela i że od tej pory będziemy nierozłączni. On też o tym wie, bo kładzie się obok mojego krzesła i nie rusza się ani na krok.
Gra dobiegła końca. Wstaję. Pies także. Wychodzimy w noc upstrzoną kolorowymi lampkami, które wiszą nad całym miasteczkiem. Wkoło nie ma ulic, nie ma chodników, są tylkie wąskie kręte ścieżki. Skąd więc tam samochód?
To był ułamek sekundy- pies wyrywa się do przodu, światła auta łypią na niego jak oczy ogromnej ryby, wyłuskują go z ciemności i wielkie blaszane cielsko zmienia nagle kierunek, pędząc prosto na niego. Słyszę uderzenie i wszystko znika. Znika samochód, znika miasteczko. Na śniegu leży pies z krwawiącą tylną łapą.
Biorę go na ręce; szybko trzeba do weta. I tu zaczynają się schody. Wszystko sprzysięga sie przeciw mnie. Wiatr, ogromne zaspy. Gdzie do cholery podziały się lampiony???
Z ciemności wyłania się czarna postać, jest coraz bliżej i bliżej. Staje obok, patrzę w twarz temu czemuś i widzę złe oczy w oprawie groteskowego, przerysowanego makijażu. Trzeba uciekać. I uciekam do końca snu właściwie. Okazuje sie, że tych umalowanych gąb jest znacznie więcej. Urządziły sobie łapankę na mnie, bo w kieszeni spodni mam książeczkę z zapisem mojego serca. Absolutnie nie wiem co to, w życiu o czymś takim nie słyszałam, ale podświadomie wiem, że za cholerę ta książeczka nie może trafić w ich łapy. Gramy więc w tego koszmarnego chowanego. Kluczę dziwnymi ścieżkami z psem na rękach, kombinuję, którędy pójść, żeby dotrzeć do weta, a jednocześnie nie dać się złapać, bo jak złapią- zabiorą ksiażeczkę. A to byłaby katastrofa.
Cięcie.
Stoję na drewnianym moście. Pod deskami szumi wąski strumyk. Powietrze jest żółte, niebo ma kolor chabrów. Obok mnie stoi zdrowy pies. Kieszeń pusta.
 
2004.03.23 13:22:18 | link | komentarz (1)
Zauważyłam, że ostatnio na sradu to ludzie bardziej informują, że ich nie ma, albo zostawiają info, gdzie są, kiedy ich nie ma. Taka Lena na przykład: "wyścigi i strzelnica; będę po 15.00"
Stach z kolei "na zdjęciach"
Całą jesień i pół zimy znajomy psychiatra informował: "a psychozy szaleją, szaleją, szaleją"
Magda ma dzisiaj "ależ słońceż". U mnie za oknem słońceż też.
 
2004.03.23 02:28:35 | link | komentarz (2)
obco mi się myśli wieczorowo. dzisiaj tak mam; wczoraj miałam.
była Małgo, czekoladki przyniosła, gadałyśmy o sransach romansach, kredytach i szczupłych szczurzych twarzach i że tak naprawdę nie powinno się wracać do.
no właśnie. do pewnych spraw się nie wraca.
Małgo się dziwnie uśmiechała, jak jej opowiadałam.
no tak.
bo wszyscy graliśmy, gramy; najwyżej będziecie grali. bo ja to już nie.
 
2004.03.22 00:03:45 | link | komentarz (5)
spędziłam trzy dni z dala od zgiełku miejskiego. ognisko, ubłocone buty, fotografowanie, mniejsze i większe dzieci. jedne chcą utopić marzannę, inne szepczą, że lepiej spalić.
leniwi dorośli posłuchali "innych" dzieci i spalili. wbrew tradycji, przy wtórze degereedoo.
nie nauczę się grać na degeredoo, bo jak większość kobiet mam problem z oddechem okrężnym. cokolwiek to znaczy. (ale podobno znaczy to także, że na saksofonie też nie zagram)
 
2004.03.18 23:37:30 | link | komentarz (2)
dzwonię tam i cisza. właściwie nie cisza, a ciągły sygnał przetykany ciszą naprawdę. takie tuuuum... tuuum... tuuum...
oka. wykazałam mentalne blondyństwo.
(brunetka kręci loki na wiwat)
 
2004.03.18 19:56:17 | link | komentarz (4)
bardzo możliwe, że ktoś, kogo znam, kogo dotychczas naprawdę lubiłam, szanowałam- podłożył mi świnię. ale taką, o jakich mawiam- klasyka gatunku. nieważne są szczegóły, co konkretnie i jak. zastanawia mnie coś innego. zastanawia mnie moja reakcja. do końca nie chcę uwierzyć, że to właśnie się stało, że ta świnia leży mi pod nosem i śmierdzi. szukam przeróżnych wyjaśnień zaistniałej sytuacji, kombinuję, że scenariusz mógł być taki albo siaki, albo jeszcze owaki jakiś; zmierzam myślami ku temu, że to przypadek, że wypadek przy pracy. nie wierzę, że można aż tak. bo ja tak nie umiem. (puknij się w głowę, jesteś naiwna, stara a głupia)
 
2004.03.14 23:56:17 | link | komentarz (2)
udajemy że żyjemy, czy naprawdę tacy jacyś nijacy śmy? (pauza między nijakimi i śmymi zamierzona jak najcelniej, na marginesie dodam, że klawiatura po gruntownym umyciu nie zna kilku symboli zawartych niby na klawiszach. wnioskuję więc, że na przykład nie zagram w gierkę jakąś w sieci przydybaną, bo nie mam takiego jednego znaczka, co się go zawsze w kod wpisuje. kompletnie mnie to wali, ale dowiedziałam się, że takie właśnie ewentualne utrudnienia mnie czekają, jeśli czegoś z tym klawiszem nie zrobię. amen więc. parę innych martwi mnie bardziej.
dobranoc.
 
2004.03.14 22:20:13 | link | komentarz (0)
deszcz, deszcz, wieczorem deszcz zmywa resztki przedwiosennych szarości.
wychodzę na spacer i lepiej mi się patrzy na zagrabione scieżki, lepiej, że deszcz rozmył resztki brudnych śniegowych pryzm. wierzę, że to co widzę na gałęziach- to zawiązki pączków. zwiastuny kwiatów i liści. dosyć ciężkich snów, kiedy budzę się w środku nocy i zapadam w lepką zaspę, otwieram oczy i nadal ciemno i powieki ciężkie i budzę się, a tu dopiero świta. więc znów zapadam się w sen, wyobrażam sobie że mrużę oczy patrząc prosto w słońce. rano szare i nic, tylko chcieć zasnąć i obudzić się mrużąc oczy. bo okna mam na wschód.
 
2004.03.11 14:47:09 | link | komentarz (5)
spacerowałam dzisiaj tu i tam, step baj step, z muzyką na uszach, do pleców przykleiło się słońce, otwartymi ustami łykałam przedwiośnie, a niebo wszędzie było błękitne. przyjemny landszafcik.
 
2004.03.10 22:52:11 | link | komentarz (1)
a wszystko to o kant dupy potłuc i patrzeć, jak rozpryśnie.
a i owszem; siedzę sobie czasem i pozwalam na to ogarnięcie beznadzieją, lękiem głupim, pukaniem żył w uszach; ale są i lepsze minuty. wiją się języki kawowych oparów: wdycham aromat, analizuję i wychodzi, że za chwilę będę ubogą szczęśliwą babką.
boję się- każdy by się bał wchodzić w coś bez kasy, ale pokusa jest zbyt silna.
bo naprawdę chciałabym wreszcie rzucić się w wir, poczuć, ze robię coś, na czym mi zależy, zobaczyć efekt i żeby ramiona otworzyć i krzyczeć, że doooobrze mi z tym. nie potrafię na zimno kalkulować, z czego będzie kasa, z czego nie, co lepiej byłoby zrobić, by zasilić konto. i wcale nie mówię, że puste konto to fajna sprawa, szczyt marzeń, że pełna asceza i worek przepasany sznurkiem w talii to ostatni krzyk prywatnej kolekcji mody.
najfajniej byłoby być hepi robiąc fajne rzeczy i móc dzięki temu chleb masłem posmarować.
i taka się tu realna notka pojawia, bo ja też kupuję masło, kalafiory i smażę naleśniki.
 
2004.03.10 18:49:55 | link | komentarz (1)
co ma być to będzie- stary wyświechtany banał. tylko dlaczego to się tak oddala w czasie? bo ja już dawno to wymyśliłam sobie ze wszystkimi szczegółami i czekam wciąż i czekam, aż się stanie.
mija kolejny dzień pod znakiem musisz zacząć coś robić, coś innego, bo skoro to co robisz nie przynosi efektu, to coś nie halo jest. no tak. ale ja uparłam się na to, co sobie wymyśliłam, a skoro dzisiaj dowiedziałam się, że przyszły poniedziałek może przynieść pożądane zmiany, to ja sobie spokojnie do tego dnia zaczekam.
może uda mi się utopić tę marzannę tydzień przed terminem.
 
2004.03.08 23:37:46 | link | komentarz (2)
zorientowałam się nagle, że noszę na sobie koszulkę, której mogę w oczy spojrzeć- to jest taki patent z twarzą na cyckach- żeby nie rzec- z mordą.
pobiegłam do lustra i morda złagodniała, twarz zmyła makijaż.
taka jestem TU i nie jestem.
mam syndrom zmiany może, może przeprowadzki, może jakiegoś innego czegoś.
 
2004.03.08 23:06:34 | link | komentarz (2)
nienawidzę, nie znoszę i nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać o telemaniactwie. no mam tak, że telewizor out. ale... coraz bardziej wsiąkam w stare kroniki filmowe na kino polska- taki się kanał pojawił. i te dokumenty z czasów schyłkowego soc (czasem wcześniejsze) oglądam z zapartym tchem. śmieję się z point, mam w dupie przekaz; filtruję. oglądam dziecinny mój obraz , dodaję swoje. wtedy to było prawie przymusowe, ale nigdy nie odbierałam tego tak, że ktoś usilnie wtłacza mi ideologię przed seansem w kinie. taka ot kronika. dziecko byłam. jak widzę- całkiem niegłupie dziecię ze mnie było, skoro tak to olałam stanowczo. a dzisiaj bawię się przy starych kronikach.
 
2004.03.06 22:59:57 | link | komentarz (2)
nie przyjaciółka- koleżanka bardziej, choć bliższa niż sto innych koleżanek. rozstaje się z mężem.
to nawet nie jest ustawianie klocków na nowo- to raczej kopanie rozsypanej na dywanie budowli, rozkopywanie jej na wszystkie cztery kąty pokoju.
i choć współczuję cholernie- nie powiem i nie napiszę jej nic. bo to się po prostu musi dopełnić. pewnych trupów się nie wskrzesza. z pewnych klocków się nie układa na nowo. lego wielokrotnego użytku to jakieś faux paux. taka zasada domina, co powinno raz paść- i koniec. są takie sytuacje i to właśnie taka chyba jest.
 
2004.03.06 08:46:54 | link | komentarz (0)
przeniosłam się w nowe miejsce. nieodwołalnie. jak to będzie się jeszcze obaczy.
 
2004.03.06 01:59:20 | link | komentarz (0)
DOBRY WIECZÓR; DZIEŃ MOŻE.
Tak to jestem w nowym miejscu.
 
2004.03.06 01:57:13 | link | komentarz (0)
żeby było śmieszniej założę działalność gospodarczą i zrobię prawko.
w moich ustach to brzmi jak najlepszy dowcip.
 
2004.03.06 01:56:20 | link | komentarz (0)

zagalopowałam się z tym WSZYSTKIM. fakt.
 
2004.03.06 01:54:48 | link | komentarz (0)
myślę też czasem,że jakbym miała w dłoni taką wielką gumkę do ścierania WSZYSTKIEGO, to zero zastanowienia- cała przeszłość wylądowałaby u stóp w postaci zwiniętych... no takich... gumkowych gówien
 
2004.03.06 01:51:10 | link | komentarz (0)
kaszlę trochę i mam chwile z gorączką. dziwne książki o ćpaniu czytam ostatnio. ćpam czysta takie jakieś słowa.
tytuły w mojej biblioteczce układają się w dziwny ciąg, jak zauważyłam niedawno; są takie, że każdy jeden normalny czytający człowiek to się uśmieje, ale ciąg ma logiczne następstwa: krwotok- proces- recydywista.
ale nie no- kumam to i owo- wiem, czego nie chciałabym.
koszmarnie czułabym się opisując uwięzienie w windzie; wystarczy, że mi się przyśniły te ścianki z plastiku wewnątrz- twarde od strony szybu.
 
2004.03.06 01:50:44 | link | komentarz (0)
opowiadam tu jakieś historyjki ze stuk puk ścieżek, z istniejących miejsc, realnych ławek i bram, spod świateł, spod słów, które są opisem jakiegoś mojego realu. czasem mam tego dosyć. czasem mam ochotę opowiedzieć o trzech truchłach zasuszonych biedronek, których nie wymiotłam co prawda na raz z zakamarków, ale na przestrzeni lat- to były właśnie trzy suche korpusy. i wszystkie znalazłam w domu wczesną wiosną, albo późną zimą jak ktoś woli.
wiem, że to takie o niczym, ale o niczym innym nie myślę.
 
2004.03.06 01:49:11 | link | komentarz (0)
na malutkich karteczkach zapisuję różne zdania; zbitki wyrazów, które wieczorem coś znaczą.
patrzę na nie rano i wyrzucam do kosza.
 
2004.03.06 01:48:35 | link | komentarz (0)
sen z dzieciństwa: pod szafą stoi pudełko po butach. leżę twarzą do szafy; dzieli nas metr, może półtora. wieczko pudełka porusza się i odsuwa na bok. pojawia się stara jędza w czarnych koronkach i podchodzi, powoli podchodzi; bardzo powoli. obawiam się jej, ale nic nie mogę zrobić. sztywna wpatruję się w zmarszczki i delikatne kroki. udusiłabym wiedźmę, ale moje palce są suche i rozsypują mi się na kolanach. oczywiście gardło odmawia posłuszeństwa, krzyk okazuje się szeptem, chcę uciekać, ale ruchy są jak utopione w kisielu; bla bla bla.

zastanawia mnie wciąż pudełko po butach. tylko ono, bo jędzę suchą pożegnałam na amen.
zdecydowanie wolę sny, w których podnoszę się do latania; macham ramionami. ale jak się postaram, to mogę mknąć bez ruszania czymkolwiek.
 
2004.03.06 01:47:52 | link | komentarz (0)
a śniły mi się ostatnio samoloty, co to miały pióra. w te pióra spadł deszcz i posklejały się. a ja siedziałam na swoim melanżowym dywanie, w mieszkaniu przy ulicy Papierniczej i czesałam gołębie, co zmokły.
a grzebień był brązowy i przezroczysty. malutki był, miał gęste zęby.
takie sny mnie uskrzydlają. bo coś się dzieje; kogoś przecież wyczesałam:)
 
2004.03.06 01:45:57 | link | komentarz (0)
dawno nie malowałam paznokci. dzisiaj za to pokryłam je emalią, którą nazwałam aortoczerwoną.
mam o dziwo spokojnie na linii ja- była praca, ja- byłe zobowiązania, ja- byłe coś, czymkolwiek było może, czy nie było.
siedzę w ciszy czterech ścian, nade mną wisi tylko tykanie zegara. ale nie jest to złe tykanie. słyszę mój dom, zaprzyjaźniam się z nim na nowo, słucham tych stukań, szczekań i wszystkiego, co działo się dotychczas pod moją nieobecność.
 
2004.03.06 01:45:04 | link | komentarz (0)
sprawy i sprawki ledwie nadgryzione w rozmowie, a myślę, myślę i myślę.
jak powtarzam od nie wiem kiedy- widać po coś to. nic bez przyczyny. wszystko ma jakiś sens i porządek. nic bez powodu. nic darmo i na darmo. czasem tylko trafia na plastelinę, czasem na beton, a czasem na asfalt.
doro mi mówcie. spoko jestem i równa babka. mam wymagania wobec siebie wygórowane, ale poza tym bać się nie ma co
 
2004.03.06 01:43:59 | link | komentarz (0)
na razie nie ma Cię tam, gdzie chcesz być.
aleś nie plastikowa, ani naga, ani z pasteli.
nie z fabryki. nie z foremki.
jesteś tu.
kocham Cię i ju. szacun i dobranoc. możesz wszystko.
 
2004.03.06 01:43:28 | link | komentarz (0)
rano ptaki drą się bez sensu. byłam, słyszałam nie raz.
rano jest szare i do dupy. idzie się do autobusu, jedzie się, wącha, patrzy. czyta się gazety, kalendarze i setki innych liter- za oknem na ten przykład. przemierza się tę trasę zajmując myśli owym i tym.
jadę poplamiona. mam nieczyste kieszenie, gardło i serce. jadę z pogniecionym językiem, co nie jest na siłach powiedzieć, że latarnie umarły, że wydzieliny dookoła, że paserzy i lekkie panny, złodzieje i porządniccy, srebrne i złote plomby i amalgamaty wkoło, koronki i sztuczne równe białe zęby pod górną wargą.
tyle we mnie złości. tyle żalu nie wiadomo skąd.
chora jestem na myśl, że jutro rano w autobusie zajrzę wam w kalendarze, gazety, usta i głowy.
 
2004.03.06 01:42:52 | link | komentarz (0)
jak opisać, jakie imię nadać myśli, której pojawienie się powoduje, że w brzuchu wirują żyletki? nic, co można zdefiniować, nic konkretnego- takie muśnięcie w mózgu, cień, co przemyka pod czaszką. nie ma kształtu, nie wiem nawet, czego dotyczy. nie umiem jej unicestwić. irracjonalny niepokój. coś.
zasycha nagle w gardle, drżą włosy, serce pulsuje w uszach, w głowie nasila się szum.
nerwowo szperam, próbuję przypomnieć sobie, czego mogłabym bać się aż tak.
kilka głębokich oddechów. lepiej już.
 
2004.03.06 01:41:27 | link | komentarz (0)
czekam na dobre myśli. dobrych słów aż nadto. staję przed lustrem codziennie i mówię sobie, wmawiam, pokrzepiam się i wspieram.
 
2004.03.06 01:40:35 | link | komentarz (0)
białe wino rozlewa się ciepło w brzuchu. z głową w nikotynowej aureoli myślę, że zimno mi w kolana.
 
2004.03.06 01:39:45 | link | komentarz (0)
zaraz przyjdzie Stach, co to się nie zakochuje. razem pracujemy i on tak od rana do nocy ciemnej dziubie coś na kompie w pracy. daje mi kanapki i głaszcze po głowie w windzie, co nas na fajka wiezie na dach. lubię Stacha i czasem na końcu języka mam, na samym końcu- szczerość.
znam Stacha lat chyba jedenaście. studia najpierw, potem się okazało, że mieszkamy blisko bardzo, a wcześniej chwilę współodczuwaliśmy bezrobocie.
pracujemy w jednej firmie (kiedyś- w czasie posuchy w portfelu obiecaliśmy sobie, że kto pierwszy załapie- pomyśli o drugim.
Stach zadzwonił pewnego dnia. i tak pracujemy razem od ponad pół roku.

przyszedł Stach
 
2004.03.06 01:38:15 | link | komentarz (0)
jak dla mnie to znów do robo jutro.

czasem mam myśl, że stawiam swoje serce obok solniczki- jedno i drugie na stole.
serce spływa na podłogę przez sęk w desce (piękny, prosty stół)
wcześniej bije jeszcze chwilę to serce moje, ale podłogę osiąga sztywne prawie.
i tak codziennie.
nowy rok i nic innego. ta sama solniczka, stół ma te same sęki, mięsień popuka, popuka i spłynie.
solniczka twardo stoi.
 
2004.03.06 01:36:44 | link | komentarz (0)
jest inaczej. układam na nowo porządek rzeczy.
dobrze, że dni się już wydłużają. mam wrażenie, że zostawiam za sobą jakąś chorobę.
idzie ku wiośnie, czy zima dopiero spadnie?
 
2004.03.06 01:35:41 | link | komentarz (0)
kartka zza oceanu. z naklejką, z której wynika, że wróciłaś do swojego nazwiska. zawsze Ulką będziesz- Ursulo D.
i trafia mnie znów, te wszystkie trądziki, szczenięce poprawianie się na piątki z historii, pierwsze pocałunki i smak wódki i papierosów pierwszych.
moja Ulka, moje sanki, na których razem celowo w zaspy.
jak wyjechała to długo układałam sobie codzienne sprawy. nie miałam przyjaciółki i w ogóle. i z facetem też średnio się wiodło. takie wszystko byle jakie było.
ma figurę modelki, twarz zapłakanej Chinki, pojebało się jej w życiu na maksa i pisze do mnie: kochana.

 
2004.03.06 01:34:12 | link | komentarz (1)
Republiki starej słucham.
NOWE SYTUACJE i te sprawy. NIEUSTANNE TANGO.
SEXY DOLL. Nieruchoma naga i plastikowa.
Uwielbiam ten kawałek. Nagrałam go sobie kiedyś na szpulaka ZK 146.
Ojciec go zabrał separując się. Zaprasza mnie teraz na wigilię i inne święta.
 
2004.03.06 01:33:30 | link | komentarz (0)
palę fajka i piję piwo. twarzą do ulubionego mostu. twarzą do okna. twarzą do codziennych świateł, policzkiem i częścią lewą pleców do odbiornika tv.
rzygam rzygam rzygam.
kładę się spać do tostera.
ty nagi leżysz przed telewizorem.
 
2004.03.06 01:31:13 | link | komentarz (0)
od dłuższego czasu najmilszym momentem dnia jest ten, kiedy wracam do domu, zamykam drzwi na cztery spusty, siadam sobie tutaj i nic dalej. aż nadto udzielam się w ciągu dnia.
sypiam już normalnie, palę mniej, porzuciłam białe wino na rzecz plebejskiego piwa. krzepnę.
neony pobliskiego hipermarketu bardziej wyraziste, niż oświetlenie ulubionego mostu. gram ze sobą w zgadywanie marek samochodów po tym, jak burczy im w bebechach.
wreszcie szary spokój.
wyskubuję z powietrza zapachy, kiedy idę z suką na spacer, zaczęłam zauważać ludzi, znowu za mało muzyki, trąbki i bębenki poszły spać.
ten fotel trzeba uprać i powymiatać z zakamarków śmieci.
coś we mnie jeszcze szeleści, ale tego powinien posłuchać specjalista.

 
2004.03.06 01:28:33 | link | komentarz (1)
to ciekawostka jest z tym moim grajem- zakurzonym oczkiem lasera. staruszek jest, ma swoje lata, ale mam wrażenie, że ma też swoje sympatie. nie odtwarza wszystkiego. włożę mu badziew jakiś i on go nie chce. czasem mam ochotę czegoś po prostu posłuchać, żeby wiedzieć, na bieżąco być w nowościach, a ten się krztusi, przerywa, okłamuje niby, że nie może odczytać, wypisuje mi komuniakty, że error jakiś, że coś tam innego czasem.
ale, skubaniec, Cave'a łyka zawsze. lubię go za to.
myślę też, że jesteśmy podobni. ja też nie wszystko łykam. zaplączę się czasem w jakąś krzywą akcję; niby włożę do kieszeni coś, co wydaje się chciane i warte poznania, ponoszenia, przechowania, a potem ta kieszeń parzy. nijak to się w niej nie układa- odstaje i uwiera. ciąży.
czasem wyrzucam za siebie i nie patrzę nawet, gdzie spadło, ale często żal, że nie mam tak pojemnych tych kieszeni, by trzymać w nich wszystko, co znalazłam po drodze i ładne się wydało na pierwszy rzut oka.
 
2004.03.06 01:27:08 | link | komentarz (0)
ranem jutro obudzi mnie ileś tam po siódmej, co to każe iść, wstać już i do przodu. zapnę wszystkie guziki, pomaluję rzęsy, zapachnę za uszami i na karku. postaram się uśmiechać i nie myśleć, że czasem mam w głowie glizdy.
 
2004.03.06 01:26:24 | link | komentarz (1)
nienawidzę siebie takiej, jak mnie telepie w środku, jak wszyscy pytają, dlaczego trzęsą mi się ręce, a dlaczego nie jestem uśmiechnięta, a że smutno patrzę- mówią- i jeszcze inne takie. nie umiem wam wyjaśnić- dlaczego. mam takie dni. takie, że tylko wyjść bez słowa, iść gdzieś, byle przed siebie, byle dalej od tej codzienności, od tej cholernej nicości, zatracić się w innym, mieć jakiś cel, mieć coś ważnego dla siebie.
nie mam. no nie mam.
wszystko wyprane z kolorów; rutyna przykleja mi się do mózgu, wciska jak psie gówno między rowki w podeszwie buta.
tak. mam parszywy nastrój.
 
2004.03.06 01:25:51 | link | komentarz (0)
prawda, że intensywnie pożeram coś, czego mój metabolizm nie mieli od dawna. brakuje zgody, kiwnięcia samej sobie, że OK.
że nie zgadzają mi się sny z realem,
że "spokój" to jest to, o co nikt mnie od dawna nie pyta, ani ja siebie.
że jem jakieś- zamiast- i brzuch mnie boli.
 
2004.03.06 01:23:28 | link | komentarz (0)
i tak myślę sobie, że cała ta jesień już szara i już męcząca jakby- minie. nadspodziewanie szybko. może tego właśnie nam trzeba teraz- pomyśleć, że boli coś niespełnionego i ucieszyć się, że spełni się może inne, czego jeszcze niedawno nie brało się pod uwagę.
 
2004.03.06 01:22:54 | link | komentarz (0)
Gadamy coś. Spędzamy wieczór. Maszyny na maszyny. Wszyscy uzbrojeni tacy i fafarafa na miny odbite w szklanej płaszczyźnie czternastocalaka. Wymiękam. Sąsiad mi się rozsiadł na moim spaniu. Niech spieprza
 
2004.03.06 01:22:19 | link | komentarz (0)
w tym cholernym życiu ktoś musi nosić spodnie, tylko dlaczego zawsze ja berek?
 
2004.03.06 01:21:39 | link | komentarz (0)
Co robisz, kiedy słyszysz jak ktoś woła "ratunku"?
Siedzisz sobie w ciepełku osobistego fotelika, pierdolisz na sradu o pogodzie tak naprawdę i nagle spod sufitu słyszysz "ratunku"?
I jest w tym głosie i ból i alkohol, więc nie bardzo wiesz jak zareagować. Bo to na pewno jest wołanie takie na serio, ale sąsiadkę z góry znasz doskonale; to nie ona. To ktoś po skosie wołał.
Mieszkasz w cholernym wieżowcu. Biegniesz piętro wyżej i niżej na wszelki wypadek. Nikomu nie pomogłaś. Po skosie masz kilkanaście drzwi.
W jedną i drugą stronę.
 
2004.03.06 01:20:45 | link | komentarz (0)
Siedzę teraz zawodowo w jakichś głupich bajkach, jak w masce z ogórków. Ani mi to dobrze robi, ani mnie jara. Zarabiam na rachunki i wino.
 
2004.03.06 01:19:41 | link | komentarz (0)
Nie odkrywam żadnej Ameryki. Próbując bronić się przed prozą brniemy w schematy. Obwód zamknięty. Najprostszy z prostych.
 
2004.03.06 01:19:01 | link | komentarz (1)
Zostałam w domu. Żeby pobyć sama ze sobą. Ugotować sobie pomidorową, zawinąć się w wełniany koc, poczytać coś (a konkretnie, to... nic konkretnie) pomalować może butelkę w jakiś nowy wzór. Nagle zdałam sobie sprawę, jak dawno nie byłam dla siebie dobra.
 
2004.03.06 01:18:33 | link | komentarz (0)
Odpalił domowy graj- zakurzone- oczko. W rytm "la la la la la, la la la lee" stukam piętami w parkiet. Henry Lee do poduszki.
 
2004.03.06 01:18:06 | link | komentarz (1)
Tak po prostu fajnie mi dzisiaj. Stałam rano na przystanku, na głowę spadały żółte liście. Poczułam się spokojna i uśmiechnęłam się. Po prostu.
 
2004.03.06 01:17:30 | link | komentarz (0)
Uparcie powstają w mojej głowie dziwne zdania, o pokręconej budowie, nieporadne takie, pozbawione sensu, wyrwane z jakiegoś kontekstu. Na przykład to: "Marcelina była kobietą poukładaną, zarówno w głowie jak i w szafie". Rozbrzmiewa mi i mnie prześladuje.
 
2004.03.06 01:17:04 | link | komentarz (0)
Nie dziel mnie. Nie mnóż mnie. Dodawaj, odejmuj. Żeby tylko na zero wyszło. W sumie.
 
2004.03.06 01:16:40 | link | komentarz (0)
Nie da się ukryć, że wśród tych naszych niedomówień i niedopowiedzeń słowo "smutno" przewija się najczęściej. Inne wyrazy także jesienne, ledwie ciepłe, zipią ostatkiem. Nikotynowy bronchit, cały ten zgiełk, boli mnie chore kiedyś kolano- mój prywatny barometr.
Nic mądrego nie przyjdzie mi teraz do głowy. Spycham na kupkę "później".
 
2004.03.06 01:16:16 | link | komentarz (0)
A w snach klatka po klatce pusto.
 
2004.03.06 01:14:55 | link | komentarz (0)
Boli głowa. Miękko w kolanach. Dziwnie w mięśniach. Nic na to nie poradzę. Z poczuciem głowy też niespecjalnie. I niespecjalnie mnie do łóżka ciągnie, choć to pewnie najbardziej sensowne i uzasadnione byłoby.
Wyprowadzam się na spacer. I zwierzę. Idziemy stuk puk tup tup.
Znacznie później zasiadam tutaj i- nie- piszę. Kładę się na podłodze. Macham nogą. Trzeszczy mi w kolanie. Gdzieś daleko mama zszywa sweter, który dostanę na urodziny.
 
2004.03.06 01:13:43 | link | komentarz (0)
Poproszę jutro o głowę, co nie boli. Poproszę jutro o dzień bez głupich pytań. Poproszę o nieprzychodzenie do biurka w fabryce z pieśnią na ustach, co kurwę ma w tytule. Poproszę o cicho, poproszę o spokojnie. Ja naprawdę jestem bardzo zmęczona i mam wrażenie, że mnie rozwali na milion kawałków, jeśli jutro trafi się takie, jak przewiduję
 
2004.03.06 01:12:30 | link | komentarz (0)
październik miesiącem oszczędzania, wieczór czasem brożłopania. siadam do kompa i- nie- piszę.
 
2004.03.06 01:11:44 | link | komentarz (1)
Zadzwoniła Ulka zza wielkiej wody. Przyjaciółka z dzieciństwa sto lat nie widziana. Smutno mi. Zawsze ją podziwiałam. Imponowała mi; wiedziała czego chce dziewczyna. Zawsze zmierzała prosto do celu. Mądra, ciekawa świata, poukładana, cholernie ambitna, świetna z matmy, fizyki i chemii, z którymi ja się tak męczyłam. Kilkanaście lat temu postanowiła szukać szczęścia w ameryckich stanach. Wydawało się, że znalazła. Ja tam byłam pewna, że komu jak komu, ale Ulce musi się udać. Wszystko było przecież na najlepszej drodze. I długo było. I przestało być. Pokićkało, poplątało, zagmatwało. Gadałyśmy dziewięćdziesiąt minut i ani jednego uśmiechu.
 
2004.03.06 01:10:26 | link | komentarz (0)
Za duża jesteś na "no bo nie"
No fakt.
No to jak?
 
2004.03.06 01:09:03 | link | komentarz (2)
I znowu mnie szlag jasny trafia. Rzeźbienie w słowach jak w gównie.
Tak między blogiem a prawdą to boli mnie głowa.
Nawarstwiają się sprawy przeróżne, rośnie sterta i tu, i tam. Nie chcę niczego tak naprawdę ruszać, nie mam ochoty na jakieś ostateczne ostemplowanie, zafakturowanie, zbarterowanie. Żadnej umowy ostatecznie nie podpisywałam, co nie?
Obiecuję sobie coś, potem się wycofuję, przychodzi mi do głowy mat bez szacha; a może to były warcaby?
Wszystko gówno prawda, a ja tu kompensuję swoje malutkie intereski. Do pionu- Doro.
Tak normalnie w ciągu dnia to przecież całkiem całkiem konkretnie gadasz
 
2004.03.06 01:07:08 | link | komentarz (0)
Całe życie myślę, że jestem prezentem. Urodziłam się pierwszego listopada. To dzień urodzin mojego ojca. Zrobił sobie niezły prezent. Z czarno białych zdjęć z lat siedemdziesiątych spogląda na mnie pyzata dziewczynka z figlem w oczach. Z lalką. Z długopisem w ustach. Z jednym uchem odstającym bardziej. Maluch o włosach koloru siana. Ściska mnie czasem, jak myślę o pierwszym naszym domu, szafie pachnącej kulkami na mole, zielonym linoleum w kuchni, wannie metrówce, Miki Myszce z kartonu na drzwiach mojego pierwszego pokoju i Uciach ustawionych na umywalce. Uciowie- ulubione zabawki, chłopcy z gumy w beretach z antenką i spodniami na szelkach. A w parku niedaleko- kaczy dołek, do którego zjeżdżaliśmy na sankach. Zazdrościłam sanek, co miały rurki zamiast płóz. Lepiej niosły. Lubiłam zadzierać do góry głowę i patrzeć na gałęzie oblepione zimą.
Natrętnie ostatnio wraca do mnie dzieciństwo. Dużo wspomnień się kołacze, chcę je gdzieś zostawić. Nie żebym się rozliczała, bo jakaś okrągła rocznica, czy coś. Porządki robię może. Sama nie wiem.
 
2004.03.06 01:06:11 | link | komentarz (0)
Od rana dużo biegania, rozmów telefonicznych. Od rana sypią się maile, błyszczą nam oczy, mnie błyszczą niezdrowo, mam chyba gorączkę, nie wiem, nic już nie wiem, głośno się śmieję, nie patrzcie tak na mnie, nie jestem wariatką.
 
2004.03.06 01:05:50 | link | komentarz (0)
Jakoś dużo notek się pojawia, że dziwna jesień, inna aura, że generalnie coś w powietrzu wisi i takie tam. Ja najbardziej odczuwam huśtawkę nastrojów. Potrafię obudzić się z pieśnią na ustach, śpiewać myjąc zęby, żeby potem zacząć zjeżdżać i zjeżdżać... Dzisiaj też tak się dzieje. Jeszcze przed chwilą roześmiana i trajkocząca, wyskoczyłam na jakieś szybkie co nieco, potem mnie Gru wyciągnęła na drugie co nieco i jakoś tak mniej mi już do śmiechu, choć nic się nie stało. Naprawdę nic. Dziwna jesień.
 
2004.03.06 01:05:05 | link | komentarz (0)
i taka mnie kurwa mać czasem ogarnia, że kurwa mać po prostu.
 
2004.03.06 01:04:42 | link | komentarz (0)
A wszystko- wszystko dziwne tej jesieni. I deszcz ciepły na ten przykład, i niebo zachmurzone nie martwi. Straszliwie mnie dźwięki pochłonęły- wciągam muzykę hurtem, cokolwiek, byle nowe, byle dobre, byle mną siekało. Mam wielką potrzebę dostarczania sobie wzruszeń, samoogrzewania, samonapędzania.
Jestem takim wielkim znakiem zapytania, bo nagle to wszystko mi się przydarzyło, że tak powiem- spadło i ciągle dziwi. Że mam ochotę i siły, żeby jeszcze mieszać, coś przestawiać. Góry by się chciało, ale na razie to małe puzzelki. Wiem natomiast, jakie góry chcę z tych drobiazgów zbudować. Właśnie zaczynam. Trzymać kciuki.
 
2004.03.06 01:04:20 | link | komentarz (1)
Straszliwie dużo, no mocno bardzo ostatnio mnie nałóg opanował. Papierosy. Palę jak dzika. Kiedyś miałam zasadę- nie palę w pracy. Teraz pokonując rano trasę plac- praca, już spalam prawie dwa fajki. Drugiego kończę przy wejściu do budynku, petuję go w takiej srebrnej spluwaczce. Ale niech będzie, że toto na pety jest. A potem już tak leci; ktoś zapyta, czy idzie może ktoś na fajka; jak akurat jestem w pobliżu, to mówię, że idzie ktoś- idę ja- paplamy sobie o pierdach, komuś się wymsknie bardziej na serio, ale zaraz tusz tusz- szybko w żart, szybko w głupi uśmiech. Nie archiwizujemy niczego, boże broń.
 
2004.03.06 01:03:54 | link | komentarz (0)
Śniła mi się zima. Rozmazywałam makijaż wciągając ulubiony sweter.
 
2004.03.06 01:03:27 | link | komentarz (0)
Codziennie rano te same twarze w autobusie. Czasem mam wrażenie, że my- ze słuchawkami na uszach- uśmiechamy się do siebie porozumiewawczo.
Tyłem do kierunku jazdy siedzi kobieta. Wertuje kalendarz. Całą drogę przewraca kartki, przygląda się każdej zapisce, głaszcze litery. Czasem go zamyka; spogląda wtedy w okno, mruży oczy- widzę, że intensywnie myśli. I wraca- odgina każdy rożek, gładzi palcami, rozprostowuje najmniejsze nawet zagniecenie, po kolei, dzień po dniu. Nie wiem, czy to jej kalendarz- wygląda, jakby się z nim zapoznawała.
Wysiadam na placu, mija mnie dziewczyna w letniej czerwonej spódnicy. Pod cienkim materiałem naprawde piękne pośladki. Oglądają się wszyscy mijani mężczyźni.
Przede mną pojawia się wiotka postać w różowym szalu. Zdecydowanym krokiem zmierza w tym samym co ja kierunku i znika w drzwiach, w których ja za chwilę zniknę.
 
2004.03.06 01:02:45 | link | komentarz (0)
Od szarego rana Nigel Kennedy and Kroke. Targa mną.
Papieros, kawa, woda, guma miętowa, deszcz.
Odsunąć myślenie. Zablokować mózg. Tak trwać. Tak.
 
2004.03.06 01:02:02 | link | komentarz (0)
Inne w moim wieku mają mężow, czasem nawet kilka pociech, spłacają kredyty, rozbijają się piątym z kolei autem.
A ja wczoraj odebrałam nową legitymację studencką. Mam wrażenie, że po raz pierwszy w życiu zrobiłam coś, co przemyślałam, zaplanowałam i wykonałam.
 
2004.03.06 01:01:24 | link | komentarz (0)
A kiedy w biegu się potknę, upadnę- to mnie podniesiesz.
 
2004.03.06 01:00:40 | link | komentarz (0)
Palić.
W dymku streścić. Komiksowo potraktować.
Szybko szybko wcześnie wstać.
 
2004.03.06 00:59:55 | link | komentarz (0)
Bywa tak, że nawet nie mogę docisnąć spłuczki w kiblu, bo tak bardzo palce niemrawe. Dzisiaj na gadu zawiesiłam komentsa "zarobiona" i o złotej polskiej jesieni myślałam w kategorii "nie dotyczy mnie". Ale ławki w parku bliższe mi, niż biurka w robocie, więc bardzo bardzo lancz w bunkrze się udał i parkowy spacer z kobietą w bieli, hyhy. Spacer i rozmowy tak dookoła muzyki i nie tylko.
 
2004.03.06 00:59:10 | link | komentarz (0)
A pamiętasz, Mo? Pamiętasz? Opowiadałam ci o tym niby śnie- niby pół, niby nie- jak szłam po starówkowych kocich łbach w klasycznej białej koszuli, czarnych spodniach; taki dandys w kobiecym wydaniu. Czułam wiatr we włosach, pławiłam się w słońcu. Wyciszona taka, taka czysta, odświętna. Wróciło dzisiaj to wspomnienie. Wróciło w ten sam ciepło słoneczny sposób.
 
2004.03.06 00:58:43 | link | komentarz (0)
Nowe słowo. Jutrem.
Jutrem od rana będę pogodna, jutrem twarz nie będzie płaska, jutrem założę może białą koszulę?
 
2004.03.06 00:58:04 | link | komentarz (0)
jeszcze łyk, jeszcze raz zaciągnę się fajkiem. Może to oddali chwilę przebudzenia.
Od jakiegoś czasu budzę się o 4.45. Nie wiem skąd taka wczesna pora, ale kiedy już mi się wdziera pod powieki, to wiem, że nastała i niekoniecznie wiem co dalej.

Potem spaceruję w szarówce raczej, ze zwierzątkiem, witam Mamelukich, czekam na rano.
I nie mam doła- powtarzam: nie mam doła. Tylko wolałabym budzić się później. Nie mieć czasu na poranne myślenie, tylko prosto wsiąść do autobusu pod blokiem i jechać. Tyle tylko.
 
2004.03.06 00:57:02 | link | komentarz (0)
Mam teraz coś takiego, nad czym przystanąć trzeba, pochylić się, cieplej ogarnąć gestem, słowem. Jeszcze szukam tych słów, jeszcze na sucho próbuję jak dłonie ułożyć- ale świta.
I seledynowe oczy mam podobno.
Po niemiecku obcięłam paznokcie. Na kwadratowo. Nie ranić. Nie hodować w sobie potwora na własny użytek.
 
2004.03.06 00:55:28 | link | komentarz (1)
Czasem mam takie niemieckie jazdy: chciałabym krótkich włosów, co nie wymagają niczego, krótkich paznokci, co nie wymagają niczego, prostego planu, snów o treściwym i jasnym przekazie. Żeby dzień rozpisany na godziny zgadzał się co do joty. Żebym się nie wahała, myślała- proste ein, zwei...
 
2004.03.06 00:54:26 | link | komentarz (0)
Ulubiony most za firanką mgły. Trawa oblepiona chłodem. Ja uparcie w klapkach i sukience.
 
2004.03.06 00:51:05 | link | komentarz (1)
Być mądrą, nie angażować się w konflikty, nie uzasadniać pierwszych, piątych i dziesiątych nagród za użycie mniej bądź bardziej trafnych słów. Siedzę i kręcę głową, bo nie chcę, nie mogę, nie wolno mi wyrokować, przesądzać o czyjejkolwiek racji.
Mogę pogadać- zawsze. Jestem otwarta. Ale boję się; teraz boję się, bo zrozumiałam, ile ważą słowa w wojnie, gdzie słowa są amunicją.
 
2004.03.06 00:49:23 | link | komentarz (0)
Serce mi wali w całym ciele.
Cała jestem jednym wielkim pulsem.
 
2004.03.06 00:46:00 | link | komentarz (0)
A kiedy nagle uświadamiam sobie, jak kruche, jak chybotliwe jest wszystko to, co dla mnie najważniejsze, zdjęta lękiem pędzę przed siebie próbując nie myśleć, albo myśleć o innym- stałym, stabilnym i tak mało, tak mało ważnym.
 
2004.03.06 00:45:31 | link | komentarz (0)
Wczoraj domowy barek zapodawał piwowinowódkęczipsyfajekmnóstwo.
Suka- chodź na spacer, jarać mi się chce dalej.
 
2004.03.06 00:44:12 | link | komentarz (1)
Branie się za bary z biurokracją- nie przepadam. A czeka mnie wystosowanie oficjałki i nadanie sprawie urzędowego biegu. W życiu tego nie robiłam, ale wstręt już czuję.
Lubię proste reguły: albo rybka, albo pipka; ty- mnie, ewentualnie ja- ciebie.
Wszelkie molochy i wyższe instancje sprawiają, że uciekam. Uciekałam znaczy.
A tu masz- namierzyła mnie instytucja najwyższa państwowa i się będę z nią kłócić.
Ani grosza, ani grosza nie wytrząśniesz ze mnie, systemie bezduszny!
Do listy "po raz pierwszy w życiu" dopisać kolejny punkt: nie dam się wydymać Administracji Osiedla.
Proza mnie znów dopadła, faken mać.
 
2004.03.06 00:43:37 | link | komentarz (0)
Za oknem paralotnie elektryczne i gówna gołębi na parapecie. Sobotnie godziny odmierzam puszkami bro.
Taka jestem szczęśliwa, że chuj mi w dupę.
Ckliwa laska powiedzialaby, że nostalgia, melancholia... Ja- że to początki jesiennej deprechy. W połowie sierpnia, bo się klimat zmenia i już.
 
2004.03.06 00:43:03 | link | komentarz (1)
Karola odepchnęła od siebie klawiaturę, cyknęła monitor, wstała gwałtownie. "Wali mnie to"- powiedziała. Od jutra nie ma Karoli. A jeszcze tak niedawno wkurwiała mnie swoim "daj fajka, daj fajka"
Teraz to dałabym jej i sto gum balonówek.
 
2004.03.06 00:42:20 | link | komentarz (1)
Tak mi dzisiaj chujowiutko, nijako. Piwo nie smakuje i fajki. Odezwały się znowu wszystkie alergie; rozdrapuję nadgarstki, kark. Kolejny raz zaprzyjaźniam się z tubką maści ze sterydami, kosz na śmieci pełen chusteczek higienicznych. Za to wszystko nienawidzę lata.
I znowu na dietę mi trza, odstawić to samo dobre i się przestawić na neutralne, pierdolone bezpieczne żarcie. Bo już wiem, czego nie mogę. Oczywiście tego, co lubię najbardziej. I stopy, stopy biedne moje- jak u dziecka ze skazą białkową :(
I oczy nie rwą się do czerwonego, tylko te beże- sreże, bezpieczne szarości, srenie zielenie:(
 
2004.03.06 00:41:47 | link | komentarz (1)
Się przyzwyczailiście, że totalny wkurw ogarnia mnie w sytuacjach ekstremalnych. I nagle - robię dym o drobnostkę. Totalny dym!!!
Niestety- jest to pięćdziesiąta pierwsza drobnostka, a mój format nie przewiduje nic ponad pięćdziesiąt.
Nie znam słowa REKLAMACJA.
Wielkie sorry.
 
2004.03.06 00:41:17 | link | komentarz (0)
Monitor domowy
myszka domowa
klepka podłogowa
zapalniczka biała piezoelektryczna
sucza kiecka naturalna.

Poważnie zastanawiam się nad najbliższym. Coraz więcej rys na tym niby pancernym szkle.
Dzisiejsze poranne pęknięcie jakby zagłaskane, wypolerowane, ale coraz więcej tych skaz tuszowanych. Zdecydowanie za dużo ostatnio. Zawsze byliśmy jednym. Dzisiaj czuję, że każde z nas pęka. Osobno.
 
2004.03.06 00:40:44 | link | komentarz (0)
Padam na twarz.
Nie wiem już, którędy szłam, żeby dojść tu, gdzie jestem.
Wszystko wymyka mi się spod kontroli, nie opuszcza mnie poczucie tymczasowości. Zapierdalam na pięćdziesięciu frontach i staram się, żeby na każdym wszystko grało.
Tak się nie da na dłuższą metę: wszyscy szczęśliwi i ja pławiąca się w płatkach róż- jak conajmniej półkurwie leniwe i zadowolone ...
Coś tu trzeba zmienić, bo się wypstrykam.
I dmucham nikotyną w ryja robakowi chudemu, co bezczelnie po raz setny siada mi na monitorze i udaje, że on niby przecinek.
 
2004.03.06 00:39:11 | link | komentarz (1)
Jak dostaję zjebkę, to wiem przynajmniej, że coś konkretnie zawaliłam, ktoś zawalił, albo coś w ten deseń. Jak niespodziewanie dostaję pochwałkę- lęgną mi się w głowie podejrzenia, że za chwilę będę miała do zrobienia coś ponad moje siły, za co dostanę zjebkę.
 
2004.03.06 00:38:18 | link | komentarz (0)
A latarnie i tak będą wypluwać niestrawione ćmy, zimą cztery żeberka kaloryfera będą ogrzewały powierzchnię najbliższą, nie kupię sobie sukienki wymarzonej, bo jej nie mam w głowie, jedno co wiem, to że mogłaby być lniana.
 
2004.03.06 00:37:25 | link | komentarz (1)
Wieczorem powinny być domowe myśli.
Ale dotkliwie się dobijają jakieś pracowe obowiązki; nagle spod palców mi wykwitają mediaplany, co ich za cholerę nie mogłam ruszyć między 9.00 a 17.00.
Ja nie pamiętam już, ale skądś to znam: "bo ja mam w sobie taki bunt, jak porąbane siekierą pianino"
Tak to czuję. Tak to mam o tej godzinie, niby po pracy, ale w pracy.
Nie umiem "w"; śpiewam "po"
Pojebana.
 
2004.03.06 00:36:38 | link | komentarz (1)
Podchodzi mi do biurka pięć razy dziennie: "daj fajka, daj fajka"
Zobaczyła, że żuję gumę: "daj gumę, daj gumę"
Kupiłam sobie chleb, ser, pomidora. Praca pracą, ale jeść trzeba. "Jeeezu, ale jestem głodna, zrób i dla mnie kanapkę"

Nie ma we mnie ani cienia asertywności, bo jeszcze dostaje te fajki, te gumy, kanapkę też jej zrobiłam. Ale zaczyna mi bulgotać w gardle. I ja się boję, że finał będzie taki, że ja jej któregoś dnia po prostu przypierdolę.
A wystarczyłoby raz, a stanowczo powiedzieć NIE.
 
2004.03.06 00:35:58 | link | komentarz (1)
... siedzę bezmyślnie przed monitorem, szlifuję blogowe bruki i zmęczona się czuję duchotą w powietrzu, pustką w głowie, brakiem jakichkolwiek podniet. I świeci mi most ulubiony w oddali i myślę, że w sierpniu zobaczę się i pogadam z Taką Jedną, co jak otwieram Jej archiwum, to ściska mnie mocno w środku. Myślę jeszcze, że blog ten niekoniecznie jest mi potrzebny. To bardziej istotne dzieje się gdzieś indziej, to tutaj to fusy tylko.
 
2004.03.06 00:35:13 | link | komentarz (1)
A kac to stan, którego nie znam.
Bezkarnie mieszam i moja wątroba kupuje to bez sprzeciwu.
Jeżeli uwiera mnie cokolwiek, to nie organy powiązane ze spożywaniem.
 
2004.03.06 00:34:29 | link | komentarz (1)
rano kupić chleb herbatę pomidory jogurt i wydaję kupę kasy przynoszę do domu do lodówki dużo więcej i zastanawiam się na co na co wydałam tyle kupli
siadam przed monitorem żeby sprawdzić co nowego w kraju i na świecie i kusi mnie jeszcze i to i tamto i owamto i wstaję nie po kwadransie a po dwóch godzinach albo i trzech może nawet więcej i zastanawiam się po co tyle tych minut skoro i tak nic wartościowego nic czego bym nie wiedziała nic czego nie przeczuwałam
i w miasto jadę ale tam to się nie spodziewam efektów żadnych rachunki są po prostu do opłacenia a że zalegałam ostatnio to muszę na miejscu w siedzibie żeby uniknąć monitów telefonów wezwań do zapłaty
i znowu skuszę się na czereśnie co zgniją przez noc i myślę wtedy że szkoda że nie zjadłam bo jak zgniły tak szybko to znaczy że nie były transgeniczne że nie majstrowali przy nich spece od "ulepszania" i mówię sobie znalazłam dobry stragan jutro też chcę tam pojechać i teraz to już na pewno zjem te czereśnie
 
2004.03.06 00:33:23 | link | komentarz (1)
Za dnia bite osiem godzin spędzam w klimatyzowanym budynku: chłodno na schodach, chłodno przy biurku. Człowiek się idzie ogrzać, jak na fajka wychodzi. Palimy na dachu. Fajny widok jest stamtąd. Panorama aż po peryferia. Widzę na przykład ulubiony most. Ten sam, który oglądam z okien mojego domu. A jak wracam już z tego fajka- to siadam przy biurku tyłem do okien, za którymi wielki taras. Jak mi gorąco w stopy, to zostawiam pod biurkiem buty i chłodzę się boso na terakocie tarasowej. Łokcie opieram o balustradę i zaglądam ludziom z dołu w talerze. Podobno zajebiście droga ta knajpa. Nie będę nawet sprawdzać, bo mówią, że chujowe żarcie.
I- o dziwo- dobrze mi tam. Mam taki sam spokój, jak przez ostatni rok. Robię prawie to samo, tylko płacą mi za to. Ten sam net, ta sama kawa, ci sami ludzie. Poranna dawka śmiesznostek co rano i "pozdrawiam", "pozdrawiam"- jak mantra na zakończenie każdego maila.
Kiedyś- to jeszcze w poprzedniej robocie- wysłałam arcyważnego maila do arcyważnego partnera w interesach i zakończyłam go "PIZDRAWIAM"- zupełnie niespecjalnie. Zwykła literówka. Dzisiaj mi się przypomniało.
 
2004.03.06 00:31:41 | link | komentarz (0)
Pod moim blokiem egzystują klony, co je Mamelukami zwę.
Piją preparaty i mianują mnie miss bloku, wyjść wieczornych miss...
Mamelukich najpiękniejsza.
Niech będzie Mamelukom.
 
2004.03.06 00:30:41 | link | komentarz (0)
nastawiłam radio na jakąś tragicznie wczesną godzinę. Bo idę zarabiać. Jutro od dziewiątej.
Na szczęście mogę mieć na dupie dresy, a na głowie to, co mam. Nie pytał nikt o zawartość głowy. Może i lepiej. A co miałabym powiedzieć? Zamyśliłabym się i tyle by było.
Pytali tylko, czy nadal.
No nadal.
No to ok.
 
2004.03.06 00:29:58 | link | komentarz (1)
Ciepły wieczór, ciepłe piwo, ciepłe papierosy. Na murku my, w domach narzeczeni zapładniają narzeczone. Spędzamy czas.
 
2004.03.06 00:29:00 | link | komentarz (1)
Nienawidzę telemaniactwa. Nie zrozumiem nigdy gnicia przed telewizorem i przerzucania kanałów- przez godzinę, dwie, lub dłużej. "Oglądam telewizję"- nie rozumiem tej zbitki
 
2004.03.06 00:28:06 | link | komentarz (0)
W dzisiejszym odcinku bohaterem dnia będzie upał, co to myśleć nie pozwala, nie pozwala pisać- wiem dobrze, bo od rana słucham radia i tam mówili.
Z dobroci i obfitości to przyjeżdża do mnie dzisiaj jedna taka, co ją lubię ponad wszystko, z przeciwności to oczywiście upał. I już. Żadnego żalenia się, pomagania losowi w losowaniu.
 
2004.03.06 00:26:49 | link | komentarz (0)
Dołożyłam "28 Days Later".
Mieszane uczucia, ale muza taka, że aż ciarki czasem.
Następna w kolejce "Pianistka".
 
2004.03.06 00:26:06 | link | komentarz (1)
Oglądam "Kroniki portowe" L. Hallstroma, jeden z tych cudownie nudnych, pozornie o niczym, filmów. Powolny, bez fajerwerków. Dialogi takie, że co chwilę coś łapie mnie za gardło. Ale jest i do śmiechu, jest.
 
2004.03.06 00:25:00 | link | komentarz (0)
Nie będę jeździła windami z muzyką.
Nie będę w dni robocze obcowała z panem o zimnym nazwisku.
 
2004.03.06 00:24:09 | link | komentarz (0)
Obudziłam się i wstałam i chodzę taka obolała. Delikatnie stawiam stopy, rąk nie nadużywam. Niby nic konkretnie, a wszystko tak po trochu.
 
2004.03.06 00:23:36 | link | komentarz (0)
Błyszczący Ronson. Wyjrzał z czeluści torby, pomachał obietnicą płomienia. Da ognia, kiedy zainwestuję w jego przeczyszczenie. Bo jest iskra i wszystko gra na pierwszy rzut oka.
 
2004.03.06 00:22:59 | link | komentarz (0)
mam zadzwonić do tych z wieżowca.
Dlaczego mi tak zależy?
Że kasa co miesiąc- regularnie na konto?
Że ubezpieczenie, miły dojazd i realizacja planów pewnych, co mi przyszły do głowy niespodzianie?
Normalny człowiek to powiedziałby, żebym się waliła na twarz. Bo kiepskim interesem jest zatrudnienie się tylko po to, by głupkom pod nogi patrzeć. Wiedzieć jak dymają współmałżonków, jaką szynką oszukują czerstwą bułkę.
 
2004.03.06 00:22:17 | link | komentarz (1)
Jechałam w miasto. Bezmyślnie gapiłam się na wiosnę za oknem. Wsiadła nagle dziewczyna i spoczęła obok. Spojrzałam na nią i juz nie mogłam oderwać oczu. MIAŁA BLUZKĘ W KODY KRESKOWE. Oboksiebiejedenwjedentakisamkod.
 
2004.03.06 00:20:47 | link | komentarz (0)
Czy jutro rano będzie inne? Jak to jest obudzić się i mieć inne w głowie? Jak to jest otworzyć oczy i inne przed nimi mieć?
Ale spoko jest. Trzymam fason na wierzchu, spoko
 
2004.03.06 00:20:10 | link | komentarz (1)
Park. Ciemno. Gdzieniegdzie lampiony. Wchodzimy na wzgórze rzadko porośnięte drzewami. Nie wiem kto- "my", ale oprócz mnie na pewno są jeszcze inni. Byliśmy tu wcześniej tej nocy i coś nas spłoszyło (wystraszyło?,0) tak bardzo, że pogubiliśmy buty. To wzgórze usłane jest nimi, setki sandałów, oficerek, pantofli. Jak wśród nich znaleźć swoje? Grzebię rękami w tłustej ziemi, mam jej pełno pod paznokciami, w ustach. Przeraża mnie ciemność, wokół siebie nie widzę nikogo, słyszę tylko odgłosy kopania zewsząd.
Nagle dookoła zaczynają błyszczeć oczy, gładkie takie, zimne. Rozbłyskają szybki latarek. Widzę oddział kobiet odzianych w jednakowe uniformy (mundury?), rozpierzchających się wśród nas- poszukiwaczy obuwia...
Zbiegam ze wzgórza. Uciekam na oślep, boso. Stopy zapadają się w grząskie ścieżki.
Czuję nagle kłucie w boku i jestem pewna, że ktoś dźga mnie wygiętym drutem. Powoli otwieram oczy i już chcę odetchnąć z ulgą, że to sen był tylko. Otwieram... i nie mogę unieść powiek na tyle, by zobaczyć, co dzieje się wokół. Czuję natomiast, że moje ciało owinięte jest w kokon z masy jak kisiel. Wokół rozmazane kontury bezpłciowych sylwetek, które wbijają w kokon jakieś przedmioty, są coraz bliżej i bliżej. Kątem oka widzę, że rozdzierają na strzępy moje ulubione ubrania. Czy ja w kokonie jestem naga??? Nie ma czasu, nie ma czasu, to ostatni moment, by uciec.
 
2004.03.06 00:15:03 | link | komentarz (0)
Potem sztywno i na temat. Pierwszego glana zaliczyłam w trzeciej minucie. Pomyślałam, że jak po chrześcijańsku nadstawię drugi pośladek, to po mnie.
 
2004.03.06 00:13:55 | link | komentarz (1)
Szklany wieżowiec nie odbijał dzisiaj słonecznych refleksów. Jedynie mizerne deszczowe odpryski.
W środku półmrok i stała temperatura.
Wsiadłam do windy i zaniemówiłam. Kilka przycisków tylko, a pięter w tym budynku ze trzydzieści. I jeszcze symbole dziwne na nich. Wybrałam fantazyjnie splecione strzałki. Zaszumiało i poooooszła...
Wysiadam. Wyrósł przede mną cerber w mundurze. 1:0 dla wieżowca.
Znów początek labiryntu.
Tym razem w porządku. Gra muzyka a na guzikach szlaczki arabskich cyferek.
 
2004.03.06 00:12:19 | link | komentarz (0)
Normalnie mam cykora. Stopy zimne i dłonie zimne ze strachu. Kiedy ja ostatnio byłam na takiej rozmowie? W styczniu? Było miło i nic z tego nie wyszło. Facet, który zadzwonił dzisiaj był zasadniczy i szorstki dość, więc się spięłam od razu. Jeszcze mi się w trakcie umawiania telefon, cholera, rozładował. Miałam na szczęście wizytówkę pod ręką, zadzwoniłam ze stacjonarnego i twardo dokończyłam umawianie.
Droga Tepso!
Dziękuję, że do najbliższego Biura Obsługi Klienta mam tak daleko i nie zrealizowałam jeszcze pomysłu zawieszenia usług. Bom leniwa i nie chciało mi się autobusem tłuc aż na Gagarina.
 
2004.03.06 00:11:10 | link | komentarz (0)
Zdarza się, że kiedy słyszę dźwięk telefonu- nim odbiorę- wiem już kto i po co się dobija.
Dzisiaj tak było. Zadzwonił, a ja zaczęłam przełykać szybciej ślinę, odchrząkiwać, wytarłam o spodnie nagle spocone dłonie i odebrałam.
Okazało się, że bingo, że wytypowałam idealnie.
I że idę jutro rano na rozmowę.
Będzie praca?
 
2004.03.06 00:10:11 | link | komentarz (0)
Pacjenci szpitali dla nerwowych inaczej przynoszą swoim lekarzom naręcza bzu zerwane pod szpitalem. Wpadła dzisiaj do gabinetu Adama taka szczerbata pani Małgosia, bez pukania, z okrzykiem: "Panie doktorze, bezy dla pana doktora!" Podzieliła bukiet, który przytulała- na dwie części i jedną z nich wepchnęła prawie w jego ramiona.
Jakoś ciepło się zrobiło...
Z drugą częścią "bezowego" bukietu wybiegła na korytarz, zawstydzona chyba. Nie spodziewała się zastać w gabinecie kobiety odzianej po cywilu- ani pacjentki, ani pani doktor.
Dla kogo były pozostałe "bezy"?
 
2004.03.06 00:07:54 | link | komentarz (1)
Przestałam śnić. Zupełnie.
 
2004.03.06 00:06:59 | link | komentarz (1)
dawno nie udawałam, że mnie nie ma. Ostatnio jako dziecko. Nie odbierałam telefonów, nie otwierałam drzwi. Musowo nie szłam do szkoły. Kupowałam wcześniej pojemniczek truskawek homogenizowanych, kubeczek śmietany i robiłam z tego zupę truskawkową. Zaszywałam się w cichym domu z talerzem pełnym tego dobrego, czytałam książki, słuchałam muzyki, gadałam do siebie.
Od dawna nie mogę sobie na to pozwolić. Wyciszyłam się dopiero przez ostatnich kilka dni, na drewnianym tarasie, na niedalekiej wsi. Patrzyłam, jak zakwita brzoskwiniowe drzewko, słuchałam, jak latają owady, tuliłam do twarzy nagrzaną słońcem psią sierść. Czytałam trzy książki jednocześnie, nie odbierałam telefonów; dobrze mi było.
Wróciłam do miasta. Zapach asfaltu zabija zapach świeżej trawy. Od rana hałasują samochody. W sklepie nie ma mleka od krowy. Ech...
Nie mogę udawać, że jestem dzieckiem. Muszę być na każde wezwanie i otwierać pukającym.
 
2004.03.06 00:05:59 | link | komentarz (0)
Więc piję whisky z lodem na smutki powszednie.
Drżę w środku. Nic tego nie przepędzi.
Dużo whisky mam. Może coś wymyślę.
Ale od rana nic się nie zmieniło. Intensywnie dumam nad tą kartką, co ją na biurku znalazłam.
 
2004.03.06 00:04:46 | link | komentarz (0)
Wróciłam.
Na biurku zła wiadomość.
Będę dzisiaj pić.
Teraz to już nie wiem, co dalej.
Miała być wiosna i miało być pięknie.
Byłam taka szczęśliwa jeszcze godzinę temu
 
2004.03.06 00:03:13 | link | komentarz (0)
... rozsiadły się słowa nam- na taboretach, fotelikach i podłogach. Napiły się wódeczki i spać pójdą w rozdeptanych chipsach i orzeszkach w papryczkowych pelerynkach. Wódka rządzi wśród drobnych przekąsek...
Czy wszędzie tak się dzieje?
Świątecznie pozdrawiam.
 
2004.03.06 00:02:32 | link | komentarz (0)
Śniła mi się dzisiaj przyjaciółka z dawnych czasów. Wróciła do mnie nocą i tak jak wtedy poszłyśmy na most kolejowy, przecinający rzekę w małym miasteczku. I położyłśmy się na torach. Zabawa szczenięca taka, żadne tam poważne próby targania się. W oddali zagwizdał pociąg towarowy. My twardo leżymy. Kiedy maszyna była już dość blisko- zerwałyśmy się z torów i usiadłyśmy na krawędzi mostu, zwieszając stopy ku rzece. Pociąg hamuje. My twardo siedzimy, chojraczki jedne. Kiedy z wagonów wysypało się kilku kolejarzy- za późno było na myśli o szybkiej ewakuacji. Podbiegli do nas i zaczęli szarpać za ręce, wciągać do wagonów. My twardo- "nie". Jechało od nich wódą na kilometr. Krzyczeli, że popamiętamy, że mandaty, że kolegium. Upiekło się nam wtedy. Dali nam spokój po chwili i pociąg odjechał. Jak wtedy.
 
2004.03.06 00:00:50 | link | komentarz (0)
Złapałam się wieczorem na akcji nieznanej mi dotychczas: dzierżąc w dłoni dziewiczy bilet dobowy jechałam w miasto i odwlekałam chwilę skasowania. Czekałam na moment, kiedy bezpiecznie będę mogła odznaczyć na nim dzień, miesiąc, rok i oczywiście godzinę, żeby nie martwić się jutro, że nie starczy doby, żeby mieć maleńki choć- ale zapas...
 
2004.03.05 23:59:36 | link | komentarz (0)
Nikt mi nie mówi o sprawach ważnych. Nikt mi nie mówi, co muszę.
Moje papierosy leżą grzecznie w paczce i ile razy je policzę, to tym bardziej mi żal...
Szukam ciepłego tunelu; spocząć; przykimać; snów pastelowych zasięgnąć; pastylką być na witamin równowagę...
 
2004.03.05 23:58:23 | link | komentarz (1)
Niedziela jak sobota, piatek jak czwartek i tak dalej. Pusto w głowie. Cisza. Przyjacielskie poklepywanki słowne też należą już do przeszłości.
 
2004.03.05 23:57:04 | link | komentarz (1)
Zdecydowanie za dużo palę. Za mało jem, za mało śpię. Za mało o siebie dbam.
Niepotrzebnie tyle o tym myślę. Za dużo.
 
2004.03.05 23:55:52 | link | komentarz (1)
Słońce za oknem. Głowa w oknie. Z perspektywy szóstego piętra mogę policzyć jabłka w skrzynkach i główki kapusty na straganie pod blokiem. To nie jest wymarzony widok.
I ten kawałek ulicy z rozpędzonymi autami.
I jeszcze kominy.
To zdecydowanie nie jest wymarzony widok.
 
DESIGN:TORRES